sobota, 19 listopada 2022

Ostatnia wojna białych ludzi.

Z dumą mogę oświadczyć, że nie uległem zbiorowej histerii, którą szczęściem głównie na TT a nie w realu wywołała zbłąkana ukraińska rakieta. Trzymając się oficjalnej wersji, bo wedle ukraińskiego dziennikarza Jurija Romanenko zwyczajnie Bajden się zesrał i Amerykanie wywarli presję na polski rząd, by nie ''eskalował'' dając się powodować nędznej rosyjskiej prowokacji, co może być i zdaje się sugerować także między wierszami Marek Budzisz. Acz po prawdzie to Rosjanie narobili w portki przed NATO, gdy trąbiąc jakoby pozostawali z nim w stanie wojny, przeczą zarazem histerycznie atakowi na jeden z krajów Paktu. Cóż, jakby to cynicznie nie zabrzmiało, nikt nie będzie wszczynał wojny nuklearnej o przysłowiowy kurnik, przy całym współczuciu dla dwóch nieszczęsnych dziadków zabitych pociskiem na polu. Funkcjonariuszom rosyjskiej propagandy nie pomoże jednak natrząsanie się nad Polską i tchórzostwem Zachodu, bo z całej tragedii płynie nade wszystko wniosek, iż jak trafnie zauważył ukraiński korespondent wojenny Taras Berezowiec, ukraińska armia sprawniej niszczy rosyjskie rakiety dysponując starym sowieckim sprzętem, niż wyposażone w nowocześniejszą broń ''niektóre kraje NATO'', tak to eufemistycznie ujmijmy. Acz należyta odpowiedź Polski mogłaby stanowić jakże potrzebny Moskwie casus belli ze strony Paktu, stąd dzieło strącenia kacapskiego pocisku wymierzonego zapewne w strategiczną trakcję energetyczną w okolicach Przewodowa, pozostawiono ukraińskim siłom zbrojnym. Dlatego bowiem, iż ostało im się w spadku po ZSRR sporo obrony przeciwrakietowej, oraz obsługujących ją kadr wyszkolonych na radzieckich jeszcze akademiach wojskowych. Przypominam, że na Ukrainie wojują z Rosją nie żadni ''banderowcy'', a w każdym razie nie głównie oni, lecz ludzie przeważnie sowieckiego chowu znający przeto na wskroś moskiewską taktykę i sposoby jej zwalczania. Przyznał to nie kto inny, jak wspominany tu uprzednio płk. wojsk GRU Kwaczkow, zdeklarowany rosyjski czarnoseciniec, który otwarcie zakwestionował na posiadówce u Girkina propagandę putinowskiego reżimu, jakoby Rosja kiepsko radziła sobie na Ukrainie, bo przyszło jej tam walczyć z krajami NATO. Nie krył wcale, że jest to wierutna bzdura spreparowana by ukryć hańbę, jaką jest srogi wpierdol Moskali zbierany od pogardzanych tak przez nich dotąd ''chochłów''. Kwaczkow szczerze deklarował, że wolałby, aby jego kraj walczył z państwami NATO o całkiem niemal spedalonej mentalnie populacji, niż inną ruską nacją wyposażoną tylko w zachodnią broń, a i to jedynie w dość skromnym stopniu. Wedle jego słów Polska jakoś by tam jeszcze wypadła, takoż Rumunia i nieliczne, lecz bitne oddziały Bałtów, ale im dalej na zachód od Odry a zwłaszcza Łaby, tym gorzej. Owszem, kraje zachodnioeuropejskie mają świetne jednostki specjalne dysponujące kapitalnym sprzętem, lecz ich armie już prezentują się dobrze jedynie na papierze, nawet wyglądającej najlepiej na tym tle Francji. Podobnie wypowiadał się stojący po drugiej stronie frontu, pomieniony wyżej Romanenko, dlatego od początku nie robił sobie złudzeń co do aktywowania z tego tytułu przez NATO 5 pkt. Traktatu Północnoatlantyckiego w obronie Polski, a de facto interesie Ukrainy. Przyznaje, że Zachód wciąż posiada dobrą organizację, kapitał i technologie, czyli wszystko czego brak jego krajowi, ale za to nie ma w nim ducha walki i woli oporu Ukraińców. Gdyby nie ten fatalny rozdział, przy panującym w Rosji rozpierdolu już dawno nie ostał by się z niej dosłownie kamień na kamieniu. Romanenko nie miał też pretensji do polskiego rządu, że musiał on przełknąć żabę w związku z całą sytuacją, uzależniony w kwestiach bezpieczeństwa i nie tylko od Amerykanów, podobnie co Ukraina. Zachód bowiem z USA na czele nie ma już owej woli konfrontacji co onegdaj, w trakcie ''zimnej wojny'', a też rządzące nim elity nie chcą się wyrzec globalistycznej agendy, na co z kolei zwracał ostatnio uwagę Andrew Michta. Nie ma co jednak zwalać wszystkiego na obecny, co tu kryć faktycznie dość marny stan Okcydentu, Romanenko nie szczędzi też gorzkich uwag swoim rodakom, którzy wedle jego słów przez ostatnie trzy dekady swej niepodległości wleźli na wszystkie możliwe grabie. Nie uszykowali się na czas, by odeprzeć moskiewską agresję, mimo że jak twierdzi apelował o to co najmniej od 2005/06 roku, daremnie wszakże, nie znajdując posłuchu u licznych wśród jego krajan cwaniaczków myślących tylko, jak tu zarobić kasę okradając innych. Patologia ta wedle Romanenki tyczy tak elit co i zwykłych ludzi, wyzbytych jednako odpowiedzialności za swoje państwo i naród, niezdolnych do wyjścia poza wąsko pojmowany własny interes, za co przychodzi im właśnie płacić srogą cenę. Jakże to brzmi znajomo w uszach Polaka, stąd nie ma co się dziwić obecnie rządzącym nad Wisłą, iż nie chcieli pchać się w sprowokowaną przez Rosjan kabałę bez należytego wsparcia Zachodu. Bo też gdyby przyszło walczyć z Moskalami na kogo mieliby tu liczyć - te miliony bezmózgów, istną biomasę wierzącą serio Giertychowi i Lisowi, że Kaczyński miał sprokurować ''zbrojny incydent'' na wschodniej granicy RP, bo obawia się przegranej PiS w wyborach? A może ''niebinarnopłciowe osoby polskie'', o ile wciąż tak się ''identyfikują'', rzesze Julek i Oskarków czyli upiorną przyszłość narodu stanowioną przez zmenelone gówniary i nastoletnich zdeprawowanych ćpunów? Przesadzam rzecz jasna, sądzę nawet w średnich pokoleniach czy starszych pod względem zjebania umysłowego jest być może wręcz gorzej, niemniej jako całość obecne polskie społeczeństwo nie prezentuje się przyzwoicie, jakąś ''żelazną dywizję'' jeszcze by się pewnie dało zeń wykroić, ale nie więcej. Jesteśmy już zbyt rozbestwieni konsumpcją oraz indywidualizmem, swoje zrobiło z nami też kilka dekad neoliberalnego rycia bani, stygmatyzującego skromne choć formy solidaryzmu społecznego  i narodowego jako rzekomy ''socjalistyczny kolektywizm'', zrównywania go wręcz z ''nazizmem''. Zresztą ci z ''wyklętymi'' i husarią na koszulkach i w awatarach wcale nie są wiele lepsi, jestem wręcz pewien, że gdyby historia rzuciła im w twarz ''sprawdzam'' i wybiła godzina ''W'', z połowa co najmniej o ile nie więcej spierdalałaby na równi z wielkomiejskimi libkami i lewactwem, lub ochoczo przystąpiłaby do kolaboracji.

Gorzka dla nas prawda wygląda więc tak, iż każdy rozsądny człowiek w Polsce, podobnie jak w państwach bałtyckich, a zapewne także i Skandynawii zdaje sobie sprawę, iż jedyną realną tarczą chroniącą nasze kraje przed rosyjską agresją jest niepodległa Ukraina, nie zaś przecwelony już niemal całkiem na lewą stronę Zachód - nie tylko Niemcy i Francja, ale i współczesne USA takoż. Narzucającym się stąd wnioskiem jest, iż Kijów a też Warszawa powinny zostać dozbrojone przez NATO najnowocześniejszymi systemami obrony przeciwlotniczej i rakietowej, skoro reszta nie ma ochoty ni możliwości walczyć. Pora też ustanowić wreszcie strefę zakazu lotów bojowych dla Rosji przynajmniej nad zachodnią Ukrainą, Rzeczpospolita zaś może wejść do wojny nie otwarcie, lecz posyłając w bój swe nieliczne choćby ''bataliony ochotnicze'', bo na więcej jak mówię nas nie stać. Tolerować bowiem takiego skurwysyństwa i bezczelności ze strony Moskwy nam jednak nie sposób, a chowając głowę w piasek tylko rozbestwiamy kacapstwo. Nie ma zaś co oglądać się zbytnio na Zachód, który nie chcąc aby Ukraina zyskała samodzielność strategiczną, dawkuje jej broń w ilościach homeopatycznych, jak na skalę wymierzonej w nią rosyjskiej agresji. Przyznał to otwarcie w wywiadzie dla Romanenki Piotr Kulpa, polski ekspert ds. reformy a tak naprawdę tworzenia od podstaw ukraińskiej administracji państwowej. Co warto podkreślić jeszcze raz, rzecz tyczy nie tylko Niemiec i Francji, lecz również silniej od tamtych zaangażowanych po stronie Ukrainy Anglosasów. Acz należy także pamiętać, na co zwraca uwagę Berezowiec, iż Zachód obawia się nuklearnej eskalacji ze strony nieobliczalnego kremlowskiego reżimu, stąd woli by ukraińskie wojsko po trochu, stopniowo wykrwawiało Rosję w ramach czysto konwencjonalnej wojny. Podsumowując wątek o tragedii w Przewodowie: ponieważ Kremlowi pali się już konkretnie pod tyłkiem, zapewne postanowił sprowokować NATO do otwartej konfrontacji, tak by wyjść z twarzą w obliczu wygląda nieuchronnej klęski. Inaczej przegrana na wojnie z traktowaną dotąd przez Moskwę jako ''państwo sezonowe'' Ukrainą, niechby wspieraną przez Zachód, będzie oznaczać nie tylko ostateczny krach rosyjskiego imperializmu, ale nawet marzeń o zjednoczonym ''wszechruskim'' narodzie, by zrównoważyć rosnącą siłę niesłowiańskich mniejszości etnicznych w Rosji. Ukraińców jednak nie zadowala najwidoczniej upokarzający status ''Małorosjan'', robiących za podnóżek dla moskiewskich ''Wielkorusów'' w zaprojektowanej przez tych ostatnich ''Noworosji'', stąd kazali im się pierdolić. Rosjan zawiedli też sojusznicy z budowanego przez nich jako alternatywa wobec NATO sojuszu ODKB, tacy jak Armenia czy Kazachstan. Władający ostatnim Żomart Tokajew, mimo iż stary agent Moskwy, wolał oprzeć swe rządy o Chiny, a zarazem zacieśnia współpracę z Turcją w ramach panturańskiej integracji eurazjatyckiej państw i narodów turkijskich. Co wywołuje potężny ból dupy u Moskali, przerażonych wizją ''Wielkiego Turanu'' sięgającego nawet Tatarstanu, położonego na strategicznym dla Rosji Powołżu, gdzie koncentruje się pozostały jej wciąż przemysł. Dodajmy na marginesie, że udział w tym procesie mają zarówno Węgry, a tym samym stojące za nimi Niemcy, których stołeczny Berlin jest obecnie w dużym stopniu tureckim miastem, jak i Ukraina za czym gromko opowiada się jej wiceszefowa dyplomacji krymska Tatarka [ rzecz godna osobnego potraktowania ]. Z kolei Zachód, anglosaski nade wszystko, nie zamierza bynajmniej dać Moskalom nawet tej odrobiny satysfakcji, jaką byłaby porażka w starciu z całą potęgą NATO [ na ile realną to inny temat ], poprzestając na solidnym kopniaku wymierzonym w zad rosyjskiego niedźwiedzia nogą ''bratniego ruskiego narodu''. Ukraińskie elity przywódcze doskonale więc zdają sobie sprawę, iż liczyć mogą głównie na siebie i również my w Polsce także winniśmy posiadać tegoż ostrą świadomość. Inaczej przyjdzie nam znowu co nie daj robić dobrą minę w obliczu tragedii, znosząc wycie prokacapskiej szurii na miejscu: ''Przewodów pomścimy!''. Rzecz jasna spekuluję tylko wobec braku znajomości twardych danych, to samo wszakże tyczy wszystkich, co bez najmniejszych podstaw ku temu uznali odpowiedzialność Ukraińców za śmierć dwóch polskich obywateli. Poraża przy tym łatwość z jaką opinia publiczna zdaje się przystała na oczywisty absurd oficjalnej narracji - nikt nie kwestionuje, że w naszą ziemię gruchnęły szczątki ukraińskiej rakiety, ale gdzie w takim razie podziała się rosyjska - wyparowała? Co, ''chachły'' strzelały ot tak do wiwatu po niebie, fajerwerki na ''sylwester marzeń'' urządzili sobie więcej niż miesiąc przed? No nie, mieli powód oględnie zowiąc, bo kacapstwo zarzuciło ich ponad setką rakiet, 3/4 strącili ale nie szło więcej przy sowieckim jeszcze uzbrojeniu, na jakim wciąż muszą głównie polegać. Przede wszystkim zaś, gdzie podziało się ''oświecone'' skurwysyństwo od ''nikakoj wojny na Ukrainie niet'', czemuż nie ''włączyli myślenia'' bredząc, że tragedia w Przewodowie była jakoby ''inscenizacją'', a w grobach zamiast nieszczęśników pochować miano tylko ''manekiny''? Amerykanom natomiast nie dowierzam w tej kwestii, bo nie pierwszy to raz jak wykazują zbytnią uległość wobec polityki Kremla, pomnijmy choćby gesty ''dobrej woli'' administracji Bidena, jak zgoda na Nord Stream czy faktyczny zabór części terytorium Ukrainy przez Rosję, które tak rozbestwiły Putina, że aż stracił poczucie miary pakując się w fatalną dlań wojnę. Dlatego wyjebane mam na wkurw prezydenta USA, któremu Zełeński bruździ w dogoworach z Kremlem, uparcie obstając przy wersji rosyjskiego ataku na Polskę. Oczywiście z naszej perspektywy zasadne są zarzuty, iż tym samym stawia w złej sytuacji swego najbliższego sojusznika, zginęło jakby nie było dwóch obywateli RP a to nie przelewki. Wszakże trudno mieć doń pretensje, iż jako przywódca Ukrainy nad poprawne relacje z innymi państwami przedkłada interes własnego kraju. Nie jego winą zaś jest, że Amerykanie obsrani są perspektywą obalenia Putina przez jeszcze gorszą odeń kanalię w typie Prigożina, a nie daj już Kadyrowa. Dlatego za wszelką cenę chcą utrzymać na Kremlu starego przegranego dziada, stąd tak cisną na ''deeskalację''. Tym bardziej, że właśnie na Bali dzielą glob równo na pół wraz z Chinolami, a więc kacapskie rojenia o ''wielobiegunowym'' świecie idą się... tam, gdzie ruski korabl. Wizja Rosji jako chińsko-amerykańskiego kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym zdaje się zbliżać wielkimi krokami, może więc jednak słusznie rzekł gen. Iwaszow strasząc tuż przed wybuchem wojny z Ukrainą, że putinowski reżim wszczął ją celowo by doprowadzić własny kraj do ruiny, zapewniając sobie tym status zarządców pozostałej po nim masy upadłościowej, rzecz jasna z cudzego nadania-? O tym przekonamy się wkrótce, w każdym razie sądzę rację ma Romanenko przypuszczając, że Biden bodaj bardziej od przywódcy Rosji nie cierpi Zełeńskiego. Bowiem przeszkadza takim jak on liderom post-Zachodu, podobnie jak cała wojna na Ukrainie z towarzyszącym jej okropieństwem, śnić globalistyczny sen o świecie bez tragicznych konfliktów, gdzie każdy realny spór jest stygmatyzowany jako niedopuszczalna ''opresja'' i ''dyskryminacja''.

Dlatego czas nam skończyć wreszcie z polityczną gnozą, manichejskim postrzeganiem rzeczywistości w kategoriach walki ''jasnej strony mocy'' z mroczną stroną egzystencji. Realnie zaś stoimy jako Polska w obliczu fatalnej dla nas ''osi zła'' Berlin-Pekin-Moskwa, a mimo wszystko korzystniejszą, acz nie pozbawioną istotnych wad przynależnością do części Eurazji zorientowanej na Waszyngton i Londyn. Inaczej skończymy jak Rosjanie, pokroju coraz bardziej maniakalnego Dugina prowadzącego okultystyczny ''dżihad'' przeciw liberalnemu ''Antychrystowi'' Zachodu, choć sam jest przecie opętańcem. Działa to również w drugą stronę, bowiem nie tylko Niemcy, ale i Amerykanie bywa grają w chuja np. Reuters ujawnił niedawno, iż firma z USA dostarczała technologie niezbędne do produkcji rakiet, niszczących właśnie infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Z kolei Galijew zwrócił uwagę Muskowi, który tak sra się wizją wojny atomowej, iż dobrze byłoby w takim razie, aby Zachód przestał sztucznie podtrzymywać status Rosji jako ''mocarstwa nuklearnego''. W ''New York Times'' poszły przecieki o jakoby ukraińskim sprawstwie zamachu na Duginą, choć tylko idiota jest w stanie uwierzyć, że stała za tym ''banderystka'', którą rosyjskie służby wypuściły z kraju mając ją praktycznie na widoku. Mowa jednak o gazecie dla której Ksenia Sobczak jest ''rosyjską opozycjonistką'', nie zaś agentką Kremla i nade wszystko rozbestwionym przywilejami tatuśka, bywszego patrona Putina, psychopatycznym kurwiszonem.  Dziwnie jakoś owe wyrzygi medialne zbiegły się z apelami mniejszościowych na szczęście frakcji Demokratów, jak i Republikanów o podjęcie ''dialogu'' z Moskwą, stąd we włażeniu jej w tyłek łączą się jak widać za oceanem skonfliktowane poza tym ostro skrajna lewica i prawica. Nie przypadkiem też zapewne wyskoczył w owym czasie ze swymi kretyńskimi ''propozycjami pokojowymi'' co do Ukrainy sam Elon Musk. W ogóle gdyby nie należący doń od niedawna Twitter nie miałbym pojęcia, jak wielu jest w naszym kraju wybitnych ekspertów od uzbrojenia, co to wyznają się na systemach obrony przeciwlotniczej, działaniu radarów itd. Kurwa, dziękuję wam wszystkim zjebańcy, czuję się przez was bezpieczniej! Bo sam, co wielokrotnie tu pisałem, przysłowiowe gie rozumiem z militariów, więc nie pojmuję spierdolin mentalnych od ''nie wiem, ale się wypowiem'', przywołując jedynie zdanie otrzaskanych w boju jednostek, jak pomienieni wyżej Berezowiec czy Kwaczkow. Co do mnie, najlepszy komentarz do całej inby poczynił nieoceniony hermeneuta kaczyzmu Zelig, pisząc na zimno: ''nie wojny się bójcie, lecz zalewu filmów Jacka Bartosiaka w najbliższych dniach''. Od siebie dodałbym jeszcze Wolskiego, który opycha swe wysrywy żerujące na dość powszechnych w Polsce obawach przed wojną z Rosją, wydane chujowo a licząc sobie za nie 50 zeta od sztuki. Potraktowawszy przy tym własnych czytelników niczym zawartość koszarowej latryny - patrz choćby wykopowa afera z jego ''autografami''. W sumie więc zmilczałbym, gdyby nie to, iż ''feralny błąd ukraińskiej obrony przeciwrakietowej'' [ patrz wyżej ], nadął wszystkich naszych Warzechów biadolących: ''ło matko! A nie mówiliśmy? Ukry Polaków mordujo! Cza sie było z Rosją dogadywać, bo to nie nasza wojna'' i w ten deseń. Jednym z takich przegrywów jest niejaki [sr]Uszi, jutubowy vloger jaki nakręcił dętą aferę z rzekomo pominiętymi przez polskich publicystów wątkami w wywiadzie, który Arestowycz udzielił ostatnio rosyjskiej dysydentce Julii Łatyninej. Konkretnie poszło o wspomnianą przez doradcę Jermaka możliwość przyszłej rywalizacji między Polską a Ukrainą o prymat w regionie, co dodajmy uznał on za wysoce szkodliwy dla obu krajów scenariusz. Manipulant czy ignorant [sr]Uszi pominął jednak, że już parę miesięcy temu w podobnym duchu Arestowycz straszył z kolei własnych rodaków wizją wojny domowej, jeśli zabrną w wygodny dla Kremla banderyzm. W kontrze ideałem Ukraińca jest dlań Hryhorij Skoworoda, ichni wieszcz i filozof w jednym, coś jak nasz Mickiewicz, reprezentujący otwarcie humanistyczny wzorzec ''ruszczyzny'' przeciwstawionej zamordyzmowi Moskali. Nade wszystko jednak [sr]Uszi kompromituje się dziwując faktom przytaczanym przez Arestowycza, jakie dla polskich badaczy są wiadome od dawna, że bez udziału Ukraińców Rosja nigdy nie zostałaby pełnoprawnym imperium. Odsyłam choćby do opracowania ''Cerkiew i car'' historyk Krystyny Chojnickiej, traktującym min. o roli, jaką odegrali w tworzeniu rosyjskiej mocarstwowości wychowankowie kijowskiej akademii mohylańskiej Teofan Prokopowicz i Stefan Jaworski, czołowi jej ideolodzy z nadania Piotra I. Przecież to głównie dzięki ukraińskim żołnierzom i dowódcom Rosji udało się odeprzeć inwazję Napoleona i to tamtejsi bolszewicy mieli znaczący udział w budowie potęgi ZSRR, nawet jeśli zapłacili za to straszną cenę Hołodomoru. Za który nawiasem mówiąc bezpośrednią odpowiedzialność ponosi min. polski komunista Stanisław Kosior, zabity później w trakcie stalinowskiej czystki po wykonaniu zadania pacyfikacji ukraińskiego chłopstwa, bo tak zwykle Moskwa traktuje swych kolaborantów. O ironio, cytowane przez [sr]Usziego wypowiedzi Arestowycza przemawiają za tym mocniejszym wspieraniem Ukrainy przez Polskę  - najwidoczniej wyciągnęliśmy wreszcie jako naród wnioski z historycznej tragedii, która doprowadziła w końcu do rozbiorów kraju przez obce mocarstwa. Dokładnie było jak mówi, przecież upadek Rzeczpospolitej zaczął się wraz z wybuchem powstania Chmielnickiego i utratą lewobrzeżnej Ukrainy, z kluczowym tu ośrodkiem intelektualnym i duchowym w Kijowie. Zarazem to dzięki przejęciu tych ziem Rosja mogła stać się imperium, bowiem potrzebne do tego fachowe kadry zapewnili jej wychowankowie akademii kijowsko-mohylańskiej, na czele z pomienionymi już Prokopowiczem i Jaworskim. Wskutek odniesionego na Ukrainie zwycięstwa nad Szwedami pod Połtawą, Rosja Piotra I stała się pełnoprawną potęgą europejską, przekształcając już wtedy Rzeczpospolitą w swój protektorat. Acz była wciąż jeszcze za słaba na to, by kontrolować całość kraju, stąd przystała w końcu na ofertę Prus dokonania rozbiorów. W każdym razie tylko wraz z Ukrainą Rosja może być mocarstwem, głównie kosztem ubezwłasnowolnienia Polski jest w stanie odgrywać istotną rolę w Europie, zaś bez eksploatacji swych azjatyckich kolonii nie sposób utrzymać jej zaborczego imperializmu - każdy Polak winien mieć instynktowne pojęcie tegoż faktu, owej żelaznej zasady moskiewskiej polityki. 

Polska zaś nie ma szans na podmiotowość bez ułożenia relacji z Ukrainą a w dalszej kolejności Białorusią i Bałtami, na tym właśnie polega żywotny interes obecnej Rzeczpospolitej. W żadnym razie nie oznacza to naiwnej wiary w odtworzenie jej dawnej wersji, bowiem upadła ona przez swą niezdolność do zaabsorbowania w pełni rusińskiej i w większości prawosławnej ludności, jaka dostała się Polsce po wejściu w unię z Litwą. Pisał o tym nie kto inny jak Dugin, w nieznanych u nas pracach wydanych jedynie w Rosji i tu akurat  patrzył na rzecz wyjątkowo jak nań trzeźwo. Z tej perspektywy grekokatolicki ''unityzm'' stanowił fatalny błąd, wprawdzie nie była to żadna ''jezuicka intryga'' jak do dziś bredzą prawosławni, lecz inicjatywa samej hierarchii duchowieństwa wschodniego ówczesnej Rzeczpospolitej. Zwyczajnie jej prawosławni biskupi chcieli cieszyć się takimi samymi przywilejami i niezależnością od świeckiej władzy co katoliccy, tyle że nie uwzględnili roli, jaką w prawosławiu odgrywa tzw. ''soborowość'', czyli wspólne uczestnictwo wiernych w życiu Cerkwi. Wprawdzie w samej Moskwie, gdzie patriarchat był ubezwłasnowolniony przez carat nie miało to większego znaczenia, ale w Rzeczpospolitej już owszem. Zresztą nie tylko jej prawosławna szlachta cieszyła się sporą w owych kwestiach swobodą, ale i mieszczańskie bractwa cerkiewne w Wilnie, Kijowie itd., rzecz kompletnie nieznana na tę skalę w reszcie świata bizantyjskiego chrześcijaństwa. Skoro nawrócenie prawosławnych siłą na katolicyzm było niemożliwe w warunkach panowania republikańskich wolności, królom polskim i szlachcie należało stworzyć poniekąd własne prawosławie, przekształcając Kijów w żywy ośrodek odrodzenia wschodniego chrystianizmu, jako alternatywę dla moskiewskiej despocji i niewoli Osmanów, którą musiał cierpieć patriarchat Konstantynopola pod tyranią islamu. Dzieło naprawy błędów nazbyt uległego papieskiemu Rzymowi i Habsburgom Zygmunta III Wazy podjął jego syn Władysław IV, gdy za poruczeniem młodego władcy metropolita kijowski Piotr Mohyła stworzył uczelnię kształcącą rusińskie duchowieństwo tak w grece co i łacinie, przywróciwszy blask Ławrze Peczerskiej itd. Niestety o parę dekad za późno, gdyż elity Rzeczpospolitej prowadząc chwiejną i niekonsekwentną politykę wobec prawosławia, doprowadziły do rozłamu wśród jego wyznawców na własnym terenie. Co z kolei pozwalało Moskwie rozgrywać to na swoją korzyść z wiadomym skutkiem - przypomnę z tej okazji, że ofiarą rzezi kozackich za Chmielnickiego obok Żydów padała głównie miejscowa, rusińska i w większości wciąż prawosławna szlachta, nie zaś ''Lachy'' jak głosi popularny do dziś mit. Polacy stanowili wobec niej zdecydowaną mniejszość, przy czym sporo z nich nie było wcale katolikami, lecz wyznawcami protestantyzmu lub arianami a do tego zwykle pełnili rolę klientów ruskiej magnaterii, taki to panował na kresach dawnej RzPlitej ''polski imperializm''. Dopiero groza pogromów dokonywanych przez kozaczyznę i chłopską ''czerń'' pchnęła ocalałe resztki ruskiej szlachty ku jej polonizacji i konwersji na katolicyzm, resztę historii znamy. Czego jednak najbardziej nie mogę wybaczyć podobnym jak ów [sr]Uszi, że swoim namolnym ględzeniem w kółko o Wołyniu dosłownie zarżnęli temat, już teraz kojarzony zwykle z pojebami pokroju Brauna czy Jabłonowskiego. Nieuchronnie skończy się to odpowiednikiem niesławnej ''cenzopapy'', jestem wprost pewien, że właśnie w otchłaniach ''dark netu'' narasta już fala ohydnych memów szydzących z ofiar rzezi wołyńskiej. Lada moment to szambo wybije zalewając rodzimy internet strumieniem gówna, w którym babrać będą się nade wszystko sami Polacy i Polki, odreagowujący w ten nikczemny sposób równie obrzydliwe nadużycie, jakiego w owej materii dopuściły się prorosyjskie kanalie pokroju [sr]Usziego czy innego Atorka. Do chuja Wacława, lub pizdy pani jak kto woli, co jest z naszym narodem nie tak, że niemal każdą dziejową tragedię jakiej doznaje przemienia w podły kicz, domagający się wręcz dokonania nań tak samo nędznego bluźnierstwa?! Znamienne przy tym, że nikt z tych zjebów nie podnosi równie głośno kwestii prawdziwego ludobójstwa, jakiego dopuściła się na Polakach stalinowska Rosja w trakcie Wielkiego Terroru lat 30-ych. Bowiem największa czystka etniczna w Europie przed wybuchem II wojny światowej miała miejsce nie w III Rzeszy podczas ''nocy kryształowej'', lecz popełnioną ją w ZSRR. Żadna z prześladowanych tam mniejszości narodowych nie była równie zaciekle tępiona przez komunistyczny reżim, dość powiedzieć, iż wymordowano wtedy niemal całą dorosłą populację mężczyzn wśród leningradzkiej Polonii. Ewidentnie jednak prokacapskiej szurii w Polsce temat nie leży, to oczywiste a co zabawne są w tym niezwykle podobni banderowskim hunwejbinom, dewastującym właśnie ukraińską kulturę i przestrzeń publiczną. Naśladując strategię lewackiego ''wokeismu'', wszakże w paradoksalnej odmianie agresywnego nacjonalizmu z równą zaciekłością obalającego pomniki rosyjskich tym razem ''kolonialistów''. Sęk wszakże w tym, iż w ten sposób Ukraińcy pozbawiają się ogromnej części własnej tożsamości i historii, co tu kryć zorientowanych na Moskwę tak carską co i sowiecką. Oponuje przeciw temu otwarcie ukraiński intelektualista i patriota, przywoływany już onegdaj na tych łamach Andrij Baumeister w rozmowie z pomienionym wyżej Romanenką. Uznanie budzi, że odbyli ją dosłownie pod ostrzałem rosyjskich rakiet, w okresie największego nasilenia kacapskiej agresji przeciw żywotnej dla Ukraińców infrastruktury. Oprzeć się jej zaś mogą głównie dzięki pozostałym im po ZSRR militarnym systemom obrony, na ów paradoks zwraca uwagę właśnie Baumeister. Po raz kolejny więc okazuje się, że rustykalna banderowszczyzna z jej wyszywanymi w barwne hafty koszulami, skazywałaby Ukraińców na nieuchronną klęskę w konfrontacji z Moskalami. Rzecz nie tylko w technologiach, cóż bowiem począć z takimi wychowawcami rosyjskich ''kolonialnych elit'', jak przywoływani wyżej Prokopowicz i Jaworski, ale i Skoworoda? Udział ostatniego z humanistów w procederze przestanie zdumiewać kiedy pojmiemy, że znamieniem przynależności Rosji do Europy zawsze był jej ''oświecony'' despotyzm, jako narzędzie cywilizowania na zachodnią modłę ''azjatyckiej barbarii''. Owszem, bolszewizm oznaczał dla Ukraińców miliony ofiar przymusowej kolektywizacji miejscowego chłopstwa, czy rozstrzał rodzimych elit przez Stalina. Baumeister wszakże przypomina, że w późnym ZSRR drukowano masowo przekłady światowej klasyki literackiej w ukraińskim języku, na co nie zdobył się niestety choćby w skromnym stopniu kraj po uzyskaniu już niepodległości. Nie idzie o jałowe poradzieckie resentymenty, które wielu mieszkańców Donbasu pchnęły w otchłań zdrady narodowej, lecz trzeźwą ocenę własnych słabości, jako motywacji dla ich naprawy. Andrij Baumeister opowiada się za Ukrainą, która ma odwagę czerpać z różnych miejscowych tradycji, nie tylko rosyjskiej i sowieckiej, ale i polskiej, żydowskiej czy niemieckiej z jakiej się wywodzi. Powołuje się w tym min. na przykład uniwersytetu w Czerniowcach, na przełomie XIX/XX w. bodaj najdalej na wschód wysuniętego ośrodka niemieckiej kultury. Fakt, Lwów onegdaj był nade wszystko miastem polskim i żydowskim, a nie ukraińskim co jawnie przyznawał nie kto inny, jak rodem stamtąd Stanisław Lem. W żadnym razie nie czyni to Ukrainy ''sztucznym tworem państwowym'', jak twierdzi Putin - wręcz przeciwnie, dopiero na tym szerokim historycznym tle widać, jak bardzo on i podzielające jego antyukraińskie fobie rosyjskie elity spierdolili jednako sprawę swą agresją na Kijów! Tak przejebać nastawiając wrogo przeciw sobie nację, bez której Rosji nie sposób odgrywać w dziejach istotnej roli, mógł tylko skończony dureń, fanatyk lub zdrajca i stąd jak celnie ujął to Romanenko, jakiekolwiek możliwe kwasy między Kijowem a Warszawą czy USA i resztą krajów NATO są niczym w porównaniu z tym strasznym rozczarowaniem, jakim dla zdecydowanej większości Ukraińców okazali się Rosjanie. Wedle niego więc tak jak Ukraina de facto uczyniła z Rosji imperium, przyjdzie jej teraz zadać mu kres.

Na szczęście dla Polski niewątpliwie, acz nie po to, by wskrzeszać mocarstwowość dawnej Rzeczpospolitej, podkreślam to z naciskiem jeszcze raz. Gadaniem bowiem o ''Międzymorzu'' tylko wkurwiamy niepotrzebnie sąsiednie kraje, obawiające się naszych jakoby neoimperialnych zapędów. Rzecz zaś w nowym regionalnym układzie sił, wpasowanym w tworzący się na naszych oczach globalny porządek. Konkretnie wyłożył go dla Ukraińców w rozmowie z Romanenką wspomniany już polski ekspert ds. administracji cywilnej Piotr Kulpa. Wedle jego słów Ukraina o ile zwycięży w konfrontacji z Moskwą, znajdzie się po wojnie między ''wertykalną'' wspólnotą państw wschodnioeuropejskich z kluczową w nim rolą Polski, a omawianym wyżej ''turańskim'' sojuszem zawiązanym przez Turcję z ''horyzontalnie'' położonymi krajami Azji Centralnej. Łącznikiem zaś między oboma blokami stanie się Wlk. Brytania, jako ''gigantyczny amerykański lotniskowiec zacumowany u wybrzeży Europy'', wedle jakże trafnego sformułowania prorosyjskiego zjeba Rękasa. Nie jest bowiem przypadkiem, że jej premierem ostał się Hindus, a kraj ten budować będzie flotę zbrojną tak Polsce co i Ukrainie, gdyż dla Brytoli możliwie jak największa obecność w Eurazji i rola pośrednika między nią a USA to kwestia być albo nie [ temu w istocie służył Brexit ]. Nie jestem bezkrytycznym entuzjastą Anglosasów, czemu wielokrotnie dałem wyraz na tych łamach, niemniej pruskie porządki Berlina, kontynentalnych Chin o rozpierdolu Moskwy już nie wspominając, budzą mą znacznie większą odrazę. Oczywiście mowa o pewnych generalizacjach, przecież jako III RP nie zerwiemy ot tak wszelkich związków z Niemcami, wszakże przyjdzie nam ułożyć je na zupełnie innych niż dotychczasowe zasadach. Jedno co na pewno wiadome, to iż Polska bez Ukrainy nie zaistnieje w Eurazji, jakiej kształt klaruje się właśnie w tych dniach. Niedawno naszła mnie refleksja w związku z konfliktem toczącym się tuż za naszą wschodnią granicą [ a nawet incydentalnie przekraczającym ją co widać... ], iż prawdopodobnie to OSTATNIA W DZIEJACH EUROPY WOJNA BIAŁYCH LUDZI. Acz i w niej znaczący udział mają walczący po obu stronach frontu muzułmanie, Żydzi, Azjaci a nawet bywa Afrykanie, co antycypuje nieodległą przyszłość, jaka stanie się i naszym tu nad Wisłą losem, nie miejmy złudzeń. Do tego nie trzeba bawić się w proroka, jak Attali ''przewidujący'' starcie między Francją a Niemcami aż pod koniec obecnego stulecia! Bez żadnej przesady rzec można, iż Ukraina obecnie pełni rolę gigantycznej retorty, gdzie mocą politycznej alchemii wojny wykuwa się nowy kształt państwa narodowego, odpowiedniego dla wyzwań XXI wieku. Po to jednak, aby tak się stało paradoksalnie musi porzucić zleżałe jego formy rodem jeszcze z XIX stulecia, oparte o wizję wspólnoty jednorodnej etnicznie, rasowo i religijnie. Wymieniony już tu kilkukrotnie Taras Berezowiec najlepszym tego dowodem - wedle swego świadectwa pochodzi z Kerczu na Krymie, ukraiński patriotyzm wyniósł z domu rodzinnego mimo, iż na co dzień mówiono w nim po rosyjsku. Po ojcu jak przyznaje ma korzenie nie tylko ukraińskie, lecz i polskie a nawet cygańskie, zaś ze strony matki greckie oraz żydowskie, natomiast jeden z byłych znajomych, etniczny Ukrainiec opowiedział się po stronie Rosji zostając czynnym jej kolaborantem. Podobną historię opowiedział Janinie Sokołowej, przypominam pół-Rosjance rodem ze wschodnioukraińskiego Zaporoża, weteran ''Azowa'' znany wśród towarzyszy broni jako ''docent'', ze względu na inteligencki wygląd i profesję nauczyciela. Znamienne, że najostrzej traktowali go w niewoli nie ''czystej krwi'' Moskale, poprzestając na uporczywym wypytywaniu o militarne technikalia, za to obcesowo postępowali z nim zdrajcy Ukrainy z Donbasu, o wypranych rosyjską propagandą mózgach. Musiał wysłuchiwać ich wściekłych tyrad pod swym adresem i zarzutów jakoby jest ''nazistą'', co kontrował przytaczając i tak znane im już dane ilu to w oddziale miał Żydów, Tatarów, Greków, jak wielu było tam prawosławnych, grekokatolików, muzułmanów, ateistów, neopogan etc. Nie speszeni tym śledczy z Ługandy i Donbabwe oskarżali go też rzecz jasna o ''nienawiść do Rosji'', choć jak sam przyznaje ma ukochaną żonę Rosjankę, która całym sercem wspiera jego czynną walkę w obronie kraju przed kacapską agresją. Z kolei ukraiński dziennikarz Roman Cymbałuk, znany onegdaj z wkurwiania Putina na konferencjach prasowych, w osobistym wywiadzie udzielonym koleżance po fachu Raminie Eshakzaj [ skądinąd pół-Afgance po ojcu ], otwarcie przyznał, że trafił na Ukrainę dopiero gdy miał 12 lat. Urodził się bowiem w Kazachstanie, gdzie jego ojciec Ukrainiec służył jako oficer sowieckiej armii, teraz mimo wojskowej emerytury szkolący nadal komandosów ukraińskiego już specnazu. Jak przystało na rodzinę żołnierza tułali się po ZSRR tam, gdzie akurat on stacjonował, czy to Gruzja lub Białoruś a w końcu i sama Rosja, skąd pochodzi matka Romana. Tak samo jak i żona, nie przeszkadza im to wszakże wspierać syna czy męża na wojnie medialnej z rosyjskim okupantem - Cymbałuk swe codzienne komentarze umieszczane na osobistym kanale YT kończy zwykle rzucanym pod adresem najeźdźców: ''Ukraina była, je i bude!''. Zdaniem tym zaś pocieszył go własny ojciec, przypominam b. radziecki wojskowy, a nie żaden ''banderowiec'', gdy zadzwonił doń podłamany po rozpoczęciu walk w Donbasie. Podobnych opowieści, ilustrujących powikłane losy wielu ukraińskich patriotów można by przytoczyć jeszcze od groma, warto się stąd im przypatrywać, bowiem antycypują jak sądzę również i przyszłość Polaków, jako nacji nie tylko wieloetnicznej, ale nawet i do pewnego stopnia multirasowej, zróżnicowanej także religijnie oraz światopoglądowo.

Póki co niestety zdaje się nie pojmować tego dominujący nurt rodzimych narodowców, choć sam Marsz Niepodległości dowodzi zasadniczego poróżnienia nawet wśród zwolenników ruchu nacjonalistycznego, gdzie katolicy idą obok neopogan a kiedy jedni wspierają Ukrainę, drudzy opowiadają się za Rosją itd. Lewacy z kolei i LGBTarianie hołdują kosmopolitycznym iluzjom rzekomego końca państwa, narodu a wręcz płci i bywa człowieczeństwa w ogóle, pogrążając się w jałowym amoku ideologicznym o totalnie hybrydowym charakterze. Bowiem z racji jego programowo nieokreślonej natury, płynnie zmieniającej barwy polityczne niczym kameleon, o wiele trudniej rozpoznać zło jakie z sobą niesie niż to miało miejsce w przypadku siermiężnego, lecz twardo określonego marksizmu-leninizmu, jak trafnie zauważył Baumeister w pomienionej wyżej dyskusji. Niemniej co pocieszające, własne gówno ląduje im właśnie na twarzy, gdy na ten przykład pierwszą kobietą na stanowisku premiera w ''maczystowskich'' Włoszech, okazuje się przywódczyni mocno prawicowej formacji. Wyrazistszym przykładem jest obecna liderka skrajnie nacjonalistycznej AFD w Niemczech: mowa o Alice Weidel - lesbijce żyjącej w związku z partnerką rodem ze Sri Lanki i dwójką adoptowanych przez nie dzieci. Nie przeszkadza jej to oponować publicznie przeciw legalizacji ''homomałżeństw'', mimo iż nie czyni tajemnicy ze swej ''orientacji'' seksualnej, oraz twardo odrzucać bezmyślną politykę przyjmowania ''nachodźców'' jak leci. Le Penowa z kolei dopiero co oficjalnie namaściła jako swego następcę Jordana Bardellę, młodego polityka, który mimo swych algierskich korzeni także sprzeciwia się ostro zalewowi Francji przez nieeuropejskich migrantów i jej ''islamizacji''. Jakby tego było mało Eric Zemmour, czołowy przywódca skrajnej prawicy nad Sekwaną, jest Żydem broniącym zaciekle laickości państwa, mając w tym za głównego przeciwnika ''islamotrockistę'' Melenchona, na którego oddaje głos wielu zadomowionych już tam muzułmanów. W Szwecji prawica zawdzięcza zwycięstwo w ostatnich wyborach paradoksalnie także miejscowym wyznawcom islamu, dotąd popierającym proimigracyjną lewicę, jakiej niezbędne dla zyskania przewagi procenty urwało już stricte ''szariackie'' ugrupowanie. Póki co jeszcze nie na tyle, by samodzielnie wejść do parlamentu, ale wszystko przed nimi, bo perspektywy zwłaszcza demograficzne niewątpliwie mają. Za oceanem Demokraci głupio liczyli, że sprzyjanie masowemu napływowi migrantów zapewni im poparcie z ich strony, tymczasem triumf DeSantisa w ostatnich amerykańskich wyborach jest dziełem nie tylko miejscowych białych wyborców, ale po części latynoskiego elektoratu i to przy twardej antyimigracyjnej polityce gubernatora Florydy. Trump zachowujący się wprawdzie teraz niczym Karel Gott, który nie wie kiedy pora zejść ze sceny, odegrał jednak w swoim czasie pozytywną rolę, przełamując strupieszałą bushowską formułę Republikanów, jako formacji białej klasy średniej i takiejż plutokracji. Przekonał do konserwatyzmu nie tylko białych amerykańskich proletariuszy wspierających dotąd głosem obamowską lewicę, ale i sporo Latynosów a nawet pokaźny jak na ten elektorat procent czarnych. Owi histeryczni prawacy więc, co pierdolą jakoby ''prawica była w odwrocie, bo w świecie Zachodu biali ludzie będą niedługo mniejszością'', powielają w istocie myślenie życzeniowe białej lewicy nadając mu jedynie ujemny znak. Tymczasem wszystkie pomienione hybrydy polityczne i dziwaczne z punktu widzenia naszych przyzwyczajeń przypadki, łączy jeden zasadniczy fakt: zachodnioeuropejska oraz rodem z niej amerykańska lewica, liberalizm i prawica jednako ulegają radykalnej przemianie pod wpływem nieeuropejskich Azjatów, Latynosów i Afrykanów. Niby Putin jest tego świadomy i ogłosił nawet dopiero co w Wałdaju, że wszczął wojnę z Ukrainą po to, by oderwać Rosję od Zachodu wpasowując ją w nowy, nieokcydentalny ład światowy. Sęk w tym, iż nie raczył wspomnieć, że Rosja i jej mocarstwowość jest czy jej się to podoba lub nie historycznie powiązana z Zachodem, stąd jego upadek i ją pociągnie na dno co i też ma właśnie miejsce. Żadną miarą nie oznacza to zmierzchu potęgi Stanów Zjednoczonych, bowiem przestają być one na naszych oczach wiodącym krajem Okcydentu, wskutek masowego napływu Latynosów stając się paradoksalnie bodaj najbardziej amerykańskie w swych dziejach. Putinowi umknął również ten oto ''drobny fakt'', że Ukrainę w jej bohaterskim oporze wspiera część państw Dalekiego Wschodu obawiając się, iż ewentualny triumf Rosji mógłby ośmielić zagrażający bezpośrednio ich żywotnym interesom chiński ekspansjonizm. Bowiem konflikt ten toczy się tak naprawdę pomiędzy dwoma Eurazjami, jedną przypomnę zorientowaną na Pekin, lecz drugą skupioną wokół Anglosasów [ gejopolitycy z ich dogmatem wiecznej wojny mocarstw lądowych i morskich pewnie dostają od tego mózgojeba ]. Jednym słowem kremlowski dziadyga jak zwykle łże bezczelnie, stąd pozostało mu tylko opowiadanie kiepskich szmoncesów jak to ''polscy imperialiści'' chcą Ukraińcom odebrać Lwów i okolice. Tymczasem widzisz Władik, my pragniemy jedynie by znienawidzone tak przez ciebie ''chachły'' wpierdoliły podobnym tobie kacapskim spierdolinom, o nic innego nam nie chodzi, naprawdę a to bo wszyscy na Kremlu jesteście po równi gównem i stawiają na was tylko skończone przegrywy - patrz Wielomscy itd.

A skoro już jesteśmy przy entuzjastach ''syfilizacji judeołacińskiej'' Konecznego, nie sposób na koniec nie wspomnieć choćby o religijnym aspekcie wojny na Ukrainie. Co tu kryć, nikt bodaj więcej nie zrobił dla sprawy dechrystianizacji narodów Europy Wschodniej, niż moskiewski metropolita na spółę niemal z obecnym papieżem. Francesco miał o tyle łatwiej, że nie musiał przecież ogłaszać zaraz antyrosyjskiej krucjaty jednoznacznie opowiadając się po stronie Ukrainy, wystarczyłoby mu jedynie nie pieprzyć swych skandalicznych farmazonów zrównujących agresora z ofiarą, bo ''przecież Tołstojewski''. Durne lewactwo na miejscu raduje się pustoszejącymi gwałtownie kościołami i seminariami w naszym kraju, bo kieruje nadal anachronicznym już zupełnie utożsamieniem katolicyzmu z prawicowością i konserwatyzmem obyczajowym. Tymczasem obserwując kierunek w jakim Kościół ostatnio nie tyle zmierza, co wprost zapierdala dochodzę do szokującego z pozoru wniosku, że jeśli prawica ma się uchować jeszcze w Polsce, musi na gwałt przestać być katolicka! Wygląda bowiem na to, że niemiecki episkopat forsujący ''agendę LGBT'' i tym podobne  deprawacje lada moment całkiem już przejmie Watykan, a wówczas pozostałym jeszcze wśród hierarchii kościelnej konserwatystom nie pozostanie nic innego, jak dokonać schizmy ostając się paradoksalnymi ''heretykami'' w imię zachowania ortodoksji. W tym również Ukraina antycypować może sytuację Polski, z rozbitym na dwie cerkwie prawosławiem, jednym ciążącym nadal ku Moskwie a drugim do Konstantynopola [ mowa rzecz jasna o tamtejszym patriarchacie, nie zaś współczesnym Stambule ]. Podobnie i polski katolicyzm, czy raczej to co zeń się ostanie będzie miał swego antypapieża w osobie zapewne białego otwarcie homoseksualnego ''rimskiego papaja'', któremu być może przeciwstawi się kard. Sarah, obrany jako pierwszy czarny papież ultratradycjonalista - byłby to jakże pożądany scenariusz, zwłaszcza iż nadwiślańscy wyznawcy Konecznego wpadliby w niezły stupor od tegoż ''afrołacinnizmu'':). Również jestem w stanie wyobrazić sobie jako realny scenariusz, iż za parę dekad w wyborach prezydenckich nad Wisłą zmierzy się konserwatywny obyczajowo gej z radykalnie lewicowym muzułmaninem, fenomen islamokomuny jest już realnością w Europie Zachodniej jak widać, a i pewne jego symptomy poczynam obserwować też w Polsce. Nie będę szczegółowo roztrząsał kwestii, gdyż oględny nawet opis znanych mi przypadków przekraczałby jednak granice intymności, stąd poprzestanę na konstatacji, iż wkrótce tacy jak Arek Miernik, osoba publiczna i były lewak grający w hardkorowej kapeli a dziś szejch szyicki, przestaną zapewne stanowić w naszym kraju aż takie dziwolągi, co do niedawna jeszcze. Nie trzeba bowiem robić za masońskiego wizjonera jak Attali, by przewidzieć obserwując trendy demograficzne w Polsce, jak zmienia się gwałtownie nie tylko skład etniczny, ale i z wolna rasowy jej ludności, że część przynajmniej Julek i Oskarków tak dziś pomstujących na ''opresję kościoła katolickiego'', będzie za parę dekad maszerować zgodnie wraz z najgorszymi obskurantami religijnymi i obyczajowymi, tyle że tym razem muzułmańskimi. Cóż, nie będę w kontrze tęsknił za formacją politycznego katolicyzmu nad Wisłą patrząc na to, jak nędznie skończyła większość jej przedstawicieli, obojętnie czy dogorywa w antyukraińskim amoku jak pupilek ''ojca dyrektora'' Mirosław Piotrowski, czy też pieprzy te co zwykle egzaltowane farmazony bez pokrycia niczym Terlikowski. Podobnie byli działacze ZChN-u czy LPR, natchniona w swoim czasie Duchem Św. ''bufetowa'', czyli Hanka Gie Waltz itd. - niech ich wszystkich zastąpią skrajnie prawicowe lesbijki, niczym w Niemczech:). Żartuję, ale naprawdę aż mnie skręca kiedy sobie przypomnę, jak przej... była polska pseudokatolicka co się teraz okazuje prawica lat 90-ych, te wszystkie ''jurne Stefany'' i ''rodzinni'' politycy, rzucający żony dla kochanek o zrytych łbach, paskudnych jeszcze do tego niczym nabotoksowany ryj Putina. Niech więc idą wszyscy tam, gdzie krążownik ''Moskwa'' - i wielu faktycznie polazło, rozczarowaniem są nawet ci spośród tradycjonalistów katolickich, którym nie sposób zarzucić obyczajowej hipokryzji, lecz dali się zwieść ordynarnym kłamstwom o jakoby ''konserwatywnym'' charakterze współczesnej Rosji. Owszem, Biden jest łże-katolikiem wspierającym de facto aborcję, ale kremlowski ''katehun'' to co niby zrobił realnie w sprawie ochrony życia ''dzieci poczętych''?! Szkoda gadać - Coryllus trafnie zauważył ostatnio na swym blogu, że ''jako kraj, społeczeństwo i pojedynczy ludzie stoimy przed wielkim wtajemniczeniem, do którego nie pasują żadne znane nam dotąd klucze'', stąd ''trzeba się rozejrzeć za nowymi''. Dokładnie tak, i z tą oto refleksją ostawiam gwoli namysłu.

ps.

Nie doceniłem jednak głupoty wielu rodaków, ponoć znaleźli się już tacy co bredzą, iż tragedia w Przewodowie to rzekoma ''inscenizacja'' i oczywiście ''teatrzyk dla gojów''. Szkoda, że nie można było ich posłać na front pod Chersoniem, gdzie zanim Ukraińcy wymogli w końcu na kacapach ucieczkę na drugi brzeg Dniepru, całymi miesiącami toczyć musieli żmudne i krwawe boje niemal o każdy metr ziemi. Gdyby to bezmózgie, wynarodowione ścierwo w Polsce doświadczyło na własnej skórze ceny, jaką ukraińska armia zapłaciła za swój triumf, odechciałoby im się pierdolić jakoby wycofanie Rosjan z Chersonia było ''ustawką'' między Kijowem a Moskwą. Cóż, jeśli o mnie idzie mam ten komfort, że od zarania obecnych walk nie opierałem mego poparcia dla sprawy Ukraińców na sympatiach do nich. Wyjebane bowiem mam na ''kalinę czerwoną'', tudzież wyszywane w barwne wzory ''chachłackie'' koszule, fajno ale teraz opór Rosji stawiają głównie tacy jak pochodzący z Krymu Berezowiec, którego przodkowie byli oficerami Armii Czerwonej. Tylko oni mogą pokonać tę bandę złodziei i morderców, gang jakim jest obecna rosyjska armia i to właśnie dlatego, że są od nas Polaków bardziej dzicy, o Europejczykach z Zachodu już nie wspominając. Otwarcie przyznaje to wspomniany ''docent'', weteran walk ''Azowa'' w Mariupolu trafnie spostrzegłszy, iż reszcie białych narodów brak bezpośredniego sąsiedztwa ordyńców, dodajmy pomimo zalewającej ich fali barbarzyńców. Wszakże przemoc ze strony tamtych jest póki co jeszcze na tyle rozproszona i rzadko wychodzi poza granice etnicznych i rasowych gett, że bogate wciąż społeczeństwa Okcydentu stać na kultywowanie bajek o ''kilkudziesięciu płciach'' i tym podobne bzdury. Tymczasem pozostałe jeszcze na Ukrainie dzieci i młodzież szybko dorastając uczą się jak przeładować broń i udzielić rannym pierwszej pomocy, tudzież radzić sobie pod ostrzałem bez prądu i elementarnych wydawałoby się w XXI wieku zdobyczy cywilizacji. Nikt poza skończonymi spierdolinami nie myśli teraz urządzać parad LGBT w pogrążonym w mroku, ostrzeliwanym kacapskimi rakietami Kijowie - zgadnij no pedałku czemu? Biedroń może se pisać apele w obronie ukraińskich ''niebinarnopłciowców'', lecz tamtejsza armia i wymogi narzucane jej przez wojnę mają na to głęboko wywalone. Powtórzę już naprawdę na koniec: bez Ukrainy Polsce nie sposób odegrać jakiejkolwiek znaczącej roli w nowym ładzie Eurazji - a także możliwie bliskich związków z Turcją, które mamy odrzucić bo ''Chocim i Wiedeń pamiętamy''?! Dajcie spokój ludzie, godna kultywowania świadomość historyczna nie może nam w tym przeszkodzić, także w przyszłych relacjach z Rosją aby nie było, której zniszczenia nikt rozsądny w Polsce nie pragnie, wbrew temu co usiłują nam wmówić bezczelnie węgierscy ''bratankowie''. Celem Rzeczpospolitej od zawsze było możliwe sparaliżowanie Moskwy i odepchnięcie jak najdalej wgłąb Azji, a tego bez Ukraińców dokonać nie sposób, bylibyśmy skończonymi frajerami nie wykorzystując dziejowej szansy, jaką swą bezprzykładną agresją przeciw nim podarowali nam sami Rosjanie. Patrząc zaś perspektywicznie, ''dogadamy się'' z Moskalami dopiero wtedy, gdy będziemy dysponować systemem ostrzału rakietowego ich terytorium gdzieś do Uralu z hakiem, to samo Ukraińcy, Bałtowie i Skandynawia razem wzięci, inaczej nigdy te kremlowskie sukinsyny nie dadzą nam spokoju, ani będziemy mogli poczuć się od nich bezpieczni. Nie zapewnią nam zaś tego żadne ich ''demokratyzacje'' i ''liberalizmy'' w nowym tylko wydaniu, bo jeśli dla kogoś istotną zmianą jest zastąpienie militarnych parad ''tęczawymi'', a rzekomego konserwatyzmu obyczajowego reżimu LGBT, ten powinien resztę życia spędzić trzymając durny łeb w wiadrze z zimną wodą [ wprawdzie długo w ten sposób nie pożyje, ale i o to chodzi... ]. Jedynie pomaluje się mordę kacapskiego zamordyzmu w miłe dla zapadników barwy, w niczym nie zmieniając istoty rosyjskiego ''jądra dziwności''. Głównym zaś sposobem ku temu jest, jak trafnie zauważył Kulpa, pozbawienie wreszcie Rosji broni jądrowej, przeciw czemu mocno oponują rosyjscy ''demokraci'' pokroju Chodorkowskiego. Niech w roli mocarstwa atomowego zastąpią ją Indie dajmy na to, byle tylko jak dalej od polskich granic. W pełni podzielam więc opinię Foxa na temat okoliczności tragicznego ''incydentu'' w Przewodowie i cieszy, że koresponduje ona jak sądzę z kreślonymi przeze mnie niezależnie uwagami. Owszem, Biden rzecz spieprzył jak napisałem we wstępie, nikt nie wymagał przecież odeń, by wszczynał wojnę nuklearną o bieszczadzką chlewnię czy inszy zakład przetwórstwa drobiu. Natomiast mógł bardziej pocisnąć Moskali nie przesądzając tak szybko o jednostronnej winie Ukraińców, dlaczego jednak tak się stało omówiłem już wystarczająco obszernie, stąd na tym poprzestańmy.