poniedziałek, 13 lipca 2009

''Change'' ?!

Mija pół roku rządów Obamy, myślę, że można już pozwolić sobie na pewne podsumowanie, w związku z tym poniżej zamieszczam fragment mojej korespondencji z Jerzym Sosnowskim [ pisarzem, dziennikarzem prowadzącym rozmowy w tvp Kultura i radiowej ''Trójce'' ], którą z okazji wyboru nowego prezydenta prowadziłem jeszcze w zeszłym roku - mogę tylko dodać, że niestety znowu miałem rację... [ i nie trzeba do tego było być ''prorokiem'' : wystarczyło zachować trochę zdrowego rozsądku by nie poddać się powszechnej wówczas histerii ''Obamofilii'' ]. Ciekawi mnie tylko jedno - Guantanamo będzie utrzymane, trybunały wojskowe też, CIA nadal będzie mogło porywać ludzi na całym świecie - ba! jego uprawnienia ulegną jeszcze rozszerzeniu ! - , wojna w Afganistanie dopiero teraz ulega eskalacji - gdzie są w takim razie te tłumy ''pacyfistów'', które jeszcze niedawno tak agresywnie pomstowały na ''amerykański imperializm'', gdzie masowe demonstracje ''antywojenne'' - ?! No, ale w końcu trudno przecież porównywać Obamę, jak zaledwie parę miesięcy temu Busha, do Hitlera... sprytne, nie ? Niedawno też podczas jakiegoś przemówienia nowy prezydent zupełnie serio oświadczył, iż komunizm obaliła - uwaga! - niemiecka ''Solidarność''... - gdyby coś takiego dowalił Bush jr, przez media, szczególnie polskie, przewaliłby się istny huragan niewybrednych żartów, byłby to kolejny dowód na to, że jest on idiotą, ale czy w obecnej sytuacji ktoś może równie bezkarnie nazwać w ten sposób Baracka ? W najlepszym razie ryzykuje nadaniem piętna ''rasisty'' - w najlepszym razie... Ma to zresztą też swoje dobre strony, np. gdyby to, co powiedział Obama podczas swojej ostatniej wizyty w Afryce powiedział Bush, czy inny biały polityk, zostałby wyzwany przez międzynarodowe lewactwo od ''rasistów'' i ''imperialistów'', a tak proszę - nikt nie zaprotestował, a sami czarni jeszcze przed nim zatańczyli, chociaż uprzejmie wprawdzie, kazał jednak im się pieprzyć ! W ogóle zaczynam się zastanawiać, czy on istnieje, czy aby nie jest jakimś cyborgiem, bo gdyby go nie było należałoby go wymyślić : niby jest czarny, ale też biały, jest muzułmaninem, ale również chrześcijaninem, ale kuma się z lewakami, no ale też wierzy w Boga, ale ten Bóg... kurwa, zrobili jakiś casting ''na prezydenta'' czy co ? Dla każdego ma coś miłego, sprawia wrażenie idealnie pustego naczynia w które praktycznie każdy niemal może włożyć, wprojektować coś własnego - polityk nowego typu ! A jak ktoś podoba się [ niemal ] wszystkim, powstaje podejrzenie, że sam jest nikim... Myślę, że Obama jest marionetką, figurantem i mylą się ci, którzy pieprząc o ''końcu cywilizacji białego człowieka'' uważają, że został prezydentem tylko dlatego, iż jest mulatem - powiedzmy to sobie szczerze, bez wsparcia WASP-ów i Żydów g.... sam by zdziałał. Tylko proszę nie chrzanić mi tu o ''antysemityźmie'' ! To właśnie podczas ostatnich wyborów w Ameryce odkryto tam ''Amerykę'' tzn. zaczęto w końcu głośno mówić o tym, że istnieje w tym kraju silne pro-izraelskie żydowskie lobby, a to dlatego, że zaczęła o tym mówić lewica, bo to prawica w Stanach, a raczej jej dominujący nurt czyli ''neo-konserwatyści'', jest pro-izraelska, natomiast lewica anty-, i to mocno, a tak się jakoś dziwnie składa, że zdecydowana większość ''neokonów'' [ skądinąd ex-trockistów, więc jest to ''prawica'' o wściekle czerwonym korzeniu ! ] jest wiadomego pochodzenia... Ci więc, którzy głosując na Obamę liczyli na tą osławioną ''zmianę'' w polityce USA na Bliskim Wschodzie, musieli być strasznie rozczarowani : wystarczy spojrzeć na jego gabinet, by się przekonać, kto de facto teraz rządzi - ''Billary'', czyli ciocia Hillary i wujek Bill, z Rahmem Emannuelem, izraelskim patriotą na dokładkę, a więc po staremu biali protestanci i żydowskie lobby... Wiele wskazuje na to, że wybór pierwszego ''czarnego'' prezydenta w historii Stanów Zjednoczonych był perfekcyjną operacją socjotechniczną, zaplanowaną i przeprowadzoną przez elity rządzące tychże, i nie jest to żadna ''teoria spiskowa'', tylko wyraz trzeźwej kalkulacji : wystarczy zauważyć choćby fakt, że skoro o zbliżającym się nieuchronnie kryzysie wiedzieli zwykli obserwatorzy, ekonomiści czy biznesmeni na 2 - 3 lata wstecz, to co dopiero ci, którzy trzymają łapę na tym wszystkim i nim kierują - Obama miał więc prawdopodobnie być takim ''słodziutkim czarnym cukiereczkiem'', który pozwoliłby Amerykanom tracącym masowo pracę i domy łatwiej przełknąć tą gorzką pigułę kryzysu : ryzyko niepokojów społecznych, a zwłaszcza zamieszek rasowych, byłoby z pewnością znacznie większe, gdyby rządził ktoś taki jak McCain, a nie Obama... Dobra, oto ta korespondencja [ a raczej jej fragm. ] :

[...] ''przepraszam, jeszcze jedno - ja jednak naprawdę nie rozumiem radości czarnych Amerykanów [a nie Afro-, bo nie cierpię tej pokracznej kalki językowej, nikt przecież nie mówi o Żydo-Amerykanach, Euro-, Azjato- Metyso- czy Homo- lub Hetero-Amerykanach, bo jak to brzmi ! poza tym przypominam sobie, jak parę lat temu przy okazji wystawy artystów ''afro-amerykańskich'' w Warszawie jeden z nich właśnie podczas rozmowy w studiu tvp kultura mówił o - żeby nie użyć słowa ''idiotyzm'' - niestosowności przedrostka ''afro-'', bo tyle on, oni mają wspólnego z przodkami z Afryki, co potomkowie emigrantów z Europy ze swoimi : jasne, jest jakiś wspólny korzeń, ale to już inna kultura, mentalność, ludzie, czasem zresztą te różnice przybierają wręcz tragiczną postać, wystarczy choćby przestudiować historię takiej Liberii - o ironio! - żeby się o tym przekonać]; wracając do Obamy, mogę zapytać : no i cóż z tego że jego kolor skóry rzeczywiście nie był przeszkodą ? [o ile kiedykolwiek rzeczywiście był, bo wie Pan, mimo niewątpliwego rasizmu i uwielbienia dla eugeniki w przeszłości pewnych oświeconych elit w Stanach, sceptycznie podchodzę do takich twierdzeń, bo już wiele z nich np. ta o rasiźmie Konfederatów i abolicjoniźmie Północy, okazało się kłamstwem czy raczej półprawdą co w sumie wychodzi na jedno, bo jak w takim razie wytłumaczyć udział po stronie Południa tysięcy czarnych żołnierzy, wcale nie tylko niewolników ale i wielu o statusie wolnych ludzi, z których też sporo doszło do całkiem wysokich stopni w wojsku konfederackim, a z drugiej strony niewątpliwy rasizm Lincolna, który ujawnił niedawno czarny historyk, któremu udało się dotrzeć do jego niepublikowanych dotąd papierów?] Trzeba patrzeć nie na efektowną fasadę, ale na to co się za nią kryje, a prawda wygląda wg mnie tak, że de facto wybrał go biały establishment, już pierwsze nominacje mogą wskazywać, chodzą takie słuchy, że nominalnie prezydentem będzie Obama, ale rządzić będzie ''Billary'' [oby nie!], czyli że będzie on marionetką w rękach cioci Hillary i wujka Billa, listkiem figowym, przykrywką dla ich działań .Wbrew temu co sądzi p.Górski nie sądzę, żeby był on pacyfistą, a nawet jeśli, to tak jak w przypadku wielu ''anarchizujących'' za młodu, rzeczywistość prędko skoryguje jego ''fochy'' - amerykański prezydent musi być imperialistą, chyba że Ameryka ma popełnić samobójstwo, ale nie sądzę by amerykańskie elity, jakiekolwiek by one nie były, mogły na to pozwolić. Co najwyżej w polityce zagranicznej będzie prowadził bardziej umiejętnie od Busha [oby!] działania, jeśli zaś chodzi o sprawy wewnętrzne, to być może rzuci się na żer parę libertyńskich kwestii, jak małżeństwa homoseksualistów, aborcja, komórki macierzyste etc. tylko po to jednak, by ukryć dalsze rozwijanie tego, co tak pięknie rozkwitło podczas kadencji odchodzącego prezydenta tzn. system kontroli państwa nad obywatelem, i nie chodzi tu tylko o zakazy i szpiegowanie, podsłuchy etc. ale też przejmowanie od niego odpowiedzialności za swoje wybory - warunek wolności!- najlepiej to było widać przy okazji tego ''kryzysu finansowego'', który tak naprawdę był złodziejstwem na skalę, jakiej dotąd świat nie widział ; przypomnę że senator Obama głosował za systemem podsłuchów i jest etatystą, który już teraz zapowiedział ''ratowanie'' amerykańskiego przemysłu min.General Motors, przed ''skutkami kryzysu'' czyt. uratowaniem, podobnie jak w przypadku Wall Street, tyłków paru wysoko postawionych grandziarzy, którzy przy okazji rzucą też parę ochłapów całej reszcie, co ta przyjmie z wielką satysfakcją, jak zwykle. Reasumując Obama jest dla mnie genialnym wytworem PR czy wręcz Doliny Krzemowej [której przedsiębiorcy wsparli go hojnie mamoną, i nie tylko oni, bo te bujdy o pieniądzach ze składek ''zwykłych obywateli'', które rzekomo przeważyły szalę można między bajki włożyć, aczkolwiek niewątpliwie miało to jakiś psychologiczny efekt], prezydentem a raczej TWARZĄ AMERYKI w sam raz na czas ogromnych zmian, przesunięć, ruchów tektonicznych w układzie sił na świecie, nie tylko politycznych ale też kulturowych [które wcale nie muszą iść w kierunku wyznaczanym przez mających wydawałoby się monopol na nie, postępowców! vide odradzanie się pogrzebanej niby ostatecznie religii, co wywołuje tak histeryczne i głupie reakcje jak ta Dawkinsa i jemu podobnych], nabierania coraz większego znaczenia przez Azję i proporcjonalnej do tego we wszystkich aspektach - kulturowym, gospodarczym czy przede wszystkim demograficznym, marginalizacji Europy, i to jej przywódcy, obok czarnych Amerykanów i lewackich przyjaciół Baracka, rojący o jakimś śmiechu wartym ''imperium'', będą dlatego najbardziej rozczarowani, proporcjonalnie do swego teraz entuzjazmu. Zgadzam się też z diagnozą autora [ chodzi o tekst Szczepana Twardocha, który stał się powodem tej dyskusji - przyp. ] : Obama ma mniej wspólnego z czarnymi Amerykanami, niż biali słuchający Eminema ''whiggers'' - założe się, że gdyby ten wychowany przez dobrze sytuowaną białą rodzinę laluś trafił do murzyńskiej dzielnicy, natychmiast by tam przepadł, dlatego jeszcze raz mówię - nie rozumiem ich entuzjazmu, który w takim razie nie wystawia im zbyt pochlebnej opinii i, cóż, chyba potwierdza nawet pewne stereotypy, i to nie tylko rasistowskie, ale ogólnie na temat Amerykanów i właściwie tego co nie wiedzieć czemu zwane jest ''demokracją'' a co tak naprawdę jest ledwie maskowaną oligarchią, gdzie garstka wyżej sytuowanych manipuluje za pomocą medialnej propagandy całą resztą, którą w takim razie nie wypada chyba nazwać inaczej jak, za przeproszeniem, motłochem? [już ten stary, genialny reakcjonista Baudelaire zauważył 150 lat temu, a propos Napoleona III, że ''pierwszy lepszy, kto opanuje telegraf i drukarnię państwową - a dzisiaj byśmy powiedzieli media i banki ...- może rządzić wielkim narodem'' i ''głupcami są ci, co sądzą, że takie rzeczy mogą się dziać bez przyzwolenia ludu a sława może wspierać się tylko na Cnocie''] I nie mówię tak dlatego, że przegrał McCain : może to pana zdziwi, ale to Ziemkiewicz powiedział, że ''Obama nagadał w tej kampanii wiele głupot, ale McCain jeszcze więcej!'' - nic dodać ani ująć wg mnie, trudno też, żeby mi się podobali ludzie, którzy firmowali coś tak niesłychanego jak ten ''plan Paulsona'', jego losy antycypują też wg mnie ewentualne Obamy tzn. kongresmenom zdarzył się wypadek przy pracy - posłuchali wyborców , którzy nie mieli ochoty z własnej kieszeni żyrować wpływowych złodziei, ale tylko dlatego, że wybory za pasem, po czym minął tydzień i już grzecznie wszystko przegłosowali, a dlaczego? bo wyborcy [czy to słowo ma jeszcze sens?] czyli lud czyli motłoch, za miesiąc czy dwa zapomni że został tak bezczelnie okradziony, uśpiony przez niezastąpione w tym media, a o tym, kto dostanie się do Kongresu będzie decydowało to, kto i ile będzie miał forsy na kampanię, a kto ją da? - zgadnij koteczku, jak mawiał Kisiel. I tu też zgadzam się z Ziemkiewiczem, który powiedział : ''Obamie udała się rzecz niesłychana - pogodził lewaków z Wall Street, tylko że to lewacy będą póżniej płakać'' i dobrze, oby, dodam od siebie, jestem ostatni, który by lał z tego powodu ślozy, tylko że spekulanci [bo przecież nie kapitaliści! tyle to co oni wyprawiają ma wspólnego z kapitalizmem, co ''neoliberalizm'' z liberalizmem] z giełdy nowojorskiej wcale nie wzbudzają mojej większej sympatii, i są dla mnie siebie warci ! '' [...]