Wczoraj dowiedziałem się od znajomego, że Obama dostał pokojową nagrodę Nobla... Teraz zadaję sobie, wraz z chyba połową świata [ tą myślącą ], pytanie - za co ?! Chyba za wysłanie dodatkowych 20 tysięcy żołnierzy do Afganistanu... W każdym razie afgańscy wieśniacy powinni nie posiadać się z radości, bo jak zauważył Marek Magierowski w ''Rzepie'', dzięki temu będą mieć niepowtarzalną okazję bycia zbombardowanymi przez wojska laureata pokojowej nagrody Nobla... Przy okazji : tuż przed ogłoszeniem tej decyzji przez media przemknęła gdzieś informacja, że Obama demonstracyjnie nie spotkał się z Dalajlamą [ to oczywiście gest w stosunku do Chin ] w przeciwieństwie do swoich poprzedników - Clintona, a przede wszystkim tak znienawidzonego przecież przez obrońców ''praw człowieka'' Busha [ który uhonorował nawet duchowego przywódcę Tybetu wysokim odznaczeniem ]... Mam pytanie do tych, którzy orgazmowali się ''pierwszym czarnym prezydentem'' : i co, nie łyso wam teraz ? Pamiętam jaka była wrzawa, gdy jakiś rok temu coś podobnego zrobił papież [ mając na względzie los kilkudziesięciu milionów katolików w Chinach ], a teraz - cisza...
I nie mam pretensji do Obamy, bo każdy amerykański prezydent, kimkolwiek by nie był, musi być imperialistą [ chyba że powiedziałby otwarcie jak się rzeczy mają i ogłosił bankructwo swego kraju... na to się jednak nie zanosi ], natomiast wkurwia mnie bezczelna hipokryzja i gigantyczna głupota mediów, decydentów i tzw. ''opinii publicznej'', które najwyraźniej kochają go za to samo, za co potępiały Busha ! Nie będę się na ten temat rozpisywał, bo zrobiłem to już tutaj kiedy indziej, mogę tylko pokrótce powtórzyć, że z biegiem czasu coraz wyraźniej widać, iż jest on figurantem, a jego wybór nie był żadnym ''końcem cywilizacji białego człowieka'', tylko precyzyjnie zaplanowaną operacją socjotechniczną przeprowadzoną przez białe, protestancko - żydowskie elity Ameryki w celu, z jednej strony spacyfikowania własnego społeczeństwa [ bo ryzyko niepokojów społecznych spowodowanych narastającym kryzysem, a zwłaszcza zamieszek rasowych byłoby niewątpliwie większe, gdyby prezydentem był ktoś taki jak McCain czy nawet Hillarzyca ] z drugiej zaś by firmować głęboką transformację polityki zagranicznej, zmianę jej dotychczasowych priorytetów tzn. przesunięcie uwagi z marginalizującej się w błyskawicznym tempie Europy [ którą teraz tak kochamy, a która jest g... ] w stronę równie szybko rosnących w siłę Azji i Ameryki Łacińskiej, a nawet Afryki, co my odczuliśmy ostatnio boleśnie przy okazji sprawy tarczy antyrakietowej. A właśnie - w nawiązaniu do tej sytuacji Rafał Ziemkiewicz w artykule, który ukazał się parę tygodni temu w sobotnio-niedzielnym wydaniu ''Rzepy'' stwierdził to, co boją się głośno powiedzieć politycy [ z wyjątkiem chyba stanowczo jednak przecenianego przezeń Radka Sikorskiego ], że nasza dotychczasowa polityka oparta na sojuszu ze Stanami poniosła całkowitą klęskę, i postawił mocną tezę, że w takim razie pozostał nam już tylko wybór między Niemcami a Rosją... [ on - ze względów modernizacyjnych - opowiada się za Niemcami czyli UE, bo to de facto oznacza ten wybór ] Oczywiście nie doczekał się dotąd żadnej poważnej polemiki, za to mnóstwa mniej lub bardziej histerycznych reakcji międlących bzdety o ''polityce jagiellońskiej'' [ jak widać rządzących nami na nic innego nie stać ], z wyjątkiem chyba tylko ciekawego tekstu Antoniego Dudka [ historyka zajmującego się najnowszą historią Polski - choćby jego książka o okresie ''pokojowej transformacji'' czyli okrągłostołowego dilu pt. ''Reglamentowana rewolucja'' została wydana parę lat temu przez ''Arcana'' ], o ile można go w ogóle uznać za polemikę. Jego tytuł mówi właściwie za siebie : ''Chińczyków trzymajmy się mocno'' - oczywiście Dudkowi nie chodzi o jakieś kuriozalne zastąpienie Ameryki przez Chiny, postuluje natomiast zaktywizowanie naszych mizernych dotąd relacji z nimi po to, by szachować neoimperialne zamysły rządzącej Rosją kliki Putina. Wbrew pozorom kwestia ''Chiny a sprawa polska'' nie jest wcale tak wydumana na jaką się wydaje - Dudek przypomina w swoim tekście mało znany u nas fakt, że to Mao zawdzięczamy w dużej, o ile nie głównej mierze, że radzieckie czołgi nie rozjechały polskiego Października '56, tak jak to uczyniły na Węgrzech w tym samym czasie. Oczywiście jego sprzeciw wobec interwencji zbrojnej u nas nie był podyktowany jakimiś względami, boże broń, humanitarnymi [ bo był takim samym skurwysynem i ludobójcą, o ile nie większym, jak Stalin ], tylko ambicjonalnymi - chciał w ten sposób pokazać Chruszczowowi, że po śmierci ''kaukaskiego ludojada'' [ którego szczerze nienawidził, ale zarazem podziwiał i bał się tak samo jak inni komunistyczni przywódcy ] nie będzie się już godził, jako przywódca zacofanego wprawdzie, ale już wówczas 400-milionowego kraju, na rolę sowieckiego wasala, tak jak okupowane przez ZSRR kraiki Europy wschodniej czy inna Mongolia. Rzecz jasna takie przeorientowanie naszej polityki w tym kierunku wymagałoby, o czym Dudek już nie wspomina, porzucenia z naszej strony protestów w obronie niewątpliwie represjonowanych Tybetańczyków czy Ujgurów, i gesty podobne właśnie do tych poczynionych ostatnio przez Obamę lub papieża... Narażę się teraz pewnie, ale uważam, że jest to cena, którą warto zapłacić za możność choćby uszczypnięcia Rosjan w tyłek, tym bardziej, iż nasze protesty i tak w niczym nie poprawiają losu tych, za którymi się ujmujemy [ jesteśmy na to zbyt małym graczem, by nasz głos ważył cokolwiek w tej sprawie ], tracimy za to szansę uszczknięcia czegokolwiek z tej gigantycznej kasy, z którą Chińczycy nie wiedzą już co robić. To brzmi cynicznie, wiem, ale jeśli mamy przetrwać zachowawszy jakąś suwerenność musimy uczynić naszą politykę bardziej elastyczną, i nauczyć się grać na wielu fortepianach [ czy w ogóle innych instrumentach ], w tym również i chińskim, nie tylko po to, by powstrzymywać jak się da zakusy wschodniego sąsiada [ bo Moskwa nie wierzy, kurwa, łzom i rozumie tylko argumenty za którymi stoi siła, oczywiście siła realna, a nie tylko puste gesty i histeryczną retorykę za którą nie idzie nic ], ale również trzęsące de facto Unią Niemcy, bo każdy kto patrzy na to trzeźwo, niezaślepiony coraz bardziej przypominającą komunistyczną unijną propagandą i jej frazesami, zdaje sobie sprawę z tego, że jak ujął to kiedyś Michalkiewicz UE skończy się w dniu, w którym Niemcy przestaną dopłacać do tego interesu... Na razie, o czym przypomina Dudek, ich supremacja na tym kontynencie, dopóki na ich ziemi stacjonują amerykańscy żołnierze, ma charakter gospodarczy bardziej, niż polityczno-wojskowy, patrząc jednak na kierunek w jakim zmierza obecna polityka Waszyngtonu, całkiem niedługo może się to zmienić... Wracając do tej polityki : natrafiłem teraz na ciekawy tekst jakiegoś wojskowego analityka [ cokolwiek to znaczy ], który jasno stawia kwestię wycofania naszych wojsk z Afganistanu, rezygnacji z ''walki z terroryzmem'' [ czyli tak naprawdę w obronie interesów nie tylko Ameryki, ale i Rosji ] na którą zwyczajnie nas nie stać, gdy sytuacja Amerykanów i ich sojuszników w tym kraju zaczyna coraz bardziej przypominać tą Sowietów sprzed 20-30 lat, a już zwłaszcza kiedy ZBiR [ adekwatna nazwa, przyznacie ] urządza tuż przy naszych granicach gigantyczne manewry wojskowe będące jawną prowokacją w stosunku do nas. Nic za narażanie się dla Amerykanów [ i nie tylko : przypomnę, bo mało się o tym mówi, że i np. Francji, bo niby po jaką cholerę nasze wojska w Czadzie ?! boję się zapytać, czyich interesów bronią polskie oddziały stacjonujące na wzgórzach Golan... ] nie dostaliśmy poza kurtuazyjnymi gestami z ich strony [ i paroma samolotami na odczepnego ], więc skoro taka Clintonowa nie znalazła nawet chwili by zaszczycić nas swoją obecnością w rocznicę 1 września przedkładając nad to wizytę w kilku krajach afrykańskich [ a więc jesteśmy w ich hierarchii ważności za Murzynami ! - tak, tak, proszę to sobie zapamiętać ] i wystawili nas do wiatru z tarczą, my powinniśmy zrobić to samo, oczywiście bez zbędnych gestów czy histerii takich jak ta, którą urządziliśmy w obronie Polańskiego niepotrzebnie tylko pogarszając i tak nie najlepsze obecnie nasze stosunki z nimi. Tym bardziej, że rzeczywiście zagrożone, w przeciwieństwie do nas, islamskim terroryzmem kraje Europy Zach. zdają się nic z niego nie robić, i wycofują po cichu swoje kontyngenty z Afganistanu -
- dobra, na zakończenie wrzucam tu jeszcze dwa teksty o ''sprawie Polańskiego'', o którym nie miało już nic być, ale na wybitnie lewicowym portalu natrafiłem na tekst jakiejś feministki [ nie wiem, kto to, nie znałem jej wcześniej, w każdym razie nie Kazia ani Madzia La Passionaria ] o tej sytuacji, i jestem w szoku : pierwszy raz chyba w ogóle zgadzam się z jakąś feministką ! Zresztą Madzia Środa podobno też zachowała się wyjątkowo jak na nią rozsądnie komentując gdzieś, że zachowanie środowisk broniących Polańskiego wskazuje, że mają one z tym - seksem z nieletnimi - chyba jeszcze większy problem, niż sam oskarżony... brawo, chociaż i tak nic nie przebije Marka Migalskiego, który podobno dosadnie, ale słusznie wypalił pod ich adresem straciwszy w końcu nerwy : ''czy wy macie nasr...e we łbach ?!'' Szacunek, żałuję tylko, że nie mogłem na gościa głosować. Umieszczam ten tekst także bo podniosły się idiotyczne głosy, że Polańskiego mogą krytykować tylko prawica i antysemici [ jakże by inaczej ! ] - na szczęście jak widać i po drugiej stronie znalazło się wiele osób, które wyłamały się z [ baraniego ] chóru zadając tym samym kłam takim prymitywnym oszczerstwom. Drugi tekst jest Tomasza Teluka, tym razem liberała [ oczywiście prawdziwego, a nie takiego ''gazetowybiórczego'', który popiera etatyzm i ograniczanie wolności słowa ], którego blog umieściłem dopiero co w dziale ''Polityka'', co niniejszym sygnalizuję - ale o pomieszczonym tam jego świetnym tekście o ZUS-ie, pod pięknie przetłumaczonym przezeń w tytule skrócie jako ''Zakład Utylizacji Szmalu'', a także innym artykule Ziemkiewicza w najnowszej ''Rzepie'' tematycznie trochę z nim powiązanym, może już w następnym wpisie.
[ A miało być o Warszawskiej Jesieni... ]