sobota, 31 stycznia 2009

Zappa

Dwa fragmenty dokumentu cenionego holenderskiego dokumentalisty Franka [nomen omen] Scheffera [ mającego na koncie wiele filmów głównie o współczesnych kompozytorach ] o Wielkim Franku :

- tu proszę się nie przestraszyć Steve'a Vai'a na początku : to będzie tylko wstęp do piorunującej gitarowej solówki Zappy z koncertu w nowojorskim Palladium z lat 70-ych :




... natomiast tutaj na początek w krótkim niestety fragmencie Ensemble Modern - najlepszy bodaj na świecie zespół wykonujący muzykę współczesną - oczywiście w kompozycji Zappy, następnie będziecie mieć niepowtarzalną okazję wysłuchania utworów tegoż w wykonaniu Teherańskiej Orkiestry Symfonicznej [ tu polecam zwłaszcza pewną nadobną Persjankę, niejaką Mahnaz Saheb - te oczy, karminowe usta, oh! ], by na koniec zobaczyć archiwalny zapis programu amerykańskiej tv z lat 50-ych, gdzie Franek będzie grał na rowerze :




... zaś na deser trochę coś innego : w krótkim fragmencie tylko przepiękny temat ''Sleep dirt'' - niestety jakość taka sobie [VHS], ale warto!




[ jeśli ktoś chce więcej, może - oczywiście oprócz oficjalnej strony Zappy, do której link umieściłem w dziale ''muzyka'' - wejść na naprawdę dobrą polską stronę poświęconą Frankowi > frankzappa.republika.pl : kupa informacji, tłumaczenia tekstów, dużo zdjęć a przede wszystkim ciekawych wywiadów, gorąco polecam! Tu mała dygresja na temat Zappy : zawsze miałem słabość do postaci kojarzonych z kontr-kulturą, zarazem jednak zachowujących wobec niej dystans, wyłamujących się z narzucanych przez nią - bo kontr-kultura potrafi być równie opresywna co oficjalna - schematów, jak Lou Reed, Passolini, Bukowski czy właśnie ''facet, który nosił najlepsze wąsy w dziejach Ameryki'', np. w czasie gdy radykalni pacyfiści ( jak to brzmi! ) palili książeczki wojskowe w proteście przeciwko wojnie w Wietnamie, on mówił : ''powinniśmy infiltrować armię'' tzn. mieć tam swoich ludzi, należy więc iść do woja, żeby zmienić tą parszywą instytucję od środka, sporo zamieszania też w swoim czasie zrobiła jego wypowiedź, że studenci zamiast ciągle tylko strajkować i wszczynać burdy z policją, powinni lepiej przyłożyć się do nauki, bo gdy po skończeniu studiów zostaną prawnikami, lekarzami, politykami etc. będą wówczas mieli większe szanse zmieniania świata, niż za pomocą agresywnego gadulstwa i jałowej przemocy [ patrząc do czego doprowadził i co zostało z lewackiego terroryzmu, w jaki wielu z nich się stoczyło, nie sposób nie przyznać mu racji ], no i last but not least nie ćpał, co czyniło go, zwłaszcza w owym czasie, swoistym kuriozum w świecie szoł-bizu ( i nie tylko ). Myślę, że zawdzięczał to w dużej mierze swojej unikalnej, naprawdę niezwykłej ( przynajmniej w tamtym czasie ) pozycji, jako zarazem gitarzysty rockowego i kompozytora jak najbardziej muzyki współczesnej, co z jednej strony zapewniało mu zdrowy dystans do różnych zajobów związanych ze światem muzyki pop, tej całej żałosnej pseudo-filozofii życiowej ''sex, drugs and rock'n'roll'', a z drugiej chroniło też przed patologiami do absurdu hermetycznego środowiska ''muzyki współcz.'' - tu kapitalny passus jego przemówienia na zjeździe Amerykańskiego Stowarzyszenia Kompozytorów Uniwersyteckich - brzmi strasznie, prawda? - pomieszczony w jego świetnej, skrzącej się inteligencją i zjadliwym humorem autobiografii ''Takiego mnie nie znacie'', tudzież inne jego wypowiedzi na ten i podobne tematy tamże, polecam! ]

czwartek, 29 stycznia 2009

O wielce jednostronnym ''rewizjoniźmie'' i współczesnych lewo-liberalnych hipokrytach słów kilka .

Parę dni temu wybuchła afera z jednym z, można powiedzieć, ex-ekskomunikowanych biskupów-lefebrystów kwestionującym holocaust [ więcej można przeczytać - i zobaczyć - tutaj ]. Oczywiście nie zamierzam bronić tego bubka, ośmielę się jednak wbrew medialnej histerii, która się wokół tego rozpętała wyrazić parę zdroworozsądkowych wątpliwości na jej właśnie temat. Po pierwsze co najbardziej rzuca się w oczy to sprytne i bezczelne zarazem utożsamienie dzięki medialnemu zabiegowi faktu zdjęcia ekskomuniki z lefebrystowskich biskupów z negacjonistyczną wypowiedzią jednego z nich, a to są dwie zupełnie różne rzeczy! [ ekskomunika poprzedniego papieża nie była przecież powodowana takimi czy innymi poglądami tych hierarchów, ale wewnętrznymi sprawami doktrynalnymi samego kościoła katol., nikt tego jednak w powszechnym zamieszaniu nie zauważa, i o to chodzi ]. Po drugie, wywiad telewizyjny, który wywołał tą całą aferę, został nagrany już jakiś czas temu, czemu więc ''wypłynął'' dopiero teraz i akurat w tym momencie? [ zgadnij koteczku, jak mawiał Kisiel ; rzecz jest tym bardziej ciekawa, że na storpedowaniu inicjatywy papieża zależało prawdopodobnie też ''drugiej stronie'' - o tym tutaj : gdyby to okazało się prawdą, byłby to kolejny przykład sojuszu ''faszystów z komunistami'' ]. Najbardziej jednak w tym wszystkim uderzające jest co innego - hipokryzja współczesnych elit i ich medialnych pomagierów, wśród których, jestem o tym przekonany, można by znależć wielu, jeśli nie większość, którzy wciąż, a zwłaszcza w przeszłości, negowali i negują nadal lub co najmniej pomniejszają zbrodnie i ludobójstwa lewicy, przeważnie komunistycznej choć nie tylko. Nikt ich jednak za ''rewizjonizm'' nie potępia i nie stawia za to przed sądem, może zresztą słusznie, bo wówczas cele wielu europejskich i amerykańskich więzień okazałyby się przepełnione... Ilu znamienitych intelektualistów, artystów, dziennikarzy, a i zapewne co bardziej ''progresywnych'' i ''liberalnych'' hierarchów, teologów czy nawet zwykłych księży samego kościoła katol. trzeba by wtedy tam zamknąć? Można więc jak widać obłudnie potępiać zbrodnie nazistów milcząc zarazem, lub wręcz negując te popełniane przez komunistów, tym bardziej że we współczesnej Europie samo ich zrównanie wciąż budzi oburzenie na opiniotwórczych ''salonach'', a przypomnę elementarny fakt, że w przeciwieństwie do faszyzmu, który był, pomimo przerzutów do Japonii czy Ameryki Łaciń., epizodem - na szczęście !! - przede wszystkim ''lokalnym'', europejskim, ta zaraza, to zgniłe, jadowite, kukułcze jajo podrzucone przez cywilizację zach. Azji, Afryce, Ameryce Połud. czy nam w tej ''gorszej'' części Europy, jaką był komunizm i marksizm w ogóle, rozpełzła się i zainfekowała swoimi miazmatami praktycznie cały świat [ jestem pewien, że nawet na lodowcu w Grenlandii, wśród Eskimosów można by znależć entuzjastów tego świństwa! ], stąd też i skala jego zbrodni była większa, a zasięg i skutki szersze i głębsze. Przy tej okazji nasuwa się jeszcze jedno : mało kto zdaje się zauważać, że dokonuje się tu medialnej manipulacji utożsamienia ''rewizjonizmu'' z ''negacjonizmem'' samego Holocaustu, tyle że o ile mi wiadomo większość rewizjonistów nie neguje ludobójstwa dokonanego przez niemieckich narodowych socjalistów [ czy Niemców nazywając rzecz po imieniu ] na Żydach, tylko czynienie tego za pomocą komór gazowych, samo ich istnienie, a więc, powtórzmy dla co bardziej tępych zwolenników politycznej poprawności, z poddawania w wątpliwość istnienia takich komór nie wynika zaraz automatycznie negowanie faktu ludobójstwa jakim był Holocaust! Oprócz tego, poza histerycznym zakrzykiwaniem nie doczekałem się dotąd żadnej poważnej polemiki z podnoszonymi przez nich argumentami, np. świadectwem tego amerykańskiego specjalisty od komór gazowych w których uśmierca się przestępców, na które się powołują - jeśli bredzą, to cóż prostszego racjonalnie, spokojnie to wykazać? Rozumiem, że w takiej sprawie trudno powściągnąć emocje, jeśli jednak za naszym stanowiskiem stoją twarde fakty, to nie pozostaje nic innego jak tylko je przywołać by obalić błąd adwersarza, to wystarczy. Tymczasem frenetyczna walka z [ bardzo jednostronnym jak widać ] ''rewizjonizmem'' prowadzi często do absurdów takich jak np. skazanie na grzywnę i więzienie oraz obwołanie ''antysemitą'' wice-przewodn. francuskiego Frontu Narodowego Brunona Gollnischa, który jest, jak już brzmienie samego nazwiska jasno wskazuje, z pochodzenia Żydem! Co zaś tyczy się kierunku zmian w kościele katolickim, to choć jako się rzekło sam nie jestem już od dawna jego częścią, i dotąd dopóki nie zmusza mnie oraz jego wyznawcy do przyjęcia jego doktryny, to ani mnie on ziębi ani grzeje, ale właśnie z perspektywy coraz bardziej oddalonego od niego obserwatora, na przekór wielu, którym się to pewnie baaardzo nie spodoba, oceniam je pozytywnie, bowiem za Nicolasem Gomezem Davilą uważam, że ''każda prawdziwa religia jest hierarchiczna i ascetyczna''. Obecny papież zdał sobie sprawę, że ''nowoczesność'', ''duch soboru'', rzekome pójście z ''duchem czasu'' [ które w rzeczywistości było poddaniem się akurat panującym modom, nie bez komunistycznej inspiracji - szerzej można przeczytać o tym tutaj, pisał też o tym kiedyś Mackiewicz w książce ''Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy'' ] którym jak cepem terroryzują katolików, i ludzi religijnych w ogóle, różni samozwańczy ''oświeceni'' doprowadziło tylko do tego, że np. w takim bastionie katolicyzmu, za jaki przyzwyczajono się uważać Amerykę Łacińską, katolicy masowo przechodzą na protestantyzm, i to nie na te jego ''progresywne'' odmiany, które uznają kapłaństwo kobiet, małżeństwa homoseksualne itp. ale właśnie najbardziej ''integrystyczne'' i ''fundamentalistyczne''! Wystarczy to prześledzić na przykładzie Brazylii, gdzie w błyskawicznym tempie sekciarski, charyzmatyczny protestantyzm staje się synonimem zamożności [ a więc skrajny konserwatyzm obyczajowy i ideologiczny wcale nie musi hamować rozwoju gospodarczego i technologicznego, wręcz przeciwnie! podobnie jest np. w Turcji, gdzie to właśnie fundamentalistom muzułmańskim dopiero udało się zlikwidować burdel w finansach publicznych, i zapewnić krajowi wzrost gospodarczy, do czego nie były zdolne wszystkie poprzednie laickie rządy, zarówno te liberalne, jak i ataturkowskie, nacjonalistyczne ] a katolicyzm, i to właśnie ten ''otwarty'', posoborowy a nie ''zacofany'', tradycyjny - biedy, przestępczości i ignorancji. Czy się to komuś podoba czy nie, ale dzisiaj najbardziej żywotne są te odmiany religii, które najbardziej idą na udry z tym co nie wiedzieć czemu wciąż zwykło się nazywać ''nowoczesnością'' [ a co tak naprawdę jest wyłącznie europejską aberracją, bo nigdzie na całym świecie nie ma takiego konfliktu między ''świeckością'' a ''religijnością'' jak w Europie Zach. - no, może tylko w Korei płn.?... ], i kościół katolicki z przerażeniem obserwujący ekspansję islamu, ale też i ww. protestantyzmu - nie tylko w krajach Ameryki Łacińskiej, ale też np. w Chinach, musiał się do tego jakoś dostosować. Jakkolwiek zadziwiająco by to nie zabrzmiało dla wielu, zwłaszcza tu w Europie, ''postępowców'', to właśnie ''integryzm'' jest obecnie na świecie synonimem ''nowoczesności'', oczywiście wszędzie poza europejskim grajdołem, ale wraz z rosnącym znaczeniem tych rejonów świata, a też szybko powiększającą się populacją imigrantów z różnych rejonów Azji i Afryki w samej Europie, trudno już im będzie ten fakt ignorować - nadchodzące czasy zapewne zmuszą do weryfikacji wielu ''postępowych'' dogmatów, które przyszło uważać się za oczywiste! Biorąc powyższe pod uwagę mówię więc, parafrazując Adasia : odpieprzcie się od Ratzingera ! [- ps. B16 ]

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Azja górą!

Kilka rzeczy, które mnie ostatnio powaliły, a łączy je pochodzenie z tamtego rejonu świata :

Na początek ''Otomo Yoshihide New Jazz Orchestra'' - pełna zgiełku, mocna ale wyrafinowana zarazem muzyka na skrzyżowaniu jazzu, awangardy, rocka, muz. elektronicznej i bóg wie [lub nie] czego jeszcze : jak ktoś napisał w komentarzu pod klipem, brzmi ''like abstract Zappa'' - o yeah! Jeśli ktoś obecnie zasługuje na dumne miano następcy Wielkiego Franka, to chyba właśnie Otomo Yoshihide [ być może ktoś go kojarzy ze znakomitej japońskiej formacji ''Ground Zero'' ], proszę więc posłuchać projektu jednego z największych muzycznych wizjonerów naszych czasów [ tylko ostrzegam, że to będzie naprawdę ostre, typowo japońskie, bezkompromisowe łojenie - zwłaszcza baryton(-?) Gusstafsona rozpierdala wszystko ] :




... tu zaś dla wytchnienia w krótkim fragmencie spokojniejsze wydanie ''OYNJO'' : informacja zamieszczona obok klipu głosi, że jest to wersja ''Song for Che'' Charlie Hadena - miło mi, że ktoś poświęcił mi swój utwór...




... na koniec pani - bliżej mi nieznana niestety dotąd Audrey Chen : fragm. jej występu w bydgoskim zacnym klubie ''Mózg'' [ którego zapis w całości leciał dziś w tvp kultura ] . Ostrzegam jednak, że stosuje, skądinąd ulubione przeze mnie, tzw. ''rozszerzone techniki wokalne'' - brzmi jak dalekowschodnie skrzyżowanie Billie Holiday z Diamandą Galas! Oj, chyba znalazłem nową muzyczną, wokalną miłość...



[ jeśli ktoś chce zobaczyć więcej koncertów z ''Mózgu'', znajdzie je tutaj - polecam, kupa świetnej muzyki, występów najprzedniejszych artystów, rodzimych jak i z całej reszty świata ; przyszło mi też na myśl coś z innej dziedziny, ale w tym temacie : jakiś czas temu na blogu Jarosława Klejnockiego - do którego link umieściłem w dziale ''Ludzie'' - znalazłem jego korespondencję z Korei Płd. , gdzie został zaproszony na ichnią polonistykę (-!) z serią wykładów o twórczości Herberta. Rzecz jest na tyle niecodzienna i egzotyczna, że powinna zainteresować - dla ciekawskich zdjęcia i szczegółowa relacja ]

O pijanych angolach i eugenice .

Wczoraj widziałem w tvp kultura dobry, jak zwykle zresztą, ''Trzeci punkt widzenia'', cykliczny program w którym trzej konserwatywni filozofowie - Dariusz Gawin, Marek Cichocki i Dariusz Karłowicz, komentują trzy wybrane zdarzenia lub tematy minionego tygodnia : polecam zwłaszcza drugi i trzeci dotyczące, kolejno, ''traumatycznych przeżyć angielskich turystów w krakowskich izbach wytrzeżwień'' [he he] i najnowszego numeru ''Dialogów politycznych'' poświęconego eugenice [ całość można zobaczyć tutaj ]

A właśnie, jak już jesteśmy przy eugenice, to parę dni temu amerykańska administracja ds. żywności i leków, na pewno za wiedzą Obamy i z inspiracji jego ekipy, wydała zezwolenie na pierwsze w historii USA próby kliniczne z komórkami pobranymi z ludzkich embrionów. Media oczywiście przedstawiają to tak, że ci którzy się temu przeciwstawiają to banda wrogich ''postępowi'' [ ilu ludzi dotąd wymordowano w imię tego hasła? ] i ''szczęściu'' [ ilu unieszczęśliwiono z kolei w imię tego? ] oszołomów, chrześcijańskich ''fundamentalistów'' itp. , natomiast optujący za tym rozwiązaniem to ludzie ''światli'' i ''humaniści'' - otóż niżej podpisany nie tylko nie jest katolikiem, ale i chrześcijaninem jako takim [ o ile oczywiście można nim nie być rodząc się i wychowując w tej kulturze i cywilizacji, nawet tak laickiej ; zresztą, czyż ''postępowość'' to nie nic innego jak zlaicyzowane w ogóle, lub przynajmniej pewne jego wątki, chrześcijaństwo? skąd np. wziąłby się liberalny indywidualizm, gdyby nie idea nieśmiertelnej duszy ludzkiej, lub osobowego, chrześcijańskiego Boga? bo choć pod tą szerokością geograficzną przywykliśmy uważać się za indywiduum, nawet nasz język i sposób myślenia jest tak ustawiony by w nas to poczucie indukować, wcale nie jest to takie oczywiste - wiele kultur i cywilizacji doskonale obywało się, i obywa nadal, bez tego, kuriozalnego skądinąd, konceptu ], a odrzuca zdecydowanie i jest przeciwnikiem tego typu ohydnych manipulacji. Szczerze powiedziawszy nie rozumiem jak można uważać się za ''humanistę'' i zwolennika ''praw człowieka'' i zarazem popierać wykorzystywanie ludzkich embrionów do tego np. żeby jakieś bogate kurwy robiły sobie z nich maseczki odmładzające czy coś takiego [ o aborcji i eutanazji już nie wspominam ]. Jeśli ktoś jest tak naiwny [ żeby nie powiedzieć mocniej ] i zaczadzony hasłami ''wolnego wyboru'' i ''postępu'' w imię których się to odbywa [ a przypomnę, że były one inspiracją najohydniejszych zbrodni i największego zniewolenia człowieka w minionym stuleciu ], że nie dostrzega iż powyższa decyzja otwiera drzwi, stanowi pierwszy krok do przemysłowej eksploatacji ludzi, a właściwie należałoby rzec - ''materiału ludzkiego'', to nie mamy w takim razie co ze sobą gadać. Dla tych zaś, którzy uważają te rozważania za prawicowe, spiskowe brednie poniżej zamieszczam dłuższy cytat z autora, którego trudno posądzić o jakieś prawicowe ''odchylenia'', jeśli już to chyba bardziej anarchistyczne, chodzi o Aldousa Huxleya i jego przedmowę do drugiego wyd. ''Nowego wspaniałego świata'' z '46 r. [!] : tekst ten budzi zdumienie i niedowierzanie, że powstał przed ponad półwieczem, tak jest proroczy! [ podkr. moje ] :

''Nie ma oczywiście powodu, dla którego nowe totalitaryzmy miałyby przypominać stare. Rządy sprawowane za pomocą pałek i plutonów egzekucyjnych, sztucznie wywoływanego głodu, masowych aresztowań i deportacji są nie tylko nieludzkie (obecnie mało kto się tym przejmuje); są w sposób oczywisty nieskuteczne – a w epoce zaawansowanej technologii nieskuteczność to grzech przeciw Duchowi Świętemu. Naprawdę skuteczne państwo totalitarne to takie, w którym wszechpotężna egzekutywa politycznych przywódców oraz ich armia menadżerów kontroluje populację niewolników, których nie potrzeba do niczego zmuszać, ponieważ kochają swoją niewolę. We współczesnych państwach totalitarnych zadanie skłaniania ludzi do pokochania niewoli wyznaczono ministerstwom propagandy, redaktorom gazet i szkolnym nauczycielom. Ale ich metody są wciąż prymitywne i nienaukowe. Stara przechwałka jezuitów, którzy twierdzili, że – jeśli powierzyć im nauczanie dziecka – mogą ręczyć za jego poglądy religijne, to pobożne życzenia. Współczesny pedagog jest raczej mniej skuteczny w warunkowaniu odruchów swoich uczniów niż wielebni ojcowie, którzy kształcili Woltera. Największe triumfy propagandy osiągnięto nie przez dokonanie czegoś, ale przez powstrzymanie się od działań. Prawda jest wielka, ale z praktycznego punktu widzenia jeszcze większe jest milczenie o niej. Przez zwykłe przemilczanie pewnych tematów, przez opuszczanie tego, co pan Churchill nazywa „żelazną kurtyną” pomiędzy masami a faktami i argumentami, które zdaniem lokalnych przywódców politycznych są niepożądane, totalitarni propagandyści wpłynęli na opinię publiczną znacznie skuteczniej niż mogliby to uczynić przez najbardziej elokwentne słowa potępienia, czy najbardziej przekonującą krytykę. Ale samo milczenie nie wystarcza. Jeśli mamy uniknąć prześladowań, likwidacji i innych objawów tarć społecznych, trzeba uczynić pozytywne aspekty propagandy tak efektywnymi, jak negatywne. Najważniejszymi Projektami Manhattan przyszłości będą zakrojone na szeroką skalę, sponsorowane przez rząd badania nad tym, co politycy i naukowcy nazwą „problemem szczęścia” – innymi słowy, kwestią tego, jak spowodować, żeby ludzie pokochali swoją niewolę. Bez ekonomicznego bezpieczeństwa umiłowanie niewoli nie może zaistnieć. Ujmując rzecz krótko, zakładam, że wszechpotężnej egzekutywie i jej menadżerom uda się rozwiązać kwestię trwałego bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo bardzo szybko zaczyna być brane za pewnik. Osiągnięcie go to tylko powierzchowna, zewnętrzna rewolucja. Umiłowania niewoli nie da się wprowadzić, jeżeli nie będzie ono rezultatem głębokiej, osobowej rewolucji w ludzkich umysłach i ciałach. Aby doprowadzić do tej rewolucji, potrzebujemy, między innymi, następujących odkryć i wynalazków. Po pierwsze, bardzo ulepszonej techniki sugestii – przez warunkowanie dzieci, a następnie z pomocą narkotyków, takich jak skopolamina. Po drugie, w pełni rozwiniętej nauki dotyczącej różnic między ludźmi, która umożliwi rządowym menadżerom przydzielenie każdego bez wyjątku człowieka na właściwe mu miejsce w społecznej i ekonomicznej hierarchii. (Okrągłe kołki w kwadratowych otworach mają zazwyczaj niebezpieczne myśli na temat systemu społecznego i zarażają innych swoim niezadowoleniem.) Po trzecie (ponieważ rzeczywistość, chociaż utopijna, jest czymś, od czego ludzie dosyć często czują potrzebę zrobić sobie wakacje), substytutu alkoholu i innych substancji uzależniających, czegoś jednocześnie mniej szkodliwego i dającego więcej przyjemności niż gin lub heroina. I wreszcie po czwarte (choć byłby to długoterminowy projekt, którego zrealizowanie wymagałoby pokoleń totalitarnej kontroli), niezawodnego systemu eugeniki, zaprojektowanego, aby zestandaryzować produkt ludzki i w ten sposób ułatwić menadżerom zadanie. W Nowym wspaniałym świecie standaryzacja produktu ludzkiego została doprowadzona do fantastystycznych, choć prawdopodobnie możliwych, granic. Technicznie i ideologicznie wciąż mamy jeszcze przed sobą daleką drogę do butelkowanych dzieci i półkretynów z grup Bokanovskiego. Ale do Roku 600 Pana Naszego Forda, kto wie, co się może zdarzyć? Tymczasem inne charakterystyczne cechy tego szczęśliwszego i stabilniejszego świata – odpowiedniki somy, hipnopedii i opracowanego naukowo systemu kast – staną się faktem nie później niż za trzy lub cztery pokolenia. Przedstawiona w Nowym wspaniałym świecie rozwiązłość seksualna także nie wydaje się zbyt odległa. Już teraz w niektórych amerykańskich miastach liczba rozwodów równa się liczbie zawieranych małżeństw. Niewątpliwie w przeciągu kilku lat zaświadczenia o małżeństwie będą sprzedawane jak zaświadczenia o opłaceniu podatku za psa – ważne przez 12 miesięcy, bez prawa zabraniającego zmieniania psów albo trzymania więcej niż jednego zwierzęcia naraz. W miarę jak kurczy się wolność polityczna i gospodarcza, swoboda seksualna – niejako w ramach rekompensaty – rozszerza się. A dyktator (chyba że potrzebuje mięsa armatniego i rodzin, za pomocą których skolonizuje niezamieszkałe lub podbite terytoria) zrobi dobrze, jeśli będzie do tej swobody zachęcał. W połączeniu ze swobodą pogrążania się w marzeniach pod wpływem narkotyków, filmów i radia, pomoże ona jego poddanym pogodzić się z niewolą, która jest ich przeznaczeniem.'' [ całość można przeczytać tutaj ]

sobota, 24 stycznia 2009

Różowe kozaki ...


Garść ''Nocnej muzyki''

Postanowiłem pokazać parę klipów z bliżej mi nieznanego programu amerykańskiej tv ''Night music'', bo tak się jakoś składa, że ilekroć szukam jakiejś ciekawej i ważnej muzyki na youtub'ie, ta nazwa przewija się w tle ; z tego co można się zorientować rzecz wygląda mi na drugą połowę lat 80-ych [chociaż nie ma nic wspólnego z shitem, który wówczas dominował ! o czym zaraz będzie można się przekonać ], niestety oznacza to też taką sobie jakość obrazu [VHS], ale nie jest tragicznie [ dla nas, którzyśmy pamiętamy jeszcze przegrywane n-razy pirackie ''wydeło'', gdzie obraz przypominał pulsującą galaretę, która sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz wylać się z ekranu na dywan, to właściwie i tak będzie cyfrowa jakość ].

Nie byłbym sobą, gdybym jako pierwszego nie pokazał występu Diamandy Galas [ zwanej przez różnych złośliwych szubrawców Dymandą - oj, już by ona was za to wydymandała ! ] : na początek, można chyba tak powiedzieć, wściekle piękny, mroczny ''Artemis'' do wiersza Nervala o tym samym tytule, przechodzący w poruszający, żarliwy blues ''Let my people go'' :




... tu zaś coś z trochę innej beczki : świetny, niezwykle czadowy występ Sonic Youth - uprzedzam, to będzie, zwłaszcza od pewnego momentu, prawdziwa rzeźnia ! Grają kawałek ''Silver rocket'' ze swojej najlepszej chyba płyty - ''Daydream nation'' z '88 r. bodajże - którą, co z pewnym zażenowaniem wyznaję, odkryłem dopiero niedawno.




... a na koniec, dla kontrastu i dopełnienia Tim Berne - jedna z najznamienitszych postaci nowojorskiej awangardy jazzowej [ cokolwiek to znaczy ] : zwłaszcza pod koniec utwór nabiera prawdziwie free - jazz - rockowego wykopu !

Andrzej Kijowski - fragm. ''Dziennika'' [ '77 ]

[ A.Kijowski - znany w czasie tzw. PRL-u krytyk literacki, tłumacz, pisarz i scenarzysta - min. zaadaptował na użytek filmu Wajdy ''Wesele'' Wyspiańskiego, a także napisał oryginalny scenariusz do ''Dyrygenta'' tegoż reżysera, za którego zresztą strasznie go zjechał, cytuję : ''Wajda nie jest reżyserem, tylko organizatorem. Nie pracuje w ogóle z aktorami. Kiedy ma dobrych aktorów - jak Zapasiewicz albo Cybulski - ma dobry film, a kiedy ma złych - jak Seweryn i Janda - ma zły.'' Straszne... takie rzeczy o naszym geniuszu i taaakich aktorach... he he. Kto chce więcej, może wejść na stronę jego syna, gdzie poświęcił ojcu cały dział z którego można min. ściągnąć rzeczone ''Dzienniki'' a nawet zobaczyć dokumenty mu poświęcone, ale - UWAGA!!! - trzeba mieć dobry program anty-wirusowy by tam zajrzeć : przynajmniej mi ilekroć tam wchodzę blokuje jakąś infekcję... A dlaczego zdecydowałem się na zamieszczenie tego fragmentu ? Bo jest doskonałą próbką stylu myślenia Kijowskiego, które choć często dotyczy spraw i zdarzeń od których dzieli nas już spory dystans - tu głośnego w swoim czasie zabójstwa włoskiego premiera Aldo Moro przez terrorystów z lewackich ''Czerwonych Brygad'' - to zaskakuje swoją aktualnością i przenikliwością, nie mówiąc już o tym, że jego zapiski pełne są nieraz boleśnie szczerych opinii i smakowitych spostrzeżeń nie tylko na swój temat, ale też wielu ludzi, którzy odegrali, i odgrywają nadal, znaczącą rolę w historii ostatniego półwiecza tego kraju, a których osobiście znał, nie tylko ze świata kultury - próbkę tego mieliśmy na przykładzie Wajdy powyżej - ale też polityki, choćby z racji swojego zaangażowania opozycyjnego w lat. '70-ych i '80-ych, gdzie stykał się z Kuroniem, Michnikiem czy Najderem, i nieraz nie miał o nich najlepszego zdania... A często wręcz wypowiadał o nich opinie, które zwłaszcza z dzisiejszego, hagiograficznego niemal punktu patrzenia na te postacie trzeba by uznać za skandaliczne ! Dlatego, i nie tylko dlatego, zamierzam jeszcze nieraz wracać do tych ''Dzienników'' zamieszczając kolejne z nich wyimki. Jeśli kogoś w ogóle zachęciłem do dalszej lektury, niech wejdzie na wspomnianą stronę, ale z podanych wyżej powodów przezornie nie umieściłem linka na blogu, wystarczy wklepać kijowski.pl/ojciec i tyle, w każdym razie ja uprzedzałem... ] :


Aldo Moro zabity. Powszechne oburzenie i wstręt. Podzielam, oczywiście i przeżywam naprawdę. Ale proszę mi powiedzieć, dlaczego oburzenie z powodu zamordowania znanego polityka przez bandę łobuzów jest jednomyślne, podczas gdy zamordowanie znanego polityka przez jakiś rząd, przez jakąś juntę, czy partię polityczną u władzy, tak zgodnej reakcji nie budzi. Pojawienie się zakonspirowanej organizacji zdolnej do takich aktów jest zjawiskiem nowym, natomiast rytuał, jaki stosuje ona, oraz retoryka, jakiej używa są doskonale znane. Imre Nagy był porwany, sądzony i zamordowany w identyczny sposób; podobnie szesnastu przywódców polskiego podziemia. Różnica między jednym i drugim gwałtem polega wyłącznie na tym, że w pierwszym wypadku dokonała go organizacja, która nie ma władzy, a w drugim uznany aparat władzy- uznany, pomimo, że jego geneza jest identyczna jak geneza czerwonych brygad. Bolszewicy w 1917 roku byli taką samą bandą łobuzów bez poparcia i zaplecza, jak Czerwone Brygady utrzymujących się ze zbrojnych napadów na banki i kasy rządowe, stosując terror i szantaż. Na rodzinie cara dokonali równie cynicznego morderstwa jak brygadziści na Aldo Moro. W trzy lata później byli już prawnie uznanymi sukcesorami państwa carów. W 20 lat później Stalin dokonawszy morderstw liczących się w dziesiątki milionów ludzi - porywanych, sądzonych i zabijanych na tej samej zasadzie "ludowej sprawiedliwości" zasiadł przy jednym stole z Churchillem i Roosveltem. Dlaczego to było możliwe? Albowiem w polityce albo nie ma się żadnych praw, albo wszystkie. Dlatego także, iż w polityce do wszystkich praw dochodzi się siłą. Kariera Napoleona była taką samą drwiną z monarchii jaką dziś urządza Idi Amin. Ale był silniejszy. Koronacja Napoleona na cesarza była taką samą operetką jak koronacja Bokassy; a jednak dokonał jej porwany siłą papież. Cała historia polityczna jest szyderstwem z prawa. Cała historia polityczna jest zbrodnią, albo pojęcie zbrodni jest fikcją wymyśloną również dla utrzymania władzy. Tylko zasada dziedzicznej władzy była konsekwentna, i w konsekwencji swej absurdalna. Nawet zbrodnia w jej imię popełniana (mordowanie niewłaściwych pretendentów) wydawały się uzasadnione. Natomiast na widok tego co się dzieje w konstytucyjnych demokracjach jak tu wierzyć w ich trwałość? Jedyną podstawą tej władzy jest fakt, że w Stanach Zjednoczonych nie było dotąd zamachu stanu. Ale gdy będzie, padnie ostatni argument. A dlaczego terroryzm wzbudza większe oburzenie niż wojna? I dlaczego strach przed terroryzmem wydaje się większy niż strach przed wojną? Dlaczego wstręt do terroryzmu nielegalnego jest większy niż do terroryzmu legalnego, i Polacy, od 33 lat zagrożeni gangsterstwem swojej policji i rządzącej partii robią wielkie oczy na wiadomości z Włoch?*

czwartek, 22 stycznia 2009

Bębny, bębny !!

Wpis ten dedykuję tym wszystkim, którzy pieprzą, że muzyka współczesna jest trudna, niezrozumiała [ a jest jakaś inna? ], nudna i w ogóle do dupy. Owszem, bywa taka, ale tylko przy pobieżnym kontakcie, jeśli zaś człowiek zacznie ją zgłębiać może odkryć niejedną rzecz, która wprawi go w zachwyt [ inaczej mówiąc : rozjebie ]. Poniżej fragment ''Pleiades'' Xenakisa, znakomitego, niestety zmarłego już parę lat temu, greckiego kompozytora tworzącego na emigracji we Francji, wykonywany przez bliżej mi nieznany australijski zespół perkusyjny ''Synergy Percussion'' [ dla ciekawskich mały wtręt biograficzny, dlaczego ''na emigracji i we Francji'. Otóż Xenakis był, niestety, komuchem - działał, tak to nazwijmy, w greckiej czerwonej partyzantce, można powiedzieć, że wg dzisiejszych kryteriów był terrorystą : podczas konstruowania bomby, klasyczny przypadek, ładunek eksplodował mu w rękach - cudem przeżył, stracił oko, rękę, do końca życia miał sparaliżowaną połowę twarzy, musiał uciekać też z Grecji, gdyż wydano nań wyrok śmierci, podobno słusznie - chuj wi, co tam robił. Ktoś więc może zapytać, jak taki zdeklarowany antykomunista jak ja może podziwiać twórczość takiego czerwonego sk.....?! Cóż... skoro można np. zachwycać się poezją Ezry Pounda nie podzielając zarazem jego faszystowskich i antysemickich przekonań, lub czytać Dostojewskiego jebiąc wielkoruskie szowinistyczne brednie, które wypisywał o Polakach czy katolikach w ogóle, to dlaczego mi nie wolno słuchać fascynującej muzyki naprawdę wielkiego, a nie tylko z nazwy, kompozytora, cóż że komunisty? ]






... a jeśli komuś mało, może zobaczyć fragment dokumentu o innym świetnym, żyjącym na szczęście, współczesnym kompozytorze amerykańskim, żywej legendzie nowojorskiej awangardy i jednym z czołowych twórców i przedstawicieli ''minimal music'', Stev'ie Reich'u :



Mój profil ''yntelektualny''

Gwoli ścisłości zamieszczam jeszcze spis osób, które w taki czy inny sposób uformowały mnie, mój światopogląd, wrażliwość, oczywiście nie po to, by zaimponować ''erudycją'', pokazać jaki to ja jestem ho ho!, tylko aby wyjaśnić mniej więcej kim jestem i czego będzie można spodziewać się na tym blogu, by nie było póżniej nieporozumień.

Ludzie, którzy wpłynęli na to jak myślę : Emil Cioran, Gottfried Benn, Charles Baudelaire, Guido Ceronetti, Nicola Chiaromonte, Ireneusz Kania, Aleksander Wat, Andrzej Bobkowski, Tyrmand [Leopold], Mrożek [Sławomir], Fernando Pessoa, Józef Mackiewicz, Imre Kertesz, Josif Brodski, Andrzej Kijowski, Tomasz Gabiś, Jacek Bartyzel, Dariusz Gawin, Nicolas Gomez Davila, Lenin, Hitler... nie no, z tymi dwoma na końcu oczywiście jaja se robię.

Ci, dzięki którym naprawdę zacząłem SŁUCHAĆ muzyki : Diamanda Galas, Iannis Xenakis, Frank Zappa, Primus, Einsturzende Neubauten, Sonic Youth, Edgard Varese, Otomo Yoshihide, Stockhausen, Lech Janerka, Fishbone, cała scena yassowa ze szczególnym uwzględnieniem Tymona Tymańskiego i Trytona-Gwińcińskiego, Jeff Buckley, Ensemble Modern, Parliament of Funkadelic, Steve Reich, Luigi Nono, Iva Bittova, Meredith Monk, Eryka Badu, Fred Frith, Helmut Lachenmann, 3 Metry, i last but not least Kobong.

Pozostali : Kazimierz Malewicz, Wielemir Chlebnikow, Kantor, Grotowski, Andriej Płatonow, Yukio Mishima, Ernst Junger, Budda.

Tyle, więcej na razie nie przychodzi mi na myśl, lista będzie zapewne jeszcze sukcesywnie uzupełniana, niejedno nazwisko z czasem też z niej wypadnie...

środa, 14 stycznia 2009

Tytułem wstępu...



... nazwanie bloga mianem króla błaznów i arcy-mędrca może wyglądać na przejaw jakiejś rozpaczliwej megalomanii z mojej strony - gdzie mi do niego! Zdecydowałem się jednak na to jako figurę symboliczną, która łączy w sobie i przekracza [ pozorne często ] przeciwieństwa mądrości i głupoty, powagi i humoru, dystansu i uczestnictwa etc. Taki też ma być ten blog, gdzie zamierzam umieszczać zarówno rzeczy ważne, tak myślę, jak i kompletnie idiotyczne, dające do myślenia oraz utrzymane w poetyce radosnego [ - nie zawsze...] kretynizmu, bo ''od zawsze'' najbardziej ciekawiło mnie i poszukiwałem, tak w życiu jak sztuce czy myśli, tego co obala kontr-kulturowe przesądy przeciwstawiające np. rzekomą naturalność namiętności, emocji rozumowi, racjonalnej spekulacji, indywidualność temu co powszechne, ciało umysłowi itp., i będące ''poza''. Stańczyk uosabia twórcze napięcie przeciwieństw, taniec myśli wokół niemożliwego centrum, środka równowagi między nimi, nieustanne krążenie w poszukiwaniu go, bo jak powiada Davila : '' aby iść naprzód, trzeba się obracać wokół jednego punktu''.