Take buty :
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku życzą żule z Ponidzia :
...niektórzy z menelskich zaświatów jak niejaki Kenior, regionalna gwiazdeczka i legendarny chlor, którego epifaniczne zlewy mentalne uwieczniono na szczęście ku pożytkowi przyszłych pokoleń :
- jakże ten padół niesprawiedliwy jednak jest : Keniora zbrakło a takiego Kiniora nadal musimy znosić.
ps. ''gnida pińczowska to stara k#@% żydowska'' :
- bynajmniej szydzę, bowiem :
''Kibicowanie to dla większości z nas drugie życie, odskocznia od szarej i nie zawsze kolorowej rzeczywistości, która nas otacza. W przypadku prywatnych porażek, niepowodzeń, braku pracy, czy awantur z dziewczyną/żoną/kochanką/teściową, to właśnie na trybunie znajdziemy punkt zaczepienia, który pomoże nam się od życiowych problemów uwolnić i odbić choć na chwilę. Czeka bowiem mecz, drużyna której kibicujesz od dziecka i żyjesz jej losem, koledzy którzy staną z Tobą ramie w ramie. Czeka Fanatyzm.''
[ Nie pora by poważniej nieco pochylić się nad smutnym w sumie obrazem polskiej prowincji jaki się z tego wyłania, wprawdzie groteskowo wykrzywionym ale że coś jest na rzeczy to fakt ].
motto : ''Heraklit, Heidegger, Hitler''. C. Wodziński ''Metafizyka i metapolityka''.
niedziela, 31 grudnia 2017
sobota, 23 grudnia 2017
wtorek, 12 grudnia 2017
Judeochrześcijańskie echolalie.
Żydzi i komuniści
Żydzi i sataniści
Żydzi
żydzi
żydzi
Niezbędna egzegeza : bez obaw o stan umysłu autora, niniejszy absurdalny parawierszyk to jedynie objaw chorego przyznaję poczucia humoru, nieuleczalnej skłonności do groteski aczkolwiek nie bez drugiego dna, ot taki wytrych - powiedzmy że popuściłem mentalne zwieracze by odreagować nieco dając przy tym wyraz pierwotnym, gadzim pokładom mózgowia ale sądzę iż należy przeprosić się z wewnętrznym reptilem:) Konkrety wkrótce.
Żydzi i sataniści
Żydzi
żydzi
żydzi
Niezbędna egzegeza : bez obaw o stan umysłu autora, niniejszy absurdalny parawierszyk to jedynie objaw chorego przyznaję poczucia humoru, nieuleczalnej skłonności do groteski aczkolwiek nie bez drugiego dna, ot taki wytrych - powiedzmy że popuściłem mentalne zwieracze by odreagować nieco dając przy tym wyraz pierwotnym, gadzim pokładom mózgowia ale sądzę iż należy przeprosić się z wewnętrznym reptilem:) Konkrety wkrótce.
wtorek, 28 listopada 2017
...
Najważniejsze w życiu zasłużyć sobie na dobrą śmierć bo człowiek żyje dlatego, że umrze i w gruncie rzeczy po to jedynie. ''Wyzionąć ducha'' i ''odejść w pokoju'' to nie wytarte klisze i metafory ale sama prawda z której tylko ludzka szumowina szydzić może. Pocieszające, że cały nędzny banał życia obraca się wniwecz, choć zgon go nie unieważnia, stąd należy oczekiwać nie spiesząc się, samo przyjdzie - zapaść w siebie.
Muzyka żałobna nie musi być nudna, łzawa, sentymentalnie kiczowata ni ponura ale pełna życia, mocy, piękna i powagi, majestatu śmierci [ co nie przeczy ohydzie fizjologii przemijania ale taplaczom okultury należy się nowotwór genitaliów z przerzutami do odbytu ] :
Perkusja bo głuche dźwięki, dyktowana przez nie bezpretensjonalna forma i rytmiczne drgania fali najlepiej oddają puste w środku, u źródła skąd bierze się w nic [ nie ma ].
ps. nic nie kombinowałem, nie sposób a tekst napisany tak nie inaczej bo traktuje o swej niemożności. Po co więc ? Bo godzi się.
''Ważne jest to, by pamiętać, że repetycyjna modlitwa nie służy do osiągania odmiennych stanów świadomości, do wchodzenia w trans, a tym bardziej – do magicznego osiągania zamierzonych celów, wypływających z naszej własnej woli. To prawda, że w jakimś sensie ma ona charakter rytualny, że jest czymś innym niż luźne, niesformalizowane „rozmowy z Bogiem” czy „przemyślenia o sensie życia”, na które tak często mamy ochotę. Owszem, repetycja dyscyplinuje nas, ujarzmia i prostuje, ale nie wyłącza świadomości.''
http://www.legitymizm.org/dhikr
ps. nic nie kombinowałem, nie sposób a tekst napisany tak nie inaczej bo traktuje o swej niemożności. Po co więc ? Bo godzi się.
''Ważne jest to, by pamiętać, że repetycyjna modlitwa nie służy do osiągania odmiennych stanów świadomości, do wchodzenia w trans, a tym bardziej – do magicznego osiągania zamierzonych celów, wypływających z naszej własnej woli. To prawda, że w jakimś sensie ma ona charakter rytualny, że jest czymś innym niż luźne, niesformalizowane „rozmowy z Bogiem” czy „przemyślenia o sensie życia”, na które tak często mamy ochotę. Owszem, repetycja dyscyplinuje nas, ujarzmia i prostuje, ale nie wyłącza świadomości.''
http://www.legitymizm.org/dhikr
sobota, 30 września 2017
Samo-sąd.
Nadejszła jesień a wraz z nią powróciło smętne pierdolenie o rzekomym zamachu na ''praworządność'' z której jak wiadomo III RP słynie by więc dać miarę absurdu w jakim przyszło nam w związku z tym uczestniczyć wystarczy przypomnieć, że dwie instytucje robiące dziś za ostatnie bastiony ''demokratycznego państwa prawa'' i ostoje ''wolności'' czyli Trybunał Konstytucyjny i adwokatura, która jako pierwszy samorząd zawodowy posłużyła za wzorzec rozwiązań w tej materii, POWSTAŁY W STANIE WOJENNYM : odpowiednio w marcu i maju '82 co wyraźnie pokazuje, że prawdziwe korzenie obecnego ustroju wcale nie sięgają ''okrągłego stołu'' czy Magdalenki ale aż dyktatury Jaruzelskiego, kiedy nie tyle nawet komuniści co wprost sowieciarze w obliczu jawnego bankructwa fasady ''demokracji ludowej'' zaczęli szykować sobie dupochron tworząc zręby nowych porządków, nie tylko zresztą w dziedzinie prawa ale i gospodarki - temu służyły te wszystkie ''oddziały X Y Z'', które pod pozorem ''zarządu komisarycznego'' wojska w przedsiębiorstwach wyceniały majątek państwa przygotowując go już wtedy do tzw. ''dzikiej reprywatyzacji'' w ramach operacji ''chaosu kontrolowanego'' jak najbardziej itd. Nawiasem była to jedynie powtórka numeru komunistów u zarania PRL, gdy zachowali fasadę dotychczasowego porządku prawnego unieważniając tylko, nielegalnie skądinąd, sanacyjną ''faszystowską'' konstytucję kwietniową wszakże z jednym znamiennym za to wyjątkiem - wojskowego prawa karnego, które stanowiło ordynarną kalkę sowieckiego i stąd większość mordów sądowych lat 40/50-ych została popełniona na mocy tegoż rozciągniętego specjalnymi dekretami na cywilów przez stalinowskich prokuratorów wojskowych i sędziów takich jak przyrodni brat Szechtera [ groteskowego wymiaru a istotnego w świetle dalszych rozważań nabiera krótki epizod kariery Stefana Michnika jako adwokata, gdy na fali chruszczowowskiej ''odwilży'' został pozbawiony pełnionych dotąd funkcji ]. Na uwagę zasługuje również w tym kontekście rola jaką w podmianie prawa i nadawaniu przedwojennym kodeksom nowej bolszewickiej treści odgrywały daleko idące interpretacje ówczesnego Sądu Najwyższego aż do unieważniania gdy trzeba odpowiednich zapisów, czego rzecz jasna nie dowiemy się z poświęconego ''najwyższemu organowi'' za przeproszeniem hasła na wiki [ w tym sensie obecna jego prezeska bredząca, że ''suwerenem jest konstytucja'' zachowuje wierność rewolucyjnemu duchowi, który jak widać nadal przyświeca tej instytucji ]. Nie miejsce tu na dalsze rozwijanie tego niezwykle ciekawego wbrew pozorom tematu - żądnych szczegółów odsyłam na początek do artykułu autorstwa uznanego historyka prawa Adama Lityńskiego pt. ''Prawo karne w okresie PKWN'', gdzie rzecz merytorycznie wyłożono.
Nie zamierzam też babrać się w szumie informacyjnym narosłym wokół sporów kompetencyjnych i osobistych między Dudą a Ziobrą i tym na ile są one realne oraz jaką pozycję zajmuje tu sam prezes a tym bardziej powtarzał publicznie ciekawe przyznaję plotki polityczne ze źródeł całkiem wiarygodnych pochodzące jakie na ten temat dane było mi niedawno usłyszeć, choć gdybym miał okazję chętnie zapytałbym pana prezydenta jak i suflujących mu w tym publicystów pokroju Ziemniakiewicza jak oni sobie wyobrażają niby ''reformę'' sądownictwa konsultując ją z takimi kreaturami uosabiającymi wszystkie najgorsze jego patologie jak Rzepa czy ta tępa megiera Gersdorf ? [ Łętowska wcale nie lepsza ].
Skupmy się więc na tym co umyka zwykle w młócce medialnej czyli czynnikach strukturalnych aczkolwiek personaliów uniknąć przy tym nie sposób bo nie ma sensu bawić się w dialektyczne łamańce i karkołomne próby oddzielania ''komunizmu od komunistów, Marksa od marksizmu'' itp., niemniej nacisk zostanie w naszych rozważaniach położony na inne kwestie i spróbujemy rozpatrzeć rzecz szerzej - przywołajmy więc na wstępie parę cytatów z relacji obchodów 30-ej rocznicy powołania ''niezależnej'' adwokatury podczas stanu wojennego jaka znalazła się na oficjalnych stronach Naczelnej Rady Adwokackiej :
''Atrakcją wieczoru okazała się premierowa emisja filmu dokumentalnego - „Pod presją” - o adw. Marii Budzanowskiej, prezes NRA w latach 1983-85, jednej z autorek ustawy Prawo o adwokaturze z 1982 roku. Krótkie wprowadzenie do projektu „Nestorzy Adwokatury Polskiej” oraz do filmu wygłosiła adw. dr Monika Strus-Wołos. Już w trakcie emisji niektóre sceny nagradzano brawami, a po zakończeniu filmu wybuchła owacja na stojąco. [...] Galę poprowadziła Agata Młynarska, która urzekła gości dedykując im tekst Wojciecha Młynarskiego „O inteligencji”. [...] Organizatorem i autorką scenariusza tego wydarzenia była adw. dr Monika Strus-Wołos, przewodnicząca Komisji ds. wizerunku zewnętrznego i działalności pro bono. [...] Ustawa Prawo o adwokaturze z 26 maja 1982 r., chociaż przyjęta podczas stanu wojennego, wprowadziła wiele liberalnych zasad wykonywania zawodu adwokata, dając tym samym adwokatom sporą niezależność wobec władzy.
Podczas zwołanego ad hoc Ogólnopolskiego Zjazdu Adwokatów, który odbył się w dniach 3-4 stycznia 1981 r. w Poznaniu, powołano specjalną komisję legislacyjną do opracowania projektu ustawy o adwokaturze. Projekt powstał w rekordowo szybkim tempie – w ciągu miesiąca wstępną wersję przestawiono Prezydium NRA. Następnie z inicjatywą ustawodawczą w Sejmie wystąpiło pięciu posłów adwokatów, w tym adw. Maria Budzanowska. Ustawa weszła w życie 1 października 1982 r.
Nowoprzyjęty akt prawny przede wszystkim wskazywał, że organizacja adwokatury oparta jest na samorządzie zawodowym. Samorząd miał dbać o zapewnienie warunków do wykonywania ustawowych zadań adwokatury, reprezentować i chronić jej prawa, sprawować nadzór nad przestrzeganiem przepisów o wykonywaniu zawodu, dbać o przestrzeganie zasad etycznych oraz prowadzić doskonalenie zawodowe adwokatów i kształcenie aplikantów adwokackich.''
http://www.adwokatura.pl/z-zycia-nra/adwokaci-swietowali-30-lecie-ustawy-prawo-o-adwokaturze/
- wielka szkoda, że nikt się pod tymi bredniami nie podpisał bo chętnie dowiedziałbym się odeń jak ''prawo'' wprowadzone w apogeum zamordyzmu jaruzelszczyzny miało niby przynosić jakieś ''wolnościowe'' rozwiązania i gwarantować ''niezależność'' ode władzy - ?! Radzę zapamiętać też nazwiska jakie przy tym padają i nie mam tu na myśli bynajmniej Agatki:) Zacznijmy krótki przegląd od samej twórczyni ustawy a przynajmniej tej, która swą osobą ją firmowała czyli p. Budzanowskiej - jak wynika z jej biogramu mimo iż była łączniczką AK, a ojciec również uczestnik niepodległościowej konspiracji w czasie wojny został poddany represjom za to później przez komunistów, płynnie dość znalazła miejsce w nowym ustroju nie tylko pnąc się po kolejnych szczeblach hierarchii adwokatury aż do najwyższych stanowisk ale i poprzez udział w koncesjonowanych przez system strukturach fasadowej ''demokracji ludowej'' zostawszy członkiem SD, następnie tzw. rady narodowej [ odpowiednik ''samorządu'' ] w Piotrkowie, wreszcie posłem, bo przecież nie ''posłanką'', na Sejm PRL, gdzie miała ''się wstrzymać'' podczas głosowania nad uznaniem legalności dekretu o stanie wojennym a mimo to nie spotkały ją za to jakieś szczególnie dotkliwe represje, no proszę jaki to faktycznie jednak ''liberalizm'' panował za Jaruzelskiego:) [ i komu to przeszkadzało ? ano samym komuchom bo nie pozwalało im nakraść się na tej siermiędze ile by chcieli, więc ''wybrali wolność'' ] :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Budzanowska
Żywot to pouczający wielce zwłaszcza w dobie kultu ''wyklętych'' - tylko byśmy się dobrze zrozumieli, jestem ostatnim kto miałby coś przeciw, sęk w tym, że jeśli tworzymy przy tym obraz iż każdy żołnierz AK czy tym bardziej NSZ kończył po wojnie z kulą w głowie w ubeckich kazamatach lub gnojono go przez 45 lat i dłużej to stety czy nie jest to jedynie połowa prawdy bowiem wielu z nich nawet jeśli nie mogło liczyć wówczas na dostęp do centrów decyzyjnych władzy zarezerwowanych dla wzajem zaciekle zwalczających się frakcji ''spadochroniarzy'' i ''leśnych dziadków'' [ czy jak kto woli ''żydo-'' i ''arjokomuny'' z mocnymi przyczółkami ukraińskim, białoruskim i nade wszystko stricte sowieckim w tle ] i tak stanowili solidną II ligę dostając całkiem pokaźny przydział na frukta z jaśniepańsko-''ludowego'' stołu : aż boję się wspomnieć, że jeden z nich miał być ojcem głównej bodajże postaci obecnej rozgrywki... Idzie mi jedynie o to, że jeśli nie podejmiemy konfrontacji z przykrym faktem, iż mieliśmy jednak swoich Quislingów tylko nie brunatnych jak nam wmawiają a czerwonych [ choć idę o zakład, że wielu już ''za Niemca'' dawało de ] nie pojmiemy skąd tak silny opór przed lustracją i dekomunizacją płynący ze środowisk, których nigdy byśmy o to nie podejrzewali jak właśnie weterani wspomnianych formacji - i mowa tu niestety nie tylko o przebierańcach, którzy bohaterską walkę z okupantem toczyli jako oseski a nawet w łonie matki wedle tego co wynika z metryki - czy Kościół : temat godny osobnego wpisu, tu zaledwie sygnalizuję problem.
Wróćmy do tematu : kolejnym ciekawym nazwiskiem tym razem nam współczesnym jakie wyżej pada jest Monika Strus-Wołos - otóż niezwykle intrygująco w kontekście obecnych sporów prezentuje się fakt, iż pani mecenas jest także pełnomocnikiem ofiar tzw. ''katastrofy smoleńskiej'' :
''...pełnomocnicy innych rodzin mec. Monika Strus-Wołos i mec. Piotr Pszczółkowski - dzielili się swoimi refleksjami w związku z trwającym pięć lat śledztwem. [...] Z kolei mec. Monika Strus - Wołos podkreślała, że wbrew publicznym deklaracjom rządu niektóre rodziny ofiar zostały pozostawione po katastrofie same sobie, bez jakiejkolwiek opieki państwa. Nikt do nich nawet nie zadzwonił...''
Mówiąc zaś serio w ciekawy sposób przypadkiem całkiem dowiedziałem się w ogóle o istnieniu pani mecenas - otóż natrafiłem na nią nie gdzie indziej jak na tubowym kanale ''fundacji'' Kramków, tak tak, tych samych, zawierającym min. jej relację z prawoczłowieczej misji w Kazachstanie do którego udała się na ich zaproszenie z ramienia NRA. Na boku pozostawimy teraz kwestie jak w ogóle doszło do tego kuriozum i firmowania podejrzanego interesu Ludmiłki i jej małżonka przez postacie związane z PiS pokroju pani Moniki co i wprost przedstawicieli tej partii [ dodam jedynie, że sami wyhodowali gadzinę na piersi, więc ból d..., że teraz chce im zrobić majdan jak najbardziej im się należy ] oraz istotne jak sądzę w tym kontekście informacje z oficjalnego biogramu ''pełnomocnik ofiar katastrofy smoleńskiej'' przypomnę, bo to kolejny wątek godny osobnego rozpatrzenia, tu ważne jest uzasadnienie ''prawne'', które podała dla wyżej wspomnianej ''misji'' podczas konferencji prasowej w odpowiedzi na pytanie dociekliwego dziennikarza po kiego grzyba polska adwokatura monituje stan ''wolności obywatelskich'' czy ich braku w jakiejś post-sowieckiej satrapii niemal na drugim końcu świata i przede wszystkiem jakim prawem właśnie - a oto co adwokat na to :
- zaintrygowany wzmianką pani mecenas o nadzwyczajnym statusie i ''misyjnym'' charakterze polskiej adwokatury jąłem więc sprawdzać cóż to jest ten cały ''zawód zaufania publicznego'' mający uzasadniać pozycję ''kasty wybrańców'' i natrafiwszy na fachową analizę poświęconą tejże kategorii prawnej i to nie byle gdzie, bo na oficjalnej stronie Senatu pogrążywszy się w lekturze oniemiałem... :
''Pojęcie zawodu zaufania publicznego jest specyficznie polskim tworem i nie jest znane w innych krajach europejskich. W Polsce zostało wprowadzone przez art. 17 Konstytucji z dnia 2 kwietnia 1997, który wiąże wykonywanie zawodu zaufania publicznego z istnieniem samorządu zawodowego. Do zawodów zaufania publicznego zalicza się profesje polegające na wykonywaniu zadań o szczególnym charakterze z punktu widzenia zadań publicznych i z troski o realizację interesu publicznego. Jak trafnie zauważyła prof. Krystyna Wojtczak intencją ustawodawcy jest nadanie trzem z pozostałych pojęć zawodu (to znaczy wolnego zawodu, zawodu regulowanego i zawodu zaufania publicznego – przyp. AK) innej treści. Problem w tym, że nie jest pewne, co pojęcia te znaczą. [...] Jak zostało to podkreślone w uwagach wstępnych, pojęcie zawodu zaufania publicznego jest pojęciem swoiście polskim i istnieje pewien problem ze zdefiniowaniem go – zapewne z tego powodu ustawodawca nie przedstawił legalnej definicji. [ !!! ] Z tego powodu warto przywołać, oprócz przepisu konstytucyjnego zawartego w art. 17 Konstytucji, orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, przybliżające rozumienie cytowanego terminu. Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 7 maja 2002 r. (w sprawie SK 20/00) orzekł m. in.: że “Zawód zaufania publicznego” to zawód polegający na obsłudze osobistych potrzeb ludzkich, wiążący się z przyjmowaniem informacji dotyczących życia osobistego i zorganizowany w sposób uzasadniający przekonanie społeczne o właściwym dla interesów jednostki wykorzystywaniu tych informacji przez świadczących usługi. Wykonywanie zawodu zaufania publicznego określane jest dodatkowo normami etyki zawodowej, szczególną treścią ślubowania, tradycją korporacji zawodowej czy szczególnym charakterem wykształcenia wyższego i uzyskanej specjalizacji (aplikacja). W analizowanym przypadku Trybunał Konstytucyjny uznał posłużenie się przez ustawodawcę pojęciem niedookreślonym za uprawnione. Zawód adwokata jest zawodem zaufania publicznego. Wprowadzając wymogi dotyczące charakteru osoby zawód ten wykonujący czy też rękojmi prawidłowego wykonywania ustawodawca tworzy normatywne przesłanki dla zapewnienia odpowiedniej realizacji zadań przypisanych temu zawodowi. Kryteria te wprowadzone są w tym celu, by zagwarantować odpowiedni poziom zawodowy i moralny członków korporacji. Kryteria te nie mogą być jednak nadużywane w celu ograniczenia dostępności do zawodu. (…) Innymi słowy konstytucyjna gwarancja “wolności wykonywania zawodu” nie tylko nie kłóci się z regulowaniem przez państwo szeregu kwestii związanych tak z samym wykonywaniem zawodu, jak i ze statusem osób zawód ten wykonujących, ale wręcz zakłada potrzebę istnienia tego typu regulacji zwłaszcza, gdy chodzi o zawód zaufania publicznego jakim jest zawód adwokata. Oczywiste jest, że takie regulacje mogą wprowadzić różnego rodzaju ograniczenia wolności wykonywania zawodu. Zarazem jednak ograniczenia wolności wykonywania zawodu – jak wszelkie ograniczenia praw i wolności jednostki – dopuszczalne są tylko stosownie do ogólnych zasad oraz kryteriów wyznaczonych w art. 31 ust. 3 Konstytucji. Mogą być one ustanowione tylko w ustawie i tylko, gdy jest to konieczne ze względu na ochronę ważnego interesu publicznego i tylko w zakresie, który nie naruszy istoty regulowanej wolności lub prawa.''
- a więc mamy do czynienia z kuriozum jeśli nie na skalę światową to europejską na pewno, nikt tak naprawdę nawet nie wie co to kurwa jest ten cały ''zawód zaufania'', co więcej tacy geniusze jak Kwaśniewski-Stolzman czy ''konstytucjonalista'' Jaskiernia nie raczyli tworząc ustawę zasadniczą podać definicji tak istotnej przecież dla porządku publicznego kategorii bo robiącej za podstawę przyznania nadzwyczajnego statusu pewnym zawodom o strategicznym znaczeniu, więc dopiero TK dokonał tego wtórnie łamiąc fundamentalną zasadę o niedziałaniu prawa wstecz dwoma totalnie głupimi, napisanymi chyba przez małpę wyrokami bo doprawdy nie wiem jak niby z ''wolności wykonywania zawodu'' ma wynikać jego reglamentacja ?! Od tego płaty czołowe odpowiadające wedle naukowców za logiczne myślenie kurczą się automatycznie w odruchu obronnym - ale co się dziwić skoro jak wyszło niedawno Rzepa wraz kumplami jedynie podpisywali uzasadnienia nawet ich pewnie nie czytając, byle kasiora za to była : ludzie, ale to jest kurna fucha ! Nic nie robisz tak naprawdę poza pozowaniem w tej głupiej todze, za nic nie odpowiadasz i mogą ci naskoczyć [ na tym polega tzw. ''niezawisłość'' ] bo nawet w konstytucie zapisano, że jak cię przyłapią to zaraz szef ''może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego'' a do ''pociągnięcia do odpowiedzialności karnej i pozbawienia wolności'' niezbędna jest zgoda reszty sitwy więc zapomnij, bo przecież kulega kuledze ani kuleżanka zginąć nie da przynajmniej dopóki będziesz trzymać się niepisanych zasad środowiskowej omerty, za to żyjesz se jak panisko ciesząc się całkowicie nieuzasadnionym statusem ''nadzwyczajnej kasty'', gdyż stoi za tym tajemnicza, magiczna wręcz formuła tak nieprzenikniona, że nawet magister Stępień nie może ogarnąć jej swym przepastnym umysłem ! Oczywiście rzecz tyczy głównie sędziów TK czy SN, im niżej w hierarchii tym zapewne przestaje już być tak różowo i nie wykluczam, że wielu szeregowych prawników jest przeciążonych pracą wskutek wadliwego systemu jak i zwyczajnie lenistwa, niekompetencji i głupoty mówiąc wprost przełożonych. Tak czy siak w świetle powyższego dalsze ustępy senackiej analizy opisywanej tu patologii brzmią jak kpina :
''[...] wykonywanie zawodu zaufania publicznego określane jest dodatkowo normami etyki zawodowej, szczególną treścią ślubowania, tradycją korporacji zawodowej czy szczególnym charakterem wykształcenia wyższego i uzyskanej specjalizacji (aplikacja). Ustawodawca ma prawo uzależniać prawo wykonywania zawodu zaufania publicznego od spełnienia przez zainteresowanego określonych warunków dotyczących np. jego kwalifikacji zawodowych i moralnych, w tym wymagania cechy „nieskazitelnego charakteru” i „rękojmi prawidłowego wykonywania zawodu”. [...] „Zawody zaufania publicznego” wykonywane są – zgodnie z ich konstytucyjnym określeniem – w sposób założony i społecznie aprobowany, o ile ich wykonywaniu towarzyszy realne „zaufanie publiczne”. Na zaufanie to składa się szereg czynników, wśród których na pierwszy plan wysuwają się: przekonanie o zachowaniu przez wykonującego ten zawód dobrej woli, właściwych motywacji, należytej staranności zawodowej oraz wiara w przestrzeganie wartości istotnych dla profilu danego zawodu. W odniesieniu do wykonywania prawniczych zawodów zaufania publicznego do istotnych wartości należy pełne i integralne respektowanie prawa, w tym zwłaszcza – przestrzeganie wartości konstytucyjnych (w ich hierarchii) oraz dyrektyw postępowania.''
Jak widać personaliów nie unikniemy, przyjrzyjmy się więc jak to jest z tymi ''nieskazitelnymi charakterami'' i ''moralnością'' budzącą respekt i ''realne zaufanie publiczne'' [ obśmiać się można ] na przykładzie jedynie kolegów, towarzyszy właściwie wypadałoby rzec, pani mecenas zaczynając od pierwszego z brzegu członka prezydium NRA - oj, członek z niego co się zowie :
''Na początku transformacji ustrojowej, adwokat Ziemisław Gintowt, syn szanowanego sędziego, i dyrektora sądów powszechnych w ministerstwie sprawiedliwości, oprócz zaszczytu, jakim jest bycie pomocnikiem wymiaru sprawiedliwości, zajmował się zakładaniem, a następnie kierowaniem, zarządzaniem, a także nadzorowaniem wielu spółek, których zadaniem było prowadzenie działalności gospodarczej. Jedną ze spółek, którą adwokat Ziemisław Gintowt [syn sędziego] założył a następnie kierował, zarządzał, oraz nadzorował jej działalność, była FORD OMC Motors Ltd. Jednak Ford OMC Motors, oprócz i pod przykrywką legalnej działalności gospodarczej, prowadził przestępczą działalność gospodarczą. Ta przestępcza działalność Ford OMC Motors Ltd., polegała na tym, że powypadkowe samochody pozyskane ze szrotów, lub może i ukradzione, szmuglowano do Polski, a w celu uniknięcia obowiązkowych opłat celnych fałszowano ich dokumenty, i następnie wstawiano je do autoryzowanych salonów Forda, i sprzedawano je jako auta bezwypadkowe. Adwokat Z. Gintowt nie tylko sprawował obsługę prawną firmy którą sam założył, ale gdy jej pracownicy zostali złapani za rękę na gorącym uczynku, był także jej pełnomocnikiem przed sądem. Mimo, że sędziowie byli w posiadaniu niepodważalnych, materialnych dowodów czynów kryminalnych opisanych w k.k. jako: oszustwo, paserstwo, fałszowanie dokumentów, posługiwanie się fałszywymi dokumentami, to z powodu tego, że ich nieskazitelność charakteru była porównywalna z nieskazitelnością charakteru Z.Gintowta, sprawa sądowa miała charakter ośmioletniej antypaństwowej hucpy, albowiem wyrok jaki zapadł uznać należy jako rozbój w biały dzień. Te adwokacko – sędziowskie gangsterstwo, dzięki imprimaturowi jakie uzyskało od kolegi Ziemisława Gintowta z sądu arbitrażowego przy Krajowei Izbie Gospodarczej, sędziego Tadeusza Erecińskiego – prezesa Sądu Najwyższego, stało się obowiązującym w Polsce prawem.''
- nie dziwota więc, że ''stan wojenny był liberalny'', nie takE dialektyczne łamańce gotowi wyczyniać nasi geniusze prawa i jestem przekonany, że gdyby tylko mieli możliwość wybroniliby nawet Rudolfa Hessa a w ogóle do Norymbergi by nie doszło. Ma się te kiepełe, w genach rzekłbym - w bardzo [nie]ciekawych kręgach pan mecenas się obraca : Woleński, Passent, Wajda, syn Bristigerowej, Mosze Turbowitz... capi B'nai B'rith na kilometr :
- jakoś niezłomnemu obrońcy działaczy ''Solidarności'' nie przeszkadza towarzystwo agentów SB i partyjnych Mośków, nu ale skoro sędziowie stanu wojennego bywali ''uczciwi'' to co się dziwić - tym bardziej nie mogą brzydzić serdeczne uściski z Krulem Ojropy :
http://www.adwokatura.pl/multimedia/zdjecia/adwokat-stanislaw-klys-wyrozniony-przez-uniwersytet-jagiellonski/
- aż ciśnie się na usta : ''żydowska papuga'', ale oczywiście stanowczo, pryncypialnie odcinamy się od takich wstrętnych, antyszejmickich i całkiem nieuzasadnionych przede wszystkiem ''stereotypów kulturowych''.
Na koniec wypada poczynić pewne zasadnicze dla całości wywodu spostrzeżenie by uniknąć nieporozumień - nie szokują mnie ani specjalnie bulwersują wspomniane powiązania z towarzychem osób z kręgu PiS bowiem w ostatnich wyborach świadomie oddałem głos na tę partię jako ''opozycję wewnątrzsystemową'' na zasadzie ''na bezrybiu...'', dzięki czemu oszczędziłem sobie chociażby bolesnego rozczarowania Kukizem jak paru znajomych. Warto mieć na uwadze, że sam Jarosław jest częścią tego wszystkiego z powodów biograficznych, środowiskowych i by tak rzec strukturalnych wreszcie - jak klarował durnej Torańskiej w nieautoryzowanym wywiadzie zresztą, która zarzucała mu zblatowanie z jakimś ubekiem, że gdyby chciał zachować cnotę wypadałoby mu ostać się z megafonem na rogu ulicy bo na realną działalność polityczną potrzebna jest zwyczajnie forsa, dużo forsy a tej ''oddolnymi'', dobrowolnymi składeczkami nigdy się na tyle nie uzbiera zaś jak dziś jest to już jawne wszystkie kurki z finansami w momencie ''przełomu'' były poobsadzane ludźmi z resortu. Nie oznacza to rzecz jasna, że mój kredyt zaufania dla pana prezesa i jego formacji jest niewyczerpany i pozbawiony pewnej dozy zdrowego sceptycyzmu jak widać z powyższego co pozwala unikać miotania się między naiwnym, egzaltowanym zaangażowaniem jak i totalną olewką, życiem w iluzji, że mamy politykę w d... - sęk w tym, że ona nie ma tam nas i choćby dlatego by nie dobrała nam się do rzeczonego zadu warto z umiarem ją śledzić popierając gdyby co konkretne zmiany, gdyż jeśli dziś nie dokonamy nawet skromnej w gruncie rzeczy korekty ustrój zaprojektowany przez takich ''wizjonerów'' jak Olo Stoltzman czy homo-pedał ''konstytucjonalizda'' rozlezie się jak stare gacie a nie ma najmniejszych widoków na to, by powstałą w ten sposób groźną dla porządku publicznego i zwykłej egzystencji każdego z nas próżnię wypełniła anarchistyczna utopia ''samorządnej rzeczpospolitej''.
Nie zamierzam też babrać się w szumie informacyjnym narosłym wokół sporów kompetencyjnych i osobistych między Dudą a Ziobrą i tym na ile są one realne oraz jaką pozycję zajmuje tu sam prezes a tym bardziej powtarzał publicznie ciekawe przyznaję plotki polityczne ze źródeł całkiem wiarygodnych pochodzące jakie na ten temat dane było mi niedawno usłyszeć, choć gdybym miał okazję chętnie zapytałbym pana prezydenta jak i suflujących mu w tym publicystów pokroju Ziemniakiewicza jak oni sobie wyobrażają niby ''reformę'' sądownictwa konsultując ją z takimi kreaturami uosabiającymi wszystkie najgorsze jego patologie jak Rzepa czy ta tępa megiera Gersdorf ? [ Łętowska wcale nie lepsza ].
Skupmy się więc na tym co umyka zwykle w młócce medialnej czyli czynnikach strukturalnych aczkolwiek personaliów uniknąć przy tym nie sposób bo nie ma sensu bawić się w dialektyczne łamańce i karkołomne próby oddzielania ''komunizmu od komunistów, Marksa od marksizmu'' itp., niemniej nacisk zostanie w naszych rozważaniach położony na inne kwestie i spróbujemy rozpatrzeć rzecz szerzej - przywołajmy więc na wstępie parę cytatów z relacji obchodów 30-ej rocznicy powołania ''niezależnej'' adwokatury podczas stanu wojennego jaka znalazła się na oficjalnych stronach Naczelnej Rady Adwokackiej :
''Atrakcją wieczoru okazała się premierowa emisja filmu dokumentalnego - „Pod presją” - o adw. Marii Budzanowskiej, prezes NRA w latach 1983-85, jednej z autorek ustawy Prawo o adwokaturze z 1982 roku. Krótkie wprowadzenie do projektu „Nestorzy Adwokatury Polskiej” oraz do filmu wygłosiła adw. dr Monika Strus-Wołos. Już w trakcie emisji niektóre sceny nagradzano brawami, a po zakończeniu filmu wybuchła owacja na stojąco. [...] Galę poprowadziła Agata Młynarska, która urzekła gości dedykując im tekst Wojciecha Młynarskiego „O inteligencji”. [...] Organizatorem i autorką scenariusza tego wydarzenia była adw. dr Monika Strus-Wołos, przewodnicząca Komisji ds. wizerunku zewnętrznego i działalności pro bono. [...] Ustawa Prawo o adwokaturze z 26 maja 1982 r., chociaż przyjęta podczas stanu wojennego, wprowadziła wiele liberalnych zasad wykonywania zawodu adwokata, dając tym samym adwokatom sporą niezależność wobec władzy.
Podczas zwołanego ad hoc Ogólnopolskiego Zjazdu Adwokatów, który odbył się w dniach 3-4 stycznia 1981 r. w Poznaniu, powołano specjalną komisję legislacyjną do opracowania projektu ustawy o adwokaturze. Projekt powstał w rekordowo szybkim tempie – w ciągu miesiąca wstępną wersję przestawiono Prezydium NRA. Następnie z inicjatywą ustawodawczą w Sejmie wystąpiło pięciu posłów adwokatów, w tym adw. Maria Budzanowska. Ustawa weszła w życie 1 października 1982 r.
Nowoprzyjęty akt prawny przede wszystkim wskazywał, że organizacja adwokatury oparta jest na samorządzie zawodowym. Samorząd miał dbać o zapewnienie warunków do wykonywania ustawowych zadań adwokatury, reprezentować i chronić jej prawa, sprawować nadzór nad przestrzeganiem przepisów o wykonywaniu zawodu, dbać o przestrzeganie zasad etycznych oraz prowadzić doskonalenie zawodowe adwokatów i kształcenie aplikantów adwokackich.''
http://www.adwokatura.pl/z-zycia-nra/adwokaci-swietowali-30-lecie-ustawy-prawo-o-adwokaturze/
- wielka szkoda, że nikt się pod tymi bredniami nie podpisał bo chętnie dowiedziałbym się odeń jak ''prawo'' wprowadzone w apogeum zamordyzmu jaruzelszczyzny miało niby przynosić jakieś ''wolnościowe'' rozwiązania i gwarantować ''niezależność'' ode władzy - ?! Radzę zapamiętać też nazwiska jakie przy tym padają i nie mam tu na myśli bynajmniej Agatki:) Zacznijmy krótki przegląd od samej twórczyni ustawy a przynajmniej tej, która swą osobą ją firmowała czyli p. Budzanowskiej - jak wynika z jej biogramu mimo iż była łączniczką AK, a ojciec również uczestnik niepodległościowej konspiracji w czasie wojny został poddany represjom za to później przez komunistów, płynnie dość znalazła miejsce w nowym ustroju nie tylko pnąc się po kolejnych szczeblach hierarchii adwokatury aż do najwyższych stanowisk ale i poprzez udział w koncesjonowanych przez system strukturach fasadowej ''demokracji ludowej'' zostawszy członkiem SD, następnie tzw. rady narodowej [ odpowiednik ''samorządu'' ] w Piotrkowie, wreszcie posłem, bo przecież nie ''posłanką'', na Sejm PRL, gdzie miała ''się wstrzymać'' podczas głosowania nad uznaniem legalności dekretu o stanie wojennym a mimo to nie spotkały ją za to jakieś szczególnie dotkliwe represje, no proszę jaki to faktycznie jednak ''liberalizm'' panował za Jaruzelskiego:) [ i komu to przeszkadzało ? ano samym komuchom bo nie pozwalało im nakraść się na tej siermiędze ile by chcieli, więc ''wybrali wolność'' ] :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Budzanowska
Żywot to pouczający wielce zwłaszcza w dobie kultu ''wyklętych'' - tylko byśmy się dobrze zrozumieli, jestem ostatnim kto miałby coś przeciw, sęk w tym, że jeśli tworzymy przy tym obraz iż każdy żołnierz AK czy tym bardziej NSZ kończył po wojnie z kulą w głowie w ubeckich kazamatach lub gnojono go przez 45 lat i dłużej to stety czy nie jest to jedynie połowa prawdy bowiem wielu z nich nawet jeśli nie mogło liczyć wówczas na dostęp do centrów decyzyjnych władzy zarezerwowanych dla wzajem zaciekle zwalczających się frakcji ''spadochroniarzy'' i ''leśnych dziadków'' [ czy jak kto woli ''żydo-'' i ''arjokomuny'' z mocnymi przyczółkami ukraińskim, białoruskim i nade wszystko stricte sowieckim w tle ] i tak stanowili solidną II ligę dostając całkiem pokaźny przydział na frukta z jaśniepańsko-''ludowego'' stołu : aż boję się wspomnieć, że jeden z nich miał być ojcem głównej bodajże postaci obecnej rozgrywki... Idzie mi jedynie o to, że jeśli nie podejmiemy konfrontacji z przykrym faktem, iż mieliśmy jednak swoich Quislingów tylko nie brunatnych jak nam wmawiają a czerwonych [ choć idę o zakład, że wielu już ''za Niemca'' dawało de ] nie pojmiemy skąd tak silny opór przed lustracją i dekomunizacją płynący ze środowisk, których nigdy byśmy o to nie podejrzewali jak właśnie weterani wspomnianych formacji - i mowa tu niestety nie tylko o przebierańcach, którzy bohaterską walkę z okupantem toczyli jako oseski a nawet w łonie matki wedle tego co wynika z metryki - czy Kościół : temat godny osobnego wpisu, tu zaledwie sygnalizuję problem.
Wróćmy do tematu : kolejnym ciekawym nazwiskiem tym razem nam współczesnym jakie wyżej pada jest Monika Strus-Wołos - otóż niezwykle intrygująco w kontekście obecnych sporów prezentuje się fakt, iż pani mecenas jest także pełnomocnikiem ofiar tzw. ''katastrofy smoleńskiej'' :
''...pełnomocnicy innych rodzin mec. Monika Strus-Wołos i mec. Piotr Pszczółkowski - dzielili się swoimi refleksjami w związku z trwającym pięć lat śledztwem. [...] Z kolei mec. Monika Strus - Wołos podkreślała, że wbrew publicznym deklaracjom rządu niektóre rodziny ofiar zostały pozostawione po katastrofie same sobie, bez jakiejkolwiek opieki państwa. Nikt do nich nawet nie zadzwonił...''
- zaś inne jej wypowiedzi jakie można znaleźć w sieci nawet na tematy tak odległe od dziedziny, którą się trudni jak zamieszanie wokół stadniny w Janowie, są ''po kursie i linii'' wobec ''dobrej zmiany'' a więc wszystko jasne - cała ta chryja związana z TK i reformą sądownictwa włącznie z porażająco nieudolną opozycją wobec niej to była ustawka PiS:) Kaczor : master of puppets.
Mówiąc zaś serio w ciekawy sposób przypadkiem całkiem dowiedziałem się w ogóle o istnieniu pani mecenas - otóż natrafiłem na nią nie gdzie indziej jak na tubowym kanale ''fundacji'' Kramków, tak tak, tych samych, zawierającym min. jej relację z prawoczłowieczej misji w Kazachstanie do którego udała się na ich zaproszenie z ramienia NRA. Na boku pozostawimy teraz kwestie jak w ogóle doszło do tego kuriozum i firmowania podejrzanego interesu Ludmiłki i jej małżonka przez postacie związane z PiS pokroju pani Moniki co i wprost przedstawicieli tej partii [ dodam jedynie, że sami wyhodowali gadzinę na piersi, więc ból d..., że teraz chce im zrobić majdan jak najbardziej im się należy ] oraz istotne jak sądzę w tym kontekście informacje z oficjalnego biogramu ''pełnomocnik ofiar katastrofy smoleńskiej'' przypomnę, bo to kolejny wątek godny osobnego rozpatrzenia, tu ważne jest uzasadnienie ''prawne'', które podała dla wyżej wspomnianej ''misji'' podczas konferencji prasowej w odpowiedzi na pytanie dociekliwego dziennikarza po kiego grzyba polska adwokatura monituje stan ''wolności obywatelskich'' czy ich braku w jakiejś post-sowieckiej satrapii niemal na drugim końcu świata i przede wszystkiem jakim prawem właśnie - a oto co adwokat na to :
- zaintrygowany wzmianką pani mecenas o nadzwyczajnym statusie i ''misyjnym'' charakterze polskiej adwokatury jąłem więc sprawdzać cóż to jest ten cały ''zawód zaufania publicznego'' mający uzasadniać pozycję ''kasty wybrańców'' i natrafiwszy na fachową analizę poświęconą tejże kategorii prawnej i to nie byle gdzie, bo na oficjalnej stronie Senatu pogrążywszy się w lekturze oniemiałem... :
''Pojęcie zawodu zaufania publicznego jest specyficznie polskim tworem i nie jest znane w innych krajach europejskich. W Polsce zostało wprowadzone przez art. 17 Konstytucji z dnia 2 kwietnia 1997, który wiąże wykonywanie zawodu zaufania publicznego z istnieniem samorządu zawodowego. Do zawodów zaufania publicznego zalicza się profesje polegające na wykonywaniu zadań o szczególnym charakterze z punktu widzenia zadań publicznych i z troski o realizację interesu publicznego. Jak trafnie zauważyła prof. Krystyna Wojtczak intencją ustawodawcy jest nadanie trzem z pozostałych pojęć zawodu (to znaczy wolnego zawodu, zawodu regulowanego i zawodu zaufania publicznego – przyp. AK) innej treści. Problem w tym, że nie jest pewne, co pojęcia te znaczą. [...] Jak zostało to podkreślone w uwagach wstępnych, pojęcie zawodu zaufania publicznego jest pojęciem swoiście polskim i istnieje pewien problem ze zdefiniowaniem go – zapewne z tego powodu ustawodawca nie przedstawił legalnej definicji. [ !!! ] Z tego powodu warto przywołać, oprócz przepisu konstytucyjnego zawartego w art. 17 Konstytucji, orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, przybliżające rozumienie cytowanego terminu. Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 7 maja 2002 r. (w sprawie SK 20/00) orzekł m. in.: że “Zawód zaufania publicznego” to zawód polegający na obsłudze osobistych potrzeb ludzkich, wiążący się z przyjmowaniem informacji dotyczących życia osobistego i zorganizowany w sposób uzasadniający przekonanie społeczne o właściwym dla interesów jednostki wykorzystywaniu tych informacji przez świadczących usługi. Wykonywanie zawodu zaufania publicznego określane jest dodatkowo normami etyki zawodowej, szczególną treścią ślubowania, tradycją korporacji zawodowej czy szczególnym charakterem wykształcenia wyższego i uzyskanej specjalizacji (aplikacja). W analizowanym przypadku Trybunał Konstytucyjny uznał posłużenie się przez ustawodawcę pojęciem niedookreślonym za uprawnione. Zawód adwokata jest zawodem zaufania publicznego. Wprowadzając wymogi dotyczące charakteru osoby zawód ten wykonujący czy też rękojmi prawidłowego wykonywania ustawodawca tworzy normatywne przesłanki dla zapewnienia odpowiedniej realizacji zadań przypisanych temu zawodowi. Kryteria te wprowadzone są w tym celu, by zagwarantować odpowiedni poziom zawodowy i moralny członków korporacji. Kryteria te nie mogą być jednak nadużywane w celu ograniczenia dostępności do zawodu. (…) Innymi słowy konstytucyjna gwarancja “wolności wykonywania zawodu” nie tylko nie kłóci się z regulowaniem przez państwo szeregu kwestii związanych tak z samym wykonywaniem zawodu, jak i ze statusem osób zawód ten wykonujących, ale wręcz zakłada potrzebę istnienia tego typu regulacji zwłaszcza, gdy chodzi o zawód zaufania publicznego jakim jest zawód adwokata. Oczywiste jest, że takie regulacje mogą wprowadzić różnego rodzaju ograniczenia wolności wykonywania zawodu. Zarazem jednak ograniczenia wolności wykonywania zawodu – jak wszelkie ograniczenia praw i wolności jednostki – dopuszczalne są tylko stosownie do ogólnych zasad oraz kryteriów wyznaczonych w art. 31 ust. 3 Konstytucji. Mogą być one ustanowione tylko w ustawie i tylko, gdy jest to konieczne ze względu na ochronę ważnego interesu publicznego i tylko w zakresie, który nie naruszy istoty regulowanej wolności lub prawa.''
- a więc mamy do czynienia z kuriozum jeśli nie na skalę światową to europejską na pewno, nikt tak naprawdę nawet nie wie co to kurwa jest ten cały ''zawód zaufania'', co więcej tacy geniusze jak Kwaśniewski-Stolzman czy ''konstytucjonalista'' Jaskiernia nie raczyli tworząc ustawę zasadniczą podać definicji tak istotnej przecież dla porządku publicznego kategorii bo robiącej za podstawę przyznania nadzwyczajnego statusu pewnym zawodom o strategicznym znaczeniu, więc dopiero TK dokonał tego wtórnie łamiąc fundamentalną zasadę o niedziałaniu prawa wstecz dwoma totalnie głupimi, napisanymi chyba przez małpę wyrokami bo doprawdy nie wiem jak niby z ''wolności wykonywania zawodu'' ma wynikać jego reglamentacja ?! Od tego płaty czołowe odpowiadające wedle naukowców za logiczne myślenie kurczą się automatycznie w odruchu obronnym - ale co się dziwić skoro jak wyszło niedawno Rzepa wraz kumplami jedynie podpisywali uzasadnienia nawet ich pewnie nie czytając, byle kasiora za to była : ludzie, ale to jest kurna fucha ! Nic nie robisz tak naprawdę poza pozowaniem w tej głupiej todze, za nic nie odpowiadasz i mogą ci naskoczyć [ na tym polega tzw. ''niezawisłość'' ] bo nawet w konstytucie zapisano, że jak cię przyłapią to zaraz szef ''może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego'' a do ''pociągnięcia do odpowiedzialności karnej i pozbawienia wolności'' niezbędna jest zgoda reszty sitwy więc zapomnij, bo przecież kulega kuledze ani kuleżanka zginąć nie da przynajmniej dopóki będziesz trzymać się niepisanych zasad środowiskowej omerty, za to żyjesz se jak panisko ciesząc się całkowicie nieuzasadnionym statusem ''nadzwyczajnej kasty'', gdyż stoi za tym tajemnicza, magiczna wręcz formuła tak nieprzenikniona, że nawet magister Stępień nie może ogarnąć jej swym przepastnym umysłem ! Oczywiście rzecz tyczy głównie sędziów TK czy SN, im niżej w hierarchii tym zapewne przestaje już być tak różowo i nie wykluczam, że wielu szeregowych prawników jest przeciążonych pracą wskutek wadliwego systemu jak i zwyczajnie lenistwa, niekompetencji i głupoty mówiąc wprost przełożonych. Tak czy siak w świetle powyższego dalsze ustępy senackiej analizy opisywanej tu patologii brzmią jak kpina :
''[...] wykonywanie zawodu zaufania publicznego określane jest dodatkowo normami etyki zawodowej, szczególną treścią ślubowania, tradycją korporacji zawodowej czy szczególnym charakterem wykształcenia wyższego i uzyskanej specjalizacji (aplikacja). Ustawodawca ma prawo uzależniać prawo wykonywania zawodu zaufania publicznego od spełnienia przez zainteresowanego określonych warunków dotyczących np. jego kwalifikacji zawodowych i moralnych, w tym wymagania cechy „nieskazitelnego charakteru” i „rękojmi prawidłowego wykonywania zawodu”. [...] „Zawody zaufania publicznego” wykonywane są – zgodnie z ich konstytucyjnym określeniem – w sposób założony i społecznie aprobowany, o ile ich wykonywaniu towarzyszy realne „zaufanie publiczne”. Na zaufanie to składa się szereg czynników, wśród których na pierwszy plan wysuwają się: przekonanie o zachowaniu przez wykonującego ten zawód dobrej woli, właściwych motywacji, należytej staranności zawodowej oraz wiara w przestrzeganie wartości istotnych dla profilu danego zawodu. W odniesieniu do wykonywania prawniczych zawodów zaufania publicznego do istotnych wartości należy pełne i integralne respektowanie prawa, w tym zwłaszcza – przestrzeganie wartości konstytucyjnych (w ich hierarchii) oraz dyrektyw postępowania.''
Jak widać personaliów nie unikniemy, przyjrzyjmy się więc jak to jest z tymi ''nieskazitelnymi charakterami'' i ''moralnością'' budzącą respekt i ''realne zaufanie publiczne'' [ obśmiać się można ] na przykładzie jedynie kolegów, towarzyszy właściwie wypadałoby rzec, pani mecenas zaczynając od pierwszego z brzegu członka prezydium NRA - oj, członek z niego co się zowie :
''Na początku transformacji ustrojowej, adwokat Ziemisław Gintowt, syn szanowanego sędziego, i dyrektora sądów powszechnych w ministerstwie sprawiedliwości, oprócz zaszczytu, jakim jest bycie pomocnikiem wymiaru sprawiedliwości, zajmował się zakładaniem, a następnie kierowaniem, zarządzaniem, a także nadzorowaniem wielu spółek, których zadaniem było prowadzenie działalności gospodarczej. Jedną ze spółek, którą adwokat Ziemisław Gintowt [syn sędziego] założył a następnie kierował, zarządzał, oraz nadzorował jej działalność, była FORD OMC Motors Ltd. Jednak Ford OMC Motors, oprócz i pod przykrywką legalnej działalności gospodarczej, prowadził przestępczą działalność gospodarczą. Ta przestępcza działalność Ford OMC Motors Ltd., polegała na tym, że powypadkowe samochody pozyskane ze szrotów, lub może i ukradzione, szmuglowano do Polski, a w celu uniknięcia obowiązkowych opłat celnych fałszowano ich dokumenty, i następnie wstawiano je do autoryzowanych salonów Forda, i sprzedawano je jako auta bezwypadkowe. Adwokat Z. Gintowt nie tylko sprawował obsługę prawną firmy którą sam założył, ale gdy jej pracownicy zostali złapani za rękę na gorącym uczynku, był także jej pełnomocnikiem przed sądem. Mimo, że sędziowie byli w posiadaniu niepodważalnych, materialnych dowodów czynów kryminalnych opisanych w k.k. jako: oszustwo, paserstwo, fałszowanie dokumentów, posługiwanie się fałszywymi dokumentami, to z powodu tego, że ich nieskazitelność charakteru była porównywalna z nieskazitelnością charakteru Z.Gintowta, sprawa sądowa miała charakter ośmioletniej antypaństwowej hucpy, albowiem wyrok jaki zapadł uznać należy jako rozbój w biały dzień. Te adwokacko – sędziowskie gangsterstwo, dzięki imprimaturowi jakie uzyskało od kolegi Ziemisława Gintowta z sądu arbitrażowego przy Krajowei Izbie Gospodarczej, sędziego Tadeusza Erecińskiego – prezesa Sądu Najwyższego, stało się obowiązującym w Polsce prawem.''
- ten tyż dobry :
''Stypendysta Fundacji Alexandra von Humboldta oraz Max-Planck-Gesellschaft. Przebywał na stażach i stypendiach naukowych w Uniwersytecie Johannesa Gutenberga w Moguncji (Niemcy), Uniwersytecie Friedricha Schillera w Jenie (Niemcy), Uniwersytecie w Dreźnie (Niemcy), Uniwersytecie Wiedeńskim (Austria), Instytucie Maxa Plancka Zagranicznego i Międzynarodowego Prawa Karnego we Fryburgu Bryzgowijskim (Niemcy).''
- wychowanek Zolla co znamienne. A tenże spośród zwykłych członków czyli mec. Kłys przebił już wszystkich jak dla mnie taką to wypowiedzią :
''Można było w stanie wojennym uczciwie wybronić człowieka?
- Tak, jestem o tym przekonany. Mówię to na podstawie swoich doświadczeń - wówczas najmłodszego adwokata broniącego w sprawach politycznych w południowej Polsce. Na salach rozpraw spotykałem sędziów - ludzi uczciwych i przenikliwych...''
- nie dziwota więc, że ''stan wojenny był liberalny'', nie takE dialektyczne łamańce gotowi wyczyniać nasi geniusze prawa i jestem przekonany, że gdyby tylko mieli możliwość wybroniliby nawet Rudolfa Hessa a w ogóle do Norymbergi by nie doszło. Ma się te kiepełe, w genach rzekłbym - w bardzo [nie]ciekawych kręgach pan mecenas się obraca : Woleński, Passent, Wajda, syn Bristigerowej, Mosze Turbowitz... capi B'nai B'rith na kilometr :
- jakoś niezłomnemu obrońcy działaczy ''Solidarności'' nie przeszkadza towarzystwo agentów SB i partyjnych Mośków, nu ale skoro sędziowie stanu wojennego bywali ''uczciwi'' to co się dziwić - tym bardziej nie mogą brzydzić serdeczne uściski z Krulem Ojropy :
http://www.adwokatura.pl/multimedia/zdjecia/adwokat-stanislaw-klys-wyrozniony-przez-uniwersytet-jagiellonski/
- aż ciśnie się na usta : ''żydowska papuga'', ale oczywiście stanowczo, pryncypialnie odcinamy się od takich wstrętnych, antyszejmickich i całkiem nieuzasadnionych przede wszystkiem ''stereotypów kulturowych''.
Na koniec wypada poczynić pewne zasadnicze dla całości wywodu spostrzeżenie by uniknąć nieporozumień - nie szokują mnie ani specjalnie bulwersują wspomniane powiązania z towarzychem osób z kręgu PiS bowiem w ostatnich wyborach świadomie oddałem głos na tę partię jako ''opozycję wewnątrzsystemową'' na zasadzie ''na bezrybiu...'', dzięki czemu oszczędziłem sobie chociażby bolesnego rozczarowania Kukizem jak paru znajomych. Warto mieć na uwadze, że sam Jarosław jest częścią tego wszystkiego z powodów biograficznych, środowiskowych i by tak rzec strukturalnych wreszcie - jak klarował durnej Torańskiej w nieautoryzowanym wywiadzie zresztą, która zarzucała mu zblatowanie z jakimś ubekiem, że gdyby chciał zachować cnotę wypadałoby mu ostać się z megafonem na rogu ulicy bo na realną działalność polityczną potrzebna jest zwyczajnie forsa, dużo forsy a tej ''oddolnymi'', dobrowolnymi składeczkami nigdy się na tyle nie uzbiera zaś jak dziś jest to już jawne wszystkie kurki z finansami w momencie ''przełomu'' były poobsadzane ludźmi z resortu. Nie oznacza to rzecz jasna, że mój kredyt zaufania dla pana prezesa i jego formacji jest niewyczerpany i pozbawiony pewnej dozy zdrowego sceptycyzmu jak widać z powyższego co pozwala unikać miotania się między naiwnym, egzaltowanym zaangażowaniem jak i totalną olewką, życiem w iluzji, że mamy politykę w d... - sęk w tym, że ona nie ma tam nas i choćby dlatego by nie dobrała nam się do rzeczonego zadu warto z umiarem ją śledzić popierając gdyby co konkretne zmiany, gdyż jeśli dziś nie dokonamy nawet skromnej w gruncie rzeczy korekty ustrój zaprojektowany przez takich ''wizjonerów'' jak Olo Stoltzman czy homo-pedał ''konstytucjonalizda'' rozlezie się jak stare gacie a nie ma najmniejszych widoków na to, by powstałą w ten sposób groźną dla porządku publicznego i zwykłej egzystencji każdego z nas próżnię wypełniła anarchistyczna utopia ''samorządnej rzeczpospolitej''.
niedziela, 17 września 2017
Manfred von Ardenne - wybitny nazistowski i radziecki uczony.
Pierwotnie tytuł wpisu miał brzmieć : ''III Rzesza = ZSRR = NRD'' ale zdecydowałem się na bardziej oficjalną, co tu kryć drętwą nieco formę ze względów edukacyjnych, koniecznych co będzie do okazania - znajomy naukowiec sprzedał mi ostatnio prawdziwą cerebralną petardę, istną bombę informacyjną jak dla mnie o której jeszcze parę dni temu nie miałem pojęcia, najzieleńszego bo i skąd : w necie jest zatrzęsienie stron poświęconych niemieckim uczonym z nazistowską przeszłością przejętych po wojnie przez USA natomiast już jakoś mniej eksponuje się temat ich odpowiedników pracujących dla komunistów, szczególnie dotyczy to polskojęzycznej sieci o czym zaraz przekonasz się szanowny czytelniku, radzę zresztą samemu wykonać eksperyment wpisując w wyszukiwarkę tylko w rodzimym języku hasło ''Wernher von Braun'' później zaś imię i nazwisko tytułowego ''bohatera'' - dysproporcja miażdżąca, widomy dowód, że co najmniej mentalnie dobre ćwierć wieku po tzw. ''upadku komunizmu'' nadal tkwimy w postsowieckiej strefie wpływów [ wprawdzie wyniki wyszukiwań bywają mocno zindywidualizowane ale nie sądzę aby w tym wypadku różnica mogła być aż tak znacząca ]. Zanim przejdziemy do rzeczy tytułem wstępu parę słów o Herr Manfredzie - w swojej epoce był powszechnie uznawany w sferach naukowych za wybitniejszy umysł od słynnego współwynalazcy rakiet V-2 bo też i dysponował nieprawdopodobnym niemal z dzisiejszej perspektywy spektrum wiedzy i dokonań obejmującym nie tylko fizykę i matematykę ale i biologię oraz chemię, był min. prekursorem biologii kwantowej, wynalazcą mikroskopu elektronowego, to dzięki niemu III Rzesza mogła przeprowadzić pierwszą udaną transmisję telewizyjną podczas olimpiady w Berlinie w 1936 r. itd., dla nas jednak najciekawszym jest iż po wojnie stał się także współ- o ile nie faktycznym głównym twórcą radzieckiej broni jądrowej pracując nad nią na początku w tzw. ''szaraszce'', czymś w rodzaju luksusowego obozu koncentracyjnego dla specjalistów w dziedzinach o strategicznym znaczeniu dla bolszewickiego państwa, gdzie zapewniono mu i podobnym hitlerowskim naukowcom takim jak Gustaw Hertz warunki bytowe o których mogli tylko pomarzyć przebywający ''na wolności'' sowieccy inżynierowie i uczeni, a następnie w założonym specjalnie dla nich instytucie nieopodal kaukaskiego Suchumi, w bliskim sąsiedztwie ekskluzywnego letniska dla partyjnej wierchuszki, a wszystko to pod pieczą samego tow. Berii i Stalina rzecz jasna. W moich oczach jego bodaj najbardziej imponującym osiągnięciem jest jednak prowadzenie niepaństwowej placówki badawczej w narodowosocjalistycznych Niemczech Hitlera jak i NRD, zwłaszcza ''prywatna inicjatywa'' na taką skalę w komunizmie a la Prusse Honeckera to nie lada wyczyn:)
Porównajmy więc poświęcony mu obszerny biogram na anglojęzycznej wiki :
https://en.wikipedia.org/wiki/Manfred_von_Ardenne
- z tym co można przeczytać o nim na oficjalnych polskojęzycznych stronach, o haśle w rodzimym odpowiedniku wiki nie ma nawet mowy ale oto co ostało się z powyższego na portalu PWN :
''Ardenne [ardẹn] MANFRED von, ur. 20 I 1907, Hamburg, zm. 26 V 1997, Drezno, fizyk niem., specjalista w dziedzinie radiotechniki, optyki elektronowej i techniki izotopowej;
od 1923 prowadził w Berlinie własne laboratorium badawcze; dzięki wynalazkowi wzmacniacza szerokopasmowego i fotoelektrody sterującej przyczynił się do znacznego postępu techn. w dziedzinie aparatury telew.; 1940 oprac. uniwersalny mikroskop elektronowy i wprowadził do mikroskopii elektronowej metody stereoskopowe.''
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Ardenne-Manfred;3870898.html
- i tyle, WSZYSTKO. Pojmuję równie lakoniczną wzmiankę na der onet bowiem Niemcom ze zrozumiałych względów niespecjalnie zależy na upowszechnianiu takowej wiedzy wśród ''polacken'', ale że autor biogramu na stronie naukowej jakby nie było instytucji, której marka stanowić ma ''synonim prestiżu, jakości, normatywności i wiedzy na najwyższym poziomie'' jakoby ''zapomniał'' poczynić wzmiankę choćby o dokonaniach uczonego w służbie III Rzeszy a później ZSRR i NRD zakrawa na skandal, istne horrendum. Nie usprawiedliwia tego z konieczności skrótowa, encyklopedyczna właśnie forma, rzecz jest tej wagi, że pominięcie jej czyni z hasła przyświecającemu PWN jako rzekomo ''źródła wiarygodnej i rzetelnej informacji'' zwyczajnie kpinę. Trudno nie parsknąć przy tym śmiechem choć zgroza ogarnia w miarę zagłębiania się w polskojęzyczne strony internetu, im dalej w sieć tym gorzej, właściwie poza drobnymi, rozsianymi tu i tam uwagami a propos mikroskopów elektronowych czy aparatury tlenowej [ owszem, i w tej dziedzinie von Ardenne miał przełomowe osiągnięcia ], obserwatorium astronomicznym jego imienia oczywiście bez jakiegokolwiek napomknienia cóż takiego porabiał w czasie wojny i tuż po, wreszcie jakimiś forami o reptilach :
Porównajmy więc poświęcony mu obszerny biogram na anglojęzycznej wiki :
https://en.wikipedia.org/wiki/Manfred_von_Ardenne
- z tym co można przeczytać o nim na oficjalnych polskojęzycznych stronach, o haśle w rodzimym odpowiedniku wiki nie ma nawet mowy ale oto co ostało się z powyższego na portalu PWN :
''Ardenne [ardẹn] MANFRED von, ur. 20 I 1907, Hamburg, zm. 26 V 1997, Drezno, fizyk niem., specjalista w dziedzinie radiotechniki, optyki elektronowej i techniki izotopowej;
od 1923 prowadził w Berlinie własne laboratorium badawcze; dzięki wynalazkowi wzmacniacza szerokopasmowego i fotoelektrody sterującej przyczynił się do znacznego postępu techn. w dziedzinie aparatury telew.; 1940 oprac. uniwersalny mikroskop elektronowy i wprowadził do mikroskopii elektronowej metody stereoskopowe.''
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Ardenne-Manfred;3870898.html
- i tyle, WSZYSTKO. Pojmuję równie lakoniczną wzmiankę na der onet bowiem Niemcom ze zrozumiałych względów niespecjalnie zależy na upowszechnianiu takowej wiedzy wśród ''polacken'', ale że autor biogramu na stronie naukowej jakby nie było instytucji, której marka stanowić ma ''synonim prestiżu, jakości, normatywności i wiedzy na najwyższym poziomie'' jakoby ''zapomniał'' poczynić wzmiankę choćby o dokonaniach uczonego w służbie III Rzeszy a później ZSRR i NRD zakrawa na skandal, istne horrendum. Nie usprawiedliwia tego z konieczności skrótowa, encyklopedyczna właśnie forma, rzecz jest tej wagi, że pominięcie jej czyni z hasła przyświecającemu PWN jako rzekomo ''źródła wiarygodnej i rzetelnej informacji'' zwyczajnie kpinę. Trudno nie parsknąć przy tym śmiechem choć zgroza ogarnia w miarę zagłębiania się w polskojęzyczne strony internetu, im dalej w sieć tym gorzej, właściwie poza drobnymi, rozsianymi tu i tam uwagami a propos mikroskopów elektronowych czy aparatury tlenowej [ owszem, i w tej dziedzinie von Ardenne miał przełomowe osiągnięcia ], obserwatorium astronomicznym jego imienia oczywiście bez jakiegokolwiek napomknienia cóż takiego porabiał w czasie wojny i tuż po, wreszcie jakimiś forami o reptilach :
- natrafiłem właściwie tylko na to :
''NKWD ujęło wybitnego fizyka – barona Manfreda von Ardenne. Ten niemiecki arystokrata okazał się człowiekiem, który dał nowy impuls radzieckim badaniom nad bronią atomową i pomógł Stalinowi wrócić do gry o światową dominację. Manfred von Ardenne, jak wielu innych niemieckich naukowców, trafił do ośrodka w Suchumi (Gruzja), gdzie w latach 1946 -50 przeprowadził wiele niezwykle cennych doświadczeń, mocno przyspieszając uruchomienie w 1947 roku pierwszego radzieckiego reaktora atomowego.''
- i jeszcze bardziej lakoniczną i poboczną uwagę na krajowym portalu historycznym :
''Część niemieckich naukowców, niekoniecznie zbrodniarzy, poszła, często dobrowolnie, do Sowietów, a nie Amerykanów - np. niemiecki fizyk jądrowy Manfred von Ardenne, który robił karierę w NRD.''
- znamienne to zastrzeżenie w tym kontekście:)
Najobszerniejszym polskojęzycznym artykułem na temat uczonego jaki udało mi się znaleźć jest nieudolne wprawdzie tłumaczenie przez Google rosyjskiego tekstu z jakiegoś ichniego forum ale ponieważ wygląda on na najbardziej merytoryczny z powyższych stąd i umieszczam doń odnośnik :
A już iście sensacyjnie brzmią informacje zawarte w recenzji pewnej nieznanej kompletnie u nas pracy, bo po co wiedzieć takie rzeczy cebulakom, pochodzącej ze stron polskiej sekcji zagranicznego medium oczywiście, wynika zeń iż gość był także jednym ze współautorów ''nowego otwarcia'' w stosunkach Wschód-Zachód i sojuszu między Rosją a Niemcami, którego ceną miał być upadek NRD i tzw. ''obalenie komunizmu'' - otóż w połowie lat 80-ych u ''czerwonego hrabiego'' von Ardenne w pewnej ''luksusowej willi w Dreźnie'' położonej w zacisznej, ekskluzywnej dzielnicy tuż obok ''prywatnego'' instytutu Herr Manfreda ''kilku wysoko ustawionych w hierarchii partyjnej Niemców - w tym jeden z głównych funkcjonariuszy STASI Markus Wolf - spotkało się z „chłopcami Andropowa”'' na czele z Kriuczkowem, ówczesnym szefem wywiadu KGB by deliberować jak ''ożywić uśpione NRD'' i ''pójść przynajmniej śladem towarzysza Gorbaczowa wprowadzając jego reformy'' co w praktyce sprowadzało się do spiskowania nad metodą wysadzenia z siodła zakutych stalinistów-breżniewistów Honeckera i jego przydupasa Mielke nie pojmujących ''mądrości etapu'' polegającej na definitywnym zwinięciu fasady a nie tylko kosmetycznym jej przemalowaniu jak dotąd, bowiem jak trafnie spostrzegł gospodarz ''czasy, gdy wystarczyło zastąpić komunistów innymi komunistami już się skończyły'', innymi słowy bezpieka i pozostający na jej żołdzie ''technokraci'' postanowili ostatecznie zrzucić uciążliwy balast kontroli sprawowanej nad nimi przez partyjnych tłuków czyniąc to z błogosławieństwem ''imperialistów'' i w imię budowy przyszłej kontynentalnej wspólnoty od Atlantyku po Pacyfik - no i stało się ! :
http://www1.rfi.fr/actupl/ articles/116/article_8557.asp
Kończąc ten krótki przegląd skąpych i tak jeśli idzie o krajową stronę netu informacji o tytułowym naukowcu jeśli ktoś uważa przywołane na wstępie hasło na anglojęzycznej wikipedii za mało wiarygodny materiał porównawczy niechże sięgnie do oficjalnego biogramu zamieszczonego na stronach założonej przezeń i prosperującej do dziś firmy prowadzonej przez jego potomków :
https://www.vonardenne.biz/en/company/manfred-von-ardenne/
Ponieważ jednak losy pozostałych hitlerowskich naukowców w służbie ''internacjonalistów'' są niemal równie ciekawe warto pociągnąć wątek dalej - ot choćby pomieniony wyżej Gustaw Hertz : mimo iż jeden z jego dziadków nie był ''koszernym Aryjczykiem'' krzywda specjalnie mu się nie stała po dojściu nazistów do władzy, wprawdzie został z tego tytułu w poł. lat 30-ych pozbawiony funkcji dyrektora instytutu fizyki na czołowej państwowej uczelni technicznej, ale ''na otarcie łez'' powierzono mu za to szefostwo laboratorium Siemensa, gdzie przez cały okres wojny i trwania Holocaustu mógł bez przeszkód kontynuować badania nad rozszczepieniem jądra atomu [ czyt. bronią nuklearną Hitlera ] i ultradźwiękami, dzięki czemu po klęsce III Rzeszy dość gładko przeszedł na służbę u Sowietów wnosząc także potężny wkład do budowy ich potęgi nuklearnej za co ''uhonorowano'' go na pocz. lat 50-ych orderem od Stalina i członkostwem w akademii nauk ZSRR, by wreszcie dokonać żywota w Berlinie Wschodnim jako jeden z czołowych uczonych tym razem ''socjalistycznych'' Niemiec już bez przedrostka ''national-''. Porównanie polskiego biogramu :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gustav_Ludwig_Hertz
- z anglojęzycznym również jest bardzo pouczające... :
https://en.wikipedia.org/wiki/Gustav_Ludwig_Hertz
Podobnie nieco ułożyły się losy Nikolausa Riehla, niemieckiego chemika jądrowego, który choć po kądzieli był rosyjskim Żydem nie przeszkodziło mu to w szefowaniu podczas wojny w III Rzeszy strategicznej placówce naukowej, gdzie nadzorował proces pozyskiwania uranu i tym samym zajmując się później dla ZSRR, z tym że po powrocie do Niemiec wschodnich po śmierci Stalina wybrał wolność uciekłszy na Zachód [ jeśli chcecie się obśmiać na gorzko spróbujcie sobie kurwa znaleźć coś na jego temat w sieci po polsku ] :
https://en.wikipedia.org/wiki/Nikolaus_Riehl
Na tym tle banalnie niemal wygląda biogram Maxa Volmera, aczkolwiek na uwagę zasługuje wzmianka o swoistym pakcie jaki zawarł on pod koniec wojny z von Ardennem, Hertzem i jeszcze jedną prominentną figurą hitlerowskiej nauki o której za moment, gdy w obliczu klęski III Rzeczy szykowali się wspólnie do przyszłej współpracy z komunistycznym tym razem totalitarnym reżimem :
https://en.wikipedia.org/wiki/Max_Volmer
Największe bodaj jaja są właśnie z ostatnim uczestnikiem pomienionego układu uczonych-kolaborantów, Peterem Adolfem Thiessenem, ''wybitnym specjalistą w dziedzinie chemii fizycznej'' a zarazem zadeklarowanym nazistą, członkiem NSDAP już od połowy lat 20-ych, który pod koniec wojny nawiązał kontakty z komunistami, dzięki czemu przyjechał tuż po jej zakończeniu w towarzystwie sowieckiego majora z ofertą nie do odrzucenia dla genialnego naukowca jakim niewątpliwie był Herr Manfred. Co ciekawe na jedyną informację o nim w naszym języku natrafiłem na stronie jego rodzinnej Świdnicy [ ówczesnego Schweidnitz ], wprawdzie na kuriozum i to oględnie zowiąc zakrawa takowy biogram na stronie polskiego obecnie miasta bo niby czym się tu chwalić i jaki to zeń ''obywatel honorowy'' zwłaszcza dla nas, zarazem jednak jest on trzeba przyznać na tyle merytoryczny iż godny by przytoczyć go tu niemal w całości :
''[...] W roku 1935 powierzono mu odpowiedzialnie stanowisko dyrektora Instytutu Chemii Fizycznej i Elektrochemii imienia Cesarza Wilhelma w stolicy Rzeszy Niemieckiej – Berlinie. 30 czerwca 1939 roku został przyjęty w poczet członków Pruskiej Akademii Nauk. Ponieważ w latach 1925-1928 i 1933-1945 należał do hitlerowskiej partii NSDAP [...] 29 lipca 1945 roku wykluczono go z szeregów tej akademii.
Narodowosocjalistyczna przeszłość nie przeszkodziła jednak wcale w zatrudnieniu Thiessena w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS) jako fachowca pracującego nad budową sowieckiej bomby atomowej. Badania prowadził w laboratorium fizyki elektronowej w położonym na terenie Gruzji mieście Suchumi. Za zasługi dla totalitarnego reżimu sowieckiego otrzymał nagrodę stalinowską w roku 1951, nagrodę państwową ZSRS oraz Order Lenina. W roku 1956 wrócił do Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD), został członkiem Akademii Nauk NRD, dyrektorem Instytutu Chemii Fizycznej tejże Akademii do roku 1964, profesorem uniwersytetu w Berlinie Wschodnim – emerytowanym w roku 1964, członkiem zagranicznym Akademii Nauk Związku Sowieckiego, laureatem Nagrody Narodowej NRD w roku 1958, bezpartyjnym członkiem enerdowskiej Rady Państwa od września roku 1960 do listopada 1963 roku, Przewodniczącym Rady Badań Naukowych NRD w latach 1957-1965, a od następnego roku jej honorowym przewodniczącym. W 1981 roku Akademia Nauk NRD wręczyła mu Medal Helmholtza.
Uhonorowany różnymi odznaczeniami i w roku 1959 doktoratem honorowym uniwersytetu w Greifswaldzie, współtwórca sowieckiej bomby atomowej, były członek partii narodowosocjalistycznej, a potem działacz polityczny NRD, świdniczanin [ ?! ] Peter Adolf Thiessen zmarł w Berlinie 5 marca 1990 roku krótko przed swoimi 91. urodzinami. Był wybitnym specjalistą w dziedzinie chemii fizycznej, elektrochemii i chemii koloidalnej, autorem lub współautorem wielu książek oraz artykułów naukowych.''
http://www.mojemiasto.swidnica.pl/?p=1451
https://en.wikipedia.org/wiki/Peter_Adolf_Thiessen
- i kto powiedział, że talent nie popłaca ?:))) Coś, czyli mój dajmonion, podpowiada mi złośliwie, że dla autora powyższych słów jak i wielu jego lokalnych odbiorców takie nadstawianie tyłka raz tym tudzież owym wcale nie jest niczym uwłaczającym, wręcz przeciwnie stanowiąc dla tamtejszych resortowych alchemików pożądaną ''unię przeciwieństw'':) - znając kto lub co raczej nadal włada realnie Śląskiem całkiem to możliwe...
Gwoli ścisłości zestawianie von Brauna z von Ardennem nie jest do końca ''symetryczno-merytoryczne'', jeśli idzie o rozwój broni rakietowej i program kosmiczny odpowiednikiem po stronie sowieckiej był kto inny i nie mam bynajmniej na myśli znanego z wysłania sputnika i Gagarina na orbitę Korolowa :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Helmut_Gr%C3%B6ttrup
- no proszę, ten jak widać doczekał się nawet polskiego biogramu na wiki, milczącego jednak co porabiał po powrocie do powojennych Niemiec a istotną informacją zawartą w pełniejszej anglojęzycznej wersji jest, obok tego iż był on wynalazcą karty elektronicznej, że uciekł na Zachód czy raczej pozwolono mu na to mimo posiadanej przezeń wiedzy :
https://en.wikipedia.org/wiki/Helmut_Gr%C3%B6ttrup
Podobnie jak to się stało z innym wojennym specem od radarów, który pracował nad elektronicznym oprzyrządowaniem u pierwocin radzieckiej kosmonautyki :
https://en.wikipedia.org/wiki/Fritz_Karl_Preikschat
Itd. itd. długo wymieniać by można uczonych z nazistowską przeszłością obdarzanych przez komunistów tytułami i towarzyszącymi im materialnymi gratyfikacjami na które próżno liczyć mogli antyfaszystowscy frajerzy co na walce z Hitlerem i jego pomagierami stracili zdrowie do końca żywiąc złudzenie o rzekomej przeciwstawności obu reżimów. Zamiast tego proponuję więc samemu zapoznać się jeśli taka wola ze szczegółami ''Operation Osoaviakhim'' [ sowieckiego odpowiednika amerykańskiego ''Spinacza'' ] i losami setek hitlerowskich naukowców w jej ramach przewerbowanych za ich zgodą na stronę komunistów jak i - przeważnie nawet - wziętych musem, ale na warunkach o niebo lepszych nie tylko od zdecydowanej większości łagierników ale także zwykłych mieszkańców ZSRR. Wszakże pozwolę sobie przytoczyć na finał tego brunatno-czerwonego akademickiego setu jeden tylko znamienny za to szczegół zaczerpnięty z biogramu pomniejszego niemieckiego speca pracującego po wojnie na rzecz Sowietów, niejakiego Wernera Holzmüllera - otóż jak się okazuje najbardziej prominentną uczennicą tego byłego członka NSDAP a później uznanego akademika NRD jest pewna znana a dotąd nieujawniona agentka, o ile nie funkcjonariuszka, STASI:) :
''Seine wohl prominenteste Studentin war die heutige Bundeskanzlerin Angela Merkel.''
https://de.wikipedia.org/wiki/Werner_Holzm%C3%BCller
I tym jakże mocnym akcentem można by, należałoby wręcz zakończyć w obawie przed nadwyrężaniem cierpliwości ewentualnego czytelnika, ponieważ jednak kładę lachę na tak śmieszne kwestie jak ''popularność bloga'' zdecydowanie przedkładając jakość nad ilość wejść i szanuję elementarne wymogi merytorycznego wywodu nawet w tak luźnej przecież formie [ stąd ludzie niezdolni do przyswojenia dłuższych, wymagających nieco uwagi tekstów nie mają tu czego szukać, mówiąc wprost winni natychmiast spier... ], dlatego skoro już drążymy temat współpracy ponad podziałami ideologicznymi do której zdolni byli dzięki swej sławetnej ''dialektycznej giętkości'' komuniści nie sposób pominąć fakt, iż obejmowała ona nie tylko nazistów ale i stricte faszystowskie Włochy, które - o czym bodaj jeszcze mniej osób wie - wspomagały rozbudowę sowieckiej floty bazującej wprost na ich rozwiązaniach :
Kończąc ten krótki przegląd skąpych i tak jeśli idzie o krajową stronę netu informacji o tytułowym naukowcu jeśli ktoś uważa przywołane na wstępie hasło na anglojęzycznej wikipedii za mało wiarygodny materiał porównawczy niechże sięgnie do oficjalnego biogramu zamieszczonego na stronach założonej przezeń i prosperującej do dziś firmy prowadzonej przez jego potomków :
https://www.vonardenne.biz/en/company/manfred-von-ardenne/
Ponieważ jednak losy pozostałych hitlerowskich naukowców w służbie ''internacjonalistów'' są niemal równie ciekawe warto pociągnąć wątek dalej - ot choćby pomieniony wyżej Gustaw Hertz : mimo iż jeden z jego dziadków nie był ''koszernym Aryjczykiem'' krzywda specjalnie mu się nie stała po dojściu nazistów do władzy, wprawdzie został z tego tytułu w poł. lat 30-ych pozbawiony funkcji dyrektora instytutu fizyki na czołowej państwowej uczelni technicznej, ale ''na otarcie łez'' powierzono mu za to szefostwo laboratorium Siemensa, gdzie przez cały okres wojny i trwania Holocaustu mógł bez przeszkód kontynuować badania nad rozszczepieniem jądra atomu [ czyt. bronią nuklearną Hitlera ] i ultradźwiękami, dzięki czemu po klęsce III Rzeszy dość gładko przeszedł na służbę u Sowietów wnosząc także potężny wkład do budowy ich potęgi nuklearnej za co ''uhonorowano'' go na pocz. lat 50-ych orderem od Stalina i członkostwem w akademii nauk ZSRR, by wreszcie dokonać żywota w Berlinie Wschodnim jako jeden z czołowych uczonych tym razem ''socjalistycznych'' Niemiec już bez przedrostka ''national-''. Porównanie polskiego biogramu :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gustav_Ludwig_Hertz
- z anglojęzycznym również jest bardzo pouczające... :
https://en.wikipedia.org/wiki/Gustav_Ludwig_Hertz
Podobnie nieco ułożyły się losy Nikolausa Riehla, niemieckiego chemika jądrowego, który choć po kądzieli był rosyjskim Żydem nie przeszkodziło mu to w szefowaniu podczas wojny w III Rzeszy strategicznej placówce naukowej, gdzie nadzorował proces pozyskiwania uranu i tym samym zajmując się później dla ZSRR, z tym że po powrocie do Niemiec wschodnich po śmierci Stalina wybrał wolność uciekłszy na Zachód [ jeśli chcecie się obśmiać na gorzko spróbujcie sobie kurwa znaleźć coś na jego temat w sieci po polsku ] :
https://en.wikipedia.org/wiki/Nikolaus_Riehl
Na tym tle banalnie niemal wygląda biogram Maxa Volmera, aczkolwiek na uwagę zasługuje wzmianka o swoistym pakcie jaki zawarł on pod koniec wojny z von Ardennem, Hertzem i jeszcze jedną prominentną figurą hitlerowskiej nauki o której za moment, gdy w obliczu klęski III Rzeczy szykowali się wspólnie do przyszłej współpracy z komunistycznym tym razem totalitarnym reżimem :
https://en.wikipedia.org/wiki/Max_Volmer
Największe bodaj jaja są właśnie z ostatnim uczestnikiem pomienionego układu uczonych-kolaborantów, Peterem Adolfem Thiessenem, ''wybitnym specjalistą w dziedzinie chemii fizycznej'' a zarazem zadeklarowanym nazistą, członkiem NSDAP już od połowy lat 20-ych, który pod koniec wojny nawiązał kontakty z komunistami, dzięki czemu przyjechał tuż po jej zakończeniu w towarzystwie sowieckiego majora z ofertą nie do odrzucenia dla genialnego naukowca jakim niewątpliwie był Herr Manfred. Co ciekawe na jedyną informację o nim w naszym języku natrafiłem na stronie jego rodzinnej Świdnicy [ ówczesnego Schweidnitz ], wprawdzie na kuriozum i to oględnie zowiąc zakrawa takowy biogram na stronie polskiego obecnie miasta bo niby czym się tu chwalić i jaki to zeń ''obywatel honorowy'' zwłaszcza dla nas, zarazem jednak jest on trzeba przyznać na tyle merytoryczny iż godny by przytoczyć go tu niemal w całości :
''[...] W roku 1935 powierzono mu odpowiedzialnie stanowisko dyrektora Instytutu Chemii Fizycznej i Elektrochemii imienia Cesarza Wilhelma w stolicy Rzeszy Niemieckiej – Berlinie. 30 czerwca 1939 roku został przyjęty w poczet członków Pruskiej Akademii Nauk. Ponieważ w latach 1925-1928 i 1933-1945 należał do hitlerowskiej partii NSDAP [...] 29 lipca 1945 roku wykluczono go z szeregów tej akademii.
Narodowosocjalistyczna przeszłość nie przeszkodziła jednak wcale w zatrudnieniu Thiessena w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS) jako fachowca pracującego nad budową sowieckiej bomby atomowej. Badania prowadził w laboratorium fizyki elektronowej w położonym na terenie Gruzji mieście Suchumi. Za zasługi dla totalitarnego reżimu sowieckiego otrzymał nagrodę stalinowską w roku 1951, nagrodę państwową ZSRS oraz Order Lenina. W roku 1956 wrócił do Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD), został członkiem Akademii Nauk NRD, dyrektorem Instytutu Chemii Fizycznej tejże Akademii do roku 1964, profesorem uniwersytetu w Berlinie Wschodnim – emerytowanym w roku 1964, członkiem zagranicznym Akademii Nauk Związku Sowieckiego, laureatem Nagrody Narodowej NRD w roku 1958, bezpartyjnym członkiem enerdowskiej Rady Państwa od września roku 1960 do listopada 1963 roku, Przewodniczącym Rady Badań Naukowych NRD w latach 1957-1965, a od następnego roku jej honorowym przewodniczącym. W 1981 roku Akademia Nauk NRD wręczyła mu Medal Helmholtza.
Uhonorowany różnymi odznaczeniami i w roku 1959 doktoratem honorowym uniwersytetu w Greifswaldzie, współtwórca sowieckiej bomby atomowej, były członek partii narodowosocjalistycznej, a potem działacz polityczny NRD, świdniczanin [ ?! ] Peter Adolf Thiessen zmarł w Berlinie 5 marca 1990 roku krótko przed swoimi 91. urodzinami. Był wybitnym specjalistą w dziedzinie chemii fizycznej, elektrochemii i chemii koloidalnej, autorem lub współautorem wielu książek oraz artykułów naukowych.''
http://www.mojemiasto.swidnica.pl/?p=1451
https://en.wikipedia.org/wiki/Peter_Adolf_Thiessen
- i kto powiedział, że talent nie popłaca ?:))) Coś, czyli mój dajmonion, podpowiada mi złośliwie, że dla autora powyższych słów jak i wielu jego lokalnych odbiorców takie nadstawianie tyłka raz tym tudzież owym wcale nie jest niczym uwłaczającym, wręcz przeciwnie stanowiąc dla tamtejszych resortowych alchemików pożądaną ''unię przeciwieństw'':) - znając kto lub co raczej nadal włada realnie Śląskiem całkiem to możliwe...
Gwoli ścisłości zestawianie von Brauna z von Ardennem nie jest do końca ''symetryczno-merytoryczne'', jeśli idzie o rozwój broni rakietowej i program kosmiczny odpowiednikiem po stronie sowieckiej był kto inny i nie mam bynajmniej na myśli znanego z wysłania sputnika i Gagarina na orbitę Korolowa :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Helmut_Gr%C3%B6ttrup
- no proszę, ten jak widać doczekał się nawet polskiego biogramu na wiki, milczącego jednak co porabiał po powrocie do powojennych Niemiec a istotną informacją zawartą w pełniejszej anglojęzycznej wersji jest, obok tego iż był on wynalazcą karty elektronicznej, że uciekł na Zachód czy raczej pozwolono mu na to mimo posiadanej przezeń wiedzy :
https://en.wikipedia.org/wiki/Helmut_Gr%C3%B6ttrup
Podobnie jak to się stało z innym wojennym specem od radarów, który pracował nad elektronicznym oprzyrządowaniem u pierwocin radzieckiej kosmonautyki :
https://en.wikipedia.org/wiki/Fritz_Karl_Preikschat
Itd. itd. długo wymieniać by można uczonych z nazistowską przeszłością obdarzanych przez komunistów tytułami i towarzyszącymi im materialnymi gratyfikacjami na które próżno liczyć mogli antyfaszystowscy frajerzy co na walce z Hitlerem i jego pomagierami stracili zdrowie do końca żywiąc złudzenie o rzekomej przeciwstawności obu reżimów. Zamiast tego proponuję więc samemu zapoznać się jeśli taka wola ze szczegółami ''Operation Osoaviakhim'' [ sowieckiego odpowiednika amerykańskiego ''Spinacza'' ] i losami setek hitlerowskich naukowców w jej ramach przewerbowanych za ich zgodą na stronę komunistów jak i - przeważnie nawet - wziętych musem, ale na warunkach o niebo lepszych nie tylko od zdecydowanej większości łagierników ale także zwykłych mieszkańców ZSRR. Wszakże pozwolę sobie przytoczyć na finał tego brunatno-czerwonego akademickiego setu jeden tylko znamienny za to szczegół zaczerpnięty z biogramu pomniejszego niemieckiego speca pracującego po wojnie na rzecz Sowietów, niejakiego Wernera Holzmüllera - otóż jak się okazuje najbardziej prominentną uczennicą tego byłego członka NSDAP a później uznanego akademika NRD jest pewna znana a dotąd nieujawniona agentka, o ile nie funkcjonariuszka, STASI:) :
''Seine wohl prominenteste Studentin war die heutige Bundeskanzlerin Angela Merkel.''
https://de.wikipedia.org/wiki/Werner_Holzm%C3%BCller
I tym jakże mocnym akcentem można by, należałoby wręcz zakończyć w obawie przed nadwyrężaniem cierpliwości ewentualnego czytelnika, ponieważ jednak kładę lachę na tak śmieszne kwestie jak ''popularność bloga'' zdecydowanie przedkładając jakość nad ilość wejść i szanuję elementarne wymogi merytorycznego wywodu nawet w tak luźnej przecież formie [ stąd ludzie niezdolni do przyswojenia dłuższych, wymagających nieco uwagi tekstów nie mają tu czego szukać, mówiąc wprost winni natychmiast spier... ], dlatego skoro już drążymy temat współpracy ponad podziałami ideologicznymi do której zdolni byli dzięki swej sławetnej ''dialektycznej giętkości'' komuniści nie sposób pominąć fakt, iż obejmowała ona nie tylko nazistów ale i stricte faszystowskie Włochy, które - o czym bodaj jeszcze mniej osób wie - wspomagały rozbudowę sowieckiej floty bazującej wprost na ich rozwiązaniach :
''Po zapoznaniu się z ofertami zagranicznymi (stoczni francuskich, amerykańskich, niemieckich) postanowiono o kontynuowaniu współpracy z Włochami, którzy już od połowy lat 20-tych kooperowali z radzieckimi stoczniami. [...] W lecie 1932 roku delegacja dowództwa floty wybrała się z wizytą do Włoch, aby zapoznać się z ofertami tamtejszych stoczni. Od razu uwagę radzieckich gości zwrócił budowany od 1931 krążownik Raimondo Montecuccolli. Okręt wypornością jak i planowaną prędkością na poziomie 38 węzłów siłownia o mocy 110 tys. KM produkcji Beluzzo) idealnie odpowiadał potrzebom Rosjan. Dnia 19 marca 1935 naczelnik sił morskich Władimir M. Orłow zatwierdził specyfikacje nowego krążownika. Nowa konstrukcja miała być zbudowana w ZSRR przy pomocy włoskich konstruktorów i z wykorzystaniem niezainstalowanej jeszcze siłowni włoskiego krążownika. Obok siłowni zakupiono także szereg elementów wyposażenia. Zakupiono także siłownię wcześniej planowaną dla krążownika Eugenio di Savoia, a która miała być zainstalowana na drugim planowanym radzieckim krążowniku. [...] Wzrosła wyporność do 8800 t (pełna), koszty wykonania oraz stopień trudności, stąd konieczna stała się jeszcze ściślejsza współpraca konstruktorów włoskich. Projekt został oznaczony nr 26 niejako na pamiątkę numeru projektu krążowników włoskich, na których się w dużym stopniu wzorowano.''
''Jeszcze przed wejściem Krasnego Kawkaza do służby rozpoczęto przygotowania do budowy krążowników według zupełnie nowego projektu, który z czasem otrzymał oznaczenie Projekt 26. Wszystko szło jak po grudzie, lecz z pomocą Włochów, przy wykorzystaniu jednego z ich projektów i po zakupieniu we Włoszech kompletnej siłowni, w dniu 22 października 1935 roku położono w Leningradzie stępkę pod nowy krążownik, dla którego wybrano nazwę Kirow. Szczególną cechą wyróżniającą okręty Projektu 26 i ulepszonego Projektu 26bis od pozostałych krążowników sowieckich była ich główna artyleria kalibru 180 mm , rozmieszczona w potrójnych wieżach. Początkowo zakładano uzbrojenie okrętu w trzy wieże podwójne; projekt owych wież opracowano z pomocą jednej z włoskich firm zbrojeniowych.''
Do pełni obrazu w tej materii należy nadmienić, na co zwrócił mi uwagę bloger Fox, że jak to napisał Pierre de Villemarest w znakomitej pracy o wspólnych "źródłach finansowania komunizmu i nazizmu" : ''faszystowskie Włochy dostarczyły ze swej strony Związkowi Sowieckiemu 25 łodzi podwodnych (model „Garibaldiec" i „Prawda", od 1200 do 1800 ton) w latach 1933-1935.''
Rzecz jasna kwestia kolaboracji Rosji sowieckiej z Niemcami wykracza poza współpracę z III Rzeszą obejmując także republikę Weimarską czego świadectwem wymierzony przede wszystkim w Polskę traktat w Rapallo, współpraca militarna dzięki której Reichswehra mogła obchodzić narzucone jej przez traktat wersalski ograniczenia, wreszcie intensywna wymiana gospodarcza, której probierzem wartość niemieckich dostaw stanowiących blisko połowę radzieckiego importu podczas pierwszej pięciolatki, zresztą jeśli idzie o industrializację to samo bodaj w jeszcze większym stopniu tyczy USA, dość przypomnieć iż dosłownie WSZYSTKIE jej sztandarowe projekty - Magnitogorsk, tama Dneprogres, fabryka samochodów GAZ i traktorów [ czołgów ] w Stalingradzie etc. zostały zaprojektowane przez Amerykanów, bazowały na ich rozwiązaniach i były budowane głównie przez tamtejszych specjalistów oraz wyszkolone przez nich kadry, mowa tu nawet o sprowadzanych stamtąd zegarkach:) Ponieważ jednak w obecnych czasach nomen omen bezprecedensowego nadmiaru informacji a nie jak dotąd zwykle bywało jej dojmującego braku miarą mądrości stał się nie tyle zasób posiadanej wiedzy co jej selekcja stąd dalsze rozważania w tej materii bezlitośnie ucinam sposobem na Olka Macedońskiego. Należy tak uczynić tym bardziej, że powyższe biografie znamienitych nazistowsko-bolszewickich kolaborantów pokroju Manfreda von Ardenne w zamyśle miały posłużyć za kanwę ukazania piekielnego pokrewieństwa obu totalitarnych reżimów, czemu bynajmniej nie przeczy ich równie demoniczne poróżnienie bowiem najgwałtowniejsze konflikty mają zwykle miejsce właśnie pomiędzy bliskimi sobie osobami i ugrupowaniami, żywe zresztą do dziś o czym świadczy niedawna sroga inba między amerykańskimi neonazistami a ichnimi sierpomłotami z antyfy w Charlottesville - w ramach terapii zaordynowałbym jednym i drugim obowiązkowe seanse propagandowej kroniki ze wspólnej hitlerowsko-sowieckiej parady na ''trupie pańskiej Polski'' w Brześciu, gdzie ujrzeliby na bramie triumfalnej hakenkreuz z czerwoną gwiazdą w miłosnym zwarciu, a gdyby jeszcze dotarło do zakutych łbów z obu towarzystw, iż odbierający defiladę wespół z Guderianem sowiecki dowódca był Żydem czekałby ich zapewne ozdrowieńczy, solidnie przeczyszczający mózgownicę mindfuck:) [ rzecz jasna mowa o pożytecznych idiotach a nie tych co brali udział w zadymie służbowo ].
Co tu kryć, niniejszy wpis ma niewątpliwie związek z magiczną datą 17 września, aczkolwiek nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć w histerii na tle rosyjskich manewrów Zapad, oczywiście niczego tak do końca wykluczyć nie można ale szczerze wątpię by czekała nas powtórka z rozrywki nie tylko dlatego, że na szczęście historia toczy się już gdzie indziej ale nade wszystko, iż zwyczajnie Niemcy i Rosja nie muszą wkraczać do Polski bowiem już tu są - co się tyczy pierwszych jesteśmy de facto częścią gospodarki obszaru Wielkiej Rzeszy, skądinąd niesamowite jak udało im się pokojowymi metodami dokonać tego co nie zwojowali kajzer z Hitlerem czyli stworzyć Mitteleuropę i to za przyzwoleniem większości członków skolonizowanych ludów a wręcz entuzjastycznym wsparciem wielu mieszkańców białych bantustanów... z drugiej pozostawanie blisko pół wieku pod butem sowieckiej Rosji pozostawiło niezatarte piętno szczególnie jeśli idzie o wojsko, służby specjalne i w znacznym stopniu media, tak więc śmieszy mnie okrutnie ton niektórych komentatorów : ''dnia siedemnastego roku siedemnastego...'' Jeśli już jest się czego obawiać to prędzej kombinacji wspólnych nacisków o charakterze zbrojnym właśnie ze wschodu i bardziej miękkiego terroru ''obywatelskiego nieposłuszeństwa'' za kasę z Berlina w celu wywołania dekompozycji obozu rządzącego - przypominam czynnik kluczowy dla skuteczności wszelkich przewrotów w przeciwieństwie do fetyszyzowanej ''oddolnej rewolty'' - bodaj niestety już przesądzonej w świetle politycznych plotek jakie do mnie ostatnio dotarły wszakże pochodzących z dość wiarygodnego źródła, no chyba że jak sugeruje jeden ze znajomych Duda jedynie zasymuluje opozycję by ściągnąć pod swe skrzydła część choćby z tych co za żadne 1500+ nawet nie zagłosują na PiS zapewniając tym samym niezbędną dla zmiany konstytucji bezwzględną większość, brzmi całkiem sensownie aczkolwiek obawiam się czy to aby nie wyraz naszego chciejstwa, cóż wkrótce obaczymy.
Zamiast więc bezwiednie grać rolę w kiczowatym teatrzyku toczonej przeciw nam wojny psychologicznej lepiej zacytujmy naprawdę na finalny finał obszerne fragmenty niesłynnego przemówienia Mołotowa przypieczętowującego pakt Hitler-Stalin, wygłoszonego już na trupie II RP z którego zwykle przywołuje się jedynie frazę o ''pokracznym bękarcie traktatu wersalskiego'' a jest to rzecz godna głębszego zaznajomienia bo wbrew pozorom drewniany styl bolszewickiego aparatczyka kryje bardzo aktualne treści :
''[...] Po pierwsze należy wskazać na zmiany, które zaszły w stosunkach pomiędzy ZSRR a Niemcami. Od czasu zawarcia 23 sierpnia 1939 roku umowy radziecko-niemieckiej o nieagresji, położony został kres nienormalnym stosunkom, które miały miejsce w ciągu szeregu lat pomiędzy ZSRR i Niemcami. W przeciwieństwie do wrogiego poprzedniego stosunku, rozniecanego wszelkimi sposobami przez poszczególne państwa europejskie, przyszło zbliżenie i polepszenie przyjaznych stosunków pomiędzy ZSRR i Niemcami. Dalsze polepszanie tych nowych przyjaznych stosunków, znalazło swój wyraz w niemiecko-radzieckim traktacie o przyjaźni i współpracy oraz granicy pomiędzy ZSRR i Niemcami, podpisanym w dniu 28 września w Moskwie. Ostry zwrot, który nastąpił pomiędzy ZSRR i Niemcami, dwoma największymi państwami w Europie, nie mógł nie wpłynąd na całą sytuację międzynarodową. [...] Po drugie należy wskazać na fakt wojskowego rozgromienia Polski i rozpadu państwa polskiego. Rządzące koła Polski ogromnie chełpiły się "potęgą" i "walecznością" swej armii. Jednak okazało się, że wystarczyło krótkie uderzenie wymierzone przeciwko Polsce, początkowo armii niemieckiej, a następnie radzieckiej, aby nic nie pozostało z tego poczwarnego bękarta Traktatu Wersalskiego, który istniał kosztem uciskanych narodowości niepolskich. Polityka "tradycyjna" ciągłego lawirowania i gry pomiędzy Niemcami i ZSRR okazała się niewiele warta i całkowicie zbankrutowała. Po trzecie trzeba przyznać, że wielka wojna, która wybuchła w Europie wniosła gruntowe zmiany do całej sytuacji międzynarodowej. Wojna ta rozpoczęła się pomiędzy Niemcami i Polską i przekształciła się w wojnę pomiędzy Niemcami z jednej strony a Francją i W. Brytanią z drugiej. Wojna z Polską zakończyła się szybko w wyniku całkowitego bankructwa kierowników polskich. Polsce, jak wiadomo, nie pomogły ani angielskie, ani francuskie gwarancje. Dotychczas właściwie nie wiadomo, jakie to były gwarancje (ogólny śmiech). Wojna pomiędzy Niemcami a blokiem angielsko-francuskim jest dopiero w pierwszym swym stadium i należycie się nie rozwinęła. Tym niemniej jednak jest zrozumiałe, że taka wojna musiała spowodować gruntowne zmiany w sytuacji Europy, zresztą nie tylko Europy. W związku z tymi ważnymi zmianami w sytuacji międzynarodowej poszczególne stare pojęcia, których używaliśmy jeszcze niedawno, i do których wielu tak się przyzwyczaiło, stały się przestarzałe i nie mogą być obecnie stosowane. Należy wyjaśnić to sobie, aby zapobiec grubym błędom w ocenie nowo powstałej sytuacji w Europie. Wiadomo na przykład, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy takie pojęcia, jak "agresja" i "agresor" nabrały nowej konkretnej treści, nabrały nowego znaczenia. Nie trudno się domyślić, że obecnie nie możemy wykorzystać tych pojęć w tym samym znaczeniu jak - przypuśćmy - 3-4 miesiące temu. Obecnie, gdy chodzi o wielkie mocarstwa Europy, Niemcy znajdują się w sytuacji państwa, które dąży do najszybszego zakończenia wojny i do pokoju. Anglia i Francja, które wczoraj jeszcze były przeciw agresji, są za przedłużeniem wojny i przeciw zawarciu pokoju. Role ich widać - zmieniają się. Próby angielskiego i francuskiego usprawiedliwienia tej swojej nowej pozycji danymi Polsce zobowiązaniami są, rzecz jasna, oczywiście, bezpodstawne. O przywróceniu dawnej Polski, jak każdy rozumie, nie może być mowy. Toteż bezsensowne jest przedłużenie obecnej wojny pod hasłem odbudowania byłego państwa polskiego. Rozumieją to rządy Anglii i Francji, nie chcą jednak zaprzestania wojny i ustalenia pokoju, lecz szukają nowego usprawiedliwienia dla przedłużenia wojny przeciwko Niemcom. Ostatnio rządzące koła Anglii i Francji usiłują przedstawić siebie jako bojowników przeciw hitleryzmowi, przy czym rząd angielski ogłosił, iż jakoby dla niego celem wojny przeciwko Niemcom jest ni mniej, ni więcej tylko "zniszczenie hitleryzmu". Ma to oznaczać, że angielscy i francuscy stronnicy wojny ogłosili przeciwko Niemcom coś w rodzaju "ideologicznej wojny", która przypomina stare wojny ideologiczne. Istnienie w swoim czasie wojny przeciw heretykom i innowiercom było w modzie. Jak wiadomo doprowadziły one do najcięższych następstw dla mas ludowych, do ruiny gospodarczej i do kulturalnego zniszczenia narodu. Nic też innego wojny te nie mogły przynieść. Jednak wojny te odbywały się w czasach średniowiecza. Czy nie do tych czasów średniowiecza, do czasów wojen religijnych, przesądów i zdziczenia kultury ciągną nas znów panujące klasy Anglii i Francji? W każdym bądź razie pod jakim ideologicznym sztandarem prowadzona jest obecna wojna w jeszcze większym zakresie i niosąca jeszcze większe niebezpieczeństwo dla narodów Europy? Lecz wojna tego rodzaju nie ma żadnego uzasadnienia. Ideologię hitleryzmu, jak też wszelki system ideologiczny można uznać lub zakwestionować, jest to kwestia poglądów politycznych. Lecz każdy człowiek rozumie, że ideologii nie można zniszczyć przemocą, nie można z nią skończyć za pomocą wojny. Toteż nie tylko nonsensem, lecz nawet zbrodnią jest prowadzenie wojny o zniszczenie hitleryzmu pod fałszywym sztandarem walki o demokrację. Oczywiście w żaden sposób nie można nazwać walką o demokrację takich działań, jak rozwiązanie partii komunistycznej we Francji, aresztowanie delegatów komunistycznych parlamentu francuskiego lub ograniczenie swobód obywatelskich i politycznych w Anglii, niesłabnący ucisk narodowościowy w Indiach itd. Czy nie jest jasnym, że celem obecnej wojny w Europie jest nie to, o czym mówią w oficjalnych wystąpieniach przeznaczonych dla szerokiego ogółu słuchaczy we Francji i Anglii, to nie jest walka o demokrację, lecz coś innego, o czym ci panowie nie mówią otwarcie. Istotna przyczyna wojny angielsko-francuskiej przeciwko Niemcom polega nie na tym, że Anglia i Francja przysięgły jakoby przywrócić dawną Polskę, i oczywiście nie na tym, iż zdecydowały się one wziąć na swoje barki zadanie walki o demokrację. Rządzące koła Anglii i Francji posiadają oczywiście bardziej rzeczowe powody do wojny przeciwko Niemcom. Powody te dotyczą nie dziedziny jakiejkolwiek ideologii, lecz strefy interesów wyłącznie materialnych potężnych mocarstw kolonialnych. Imperium brytyjskie, którego ludność sięga 47 milionów, posiada kolonie o ludności wynoszącej 480 milionów osób. Kolonialne imperium Francji, której ludność nie przekracza 42 milionów liczy 70 milionów mieszkańców w koloniach francuskich. Posiadanie tych kolonii, które dają możliwość eksploatowania setek milionów ludzi, jest podstawą światowego panowania Anglii i Francji. Lęk przed pretensjami niemieckimi do tych kolonii - oto gdzie jest ukryta sprężyna nowej obecnej wojny Anglii i Francji przeciwko Niemcom, która poważnie wzmogła się ostatnio w wyniku obalenia Traktatu Wersalskiego. Obawy o utratę panowania światowego dyktują rządzącym kołom Anglii i Francji politykę podsycania wojny przeciwko Niemcom. A więc imperialistyczny charakter tej wojny jest widoczny dla każdego, kto chce widzieć istotę rzeczy, kto nie zamyka oczu na fakty. Z tego wszystkiego jasne jest, komu potrzebna jest ta wojna prowadzona o panowanie nad światem. [...]
Stosunki
Niemiec z innymi państwami zachodnimi w ciągu ostatnich dwóch
dziesięcioleci wyznaczyły przede wszystkim dążenia Niemiec do
zerwania pęt Traktatu Wersalskiego, którego twórcami były Anglia
i Francja z aktywnym udziałem Stanów Zjednoczonych Ameryki. To
właśnie w ostatecznej konsekwencji doprowadziło do obecnej wojny w
Europie. Stosunki ZSRR z Niemcami układały się na zupełnie innej
podstawie, która nie posiada nic wspólnego z utrwaleniem
powojennego porządku wersalskiego. Zawsze byliśmy zdania, że
silne Niemcy są podstawą w Europie. Śmiesznie wprost byłoby
przypuszczać, że Niemcy można wprost zrzucić z szachownicy
europejskiej. Mocarstwa, które pielęgnowały te głupie marzenia
nie uwzględniają smutnego doświadczenia Wersalu i wynikłej z
niego obecnej sytuacji międzynarodowej, która różni się
zasadniczo od sytuacji w roku 1914 i może zakończyć się dla nich
bankructwem. Uporczywie dążyliśmy do polepszenia stosunków z
Niemcami i z uznaniem witamy podobne dążenia w Niemczech.
Obecne nasze stosunki z Niemcami oparte są na przyjaznej gotowości
poparcia Niemiec w ich wysiłkach do osiągnięcia pokoju i
jednocześnie na chęci wszechstronnego rozwijania
radziecko-niemieckich stosunków gospodarczych ku wzajemnej korzyści.
Należy zaznaczyć, że zaistniałe zmiany w radziecko-niemieckich
stosunkach politycznych stworzyły sprzyjające przesłanki do
rozwoju stosunków gospodarczych. Ostatnie rokowania delegacji
niemieckiej w Moskwie i odbywające się rokowania obecne radzieckiej
delegacji gospodarczej w Niemczech, przygotowują szeroką bazę dla
rozwoju obrotu towarowego pomiędzy ZSRR i Niemcami. [...]''
- zwłaszcza uwagi o ''antyimperialistycznym'' charakterze prowadzonej przez Hitlera wojny osadzające wspólną agresję III Rzeszy i ZSRR przeciw Polsce we wrześniu '39 w głębszym, eurazjatyckim nade wszystko kontekście brzmią bardzo na czasie nie tylko ze względu na klarującą się na naszych oczach [ i ponad naszymi głowami ] ''oś Paryż - Berlin - Moskwa'' i kontynentalną wspólnotę od Atlantyku po Pacyfik w której kleszczach możemy zostać zmiażdżeni, ale i w dobie inwazji nachodźców pochodzących często z krajów o totalnie niepoprawnym politycznie stosunku do słynnego austriackiego malarza i wegetarianina. Albowiem wobec takich narodów jak Irańczycy, dla których to Brytyjczycy i Rosjanie a później Sowieci byli zaborcami i okupantami pełnił on podobną rolę co dla nas w swoim czasie Bonaparte jak by to bluźnierczo nie zabrzmiało, tyczyło to zresztą nie tylko szyitów i muzułmanów ogólnie ale i Hindusów, birmańskich buddonarodowców, których paramilitarne formacje stanowiące podstawę przyszłej armii sprawującej tam rządy de facto do dziś otwarcie wzorowały się na sztafetach ochronnych NSDAP [ zapewne niebagatelną rolę grała tu bliska im symbolika:) ] a nawet wśród Żydów znaleźli się gotowi sprzymierzyć z samym diabłem upatrując w nim sojusznika w walce przeciwko tyranii ''perfidnego Albionu'', słusznie znienawidzonej przez poddane jej ludy - to jednak temat już na inną opowieść.