piątek, 11 września 2020

O co idzie gra na Białorusi?

Nade wszystko Łukaszenko stanowi potężny problem wizerunkowy dla Rosji, i główną bodaj przeszkodę w jej próbach dogadania się z Niemcami i Francją, które chętnie powitałyby wymianę post-sowieckiego ćwoka, ''seksisty'' i ''homofoba'' na nowszy ''demokratyczny'', ''liberalno-prawoczłowieczy'' model władcy, coby można już bez wstydu spotkać się z nim w ''formacie mińskim''. Wprawdzie dla Zachodu narody na wschód od Niemiec i Austrii nie są de facto częścią Europy, co przyznał francuski mameład analityk Pascal Bruckner, ale właśnie dlatego obalenie białoruskiego tyrana umożliwiłoby ''nowe otwarcie'' i włączenie Białorusi do ''europejskiej strefy wartości'' cywilizowanego świata białego człowieka takim, jak pojmuje się go obecnie, czyli totalitarnej demokracji [ ale nie dla ''homofobów'' ], elgiebety, dżender-srender itd. A potrzeba takowego pretekstu jest szczególnie pilna dla klarującej się na naszych oczach ''osi Paryż-Berlin-Moskwa'', w sytuacji gdy opłacalność sztandarowego projektu ''opcji kontynentalnej'' jakim jest Nord Stream 2 stała się mocno problematyczna wskutek okołopandemicznej zapaści gospodarczej, stąd nawet w Niemczech coraz głośniej mówi się o jego ''zamrożeniu''. Nie pojmuję więc postawy Targalskiego, który wprawdzie trzeźwo dostrzega prorosyjskość białoruskiej opozycji, niemniej uważa iż mimo to wykopanie Łukaszenki byłoby dla nas w Polsce korzystne, gdyż umożliwiło penetrację Białorusi przez zachodni kapitał i jego oddziaływanie na tamtejsze społeczeństwo, z wolna je tym samym wyrywając spod zależności od Kremla. Pytanie jednak brzmi ''jakiego Zachodu?'', bowiem dziś Okcydent nie jest bynajmniej monolitem, i jest oczywiste, że nie będzie to kapitał amerykański ani wpływy polityczne USA [ tu również zresztą należałoby zadać pytanie jacy to Amerykanie mieliby ekspandować za naszą wschodnią granicę, czy aby nie ci od ''resetu'', ale to temat godny osobnego wpisu ], bo nie sądzę aby Rosja ot tak zgodziła się na podejście NATO aż ku ''bramie smoleńskiej'' otwierającej drogę do serca kraju, czyli samej Moskwy. Ta udzielić może stąd co najwyżej pewnych koncesji natury gospodarczej Niemcom i Francuzom, w zamian za ich uznanie dla utrzymania przez nią kontroli nad kluczowymi na tym faktycznym przedpolu rosyjskiej stolicy strukturami siłowymi, z armią na czele.
 
Tak więc obecny polski rząd na równi z najgłupszą opozycją świata jednako robią za pożytecznych durni tak dla Moskwy jak i Berlina, z Paryżem na dokładkę żyrując politykę wrogich nam stolic. Za wyjątkiem Kondomitów wprawdzie, cóż z tego jednak, skoro ci z kolei albo wprost sadzą prorosyjskie kocopoły jak Kurwin, albo też pieprzą niczym Braun jakobyśmy nie mieli z Białorusinami żadnych ''trupów w szafie'', ni porachunków, co jest przysłowiową g*prawdą. Rzecz godna osobnego rysu historycznego, tu przypomnę jedynie mało znane fakty, iż przedwojenna białoruska partia komunistyczna przewyższała w antypolskiej zaciekłości ukraińską, dotyczyło to również takich probolszewickich organizacji jak Hromada odpowiedzialnych za wiele jawnie bandyckich, dywersyjnych i terrorystycznych ataków na instytucje i przedstawicieli władz niepodległej Polski. Białorusini ochoczo wespół z Żydami przystąpili do rezania Polaków na Kresach, po agresji i zajęciu tych terenów przez stalinowskie ZSRR, by wymienić choćby bestialski pogrom w Brzostowicy Małej, o którym nikt niemal u nas nie słyszał, tak jak i o niemieckich zbrodniach w Piaśnicy lub Michniowie, w przeciwieństwie do Jedwabnego. Pomijam już, że peany na cześć białoruskiego satrapy tylko dlatego, że on ''pedałów nie lubi'' są zwyczajnie żenujące, i kompromitują ''najprawdziwszą prawicę'' - Łukaszenko to jedynie stary obleśny komuch, z tych co to klepali po dupach sekretarki, bezwzględny karierowicz i zwykła partyjna menda. Dlatego jednak właśnie jest dla nas w Polsce użyteczny, gdyż swoim chamstwem i przaśnością stoi kością w gardle unijnym elitom zachodniej Europy, dosłownie gwałcąc ich ''liberalną wrażliwość'' swymi manierami i aparycją dyrektora sowchozu, typowego komuszego cwaniaka i krętacza. Wprawdzie Macron z niewiele mniejszą brutalnością tłumił protesty ''żółtych kamizelarzy'', co dziś czyni Łukaszenko ze swymi opozycjonerami, coś jednak zadziwiającego jest w europejskiej geografii zaginającej najwidoczniej czasoprzestrzeń tak, że to samo bestialstwo jakie na Zachód od Odry uchodzi za normalne, po przejściu granicy cywilizacji na wspomnianej rzece staje się nagle magicznie ''łamaniem praworządności'' właściwym dla ''turańskiej dziczy'' ze Wschodu. Dlatego Stasi-Merkelowa tak gładko wpisała się w zachodnioeuropejski establiszmęt, ale już białoruski kołchoźnik, czy polski biały Murzyn z gorszej części Europy nie bardzo doń pasują, a wręcz śmierdzą mu - prędzej do ''wspólnoty jewrosojuza'' przyjęty zostanie Arab czy czarny z byłej francuskiej albo niemieckiej kolonii, najlepiej przy tym ''syfilizowany'' na modłę LGBT. Wprawdzie gdy zajdzie taka potrzeba oświecone elity ''wolnego świata'' strzelą sobie okolicznościową fotkę z najgorszym ludojadem, nie brzydząc się uściskiem skrwawionej mocno dłoni, ale czyż nie o wiele przyjemniej i higieniczniej dla nich będzie, gdy zamiast urażającego salonowe gusty ordynusa mianowaną zostanie w jego miejsce jaka lesba? Tym samym Białoruś dołączy do europejskiej wspólnoty, gdzie hołubi się wynosząc na piedestał wszelkie zboczenia ''mniejszości seksualne'', nieważne że po staremu w cieniu kryć się będą resortowe mordy czekistowskich zakapiorów sprawujących nadal realną władzę w Mińsku, grunt że wreszcie reżim zyska miły dla współczesnego oka ''tęczawy'' sznyt.

Dlatego jak rządy Putina, oby jak najdłuższe, są dla nas w Polsce gwarancją podążania przez Rosję śladem breżniewowskiej demencji, przekreślając szanse na reset z USA, tak z kolei uporczywe trwanie u władzy ''baćki'' uniemożliwia w dużym stopniu porozumienie Moskwy z Berlinem i Paryżewem. Podkreślam z całą mocą na jaką mnie stać, to nie kwestia żadnej ''polityki wielowektorowej'' białoruskiego tyrana, na którą mogli nabrać się tylko idioci z Kucfederacji, zresztą sam Łukaszenka przyznał niemal otwarcie przyparty do muru ostatnio, że to ściema przedsięwzięta tylko po to, by więcej uszarpać od Rosjan, bo jak nie, to niby on weźmie i zabierze swe zabawki. Nie, ''baćko'' takim jak jest naprawdę, czyli sowiecki do szpiku kości i prorosyjski, faktycznie uzależniony finansowo a nade wszystko militarnie od Moskwy, jest właśnie przez to dla nas Polaków użyteczny. Dążąc więc do jego ustąpienia, i wspierając w tym celu białoruską pożal się ''opozycję'' rządzący PiS realizuje na równi ze zdradziecką większością opozycji antypolską w istocie politykę, wymierzoną w nasze żywotne interesy! Zaciskamy tym samym pętlę ''opcji kontynentalnej'', prounijnej na własnej szyi - ewentualne ustąpienie Łukaszenki oznaczać będzie nie tyle ''scenariusz armeński'' o którym co poniektórzy przebąkują, co wprost ''birmański'' pod naszą szerokością geograficzną. Podobnie jak to miało miejsce na drugim krańcu Eurazji, rządząca faktycznie Białorusią junta prorosyjskich ''siłowików'' na których opiera się reżim ''baćki'' zamarkuje ustąpienie pola ''siłom demokracji i postępu obyczajowego'', zachowując realną kontrolę nad kluczowymi sektorami nie tylko militariów i szeroko pojętego ''bezpieczeństwa'', ale i krajowej ekonomii. Przez to jednak biało-ruska tyrania zyska strawne dla obecnego Okcydentu ''liberalne'' i ''wolnościowe'' oblicze we wszelkich kolorach fejkowej ''tęczy'', a tamtejsze kuce będą mogły pierdolić jak nasze o ichniej ''ustawie Wilczka'' i ''wolnorynkowych reformach'', czyli w praktyce złodziejskiej prywatyzacji korzystnej dla wybranych. Wystarczy, że zrobi się formalnym następcą Łukaszenki Cichanouską czy inszą pajacynę, z tym wszakże zastrzeżeniem co do powtórki ''birmańskiego wariantu gry'' za naszą wschodnią granicą, iż Aung San Suu Kyi jest politykiem i władczynią z prawdziwego zdarzenia, i dlatego właśnie na dniach gremium unijnych błaznów z Parlamentu Europejskiego ''ukarało'' ją pozbawieniem prawoczłowieczej nagrody przyznanej 30 lat temu, a to za twarde stanowisko jakie zajęła wobec terroru miejscowych muzułmanów. Żadną miarą natomiast nie można tego powiedzieć o pani Światłanie, która zresztą jeszcze niedawno otwarcie przyznawała, że jest prostą kobietą jaką przerosła powierzona jej historyczna rola, i najchętniej wróciłaby do smażenia kotletów mężowi i dzieciom [ rzecz niesłychana w ''postępowym świecie'', takie bezpretensjonalne obnoszenie się ze swym ''patriarchalnym'' ubezwłasnowolnieniem! ]. Obawiam się jednak, że po duserach politycznych decydentów pokroju Morawieckiego może jej odbić jak ''Bolkowi'' z cesarzem Walensem, i gotowa jeszcze uwierzyć, iż jej ''przodkinią'' jest sama Kleopatra, czy insza Nefretiti:).
 
Szydzę, ale to jedynie by pokryć wściekłość i odrazę jaką napawa mnie chucpa z fetowaniem w Warszawie białoruskiej ''prezydentyni'' przez premiera mojego jakby nie było kraju - widać, że Mati wiernie realizuje testament polityczny papy budowy Europy ''od Atlantyku po Pacyfik'', tylko co to ma wspólnego z interesem Polski?! Owszem, stworzenie regionalnej wspólnoty na bazie krajów byłej I Rzeczpospolitej nie stanowi żadnej imperialnej mrzonki, lecz jest koniecznością wręcz w obliczu możliwego całkiem rozpadu UE, tak by na wszelki wypadek uszykować sobie jaki ''geopolityczny d*chron''. Sęk w tym, że jak wyżej ukazano przyczyniamy się w praktyce do czegoś wręcz przeciwnego, zbudowania kontynentalnego bloku w interesie dużych państw, zbankrutowanych obecnie byłych mocarstw europejskich, w którego trybach zostaniemy zmiażdżeni wraz z innymi mniejszymi narodami Europy Wschodniej położonymi między Niemcami a Rosją [ i Turcją na dokładkę, ale to osobny temat ]. PiS tropiący tak zaciekle wszędy ''ruskich agentów'' na równi z durną opozycją z PO-KO zarzucającą mu ''białoruskie standardy'', gdy przyszło co do czego ujadają wespół niczym kremlowskie kundelki, a niemiecka ciocia nazi-Stasi błogosławi to wraz z francuskim pedałem a la LGBT-Vichy. [P]oseł Szczerba reprezentujący ''ruch óśmgwiazdeczkowy'', okazał dobitnie jakim jest błaznem spiesząc z kwiatami na lotnisko, by ucałować rękę małżonki białoruskiego ''opozycjonisty'' Cepkały, zaś były już na szczęście minister spraw zagranicznych Ciaputowicz skompromitował się całkiem goszcząc oboje prokremlowskich kreatur na oficjalnej audiencji, dno. Doprawdy nie wiem jak zaślepionym trzeba być, aby nie dostrzegać powiązań z Moskwą dosłownie wszystkich przywódców i -czyń tamtejszej opozycji z Cichanouską włącznie, jak i generalnie prorosyjskiego nastawienia białoruskiego społeczeństwa, połączonego licznymi zależnościami gospodarczymi, jak i kulturowymi ze swoim wschodnim możnym wciąż sąsiadem. Mianowanie formalną przywódczynią antyłukaszenkowskich protestów kobiety, w dodatku niezbyt rozgarniętej oględnie zowiąc, miało zapewne upokorzyć pozującego na macho ''baćkę'', i faktycznie wlazł on w zastawioną nań przez czekistów pułapkę ośmieszając się ostentacyjnym paradowaniem z kałachem przed kamerami reżimowej tv i mediów społecznościowych, wyszedłszy tym sposobem na trzęsącego portkami przed byle babą panikarza. Czyż nie zastanawiającym co najmniej wydaje się, że nadworny antyputinowski opozycyoner, trefniś Maksym Gałkin [ robiący też za pedo-męża Ałły Pugaczowej, której botoksowej mumifikacji za życia mogłaby pozazdrościć Maryla ] obśmiewa Łukaszenkę, kapitalnie skądinąd go parodiując? A już pochwały ze strony Michnika powinny wypierdolić wszystkie ostrzegawcze kontrolki u decydentów obozu mieniącego się być ''patriotycznym''! Tymczasem brną oni z uporem i ślepym entuzjazmem godnym lepszej sprawy, wraz z niemal całą opozycją w realizowanie polityki służącej ościennym byłym mocarstwom, ale na pewno nie nam. Powtarzam: alternatywą dla takowej samobójczej z naszej strony strategii nie są sepleniące umizgi Janusza do ''Jego Ekscelencji Putina'', ani majaczenie korwinowego przydupasa Tomcia Sommera o ''zajmowaniu Grodna'', czy farmazony znakomitego niewątpliwie performera politycznego, jakim jest Grzegorz Braun. Tylko skończony tuman może brać serio wybitną kreację tego ostatniego, w każdym razie co do mnie traktowałem ją od początku jako pożyteczną w pewnym okresie prowokację, stąd i nie zawiodłem się oddając nań głos w I-ej turze poprzednich wyborów prezydenckich, więc nie mam czego żałować.
 
Jedyny pożytek jaki płynie z białoruskiej awantury dla Polski, to bezlitosne obnażenie przy okazji całej nędzy dotychczasowej pożal się ''polityki wschodniej'' III RP. Pustosłowiem, głośnym skandowaniem frazesów odmienianej na wszelkie sposoby ''demokracji'', pokrywa ona brak istotnych instrumentów wpływu na sąsiednie państwa takich jak własna silna armia, budzące respekt tajne służby i zasobna w rodzimy kapitał ekonomia. Wywołuje to ledwie skrywaną pogardę u przywódców państw zachodniej UE jak otwarcie przyznał niedawno Bartosiak, uzasadnioną jak najbardziej niestety. Chciałbym aby wybrzmiało to możliwie mocno, i temu w istocie służy ten post, mimo iż nie mam złudzeń, że to nie tyle nawet głos wołającego na puszczy, co desperacki krzyk gdzieś z zapadłego kąta netu, tym bardziej jednak koniecznym jest napisanie przynajmniej jak się rzeczy z Białorusią mają. Otóż gdybyśmy dysponowali realną mocą wojskową i kapitałową, białoruski ZBiR nie ważyłby się upokarzać nas demonstracjami zbrojnymi tuż przy wschodniej granicy Polski, ni brać jako zakładników swej polityki tamtejszej Polonii!!! Z braku takowej zaś pozostaje obecnym władzom III RP, jak i niemal całej ''totalnej opozycji'' jedynie pieprzenie na okrągło prawoczłowieczych smutów, rytualne powtarzanie niemiłosiernie zgranych łzawo kiczowatych chwytów z okresu pierwszej ''Solidarności'' na czele z ''Murami'' pojeba Kaczmarskiego, albo tak samo durne prowokatorskie napinki kucerzy nawołujących do marszu na Grodno, na przemian z ich umizgami do Putina czy Łukaszenki. W związku z tym pragnę wszystkim im na równi posłać z głębi serca, szczere i gromkie życzenia: spierdalać! Jakieś pocieszenie, choć gorzkie stanowi, iż nie tylko literalnie cała obecna polska klasa polityczna jest beznadziejna, ale gorsze jeszcze głupoty odchodzą na poziomie unijnym, gdzie komisarz ds. polityki zagranicznej UE pierdoli jak poparzony o ''doktrynie Sinatry'':))). Serio, oznaczać to ma w nawiązaniu do przeboju śpiewającego mafiozy ''My Way'' samodzielną jakoby europejską politykę, niezależną od globalnego konfliktu między USA a Chinami. W praktyce wszakże jest to postawa kapitulancka wobec tych ostatnich, najwidoczniej brukselskim spasionym kotom pozostało jedynie uległe wypięcie czterech liter LGBT pekińskim gensekom, nie stać ich nawet na oryginalne koncepty, zamiast tego odgrzewając zleżałe kotlety z czasów upadającego sojuza nomen omen. Ujrzałem aż wyobraźni oczętami swemi wizję nachlanego w trupa Junckera, pląsającego w zaszczanych portkach z butelką w dłoni do wspomnianego kawałka Sinatry, odgrywanego przez wojskowy jazz band w mundurach chińskiej armii... Oto globalna strategia unijnej polityki zagranicznej w pełnej krasie! 
 
Dobra, nie ma co samemu chrzanić po próżnicy, co było do powiedzenia w sprawie Białorusi tom napisał, nie chcę też aby niniejszy tekst odebrany został li tylko jako kolejne typowo polskie niestety ''narzekanctwo''. Dla mnie wszystko to stanowi raczej bolesne, lecz konieczne otrzeźwienie i pobudkę do uprawiania samodzielnej polityki na przekór wszelkim przeciwnościom, nie zaś ciągłego wiszenia u pańskiej klamki tego czy innego mocarstwa. Tymczasem póki co wszystkie dosłownie siły działające na obecnej scenie politycznej III RP z Kondomitami włącznie, zgodnie współdziałają każde na swój sposób w zaciśnięciu pętli na naszej szyi przez blok kontynentalny od oceanu po ocean, o którym roił jeszcze Kornel Morawiecki. Jeśli więc wspomniana wyżej oś Paryż-Berlin-Moskwa, do której ustanowienia dąży z jednego krańca Europy Putin, drugiego zaś Macron, a po cichu zapewne sprzyja temu ciota Makrela, zostanie przypieczętowana na trupie reżimu Łukaszenki [ oby nie jego samego, bo niewielka nawet wojna domowa tuż za miedzą mogłaby grozić nam grubymi perturbacjami ], powstanie w ten sposób kontynentalna unia politycznych, ekonomicznych i nade wszystko cywilizacyjnych bankrutów. Przykro mi, ale Europa przegrała nieodwołalnie na własne życzenie wraz z ostatnią [ póki co...] wojną światową, narzędzie jej ocalenia jakim miał być hitleryzm okazał się dlań kamieniem nagrobnym i historyczną kompromitacją, zaś potwornie okupiony triumf nad paneuropejską w istocie III Rzeszą Rosji sowieckiej był tak naprawdę tejże klęską, wyczerpując ją totalnie. Do dziś nie otrząsnęła się ona z traumy ''pabiedy'', podobnie jak wykastrowane [ na szczęście! ], przygniecione przegraną Niemcy, czy skurwiała powszechną kolaboracją Franca. Wprawdzie na osłodę ta część Europejczyków, która znalazła się na umownym Zachodzie dostała kilka dekad prosperity ekonomicznej pod jankeskim parasolem militarnym, ale to się właśnie kończy zdychając w politycznych konwulsjach od jakiegoś już czasu, wygląda że wywołana koronawirusem zapaść jeszcze ten proces wydatnie przyspieszy. Paradoksalnie dla nas którzyśmy w całej zawierusze pełnili bierną rolę, bo wbrew temu co bredzi Putin jak i rodzimi ''rewizjoniści'' historii nie ''Poliaki'' wywołali dziejową katastrofę, perspektywy wyglądają przez to korzystniej, trza i można, a wręcz należy kombinować co samemu na boku, nie oglądając się na ościenne jak i zamorskie mocarstwa. Sami Amerykanie wymagają wręcz od nas samodzielności strategicznej, nie pozostawiając głosami swych naczelnych wojskowych złudzeń co do zapewnienia bezpośredniego udziału wojsk USA w większej liczbie, w przypadku możliwego całkiem konfliktu zbrojnego w Europie Wschodniej [ kto przysłuchiwał się rozmowom Bartosiaka z Budziszem wie o czym mowa, a kto nie niechże zajrzy w tym celu na tubowy kanał ''stratedżyandfjuczer'' ]. Dlatego nie ma co bezkrytycznie stawiać na jankesów, za to należy podchodzić do nich z koniecznym dystansem, aczkolwiek lepsze to mimo wszystko niż niewola u chińskich komunokapitalistów, no chyba że mamy do czynienia z pozornym dylematem, i sprawdzi się zarysowana tu niedawno upiorna wizja globalnej ChinAmeryki, obaczymy. Jedno jest pewne: gwarantująca jakoby europejską samodzielność w obliczu tytanicznych zmagań światowych mocarzy ''doktryna Sinatry'', oznacza w praktyce robienie dobrej miny do ordynarnego prostytuowania się politycznego i ekonomicznego z pekińskimi gensekami, w takt i rytmie nadawanej przez tamtych kociej muzyki.
 
Wbrew intencjom znowu wpadam w minorowe nastroje, stąd by nie kończyć tak ponuro odsyłam do wyjątkowo ciekawego jak na Bełsat, i zabawnego całkiem artykułu o wszystkich dupach kobietach Łukaszenki. Facet co tu kryć stanowi żywe zaprzeczenie popularnych obecnie bredni, jakoby tylko wysokie przystojne ''Chady'' z kaloryferem na brzuchu miały szansę zaruchać w dzisiejszych okrutnych pod tym względem czasach. Tymczasem białoruski dyrektor sowchozu o wyglądzie typowego wąsatego Janusza, w dodatku z obciachową zaczeską na ''kod kreskowy'' słabo maskującą łysinę, ciupcia ile wlezie co lepsze panny, które same lezą mu do wyra, niektóre całkiem ładne dziołchy. Niestety zachodzi tu jeden ''drobny'' warunek: trzeba dysponować ku temu podobnym zakresem władzy co ''baćka'', inaczej faktycznie marne raczej szanse na równe ''powodzenie'' u bab, cóż...

ps. ...jeszcze słowo tylko o irytującej manierze językowej polskich komentatorów białoruskich wypadków, jaką niestety grzeszą nawet nieliczni z nich godni szacunku i merytoryczni, by wymienić choćby Marka Budzisza, to jest nagminnym tytułowaniu Łukaszenki mianem ''dyktatora''. Nie jest to z mojej strony przejaw nijakiej pedanterii czy obsesji, lecz stoi za tym żywe przeświadczenie, iż należy bezwzględnie przywrócić pierwotny sens tejże instytucji ustanowionej do ochrony ładu, bez którego nie może istnieć realna wolność, i zapewnienia ekspansji porządku republikańskiego, oczywiście w formie dostosowanej do wyzwań naszej doby. Nie widzę innej możliwości uniknięcia rysującej się na horyzoncie potwornej alternatywy: totalitarny zamordyzm lub rozpasana anarchia, stąd jedynym sensownym wyjściem jawi się powrót republikańskiej dyktatury, której miano ordynarnie przywłaszczyli sobie, i spotwarzyli zbrodniczą praktyką komuniści jak i naziole. Sam Łukaszenko zaś niechże będzie tytułowany zgodnie z prawdą ''kołchozowym satrapą'', postkomunistycznym aparatczykiem [ lub ''razwiedczykiem'' ], białoruskim ZBiRem w nawiązaniu do oficjalnej nazwy ''państwa związkowego'' z Rosją, w ostateczności już autorytarnym tyranem, skądinąd również niezgodnie z klasyczną definicją tego terminu, byle nie szargać szlachetnej instytucji służącej ochronie swobód, a nie ich dławieniu. Nasunęło mi się jeszcze w międzyczasie parę innych refleksji tyczących Białorusi i naszych z nią relacji, ale o tym w następnym wpisie, by już nie przeciągać nadto.