Kontynuuję wątek ''rewizjonistyczny'' to jest przełamywania
uprzedzeń, którymi dotychczas się kierowałem, tym razem musiałem
porzucić moją niechęć do zajmowania się tematem masonerii, która po
prawdzie nie wzięła się znikąd bo niestety teren ten jest u nas
okupowany przez ubeków, autentycznych rasistów, skończonych wariatów lub
co najwyżej dyletantów - zresztą podejrzewam iż celowo pozwala się
zajmować tym takim podejrzanym indywiduom aby szanujące się jednostki
trzymały się odeń z daleka a to wielki błąd o czym za chwilę - albo też
samych wolnomularzy [ żeby wymienić choćby Tadeusza Cegielskiego, ojczulka Maxia ] a
więc nie mogących zachować odpowiedniego dystansu i podchodzących do
kwestii mniej lub bardziej bezkrytycznie. Ostatnio jednak pojawiło się
parę na tyle poważnych przesłanek, że zmusiły mnie do dość radykalnej
zmiany nastawienia, ot choćby wspomniane w tym miejscu jakiś czas temu
''Dzienniki petersburskie'' Zinaidy Gippius, które przypomnę są jednym z
najlepszych opisów rewolucji w Rosji nie tylko dzięki nieprzeciętnemu
talentowi literackiemu, ostremu jak brzytwa intelektowi i zmysłowi
obserwacji autorki ale również jej osobistej zażyłości z czołowymi
przedstawicielami ówczesnej antybolszewickiej lewicy Kiereńskim i
Sawinkowem, których znała z Wielkiego Wschodu Rosji... W indeksie osób
na końcu tej wydanej przez ''Czytelnik'' książki opracowanego przez
znakomitego tłumacza literatury rosyjskiej Henryka Chłystowskiego
przynależność do masonerii danego polityka jest wymieniana otwarcie bo
jest równie ważna jak partyjna czy jego pochodzenie do zrozumienia jego
motywacji i postawy - jeśli ktoś bierze fakt, iż wszyscy, dosłownie
wszyscy członkowie rewolucyjnego Rządu Tymczasowego byli wolnomularzami
za czysty przypadek to mogę mu tylko współczuć i polecić w zamian
bardziej odpowiadające jego poziomowi bezkrytyczne łykanie paszy
informacyjnej, którą codziennie karmią nas media. Z kolei Ludwik Haas w
swojej pracy pod pięknym tytułem ''Sekta farmazonii warszawskiej'' [
ciekawa książka i ciekawy autor skądinąd, choć jak dla mnie cieniem na
niej kładzie się jego lewicowe zaangażowanie ] wydanej w 1980 r. przez
PIW [ a więc kolejna poważna firma ] o pierwszym stuleciu polskiej
masonerii, siłą rzeczy głównie stołecznej, pisze o ważnym a
niedocenianym epizodzie w naszych dziejach istnienia Księstwa
Warszawskiego w ten sposób :
''[...] po utworzeniu
Księstwa wolnomularze znaleźli się na najwyższych szczeblach hierarchii
państwowej. Po ogłoszeniu konstytucji w [...] siedmioosobowej Radzie
Ministrów czynnymi adeptami lożowymi byli kierownicy resortów : wojny (
ks. Józef Poniatowski ), spraw wewnętrznych i obrządku religijnego
( J.P. Łuszczewski ) oraz policji ( Aleksander Potocki ) [...] prezesem
Rady Ministrów został Ludwik Gutakowski, kiedy zaś w listopadzie roku
następnego zrezygnował z tego stanowiska [...] objął je Stanisław Kostka
Potocki. Ministrem skarbu był w latach 1809-1811 Jan Węgleński, a od
października 1811 Tadeusz Matuszkiewicz, który został niemalże
dyktatorem całego życia wewnętrznego Księstwa. [...] Zatem wielu ministrów piastowało równocześnie godności w Wielkim Wschodzie. Wśród najwyższych dostojników administracji Księstwa [...], którzy wraz z ministrami wchodzili w skład Rady Stanu, nie brakło chadzających w ozdobnych fartuszkach.
[...] Na wysokich i najwyższych szczeblach aparatu centralnego
poszczególnych resortów znalazło się wielu adeptów ''sztuki
królewskiej'', najwięcej chyba w ministerstwie wojny. Tu spośród
34 osób, które w latach 1807-1814 zajmowały stanowiska od szefa biura po
sekretarza generalnego co najmniej 21 należało do lóż. Równie liczni
byli członkowie wolnomularstwa wśród korpusu oficerskiego Księstwa. [...
] Podobnie kształtowała się sytuacja w wymiarze sprawiedliwości. Z
trzech mianowanych w kwietniu 1808 prezesów Sądu Apelacyjnego, dwaj
[...] byli wolnomularzami, zaś z 19 sędziów - co najmniej czterech.
[...] Wszystkie te okoliczności sprawiały, że Warszawa zajmowała
szczególne miejsce na mapie kontynentalnych placówek wolnomularskich -
była jedyną stolicą w Europie Środkowo-Wschodniej, w której ''sztuka
królewska'' nie tylko nie była oficjalnie zakazana, lecz wręcz aprobowana i powiązana wieloma nićmi z władzą państwową skupiając elitę wojskową i administracyjną Księstwa [...]''
-
powtórzę bo może ktoś nie zatrybił i wśród tych nazwisk, funkcji i
tytułów zagubił sedno : spośród szefów czołowych państwowych resortów w
Księstwie Warszawskim takich jak wojsko, skarb, policja, sąd,
administracja z premierem na czele a także nie wymieniona tu cenzura
oraz wydawcy i redaktorzy głównych dzienników o wielu luminarzach
ówczesnego życia artystycznego już nie wspominając, WSZYSCY należeli do
takich czy innych lóż masońskich. Oczywiście pewnie jakiś Polaczek zaraz
wyskoczy mi z ''a kurwa chuj pierdolić to, co mnie to obchodzi, to było
dawno i nieprawda !'' - otóż bynajmniej chamusiu cholerny jeden,
cwaniaczku w de ruchany, to są sprawy wbrew pozorom jak najbardziej
aktualne, nie na darmo Żuławski w jednym z wywiadów mówił : ''To całe
towarzystwo: Andrzejewski, Brandysowie,
inni... A dlaczego ja w wieku 19 lat zostałem asystentem Andrzeja
Wajdy? Przecież nie z ulicy, nie z naboru. To było to, co ja nazywam
księstwem warszawskim'' zaś Haas w podsumowaniu wspomnianej książki
wprost pisze o masonerii jako ''pepinierze polskiej inteligencji''
czyli jakby jej mateczniku, matrycy światopoglądowej, która w
decydującym stopniu wpłynęła na kształt tej formacji umysłowej, właściwe
jej pojęcia, język i wzorce zachowań - nie pojmie się nigdy tego co
zwie się potocznie ''salonem'' wraz z okolicami [ bo przecież i
Kaczyńscy się w tym mieszczą ] bez choćby elementarnej wiedzy o ''sztuce
królewskiej'' i jej specyficznych rytuałach, jestem też przekonany, że
gdyby zbadać rzecz całą można by odkryć ciągłość biograficzną, mimo
katastrofalnej wyrwy jaką zostawiła ostatnia wojna, a przede wszystkim
ideową.
Enyłej, postanowiłem w takim razie obszczać to
terytorium i zasięgnąć informacji gdzie się tylko da z racji szczupłości
i niepewności źródeł [ na Zachodzie masonologia jest najzupełniej
normalną dziedziną wiedzy, od co najmniej kilkudziesięciu lat publikuje
się tam obszerne prace na ten temat pisane przez fachowych historyków i tylko u nas dziwnie uznano to za rodzaj aktywności godny
jedynie maniaków ], w ten sposób natrafiłem min. na wykład Stanisława Krajskiego
o masonerii polskiej i nie tylko. Niestety należy on do wspomnianych na
wstępie dyletantów, mimo że przytaczane przez niego informacje zwykle są wiarygodne jak np. ta o ''cywilnym'' charakterze rytu szkockiego
i bardziej agresywnym, ''militarystycznym'' kierunku związanym z
Wielkim Wschodem Francji, brak warsztatu naukowego powoduje, że główny
wątek gubi się w szczegółach a cały wywód staje się chaotyczny, mówiąc wprost
gość pieprzy trzy po trzy, poza tym popełnia rażące błędy metodologiczne
powołując się na Wikipedię i tego typu źródła [ inna sprawa, że skoro
podobne numery odstawiają takie ''salonowe'' naukawe ałturytety jak
Paweł Śpiewak czy Gross to dlaczego panu Krajskiemu by nie wolno ? ], w
pewnym momencie mówi tam jednak coś takiego : ''Masoni planują powołać jakąś
Eurazję od Atlantyku do Pacyfiku i budują dlań stolicę, jest to Astana w
Kazachstanie i jeśli w nazwie tego miasta przestawi się drugie S na
początek wychodzi Satana'' - ooo koteczku, pomyślałem sobie,
najwidoczniej pomyliłem się w twojej ocenie, pilnie potrzebne ci wdzianko z
długaśnymi rękawami w którym mógłbyś czule się objąć ! Jednak dla
porządku postanowiłem sprawdzić tą nieszczęsną Astanę, wklepałem ją w
grafikę Gugla i... sam już nie wiem co mam o tym myśleć. Otóż stoi tam
gigantyczna piramida ze stali i szkła nosząca pompatyczne miano ''Piramidy Pokoju i Pojednania''
[ łot da fak ?! - w każdym kto zna słynny motyw z dolara kształt i przeznaczenie tego budynku musi wzbudzać niepokojące skojarzenia ] podzielona na trzy kondygnacje : na najniższej
znajduje się opera - jak powszechnie wiadomo ten rodzaj aktywności
artystycznej jest integralną częścią tradycyjnej kultury Kazachów,
którzy po całym dniu gnania swoich stad po stepie i wieczornej modlitwie
do Allaha zasiadali wokół ogniska by przy lampce wytrawnego kumysu
rozkoszować się ariami i kupletami, zwłaszcza Wagner cieszył się wśród
nich szaloną popularnością i zapewne niejeden później ujeżdżał dzielnie
swego rumaka marząc o Brunhildzie czy inszej walkirii, świat zna też
wielu znakomitych tenorów-koczowników [ barytonami stają się jak se
popiją ] a słynna Maria Callas nie była wcale jakąś tam Greczynką tylko
pra-prawnuczką samego Czyngiz-chana. Mówiąc zaś serio trzeba w tym
kontekście pamiętać, że opera to wbrew pozorom wcale nie tak niewinny
gatunek jak to się zwykło mniemać kojarząc go ze snobistyczną rozrywką
dla strupieszałych mieszczan, konserwatyzmem i ''kulturą wysoką'', którą
rasowy, aryjski lewak oczywiście się brzydzi preferując bardziej
plebejskie i dosadne rodzaje muzyki jak punk, techno czy hip-hop : każdy
kto choć trochę interesuje się tematem wie iż taki ''Czarodziejski
flet'' Mozarta to nic innego jak masoński rytuał inicjacyjny w konwencji
dramatu muzycznego - proszę nie pukać się tak w czoło, nie wyczytałem
tego u Henia Pająka, pisze o tym wybitny historyk idei i kultury
europejskiej zwłaszcza XVIII stulecia Jean Starobinski w swych
''Emblematach rozumu'', w opracowaniach muzykologicznych czy biografiach
Mozarta nie ukrywa się też iż był on zaangażowanym wolnomularzem. Radzę
również sprawdzić jaką rolę odegrały poczciwe wydawałoby się opery
Verdiego w tzw. zjednoczeniu Włoch [ tak zwanym bo w rzeczywistości był
to brutalny podbój Południa przez Północ ] będącym w głównej mierze dziełem
karbonariuszy czyli dosłownie ''węglarzy'' choć nie o górników tu
bynajmniej się rozchodzi... Wracając do tej nieszczęsnej piramidy : na
sklepieniu sali koncertowej weń znajduje się olbrzymie słońce, które
zarazem stanowi podstawę na drugim, średnim poziomie okrągłego stołu
wokół którego mają się gromadzić przedstawiciele wszystkich religii i
przywódcy polityczni by się ''jednać'' zaś na samym szczycie, w
przeszklonym wierzchołku umieszczono dziwny postument z wykonanym ze
złota trójkątem z odciskiem dłoni ponoć samego prezydenta Kazachstanu
Nazarbajewa... Oczywiście można to wszystko potraktować jako wyraz
megalomanii tego byłego komunistycznego kacyka a obecnie lokalnego
satrapy, problem jednak w tym iż w sąsiednim państwie regionu także
rządził bliźniaczy wręcz jeśli chodzi o biografię i styl władania
despota tzw. Turkmenbasza a jednak rozbudowywany przezeń stołeczny
Aszchabad wygląda z grubsza tak, jak powinna stolica post-sowieckiego,
muzułmańskiego kraju, który przeszedł szybko z nędzy do pieniędzy dzięki
odkrytym na jego terenie złożom ropy i gazu, z jednym tylko wyjątkiem
kuriozalnego obrotowego monumentu ze złotą figurą władcy na szczycie
coby Ociec Narodu mógł zawsze zwracać się swym świetlistym obliczem ku
słońcu no i przy okazji mieć oko na wszystko, ale nawet to od biedy jest w
''normie'' typowej dla tyranów szajby, tymczasem Astana-Satana nie
przypomina niczego co mieściłoby się nie tylko w ichniej ale w ogóle
jakiejkolwiek tradycji - te gigantyczne absurdalne stożki, kule i jajka, przytłaczające swym monumentalizmem promenady rodem z najbardziej odjechanych wizji Hitlera, Stalina czy Mao, to coś ochrzczone przez miejscowych słusznie wdzięcznym mianem ''miski dla psa'' czy w końcu kosmiczny latający spodek
itp. sprawia wrażenie tworu obłąkanego, owładniętego utopijną manią
architekta, jakiegoś masońskiego Nowego Jeruzalem dla pedziów biegających w
fartuszkach wymachując przy tym cyrklami [ po co im one, żeby mierzyć
sobie nimi fiuty czy jak ? ] lub naturalnej wielkości dekoracje do
najbardziej tandetnego filmidła o Iluminatach czy Reptilianach.
Oczywiście nie zamierzam bawić się w podobne klimaty bo nie chcę
skończyć jak niejaki Piotr Marek wyglądający jak von Nogaj i tropiący
symbole masońskie zaszyfrowane w biletach MPK Lublin
czy choćby nasz lokalny ''pan Cytrynka'' co to nie chciał ''dać się
wycisnąć'' i którego wiekopomnym dokonaniem jest uzupełnienie ankiety
pracowniczej o pytanko : ''czy jesteś w diasporze ?'' [ choć to ostatnie
akurat popieram, CV mogłoby wtedy wyglądać np. tak : ''jestem
żydomasonem wielokrotnie wtajemniczonym we wszystkie otwory, Wielkim
Młotkowym
trzeciego stopnia jamajskiej loży ''Palaczy rumianku'', dlatego proszę
stanowczo o zatrudnienie mnie inaczej moi bracia wolnokumacze i
różomajtkowcy zrobią szanownemu pracodawcy za pomocą cyrkla i ekierki z
dupy piramidkę a odbyt uczynią płonącym żywym ogniem na jej szczycie
okiem Saurona - tak mi dopomóż Wielki Sternik, Krojczy i Hydraulik
Wszechświata'' ] - moim zdaniem wyjaśnienie jest banalniejsze co nie
znaczy, że mniej budzące grozę, bynajmniej : wiele wskazuje, że rządzącym obecnie światem autentycznie odjebało od nadmiaru bogactw i władzy, chyba faktycznie uwierzyli iż są ubermenschami posiadającymi boskie wręcz możliwości kreacyjne, najwidoczniej zwykła ustawka o podział łupów i zagarnięcie jak największej liczby ludzi, terytoriów i surowców już im nie wystarcza i chcą czegoś więcej i więcej i więcej... Nie powinno to budzić zdumienia w kimś kto ma jakie takie pojęcie o mechanizmach historii i wie, że władza jest największym i jedynym prawdziwym narkotykiem wobec którego wszelkie inne są żałosnymi namiastkami dla plebsu - skoro można jednym gestem wpływać na życie tysięcy czy milionów ludzi to określenie takiego przypływu ''woli mocy'' kopem czy odlotem zbyt zajeżdża pospolitością, bez żadnej przesady bardziej pasuje tu lucyferyczna ekstaza. Rzecz jasna te żałosne satanistyczne rojenia noszą na sobie piętno ludzkiej ułomności i jako takie skazane na porażkę, prawdziwa ironia losu polega bowiem na tym iż to właśnie nasze najgłębsze pragnienia a zwłaszcza najsilniejsze z nich potęgi i nieśmiertelności są źródłem naszej śmiertelnej nędzy, w nich samych znajduje się fundamentalna sprzeczność, pęknięcie uniemożliwiające ich spełnienie, szczególnie zaś tak wybujałego i absurdalnego jak to ostatnie. Dlatego np. nie wierzę w sprawstwo człowieka w ''globalnym ocipieniu'' [ o ile faktycznie ma ono miejsce bo za oknem obecnie jakoś tego nie widzę ] gdyż jeślibyśmy faktycznie stanowili zagrożenie dla tej planety ludzkość zostałaby bezwzględnie wyczesana z jej powierzchni przez naturę, nawet po katastrofie nuklearnej przetrwałoby życie i za jakiś czas znowu pojawiłyby się inne organizmy, być może zmutowane lub też jeszcze doskonalsze. Z tego samego powodu śmiać mi się chce gdy słyszę Stephena Hawkinga, który z iście lucyferiańską pychą buńczucznie prorokuje iż ''poznamy myśli Boga'' - nawet jeśli [ w co wątpię ], zakładając przy tym że On istnieje, to i tak nigdy nie będziemy posiadać Jego mocy więc takowa wiedza zdałaby się nam psu na budę a najprawdopodobniej obróciłaby się przeciwko niszcząc nas, rozsadzając swym ogromem nasze małe rozumki. Jak to mówią : ''nawet król szczurów jest w ostateczności tylko szczurem'', niemniej jednak przyznam, że dla takich szaraczków jak niżej podpisany marna to pociecha bo kiedy tej bandzie idiotów zwali się w końcu na łeb ich nowa wieża Babel mogą niestety przy okazji i nas pogrzebać w jej ruinach - obym się mylił !
No dobrze, ktoś może zapytać, ale co u cholery ma to wspólnego z jakimś ''wolnym mularstwem '' ?! Trzeba więc pokrótce przypomnieć genezę masonerii - otóż wywodzi się ona ze średniowiecznych bractw murarskich, nie chodzi tu jednak o jakiegoś pana Cześka czy Zenka, którzy zresztą za parę flaszek postawiliby lepiej to coś uchodzącego za pomnik ofiar komunistycznej sowieckiej zbrodni zwanej nie wiedzieć czemu ''pogromem kieleckim'' a co swą formą urąga ich pamięci, lub jakowychś pra-socjalistycznych ''przodowników pracy'' lecz, jak pisze Haas we wspomnianej na wstępie książce ''elitę zawodową rzemiosła-kunsztu budowlanego : muratorów, czyli - posługując się obecną terminologią - wielkich przedsiębiorców budowlanych, architektów i inżynierów oraz najliczniejszych w tym gronie kamieniarzy-artystów, jak również nowicjuszy wdrażających się w te umiejętności'' a, by zacytować z kolei Starobinskiego z rozdziału nomen omen ''Geometryczne miasto'', : ''architekt to więcej niż pedagog - to demiurg. W czasach gdy Bóg pojmowany jest jako Wielki Architekt [ mowa o XVIII w. ] architekt z kolei chce być Bogiem i uniwersalnym prawodawcą. Przypisuje sobie władzę racjonalnej organizacji przestrzeni materialnej w całym jej znaczeniu moralnym, faktycznie daje sobie władzę przeobrażania ludzkiego świata. Geniusz architekta nie zna granic. W szerszym ujęciu [...] wszystko leży w jego kompetencjach : polityka, moralność, ustawodawstwo, religia, rządy'' - aha, najwidoczniej więc mamy tu do czynienia z tymi co to ''wiedzą lepiej'', którzy uzurpowali sobie bezpodstawnie prawo do decydowania o życiu i śmierci pozostałej części ludzkości, ''nadludźmi'' rozsadzanymi przez chore ambicje i pełnymi pogardy wobec poddanych ich władzy ''gojów''... Można oczywiście machnąć na to ręką i potraktować jako nieszkodliwą w gruncie rzeczy formę rozrywki zblazowanych starych ciotek przebierających się w fartuszki i odprawiających jakieś kuriozalne rytuały po lasach pod gigantycznymi posągami sowy ze świecącymi oczami itp. bzdury będące przykrywką dla homoseksualnych orgietek, choć jak się zacznie odkrywać ilu wpływowych ludzi bierze udział w tych dziwnych zabawach mina zrzednie chyba nawet największemu wesołkowi ... Należy także mieć świadomość, że w takiej Francji normą rytuału wyborczego jest otwarte niemal zabieganie kandydatów na prezydenta o poparcie masonów i ci z nich, którzy nie dostąpią zaszczytu zaproszenia do ich solidnej betonowej siedziby w Paryżu jakoś dziwnie nie mają szans na to stanowisko. Natomiast na naszym gruncie poważnie niepokoić i dawać do myślenia powinien stan, w którym nie dysponujemy praktycznie żadną poważną pracą naukową krytyczną wobec masonerii [ chyba że ja czegoś nie wiem ] natomiast wyłączność nań posiadają ludzie mniej lub bardziej związani z wolnomularstwem a więc, powtórzę o czym wspomniałem na początku, nie posiadający niezbędnego dystansu w tej materii co stawia pod znakiem zapytania ich dorobek i budzi podejrzenie o propagandę. No i przede wszystkim może ktoś mi łaskawie wytłumaczy w takim razie co do kurwy nędzy robi piramida w Kazachstanie ?!