czwartek, 29 sierpnia 2019

''Oślepiona k... białasa zdychaj!''

Niedawno kenijski sąd skazał dwóch tamtejszych rugbystów, lokalne sławy sportu za gwałt zbiorowy na ichniej piosenkarce, nie wspominałbym o tym, bo cóż mogą obchodzić nas kryminalne sprawy na drugim końcu globu, gdyby ta akurat nie posłużyła za pretekst do ukazania gigantycznego zakłamania w jakim tonie współczesny ''postępowy'' świat. Otóż media afrykańskiego kraju zastanawiają się po jaką cholerę jeden z ich czołowych sportsmenów zrujnował sobie karierę wdając w gwałt, skoro dorwał już ''very sexy white girlfriend'', a jak wiadomo nic tak nie podnosi statusu zakompleksionego Murzyna jak biała kobieta, i futro alfonsa w zestawie.


Czarny misio i piesio, śliczne monidło.

Szmata została rychło zidentyfikowana jako fińska działaczka organizacji poza- jak i rządowych Sonja Sirviö - wszystkich bojowników zaciekle zwalczających z pianą na pyskach rasizm [ o ile nie dotyczy akurat białych rzecz jasna ] uprasza się uprzejmie o wyjęcie kija z dupska, gdyż bynajmniej nie mam ją za takową bo ruchała się z murzynem : związki międzyrasowe nie są niczym złym jeśli owocują takimi dupencjami jak wschodząca gwiazdka Ella Balinska, córka czarnej modelki i Polaka [ wprawdzie nieco za szczupła jak na mój gust, ewidentnie odziedziczyła figurę po matce, niemniej przyznaję miło popatrzeć ]. Wywłoką jest dla mnie ta Finka bowiem etatowa zeń globalistyczna kurwia jak wskazuje cała jej dotychczasowa pożal się ''droga zawodowa'', i hipokrytka - zajmuje się promowaniem w Afryce w ramach ''women's rights'' takich fińskich ''social innovations'' jak ekologiczne kubki menstruacyjne wielokrotnego użytku, i zwalczaniem prostytucji w Indonezji, oraz wrzuca na swój profil twetty innej zakłamanej pizdy Killary Clinton oburzającej się na ''seksizm'' Trumpa, ale jak widać nie przeszkadza jej to romansować z psychopatą traktującym kobiety jak ścierki, może dlatego, że czarne których najwidoczniej nie obejmuje feministyczna ''siostrzaność'' białej lejdi [ ''mzungu'' w ichnim narzeczu ], stąd wdzięczny afrykański kochaś nadal śle jej z więźnia żarliwe wyznania miłości. Nie ma się jednak co dziwić, że szczeka jak jej każą skoro u pańskiej klamki wisi pełniąc takie ''odpowiedzialne'' funkcje jak przewodnicząca w zeszłym roku afiliowanego przy ONZ helsińskiego stowarzyszenia studentów, na stronach tegoż w zakładce tłumaczącej czym konkretnie się ono ''zajmuje'' mamy niemal pełny globalistyczny zestaw - od ''Climate change'' po ''Agenda 2030'', pomiędzy jest jeszcze ''konwergencja kultur'' co zapewne tłumaczy wakacyjny romans w tropikach pani Sirviö w ramach stażu odbywanego przy fińskiej ambasadzie w Nairobi, tylko prymitywy sądzić mogą, że zwyczajnie białej piździe zachciało się czarnego kutasa na wyjeździe [ skądinąd zastanawiająca jest ta aktywność skandynawskich działaczy na afrykańskim kontynencie, nie tylko w Kenii, ale i Erytrei czy Zimbabwe, rzecz chyba godna osobnego obadania ]. Ni w ząb nie znam fińskiego, stąd nie mam pojęcia o czym tu ona prawi, ale wystarczy rzut oka by mieć jasność, iż tej miłej gładkiej buzi nigdy nie skalała najmniejsza choć refleksja ni wątpliwość, więc do agitowania za ''globalnym klimakterium'' towarzyszka Sonja nadaje się w sam raz  :



- nie przesadzałbym z tym ''sexy'', ale pojmuję, że dla wielu czarnych mężczyzn każda biała kobieta nie wiem nawet jak ''alternatywnie ładna'', a w dodatku jeszcze blondynka może uchodzić za obiekt pożądania - faktycznie biedni ludzie... Szydzę, ale działalność tego typu szkodników, idealnego produktu globalistycznych agend jak ONZ czy UE, stanowi poważny problem jako przejaw ''imperializmu kulturowego cywilizacji białego człowieka'', który wcześniej zarzucał ''czarnuchom'', że są dzikusami hołdującymi barbarzyńskim obyczajom, nie wyznają chrześcijaństwa ni ubierają się jak ludzie, o zbudowaniu godnego tego miana państwa narodowego już nie wspominając, a gdy przyswoili oni sobie w końcu mniej lub bardziej udatnie te ''wynalazki'' teraz jej przedstawiciele mają do Afrykanów z kolei pretensje o przywiązanie do nich! Hej polskie białasy, ''murzyni Europy'' - coś wam to aby nie przypomina? Lubicie pierdolić, że jesteście ''Europejczykami'' bo wam zakompleksione wieśniaki słoma z butów wystaje, stąd gardzicie tak swym pochodzeniem - a Polska według was to niby gdzie leży tumany : na Grenlandii?! - lub uważać się za dumnych obrońców ''syfilizacji judeołacińskiej'' jeśli akurat reprezentujecie prawicową leminżerię, prawda jednak wygląda tak, iż wasz status ma więcej wspólnego z losem przeciętnego mieszkańca Afryki, Ameryki Południowej lub Azji, niż raczylibyście w ogóle to przyznać. Nie tylko my jak widać jesteśmy obiektem agresji ideologicznej LGTB, gender itp. syfu mającego na celu obrócenie w perzynę miejscowej kultury, religii i tradycyjnej obyczajowości, i nie tylko nasze kompradorskie, skurwiałe elity ochoczo w tym procederze uczestniczą w zamian za deszcz subwencji i grantów płynących od swych białych ''bwana'', warto mieć to na uwadze. Dlatego co do mnie poczuwam się do większej elementarnej solidarności i cywilizacyjnej więzi z czarnym konserwatystą i realnym obrońcą ''cywilizacji łacińskiej'' kard. Sarah [ natomiast co innego tyczy barbarzyńcy obwieszonego błyskotkami, bo nie dam sobie wciskać, że ordynarne nadstawianie zadu i symulowanie kopulacji to jakiś ''taniec'' godny istoty posiadającej odrobinę choć RiGCzu, a imponować jako rzekomo wyraz ''nieskrępowanej seksualności'' i ''radości życia'' może to jedynie białym stulejom ] czy nawet muzułmanami, którzy parę miesięcy temu słusznie protestowali w Birmingham przeciwko robieniu ich dzieciom ''tęczawej'' sieczki z mózgu, i czynili to pokojowo, lecz stanowczo [ zaznaczam to, bo nie ma mowy o fantazjach pana Grzegorza na temat batożenia pederastów ] niż z ''białymi pastuchami karmionymi g...nem'', że zacytuję mojego ulubionego ''anty-faszystę'', takimi np. jak doktor shabilitowany niejednokrotnie w gender Jacek Kochanowski - co ja niby mam wspólnego z tym grubym, starzejącym się, wulgarnym pedałem poza tym, że jesteśmy tej samej rasy i płci [ choć co się tyczy ostatniego nie ma wcale pewności jak to jest z autoidentyfikacją pod tym względem u pana dr ], no i co z tego?! Niby mówimy tym samym językiem, a żadną miarą nie porozumiemy się, nie ma szans by rozumna istota dogadała się z kimś czy raczej czymś, co na własne życzenie pozbawiło się statusu ''homo sapiens'' i w post-człowieczeństwie oraz zamianie w eko-obornik upatruje dla siebie i innych ''świeckiego zbawienia'', jak choćby niejaka Spurek. Oczywiście nie czyni mnie to ślepym na NIEPRZEZWYCIĘŻALNE różnice rasowe i kulturowe etc., niemniej zachowując swą ważność schodzą one na drugi plan w obliczu starcia cywilizacji, jakiejkolwiek : ''łacińskiej'', ''bramińskiej'' czy ''turańskiej'' z nie-ludzkim czyli rozbestwionym, jawnym już transhumanizmem jaki wylazł wprost na ulice - to niestety nie SF, ani ''foliarski'' teoremat, a żywa prawda, i nie łudźmy się, biorąc pod uwagę siły jakie zaangażowane są w promowanie tego łajna będzie pod tym względem tylko gorzej, rzecz nie raz już tu omawiana.

Powróćmy stąd do niełatwych kwestii stosunków międzyrasowych, i monstrualnego ''postępackiego'' zakłamania jakie panuje obecnie w tej materii - dobrą ilustracją tej hipokryzji i rażącej asymetrii będzie związek pewnej kenijskiej także modelki o zdecydowanie milszych memu oku obłych kształtach z Włochem, gdy tylko upubliczniła go w sieci wylało się na nią prawdziwe szambo hejtu ze strony zazdrosnych murzyńskich stulejarzy nie mogących znieść widoku ich ''siostry'' z białym mężczyzną, i życzących jej z tego tytułu otwarcie śmierci. Ch... mnie obchodzi rzekomy ''syndrom Sally Hemings'' [ czarnej niewolnicy i kochanki Jeffersona ], bo to nie oparta na przymusie relacja pan-zniewolona kobieta, lecz dobrowolny związek dwojga dorosłych ludzi tak jak być powinno, nawet jeśli nie można wykluczyć interesowności ze strony afrykańskiej gwiazdeczki. No i co z tego? Skoro biała polska modelka może chcieć żreć gówno arabskiego szejka i wylizać mu dupę na glanc za grubą kasę nie widząc w tym nic złego, czemuż to Murzynce bronić sypiania z białym facetem lub Azjatą, choćby za pieniądze, albo zwyczajnie dlatego, że tak lubi? Co, że niby czarny mężczyzna ma mieć rzekome ''prawo'' zaliczać czy nawet gwałcić białe kobiety w ramach ''rewanżu'' za krzywdy wyrządzone przez kolonialistów w przeszłości, ale już odmawia swej ''siostrze'' posiadania europejskiego lub azjatyckiego kochanka? A spierdalać mi z tym rasistowskim seksizmem a rebours ubranym tylko dla niepoznaki w ''antykolonialne'' resentymenty i towarzyszącą im politpoprawną frazeologię, wolnoć tobie ale i jej o ile tylko taka jej nie przymuszona wola, ni powodowana biedą, kobieta też powinna mieć coś z [u]życia, czyż nie? Sęk w tym, że kipiący nienawiścią murzyńscy stulejarze i rasistowskie kmioty nie chcą właśnie na to dać zgody i niestety nie poprzestają na groźbach o czym świadczy bestialski mord popełniony przez czterech czarnych żołnierzy na sierżancie Marines polskiego pochodzenia Janie Pawle Pietrzaku i jego świeżo zaślubionej ''afroamerykańskiej'' żonie Quianie - wyobraźcie no sobie jaki shitstorm, prawdziwe piekło zamieszek rasowych i politycznych rozpętałoby się na ulicach w USA, gdyby tamtejsi naziole w mundurach zabili w podobnie brutalny sposób za ''zdradę rasy'' białą kobietę i jej męża, swego czarnego dowódcę : działacze ''black lives matter'' i jankescy antyfiarze do dziś kręciliby zadymy w każdą rocznicę zbrodni trąbiąc o tym jako koronnym dowodzie na rasistowski charakter ''AmeriKKKi''. Nie wspominając już o ziejących do urzygu politpoprawnością, zakłamanych gwiazdeczkach Hollywoodu i celebrytach, którzy nie przepuściliby żadnej okazji aby obnosić się w mediach dla lansu ze swym rzekomym ''antyrasizmem'', oczywiście tym mile widzianym przez mainstream czyli wybitnie jednostronnym np. nie mieści się w nim współczucie dla losu i pomoc nieszczęsnym Afrykanerom katowanym regularnie z niesłychanym okrucieństwem przez głoszących jawnie ''wojnę ras'' czarnych komunistów w RPA - nie słyszałem jakoś by wywodząca się przecież z tej społeczności słynna aktorka Charlize Theron choćby pisnęła w ich sprawie, niechby zresztą spróbowała, a oznaczałoby to zapewne koniec jej kariery, stąd woli udzielać się w obronie rzekomo zagrożonych, w rzeczywistości zaś rozbestwionych już całkiem pederastów oraz chwalić swym adoptowanym czarnym ''transpłciowym'' synkiem, który właśnie ''okazał się'' dziewczynką... Toteż trudno niestety dziwić się, że sprawa mordu Janka i Quiany nie doczekała się nawet drobnej części tego odzewu z jakim niewątpliwie mielibyśmy do czynienia, gdyby to on był czarny a ona biała podobnie jak i oprawcy, od początku też władze i media włożyły sporo wysiłku w marginalizowanie ewidentnie rasistowskich motywów zbrodni łżąc bezczelnie w żywe oczy, iż poszło li tylko o względy rabunkowe i urażone żołnierskie ambicje - nieważne, że mordercy pozostawili w domu ofiar napisy na ścianach ''nigger lover'', na oczach pokonanego wcześniej w nierównej walce i skrępowanego Pietrzaka bestialsko gwałcili po kolei swoją czarną ''siostrę'' i nad obojgiem znęcali się wiele godzin, by ich skrajnie upokorzyć i ostatecznie zgnoić, po czym dokonali na nieszczęsnych małżonkach typowej egzekucji strzałem w tył głowy, zaś dobra jakie padły przy okazji łupem skurwysynów były niewspółmierne, żałośnie wręcz małe do skali okrucieństwa niesłychanego czynu jakiego się dopuścili. W ogóle nie sposób oprzeć się ohydnemu wrażeniu, że amerykański establiszment najchętniej całkiem zamiótłby tchórzliwie rzecz pod dywan, tym bardziej, iż do rangi symbolu urasta, że do tragedii doszło akurat w momencie inauguracji prezydentury Obamy niczym jej ''mord założycielski'' psując nastrój radosnej, graniczącej z demencją euforii w jaką wpadł wtedy cały kraj i z połowa świata, gdyby nie to nawet, że ofiarą morderstwa i gwałtu padła także czarna kobieta, co nade wszystko doszło do nich w pobliżu, niemal na terenie bazy wojskowej sprawcami zaś byli żołnierze elitarnej jakby nie było formacji armii Stanów Zjednoczonych, którzy podnieśli rękę na swego przełożonego! - nieprawdopodobny, kompromitujący całkiem dla głównej siły militarnej świata skandal. Tym należy tłumaczyć jak sądzę, że po przeciągającym się niemiłosierne zwłaszcza dla rodzin ofiar procesie wreszcie jednak zbrodniarzy przykładnie ukarano, tylko jednemu z nich darowano życie zapewne za podpierdolenie śledczym pozostałych wymierzając wszakże dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia, natomiast reszta czarnych chujów dostała ''czapę'' jak należy, wprawdzie nie udało mi się ustalić czy zasądzone wyroki śmierci w końcu wykonano, bo jak wiadomo do tego w USA długa jeszcze zwykle droga, atoli bądźmy dobrej myśli - pozostaje jedynie żałować, iż znając panujące obecnie tamże procedury posyłania kanalii na tamten świat, oby do piekła gdzie ich miejsce, odbędzie się to w zdecydowanie zbyt łagodny, ''higieniczny'' wręcz sposób, bo za coś takiego należy się stary dobry szafot, a wcześniej jeszcze łamanie kołem, ćwiartowanie żywcem, generalnie ''rzeź wołyńska'' z d... : co to za skurwysyński świat, gdzie niewinne ofiary umierają w męczarniach, gdy z ich oprawcami pieszczą się niczym jakim cackiem?! Niemniej dobre i to, że w Stanach wciąż istnieje możliwość wymierzenia sprawiedliwości, adekwatnej mimo wszystko kary za zbrodnie popełnione ze szczególnym okrucieństwem, a nie jak w naszym faktycznie pod tym akurat względem ''dzikim kraju'', gdzie musimy męczyć się z różnymi Trynkiewiczami pozbawieni barbarzyńsko szansy zastosowania wobec nich niezawodnego środka zaradczego w postaci konopnego sznura - znamienne, iż na stronie jakiejś kretyńskiej organizacji zwalczającej karę śmierci w imię ''humanitaryzmu'', oczywiście dla morderców a nie ofiar, gdzie podano informację o skazaniu jednego ze sprawców mordu wyraźnie zaznaczono w tytule jego rasę, nie racząc już dodać tego samego wymieniwszy imię i nazwisko gwałconej, torturowanej przezeń bestialsko i zamęczonej w końcu na śmierć czarnej przecież ''siostry'' : najwidoczniej ktoś tam uznał, że ''dziwce się należało''. W ten oto sposób wielcy tego świata łożący hojnie na podobne pasożytnicze, niezwykle szkodliwe agentury wpływu cynicznie podsycają rasistowskie resentymenty, by rozgrywać poddane ich władzy, całkiem ogłupiałe od nawały politpoprawnej propagandy społeczeństwo robiąc z najgorszej kanalii ''męczennika'' i rzekomą ofiarę ''opresyjnego systemu'', rzygać się chce, także na widok tych wszystkich gawnojedów wszelkich kolorów skóry dających się jakże łatwo na podobną ordynarną manipulację nabierać. Znowu więc będą pierdolić, że ''w Ameryce Murzynów zabijają'', i nieważne już, że za zbrodnie na swych pobratymcach bo dla ochujałych lewaków to również ''wina białego człowieka'' takiego jak nieszczęsny polski mąż ofiary wywodzący się przecież z nacji niemiłosiernie doświadczonej przez historię, u zarania której legło również masowe niewolnictwo... Spróbuj to jednak im wytłumaczyć i czarnym rasistom, a obaczysz rychło jaką pianę zaczną toczyć, ci ostatni nie dadzą sobie odebrać rzekomej ''wyjątkowości'' swej niewolniczej przeszłości tak jak Żydzi nazistowskiego ludobójstwa, które jakoby tylko ich dotknęło, bo cóż by bez tego ordynarnego historycznego fałszerstwa jedni i drudzy poczęli, dosłownie byliby niczym, pospołu biedni głupcy i niebezpieczni agresywni psychopaci zarazem.

Satysfakcję z wymierzenia sprawiedliwości bandziorom psuje obserwowanie hipokryzji władz USA i tamtejszego medialnego establishmentu, ohydnej gorliwości z jaką zamiatają pod dywan jawne niemal rasistowskie podłoże mordu polskiego sierżanta Marines i jego czarnej żony przekierowując uwagę opinii publicznej na rzekome motywy rabunkowe sprawców, co najwyżej poboczne w istocie. Poglądową lekcję pod tym względem stanowi niedawny reportaż CBS przypominający okoliczności tragedii sprzed ponad dekady, jego twórcy dwoją się i troją by nie popełnić przy tym jakiejkolwiek ''zbrodniomyśli'', stąd jedynie napomykają na marginesie, iż jeden z morderców jakoby usiłował ''odwrócić uwagę śledczych'' przyznając się otwarcie do rasistowskich motywacji swego i kumpli czynu - taa, już widzę jakby mu to pomogło, choć z drugiej strony rzeczywiście w ocipiałych ze szczętem od politpoprawności współczesnych amerykańskich elitach mógłby akurat bez trudu naleźć się jakiś ichni ''rozgrzany'' sędzia Stuleya, który potraktowałby jako co najmniej ''okoliczność łagodzącą'' wkurw potomków czarnych niewolników oburzonych, że jakaś Murzynka zadała się z ''białasem'', nie zmienia to jednak w niczym faktu, iż byłoby to czyste skurwysyństwo i rasistowska patologia o jedynie odmiennym znaku. Niemniej należy obaczyć go lub zapoznać się z zapisem relacji, bo mimowolnie dobrze akurat ukazuje z jakimi monstrualnymi wprost durniami i patolami mieliśmy tu do czynienia - pierwszy z aresztowanych w sprawie podczas zatrzymania zasłaniał się przed wymierzonymi weń pistoletami agentów żandarmerii wojskowej własnym dzieckiem, tuman miał też czas jako nieco wcześniej przez nich przesłuchiwany by zniszczyć dowody zbrodni, tymczasem ostawił wprost na stole zrabowaną kartę bankomatową zamordowanej Quiany, zaś w szafie mundur galowy sierżanta Pietrzaka, równie dobrze mógłby wypisać sobie na czole : ''jestem zbrodniarzem, zabiłem takich to a takich'' podając nazwiska ofiar, dokładną datę przestępstwa itd. nagrywając zeń relację i umieścić ją na jutubku czy fejsie. Zgroza wprost bierze, że takich murzyńskich sebixów biorą do amerykańskiego woja, i to jego elitarnych przecież formacji, a jest to niesłychanie paląca kwestia dla nas w kontekście zwiększenia obecności armii USA na terenie Polski, od dawna już służba w niej stała się jedyną szansą ''awansu społecznego'' dla wielu przedstawicieli tamtejszych ''wykluczonych'' społeczności wywodzących się z etnicznych i rasowych gett opanowanych przez zorganizowaną przestępczość, jeśli więc regularni bandyci, członkowie latynoskich karteli czy murzyńskich gangów w mundurach żołnierzy Stanów Zjednoczonych jakimi okazały się być opisywane tu bestie zaczną nie tylko wszczynać burdy i popełniać rozboje na okolicznej ludności, ale i dokonywać włamań i napadów a nawet co nie daj gwałtów i w końcu morderstw, nie muszę chyba mówić jak dzięki temu wzrośnie popularność prorosyjskiego dotąd planktonu politycznego, będzie to również znakomity prezent dla umacniających się coraz śmielej nad Wisłą Chińczyków o całkiem już rozpanoszonych tutaj Niemcach nie wspominając. Niestety obserwując budzącą obrzydzenie zapobiegliwość władz cywilnych i wojskowych USA, by zignorować niemal sprawę niesłychanego skandalu jakim był bestialski mord przełożonego i jego żony przez podwładnych popełniony w elitarnej jednostce własnej armii, nie potępiwszy nade wszystko jego rasistowskich motywów poprzez napiętnowanie ich w przestrzeni publicznej jak należało, mam uzasadnione wątpliwości czy aby waszyngtońskie elity rządzące wyciągnęły z tego właściwą lekcję i mogły skutecznie zabezpieczyć nas i siebie przy okazji przed wspomnianymi zagrożeniami. A już na pewno nie dokonają tego służby naszego paździerzowatego państwa zdolne chyba jedynie do wyżywania się na takich leszczach jak niżej podpisany, ordynarnych pokazówek typu wjazd komuś na chatę nad ranem za krzywy wpis na forum czy blogu, bo niewątpliwie cały porządek ustrojowy rozpadnie się od paru brzydkich słów na temat prezydenta czy premiera, lub aresztowania ''agrobombera'' co miał wysadzić obornikiem Sejm, gdyby dziarscy chłopcy z ABW nie udaremnili w ostatniej chwili całej akcji [ skądinąd biedak przeniósł się niedawno, czy też go ''przeniesiono'' na tamten świat - być może to stara-nowa ekipa bezpieczniaków czuje już ''gorący oddech kaczuchy'' na karku, i czyści szafy z brudów ], niestety nie widzę pod tym względem zbytnio ''dobrej zmiany'' czego dowodem choćby sprawa Mateusza Piskorskiego - owszem, nazibolszewickiego pajaca, ale nawet komuś takiemu należy się elementarna sprawiedliwość, przynajmniej dopóki nie przechodzi od słów do czynów, tymczasem po cyrkowym, niczym w kiepskim filmidle aresztowaniu w centrum Warszawy w godzinach szczytu i przetrzymywaniu blisko 3 lata w areszcie wydobywczym wysrano w końcu przeciwko niemu zarzut - uwaga, uwaga - ''szpiegostwa na rzecz Iraku'' : szkoda, że nie ''gangu Albanii'', albo ''krainy deszczowców'', jestem przekonany, że prawdziwe szpiony i ludzie kręcący konkretne dile z Rosją zarykują się z tego ze śmiechu. Trzeba było go więc w końcu wypuścić z podkulonym ogonem, i teraz łazi po kraju w aureoli ''męczennika IV RP'' odgrażając się, że ujawni posiadane ponoć dowody na sprawstwo amerykańskich służb w morderstwie Leppera - ja p...lę, to skoro ma być wojna może od razu poddamy się temu Putinowi, co? Bo coś mi mówi, że jak przyjdzie co do czego Ssakiewicz i Rachoń pierwsi będą spieprzać nową autostradą na Zaleszczyki, tyle że w drugą stronę wprost na Zachód - a może okażą się ''kretami'', kto ich tam wie. Jest też i druga strona medalu : Amerykanie chcą by główna baza wojsk USA w Polsce znajdowała się w Żaganiu niedaleko zachodniej granicy, natomiast podporządkowany de facto prezydentowi po wylaniu Macierewicza MON ponoć obstaje za przeniesieniem jej zdecydowanie na wschód, do położonej na Podkarpaciu Nowej Dęby, w widłach Wisły i Sanu czyli tam, gdzie miało bić ''serce'' COP-u. Tak czy siak każde skupisko żołdaków przyciąga magicznie ''panie lekkiej konduity'' jak to kiedyś elegancko określano ciągnące doń chmarami, mówiąc wprost ''za mundurem kurwy sznurem'', stąd min. służby i wywiady wszystkich państw wykorzystują je od wieków do wyciągania informacji od klientów, szukania na nich kompromatów itd., co jak sądzę stanowi być może głębszą przyczynę dymisji Kuchcińskiego, a nie jakieś tam przeloty [ no chyba, że mowa nie czym a kogo ] - w tym kontekście niepokojąco brzmią informacje jakoby regionalnym podkarpackim imperium burdelowym z którego usług miał korzystać pan marszałek zawiadują osobnicy z przeszłością w Specnazie, jacy odbyli służbę na radzieckiej jeszcze Ukrainie - ?! Nie wiem tylko jak mam rozpatrywać w świetle opisanych lokalnych uwarunkowań obecność tamże Grzegorza Brauna, który ostatnio zaczął się niezwykle intensywnie kręcić po okolicy - przecie nie nazwę go ''ruską...''

Odbiegliśmy jednak dość daleko od zasadniczej tematyki, pora więc na jakieś podsumowanie, tym bardziej, że sprawa opisanej tu tragedii jaka spotkała nieszczęsne międzyrasowe małżeństwo Pietrzaków wręcz się tego domaga - historia ich związku mogłaby stanowić materiał na niezwykły film, współczesną ''love story'' wszakże o niespodziewanym, szokującym zakończeniu wbijającym w fotel, ostawiającym po seansie u widza mentalną miazgę rodem z najlepszych obrazów nieodżałowanego Bałabanowa. Niemożliwe jednak, by któraś z zastraszonych politpoprawnością hollywoodzkich ciot miała odwagę ukazać rzecz jak należy, już to widzę jak przedstawiają murzyńskich rasistów zakradających się do domu swej czarnej ''siostry'', by pokarać ją za romansowanie z wrażym ''białasem'', pastwią się nad nią godzinami na jego oczach katując na przemian bestialsko oboje, wreszcie pozbawiają życia strzałami w potylicę, a wszystko zobrazowane z naturalistycznym okrucieństwem nie do zniesienia... Zresztą i dobrze o tyle, iż Tarantino zrobiłby z tego nudziarską jatkę swoim zwyczajem, z infantylnym, życzeniowym zakończeniem, gdzie to niedoszłe ofiary szlachtują napastników, a o reszcie w ogóle szkoda gadać - Wódy Allen? Nie sądzę, chyba, że macie ochotę na neurotycznego pornosa, prędzej już Polański ze swoją mroczną, ociekającą wręcz satanizmem manierą, skoro mowa o ustosunkowanych nie tylko w szołbizie żydowskich pedofilach [ ale jak wiadomo on jest w Hollywood spalony, a czemuż to poczytajcie sobie na blogu Spiskologa - warto! ]. Jedynym właściwie co napawa tu otuchą jest wzruszająca solidarność rodzin pomordowanych małżonków regularnie odwiedzających ich wspólny grób, zwłaszcza przejmujący widok zbolałych matek oczekujących na skazanie rasistowskich zabójców ich dzieci :

I cóż tu jeszcze dodać by uniknąć zbędnego patosu w obliczu tragedii pary nowożeńców jacy nie mieli okazji zbytnio sobą się nacieszyć, bo kilku czarnych frustratów i stulejarzy, murzyńskich rasistów nie mogło przeboleć ich szczęścia, stąd postanowili im za to urządzić piekło na Ziemi, skutecznie niestety - niech więc spoczywają choć w spokoju we wspólnym grobie :

Dodam na koniec, że to nie jedyna bynajmniej zbrodnia motywowana anty-białym rasizmem dokonana przez ''afroamerykańskich'' żołdaków, by wymienić choćby popełnione na pocz. lat 90-ych morderstwo Melissy McLauchlin - trzech żołnierzy z bazy marynarki amerykańskiej wojennej w Charleston na czele z prowodyrem mordu i jego wykonawcą Josephem Martinem Lutherem Gardnerem, nakręceni oglądanymi wspólnie przez cały dzień pornolami z czarnymi mężczyznami ruchającymi białe kobiety, a nade wszystko obaczoną tego dnia relacją z rzekomego pobicia Rodneya Kinga jakie dało asumpt do słynnych zamieszek rasowych w L.A., zmanipulowanej całkiem przez media jak się później okazało, złożyło uroczyste ''noworoczne postanowienie'' aby w odwecie ''kill white bitch'', także za ''four hundred years of oppression'' jakie ze strony znienawidzonych białasów mieli cierpieć ich pobratymcy. Ruszyli więc na miasto by upolować jakieś ''white meat'' i niestety natknęli się na tę nieszczęsną idiotkę, która wyszła z baru po kłótni z narzeczonym i mimo że policja zwinęła ją pijaną z ulicy odwożąc do domu polazła znowu do następnej knajpy jak ćma na swą zgubę, gdzie po drodze zgarnęły ją wspomniane czarne patusy zwabiając do siebie ofertą naćpania się za zbiorowy seks z nimi, na co durna baba ochoczo przystała. Rychło miała srogo zapłacić za swą głupotę bestialsko gwałcona przez dzikusów i ich spraszanych kolejno kumpli z osiedla przyczep jakim nie omieszkali pochwalić się, że ''złowili białą kobietę'', więc ''skosztuj mej suki'' brader, po wszystkim zaś kazali jej grożąc bronią wyszorować się detergentami włącznie z wnętrzem cipy aby pozbyć śladów [ debile sądzili, iż w ten sposób zniszczą pozostałości nasienia na jej skórze itd. ], skrępowaną wrzucili do samochodu i wreszcie mr Martin Luther tak jak zamierzał od początku postrzelił ''białą dziwkę'' kilkakrotnie prosto w twarz, dobre chociaż tyle iż w końcu dostał za to ''czapę'', jego egzekucja nastąpiła ponad 15 lat od popełnienia zbrodni, więc i pewnie na wymierzenie sprawiedliwości mordercom Quiany i Jana trzeba będzie niestety jeszcze trochę poczekać. Znamienne, że porzuciwszy ciało ofiary na poboczu drogi wrócili jak gdyby nigdy nic zabawić się w jednym z klubów nocnych Charleston, mimo tylu ran Melissa jeszcze cudem żyła, gdy znalazł ją przejeżdżający kierowca i wezwał karetkę, niestety wykrwawiła się do czasu jej przybycia - aha, zapomniałbym : gdy trwał wielogodzinny koszmar gwałtu przez cały czas tuż obok w sąsiednim pomieszczeniu siedziały dwie czarne dziwki, partnerki sprawców, żadna palcem nie kiwnęła nawet w obronie białej ''siostry'', to się nazywa ''solidarność jajników''! [ profesoressa Środzina pewnie wytłumaczyłaby to sobie i nam, że to biedne zastraszone kobitki były, a poza tym i tak wszystko ''wina mężczyzn'' - czarnych też? toż to rasizm, pani Magdaleno! ]. Oczywiście mimo iż policja od początku niemal zyskała dowody na rasistowski charakter mordu natknąwszy się na miejscu gwałtu w przyczepie sprawców na wściekłą, ziejącą żądzą odwetu wobec białych ludzi diatrybę usprawiedliwiającą najbardziej brutalne środki walki z ''white opression'' z pastwieniem się nad białasami włącznie, ze szczególnym uwzględnieniem takowych kobiet, zaczęła bezczelnie odwracać kota ogonem w imię odpowiedzialności za bezpieczeństwo ''community and the people we protect'', stąd prowadzący sprawę detektyw wprost oświadczył, iż ''I didn’t want to believe this was a Racial Crime. And we tried to look for other Motivations''... Samo to uporczywe zamykanie oczu na bolesną prawdę zakrawa na zbrodnię, dlatego piszę o tym wszystkim bo media nagłaśniają każde morderstwo popełniane przez białych na ludziach innych ras, motywowane rasistowsko lub nie, ale niestety w drugą stronę to raczej nie działa, zabójstwo Pietrzaków też pewnie zostałoby całkiem zamilczane, gdyby nie padło jednak na żołnierza Marines i jego czarną żonę zabitych przez ''kolegów'' z jednostki. Nie mam jednak złudzeń, aby nawet szerokie rozpropagowanie tego jakimś cudem uchroniło następne białe idiotki przed ich losem, tak jak głośna przecież sprawa Simona Mola niczego nie nauczyła wielu naszych rodaczek, stąd nie będę już omawiał tzw. ''Zebra murders'' - serii masowych mordów w Kalifornii w poł. lat 70-ych popełnianych na białych w wykonaniu murzyńskich rasistów z ''Narodu Islamu'', których ofiarą mogło paść nawet ponad 70 osób [!!!], prawdziwa hekatomba, ale sprawdźcie sobie sami, bo mam już dość, flaki zaczynają wywracać mi się na lewą stronę od tej ociekającej krwią, spermą i nade wszystko monstrualną ludzką podłością tematyki, gdyż zieje wprost zeń czarna rozpacz.

sobota, 17 sierpnia 2019

NaziNRD czyli dlaczego lewica nie ma prawa oskarżać Brygady Świętokrzyskiej.

...i to bez względu czy jest faktycznie o co, a niechby nawet, zgodzimy się chyba, że ktoś stojący po kolana w gnojówce nie ma prawa wypominać sąsiadowi zafajdanego podwórka. Nie od dziś jednak wiadomo, że ''lewusom'' wolno więcej np. Kretynyka Polityczna może wydawać ''Teorię partyzanta'' wybitnego skądinąd nazistowskiego jurysty Carla Schmitta i to nie jest bynajmniej ''propagowanie hitleryzmu'', gdzieżby tam. Podobnie jak i cała Nowa Lewica jednego ze swych ideowych patronów upatrywać bez żenady w ''duchowym naziście'' Heideggerze, którego epizod czynnego zaangażowania po stronie reżimu III Rzeszy trwał wprawdzie niecały rok, jednak nie porzucił go on dlatego, iż przejrzał na oczy, lecz fuhrer i reszta narodowosocjalistycznych oficjeli okazała się jak na jego gust zbyt ''drobnomieszczańska'' i za mało radykalna. Aczkolwiek respekt jakim darzyli filozofa goszyści - Foucault wymieniał jego nazwisko obok Nietzschego wśród swych największych ''intelektualnych odkryć'' - nie powinien dziwić, bowiem pana rektora koncepty ''reformy'' a tak naprawdę zniszczenia uniwersytetu antycypowały w tej mierze ekscesy paryskiego maja '68. Ostatnia chryja wokół upamiętnienia BŚ stanowi więc świetną okazję, by ukazać monstrualną hipokryzję i bezczelność ''obozu światłości i postępu'', bo już szlag mnie trafia, gdy widzę rozbestwione kurwie pokroju tow. Michała [ z tych Nowickich ], któremu jawne propagowanie na swym kanale YT o znamiennym tytule ''Odrodzenie komunizmu'' masowych morderców jak Lenin, Stalin, Mao itd. nie przeszkadza w kręceniu shitstormu na ten temat i miotaniu wściekłych anatem pod adresem NSZ. Weźcie się wpierw czerwone skurwysyny do rozliczenia po bolszewicku licznych wśród was nazistowskich kolaborantów o stricte marksistowskich zbrodniarzach już nie wspominając, to dopiero zyskacie niejakie prawo formułowania tego typu oskarżeń. Pisałem już o tym w kontekście wybitnych niemieckich naukowców jacy ze służby Hitlerowi i III Rzeszy płynnie przeszli do pracy na rzecz komunistów wielce za to przez nich honorowani, przypomnę więc tylko, iż chodziło o takich znamienitych niewątpliwie luminarzy świata nauki jak wynalazca mikroskopu elektronowego Manfred von Ardenne, dzięki któremu reżim narodowosocjalistyczny przeprowadził też pierwszą udaną transmisję telewizyjną w historii, czy Gustav Ludwig Hertz i chemik jądrowy Nikolaus Riehl, dwóm ostatnim ich żydowskie pochodzenie nie przeszkodziło pracować nad bronią jądrową dla Hitlera a później sowietów. Emblematyczną postacią uczonego-kolaboranta jest Peter Adolf Thiessen, ''wybitny specjalista w dziedzinie chemii fizycznej'' jak głosi jego oficjalny biogram, a zarazem zadeklarowany nazista, członek NSDAP już od połowy lat 20-ych, który widząc jawne bankructwo dotychczasowego ideologicznego sponsora pod koniec wojny nawiązał kontakty z komunistami i gładko przesiadł się do obozu z pozoru jedynie przeciwnego, dzięki czemu zakończył karierę naukową jako uhonorowany państwowymi odznaczeniami akademik NRD a nawet bezpartyjny członek Rady Państwa Niemiec Wschodnich na pocz. lat 60-ych. Wszyscy wyżej wymienieni byli faktycznymi twórcami radzieckiej bomby atomowej za co zostali odznaczeni nagrodą stalinowską w 1951 r., początkowo pracowali nad nią w tzw. ''szaraszce'', rodzaju obozu koncentracyjnego dla uczonych, gdzie jednak panowały wygody o których przebywający ''na wolności'' sowieccy naukowcy mogli zwykle tylko marzyć, a później w specjalnie dla nich wybudowanym luksusowym instytucie nieopodal kaukaskiego Suchumi, w bliskim sąsiedztwie ekskluzywnego letniska dla partyjnej wierchuszki, pod pieczą samego tow. Berii i Stalina rzecz jasna. Wspominam o tym pokrótce jeszcze raz, bo w przeciwieństwie do kolaboracji z Amerykanami nazistowskich naukowców takich jak Wernher von Braun o ich znamienitych kolegach dających dupy komunistom z kolei mało kto wie i zajmuje się tym tematem, podobnie jak i decydującym wpływem jaki włoscy faszyści mieli na rozbudowę radzieckiej marynarki wojennej [ szczegółowo omawiałem rzecz onegdaj w niniejszym wpisie ].

Idźmy dalej więc tym tropem - owszem, denazifikacja w radzieckiej strefie okupacyjnej początkowo przybrała bardziej srogie formy niż w jej zachodnich odpowiednikach, choć trzeba pamiętać, że i tu oskarżycielami często byli sami naziści jak późniejszy prokurator generalny NRD Ernst Melsheimer robiący za tamtejszego Wyszyńskiego, trudno też znając integralnie bolszewickie faktyczne bezprawie ocenić na ile represje dotknęły rzeczywistych oprawców narodowosocjalistycznego reżimu, a w jakiej mierze stanowiły jedynie wygodny pretekst dla władz rozprawy z przeciwnikami politycznymi, znając typowe dla komuny do dziś jak widać szafowanie epitetem ''faszysty'' w nieuzasadniony często sposób można spokojnie założyć, iż działo się tak w nader wielu przypadkach. Rychło jednak złagodzono represje z tych samych powodów co i po zachodniej stronie, z racji narastającej ''zimnowojennej'' konfrontacji należało przekonać do siebie jak największą część niemieckiego społeczeństwa, stąd już w lutym 1948 r. sowieci rozwiązali komisję denazyfikacyjną w swojej strefie okupacyjnej zamrażając tym samym oficjalnie proces rozliczeń do końca NRD, zaś w listopadzie następnego roku tzw. Izba Ludowa robiąca za fasadowy parlament zdominowany przez komunistów uchwaliła ustawę uchylająca kary dla byłych członków NSDAP i Wehrmachtu, wreszcie w 1952 przez aklamację przyznano tymże prawa obywatelskie. W międzyczasie już w maju '48 powołano koncesjonowaną przez komunistyczne władze Narodowo-Demokratyczną Partię Niemiec, zbieżność nazw z obecnie działającą NPD nieprzypadkowa, bowiem w zamyśle wschodnioniemieckiej partyjnej wierchuszki i jej radzieckich nadzorców miała ona robić za ugrupowanie ''rzekomo reedukowanych członków NSDAP'' i ''azyl dla wielu byłych oficerów Wehrmachtu'' takich jak jej długoletni przewodniczący Heinrich Homann albo nazistowski propagandzista Horst Dreßler-Andreß, ''aktor i reżyser, działacz radiowy i polityk NSDAP a także później w NRD'', czy wreszcie ''czerwony książę'', NRD-owski dyplomata w Iranie lat 70-ych Ferdinand Thun-Hohenstein a właściwie Ferdinand Judas Thaddäus Graf von Thun und Hohenstein [ zbieżność nazwisk z rodziną w którą wżeniła się znana ocipiała unioentuzjastka z PO bynajmniej przypadkowa:) ]. Nie wspominam już o całym legionie kapusiów Stasi rekrutujących się spośród byłych nazioli, którym za donosicielstwo wschodnioniemieckie służby zapewniały odpowiednią ochronę tak jak to stało się w przypadku Josefa Settnika, SS-mana z Auschwitz, który jako TW ''Erwin Mohr'' kablował na swoich parafian i kolegów z pracy, dzięki czemu do śmierci w 1986 r. nie poniósł kary za swoje zbrodnie. Zapewne podobnie było w przypadku wrocławskiego gestapowca Hansa Müllera odpowiedzialnego za deportacje miejscowych Żydów do obozów zagłady, jedna z jego ofiar, której udało się przeżyć wojnę rozpoznała go na ulicy w 1950, gdy ten odnalazł się już w nowej rzeczywistości jako członek partii komunistycznej a jakże, wprawdzie skazano go na dożywocie ale już w 1956 wyszedł na wolność na mocy amnestii, ''nie za darmo'' jak sądzę. Zresztą krysza ze strony Stasi nad swoimi nazistowskimi konfidentami przetrwała nawet upadek NRD czego dowodem obrona byłego SS-mana z Auschwitz jakiej podjął się ostatni minister MSW tegoż kraju Peter-Michael Diestel, później adwokat także wschodnioniemieckich ubeków. Jak ukazują dość niedawno ujawnione materiały partyjne z czasów NRD co najmniej 1/3 członków ichniej partii komunistycznej zamieniła tylko ''brunatną'' legitymację partyjną na ''czerwoną'', bodaj jednak największe stężenie przedstawicieli byłego reżimu panowało we wschodnioniemieckiej Nationale Volksarmee, która nie przypadkiem do złudzenia wręcz przypominała umundurowaniem hitlerowski Wehrmacht, bardziej niż armia RFN - jak ustalił parę lat temu wojskowy historyk Michael Wolffsohn : ''co czwarty pułkownik w Ministerstwie Obrony Narodowej NRD pochodził z Wehrmachtu, 60 proc. oficerów w Departamencie Szkolenia miało "brunatną" przeszłość, co trzeci oficer lotnictwa był wcześniej podkomendnym Hermanna Göringa, 75 proc. oficerów marynarki pochodziło z Kriegsmarine, w wywiadzie wojskowym NRD 45 proc. oficerów zostało wyszkolonych przez Abwehrę'', nie powinno to jednak nas szokować bowiem już w 1989 polski naukowiec, nieżyjący obecnie prof. Julian Stroynowski, wydał po angielsku słownik biograficzny "Kto jest kim w Europie Wschodniej", zawierający życiorysy nie tylko wyższych oficerów, ale i polityków z NRD. Można się z niego dowiedzieć, że wiceminister obrony NRD, Horst Stechbarth, był członkiem NSDAP od 1943 roku, a komendant Akademii Wojskowej, Konrad Adam, członkiem SA od 1932 roku. Generalny inspektor policji NRD, Rudolf Bammler, dowodził w 1939 roku atakiem na Westerplatte, a dowódca artylerii NAL, Johannes Zuckertort - ostrzałem Warszawy w 1939 i 1944 roku [ czyli fachowiec z imponującym doświadczeniem w swoim rzemiośle, sprawdzony w boju ]. Przytaczać podobnych przypadków można by jeszcze długo, ale i tego aż nadto na dowód, że ZSRR wykorzystywał nazistowskich kolaborantów w nie mniejszym stopniu co USA, gdy tylko minęła pierwsza furia odwetu zapewniając im bezkarność tak samo jak Zachód. 

Bowiem uczciwie należy przyznać, iż rzetelne rozliczenie nazistowskiej przeszłości kulało jednako po obu stronach ''zimnowojennego'' sporu i jedynie naiwnością i ignorancją można tłumaczyć podawanie jej za wzór dla ''dekomunizacji'' - owszem, osądzono i posłano na szafot ponoszących największą odpowiedzialność przywódców, tych akurat oczywiście, którzy nie uciekli przed nią w samobójstwo jak sam fuhrer, ale tylko dlatego, że wymusili to zwycięzcy, natomiast rzecz cała zaczęła buksować kiedy przyszło do wymierzenia sprawiedliwości pomniejszym oprawcom, a był ich legion. Dobrze widać to na przykładzie tzw. III procesu norymberskiego podczas którego osądzono członków nazistowskiej ''nadzwyczajnej kasty'' sędziowskiej uwikłanej w rozliczne zbrodnie popełnione w imię narodowosocjalistycznego [bez]praw[i]a, szczególnie wstrząsający z naszej perspektywy jest przypadek niemieckiego jurysty Franza Schlegelbergera sprawującego na przełomie lat 1941/42 urząd komisarycznego ministra sprawiedliwości III Rzeszy, inicjatora niesłynnego ''Dekretu o Polakach'' sankcjonującego masowe mordy sądowe na naszych rodakach, na jego mocy dosłownie wystarczyło krzywe spojrzenie na Niemca by skazać na karę śmierci podczas ponurej parodii procesu. Został min. za to ukarany przez amerykańskich sędziów trybunału w Norymberdze dożywociem, ale jak pisze Sebastian Fikus w pracy o pozornych rozliczeniach z nazistowską przeszłością Niemców, już na pocz. lat 50-ych :

''Z powodu rzekomo złego stanu zdrowia został czasowo zwolniony z więzienia, a choroba przeciągnęła się do jego śmierci. Zmarł w 1970 roku, w wieku 94 lat. Będąc na wolności Schlegelberger zwrócił się do niemieckiej komisji weryfikacyjnej z wnioskiem o rehabilitację. Choć jego wyrok nigdy nie został uchylony czy skrócony przez sąd aliancki, to komisja weryfikacyjna uznała go za całkowicie niewinnego. Schlegelberger nigdy już nie powrócił do więzienia, w wyniku postępowania weryfikacyjnego mógł ubiegać się w Ministerstwie Pracy i Spraw Socjalnych o status sekretarza stanu w stanie spoczynku. Kiedy w Niemczech w 1951 roku średni zarobek wynosił 535 marek miesięcznie, to Ministerstwo przyznało Schlegelbergerowi pełną pensję w wysokości 2894 marek. Oprócz tego otrzymał wysokie odszkodowanie za każdy dzień spędzony w więzieniu alianckim. Ta uprzywilejowana pozycja, chciałoby się powiedzieć nestora narodowosocjalistycznego sądownictwa niemieckiego, nie była jakimś przypadkowym zbiegiem okoliczności czy efektem wsparcia kilku wpływowych przyjaciół. Prawnicy okazali się solidarną grupą zawodową. I nie miało tu znaczenia, czy ktoś pracował w tym zawodzie przed 1945 rokiem czy też nie.'' [ str 114-115 ] :


- tamże możemy wyczytać również, że ostatnie wyroki polityczne z czasów III Rzeszy unieważniono dopiero w 2009 r. ... Kurrwa, dekadę temu!!! I te skurwysyny pouczają nas o ''praworządności''?!? Znamienne też, że gdy jak podaje w jednym z wywiadów wspomniany badacz dobrych parę lat wcześniej, konkretnie :

''w 1998 roku Bundestag uchylał część politycznych wyroków III Rzeszy, to wśród nich były również takie, które dotyczyły kilkudziesięciu tysięcy obywateli polskich. Nikt wtedy o tym w Polsce nie powiedział i nie napisała o tym żadna prasa. I dalej tego nikt nie zauważa. Dla mnie to jest po prostu absurd.''


- słusznie, aczkolwiek biorąc pod uwagę jaki kapitał dominuje w naszych jedynie z nazwy mediach, szczególnie jeśli idzie o prasę właśnie, wcale nie powinno to tak dziwić. Swoisty podziw graniczący z perwersją może wzbudzać na jakie szczyty kazuistyki potrafili wznieść się niemieccy prawnicy korzystając ze swoich najlepszych tradycji by ochronić umoczonych w mordy sądowe towarzyszy, otóż posłużyli się oni w tym celu ni mniej ni więcej jak kodeksem drogowym... Tak, dokładnie, nie przejęzyczyłem się - wykorzystali lukę w prawie proponując taką interpretację paragrafu na mocy której jeżeli sprawca wypadku ze skutkiem śmiertelnym ujętego tu nie przypadkiem jako ''mord'' ofiary ''osobiście nie znał i nie miał z nią żadnych powiązań'', to jego czyn automatycznie należało potraktować jako „usiłowanie zbrodni”, w efekcie jak pisze Fikus :

 ''Miało to dla biurkowych zbrodniarzy hitlerowskich kluczowe znaczenie. Urzędnicy i oficerowie wydający polecenia mordów na ludziach, których nigdy nie widzieli, musieli być od tego momentu traktowani jako przestępcy, którzy swoich mordów zaledwie „usiłowali” (!). Ale co jeszcze ważniejsze, zgodnie z niemieckim systemem prawnym „usiłowanie zbrodni” przedawniało się po 15 latach, czyli w maju 1960 r.''

- dlatego w RFN skazywano, o ile w ogóle, zwykle jedynie stojących najniżej w hierarchii nazistowskiego terroru bezpośrednich oprawców, natomiast wydające im rozkazy elity III Rzeszy zapewniły sobie tym samym faktyczną bezkarność. To tyle jeśli idzie o ''samooczyszczanie się środowiska sędziowskiego'', tam jak i tutaj, bo w świetle opisanych nikczemności nie może dziwić gorące wsparcie jakie niemiecka ''nadzwyczajna kasta'' udziela swoim polskim kameraden w heroicznym oporze przed rozliczeniem się z własnym uwikłaniem, tym razem w komunistyczny reżim. Niezwykła z pozoru jedynie nazi-komunistyczna solidarność sięga zapewne głębiej, co najmniej czasów wojny a konkretnie szemranych układów w jakie wchodzili niemieccy komuniści osadzeni w obozach koncentracyjnych z ich władzami, jak podaje inny badacz Szymon Pietrzykowski w dostępnym w sieci artykule ''Złudne nieuwikłanie. III Rzesza w interpretacji antyfaszystowskiej - casus NRD'' :

''W relacjach z Buchenwaldu publikowanych w oficjalnym obiegu [ wschodnioniemieckiej propagandy ] komunistów zachwalano jako wzorowych współtowarzyszy nieobojętnych na krzywdę innych, w tym niekomunistycznych więźniów - Żydów, chrześcijan, socjaldemokratów czy świadków Jehowy. Zeznania świadków w procesach byłych członków załogi obozu, które szeroką falą poczęły się toczyć w Niemczech Zachodnich od wczesnych lat 60-ych, oraz późniejsze badania historyków podważyły ów romantyczny obraz. Jak się okazało nadreprezentatywna liczba osadzonych tam komunistów wypełniała rolę więźniów funkcyjnych, tzw. ''CZERWONI KAPO'' [ rote Kapos ] za cenę kolaboracji z SS uzyskiwali dodatkową żywność, którą niechętnie dzielili się z osobami nie będącymi komunistami, i przywileje znacząco zwiększające ich szanse na przeżycie.''

Podobnie działo się w Ravensbruck, gdzie pomagając nazistom w gnojeniu innych więźniów udało im się wejść w posiadanie broni a nawet radiostacji przez co gdy do obozu zaczęły zbliżać się oddziały Pattona i esesmani wpadli w panikę zamarkowali powstanie, mimo całego zamieszania i znakomitych warunków dla powodzenia buntu po kilku godzinach przy śladowym oporze ledwo zdobyli parę wieżyczek strażniczych tuż przed przybyciem Amerykanów, oczywiście komusza propaganda przedstawiła to później jako bohaterski akt ''samowyzwolenia'' kompletnie pomijając kluczową rolę wojsk USA. W rzeczonym artykule, do którego skądinąd mam sporo zastrzeżeń innego rodzaju ale to osobny temat, dobrze pokazano jak urzędowy ''antyfaszyzm'' służył zakłamywaniu historii w NRD, pozwalając przejść do porządku dziennego nad kłopotliwym dla każdego marksisty faktem powszechnego poparcia nazistów przez robotników a nawet akcesu licznych komunistów do NSDAP : przed 1933 r w Niemczech weimarskich istniała największa po ZSRR partia komunistyczna na świecie licząca setki tysięcy członków i miliony zwolenników, przy założeniu nieprzezwyciężalnego antagonizmu między obiema ideologiami powinna tam trwać permanentna wojna domowa po przejęciu władzy przez Hitlera, jak wiadomo nic takiego nie miało miejsca, nie tłumaczy tego terror wewnętrzny, który nigdy nie osiągnął w III Rzeszy choćby porównywalnych rozmiarów z bolszewicką Rosją, gdzieś ci ludzie musieli się więc podziać skoro zdecydowana większość nie została zamordowana ani nie siedziała po obozach czy uciekła za granicę, wyparowali? Pozwalało to również władzom NRD bagatelizować całkiem mordy na Polakach i Żydach głównej winy hitlerowskich Niemiec upatrując w konflikcie z Moskwą - lewicowa frakcja NSDAP w osobie Goebbelsa czy braci Strasserów jak i prorosyjski Haushofer mogliby jedynie przyklasnąć takiej postawie. 

W tym kontekście dla nas szczególnie interesującym jest jak się rzeczy miały pod tym względem na terenach Polski wcielonych do Rzeszy w czasie wojny i tuż po niej - prawdziwych rewelacji jeśli o to idzie dostarcza znaleziona przy tej okazji praca historyka Adama Dziuroka ''Śląskie rozrachunki. Władze komunistyczne a byli członkowie organizacji nazistowskich na Górnym Śląsku w latach 1945-1956.'' dostępna w całości w sieci - polecam lekturę, zwłaszcza 2-go rozdz. IV-ej części pod wszystko mówiącym tytułem ''Przenikanie do struktur partyjnych i aparatu bezpieczeństwa'' bo potwierdza moje podejrzenia o kundlej genezie naszych powojennych elyt, na zachętę przywołam parę co smakowitszych ustępów :

''Byli członkowie organizacji nazistowskich dążyli do zamazania śladów swego zaangażowania w ruchu narodowosocjalistycznym a dobrym sposobem na ukrycie swej niechlubnej okupacyjnej przeszłości było wstąpienie w szeregi partii komunistycznej. Ludziom takim tym łatwiej było dostosować się do nowych warunków bo przecież już raz znaleźli się w podobnej sytuacji, gdy w czasie okupacji, z różnych zresztą względów, często oportunistycznych, wybrali obóz zwycięzców wstępując do organizacji nazistowskich. Najkorzystniejsze dla nich było wstąpienie do partii posiadającej władzę, a nie opozycyjnego wówczas PSL. [...] Z uwagi na niedobory kadrowe PPR przyjmowała w początkowym okresie wszystkich chętnych bez szczegółowego badania ich życiorysów a zachęty do wstępowania w szeregi partyjne były zamieszczane w gazetach. Później na Górnym Śląsku miał obowiązywać okólnik I sekretarza KW PZPR Romana Nowaka o przyjmowaniu do partii chętnych Niemców, a nawet byłych hitlerowców. [...] Mieszkańcy Śląska znając wojenne losy tych ludzi reagowali z oburzeniem na taką politykę personalną PPR. Nie dziwi w tych warunkach brak zaufania i wstrzemięźliwy stosunek Ślązaków do partii - oto opinia jednego z nich : ''W PPR były menty same. Tam był komyndant SA, tukej pierwszym sekretarzem.'' [ :))) ] W Chebziu robotnicy mówili między sobą, że nie wstąpią do partii, bo tam są sami esamani. [...] Mieszkańcy Śląska stroniący zasadniczo od działalności politycznej widzieli szereg podobieństw między partią komunistyczną a NSDAP np. w powiecie niemodlińskim ludzie traktowali PPR na równi z NSDAP czy SA a członkom tych ugrupowań nazistowskich nikt nie chciał narażać się podczas okupacji. Dlatego choć sporo osób wiedziało o przeszłości jednego z mieszkańców - byłego esamana, to bało się wystąpić przeciw niemu bo był członkiem PPR i prelegentem tej partii. [...] Byli członkowie Hitlerjugend zasilali szeregi komunistycznej organizacji młodzieżowej Związek Walki Młodych [ ZWM ] przekształconej w 1948 w Związek Młodzieży Polskiej [ ZMP ]. Polityka germanizacyjna okupanta poczyniła największe spustoszenie właśnie wśród dorastającej młodzieży kształcącej się w szkołach niemieckich. [...] Takie osoby nie miały też pewnych dylematów moralnych jakie dręczyły większość młodzieży autochtonicznej a wynikające z chrześcijańskiego wychowania, lata nazistowskiej indoktrynacji zrobiły w tej kwestii spore spustoszenie. Z zapałem neofitów wielu byłych członków Hitlerjugend zabrało się do pracy w nowej organizacji, jeden z nich został nawet przewodniczącym koła ZMP w jednym z mikołowskich zakładów przemysłowych. Na to zjawisko zwróciła uwagę kuria biskupia w Katowicach zauważając, że gorliwymi aktywistami ZMP zostawali w pierwszej kolejności byli członkowie Hitlerjugend. […] Do współpracy najłatwiej było pozyskać osoby najbardziej skompromitowane okupacyjną przeszłością. Na Śląsku szczególnym zainteresowaniem władz bezpieczeństwa cieszyli się byli agenci gestapo. Jeden z mieszkańców Katowic w 1945 r. twierdził, że ''agenci i konfidenci rekrutują się z Żydów, Polaków i Niemców a wśród nich jest dużo byłych agentów gestapo''. Stąd też metody postępowania komunistycznych władz bezpieczeństwa miały być przejmowane od gestapo. [...] Jeśli idzie o liczbę agentów w 1948 r. to Katowickie znalazły się na trzecim miejscu po województwach warszawskim i olsztyńskim, wg zaś zestawienia liczby informatorów z lipca tegoż roku WUBP w Katowicach posiadał ich najwięcej [ - nic dziwnego zresztą skoro jak szacują historycy samo katowickie gestapo miało ok. 2000 konfidentów i z tego tytułu odniosło niestety liczne sukcesy w gromieniu polskiego podziemia - przyp. mój ]. Na Śląsku w atmosferze skandalu czystek w aparacie bezpieczeństwa dokonał sam A. Zawadzki po tym jak szef WUBP Jurkowski powierzył ważne stanowiska państwowe osobom związanym wcześniej z gestapo. [...] Rozwiązanie problemu byłych członków organizacji nazistowskich wywoływało wśród ludności Śląska poczucie niesprawiedliwości. Nie chodziło już tylko o ich przenikanie do struktur partyjnych i aparatu bezpieczeństwa, ale ogólną atmosferę bezkarności za otwarte opowiedzenie się podczas okupacji po stronie nazizmu. ''Czy niedostrzeganie ze strony władz miejscowych oczywistej zdrady Polski nie może do żywego poruszyć i zaboleć przyglądających się temu ludzi wiernych Polsce przez cały okres okupacji ?'' - pytał retorycznie korespondent ''Polski Zachodniej'' podając przykład komendanta SA na teren Wisły, który ''zażywa absolutnej wolności [...] jeździ, szabruje i niczego mu nie brakuje, z wyjątkiem chyba jedynie... ptasiego mleka''. Taka sytuacja nie była według niego wyjątkiem na Śląsku.''

- z tego wynika, że jak w pozostałych częściach kraju tuż po wojnie komunista nie przypadkiem był synonimem bandyty, tak na Śląsku nazisty... Tak czy siak do partii zapisywała się zazwyczaj najgorsza ludzka szumowina, a nie żadni tam ''ideowcy''.

Na finał nie sposób pominąć uniwersytet w Greifswaldzie położonym pośrodku istnego północnoniemieckiego ''trójkąta bermudzkiego'' : pobliska Rugia stanowi okręg wyborczy Angeli ''Stasi'' Merkel skąd zaczęła swój triumfalny pochód po władzę, po drugiej stronie na bałtyckim wybrzeżu leży słynne Peenemunde, były tajny ośrodek z czasów II-ej wojny gdzie testowano rakiety V-2, nieopodal zaś wychodzi na ląd rura Nordstreamu i to niemal tuż obok składowiska odpadów nuklearnych po nieczynnej, gigantycznej elektrowni atomowej [ hej, a gdzie ekonielodzy? czemu Greenpeace nie bóldupi z tego powodu?! ]. Sama uczelnia, jeden z najstarszych niemieckich uniwersytetów, należała w okresie III Rzeszy do głównych ośrodków tzw. ''deutsche Ostforschung'' - ''badań wschodnich'' mających stanowić ideologiczno-naukową podbudowę nazistowskiej ekspansji w Europie Wschodniej i oczywiście z tego tytułu ziejących morderczym antyslawizmem, stąd nie dziwi, że do jej wykładowców należały takowe kanalie :

''Jednocześnie objął w 1933 funkcję Reichsleitera nazistowskiej organizacji Bund Deutscher Osten zajmującej się germanizacją mniejszości polskiej w przedwojennych Niemczech. Obie funkcje sprawował do 1937, gdy został profesorem Uniwersytetu w Greifswaldzie, a następnie w roku 1938 rozpoczął pracę w Abwehrze (Wydział II) jako ekspert do spraw Europy Wschodniej.''


- jaja polegają na tym, że część tychże kadr profesorskich, które pozostały w NRD z równą żarliwością zaczęła wykazywać w swych pracach z kolei rdzenną słowiańskość niemieckich ziem:). Faktycznie, nieciekawe typy znalazły tam sobie przystań także po wojnie np. :

''Teresa Wróblewska dotarła do innego wybitnego na swój sposób naukowca z poznańskiej Reichsuniversitaet. Był nim profesor Hermann Voss, dyrektor Instytutu Anatomii. W piecu krematoryjnym jego zakładu spalono ciała kilku tysięcy Polaków i Żydów, ofiar poznańskiego Gestapo. Sam profesor nie był uczestnikiem, tylko świadkiem zbrodni. Nie był świadkiem obojętnym. W pamiętniku pod datą 15 IV 1941 roku zanotował: "Gdybyż to było można to całe polskie towarzystwo przepędzić przez takie piece. Wtedy nareszcie naród niemiecki miałby spokój na wschodzie". Po wojnie Hermann Voss osiadł na Uniwersytecie w Greifswaldzie (NRD), skąd w liście do polskiej autorki datowanym 11 VII 1978 pisał : "Mam 83 lata i potrzebuję tylko spokoju". Za jaką cenę osiąga się spokój ?'' [ str. 10 ] :


Do rangi symbolu urasta, że uczelnia zachowała przez cały okres istnienia NRD miano patrona Ernsta Moritza Arndta nadane jej po przejęciu władzy przez nazistów, z tą jedynie różnicą, iż o ile dla narodowych socjalistów był on głosicielem ''czystości'' narodu niemieckiego krytykującym mieszanie się kultur, pruskim patriotą agitującym przeciwko napoleońskiej okupacji nastawionym przy tym antyżydowsko, tak komuniści z kolei widzieli w nim wojującego z feudalnymi przywilejami bojownika o ''sprawiedliwość społeczną'' i wzór przyjaźni z Rosją - jak widać dla każdego coś miłego. Znamienne, że dopiero 2 lata temu Arndt przestał w końcu patronować greifswaldzkiemu uniwersytetowi - to tyle chyba jeśli idzie o rozliczanie się ze swoją nazistowską jak i komunistyczną przeszłością naszych zachodnich sąsiadów, nie dziwota więc, iż niezwykle imponują zarówno naszym folksdojczom jak i neobolszewickim kurwiom, jednako im serdeczne LGTB w dupę. Mnie jednak jako kielczanina szczególnie zainteresowało, że absolwentem tejże nazi-komunistycznej Alma Mater jest późniejszy SLD-owski minister edukacji ''narodowej'' Ryszard Czarny, związany z matecznikiem świętokrzyskiego z kolei ''uniwersytetu'' jakim była miejscowa WSP, gdzie był I-ym sekretarzem uczelnianej PZPR, niestety z jego biogramu na Wiki nijak wyczytać się nie da co konkretnie w Greifswaldzie studiował, bo raczej chyba nie na ''wojskowym wydziale medycznym istniejącym jako biuro Narodowej Armii Ludowej [ Nationale Volksarmee ]''... Byłżeby więc ostał się teologiem? [ w domyśle : protesranckim ] - tak czy siak szkolenie ideologiczne odchodziło tam obowiązkowo na wszystkich kierunkach na czele z instytutem marksizmu-leninizmu ofkors, coś mi więc mówi, że część przynajmniej wykładowców miała w tym zaprawę już za poprzedniego reżimu... no nic, grunt, że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki.

Szczęść Boże!

sobota, 10 sierpnia 2019

Mundurowa komuna kontra ''tęczawa'' komuna.

Kaja Godek wygadała się ostatnio, że protestowała przeciwko politycznemu wiązaniu się Konfederacji ze środowiskiem nacjonal-komuchów PRL-owskiego ''trepa'' gen. Wileckiego, który to koncept obok JKM [ na którego zwala wprost odpowiedzialność za to z kolei Winnicki ] jak wynika pośrednio z jej słów miał lansować na wewnętrznym forum także Grzegorz Braun, za co została ukarana totalną marginalizacją przez liderów formacji a w końcu jak się okazało zmuszona do jej opuszczenia :



- całkiem możliwe biorąc pod uwagę skąd wyrastają nogi ''oficerowi prowadzącemu'' Brauna niejakiemu Skalikowi, gdy wspomnimy jeszcze niegdysiejsze dile Winnickiego z byznesmenem Oparą od którego zajeżdża WSIą, oraz niedawne żale niechętnej ''tęczystom'' córki Jaruzelskiego, która strasznie bóldupi, że tu rozbestwiona antykomuna obala pomniki ''patriotów''-kolaborantów jak Berling a miejscowej lewicy tylko cztery litery LGTB we łbie, wreszcie ujawnioną niedawno służbę w ZOMO jednego z konfederackich kandydatów dr Czeniaka, wszystko to zaczyna układać się w pewną całość, obraz potwierdzający moje przypuszczenia jakie wyraziłem jeszcze na początku tego roku z okazji politycznego zaangażowania sabbatajskiego reżysera, przypomnę :

 ''...wygląda to po mojemu na urabianie pod nowe polityczne rozdanie w obliczu narastającej kompromitacji PiS, stworzenie ''prawej prawicy'' z córką Jaruzelskiego na czele prowadzącą hufce ''rewolucji konserwatywnej'', wspomnianych w tytule ''ułanów rakowieckich'' 2 i nowe ''stowarzyszenie Grunwald'' złożone obecnie z ''narodowej'' frakcji WSI i PRL-owskich trepów co ''pedałów nie lubio'', i obawiam się, że całkiem spora grupa nadwiślańskich tumanów kupi ten propagandowy, parciany szit.''

https://stanczyk1.blogspot.com/2019/01/gietrzwad-grunwald-czyli-uani.html 

Nie poruszam jednak tematu wewnątrzkonfederackich przepychanek partyjnych by doszukiwać się ewentualnej ''ruskiej agentury'' wpływu, bo to domena nieudolnych reżimowych propagandzistów jak Ssakiewicz stąd ostawiam im to, natomiast spór ten rzuca ciekawe światło na ambiwalentny stosunek lewicy, wewnętrzną kontrowersję ideologiczną w jej obozie i polaryzację postaw co do kwestii homoseksualizmu - z jednej strony niezaprzeczalnym faktem jest stwierdzenie komunistycznych korzeni ruchu LGTB, większość jego czołowych działaczy i przywódców była czynnie zaangażowana w propagowanie zbrodniczej, totalniackiej ideologii by wymienić choćby trans-ciotę Harry'ego Haya, fundatora jeszcze na pocz. lat 50-ych XX w. tzw. Mattachine Society, ''homofilnej'' jak sama się określała organizacji będącej matecznikiem ''tęczyzmu'' na długo przed burdami w Stonewall, oraz neopogańskiej i eko-pedalskiej sekty ''Radical Faeries'' :

- [ cizio wygląda jak ''tęczawy'' moher:))) ] ...czy macho-lesbę, towarzyszkę Leslie Feinberg po której niezaprzeczalnie widać było orientację, nie tylko seksualną :
- najwyraźniej była lewodłonna...

'' Remember Me as a Revolutionary Communist'' :

https://www.jacobinmag.com/2014/12/leslie-feinberg-as-a-revolutionary-communist/ 

Znamienne, że sami bolszewicy tuż po dokonanym przez się zamachu stanu zwanym ''rewolucją'' jednym z pierwszych dekretów zalegalizowali homoseksualizm unieważniając wszystkie przepisy carskiego kodeksu karnego kryminalizujące takowe praktyki, długoletni ''ludowy'' komisarz zdrowia i faktyczny twórca sowieckiego systemu jego ochrony Nikołaj Siemiaszko wyraźnie sprzyjał ''rewolucji seksualnej'', libertynizmowi obyczajowemu także w tej materii jako narzędziu służącemu destrukcji tradycyjnej, patriarchalnej jak i ''burżuazyjnej'' rodziny, zgodnie zresztą z intencjami samego ''wodza rewolucji'', choć Lenin jak przystało na radykalnego rewolucjonistę był do bólu drobnomieszczański w swoich przyzwyczajeniach i trybie życia, poza romansem z Inessą Armand przypieczętowanym swoistym ''menage a trois'' z Krupską, która pogodziła się ze swoim losem niczym porządna żona w patriarchalnym stadle, nie udowodniono by zaraził się syfilisem w paryskich burdelach ni tam chadzał, ani też gejowskich relacji jakie miały łączyć go z Zinowiewem czy ''władczym Lejbą'' - historie o tym ostatnim rozpowszechniane przez Henryka Pająka aczkolwiek na swój ''koszarowy'' sposób zabawne noszą najwyraźniej charakter ubeckiej dezinformacji wyrażając typową dla resortowej komuny pogardę wobec ''zniewieściałego'' lewactwa. Dyrektor ''instytutu higieny społecznej'' w Moskwie dr. Grigorij Batkis w opublikowanej w I-ej poł. lat 20-ych zeszłego stulecia broszurze pod wymownym tytułem ''Rewolucja seksualna w Rosji [ bolszewickiej ]'' wypowiadał się z najwyższą atencją o sodomii jako ''całkowicie naturalnej'' czynności honorowanej wręcz przez komunistyczne władze, nie minęła jednak dekada jak musiał to odszczekać w ramach rytualnej partyjnej samokrytyki, bowiem zmienił się radykalnie klimat ideologiczny sprzyjający dotąd ''pedałowaniu'' - ciekawe, że depenalizacja homoseksualizmu dotyczyła jedynie bolszewickiej Rosji i potem także Ukrainy, natomiast w praktyce nigdy nie objęła pozaeuropejskich krajów przyłączonych najczęściej siłą do Sojuza, szczególnie muzułmańskich, co więcej już w 1923 r. Azerbejdżan oficjalnie wprowadził zakaz stosunków seksualnych między mężczyznami, po czym za jego przykładem poszły w 1926 r. Uzbekistan a rok później Turkmenia. Zaznaczyć przy tym należy, że republiki radzieckie dysponowały jedynie formalną autonomią, systemowe oszustwo polegało na tym, iż kluczowe stanowiska zdecentralizowanej struktury państwowo-sowieckiej były obsadzone funkcjonariuszami ściśle scentralizowanej, totalitarnej partii komunistycznej, a więc wspomniany proces nie mógłby mieć miejsca gdyby nie cieszył się wsparciem jakiejś części przynajmniej bolszewickiego przywództwa, w domyśle zapewne frakcji stalinowskiej pod której przewodem najwyraźniej dochodziły w ten sposób do głosu, przejmowały władzę w de facto eurazjatyckim państwie czynniki ''turańskie'' niechętne płynącym z Okcydentu wpływom libertyńskim, które mogły odbierać jako ''imperializm kulturowy'' białego człowieka, podany tylko w nowym wydaniu - rzecz godna obadania. W każdym razie wprowadzenie z inicjatywy Stalina na początku 1934 r. do sowieckiego kodeksu karnego art. 121 kryminalizującego pederastię jako ''działalność kontrrewolucyjną i antypaństwową'' karaną 5-ioma latami łagru, i represje ze strony NKWD jakie na homoseksualistów w ZSRR wskutek tego spadły, było jak widać jedynie zwieńczeniem zmian w tej materii mających tam miejsce co najmniej od połowy poprzedniej dekady, znamienne przy tym, iż podobnie jak w III Rzeszy penalizacji podlegały tylko kontakty seksualne między mężczyznami a nie lesbijskie, feministki na równi z konserwatywną obyczajowo endokomuną mogą traktować to jako dowód na ''patriarchalny'' charakter stalinowskiej tyranii, totalitarny ''kult jednostki'' jako ''ojca narodu'' surowo niczym ''pater familias'' obchodzącego się z członkami rodziny, regularnie obijaną partią-matką cierpiącą na syndrom ''żony alkoholika'', o zwykłych obywatelach poddanych opresji i kaprysom psychopaty u władzy już nie wspominając. Teza takowa jest o tyle jednak idiotyczna, że zakłada jakoweś ''uwstecznienie'' reżimu a to bzdura akurat - podobnie jak socrealizm nie był tak naprawdę żadnym ''realizmem'', lecz jak przekonująco wykazał Boris Groys dokładnie tak samo jak awangarda artystyczna wyrażał rzeczywistośc urojoną komunistycznej utopii stosując jedynie bardziej użyteczne z propagandowego punktu widzenia, naśladujące ''mimetyzm'' środki, tak i podyktowana pragmatycznymi wymogami ''totale Mobilmachung'' stalinowska fabrykacja rodziny nie oznaczała w żadnym stopniu nawrotu do obalonych co dopiero w niezwykle brutalny sposób dawnych patriarchalnych stosunków, zwyczajnie reżimowi potrzebne było mięso armatnie i bydło robocze, stąd konieczność zaprzęgnięcia ludzkich ''czynności reprodukcyjnych'' w służbie systemu i bezlitosny ich wyzysk, to zaś wymagało tępienia szkodzących temu praktyk jak aborcja czy pederastia właśnie, bolszewicy odrzucili nieprzydatne im już narzędzia opresji społecznej po ich wykorzystaniu po czym przeszli do nowej ''mądrości etapu'', tylko i aż tyle. Odpowiadało to więc logice systemu komunistycznego i jego militarystycznej, kolektywistycznej naturze do której ''wesołkowate'' parady pasują niczym siodło krowie, parafrazując ''klasyka'' : wyobrażacie sobie takową w maoistowskich Chinach lub Korei Płn. ? Zajebiście wyglądaliby ci maszerujący w równych szeregach i jednako umundurowani geje w takt marszowej muzyki, na finał musieliby zapewne zasalutować wodzowi rewolucji zbiorowym wzwodem na rozkaz : ''pały, baczność!!!'':))). Z drugiej strony należy przyznać, iż propagandowe plakaty z czasu krótkotrwałej dość ''przyjaźni'' stalinowsko-maoistowskiej [ maskującej zresztą brutalny neokolonialny wyzysk Chin przez sowiecką Rosję ] noszą tak wyraźny niezamierzenie [?] homoseksualny podtekst, że aż zęby bolą :

 - niechudo... zwłaszcza ostatni podpadający pod gejowską, a wręcz ''interseksualną'' pedofilię, niczym Polański i Zanussi w jednym, ilustrację chińskimi znakami ''mądrości etapu'' : aby życie miało smaczek itd. Intrygująco w tym kontekście prezentuje się późny artykuł Maksyma Gorkiego ''Proletariacki humanizm'' z 1934 r., gdzie maluje ziejący komunistyczną ''[no]womową nienawiści'' obraz ''dekadenckiej'' faszystowskiej młodzieży jako ''zmobilizowanych przez siły kapitału niezdrowych fizycznie i moralnie oddziałów wyczerpanego społeczeństwa burżuazyjnego, młodych potomków alkoholików i syfilityków, histerycznych dzieci "drobnej burżuazji dotkniętych skutkami wojny 1914-18'' itd., przeciwstawiając im kolektywistyczne bolszewickie społeczeństwo złożone z dziarskich Młodziaków, w którym ''homoseksualizm korumpujący młodych ludzi jest uznawany za społecznie przestępczy i karalny'', dla ilustracji tego na finał przytaczając dobitne, sarkastyczne powiedzenie : ''zniszczcie homoseksualistów, a faszyzm zniknie'' pijąc w tym zapewne do trzódki Ensta Röhma [ znamienne, iż na jednym wydechu potępia w następnym zdaniu ''antysemityzm'' narodowosocjalistycznego reżimu ]. Ciekawą przyznajmy argumentacją posługują się przy tym publikujący ten wybitnie niepoprawny obecnie politycznie tekst jakowiś ''trzecioświatowi maoiści'', otóż zwracają oni uwagę, iż właściciele niewolników gwałcili nie tylko niewolnice, ale i niewolników właśnie - czemu nie skoro jak wykazaliśmy niedawno gejowscy kapo w niemieckich obozach pracy przymusowej bezwzględnie wymuszali na podległych ich władzy więźniach świadczenie ''usług seksualnych'', mówiąc wprost dawanie dupy, opornych zaś bestialsko gwałcąc, dlaczego więc takowe odrażające praktyki nie mogłyby mieć miejsca na plantacjach, znamienny jest brak wzmianek o tym w oficjalnej ''antykolonialnej'' propagandzie demonstrując jej monstrualną hipokryzję w tej materii, zresztą wyobrażacie sobie głównonurtowe hollywoodzkie filmidło np. Tarantino, gdzie ukazano by jak biały plantator gwałci swego czarnego niewolnika? [ choć podejrzewam, iż motyw ten jest regularnie eksploatowany przez gejowskie porno, lecz wybaczcie, nie mam najmniejszej ochoty by to weryfikować...:) ]. Niewątpliwie współczesną lewicę męczy swoiste ''schizofreniczne rozdarcie'' : z jednej pomstuje ona gromko na ''wyzysk człowieka przez człowieka'' w miejscu pracy, albo przez imperialistów-kolonialistów poddanych ich władzy ludów", generalnie prezentuje totalny rewolucjonizm jeśli idzie o ekonomię i politykę, ''sprawiedliwość społeczną'', ''humanizm'' itepe, ale jeśli idzie o obyczajówkę przystaje nagle ochoczo na przedmiotowe traktowanie się wzajem ludzi, już można wedle niej być w tym libertarianinem jak chuj, wolna amerykanka, pełen indywidualizm i każdy ''wolnoć Tomku w swoim domku'', żaden tam kołchoz czy insza '’komuna obyczajowa'', ale ''jedyny i jego sex-własność'', ''samoposiadanie'', kontraktualizm społeczny, czyli w przypadku libków międzyjednostkowy itd. - coś mię tu się nie zgrywa, gdyż ''dobrowolność'' nie czyni tu żadnej różnicy, boć przecież imperialna ekspansja i kolonializm nie byłby nigdy możliwy w takiej skali jaką przybrał w historii bez przyzwolenia części przynajmniej kompradorskich elit podległych państw i nader licznych askarysów rekrutujących się spośród miejscowej ludności, których trzeba było nagrodzić za wierną służbę - każdemu kogo interesuje kwestia antykolonializmu powinna być znana praca Frantza Fanona, który opisywał ten mechanizm perwersyjnej zależności między panem a niewolnikiem z brutalną szczerością. Jak powiadam nie mój cyrk nie moje małpy, więc z mojej perspektywy cieszy nawet, że lewica pogrąża się w ''tęczawej'' demencji politycznej, byle tak dalej, niemniej próbuję zrozumieć co każe jej przedstawicielom wznoszącym dziarsko gromkie okrzyki ''precz z kapitalizmem'' maszerować w jednym szeregu z przedstawicielami JP Morgan itp., bo jeśli sądzi ona, że ''zinfiltruje'' od środka system, albo ''oszuka'' go w ten sposób, to nie trzeba być geniuszem, by przewidzieć, że skończy się to podobnie jak w przypadku wspomnianych wyżej bolszewickich frajerów, którym jak okazało się w rezultacie ''kapitaliści sprzedali nawet sznur na którym ich powiesili'' - a więc powodzenia! Tak czy siak da się pogodzić radykalnie lewicowe zaangażowanie z potępieniem homoseksualizmu jako ''prawicowej konspiracji'' carskich arystokratów i faszystów jak to wykazywał choćby w 1936 r. stalinowski prokurwator Nikołaj Krylenko, piszę zaś o tym zwłaszcza ku przestrodze konserwatywnej części opinii publicznej, aby nie dała się nabrać na rzekomą ''zachowawczość'' PRL-owskich trepów i sowieciarzy, bowiem w ostateczności jak niezwykle trafnie zauważył Nicolas G. Davila : ''Wielobarwność rewolucyjnych pochodów niepostrzeżenie szarzeje, przybierając zimny kolor policyjnego uniformu'' - słowa te nabierają szczególnej aktualności zwłaszcza dziś w obliczu narastającej fali zamordyzmu w Europie ubranej dla niepoznaki w ''tęczawe'' barwy, gdy codziennością stają się obrazy niesłychane jeszcze parę lat temu, policjanci i żołnierze w pełnym rynsztunku z bronią gotową do strzału na ulicach miast, transportery opancerzone i bramki już nie tylko na lotniskach ale i dworcach kolejowych, agenci w cywilu w samolotach i pociągach etc., do rangi symbolu urasta tu sesja Bundestagu, gdzie uchwalono za jednym posiedzeniem legalizację pedalskiej parodii ''małżeństw'' i cenzurę prewencyjną w internecie, a jeśli sądzicie, iż ''tęczawa agenda'' tajnej policji okaże się lepsza od jej dawnej patriarchalnej, ''seksistowskiej'' postaci... 

Dobranoc, gamonie.