piątek, 31 lipca 2020

Płeć urojona.

Asumpt do niniejszego wpisu dała głośna ostatnio ''konwencja stambulska'', należy wpierw objaśnić co z nią nie tak, bo nastąpiło tu spore materii pomieszanie, i to po obu stronach politycznego sporu. Oczywiście nie idzie tu o żadną ''ochronę kobiet przed przemocą'', a w każdym razie na pewno nie tylko o nie jak zaraz się przekonamy. Jednak nie jest też tak, jak to przedstawił red. Otokeł jakoby Niemcy próbowali nam w ten sposób narzucić własne prawodawstwo, oni wykorzystują ją jako okazję, by nas ''ucywilizować'' na swoją modłę. Po pierwsze pomyliła mu się Rada Europy, której dokumentem jest rzeczona konwencja, z Unią Europejską a to co inszego, choć jednako z nich rakowate twory globalistyczne, niemniej. Wyłazi zeń też nieprzezwyciężony mentalnie korwinizm, czyli zafiksowanie na kwestiach ekonomii jako rzekomo podstawie wszelkiej racji, i stąd ignorancja zagrożeń w sferze kulturowo-cywilizacyjnej, oraz obyczajów. Zło tej konwencji polega na czym innym - idzie o to, że wprowadza ona jak bodaj żaden inny dokument międzynarodowy zakaz dyskryminacji ze względu na ''płeć społeczno-kulturową'', sztuczny genderowy twór ideologiczny. Konkretnie pkt.3 art. 4 oraz art.6, co może powodować, że jeśli jakaś facetka sprawi w samoobronie srogi łomot napastnikowi, ten zaś poda się za płeć odmienną, to ona będzie odpowiadać za ''przemoc wobec kobiet''. Nie są to niestety kpiny, podobne sytuacje mają już miejsce np. w Wielkiej niegdyś Brytanii do kobiecego więzienia wsadzono pedofila i gwałciciela kobiet, bo sam uznał się za babę - dopiero jak zaczął robić za kratami to samo co na wolności, przenieśli go tam gdzie jego miejsce, czyli do męskiej części. Dobrze, iż wyspiarze nie ratyfikowali tej konwencji, inaczej byłby w prawie odwołać się jako ofiara ''dyskryminacji'' ze względu na swą ''płeć społeczno-kulturową''. Ponieważ współcześni post-Polacy to gęsi, więc bezmyślnie małpują wszelkie tego typu głupoty, i owszem doczekaliśmy się również podobnego pajaca, niejakiego Michasia Sz. z ''elgiebetowego'' kolektywu ''Stop Bzdurom'' [sic!] identyfikującego się jako Małgorzatka... I naprawdę tak go oficjalnie tytułują nie tylko ''tęczawe'' portale, ale i media głównego ścieku, by wymienić onet, ''politykę'' czy tvn ofkors. Bidny Małgoś, współczujemy mu życia pod butem ''homofobicznego'' reżimu, zachęcając zarazem, by ten coś czymkolwiek onże jest ''wybrało wolność'' z dala od dusznej atmosfery panującej w ''tenkraju'', świat czeka by podzieliło się wreszcie z nim swymi talentami, zamiast tylko męczyć bułę na miejscu [ ale od tego niestety toto jest ]. Wracając do konwencji - również art. 60 nakazuje wprost uwzględnianie kategorii ''gender'' w przyznawaniu wniosków o azyl i statusu uchodźcy, a więc jeśli jakiś cwany migrant poda się za kobietę represjonowaną rzekomo ze względu na swą ''płeć urojoną'' w kraju pochodzenia, dostanie odpowiednie papiery i będzie traktowany jako godna pożałowania jej, prześladowana uchodźczyni. Wreszcie pkt.4 art. 4 rzeczonej konwencji sankcjonuje ''nadzwyczajne ustawodawstwo'', czyli de facto bezprawie, w imię ''zwalczania dyskryminacji i przemocy'', stanowiąc, iż:

''Specjalne środki, niezbędne do zapobiegania przemocy ze względu na płeć i ochrony kobiet przed taką przemocą nie są uznawane za dyskryminację w myśl zapisów niniejszej konwencji.''

- czyli ''dyskryminacja pozytywna'', głównie mężczyzn, ale i tych kobiet, które będą stawiać opór rozwiązaniom lansowanym przez niniejszą konwencję np. ofensywie ideologicznej gender w szkołach.

Co prawda można to również potraktować jako zastrzeżenie przed ewentualnymi oskarżeniami o ''islamofobię'', bowiem art. 42 uznaje za niedopuszczalne usprawiedliwianie tzw. ''morderstw honorowych'' popełnianych na kobietach głównie przez muzułmanów. I słusznie, tyle że z krajów muzułmańskich konwencję podpisała jedynie Turcja, a to w nich przydałoby się najbardziej jej surowe egzekwowanie. Kraje zachodniej Europy i Skandynawii są zaś bezsilne wobec ogromu przemocy seksualnej ze strony głównie przedstawicieli diaspory migranckiej, jak wygląda to w praktyce wystarczy obaczyć u Niemców, którzy tak bardzo lubią nas pouczać co do przestrzegania ''praworządności''. Od lat funkcjonuje tam portal zajmujący się dokumentowaniem morderstw "honorowych" na kobietach, głównie o islamskich korzeniach, lub żyjących w związkach z muzułmanami, zawierający porażającą statystykę - oto przypadki zabójstw tylko z tego roku. Z końcem czerwca niemiecka min.ds.rodziny podała też szokujące dane dotyczące rytualnego okaleczania kobiet w RFN - okazało się, że z 50 tys. w 2017r. w 2020 zrobiło się 68 tys. i nawet prorządowa tuba ARD przyznała, że "problem rośnie wraz z migracją". Szwecji ratyfikacja ''antyprzemocowej'' konwencji nie uchroniła przed falą gwałtów i morderstw popełnianych na kobietach przez sprawców wywodzących się głównie spośród migrantów, najczęściej z krajów muzułmańskich. Wymieńmy choćby sytuację jaka miała miejsce niedawno w Uppsali, gdzie skończyło się ''tylko'' na pobiciu i ciężkich obrażeniach dwóch Szwedek, zaczepionych bezczelnie wyzwiskami przez jakiegoś nachodźcę - gdy zwróciły mu uwagę, odpowiedział wyraźnie dumny z siebie, iż bije kobiety dla przyjemności, po czym rzucił się na nie. Na ich szczęście uratowała je pomoc mężów z którymi wybrały się wtedy na miasto, tyle że w sukurs bandziorowi ruszyli jego ziomkowie z migranckiego gangu, i nie wiadomo jakby rzecz się skończyła, jeśliby nie zainterweniowała ochrona z pobliskiego baru. Wspominałem tu również onegdaj o mordzie jaki popełnił na swej szwedzkiej Julii kurdyjski Romeo, jednak ostatnio wyszły szokujące szczegóły zbrodni - otóż Tiszko Ahmed, bo o nim tu mowa, uciął głowę blond ''wybrance serca'' Wilmie Andersson, po czym owinął ją w folię, zapakował w walizkę i zabrał w podróż samolotem do Iraku skąd pochodził, gdzie też w jego rodzinnym domu dokonano makabrycznego odkrycia... U nas jednak póki co nie jest to na szczęście problem, za to niniejszy dokument pełni rolę narzędzia nacisku na polski rząd, dla wprowadzania pod szczytnym jakoby pozorem patologicznych rozwiązań w naszym systemie prawnym i edukacji. Poza tym jako się rzekło nie o kobiety się tutaj rozchodzi, a w każdym razie nie tylko o nie, ale również zboczeńców i niebezpiecznych dla otoczenia degeneratów, którzy się za nie podają, co ''konwencja stambulska'' sankcjonuje pomyloną całkiem kategorią ''płci społeczno-kulturowej'' niezależnej jakoby od biologicznej. Pod tym względem również złym przykładem może służyć Szwecja, gdzie przed dwoma laty zaprowadzono specjalnym ukazem operacje ''zmiany płci'' już u 15-letnich niedorostków, i to mimo iż wiele z tych dzieci jeszcze według oficjalnych badań cierpi na poważne zaburzenia psychiczne. Co zaskakujące w tak ''sfeminizowanym'' wydawałoby się kraju, są to głównie dziewczynki, które pragną zostać ''chłopcami'' - na miano czystego sk*ństwa zasługuje, iż zamiast poddać nieszczęsne pomylone leczeniu i odwieść od fatalnej decyzji, utwierdza się je w obłędzie okaleczając przy tym, a wszystko w imię rzekomo ''zwalczania przemocy wobec kobiet''!

Nie będę ciągnął wątku, bowiem rozpisywałem się już i to nie raz, jakim raczyskiem ideologicznym jest ''elgiebetyzm'', gendryzm a zwłaszcza post-genderyzm, o którym póki co u nas cicho, gdyż to jeszcze nie ten etap ''postępu''. Tym bardziej więc należy uświadamiać gdzie się tylko da, że programowe rozmywanie kategorii płciowości, i promocja zboczeń czy jak kto woli ''eksperymentów z własną seksualnością'', stanowić ma jedynie wstęp do jej całkowitej likwidacji! W zamyśle opętanych ideologów celem jest ''wyzwolenie'' człowieka z ''binaryzmu płci'', i w ogóle samego człowieczeństwa, jego transhumanistyczna radykalna rekonfiguracja - a że to niemożliwe? Dla tych fanatyków jeśli fakty przeczą arbitralnie przyjętym teoriom, tym gorzej dla faktów, tak więc żadne odwołania do rzeczywistych uwarunkowań i ograniczeń nie powstrzymają entuzjastów, bodaj najgorszej zarazy jaka może istnieć na tej planecie, i doprawdy obojętne już czy idzie o ''transpłciowość'', czy też totalny ''wolnorynkizm'' jakiego świat nie widział, i nigdy nie obaczy. Przypomnę więc tylko, iż jednako postawy te są podszyte nihilizmem, mimo szumnych odwołań do ''prawa naturalnego'' w rothbardiańskim akapie, i stąd histerycznie wyolbrzymiają jednostkę podnosząc ją do rangi absolutu. Posiada ona jakoby prerogatywę dowolnego dysponowania sobą, czy tyczy to elementarnych uwarunkowań typu płeć lub rasa, czy też swobodny dryf ''kontraktualnych'' relacji międzyludzkich, na mocy totalnego niemalże prawa samowłasności, jakie rzekomo jej przysługuje [ a w gruncie rzeczy sama je sobie arbitralnie nadała ]. Paradoksalnym efektem tego jest całkowita anihilacja, i pognębienie człowieczeństwa, bo jak coś chce być wszystkim okazuje się w końcu niczym. Nie przeczy to wszakże politycznej jałowości takichże fenomenów, i to nawet jeśli przybierają one rozmiary prawdziwej plagi społecznej trawiącej ocalałe resztki cywilizowanego świata. Dlatego nie należy stąd wyciągać wniosku, o jakoby lekceważeniu ich niszczącego wpływu - nie jest mi do śmiechu, gdy natrafiam w fachowym periodyku dla polonistów na artykuł ''naukawy'' o tytule: ''Gombrowicz od tyłu. Projekt krytyki analnej'' zawierający aż 40 stron PDF [!!!] niemożliwego pier****nia o ''rewolucyjnym potencjale tezy, iż ''odbytnica jest grobem'' w którym pogrzebana została męskość hegemoniczna, i fallogocentryczna'', bo to widomy dowód upadku naszej cywilizacji, i równi pochyłej po jakiej staczamy się coraz gwałtowniej.

Nie muszę zaś chyba mówić czym to nam grozi w konfrontacji z postkomunistycznymi Chinami, które przez ten czas nie tylko kradły technologie z Zachodu, ale i szkoliły własnych specjalistów, jacy teraz je twórczo u siebie rozwijają. W efekcie wyprzedzili go jeśli idzie o zaawansowanie prac na siecią 5G oraz ''internetem rzeczy'', czy tzw. AR od ''augmented reality'' - rzeczywistości poszerzonej o oddziaływanie urządzeń elektronicznych. Dlatego jako wyraz desperacji i widomy dowód porażki należy rozpatrywać celowe zapewne grzanie odjechanych teorii o szkodliwym oddziaływaniu rzeczonej technologii, bo  nie wierzę w ''spontaniczny'' charakter akcji masowego niszczenia masztów 5G jaka miała niedawno miejsce w Wielkiej niegdyś Brytanii, przedsięwzięcie na taką skalę wymaga koordynacji działań na poziomie niedostępnym byle szurom czy zwykłym ignorantom skrzykującym się na profilach antyspołecznościowych. Prędzej jako narzędzie nacisku na tamtejszy rząd, i skuteczne jak się okazało, bowiem niedawno zrezygnował on z usług Huawei przy budowie krajownej sieci 5G, to jednak nie rozwiązuje sprawy. Wprawdzie sankcje powzięte przez administrację Trumpa uderzyły mocno w chińską firmę korzystającą z usług producentów z USA czy Europy, a nade wszystko Tajwanu i Korei Płd., najbliższe lata pokażą jednak czy CHRL doczekała się w międzyczasie własnych kadr zdolnych do samodzielnego wytwarzania zaawansowanych technologii, a mają na to przynajmniej realne widoki. Póki co uruchomiony właśnie przez komunokapitalistyczne Chiny system nawigacji satelitarnej Beidou-3, ma być dokładniejszy od GPS'a, stąd czujący oddech konkurencji na karku Amerykanie musieli spiąć ostro poślady, by ten ostatni udoskonalić. Tym bardziej, iż oba mechanizmy mimo ich komercyjnego wykorzystania mają głównie militarny charakter, i służą nade wszystko nadal koordynacji działań wojska, czego zresztą Pekin nawet niespecjalnie ukrywa, dlatego USA utworzyły w kontrze swe dowództwo sił kosmicznych. Do tego samego dąży Japonia rozważając także umieszczenie na orbicie własnego satelity bojowego, bowiem jak twierdzą jej władze CHRL posiada sondy wyposażone w broń elektromagnetyczną, ale i robotyczne ramiona pozwalające bezpośrednio razić ''obiekty latające'' wroga. Ba, nawet Indie pracujące nad własnym programem kosmicznym, dołączyły już blisko półtora roku temu do elitarnego klubu państw dysponujących systemami niszczenia wrażych satelitów za pomocą wystrzeliwanych na orbitę okołoziemską rakiet. Rzecz jasna nie tylko nawigacja satelitarna, ale i wspomniana wyżej technologia 5G ma mimo swej niewątpliwej komercyjnej użyteczności, nade wszystko wymiar wojskowy, antycypacją tego co nas może czekać pod tym względem jest ostatnia fala ataków ''ransomware'' na istniejące już sieci przesyłowe, którego ofiarą padło wiele korzystających z nich przedsiębiorstw np. na dniach gigant rynku ''smartwatch'y'' Garmin. Działalność firmy została praktycznie sparaliżowana przez rosyjskie cyberkomando o nazwie EvilCorp, którego mniemany szef ma współpracować rzecz jasna z FSB - ponieważ koncern podejrzanie szybko wznowił produkcję, świadczy to iż prawdopodobnie zapłacił hakerom okup, łamiąc tym samym sankcje finansowe nałożone przez USA na Rosję.

Rozpisuję się o tym pozornie tylko poza tematem, gdyż jasnym jest dla każdego trzeźwego obserwatora narastającego globalnego konfliktu z jakim mamy obecnie do czynienia, że górę weźmie w nim ten, kto będzie miał niezbędne ku temu, zaawansowane technologicznie narzędzia, i specjalistów do ich wytworzenia oraz obsługi. Potrzebni nam są więc ludzie dysponujący realną wiedzą z zakresu nauk technicznych, biologii i matematyki, którzy pociągną naszą cywilizację dając jej szansę na rozwój, a nie ''transpłciowi'' w swym mniemaniu adepci chujmanistyki za przeproszeniem. Jedynie przywrócenie w edukacji tego, co ci paraintelektualni terroryści określają mianem ''logocentryzmu'' może dać im należyty odpór, do tego zaś niezbędnym jest także właściwie pojmowana filozofia, w tym nauki prawne, i zwłaszcza epistemologia, o czym jeszcze za chwilę. Zresztą być może rozplenienie się ''junk sciences'' w świecie Okcydentu, którego jesteśmy faktyczną eurazjatycką peryferią, stanowi oznakę zbliżającego się w gwałtownym tempie końca nauki akademickiej w jej obecnej postaci przynajmniej. W sumie słusznie, bo jeśli studenci mają trawić czas na podobne brednie mieszające im tylko niepotrzebnie we łbach, a co poniektórzy i zwłaszcza -re ustawiać na tym swoją pożal się karierę ''naukawą'', to lepiej aby uniwersytetów, gdzie dochodzi do takowego skandalu w ogóle nie było. Owszem, specjaliści od tzw. ''nauk ścisłych'' oraz zaawansowanej inżynierii stosowanej, jeśli nie zostaną poddani odpowiedniej ''obróbce'' etycznej, mogą również stać się ''technobarbarzyńcami'' gotowymi akceptować najdziksze eksperymenty na ludziach, traktując ich niczym laboratoryjne szczury czego dowodem niesłynny dr. Mengele, i cała plejada podobnych mu ''lekarzy gazujących''. Na pewno jednak nie nauczą ich cnoty intelektualnej spier****ny umysłowe ze zrytym od ''płci psychospołecznej'' i tego typu głupot łbem. Zarazem gwoli uczciwości należy przyznać, iż postępująca ''cyborgizacja'' jednostek ludzkich, oraz ''fantomatyzacja'' doznawanej przez nich rzeczywistości, tak poprzez otoczenie technologiczne w jakim funkcjonują, jak i powszechne niemal w użyciu syntetyczne narkotyki modyfikujące trwale zazwyczaj percepcję, sprzyja niewątpliwie szerzeniu się podobnych guseł i zabobonów. Otwartym pozostaje więc kwestia, czy aby rozwój technologiczny nie stwarza paradoksalnie warunków swej niemożności, tworząc takowych ''technobarbarzyńców'' z wypłukanym z wszelkich istotnych treści umysłem?

Tym bardziej jednak nie należy nadawać ''naukawej'' sankcji genderowym bredniom, bo nigdy dość powtarzania, iż to przepis na cywilizacyjną katastrofę, jaka niechybnie nas czeka, o ile wczas nie opamiętamy się. Nic się pod tym względem nie zmieni, dopóki beznadziejni decydenci pokroju Gówina będą chronić uprawiających proceder intelektualnych przestępców nie waham się rzec, w imię rzekomej ''wolności badań naukowych'', z którymi podobne gusła jako żywo nie mają nic wspólnego. Potrzebny nam jest odgórnie zaprowadzony ład, gdzie jak w porządnym kapitalizmie państwowym rząd wyznacza strategię i ogólne cele, koordynując prace zespołów uczonych i prywatnych podmiotów, zlecając im całą resztę w której wyręczą go lepiej od biurokratycznych agend samego państwa. Dzięki temu władza oszczędza sobie niepotrzebnego zachodu, zaś kapitał ludzki, wiedzy jak i pieniądza ma interes w sprzyjaniu własnemu krajowi. Pytanie, czy takowa optymalna sytuacja może mieć miejsce i u nas? - nie chcę dołączać do chóru tanich szyderców projektu ''elektromobilnego'' samochodu, jednej ze sztandarowych inicjatyw Morawieckiego, więc pozwolę sobie jedynie wyrazić uzasadnioną jak sądzę obawę, czy aby nie okaże się to kolejnym pretekstem do ''przewalania budżetu'', jak miało to miejsce z niesłynną korwetą ''Gawron'', kosztującą nieproporcjonalne zupełnie nakłady w stosunku do finalnego efektu. Wszakże nie oznacza to uznania wolnorynkowych przesądów, innego zabobonu naszych czasów, równie pustoszącego zwłaszcza młode, lub wiecznie infantylne umysły co wszelkie ''elgiebety'' i psychopłciowe fantazmaty - ''samo się'' nie zrobi, potrzebny jest powiadam odgórnie narzucony plan, konsekwentnie wdrażana strategia rządowa realnie oceniająca nasze możliwości, bez groteskowego sadzenia się, że to prawda panie ''dogonimy i przegonimy'', ale i pozbawiona zbędnych kompleksów. Nie mam złudzeń, iż wielcy tego świata pozwolą nam na jakowyś ''polski Microsoft'', nie mówiąc już o własnym programie kosmicznym, abstrahując całkiem czy w ogóle znalazłyby się na miejscu niezbędne ku temu kapitały i specjaliści. Możemy jednak gospodarząc dobrze swymi skromnymi dość zasobami, zyskać przynajmniej szansę stania się producentem zaawansowanych technologicznie podzespołów dla globalnych gigantów, a może i nawet zagospodarować samodzielnie jakiś niszowy segment światowej ekonomii. Nie mamy zresztą wyjścia, bo dalsze jechanie na ''byznesowym januszostwie'' jest niemożliwe w obliczu wyczerpywania się rezerw taniego pracownika, kontynuacja zaś dotychczasowego modelu neokolonialnego kapitalizmu a la Baal-cerowicz, i zasypywanie powstałej luki demograficznej robolem z Ukrainy, a nawet drugiego krańca Eurazji, to w obliczu strukturalnej słabości państwa, oraz przeżywającego potężny kryzys tożsamości narodu podatnego niestety na obce wpływy, grozi stanem permanentnej destabilizacji politycznej i społecznej - zwyczajnie nie stać nas na to, w każdym możliwym tego sensie.

Dobra, czas kończyć, bo wpadam w kasandryczne tony, a nie o to przecież idzie, tylko by opamiętać się póki nie jest za późno. Kto szuka dodatkowych argumentów przeciwko pladze ''płci urojonej'', odsyłam do prac czołowego bodaj epistemologa w Polsce, teoretyka metodologii nauk Adama Groblera, który przeprowadza jej krytykę z pozycji racjonalistycznych i świeckich jak najbardziej. Wykazuje on wprawdzie, iż w świetle obecnego stanu wiedzy zastarzały XIX-wieczny jeszcze pozytywistyczny paradygmat ''naukowej pewności'' jest nie do utrzymania, wszakże nie płynie stąd ekstremalny wniosek jaki wyciąga z tego faktu akademicka lewica, jakoby prawda była li tylko kwestią językowej konwencji i arbitralnej uznaniowości. Prowadzi to bowiem do takich absurdów jak ''genderyzm'' właśnie, bazujący na założeniu, że można dowolnie zamianować się mężczyzną lub kobietą, albo ''transpłciowym'' mutantem za pomocą neoszamańskich formuł magicznych, zwanych dla niepoznaki ''wypowiedziami performatywnymi''. Język i jego pojęcia, owszem uwikłany w historię i kontekst danej kultury, religii etc. nie stanowi przez to wiernego odzwierciedlenia rzeczywistości, wszakże zachodzi między nimi relacja podobieństwa, pozwalająca traktować słowa niczym mapę, także przecież nie odwzorowującą dokładnie rzeźby terenu, a jedynie wskazującą na punkty orientacyjne umożliwiające nam odnalezienie się jakoś w przestrzeni. Płynący stąd zdrowy sceptycyzm wobec wszelkich uchodzących za ''naukowe'' zakamieniałych dogmatów i ''konsensusów klimatycznych'', nie jest tym samym więc co jawny nihilizm postmoderny, i jej wiara w gusła i zabobony pokroju iście magicznego konstruktu ''psychopłci'', czy wręcz posthumanistycznej modyfikacji człowieka za pomocą czysto językowej operacji, konkretnie neutralnej jakoby kategorii ''persony'' równie dobrze mającej identyfikować ludzką istotę, jak i zwierzę, świat wegetatywny a nawet materię nieożywioną. Wspominałem o tym ostatnim onegdaj omawiając kocopały Ewy Domańskiej, ''zwrot performatywny'' we współczesnej post-humanistyce o jakim prawi to właśnie nic innego jak akademickie voodoo, któremu tacy jak ona jawnie się oddają. Jeszcze czołowy amerykański postmodernista Richard Rorty, i zarazem przedstawiciel tamtejszej ''old left'' spod znaku trockizmu, uznawał za oczywisty absurd, iż język miałby rzekomo kreować ''prawdę'' i przez to samą rzeczywistość, ale jego następcy już nie mają żadnych hamulców, i bez żenady głoszą takowe brednie agresywnie narzucając je przy tym całej reszcie, co nie postradała całkiem rozumu.

Dlatego jeśli nie powstrzyma się tych hunwejbinów Okcydentu, spustoszą go na wzór swych poprzedników i ideologicznych kuzynów czasu ''rewolucji [anty]kulturalnej'' w Chinach. Porównanie jak najbardziej na miejscu, gdyż istnieje między nimi polityczne pokrewieństwo, dość powiedzieć, że cały ruch ''Black Lives Matter'' tkwi korzeniami w maoistowskiej właśnie organizacji ''Freedom Road'', temat godny osobnego omówienia. Przykro mi więc, ale fanatyków kierujących się maksymą Przewodniczącego: ''wy macie rację - ale my mamy karabiny!'' nie powstrzyma żadna racjonalna argumentacja, lecz tylko kule ołowiu, stąd żywię skromną nadzieję, iż rząd amerykański wykaże się odpowiednią stanowczością pod tym względem, gdy zapewne już tej jesieni dojdzie do eskalacji rozruchów w USA. Jeśli zaś polskie władze zamiast jak dywersant Gówin brać stronę potencjalnych terrorystów, torujący im niczym nowy Kiereński drogę do skutecznego zamachu stanu, nie wezmą się wreszcie za coraz to bardziej rozbestwioną hołotę, czego dowodem ostatnie akty profanacji w wykonaniu ''elgiebetów'', podobne obrazki jak za oceanem staną się wkrótce i naszym udziałem. Póki jeszcze wystarczą by ich powstrzymać środki administracyjne i odcięcie od kasy należy się z tym spieszyć, bo później obawiam się pozostanie już tylko strzelanie w odpowiedzi na jawny rewolucyjny terror... Pół biedy zresztą, gdyby choć na miejscu wśród rządzących obecnie była przynajmniej niezbędna do tego determinacja, a tej niestety mimo ich neopiłsudczykowskich gromkich napinek jakoś nie dostrzegam, tym bardziej więc - ''wszyscy won!'' z uczelni, i wszelkich urzędów, dopóty istnieje jeszcze możliwość by ich usadzić legalnymi metodami. Czas nagli, stąd nie ma co oglądać się na protesty brukselskich i globalistycznych pasożytów finansujących to badziewie, a wypowiedzenie nędznej ''konwencji stambulskiej'' byłoby ku temu wstępnym, i bardzo dobrym przez to krokiem. Niestety kunktatorskie wypowiedzi niektórych polityków PiS wskazują, że jak zwykle skończy się u nich rejteradą, obym się tu mylił, w każdym razie samo podjęcie tematu w świetle powyższego należy jednak poczytać przynajmniej niektórym z rządzących na plus. Jeśli to faktycznie inicjatywa Ziobry i jego ludzi, tym razem muszę go na finał pochwalić, jak jeszcze poprzednio ganiłem, i to nawet jeśli uczynił to z powodów koniunkturalnych, na użytek walki wewnętrznej w obozie władzy, co do czego nie mam złudzeń.

ps. Już po napisaniu powyższego natrafiłem na znakomity tekst amerykanisty Tomasza Żyro, celnie ujmujący genezę opisanego tu procesu, z którego to artykułu pozwolę sobie zacytować kluczowe fragmenty:

''Jak pisze Tocqueville, zasada demokracji i arystokracji sprawiają, że mamy przed sobą dwa typy mentalności albo wręcz „dwie odrębne ludzkości”. Ludzkość demokratyczna jest znakiem naszej epoki. „Narody naszych czasów nie mogą uniknąć równości”. Równość, generująca społeczeństwo demokratyczne i człowieka demokratycznego, sprawia, że historia nie ma ani celu, ani końca: „w miarę jak zwiększa się równość, pragnienie równości staje się coraz bardziej nienasycone”. Można powiedzieć, że bardziej niż przez zawiść postępowanie człowieka demokratycznego jest charakteryzowane przez nienasycenie (dotyczy to nie tylko dóbr materialnych, ale również większej i większej równości). Równość nigdy nie jest taka, jakiej by pragnęły czy chciały społeczeństwa demokratyczne. [...] Jednym słowem: pochód równości jest nie do zatrzymania. Stąd pęd, pogoń i zmienność wszystkiego, pęd bez celu, ożywiony pasją równości: doktryny, prawo, konstytucja, wreszcie obyczaje. Nie chodzi o to, aby cel osiągnąć, ale żeby ten ideał równości, nieustannie zmieniający kształty, gonić bez ustanku aż do utraty tchu. Chodzi więc o sam ruch, który jakoby znamionuje postęp. Napór równości jest odczuwalny także w sytuacji niedemokratycznej. Nienasycenie równością prowadzi do radykalizacji postulatów, postaw, oczekiwań. Pierwsza i podstawowa konsekwencja tej radykalizacji sprowadza się do sytuacji, w której równość wypiera wolność (także polityczną). [...] Wszelkie formy tyranii mają swój rodowód w doktrynach egalitarnych. Nie mówimy o tyranii większości ani tyranii jednego człowieka (w sytuacji równości wszystkich pozostałych). Mówimy o tyranii, którą ustanawiają mniejszości lub wręcz jedna dominująca mniejszość w obrębie demokratycznej struktury społecznej, władająca człowiekiem demokratycznym z jego charakterystycznymi upodobaniami. Nie jest to już demokracja polityczna, lecz ukryta pod sztafażem demokratycznym nowa forma rządzenia. [...]

Namiętność równości (zwłaszcza ta na krawędzi fanatyzmu) prowadzi do obszaru biopolityki; szczególnie w przypadkach, gdy rytm życia społecznego narzuca narracja o nierówności i niesprawiedliwości. Jeśli rewolucja równościowa jest nie do zatrzymania, a na dodatek wkracza na nowe pola (płci, orientacji seksualnej), to zasadne jest pytanie, jakie pola życia społecznego jeszcze obejmie. Tym bardziej że podejście konstruktywistyczne tworzy nowe pola nierówności, nawet jeśli nie występują w sferze realissimum. Mamy wówczas do czynienia z aktywnością zwaną od Ervinga Goffmana framing, która sprawia, że odkrywane są nowe, dotychczas jakoby zasłonięte, obszary życia społecznego, na które należy ukierunkować impet egalitaryzmu. Rezultatem działania równości jest postępujący pluralizm. Zasadą organizującą pluralizm jest stała inkluzja kolejnych grup domagających się równości. Wiemy wszakże, że w oceanie walczących o uznanie grup pływają i rekiny. Tak więc napierająca na życie społeczne równość, wsparta aktywnością konstruktywistyczną, będzie odkrywać coraz to nowe obszary nierówności. „Logika” napierania równości jest oczywista: najpierw wydobywa naturalną nierówność kondycji, pojawiają się prawa człowieka (począwszy od praw osobistych przez obywatelskie do politycznych), następnie zdefiniowane zostają prawa socjalne. Kolejne odsłony nierówności ukazują relacje damsko-męskie, sferę płci (w tym płci kulturowej). Inne odsłania wiktymologia, jak i psychiatria (jaki jest status choroby psychicznej?). Dzięki postulatom równości można zdefiniować status normalności w sferze seksualnej. Potem konstruuje się kolejne generacje praw: do aborcji, turystyki, imigracji, ostatnio do cyfrowej tożsamości (digital identity). Unormalnienie tego, co nienormalne, zostaje dokonane pod hasłami równości. W świecie rządzonym przez zasadę równości nie ma miejsca na hierarchię, autorytet ani wolność. Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że wielorakie postulaty egalitaryzmu są utożsamione ze sprawiedliwością.

Wygląda na to, że aktywność odkrywania wciąż nowych sfer nierówności polega na tym, aby wznosić coraz to nowe parawany (w terminologii Jeana Baudrillarda tworzyć nowe symulakry), aby przysłonić to, co najistotniejsze. Rzecz charakterystyczna, że jedyny obszar, gdzie nietknięta pozostaje nierówność, to sfera własności – zwłaszcza ta wyłoniona w procesie globalizacji. W ten sposób człowiek współczesny żyje w dwóch światach: świecie rzeczywistym, w którym mamy do czynienia z rządami oligarchii w sztafażu demokratycznym, i świecie wirtualnym, w którym nieustannie obalamy wytworzone symulakry nierówności: płci, dewiacji, statusu oprawcy czy zwierząt. Przy okazji wytworzona została ideologia głębokiej ekologii: bezbronna Ziemia/Gaja wobec zaborczego człowieka.

Jak więc będzie się toczyć rewolucja demokratyczna w dzisiejszym świecie? I to w sytuacji, gdy demokracja jako typ ustroju odchodzi w przeszłość? Niwelowanie to główna siła współczesności. I pierwszą ofiarą tego rozpanoszenia idei równości jest wolność. Porządek duszy, intymność, sfera prywatna były polami świata społecznego wyjętymi spod patronatu równości. Za każdym razem postulowany postęp równości tworzy kolejne nierówności, które należy zniwelować. Nie ma mety w pochodzie równości. Horyzont równości stale się oddala. Kiedyś horyzont równości zakreślała koncepcja społeczeństwa bezklasowego, obecnie społeczeństwa bezpłciowego.''


piątek, 24 lipca 2020

Czy wolnorynkizm jest rakiem prawicy, i dlaczego?

Dziś zajmiemy się wytłumaczeniem, czemu decydenci PiS mogą bezkarnie odp*****lać takie numery, jak partyjny ślub ''swojego'' Kurskiego, albo rezygnacja z resztek suwerenności narodowej - wiele na to wskazuje - na rzecz unijnego parapaństwa europejskiego, by wymienić tylko najświeższe przykłady? Dzieje się zaś tak nie tylko przez to, iż jak to objaśnialiśmy uprzednio, najgłupsza opozycja polityczna świata pokrywa swą polityczną nicość i programową pustkę knajackim ''ośmiogwiazdkowym'' chamstwem, histeryczną agresją i odrażającą ''klasową nienawiścią'' wobec uznanych de facto za podludzi rolników, starców, czy mieszkańców Podkarpackiego dajmy na to. Bodaj jednak główną przyczyną czemuż to prezes i jego kamanda mogą bezczelnie pogrywać ze swymi najwierniejszymi nawet zwolennikami, do których dalibóg nigdym nie należał, jest fakt, iż nie mają żadnej praktycznie konkurencji na prawicy. Bowiem pragnący za takowych uchodzić, są w rzeczywistości gospodarczymi liberałami bezczelnie drapującymi się w szaty ''ideowej prawicy''. Czyni ich to więc skrajnie niewiarygodnymi, i to szczególnie wtedy właśnie, gdy wypominają akurat faktyczne przeniewierstwa i zaniechania rządzącym. Trudno doprawdy traktować serio całkiem już niestety przecwelonego wolnorynkowo Bosaka, gdy staje w obronie górników jednocześnie umieszczając na swym tubowym profilu kelthuzowe peany na cześć skrajnych liberałów z ''austriackiej szkoły ekonomii''. Niechże więc zdecyduje się wieczny chłopak - prawa pracownicze, czy też ''wszystkie związki na Powiązki'', analogicznie: solidaryzm społeczny, albo zaciekła krytyka ''socjalistycznego rozdawnictwa'', bo wzajem się jedno z drugim wyklucza. Groteska zaś sięga szczytów absurdu, kiedy na obrońcę ''narodowej suwerenności'' pozuje zadeklarowany ''anarchokapitalista'' Jakub Kulesza, a więc programowy wróg każdego państwa jakie by ono nie było, obojętnie czy idzie o unijny ponadnarodowy federalizm [ a w praktyce paneuropejską Rzeszę ], czy też obecną Rzeczpospolitą Polską. Zwyczajnie ludzie dla których prawa jednostki stoją ''über alles'', nie są władni wypominać decydentom PiS sprzeniewierzenia się fundamentalnej dla republikanizmu zasadzie, że nie sposób być wolnym bez własnego, rzeczywiście niepodległego państwa.

Nie wiem, skąd powzięto dane jakoby blisko połowa wyborców Bosaka, i ponad 60% Konfederacji poparło Czaskosky'ego - jak dla mnie bardziej wiarygodne szacunki mówią odpowiednio o 1/3 i mniej więcej połowie, gdyż uwzględniają tych, co ostali się podczas II-ej tury w domach. Nawet jednak wtedy oznacza to całkowitą niemal kompromitację formacji mieniącej się ''ideową prawicą'', gdyż doprawdy trudno zgrywać polityczną cnotkę mając aż tyle kurew za popleczników - bynajmniej dlatego, iż nie wsparli kandydata [ niecałego ] PiS, lecz oddali głos na skończonego cwela i sprzedajną kanalię. Nie powinno to jednak dziwić, jeśli uwzględnimy wreszcie, iż Konfederacja stoi przede wszystkim wolnorynkowcami, dla których ''ekonomia jest podstawą wszelkiej racji'' [ podobnie zresztą jak i dla marksistów ], stąd obojętnie, a bywa wręcz, że i wrogo odnoszą się do kwestii dosłownie życia i śmierci jak aborcja, eutanazja czy obyczajowa deprawacja, uznając je za ''tematy zastępcze''. Tym samym więc nie stanowią wiarygodnych krytyków rozmaitych przeniewierstw i zaniechań w tym względzie ze strony PiS, tak naprawdę liczą się dla nich jedynie niskie podatki ''jak za Hitlera'', stąd gotowi są poprzeć każdego kto im je zagwarantuje, a przynajmniej wystąpi przeciwko ''socjalnemu rozdawnictwu'' na koszt podatników, ze zmitologizowanymi przedsiębiorcami oczywiście na czele. Jeśli dodamy do tego skrajny indywidualizm, przybierający często gęsto postać odrażającego sobkostwa, i jawnej pogardy wobec uznanych za ''przegrywów'' [ choć jako żywo nader wielu kucerzy w pełni samemu zasługuje na to miano ], otrzymujemy dość wiarygodny profil typowego Kondomity.

Oto źródło ignorancji dla interesów strategicznych państwa polskiego i narodu, jaką popisał się Dobromir Sośnierz na komisji sejmowej ws. CPK, bredząc coś o ''prywatnych pociążkach'' i rzekomo ''anachronicznym wynalazku'', przestarzałej jakoby technologii, którą wedle niego miałaby być w XXI wieku kolej. Tuman nie kuma najwidoczniej, iż to właśnie dzięki nowoczesnej i świetnie rozwiniętej infrastrukturze transportowej opartej głównie o sieć szybkich kolei, pozwalającej koordynować pracę zakładów na olbrzymich przestrzeniach, przerzucając sprawnie towary jak i potrzebne do ich wytworzenia surowce, tak trudno obecnie zastąpić Chiny w roli ''fabryki świata'', i przenieść stamtąd przemysł do innych krajów regionu. Bowiem nikt w Azji poza bodaj Tajwanem, Japonią i Koreą Południową nie może poszczycić się takowym systemem o równym stopniu ''połączoności'', a już na pewno nie na taką skalę. Przede wszystkim jednak idzie o kwestie strategiczne - nie jest przypadkiem, iż szybkie koleje podlegają chińskiej armii, bo też i pod jej głównie potrzeby ich sieć została zbudowana, umożliwiając szybki i sprawny przerzut wojsk nawet w najdalsze zakątki chińskiego imperium, a zarazem w razie inwazji tak z morza, jak i od strony kontynentu, zabezpieczyć produkcję przemysłową wycofując ją wgłąb kraju [ stąd tak ważna rola Wuhanu jako środlądowego portu, uznawanego za jeden z głównych ''pieców Chin'' ze względu na olbrzymią koncentrację w nim fabryk i magazynów ]. Podobnie jest w Rosji, gdzie armia tradycyjnie atakuje wzdłuż tras kolejowych, pod to jeszcze za Stalina sowieci rozbudowywali ich sieć, a wojsko do dziś posiada specjalne zbrojne platformy na szynach, zresztą mogą tam poszczycić się długą całkiem tradycją efektywnego wykorzystania pociągów pancernych, sięgającą co najmniej czasów wojny domowej wywołanej bolszewicką rewolucją. Żaden prywatny inwestor nie wiem nawet jak potężny, nie udźwignie finansowo inwestycji infrastrukturalnych na podobną skalę, a już na pewno nie podejmie się ich zaplanowania w takim wymiarze, bo do tego koniecznym jest świadomość długofalowego interesu państwowego i narodowego. Tłumacz to jednak wolnorynkowemu tumanowi, dla którego jedynie ''ekonomia jest podstawą wszelkiej racji'' jako się rzekło, a postulowanym ziemskim rajem świat oparty na dobrowolnej wymianie i pokojowej koegzystencji drobnych handlarzy i producentów. I nic to, że wojny często, zazwyczaj nawet mają wymiar konfliktu ekonomicznego - gdyby nie ''interwencjonizm państwowy'' znalazłby on zapewne polubowne rozwiązanie w prywatnym arbitrażu, się wie. Stoi za tym infantylna wizja ludzkości jako wioski skrzętnych Hobbitów, prowadzących rajską niemal egzystencję w anarchistycznym falansterze, zanim padli ofiarą inwazji Orków, którzy to narzucili im ''opresyjny system'' i podatki - i tak oto powstało państwo:))).

Nic dziwnego więc, że PiS tak się rozbestwił mając za pożal się konkurencję groteskową ''ideową prawicę'', złożoną głównie z wolnorynkowych przebierańców pozujących na ''tradycjonalistów'' czy ''narodowców''. Konfederacja stoi ograniczonymi umysłowo osobnikami, którym można ożenić najgorsze plewy, czego trwające właśnie piwne tournee Mentzena z jego zwolennikami najlepszym dowodem - sam fakt, że ktoś wpadł tam na podobny pomysł, i cieszy się on taką popularnością świadczy o ich poziomie [ oraz pogardzie jaką liderzy tejże formacji żywią do swego elektoratu, słusznie skądinąd ]. Trudno obawiać się, że rządy nad państwem przejmie stronnictwo programowo gardzące ''urzędasami'', pracę niezbędnego do sprawowania realnej władzy aparatu administracyjnego traktując jako ''pasożytnictwo'' na krwawicy stanowiących wedle niego ''sól tej ziemi'' przedsiębiorców. Oto proletariat liberałów, klasa pracująca ciemiężona przez biurokratycznych wyzyskiwaczy podatkami, i pochodzącym stąd ''socjalistycznym rozdawnictwem'' - precz z tym! Nikomu jednak z wywrzaskujących podobne farmazony ignorantów nie przyjdzie do zakutego łba, iż z góry skazanym na klęskę jest uprawianie polityki, głosząc przy tym jej podrzędność względem ekonomii, a wręcz zastąpienie kategoriami rynkowymi. Tym samym Kondomitom przeznaczony jest w dłuższej perspektywie wieczny polityczny przegrywizm, i to nawet gdyby znacząco powiększyli bazę zwolenników, bo nie sposób dążyć serio do zdobycia władzy w państwie, kwestionując sam sens jego istnienia, lub tak absurdalnie ograniczając kompetencje rządu, że w praktyce czyniąc go bezsilnym. Marksiści przynajmniej mając w gruncie rzeczy na celu to samo, tłumaczyli sobie przewrotnie w duchu heglowskiej dialektyki konieczność zaprowadzenia uprzednio komunistycznego zamordyzmu. Natomiast bez własnych kadr zdolnych zarządzać machiną biurokratyczną, wierząc ślepo, iż mityczny w pełni ''wolny rynek'' oraz ''uwolniona'' spod brzemienia podatków gospodarka władne będą powołać do życia jakowyś ''ład bezpaństwowy'', rozwolnościowcy dosłownie na własne życzenie stają się kuriozalną [anty]partią drobnych geszefciarzy, marnych krętaczy, miglanców i szołmenów wyżywających się w pustym rezonatorstwie, na podobieństwo Kurwina i jego pomiotu. Przykro, że i Mentzen jak widać do tego grona właśnie dołączył, mimo iż zdawał się rokować, ale biorąc powyższe inaczej być nie mogło: tak kończy każdy zdeklarowany wolnorynkowiec, próbujący uprawiać niemożliwą, idiotyczną z zasady a typową dla liberałów i szczególnie libertarian ''antypolityczną politykę''. No, chyba że zatriumfuje globalny kapitalizm, formujący planetarną gładź bez granic ni państw, tak by nic nie zakłócało doskonałej cyrkulacji kapitału i ludzi w skali planety już, którego forpocztą jest wolnorynkizm. Nawet jednak przy takim obrocie spraw oznaczałoby to jedynie, iż rozwolnościowym chłoptysiom pisana jest rola pożytecznych idiotów, i niczego ponad to, tak czy siak więc nędza i brak perspektyw, realnych szans na efektywne sprawowanie władzy.

Przyjrzyjmy się więc fenomenowi popularności mimo wszystko tych ostatnich - jego przyczynę, obok mniej lub bardziej uzasadnionego rozczarowania PiS, trafnie jak sądzę w niniejszych słowach zdiagnozował Okraska, jako widomy objaw alienacji i rozpadu struktur zapewniających do niedawna jeszcze Polakom elementarne poczucie wspólnoty:

''Konfederacja to po prostu elektorat ukształtowany przez III RP i jej realia. Elektorat darwinizmu społecznego, indywidualizmu, nie znający wspólnoty innej niż ledwo trzymająca się w kupie rodzina, lub przygodne fandomy internetowe, odspołeczniony, taki któremu wspólne, publiczne i państwowe przeszkadza, lub nie zaznał go zbytnio. To nie są mohery podkarpackie, kruchta, wieś i prowincja, starcy i zacofańcy, wszyscy ci co przez liberalne media byli portretowani jako bagaż przeszłości i zaszłości, lub przez liberalno-lewicowe analizy byli zapisywani do wszystkiego czego tam się nie lubi. To po prostu dzieci Balcerowicza i ''etosu'' jaki on z kumplami promował. Z tą może różnicą, że to taka część tego pokolenia przeoranego przez liberalizm i indywidualizm, która ma mniej szans na sukces i samorealizację, niż wielkomiejskie i ''dobrorodzinne'' erasmusiątka i inni kreatywni. To liberalni indywidualiści, którzy rozbijają sobie nosy o systemowe bariery kiepskiego państwa, kiepskiego rynku i kiepskiej wspólnoty, więc frustracja pcha ich w tym kierunku. To dzieci Balcerowicza realnego, a nie tego propagandowego z opowieści o wielkim polskim sukcesie.''

Nic dodać ni ująć, co najwyżej mocniej podkreśliłbym wpływ nowych technologii polegający na cyfrowej barbaryzacji społeczeństwa, ich oddziaływanie poprzez polaryzację, tworzenie swoistych ''cyber-hord'' w sieci skupionych w efemeryczne wirtualne wspólnoty. Przebodźcowanie wskutek tego percepcji, i trwałe rozkojarzenie jakie temu towarzyszy, tłumi racjonalne myślenie zamieniając poddanych takowej obróbce ludzi w powodowane atawizmami, i kierujące się wątpliwej próby estetyką wirtualne mutanty, bioroboty niemalże. Wraz z postępami ''cyfrozy'' coraz więcej jednostek ma problemy z rozpoznaniem granicy między tym, co napotykają lub w czym uczestniczą w internetowej sieci, a rzeczywistością poza nią, stąd można wmówić im dosłownie wszystko skoro tracą elementarny kontakt z tym co dojmująco wydawałoby się realne. Sprzyja to zaprowadzeniu nowego zupełnie rodzaju zamordyzmu, perfidnie libertariańskiego, gdzie każdy sam będzie trzymał się za twarz, jak i pilnował sąsiadów, bez potrzeby uciekania się do instytucji ''opresyjnego państwa''. Przyszło nam bowiem żyć w epoce jakowegoś ''psychotycznego komunokapitalizmu'', gdzie lewackie ideologie typu LGBT czy gender, ale i akapowy bolszewizm ''wolnościowy'' ściśle korelują z władzą globalnego kapitału, sprowadzając ludzi jednako do poziomu bezmyślnego, rządzonego popędami konsumenta z którym można poczynać sobie dowolnie - Marks z Engelsem głosili wprawdzie, że ''byt kształtuje świadomość'', tyle że nie przyszło im do zakutych łbów, iż może być to byt urojony... I to min. tłumaczy fenomen społeczny tych biedaków, którzy mimo iż często ledwo wiążą koniec z końcem dali sobie wmówić, że gdyby nie rzekome ''socjalistyczne rozdawnictwo'' rządzących też mogliby zarabiać jak ludzie z warsiawki pracujący w korpo przy obsłudze wielkiego, zagranicznego przeważnie biznesu. Nie przypadkiem wspominam w tym kontekście o postępującej wirtualizacji życia społecznego, w tym i politycznego, bowiem wizja w pełni wolnorynkowego ładu ''uporządkowanej anarchii'' posiada co tu kryć pewien zwodniczy urok, właściwy atrakcyjnym serialom, grom komputerowym czy pornografii. Libertarianizm jest ideologicznym odpowiednikiem ''simsów'', pozwalając na budowę od podstaw alternatywnej [nie]rzeczywistości, kusząc fikcyjną perspektywą nieograniczonej niemalże aktywności jednostek, w utopijnym ''społeczeństwie kontraktualnym'' opartym na pełnej ekonomizacji i urynkowieniu wzajemnych relacji ludzi-towarów de facto.

Dlatego niestety fenomen ''korwinizmu'' przeżyje swego twórcę, przyznaję przeceniłem jego wpływ na kucerię, jak okazały wyraźnie ''konfederackie'' prawybory nie cieszy się on mirem już nawet wśród swoich niedawnych wyznawców, coraz częściej traktujących go jak należy, tzn. jako brzydko starzejącego się pajaca. Zresztą gdyby Ozjasz zastosował do siebie głoszony przez się socjaldarwinizm, dawno już powinien wyeliminować się z polskiej sceny politycznej, a wręcz spośród żywych, z pożytkiem dla naszej wspólnoty, której tacy jak on są rakiem. Januszowa socjocybernetyka nigdy nie przynosiłaby jednak aż tak pustoszących zwłaszcza młode umysły skutków, gdyby nie niosła jej fala realnych zmian ekonomicznych i technologicznych, niszczących dotychczasowe struktury społeczne i polityczne. Innymi słowy odklejanie się tych ostatnich od rzeczywistości i ich rozpad, sprzyjają plenieniu się najgorszego rodzaju ideologicznego fantasy, obojętnie czy to w wydaniu ''tęczyzmu'' LGBT, czy też mokrych snów na jawie wyznawców wolnorynkowego nierządu. Jednako spotykają się one w podszytej nihilizmem, mimo szumnych odwołań do ''prawa naturalnego'' jak w rothbardiańskim akapie, i stąd histerycznie wyolbrzymionej do rangi absolutu aktywności jednostki. Posiada ona jakoby prerogatywę dowolnego dysponowania sobą, czy tyczy to elementarnych uwarunkowań typu płeć lub rasa, czy też swobodny dryf ''kontraktualnych'' relacji międzyludzkich, na mocy totalnego niemalże prawa samowłasności, jakie rzekomo jej przysługuje [ a w gruncie rzeczy sama je sobie arbitralnie nadała ]. Nie przeczy to wszakże wspomnianej wyżej politycznej jałowości takichże fenomenów, wręcz przeciwnie jak widać, i to nawet jeśli przybierają one rozmiary prawdziwej plagi społecznej trawiącej ocalałe resztki cywilizowanego świata. Zastrzegam przy tym zarazem, że sam znam nader liczne wyjątki od powyższego, ludzi żywiących często uzasadnione pretensje do obecnej władzy za jej przeniewierstwa i niekonsekwencje, wszakże mylnie zazwyczaj identyfikujących źródło zła np. nie pojmujących, iż samowola urzędników i buta, chamstwo wręcz okazywane przez funkcjonariuszy publicznych dowodzi nie siły, a fundamentalnej słabości władzy, jaka dozwala sobie poczynać tak swym formalnym jedynie podwładnym. Stanowi to objaw swoistego anarchizmu biurokratycznego, bodaj gorszego nawet niż burdy ulicznych zadymiarzy, bowiem podważającego zaufanie do struktur państwa u zwykłych obywateli. Na tej słabości pasożytuje roszczeniowy ''korwinus pospolitus'' i wszelkie utopijne zajoby, doprawdy mniejsza już totalnie wolnorynkowe czy komunistyczne, skoro i tak jednako antypaństwowe.

O ironio, to co zwykle w swej głupocie kuc określa mianem ''socjalistycznego rozdawnictwa'', to nic innego jak... liberalna z ducha polityka społeczna! Jak pisze dr Andrzej Karalus w artykule poświęconym konceptowi ''sprawiedliwości agrarnej'' Thomasa Paine'a, jednego z fundatorów myśli wolnościowej i autora najbardziej poczytnego pamfletu politycznego doby Rewolucji Amerykańskiej ''Common sense'', antycypował on tak palącą obecnie kwestię wprowadzenia jakiejś formy ''dochodu gwarantowanego''. Z jednej strony uznawał, iż nierówności społeczne są ceną za rozwój cywilizacyjny, oraz niemożność zaprowadzenia utopijnej równości majątkowej, i ''społecznej własności środków produkcji'' postulowanej przez współczesnych mu pre-komunistów jak Babeuf. Zarazem jednak nie oznaczało to u niego pochwały odrażającego socjaldarwinizmu a la Korwin, lecz wyciągał stąd wniosek o konieczności aktywnej polityki rządu dokonującego niezbędnej korekty na rzecz zmniejszenia chociaż rozwarstwienia społecznego, tak z powodów moralnych jak i utylitarnych, by zaradzić groźbie rewolty spauperyzowanych mas wykorzystanej przez fakcje polityczne do przejęcia władzy nad państwem. Służyłaby temu zapomoga wypłacana z podatku nałożonego na wielką własność, które to świadczenie nie byłoby ''pasożytowaniem na przedsiębiorczych, najbardziej utalentowanych jednostkach'' jak twierdzą psychopaci pokroju Ayn Rand, lecz rodzajem sprawiedliwego odszkodowania za pierwotne wywłaszczenie leżące u podstaw prywatnej własności, i niemożność jednakiego partycypowania przez wszystkich członków wspólnoty w podziale płynących z niej zysków. Powyższe nie oznacza bynajmniej jakoby PiS był partią ''liberalną'' w kontrze, a jedynie iż doktryna ta nie musi przybierać tak odrażającej postaci jaką nadała jej w Polsce ''socjocybernetyczna'' manipulacja Kurwina i wyhodowanego przezeń pomiotu, i do pewnego przynajmniej stopnia może być elementem rzeczywiście prospołecznych działań rządu. Redystrybucjonizm więc leży u podwalin takowej polityki, a nie żaden socjalizm mający polegać na utopijnym kolektywnym zarządzaniu post-kapitalistyczną gospodarką, prowadzący jakoby ku ''bezpaństwowemu ładowi'' spełnionego komunizmu. Rola państwa jest tutaj nie do przecenienia, i kłóci się całkiem z traktowanym serio lewicowym programem politycznym. Jak pisze brytyjski trockista John Molyneux w propagandowej broszurze ''Czym jest socjalizm odbytniczy?'', przepraszam - ''oddolny'', której to egzemplarz wydany w latach 90-ych nakładem rodzimej sekty wyznawców Lwa Bronsztejna, zawdzięczam uprzejmości znajomej, za co jej niniejszym dziękuję:

''Dość powszechnie mniema się, że marksiści ''wierzą'' w państwo. Tymczasem jest wprost przeciwnie. Jesteśmy przeciwnikami państwa. Państwo przez samą swoją naturę jest czynnikiem dominowania i ucisku. Jedna grupa ludności dąży w nim do podporządkowania sobie drugiej. Państwo jest zawsze instytucją przymusu. Jak powiedział Engels, składa się ono z grup ''uzbrojonych ludzi''. Posiadają oni broń, bądź to aby zabijać innych, bądź też aby ich zmusić do postępowania wbrew ich woli, czyli do pozbawienia ich wolności. [...] Co do kierowania gospodarką, w końcu raczej ekonomia kieruje państwem, niż odwrotnie. Fakt, że państwowe kierowanie gospodarką bardzo wzrosło w nowoczesnym świecie, ma dwa główne powody: usiłuje ono [ co prawda bez powodzenia ] łagodzić wewnętrzne sprzeczności kapitalizmu, i organizować współzawodniczące ze sobą siły narodowych kapitalizmów. W socjalizmie żadna z tych funkcji nie będzie potrzebna. Tak więc w socjalistycznym społeczeństwie przyszłości państwo będzie obumierać, co oznacza zanikanie ostatniej pozostałości okropnej spuścizny po społeczeństwie klasowym i ostateczny przeskok ludzkości z królestwa konieczności do królestwa wolności, które jest istotą socjalizmu.''

- gdyby w powyższym dokonać zamiany ''socjalizmu'' na ''kapitalizm'' każdy libertarianin i zadeklarowany akap mógłby spokojnie podpisać się pod tym. Zwłaszcza jeśli idzie o prymat ekonomii nad polityką, jednaki dla wolnorynkowców i socjalistów różniących się tylko i aż co do definiowiania podmiotu gospodarki, w zależności od wewnętrznych podziałów doktrynalnych dla pierwszych jest to przedsiębiorca lub konsument, drudzy zaś obok robotnika rzecz jasna w kolejnych mutacjach marksizmu uznają za takowy również kobiety, zboczeńców, nie-białe rasy lub mniejszości etniczne w danym kraju, zwierzęta nawet czy cyborgi, skolko ugodno. Zbrakło jedynie w zestawie kluczowych pojęć ''walki klas'', zaczerpniętej także od liberałów przez Marksa, pierwotnie oznaczającej bój emancypującej się burżuazji z feudalnymi przywilejami arystokratów i monarchią. Nie może więc dziwić, że w polemice z konserwatystami Rothbard wychwalał Marksa i Lenina jako ''wolnościowców'', Mao zaś był dlań niemalże spełnionym ''libertarianinem'', gdyż wedle niego zwalczali oni ''imperialistyczną opresję państwa''... Odsyłam także do lektury obszernego rozdziału pracy Dariusza Jurusia, w zgodnej opinii Marcina Chmielowskiego i Norberta Slenzoka największego obecnie w Polsce znawcy myśli liberalnej jak i libertariańskiej, traktującego o bynajmniej talmudycznej sprzeczności doktrynalnej między tymi ostatnimi. Jak przekonująco wykazuje, wbrew temu co twierdził Rothbard arbitralnie upatrujący w myśli Locke'a źródeł głoszonego przezeń radykalnego anarchokapitalizmu, istniały w ich postawie fundamentalne różnice min. co do roli państwa w kształtowaniu polityki społecznej. Otóż fundator liberalnej doktryny twierdził stanowczo, iż rząd winien zapewnić najuboższym poddanym jakieś minimum egzystencjalne choćby, tak by mieli co jeść, gdzie spać i co na grzbiet włożyć, zaś najlepszą rzeczą wedle niego jaką mógł on dla nich zrobić, to dać im pracę, a więc roboty publiczne jak za Roosevelta - John Locke lubi to!

Dla porządku wszakże należy zaznaczyć, iż opieka ze strony państwa w jego czasach niestety przybierała często koszmarną postać ''domów poprawczych'', prekursorów osławionych ''workhouse'ów'', stanowiących połączenie zasyfionego przytułku z obozem pracy przymusowej, niemniej po zniszczeniu wskutek wyspiarskiej rewolucji protestanckiej tamtejszych klasztorów pełniących rolę ośrodków charytatywnych, nie istniała dla tego systemu alternatywa. Póki co jednak poprzestawano zwykle na udzielaniu pomocy w postaci rozdawnictwa produktów pierwszej potrzeby, takich jak żywność czy pieniądze, finansowanych z lokalnych podatków nałożonych na majątek co bogatszych gmin [ czyli dzięki ''państwowej grabieży'' wedle wolnorynkowych anarchistów ]. Stało za tym przeświadczenie, któremu dał wyraz w swych pismach Locke, że własność nie istnieje bez spełniania istotnej funkcji publicznej. Dlatego rządowi przysługuje funkcja regulatywna dbania o jej zachowanie, wszakże nie jedynie w wąskim rozumieniu posiadanego majątku, jakie zwykle się temu pojęciu nadaje, ale również wolności i życia obywateli. Tym więc spośród nich, którzy z przyczyn od siebie niezależnych nie mogą utrzymać się o własnych siłach, państwo winne jest zapewnić niezbędne ku temu środki, niezależnie od tego czy pracują, lub nie. Co więcej rząd wedle niego ma wręcz obowiązek interweniować jeśli nierówności majątkowe i społeczne zagrażają spoistości wspólnoty, za pomocą redystrybucji finansowanej z opodatkowania najbogatszych dokonując bardziej sprawiedliwego podziału własności, pierwotnie przynależnej wszystkim na mocy praw naturalnych. Inaczej u Rotbarda, gdzie wyłącznie jednostce przysługuje absolutna niemalże prerogatywa samowłasności, co oznacza jej niezbywalność na wszelki rząd, oraz brak jakichkolwiek zobowiązań wobec innych - jak przynaje Norbert Slenzok w wykładzie poświęconym cadykowi anarchokapitalizmu, wedle tegoż jeśli posiadacz jedynego ujęcia wody w okolicy zablokuje do niej dostęp zależnym od niego sąsiadom, wszyscy muszą wyzdychać z pragnienia i nikt z nich nie ma prawa przywołać psychopaty do porządku, gdyż byłoby to złamaniem fundamentalnej ''zasady nieagresji'' błędnie zwanej ''aksjomatem''. Tak więc totalistycznie wolnorynkowy ''maksymalizm etyczny'' Rothbarda wiedzie go do jeśli nie pochwały zaraz, to na pewno przyzwolenia dla zbrodni ludobójstwa de facto, podobnie tyczy to jego usprawiedliwiania sprzedaży dziecka przez rodziców, czy aborcji co stanowi logiczną konsekwencję postulowanej przezeń całkowitej ekonomizacji i urynkowienia wszelkich relacji społecznych. Z powyższego płynie nieodparty wniosek, iż libertarianizm jest nie tylko rakowatą naroślą obecnej polskiej niby-prawicy, ale nawet liberalizmu jako takiego, stanowiąc w istocie czysty bolszewizm perfidnie ubrany w ''wolnościowe'' frazesy.

Jeśli ktoś nadal mimo wszystko żywi co do tego wątpliwości, przytoczmy na dowód niewiarygodnie wprost durne prosowieckie brednie Rothbarda z jego ''Manifestu libertariańskiego'':

''Gdy w 1917 roku bolszewicy przejęli władzę w Rosji, nie myśleli za wiele o przyszłej sowieckiej polityce zagranicznej, ponieważ byli przekonani, że rewolucja komunistyczna ogarnie wkrótce rozwinięte uprzemysłowione kraje Europy Zachodniej. Gdy te nadzieje rozwiały się po zakończeniu pierwszej wojny światowej, Lenin i inni bolszewicy za podstawę polityki zagranicznej państwa komunistycznego przyjęli teorię „pokojowego współistnienia”. Pomysł był następujący: jako pierwszy zwycięski ruch komunistyczny Rosja Sowiecka będzie stanowiła drogowskaz i posłuży za wsparcie dla innych partii komunistycznych na świecie. Jednocześnie jednak państwo sowieckie jako państwo będzie utrzymywało pokojowe stosunki z wszystkimi innymi państwami i nie podejmie prób eksportowania komunizmu na drodze wojennej. Chodziło tu nie tylko o realizację teorii marksizmu–leninizmu, lecz także o wysoce praktyczny sposób na przetrwanie istniejącego państwa komunistycznego, które stanowiło naczelny cel polityki zagranicznej. Sposób ten polegał na tym, by nigdy nie doprowadzić do zagrożenia państwa sowieckiego przez sprowokowanie konfliktu między państwami. Inne kraje miały wprowadzić u siebie komunizm na drodze wewnętrznych przemian. A zatem, przypadkowo, z mieszanki motywów teoretycznych i celów praktycznych Sowieci wypracowali politykę zagraniczną, którą libertarianie uznają za jedynie słuszną i uzasadnioną. Z biegiem czasu polityka ta ugruntowała się jeszcze dzięki „konserwatyzmowi” właściwemu wszystkim ruchom, które zdobędą władzę i utrzymają się przy niej przez pewien czas. Po jakimś czasie dążenie do utrzymania władzy nad narodem zaczyna spychać w cień początkowy ideał światowej rewolucji. Wzrost konserwatyzmu za Stalina i jego następców umocnił jeszcze zasadę powstrzymania się od agresji i „pokojowego współistnienia” w polityce zagranicznej. [...]

Po pierwszej wojnie światowej i przegranej Niemców nowe państwo polskie zaatakowało Rosję. Udało mu się zająć dużą część Białorusi i Ukrainy. [...]  Trzeba jednak podkreślić, że podczas gdy hitlerowskie Niemcy przedsięwzięły drastyczne środki w celu odzyskania utraconych ziem, ostrożni i konserwatywni przywódcy sowieccy nie zrobili w tym celu absolutnie niczego. Dopiero po zawarciu paktu Stalin–Hitler* i podbiciu Polski przez Niemcy Sowieci odzyskali swoje utracone terytoria, nie narażając się już na żadne niebezpieczeństwo. W szczególności Rosjanie odzyskali Estonię, Łotwę i Litwę, a także należące od dawna do Rosji terytoria na Białorusi i Ukrainie, które stanowiły wschodnią część Polski. I zrobili to bez walki*. Rosja została w ten sposób odbudowana w granicach sprzed pierwszej wojny światowej, z wyjątkiem terytoriów Finlandii. [...]

Tak więc Rosja sprawowała władzę na terenie Europy Wschodniej, jako okupant wojskowy po zwycięstwie odniesionym w wojnie, którą prowadzono przeciwko niej. Pierwotnym celem Rosji nie było komunizowanie wschodniej Europy przy użyciu bagnetów. Jej celem było uzyskanie gwarancji, że Europa Wschodnia nie stanie się szeroką bramą dla ewentualnego najazdu na Rosję, tak jak miało to miejsce trzy razy w tym stuleciu – ostatnio w czasie wojny, w której zginęło ponad 20 milionów Rosjan. Rosja chciała mieć przy swojej granicy państwa, które nie byłyby antykomunistyczne w sensie wojskowym i których terytoria nie zostałyby wykorzystane jako trampolina do kolejnego najazdu. [...] Nawet w innych państwach wschodnioeuropejskich przez kilka lat po wojnie Rosja poprzestała na wprowadzeniu rządów koalicyjnych. Skomunizowała je w pełni w roku 1948, po trzech latach bezlitosnej zimnej wojny, za pomocą której Ameryka usiłowała zmusić Rosję do opuszczenia tych krajów. Z innych rejonów, z Austrii, Azerbejdżanu [ ?! ], Rosjanie wycofali się bez ociągania.[...] Po zwycięstwie nad Niemcami i ich sojusznikami w drugiej wojnie światowej Sowieci kontynuowali zachowawczą politykę wojskową. Swoich sił zbrojnych używali wyłącznie do obrony własnych terytoriów w bloku komunistycznym, a nie do zdobywania nowych terenów. Gdy Węgry zagroziły wystąpieniem z bloku komunistycznego w 1956 roku, a Czechosłowacja – w 1968 roku, Sowieci odpowiedzieli interwencją zbrojną.''

- itd. w ten deseń [ z rozdz. 14. ''Wojna i polityka zagraniczna'' w ''polityka zagraniczna Związku Sowieckiego'' ] - mogę jeszcze przymknąć oko na niektóre powyższe horrendalne pierdoły ze względu na typową dla Amerykanów ignorancję, brak rozeznania w zawiłościach historii Starego Świata [ aczkolwiek jak widać Rothbard żywo się nią interesował ], ale tłumaczenie oczywistego komunistycznego imperializmu i brutalnego militarnego interwencjonizmu przez ''wolnościowca'', agresji totalistycznego państwa w wykonaniu człowieka mieniącego się ''libertarianinem'', całkowicie dyskredytuje go kompromitując ostatecznie głoszoną przezeń doktrynę. Wprawdzie to dość wczesny tekst cadyka libertarianizmu, ale niewiele zmądrzał na starość, skoro w pisanych pod koniec życia artykułach sadził równie idiotyczne farmazony, snując koncepcje rozwiązania konfliktów etnicznych, takich jak rozgorzały po upadku ZSRR między Ormianami a Azerami o Górny Karabach, za pomocą totalnej wprost prywatyzacji. Wedle niego zakończyłoby to krwawe walki poprzez nabycie przez Ormian prawa własności do pasa ziemi łączącego sporną enklawę z Armenią. Niestety nie raczył przy tym wyjaśnić kto lub co wymusiłoby na Azerach jego respektowanie, bo jeśli któraś z zalecanych przezeń ''prywatnych agencji ochrony'', to przecież tamci mogliby wynająć z kolei swoją naparzającą się mordeczo z ormiańską i cała jatka poczęłaby się od nowa, więc cóż za różnica. Pomijam już idiotyczne założenie, iż wojna jest źródłem siły państwa - tak może to wyglądać z perspektywy Stanów Zjednoczonych, gdzie okres obu wojen światowych faktycznie oznaczał gigantyczny rozrost uprawnień rządu, ale jedynie skrajnie zdurniały kuc będzie utrzymywał, że podobnie rzecz ma się w przypadku Polski, która dzięki pierwszej odzyskała i tak niepewną niepodległość, podczas drugiej zaś padła ofiarą ponadnarodowych w istocie kolonialnych imperializmów III Rzeszy i ZSRR [ bowiem nazizm bazując na wszechniemieckim szowinizmie, stanowił jednak ruch paneuropejski, i przez to globalistyczny ].

Przedstawiciele i poplecznicy obozu rządzącego popełniają fatalny błąd jak zwykle, próbując nieudolnie obwiniać kucerię o wspieranie LGBT jej głosem oddanym na Czaskosky'ego, co u nich jako ''porno prawicy'' w osobie takich jak Dobromir ''cycu'' Sośnierz wywołuje najwyżej wzruszenie ramion. Nie może być inaczej w środowisku słynącym z akcji typu 2 pedałów+pies, czy zarażanie kiłą karyn przez łamiącego bezczelnie III aksjomat wyjątkowo jurnego kuca, tym bardziej tyczy to ośmieszania się PiSowców rytualnymi obelgami o ''ruskich onucach'', miotanymi pod adresem rozwolnościowców. Zamiast tego należy cisnąć ich tam, gdzie najbardziej zaboli, czyli za każdym razem, gdy kolejny chamowaty kurwinowiec z Konfy bluźnie w komentarzu rytualnie ''socjalistycznym rozdawnictwem'' PiS, natychmiast trzeba zamknąć ordynusowi gębę przytaczając powyższe cytaty, po czym zrugać w kontrze od komunistów, tak by dostał piany ze wścieklizny jaka go wskutek tego ogarnie, gwarantuję bom przetestował niniejszą strategię nie raz. Jakuba Kuleszę trzeba uparcie odpytywać, czy deklarowany przezeń ''anarchokapitalizm'' przeszkodzi mu świętować wraz z konfederackimi narodowcami odzyskanie przez polskie państwo niepodległości udziałem w marszu 11 listopada, a nade wszystko jak śmie pobierać państwowe apanaże jako poseł żerując na kasie podatników, zamiast wziąć się do porządnej roboty utrzymując pracą własnych rąk i pomyślunkiem jako przedsiębiorca?! Jedynie obnażając bezlitośnie prawdziwy charakter konfederackiej niby-prawicy, podważając jej pretensje do tego miana, wypominając nieustannie antypaństwowy, i antynarodowy charakter wolnorynkizmu jakim przeżarci są także Braun z Bosakiem, niczym pod tym względem właściwie nie różniący się od Kurwina, można zepchnąć tą formację do politycznego narożnika. Pytanie tylko po co, skoro nie stanowi ona właśnie przez swoje libertariańskie zboczenie ideologiczne właściwie żadnej konkurencji dla PiS, nawet wśród młodych, którym wystarczy uświadomić fundamentalną sprzeczność jaka zachodzi między konserwatywnym i republikańskim paradygmatem opartym o wspólnotowość, a posuniętym do granic psychopatii indywidualizmem rozwolnościowych rady-kałów z wolnorynkowego skrzydła Konfy. Kuceria świetnie nadaje się wręcz, by odstraszać co bardziej ogarniętą młodzież od libertarianizmu, byle tylko umiejętnie nad tym popracować, a to niestety jak wiadomo w PiS tradycyjnie kuleje, miejmy nadzieję, że znajdą się tam jednak ludzie jacy skutecznie to przeprowadzą. Za to Kondomici mogą odegrać mimowolnie pozytywną rolę wyjmując gówniażerię spod jadowitego wpływu PO a nawet mazgaja Hołowni, przynajmniej jakąś jej część, wprowadzając niszczący ferment i rywalizację wśród opozycji, no chyba że wszystkie ostatnie utarczki z nimi obozu rządowego mają właśnie służyć pozycjonowaniu liderów ''porno prawicy'' na totalnych przeciwników rządu i uwiarygodnieniu ich w tej roli, a to co inszego.

W każdym razie co do mnie nie miałbym pretensji do nich, gdyby zamiast ordynarnie palić głupa zgrywając się na jakowąś ''ideową prawicę'', otwarcie wystąpili jako liberałowie, co najwyżej nieco bardziej od innych zachowawczy, lub wręcz paleolibertarianie. Niechże więc sformują ugrupowanie na wzór niemieckiej FDP, albo Partii Libertariańskiej w USA, i skończą to pozowanie na ''konserwatystów'' czy ''narodowców'' nawet, bo nijak ma się to do deklarowanych przez nich celów, zwłaszcza ekonomicznych. Wprawdzie porażającym jest, iż tylu aż zwolenników znajduje doktryna kwestionująca de facto sens istnienia państwa narodowego akurat w Polsce, z jej bagażem doświadczeń nie tak znowu odległej historii, dowodząc tym samym, że nie są oni w stanie wyciągnąć z niej oczywiste wydawałoby się wnioski, z nieodzownością utrzymania lub dążenia do niepodległości na czele. Cóż, szerzenie się anarchistycznego wolnorynkowego nihilizmu stanowi ideologiczny trupi jad wydzielany przez rozkładającą się na naszych oczach dotychczasową postać polskiej wspólnoty narodowej, skupionej tradycyjnie wokół instytucji Kościoła, rodziny i przywiązania do patriotyzmu. Miejmyż wiarę, że będzie to jednak zaczynem nowego życia dla naszej państwowości i narodowej egzystencji, a nie jej ostatecznym końcem, obaczymy. Natomiast nie ulega dla mnie wątpliwości, iż rzekoma ''ideowa prawicowość'' utożsamiając się z radykalnym wolnorynkizmem, i to w tak obscenicznej formie jaką przybrał on nad Wisłą, zaorała się tym samym totalnie wpuszczając w kanał bez wyjścia, i niedługo zapewne przeżyje bolesne przebudzenie z rozwolnościowych majaczeń nawet nie z ręką, co wprost głupim ryjem w nocniku.

sobota, 18 lipca 2020

Powyborcze paradoksy.

***** ** chciałoby się rzec - nie, brak jednej gwiazdki nie jest błędem:). Jednak nie zamierzam zniżać się do kloacznego poziomu opozycji, więc tylko uprzejmie zachęcam wszystkich zwolenników ''ruchu ośmiu gwiazdek'' co to teraz histeryzują, że chcą wy*lać z ''tenkraju'', aby zamiast jak zwykle truć d*ę na profilach społecznościowych, wreszcie ruszyli tyłek dla swojego i naszego dobra. Naprawdę nie musicie się tutaj męczyć ''obywatele świata'', a czas nagli bo wedle wszelkich znaków już tej jesieni czeka nas prawdopodobnie powtórka koronawirusowego blackoutu, znowu wam ''dyktator'' Kaczafi pozamyka granice, a więc: wszyscy won! Podkreślam - to nie ja was stąd wyganiam, słuchajcie przecież macie dość, to już nie jest wasz prezydent, ani ten kraj, po co więc się tak męczyć w ''dusznej atmosferze'' powiatowej Polski? Wolny świat w ''tęczawych'' kolorach czeka tylko, by docenić wasze talenty, szczególnie kulturę osobistą i wyrafinowanie jakiego ''ośmiogwiazdkowa'' akcja najlepszym dowodem. Mówiąc zaś serio: jesteście bandą nieudacznych, agresywnych chamów, frustratów i przegrywów życiowych na własne życzenie, i to wam głównie Dudex i jego formacja zawdzięczają władzę, bo zamiast stworzyć dla nich jakąś sensowną alternatywę, cały wasz program streszcza się w knajackim: ''je*ć PiS!''. Tylko na tyle was stać, to objaw nędzy i rozpaczy, przyznanie się do klęski - ja p*lę k*wa je*na w d*ę mać, że tak pozwolę sobie przemówić w jedynym dla was zrozumiałym języku: mieć tyle lat na ogarnięcie politycznej kuwety, i przedstawienie pozytywnej kontry, a zamiast tego poprzestawać na kurczowej obronie skompromitowanego całkiem porządku, rzekomo zagrożonej konstytucji napisanej na kolanie po niezłej bani przez Kwacha i Jaskiernię, sprostytuowanych i sprzedajnych sądów, tylko po to żeby ''było tak jak było''! Największym zaś waszym ''sukcesem'' pożal się jest zrycie bani gówniażerii wmówieniem jej farmazonów o rzekomym ''socjalistycznym rozdawnictwie'' uprawianym jakoby przez PiS, tyle że w ten sposób jedynie dowodzicie, że już tylko infantylne zj*by łykają serwowany przez was szit, nikt poważny ni dojrzały się na to nie nabierze.

Wiecie co? Pier*cie się, jedyne co możecie je*ć to siebie, za wydatne przyczynienie się swym odrażającym chamstwem i pogardą wobec powiatowej Polski do reelekcji Dudexa, to już taki Giertych mimo wszystko jest z was najtrzeźwiejszy zauważając trafnie, że wybory wygrywa się w Końskich - na szczęście nie cały kraj to cebulacka warsiawka, i pegieery głosujące na Czaskosky'ego. Nigdy jednak tego nie skumacie, wy ateiści w pierwszym pokoleniu z Wilanowa co to po różnych Grójcach, Mielcach czy Kielcach dorobili się milionów, i za żadne skarby, nawet 100 000+ nie oddadzą głosu na PiS, bo kojarzy się wam z ''wiochą'' z której żeście wyleźli. Pal licho z wami, postawa takowa choć podła, jest jeszcze zrozumiała, nie od dziś wiadomo, że nikt tak nie gardzi prostym chłopem, co nowobogacki cham z ''wielkopańskimi'' kompleksami [ pora przywrócić potocznemu językowi najlepiej opisujący takowych pajaców dawny termin: ''gulon'' ]. Co jednak powiedzieć o tych biednych, oszukanych frajerach z prowincji, którzy dali sobie wmówić, że gdyby tylko zaprowadzić niskie podatki i wolny rynek, mogliby zyskać wasz status ciężką pracą i talentem - ktoś trafnie nazwał to ''kołczingową ideologią wiecznego zapier**lu'' - a jedyne co im w tym stoi na przeszkodzie to ''opresja państwowa'' i ''socjalistyczne rozdawnictwo'' uprawiane jakoby przez rządzących? Albo takich jak ledwo dychający dziadyga, który powłócząc nogami dowlókł się do komisji wyborczej mamrocząc głośno pod nosem: ''byle tylko nie Duda'', o jakim to niedawno opowiadał mi znajomy? I to może tyle co do PiS jako rzekomej ''partii emerytów'' - nawiasem ''ubeckie mohery'' o których realnym fenomenie społecznym jakoś dziwnie się nie wspomina, to obok kucerii i wściekłych bab z różowymi i fioletowymi czubami, najgorsza polityczna zaraza jaka może być. Dlatego serio należy zastanowić się nad wprowadzeniem cenzusu wiekowego, i nade wszystko mentalnościowego dla zarówno młodych, jak i osób w podeszłym wieku, bo nie można pozwalać, by wpływ na proces wyborczy mieli ludzie o nie w pełni jeszcze rozwiniętych płatach czołowych, albo znajdujących się już w stanie zaniku.

Coś nieprawdopodobnego: stary komuch Krzemiński z ''Polityki'' pieje peany na cześć Rafaua tytułując go w amoku ''Kennedym młodych Polaków'', klepiąc przy tym znaną do urzygu mantrę o ''starych, słabo wykształconych'' wyborcach PiS, co inszego elektorat PO, absolwenci kierunków parketing i zamącanie, Ojropa i globalna wiocha, się wie. Wtóruje mu Jażdżewski, ten ateusz od pouczania polskiego Kościoła co to miał ''zaprzeć się Ewangelii'', otwarcie licząc na wymarcie zaawansowanego wiekowo elektoratu PiS, i zastąpienie go milionem młodych wyborców - ej, toż to przejaw tak potępianego ponoć przez was ''age'yzmu'', czyli dyskryminacji ze względu na wiek, o ile wręcz nie eutanazizmu w czystej postaci! Przede wszystkim jeden i drugi tuman nie kumają najwidoczniej, iż w gwałtownie wymierającej na naszych oczach Polsce, młodzi zwyczajnie nie mają przez to szans decydować o czymkolwiek, i stąd paradoksalnie bardziej perspektywiczny jest elektorat starców, o ironio to pryki będą w najbliższych dekadach wyznaczać przyszłość naszego kraju. Owszem, to faktycznie może przesądzić o powrocie PO czy czegoś w podobie do władzy za parę lat, gdyż wyborcy tej formacji są głównie w wieku przedemerytalnym, już teraz sporo z nich to resortowe dziadki z KODu, a będzie tylko gorzej. Tyle że większość głosów zebranych w II-ej turze przez Rafaua nie dowodzi bynajmniej poparcia dla PO, a jedynie wzmożenia antyPiS-u, nic tych ludzi i stronnictwa zebrane pod tym szyldem nie łączyło, za wyjątkiem atawistycznej nienawiści do Kaczafiego i desperackim ***** ***. Żeby było zabawniej to nie kto inny jak wspomniany Jażdżewski w niesłynnym przemówieniu prawił morały, że ''rywalizacja na inwektywy i złe emocje nie ma sensu'', bo ''po kilku godzinach zapasów ze świnią w błocie orientujesz się w końcu, że świnia to lubi'', stąd ''trzeba zmienić zasady gry'' jak postulował. Najwidoczniej jednak sam nie wziął sobie do serca własnych rad, podobnie jak i spier****ny umysłowe ze sztabu Czaskusia, które za pięć dwunasta odpaliły ''ruch ośmiu gwiazdeczek'' i tego pajaca Takosrako, jakby mało im było robiącego bydło, jadącego ciągle na fecie Nitrasa, który teraz wyje, że zwycięzca czyli Duda był ''na dopingu''!!! Znamienne, że najgłośniej drą ryja i plują na Polskę beneficjenci systemu jak wspomniany raper, salonowy buntownik i przyszywany zięciunio Lisa - widomy dowód, że rewolucja to nie rzecz biedaków, a zabawa spasionych arytokratów i rozpuszczonych jak dziadowski bicz burżujskch synalków pokroju tego zj*ba, rzygać się chce. Nachalne są te ***** i bezczelne, że przywołam słowa klasyka, w swej głupocie przypominają przysłowiowych już Burbonów, co to ''niczego się nie nauczyli'', i są do tego organicznie wręcz niezdolni, jak trafnie przewidywał jeszcze przed czterema laty red. Skwieciński, w punkt obstawiając już wtedy wynik niedawnych wyborów parlamentarnych, na korzyść PiS rzecz jasna.

Miarą kloacznego poziomu debaty publicznej w naszym kraju, i nędzy kampanii wyborczych wszystkich kandydatów było, iż nie pojawiły się w niej praktycznie kwestie zasadnicze z dziedziny polityki zagranicznej i obronnej, w których to akurat prezydent RP ma największe kompetencje, choć niejasno zakreślone jak wszystko zresztą w beznadziejnej konstytucji, którą jeszcze bardziej beznadziejna opozycja zawzięła się bronić z uporem godnym lepszej sprawy. Owszem, przeciwnicy indoktrynacji dzieci pod pozorem tzw. ''edukacji seksualnej'' byli w prawie obawiać się wyboru fajnopolaczkowatego Czaskusia, brak uprawnień ku temu jako prezydenta miasta nie przeszkodził mu przecież wciskać ''tęczyzmu'' **** gdzie się tylko da, uzależniając nawet wsparcie ratusza dla przedsiębiorców od uznania dla chorej ideologii, wymuszając na nich w ten sposób jej akceptację. Tak więc na 100% jako prezydent już kraju objąłby patronatem marsze dumy pederastów, i wykorzystywał przysługującą mu inicjatywę ustawodawczą do forsowania uprzywilejowujących ich rozwiązań prawnych, oraz przyjmował oficjalnie i z pompą działaczy tego ruchu, którzy zrobili karierę na swych ''czterech literach'' [ jestem pewien, że Jacuś Dehnel pierwszy pomknąłby doń i to rączo z gratulacjami ]. Co się zaś tyczy niepokojących w tym kontekście wypowiedzi młodej Dudowej na wieczorze wyborczym papy, gdy sadziła farmazony o tolerancji i takich tam - cóż, ostrzegałem przed realną groźbą agresywnej propagandy LGBT w razie obioru Rafaua, ale nigdzie nie napisałem, że kandydat PiS to powstrzyma... Co najwyżej możemy spodziewać się nie tak nachalnego wciskania nam pedalstwa, no i nie sądzę aby posunął się do otwartej seksualizacji dzieci jak Czaskuś, dobre i to. Sama zaś Kinia najwidoczniej nie ogarnia tematu, bo tu nie o żadną ''tolerancję'' się rozchodzi, tylko nadzwyczajne przywileje dla zboczeńców i przyznanie im statusu seksualnych ''ubermenschów'' - jedynie w Polsce nazywa się to ''marszami równości'', wszędzie indziej to dni ''homoseksualnej dumy''. Młoda jest, ma więc czas jeszcze coś wyrozumieć, zresztą na szczęście tacy jak ona jako się rzekło nie będą w najbliższych latach decydować o przyszłości naszego kraju. Wracając zaś do Rafalali: w przypadku wyborczego zwycięstwa zyskałby on wpływ na wojskowe służby jako zwierzchnik sił zbrojnych, co zapewne posłużyłoby mu niezgodnie z ich ustawowym przeznaczeniem do inwigilacji i zwalczania politycznych przeciwników, tak jak to czynił Komorowski, co szczególnie groźne w kontekście możliwych prowokacji z udziałem lewackich bojówek, odbywających przecież szkolenia z taktyki ulicznych zadym pod auspicjami Rafaua jak to wyszło na jaw niedawno. Kto wie zresztą czy i tak nas to nie czeka, skoro stołeczna policja podlega bardziej mafii z warszawskiego ratusza, niż Komendzie Głównej, więc obrazki z bratania się z motłochem i klękania przed nim w wykonaniu funkcjonariuszy jak to miało miejsce w USA mogą stać się i naszym udziałem, ale gdyby marionetka globalistów zdobyła stanowisko nominalnego niechby przywódcy państwa, mielibyśmy już rozpierduchę na pełnej kurtyzanie, i permanentny sabotaż RP od środka. Cieszyć stąd należy się, że w obliczu czekających nas wyzwań zasadniczego wpływu na kształt polskiej polityki zagranicznej i obronnej, kluczowych dziedzin decydujących o przyszłości Polski, nie zyskał [anty]polityczny idiota, dla którego Gazprom to ''prywatna firma'' zaś sam Nord Stream jest przedsięwzięciem za którym ''nie stoją żadne rządy'' - wot nastojaszczij leberał!

Zarazem ponowny obiór Dudy stwarza ciekawą konfigurację, bynajmniej jednoznaczną, gdyż wcale on znowu nie aż tak ślepo proamerykański jakiego gębę mu doprawiają. Przecież zaczął prezydenturę od spektakularnej wizyty w Chinach, i dziękował niedawno w telefonicznej rozmowie na szczycie Xi Jinpingowi za pomoc udzieloną w czasie ''pandemii'' - nawiasem to ostatnie także dowodnie okazuje nędzny poziom naszej debaty publicznej. Doszło przecież wtedy do wydarzenia bez mała epokowego nie waham się rzec, o randze symbolu: przyleciał do nas gigantyczny post-sowiecki transportowiec należący do Ukrainy, przywożąc pomoc humanitarną z drugiego krańca Eurazji a nie z Niemiec czy zza oceanu. Tymczasem u nas wszystko utonęło w śmieszkowaniu takich debili jak Jacek Wilk, bawiących się w idiotyczne wyliczanki, lub kręceniu podejrzanej afery przez ''Wybiórczą''. A niechby zresztą to zakłamane medium tym razem miało rację, i maseczki rzeczywiście były do **** - nawet przy takim obrocie spraw istota rzeczy w tym, iż jesteśmy uzależnieni od dostaw, by nie powiedzieć wprost żebraniny u azjatyckich cwaniaków żerujących na naszej desperacji, bo żaden z tutejszych mądrali nie pomyślał, aby zachować choć część strategicznej produkcji w świecie szeroko pojętego Okcydentu, stąd jak przyszło co do czego przeżyliśmy bolesne przebudzenie ze snu o ''globalnym wolnym rynku'' z ryjem w kałuży. Obaczymy jak się odnajdzie dawny-nowy prezydent RP w obliczu narastającej, otwartej już rywalizacji między Chinami a USA, sądzę że czeka nas tu wiele zaskoczeń, aczkolwiek nie mam złudzeń, iż do Niemiec głównie będzie należeć tutaj podjęcie zasadniczego wyboru strategicznego, niemniej Dudex stwarza przynajmniej szansę na prowadzenie samodzielnej polityki w tym względzie, czego żadną miarą rzec nie można o francuskim piesku Merkelowej z warszawskiego magistratu. W wymiarze krajowym zaś przedłużenie mandatu urzędującego prezydenta daje nadzieję na powstanie wreszcie jakiejś sensownej opozycji wobec PiS - paradoks, ale przychylam się do opinii tych z komentatorów, co trafnie spostrzegli, iż Duda wygrał te wybory w dużej mierze również wbrew części swojego nominalnie jedynie obozu politycznego. Przede wszystkim idzie o mojego ''ulubieńca'' Gówina, beznadziejny agitprop Kurski tv, no i prawdopodobnie Ziobrę, który miał stać za podsraniem rzekomym ''ułaskawieniem pedofila'', całkiem możliwe. Na szczęście wyraźne poparcie udzielone w kampanii przez Morawieckiego gwarantuje zgodną współpracę dwóch głównych urzędników państwowych, i stabilność kluczowych inwestycji infrastrukturalnych jak CPK czy przekop mierzei, natomiast żywię gorącą nadzieję, iż całej reszcie urządzą wespół za zgodą Jarka ''nieszpory sycylijskie'' z d**y. Szczególnie należy się to Jarosławowi Gie, i oby ponaciągana do niemożliwości Żorżeta, z którą jest ''honorowym'' współprzewodniczącym krajowego oddziału Fulbrighta, nie zdołała go tym razem wybronić, podobnie jak i tefałenu w imię jakiego to kładła się ostatnio Rejtanem przed Antonim, i pyszczyła PiSowcom na twitterze: niechże rezygnacja Pochanke, i likwidacja antyklerykalnej szczujni z ''Faktów i Mitów'' były zwiastunem rzeczywistej repolonizacji mediów. W każdym razie na żenujący spektakl najgorszej opozycji świata powinna wreszcie zapaść żelazna kurtyna, a ''ośmiogwiazdkowa'' akcja swym kloacznym poziomem stanowić tegoż uwieńczenie, zaś jej przedstawiciele zająć wreszcie czymś pożytecznym zamiast wyrzygiwać nam się w przestrzeń publiczną, zasmradzając jedynie krajową atmosferę - to właśnie przez was nieudaczne sk******ny jest tu tak duszno!

Dlatego należy ich ostawić sobie, niech zgniją przegrywy od własnej żółci i wścieklizny, która każe im wypisywać chamskie komentarze w mediach antyspołecznościowych, winiąc za wybór Dudexa rolników ''o świńskich ryjach'' i ''xięży pedofilów'', stąd ośmieszać się bojkotem rodzimej marchwi na rzecz hiszpańskiej brukselki, czy zrywaniem kontraktów z firmami z Podkarpacia, albo nie tankowaniem na stacjach Orlenu, a nawet zapowiadać lustrację gości weselnych z Beskidu pod kątem poparcia dla PiS! Ciekawym jak tuman to sprawdzi, przecież nie musi zachodzić tu jakakolwiek korelacja z liczbą oddanych na Dudexa głosów w obwodzie wyborczym, gdzie odbędą się zaślubiny, tym bardziej że sporo z zaproszonych na uroczystość może pochodzić z odległych rejonów kraju, a nawet przybyć z zagranicy - mam więc ufać wyliczeniom idioty co do czekającego nas upadku Polski pod rządami PiSu, i to sięgających proroczo aż do końca XXI wieku?! [ normalnie drugi jasnowidz Jackowski ]. Obserwując takowy wylew wulgarnej głupoty człek nabiera podejrzeń, czy to aby nie jakoweś fejk konta służące ''polityce botnetowej'', czyli perfidnej sieciowej manipulacji redukującej ludzi do statusu ''sterowanych emocjami dronów'' - gdyby nie to, iż podobnych durniów i agresywnych foliarzy napotkać można w realu na kopy. Nie twierdzę tym samym, iż tylko jedna strona politycznego sporu miała monopol na chamstwo, sam nieraz doświadczyłem go od PiSowców wyzywany przez nich od ''ruskich k**ew'' i ''agentów'', co stanowi odpowiednik ''faszysty'' czy ''homofoba'' u przeciwników, niemniej cysterny bluzgów, prawdziwe szambo jakie wybiło na opozycyjnych profilach antyspołecznościowych na czele z ''gwiazdeczkową'' akcją, przerosło wszystko co serwował przysłowiowo już toporny rządowy agitprop. Powtarzam: PiSowi ratuje tyłek głównie fakt, iż totalna opozycja względem niego jest totalnie do d***, literalnie cała od lewaków po kucowską bolszewię wolnorynkową. Najwięcej satysfakcji sprawił mi wszakże potężny ból rzyci u ''radykalnego okcydentalisty'' z peezelu, butnego chama Butry, który zwyzywał wyborców PiS ze wschodniej Polski od ''debili'' co pragną jakoby wedle niego ''stać się częścią mongolskiego Wschodu'', a więc życzeniem byłego wiceministra w rządzie PO-PSL jest, aby ''wypier****li na Białoruś'' - ojropejczyk zeń pełną gębą, a rzekłbym wręcz całym nalanym ryjem. Jakże miły memu sercu rodzimego eurazjaty jest ten rasistowski kwik u takich jak on domorosłych obrońców ''syfilizacji judeołacińskiej'' przed ''turańską dziczą'' z PiS, w giertychowym LPR chyba się już pochlastali od porażki ''katechona-kutafona'' Rafaua, rycerze bez zmazy nocnej polegli na swych fejkowych okopach ''antytrójcy nieświętej'':).

Szydzę, ale tak naprawdę nie jest mi do śmiechu, bowiem wybory te i towarzyszący im wylew szamba ''klasistowskiej'' wręcz pogardy i nienawiści, ze strony ''jaśniepaństwa'' aspirujących do statusu wielkomiejskich burżua i ''światowców'', wobec uznanych przez nich za gorszych, bo biednych, starych, niewykształconych itd. wyraźnie okazały pewien nabrzmiewający od dłuższego czasu problem: patologię społecznych nierówności i rozpadu wspólnoty narodowej współczesnej Polski. III RP jest najmniej egalitarnym krajem UE, o największej spośród nich rozpiętości dochodów, a szczególnie majątkowej obywateli, jakoś tam wprawdzie łagodzonej ostatnimi laty dzięki PiS poprzez 500+, ale wiadomo, że to jedynie plaster na ropiejącą wciąż ranę. Miarą naszej nędzy jest, że dla blisko połowy Polaków i -ek wedle miarodajnych badań, ''bogaty'' to ten, co zarabia między 10 a 20 000 na miesiąc, gorzej jeszcze: aż czwarta część spośród nich uznaje za takowego, co dostaje na rękę od 4 tysięcy wzwyż... Zaledwie niecałe 15%, i to tych zwykle po 50-tce, z dużych miast i raczej dobrze ustawionych, realnie ustala próg bogactwa na 50 koła+, bo pewnie znają to z autopsji, przynajmniej co poniektórzy - zwyczajnie zdecydowanej większości biedaków-cebulaków nie mieści się w głowie, że można w miesiąc wyczesać tyle hajsu, nie tylko że jest to poza ich materialnym zasięgiem, ale nawet wyobraźnią! I takich pieniędzy nie zarabia się bynajmniej w służbie obecnego państwa polskiego, bo poza wąską grupą zarządów spółek skarbu państwa, poziom wynagrodzeń w administracji rządowej jest zwykle żenująco niski, co odbija się na jakości kadry i zarządzania w jej wykonaniu. Nie może więc dziwić, że ludziom czerpiącym krociowe wręcz jak na lokalne warunki zyski z pracy przy obsłudze zagranicznego przeważnie kapitału nad Wisłą, zatrudnionych w bankach, korpo i rozlicznych tego typu firmach, Polska nie opłaca się mówiąc brutalnie, i stąd tak nią gardzą.

Jestem ostatnim, kto usprawiedliwiałby takową nikczemną postawę, niemniej trzeba patrzeć trzeźwo, choćby i to bolało, gdyż samo miotanie klątw i wyzywanie od ''zaprzańców'' czy apele do sumień niestety niewiele, czy zgoła nic nie dadzą. Jak trafnie spostrzegł ostatnio Bartosiak w dyskusji z Targalskim, ludzie choć rzadko przyznają się do tego, chętnie podążają tam gdzie siła, pieniędzy ale też i państwa, sprawnego zarządzania, wreszcie militarnych mocy jak i cywilizacyjnej ''soft power''. Niemcy zaś większość z tego, choć nie wszystko na szczęście, wciąż mają, i póki Polki będą jeździć do Reichu podcierać dupska starym esesmanom, a sporo z nich wprost dawać tam tyłka, zaś w drugą stronę jakoś nie słychać o niemieckich sprzątaczkach czy prostytutkach świadczących swe usługi na ulicach polskich miast, nie można specjalnie dziwić się, że ''Ojropa'' tak imponuje wielu nad Wisłą, bogatym jak i biednym. Owszem, ludzie kumaci i patrzący perspektywicznie wiedzą, że to w dużym stopniu miraż, i ''niemiecki emeryt'' nie jest już synonimem sytej starości i wiecznych niemal wywczasów. Jednak Platfusy i cała reszta prounijnej opozycji cynicznie żeruje na żywych wciąż w naszym społeczeństwie PRL-owskich jeszcze resentymentach, wyobrażeniu o tonącym w dostatkach świecie kapitalistycznym, zasadnym na tle ówczesnego syfu i bidy komuny. Świadomie gra tym Czaskosky swoim ''żelipapą'', że umi po fhrancusky co strasznie imponuje jego wyborcom, w większości biednym oszukanym ludziom, bo odpowiada ich przaśnej wizji ''wielkiego świata'' do którego aspirują, podszytej burackim zakompleksieniem wobec Zachodu. Nawiasem nieszczęśni przeżyliby zapewne istny szok kulturowy, gdyby dane im było trafić do obecnego Paryżewa, który nie jest już europejskim miastem mimo położenia geograficznego, sama zaś Franca przypomina dziś raczej żonę Macrona - kobietę w podeszłym wieku zgrywającą żałośnie podlotka, tak zdesperowaną i przerażoną wizją samotnej starości, że gotową przykleić się do byle pedała. W każdym razie zastanawiające jest, że w przypadku Polaków awans społeczny łączy się zwykle z wynarodowieniem, i to nawet gdy ma on charakter wyobrażony raczej niż rzeczywisty, szczególnie wtedy posiadając swój kompensacyjny charakter pozwalający jego wirtualnym posiadaczom odróżniać się przynajmniej poglądami od ''PiSowskiego motłochu'' i ''buractwa''. Mechanizm ten działa nie tylko w kraju, ale i na emigracji co okazały wyniki głosowań wśród Polaków za granicą oddane głównie na kandydata PO, dlatego Polonia tak na zachodzie Europy jak i w USA jest taką polityczną nędzą, niezdolną nawet do urządzenia porządnej zadymy w obronie swych interesów jak Murzyny, nie mówiąc już o zbudowaniu prężnego lobby na wzór Chińczyków, Żydów, Hindusów czy muzułmańskiej diaspory. I będzie tak dopóty polskość kojarzyć się będzie z przaśnością i nabzdyczeniem, a nade wszystko bidą tak materialną jak nade wszystko mentalną, co nie znaczy wszakże, iż w kontrze ma stać się ''fajna'' i ''tęczawa'', bo to przepis na katastrofę narodową, paździerzową wersję globalizmu a la ''możeł'' [ jaka zaś tom już tu pisał, i to nie raz ].

Powyższe tłumaczy motywacje skazanych na wieczne aspirowanie do statusu zamożnych ''ojropejczyków'' wyborców Partii Oligarchów, bo tak powinno się czytać skrót PO, a także H*łowni i może nade wszystko postkorwinowych kucerzy, co jak wieść gminna niesie gremialnie wsparli podczas wyborów Rafaua, niechby jako ''mniejsze zło'', zamiast zostać na d**ie jak należało w dobrze pojętym interesie swego ugrupowania. Nie zmienia to wszakże faktu, że jest to czysto irracjonalny, kompletny kretynizm i życiowe frajerstwo ze strony takowych politycznych przegrywów na własne poniekąd życzenie. Natomiast postawa szumowin robiących tu za ''elitę'', niechby majątkową tylko, choć podła jest przynajmniej zrozumiała, bo nie cierpią takich problemów jak zdecydowana większość ludzi, obawiająca się utraty pracy i dochodów wskutek wywołanego ''koronawirusem'' zastoju. Nie, oni są jak to ''lepsie towarzycho'' ubolewające niedawno w Tok FM, że przyjdzie im zrezygnować z ''weekendowych wypadów na koncert'' samolotem do Berlina czy inszego Londynu, albo salonowy rewolucyoner obyczajowy Jacuś Dehnel, co go d*pa piecze, że wskutek pandemii przepadły mu 4 tysie za wieczór autorski, ciota nie będzie więc miała na waciki. Brutalna rzeczywistość bowiem wygląda tak, że mamy nad Wisłą de facto społeczeństwo kastowe - znajomy, który miał okazję poprzebywać trochę w środowisku warszawskiej ''złotej młodzieży'', trafnie zauważył, iż są to ludzie praktycznie ''skazani na sukces'', o ile tylko nie przećpają się i przepier**lą kasę swoich rodziców, bowiem wyprzedzać będą o parę długości każdego kto jakimś cudem przebije się do ich poziomu, gdyż to co dlań będzie pułapem dojścia, dla nich zaledwie punktem wyjścia. Nie byłoby to jeszcze takie złe, gdyby choć u części z nich towarzyszyła temu mikra niechby świadomość odpowiedzialności za państwo i resztę narodu, dbanie o jego pomyślność w imię dobrze pojętego interesu własnego, bo przecież nie idzie abyśmy wszyscy mieli ''po równo'' czyli jednako nic, i kisili się w jakimś cholernym kibucu, wystarczyłoby zaprowadzić znośny dla ogółu poziom nierówności. Patointeligencja ma na to jednak solidarnie wyj***ne, jedyne na co ich stać to wściekła obrona swego nowobogackiego statusu powodowana strachem przed możliwą deklasacją, stąd taka pogarda z ich strony wobec PiSowskiej ''wiochy'' z której sami wyleźli. Przypominają w tym - wedle świetnego porównania Coryllusa jakie wyczytałem onegdaj na jego blogu - murzyńskich nadzorców czarnych niewolników na plantacjach, gotowych do każdej podłości wobec przedstawicieli swej rasy dla swych białych ''bwana'', byle tylko nie powrócić do buszu. Niczym starorzymscy ''optymaci'' zazdrośnie strzegą swych oligarchicznych przywilejów, nie pojmując w trawiącej ich głupocie i zaślepieniu, że tym samym szykują sobie los carskiej arystokracji, bowiem choć rewolucje są rzeczą spasionych burżujów takich jak oni, niemniej tak znaczna przepaść dzieląca bogatych od biednych, także kulturowa, oznacza nieznośny stan permanentnej destabilizacji społecznej i politycznej, sprzyjając potencjalnie wszelkim rewoltom a nawet jawnemu terrorowi. Jeśli ktoś naiwnie łudzi się, że pozostaniemy na zawsze ''zieloną wyspą'' pod tym względem, bo przecież ''my Sławianie lubim sielanki'', może za niedługo przeżyć bolesne dla się przebudzenie nawet nie z ręką, a wprost twarzą w nocniku. Bezmyślnych, aroganckich sk****synów zaś nadających próbom choć prowizorycznego zaradzenia temu miano ''socjalistycznego rozdawnictwa'', należałoby lać za to w pysk bez pytania, i publicznie batożyć na rynkach oraz placach miejskich.

Kucfederacją, bo o niej tu mowa, szczególnie jej rozwolnościowym skrzydle, zajmę się następnym razem, natomiast teraz nie odmówię sobie ukontentowania pogromem Bidronia i nade wszystko totalnym przecweleniem krajowej lewicy. Wybory te okazały tak, że bardziej już nie można, iż ''socjalizm jest tylko schizmą liberalizmu'' czego żywym dowodem wystawiony przez nią pożal się kandydat na stolec nomen omen prezydencki, nędzny oszust, który zrobił karierę na czterech literach LGBT, wzorujący niedawno jeszcze otwarcie na neoliberałach Balcerowiczu i Macronie. Skończyło się pozowanie na ''wrażliwą społecznie'' lewicę, i głośne upominanie o sprawiedliwość dla Jolanty Brzeskiej - jak przyszło co do czego towarzycho gremialnie poparło kandydata jej morderców, bo Rafalala robi jedynie za słupa dla mafii ze stołecznego ratusza, odpowiedzialnej za śmierć działaczki ruchu lokatorskiego. Owszem, w jego szeregach wciąż jest sporo aktywistów stających czynnie w obronie wywłaszczanych bezprawnie mieszkańców, tak jak i nie wszyscy przecież libertarianie w obecnej Polsce to korwinowe sp*****liny. Cóż z tego jednak, skoro mająca robić za alternatywę wobec inicjatyw Ozjasza Partia Libertariańska jest kompletną polityczną nędzą, zaś przeciętny wolnorynkowiec w ''tenkraju'' stanowi nadal ofiarę januszowej socjocybernetyki. Podobnie i z lewicą, której typowy przedstawiciel ma w głębokiej pogardzie los zwykłego prola, jak choćby tego nieszczęsnego robotnika co to niedawno zginął w Kielcach wskutek skandalicznych warunków pracy - ledwo udało się rodzinie uzyskać jego ostatnią wypłatę, udzieloną z łaski pracodawcy i tyle, zero odszkodowania ni konsekwencji prawnych dlań z racji niedopełnienia odpowiednich wymogów zatrudnienia. Za to jako wrażliwy na krzywdę ''wykluczonych'' socjaluch ubolewać będzie nad wielkomiejskim zamożnym gejem, cierpiącym jakże na pluszowym krzyżu w ''homofobicznej'' Polsce, który może wespół ze swym ''mężynem'' uprawiać iście kolonialny wyzysk macicy ubogiej Ukrainki, sprowadzający ją do poziomu ''surogatki'', żerując na jej nędzy i desperacji. Żebyż jednak choć w tym względzie zachowali wierność obranemu kursowi, ale te sprzedajne kierwie nawet i tu dały rzyci, w imię doraźnego politycznego interesu umizgując się żałośnie jak Nowacka czy Majmurek z ''Kretynyki'' do przedstawicieli Konfy, której zwolenników jeszcze niedawno wyzywali od ''homofobów'' i ''faszystów'' - cwele powiadam, zwykłe cwele.

Pozostaje jeszcze na koniec pokrótce choć zająć się fenomenem popularności H*łowni, co mnie akurat wcale nie dziwi, bo Polacy generalnie kochają mazgajów, kanapowych ''tygrysków'' jak on czy Kosiniak, tak nijaki, że można by na nim usiąść w przedziale. Dzieje się zaś tak, gdyż tresowani jesteśmy przez działającą w interesie obcych szczujnię medialną w chorobliwym kulcie słabości, co nie znaczy wszakże, iż w kontrze mamy czcić siłę dla niej samej, a jedynie znać różnicę między jej nadużyciem i nią samą, a nade wszystko uznawać konieczność posiadania takowej, jeśli mamy w ogóle coś skutecznie przedsięwziąć, zamiast tylko ślepo polegać na innych. Szymuś to reprezentant postawy niewiary we własne siły, dość powszechnej niestety w Polsce i to o rozmiarach niemalże plagi narodowej. Dlatego przydano mu twardą babę do towarzystwa, zmodernizowaną wersję Matki Polki w postaci Pierwszej Obywatelki, wojskowego pilota, zwiastującej jak dla mnie czasy powszechnej militaryzacji obejmującej także kobiety, bo jak równość to równość. Daję stąd wiarę pogłoskom, iż Kaczyński przystał by Platforma dokonała wymiany skompromitowanej Kitawy na sfrancuziałego bubka, bo ten stwarzał szansę na bardziej wyrównaną rywalizację w wyborach, niż realnie zagrażający pokonaniem Dudy telewizyjny gwiazduś. Poniekąd więc dzięki Czaskosky'emu i jego wielkopańskiej arogancji, odpychającej dla większości, ''bezobjawowy katolik'' i szołmen nie ostał się prezydentem kraju, czyli ''wariant ukraiński'' z numerem na Zełeńskiego na szczęście nie doszedł u nas do skutku. Niemniej nie spisywałbym jeszcze H*łowni całkiem na straty, bo zbyt poważne siły weń zainwestowały, aby przejmować się byle porażką na starcie, to faktotum niestety będzie miało swą rolę do odegrania zapewne, a by się o tym przekonać wystarczy lektura życiorysu szefa jego sztabu wyborczego, przy czym odradzam sugerowanie się fotografią, celowo umieszczoną dla ordynarnej manipulacji w biogramie tegoż funkcjonariusza służb na Wiki. Ot, i cały ''efekt Szymusia'', onże zresztą podobnie jak Bidroń i paru innych widomym dowodem pornografizacji obecnej polityki sprawiającej, że byle nic można wywindować do rangi ''męża stanu'' i ''trybuna ludowego''. Wszyscy oni są perfomerami w spektaklu angażującym nas czy tego sobie życzymy lub nie, inscenizowanym przez jakieś mętne zakulisowe siły, natury których rozpoznaniem nie zamierzam łamać sobie głowy, w każdym razie coś tu mocno cuchnie... Jak dla mnie jest to nieznośna woń zgnilizny rozkładającej się na naszych oczach polskiej wspólnoty narodowej w jej dotychczasowym kształcie, oby tylko było to zwiastunem nowego życia dla nas, nie zaś ostatecznej agonii.

I to tyle z mojej strony niekrótkiego bynajmniej podsumowania elekcyjnego cyrku, na szczęście żenujący maraton zakończył się, i przez najbliższe 3 lata powinniśmy mieć spokój, chyba że w obozie rządowym tak ostro pójdą ze sobą na noże, iż czekają nas przedterminowe wybory, oby nie. Ponieważ głosowałem jak trza mam teraz prawo napier***ać PiS ile wlezie, bo całkowicie przej***na opozycja z kucami na czele nie dała mi innego wyboru. Można było wprawdzie ostać się na kanapie, ale dla mnie to hipokryzja, udawanie politycznej cnoty, życie w fikcji ''emigracji wewnętrznej''. Tak przynajmniej nie muszę sobie wyrzucać, iż nie zrobiłem nic choćby w skromnym wymiarze jaki mi przysługuje, aby powstrzymać groźbę totalnej już destabilizacji państwa i porządku społecznego, a wystarczyło w tym celu jedynie ruszyć tyłek na wybory, nic więcej. Ponowny obiór Dudy zmniejsza przynajmniej ryzyko chaosu, aczkolwiek bez przetasowań na szczytach władzy, i próby sił w samym obozie rządzącym nie obejdzie się zapewne. Wkraczamy w naprawdę trudny czas walk na tle społecznym, politycznym, ekonomicznym, cywilizacyjnym wręcz, i jeśli mamy przejść przezeń w miarę suchą stopą i nie pokiereszowani konieczne jest nam silne przywództwo, nie w znaczeniu ''ein Volk, ein Reich, ein Fuhrer'', tylko pierwotnym, republikańskim sensie dyktatury i ogólnie władzy wykonawczej. Nie oznacza to więc bezmyślnej akceptacji byle zamordyzmu, stąd przyjdzie mi tu jeszcze podjąć się szczegółowej analizy przemyconych w niedawno uchwalonej ''pandemicznej'' ustawie rozwiązań, stanowiących raczej betonowe koło ratunkowe dla pracowników, a nie przedsiębiorców jak mylnie przyznaję pisałem onegdaj zwiedziony propagandą Kondomitów, i grożących pogłębieniem ''uśmieciowienia'' stosunków pracy w Polsce. Bowiem ustrojowym ideałem do którego powinniśmy dążyć jest republikański autorytaryzm oparty na w miarę szerokim konsensusie społecznym i narodowym, rzecz jasna mówię o ludziach, którzy się z tą wspólnotą identyfikują, bo nie ma żadnych ''dwóch narodów'' - są Polacy i Polki, oraz ci co sami wykluczają się z różnych powodów z polskości jako takiej, więc pies im mordę lizał. Dlatego fatalnie by się stało, gdyby PiS zawdzięczający swoją pozycję rewindykacji interesów realnie dyskryminowanych w III RP zwykłych Polaków, przecwelił się podobnie jak dzisiejsza lewica przechodząc na stronę uprzywilejowanych, bo to przepis na permanentną destabilizację społeczną już na pełnej kurtyzanie, i stoczenie się do statusu oligarchicznej republiki bananowej. Dowodem, że miesiąc miodowy nie potrwał nawet paru dni afera na dniach w związku z obiorem przewodniczącego sejmowej komisji, mającej zająć się sprawą pedofilii. Przy czym na skandal wcale nie zakrawa akurat, iż PiS uwalił kandydaturę na to stanowisko xiędza Zaleskiego - już sam fakt, iż wystawił go peezel wraz z Kukizem powinno wzbudzać zdrowy sceptycyzm, doprawdy ''nie wszystko złoto co się świeci'', proszę choćby poszukać sobie co na temat duchownego sądziła nieodżałowana pani Ania Walentynowicz - tylko, że Ziobro wstawił na to miejsce mocno podejrzaną postać, byłą kukizówę Chrobakową, która zasłynęła interpelacją sejmową ws. ''chemtrailsów'':). Nasuwa mi to zaraz skojarzenie z omawianym tu niedawno ''działem orgonalnym'' sterującym jakoby pogodą, którego twórca Wilhelm Reich był jednocześnie czołowym ideologiem ''rewolucji seksualnej'', to zaś przypomina mi o także uprzednio przywoływanych tu ludziach opętanych jego chorymi ideami do tego stopnia, że gwałcili swoje dzieci zadając przy tym gwałt i sobie, bo wierzyli iż w ten sposób wypełniają swój ''rewolucyjny obowiązek''... Oj, źle się Zbysiu bawisz, źle.