piątek, 25 września 2020

LGBTarianie.

Czego najbardziej bodaj jako ''znany kucofob'' nie mogę wybaczyć PiS w związku z ''antykoszerną'' chryją, to iż podbił popularność trzodzie korwinowych bydląt, dostarczając jej argumentów na rzecz tezy jakoby partia rządząca reprezentowała ''pobożny socjalizm''. Poparcie lewicy nie ma tu nic do rzeczy powtarzam, bowiem jako partia wielkomiejskiej burżuazji jaką jest w istocie, dawno już przestała ona udawać troskę o los faktycznie wykluczonych, czyli ekonomicznie na rzecz dbania o prawa zboczeńców i zwierząt, dowodząc tym samym swego postępującego zbydlęcenia. Sam ''genderyzm'' zaś w który ostatnio ze ślepym fanatyzmem brnie, jest tak naprawdę doprowadzeniem do skrajności postulatów indywidualistycznych i libertariańskich w istocie, czyniąc płeć i upodobania erotyczne kwestią jakoby ''osobistego wyboru'', czyli ''wolnościowego'' z ducha własnego widzimisię, co to ma niby wspólnego z ''socjalistycznym kolektywizmem''?! Skądinąd coraz bardziej przekonuję się do z pozoru jedynie szalonej hipotezy, że panseksualny ''niebinaryzm'' jest formą perfidnej dywersji ideologicznej, i sposobem na dorżnięcie tradycyjnej lewicy jej własnymi rękoma, zaś Małgorzatek agentem takowej strategii, mniejsza doprawdy świadomym, czy też nie. Jak się rzecz ma z rzekomo ''bogojczyźnianym'' charakterem partii rządzącej okazała najlepiej determinacja Kaczyńskiego w obronie zwierzątek, a tak naprawdę zakazu komercyjnego uboju rytualnego, której to empatii zbrakło mu i jego przydupasom jak Czabański czy pojebana Lichocka, gdy rzecz dotyczyła penalizacji ludobójczej aborcji eugenicznej, ta ostatnia wręcz wyzywała upominających się o to działaczy społecznych od ''ruskich agentów'' a jakże, zupełnie jak Tomasz Piątek, pierdolnięta mówię. Cóż się jednak dziwić, skoro za głównego eksperta od dobrostanu rodzimej żywiny robi obecnie dobry kumpel tegoż Czabańskiego, prezes antyhodowlanej fundacji Viva Cezary Wyszyński, zjeb ściemniający bezczelnie w sądzie, iż zarabia zaledwie półtora tysia czyli 1/3 tego co jego zastępczyni. A to wszystko jedynie po to, aby nie spłacać długów zaciągniętych za poprzedniej pracy, gdy sam zasiadał w zarządzie firmy zajmującej się... garbowaniem skór zwierzęcych. Menda nie poszuka sobie innego zajęcia, aby wyrównać rachunki, bowiem to ''kłóciłoby się z jego światopoglądem'', odwodząc przy tym od walki o ''prawa zwierząt'', serio. Sam jednak forsę potrafi liczyć wyłudzając ją od właścicieli zwierząt, które bezprawnie zabrał, i bezczelnie przetrzymując mimo umorzenia wszczętego wskutek jego donosów postępowania. Takim oto kreaturom rządzący chcą nadać uprawnienia jakowejś ''policji sanitarnej'', i to nie tylko rękoma samego PiS, ale i skonfliktowanego z nim obecnie Ziobry! Mimo to Kaczyński najwidoczniej nie widzi w tym niczego kompromitującego, skoro uwierzytelnia oszustów dając swą twarz w spotach rzeczonej szemranej fundacyi, stąd na jego polecenie pewnie kolejny po Tusku ''nasz człowiek w UE'' Janusz Wojciechowski dezinformuje manipulując danymi polskiego eksportu wołowiny, co ochoczo za nim powtarza Mazurek, wyjątkowo oślizgła kanalia nawet jak na dziennikarza dziś w Polsce.  Obaj bagatelizują skutki zakazu komercyjnego uboju rytualnego, bowiem jak podają 90% mięsa idzie do krajów Unii, tylko jakoś nie zająkną się o przyrastającej w szybkim tempie populacji muzułmanów w Europie, czego akurat PiS jaki doszedł do władzy min. dzięki hasłom powstrzymania napływu takowych migrantów do naszego kraju, winien być świadomy. Uwzględniać przy tym należy, iż konsumują oni średnio znacznie więcej mięsa, niż przeciętny dziś rodzimy mieszkaniec Okcydentu, zwykle ''zweganizowany'' mentalnie. Skądinąd już wyobrażam sobie, co by się wyprawiało, gdyby w Niemczech, Francji czy Wielkiej niegdyś Brytanii rządzący spróbowaliby wprowadzić podobny zakaz, toż wywołaliby prawdziwy mięsny dżihad wśród swych licznych społeczności muzułmańskich w obronie ich świętego obyczaju, i zresztą byłyby one w prawie uznać to za ''imperializm kulturowy białego człowieka'' na modłę obecnych czasów, którą to już próbę narzucania im obcych wzorców i norm, jednym słowem to co dziś zwie się i potępia jako ''orientalizm''.

Dlatego przykro mi, ale prezes raczy mylić się chrzaniąc ww. spocie fundacji Viva, jakoby rzeczona ustawa ''przybliżała nas do Europy'', jest dokładnie na odwrót, w świetle panujących w niej trendów zaczynamy przez to wyglądać na kuriozum, i robić za groteskowego chochoła. Co gorsza, zakaz uboju dla polskich ''gojów'' i ''kafrów'' uwala na starcie nasze szanse ekspansji na rynki krajów muzułmańskich wraz z ich przyrastającą populacją konsumentów, i to właśnie gdy pojawiły się obiecujące perspektywy ku temu np. co do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wychodzimy więc na skończonych głupców, i to nawet wobec Ukraińców, którzy już przebierają nogami, aby przejąć od nas ''cuchnący'' biznes futrzarski, bo im pieniądze nie śmierdzą, a naszym rządzącym najwidoczniej i owszem. Tak więc rzekomo ''lewicowy'' i ''etatystyczny'' PiS jak chcą kuce, zamiast walczyć o każde miejsce pracy w zagrożonej kryzysem Polsce, i chronić krajowy rynek przed obcą konkurencją, niefrasobliwie rozpierdziela całe branże gospodarki narodowej i wygasza co się tylko da! Pomijam już, że czuję się jakby toporny agitprop partii rządzącej napluł mi w twarz żenującymi zagraniami np. wrzucając foty Zajączkowskiej w futrzanej czapie i Lambo, skurwysyny najwidoczniej sądzą dokładnie tak samo jak psychopatyczna kurwinoza i kanalie z PO jakoby tacy jak ja głosowali na nich, bo daliśmy ''przekupić się 500+'', i żal nam dupsko ściska, że kogoś stać, a nas nie. Co do mnie pani Ewa może zapierdzielać rakietą ubrana w szubę z młodych fok, uj Kurskiemu i jego szczujni do tego, wypier*ać chamy!!! Przepraszam, ale to już szczyt wszystkiego, mam dość i doprawdy nie wiem co może mnie jeszcze przekonać bym ponownie poparł formację, której ZMP tworzą takie bydlaki jak Moskal, Fogiel czy Grzegorz Puda, który firmował poroniony ''antykoszerny'' projekt, niczym praktycznie nie różniące się od Hołowni. Oczywiście nie mam złudzeń, że mogę jedynie bezsilnie pieklić się w mej internetowej niszy, starając się dla spokojności tylko własnego sumienia wykazać merytorycznie, iż formacja rządząca nie tyle obrała kurs na lewo, co w kierunku ''bezobjawowego konserwatyzmu'' zachodnioeuropejskich chadecji, sprzeniewierzając się tym samym hasłom pod jakimi doszła do władzy. Sami kucerze dowodzą po raz nie wiem który legendarnej już głupoty, nie dostrzegając fundamentalnej sprzeczności między swym darciem ryja, że ''PiS-PO jedno zło!'', a utrzymywaniem zarazem jakoby formacja prezesa to ''socjaliści'', mam więc rozumieć, że PO również:). Tam nie ma żadnej ideologii poza czysto atawistyczną, ślepą i właśnie dlatego tak przemożną nienawiścią do Kaczyńskiego i zwłaszcza klasistowską, z ducha liberalną pogardą nowobogackich wobec wyborców PiS, odczłowieczanych ohydnymi wyzwiskami od ''biomasy'', ''hołoty od pińcset'' itd. Kuceria ochoczo temu sekunduje, bowiem ''liberał liberałowi łba nie urwie'', ruch ''ośmiu gwiazdek'' i poparcie przez tylu aż wyborców Kucfederacji Czaskosky'ego żywym tego dowodem. I nikomu nie przeszkadza z nich oczywiście, że sam Korwin jest głównym pasożytem i nieudacznikiem, który uczynił sobie interes z tanich prowokacji oraz wożenia się na plecach durnych kucerzy żyjąc na ich koszt, jak i państwowych subwencji dla jego niewydarzonej formacji. Podobnie co i fakt, że żaden bodaj z liderów ''wolnorynkowej'' Kucfederacji nie ma poważnego doświadczenia jako kapitalista, poza Mentzenem jedynie chyba, ale i ten po prawdzie dorobił się mająteczku na jakichś g*biznesach, rzecz godna osobnego omówienia.

Nie ma też dla kucerii znaczenia, że Kaczyński z Morawieckim likwidują właśnie polskie górnictwo uderzając przy tym w rodzimych rolników w imię zaprowadzania ''zielonego ładu'', pod dyktatem globalnej finansjery. Także dlatego, że tylko ona dysponuje linią kredytową ogromnych funduszy koniecznych na przeprowadzenie totalnej transformacji naszej gospodarki. Jesteśmy tu pod ścianą, bowiem takich sum nie wyciśnie się z naszego januszowego bieda-kapitalizmu, ani krajowej ekonomii, która jak za PRL stoi wunglem, zbożem i mięchem. A, zapomniałem - przeca dla nich Wall Street i londyńskie City to ''korposocjaliści'' som! Kucerze będą do upadłego bronić urojonej czci swej wybranki, mimo iż jako żywo nigdy nie miała ona, i mieć nie może nic wspólnego z ich wolnorynkowymi mrzonkami, przyprawiając im rogi z kim popadnie, na prawo i zwłaszcza lewo. Bowiem wszystko rzec można dziś o reprezentantach globalnego kapitału, tylko nie to, iż są ''konserwatystami'' czy niechby nawet przywiązanymi do swobód ekonomicznych liberałami. Wręcz przeciwnie, to oni lansują uporczywie ''elgiebetyzm'' hojnie łożąc na wszelkie wspierające go ruchy, podobnie jak i ''zielony ład'' oraz związane z nim organizacje ''ekonielogiczne''. Trzeba być skończonym durniem, i ślepcem aby tego nie dostrzegać, lub zakłamywać rzeczywistość bredniami o ''korposocjalistach''. Nie, to są właśnie prawdziwi kapitaliści naszej doby, czy to się wolnorynkowym stulejom i cuckoldom podoba lub nie, i pora wreszcie wziąć to na klatę do cholery! Jedyny realny dylemat, o ile w ogóle, jaki mamy dziś w ekonomii, to nie pozorny wybór między anarchokapitalistycznymi lub komunistycznymi urojonymi alternatywami, tylko czy jest możliwy jeszcze w kontrze do globalistycznego państwowy i narodowy kapitalizm, bo jeśli nie to mamy przesrane, ''Finis Poloniae''. Zabawne obserwować jak wolnorynkowi obrońcy ''futrzarzy'' przypominają sobie nagle, że kapitał jednak ma narodowość a własne państwo konieczne jest dla ochrony rodzimych przedsiębiorców przed obcą konkurencją, czego domaga się teraz głośno ta ''roszczeniowa hołota'':). Gdzieś się dziwnie zapodziało dotychczasowe pierdolenie rozwolnościowców, że każde bez wyjątku ''państwo to złodzieje, a podatki kradzież'', i tylko ''wolny rynek über alles!''. Uznaję wprawdzie potrzebę dokonania modernizacji gospodarki, która jako się rzekło stoi eksportem żywności i surowców jak za komuny, a nawet gorzej, czasów pańszczyzny. Niemniej cena jest tu zbyt wysoka jak dla mnie, jako postPRL-owski ''boomers'' nie chcę żyć w kraju, gdzie uznaną społecznie i prawnie normą stanie się ''seks międzygatunkowy'', jak postuluje to otwarcie prekursor walki o ''prawa zwierząt'' Peter Singer, uznający zoofilię jako ''etyczną'' i poniekąd naturalną konsekwencję zwalczania ''szowinizmu gatunkowego'' człowieka. Tylko skończony kretyn, czy idiotka możliwość zaprowadzenia czegoś takiego nad Wisłą wezmą za absurd, zwłaszcza dziś, gdy zupełnie serio w przestrzeni publicznej funkcjonują kompletnie pomylone postulaty ''jednopłciowych małżeństw'' czy choćby właśnie ''praw zwierząt'' cieszące się coraz większym poparciem społecznym, bynajmniej marginalnym. Ja to jeszcze nic, ale żal mi ogarniętych młodych ludzi, których wbrew pozorom jest wciąż sporo, stanowią jednak mniejszość i stąd będą skazani na dojmujące osamotnienie wśród trzody bezmyślnych ''zoomersów'' z wypranymi przez merdia antyspołecznościowe łbami.

Jedyne co w tym pocieszające, iż te same procesy skazują na zagładę, a przynajmniej kompletną marginalizację nad Wisłą samych koliberałów. Takowa teza może wyglądać na szaloną dziś, gdy dzięki zaślepieniu lub słabości politycznej Kaczyńskiego kuceria dostała wiatru w żagle, lawinowo przyrastająca liczba aktywnych działaczy konfederackich klubów ma przynajmniej ten plus, iż dzięki temu co bardziej ogarnięte kuce i nacjokorwiniści poznają w końcu wagę sprawnej organizacji, nabędą podstaw biurokratycznego zarządzania i stąd przysposobią się do służby publicznej. Bowiem żaden liberał a już na pewno ''anarchokapitalista'' nie może skutecznie rządzić dochowując wierności założeniom swej ideologii, jak niby pogodzić to z pogardą dla ''urzędasów''? [ no chyba że będzie uprawiać ''biurokratyczny anarchizm'', jak obecnie czyni to PiS ]. Nie trzeba być jednak wróżem Jackowskim, by obserwując ww. trendy przewidzieć dość rychły koniec tego rumakowania, dopóty pozostawać ono będzie w opłotkach kurwinizmu. O tym iż ''tęczawy'' kapitał przekręca wajchę świadczy marginalny jeszcze póki co u nas, ale coraz agresywniej ekspandujący w Polszcze tytułowy LGBTarianizm, jakiemu przyjdzie nam w niniejszym wpisie nieco się przyjrzeć. Skończy się więc pajacowanie z muszkami i pierdolety o ''wolnościowym'' batożeniu pedałów i bab, zastąpi je ''tęczawa'', prozwierzęca i feministyczna, czy wręcz ''niebinarna'' płciowo wersja wolnorynkizmu, w duchu takiegoż właśnie kapitalizmu naszej doby. Korwin niedługo teleportuje się na swą planetę skąd przybył, już właściwie odlatuje jak choćby niedawno na wizji u Gozdyry, a sieroty po nim w rodzaju Sośnierza trwonić będą swój marniutki kapitał polityczny, powtarzając zdezaktualizowane całkiem, tanie prowokacje prezesa, bo i nic innego nie potrafią. Dlatego niektórzy jak Tomasz Agencki czując pismo nosem, już nadstawiają ochoczo swe cztery litery LGBT pod przyszłą koniunkturę, na-wyzywając kolibów od ''wąsatych szurków'', urocze. Zabawne przy tym obserwować jak z towarzyszy wolnościowców wyłazi bolszewicki zamordyzm jakim są podszyci, gdy wyznawcy zasadniczo wrogiej wszelkim monopolom ideologii sami przywłaszczają go sobie w dziedzinie doktrynalnej ortodoksji, odmawiając jak rzeczony agent Tomek prawa do miana libertarian innej fakcji wolnorynkowców, oczywiście toż samo tyczy konkurencji, a ta przecież jest dobra, czyż nie? ''Wolny rynek idei'', tak to się chyba nazywało, więc o co cho - programowa niezborność rozwolnościowców przekłada się na ich nieudactwo polityczne, przyciągając wszelkich niewydarzeńców, marnych krętaczy, szurów i patoli ruchających psy, czy zarażająch kiłą karyny. Coś musi być w samej doktrynie, że atrakcyjną jest dla takich osobników jak Niemagister, który już dawno dla swego nade wszystko dobra i lokalnej społeczności winien być zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Myliłby się kto sądzi, że z młodszymi pokoleniami wolnościowców jest lepiej, zmienili tylko barwy na nieco bardziej ''tęczawe'' jak choćby wspomniany w poprzednim wpisie ''psofil'' Kastor. Przyjrzyjmy się więc jak rzecz się ma pod tym względem wśród rozpuszczonych niczym dziadowski bicz libertariańskich gówniarzy, tym bardziej iż mieści się to w omawianym na blogu od jakiegoś czasu zagadnieniu polityzacji kategorii biologicznych jak sam gatunek zwierzęcy, ale przecież i płeć człowieka, rasa i nade wszystko seksualność jako taka.

Otóż łażą oni na wspierające LGBT ''parady nienormalności'', domagając się tam wykreślenia z prawa kategorii płci, zastępując ją neutralnym ''obywatel'', co jak wyżej opisano jest w istocie postulatem transhumanistycznym i jak najbardziej libertariańskim. Wyłącza ono bowiem spod kontroli państwa ustalenie płci danej jednostki, a zapewne wkrótce i jej narodowości, rasy i człowieczego statusu jako takiego, czyniąc je wszystkie rzekomo kwestią li tylko ''osobistego wyboru'' [ o ile to słowo ma jeszcze sens w sytuacji de facto całkowitego zaniku indywiduum o tak ''płynnej nie-tożsamości'' ]. Przypominam, że istnieje jak najbardziej ''wolnorynkowe LGBT'' jakiego głównym, choć niejedynym przedstawicielem jest niejaki Deirdre McCloskey, stary zbok co to do 50-tki był Donaldem, który otwarcie przyznał w jednym z wywiadów, że jako dorastający chłopak wkradał się do domów kolegów z sąsiedztwa, by przebierać się w ciuchy ich matek po kryjomu. Teraz wreszcie po wyjściu z zatęchłej szafy może spełniać swe perwersyjne zachcianki paradując publicznie w kobiecych łachach, jednak najgorsze w tym jest, iż reszta zamiast przywołać do opamiętania starego idiotę, skrępowana politpoprawnością lub zaślepiona ideologią podtrzymuje ewidentnie zaburzonego typa w jego urojeniach co do własnej płci. Machaj i reszta ''zaustriaczonej ekonomicznie'' trzódki z Instytutu Misesa lansują go ostro na rodzimym gruncie, tytułując na spotkaniach ''oną'' bez nijakiej żenady, skądinąd rad bym obaczyć debatę między tym liberalnym Anną Grodzkim a Kurwinem, dziadyga co by o nim nie mówić akurat nie miałby oporów przed nagadaniem mu do słuchu:). O poglądach pajaca dość rzec tyle, iż wedle niego to nie rewolucja przemysłowa, lecz stworzona jakoby przez burżuazję ''narracja'', którą zwie on ciotowskim mianem ''sweet talk'', doprowadziła do dziejowego triumfu kapitalizmu, gdyż dla podobnych mu postmodernistów język nie opisuje, a wręcz kreuje samą rzeczywistość. Wracając do krajowych libertarianiątek - innym b. ważnym dla nich ''problemem'' jest, cytuję: ''niemożność pozbawienia się przez kobiety płodności'', na pewno niesłychanie ważna kwestia w gwałtownie wymierającym narodzie, a zapomniałem ''naród'' przecież to dla rozwolnościowców ''fikcja'', jakowyś ''agregat jednostek'', podobnie ''dobro publiczne'' i tym podobne. Oczywiście zaraz przypominają się brednie Rothbarda jakoby ludzki płód w łonie matki był li tylko ''pasożytem'' naruszającym kobiecy ''aksjomat samoposiadania'', podobnie jak i tegoż kurwinowe z ducha pierdolenie, że rodzice winni mieć prawo do sprzedania dziecka, stanowiącego własność jaką mogą dowolnie rozporządzać, bowiem żyje ono na ich koszt i łasce. Natomiast przyczyną ogromnej ilości samobójstw mężczyzn w Polsce wedle LGBTarian ma być wyłącznie panująca obecnie ''patriarchalna kultura'', nie dozwalająca im rzkomo na ''wyrażanie uczuć'', czyli bycie rozhisteryzowanymi płaczkami w typie Hołowni. Nawiasem dobrze iż wreszcie ktoś poza incelami poruszył w przestrzeni publicznej temat faktycznego ludobójstwa bez mała Polaków, jakie ma miejsce od dłuższego już czasu, cóż z tego skoro w formie groteskowej i całkiem ośmieszającej rzeczywistą tragedię, o której tu mowa. Nie może więc dziwić obecność pajaca Tołajno na rzeczonych demonstracjach, i jego entuzjastyczne wypowiedzi pod adresem ''tęczawych'' libertarian, podobnie jak i uwagi wolnościowej, lecz niekorwinowej karyny, niejakiej Martyny Rajchel nie dopatrującej się niczego zdrożnego w netflixowym serialu dla pedofilów.

Jak dowodnie okazaliśmy w poprzednim wpisie ''wolnorynkizm'' jest nade wszystko systemem ''etycznym'', w dodatku wynaturzonym mocno, a nie teorią polityczną czy ekonomiczną, stąd skutki jego zastosowania w gospodarce, jak i nade wszystko życiu społecznym muszą być opłakane, nie jest to więc efekt wrogiej kontry ze strony poszczególnych rządów, lub braku wiedzy u ludzi jak to mają w zwyczaju narzekać rozwolnościowcy. Najlepszym tego dowodem żałosność nielicznych prób realizacji libertariańskiego nieporządku w praktyce, by przywołać choćby mało u nas raczej znany epizod z drugiego krańca świata. Mowa o krótkotrwałej rebelii wywołanej na jednej z pacyficznych wysepek Oceanii przez szemraną, uwikłaną w niejasne interesy wolnościową Phoenix Foundation w imię ustanowienia libertariańskiego anty-państewka Vemerana, co zaowocowało groteskową ''wojną kokosową'':))). Historia niczym z serialu o MacGyverze, i zresztą być może zainspirowała jeden z występujących w nim wątków organizacji o takiej samej nazwie, określanej tam jako ''corporate white knight'', co oczywiście jest ''rasistowskim'' i godnym potępienia obecnie mianem. W obliczu niemożności zaprowadzenia przez się z podanych wyżej przyczyn, absurdalnego z istoty ''bezpaństwowego ładu'', wolnościowcom pozostaje jawne wychwalanie istniejącej już anarchii i barbarzyństwa jak te panujące w Somalii. Uczynił to holenderski libertarianin Michael van Notten w dziełku sławiącym tamtejszy system plemiennego, zwyczajowego prawa opartego o autorytet klanowych wodzów. Wprawdzie dostrzega jego pewne ''mankamenty'' jak typowe dla islamu podłe traktowanie kobiet, lecz wedle niego wystarczającym środkiem zaradczym ma być tu rzecz jasna samoistny rozwój ekonomiczny, wolnorynkowy dobrobyt, który doprowadzi do podniesienia ich statusu. I tak oto libertariański postęp owocuje peanami na cześć przedcywilizacyjnego trybalizmu, podobnie jak to ma miejsce u H.H. Hoppego nadającego wolnościowe, anarchokapitalistyczne pierdolety z trzymanej twardą ręką Erdogana Turcji:). Rozpaczliwie próbujący zachować resztki urojonej cnoty libertarianizmu Woziński dochodzi więc do wniosku, że ideałem wolnorynkowej przedsiębiorczości nie był okres rewolucji przemysłowej w Anglii, jak twierdzi - mylnie skądinąd - zdecydowana większość liberałów, lecz czasy średniowiecznych gildii kupieckich w typie Hanzy. Oddajmy mu jednak, iż przynajmniej trafnie wskazuje, że to nie mityczny ''wolny rynek'', ale mechanizm kreacji ''pustego'' pieniądza napędzający ekonomiczną i militarną ekspansję, oraz kontrola przez flotę morskich szlaków handlowych, wraz z całym bogactwem zdobycznych i niemiłosiernie eksploatowanych kolonii, zapewniły Wielkiej Brytanii hegemonię gospodarczą i polityczną. 

Z podanych wyżej przyczyn wolnościowe ''prodżekty Arizona'' finansują politycznych nieudaczników, gdyż paraliżują oni swym warcholstwem wszelką zorganizowaną kontrakcję społeczną na ekspansję globalistów, działając na wzór gazu paraliżującego zwierzęta w ubojni.  Jak by to się nie zarzekali towarzysze libertarianie, że nie znoszą banksterki ich rola sprowadza się do programowego niszczenia solidaryzmu narodowego, religijnego i państwowego upadlając każdą poddaną takowemu oddziaływaniu wspólnotę do poziomu bezwolnych, zarzynanych rytualnie bydląt. Tak czy siak w świetle przytoczonych wyżej faktów koliberalizm skazany jest na zagładę, bo sami kucerze i nacjokorwiniści dzięki niepowtarzalnej szansie sprezentowanej im przez Kaczyńskiego wylezą w końcu z piwnicy, i przynajmniej co bardziej ogarnięci z nich wyleczą się z korwinowego stulejarstwa. Zyskają doświadczenie polityczne, nabiorą tym samym szacunku dla pracy organizacyjnej i służby publicznej, może przynajmniej do części z nich dzięki temu dotrze nareszcie, że dla osobistej pomyślności i utrzymania swobód obywatelskich konieczne jest własne, rzeczywiście niepodległe państwo narodowe. Aczkolwiek jest też opcja na stole, iż nauczą się tylko kraść na wielką skalę i uprawiać szacher macher za łapówki, albo wręcz stosując jak PiS obecnie jakowyś anarchizm biurokratyczny, scedowawszy kompetencje przynależne państwu na szemrane, cholera wi komu faktycznie podległe organizacje poza-rządowe [ oby nie ]. Natomiast sam ''wolnościowizm'' wróci nad Wisłą do swych bolszewickich korzeni, na co dowody przytaczaliśmy tu wielokrotnie, utożsamiając w powszechnym odbiorze z hasłami walki o ''prawa zwierząt'', gejów, ''niebinarnych płciowo'' etc., co rzecz jasna odstręczy odeń jednostki o zdrowszych poglądach, nie mające najmniejszej ochoty firmować swą osobą to polityczne szurostwo. Dlatego mam kupę śmiechu z pogadanek wyłysiałego kuca Bożydara Wiśniewskiego, tak ultrasowo anarchokapitalistycznego że olaboga, o ''społecznej etyce biznesu'' bo to jakbym słuchał dziwki wymądrzającej się na temat wartości dziewictwa [ skądinąd nie słyszałem, by odniósł się jako ''libertariański konserwatysta'' potępiający ''marksizm kulturowy'' do lansowania przez towarzyszy z Instytutu Misesa wspomnianego wyżej perwersa Deirdre vel Donalda ]. Zresztą to jako się rzekło typowe dla kucerzy wolnorynkowe białorycerstwo, stawanie w obronie czci kapitalizmu, który wcale tego nie potrzebuje, bowiem jest lubiącą srogie ruchańsko MILFą:). Miałem akurat okazję poznać trochę przedsiębiorców, i broń Boże nie twierdzę iż każdy z nich był patolem, myliłby się jednak kto naiwnie sądzi, że skuteczne prowadzenie interesu wyklucza ciężki alkoholizm, ćpanie i regularne chadzanie na dziwki, o systematycznym okradaniu i pomiataniu pracownikami, jak i klientelą już nie wspominając. Podkreślam stanowczo, że toż samo można rzec też o wielu robotnikach, więc mam wyjebane na ''walkę klas'' z której by strony do niej nie podejść, natomiast trzeba widzieć trzeźwo rzeczy jakimi są, zamiast oceniać je sekciarsko przez pryzmat takiej, czy innej ideologii.  

Ciekawą teorię powodu przeczołgania PiSowskich przystawek zaprezentował ''genialny strateg'' formacji rządzącej prof. Paruch - otóż wedle niego przestały być one Kaczyńskiemu potrzebne, skoro twardy elektorat prawicowy, na którego przejęcie nastawieni byli ziobryści, jak i liberalny czemu z kolei służyć miała gówinowa trzoda, zostały niemal w całości zagospodarowane przez Kucfederację. I stąd radykalne cięcie po skrzydłach w wykonaniu prezesa, gdyż tacy reakcjoniści jak niżej podpisany dla których kurwinoza jest niestrawna są zbyt nieliczni, aby się nimi przejmować, niech będzie ale nawet jeśli stały za tym uzasadnione racje polityczne, Kaczyński obrał bodaj najgorszy ku temu sposób i przeszarżował wywołując bunt nawet we własnej, wiernej mu dotąd partii. Dlatego jeszcze niedawno wizja prezesa obejmującego na wzór prawdziwego, a nie jedynie z rojeń Ziemkiewicza, Naczelnika i lorda Protektora nadzór nad kluczowymi resortami siłowymi i wymiarem sprawiedliwości, wzbudziłaby mą radość a dziś... eh. Nie wiem co może przekonać mnie, bym nadal jak do tej pory warunkowo popierał PiS jako ''mniejsze zło'', skoro okazał się równym co rzekoma konkurencja, ale najwidoczniej mój głos i tak się nie liczy. Bez żalu więc zrezygnuję z udziału w świeckim rytuale wyborów, lub oddam głos nieważny i ulżę sobie na karcie do głosowania poczynieniem paru dosadnych uwag, co sądzę jako ''szowinista gatunkowy'' o srogim pierdolcu na punkcie zwierzątek tak Hołowni, jak i prezesa wraz z jego przydupasami, pies im mordę lizał skoro tak bardzo to lubią. W każdym razie co do mnie Konfederacja zyska mój głos dopiero, gdy kuce przestaną kucać, a narodowcy wyzbędą się swego rusofilstwa, rzekłem.


piątek, 18 września 2020

Libertariański ''antygatunkizm'', abo wieszanie psów na wolnościowcach.

Nie będę roztrząsał szczegółowo racji etycznych stojących za głośną ostatnio kwestią ustawy ''antyfutrzaskiej'', bo sieć i tak huczy wprost od opinii na ten temat mniej lub bardziej domorosłych ''ekspertów'', więc nie mam najmniejszej ochoty dołączać do nich. Abstrahując jednak od towarzyszącego całej sprawie moralnego wzmożenia graniczącego z histerią, sam tryb wprowadzenia rozwiązań godzących w krajowe rolnictwo jest skandaliczny, stanowiąc kolejny przykład samowoli urzędniczej i odgórnej anarchizacji państwa, jaką uprawia obecnie PiS. Uzasadniony niepokój budzi też zawarta w ustawie propozycja przyznania nadzwyczajnych, bezprecedensowych uprawnień organizacjom pozarządowym, podporządkowujących im de facto agendy państwowe jak policja, ograniczając rolę funkcjonariuszy do biernej asysty robiących wjazd na chatę aktywistom ''prozwierzęcym'', na mocy swego widzimisię. Jeśli ci ostatni nie zostaną poddani jakiejkolwiek realnej kontroli, będzie to legalizacja bandytyzmu uprawianego w biały dzień, otwierając szerokie pole dla ordynarnego szantażu pod ''szlachetnymi'' pozorami. Co gorsza, jak głosi projekt rzeczone organizacje będą mogły odtąd na równi z państwową Inspekcją Weterynaryjną wszczynać postępowanie administracyjne ws. dotyczących ochrony zwierząt, żądać dopuszczenia ich do udziału w nim na prawach strony, oraz odwoływać się od niekorzystnych w swej opinii decyzji wydanych w trakcie procedowania. Jest więc gorzej nawet niż mówił Rzymkowski, to nie tyle ORMO, które przecież podlegało wpierw milicji a później rządzącej partii komunistycznej, ale wprost Inspekcja Robotniczo-Chłopska, może nie zaraz jak za Stalina, ale gnijącego PRL na pewno! Cóż, od zawsze podkreślam trzeźwo, że Kaczyński jest silny jedynie słabością swych politycznych przeciwników, niestety działa to również w drugą stronę - PiS tym samym podał kroplówkę zdychającemu wydawałoby się PSL, a nade wszystkim dzięki temu urośnie Kondomitom, czemu trudno doprawdy się dziwić, aczkolwiek groteskowo wyglądają przecweleni wolnorynkowo narodowcy i kucerze stający w obronie żydo-muzułmańskiego uboju rytualnego:). I to jest clou sprawy, bo o samych ''futerkowcach'' w rzeczonej ustawie jest o tyle o ile, główna kontra idzie zaś w perspektywiczny rynek żywności ''halal'' ze względu na przyrastającą liczbę wyznawców islamu na świecie, pytanie komu ma to służyć, bo na pewno nie ''Żymianom'', gdyż uderza w nich rykoszetem. Wspomniany projekt wcale tego nie ukrywa, na jego str. 14 w podpunkcie d) stoi jak byk, iż:

''Celem zakazu ma być wyeliminowanie komercyjnego eksportu mięsa zabijanych w ten sposób zwierząt. Ubój bez ogłuszania ma być dopuszczony wyłącznie na potrzeby członków polskich gmin i związków wyznaniowych.''

- doprawdy jaśniej już nie można. Skądinąd należy jednak uczciwie przyznać, że zawarty od str. 26 opis dostarcza naukowych dowodów na to, iż faktycznie w przypadku rytualnego uboju na semicką modłę mamy do czynienia z iście barbarzyńską i okrutną praktyką. Niemal wprost jest tam napisane, że Żydzi i muzułmanie łżą bezczelnie jakoby mordy zwierząt odbywały się za jednym cięciem, gdy tymczasem zwykle bywa ich znacznie więcej, w przypadku krów liczba ta może dochodzić nawet do 60! Wszystko zaś wskazuje na to, iż nie ogłuszone wcześniej bydlęta skazane są tym samym na potworne wprost katusze, co tylko dowodzi, że kultury i religie sankcjonujące takowe bestialstwo nie zasługują na miano cywilizowanych. Problem wszakże w tym, jakim to cudem wymierającej ''cywilizacji białego człowieka'' uda się wyegzekwować na gwałtownie przyrastającej populacji muzułmańskich, ale i żydowskich konsumentów [ bo w Izraelu także mamy do czynienia z eksplozją demograficzną, za którą odpowiadają głównie tamtejsi ortodoksi religijni ] odejście od uświęconych rytualnie praktyk zarzynania zwierząt, i spożywania tak uzyskanego mięsa. Oczętami wyobraźni swemi już widzę jak Spurkini i reszta antyhodowlanych w istocie aktywistów próbuje wymusić na muzułmanach zaprzestania rezania bydląt na Kurban Bajram, oj poszłyby natychmiast w ruch noże i maczety krewkich pohańców, za pomocą których skutecznie wytłumaczyliby ''zwierzątkowcom'' niestosowność takowych zachowań. Z drugiej słyną oni z kozojebstwa śmiałego przekraczania seksualnych barier narzuconych ''sztucznie'' między ludźmi a zwierzętami, więc kto wie, może jednak uda się ich przekonać do porzucenia celebracji ''szowinizmu gatunkowego'' za pomocą rzeźnickiego noża. 

Szydzę, ale sprawa jest śmiertelnie serio i to dosłownie - nie łudźmy się, jeśli zarżniemy u nas masowy ubój na godną faktycznie tylko dzikusów, żydo-muzułmańską modłę, na nasze miejsce zaraz wskoczy ktoś inny nie mający takich skrupułów, zgarniając całą pulę. Tylko skończony idiota lub sfanatyzowana histeryczka mniemać mogą, iż wymusimy zmianę preferencji konsumenckich grubo ponad miliardowej rzeszy wyznawców islamu, i to ciągle przyrastającej, o ''starozakonnych'' już nie wspominając. Skądinąd jakże to przygnębiające,  że pokaźny dział polskiej gospodarki zależy od zaspokajania perwersyjnych potrzeb nieokrzesanych barbarzyńców, mających nas do tego w pogardzie, co za upadek! Nie usłyszałem też od rządzących czym konkretnie zastąpić zlikwidowane całe działy rolnictwa, gdzie zwolnieni pracownicy znajdą teraz zatrudnienie, zakaz uboju rytualnego dla ''gojów'' i ''kafrów'' może przynieść ten oto paradoksalny skutek, że przybywać zacznie nad Wisłą muzułmańskich i żydowskich prozelitów wśród ratujących desperacko swe gospodarstwa Polaków. Rzecz położono totalnie od propagandowej strony, a przecież PiS miał czas na to, by odpowiednio ludzi ku temu urobić, tymczasem brak argumentów zastąpiły obleśne sugestie, i snucie przez zjeba Wojciecha Muchę groteskowych wizji spisku wszechpotężnego jakoby ''lobby futerkowców'', jeśli mu wierzyć z połowa co najmniej krajowej sceny politycznej siedzi w jego kieszeni, aż dziw że stać na to upadającą de facto i tak branżę. Zmilczę nad ogromem nienawistnych fekaliów, jakie przy tym wylano na rolników, co jako żywo przypominało podobne lincze wobec górników, pielęgniarek, ''hołoty od pińcset'', MADek, ''PiSiorów'' itd. Jak widać i partii u władzy oraz jej płatnym propagandzistom takowe praktyki nie są obce, i to mimo ton błota w jakim unurzali jej zwolenników polityczni wrogowie, nic to przykre doświadczenie obecnych decydentów niestety nie nauczyło. Na szczęście podczas ostatnich wyborów parlamentarnych nie mając specjalnych złudzeń co do samego PiS, oddałem głos na kandydata Solidarnej Polski Mariusza Goska, a ten wraz z resztą sejmowej reprezentacji swego ugrupowania zachował się w rzeczonej sprawie przyzwoicie, więc wstydu nie ma. Aczkolwiek zastanawiające co najmniej, iż tak ''antysemickie'' w istocie rozwiązania forsuje zaciekle polityk pomawiany przez swych wrogów o ''filosyjonistyczne'' zaślepienie, a wręcz bywa i żydowski rodowód... sądzę, że Kaczyński zaplusował tym mocno u eko-faszystów ze ''Szturmu'':).

Rządzący dostarczyli kucerii dodatkowy pretekst do jej pierdolenia o rzekomym ''socjalizmie'' PiS, gdy tymczasem formacja ta w zastraszającym tempie przekształca się w bezideową partię trzymającą za władzę, [ co konstatuję na tym blogu już od dłuższego czasu ], podążając w tym śladem brytyjskich ''konserwatystów'', czekać więc fali coming-outów ''prawicowych gejów'' w polskim Sejmie, nie tylko zresztą spośród ugrupowań rządzących:). Poparcie lewicy o niczym tu nie świadczy, bowiem dawno już wyrzekła się ona obrony ''praw pracowniczych'' na rzecz walki o nadzwyczajny status zboczeńców seksualnych, czy zwierząt nawet jak widać, w przysłowiowej doopie mając za to los marnie opłacanego, wyzyskiwanego pracownika, czy wyrzuconego na bruk lokatora, czego najlepszym dowodem, iż gremialnie wsparła w ostatnich wyborach prezydenckich kandydata morderców Jolanty Brzeskiej. W każdym razie sądzę, iż Kaczyński wbrew pozorom nie zwariował wszczynając awanturę, ni stanowi ona dowodu na jego prozwierzęcy pierdolec, co nie zmienia faktu, że popełnia fundamentalny błąd, który będzie go kosztował politycznie, być może nawet utratę władzy przez odejście słusznie skądinąd wkurwionych współkoalicjantów z ''Solidarnej Polski'' przede wszystkim. Niemniej wygląda na to, że jest to cena jaką zażądała odeń i Morawieckiego globalna finansjera w zamian za fundusze niezbędne dla przeprowadzenia totalnej transformacji gospodarczej i cywilizacyjnej wręcz jaka czeka nas w najbliższych dekadach, bowiem rzecz ewidentnie zbiega się z ogłoszonym właśnie na dniach podczas forum ekonomicznego w Karpaczu ''zielonym zwrotem'' w polityce gospodarczej rządu, i radykalnym w związku z tym ograniczeniem wydobycia, oraz użytkowania węgla w krajowej energetyce. Znowuż z podanych wyżej powodów nie będę rozstrzygał szczegółowo argumentów za i przeciw w tej sprawie, natomiast jedno jest dla mnie pewne: nie wolno dopuścić, by Ruda Śląska stała się niczym Wałbrzych lat 90-ych!!! Wiem co mówię, bom sam wywodzę się z regionu porzuconego na pastwę losu, gdzie jak opisywałem dopiero co zamiast Centralnego Okręgu Przemysłowego ostało nam się ino Centrum Organizacji Pozarządowych, czyli taki COP na miarę naszych obecnych możliwości. Wszystko to idealnie wpisuje się w poruszaną na tym blogu niejednokrotnie tematykę biopolityki i biokapitalizmu, jak widać bynajmniej abstrakcyjną, lecz dotyczącą żywotnych interesów wielu ludzi także w Polsce, odpowiedzialną za mnóstwo osobistych tragedii i rodzinnych dramatów. Nie będę stąd brnął w szczegółowe rozważania tych kwestii, bom już wystarczająco uczynił to we wpisach o post-genderowym ''transhumanizmie'', a zwłaszcza najobszerniej w traktującym o ''ludzkim oborniku''. 

Wspominam zaś o tym, gdyż ''antykoszerna'' ustawa, jaka stała się pretekstem dla niniejszych rozważań, przemyca rewolucyjne wprost zmiany jeśli o to idzie, dla niepoznaki wspominając na marginesie o niesłychanie ważnej, biopolitycznej kategorii ''praw zwierząt''. Konkretnie sformułowanie to pada na str. 30 rzeczonego projektu, w kontekście postulatu ustanowienia Rady ds. zwierząt [sic!] przy ministrze administracji publicznej, która czuwać ma nad dobrostanem wszelkiej żywiny w kraju. Nie jest to bynajmniej aberracja ''PiSowskich socjalistów'' jak rzekłoby zdurniałe kucerstwo, lecz takowe ciała istnieją już w szeregu europejskich państw, kapitalistycznych jak najbardziej typu Holandia czy Malta. Co istotne, wygląda na to, że projekt wprowadza faktyczne upodmiotowienie zwierząt, dając organizacjom pozarządowym prawo wszczynania w ich imieniu, i reprezentowania jako strony procesowej w postępowaniu administracyjnym, mającym przynajmniej w teorii zapobiec zadawaniu im cierpienia! Tak właśnie chyba należy rozumieć stwierdzenia z 32 strony, iż stowarzyszenia ''animalsów'' mogły dotąd wytaczać powództwa jedynie na rzecz obywateli, nie zaś gdy zachodziła wedle nich szkoda zwierząt. Wprowadzane stąd właśnie regulacje przyznają im oraz Inspekcji Weterynaryjnej ''uprawnienie do wykonywania prawa pokrzywdzonego'', a ono dotąd stosowało się do osób ubezwłasnowolnionych, czy nawet zmarłych, wątpię jednak by komuś w dotychczasowej praktyce przyszło do głowy nadawać takowy status zwierzętom... Nie jestem prawnikiem, więc mogę się mylić w tej kwestii, lecz jeśli dobrze kminię otwiera to furtkę do zrównania ich z ludźmi, nadania obywatelstwa i praw wyborczych etc. Radziłbym nie śmieszkować z tego, bo takowe absurdalne koncepty są już serio stawiane w przestrzeni publicznej, o czym pisałem na tym blogu nie raz w zalinkowanych wyżej biopolitycznych wpisach, choćby na przykładzie ''parlamentu rzeczy'' Bruno Latoura. Jeśli kto uważa to za nieprawdopodobne niechże pomyśli, czy gdyby parę dekad temu, świeżo po tzw. ''upadku komuny'' ktoś nam powiedział, że będą w naszym kraju odchodzić takie cyrki jakich teraz doświadczamy z LGBT czy zwierzątkami, nie potraktowalibyśmy go jako skończonego pojeba? No właśnie - ''taa, jasne dwóch pedałów będzie brało ślub, i jeszcze zaadoptuje se dziecko, a hodowla nutrii okaże się zbrodnią, i to rzekomo antykomunistyczna prawica coś takiego będzie chciała nam zaprowadzić, hehehe!!! Weź nie pierdol...'' tak by zapewne wyglądała wtedy reakcja normalnego Polaka, a dziś - szkoda gadać. To jak z rewolucją obyczajową: oswajamy się z rozbezczelnionym coraz bardziej ekshibicjonizmem homoseksualistów w miejscach publicznych, niesłychanym jeszcze dekadę-dwie temu, Małgorzatek właśnie z przytupem wprowadził do naszego bagna politycznego pojęcie ''niebinarności płciowej'', przyjdzie więc i czas na post-genderowe ''obywatelstwo cyborgiczne''. Dla wyjaśnienia cóż to za nowo-twór, przytoczyć należy wymowny fragment artykułu naukowego Łukasza Perlikowskiego, omawiającego współczesne kontrowersje ideologiczne między broniącymi zachowania człowieczego statusu ''biokonserwatystami'' a tytułowymi ''antygatunkistami'', bo o to w istocie rozchodzi się w obecnej aferze ''halal czy haram'', poza rzecz jasna kwestiami eko-nomicznymi:

''Stanowisko transhumanistów jest w każdym z wymienionych przypadków dokładnie przeciwne wobec poglądów biokonserwatystów. [...] Inaczej niż biokonserwatyści uważają w związku z tym, że kwestie statusu moralnego i obywatelstwa politycznego nie powinny być uzależnione od przynależności gatunkowej (uważają takie stanowisko za arbitralne i określają mianem gatunkowego rasizmu bądź gatunkizmu /speciesism/), lecz od posiadania przez obiekty aspirujące do tego statusu określonych jakości psychologicznych, takich jak samoświadomość, inteligencja, zdolność do działania moralnego, zdolność odczuwania bólu i przyjemności etc. Obiekty tego typu transhumaniści określają mianem osób (personhood theory), w przeciwieństwie do istot ludzkich, zaś obywatelstwo polityczne obejmujące swym zasięgiem owe osoby nazywają obywatelstwem cyborgicznym (cyborg citizenship Jamesa Hughesa). Obywatelstwo cyborgiczne, odrzucające gatunkistyczną dyskryminację jako stojącą w jednym rzędzie z rasizmem czy szowinizmem płciowym, byłoby otwarte dla większości homo sapiens sapiens (ale nie dla wszystkich – wykluczone byłyby tu takie obiekty, jak płody we wczesnej fazie ciąży /niektórzy transhumaniści, jak na przykład Peter Singer stawiają poprzeczkę wyżej i odmawiają obywatelstwa nowo narodzonym dzieciom/, dorośli i dzieci w trwałym stanie wegetatywnym, dorośli cierpiący na demencję, dzieci anencefaliczne etc.), inteligentnych naczelnych, jak szympansy, inteligentnych maszyn, jak komputery przyszłości etc.''

- nawiasem godny polecenia jest również inny tekst jego autorstwa, gdzie konstatuje polityczną jałowość libertarianizmu jako systemu li tylko etycznego, i to w mocno wynaturzonej postaci, dosłownie o czym jeszcze będzie mowa. W każdym razie jak widać, nie sposób odmówić ''antygatunkistom'' swoistej upiornej konsekwencji, stąd odpadają formułowane pod ich adresem zarzuty logicznej niekonsekwencji w bezwzględnym ratowaniu życia zwierząt, przy jednoczesnym popieraniu zwykle zabijania ludzkich płodów, jakby nie było także formy egzystencji. Szympans czy norka, póki zdrowa przynajmniej, wykazują ''określone jakości psychologiczne'', zaś ''biedny półmózg'' jak wyraził się pewien lewacki zjeb, który oby sczezł - nie, więc można go ''uśpić'' niczym zwierzę, od którego przecież jakoby niczym istotnym się nie odróżnia. Jeśli zaś ktoś sądzi naiwnie, iż każdy ''wolnościowiec'' z automatu niejako winien stawać po stronie przedsiębiorcy przeciwko państwu i lewackim ''eko-terrorystom'', bo tak sprofilowano medialnie obecny konflikt, może zdziwić się mocno czytając wynurzenia Włodka Głogozy, doradcy prawnego stowarzyszenia ''Otwarte Klatki'' wiodącego prym w ''antyfutrzarskiej'' kampanii, przekonująco uzasadniającego swój prozwierzęcy zajob na gruncie libertariańskiej doktryny. Również znany po darkroomach roznosiciel wolnorynkowej rzeżączki i orgiasta Rafał Trąbski, popełnił tekst traktujący o ''prawach dzieci i zwierząt'' [ skądinąd niepokojące zestawienie w świetle seksualnego rozbestwienia tego zjeba ]. Doktorem nauk prawnych podobnie jak Głogoza, autorem opracowań poświęconych tak różnym formom ideologii libertariańskiej jak amerykański anarchoindywidualizm, i anarchokomunistyczna Rożawa, jest Cezary Błaszczyk głoszący ideę ''zielonego kapitalizmu''. Zaskakująco przy tym w kontekście ''wolnościowej bezpaństwowości'' jakiej zdaje się sprzyjać, brzmią jego słowa w artykule pochwalającym ''ekologizm'', iż:

''Jakkolwiek pociągające w kontekście postulowanej symbiozy człowieka i przyrody nie wydawałyby się zielone wydania anarchizmu (np. municypalizm Murraya Bookchina), nie nadają się one na przedmiot niniejszych rozważań [...] dlatego że wyzwania stojące przed współczesnym człowiekiem wymagają bezzwłocznego, skoordynowanego i sprawnego działania na wielką skalę. Warto sobie zdać sprawę, że rewizja stosunku człowieka do przyrody nie ogranicza się do przyjęcia kilku przepisów prawa administracyjnego, lecz wymaga nowych norm, modeli społecznych, edukacji, a może nawet estetyki i teologii.  Aby podołać trudowi przebudowy świata konieczne jest wykorzystanie podmiotu sprawczego w postaci państwa z jego aparatem represji.''

- czyli wprawdzie ''wolność über alles'', ale gdy nachodzi ''eko-trwoga'' to nagle do ''ziemskiego Boga'' w postaci państwowego Lewiatana. Byłbym rad wywiedzieć się także czy syn Bartyzela Jacek Władysław, były palikociarz udzielający się obecnie w Kucfederacji, nadal deklaruje jak jeszcze parę lat temu, iż ''z pełnym przekonaniem  popiera jako liberał wprowadzenie powszechnego zakazu wykorzystywania zwierząt w cyrkach, polowań innych niż odstrzał niezbędny z przyczyn ekologicznych oraz hodowli zwierząt futerkowych'' oraz ''zaostrzenie kar za okrucieństwo wobec zwierząt'', bo jakoś dziwnie omija jakże gorący temat na swym tweeterowym profilu, gdzie poza tym jest bardzo aktywny. Nikt jednak z wolnościowców nie przebił póki co w miłości do zwierząt Mikołaja Kastora Klubińskiego, byłego KoLibra, działacza korwinowej KaNaPy i w końcu Stowarzyszenia Libertariańskiego, wsławionego głośnym parę lat temu netowym shitstormem wywołanym jego mocno nieortodoksyjnym trójkącikiem ''2 pedałów+pies''. Z towarzyszy libertarian wyszedł zamordyzm i obskurantyzm, wykluczyli za to z rzeczonego stowarzyszenia miłośnika ''erotyki międzygatunkowej'' praktykującego ''antyspecyzm'' na pełnej kurtyzanie. Najwidoczniej nieprzekonujące dla nich okazały się jego tłumaczenia, iż padł ofiarą ataku zazdrosnych komunistek, a tak poza tym paradowanie z kolegą w obrożach na smyczy, wciąganie razem ''koksu'' z podłogi i macanie psa po jajcach było wyrazem ''ironicznego przełamywania konwencji'', chciał też przy okazji zwrócić uwagę na trudny los nieszczęsnego zwierzęcia cierpiącego na ''problemy z prąciem''. Za to ''wolny sąd'' uznał inaczej nie dopatrując się czynów karalnych w postępowaniu Kastorka, ten więc niezrażony wystąpił później z cudnym konceptem urządzenia ''gejowskiego bloku'' podczas marszu narodowców, co niestety zakończyło się niepowodzeniem. Nie ma jednak tego złego, gdyż może wtedy właśnie zadzierzgnął znajomość z Michałem Patykiem, byłym działaczem Ruchu Narodowego i jak sam wyznaje ''jeszcze parę lat temu pełnomocnikiem tej partii na miasto Tarnów'', obecnie zaś po ''wyjściu z szafy'' dumnym g*jem, walczącym wszakże też o ''prawa zwierząt'' razem z mężyną, stąd jak na szczęśliwą parę przystało chwalą się zdjątkami swego psiego ''bąbelka''. Byle tylko nie przesadzili przy tym z ''miłość nie wyklucza'' jak Kastor K., aczkolwiek uniewinniający wyrok dlań świadczyłby o postępującej tolerancji wymiaru niesprawiedliwości dla przełamujących odważnie bariery gatunkowe ''animalsów''.

Wszyscy ww. ''wolnościowcy, tradycjonaliści, narodowcy'', niechby i byli, są jednak najwidoczniej dla Warzechy ''komunistami'', skoro wspierają wymierzone w interesy branży futerkowej rozwiązania, co który to już raz potwierdza jaką legendarną wręcz tępą i arogancką dzidą jest pan redaktor. Miałby jeszcze rację, gdyby wskazywał na faktyczne pokrewieństwo ideologiczne libertarianizmu i bolszewizmu, jakiego dowiedliśmy tu ostatnio niejednokrotnie na przykładzie obfitych cytatów z samych klasyków myśli ''rozwolnościowej''. Dość powiedzieć, że uchodzący pod tym względem za wzorzec Rothbard, zwany z tego tytułu nawet ''Mr. Libertarian'', popełnił epitafium na cześć komunistycznego zbrodniarza i terrorysty Ernesto ''Che'' Guevary [ więcej na ten i podobne tematy stoi w artykule wspomnianego już Cezarego Błaszczyka, traktującym o libertariańskim rewolucjonizmie ]. Warzecha pije jednak otwarcie do realnej komuny jak za PRL, która kojarzy mu się jak typowemu korwinoidowi jedynie z ''etatyzmem'' oraz ''ingerencją rządu w gospodarkę'', skądinąd w tym wypadku rzeczywiście skandaliczną jako się rzekło, bo jeśli nawet uznamy branżę futrzarską za faktycznie szemrany biznes, żadną dlań alternatywą nie jest sankcjonowanie bandytyzmu jak ma to właśnie miejsce obecnie. Oto widomy dowód słabości państwa, które daje sobą powodować takim czy innym mafiom, dlatego wszelcy ''wolnościowcy'' upatrujący w tym przejawu z jego strony jakoby ''totalitarnej'' niemalże opresji prywatnej przedsiębiorczości są w błędzie, ale to u nich normalne, bowiem libertarianizm stanowi fałszywą odpowiedź na realne problemy, i to obojętnie czy mowa tu o jego ''antygatunkistycznej'', czy też absolutyzującej ''ludzkie działanie'' postaci.

I tu dotykamy fundamentalnej kwestii: ignoranci dziwujący się jakimże to cudem libertarianie mogą wspierać ZAKAZ hodowli zwierząt futerkowych godzący w nie tak małą liczbę przedsiębiorców [ boć przecież trzeba jeszcze doliczyć wszystkie powiązane z branżą biznesy ], nie pojmują tym samym, że ideologia ''wolnościowizmu'' wcale nie równa się bezwzględnie prokapitalistycznej postawie, z jaką zwykle jest kojarzona! Prymat ekonomii zachodzi jeszcze u liberała Misesa, ale już nie libertarianina Rothbarda, dla którego wolny rynek byłby dobry nawet gdyby okazał się gospodarczo niewydolny, bowiem i tak sprzyjałby lepiej krzewieniu ludzkich swobód. Owszem, jako się rzekło to system nie tyle ekonomiczny, co nade wszystko etyczny, w mocno spaczony jak wykazaliśmy sposób ale niemniej, stąd pewien radykalny wolnościowiec na pytanie zadane mu w korespondencji ''po jaką cholerę propagować utopię wolnego rynku, skoro nawet zdecydowana większość kapitalistów traktuje ów koncept z pogardą?'' odpowiedział, iż - uwaga, spadniecie z krzeseł! - ''bo to jest moralne''... Z czego absolutnie nie należy wyciągać wniosku, jakobym uznawał futrowych Januszy byznesu za redutę obrońców ''cywilizacji łacińskiej'', o ile wręcz statusu człowieczeństwa jako takiego, przed barbarzyństwem ''antygatunkistów''. Konstatuję jedynie absurd i polityczną jałowość ideologii radykalnie pojmowanego ''wolnościowizmu'', bez względu czy to w jego cierpiącej na ostry prozwierzęcy pierdolec formie, jak i wściekle skonfliktowanej z tamtą przyznającej z kolei ludzkiej jednostce lucyferyczne wprost moce. Libertarianizm jako system bardzo swoiście pojmowanej etyki, w swym fanatycznym ''deontologicznym'' zacięciu lekceważącym realia dla traktowanych dogmatycznie ''aksjomatów'', stanowi tym samym poronioną całkiem, idiotyczną wprost teorię polityczną. Dlatego skutki jej zastosowania w ekonomii, jak i nade wszystko życiu społecznym muszą być opłakane, nie jest to więc efekt wrogiej kontry ze strony poszczególnych rządów, lub braku wiedzy u ludzi jak to mają w zwyczaju narzekać rozwolnościowcy. 

Na finał wypada jeszcze skonstatować zastanawiającą zbieżność postulatów libertariańskich ''antygatunkistów'' z cierpiącymi równie na ''eko-pierdolca'' faszystami, co zapewne ma związek z ich nacjopogaństwem. Nie oznacza to rzecz jasna tożsamości ideowej, niemniej znamienne, iż w tym stopniu odległe deklaratywnie, skonfliktowane wręcz ostro politycznie środowiska, dochodzą do zbieżnych pod tym względem wniosków. Przemo Witkowski, ten od wspomnianego wyżej ''biednego półmózga'', to wyjątkowe ścierwo nawet jak na lewaka, niemniej muszę przyznać, iż utrafił w punkt opisując naturalistyczne zboczenie ''szturmowców'', aż dziw że coś takiego poszło na łamach ''Kretynyki Politycznej'':

''Może Witold Waszczykowski jeszcze myśli, że wegetarianizm to lewactwo, ale walka o prawa zwierząt i ich dobrostan to całkiem popularny trend wśród faszystów, którzy na poważnie biorą volkistowski koncept „krwi i ziemi”. Już minister rolnictwa III Rzeszy Walter Darré, wywodzący się z ekologiczno-ezoterycznego Związku Artamanów (podobnie jak Heinrich Himmler czy komendant KL Auschwitz Rudolf Höss), był zwolennikiem rolnictwa organicznego, zalesiania kraju i ochrony praw zwierząt, a Adolf Hitler uważał niejedzenie mięsa za oznakę szlachetnego charakteru – obaj, wraz z kolejnym wegetarianinem Himmlerem, zwalczali wiwisekcje i eksperymenty na zwierzętach. W III Rzeszy ograniczono polowania, wyścigi konne zaś uważano w NSDAP za feudalny przeżytek.

Również ekofaszyzm niedawnego zamachowca z nowozelandzkiego Christchurch to popularny dziś trend wśród skrajnej prawicy. Wedle brytyjskich źródeł Greenline Front na Zachodzie to jeden ze sposobów rekrutowania ochotników do oddziałów faszystów ukraińskich; „Independent” opisuje to środowisko wprost jako „neonazistów”.''


piątek, 11 września 2020

O co idzie gra na Białorusi?

Nade wszystko Łukaszenko stanowi potężny problem wizerunkowy dla Rosji, i główną bodaj przeszkodę w jej próbach dogadania się z Niemcami i Francją, które chętnie powitałyby wymianę post-sowieckiego ćwoka, ''seksisty'' i ''homofoba'' na nowszy ''demokratyczny'', ''liberalno-prawoczłowieczy'' model władcy, coby można już bez wstydu spotkać się z nim w ''formacie mińskim''. Wprawdzie dla Zachodu narody na wschód od Niemiec i Austrii nie są de facto częścią Europy, co przyznał francuski mameład analityk Pascal Bruckner, ale właśnie dlatego obalenie białoruskiego tyrana umożliwiłoby ''nowe otwarcie'' i włączenie Białorusi do ''europejskiej strefy wartości'' cywilizowanego świata białego człowieka takim, jak pojmuje się go obecnie, czyli totalitarnej demokracji [ ale nie dla ''homofobów'' ], elgiebety, dżender-srender itd. A potrzeba takowego pretekstu jest szczególnie pilna dla klarującej się na naszych oczach ''osi Paryż-Berlin-Moskwa'', w sytuacji gdy opłacalność sztandarowego projektu ''opcji kontynentalnej'' jakim jest Nord Stream 2 stała się mocno problematyczna wskutek okołopandemicznej zapaści gospodarczej, stąd nawet w Niemczech coraz głośniej mówi się o jego ''zamrożeniu''. Nie pojmuję więc postawy Targalskiego, który wprawdzie trzeźwo dostrzega prorosyjskość białoruskiej opozycji, niemniej uważa iż mimo to wykopanie Łukaszenki byłoby dla nas w Polsce korzystne, gdyż umożliwiło penetrację Białorusi przez zachodni kapitał i jego oddziaływanie na tamtejsze społeczeństwo, z wolna je tym samym wyrywając spod zależności od Kremla. Pytanie jednak brzmi ''jakiego Zachodu?'', bowiem dziś Okcydent nie jest bynajmniej monolitem, i jest oczywiste, że nie będzie to kapitał amerykański ani wpływy polityczne USA [ tu również zresztą należałoby zadać pytanie jacy to Amerykanie mieliby ekspandować za naszą wschodnią granicę, czy aby nie ci od ''resetu'', ale to temat godny osobnego wpisu ], bo nie sądzę aby Rosja ot tak zgodziła się na podejście NATO aż ku ''bramie smoleńskiej'' otwierającej drogę do serca kraju, czyli samej Moskwy. Ta udzielić może stąd co najwyżej pewnych koncesji natury gospodarczej Niemcom i Francuzom, w zamian za ich uznanie dla utrzymania przez nią kontroli nad kluczowymi na tym faktycznym przedpolu rosyjskiej stolicy strukturami siłowymi, z armią na czele.
 
Tak więc obecny polski rząd na równi z najgłupszą opozycją świata jednako robią za pożytecznych durni tak dla Moskwy jak i Berlina, z Paryżem na dokładkę żyrując politykę wrogich nam stolic. Za wyjątkiem Kondomitów wprawdzie, cóż z tego jednak, skoro ci z kolei albo wprost sadzą prorosyjskie kocopoły jak Kurwin, albo też pieprzą niczym Braun jakobyśmy nie mieli z Białorusinami żadnych ''trupów w szafie'', ni porachunków, co jest przysłowiową g*prawdą. Rzecz godna osobnego rysu historycznego, tu przypomnę jedynie mało znane fakty, iż przedwojenna białoruska partia komunistyczna przewyższała w antypolskiej zaciekłości ukraińską, dotyczyło to również takich probolszewickich organizacji jak Hromada odpowiedzialnych za wiele jawnie bandyckich, dywersyjnych i terrorystycznych ataków na instytucje i przedstawicieli władz niepodległej Polski. Białorusini ochoczo wespół z Żydami przystąpili do rezania Polaków na Kresach, po agresji i zajęciu tych terenów przez stalinowskie ZSRR, by wymienić choćby bestialski pogrom w Brzostowicy Małej, o którym nikt niemal u nas nie słyszał, tak jak i o niemieckich zbrodniach w Piaśnicy lub Michniowie, w przeciwieństwie do Jedwabnego. Pomijam już, że peany na cześć białoruskiego satrapy tylko dlatego, że on ''pedałów nie lubi'' są zwyczajnie żenujące, i kompromitują ''najprawdziwszą prawicę'' - Łukaszenko to jedynie stary obleśny komuch, z tych co to klepali po dupach sekretarki, bezwzględny karierowicz i zwykła partyjna menda. Dlatego jednak właśnie jest dla nas w Polsce użyteczny, gdyż swoim chamstwem i przaśnością stoi kością w gardle unijnym elitom zachodniej Europy, dosłownie gwałcąc ich ''liberalną wrażliwość'' swymi manierami i aparycją dyrektora sowchozu, typowego komuszego cwaniaka i krętacza. Wprawdzie Macron z niewiele mniejszą brutalnością tłumił protesty ''żółtych kamizelarzy'', co dziś czyni Łukaszenko ze swymi opozycjonerami, coś jednak zadziwiającego jest w europejskiej geografii zaginającej najwidoczniej czasoprzestrzeń tak, że to samo bestialstwo jakie na Zachód od Odry uchodzi za normalne, po przejściu granicy cywilizacji na wspomnianej rzece staje się nagle magicznie ''łamaniem praworządności'' właściwym dla ''turańskiej dziczy'' ze Wschodu. Dlatego Stasi-Merkelowa tak gładko wpisała się w zachodnioeuropejski establiszmęt, ale już białoruski kołchoźnik, czy polski biały Murzyn z gorszej części Europy nie bardzo doń pasują, a wręcz śmierdzą mu - prędzej do ''wspólnoty jewrosojuza'' przyjęty zostanie Arab czy czarny z byłej francuskiej albo niemieckiej kolonii, najlepiej przy tym ''syfilizowany'' na modłę LGBT. Wprawdzie gdy zajdzie taka potrzeba oświecone elity ''wolnego świata'' strzelą sobie okolicznościową fotkę z najgorszym ludojadem, nie brzydząc się uściskiem skrwawionej mocno dłoni, ale czyż nie o wiele przyjemniej i higieniczniej dla nich będzie, gdy zamiast urażającego salonowe gusty ordynusa mianowaną zostanie w jego miejsce jaka lesba? Tym samym Białoruś dołączy do europejskiej wspólnoty, gdzie hołubi się wynosząc na piedestał wszelkie zboczenia ''mniejszości seksualne'', nieważne że po staremu w cieniu kryć się będą resortowe mordy czekistowskich zakapiorów sprawujących nadal realną władzę w Mińsku, grunt że wreszcie reżim zyska miły dla współczesnego oka ''tęczawy'' sznyt.

Dlatego jak rządy Putina, oby jak najdłuższe, są dla nas w Polsce gwarancją podążania przez Rosję śladem breżniewowskiej demencji, przekreślając szanse na reset z USA, tak z kolei uporczywe trwanie u władzy ''baćki'' uniemożliwia w dużym stopniu porozumienie Moskwy z Berlinem i Paryżewem. Podkreślam z całą mocą na jaką mnie stać, to nie kwestia żadnej ''polityki wielowektorowej'' białoruskiego tyrana, na którą mogli nabrać się tylko idioci z Kucfederacji, zresztą sam Łukaszenka przyznał niemal otwarcie przyparty do muru ostatnio, że to ściema przedsięwzięta tylko po to, by więcej uszarpać od Rosjan, bo jak nie, to niby on weźmie i zabierze swe zabawki. Nie, ''baćko'' takim jak jest naprawdę, czyli sowiecki do szpiku kości i prorosyjski, faktycznie uzależniony finansowo a nade wszystko militarnie od Moskwy, jest właśnie przez to dla nas Polaków użyteczny. Dążąc więc do jego ustąpienia, i wspierając w tym celu białoruską pożal się ''opozycję'' rządzący PiS realizuje na równi ze zdradziecką większością opozycji antypolską w istocie politykę, wymierzoną w nasze żywotne interesy! Zaciskamy tym samym pętlę ''opcji kontynentalnej'', prounijnej na własnej szyi - ewentualne ustąpienie Łukaszenki oznaczać będzie nie tyle ''scenariusz armeński'' o którym co poniektórzy przebąkują, co wprost ''birmański'' pod naszą szerokością geograficzną. Podobnie jak to miało miejsce na drugim krańcu Eurazji, rządząca faktycznie Białorusią junta prorosyjskich ''siłowików'' na których opiera się reżim ''baćki'' zamarkuje ustąpienie pola ''siłom demokracji i postępu obyczajowego'', zachowując realną kontrolę nad kluczowymi sektorami nie tylko militariów i szeroko pojętego ''bezpieczeństwa'', ale i krajowej ekonomii. Przez to jednak biało-ruska tyrania zyska strawne dla obecnego Okcydentu ''liberalne'' i ''wolnościowe'' oblicze we wszelkich kolorach fejkowej ''tęczy'', a tamtejsze kuce będą mogły pierdolić jak nasze o ichniej ''ustawie Wilczka'' i ''wolnorynkowych reformach'', czyli w praktyce złodziejskiej prywatyzacji korzystnej dla wybranych. Wystarczy, że zrobi się formalnym następcą Łukaszenki Cichanouską czy inszą pajacynę, z tym wszakże zastrzeżeniem co do powtórki ''birmańskiego wariantu gry'' za naszą wschodnią granicą, iż Aung San Suu Kyi jest politykiem i władczynią z prawdziwego zdarzenia, i dlatego właśnie na dniach gremium unijnych błaznów z Parlamentu Europejskiego ''ukarało'' ją pozbawieniem prawoczłowieczej nagrody przyznanej 30 lat temu, a to za twarde stanowisko jakie zajęła wobec terroru miejscowych muzułmanów. Żadną miarą natomiast nie można tego powiedzieć o pani Światłanie, która zresztą jeszcze niedawno otwarcie przyznawała, że jest prostą kobietą jaką przerosła powierzona jej historyczna rola, i najchętniej wróciłaby do smażenia kotletów mężowi i dzieciom [ rzecz niesłychana w ''postępowym świecie'', takie bezpretensjonalne obnoszenie się ze swym ''patriarchalnym'' ubezwłasnowolnieniem! ]. Obawiam się jednak, że po duserach politycznych decydentów pokroju Morawieckiego może jej odbić jak ''Bolkowi'' z cesarzem Walensem, i gotowa jeszcze uwierzyć, iż jej ''przodkinią'' jest sama Kleopatra, czy insza Nefretiti:).
 
Szydzę, ale to jedynie by pokryć wściekłość i odrazę jaką napawa mnie chucpa z fetowaniem w Warszawie białoruskiej ''prezydentyni'' przez premiera mojego jakby nie było kraju - widać, że Mati wiernie realizuje testament polityczny papy budowy Europy ''od Atlantyku po Pacyfik'', tylko co to ma wspólnego z interesem Polski?! Owszem, stworzenie regionalnej wspólnoty na bazie krajów byłej I Rzeczpospolitej nie stanowi żadnej imperialnej mrzonki, lecz jest koniecznością wręcz w obliczu możliwego całkiem rozpadu UE, tak by na wszelki wypadek uszykować sobie jaki ''geopolityczny d*chron''. Sęk w tym, że jak wyżej ukazano przyczyniamy się w praktyce do czegoś wręcz przeciwnego, zbudowania kontynentalnego bloku w interesie dużych państw, zbankrutowanych obecnie byłych mocarstw europejskich, w którego trybach zostaniemy zmiażdżeni wraz z innymi mniejszymi narodami Europy Wschodniej położonymi między Niemcami a Rosją [ i Turcją na dokładkę, ale to osobny temat ]. PiS tropiący tak zaciekle wszędy ''ruskich agentów'' na równi z durną opozycją z PO-KO zarzucającą mu ''białoruskie standardy'', gdy przyszło co do czego ujadają wespół niczym kremlowskie kundelki, a niemiecka ciocia nazi-Stasi błogosławi to wraz z francuskim pedałem a la LGBT-Vichy. [P]oseł Szczerba reprezentujący ''ruch óśmgwiazdeczkowy'', okazał dobitnie jakim jest błaznem spiesząc z kwiatami na lotnisko, by ucałować rękę małżonki białoruskiego ''opozycjonisty'' Cepkały, zaś były już na szczęście minister spraw zagranicznych Ciaputowicz skompromitował się całkiem goszcząc oboje prokremlowskich kreatur na oficjalnej audiencji, dno. Doprawdy nie wiem jak zaślepionym trzeba być, aby nie dostrzegać powiązań z Moskwą dosłownie wszystkich przywódców i -czyń tamtejszej opozycji z Cichanouską włącznie, jak i generalnie prorosyjskiego nastawienia białoruskiego społeczeństwa, połączonego licznymi zależnościami gospodarczymi, jak i kulturowymi ze swoim wschodnim możnym wciąż sąsiadem. Mianowanie formalną przywódczynią antyłukaszenkowskich protestów kobiety, w dodatku niezbyt rozgarniętej oględnie zowiąc, miało zapewne upokorzyć pozującego na macho ''baćkę'', i faktycznie wlazł on w zastawioną nań przez czekistów pułapkę ośmieszając się ostentacyjnym paradowaniem z kałachem przed kamerami reżimowej tv i mediów społecznościowych, wyszedłszy tym sposobem na trzęsącego portkami przed byle babą panikarza. Czyż nie zastanawiającym co najmniej wydaje się, że nadworny antyputinowski opozycyoner, trefniś Maksym Gałkin [ robiący też za pedo-męża Ałły Pugaczowej, której botoksowej mumifikacji za życia mogłaby pozazdrościć Maryla ] obśmiewa Łukaszenkę, kapitalnie skądinąd go parodiując? A już pochwały ze strony Michnika powinny wypierdolić wszystkie ostrzegawcze kontrolki u decydentów obozu mieniącego się być ''patriotycznym''! Tymczasem brną oni z uporem i ślepym entuzjazmem godnym lepszej sprawy, wraz z niemal całą opozycją w realizowanie polityki służącej ościennym byłym mocarstwom, ale na pewno nie nam. Powtarzam: alternatywą dla takowej samobójczej z naszej strony strategii nie są sepleniące umizgi Janusza do ''Jego Ekscelencji Putina'', ani majaczenie korwinowego przydupasa Tomcia Sommera o ''zajmowaniu Grodna'', czy farmazony znakomitego niewątpliwie performera politycznego, jakim jest Grzegorz Braun. Tylko skończony tuman może brać serio wybitną kreację tego ostatniego, w każdym razie co do mnie traktowałem ją od początku jako pożyteczną w pewnym okresie prowokację, stąd i nie zawiodłem się oddając nań głos w I-ej turze poprzednich wyborów prezydenckich, więc nie mam czego żałować.
 
Jedyny pożytek jaki płynie z białoruskiej awantury dla Polski, to bezlitosne obnażenie przy okazji całej nędzy dotychczasowej pożal się ''polityki wschodniej'' III RP. Pustosłowiem, głośnym skandowaniem frazesów odmienianej na wszelkie sposoby ''demokracji'', pokrywa ona brak istotnych instrumentów wpływu na sąsiednie państwa takich jak własna silna armia, budzące respekt tajne służby i zasobna w rodzimy kapitał ekonomia. Wywołuje to ledwie skrywaną pogardę u przywódców państw zachodniej UE jak otwarcie przyznał niedawno Bartosiak, uzasadnioną jak najbardziej niestety. Chciałbym aby wybrzmiało to możliwie mocno, i temu w istocie służy ten post, mimo iż nie mam złudzeń, że to nie tyle nawet głos wołającego na puszczy, co desperacki krzyk gdzieś z zapadłego kąta netu, tym bardziej jednak koniecznym jest napisanie przynajmniej jak się rzeczy z Białorusią mają. Otóż gdybyśmy dysponowali realną mocą wojskową i kapitałową, białoruski ZBiR nie ważyłby się upokarzać nas demonstracjami zbrojnymi tuż przy wschodniej granicy Polski, ni brać jako zakładników swej polityki tamtejszej Polonii!!! Z braku takowej zaś pozostaje obecnym władzom III RP, jak i niemal całej ''totalnej opozycji'' jedynie pieprzenie na okrągło prawoczłowieczych smutów, rytualne powtarzanie niemiłosiernie zgranych łzawo kiczowatych chwytów z okresu pierwszej ''Solidarności'' na czele z ''Murami'' pojeba Kaczmarskiego, albo tak samo durne prowokatorskie napinki kucerzy nawołujących do marszu na Grodno, na przemian z ich umizgami do Putina czy Łukaszenki. W związku z tym pragnę wszystkim im na równi posłać z głębi serca, szczere i gromkie życzenia: spierdalać! Jakieś pocieszenie, choć gorzkie stanowi, iż nie tylko literalnie cała obecna polska klasa polityczna jest beznadziejna, ale gorsze jeszcze głupoty odchodzą na poziomie unijnym, gdzie komisarz ds. polityki zagranicznej UE pierdoli jak poparzony o ''doktrynie Sinatry'':))). Serio, oznaczać to ma w nawiązaniu do przeboju śpiewającego mafiozy ''My Way'' samodzielną jakoby europejską politykę, niezależną od globalnego konfliktu między USA a Chinami. W praktyce wszakże jest to postawa kapitulancka wobec tych ostatnich, najwidoczniej brukselskim spasionym kotom pozostało jedynie uległe wypięcie czterech liter LGBT pekińskim gensekom, nie stać ich nawet na oryginalne koncepty, zamiast tego odgrzewając zleżałe kotlety z czasów upadającego sojuza nomen omen. Ujrzałem aż wyobraźni oczętami swemi wizję nachlanego w trupa Junckera, pląsającego w zaszczanych portkach z butelką w dłoni do wspomnianego kawałka Sinatry, odgrywanego przez wojskowy jazz band w mundurach chińskiej armii... Oto globalna strategia unijnej polityki zagranicznej w pełnej krasie! 
 
Dobra, nie ma co samemu chrzanić po próżnicy, co było do powiedzenia w sprawie Białorusi tom napisał, nie chcę też aby niniejszy tekst odebrany został li tylko jako kolejne typowo polskie niestety ''narzekanctwo''. Dla mnie wszystko to stanowi raczej bolesne, lecz konieczne otrzeźwienie i pobudkę do uprawiania samodzielnej polityki na przekór wszelkim przeciwnościom, nie zaś ciągłego wiszenia u pańskiej klamki tego czy innego mocarstwa. Tymczasem póki co wszystkie dosłownie siły działające na obecnej scenie politycznej III RP z Kondomitami włącznie, zgodnie współdziałają każde na swój sposób w zaciśnięciu pętli na naszej szyi przez blok kontynentalny od oceanu po ocean, o którym roił jeszcze Kornel Morawiecki. Jeśli więc wspomniana wyżej oś Paryż-Berlin-Moskwa, do której ustanowienia dąży z jednego krańca Europy Putin, drugiego zaś Macron, a po cichu zapewne sprzyja temu ciota Makrela, zostanie przypieczętowana na trupie reżimu Łukaszenki [ oby nie jego samego, bo niewielka nawet wojna domowa tuż za miedzą mogłaby grozić nam grubymi perturbacjami ], powstanie w ten sposób kontynentalna unia politycznych, ekonomicznych i nade wszystko cywilizacyjnych bankrutów. Przykro mi, ale Europa przegrała nieodwołalnie na własne życzenie wraz z ostatnią [ póki co...] wojną światową, narzędzie jej ocalenia jakim miał być hitleryzm okazał się dlań kamieniem nagrobnym i historyczną kompromitacją, zaś potwornie okupiony triumf nad paneuropejską w istocie III Rzeszą Rosji sowieckiej był tak naprawdę tejże klęską, wyczerpując ją totalnie. Do dziś nie otrząsnęła się ona z traumy ''pabiedy'', podobnie jak wykastrowane [ na szczęście! ], przygniecione przegraną Niemcy, czy skurwiała powszechną kolaboracją Franca. Wprawdzie na osłodę ta część Europejczyków, która znalazła się na umownym Zachodzie dostała kilka dekad prosperity ekonomicznej pod jankeskim parasolem militarnym, ale to się właśnie kończy zdychając w politycznych konwulsjach od jakiegoś już czasu, wygląda że wywołana koronawirusem zapaść jeszcze ten proces wydatnie przyspieszy. Paradoksalnie dla nas którzyśmy w całej zawierusze pełnili bierną rolę, bo wbrew temu co bredzi Putin jak i rodzimi ''rewizjoniści'' historii nie ''Poliaki'' wywołali dziejową katastrofę, perspektywy wyglądają przez to korzystniej, trza i można, a wręcz należy kombinować co samemu na boku, nie oglądając się na ościenne jak i zamorskie mocarstwa. Sami Amerykanie wymagają wręcz od nas samodzielności strategicznej, nie pozostawiając głosami swych naczelnych wojskowych złudzeń co do zapewnienia bezpośredniego udziału wojsk USA w większej liczbie, w przypadku możliwego całkiem konfliktu zbrojnego w Europie Wschodniej [ kto przysłuchiwał się rozmowom Bartosiaka z Budziszem wie o czym mowa, a kto nie niechże zajrzy w tym celu na tubowy kanał ''stratedżyandfjuczer'' ]. Dlatego nie ma co bezkrytycznie stawiać na jankesów, za to należy podchodzić do nich z koniecznym dystansem, aczkolwiek lepsze to mimo wszystko niż niewola u chińskich komunokapitalistów, no chyba że mamy do czynienia z pozornym dylematem, i sprawdzi się zarysowana tu niedawno upiorna wizja globalnej ChinAmeryki, obaczymy. Jedno jest pewne: gwarantująca jakoby europejską samodzielność w obliczu tytanicznych zmagań światowych mocarzy ''doktryna Sinatry'', oznacza w praktyce robienie dobrej miny do ordynarnego prostytuowania się politycznego i ekonomicznego z pekińskimi gensekami, w takt i rytmie nadawanej przez tamtych kociej muzyki.
 
Wbrew intencjom znowu wpadam w minorowe nastroje, stąd by nie kończyć tak ponuro odsyłam do wyjątkowo ciekawego jak na Bełsat, i zabawnego całkiem artykułu o wszystkich dupach kobietach Łukaszenki. Facet co tu kryć stanowi żywe zaprzeczenie popularnych obecnie bredni, jakoby tylko wysokie przystojne ''Chady'' z kaloryferem na brzuchu miały szansę zaruchać w dzisiejszych okrutnych pod tym względem czasach. Tymczasem białoruski dyrektor sowchozu o wyglądzie typowego wąsatego Janusza, w dodatku z obciachową zaczeską na ''kod kreskowy'' słabo maskującą łysinę, ciupcia ile wlezie co lepsze panny, które same lezą mu do wyra, niektóre całkiem ładne dziołchy. Niestety zachodzi tu jeden ''drobny'' warunek: trzeba dysponować ku temu podobnym zakresem władzy co ''baćka'', inaczej faktycznie marne raczej szanse na równe ''powodzenie'' u bab, cóż...

ps. ...jeszcze słowo tylko o irytującej manierze językowej polskich komentatorów białoruskich wypadków, jaką niestety grzeszą nawet nieliczni z nich godni szacunku i merytoryczni, by wymienić choćby Marka Budzisza, to jest nagminnym tytułowaniu Łukaszenki mianem ''dyktatora''. Nie jest to z mojej strony przejaw nijakiej pedanterii czy obsesji, lecz stoi za tym żywe przeświadczenie, iż należy bezwzględnie przywrócić pierwotny sens tejże instytucji ustanowionej do ochrony ładu, bez którego nie może istnieć realna wolność, i zapewnienia ekspansji porządku republikańskiego, oczywiście w formie dostosowanej do wyzwań naszej doby. Nie widzę innej możliwości uniknięcia rysującej się na horyzoncie potwornej alternatywy: totalitarny zamordyzm lub rozpasana anarchia, stąd jedynym sensownym wyjściem jawi się powrót republikańskiej dyktatury, której miano ordynarnie przywłaszczyli sobie, i spotwarzyli zbrodniczą praktyką komuniści jak i naziole. Sam Łukaszenko zaś niechże będzie tytułowany zgodnie z prawdą ''kołchozowym satrapą'', postkomunistycznym aparatczykiem [ lub ''razwiedczykiem'' ], białoruskim ZBiRem w nawiązaniu do oficjalnej nazwy ''państwa związkowego'' z Rosją, w ostateczności już autorytarnym tyranem, skądinąd również niezgodnie z klasyczną definicją tego terminu, byle nie szargać szlachetnej instytucji służącej ochronie swobód, a nie ich dławieniu. Nasunęło mi się jeszcze w międzyczasie parę innych refleksji tyczących Białorusi i naszych z nią relacji, ale o tym w następnym wpisie, by już nie przeciągać nadto.

sobota, 5 września 2020

COP na miarę naszych możliwości.

Całkiem niedawno otwarto w Kielcach resortowe Centrum Organizacji Pozarządowych, akurat tak się składa, że zupełnym ale to zupełnym przypadkiem prawie naprzeciw byłej [?] siedziby lokalnego oddziału ABW [ dla porównania na mapie podaję adresy: ul. Wojska Polskiego, odpowiednio 52 i 63 ]. Nie mogło więc w zarządzającej nim menażerii zbraknąć towarzysza ''szyfranta'', coby na wszystko miał baczenie - nawet biogram sobie po łacinie sprokurował, skurkowaniec. Ksywa stąd, że jak chwali się na stronie swej kancelarii adwokackiej ''zna się na systemach komputerowych i w działalności zawodowej stosuje najwyższe standardy bezpieczeństwa – szyfrowanie danych i wyłącznie prywatne systemy informatyczne (bez przesyłania e-maili przez serwery zagranicznych korporacji)''. Miano ''towarzysza'' zaś, bowiem to były członek ''Razem'', i ofiara wewnątrzpartyjnej czystki jak to między bolszewikami bywa, spuszczony za współczesne ''prawicowe odchylenie'', czyli domniemany ''seksizm'' i ''homofobię'', co ponoć bardzo przeżył jako ''ideowiec'' psia jego mać. Mimo to nadal czynny w służbie jak widać, miejscowe sikorki donoszą, że po godzinach także w ramach ''wolontariatu'' ostro ''monitoruje'' lokalnych prawaków zbierając chałupniczo ich dossier. Być może to jego rodzinna tradycja, gdyż jak wieść gminna niesie jego bliskim krewnym jest ''doktor mason'' Sokała, ten z kolei ''wolnościowiec'' zatrudniony w fundacji PO.INT innego resortowego libertarianina Vincenta Severskiego vel Sokołowskiego. Nawiasem, zupełnie ale to zupełnie poza tematem, ciekawostka taka: kto jeszcze pamięta, że ''człowiek z teczki'' Stan Tymiński startował na prezydenta III RP jako przewodniczący Libertariańskiej Partii Kanady - i tak oto wykuwały się w ''wolnej Polsce'' zręby ruchu wolnościowego... Wracając do COP-u na miarę naszych obecnych możliwości - inszy członek zespołu tYż posiada imponujące kompetencje jako ''standaryzowany animator społeczny, z wykształcenia politolog i administratywista'', jestem pod wrażeniem.

Wiadomo kto się zlatuje do czego:

''W spotkaniu wzięli udział mieszkańcy, aktywiści organizacji pozarządowych, przedstawiciele Urzędu Miasta oraz radni Agata Wojda i Michał Braun.''

http://ngo.kielce.pl/rozmawialismy-o-budzecie-obywatelskim/ 

- tytułem wyjaśnienia kto zacz rzeczone kreatury: zaczniemy od Michasia, co nijaką obrazą wobec pani Agate nie będzie, boć ona i tak jak chłop i to cosik paskudny. Zbieżność nazwisk z pewnym znakomitym skądinąd performerem politycznym z Konfederacji nieprzypadkowa bynajmniej, owszem to rodzina, aczkolwiek zupełnie inne targety obstawiają. Michał jako absolwent ''europeistyki'' od zawsze popierał unijną integrację i robił w NGOsach [ wiadomo: III sektor - III Rzesza 2.0 ], w ramach międzykontynentalnego wolontariatu niosąc pomoc kryminalistom w Indiach czy inszej Boliwii resocjalizując ich nauką angielszczyzny i obsługi komputera, w czym wcale nie przeszkadzało, iż rzeczeni więźniowie okazali się analfabetami nie potrafiącymi ani me ani be nawet we własnych językach, a cóż dopiero mówić o znakach łacińskich na klawiaturze. Obecnie grubo poniżej swych ambicji sięgających prezydentury Kielc co najmniej, pełni on funkcję miejskiego radnego z ramienia PO-KO, na którym to stanowisku wsławił się akcją kręcenia afery, że podczas sesji RM rozdaje się wodę mineralną w plastikowych butelkach ''co je niedobre dla środowiska''. A to już po tym, gdy jawnym stało się realne widmo bankructwa miasta, więc to tak jakby opieprzać kelnera na tonącym Titanicu, iż podał nieschłodzonego dostatecznie szampana. I to byłoby na tyle o tym typie, aż nadto poświęciliśmy mu uwagi, aczkolwiek nie mam złudzeń, że jeszcze o nim zapewne usłyszymy niestety. Natomiast herr Agate, także wielokadencyjna aktywistka i radna PO, co to omal już nie została ''wiceprezydentynią'' miasta, ale w ostatniej chwili coś nie pykło w lokalnej koalicji, to jedna z trójcy nastojaszczych kieleckich lesb. Z pozostałych wymienić wpierw należy Kasię Zapałę, również działaczkę miejscowego PO, gdzie wraz z Wojdą stanowią parę ''frakcję nieheteronormatywną''. Dokonała ona niedawno ''wyjścia z tęczawego music boxu'', mimo iż wszyscy na miejscu od dawna znali jej ''orientację'' widoczną skądinąd po niej jak cholera, i nie ma to oczywiście żadnego związku z postawionymi jej prokuratorskimi zarzutami za nepotyzm, próbę lobbingu na rzecz biznesu szwagra, taka z niej prorodzinna osóbka [ już więc podnoszą się głosy, że bidulkę gnębią ''homofobi'' na polityczne zamówienie:) ]. Trzecią zaś jest durna jak but Biskupowa, to ta z kołtunem na łbie w kolorach flupów z pizdy i gęsiej sraki udzielająca się podczas sesji ''integracyjnej'' z Margotkiem, gdzie ten ostatni przechwala się swym polowaniem na ''homofobiczną'' ciężarówkę. Poza tym z zawodu jest miejską aktywistką i ''trenerką WenDo- samoobrony i asertywności dla kobiet'' oraz masonofilką, zatrudnioną w Regionalnym Centrum Wolontariatu z kolei, świetlicy robiącej za przystań lokalnych ''tęczystów'' i wszelkich pasożytów, których pomysłem na życie jest żerowanie na grantozie [ czyż może więc dziwić, iż za kierownika robił tam ww. Michał z ''tych'' Braunów? ]. I znowu niespodzianym zupełnie zbiegiem okoliczności siedziba rzeczonego ''centrum wolontariatu'' mieści się całkiem niedaleko od tytułowego ''centrum pozarządowego'', na ulicy Żeromskiego odchodzącej od Wojska Polskiego, a z drugiej strony po sąsiedzku, dosłownie rzut koktajlem Mołotowa, no może dwa mając budynek Sądu Okręgowego u zbiegu Żeromskiego i Seminaryjskiej, oraz położonej przy tej ostatniej Komendy Wojewódzkiej policji.

Tak więc jakoś tak się dziwnie złożyło, iż placówki głównych organizacji pozarządowych w Kielcach położone są między byłym biurem obecnej krajowej bezpieki, a sądem i policyjną komendanturą, co rzecz jasna jest sprawą zupełnego przypadku, kto zaś próbuje doszukiwać się w tem jakowyś ukrytych powiązań ten szur, foliarz i płaskoziemiec, stąd nie mamy z tym nic wspólnego, konstatując jedynie groteskową przyznajmy koincydencję. Co najwyżej dzięki temu panowie i panie w mundurach wpadną czasem z sąsiedzką wizytą, coby pouczyć erasmusiątka o dobrodziejstwach policyjnego wolontariatu, i to w wymiarze międzynarodowym. W samym zaś centrum orgazmo-pozaustrojowym mają miejsce takowe niezwykle potrzebne zbankrutowanemu miastu inicjatywy jak:

''„Bez Tabu” to projekt sfinansowany z Budżetu Obywatelskiego Miasta Kielce, przeznaczony dla pełnoletnich Kielczanek, którego cele najprościej można określić mianem seks edukacji oraz female empowermentu. Zajęcia odbywać się będą w formie webinarów i warsztatów off line w terminach od CZERWCA do LISTOPADA. Planujemy serię 10 spotkań/ zajęć z zakresu:
samoakceptacji oraz wszelkich zaburzeń związanych z postrzeganiem siebie
orientacji psychoseksualnej i mitów na ten temat
stereotypów oraz ról płciowych...''

http://ngo.kielce.pl/wydarzenie/bez-tabu-cykl-spotkan-dla-kielczanek/ 

- polecam uwadze wymienioną u dołu listy w zalinkowanym wyżej anonsie ''ideę consentu'', co się wykłada jako ''entuzjastyczną, dobrowolną zgodę na kontakt fizyczny i emocjonalny'', bowiem ''tylko TAK znaczy TAK!''. A to dlatego, iż sądzę, że Małgorzatek byłby idealnym ku temu instruktorem, jako cwany incel, który zamiast walić bezsilnie gruchę w piwnicy jak skazani na III aksjomat korwinowi stulejarze, skumał iż najlepszym sposobem na ruchanie lasek nienawidzących mężczyzn jest zgrywać samemu lesbija. Nikt mu tylko chyba nie powiedział, iż te same siły jakie wyniosły go do obecnej sławy, mają w zwyczaju takowych jak on prędko utrącać po użyciu, czekać więc tylko jak odjebie go na ich zlecenie jakowyś nazi-gej, czego rzecz jasna mu nie życzę, za to gnicia za kratami i owszem. Dość jednak o tym pajacu, nie ma co marnować uwagi na atencjusza, ważnym zaś jest, iż tak jak onegdaj mieliśmy na kielecczyznie Centralny Okręg Przemysłowy, tak dziś możemy liczyć jedynie na Centrum Organizacji Pozarządowych, czyli zamiast porządnej roboty musi nam wystarczyć gównopraca jako ''administratywista'' czy inszy ''facylitator'' [ to de facto to samo co prowokator, ale jak brzmi! ]. Zresztą być może nie ma innego wyjścia, skoro jak trzeźwo a gorzko zauważył już dobrych 5 lat temu będzie towarzysz ''szyfrant'':
 
''- To jest depresyjne wrażenie mieszkać w regionie, który się wyludnia. Ludzie, którzy wyjeżdżają, sugerują, że my popełniamy błąd tutaj zostając. To widać - zwraca uwagę [...] Tu hasło brzmi: "W poszukiwaniu socjalu". Grzegorz B. twierdzi, że miasto musi pogodzić się ze swoją rolą. Miasta małego, z którego mieszkańców będzie ubywać. - Musimy zaakceptować to, że Kielce się wyludniają. Nie ma żadnych prognoz mówiących, że będzie inaczej. Jeśli się z tym nie pogodzimy, to będziemy wydawać niepotrzebne koszty - mówi. Precyzuje, że infrastruktura drogowa, czy wodociągowa nie może być zaplanowana na miasto liczące 300 tys. osób. Uznał, że zamiast tworzyć nowe osiedla trzeba odpowiednio planować infrastrukturę tych obecnych, które będą się starzeć. - Tak, aby w pobliżu była przychodnia, a nie było przejść podziemnych - podał przykład. [...]

Za to widoki na karierę i łatwy piniondz w NGOsach są, można jak Bart Staszewski załapać się na suty zapewne grant od Obama Fądejszyn jako jeden z ''liderów Europy'', trza tylko rżnąć bezczelnie głupa, że sprokurowane przez się napisy ''strefa wolna od LGBT'' to ''instalacja artystyczna'', i zarazem rzekome tablice urzędowe. Co bardziej zadziorne kanalie zaś w typie Małgorzatka, nie mające oporów przed akcjami bezpośrednimi z użyciem noża, liczyć mogą na sławę męczennika dla sprawy ''obyczajowej rewolty'' nad Wisłą. Wszakże z tym zastrzeżeniem, iż jak wszędzie są równi i równiejsi, więc tylko nieliczni - e dostąpią tychże wątpliwych ''zaszczytów'', całą resztę pousadowioną w pozarządowym ustrojstwie czeka los frajerstwa robiącego dla tamtych za tło, i pracującego na nich za psi grosz, często na przysłowiową gębę. Janusze i Mariole NGOsowego byznesu - to byłby sądzę temat godny osobnego omówienia, mieliśmy już zresztą podobne przypadki, by przypomnieć choćby głośny parę lat temu  zatrudnionych na śmieciówkach kelnerów w ówczesnej siedzibie ''KryPola'' na Nowym Świecie. Jako alternatywa dla całej reszty młodych w zamierającym Świętokrzyskiem posłuży już chyba tylko służba w armii, z tumanów pożytek przynajmniej będzie jako mięsa armatniego, a co bardziej ogarnięci i ambitni ostaną się kadrą dowódczą wyszkoloną w akademiach wojskowych, na które przerobi się miejscowe uczelnie, i tak resortowe więc niespecjalnie da się odczuć różnicę. W tym celu zapewne powołano kursy w ramach ''Legii Akademickiej'', na które też coraz chętniej uczęszczają kobiety, stąd nie może dziwić, iż herr Agate mocno zaangażowała się w dzieło militarnego genderyzmu, i z okazji świąt wojskowych jak rocznica Bitwy Warszawskiej z dumą podkreśla wagę związanej z olbrzymim ryzykiem służby w armii żołnierzy, żołnierek i niebinarnych osobopostaci w mundurach WP. Kto wie zresztą czy z niej aby nie jakowaś kielecka agentka 007, łazi przecie po skałkach, mierzy z karabinu i wygląda fachowym okiem ocenia jakość broni, a że mściwe toto i zajadłe, więc jeślim zaszedł jej za skórę niniejszymi złośliwościami, i wkrótce zamilknę, będzie wiadomo kto za to odpowiada:).

Szydzę, ale tak naprawdę nie idzie tu o kpiny z osób publicznych, nie twierdzę tym samym, że wszystko co robili wyżej wymienieni było i jest złe, owszem nie brak w tym i pożytecznych dla lokalnej społeczności inicjatyw, sęk w tym że mocno przemieszanych zwykle z potężną dawką ideologicznego łajna, coby przyciągnąć naiwnych i perfidnie sprzedać im ''tęczawe'' guano w myśl żelaznej zasady intoksykacji. Przede wszystkim jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu zwłaszcza w takim miejscu jak Kielce, iż patologia ''centrów orgazmusa pozaustrojowego'' żeruje na systemowej zapaści miasta, które po upadku przemysłu budowlanego jakim stało, dla którego region jest naturalnym zapleczem surowcowym, straciło ono busolę i do dziś nie może się odnaleźć. Dlatego zamieszkujący je ludzie zaczynają tracić rozum i poczucie miary, czego fioletowe i różowe czuby na głowach nawet starych już często bab widomym objawem, oto symbol postępowego, tęczawego kołtuństwa jakie trawi również polską prowincję, o tym jest w rzeczy samej ten wpis. Prawdziwym gwoździem do trumny miasta będzie, jeśli jak wieść gminna niesie następcą nieudolnego prezydenta Wenty, który po złośliwym odstrzeleniu mu przez konkurencję oficery prowadzącej Danuśki Papaj miota się bezradnie po korytarzach magistratu, ma zostać były marszałek województwa z PSL, a obecnie unijny pasożyt Katabas, ee Jarubas znaczy [ proszę wybaczyć omyłkę ]. Oznacza to w perspektywie, że nasz Ubeków robiący dotąd za przystań wymierających z wolna komuchów pokroju Jaskierni, zamieni się w zsyp dla spadów z PO i peezelaków, zdeklasowanych działaczy i aktywistek tych również odchodzących w przeszłość formacji. W efekcie Kielce i całe Świętokrzyskie robić będą za coś w rodzaju Florydy na miarę naszych możliwości, rezerwat politycznych przegrywów oraz starych wariatek feministek i rozhisteryzowanych pedałów z kolorowymi kołtunami na łbie, jak i pod czaszką zwłaszcza - jakże chciałbym się w tym miejscu mylić, i to mnie właśnie pociesza, że żaden ze mnie regionalny Wernyhora. Realną otuchę niosą w kontrze takie inicjatywy, jak działający przy Politechnice Świętokrzyskiej zespół młodych inżynierów, który odniósł wiele sukcesów w międzynarodowych zawodach łazików marsjańskich pojazdem własnej konstrukcji. Trzymam więc kciuki za kolejną edycję na dniach właśnie, tym bardziej że stanowi ona wyzwanie swą bezprecedensową, ''hybrydową'' formą na czas ''pandemii'', gdzie rywalizującymi automatami będą sterować zdalnie ekipy z miejsc odległych nawet o tysiące kilometrów od Kielc! Wprawdzie nauczony doświadczeniem powściągam entuzjazm, niemniej zawsze to jakaś przeciwwaga wobec opisanego tu zjebstwa ze zrytym łbem, jak widać nie każdy nastolatek ze Świętokrzyskiego jest skazany na los ''człowieka III sektora'', który jedyne co potrafi to sprawnie wypełniać wnioski o granty pod coraz bardziej idiotycznymi, oderwanymi od lokalnych realiów pretekstami typu walka z ''transfobią'' dajmy na to.

I to by było na tyle, gdyż po co się powtarzać, skorom już wystarczająco obszernie omawiał w tym miejscu kwestie Uwiądu Miasta Kielce, ''gender politics'' w wydaniu lokalnym, takiejż intoksykacji ''tęczyzmem'' i to poczętej jeszcze za głębokiej komuny, a uprzednio i militarnego feminizmu, jak i ogólnie wojskowej ''niebinarności płciowej'', czyli sex bielizna pod mundurem:).