niedziela, 19 lutego 2017

Łowiec ubecki.

''Co się stało wczoraj? Oto ludzie, którzy wyłożyli część pieniędzy na film Holland, dali jej nagrodę, ponieważ chcą podkreślić propagandową wagę tego filmu. Co z tego faktu rozumie Holland? Ona myśli, że jak umrze Kaczyński, a PiS straci władzę, to jej córka będzie miała tę samą pozycję w polskim kinie co ona. [ ... ] Co sobie myśli taki Wiktor Zborowski, który publicznie opowiada, że przejdzie na wegetarianizm, nawet nie chcę myśleć. [ ... ] Ani Zborowski, ani Holland nie przejdą na dietę bezmięsną z powodu berlińskiej nagrody. Dalej będą żreć żeberka i sznycle, podobnie jak ci co im tę nagrodę dali. I o tym musimy zawsze pamiętać kiedy przyjdzie nam się z nimi spotkać. Po filmie Pokot trzeba uważnie patrzeć na talerze pani Holland, jej córki i całej reszty. Co miłośnicy zwierzyny płowej wtroili dziś na obiadek…. [ ... ] Jak Agnieszka Holland, kręcąc od pięciu lat ten cały Pokot mogła jednocześnie popierać Bronisława Komorowskiego, myśliwego zawołanego, członka kół łowieckich i innych zbrodniczych organizacji? Jak mogła w ogóle wpaść na taki pomysł, żeby koło niego stanąć w świetle fleszy? To są rzeczy dla ludzi prostodusznych nie do pojęcia, ale oni też przez tę swoją prostoduszność łatwo to akceptują, bo mówią sobie – widocznie oni wiedzą lepiej, albo – widocznie tak musi być… I idą na ten oszalały film. Ludziom tym za nic nie da się wytłumaczyć, że Tokarczukowa to nie jest żadna pisarka, że to oszustka, która powinna siedzieć za wyłudzenia. Za nic nie można ich przekonać, że Agnieszka Holland nie jest artystką, ale propagandystką, w dodatku propagandy wymierzonej wprost w tych biedaków co jej wierzą.''

http://coryllus.pl/kiedy-komorowski-przejdzie-na-weganizm/

''„W dniu 6 stycznia 2008, prezes Koła Łowieckiego nr 18 „Ponowa” Ryszard Mączyński (…) poinformował zebranych, że był organizatorem zbiorowego polowania, w którym udział wziął Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wraz z synem. Odstrzelono dwa dziki…(…) Informacji o tym, że psy podkładał leśniczy Piotr Łukaszuk nie udało się zweryfikować. Polowanie to także odbywało się poza planem, nie powiadomiono nadleśniczego oraz wójtów gmin Łomazy oraz Tuczno, na terenie których polowanie to miało miejsce. Ryszard Mączyński tłumaczył, że ze względu na "bezpieczeństwo państwa" nie poinformowano pozostałych członków koła o tym polowaniu.„
Można by z  tego tłumaczenia wywnioskować, że ilekroć  Bronisław Komorowski polował za wiedzą lokalnych władz i członków koła, czyli legalnie, fakt ten stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. [...] „Koło Łowieckie nr 18 „Ponowa” noszące szczytną nazwę Bialskie Towarzystwo Łowieckie dało się poznać szerszej nie tylko łowieckiej publiczności za sprawą bezkarnego, jak dotychczas, Stefana Karasińskiego strzelającego lisa w sezonie ochronnym, prezesa Ryszarda Mączyńskiego, który posługując się szantażem wymusił podpisanie rezygnacji z członkostwa w kole przez dwu myśliwych, a także za sprawą organizowanego w tym właśnie kole nielegalnego polowania zbiorowego z podkładaczem psów dla Marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego.”
W tym miejscu należy wyjaśnić, że w terminologii łowieckiej „polowanie zbiorowe”, to polowanie, w którym bierze udział co najmniej dwóch myśliwych , zaś podkładacz - to myśliwy lub jego pomocnik, który wchodzi z psami do miotu i naprowadza je na trop zwierzyny. Tak więc autor tych tekstów zarzuca organizatorowi polowania, że naruszył prawo łowieckie. [...] „W środowisku twierdzi się, że Ryszard Mączyński za ten szantaż odpowiadał nie będzie, gdyż pozostaje w zażyłych stosunkach z Marszałkiem Sejmu, który na jego zaproszenia chętnie korzysta z polowań specjalnie dla siebie organizowanych, bez udziału pozostałych członków koła. [... ] Strzelał, czy nie strzelał,  z  tych relacji wynika, że Bronisław Komorowski w nielegalnych polowaniach uczestniczył. Ciekawe tylko, co stało się ze wspomnianymi dwoma dzikami, które wówczas odstrzelono? Czmychnęły z powrotem do lasu?''

http://pejzaz.blogspot.com/2015/05/o-tym-jak-niegdys-bronisaw-komorowski.html

''„Tego typu polowania, które urządzał Bronisław Komorowski z dawną sztuką myśliwską miały niewiele wspólnego. Ustaliliśmy m.in., że ponieważ Komorowski jest ślepy jak kret i nie strzela dobrze, żeby mógł sobie zastrzelić zwierzynę jest taka metoda polowania, która jest prawem co prawda dopuszczalna (nie wolno np. polować na zwierzynę przy paśnikach, to jest rzecz która jest zabroniona), ale jest coś co jest odpowiednikiem paśnika, tyle tylko, że jedzenia dla zwierzyny nie wyrzuca się do paśników, tylko się rozkłada je na ziemi. Zawsze kiedy się zbliżało polowanie z udziałem Komorowskiego to widocznym śladem, że Komorowski będzie polował, były traktory ciągnące przyczepy, na których były spady z sadów jabłkowych, gruszkowych, śliwkowych, i te spady były po prostu rozrzucane w jednym miejscu na polanie leśnej. To się nazywa nęcisko i, jak nam mówili myśliwi, z którymi rozmawialiśmy, przy sprzęcie myśliwskim, jakim dysponuje Bronisław Komorowski, nie trafienie na zwierzynę, która przychodzi dokładnie o określonej porze, gdy te spady są zrzucane z przyczep, przy optyce jaką ma dzisiejsza broń myśliwska, to tak naprawdę nie jest żadne myślistwo, to nie jest żaden sport, to jest po prostu egzekucja, taka sama jaką wykonują rzeźnicy w rzeźni, którzy mają tzw. pistolety trzpieniowe, które przytykają do czaszki zwierzęcia i strzelają. Dokładnie zwierzę ma takie same szanse na przeżycie na nęcisku, jak w rzeźni, więc żadne. [...] Gmyz odniósł się też do książki Bronisława Komorowskiego „Zwykły polski los”, w której Bronisław Komorowski ujawnia, że polował już w latach siedemdziesiątych. „Z tej książki dowiedziałem się, że pozwolenie na broń miał od połowy lat siedemdziesiątych. Człowiek, który w PRL-u był przetrzymywany w więzieniu za swoją postawę antykomunistyczną, dostał jednocześnie pozwolenie na broń myśliwską. Państwo zapewne pamiętają, do dzisiaj uzyskanie pozwolenia na broń jest rzeczą bardzo ciężką, a w latach PRL-u kto miał pozwolenie na broń to państwo sobie łatwo mogą to dośpiewać.”

http://blogpress.pl/node/21119

''W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych Bronisław Komorowski był bardzo zajętym studentem historii Uniwersytetu Warszawskiego. [...] W 1976 r. oprócz nauki poświęcał się również pracy społecznej w Studenckim Kole Naukowym, Socjalistycznym Związku Studentów Polskich, Klubie Inteligencji Katolickiej, stażowi w „Słowie Powszechnym”. Już wtedy łowiectwo było jego hobby. W tym roku rozwinął działalność uznaną przez SB za wywrotową. [...] W kwietniu 1977 r. dzielnicowy Nowicki zameldował, że Komorowski z żoną mieszka u teściów i posiada zezwolenie na strzelbę. Polkowski, trzymając się podręcznikowego schematu, zamierzał wezwać Komorowskiego do Komendy pod pretekstem rozmowy o strzelbie, a w rzeczywistości, aby ustalić, skąd ma nielegalne wydawnictwa i czy może donosić na Kawalca, Ajznera i Zdziarskiego. Zgodę na przeprowadzenie rozmowy Polkowski otrzymał dopiero po pół roku i wypełnieniu drugiego wniosku (biurokracja SB) [ - taa, jasne : przyp. mój ]. Komorowskiego wezwano do sekcji zezwoleń na broń Wydziału Ogólnego KSMO, gdzie czekał na niego Polkowski. [...] Zgodnie z przewidywaniami Polkowski załatwił Komorowskiemu zastrzeżenie wyjazdów za granicę i cofnięcia pozwolenia na posiadanie broni. Wymyślił także, aby wcielić go do zasadniczej służby wojskowej i tam ponownie werbować. Tę metodę stosowano najczęściej w stosunku do kleryków. Nie sprawdziła się, ponieważ Komorowski cierpiał na trwałą wadę wzroku. [ - to jakim cudem, i to jeszcze jako ''opozycjonista'' dostał pozwolenie na broń ?! oj, ta nieudolna ubecka biurokracja... : przyp. mój ] :

http://archiwum.gf24.pl/donosy-i-podsuch-czyli-wsypa-w-mieszkaniu-komorowskiego-materiay-operacyjne-suby-bezpeczestwa/

Ciekawe że Hollandowa i Tokarczuk kierują agresję związaną z polowaniami w stronę PiS, Kościoła i ogólnie prawicy a przecież środowiska myśliwych to - z całym szacunkiem dla tych z nich jacy nie mają nic wspólnego z omawianą patologią - skansen komuny, ubecy i PRL-owskie trepy raczej - nie trzeba daleko sięgać, z fuhrera związku łowczych niezłe ziółko :

''Bez większych problemów Lech Bloch przeprowadził ciechanowską organizację łowiecką przez stan wojenny, a po jego zakończeniu, postanowił nie ograniczać się tylko do spraw zawodowych, ale zrobić również coś dla ludowego państwa polskiego. W grudniu 1983 roku podpisał zobowiązanie do tajnej współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL i pod pseudonimem "Kazimierz" został zarejestrowany pod numerem 4092 w ewidencji Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Ciechanowie. Tak ma marginesie, jak na tak małe województwo, tak wysoki numer ewidencyjny wskazywał, jak głęboka była penetracja Służby Bezpieczeństwa w społeczeństwie. TW "Kazimierz" prawdopodobnie nie wiedział, że w Zarządzie Wojewódzkim PZŁ w Ciechanowie nie był jedynym tajnym współpracownikiem SB, co świadczyło jak szczególnie penetrowane było środowisko myśliwych i jak wyselekcjonowane przez te służby było kierownictwo Związku w tamtym czasie.''



''Bronisław Komorowski jest członkiem Polskiego Związku Łowieckiego, w którym szefem Naczelnej Rady Łowieckiej jest Andrzej Gdula, były wiceszef MSW w PRL, ściągnięty do resortu przez generała Czesława Kiszczaka.

Prezes zarządu PZŁ dr Lech Bloch był zarejestrowany jako wieloletni tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa "Kazimierz". W Instytucie Pamięci Narodowej zachowało się własnoręcznie podpisane przez niego zobowiązanie do współpracy. Do związku należy wielu VIP-ów: polityków, ministrów, aktorów, celebrytów – pisała w czerwcu w artykule pt. Noc myśliwego "Rzeczpospolita". Przynależność do PZŁ daje określone profity –  m.in. tylko członkowie związku mogą legalnie polować w Lasach Państwowych należących do Skarbu Państwa. [...] Bronisław Komorowski należy  Polskiego Związku Łowieckiego. Obecny prezydent najczęściej polował z myśliwymi z Ponowa - Kołem Łowieckim nr 18 w Białej Podlaskiej. Dlatego lokalnych dziennikarzy nie zdziwiło przyznanie przez Komorowskiego odznaczenia wójtowi gminy Terespol Krzysztofowi Iwaniukowi, który w katalogach IPN widnieje jako tajny współpracownik komunistycznej SB o pseudonimie "Janek".''


''A. Gdula robi wielką karierę jako dworzanin 'prezia",był prezydenckim ministrem przy Aleksandrze Kwaśniewskim, szefem rady nadzorczej PGNiG, pracował w słynnej spółce EuropolGaz i w końcu odziedziczył po szefie Informacji Wojskowej gen. bryg. Tadeuszu Pietrzaku stanowisko przewodniczącego Naczelnej Rady Łowieckiej.''




''Patronat honorowy nad obchodami Święta Myśliwych okręgu gdańskiego objęli: Mieczysław Struk  - Marszałek Województwa Pomorskiego, Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź - Metropolita Gdański, Andrzej Gdula - Prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, Lech Bloch - Przewodniczący Zarządu Głównego PZŁ - Łowczy Krajowy oraz Zbigniew Kaczmarczyk -  Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku.''


''Myśliwi to bardzo poważna i liczna grupa w Polsce. Jest ich w Polsce ponad 100 tysięcy, są dobrze zorganizowani i wspierani wielowiekową tradycją. Ze znanych osób, w tym gronie jest m.in prezydent Bronisław Komorowski (obecnie nie poluje) [ - poluje ale nie strzela:) : przyp. mój ], Janusz Palikot, Stanisław Żelichowski, Waldemar Pawlak, Radosław Sikorski, Jan Kulczyk, arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.''


- a to iż święcą sztandary w kościele o niczym jeszcze nie świadczy, gdzie napisano, że ksiądz nie może być ubekiem ? :

''Mszy świętej przewodniczył Jego Ekselencja Metropolita Gdański Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź. W ciekawej homilii Arcybiskup wypowiedział ważkie słowa „Nie strój,nie kapelusz z piórkiem ani nawet strzelba czyni myśliwego. Myśliwego czyni umiłowanie przyrody ,etyczny stosunek  do kolegów , zwierzyny, zainteresowanie kulturą łowiecką .piastowanie tradycji i zwyczajów łowieckich ,ochrona zwierząt dziko żyjących, zagospodarowanie łowisk, dbałość o środowisko. Przyjazny stosunek do ludności zamieszkującej miejsca , gdzie gospodarujemy.” W trakcie mszy Arcybiskup również myśliwy członek naszego związku stworzył wspaniałą „swojską” atmosferę.''


''Pierwsze wiadomości o niejasnościach w życiorysie generała Głodzia powziąłem z lektury teczki personalnej oficera wywiadu wojskowego PRL. Zdecydowaną większość okresu służby pracował jako oficer pod przykryciem – w skrócie opp. W jego przypadku instytucją przykrycia był Orbis, Zarząd Lotnictwa Cywilnego, PLL LOT, a w latach 80-tych przedstawicielstwo LOT w Rzymie. Aby nie budzić niezdrowej sensacji i nie prowokować Doroty Kani do plagiatu (sprawa Mariusza Waltera), nie podam danych tego oficera. Dalej w tekście będę go opisywał jako płk Opp. [...] W połowie 1983 r. w Centrali podsumowano pracę płka Opp, który złożył 8 materiałów, z czego 1 cenny, 4 wartościowe i 3 przydatne. W tym samym czasie nazwiska księży znikają z dokumentów płka Opp, a zastąpione je kryptonimami. Świadczy to o dalekim zaawansowaniu spraw infiltracji polskich księży w Watykanie przez płka Opp. Jednocześnie w przypadku dwóch księży płk Opp zaczął raportować do „Sowy”. „Sowa” to kryptonim Oddziału „Y” pop. Zespół „N” – pionu wywiadu wojskowego zajmującego się aparatem nielegalnym. Jednym z tych dwóch księży był Głódź. Zainteresowanie Oddziału „Y” świadczy, że miał być komunistyczną wtyką w Watykanie jak Turowski. Z tą różnicą, że Turowski pracował dla wywiadu SB, a Głódź miałby dla wywiadu wojskowego. [...] Zmuszony byłem więc do posiłkowania się relacją uczestnika wydarzeń – płka Opp. Zaprosił mnie do domu i zrelacjonował swoją służbę ze szczególnym naciskiem na kierunek watykański i arcybpa Głodzia (o innych księżach trochę też, ale w ich sprawie zarezerwowałem sobie następne terminy). Według opowieści płka Opp znajomość z Głodziem rozpoczęła się od „konieczności” lotu Głodzia do Kanady. W gestii Opp znajdowały się bilety na loty w cenie krajowej. Lotów bezpośrednich do USA wówczas nie było z powodu embarga za stan wojenny. Wszyscy podróżujący (tanio) do USA lecieli Lotem do Kanady, a już stamtąd mieli niedaleko. Problem w tym, że miejsca w samolotach Lot do Kanady wykupiono blisko rok naprzód, a siostry biednego księdza czekały w Chicago. Tylko pamiętający gospodarkę niedoboru zrozumieją, jak wielką władzą dysponował Opp. Dla człowieka współczesnego nie ma nic trudnego, jak kupić bilet innego przewoźnika. Tak, ale obywatel PRL u innego przewoźnika płacił walutą tj. wielokrotnie więcej niż u przewoźnika krajowego, stąd kolejki. Opp po konsultacji z Centralą (Centralą Lotu) otrzymał miejsce do Kanady dla Głodzia, pewnie kogoś przesunięto. Tak zadzierzgnięta znajomość Głodzia i Opp kontynuowana była przez obydwu Panów do końca pobytu Opp w Rzymie w rytmie 1-2 spotkania w miesiącu. Opp charakteryzował Głodzia jako czujnego i pilnującego się tzn. zdawał sobie sprawę z tego, że może rozmawiać pracownikiem na „drugim etacie”. Mimo to Głodziowi wypsnęło się coś, co dało palmę pierwszeństwa polskiemu GRU w wyścigu z polskim KGB. Powiedział, że mimo ustaleń Watykanu z reżimem Jaruzelskiego, JPII spotka się z Wałęsą, ale nie w Gdańsku, tylko w górach (gdzie Wałęsa będzie udawał turystę – autor). Według Opp tą informacją SB już dysponowała, tylko dzięki zaniedbaniu rezydentury, wojskowi byli pierwsi.

Drugie fundamentalne stwierdzenie Opp jest takie, że księża, tym bardziej Głódź, absolutnie nie byli świadomi, z kim rozmawiają, jego „drugiego etatu”. Być może jest to prawdą w przypadku Głodzia, jednak Opp wypytywany o pozostałych księży, również stwierdzał, że byli oni informatorami nieświadomymi. Opp nie pasuje do portretu typowego komunistycznego wywiadowcy, jest spokojnym starszym człowiekiem. Myślę, że boi się zrobić komuś (z księży watykańskich) przykrość i spośród nich któryś był na pewno świadomym informatorem. Nawiasem mówiąc w aktach wojskowego wywiadu namnożyło się informatorów nieświadomych, którzy brali bądź chcieli wziąć pieniądze! Ten wątek będzie ciekawy w tekście o Francesco Bigazzim (już niedługo).

Trzecie cenne stwierdzenie Opp dot. nadużywania alkoholu przez Głodzia. Wówczas Głódź nie pił nic mocniejszego, mimo setek okazji – Opp pracował w Rzymie 01.1982- 08.1987 r.; z Głodziem poznali się w marcu 1982 r.; spotykali się 1-2 w miesiącu, razem wychodzi ok. 60- 120 spotkań, prawie wszystkie w restauracjach. Zachowały się rachunki z tych rzymskich restauracji, rzeczywiście zamawiano wino. Domyślać się należy, że alkoholowy problem Głodzia powstał dopiero jego powrocie do kraju, a zwłaszcza po objęciu stanowiska w (L)WP. Politrucy! to wy (jakże wam bliski zaimek) jesteście winni chorobie Arcybiskupa.''


- ale przyznaję, że takie cuś to jednak przegina podpadająca już pod ''rodzimowierstwo'' :


''Carewicz Włodzimierz'' czyli Cimoszko, TW ''Carex'', syn agenta NKWD i funkcjonariusza niesłynnej Informacji Wojskowej przy ''pracy'' :


- tymczasem u nas w regionie za świetny przykład wspomnianej patologii robi wieloletni radny i działacz SLD/PSL [ obecnie ''bezpartyjny'' ] Gierada Jan i jego koło myśliwców pod jakże wdzięcznym mianem ''Rosomak'' :



''Nie wszystkim radnym Kielc spodobał się pomysł budowy Muzeum Łowiectwa, który chce zrealizować Koło Łowieckie Rosomak i należący do niego radny Jan Gierada. [...] Koło Łowieckie Rosomak wystąpiło o przekazanie mu miejskiej działki przy ulicy Wojska Polskiego, na której chce zrealizować inwestycję. - Będę głosować przeciw- zadeklarowała radna Platformy Obywatelskiej, Joanna Winiarska.- Byłabym za, gdyby koło Rosomak polowało za pomocą obiektywu aparatu fotograficznego, ale tak nie jest. - Na działce, która ma kilkaset metrów nie będzie polowań, ale muzeum, dla pani, pani dzieci i wnuków. Będziemy pokazywać głuszce, cietrzewie, inne gatunki, które są na wyginięciu i w naturze pani dzieci ich nie zobaczą. W naszym województwie nie ma takiego obiektu. Mam prawdziwych sponsorów – deklarował Jan Gierada. Nie przekonał jednak radnej. - Wiem, że nie będzie tam polowań, ale będą trofea z polowań i zdjęcia rodzin z martwymi zwierzętami. Wolę, żeby moje dzieci oglądały fotografie z naturą i żywymi zwierzętami - dodała radna. [...] - Cieszę się, że moje argumenty trafiły do części radnych i nie zagłosowali "za". Promocja miasta przez martwe zwierzęta to nie jest dobry pomysł - dodała radna Winiarska.''


- władze takiej metropolii jak Berlin, by daleko nie sięgać, uważają najwidoczniej inaczej lansując się na gigantycznej trupiarni jaką stanowi Museum für Naturkunde pełne wypchanych zwierząt i tego typu makabrycznych eksponatów, nawet tak mocarni za Odrą ''zieloni'' nie byli w stanie tej placówki zmóc, stąd wszystkie kobioły, histeryzujący mniemani ''Europejczycy'' pokroju radnej PO Winiarskiej powinni ciupasem udać się tam by obejrzeć niniejszą wystawę a może dotrze do nich w końcu jak bardzo ich ''nowoczesność'' podszyta jest wieśniackimi kompleksami :




''Myśliwi to przyjaciele przyrody'' - tako rzecze Jarubas marszałek z PSL :


Przechuje :

''Grupa myśliwych polowała na bażanty, na łąkach w pobliżu biblioteki uniwersyteckiej. Według bibliotekarzy, polujący podeszli zbyt blisko do budynków i stwarzali zagrożenie. Innego zdania jest policja i łowczy wojewódzki.

Nowoczesny budynek i nowoczesny kampus; niestety, dzisiejszy spokój biblioteki głównej Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach zakłóciły strzały. Kulka śrutu wpadła przez okno ...  Początkowo nikt nie wiedział, co się dzieje, strach, szok i niedowierzanie. – Kto przy zdrowych zmysłach polowałby w takim bliskim sąsiedztwie uczelni – pytali bibliotekarze. Trwa sesja egzaminacyjna, biblioteka jest pełna studentów, o wypadek nie trudno – dodają.''


''4.309 kłusujących kotów''



Nasz region zaś reprezentuje Mazur Janusz [ nr. 35 ] :



- na miłość boską, kto dziecku daje na imię Sylwana ?! Biorąc jednak pod uwagę pasję papy w sumie trudno się dziwić :


- studio Rewanż to ci od baletowego ''auschwitz soft porno'' :



- zdaję sobie sprawę, że to grube i mocno nadużywane zagranie ale w tym kontekście nie sposób jednak pominąć najsłynniejszego jarosza i wielkiego miłośnika zwierząt :


''Der Führer als tierfreund''


- ale by nie powstało fałszywe wrażenie należy na koniec wspomnieć o pasji Wielkiego Łowczego III Rzeszy Hermanna G. :

http://joemonster.org/art/33928