niedziela, 27 grudnia 2020

Od Dżordża Majkela do Heideggera.

Dziś odcinek muzycznie mocno ''banderowski'' uprzedzam, lecz muszę jakoś odreagować krytyczny moment w dziejach pomiędzy ''last krysmaz aj gejw ju maj hart'' a mrocznym rytuałem sylwestrowego Zenka. Z całą powagą na jaką mnie stać twierdzę, iż wspomniany kawałek Dżordżu Majkela jest efektem satanistycznego spisku, perfidnej lucyferycznej intoksykacji mającej na celu zohydzenie świąt Bożego Narodzenia, a puszczany od tyłu zawiera audiobook Heideggera i to w oryginale, czyli esencję czystego zła. Dlatego pedał winien smażyć się za to w piekle na samym jego dnie, tam gdzie puszczają wiecznie zapętlone ''Keine Grenzen'' wywołujące potężne raczysko niczym z dupska Michała Wiśniewskiego. Nie jest to żadna ''homofobia'', głęboko wierzę iż są porządni zboczeńcy nie cierpiący Dżordżu, tak jak my szury świata całego nie ponosimy odpowiedzialności za Niemagistra czy ewidentnie zaburzoną psychicznie spierdolinę, niejakiego Macieja Jana Długosza. Atakując wściekle na swym tubowym kanale wujka Szarpanki sam wprost nawołuje do przemocy wobec kobiet, nie tylko łapania lasek za tyłek na ulicy ale wręcz lania batem po krągłym zadzie. Psychopata zarzuca wujasowi, że jest ''ciapą'' a przecie wedle niego baby chcą być zdominowane, więc dobrze tak ''przegrywowi'' skoro nie zasłużył na ich ''szacunek''. Do tego możemy natrafić tam na wywody jak to Azjatki pragmatycznie lecą na kasę, bo facet winien zarabiać na dom, gdyż nie ma w Chinach ''socjalistycznego ZUS-u'' i tym podobne brednie typowe dla korwinowych stulejarzy. Cóż się jednak spodziewać po kreaturze dla której Krzyś Pieczyński to ''bardzo wyważony i spostrzegawczy człowiek''... Dość jednak o chamie, cieszy zaś iż do Szarpanek w końcu dotarło, że sekta inceli to żadna kontra dla plagi zbydlęconych Julek i karyn. Owszem to jedynie druga strona nienawistnej nam ''wojny płci'' w jaką próbuje nas się nad Wisłą wmanewrować w imię wiecznej imperialnej zasady ''dziel i rządź''. Apeluję więc, nie dajmy sobą manipulować, czas zawalczyć nie tylko o poniewieranych polskich mężczyzn, ale i kobiety którym wraża agentura sra do łbów i to konkretnie. Nie o tym jednak dziś, a jedynie odreagowaniu ''Last Christmas'' - jak dla mnie najlepszym sposobem na to jest ukraiński electro-folk w wydaniu formacji Onuka, prawdziwa dźwiękowa petarda na otwarcie setu:


Bardzo chciałbym mylić się w tej akurat kwestii, aby istniał w Polszcze wykonawca podobnej muzy, który by kończył występ okrzykiem na cześć swej ojczyzny jak to uczyniła taż białogłowa. Owszem, jest wciąż zbyt niedoceniany a świetny Dawid Hallman, od jego ''Der Plan'' a zwłaszcza ''Death of the Monster'' przechodzą ciary, ale jako się rzekło to nisza, więc porównania nie ma. Nie zamierzam jednak się żołądkować z tego tytułu, jakby mijający na szczęście rok nie dostarczył aż nadto powodów ku temu, i lepiej nie łudzić się daremno, że nadchodzący będzie pod tym względem lepszy. Idźmy więc dalej - tym razem w bardziej lirycznym wydaniu Maryna cud dziewczyna z bandurą:


Jakieś chamowate, przećpane gwiazdeczki i *ujowi raperzy zbierają na tubie setki milionów wejść, a to cudeńko ledwie dobija do kilkudziesięciu tysi - ludzie to debil, ciemna masa uwielbiająca tarzać się w gnoju i faktycznie nie ma co tym wieprzom rzucać pereł. Miałem nie narzekać, ale jak tu nie wpaść w melancholię - a skoro tak nie może braknąć Jeffa Buckleya, którego wokal wprost rozbebesza. Wszyscy faszystowscy lewacy co sadzą farmazony jakoby ''biali ludzie ukradli czarnym muzykę'' powinni tego wysłuchać i zamknąć raz na zawsze swe rasistowskie mordy:

 
 

Ja tam panie nie wiem, czy on był pedał czy nie pedał, grunt że chłopak ładnie śpiewał, tak ujutnie aże człeka coś bierze normalnie takiego, że eh. Nie ma co jednak pogrążać się w smutku, skoro pojawiły się już ostre dźwięki dla ożywienia zapodam parę kawałków Meshuggah. Wprawdzie wolę słuchać instrumentalne covery, bo nie trawię rzygulcowatego wokalu typowego dla metaluchów, ale w tej koncertowej wersji zawiera się akurat kapitalny fragment zaczynający się ok. 3 min. 50 sek.:


Mocarne polirytmie sprawiają, że można by do tej muzy wręcz tańczyć:


A to co wyczynia tu swą kawalkadą na bębnach Jego Ekscelencja Tomasz Haake stanowi pokaz rzadkiej wirtuozerii godnej prawdziwego mistrza:

 

- aż chciałoby się zarzucić coś Xenakisa... wszakże nie, powrócimy za to na przedkoniec jeszcze na chwilę do Ukrainy, i tamtejszej prawdziwej już gwiazdy sceny folk-rockowej, gromadzącej tłumy na koncertach. Mowa o zespole DachaBracha, ale tym razem nie w typowym dlań repertuarze, lecz przygodnym występie pań z kapeli podczas zwiedzania niezwykłego miejsca jakim jest Teufelsberg. Zaiste nieziemsko zabrzmiały ich doskonale zestrojone głosy pod kopułą dawnej czaszy stacji nasłuchowej:

Kosmiczne harmonie posłużą za wstęp do świetnego jak zawsze zresztą koncertu jaki w kameralnych warunkach dał polski sekstet wokalny ProModern. Kibicuję im już od jakiegoś czasu regularnie też zakupując albumy do czego rzecz jasna zachęcam, bo to ewenement śmiem twierdzić na krajowej scenie. Znakomici wykonawcy mający doskonale opanowany klasyczny warsztat wokalny, a zarazem nie bojący się wyzwań pod tym względem. Jak sama nazwa wskazuje zespół powstał głównie dla wykonywania tzw. muzyki współczesnej, czyli zazwyczaj post-awangardowej, aczkolwiek tym razem sprawdził się idealnie w lżejszym bo kolędowym repertuarze. Będzie jak znalazł by odczynić profanację tychże kolęd przez cwelebrytów, którym należałoby zalać gardziele rozpalonym woskiem, aby już nigdy nie śmieli poważyć się na podobne bluźnierstwa z okazji świąt Bożego Narodzenia, jak zwykle to czynią niestety, katując tym przy okazji nas. Jedynie odpuściłbym sobie ''ojrokolędę'' tak gdzieś między 9 a 15 minutą, za to polskie i anglosaskie wyszły im mistrzowsko, normalnie mniód na me uszy:

 

I tym oto przemiłym akcentem pragnę w kontrze zakończyć rok, który zapamiętany zostanie jako początek epoki ''nowej normalności'' globalnego psychiatryka, jaki zapanował na całym niemal bożym świecie, choć w nierównym bynajmniej stopniu.


sobota, 19 grudnia 2020

Złota polska niewola.

Zwykliśmy, szczególnie na polskiej prawicy, uważać się za naród dumny, patriotyczny i do przesady wręcz ''wolnościowy'', co przybrać miało straceńczą dla nas postać ''liberum veto''. Tymczasem w oczach bodaj najwybitniejszego, lecz zapoznanego myśliciela politycznego ''sarmatyzmu'' Andrzeja Maksymiliana Fredro, służyć miało ono za narzędzie nie tyle walki z widmem absolutyzmu monarszego w Rzeczpospolitej, co nade wszystko ekscesami ''demokracji szlacheckiej''! Taką oto opinię miał o ówczesnym gminie wyborczym ''panów braci'' - cytat pochodzi z jego ''Scriptorum'', którego przekład z łacińskiego oryginału ukazał się niedawno nakładem Narodowego Centrum Kultury:

''Ta liczna masa jest żądna nowinek, krytyczna, gadatliwa, skłonna do obelg i zdrady, a wśród niej są służalczy stronnictw stołów, wdzięczni dworacy dostojników, niewolnicy dworów, którzy spijają wyłącznie jad z cudzych ust i, bredząc, jeden drugiego przekazywać będą czyjeś wypowiedzi, nie bacząc na to, czy rzeczywiście taką rzecz się miała, lecz różne wyciągając wnioski z zasłyszanego, według własnych sympatii, złości, w celu uzyskania przychylności, stosownie do tego, co korzystne dla kogoś, od kogo słyszano lub komu się to przekazuje.''

- jakże brzmi znajomo, mimo iż od drugiej poł. XVII stulecia, gdy pisano te słowa przeżyliśmy jako naród prawdziwy przewrót społeczny, doznając paru dziejowych katastrof, w tym jednej fundamentalnej czasu II wojny światowej i okupacji, stanowiącej zasadniczą cezurę w naszej historii. Tak więc A. M. Fredro nie miał złudzeń co do realiów demokracji w każdej epoce, bez względu czy tyczy ona warstw szlacheckich, oligarchii magnackiej czy też wyzwolonych z poddaństwa potomków chłopów pańszczyźnianych, jak to ma miejsce w Polszcze obecnie. Niestety środek zaradczy upatrywał w rojeniach o nielicznych cnotliwych obywatelach, którzy za pomocą ''wolnego nie pozwalam'' ratować mieli republikę przed tyranią bezrozumnego motłochu. Jakoś nie przyszło mu do głowy, iż tenże może zwyczajnie niniejszy akt zignorować, tudzież obcy agresor wymusić nań podjęcie odpowiednich dla się decyzji kombinacją terroru i przekupstwa, jak to miało miejsce podczas sejmu rozbiorowego. Straceńczy gest Reytana próbującego daremnie zablokować jego obrady, widomym dowodem co się stanie, gdy szlachetne wolnościowe zasady nie są poparte realną siłą, zdolną oprzeć się brutalnej woli tyrana. Swoisty ''elitaryzm republikański'' zaślepiał niewątpliwie wybitnego myśliciela politycznego na tyle, iż nie pozwalał mu dostrzec fundamentalnej słabości dawnej Rzeczpospolitej, polegającej głównie na etyce cnoty obywatelskiej w myśl zasady, że stoi ona ''nie rządem, lecz prawem [ zwyczajowym ] i dobrymi obyczajami''. W praktyce oznaczało to panowanie frazesu i pieniactwa, niemal całkiem bez przełożenia na konkretne instytucje państwowe, które by ową ''aurea libertas'' międloną ciągiem na sejmikach rzeczywiście zagwarantowały. Znamienne, że takowa postawa wiązała się u niego z awersją do arcyrepublikańskiej przecież formy rządów jaką była dyktatura, niestety podzielaną zdaje się przez resztę ''panów braci'', co moim skromnym zdaniem domorosłego historyka zgubiło I RP. Pacyfistyczny rys polskiego republikanizmu kontrastuje zdecydowanie z jego rzymskim pierwowzorem, dość przypomnieć iż to na czasy republiki właśnie przypada gros podbojów starożytnego Rzymu, zahamowanych dopiero ustanowieniem cesarstwa o ironio, zupełnie na odwrót jak zwykliśmy to przyjmować, upatrując li tylko w imperializmie zaborczości i ekspansjonizmu. Dlatego prof. Andrzej Nowak konstatuje istotny przełom jaki nastąpił w rodzimej tradycji wolnościowej pod wpływem szoku wywołanego zaborami, między dawnym republikanizmem kładącym nacisk na relację obywatel-władca, a insurekcjonizmem zwanym przezeń nieco przekornie ''imperialnym'', dla którego prymarnym było dążenie do budowy silnego państwa pod władczym przywództwem, zdolnego oprzeć się ościennym mocarstwom. Zarazem dostrzega jednak, iż oba te z pozoru sprzeczne nurty łączył w swej praktyce politycznej Piłsudski, odwołujący się przecież otwarcie do instytucji republikańskiego dyktatora, na ile wiernie i nade wszystko skutecznie ją naśladując w realiach jakich przyszło mu działać, to już osobny temat.

Niniejsze rozważania historyczne tyczą aktualnego jak najbardziej kontekstu zdarzeń, jakim była niedawna faktyczna abdykacja obozu rządzącego obecnie III RP z resztek suwerenności, na rzecz budowy europejskiego ''superpaństwa'' a w praktyce kontynentalnego Grossraumu pod przewodem Rzeszy niemieckiej. Absolutnie nie zamierzam tego aktu zdrady narodowej nie waham się rzec usprawiedliwiać, ale też i niestety dobrze pojmuję śmiem twierdzić motywacje jakie za nim stały, których nie da się sprowadzić do prostego zaprzaństwa i głupoty elit władzy. Bowiem nie było innego wyboru w obliczu fundamentalnej słabości dzisiejszej Polski, pozbawionej w istotnym stopniu realnych narzędzi uprawiania polityki, a to w następującej kolejności: własnej, silnej i dysponującej zaawansowanym technologicznie uzbrojeniem armii, budzących respekt tajnych służb oraz zasobnej w rodzimy - podkreślam: rodzimy! - kapitał ekonomii, bo wbrew temu co bredzą liberałowie jak i socjaliści ma on narodowość. Tymczasem Rosja posiada dwa z pierwszych wymienionych czynników, obecne Niemcy zaś dwa ostatnie, nawet jeśli ostała im się już tylko poimperialna masa spadkowa, stąd to one rozdają karty w naszym rejonie świata. Dlatego właśnie by równoważyć ich wpływy, i nie ulec zmiażdżeniu przez obie te obce, i zasadniczo wrogie nam potencje potrzebowaliśmy Amerykanów, a nie bo USA jest niby takie ''fajne'' zaś Trump ''super''. Niestety strategia takowa poniosła klęskę w obliczu zasadniczego kryzysu władzy jaki ma właśnie miejsce za oceanem, gdyż bez względu kto tam w końcu ''wygra'' będzie miał przeciwko sobie znaczną część miejscowej populacji a nade wszystko elit, wyklucza to więc ustanowienie stabilnych rządów koniecznych przecież dla utrzymania przez Stany Zjednoczone swego globalnego prymatu. O tym można chyba już zapomnieć, aczkolwiek sam kraj sądzę mimo wszystko wyjdzie z klinczu obronną ręką, wszakże nie obejdzie się przy tym bez bolesnych wstrząsów, być może nawet zbrojnego konfliktu wewnętrznego jak to raz miało już miejsce podczas Wojny Secesyjnej, obaczymy. Wskutek tego, oraz z racji opisanej już fundamentalnej słabości własnych instytucji państwowych i braku istotnej siły ekonomicznej, pozostało więc politykom rodzimej ''opcji niepodległościowej'' złożyć upokarzający i kompromitujący ich hołd dla jednoczących właśnie Europę pod swym przywództwem Niemiec, targując się na ostatek dla ratowania resztek twarzy, zrobiwszy przy tym dobrą minę do złej gry. Wprawdzie Bartosiak zachwyca się rzekomymi perspektywami jakie ma otwierać dla nas niedawna propozycja wice-Merkelowej wystosowana pod adresem Amerykanów, jakoby dająca szansę na upragnione tak połączenie zasadniczo sprzecznych interesów ''opcji kontynentalnej'' z ''atlantycką''. Konkretnie w tej wizji Niemcy z błogosławieństwem USA mają budować swe imperium europejskie, którego część oczywiście będziemy stanowić, gdy Jankesi przeniosą rywalizację z Chinami w kosmos z racji niemożności pokonania tychże na lądzie, co w rezultacie ma zapewnić całej ludzkości, choć rzecz jasna nie po równo, niesłychany rozwój technologiczny i ogólną prosperity. W praktyce jednak redukuje nas to do statusu pogranicznej marchii niemieckiej, co pan Jacek poniekąd sam przyznaje, z wszystkimi tego konsekwencjami na czele z bezwzględnym podporządkowaniem się najgłupszym nawet decyzjom Brukseli czyt. Berlina, rządom jego namiestników rekrutowanych spośród najgorszej sprzedajnej swołoczy na miejscu. Bowiem wyrazem nie tyle nawet skrajnej naiwności, co wprost głupoty jest przeświadczenie dość rozpowszechnione niestety wśród ludności tubylczej, już tylko z przyzwyczajenia chyba zwanej ''Polakami'', że Niemiec zaprowadzi w końcu nad Wisłą tak upragniony tutaj ''ordnung''. Wręcz przeciwnie, zależy mu właśnie na tym, aby panował dotychczasowy stan chaosu, przysłowiowe ''polnische wirtschaft'', to tylko w rojeniach Zychowicza i Cenckiewicza o Studnickim na jakiego się powołują nie wspominając, miałoby otwierać to przed nami nie wiadomo jakie szanse. Na tym polegał sens znamiennej nauki dla potomków rodu Hohenzollernów, jaką zawarł w swym testamencie politycznym elektor Fryderyk Wilhelm, aby ''trzymać z Rzeczpospolitą'' przez co wcale nie miał na myśli samego państwa, jak do dziś wydaje się wielu naiwnym lub zwyczajnie sprzedajnym ''germanofilom'', lecz właśnie trawiący ją wspomniany na wstępie duch fakcji, prywaty, pieniactwa i zdrady narodowej.

Powyższe skłania mnie do gorzkiej refleksji, że my Polacy nie umiemy w państwo, które jest jedynym sprawdzonym instrumentem realnej polityki, i środkiem rozwoju cywilizacyjnego w tym ekonomicznego, zamiast bajek z mchu i paproci o ''wolnym rynku'' co i ''demokracji pracowniczej'', jakimi karmią nas nasi kolonialiści. I wygląda na to, że przyjdzie nam kolejny już raz w dziejach za to zapłacić, choć raczej na szczęście nie tak srogo jak dotychczas w dziejach bywało - dlatego nie cierpię wszelkich libertarian, gdyż dorabiają ideologię do naszego narodowego zjebstwa! W swej zakamieniałej tępocie nadal wyzywają od ''etatystów'' PiS, który poronioną ''piątką dla zwierząt'' zrównuje instytucje państwowe ze służącymi globalistom organizacjami pozarządowymi, przyznając im do tego uprawnienia jakowejś ''policji sanitarnej''. Ładni mi polscy ''państwowcy'' wyrzekający się resztek suwerenności narodowej w imię kontynentalnego niemieckiego Grossraumu, ''zamkniętego państwa handlowego'' rodem z pism Fichtego jakiego koncept onegdaj tu omawiałem, a kto wie czy nie Wielkiej Europy od oceanu po ocean, o jakiej prawił ojciec obecnego premiera III RP w czym wierny jego przesłaniu jak widać czynnie współuczestniczy. Bowiem Bartosiak pomija niewygodną dlań kwestię co dalej z Nord Streamem, milczy także, iż wspomniana propozycja pod adresem Amerykanów została wystosowana przez niemiecką tzw. ''prawicę'', natomiast tamtejsi socjaliści o silnej post-enerdowskiej komunie już nie wspominając tradycyjnie obstają twardo przy opcji kontynentalnej, czyli osi Paryż-Berlin-Moskwa. Trudno również orzec na ile rzeczony spór ma miejsce serio, a ile w tym kunktatorstwa i typowej dla Niemców zabawy w dobrego i złego policjanta. Zgadzam się z Targalskim, że związki nade wszystko ekonomiczne Rzeszy z Rosją są na tyle daleko posunięte, o Chinach już nie wspominając, iż wykluczają realne zaangażowanie Berlina po stronie Waszyngtonu w Eurazji. Zarazem żywię skromną nadzieję, iż taki nie inny obrót spraw wyleczy pana doktora ze złudzeń jakoby Cichanouska reprezentowała ''siły niepodległościowe'' na Białorusi - powtórzę, com tu konstatował niemal od początku ''wolnościowej'' chryi za naszą wschodnią granicą, że Łukaszenko jako żywa posowiecka skamielina stanowi jedynie przeszkodę w dogadaniu się Francji i Niemiec z Rosją, w imię budowy wszecheuropejskiej wspólnoty sięgającej od Atlantyku po Pacyfik. Jeśli zaś takowy globalistyczny [po]twór dojdzie do skutku, siłą rzeczy Polska ulegnie w jego trybach zmiażdżeniu, chyba że ktoś serio traktuje brednie Sykulskiego o jakowymś ''trójkącie kaliningradzkim'':))). Gdybyż jeszcze podobny rozwój wypadków oferował nam coś w zamian, ale europejski związek post-imperialnych ''dwóch orłów'' i faszystowskiego państwa masonów byłby jedynie unią politycznych, gospodarczych i nade wszystko cywilizacyjnych bankrutów, stąd doprawdy nie wiem jakim cudem zsumowanie trzech zer miałoby dać wynik dodatni?! 

Przy czym tak nakreślona Wielka Europa wcale nie musi, jak chcieliby to Putin z Macronem, reprezentować ''strategiczną suwerenność'', czyli de facto jawną wrogość wobec interesów USA. Owszem, może gładko wpasowywać się w koncept ''rozszerzonego Zachodu'' żywiony przez globalistycznie nastawioną frakcję amerykańskich elit, skupioną w możliwej administracji Bidena a w rzeczywistości Kamali Devi Harris. Bodaj jej naczelny ideolog Zbig Brzeziński tak przedstawiał go jeszcze blisko dekadę temu w swej ''Strategicznej wizji'': wedle niego stoi za nim założenie, iż ''Europa pozostanie niedokończonym projektem, jeśli nie wypracuje głębszej i bardziej wszechstronnej relacji z Rosją''. Nadzieję zaś na to pokładał... w deklaracjach ówczesnego nominalnego przywódcy FR Miedwiediewa! Tak, oficjalny ''mentor Obamy'' a wcześniej prezydenta Cartera dawał się ograć moskiewskim razwiedczykom prostacką maskirowką odstawianą już przez sowietów, czyli rzekomym podziałem na kremlowskich ''liberałów'' i ''twardogłowych'', wariantem starej i znanej do urzygu zabawy w dobrego i złego policjanta. Czyż można było jednak oprzeć się ''strategicznej wizji'' Wielkiego Okcydentu sięgającego jak sam pisał ''od Vancouver po Władywostok'', bowiem - cytuję:

''Obecnej Europie zapewniałby kuszące, nowe perspektywy możliwości i przygód. Rzuciłby jej młodzieży wyzwanie ''pójścia na wschód'', czy to ku północno-wschodniej Syberii czy wschodniej Anatolii - niektórych pociągałyby otwarte przestrzenie, innych niespotykane dotąd szanse dla przedsiębiorców. [ serio, tak stoi w oryginale - przywołuję za dostępnym na rynku polskim przekładem: przyp. mój ] Nowoczesne autostrady i szybkie pociągi przecinające terytorium transeurazjatyckie skłoniłyby ludność do przemieszczania się, a coraz słabiej obecnie zaludniony Daleki Wschód Rosji ożywiłby się dzięki ekonomicznie i demograficznie dynamizującemu zastrzykowi Zachodu.''

- i uwaga, zapiąć pasy!:

''W ciągu kilku lat, w coraz większym stopniu kosmopolityczny Władywostok mógłby stać się miastem europejskim, nie przestając być częścią Rosji.''

- nie wiem co podawali pogrążającemu się już wtedy w demencji Brzeziowi, że wypisywał podobne brednie, ale zapewne jechał na tym samym co Biden. Normalnie widzę oczętami wyobraźni swemi, jak rozpuszczone niczym dziadowski bicz Oskarki i Juleczki z obumierającej zachodniej Europy, ruszają ochoczo kolonizować masowo syberyjskie zadupia, gdzie temperatura często spada nawet poniżej 50 stopni, mroźny wiatr bywa urywa łeb a od zimna tyłek odpada. Doprawdy zabawne są starcze fantazje Big Zbiga o konkwistadorach z Erasmusa, nie wiem tylko czy miejscowi równie entuzjastycznie powitaliby inwazję Enrique'ów a tym bardziej Mokebe u siebie. Obawiam się, że raczej wielu z nich za bezczelne podbijanie do i tak nielicznych pozostałych na miejscu bab czekałby smutny koniec w jakimś mokradle pośród bezkresnej tajgi, a kości niektórych jak i skóra posłużyłyby nawet za świetny materiał do wyrobu szamańskich amuletów czy rytualnych bębnów, zresztą byłby to wreszcie jaki pożytek z tych pasożytów wożących się na grantozie po świecie. Jednak elukubracjom Brzezia przyświeca konkretny cel, otóż:

''Szersza struktura europejska, w której skład wchodziłyby na różne sposoby Turcja i Rosja, oznaczałaby że Europa wciąż sprzymierzona ze Stanami Zjednoczonymi, zdolna jest stać się kluczowym graczem w skali ogólnoświatowej. Powstały tak większy Zachód - o wspólnym terytorium i wartościach - znalazłby się w lepszej pozycji, by równoważyć rosnące w niektórych częściach Eurazji ciążenie ku religijnej nietolerancji i politycznemu fanatyzmowi, czy też narastającej nienawiści nacjonalistycznej, oferując atrakcyjniejszą od nich alternatywę ekonomiczną i polityczną. [...] Strefa wolnego handlu, wolność podróży po Europie [ sięgającej w tej wizji po Władywostok, a nawet Vancouver - przyp. mój ], oraz ostatecznie otwarte możliwości relokacji osób w sytuacji pojawienia się uzasadnionego interesu ekonomicznego, mogłyby stanowić katalizator zmian wewnątrz Rosji, które byłyby zgodne z głębszymi politycznie i łączącymi się z bezpieczeństwem związkami z Zachodem. [ czyt. sojusz militarny z Moskwą i włączenie jej do NATO - przyp. mój ] ''

- Rosja jako integralna część ''zgniłego Okcydentu'': chyba od takowej wizji zarówno tępi wyznawcy Konecznego, jak i prorosyjscy ''jewrazijcy'' gotowi narobić w portki. Nie widzę powodu niby czemu rosyjskie elity miałyby obrać prozachodni kurs jak zakładał Brzeziński, skoro na przykładzie Chin dysponują alternatywnym i bardziej atrakcyjnym dla nich modelem rozwoju. Owszem, w takowym układzie są słabszym partnerem skazanym nieuchronnie na wasalizację, ale być może wzorem tradycyjnej moskiewskiej polityki przystaną na jarłyk chana z Pekinu, byle Zachód nie truł im już o ''prawach nadludzi'' jakich status wedle niego noszą zboczeńcy czy jakieś popierdolone baby z ufarbowanymi kołtunami na łbie. Tym bardziej, iż nie daje on w praktyce nic w zamian, jakiejkolwiek istotnej modernizacji technologicznej zapewniającej realny progres pogrążonemu w zastoju cywilizacyjnym krajowi. Obaczymy, kluczowy pod tym względem będzie rozwój wypadków na Białorusi w najbliższych miesiącach, stąd należy się im uważnie przypatrywać, bo tam zapewne rosyjskie tajne służby z błogosławieństwem Zachodu przeprowadzą operację ''demokratyzacji'' państwa, po dobroci lub nie zależy jak się ''baćka'' zachowa. Jeśli rzecz się powiedzie, przetestowany schemat może być zastosowany na odpowiednio większą skalę już w samej Rosji, gdzie nastąpi wymiana ''katechona'' na ''lepszy model'', bardziej strawny dla Brukseli i obecnego Waszyngtonu - skoro ''mentor Obamy'' przypominam brał za dobrą monetę ''liberalne'' frazesy Miedwiediewa, ''wolnościowa'' maskirowka ma wszelkie szanse powodzenia. Ostatecznie nie kto inny jak sam Putin doszedł do władzy z najbardziej wolnorynkowym programem ekonomicznym w całej historii Rosji, niby więc czemu ''razwiedka'' nie miałaby powtórzyć sprawdzony numer w nowym wydaniu, skoro tak bardzo pragną tego frajerzy z Zachodu, kwestią otwartą jedynie pozostaje czy będzie im się to opłacać. Nasz tak zwany ''rodak'' nie mógł zapomnieć także o roli Polski w kreślonej przezeń globalnej układance:

''Ponadto konsultacje niemiecko-francusko-polskie dotyczące europejskiej polityki wschodniej - kluczowe dla porozumień Unii Europejskiej ze Wschodem i jej ekspansji w tym kierunku - muszą zostać rozszerzone i pogłębione. [...] Poprzez strategiczne otwarcie na Rosję, francusko-niemiecko-polski Trójkąt Weimarski może odegrać konstruktywną rolę w postępach i konsolidacji trwającego wciąż i pełnego napięć procesu pojednania między Polską a Rosją. Francusko-niemieckie wsparcie dla tego pojednania zarówno zwiększyłoby polskie poczucie bezpieczeństwa, jak i przekonałoby Rosję, że ów proces ma szerszy, ogólnoeuropejski wymiar. Tylko wtedy bardzo pożądana zgoda między Polską a Rosją może stać się naprawdę pełna, taka jak w stosunkach polsko-niemieckich. Oba te procesy przyczyniają się do zwiększenia stabilności w Europie. Aby jednak zgoda polsko-rosyjska okazała się owocna i trwała, musi zostać przeniesiona z poziomu rządów na poziom społeczeństw poprzez rozszerzające się kontakty międzyludzkie, oraz coraz liczniejsze inicjatywy edukacyjne.''

- za wzór Zbynio daje powojenne relacje francusko-niemieckie, gdzie:

''Nawet narracje historyczne obu narodów stały się fundamentalnie zgodne, co zapewniło solidną bazę  dla prawdziwie dobrych relacji sąsiedzkich - stworzone zostały tym samym trwałe fundamenty pokojowego sojuszu. Dokładnie ten sam proces należy powtórzyć w wypadku stosunków polsko-rosyjskich, gdy zaś nabierze on już tempa wygeneruje sam z siebie pozytywne efekty międzynarodowe. Polska mogłaby też odegrać kluczową rolę nie tylko w otwarciu drzwi do Europy przed Rosją, ale i skłonieniu Ukrainy oraz Białorusi do ruchu w tym kierunku, co zwiększyłoby motywację Rosji do uczynienia tego samego [ niechybnie - przyp. mój ]. Pożądany historyczny proces rozszerzania Zachodu musi zatem być prowadzony ze strategicznym rozmysłem i solidnie ugruntowany. Powinien wspierać go większy sojusz atlantycki, w którym Polska jest prawdziwym partnerem dla Niemiec, połączonych z kolei przyjaznymi związkami z Francją.''

No i na finał wywodów kreatury Rockefellera prawdziwy odlot:

''Ale nawet bez formalnego członkostwa Rosji w UE zawiązująca się geopolityczna wspólnota interesów między USA, Europą i Rosją [ od Vancouver do Władywostoku ]'' - nie omieszkał na każdym kroku przypomnieć Brzezio - ''mogłaby doprowadzić do powstania formalnych struktur służących konsultacjom w kwestiach wspólnej polityki. Ponieważ wszelkie ciążenie Rosji ku Zachodowi najprawdopodobniej pociągałoby za sobą [ a może nawet zakładałoby ] podobnego rodzaju współpracę z Ukrainą, instytucjonalna siedziba wspomnianego kolektywnego organu doradczego [ a być może nawet Rady Europy ] mogłaby znajdować się w Kijowie - dawnej stolicy Rusi Kijowskiej, która tysiąc lat temu miała związki z Zachodem. Jej lokalizacja na obecnym wschodzie Europy, niedaleko północnych granic Turcji, symbolizowałaby nową witalność Zachodu i jego zwiększający się zasięg terytorialny'' [sic!].

- zaiste cudna wizja, z grzybkami psychodelicznymi można by ją podać, jakiś dr. Feelgood z Białasowego Domu musiał ordynować srogie piguły dogorywającemu gdy to dyktował Zbiggy'emu, na pewno nie był to mefedron ale lepsze gówno dla elitarnych ćpunów. Możliwe też, iż Brzezio faktycznie był jaszczurem z kosmosu o co wielu go podejrzewa, bo tylko ktoś totalnie oderwany od Ziemi mógł sadzić podobnie odjechane farmazony. Po co się jednak krygować, niech od razu siedzibą władz takowej globalistycznej struktury zostanie okazały reprezentacyjny pałac Chabad Lubawicz, wystawiony na miejscu przez oligarchę Kołomojskiego, zaś jej fuhrerem sam Hunter Biden, przecież wyśmienicie się do tego nadaje jako potencjalne skrzyżowanie Heliogabala z Iwanem Groźnym. Szydzę, ale tak naprawdę nieszczególnie mi do śmiechu, bo rzecz w istocie jest śmiertelnie serio i nie napawa zbytnio wesołymi refleksjami co do rzeczywistego statusu Rzeczpospolitej. Bez złudzeń więc, dla nastawionej globalistycznie części amerykańskich elit politycznych, których nieodrodnym reprezentantem był Brzeziński, Polska stanowi zaledwie mało istotny pionek na obejmującej całą planetę ''Wielkiej Szachownicy'', zmuszona przez nie do poświęcenia swych żywotnych interesów w imię zaprowadzenia poszerzonego o Rosję Zachodu sięgającego ''od Vancouver po Władywostok'' [ czy raczej ''Wielkiej Północy'' z epicentrum w Arktyce, geograficznie rzecz rozpatrując ]. Nie dziwota stąd, że takowy zaprzaniec jak Big Zbig, wynarodowiony na globalistyczną modłę wzorem ''czerwonego hrabiego'' Gurowskiego, robi do dziś za autorytet dla rodzimych kanalii pokroju Zdradka czy Tomka Lisa. Jakby tego mało, facet wypisujący podobne brednie jest nawet po śmierci bodaj czołowym ideologiem obozu politycznego, który przodował w zarzucaniu Trumpowi rzekomej ''ruskiej agenturalności''! I dlatego mimo że ten ostatni nie jest ideałem oględnie zowiąc, prezentuje się i tak stokroć lepiej na tle spadów z administracji Obamy, jakie stanowią trzon szykującej się do objęcia władzy na drodze faktycznego zamachu stanu ekipy figuranta Bidena. Jeśli ''wybór'' tegoż uzyska oficjalną sankcję, czeka nas nie tylko ofensywa nad Wisłą LGBTarianizmu i 447 już na pełnej kurtyzanie, a nie pół gwizdka zaledwie jak za ambasadorowania nieszczęsnej Mosbacherowej, ale nade wszystko nawrót ''resetu'' z Rosją i to w wersji 2.0 zapewne. Jeszcze więc zatęsknimy za Żorżetą i jej oszałamiającymi kreacjami...

Zważ przy tym czytelniku, że mowa nie o jakichś abstraktach, lecz od tego jak potoczą się dalsze losy opisanych tu projektów zależeć będzie jakie sumy zapłacisz za prąd i gaz, ile zarobisz realnie i czy w ogóle będziesz miał co do gara włożyć [ pomijając już całkiem, czy przez to znowu nie spadnie ci jaka bomba na łeb jak przodkom ]. Wszakże nie powinno to nas czynić ślepym na dywersję ideologiczną LGBT i tym podobnych szkaradzieństw, robiących za współczesny odpowiednik ''praw dysydentów religijnych'', które służyły mocarstwom rozbiorowym za wygodny pretekst dla siania chaosu w Rzeczpospolitej. Kwestię tę również pomija jakoś Bartosiak, mimo iż sam konstatuje słusznie, że trudno o utrzymanie dotychczasowego prymatu Okcydentu w rywalizacji technologicznej z Chinami i ogólnie Azją, jeśli zachodnioeuropejskie uczelnie dalej będą pogrążać się w intelektualnej demencji pseudonauk pokroju ''gender''. Wreszcie nie słyszałem jakoś, by Niemcy wystosowały pod adresem Polski jakąś sensowną ofertę, przysyłając tu swego emisariusza do rozmów z naszymi decydentami, to nie złotousty pan Jacek powinien biegać za tym po stolicy wydeptując korytarze ich biur, lecz przedstawiciele samego Berlina jeśli im na tym naprawdę zależy. Jak on to sobie niby wyobraża, że będziemy się w tym celu napraszać lokajsko Merkelowej wzorem Tuska, szarpiąc ją za nogawki czy jak? Tymczasem jedyne co mają dla nas zachodni sąsiedzi to stara prusacka pałka, tym razem ''praworządności'' czyli nie przestrzegania praw już nie miejscowych lutrów i folksdojczy, lecz zgodnie z mądrością etapu wszelkich dewiantów, w tym lesbijek i niebinarnych bezpłciowców cierpiących okrutne męki z braku możliwości dokonania wirtualnej w ich wypadku aborcji [ szkoda wielka jedynie, iż nie na sobie samych ]. Czniam więc taki ''sojusz kontynentalny'' z Niemcami - niech spłacą wreszcie należne Polakom reparacje transferem pozostałych im jeszcze nowoczesnych technologii oraz uzbrojenia, a nie jakimś syfem z demobilu to pogadamy. Sami sobie zresztą szkodzą w swej typowo germańskiej, zadufanej głupocie każącej traktować nas jako wschodnioeuropejskich ''Irokezów'', niedorosłych do ich wyrafinowanej ''kultur''. Tymczasem bodaj tylko my, i może jeszcze inne narody Międzymorza zapewnić im mogą wykwalifikowaną siłę roboczą oraz kadrę inżynierską konieczną dla budowy wymarzonego przez nich europejskiego Grossraumu, bo przecież nie nachodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki! Czy w związku z tym, powtórzę z naciskiem, ktoś tam potraktował nas poważnie występując z następującą ofertą: ''dobrze Polacy, pojmujemy że nie chcecie już zapierdalać na kolanach zbierając szparagi u bauera za jakieś gówniane stawki, podniesiemy więc wasz status materialny i kwalifikacje, wprawdzie nadal będziecie robić dla nas jako podwykonawcy ale zarabiając wreszcie solidny grosz, ciesząc się osłonami socjalnymi naszego rynku pracy itd.'' - było tak? Gdzieżby, więc czas szykować sobie jaki dupochron na wypadek przesądzonego zdaje się bankructwa takowej Wielkiej Europy pod przewodem Niemiec, w tym akurat zgadzam się z Ziemkiewiczem, fatalnym historiozofem ale jako publicysta zwykle trafnie odgadującym bieżące trendy polityki krajowej, jak i międzynarodowej.

Z powyższego więc płynie nieodparty wniosek, iż Polska skazana jest na  samodzielność, bo przecież za sensowną alternatywę dla niepodległej Rzeczpospolitej nie mogą robić wyżej przytoczone globalistyczne fantazmaty zdemenciałego Big Zbiga, stąd zapewne już całkiem niedługo do najtępszej wynarodowionej dzidy nad Wisłą dotrze nieodzowność posiadania własnego, możliwie suwerennego państwa. Inaczej zapadniemy się w jakowymś globalistycznym bagnie rozpościerającym się od Władywostoku po Lizbonę, a może nawet i Alaskę, lub sczeźniemy w geopolitycznej próżni na wskutek rozpadu dotychczasowego ładu światowego. Nadzieję pokładam stąd nie w żadnym ''narodowym przebudzeniu'' jak naiwnie roili sobie PiSowcy, lecz paradoksalnie właśnie chaosie jaki nastanie wraz z nieuchronnym wygląda na to upadkiem globalnego prymatu USA, co wcale nie oznacza automatycznie przejęcia roli światowego hegemona przez Chiny. Prędzej zapanuje powszechny triumf zasady ''kto pierwszy, ten lepszy'', co postawi Polaków przed brutalną alternatywą: zamiast oglądać się tylko na ościennych lub zamorskich hegemonów, zbudują wreszcie porządne instytucje państwowe konieczne dla przejścia w miarę suchą stopą burzliwego okresu jaki nas czeka, albo też pójdą całkiem na dno zapadając się wraz z gasnącą Europą, przynajmniej sytuacja będzie jasna. Podkreślam stanowczo, że rozstrzygająca jest tu bezwzględna gra interesów, a nie romantyczne ''budzenie narodu'', bowiem jak dotąd stojącym na jego czele pożal się elitom Polska nie opłaca się, dosłownie i nade wszystko w głębszym tegoż strategicznym wymiarze, że powtórzę moją konstatację wypowiedzianą z okazji ostatnich wyborów prezydenckich. Dlatego polski patriotyzm jest tak ubogi, przaśny wręcz i kojarzy się z ''wiochą'' mówiąc wprost, bo reprezentowany głównie przez warstwy społeczne realnie, gdyż ekonomicznie wykluczonych. Dopiero prawdziwy wstrząs, geopolityczne trzęsienie ziemi jakie zapewne nas czeka może wymusić na rodzimej wynarodowionej niemal ze szczętem ''połaniecczyznie'', konieczność zachowania własnego bytu narodowego. Na to jednak w miejsce Januszy byznesu, musiałaby powstać wreszcie nad Wisłą burżuazja narodowa z prawdziwego zdarzenia, pojmująca iż dla własnej prosperity potrzebne jej jest swoje państwo, szczególnie stanowiące nieodparty argument w negocjacjach handlowych silna armia i wywiad, jak i nagradzana odpowiednio za ciężką pracę przywilejami socjalnymi wykwalifikowana siła robocza, zamiast marnie opłacanych i takoż traktowanych ''proli''. Pytanie tylko czy w ogóle możliwy jest wciąż kapitalizm narodowy, do ustanowienia którego niezbędnym instrumentem jest państwo, czy też realna ekonomia wyrodziła się już całkiem w globalistyczny nowotwór, równający grunt dla planetarnej gładzi bez granic etnicznych, religijnych i rasowych coby nic już nie zakłócało cyrkulacji światowego kapitału-? Od tego zależeć będzie jak sądzę przetrwanie Polski, jak by to patetycznie nie zabrzmiało, ale podkreślam jeszcze raz stanowczo, że nie rozchodzi się o wielkie hasła i szumne frazesy jakie niestety zwykły nam zastępować realną politykę i ekonomię, lecz właśnie zasadnicze rozstrzygnięcia w tychże dziedzinach decydujące o zasobności naszych portfeli, warunkach pracy, bezpieczeństwie socjalnym, ogólnie perspektywach. Nie rozchodzi się więc o jakowąś faszystowską statolatrię, ni rusko-pruski ślepy kult Lewiatana z jego niewolniczym poddaniem każdej władzy, lecz formę samoorganizacji nadwiślańskiego ''Lebensraumu'', przestrzeni życiowej w jakiej przyszło nam Polakom egzystować. Patriotyzm stąd dla mnie to nie okazjonalne pomachanie sobie flagami narodowymi przy wtórze gromkich okrzyków, a tym bardziej zadyma i mordobicie z ''lewakami'' czy ''pedałami'' jak to niestety chyba pojmują często zwykli narodowcy, tylko konkretnie administracja państwowa sprawnie zarządzająca i uorganizowana, oraz wymienione instytucje typu wojsko, policja, także solidaryzm zespolonych wspólnym interesem ekonomicznym, a nie li tylko gładkimi frazesami przedsiębiorców i pracowników, jakość usług publicznych świadczonych przez służbę zdrowia czy sądownictwo, urząd gdzie petent nie jest traktowany jak gówno, uczelnie reprezentujące wysokie standardy naukowe itp. 

Wybór przed jakim stawia nas rozwój wypadków dziejowych jest prosty: albo ogarniemy wreszcie jakoś nasze miejsce na Ziemi, albo zwyczajnie trafi nas szlag, poniekąd na własne życzenie. By tak się nie stało koniecznym jest uświadomienie sobie w końcu przez Polaków własnej fundamentalnej ''inności'' narodowej, zarówno od tych ze Wschodu jak i Zachodu. Prześlepianie jej zwłaszcza w stosunku do ostatniego stanowi naszą główną, obok wymienionej powyżej wadę narodową, przybierając wprost masochistyczną postać. Szczególnie groteskową tegoż egzemplifikacją są próby przeszczepiania na rodzimy grunt wszelkich LGBTarianizmów stamtąd, gdy Anglosasi nigdy nie musieli bronić swych wolności przed agresją równie despotycznych tyranii co moskiewska, osmańska czy pruska, ani dysponowaliśmy jak oni barierą wodną skutecznie oddzielającą nas od takowych monstrów. Tymczasem porównując się nieustannie z Okcydentem, tudzież utożsamiając wręcz z nim jako jego rzekome ''przedmurze'', więcej mówimy tak naprawdę o sobie samych niż tej wyimaginowanej, istniejącym jedynie w naszych umysłach ''cywilizacji zachodniej''. Tyczy to w równym stopniu rodzimej lewicy stawiającej tu znak równości z ofensywą obyczajowej rozwiązłości najogólniej rzecz biorąc, jak i prawicy gotowej umierać na wirtualnych szańcach w obronie Zachodu przed nim samym. Przez to właśnie mam na myśli konieczność ustanowienia jakowegoś polskiego eurazjatyzmu, absolutnie różnego od duginowskiej, rosyjskiej jego wersji należącej raczej do folkloru ubeckiego, z pogranicza tajnych służb i sekt okultystycznych, stąd żądam stanowczo by nie mylić mej postawy z żywioną przez Macieja ''żelazną dziewicę'' Porębę:))). Dopóty nie zdobędziemy się tutaj na samodzielność myślenia wreszcie, uświadomimy sobie swą fundamentalną odrębność i swoistość tak od Wschodu jak i Zachodu powtórzę, będziemy ślepo powielać w niewolniczy sposób wszystkie najgorsze błędy jednych jak i drugich cywilizacji. Jedynie uparte obstawanie przy swoim, na przekór dziejowym wypadkom może nas ocalić, i podkreślam mocno to żaden ''romantyzm'' ni heroizm lecz kwestia elementarnego wprost interesu narodowego jak i jednostkowego, tak jak go wyłożono powyżej. Na pewno nie wybronią go konfederackie kuce, przedkładające programowo indywidualizm nad państwo i naród, które to mają głęboko w poważaniu, kretyni nie pojmują najwidoczniej, iż nie sposób patrząc trzeźwo kwestii tych oddzielić. Współczuję stąd narodowcom, że muszą się z takową hołotą stowarzyszać i oby już niedługo, czego im rzecz jasna serdecznie życzę, choć sam nacjonalistą jako się rzekło nie jestem, jeśli już bliżej mi do ''sanacyjnej prawicy''. Dostosowanej do realiów obecnej doby oczywiście, a nie pogrążonej w groteskowych resentymentach żywionych wobec postaci Marszałka czy też ''bandyty spod Bezdan'' i ''terrorysty'' jak kto woli, co akurat w moich oczach nie stanowi specjalnej obelgi. Bowiem wobec wyzwań przed jakimi stanęła ponad sto lat temu odrodzona polska państwowość, zdatny do sprawowania władzy w kraju był nie ktoś taki jak Dmowski biegły w zakulisowych intrygach, i przez to świetnie sprawdzający się jedynie podczas negocjacji na konferencji pokojowej w Wersalu, lecz właśnie quasi-republikański dyktator dysponujący ulicznymi bojówkami, wyszkolonymi zresztą przez japoński wywiad wojskowy. Przykro mi, ale jak ktoś się brzydzi takową brudną robotą, znaczy iż nie nadaje się do polityki, która jak wiadomo przypomina równie mało higieniczny wyrób kiełbasy - wegetariańska ''ahimsa'' nie stanowi żadnej alternatywy, bowiem rośliny także wyrastają na kupie gnoju. Z drugiej trudno doprawdy o respekt dziś dla arcyrepublikańskiej zasady ''dobra wspólnego'', gdy wycierają sobie nią gębę równie sprzedajne kreatury jak Moskal, które obok niej nawet nie postały, o nędzy obecnych epigonów ''piłsudczyzny'' już nie wspominając. Póki więc Polacy nie nauczą się tej oto trudnej sztuki budowania instytucji, znajdując dla swych wolnościowych dążeń konkretną formę bez której są one zaledwie pustym, nic nie znaczącym frazesem, będą zbierać cięgi na goły zadek aż do skutku - albo własnego końca. Dziękuję za uwagę.

 

sobota, 12 grudnia 2020

Eros Tirannos.

...abo obleśny wujek Wowa i jego harem rozpustnych Julek, czy raczej Natasz bo zielonego pojęcia nie mam jaki jest rosyjski odpowiednik określenia plagi społecznej takowych idiotek. Ponieważ poprzedni wpis był obszerny i aż gęsty od wymagających uwagi treści, więc niniejszy post w kontrze zawierał będzie niemal same idiotyczne, obleśne bywa wręcz obrazki z insta, okraszone lakonicznym przynajmniej jak na mnie komentarzem. Zarazem przez to jednak stanowić będzie dobrą ilustrację poprzedniego, okażemy na konkretnym przykładzie cośmy wyłożyli o ''cybertayloryzmie''. Jak zazwyczaj zarzuca mi się rzekome ''przeintelektualizowanie'', tak tym razem pewnie zrugany zostanę za sprowadzanie przekazu do ''pudelkowego'' szamba internetowego. Czniam to wszakże, bowiem po to właśnie nadałem blogowi ''stańczykowy'' status, aby mieszać poważne rozważania ze zjadliwą kpiną, a nawet chucpą jeśli taka potrzeba. Ba, może kto posądzi mnie wprost o szerzenie pornografii i satanistycznego faszyzmu, znaczyć to jednak będzie, że jest skończonym tumanem lub kretynką nie pojmującą moich jasno wyłożonych intencji. Niniejszy wpis dedykuję stąd tak bezczelnym kłamcom pokroju Rękasa czy Wielomskiego, szerzącym bzdury jakoby Putin był ''konserwatywnym katechonem'', tudzież współczesna Rosja ''ostoją tradycjonalizmu'', jak i bezmózgiej lewackiej tłuszczy uznającej post-sowieckie imperium za rzekomy ''obyczajowy zaścianek'', któremu koniecznie należy zaordynować końską dawkę ''elgiebetyzmu'' i tego typu plag społecznych zżerających współczesny Okcydent. Dowiedziemy na konkretnym przykładzie aż nadto dobitnie, że jedni jak i drudzy bredzą i są warci siebie, do rzeczy więc: czasami na YTubie przeglądam sobie rosyjskie kanały np. Nawalnego, stąd w polecanych wyskakują także nieznane mi dotąd treści tamtejszych vlogerów. I tak natrafiłem przez to na krótkie wstawki jakiegoś rosyjskiego aktora, którego nie mogłem wpierw sobie przypomnieć skąd go kojarzę. Dopiero poniewczasie dotarło do mnie, że grał on główną rolę w znakomitej ekranizacji jeszcze lepszej powieści Pielewina ''Generacja P'', kapitalnie wprost opisującej postmodernistyczny chaos post-sowieckiej Rosji, ale tak naprawdę również takich byłych demoludów jak obecna Polska. Obadałem kto on zacz, i teraz już wiem czemu wypadł tak znakomicie w swej kreacji, zwyczajnie był tam sobą, nie musiał nawet grać - albo też życie totalnie pomyliło mu się z filmem i teatrem, co także może być. Władimir Jepifancew, bo o nim mowa to nie tylko bardzo popularny obecnie w Rosji aktor, ale i charyzmatyczna ''osobowość medialna'' by tak rzec, wybornie radząca sobie w szambie mediów antyspołecznościowych mimo mocno już średniego jak na obecne standardy wieku, gdyż dobija do 50-tki. Wszakże dzięki atletycznej sylwetce, i nieskrępowanemu apetytowi na życie, a mówiąc wprost żywionej przezeń dzikiej chuci, cieszy się wciąż niesłabnącym powodzeniem wśród nader nieletnich fanek. Z rok czy dwa lata temu będzie porzucił kolejną już żonę, aby otwarcie dogadzać swemu libido, bidulka skarżyła się przez to w mediach, iż zamiast poświęcać czas synom urządza w swym lofcie satanistyczne orgie z niewyżytymi gówniarami. Cóż, wiadomo jak łeb siwieje to chuj szaleje, ale problem w tym, że gość zabawiał się równie ostro jeszcze w latach 90-ych co będzie do okazania, więc sorry bejbe widziały gały co brały, kogo czynisz ojcem swych dzieci. Absolutnie stąd nie można podejrzewać mnie o incydent kałowy ni moralne nabzdyczenie z powodu prowadzenia się pana Jepifancewa, byłoby nawet godne wręcz uznania, że gościowi w tym wieku chce się jeszcze ruchać jak i dbać o formę, gdyby nie to że niestety taki zeń ruski Tymon Tymański i to w wersji hard porno. Wybranki raczej jego penisa niż serca są otóż mocno nieletnie, parę lat temu głośnym echem odbiła się w Rosji sprawa, gdy jakimś trafem ichnia polimilicja odnalazła w jego mieszkaniu 14-latkę zaginioną nieco wcześniej w Dagestanie. Wowa jednak wciskał bezczelnie funkcjonariuszom jak i mediom, że sama doń przylazła a on jej nawet palcem nie tknął, służąc jedynie za ''duchowego mentora'' dla zagubionej dziewczynki. Ciekawe, że mimo oczywistej chucpy takowych ordynarnych kłamstw uszło mu to na sucho, co budzi uzasadnione podejrzenia czy aby nie czuwa nad nim jaka opatrznościowa ręka władzy. Bynajmniej boskiej bo tą gwiazdor otwarcie gardzi i nią pomiata co będzie zaraz do okazania, prędzej już świeckiej i tajnej by tak rzec, ale o tym może jeszcze potem. W każdym razie wypada nadmienić, że pod rządami ''konserwatywnego katechona'' pedofile w Rosji mają się świetnie, widomym tego dowodem choćby, iż w tamtejszym więzieniu pod koniec września tego roku ''popełniono samobójstwo'' Tesakowi, ruskiemu skinowi jaki faktycznie bezwzględnie tępił ichnich entuzjastów ''międzypokoleniowej intymności''. Znamienne przy tym, że pedalskie fora na ''zgniłym Zachodzie'' powitały radosną dla nich wieść jako wyraz sprawiedliwości dziejowej, można więc rzec, iż Putin jest po ''właściwej stronie historii'' wedle określenia ambasadorzycy Mosbacher. Dobra, miały być same niemal obrazki, a znowu się rozgaduję, tak więc po niezbędnym wstępie przechodzimy do zapowiadanej prezentacji - oto wesoła trzódka wujka Wowy, jego mały haremik Julek, Natasz czy jak się zwą ruskie karyny. Całe towarzystwo łazi bez wstydu po ichnich mediach, i jak widać w ''ostoi konserwatyzmu'' tudzież ''zacofania obyczajowego'' nijakiego ostracyzmu z tego tytułu jakoś nie doznają, a wręcz spotykają się z jawną sympatią [ dziwne doprawdy, nie może być przecież aby ''wolne media'' w naszym świecie liberalnego Zachodu tak bezczelnie kłamały, czyż nie?! ]:

...zarzucając fora antyspołecznościowe fotami z orgietek pod znakiem czarnej runy na ścianie, zmyślnie przypominającej dwie skrzyżowane w pionie swasty - ponoć to symbol ''energii ułatwiającej cieszenie się życiem'', oraz pomagać ma on ''w pracy nad sobą i swoim ciałem'', przynajmniej tak tu piszo, co w przypadku sex-atlety Jepifancewa w sumie by się zgadzało:

Oo przytulasek, jak miło - tak wiem, że to durny komentarz, podobnie jak wszystkie poniższe, ale właśnie przez to adekwatny do słitfoci, więc jeśli się nie podoba wypierdalać dziadersy!:

Zaczęliśmy dość niewinnie, ale na imprezach u wujka Wowy bywa naprawdę ostro, dziewczyny jednak chcą się tylko dobrze bawić na całego, niby czego nie rozumiesz stulejo?!:

Niektóre Masze lubią nawet o zgrozo być mocno sponiewierane, a wujo bywa ciężką rękę ma, lecz są to słuszne siniaki, bo obyczajowo postępowe!:

Sam chłopak też się nie oszczędza, widać kocha tę robotę:

Nie dziwota stąd, że nie może narzekać na brak powodzenia u ruskich zsatanizowanych, rozbestwionych karyn zasypujących go takimi oto ofertami:

Preludium do Popołudnia fauna vol.2:

 

Są i ostrzejsze foty na jego profilu jak i panienek, które ''tracha'' ale tego co tu okazano i tak nadto. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to w dużej mierze upozowane, sęk w tym iż Wowa nie zaczął świrować z laskami dopiero gdy poczuł jak wieko od trumny zaczyna mu wystawać z tyłka. Robił takie rzeczy jeszcze kiedy o jakimś insta czy pejsbuku, gdzie mógłby się podobnie lansować nikomu prawie się nie śniło, czyli w ruskich najntisach, nieodmiennie ciesząc się powodzeniem u chętnych do z-wiązania siebie ''dam'':

Normalne, że po równie ostrym rżnięciu konieczny jest prysznic i chilloucik pod podwójną swastą:

Pani na zdjęciu jest ponoć ''kolekcjonerką'', tak przynajmniej stało w opisie foty, kompletnie nie mam pojęcia o co mogło chodzić [ wewnętrzny dajmon podpowiada: ''celebryckich kutasów'' ]:

Katia, Katieńka, Katiusza...

...to aby nie było, że Jebafincew rucha tylko jakieś pasztety i dziwolągi, zwyczajnie facetowi nie straszne wyzwania. Karabin i wódę rozumiem, skoro idzie o kult diabła, ale po jaką cholerę tu odkurzacz? Nie, lepiej jednak nie wiedzieć:

Całuje teraz w tyłek czorta, ale dziecko w cerkwi do chrztu podawał:

...dziś syn śpi u taty pod nieświętym obrazkiem Lucyfera na ścianie:

Ja wszystko rozumiem, ale pentagram na poduszce to już przesada:

Co za przesympatyczna fota ojca z dorastającą córką, obejmującego ją w geście serdecznej opiekuńczości, jego autorytet przecież pełni fundamentalną rolę w procesie dojrzewania młodej kobiety - a nie, czekaj...:


Ojcowie wraz z córk... kurwa, nie znowu!:


Przyszła ofiara? To już niedługo - żywię skromną nadzieję, że chociaż poczeka...:


Ze specjalną dedykacją dla Wani Engelgarda - Jezus Manson:


Co mnie rozwala na profilu krągłej pusi Jepifancewa to jak zjawiskowo kontrastują na nim zdjęcia stereotypowej wręcz grzecznej uczennicy...:

 ...i uniwersalnej Julci z instagrama...:

 

...z demonem seksu na lucyferycznej orgii jakiego obudził w niej Jepifancew - ponoć napisały doń wraz z psiapsiółką na fejsie, aktywny w mediach antyspołecznościowych Wowa prędko odpowiedział, po czym więc pojechały doń ''trachać'' się z nim, resztę historii znamy z powyższych obrazków - oto jak spełniają się marzenia!:

Teraz myszki nie oszczędza:

Za to oboje kochają pluszaki:


...a także maski, sznury, pejcze itd. Pomyślałbyś naiwny człecze, że w tej niepozornej, zahukanej uczennicy drzemią takowe bezeceństwa? Nie od dziś jednak wiadomo, że grzeczne dziewczynki lgną do zjebów, i nie ma co kłócić się z tą oto prawidłowością historyczną aktualną w każdej epoce, skoro najwidoczniej strach je podnieca:

 

Podkreślę to jeszcze raz stanowczo, niespecjalnie bulwersuje mnie sama obyczajówka, bowiem nie pierwszy to i ostatni w dziejach stary cap łasy na młódki lecące nań, gdyż cierpią na kompleks tatuśka albo zwyczajnie są głupie i napalone. Aczkolwiek nie jest to objaw zdrowej, chamskiej siły witalnej niczym podczas przysłowiowego już rżnięcia na sianie, podszyte za to po całości chorobliwym mrokiem i desperacją, kultem śmierci mówiąc wprost. Natomiast do białości nie kryję rozkurwia mnie towarzyszący wszystkiemu motyw okultystyczny, i to nawet jeśli pan aktor z racji swych ograniczeń koło prawdziwego lucyferianizmu nigdy choćby nie postał, poprzestając na satanistycznej gimbazie. Niemniej mieszanie we łbie tym świństwem gówniarom, a co gorsza własnemu dziecku jeszcze to już czysta podłość, i na to nie ma i być nie może usprawiedliwienia. Przede wszystkim jednak poświęcam tym bzdurom tyle miejsca, gdyż jako się rzekło na wstępie świetnie ilustrują com pisał uprzednio, o cyfrowym warunkowaniu behawioralnym użytkowników sieci i mediów antyspołecznościowych. Przypomnę: ''Co niby stanowi lepszy sposób masowego pobudzenia mózgownic, by wyciągnąć z nich impulsy niezbędne dla żarłocznej infosfery, jak nie wzniecenie zbiorowej histerii? [...] Można niniejszą obserwację rozciągnąć na całość cybersfery, tłumacząc rozpowszechnioną w niej obscenę, pornografię, przemoc i wulgarność wyniesioną z internetowego szamba właśnie na ulice, jako sposób programowego wyciągania danych z umysłów użytkowników cyfrowej sieci, niczym za pomocą szokowej terapii elektrowstrząsami. Działa ona niczym gigantyczna, wirtualna pompa ssąca-tłocząca, zasysająca nieprawdopodobne ilości danych dostarczane przez nich bezpośrednio niczym transmisją wprost z mózgu, jak i aktywnością w realnym świecie, ale też i modelująca zachowania internautów odpowiednio pod własne potrzeby, czy raczej tych co nią sterują.'' Nie tylko zresztą - jak w pigułce sława takiego degenerata co omawiany tu rosyjski gwiazdor i jego szkodliwa działalność, ilustruje od dość dawna lansowane na tym blogu tezy, o mechanizmach ekonomicznych i technologicznych zamieniających człowieka w jakowegoś biorobota, sterowanego za pomocą niczym już niemal nieskrępowanej popędowości jaką zniewolenie, owa tytułowa ''tyrania Erosa'', perfidnie sprzedawana nam jest jako totalne wręcz wyzwolenie. Jest w tym coś niewątpliwie lucyferycznego, stąd i taka popularność satanistycznej gimbazy i nade wszystko jej rosnąca atrakcyjność jak widać, aczkolwiek problem tkwi głębiej, nie będziemy jednak już dziś go roztrząsać z braku miejsca, czasu ni ochoty. Dość więc powiedzieć tyle, iż jedna z ciupciających się z ruskim satyrem lasek nadała sobie miano ''whorerobot'', chyba nie ogarnia nawet jak trafnie. Kończąc wątek wspomnę tylko, iż moralny brud, obsceny, perwersja i sadyzm w jakich nurza się niczym wieprz Jepifancew, siłą rzeczy pcha go ku mrocznej estetyce post-faszyzmu. Logicznym stąd jest, iż na jego profilu znaleźć można wspólne foty z czołowym przedstawicielem takowego nurtu, i weteranem sceny Boydem Rice'm:


Ot drobny prezencik od zagranicznych kameraden:
 

Niby nic, niewinna rzecz - sławny aktor wrzuca na profil fotkę jak czyta wraz ze swą ukochaną czy też raczej uruchaną ruski [ a nie rosyjski, co ważne w tym kontekście! ] komiks, tyle że oficyna jakiej sumptem rzeczone wydawnictwo się ukazało i podarowało je mu, nosi miano ''czarnej sotni''... I należy przyznać, abstrahując od samych treści kolportowanych przez nie, iż nakłady jego książek reprezentują najwyższy standard edytorski, widać że jakiś fashionista profesjonalnie im to ogarnia, nasi mogliby się od nich wiele pod tym względem nauczyć, choćby jak nie żałować na propagandę niechby i w czasach kryzysu, może wręcz zwłaszcza wtedy. Zaintrygował mnie na ten przykład koncept modnego, eleganckiego roweru z kołami w barwach rosyjskich narodowców, w sam raz pod gust tamecznej wielkomiejskiej damulki obecnej doby, niby nic ale póki co nikt chyba w Polsce nie wpadł na podobny pomysł ''dyzajnerskiego faszyzmu''. Jeden z czytelników, opętany bronią niemal jak Jebawcew seksem, umieścił na swym profilu takową słitfocię:

Jeśli ktoś serio myśli nad Wisłą o choć częściowym okiełznaniu rodzimych Julek i Oskarków, bez podobnych formatów się nie obędzie, bo dziś nawet śmierć na polu walki i zabijanie musi być estetycznie dopracowane. Ponieważ nie chcę bawić się w Tomasza Piątka, stąd powyższe nie stanowi żadnego dowodu na jakiekolwiek poza czysto towarzyskimi powiązania gwiazdora-orgiasty ze środowiskami ruskich nacjonalistów czy wręcz nacboli, ani tym bardziej już profesjonalne kontakty operacyjne. Aczkolwiek wszędzie i ''od zawsze'' niemal tak wśród nazioli jak i bolszewii wszelkich odcieni, oraz okultystów i satanistów wreszcie kręciło się mnóstwo tajniaków. Dość powiedzieć, że jawnym lucyferianinem był amerykański wojskowy, spec od wojny informacyjnej i tzw. głębokich operacji psychologicznych, czyli masowego rycia bani Michael Aquino. Trudno więc by w kraju tak przeżartym przez bezpiekę jak Rosja nie istniała wśród miejscowych służb jakowaś frakcja ''szatańska'', choćby pomieniony tu niedawno Niewzorow niewątpliwie się do niej zalicza, choć zapewne są odeń znaczniejsi w hierarchii. Obojętnie jednak, czy Jebawcew rzeczywiście wierzy w swe satanistyczne brednie, czy też jedynie profesjonalnie i przekonująco przyznajmy je odgrywa z właściwym sobie talentem, dla kasy i zwykłego użycia, i tak jest wyjątkowym szkodnikiem, którego należy tępić. Nie dlatego nawet, że sprowadza z pozoru jedynie ''niewinne'' dziewczątka na złą drogę, bo jak widać nikt ich na siłę do jego rozpustnego lochu nie zaciąga, same lezą tam jak ćmy wabione perspektywą ekscytującego zapewne dla nich ruchania i ćpańska. Chodzi zaś o to, że wykorzystując perfidnie swój autorytet i mir jakiego nabył wśród młodych, kładzie im do łbów lucyferyczne głupoty o ''stworzeniu siebie na nowo'' poniekąd, pieprzony ''artysta życia'' się znalazł. W praktyce czyni to posłusznych mu bezkrytycznie gówniarzy niewolnikami własnych pragnień, ambicji i popędów sprowadzając do statusu dość łatwo sterowalnej post-ludzkiej biomasy. Obojętnie więc czy robi to dla pieniędzy, bo ktoś mu płaci za napędzanie kolejnych leszczy, czy też czyni tak z własnego przekonania w obu wypadkach jest kanalią, tym groźniejszą iż wprost opętaną pseudo-religią własnego ''ja'', groteskowo wyniesionego na boski niemal piedestał. Tymczasem idzie właśnie o to, aby przestać się tak lucyferycznie nabzdyczać męcząc dążeniem do nieosiągalnego nam śmiertelnikom Absolutu, przez co zatracamy to co nam dane jak te nieszczęsne w swej głupocie ruskie karyny, i opisany tu ich kuriozalny sex-guru niczym Wielki Trzynasty z ''Nikodema Dyzmy''. Prędzej raczej niż później musi skończyć się to potężnym kacem, zupełnie jak na niniejszym obrazku, który mógłby nosić tytuł ''Śpiące kurewny'':


Wzięło i się zdechło - dlatego nie należy lekceważyć głupoty, bodaj podstawowego budulca rzeczywistości, jakbyśmy jej nie zdefiniowali. A trzeba być wyjątkową wprost spierdoliną aby poić wódą i dragami jakieś infantylne i rządzone hormonami panny tylko po to, by dały ci się sponiewierać totalnie, aż chciałoby się rzec gwiazdusiowi w języku dlań zrozumiałym: Jebawcew, idy ty na chuj, w żopu i k'czortu! Facet mimo swej efekciarskiej megalomanii i - nie mogło się bez tego obyć! - ''antysystemowości'' jest właśnie przez to beznadziejnie sformatowany, ze swą jakże powszechną dziś rozwiązłością, ciągotami do wszelkich używek legalnych i jeszcze póki co nie, w tym modną już do urzygu ayahuascą [ doprawdy ludzie mogliby wreszcie zacząć wstydzić się brać to świństwo, prędzej bardziej hipsterskie jest chyba dziś pierdolnąć pół litra na łeb za jednym posiedzeniem bez popitki ]. A zarazem żywiąc także pospolitego dość ''fit'' pierdolca na punkcie własnego ciała, będąc produktem świata siłowni, odżywek, trenerów personalnych itd. - nie mam nic przeciwko o ile służy to realnemu dbaniu o kondycję a nie li tylko pojeniu własnego narcyzmu. Bowiem w świecie ''kolektywnej oryginalności'', gdy normą staje się ekscentryczność, całkowicie wyzbyty do niej ciągot przeciętniak zaczyna wyglądać na wytykanego palcem dziwoląga. Podsumowując: z powyższego nie należy bynajmniej wyciągać mylnego wniosku jakoby każda ruska Julka, Masza czy inna Katia była li tylko rozhisteryzowaną, agresywną i głupią zdzirą na wyprzódki nadstawiającą zadu perwersyjnym dziadersom pokroju bohatyra niniejszego wpisu. Równie co najmniej nieuprawnione byłoby twierdzić, iż każda jest cnotliwą damą, świętą nieledwie i wstydliwą jako ta lelija czy jak to szło, nie ulegajmy więc uproszczonym opisom rzeczywistości. Rosja to ani ''ostoja tradycyjnych wartości cywilizacji europejskiej'', ale też i przez to żaden skansen ni również totalny burdel, i to mimo niewątpliwie ogromu tamtejszego kurewstwa. Okazałem jedynie pewien wycinek rzeczywistości, wszakże na tyle istotny, że nie da się go zbyć formułkami o ''katechonie'' rzekomo zasiadającym obecnie na Kremlu, dekadencja choć nie wygląda aby ogarnęła wszystkie elementy rosyjskiego życia społecznego i państwowego, na tyle już daleko zaszła, iż nie sposób dłużej żyć iluzją jakoby stanowiły one pod tym względem ''zieloną wyspę'', dokładnie tak samo jak ma to miejsce i u nas. Sam fakt, że taki psychopatyczny oblech jak Wowa obnosi się po ichnich tok szołach ze swym haremem dupinek, które mogłyby być jego córkami, i bezkarnie uprawia bluźnierczy proceder kwestionuje wszystkie mity jakie panują na ten temat w niektórych przynajmniej kręgach naszej prawicy. Nie tylko zresztą, przecież i znaczna część lewicy pragnęłaby ''usyfilizować'' Rosję elgiebetami, jakby brakło im tam własnej posowieckiej deprawacji obyczajowej na którą nałożyła się i wzmocniła jeszcze nowa, post-kapitalistyczna już. Przenikliwie diagnozuje tenże stan rzeczy młoda Rosjanka z tubowego kanału ''Ritartha'', którą tym bardziej warto obaczyć, gdyż dziewczyna nie tylko mądra ale jeszcze przy tym i ładna, więc człek nie cierpi oglądając, ale też nie wgapia się tylko bezmyślnie w cycki, bo kobita niewątpliwie ma coś do powiedzenia, nawet jeśli często reprezentuje rosyjski punkt widzenia dla nas w Polsce z różnych powodów, mniej lub bardziej uzasadnionych niedopuszczalny. Najsampierw rekomenduję wszystkim dysponującym rzecz jasna elementarną przynajmniej znajomością rosyjskiego vlog omawiający postmodernistyczny charakter putinowskiego reżimu, fakt u nas niemal całkiem pomijany przez większość polskich publicystów za wyjątkiem może jedynie Memchesa. Tymczasem przypomnę com pisał tu obszernie parę postów temu, że Putin doszedł do władzy z najbardziej wolnorynkowym, liberalnym programem ekonomicznym a po części też i politycznym bodaj w całej historii Rassiji. Wprawdzie niedawno ten znany zwolennik podatku liniowego musiał zeń ustąpić pod naciskiem okoliczności, nade wszystko widma protestów społecznych i trudnej sytuacji materialnej państwa, ale dopiero po przeszło dwóch dekadach swych rządów! Tak wszakże, by nie uczynić jednak specjalnej krzywdy miejscowej oligarchii finansowej łupiącej kraj, której sam jest przedstawicielem, dlatego jeśli już zasługuje prędzej na miano narodowego liberała pokroju niemieckich w XIX-wiecznej jeszcze Rzeszy, którzy gorąco wspierali ''Kulturkampf'' Bismarcka. W rzeczywistości jednak upatrywanie weń takowego również nie ma większego sensu wobec typowo ponowoczesnego, ideologicznego i ustrojowego patchworku jaki stanowi realny putinizm, co właśnie znakomicie diagnozuje Ritartha. I z tym oto kłopotliwym dla zastarzałych w Polsce form zapatrywań na Rosję faktem ostawiam ku namysłowi, oby trzeźwym. 

ps. Nie napisałem o bodaj najważniejszym: dekadencja i okultystyczne brednie nieomylnie zwiastują nadejście epoki wojen, rewolucji i reżimów totalitarnych. Dlatego orgiastyczne wygibasy Jebawcewa skojarzyły mi się z choreografią Niżyńskiego do baletu Debussy'ego ''Preludium do Popołudnia fauna'', rzecz jasna w niesłychanie zwulgaryzowanej formie dostosowanej poziomem do obecnych mediów. Premiera jej jaka miała miejsce w przededniu niemal I wojny światowej w Paryżu wywołała skandal, gdyż wybitny niewątpliwie tancerz symulował na scenie kopulację... Na szczęście dziś historia toczy się gdzie indziej niż w wymierającej i pogrążającej się w marazmie Europie, której integralną część czy to nam się podoba lub nie stanowi Rosja. Dzieje stąd powtórzą się pod naszą szerokością geograficzną w groteskowej formie, co wszakże nie oznacza bynajmniej, że obejdzie się tak całkiem bez rozlewu krwi, ale raczej już nie na taką skalę jak przed wiekiem. Cóż, każda epoka ma takie orgie i sabaty na jakie zasłużyła - znajomy zasugerował, że wujek Wowa może być produktem sowieckiego jeszcze programu wzmacniania witalności i tworzenia ludzkiego cyborga poprzez przeszczep małpich jąder. Może być, stąd jego libido przybiera równie perwersyjną postać - parę obrazków jeszcze dla ilustracji, tym razem ruchomych w krótkiej formie, ostrzejszych od tego com umieścił powyżej. Nie spodziewajcie się ''złotego deszczu'' ni dubajskich kasztanów, spokojnie krew też jest sztuczna [ mam nadzieję ], to satanistyczna gimbaza zaledwie sprokurowana pod potrzeby niewyżytych Julek i Oskarków. Tak więc szumowina raczej z czarciego kotła, niż flaki z samego dna, niemniej:

https://www.imgkoa.com/post/3711483318515432335472/

https://www.imgkoa.com/post/3749692714203215125549/ 

https://www.imgkoa.com/post/3750356168656915674936/

https://www.imgkoa.com/post/3762285352211137541162/ 

https://www.imgkoa.com/post/3760345813677115552013/

https://www.imgkoa.com/post/3763671327495851521566/ 

https://www.imgkoa.com/post/3763454921452215575341/

- trzeba zresztą przyznać, że gość ma trochę dystansu i poczucia humoru, jak w scence gdy automatyczna sprzedawczyni jakoby ruga go publicznie w sklepie jako starego capa łasego na młode suczki:

https://www.imgkoa.com/post/3726724447323357662119/

...nie zmienia to wszakże w niczym faktu, że jest szkodnikiem mieszającym we łbach gówniażerii jakąś parodią ''american way'', lucyferycznym bez mała libertarianizmem polegającym na kuriozalnym kulcie samego siebie:

https://www.imgkoa.com/post/6868542440322333572554/ 

...kreując się na kapłana orgiastycznego rytuału dla pożal się bachantek ery cyfrowej, niczym parodia Wielkiego Trzynastego:

https://www.imgkoa.com/post/3761202927504733283912/ 

https://www.imgkoa.com/post/3763163947411851654645/ 

https://www.imgkoa.com/post/3732683013724317343639/ 

https://www.imgkoa.com/post/3749386966546015515940/ 

https://www.imgkoa.com/post/3760651642343415693768/ 

Tak więc wypada powtórzyć już naprawdę na finał: Jebawcew, idy ty na chuj, w żopu i k'czortu!!!