niedziela, 29 listopada 2009

Żydzi nie istnieją !

... a przynajmniej tak zdaje się uważać izraelski historyk z którym ukazał się w ostatnim weekendowym wydaniu ''Rzepy'' wywiad zawierający te pozornie absurdalne tezy - pozornie, bo już niejedna tak szokująco i niewiarygodnie prezentująca się rzecz okazywała się prawdą. Nie przesądzam rzecz jasna, gdyby jednak rzeczywiście tak było, to byłby to cios zarówno dla żydowskich nacjonalistów [ czyli syjonistów ] i filo- czy raczej ''anty-antysemitów'' [ już wyobrażam sobie ich głupie miny, jeśli okazałoby się, że to, czego tak zaciekle bronili nigdy nie istniało... ] jak i może jeszcze bardziej dla faktycznych antysemitów [ świat by im się zawalił, życie straciło sens i smak bo obiekt ich nienawiści wyparował... co oni by ze sobą wtedy poczęli, biedacy ! ] i to tych nie- jak i semickich [ tzn. Arabów ]. A właśnie, jak już jesteśmy przy semickich antysemitach to Tomasz Gabiś postawił kiedyś inną równie paradoksalną, ale mającą jak najbardziej racjonalne podstawy tezę, że być może za jakiś czas doczekamy się ''rehabilitacji'', lub przynajmniej mocnego zrelatywizowania [ ulubione słówko wszystkich postępowców ] w zbiorowej świadomości postaci Hitlera, i to bynajmniej nie przez jakąś ''narastającą falę faszyzmu'', skinheadów czy Steinbach itp. klimaty, ale z zupełnie nieoczekiwanej strony : rosnącej w błyskawicznym tempie populacji muzułmanów w Europie ! Już nie tak dawno ocenzurowano wystawę w islamskiej dzielnicy Berlina poświęconą muftiemu Jerozolimy, skądinąd krewnego Jasera Arafata, który mocno zaangażował się po stronie Hitlera, i z którego inicjatywy powstały nawet muzułmańskie dywizje Waffen SS [ o których jakoś nie można było usłyszeć podczas trwającej w latach 90-ych na terenie byłej Jugosławii wojny, zaś o czetnikach i ustaszach jak najbardziej ] masakrujące wówczas chrześcijańską, prawosławną, serbską ludność, nam zresztą tego typu formacje chyba też dały się we znaki w trakcie Powstania w Warszawie, ze szczególnym uwzględnieniem popełnianych przez nie gwałtów i bestialskich mordów na bezbronnych cywilach. Trzeba przy tym pamiętać, że z ich perspektywy, dotyczy to zresztą nie tylko Arabów, ale w ogóle wszystkich nacji byłych kolonii europejskich, działania Hitlera jawią się nieco [ a może nawet mocno ] inaczej np. oglądałem kiedyś na Planete ciekawy dokument o kompletnie tutaj nieznanej, a bynajmniej nie marginalnej postaci [ Gandhi widział w nim nawet swojego następcę w Kongresie Narodowym ] indyjskiego nacjonalisty Czandry Bose'a - tym, co poróżniło go z Gandhim były zapatrywania na sposób zrzucenia brytyjskiego jarzma : Bose nie był bynajmniej zwolennikiem ahimsy, lecz wywalczenia sobie niepodległości zbrojnie, i w tym celu szukał sprzymierzeńców na początku w ZSRR, Stalin jednak nie wiedzieć czemu go olał, więc zwrócił się w stronę Hitlera i Japończyków [ warto też nadmienić, że pozostawał pod bardzo mocnym urokiem obu totalizmów, i wiele z zaczerpniętych z nich rozwiązań zamierzał wcielić w życie w wyzwolonych przez siebie i swych zwolenników Indiach ]. Adolf przyjął go nawet w Wilczym Szańcu i w tymże dokumencie była scena z metra w jakimś indyjskim mieście, nie wiem Delhi czy Mumbaju, gdzie widać było na ścianie wielkie graffiti lub szablon stanowiący dokładne odwzorowanie zdjęcia z tego właśnie spotkania, gdy obaj ściskają sobie w przyjacielskim geście ręce, co dla występujących w nim Hindusów nie było wcale czymś kompromitującym, wręcz przeciwnie, gdyż tam to właśnie Churchill jest postacią znienawidzoną, więc siłą rzeczy ktoś, kto z nim walczył nabierał w ich oczach cech pozytywnych. Historycy dopiero teraz zaczynają nieśmiało przebąkiwać o tym, że cios zadany przez Niemcy i Japonię ówczesnym europejskim mocarstwom kolonialnym, przede wszystkim Francji i Anglii, był dla ciemiężonych przez nie ludów ''kolorowych'' jeśli nie wyzwoleniem, to na pewno jego preludium, bo gdy ich elity przekonały się o słabości swoich niedoszłych panów, niemożliwe stało się już proste restytuowanie ich władztwa nad nimi, czego niestety nie skumali np. tacy Francuzi i przez swoją głupotę wepchnęli niemal całe Indochiny w łapy komunistów, bo nieprzypadkowo jedyny kraj w tym regionie niebędący w ich ręku [ warto o tym pamiętać, że Birma, Laos, Wietnam czy Kambodża nadal rządzone są przez czerwonych, tylko przeflancowanych na kapitalizm tak jak w Chinach ] czyli Tajlandia pozostał takim tylko dlatego, że w okresie francuskiej ekspansji kolonialnej zdołał zachować niepodległość, a komuniści sprytnie powyższe wykorzystali, zgodnie zresztą z dyrektywami Lenina jeszcze, podciągając swoją sprawę pod słuszne przecież dążenia wyzwolicielskie i niepodległościowe tych krajów. Kto wie, może więc niedługo usłyszymy o Hitlerze jako bojowniku walki z ''żydowskim imperializmem'', a różne niedobitki generacji paryskiego maja przypomną o prekursorskich względem UE działaniach narodowych socjalistów w dziedzinie opieki socjalnej, zdrowotnej [ zgadnijcie gdzie po raz pierwszy wprowadzono prawny zakaz palenia papierosów i kiedy w Niemczech 1 maja stało się oficjalnym świętem państwowym - hm ? ] czy budowy autostrad ?

A póki co pozostając w szerokim świecie informuję o powołaniu przeze mnie na tym blogu nowego działu ''Świat'' - dlatego, bo wkurwia mnie ignorancja panująca w tej materii w Polsce : dla przeważającej liczby rodaków Europa i Stany wciąż zdają się być centrum świata, ze zmiennym tylko rozłożeniem akcentów [ - kiedyś leżeliśmy na kolanach przed Ameryką, teraz włazimy w dupę i żałośnie umizgujemy się UE ], gdy tymczasem w błyskawicznym tempie stają się, zwłaszcza Europa, tegoż peryferią, co ogłupiony usypiającym medialnym bełkotem naród jako się rzekło nie zauważa. Najlepiej tragiczny stan polskiej świadomości w tym względzie skomentował parę lat temu jakiś dziennikarz zajmujący się ''world music'' - powiedział, że gdyby przeprowadzono sondaż w którym zadano by proste wydawałoby się pytanie ''jak wg pana-pani wygląda świat ?'' wyniki byłyby zadziwiające, bo okazałoby się, że na początku XXI wieku w umysłowości przeciętnego Polaka lub Polki ziemia jest płaska ! : rozciąga się od Polski na zachód i poprzez ocean do Ameryki, a poza tym nic nie ma - psiogłowcy, centaury, stożkogłowi ! Świadczy o tym choćby podśmiewanie się różnych zadowolonych z siebie kretynów z propozycji Antoniego Dudka wysuniętych w reakcji na tekst Ziemkiewicza, o którym jakiś czas temu tu wspominałem - przypomnę, chodziło o projekt szukania porozumienia z Chińczykami przeciwko Rosjanom a pośrednio także Niemcom aby częściowo przynajmniej wypełnić dotkliwą lukę powstałą wskutek porażki dotychczasowej koncepcji bezpieczeństwa Polski budowanej w oparciu o sojusz ze Stanami : nikt z tych rozbawionych debili jakoś nie zauważa, że Obama jest pierwszym prezydentem w historii tego kraju, który występuje wobec Chin w roli petenta... Kurwa, gdyby jeszcze 20 lat temu ktoś mi powiedział, że doczekam czasów, w których chińscy komuniści będą uczyć amerykańskiego prezydenta kapitalizmu - ?! [ bo to oni właśnie powstrzymali jego socjalistyczne, etatystyczne zapędy grożąc odcięciem kredytów, a ponieważ Amerykanie są tak naprawdę bankrutami i siedzą teraz de facto w ich kieszeni, więc Obama posłusznie podkulił ogon pod siebie, a nawet by im się przypodobać wykopał Dalajlamę i zapomniał o ''prawach człowieka'', których był przecież tak żarliwym obrońcą... no, ale w przypadku własnego kraju to nic nie kosztuje, co innego gdy w grę wchodzą Chiny i reszta świata, która ma je gdzieś ]. Kazałbym mu wtedy stuknąć się w głowę, najlepiej czymś ciężkim, a tak... Takich przykładów wskazujących na rosnące w błyskawicznym tempie uzależnienie świata zachodniego od krajów, które przywykliśmy określać pogardliwym mianem ''Trzeciego świata'', a więc tego gorszego, można by znaleźć znacznie więcej, ot choćby niedawna afera ze skandalicznym wydaniem przez Brytyjczyków Libii ich agenta odpowiedzialnego za głośny w latach 80-ych zamach terrorystyczny na samolot pasażerski, znany jako katastrofa nad Lockerbee - więcej niż prawdopodobne, że chodziło o korzystny i niezwykle ważny ze strategicznego punktu widzenia kontrakt energetyczny dla Anglii. Jeśli jednak chodzi o Muchomora Kadafiego to co innego mnie ostatnio rozpierdzieliło : gdzieś w prasie natrafiłem zupełnie przypadkiem na małą, niepozorną notatkę [ a takie przeważnie właśnie zawierają istotne informacje, o ile umie się kojarzyć pewne fakty i dośpiewać sobie całą resztę zgodnie z dobrze pojętą ''teorią spiskową'' ], że rząd Włoch zawarł specjalną umowę z Libią na mocy której włoska straż graniczna będzie teraz przekazywać złapanych przez siebie nielegalnych imigrantów Libijczykom - jeśli się wie, jak poważny problem mają Włosi z tymiż emigrantami, którzy dosłownie zalewają Sycylię i południe kraju płynąc tam czym bądź z Afryki, i domyśla się co takiego mogą im robić służby specjalne Kadafiego, kiedy włoscy pogranicznicy wepchną ich posłusznie w ich łapska, jasnym się staje, że Europejczycy wykorzystują ten ohydny reżim [ pewnie suto go przy tym opłacając ] żeby wykonał za nich brudną robotę, bo nikt nie patrzy na ręce libijskim siepaczom i nie muszą się oni czuć skrępowani jakimikolwiek konwencjami czy prawami, a po ''szkole'' jaką dadzą niedoszłym imigrantom, o ile ją przeżyją, ci zapewne dwa razy pomyślą, zanim znowu zdecydują się przepłynąć na lichej łódce czy pontonie morze Śródziemne ! To zaś oznacza ni mniej ni więcej, że te wszystkie frazesy o ''demokracji'' i ''prawach człowieka'' są tylko zasłoną dymną, za pomocą której Europa cynicznie próbuje chronić swój coraz bardziej kurczący się ''dobrobyt'' przed napierającymi na nią masami ludzi z innych rejonów świata, co zresztą byłoby jak najbardziej sensowne, gdyby nie było tak obłudne - i proszę mi nie pierdolić, że dzieje się tak dlatego, bo we Włoszech rządzi ten ohydny, prawicowy Berlusconi, bowiem ultra-lewicowy i progresywny jak cholera [ ostatnio np. uczy w szkołach 13-latki masturbacji ] Zapatero w Hiszpanii nie jest pod tym względem wcale lepszy !

Dobra, wracając do samego działu : na razie umieściłem w nim trzy rzeczy, po pierwsze ''Portal Spraw Zagranicznych'' jak sama nazwa wskazuje zawierający aktualne informacje i komentarze na temat wydarzeń na świecie, które przeważnie rzadko przebijają się na czołówki naszych serwisów informacyjnych, a także pogłębione, bardziej obszerne analizy procesów o fundamentalnym znaczeniu zachodzących w odległych od nas rejonach, o których nie mamy najczęściej żadnego pojęcia, a mają one, lub będą miały w najbliższej przyszłości wpływ na nasze życie, o wiele większy niż ''integracja europejska'' itp. pierdoły [ warto też podkreślić, że portal ten jest pluralistyczny, nie lansuje z tego co przynajmniej udało mi się dotąd zauważyć jedynej słusznej, prawo- lub lewicowej wizji tegoż świata ]. Jako drugi wrzuciłem Międzynarod.[owy] Przegląd Polit.[yczny] - fachowe pismo o zdecydowanej przewadze wyżej wspomnianych analiz, mające też wyraźniejszy profil ''ideowy'', ale na tyle rzetelne, że potrafiące oddać sprawiedliwość przeciwnikom politycznym [ np. niedawno przeczytałem tam ciekawy artykuł o Chavezie mimo krytycznego tonu przyznający, że cieszy się on w swoim kraju faktycznie sporą popularnością - rzeczywiście temu politykowi fatalnie niedocenionemu przez przeciwników udało się umiejętnie grając na resentymentach nacjonalistycznych i populistycznych przekonać do siebie i swojej ''wizji'' ( iście ''postmodernistycznej'' ! ) znaczną część ludności Wenezueli, zwłaszcza tą najuboższą, mimo że jej status za jego rządów ani na jotę się nie poprawił, a nawet wręcz pogorszył jeszcze ! za to dał im nadzieję - i nic poza tym : dupokracja... w każdym razie płynie z tego jasny wniosek, że tyran może rządzić z poparciem mas, i demokracja jak widać wcale nie musi oznaczać automatycznie jakiejś przeciwwagi wobec tyranii czy dyktatury, ale to już jest temat na inny wpis, zbyt obszerny by się nim tu teraz zajmować ]. W końcu jako trzecią wrzuciłem stronę wydawnictwa ''Sprawy Polityczne'' i czasopisma o takim samym tytule - po wejściu trzeba kliknąć na zakładkę ''magazyn'' i potem już na poszczególne numery : część co najmniej, raz większa raz mniejsza, artykułów jest dostępna w PDF ; reszta jak powyżej. Na razie więc tyle, ale będę pewnie tą listę jeszcze sukcesywnie uzupełniał, zaś sam dział umieściłem między ''Polityką'' a ''Muzyką''. Naprawdę zachęcam do lektury bo bez pobieżnej przynajmniej znajomości wydarzeń zachodzących w Azji, Afryce czy Ameryce Łacińskiej przypominamy dzieci we mgle, lub żeby użyć mniej kwiecistej metafory jesteśmy jak pijani ignoranci, bo to tam teraz dzieje się prawdziwa historia, a nie na tym pogrążającym się w maraźmie i skretynieniu, goniącym resztkami dawnej świetności kontynencie, na którym przyszło nam obecnie żyć. Wyjaśnieniem jednak przyczyn tego stanu rzeczy zajmę się może już w następnym wpisie.

Na koniec by jakoś ''spuentować'' ten światowy temat polecam zajebiste reportaże Dariusza Rosiaka z Afryki, ukazujące się co jakiś czas w sobotnich wydaniach ''Rzepy'' : z Kenii, z południowego Sudanu [ - ten szczególnie mnie rozwalił ], wreszcie ostatni o działającej na pograniczu kilku środkowoafrykańskich państw tzw. Armii Oporu Pana [ śliczna skądinąd nazwa, co ? ] krwawego pojeba Josepha Kony'ego - wiele ciekawych spostrzeżeń, nie tylko na temat miejscowych stosunków, ale także niewesołych refleksji jakie nasuwają się w związku z opisaną tam działalnością różnych szlachetnych gównojadów z poza- jak i rządowych organizacji ''niosących pomoc biednym'' a tak naprawdę służących nabijaniu kabzy nie wahającym się zarabiać na ludzkim nieszczęściu oszustom i złodziejom wszelkiej maści i ras a także budowaniu ciepłych posadek, synekur i karier wyżej wspomnianych [ co za genialny sposób na życie : jeździsz se po świecie nie narażając przy tym tyłka, bo nie wyściubiasz nosa z hotelu i jesteś pierwszym do spierdalania a przede wszystkim masz taką możliwość, gdy zaczyna się jakaś chryja, ''pomagasz biednym'' i jeszcze na tym godziwie zarabiasz na sutą emeryturkę ! ] oraz towarzyszących temu wszystkiemu absurdów. Przede wszystkim zaś świetny tekst prof. Andrzeja Nowaka z ''Arcanów'' o imperialnej polityce Rosji : dotąd działania carskiego imperium względem Rzeczpospolitej w XVIII i XIX stuleciu widziano wyłącznie z naszej perspektywy, ''polonocentrycznie'', niezależnie od jego postępowania na swoich południowych i wschodnich rubieżach, tymczasem krakowski historyk przekonująco pokazuje, że nie sposób rozpatrywać tej polityki w oderwaniu od pozostałych kierunków rosyjskiej ekspansji, bowiem carscy czynownicy i generał-gubernatorzy wykorzystywali często doświadczenia nabyte podczas rozbiorów i tłumienia powstań w Polsce później w trakcie podbojów na Kaukazie czy Dalekim Wschodzie i vice versa, a więc trzeba patrzeć na nią jako na pewną metodyczną całość, modyfikowaną tylko nieznacznie do warunków w danym miejscu, przeprowadzaną - trzeba to przyznać - z żelazną konsekwencją, i tym bardziej perfidną, że w tym systemie podbici stawali się ciemiężycielami rozgrywanymi przeciw sobie przez carat, co dotyczy niestety i Polaków, jak choćby przywoływany w tekście książę Adam Czartoryski, który jako carski minister nadzorował skrupulatnie podbój Azerbejdżanu, i dlatego właśnie był później najgroźniejszym i najzacieklej zwalczanym przez carat jego wrogiem, bo poznał od wewnątrz i przejrzał jego metody [ całość tekstu dostępna w PDF ].

poniedziałek, 23 listopada 2009

''W stalinowych kufonach'' - aneks.

Oto te parę obiecanych tekstów, żeby już zamknąć ten cholerny temat - na początek fragment niezwykle ciekawego wywiadu Mazurka z Leonem Tarasewiczem [ nie ''konserwatystą'', prawda ? ] zamieszczonego tydzień temu w ''Rzepie'' :

[...]Te różne światy – pański i pańskiej uczennicy – w jednym są zgodne. „Obraz powinien zawsze bronić się tylko malarstwem, a nie dodanym sensem i pozaartystycznym kodem” – mówił pan.[...]Ucieka pan od dopisywania obrazom innego niż malarski sensu, ideologii.

Sam język malarski jest tak bogaty, choć delikatny, że warto się nim zajmować. Przypomina mi się obrazek z radzieckiego „Krokodiła”, gdzie dwaj imperialistyczni kolekcjonerzy patrzą na płótno, na którym jest tylko jedna maleńka kropka, i jeden mówi do drugiego: „Ileż w tym obrazie nienawiści!”.[...]

To jak w takim razie, sądząc po sztuce, wygląda kondycja Polski?

Widać, że staje się krajem otwartym. Polscy artyści rozwijają się dzięki współpracy z galeriami zagranicznymi i młodsze pokolenie malarzy stoi bardzo dobrze. Tyle tylko, że oni, tworząc tu, wystawiają za granicą, budując tamtejszą wrażliwość, nie naszą. No ale dopóki nie będzie zdrowego systemu wspierania sztuki…

Przez państwo?

Ależ skąd! Państwo musi sobie odpuścić kontrolowanie sztuki i kształtowanie jej rynku.

Artyści zwykle żądają od państwa pieniędzy.

Państwo nie ma tworzyć administracji zajmującej się sztuką, tylko kreować mechanizm, dzięki któremu to klasa średnia będzie mogła chodzić do galerii i kupować tam obrazy. Sztuka ma trafiać do odbiorcy, a nie jest nim państwo, tylko ludzie.

Malarze mówią więc: „Dajmy więcej pieniędzy państwowym galeriom, a one kupią więcej obrazów i pokażą ludziom”.

Bzdura! Przez taki mechanizm pieniądze trafiałyby tylko do uznanych twórców, których lubią i cenią ludzie na państwowych etatach. Tymczasem kołem zamachowym rynku sztuki muszą być małe prywatne galerie. To one ryzykują swoje pieniądze, a za konkurencję mają ludzi z instytucji państwowych, których nikt nie kontroluje i którzy kupują, co chcą, bo nie wydają własnych pieniędzy.

Państwo w ogóle ma abdykować ze sfery sztuki?

Dopiero na szczycie tej drabiny mogą stać duże organizmy państwowe. Dlaczego ktoś nie może ufundować stypendium dla malarza i odpisać sobie tego od podatku, mieć ulgę? Przecież te pieniądze poszłyby na rozwój sztuki. Nie bójmy się, państwo by nie straciło, w końcu takich odklejonych od rzeczywistości wariatów nie ma wielu.

Na razie artystów wspiera państwo. To ono funduje stypendia, daje nagrody.

A pieniądze giną przelewane z urzędów do ministerstwa, potem z jednego resortu do drugiego, wreszcie do galerii i wszędzie żyją z nich urzędnicy. Zostawcie te pieniądze ludziom! Oni sobie poradzą.

Artysta błagający o wolny rynek – to niebywała rzadkość. Uwielbiam pana za to!

Tak się dzieje w całym cywilizowanym świecie zachodnim. Ja wiem, że na początku pojawi się mnóstwo kiczu, ale pozwólmy ludziom żyć w kiczu, by z czasem ich gusty się rozwijały, by powstawała wyższa sztuka.

Może mówi pan, bo panu jest dobrze. A co mają zrobić młodzi ambitni artyści?

Ależ oni już teraz żyją z tego, co sprzedadzą w galeriach prywatnych! Kto z nich ma szanse na te stypendia czy na zakupy robione przez państwowe galerie?! Kilka osób.

Często sztucznie kreowanych.

Otóż to. [...]

całość do przeczytania tutaj.

Poniżej zaś cytat, który jest moją odpowiedzią na tekst który ''małe a'' zamieścił pod zdjęciem tych przesławnych posągów - rzecz tym bardziej interesująca, że pisana z pozycji jak najbardziej lewicowych, więc przecząca podziałom ''nietolerancyjny motłoch [ katolicki, a jakże ! ] vs. światli [ postępowi ] artyści'' : to mój głos w obronie takich strasznych rzeczy jak przyzwoitość i potrzeba respektowania pewnych tabu i norm, tak w sztuce jak i życiu, dzięki którym są one w ogóle możliwe i do zniesienia :

''W tej samej kawiarni bywał niejaki Arnold Bronnen, o którym warto powiedzieć kilka słów. Był na ogół lewicowy, nosił tasiemkę zamiast krawata, rzadko się golił i nie strzygł włosów. Napisał sztukę podtytułem „Vatermord”, która cieszyła się wielkim powodzeniem. Występuje w niej matka, ojciec i syn. Matka nie kocha ojca, syn nie kocha ojca ani matki. Centralnym zagadnieniem sztuki jest wyzwolenie. Nie od czegoś albo od kogoś, tylko w ogóle. Syn, aby się wyzwolić, zakłuwa ojca sztyletem na scenie, mówiąc że nie ojca zabił, tylko symbol, który go gniótł. Matka, której mąż seksualnie nie wystarczał, powiada synowi że go rozumie, rozbiera się na scenie do naga – przy zaciemnionych światłach – i zamierza oddać się synowi-mordercy, który ją jednakowoż odtrąca, mówiąc że jest wolny i takim chce pozostać. W tym miejscu kurtyna spada.

Wspominam tę sztukę dlatego, że jest bliźniaczo podobna do wielu sztuk i filmów, granych i wyświetlanych teraz w Ameryce i w Europie. Są one sporządzane według tej samej recepty: trochę Edypa, odrobina Starego Testamentu, dużo Krafft-Ebinga i krew. I wszystko pod hasłem wyzwolenia i rewolucyjnego wzlotu ku gwiazdom. Krafft-Ebing, jeśli któryś z czytelników nie pamięta, napisał wciąż jeszcze najobszerniejszą i pewnie najlepszą książkę o zboczeniach seksualnych. Napisał ją w ubiegłym stuleciu, ale obecnie stała się ona niewyczerpanym źródłem pomysłów powieściowych, teatralnych i filmowych wielu autorów, wśród których trafiają się również polskie nazwiska. Nie można się tym autorom dziwić, bo ostatecznie każdy zarabia jak może. Zjawiskiem o wiele bardziej groźnym jest to, że utwory o których mowa cieszą się, podobnie jak w swoim czasie„Vatermord”, ogromnym powodzeniem u publiczności i że wynosi je pod niebiosa krytyka. Zjawisko jest groźne dlatego, że zwiastuje nadchodzący totalizm. Zwiastowała go w Niemczech na dziesięć lat przed Hitlerem sztuka Bronnena i dużo jej z ducha pokrewnych, a teraz sygnalizują go takie same sztuki i filmy w innych krajach. Jestem najgłębiej przekonany że jest tak jak napisałem, choć nie jest łatwo wytłumaczyć, dlaczego tak jest, trzeba by napisać cały traktat. Ale głównie dlatego, że babranie się we krwi i deptanie ludzkiej godności, wraz z domieszką seksualnej krzepy i nadludzko-wyzwoleńczych bzdur jest źródłem, z którego wypływają totalistyczne rzeki.

Wspominam owego Bronnena z jeszcze jednego powodu. Stał się później, za hitlerowskich czasów, głośnym i jednym z czołowych pisarzy. Miał początkowo trudności, bo jego ojciec, niestety, był Żydem. Pokonał jednak tę przeszkodę w sposób prosty i pełen wdzięku. Namówił mamę, aby przysięgła że w stosownej chwili zdradziła męża z gwarantowanym nie-Żydem.''

[ Wacław Solski ''Moje wspomnienia'' ]

Na koniec zabawny artykuł, który znalazłem dzisiaj właśnie - o tym, jak ''wspaniale'' mieszka się w tworach postępowych architektów, czyli o przeciekającej awangardzie i sztuce współczesnej widzianej z perspektywy sprzątaczki [ dosłownie ! ].

Muszę się jednak pokajać, posypać głowę popiołem przed przedstawicielami ''obozu światłości'' i ja niegodny ciemnogrodzianin, demoniczny burak z ciemnej strony mocy przyznać tu muszę, że jest coś, co korzystnie odróżnia[ło] te ''rzeźby'' od reszty podobnych im kieleckich ''pomników'' - ich pobyt w naszym mieście miał charakter czasowy... i już ich tutaj nie ma [ co z satysfakcją zauważyłem wracając w zeszłym tygodniu z ''Moskwy'' z późnego seansu ''Morfiny'' Bałabanowa, jaki miał miejsce w ramach mini-festiwalu filmów rosyjskich ''Sputnik'', któren się tam odbył w tym czasie ]. Ach, gdybyż tak mogło się stać z pozostałymi [ to dobre słowo ! ] ''dziełami'' ! - A może by tak podzielić się naszym ''bogactwem'' z innymi, hm ? Nie mam tu na myśli tylko innych miast w Polsce czy nawet w Europie, ale całą resztę świata w ogóle - niech usłyszą o nas w najdalszych zakątkach tej planety ! Opieczętować ten badziew nalepką ''don't give up - you are'' wiadomogdzie, i wysłać jak najdalej, najlepiej na jakiś tropikalny atol lub inną Syberię, gdzie istnieje spora szansa zaginięcia przesyłki... lub że ktoś z tych nie znających się na Wielkiej Sztuce barbarzyńców mylnie to przez swoją ignorancję zrozumiawszy zrobi z tego coś pożytecznego przerabiając na żyletki lub budując porządny, z solidnego materiału wykonany szalet [ tak potrzebny przecież w Trzecim Świecie ! ]. A jeszcze ma nam przybyć chyba nowy, bo słyszałem coś o inicjatywie czy to odnowy, czy też zbudowania na nowo pomnika [ grobu ? ] ofiar tzw. ''pogromu'', chociaż akurat nazwisko Cecuły wśród członków czuwającego nad tym komitetu gwarantuje pewnie coś lepszego od tego nieszczęsnego ''podarku dla antysemitów'', który miał upamiętniać to wydarzenie, a tylko straszy w centrum i jest pośmiewiskiem [ ale nikt nie ma odwagi głośno tego powiedzieć w obawie przed wiadomo czym ], bo ta jego ''Menora'' to jeden z niewielu pozytywnych raczej wyjątków w tej ''pomnikowej menażerii'', chociaż i tu dotarło do mnie parę krytycznych głosów, że można by przynajmniej lepiej zabezpieczyć, jakoś oznakować czy co, teren wokół, bo już kilku ludzi o mało się nie wypierdzieliło wpadając na nią gdy jechali rowerem po ciemku [ tam w pobliżu jest spora ścieżka rowerowa, że przypomnę ], a wiadomo przecież, że cykliści i antysemici...

poniedziałek, 9 listopada 2009

Jebany Licheń.

Na początek małe sprostowanie : w poprzednim wpisie błędnie napisałem, że Lublin i Bydgoszcz to miasta mniejsze czy najwyżej równe Kielcom - to nieprawda, wyszła tu moja ''ignorancja przestrzenna'', to, że zdecydowanie wolę przemieszczanie się w czasie za pomocą słów i obrazów, niż w przestrzeni i rzadko wybieram się [ i mam na to ochotę ] poza to miasto, więc dzięki za zwrócenie mi uwagi.

W niczym to jednak nie zmienia, że mógłbym podpisać się [ a nawet umocniłem się w tym ] pod jego główną myślą i wyrażonymi w nim opiniami. Szczerze mówiąc nie chce mi się nawet pisać tego postu pomyślanego jako polemika z krytyką [ tak to nazwijmy ] z jaką się spotkałem właśnie z powodu poprzedniego wpisu, nie tylko dlatego, że pogoda za oknem sprzyja raczej spaniu albo piciu, a nie aktywności umysłowej jakiej to wymaga, ale może przede wszystkim towarzyszącego mi poczucia daremności, no bo jak w ogóle dyskutować z kimś, kto zarzuca mi ''megalomańskie reglamentowanie sztuki wg swego gustu'' a zarazem wyzywa od buraków, onanistów i wszechpolaków tylko dlatego, że nie podzielam jego ? Tak, tak, wiem - chodzi niby o coś innego, to że śmiałem w ogóle zapytać o sens ustawiania i współ-finansowania [ co najmniej ] czegoś takiego w centrum miasta, zanim jednak przejdę do sedna pragnę zwrócić uwagę na parę spraw [ a ten kto ma wiedzieć, będzie wiedział o co chodzi, o ile rzecz jasna w ogóle będzie chciało mu się to czytać, w co wątpię, bo jw., ale chuj ]. Po pierwsze przypomnę, że nie pchałem się z tym blogiem, powołanie go do życia nie było moją inicjatywą, i zarzucanie mi, że zamiast mógłbym równie dobrze prowadzić se pamiętnik przez tych właśnie, którzy mnie w to ''wrobili'' jest... hm. Poza tym nikłe [ tak to nazwijmy ] zainteresowanie nim wcale mnie nie martwi, wręcz przeciwnie : obawiam się nawet, żeby nie zaczęła go czytać większa grupa ludzi [ na co na szczęście nie ma jakichkolwiek szans - mam nadzieję... ], bo wówczas udupiliby mnie na pewno za wszystkie grzechy główne wobec politycznej poprawności, których aż nadto zawiera ten blog. I nie jest to żaden przejaw mojej ''megalomanii'' czy ''teorii spiskowej'' : przecież w takich sprawach jak o ''piractwo'' czy politycznych z reguły wybiera się właśnie takie płotki jak ja, bo nie mają forsy na prawników ani odpowiedniego zaplecza, nikt z ich powodu nie będzie wszczynał rabanu, dlatego idealnie nadają się, by postraszyć tych znaczniejszych przykładnym ich ukaraniem - jak ktoś nie wierzy, niech sobie przypomni sprawę sprzed paru miesięcy tych gości z Białegostoku bodaj, którzy założyli lokalną witrynę, czy zwłaszcza zapozna się co w tym względzie świeżo wykoncypowali jaśnie panujący eurokraci i ich krajowi wasale. Zresztą nie musieliby mnie zaraz wsadzać, po co ? Wystarczyłoby, żeby przypierdolili mi komornika, a nie wypłaciłbym się do końca życia, szczególnie, że teraz skarbówka odgrywa podobną rolę, jak kiedyś bezpieka, o czym można przekonać się choćby na przykładzie naszej kieleckiej [ kto ciekaw niech poszuka odpowiednich tekstów o panu Daszkiewiczu i spółce na niezależnej czy telegraf24.pl ] i naprawdę niewiele przesadzają ci, którzy śpiewają [ a raczej ryczą ], że to ''gestapo w krawatach'' ! Po drugie zwracam uwagę, iż nie napisałem wprost, że postawienie tych ''rzeźb'' jest marnotrawstwem publicznych pieniędzy, tylko że tak uważam a chyba wolno mi jeszcze wysuwać przypuszczenia ? Tym, którzy mi zarzucają, że nie mam na to dowodów mogę odbić piłeczkę, że oni też nie dysponują dowodami w sprawie źródeł finansowania pomników dzika, 11 września czy tych tablic na Kadzielni, więc co się do tego przypierdzielają taką razą ? Uważam, że nie muszę [ pomijam już, że nie mogę, bom na to za mały ] tu mieć zaraz jakiś dowodów, skoro gołym okiem widać, że to gówno i szwindel - przecież te ''pomniki'' same z ziemi nie wypączkowały na wiosnę, nie ?! Wystarczy pomyśleć logicznie, żeby wywnioskować, iż postawienie czegoś takiego wymaga sporej forsy, a co, chcecie mi powiedzieć, że nagle do naszego pięknego miasta nad Silnicą zaczęli zjeżdżać bezinteresowni i szastający pieniędzmi sponsorzy, szlachetni mecenasi sztuki by na gwałt wystawiać tutaj różne ''dzieła'', i że dzieje się to bez żadnego udziału władz miasta wyrażonym jeśli nie w bezpośrednim finansowaniu, to jakiś udzielanych przez nie '''mecenasom'' koncesjach ? Nie przypierdalałbym się do tego, gdyby to się jakoś równoważyło, i miasto miało z tego pewne wymierne korzyści, choćby i estetyczne tylko, ale niestety ni cholery nie rozumiem, jaka istotna różnica jest między tymi koszmarnymi ''robocopami'' a wyżej wymienionymi monumentalnymi brzydactwami [ o tym jeszcze za chwilę ], nie mówiąc już o nieszczęsnym pomniku ofiar ''pogromu'', który był tak naprawdę komunistyczną zbrodnią [ gdybym rzeczywiście był antysemitą, bardzo by mnie to radowało, myślę zresztą, że rodzimi faszyści - przynajmniej ci co inteligentniejsi, a wbrew stereotypowi pewnie jest sporo takich - mają z tego powodu na jakiś swoich forach niezłe używanie, ale mnie widok tego ''czegoś'' napawa tylko smutkiem... bo niezależnie za co to wydarzenie uważamy, jakieś godne uczczenie ofiarom tego barbarzyństwa się należy ! ], i przede wszystkim gdyby to nie działo się w miejscu publicznym, a to zupełnie inna para kaloszków, niż gdy ktoś stawia sobie coś takiego na prywatnym terenie, najlepiej jeszcze odgrodzonym wysokim parkanem, by nie narażać kogoś kto tego sobie nie życzy na widok tego, ewentualnie udostępniając to tym tylko, którzy tego chcą [ myślę zresztą, że tak być może to właśnie wyglądało : ''mecenas'' zadzwonił może do jakiegoś urzędasa w magistracie mówiąc [ być może ] - ''kurwa, stary, mam pojebaną, niewyżytą seksualnie żonę, dotąd radziła se kupując całe szafy ciuchów, ale teraz już do reszty jej się popierdoliło, ubrdała sobie że chce se być ''mecenaską sztuki'', więc żeby mi nie truła - a wiesz jaką potrafi być upierdliwą jedzą ! - pomyślałem, że mam trochę żeliwa na zbyciu i można by coś z tego zrobić, bo i tak mi tylko kurwa zajmuje miejsce w fabryce, więc popytałem gdzie trza, i polecili mi jakiegoś słynnego kiciarza, pedała od sztuki - bo każdy artysta to pedał, nie ? he he - i wg jego projektu odlałem jej jakiś szajs, żeby się zamknęła, tylko że teraz stary stoi mi to gówno w ogrodzie, zasłania widok jak rano wstaję i się golę, ostatnio omal się nie pochlastałem bo jak na to patrzę, to mam ochotę poderżnąć sobie gardło, i dociera do mnie jaką mam przejebaną żonę, a mogłem przecież ochajtać się z Hanką - pamiętasz, niezła dupa była, co ? - albo w ogóle przejść na pedalstwo jak Maniek ostatnio, to zresztą opłacalne, bo mali chłopcy mniej kosztują od nawet młodych kochanek, wiem bo mi Zanudzi radził, wiesz ten reżyser co nakręcił komedię z Dodą... no więc kurwa tak se pomyślałem w desperacji, bo już mnie od tego chuj strzela, że przecież ten twój Lubawski ma tą ''pomnikofilię'' - sie zna słówka, nie ? he he, nie na darmo było się na studiach, wprawdzie po roku mnie wyjebali, ale miałem wtedy inne rzeczy na głowie, ''wyższe czynniki'' mnie oddelegowały przecież na zagraniczną placówkę żebym byznes dla ojczyzny ludowej robił ! - więc tak jak mówię, może byś mu kurwa to jakoś dyskretnie wcisnął, coś podszepnął w tej sprawie, a i może co jeszcze za to wytargował dla mnie, odwdzięczę się stary, naprawdę, bo już mnie dupa ściska, żeby się tego pozbyć, normalnie nie wyrobię, a zobaczysz i kaska będzie, i dziwkę ci postawię a jak jesteś bardziej progresywny, to przecież możemy wpaść na Centralny we Wszawie i jakiegoś blondynka czy rumunka wg uznania, może nawet sam się przyłączę ? warto poeksperymentować, przecież jesteśmy kurwa w Europie, nie ? jebać ciemnogród !'' - oh przepraszam za ten bełkot, który rzecz jasna jest tylko jakąś moją chorą, schizofreniczną imaginacją, i chamski, zdradzający oczywiście moje prawicowe, burackie i wszechpolackie korzenie, ''język nienawiści''.

Teraz poważnie[j] : argument, że różnica między tym, co stanęło na Placu Artystów, a całą resztą ww. ''dzieł'' polega na tym, że jest to twór ''uznanego artysty'' [ bo tak to rozumiem ] a nie np. jakiejś córeczki pani Kusztal [ której zresztą ''złote myśli'' pięknie spuentował ''jumi'' na ''życiu Kielc'' ostatnio, co polecam nawet, a może zwłaszcza tym, którzy tej strony nienawidzą - ja też się zresztą z niektórymi tam rzeczami nie zgadzam, tak jak ktoś może nie akceptować wielu rzeczy na tym blogu, z czym wbrew temu co mi się wmawia nie tylko się liczę, ale wręcz oczekuję, o ile oczywiście zostawia mi się możliwość odpowiedzi, a nie zmusza do - daremnego - przekrzykiwania chamskich ryków lub złośliwości - lecz dlaczego w takim razie wyłączyłem kurwa możliwość komentowania postów, wyjaśnię na końcu ] przykro mi, ale dla mnie jest kompletnie nieprzekonujący, bo taki Mitoraj dajmy na to też jest ''uznany'' i sławny, na całym świecie zabijają się wręcz o te jego ''rzeźby'', a dla mnie to g..., Starowiejski np. też - jak widać nie jestem ''konserwatystą'' - ale taka Kozyra również : o tym, kto jest uznany lub nie w świecie sztuki [ i nie tylko ] decydują ''opiniotwórcze elity'' tzn. poszczególne sitwy złożone z kuratorów, krytyków i ''zaprzyjaźnionych'' artystów a także dające na to forsę, kierując się przy tym czynnikami koniunkturalnymi i własnym - często kiepskim - gustem, różnorakie fundacje lub ministerialni urzędnicy, a nie realny talent danego twórcy, i ktoś kto nie ma świadomości tego jest po prostu naiwny [ delikatnie mówiąc ! ] - zainteresowanym polecam poświęcone tym patologiom kapitalne i piekielnie zjadliwe, a celne passusy w autobiografii Zappy. Zresztą nasze czasy niczego wcale pod tym względem nowego nie wymyśliły, a tylko niepomiernie powiększyły towarzyszące nam chyba od zarania dziejów szambo, np. gdy czyta się prywatne zapiski Baudelaire'a uderza ogromna liczba zawartych tam nazwisk kompletnie dzisiaj nie znanych, a wtedy - w poł. XIX w. - opływających w zaszczyty i bogactwo, sławnych artystów [ i nie jest to dowód żadnej naszej ignorancji, bo zdecydowana większość z nich jest interesująca już tylko dla specjalistów i historyków sztuki ], gdy tymczasem on zmuszony był żałośnie błagać o pieniądze w listach różne, często podejrzane, indywidua, które nie warte były nawet tego by mu czyścić buty, żył z kurwą która go zdradzała i okradała, i w końcu zmarł w nędzy na syfa, którym się od niej zaraził [ za to teraz jego poezja wciąż żyje, i jest czytana na całym świecie - od Europy po Japonię, i od Stanów po Iran ! ].

Podobnie jest z przywoływaniem w kontekście tej sprawy Diamandy Galas - świetnie się zresztą składa, bo na jej przykładzie będę mógł jasno i przejrzyście pokazać o co mi chodzi : to prawda, że ''Galasowa'' potrafi wydrzeć japę tak, że wymiękają przy niej różni macho-death'owcy, i wydawać ze swego gardła takie dźwięki, że jak to sama w wywiadach przyznaje, musi uważać podczas prób w Nowym Jorku, gdzie mieszka i działa, bo już nieraz sąsiedzi wzywali policję myśląc, iż kogoś tam żywcem zarzynają... Zarazem jednak - i to jest niesłychanie ważne ! - może zaśpiewać czystym sopranem arię Mozarta, czy nawet zwykły kawałek pop [ jest taki solowy projekt gościa z Depeche Mode, ''Recoil'' to się bodajże nazywało, gdzie występuje gościnnie w paru kawałkach, proszę sobie posłuchać, nie-do-poznania ! i gdyby chciała mogłaby być lepsza niż te wszystkie kurwy-Madonny czy inne Bono-srono, bo w przeciwieństwie do nich ma głos, i to jaki ! ], lub sonet Nervala w oryginale w tak przejmujący sposób, że brzmi jak współczesny ''Der Doppelganger'' Schuberta, do czego nie byłby zdolny taki Marylin Mason, o Necrophilu już nie wspomniawszy. Właśnie, to będzie dobre porównanie : przecież i Diamanda Galas, i Necrophil to ''ekstremalna muzyka'', nie ? Ale zieje między nimi prawdziwa przepaść [ taka mniej więcej jak między Bachem a Bayer Fullem ! ], i to co stanęło [ a właściwie należałoby rzec - zapaskudziło ] ostatnio na placu artystów zdecydowanie bliżej wg mnie do Necrophila, niż Diamandy, przy czym Necrophil był przynajmniej, mimowiednie wprawdzie, jednak jakoś zabawny, a to nie jest nawet bulwersujące... Bo proszę mnie nie wciskać w formę małomiasteczkowego kołtuna, co ''nie dorósł'' do ''odbioru prawdziwej śtuki'' i doprawiać takowej gęby [ tak odebrałem kuriozalny tekst, który ''małe a'' przytacza na swoim blogu ], gdyż po ukrzyżowanych penisach, homoseksualnych pornosach w galeriach i opaskach z gwiazdą Dawida na rękawach esesmańskich mundurów już nic nie jest w stanie mnie oburzyć... chyba jeszcze tylko ''performance'' realnej publicznej egzekucji czy gwałtu, albo jakiegoś parteitaigu [ i nie ma w tym ani grama przesady : Mick Jagger i David Bowie jawnie oddali cześć Hitlerowi jako prawdziwej ''gwieździe rocka'' i ''medialnemu artyście historii'' - sic! - a każdy, kto oglądał ''Triumf Woli'' wie doskonale, że wszyscy, którzy organizują masowe koncerty na stadionach bazują na dokonaniach Speera, Leni Riefenstahl i H., tak jak wszystkie rakiety do dziś są tylko doskonalszymi kopiami V-2 ! ]. Dla mnie nie ma znaczenia FORMA w jakiej dany twórca wypowiada się, obojętnie czy to jest video, instalacja, czy obraz w XIX-wiecznej konwencji, ale JAK to robi, mówiąc wprost nie liczy się kontekst czy przesłanie, lecz to czy dzieło broni się SAMO, jako takie, do tego stopnia, że nawet najsłuszniejsza idea nie ratuje wg mnie twórczości, jeśli jest g... warta, a z drugiej jeśli nie zgadzam się z ideą, która stoi za utworem, a nawet budzi ona moją odrazę, ale on sam prezentuje pewien poziom wykonawstwa, widać włożoną weń jakąś pracę i zawarty w nim koncept , to ja to uznaję [ oczywiście o ile nie przekracza ram zakreślonych przez sztukę odgraniczających ją od życia, tak jak czyniły to ''performance'' Adolfa czy Lenina właśnie ] np. ''Iwan Groźny'' Eisensteina, przesłanie tego filmu, nawet jeśli nie zna się kontekstu historycznego, okoliczności w jakich powstawał, jest odrażające, bo zwłaszcza jego I część jest pochwałą tyranii, no bo wymowa tego jest taka, że chłopak nie miał wyboru, musiał wprowadzić tą opriczninę i potraktować knutem swoich poddanych, chciał dobrze ale z taką swołoczą się nie dało, biedaczek ! A jeszcze gdy się wie, dlaczego właśnie ta I część tak bardzo podobała się Stalinowi... nie zmienia to jednak faktu, że ten obraz to, przynajmniej dla mnie, prawdziwe arcydzieło, które mimo upływu czasu broni się, jeśli nie całkowicie, to w dużej części nadal [ podobnie jest z ''Triumfem Woli'' i ''Olimpią'' Leni Riefenstahl ]. Z drugiej zaś strony weźmy ''Katyń'' Wajdy, fakt powstania takiego filmu, nakręconego w dodatku przez twórcę o światowej sławie powinien mnie cieszyć, nareszcie ktoś pokazał tą komunistyczną zbrodnię, cóż... Nie będę się pastwił, powiem tylko, że to niewiarygodne, iż coś takiego mogło wyjść spod ręki tego samego człowieka, który zrobił ''Ziemię Obiecaną'' ! - ? Ale ktoś może powiedzieć : ''jesteś uprzedzony do Wajdy, bo on jest ''salonowy'', dlatego tak piszesz'', no to proszę, weźmy w takim razie Wildsteina i jego świeżo nagrodzoną ''Mackiewiczem'' powieść ''Dolina Nicości'' - niestety, ale choć podzielam przesłanie i diagnozy autora muszę się przyłączyć do tych, którzy uważają, że zdecydowanie lepiej wychodzi mu publicystyka niż pisarstwo [ aczkolwiek i z dziennikarką ostatnio coś nie tak, o czym można się przekonać w jego programie telewizyjnym, który po - kolejnej - zmianie formuły mocno podupadł : dać się rozjechać takiej miernocie jak Rosati to już naprawdę kiepsko ! ] - pośród ochów i achów ''prawicowego salonu'' [ jeśli takowy w ogóle istnieje ] jeden tylko Chorubała [ też prawicowy jak najbardziej ! ] ośmielił się głośno to zauważyć, za co spotkała go kuriozalna, napisana w nadętym stylu Michnika tylko na odwrót, reprymenda Masłonia.

Chciałem tu jeszcze wspomnieć o paru sprawach, o tym np. że zawsze pociągała mnie zupełnie inna awangarda od tej, którą się zwykle pod tym pojęciem rozumie, nie mieszcząca się w tych prostackich podziałach, w jakie chcą wcisnąć sztukę zatruci ideologowie tak z jednego jak i drugiego obozu, którzy jej tak naprawdę nie kochają traktując czysto instrumentalnie, o sporach Varese'a z futurystami czy Xenakisa z serialistami itp. , ale mi się szczerze mówiąc nie chce, i widzę że czas zakończyć ten i tak już ponad miarę rozrośnięty wpis, być może uczynię to kiedy indziej np. w aneksie, który zamierzam zrobić do tego [ i poprzedniego ] wpisu, bo znalazłem ostatnio parę fajnych tekstów jak ulał do tego pasujących - w ogóle pewnie lepiej bym zrobił, gdybym je wrzucił tu na stronę z niewielkim komentarzem własnym najwyżej, zamiast tak się tu produkować, kompletnie niepotrzebnie bo - patrz początek. Na koniec więc tylko dwie uwagi : po pierwsze skąd taki tytuł tego wpisu ? Ano jest to przytyk do tych, którzy zdają się traktować te stalowe kutafony, i wszelkie w ogóle [pseudo]artystyczne prowokacje jako ciosy wymierzone w katolickich [ a jakże ! ] kołtunów [ pewnie taki tytuł powinien nosić ten post : ''stalowe kutafony w służbie postępu !'' ], zwracam się więc do nich z pytaniem : czy nie dostrzegacie, że te ''rzeźby'' to jebany Licheń ?! tzn. ich ''stylistyka'' [ tak to nazwijmy ] jest taka sama, szmiro-campowa ? No, ale na to trzeba by patrzeć na dzieło sztuki jako autonomiczne, a nie ze względu na kontekst, przesłanie [ oczywiście jedynie słuszne - ''postępowe'' i ''rewolucyjne'' lub ''patriotyczno-religijne'' w zależności od obranej ''linii generalnej'' ], które dopiero nadaje mu znaczenie wg tej koncepcji, zaś ja chrzanię i krytyczno-obrazoburczą [ a tak naprawdę żałosną ] Kozyrę, i nadętego Pendereckiego, którego kolejne ''Msze'' i ''Lacrimosy'' Kisiel [ o którym wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że był lewicowy ! ] słusznie nazwał ''soc-sakralizmem'' ! Co tyczy się drugiej kwestii : możliwość komentowania wyłączyłem z prostej przyczyny - pochodziłem sobie trochę po różnych forach, lewicowych jak i prawicowych, i w ogóle poza takimi podziałami, i przeraziłem się... stężeniem jadu, głupoty i chamstwa, prawdziwymi kubłami pomyj jakie korzystając z internetowej anonimowości wylewają na siebie mentalni onaniści obojga płci np. wizytując kiedyś jakieś feministyczne forum byłem dosłownie porażony nieprzebierającą w środkach zaciekłością z jaką zwalczały się tam członkinie różnorakich feministycznych sekt [ faceci, zapewniam, w niczym im nie ustępują, pod tym wzlędem panuje, i zawsze niestety panowała między nami równość, dlatego min. jestem kontrrewolucjonistą i reakcjonistą, bowiem ''równość'' nigdy nie kojarzyła mi się dobrze, bo jesteśmy siebie, czyli g... warci, tylko jeśli chodzi o to, co w nas nikczemne, podłe i niskie, tu nie ma, nigdy nie było i nie będzie żadnych istotnych różnic jeśli chodzi o płeć, rasę, narodowość czy warstwę społeczną do której się przynależy, natomiast co do talentów, rozumu, dobroci lub charakteru - ooo, tu nierówności są, i to kolosalne ! i to bez względu na wyżej wymienione uwarunkowania rzecz jasna : dodaję to, by nikt nie śmiał powiedzieć, żem ''rasista'' czy ''seksista'' jakowyś... ], z tego wszystkiego jedynie chyba ''Liberalis'', forum libertariańskie moderowane min. przez Sierpińskiego, trzymało poziom dyskusji prowadzonej pod zamieszczanymi tam tekstami, ale dawno już tego nie sprawdzałem, więc nie jestem pewien, czy i tam nie rozpieprzyła wszystkiego inwazja jakiś trolli... Dlatego też nie mają prawa pytać mnie o to, i czynić mi z tego zarzutu ci, którzy swoją reakcją potwierdzają, że robiąc to miałem rację !