czwartek, 22 września 2011

Jesienna sonofrenia.

- w poprzednim poście było o kuriozach i nieudacznikach, więc tym razem dla kontrastu zajmę się utalentowanymi ludźmi aby nie powstało fałszywe i niesprawiedliwe wrażenie, że nasz region tylko miernotami stoi. Otóż parę tygodni temu natrafiłem w ''Ruchu muzycznym'' [ dla niewtajemniczonych : to takie ''branżowe'' pismo zajmujące się muzyką ''poważną'' gdzie można przeczytać np. uczone rozważania muzykologów o tym w którym dworku zrobił kupkę Szopen itp. ] na artykuł o nowym pokoleniu warszawskich kompozytorów - jąłem zaciekawiony sprawdzać czy faktycznie zasługują na pochwały autorki tego tekstu i z wymienionych w nim najbardziej przypadła mi do gustu twórczość Tomasza Opałki, więc tym bardziej ucieszyłem się, gdy okazało się, że gość pochodzi z Ostrowca Świętokrzyskiego a umiejętności zdobywał w naszej, kieleckiej szkole muzycznej. Takiej muzyce obraz raczej szkodzi [ bo w przeciwieństwie do rozrywkowej jej przede wszystkim się słucha ], dlatego radzę zapoznać się z nią na stronie samego kompozytora - niewczajonym w klimat ''współczechy'' najlepiej zapewne zacząć przygodę z nią od 4-ej w kolejności trochę jakby etno-jazzowej ''Sayi'', natomiast mi najbardziej spodobały się utwory na orkiestrę, ulubione medium Opałki do którego - to się czuje - ma dryg, tu na pewno pierwszy ''Horyzont zdarzeń'', ''Przestrzenie'' czy zwłaszcza ''Quadra'' oraz ''Calisia Concerto'' : jest w tej muzyce Xenakisowski pazur, umiejętne operowanie masami dźwiękowymi, dzikie i ostre zestawienia przeplatane bardziej lirycznymi, ale nie sentymentalnymi fragmentami, energia, surowy patos i orkiestrowe ''mięso'', czyli wszystko to co cenię w tego typu twórczości. Na youtube'ie [ tak się to pisze ? ] jest trochę wizualnych zapisów muzyki Opałki np. obszerne fragmenty z wykonania ''Quadry'', ale takiej sobie raczej jakości dźwięku i obrazu [ mimo to warto ] dlatego w tym miejscu wrzucam drobną część ''Koncertu na 10 fortepianów i orkiestrę'', brzmi już bardziej tradycyjnie, trochę jakby neoklasycznie, nie zmienia to faktu, że moc jest :



Kolejnym kompozytorem zasługującym na uwagę wymienionym  we wspomnianym artykule jest Dariusz Przybylski - jego twórczość z tego co zdążyłem się zorientować jest bardziej osadzona w europejskiej tradycji muzycznej niż Opałki [ to żaden zarzut - ani wobec jednego ani drugiego ] co nie oznacza bynajmniej jakiegoś ślepego konserwatyzmu, udawania, że nic się w tej dziedzinie sztuki nie stało od XIX w. Twórca ten umiejętnie jak na moje ucho korzysta z dorobku awangardy zarazem bez właściwego jej sekciarstwa łącząc go z tradycyjnymi technikami [ nic dziwnego zresztą, skoro jednym z jego ulubionych kompozytorów również jest Iannis Xenakis co widać w korzystaniu przezeń z tak wciąż dość niekonwencjonalnych w ''poważnej'' muzyce instrumentów jak saksofony czy rozbudowane zestawy perkusyjne jak i bezpośrednio słychać w jego muzyce ]. Jednym słowem jest to twórczość muzyczna w najlepszym znaczeniu modernistyczna - być może to właśnie będzie następca Pendereckiego ? Z obszernego dorobku tego młodego jeszcze gościa [ z której sporymi fragmentami można zapoznać się na stronie kompozytora ] wybieram ''Orchesterstuck Nr.2'' - tym razem rzecz w całości, poza tym na Youtube również można znaleźć pokaźny wybór innych utworów Przybylskiego :



I pokrótce już tylko z braku czasu i miejsca o pozostałych wspomnianych kompozytorach : Wojciech Błażejczyk - nie będę wdawał się w szczegóły, bo najlepiej posłuchać utworów pomieszczonych na jego stronie, natomiast znamienne w jego przypadku jest, że gra również na gitarze elektrycznej, zjawisko wciąż dość egzotyczne na naszej scenie muzycznej tak ''wysokiej'' jak i ''niskiej'', lecz nie w Europie Zachodniej czy Stanach, gdzie tacy ludzie jak Zappa, Elliott Sharp czy Fred Frith przetarli szlaki nowej generacji kompozytorów i kompozytorek swobodnie korzystających z technik i instrumentarium właściwych popkulturze, dzięki temu nikogo tam chyba już nie dziwi twórca, którego muzyczne korzenie sięgają rocka, jazzu czy techno a z drugiej znajomość muzyki po-ważnej, choćby pobieżna, ma znacznie większy zasięg niż u nas  [ na tym tle uderza kołtuństwo niektórych naszych środowisk ''alternatywnych'' uważających się za straaasznie ''otwarte'' i tolerancyjne, które z reguły uważają cię za dziwoląga, gdy zdradzisz się przed nimi ze swoją pasją do szeroko rozumianej ''współczechy'' - tym anarchotłukom radziłbym pierwej zapoznać się np. z twórczością takiego Silvestre Revueltasa, meksykańskiego kompozytora ''zaangażowanego'', anarchisty, żeby dotarło do nich iż radykalny przekaz polityczny nie musi wcale wiązać się tylko z cięższymi jak punk czy hardcore albo lżejszymi nawet jak w przypadku Chumbawamby odmianami jednak muzyki popularnej : wiem, że trudno wam to sobie wyobrazić w waszych beznadziejnie sformatowanych ''alternatywnie'' mózgach, ale orkiestra symfoniczna a nawet strażacka też się do tego nadaje, naprawdę - o tym jeszcze poniżej ]. No i wymieniony na końcu Bartosz Kowalski - powiem tylko tyle, że nie przeszkadza mi wcale jego ''stylistyka bliska muzyce filmowej'', wprawdzie to nie moja bajka, ale to porządna muzyka orkiestrowa o czym można przekonać się na stronie kompozytora : zwłaszcza ''Tkaninus'' i ''Exanastasis'' [ tytuły utworów to też jedna z rzeczy, które mię w tego typu muzyce zachwycają - nie powiecie, że nie robi wam się od nich mokro ? ].

Symptomatyczne i bardzo pozytywne, że wszyscy z powyższych twórców mają swoje strony internetowe i to całkiem porządne - to nie tylko znak czasów, widać że w przeciwieństwie do nieudacznych PRL-owskich artychów opisywanych przeze mnie poprzednio zamiast jak oni tylko chlać wódę przesiadując w spelunach i niszczyć sobie zdrowie papierochami przy potokach wydumanego bełkotu wylewającego im się wprost z mózgów przez usta [ a od czasu do czasu kablując wzajem na siebie i podkładając sobie świnie ] nie czekają aż wszechwładne państwo-partia rzuci im łaskawie jakiś ochłap, lecz sami umiejętnie krzątają się wokół swoich zamierzeń dbając o inteligentną, nienachalną auto-promocję. Jak z tego widać utalentowaną jednak mamy młodzież - skoro w polityce trwa festiwal miernot i bandyterki to być może dla równowagi i kontrastu w sztuce nam to chociaż wynagrodzono [ co nie znaczy, że mam idealistyczne o niej wyobrażenie i nie jestem świadomy, że o ''sukcesie'' w tej dziedzinie wcale nie decyduje talent czy pracowitość, ale często, tak jak wszędzie indziej, układy, koneksje a nawet okazjonalne dawanie d... pod tą czy inną postacią ], z drugiej strony taka Sylwia Ługowska stanowi dla mnie jakiś promyk nadziei, że po wyborach wprawdzie na pewno nie będzie lepiej ale być może przynajmniej ładniej... dobre i to.

W ogóle jesień obrodziła ciekawymi dla takich sonofreników jak niżej podpisany wydarzeniami muzycznymi - ledwo zakończył się krakowski ''Sacrum Profanum'' z serią monograficznych koncertów poświęconych Steve'owi Reichowi [ jedynego minimalisty, którego cenię, być może dlatego, że wpływy Strawińskiego czy ''etno'' obecne w jego muzyce oraz właściwa jej energiczność sprawiają iż nie jest dla mnie tak mdła jak Glassa np. choć nie da się ukryć, że i on czasami ociera się o banał ] a już w zeszły piątek miała miejsce inauguracja kolejnej edycji ''Warszawskiej Jesionki'', która potrwa do soboty. Wprawdzie zmroziło mnie nieco, gdy dowiedziałem się iż tym razem będzie mocno upolityczniona [ w dodatku jak to przy takich okazjach zwykle niestety bywa zdecydowanie jednostronnie tzn. na lewo ], ale pocieszył mnie wywiad z Heinerem Goebbelsem emitowany w zeszłą niedzielę w radiowej ''Dwójce'', który z humorem ale stanowczo odcinał się od redukowania jego twórczości do formuły ''zaangażowania'' i wpisywaniem jej w kontekst kontrkultury lat 60-ych [ poświęciłem kiedyś temu kompozytorowi wpis na tym blogu ]. Sensacyjnie wręcz wygląda pierwsza od czasu premiery [ a więc od blisko 50 lat ! ] emisja, bo przecież nie wykonanie, elektronicznego czy raczej ''konkretnego'' [ od muzyki ''konkretnej'' - tak, istniało coś takiego ] utworu Pendereckiego ''Brygada śmierci'' z '63 r. - powodem tak długiej absencji był skandal jaki wywołał podczas pierwszego koncertu, został ostro zjechany przez ówczesnych decydentów kulturalnych min. Iwaszkiewicza a dlaczego szczegóły tutaj : niestety nie mogłem wysłuchać go w całości w zeszłą niedzielę, ale z nadanych wcześniej w reportażu o nim fragmentów przeplatanych wypowiedziami samego kompozytora oraz świadków tamtej pamiętnej premiery rzecz zapowiada się co najmniej interesująco.

Wprawdzie nie mogłem wysłuchać też otwierającego tegoroczną ''WJ'' koncertu, ale nie żałuję bowiem byłem wtedy na wernisażu wystawy ''Szaro Czarnów'' autorstwa znajomych : Wojtka Wytrycha i ''artysty ukrywającego się pod pseudonimem Fenek'', który odbył się na Bazie Zbożowej - co tu gadać, było cholernie fajnie i nie miało prawa inaczej skoro zebrała się przy tej okazji grupa tak utalentowanych a zarazem pozytywnie pierdolniętych osób [ najlepiej pasuje tutaj określenie, które znalazłem w komentarzu u brulionmanna, który owszem owszem toże tam był : ''inwent-aż'' ], było też ognisko i dużo wina pitego w dobrym towarzystwie i na świeżym powietrzu a to ważne, zwłaszcza przy butelkach grawitujących w cenie 10 zł [ do czego przyłożyłem skromną cegiełkę-butelkę ] bo te zwykle smakują tylko w takich warunkach : mam nadzieję, że pisząc to nikomu nie napytam kłopotu, wprawdzie żadnych pijaństw szpetnych ani wszetecznych orgii tam nie było, ale w tym popierdzielonym kraju, gdzie ''lyberalny'' rząd gangsterów rywalizuje z pożal się boże opozycją w uchwalaniu coraz głupszych restrykcyjnych przepisów nigdy nic nie wiadomo. Warto też wspomnieć w tym miejscu o drugiej, równoczesnej wystawie, która miała tam miejsce przedstawiającej zdjęcia z przedszkola dla niepełnosprawnych dzieci : również ciekawa z nienachalnym, tolerancyjnym przesłaniem [ obie otwarte do końca tygodnia ]. Jedynym minusem było, iż nie mógł zawitać na nie zmożony chorobą Witold Gąska, muzyk znanych kiedyś kieleckich grup ''Dom Mody'' czy ''Hit Hit'', którego blog, od jakiegoś czasu umieszczony przeze mnie także w dziale ''Ludzie'', w tym miejscu serdecznie rekomenduję. Nie zmienia to faktu, że było pięknie... i życzę sobie jeszcze niejednej takiej imprezy !

Na zakończenie wrzucam finał ''Koncertu na zheng i orkiestrę'' słynnego ze ścieżki dźwiękowej do ''Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka'' chińskiego kompozytora Tan Duna - tak dlatego, że towarzyszył mi ostatnio dość często poprawiając choćby humor w ponure lipcopadowe dnie, jak i przez to, że doskonale wpasowuje się w kontekst muzyki opisywanych powyżej polskich młodych twórców : podobnie jak oni w pozbawiony awangardowego jak i tradycjonalnego sekciarstwa sposób korzysta umiejętnie z najróżnorodniejszych gatunków muzycznych łącząc je w dodatku z wpływami swojej, rodzimej kultury co w poniższym, nieco bartokowskim w swej żywiołowości fragmencie będzie doskonale słychać :



- ta chińska solistka jest zaiste zniewalająca : szkoda jedynie, że nie przebiega swymi paluszkami po pipie...