piątek, 15 marca 2019

Turbolechityzm jak gender i polakożerstwo.

Zanim przystąpię do rzeczy wypada gwoli jasności poczynić zastrzeżenie co do typowego dla tego bloga stylu w jakim została spisana niniejsza gargantuiczna jak zwykle notka a który można określić jako ''spiralny'', co pozwala zataczając szerokie kręgi łączyć nie powiązane z pozoru kwestie w narrację spójność której zapewnia krążenie wokół osiowej tu tematyki ''prawdy konstruowanej'' i posługujących się nią zdziczałych całkiem elit, uprzedzam więc, że PROSTO NIE BĘDZIE, tym bardziej, iż mowa tu o ''programowym chaosie'' co wymaga adekwatnego opisu, i tak zresztą na tle niektórych z przywołanych poniżej autorów stanowię wzór klarowności. W gruncie rzeczy najbardziej odpowiada mi forma ''sarmackiej sylwy'', stąd wijące się niczym węże lub spadające kaskadą w dół strony zdania ''dziesięciorzędnie-złożone'', łączenie wyrafinowanego słownictwa z obscenami, swobodne zestawienia i wnioski do których nigdy nie posunąłby się skrępowany wymogami naukowej metodologii uczony [ choć to akurat dziś niestety g... już znaczy co wykażemy ] itd., owszem potrafię pisać do bólu krótkimi, ''szczekającymi'' wręcz frazami jak niejednokrotnie w tym miejscu udowodniłem, tylko po co ? Na szczęście w przeciwieństwie do feministek, pederastów, ''transpłciowców'' itp. agresywnej hołoty nie zatrzymałem się na poziomie emocjonalnym 10-latka, co każe im ''żądać akceptacji'' a nie zwykłego tolerowania ich wybryków, i naprawdę urojona korona nie spadnie mi z głowy jeśli dla kogoś niestrawnym okaże się mój przekaz ani zamierzam kogokolwiek z tego tytułu pozywać, nasyłać nań policję lub w jakikolwiek inny sposób terroryzować jak tamci to czynią. Nie zabiegam o niczyją uwagę, wystarczy iż waga poruszanych tu spraw przekracza skromne ramy zwykłej blogowej notki ''przelewając'' się wręcz treścią poza nie i wymaga mimo groteskowego czasem tonu opowieści, by jednak przysiąść nieco nad nimi poświęcając czas lekturze i przemyśleniom, jeśli ktoś nie ma na to ochoty lub bieg spraw życiowych mu na to nie pozwala jest w prawie mieć to głęboko w rzyci, i nikomu nic do tego. A tera do ad remu jako ojcowie powiedali :

Dziś zajmiemy się odpowiedzią na kwestię, która tylko z pozoru nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją międzynarodową i atakiem propagandowym na nasz kraj jaki przeżywamy, co stanie się jasnym w dalszej części wywodu, a brzmi ona : dlaczego krytyka tzw. ''rodzimowierstwa'' jest zwykle tak beznadziejna ? Bowiem jej autorzy poprzestają zazwyczaj na merytorycznym obalaniu turbolechickich fałszerstw historycznych kompletnie ignorując jak postaramy się to udowodnić sedno, głębszy wymiar i programowy charakter tychże konfabulacji. Dzieje się tak, gdyż krępują ich wymogi metodologii naukowej a nade wszystko zdają się pozostawać w kręgu oświeceniowo-pozytywistycznych przesądów z ich topornymi podziałami na ciemnogród i jasnogród, postęp i reakcję, rozum i zabobon etc. przez co bagatelizują problem sprowadzając go do poziomu zwykłej głupoty szerzącej się wskutek masowej niewiedzy, pomijając zupełnie niepasujący do tego uproszczonego by nie powiedzieć prostackiego obrazu szereg wybitnych luminarzy świata kultury i uczonych, i to przeważnie tych ''oświeconych'' właśnie, którzy w przeszłości hołdowali takowym ''bzdurom'' [ co rzecz jasna nie dowodzi bynajmniej ich słuszności ]. Tymczasem jak wszystko bodaj na tym padole sam racjonalizm również posiada drugą mroczną stronę i rodzi własne zaprzeczenie w postaci bujnego rozkwitu ''myślenia magicznego'', o czym zresztą już tutaj pisaliśmy, powtórzmy jednak - oczywistym powinno być dla każdego trzeźwego obserwatora obecnej post-cywilizacji w której przyszło nam żyć, że stanowi ona właśnie jakowąś neo-barbarię, która bynajmniej nie przeczy a pod pewnymi względami jest wręcz skutkiem bezprecedensowego rozwoju technologicznego i przyrostu wiedzy w naszych czasach. Fenomenem, który ten pozorny paradoks świetnie ilustruje jest tzw. muzyka i kultura techno - ''tak zwane'' bo jedno i drugie zdecydowanie na wyrost, ale idzie tu o fakt, że narzędzia wysoko rozwiniętej technicznie cywilizacji bo przecież wszystko to są dźwięki elektroniczne generowane za pomocą syntezatorów, automatów perkusyjnych i komputerów + laserowe wizualizacje + towarzyszące temu nieodmiennie syntetyczne dragi z pigułą ecstasy na czele, wszystko to jednym słowem służy wprawieniu ludzi w trans, który niczym istotnym nie różni się od szamańskiego opętania, z tym wyjątkiem jedynie, iż kiedyś ludzie wpadali weń za pomocą rytualnego bicia w bębny i odurzania się wywarami z muchomora itp. ''czarodziejskich'' roślin, a dziś osiągają podobny efekt dzięki produktom laboratoriów i fabryk. Takoż można też traktować inne przejawy popkultury, zwłaszcza ekstremalne formy ''metalu'' jakie stanowią emanację czystych atawizmów i nie przypadkiem wiążą się zwykle z jawną promocją okultyzmu, tak jak to jest w przypadku Nergala otwarcie afiszującego się z fascynacją thelemizmem, którego twórca, jak pisze jego czołowy polski [wy]znawca i tekściarz ''Behemota'' K. Azarewicz, praktykował rytualne zapinanie w tyłek, gdyż wierzył iż w ten sposób zyskuje dostęp do innego wymiaru rzeczywistości i kontakt z bogiem Merkurym:) [ prawdziwy herme-tyzm, ''homo homini'', transcendencja poprzez otwór w dupie, bowiem ''czyż odbytnica (nie) jest grobem ?'' ]. Zresztą doprawdy jednostkom mającym pretensję do posiadania ilorazu powinno wreszcie dać do myślenia uporczywe odtwarzanie się i plenienie zabobonów mimo ich ciągłych utyskiwań, począwszy od ''oświeceniowego'' pieprzenia jak niby coś takiego jest wciąż możliwe w wieku ''świateł rozumu'', XIX stuleciu ''żelaza i pary'', XX-ym, gdy ''ludzie latają w kosmos'', wreszcie obecnej epoce ''rewolucji informatycznej'' itp. - naprawdę nic wam nie świta ? Pora by wreszcie zmądrzeć, uczone głąby i przyznać w końcu, że to właśnie wasz Rozum, który tak fetyszyzujecie płodzi te maszkary, bowiem gdy jemu samemu brak rozumności, czyli świadomości własnych ograniczeń staje się przez to największym demonem, parafrazując znane powiedzenie : dlatego tak ważny jest przedrostek ''neo-'' w opisie rzeczonego fenomenu, gdyż nie mamy tu do czynienia z prostym regresem do prehistorycznych form jak zwykle mniema ''oświecona'' jedynie w swym mniemaniu kołtuneria, lecz postępowym barbarzyństwem - czy ktoś z was kurwy to ogarnia ?! [ a jeśli nie to jak śmiecie zwać się intelektualistami ].

Drugim istotnym powodem dla którego krytyka turbolechityzmu jest zwykle tak jałowa przy całej jej merytorycznej słuszności podkreślam jeszcze raz, stanowi programowe, bo rzekomo niegodne ''poważnych badaczy'' zamilczanie roli masonerii w genezie rodzimowierstwa a to jak gdyby rozprawiać o islamie nie wspominając nic o Mahomecie i jego pierwszych wyznawcach [ nieco tylko przesadzam ]. Na absurd zakrawa tabu panujące w tej materii w kraju z masońskim hymnem narodowym, gdzie jako oficjalne państwowe święto czci się rocznicę konstytucji napisanej i w dużej mierze przeforsowanej przez fartuszkowych ''braci'' potępiając zarazem sprzeciwiającą się jej Targowicę, której przewodził także wolnomularz i to nie byle jaki bo były wielki mistrz ''Grand Orient'' całej Rzeczpospolitej Szczęsny Potocki itd. Przez tego typu pierdoły czytamy później w popularnym opisie na Wiki sztandarów Legionów Dąbrowskiego, iż przedstawiono tam, cytuję : ''narzędzie do wyznaczania poziomu - symbol równości'' - zamiast wprost napisać, że chodzi o masońską węgielnicę ktoś bawi się w pedalskie eufemizmy byle nie wyjść na oszołoma od ''teorii spiskowych'', co za tumany. Na szczęście jesteśmy wolni od akademickich zajobów i uwarunkowań, stąd możemy pozwolić sobie tutaj na odrobinę niezależności sądu powołując się przy tym na tych nielicznych badaczy, którym podobna idiotyczna autocenzura jest obca, konkretnie Andrzeja Walickiego [ nie kompromitujcie się jeśli nie wiecie kto on zacz ], który tak oto pisze o genezie słowianofilstwa z którego wywodzi się z kolei nasze rodzimowierstwo :

''Naród polski wkraczał w wiek XIX bez wyraźnego wyboru orientacji politycznej i opcji cywilizacyjnej. W obu tych kwestiach opinie warstwy przywódczej i elity intelektualnej pozostawały podzielone. Orientacja prorosyjska nie zanikła nawet w okresie wojen napoleońskich; na jej czele stał książę Adam Czartoryski, bliski przyjaciel i zaufany doradca Aleksandra I, minister spraw zagranicznych cesarstwa. Dzięki temu zwycięstwo Rosji nad Napoleonem zaowocowało utworzeniem konstytucyjnego Królestwa Polskiego, posiadającego własny sejm i wojsko. Wywołało to wśród Polaków potężną falę rusofilskiego entuzjazmu, który przybrał postać prorosyjskiego słowianofilstwa. Można powiedzieć bez przesady, że idee słowianofilskie zdominowały życie intelektualne Królestwa. Kuźnią ich były loże masońskie, i to nie tylko w Królestwie, lecz również w Petersburgu i w Kijowie.''

[ str. 34-5 ] :

http://m.publio.pl/files/samples/5f/16/7c/60583/Polska_Rosja_marksizm_Prace_wybrane_demo.pdf

- co dodajmy wyrażało się w samym nazewnictwie powstających wówczas jak grzyby po deszczu w Kongresówce jak i na zagarniętych przez Moskali terenach Rzeczpospolitej lóż masońskich takich jak ''Zjednoczeni Słowianie" w Kijowie (od roku 1818), „Orzeł Słowiański" w Wilnie (od roku 1816) czy warszawska „Jedność Słowiańska" (od 1818 г.), tyczy to również parawolnomularskiej konspiracji na czele ze Związkiem Wolnych Lechitów, gdzie rozpoczynali swą przyszłą działalność polityczną Maurycy Mochnacki i Seweryn Goszczyński, choć należałoby tu także wspomnieć o ukonstytuowanym na Kijowszczyźnie i Wołyniu ''Stowarzyszeniu Zjednoczonych Słowian'' mającym bezpośrednie powiązania z dekabrystami. Łącznikiem między tymże masońskim słowianofilstwem a stricte już rodzimowierstwem i to od swego zarania noszącym wściekle antykatolicki a nawet antypolski wręcz charakter jest postać Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, autora antycypującej ten nurt rozprawy pod wymownym tytułem : ''O Słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem'' - wprawdzie nie udało mi się nigdzie znaleźć potwierdzenia jego przynależności do którejkolwiek z lóż, ale jak pisze Alina Witkowska w recenzji poświęconej mu monografii, język jego pism ''daleki od zracjonalizowanego wywodu naukowego'', gdzie wielką rolę odgrywa ''szyfr, hieroglify'', tajemne znaki i wyzierająca zeń ''postawa wtajemniczonego, nie tyle poznającego co wnikającego'' w sekrety rzekomych dziejów dawnych Słowian oraz autorytatywny ton właściwy bardziej dla jakowegoś ''kapłana wiary rodzimej'' celebrującego ''niepojęty dla innych rytuał'' a nie badacza, jednoznacznie wskazuje na okultystyczne inspiracje i pozwala imć Zoriana traktować co najmniej jako ''wolnomularza z ducha''. Natomiast na pewno masonem był Bronisław Trentowski, którego czołowi luminarze obecnego rodzimowierstwa jak Czesław Białczyński są w pełni w prawie uważać za ''strażnika wiary słowiańskiej'' i oficjalnego już fundatora polskiego neopogaństwa, postać absolutnie kluczową tutaj - ponownie oddajmy głos Walickiemu :

''W latach czterdziestych Wielkie Księstwo Poznańskie stało się przejściowo najważniejszym centrum krajowego życia umysłowego. Stosunek intelektualistów tego regionu do idei słowianofilskich przedstawiony został na łamach poznańskiego „Roku” w programowym artykule pt. Panslawizm i dążność słowiańska są dwie zupełnie różne idee (1844). Dowodził on, że panslawizm jest tworem sztucznym, zrodzonym z agresywnego ducha mongolskiego, podczas gdy dążność słowiańska jest produktem naturalnego rozwoju i realizacją chrześcijańskich idei wolności, równości i braterstwa. Zdaniem anonimowego autora dążność słowiańska wzniosła się na poziom świadomości w polskiej „filozofii narodowej”. Miało to oczywiście potwierdzać tezę o słowiańskim powołaniu Polski. „Filozofia narodowa”, o której mowa, była ruchem umysłowym zrodzonym z prób wykorzystania narzędzi pojęciowych klasycznej filozofii niemieckiej, zwłaszcza heglizmu, w celu stworzenia filozofii przezwyciężającej spekulatywną jednostronność Niemców, wyrażającej tożsamość narodową Polaków i otwierającej jednocześnie nową erę w dziejach filozofii powszechnej. Filozoficzna analiza koncepcji „filozofów narodowych” wykracza poza ramy niniejszej pracy; wspominam o nich tylko dlatego, że każdy traktował swe zadanie jako emancypację filozoficzną całej Słowiańszczyzny. August Cieszkowski, którego „filozofia czynu” wywarła głęboki wpływ na młodego Hercena, traktował swe koncepcje jako wyrażające ducha słowiańskiego i torujące drogę epoce, w której hegemonia intelektualna należeć będzie do Słowian. Podobne myśli głosił Bronisław Trentowski, u którego znajdujemy ponadto ideę federacji słowiańskiej, idealizację religii dawnych Słowian oraz surową krytykę katolicyzmu w dziejach Polski (łącznie z poglądem, że byłoby zapewne lepiej, gdyby Polska rozwijała się w obrębie wschodniego chrześcijaństwa).''  [ - patrz wyż. str. 40-1 ]

- konkretnie wyrażoną w ''Chowannie'', aczkolwiek kluczowym jest tu inna rozprawa jego autorstwa pod wymownym tytułem : ''Bożyca lub teozofia – Wiara Słowiańska lub etyka piastująca Wszechświat'', gdzie (re)konstruował po swojemu mitologię prehistorycznych przodków [ choć gwoli uczciwości nadmienić należy, że słowianofilstwo nie musiało się równać rusofilii i zaprzaństwu narodowemu jak choćby w przypadku byłego radykała powstańczego a później carskiego agenta Adama Gurowskiego, było tu miejsce na koncyliacyjną postawę Lelewela łączącego polityczny sprzeciw wobec caratu z admiracją dekabrystów i głoszonej przez nich idei ''federacji słowiańskiej'', a nawet odmawianie Rosjanom miana Słowian przez działacza międzypowstaniowej emigracji polskiej Franciszka Duchińskiego od którego to parę dekad później ''turańską dzicz'' zerżnął Koneczny, skądinąd rozczarowany (?) słowiano- i rusofil ]. I tu wreszcie dochodzimy do sedna : Trentowski jako zaangażowany wolnomularz znany wówczas szeroko wśród lożowych ''braci'' w całej kontynentalnej Europie głosił program radykalnej reformy masonerii antycypujący o pół wieku prawie zmiany jakie w ''młotkowym'' rytuale wprowadził Wielki Wzwód - otóż do pasji doprowadzało go, że ''oświeceni'' wciąż czczą jakiś surogat Boga w postaci Wielkiego Architekta i przysięgają na Biblię, skoro równie dobrze mógłby to być Koran albo hinduskie Wedy czy buddyjskie sutry itp. stąd postulował zastąpić to niezapisaną Księgą, czystą kartą dosłownie i to w podwójnym sensie, nie tylko mieszczącym pomienione pisma święte wszystkich religii ale i tych wyznań, które dopiero powstaną bowiem wierzył, że człowiek powinien mieć nie tyle prawo wyboru własnego światopoglądu i religii co nade wszystko samemu ich tworzenia. Bardzo to wolnomularskie z ducha - Tadeusz Cegielski, naczelny polski turbomason i rzecznik wolnomularstwa na Rzeczpospolitą nr. III, w swoim wykładzie o inspiracjach masońskich w muzyce Mozarta dostępnym na tubowym kanale Muzeum w Łazienkach Królewskich poczynił istotną w tym kontekście uwagę tłumacząc znaczenie symboliki staroegipskiej w rytuale fartuszkowego bractwa, otóż poza synkretycznym kultem ''Hermesa Trismegistosa'' jej sens odnosi do kasty kapłańskiej jako ''świeckiej siły tworzącej religię rozumianą tu jako fenomen historyczny a nie objawiony''. Koresponduje to z tezami Feuerbacha od którego Marks przejął pojęcie ''alienacji'' co ten pierwszy rozumiał jako fundamentalną ślepotę ludzkości na fakt, iż w Bogu czci ona tak naprawdę samą siebie i stąd należy zdjąć jej rzekome ''bielmo'' religii z oczu. Dlatego dla Marksa, jak stoi wyraźnie w jego ''rękopisach paryskich'', człowiek nie jest tworem Boga jak dla żydów, muzułmanów czy chrześcijan, ani też ślepych sił natury jak u ewolucjonistów z kolei, lecz sam tworzy siebie i swój świat [ na własny użytek podobny kompleks nazwałem ''syndromem barona Munchhausena'' co to miał się wyciągnąć z bagna za włosy ]. Bliźniaczo podobne myśli możemy znaleźć choćby u gdańskiego różokrzyżowca Juliusa Sperbera uznawanego przez badacza masonerii Krzysztofa Dowgiałłę za jej XVII-wiecznego prekursora [ jak pisze, krąg uczniów i wyznawców stworzonej przezeń hermetycznej gnozy, i to tak prominentnych jak późniejszy współpracownik Cromwella Samuel Hartlib, założył w latach 20-ych tego stulecia ''tajne stowarzyszenie, ewangelicki związek o nazwie ''Antilia'', który stanowił pierwszą zhierarchizowaną organizację na terenie Prus Królewskich bazującą na indywidualnych wtajemniczeniach jej członków'' ], otóż wykładał on w swym pełnym zawiłej symboliki dziele ''Echo der von Gott'', że :

''Człowiek jako jeden, wszystko co znajduje się w tamtym dalekim świecie, widzialnego i niewidzialnego, przeszłego, teraźniejszego i obejmującego przyszłość, przywłaszczyć może, i jakby samemu się stworzyć, i samemu stać się wszystkim''

- nie utożsamiamy bynajmniej tym samym marksizmu z masonerią, a jedynie wskazujemy na ich źródłowe pokrewieństwo, ani też sugerujemy przynależności lożowej samego Karola bo nic nam o tym nie wiadomo, aczkolwiek niewątpliwie zbyt lekceważone jako sztubackie wygłupy są jego młodzieńcze wierszydła przeniknięte prometejskim lucyferianizmem z którego wyrastała cała jego późniejsza działalność jako ideologa socjalistycznego. Nie zawsze zresztą przyjmowało to postać tak ''głębokich wtajemniczeń'' bowiem od tego tylko krok do śmieszności co dobrze znać choćby po ''turbolechickiej Biblii'' jaką stanowi apokryficzna ''Księga Prokosza'', jak wszystko na to wskazuje sprokurowana przez gen. Franciszka Dzierżykraja Morawskiego, masona a jakże, który w ten oto sposób postanowił ubarwić sobie nudę służby garnizonowej w Lublinie lat 20-ych XIX w., naonczas strasznej prowincjonalnej dziury jak skarżył się w listach przyjaciołom, dworując sobie tym okrutnie z zapoznanego dziś całkiem a głośnego wtedy poety Jaxy-Marcinkowskiego wyśmiewanego powszechnie za grafomańską twórczość i groteskową megalomanię [ niestety rzecz posiada nieprzyjemny posmak środowiskowego zaszczucia przez literatów ''kolegi po piórze'' i nabijania się z ułomnego, bowiem wyszydzony nieszczęśnik zakończył marnie żywot w domu dla obłąkanych ].

Aby postawić w tej kwestii przysłowiową ''kropkę nad i'' odwołajmy się do Andrzeja Nowickiego [ nestora rodzinki z piekła rodem : dziadek mason, syn astrolog, była synowa naczelna aborterka nadwiślańska, niestety niekonsekwentna bo porodziła aż trzech potomków z których dwóch to zakuci neostalinowcy, więc może chociaż jeden się udał i jest jakaś przyszłość przed Nowickimi ], który tak oto wykłada istotę filozofii wolnomularskiej :

''Z zamiłowaniem do twórczości i działań na rzecz naprawy świata związana jest koncepcja Świata Niedokończonego, popularna u europejskiej masonerii. Stanowi ona swego rodzaju trzecią odpowiedź na pytanie o skończoność bądź nieskończoność świata. Zgodnie z tą koncepcją Świat nie jest ani skończony, ani nieskończony, lecz właśnie niedokończony. Świat "czeka na tych, co potrafią podjąć zadanie współtworzenia go i doskonalenia." Idea ta wywiedziona jest od włoskiego myśliciela Giulio Cesare Vaniniego (1585 - 1619) i jego koncepcji mundus imperfectus, w myśl której doskonałość przysługuje temu co niedokończone, zdolne do rozwoju, podatne na modyfikację, wzbogacane o nowe elementy. Koncepcja ta współgra z masońskim symbolem "nieociosanego kamienia" - nieskończonym procesem doskonalenia każdej jednostki. Masoneria odrzuca pojęcie jednorazowego stworzenia, wprowadzając w jego miejsce pojęcie "nieskończonego budowania i doskonalenia świata". Stąd umiłowanie do tworzenia, pracy i dzieła.''

http://www.taraka.pl/masoni_wiecej_swiatla

...rewolucji i wszelkich przewrotów społecznych, zamachów stanu etc. dodajmy, bowiem hołdują zasadzie ''ordo ex chao'', ''twórczego chaosu'' jako źródła kosmicznego porządku wedle nich. Postacią stanowiącą zwornik między tak pojmowanym masońskim lucyferianizmem a już ściśle komunistycznym zaangażowaniem w przebudowę świata był Jan Hempel, zapoznany dziś słusznie rewolucjonista i mentor młodego Bieruta, który od wczesnych anatem rzucanych z maniacką furią pod adresem chrześcijaństwa, wg niego tworu ''podstępnych żydowskich demonów, które omamiają prawdziwą polską naturę'' jakiej wyrazem miało być anarchiczne, afirmujące chaos jako zasadę życia ''liberum veto'', będące przejawem bezgranicznej swobody cechującej jakoby etykę ''wolnych Ariów'' przeciwstawianej niewolniczej moralności ''skatoliczałego'' narodu, wreszcie żarliwego zwalczania wiary w Boga osobowego w imię ''religii wolnej'' i kultu człowieka ''którego najwyższym reprezentantem jest artysta, jako twórca nowych wartości'', przeszedł w końcu na pozycję bolszewickiego agenta w Niepodległej, co biorąc pod uwagę skład narodowościowy ówczesnej partii komunistycznej, ''polskiej'' tylko z nazwy, równało się w praktyce akcesowi do ''żydokomuny'', a i tak nienawiść do formy odrodzonej po zaborach państwowości i tradycyjnej polskości nie uchroniła go przed rozstrzelaniem w ramach ''wielkiej czystki'' jako Polaka o ironio, podobnie jak Bruno Jasieńskiego i wielu innych żywiących zapiekłą odrazę do II RP przedwojennych ''polskawych'' jedynie komuchów, i pozostaje tylko żałować, iż NKWD nie wyczyściło tej gangreny ''prometejskiej konspiracji'' do spodu. 

''Hempel swego buntu nie ogranicza do świata doczesnego, ale nadaje mu wymiar metafizyczny. Woła: „Póki Bóg stoi nad tobą, a nie pod tobą, póty żeś niegodny nazwać się wolnym Człowiekiem”. Logiczną konsekwencją idei jednostki „bezpańskiej” jest przykazanie: „Nie będziesz miał bogów innych prócz siebie samego”.[...] Z tego powodu religia chrześcijańska miała być szkodliwa nie tylko dla jednostki, ale też dla narodu – Hempel podkreślał, iż chrześcijaństwo „nie jest religią narodową polską”. Jego zdaniem chrześcijaństwo wyrugowało rodzimą słowiańską kulturę, zaszczepiło Polakom negatywne cechy, osłabiło energię narodu. Z biegiem czasu coraz mocniej zwracał też uwagę, że „przy pomocy religii najgorsi wrogowie ludu opanowują go i do swoich usług wprzęgają”. Wniosek mógł być jeden: „Kto chce w nieskończoność twórczym sięgać wzrokiem, ten przede wszystkim musi Boga pokonać”. [...] Nagle okazuje się, że „pokonanie Boga jest […] pierwszym i wstępnym czynem religijnym”, prowadzącym do samoubóstwienia człowieka. Hempel, nieprzejednany przeciwnik zinstytucjonalizowanych religii, okazuje się być prekursorem indywidualnej religijności w stylu New Age. [...] Postulowana przez Hempla religia – „bezpańska religia wolności” – posiadała charakter panteistyczny, prowadzić miała do ekstatycznego zjednoczenia się człowieka z kosmosem. „[…] będziesz miłował Wszechświat cały, […] albowiem Ty i Wszechświat, to tylko dwie strony tożsamości”, czytamy w Kazaniach Piastowych. Wszechświat miał być jednością, której „duszą” było życie jako siła kosmiczna, nieustannie ekspandująca i doskonaląca się. „Życia łańcuch nieprzerwany ciągnie się przez świat […]”, pisał Hempel, puentując, że zwieńczeniem świata ożywionego jest rodzaj ludzki: „Człowiek jest racją bytu i Wszechświata całego znaczeniem”. [...] Takie „bogotwórstwo” nie było czymś wyjątkowym na ówczesnej skrajnej lewicy, by przywołać tylko przykład rosyjskiego bogostroitielstwa, propagowanego m.in. przez bolszewicką frakcję „wpierjodowców” (Aleksander Bogdanow, Anatol Łunaczarski).''

https://innyswiat.com.pl/jan-hempel-anarchista-zapomniany-39-40-2-3-2013/ 

Przede wszystkim jednak w tym z konieczności pobieżnym przeglądzie turbolechickich antenatów nie może zabraknąć Jana Stachniuka, postaci co najmniej równej tu rangą i znaczeniem Trentowskiemu - on również świadom był, że nie ma i wręcz nie powinno nawet być możliwości powrotu do jakowejś utopijnej pradziejowej ''słowiańszczyzny'' i właśnie w orce na historycznym ugorze upatrywał szansy zbudowania od podstaw swej ''heroicznej wspólnoty tworzącej'', stąd pisał wprost o ''micie zadrużnym'' jako poręcznym narzędziu służącym wyzwoleniu i ''uorganizowaniu'' erupcji tytanicznych sił drzemiących wedle niego w ''skatoliczałych'' Polakach oraz innych ''sławskich'' nacjach :

''Po wyrzyganiu prawd personalizmu judochrześcijańskiego stajemy wobec mrocznych tajemnic duchowości człowieczej. Nie mamy środków do ogarnięcia i uorganizowania zagadkowych żywiołów naszego wnętrza. Stoimy przed "pustym ogniwem", wypełnienie którego jest olbrzymim zadaniem. Aż dotąd zaprowadziła nas historia. Odtąd rozpoczyna się nieoznaczoność, możliwość i tylko możliwość. [...] Czy rewolucyjne poszukiwanie nowych wartości w sferze duchowej jest dla nas nieuniknione? Odpowiedzieć musimy twierdząco. Nie jesteśmy w stanie ożywić, przemienić w organizm o bujnym życiu tego co posiadamy, jeśli nie wydobędziemy nowych sił motorycznych z duszy sławskiej. Na tym polega nieporozumienie wielu umysłów w Polsce jak i w reszcie Sławii, tych, którzy sądzili, iż inna kombinacja tego co jest, tego co nam wprost jest dostępne, może doprowadzić do doskonałych wyników. Nie dostrzegano, iż gmach nowej kultury nie powstanie, gdyż brak jest materiału na kopułę, któraby ten gmach wieńczyła. Tej łączącej kopuły w polu dysocjacji nie ma. Materiał na nią dopiero znaleźć trzeba - a to wymaga wysiłku całkiem specjalnego. Zamknięcie się w kolisku kombinacji, opartych o to co jest do dyspozycji, dać może kilka rozwiązań, są one wszystkie niewystarczające albo wprost ubogie. [...] Z grubsza są one następujące: [...] c) Opieranie się o wartości reprezentowane przez przedmit naturalistyczny sławski i budowanie na nich całkowitej syntezy. Zazwyczaj jest to wyraz najdalej posuniętego buntu, który jednak nie mógł się wyrwać z pod hipnozy świata rzeczy gotowych, przez kogoś, kiedyś stworzonych. Są to często najszlachetniejsze pragnienia, przyjmujące postać haseł powrotu do rodzimych, słowiańskich zasad. d) Złączenie, często mechaniczne, narodów sławskich, z ich nędznym bagażem, do kupy dla "obrony"; wszelkie słowianizmy, panslawizmy mają tu swoje źródło. [...] Dzięki naszym dziejom stoimy przed pustym ogniwem, które nam zagradza drogę do mitu dnia jutrzejszego. Jednocześnie trawi nas wewnętrzny ogień metafizycznego niepokoju, wynikający ze swobody woli tworzycielskiej, jej rozlicznych żywiołów. Pole dysocjacji, w ten sposób kalekie, da specyficzny "zakres uobrażeń". Nie potrzebujemy omawiać go całego. Podkreślimy tylko główny moment: ubóstwo symboli i nadmiar treści intuicyjnych, co powoduje jego mglistość, prowadzącą w końcu do tego, iż ów nadmiar wylewa się poza naczynie znanych pojęć i uobrażeń w nową kategorię, którą ująć można tylko religijno-artystycznymi środkami, całkiem nowymi. Uważam za ważne wyjaśnić ową poza-logiczną właściwość sławskiego "zakresu uobrażeń". Treść intuicyjna, którą on w sobie nosi (a dlaczego nosi omawialiśmy wyżej) jest tak ciężarna, iż nie da się w zrozumiały sposób wyrazić w posiadanych skąpych środkach. Stąd fenomen: wytrysk ciężarności w sfery pozalogicznie wyrażalne, a więc w sferę religii i estetyki. Tam dla niej trzeba szukać wyrazu, to jest tworzyć. Ale ponieważ każda treść religijna i artystyczna wiąże się ze światem pojęć - należy ją w światopoglądzie wyrazić tj. rozsadzić wąskie ramy "zakresu uobrażeń". Światopoglądowa treść antycypacji, która miałaby się z tych przeobrażeń zrodzić, będzie niejasna, naiwna, bez precedensu. Wszystkie dalsze ogniwa nowego mitu, jeśli on powstanie, nosić będą w sobie ową rozpierającą, mistyczną, płynną treść, powodując swoiście irracjonalny charakter całej koncepcji. Mamy w ten sposób oznaczoną specyficzność sławskiego zakresu uobrażeń. W przeciwieństwie do zakresu uobrażeń w kręgu mutacji mitu indywidualistycznego, gdzie antycypacja nowego mitu widzieć będzie się poprzez pryzmat pola deformacji drugiej fazy mitu indywidualistycznego (nauka, technika, ekonomika, polityka) - antycypacja sławska będzie widziana od jej strony mistycznej, irracjonalnej. Kierunek ciążenia sławskiego zakresu uobrażeń jest przez tę irracjonalność, mistyczność zdeterminowany. Akcent pada na odczucia religijne i artystyczne. Decyduje to o oryginalności sławskiej antycypacji. Skoro nasza historia nie stworzyła materiału z którego moglibyśmy czerpać i budować rusztowanie duchowe mitu, działajmy wbrew historii ! Spróbujmy za pomocą improwizacji twórczej przeskoczyć etap rozwojowy, którego nie było !''


- mimo natchnionego bełkotu o ''polach dysocjacji'' i takich tam dobitniej już chyba rzecz wyłożyć nie można, a i tak nie kumają tego kompletnie babrzący się w jakimś żałosnym ''rodzimowierstwie'' epigoni Stachniuka z obecnej ''Zadrugi'' co stanowi dowód jak poroniony u zarania był jego samosprzeczny koncept ''kolektywnej gnozy'' i powzięta kompletnie z doopy, oparta na prywatnej mitologii jadowita krytyka ''polakokatolicyzmu''. Aczkolwiek przyznać należy, że majaczenia te dały początek fenomenalnej dosłownie twórczości Stacha ''z Warty'' Szukalskiego pozwalając mu przez ich programowo ''otwartą formę'' na swobodne włączanie w re-konstrukcję mitycznej pra-Słowiańszczyzny inspiracji płynących nawet z tak obcych nam kultur jak babilońska czy starożytnych Majów co w zestawieniu z perfekcją wykonania nadało jego dziełom unikalny, jedyny w swoim rodzaju, niezwykły w swej monumentalności charakter, niezależnie od tego jakbyśmy oceniali towarzyszący im ''zermacki'' odlot artysty z jego teorią pra-''macimowy'' i ''yetisynami'' etc. czy zauroczenie polityczne włoskim faszyzmem i autorytarną piłsudczyzną.

Podsumowując wątek należy mocno zaznaczyć, iż krytyka rodzimowierczych bredni historycznych ograniczająca się do przytaczania zweryfikowanych naukowo faktów wyśmiewając niekonsekwencje i absurdy turbolechickich narracji jest chybiona i to podwójnie - raz, że skoro ktoś serio wierzy, iż ''król Wiślan Gąsiorek obalił Imperium Rzymskie'' znaczy jedynie, że jest skończonym tumanem do którego nie dotrze żadna racjonalna argumentacja stąd szkoda czasu na rzucanie grochem o ścianę, ale bodaj w jeszcze większym stopniu tyczy to neopogańskich intelektualistów takich jak Trentowski i jego współcześni epigoni, bo nie można jak widać sprowadzić wszystkiego do zabawy bandy głupków i ignorantów. Jakkolwiek by nie oceniać dorobek i znaczenie filozofii imć Bronisława nie był on na pewno zwykłym durniem, musiał więc doskonale zdawać sobie sprawę, że pisząc swoje ''słowiańskie stworzenie świata'', gdzie ''Jesse był najprzedniejszym, jedynym prawdziwym panem i ojcem słowiańskim, bogiem bogów'' bowiem ''w nim miało źródło i zeń wypływało wszelkie jesswo lub jestwo co znaczy jestestwo'' itd. konfabulował i czynił to programowo, gdyż - przypomnijmy - był przekonany, iż człowiek nie tylko winien mieć prawo do wyznawania jakiego chce światopoglądu i religii co nade wszystko ich tworzenia wedle własnego gustu i potrzeb. Dlatego gdybyśmy takiemu turbolechickiemu inteligentowi zaczęli z pasją wykazywać, że bredzi sadząc jakieś niczym niepoparte swoje wymysły, mógłby w odpowiedzi jedynie wzruszyć ramionami - ''no i co z tego ?!''. Prometejskie mitotwórstwo bazujące na założeniu, że człowiek tworzy świat jest tutaj zasadą, której nie ima się oparta na racjonalnej dedukcji naukowa metoda, i warto sobie to zapamiętać jeśli chcemy skutecznie zwalczać podobny zabobon. Dokładnie z tych samych źródeł czerpie postmoderna dla której ''prawda nie jest czymś odkrywanym, lecz wytwarzanym'' czyli efektem ludzkiej kreacji, sama rzeczywistość zaś li tylko ''językowym konstruktem'', i nie przeczy bynajmniej humanistycznej inspiracji głoszona przez nią ''śmierć podmiotu'' jako produktu struktur gramatycznych oraz schematów ''mówionego'' przez nie - wiadomo, że jak coś staje się wszystkim, choćby jedynie we własnym mniemaniu, zatraca tym samym indywidualność i w efekcie okazuje się niczym, roztopienie w języku robi tu za analogon panteistycznego ''zjednoczenia z kosmosem'', ot i cały ''koniec człowieka''.

No dobrze - zniecierpliwiony czytelnik może zapytać - ale co to ma wspólnego z polakożerstwem Grossa itp. sprzedajnych, zacietrzewionych chamów ? Ano na mocy tej samej zasady wedle której wyznawcy współczesnego łysenkizmu jakim jest ''dżenderyzm stosowany'' wierzą, że ''nikt nie rodzi się sobą'', stąd każdego wedle nich można dowolnie zamianować mężczyzną czy kobietą lub ''bezpłciowcem'' za pomocą neoszamańskich formuł zwanych dla niepoznaki ''wypowiedziami performatywnymi'', dokładnie tak samo rzeczony oszust może bezczelnie wciskać, iż zwykła chłopska stodoła pomieściła blisko 2000 ofiar [ pewnie stali jeden na drugim jak w piramidzie cheerleaderek ] rzekomego ''pogromu'' powołując się przy tym na świadectwo człowieka przebywającego w owym czasie tysiące kilometrów od miejsca zdarzenia w Gułagu i to nie z powodów politycznych a za zwykłe złodziejstwo - podobne nikczemne praktyki biorą źródło w usankcjonowanym przez postmodernę świadomym łgarstwie jako ''prawdzie in statu nascendi''. Rasistowskie ścierwo, które urządziło sobie niedawno polakożerczy sabat w Paryżewie może jawnie uprawiać pseudonaukowe oszustwo bowiem umożliwia mu to destrukcja zasad działalności intelektualnej jaka dokonuje się już od dobrych paru dekad w myśli świata zachodniego, rycia u podstaw naszej cywilizacji przez uniwersyteckich niszczycieli Logosu, wyciągając zeń jedynie ostateczne konsekwencje. Dlatego taka dajmy na to Tokarska-Bakir przywołuje ''faktysze'' Bruno Latoura w myśl których '' ''konstrukcja'' i ''autonomiczna rzeczywistość'' są synonimami'', bo pozwala jej to na fabrykację ''faktów'' bredząc z miedzianym czołem, że latem 1946 r. w Kielcach, ówcześnie miasteczku pełnym uzbrojonych po zęby sowieciarzy, gdzie komendantem wojskowym był niejaki Wasyl Markiewicz robiący dotąd w oficjalnej historiografii za ''Polaka'', cytuję : ''radzieccy żołnierze nie chcieli się wtrącać w polskie sprawy'', co wedle niej ma ''tłumaczyć'' dziwną bierność wobec rozgrywającego się niemal tuż pod ich nosem rzekomego ''pogromu'' - o tak tak, zapewne słynący z wrażliwości krasnoarmiejcy obawiali się ''antysemickiego motłochu'' miejscowych Polaków. Lokalny świecki świątek i autorytet moralny za przeproszeniem Bogdan Białek, który uczynił sobie sposób na życie z pasożytowania na legendzie o tymże ''pogromie'', w dostępnym w sieci wystąpieniu pod mówiącym wszystko o nim pretensjonalnym tytułem ''Jesteśmy jak woda, która nie może i nie musi być bardziej mokra'' [ ou la la ] sadzi typowe postmodenistyczne farmazony, że to prawda ''prawdy nie ma a nawet jeśli istnieje jest niepoznawalna, rzeczywistość jest językowym konstruktem bla bla'', można by więc zadać mu pytanie : ''a na jakiej to podstawie twierdzisz w takim razie złociutki, że miał tu miejsce w ogóle jakiś ''pogrom'' i śmiesz jeszcze obwiniać za to ówczesnych kielczan, potępiając histerycznie jako ''antysemitów'' tych co mają odmienne zdanie w tej kwestii - ?'', przecież wynika z tego, iż równie uprawniona powinna być narracja o żydowskim czy sowieckim sprawstwie zbrodni, albo całkowite jej zanegowanie jako sprokurowanej od podstaw przez służby ''maskirowki'', ba nawet najbardziej szalone tezy w rodzaju porwania przez kosmitów skoro ''prawdy nie ma'' a zdani jesteśmy jedynie na domysły i ''faktysze''. Idzie jednak o to, że dzięki ''semantycznej pustce'' ziejącej w miejscu wykastrowanego Białkowego rozumu pan Bogdan może pieprzyć trzy po trzy nie przejmując się nawet zachowaniem pozorów sensu w swoim wyzbytym wszelkiego ''logocentryzmu'' bełkocie, na dzień dobry więc oświadcza bezczelnie zdumionemu audytorium, iż nie ma nic kompletnie do powiedzenia [ fakt ] i właśnie dlatego będzie mówił przez godzinę z okładem, po czym już swobodnie bredzi rzucając a to jakimś czerstwym szmoncesem, to znowu paździerzowym pseudo-koanem pozując na guru-szmuru itd., ot taka ''wiedza radosna'' wsiowego głupka, chłopskiego psychologa co przywdział zgrzebny kubrak szabes-goja bo na nic innego go nie stać, dosłownie - a spróbuj no człowieku przerwać chucpę oszustowi rzucając mu głośno w twarz : ''panie, marnujesz mój czas, jakiż ta gadanina ma cel ?'' a dowiesz się zaraz, że licząc na takowy jesteś ''faszystą'', gdyż ''sens'' jest przejawem ''opresyjnego, patriarchalnego fallocentryzmu'', nie mówiąc już o wzbudzeniu tym ataku wścieklizny u sekciarzy ''kościoła otwartego'' niczym odbyt starego pederasty, którzy zjedzą cię żywcem jako ''antysemitę'' bowiem śmiałeś zakwestionować autorytet ''mistrza dialogu'', jednostronnego rzecz jasna.

Podobnych przykładów zdziczenia myśli można by przytaczać długo, przypomnijmy choćby omawianą tu niedawno Ewę Domańską, związaną z prestiżowymi amerykańskimi uczelniami Stanford i Berkeley, sprzeciwiającą się stanowczo dokończeniu ekshumacji w Jedwabnem bowiem miałoby to wedle niej przerwać proces humifikacji czyli gnicia zwłok ofiar rzekomego ''pogromu'' i zamiany ich w ''nekropersony'' tzn. obdarzony podmiotowością ''ludzki kompost''. Dlatego w obliczu tak wyrafinowanej i rozbestwionej zarazem chucpy rzetelni badacze pokroju Gontarczyka zdają się stać na z góry straconych pozycjach, gdyż krępują ich wymogi naukowego dowodzenia swych racji z których już dawno ''wyzwoliły'' się ww. intelektualne kurwie sankcjonując swe patogenne praktyki teorematami o ''konstruowalnej'' rzeczywistości - można to porównać do absurdalnej walki bokserskiej, gdzie jedna ze stron honoruje wszystkie zasady jak bicie pięściami w rękawicach, nie uderzanie poniżej pasa ni walenie łbem z byka itd. z kimś łamiącym dosłownie wszystkie te reguły, wynik takowego starcia jest oczywiście z góry przesądzony. Dlatego wchodzenie w jakiekolwiek dysputy z wyznawcami ''twórczej prawdy'' nie ma najmniejszego sensu, tutaj prędzej odpowiednie są metody Vlada palownika [ skądinąd prawdziwego bohatera niesłusznie oczernionego przez historię ] bo innego języka ta dzicz nie pojmie, i nie ma to nic wspólnego z ''wolnością badań naukowych'', bowiem w tym akurat wypadku mamy do czynienia z przejawami współczesnego ''myślenia magicznego'' i perfidnie prokurowanego mitotwórstwa a nie sensowną działalnością poznawczą. Z tych samych powodów ograniczanie się do demaskacji i wykazywania nierzetelności neo-szamanów z tytułami uczonych mija się z celem, dosłownie - naukowiec Alan Sokal już ponad 2 dekady temu zmiażdżył merytorycznie wszystkie omawiane tu ''modne bzdury'' no i co z tego ? Nadal plenią się one swobodnie, bowiem jak udowodnić, że kłamie komuś utrzymującemu serio, iż ''konstrukcja'' i ''autonomiczna rzeczywistość'' są synonimami ?!? Stąd niejaki Grabowski wraz z niesławną żydowską rasistką Engelking-Boni mogą bezczelnie robić z żydowskiej policji w gettach ''granatową'' a Polaków ratujących Żydów czynić swobodnie ich mordercami, co powinno stanowić materiał dla prokuratora a nie powód do dyskusji, na tej samej zasadzie na której nie negocjuje się z terrorystami a z tym właśnie, wypowiedzianą nam jawnie wojną informacyjną i to taką na której nie bierze się jeńców mamy tu do czynienia - do wrogów się strzela a nie próbuje przemówić dobrym słowem, szczególnie gdy nie ma co liczyć na jakąkolwiek litość z ich strony. Dlatego dopóty takowe kreatury nie zaczną ponosić konsekwencji karnych i finansowych szerzenia swoich łgarstw, tracić tytułów naukowych do których posiadania właściwie i tak nigdy nie mieli prawa, nie zaczną być otaczani powszechnym ostracyzmem w kręgach akademickich a swołocz jaka bierze ich w obronę jak ten skurwysyn z PAN nie będzie pozbawiana za to stanowisk, wreszcie nadal strumieniem płynąć będą granty, w tym o hańbo i ''polskiego'' [ chyba tylko na urągowisko tak zwanym ] rządu na ich dosłownie g... warte ''badania'', nic się w tej materii nie zmieni i nadal będziemy znosić kubły coraz obrzydliwszych pomyj pseudohistorycznych ''faktyszy'' wylewanych nam na głowy przez uniwersytecką patostreamerkę - powtarzam, nie ma to nic wspólnego ze ''swobodą wyrażania poglądów'' dokładnie na tej samej zasadzie na której nie uznaje się w obiegu naukowym równorzędności ''negacjonizmu'' nazistowskiego, niemieckiego ludobójstwa Żydów, które jest faktem, niezależnie od wątpliwości co do rzeczywistej liczby ofiar i ''urealniania'' z czasem skali mordów dokonanych w Auschwitz jaka z miliona a nawet kilku podawanych tuż po wojnie przez sowietów [ również by zamaskować tym rozmiar własnych zbrodni ] skurczyła się do obecnego pół miliona zabitych tamże, a niektórzy badacze nieśmiało przebąkują, iż mogło być to nawet ''tylko'' ok. 250 tys., co i tak jest potworną daną. W tym szaleństwie ''twórstwa prawdnego'' jest jednak metoda, bo pozwala ono powołać do życia ''alternatywną rzeczywistość'' w której ''istnieją'' jakoweś ''polskie obozy'' dokonując pod jego osłoną bezkarnie najdzikszych przekłamań w ''naukawej'' oprawie by wyłudzić od nas rzekomą ''własność bezdziedziczną'' [ czyją ?! ], stąd proceder ten ma tak potężnych sponsorów inwestujących weń tyle o czym przekonał się boleśnie rząd PiS próbując naruszyć ich interesy ustawą IPN co skończyło się dlań żałosną rejteradą.

Należy sobie to wreszcie uświadomić, stanąć w upiornym świetle tej oto prawdy, że groźniejsze od inwazji nachodźców z głębi Azji czy Afryki są dla nas hordy ''nowych dzikich'', które zalęgły się w centrach naszej cywilizacji i zostały przez nią wyhodowane opanowując ''marszem przez instytucje'' ośrodki myśli, zakażając jej źródła wydzielinami zatrutych intelektów zwanymi nieprecyzyjnie przez Karonia ''marksizmem kulturowym'' [ wykazanie tej nieścisłości wymaga osobnego wpisu ], ci uniwersyteccy niszczyciele Logosu już dawno skanibalizowali pojęcie prawdy w zamian wydalając ''produkt prawdo-podobny''. Powtarzam z całym naciskiem : barbarzyństwo o jakim tu mowa jest postępowe, obecnie zdziczenie posiada charakter intelektualny - dziś najgorszy cham, prymityw ma doktorat : z ''europeistyki'', ''antropologii kulturowej'', gender, ba - może być nawet ''pornozofem'' ! Serio, gdy ze dwa lata temu już będzie wybuchła afera z feministami co to jak przystało na ''przyjaciół kobiet'' mieli je lać i gwałcić, trafiłem stąd na biogram jednego z nich, niejakiego Jakuba Dymka [ nazwisko zobowiązuje ] pomieszczony na stronie ''kretynyki politycznej'' a jakże, gdzie ze zdumieniem przeczytałem, iż jest on kwalifikowanym ''pornozofem'' - wpierw, o naiwny, sądziłem, że ktoś sobie robi tu ordynarne jaja, ale krótka internetowa kwerenda po najzupełniej oficjalnych stronach i mainstreamowych mediach potwierdziła, iż faktycznie niektóre ''progresywne'' uczelnie na Zachodzie otwierają na wzór gender kierunki ''porn studies'' : nie wiem jak wyglądają zaliczenia na takowych ''studiach'', czy wypytywanym się jest o długość imponującego ''oprzyrządowania'' Johna Holmesa, prawdziwej legendy tego biznesu, albo zmuszonym by napisać dysertację na temat ''Białej dziwki 47'' dajmy na to ? Znamienne zresztą, iż informacja o paranaukowej specjalizacji tow. Dymka ''wyparowała'' w międzyczasie z rzeczonego biogramu na ''KP'', niemniej w pewnym ''wybiórczym'' artykule nadal możemy przeczytać o nim, że ''naukowo zajmuje się pornografią i jest wykładowcą na seminarium "Pornografia i Nowoczesność" realizowanym z ramach Uniwersytetu Krytycznego'', przywołajmy stamtąd poświęcony mu passus bo daje on dobre pojęcie jak mogą wyglądać takowe ''pornostudia'' :

''Jak pornografia wiąże się z dwoma kluczowymi dla współczesnej polityki pojęciami: liberalizmem i nowoczesnością? To główne pytanie, na które postaramy się odpowiedzieć, sięgając po różnorodne narzędzia teoretyczne, ale także przywołując zapomniane historie – od prehistorii porno, przez amerykańskich konserwatystów i porno-śledztwa prowadzone przez FBI po futurystyczne utopie. Nie zabraknie też refleksji o tym jak krytycznie analizować porno, z różnych perspektyw, ale bez legitymizowania cenzury. Spoglądając na porno jako dyskurs, a nie tylko gatunek filmowy czy pop-kulturowy fenomen. Epilogiem cyklu będzie spotkanie poświęcone nowym mediom, nowym studiom nad pornografią i nowym obawom – po trzeciej fali feminizmu czy może raczej: po trzeciej fali porn studies. W ramach każdego spotkania odbędzie się wykład i prezentacją oraz otwarta dyskusja.''

- nie linkuję, bo można z łatwością znaleźć w sieci a nie zamierzam tym zapaskudzać sobie bloga, i tego co tu zacytowano aż nadto : trudno wyobrazić sobie przykład większego upadku i degeneracji, gdy ktoś przy pornosie zamiast zwalić sobie gruchę lub sprawić jaką orgietkę urządza jałowe brandzlowanie mózgownicy wydumanymi ''dyskursami''. W tym świetle nie może dziwić, że PWN wydał książkę pornograficzną nagrodzoną w prestiżowym konkursie im. Barbary Skargi [ może to nie Ingarden, ale niewątpliwie jedno z ważniejszych nazwisk polskiej filozofii nie tylko XX w. - myślę, że pani Basia przewraca się w grobie widząc co firmuje się jej nazwiskiem ], rozprawkę Krzysia, jak sam o sobie pisze, Pacewicza, synalka publicysty ''Wybiórczej'' i zdeklarowanego pederasty co tu istotne, pt. ''Fluks. O wspólnocie płynów ustrojowych'', gdzie wykłada, iż higiena jest ''faszystowska'' i opresyjna stąd należy się od niej wyzwolić a za przykład wspólnoty, która dokonała udanej transgresji pod tym względem podaje ruch tzw. ''barebackerów'' czyli pedałów ruchających się w dupy bez kondonów świadomie tym samym zarażając się wzajem HIV-em - nie żartuję, gdzieżbym śmiał, jak kto nie wierzy może przeczytać przychylną recenzję pod wymownym tytułem ''Wykąp się z kolegą''... albo jeśli chce sobie to koniecznie zrobić sięgnąć po same ''dzieło''. Jak czytamy u szczytującego recenzenta :

''Tak, metaforą komunii dla nadchodzącej wspólnoty jest – zdaniem Pacewicza – seks analny i zakażenie wirusem HIV. Receptą na mieszczańskie osuszenie i oddalenie jednostek musi być bowiem „zlanie się” ciał w miłosnych, przyjacielskich, przypadkowych, pijanych itd. uściskach. To płyny, a nie pieniądze, idee, kontrakty, prawa czy przedmioty mogą gwarantować realną communitas. Jakkolwiek nie byłoby to niebezpieczne. „Lepki skandal” wymiany płynów jest wart ryzyka, gdyż „może zwiększać, a nie zmniejszać naszą odporność” przy okazji dostarczając nam jedynej realnej „wspólnoty życia”. Pacewicz nieustępliwie i na przekór wszystkiemu broni życiodajnego fluksu, nie zważając na obsceniczność tej wymarzonej wspólnoty i ryzyka związanego z jej funkcjonowaniem.''

Powtórzę, bo może ktoś nie ogarnia z czym tak naprawdę mamy tu do czynienia i do czego już doszło : [ byłe ] Państwowe Wydawnictwo Naukowe opublikowało ordynarnego pedalskiego pornosa a wszystko to z akademicką sankcją ! Nie może więc szokować, że w opublikowanej przez Wyd. Poznańskie już dobrych parę lat temu antologii ''wywrotowych'' tekstów pomieszczono przywołany wyżej esej niejakiego Leo Bersaniego pod wszystko mówiącym tytułem : ''Czy odbytnica jest grobem ?'', gdzie możemy przeczytać, iż ''geje nie powinni przepraszać za swoją rozwiązłość rozumianą jako nieumiejętność utrzymania relacji miłosnej, nie powinni ochoczo wracać do monogamii jako korzystnej konsekwencji koszmaru AIDS, powinni raczej ubolewać nad obecną życiową koniecznością takich związków'' stwierdzając tym samym, że promiskuityzm wśród homoseksualistów jest normą i to pożądaną, a cały koncept ''małżeństw jednopłciowych'' poroniony z zasady co przyznają poniekąd same ''homiki'' skąd pochodzi rzeczony cytat, podobnie jak to, iż w fachowym periodyku dla polonistów firmowanym przez Uniwersytet Śląski znalazł się artykuł jakiegoś Tomasza Kaliściaka : ''Gombrowicz od tyłu. Projekt krytyki analnej''... Istna ch...manistyka, i byłoby to nawet śmieszne gdyby nie było straszne, bo mowa tu nie o wygłupach najebanej w trupa studenterii, tylko rzeczach funkcjonujących w normalnym obiegu akademickim i posiadających oficjalną naukową sankcję jaką dzięki omawianemu tu konceptowi ''konstruowalnej prawdziwości'' może zyskać dosłownie najbardziej wulgarne g... byle z powołaniem się na Deleuza, Lacana czy Foucaulta tak jak niegdyś Marksa, Engelsa i Lenina, mechanizm szalbierstwa pozostał ten sam jedynie zmienili się ''klasycy''. Uprawomocnia on najdziksze wymysły jak choćby głoszony przez ''zachwycającego świat humanistyki swoimi koncepcjami'' wymienionego już tutaj Bruno Latoura ''parlament rzeczy'', gdzie w Sejmie powstałym na jego wzór zasiadaliby nie tylko przedstawiciele różnorakich ''mniejszości seksualnych'' oczywiście, pederastów, lesbijek i ''zmiennopłciowców'' przybierających postać kobiety lub mężczyzny zależnie od pory roku, dnia i nastroju, ale również posłowie zabierający głos w imieniu nie-ludzi [ tak jak to już się dzieje w przypadku tzw. ''antyspecystów'' dla których zwierzęta są ''nowym proletariatem'' uciskanym przez mięsożerców co każe im atakować rzeźników i dokonywać zamachów terrorystycznych na masarnie ] a nawet węgla czy zwykłej kupy kamieni - serio, podczas ''szczytu klimatycznego'' w Paryżu Latour wraz ze swymi studentami zorganizował równoległą "konferencję cieni", na którą zaprosił nie tylko reprezentantów krajów, ale także osoby wypowiadające się w imieniu rzeczy - np. ropy naftowej, bowiem w obranej przezeń post-humanistycznej perspektywie ''antropocentryczne'' spojrzenie zastępuje się neutralną kategorią ''persony'' czy jak tutaj ''aktora-sieci'' oznaczającą równie dobrze człowieka co i zwierzę lub materię nieożywioną dążąc do ich ''politycznego upodmiotowienia'', oddania im głosu i totalnej dosłownie ''inkluzywności'', ''wkluczenia'' wszystkich i wszystkiego. Nawet jeśli niektóre obserwacje monsieur Bruna zasługują na uwagę np. jego krytyka ''ekologizmu'' czy trafne rozpoznanie pogrążania się właściwie współczesnej ludzkości w rozszerzającej się gwałtownie sieci technologicznych powiązań co prowadzi do swoistej ''hybrydyzacji'' funkcjonującej w takim środowisku jednostki, nie zmienia to faktu, że postulaty jakie z tego wyciąga są zwyczajnie absurdalne a to iż nie tylko nikt jak się wydaje wśród akademików nie ma odwagi powiedzieć na głos, że ''król jest nagi'' to jeszcze przy tym intelektualna tłuszcza popada w zachwyt spuszczając się nad tymi bredniami świadczy dobitnie w jaką kloakę przemieniły się współczesne uczelnie i ośrodki naukowe już chyba tylko z nazwy.

Onegdaj ''w czeluściach internetu'' natrafiłem na kapitalną w trafnym rozpoznaniu uwagę, iż ''najgorsi patostreamerzy pracują na uniwersytetach'' - święte słowa zaprawdę ! Byle patol bluzgający i łajdaczący się przed kamerką jest lepszy i więcej zeń pożytku niż z utytułowanej szczujni z ''żydowskiego instytutu hiSStorycznego'' i tego typu ścierw, bo na usługi pierwszego czy nam się to podoba lub nie jest przynajmniej zapotrzebowanie, przecież nikt nie zmusza ludzi by takowych chamów oglądali i jeszcze im za to płacili, moim zdaniem zaspokajają oni nade wszystko podły, nikczemny i dlatego tak ludzki, naturalny odruch dowartościowywania się czyimś kosztem, jestem przekonany, że większość z widzów ma satysfakcję, iż sami nie są takimi ''nędznymi polaczkami'' a w swoim mniemaniu przynajmniej ''europejczykami'' pełną, nalaną gębą a nawet ryjem [ skądinąd jeśli ktoś faktycznie buduje swą wartość na poniżeniu innych znaczy iż jest beznadziejnym przegrywem życiowym, i będzie takowym ile by hajsu nie zarabiał, bab wyruchał i jakim to luksusie się nie pławił ]. A jaki pożytek pytam się jest z takiej Ewy Domańskiej dajmy na to i jej wysrywów mentalnych o ''nekropersonie'' etc. na które poszło prawie 130 000 PLN z rządowego grantu za koalicji PO-PSL, i która za niezłą kasę zapewne, szczególnie jak na polskie warunki, z amerykańskich fundacji i uniwersytetów może radośnie moczyć cztery litery w Pacyfiku ? To nie wyjątek bynajmniej a banalny niemal przykład patologii, która stała się dziś normą już właściwie, większość obecnych akademików nie tylko, że zajmuje się kompletnie jałowym, wyzutym z wszelkiej treści i to programowo młóceniem słomy, ale w dodatku jest często jeszcze przy tym szkodnikami przez których trzeba chodzić ze ściśniętym tyłkiem by nie urazić pederastów, lesb, żydów czy muzułmanów, kto tam akurat jest na topie. Abyśmy się dobrze zrozumieli : nie głoszę tym samym bynajmniej pochwały zwykłego prymitywa, sebixa czy chamowatej karyny, nie będę bredził jak Mickiewicz, że ''nasz naród jak lawa, z wierzchu tylko plugawa'' itp. zajeżdżających ''ludomanią'' bzdur typowych dla zasranej polskiej inteligencji, nie żywię też bolszewickiej odrazy do ''białych rączek'' i ''panów'' bo dzisiejsi proletariusze wszystkich krajów i ras łączą się pospołu w łajdactwie - rzekomy ''zdrowy korzeń narodu'' jest zgniły u spodu, perwersje na jakie kiedyś stać było tylko pana hrabiego stały się udziałem mas i rzeczywiście pod tym akurat względem doszło do niemal pełnej ''demokratyzacji'' czy to mowa o trójkąciku 2-óch pedałów + pies, ''swingersowych'' orgietkach, o banalnym już właściwie pieprzeniu się z kim popadnie i chlaniu czy ćpaniu na umór nie wspominając, niemniej prawdą jest też, że ''ryba psuje się od głowy'', w tym rzecz. Chodzi o to, iż w przeciwieństwie do zdeprawowanego intelektualisty przeciętny cham i kurwa nie dorabiają sobie ideologii do własnego chamstwa i kurewstwa - stokroć wolę banalnego wycirucha, który bez żenady wyznaje, iż jedyne co ją w życiu kręci to fiuty, kasa i dobra zabawa od bladzi stawiającej się na piedestale każąc oddawać sobie hołdy niczym świętej a dawanie d... przedstawiającej jako ''misję'', bo tą pierwszą stać co najwyżej na budzące politowanie infantylne tłumaczenia w rodzaju : ''wiesz, chłopak mnie tak rozbestwił, bo zdradził, więc postanowiłam się zemścić i tak mi się już spodobało'' etc., natomiast druga zamiast rzec wprost, iż lubi się ruchać pierdoli niczym poparzona jak Joanna Erbel o jakowejś ''poliamorii'' czyli ''wielomiłości'' [ szkoda, że nie ''płodozmianie'':) - jakiż potencjał semantyczny się w tym kryje sugerujący ''zmienopłciowość'' embriona ! ] i ''anarchii relacyjnej'', k... z niej mać. Na tej zasadzie wykreowano na ''autoryteta moralnego'' za przeproszeniem i ''świeckiego świętego'' zapijaczonego bolszewika i dziwkarza Kuronia, co mnie obchodzi, że zomici spuścili mu raz czy drugi brutalny łomot w ramach wewnątrzkomuszych porachunków, równie dobrze mógłbym się litować nad czerwoną swołoczą pozabijaną w partyjnych czystkach czy SA-manami zarżniętymi podczas ''nocy długich noży'' - pan Jacek nie miał wprawdzie takich świństw na sumieniu jak oni, ale łaził za młodu z czekistowskim naganem za pasem, gnoił wtedy innych ludzi tak czy siak a na starość robił za ''wrażliwą społecznie'' przykrywkę dla balcerowiczowskiego wyzysku i pauperyzacji mas, mało kto już pamięta, że ten skurwiel chciał posłać wojsko na strajkujących za rządów Mazowieckiego pracowników, jak to mówią : ''można wyjść z partii, ale partia z człowieka nie wychodzi nigdy''.

Inny dowód uniwersyteckiej patostreamerki : parę miesięcy temu natrafiłem na pracę nestora polskiej socjologii Floriana Znanieckiego ''Chłop polski w Ameryce'' [ szukałem przyczyn, dlaczego amerykańska Polonia jest taką kompletną polityczną nicością, wystarczy porównać ją z wpływami żydowskiego lobby za oceanem, o czym boleśnie przekonaliśmy się na przykładzie tzw. ustawy 447 ] a tak się akurat składa, że w zeszłym roku Uniwersytet Łódzki zorganizował poświęconą jej konferencję, której zapis znalazł się w sieci i oczywiście wszystko jak leci obejrzałem - tak, przyznaję, jestem perwersem intelektualnym bo nikt normalny nie powodowany wymogami pracy akademickiej itp. sobie coś takiego nie robi, a była to zaiste prawdziwa ''podróż do kresu nocy''. Generalnie zawsze niemal mam doła ale po tym przez jaki tydzień można mnie było dosłownie zdrapywać żyletkami z podłogi, wprawdzie nie był to jakiś szczególnie ciężki szok, gdyż nie żywię specjalnych złudzeń co do poziomu zasranej polskiej inteligencji i ogółu współczesnych ''uczonych'', niemniej wiedzieć coś hipotetycznie a obudzić się z czymś takim na twarzy to jednak zupełnie inna sprawa [ zgódźmy się, że domyślać się zdrady a przyłapać ukochaną jak inny facet ją rypie, jej się zaś to bardzo podoba czyni wręcz traumatyczną różnicę ]. Na kilkadziesiąt wystąpień dwa, góra trzy może coś sobą reprezentowały, nie jest to wymagająca specjalistycznych umiejętności matematyka czy fizyka stąd nawet laik może miarodajnie ocenić wartość merytoryczną tejże ''konfy'' i gwarantuję, że co najmniej 3/4 jej uczestników i prelegentów to banda przegrywów życiowych niezdatnych nawet do pracy przy frytkownicy ! Tyle się teraz pieprzy, iż przez ''reformę Gowina'' ludzie potracą stanowiska i pozamykane zostaną krajowe uniwersytety - jak dla mnie co najmniej połowa zatrudnionych tam jak i na zagranicznych uczelniach powinna na dzień dobry zostać wypierdolona na bruk, w pierwszej kolejności zwłaszcza wszystkim ''wrażliwym społecznie'' zwolennikom ''wkluczenia'' wszystkich i wszystkiego przydałoby się zaznać ciężkiej pracy o jakiej zwykle tylko teoretyzują, by w pocie czoła generowali ''wartość dodatkową'' swoim ''wyzyskiwaczom'', Krzyś Pacewicz zająłby się dzięki temu wreszcie czymś pożytecznym spełniając w harówce na budowie albo jeżdżąc śmieciarką MPO a najlepiej przy oczyszczaniu kanalizacji ściekowej, byłaby to dlań wymarzona wręcz fucha skoro tak lubi pławić się w fekaliach. Dlatego wyczekuję nowych Hunów bo z tą intelektualną dziczą nie da się walczyć cywilizowanymi metodami i tylko inni barbarzyńcy mogą dać im radę, więc jakby co zgłaszam się na przeszpiegi, będę jak ci nestoriańscy chrześcijanie, którzy ponoć robili za ''czujki'' armii Batu-chana:) - nawet jeśli ordyńcy w końcu i mnie wezmą na powróz i tak będzie warto obaczyć wcześniej jak tym kurwiom z doktoratami europeistyki, gender czy antropologii kulturowej ''robią Nadżibullaha'' wieszając gdzie popadnie, widzę już oczętami wyobraźni swemi obwieszoną nimi całą Marszałkowską i to pęczkami niczym dojrzałe [pod]ludzkie grona na każdej latarni [ ach, rozmarzyłem się... ]. Doprawdy nie znam tak wulgarnych inwektyw by wyrazić bezmiar mojej pogardy dla utytułowanej hołoty robiącej zwłaszcza tu nad Wisłą, ale i wszędzie indziej za ''elytę yntelektualną'', jej pasożytniczej egzystencji i zadęcia wprost proporcjonalnego do kompletnej nicości rzekomych ''dokonań'', więc mogę jedynie powtórzyć : tu potrzeba metod Vlada palownika, bo inaczej się nie da. Deprawacja ma przede wszystkim charakter intelektualny i takowa powinna być szczególnie tępiona - gdzie jak gdzie, ale w Polsce, która padła ofiarą zbrodni motywowanych ideologicznie powinno być to oczywiste, wprawdzie nie ma prostego przełożenia między traktatem filozoficznym i uniwersyteckim wykładem a ludobójstwem, niemniej związek taki niewątpliwie istnieje : ''czerwoni Khmerzy'' nie wykoncypowali sobie ot tak siedząc u siebie w dżungli, iż należy cały naród osadzić w jednym wielkim obozie koncentracyjnym, lecz przesiąkli wpierw jadowitą atmosferą francuskich uczelni realizując tylko koncepty tamtejszych profesorków. Nie wyprowadzam stąd bynajmniej idiotycznego potępienia w czambuł racjonalnej działalności naukowej jako ''opresyjnego logocentryzmu'', a jedynie wskazuję, że jak wszystko chyba na tym padole ma ona swą drugą, mroczną stronę jak to już na początku opisano, dlatego koniecznym jest tu zachowanie najdalej posuniętej ostrożności i zdrowy sceptycyzm a nie bezmyślne w gruncie rzeczy korzenie się przed każdą zbrodniczą brednią byle w oprawie wyrafinowanego słownictwa i z akademicką sankcją - książka może równie dobrze nieść treści krzepiące, zbawienne wręcz dla ducha, jak i mordercze dosłownie, owoce zatrutego intelektu : niby banał, a jakoś mało kto zdaje się w ogólnym zaczadzeniu o tym pamiętać.

Probierzem hipokryzji środowisk naukowych wobec turbolechityzmu jest nie tylko fakt, że wyszydzając oczywiste nonsensy ostatniego jednocześnie akceptują plenienie się na uniwersytetach myślenia magicznego w postaci ''studiów (trans)płciowych'' [ bracia Niemcy z właściwą sobie dosadnością już kilkanaście lat temu przyznawane przez nie tytuły nazwali ''das Schwuchtel-Diplom'' czyli ''pedalskimi dyplomami'' - trudno inaczej podsumować ''wiedzę'' nabytą na seminariach pt. ''Orgazm w XX w.'' itp. ], ale także peany płynące z ich strony pod adresem ''Niesamowitej słowiańszczyzny'' Marii Janion, która już na dobrą dekadę przed Bieszkiem głosiła takie same ''pralechickie'' kocopoły, tyle że w efektownej, by nie powiedzieć efekciarskiej oprawie akademickiej erudycji - na jakiej to podstawie baba stawia leżącą u podstaw jej rozważań radykalną tezę o ''traumie'' rzekomo wypartej ''słowiańskiej tożsamości'' przyjęciem chrztu w obrządku łacińskim, skoro nic tak naprawdę nie wiemy o naszych prahistorycznych tradycjach zdani jedynie na rekonstrukcje, a więc de facto gdybanie na kanwie zachowanych szczątków, i sama nawet nie potrafi sensownie określić na czym miałaby polegać ta nasza ''utracona słowiańskość'' ? To samo tyczy przywołanego przez nią zużytego już konceptu ''słowiańskiego chrześcijaństwa'' jakoby wykorzenionego brutalnie przez rzymski katolicyzm - raz, że z zachowanych świadectw i artefaktów z epoki można równie dobrze wysnuć wniosek o jego obecności na naszych ziemiach przed chrztem Mieszka, jak i temu przeczyć, poza tym nawet zakładając uprzednie istnienie tutaj obrządku metodiańskiego jako że byłby on w takim razie efektem podboju Wiślan przez Państwo Wielkomorawskie stanowiłby coś obcego, narzuconego nam z zewnątrz w przeciwieństwie do niechby i koniunkturalnej, ale suwerennej decyzji władcy Polan, wreszcie w przypadku schizmy wschodniej mielibyśmy do ''wyboru'' zamianę duchowej podległości Rzymowi na Konstantynopolowi, więc co to za różnica z podmiotowego punktu widzenia ? W ogóle przeciwstawianie ''obrządku słowiańskiego'' łacińskiemu nie ma większego sensu, bo papieże mimo początkowej nieufności rychło objęli patronatem działalność misyjną Cyryla i Metodego nie raz stając w obronie ''apostołów Słowiańszczyzny'' przed brutalną kontrakcją ze strony germańskiego duchowieństwa i wielmożów, zaś prawosławie jest nie tyle ''słowiańskie'' co nade wszystko ''greckie'', zwłaszcza po reformach Nikona przedsięwziętych przecież w duchu przywrócenia mu bizantyjskiej ortodoksji, więc cała ta czcza gadanina o ''słowiańskim chrześcijaństwie'' jest o kant wiadomo czego potłuc. Zresztą sama Janionowa zdaje sobie sprawę z ''fantazmatyczności'' własnego projektu bełkocząc coś o ''potrzebie utopii'' u podłoża której leżeć ma ''chęć zaczarowania świata, który został odczarowany'' i ''nowym micie początku'' narodu, posiłkując się przy tym cytatami z przywoływanego już tutaj Zoriana Dołęgi, który jak wykazaliśmy zasługuje bardziej na miano natchnionego duchem nieczystym neopogańskiego ''żercy'', a nie rzetelnego badacza prahistorycznych dziejów Polski. Szczurza taktyka chowania się przez nią w dziedzinę badań literackich i snucia na kanwie fantazji romantyków narracji o rzekomo zapoznanej, utraconej pralechickiej tożsamości nie daje jej tym samym prawa do ferowania wyroków i opinii w tak apodyktycznej formie jak to czyni co zakrawa na skrajną nieodpowiedzialność przypominając najgorsze praktyki totalitarnej ''polityki historycznej'' na wzór feminonazistowskich bredni małżonki gen. Ludendorffa Mathilde z jej pracy ''Chrześcijański terror wobec niemieckich kobiet'', gdzie wykładała nie mając na poparcie tego żadnych faktów, iż ''Kościół Katolicki wykorzystał oskarżenia o czary, aby wykorzenić autentyczną, pogańską, germańską kulturę i religię'':). W gruncie rzeczy to co uprawia Janion w ''Niesamowitej słowiańszczyznie'' to nic innego jak rodzaj ''prasłowiańskiego volkizmu'' i żadne odżegnywanie się od ekscesów ''szowinizmu narodowego'' w rytualnej oprawie ''nowolewicowych'' komunałów temu nie zaradzi - nikt jednak z akademickich eunuchów nie ma odwagi postawić sprawy jasno, że stara lesba majaczy i należałoby wreszcie z tego naczelnego szkodnika polskiej kultury i jej pomiotu intelektualnego w postaci różnych Kaziów Szczuk wyegzorcyzmować raz na zawsze nadwiślański obieg naukowy. A że Maria Janion-Ludendorff pisze ze swadą i biegłością znamionującą erudycję doświadczonego wykładowcy uniwersyteckiego to tym gorzej dla niej, bo w ten sposób siła rażenia i zasięg serwowanych przez nią bredni są znacznie większe od kalekich narracji Bieszka a zwłaszcza Pawła Szydłowskiego i stąd trudniej je zdemaskować niż pozbawioną naukowej ogłady grafomanię tamtych. Jedno tylko należy jej oddać, że postulowana przez nią restytucja ''sarmatyzmu'' rozumianego tu oczywiście nie jako groteskowe muzealnictwo historyczne w postaci choćby rytualnego nadawania herbów przez śmierdzące ubecją loże paramasońskie, ale wzór nowej tożsamości narodowej łączącej wpływy Okcydentu z orientalnymi, jawi się nie tyle nawet jako pożądany co wręcz konieczny warunek przetrwania i dalszego rozwoju polskiej nacji w realiach pocz. XXI w., rzecz jasna bez całego bagażu ''transgresywnego'' feministycznego bełkotu jaki on przy tym w jej wizji niesie, tyle że istotnym, fundamentalnym wręcz komponentem tak pomyślanego rodzimego ''eurazjatyzmu'' jest łacińskość, co ustawia go w radykalnej kontrze tak wobec Dugina jak i Konecznego - czy to się komu podoba lub nie my Polacy jesteśmy zromanizowanymi Słowianami i nikim innym nie będziemy ani powinniśmy, stanowimy integralną część łacińskiej Europy Wschodniej otwartej przeto na Azję, stąd fanatycy cywilizacyjnego ''pars pro toto'' nie zdołają nas nigdy okroić z naszej czy to europejskości, czy też ''wschodniości'', rzymskiego chrześcijaństwa itd., już prędzej całkowicie unicestwiając, to akurat nam grozi, zawsze ale świadomość tego nie powinna paraliżować a właśnie motywować Polaków i Polki do zachowania siebie i tym gorliwszej pracy nad sobą. 

W każdym razie na zde-gender-owanych uniwersytetach powinny powstawać także wydziały turbolechityzmu, jeśli akademicką rangę uzyskało na nich myślenie magiczne kwestionujące na pocz. XXI w. wbrew elementarnej wiedzy naukowej o ludzkiej biologii podział płciowy zastępując go jakowymś ''kontinuum seksualnym'' z którego niczym z pulpy ma wyłaniać się raz chłop, to znowu baba albo jakieś hybrydy typu Konczyta Parówa, to dlaczego by nie wykładać już oficjalnie ex cathedra studentom jak to ''król Wiślan Gąsiorek obalił Imperium Rzymskie'' ?! Przecież ''prawda nie jest czymś odkrywanym'' do czego dochodzi się za pomocą żmudnych badań, kwerendy archiwalnej, wykopalisk archeologicznych, zestawiania faktów na drodze logicznej dedukcji itd., tylko ''wytwarzanym'' a więc li tylko kwestią ograniczeń naszej fantazji zależną jedynie od własnego widzimisię w myśl postulowanego choćby przez Lyotarda ''po-różnienia'' i ''wielości'' poszczególnych prawd-ek. Co więcej, tak pojmowane turbolechickie świadome mitotwórstwo, o ile tylko nie przeradza się w ideologiczny zajob każący profanować kapliczki i kościoły oraz atakować fizycznie katolików, jest stokroć mniej szkodliwe niż wszystkie opisane wyżej akademickie patologie razem jak i każda z osobna wzięte. W gruncie rzeczy nie mamy wcale do czynienia z żadnym kuriozum jak to próbuje nam się wmówić, lecz banalnym wręcz przypadkiem megalomanii - skoro świat zdaje się przechodzić do porządku poza nielicznymi wyjątkami nad urojeniami wyższościowymi Żydów, dlaczego i my nie mielibyśmy prawa do własnej hagady ? Gadanina, że ''oni mają tylu uczonych a my nie'' itp. brednie, pomijając już ich zasadność, jest z gruntu rasistowska - czy z faktu, że np. Czukcze nie mogą pochwalić się osiągnięciami cywilizacyjnymi równym Chińczykom-Hanom wynika, iż są od nich gorsi, całkiem bezwartościowi ? [ i to retoryką takową posługują się kreatury co z pianą na pysku ciągiem potępiają wszędzie urojony ''faszyzm'' bełkocząc przy tym, że ''naród to hipostaza'' - zdecydujcie się wreszcie kurwy ! ]. Podobnie co się tyczy Rosjan, którzy ''biali'' czy ''czerwoni'' jednako cierpią imperialistyczny zajob stanowiący esencję putinizmu, nieuleczalny dla tej nacji, stąd mirem cieszą się wśród nich najbardziej pojechane koncepty takie jak poszukiwania pod Archangielskiem śladów Hiperborei – praojczyzny niebieskookich blondynów, czy mitologizacja zauralskiego grodziska Arkaim, ''miasta swastyki'' i rzekomej kolebki ''cywilizacji słowiano-aryjskiej''. To samo jeśli idzie o Ukraińców odwołujących się do mitycznych ''scytyjskich'' korzeni, o rumuńskim protochronizmie wedle którego wszystkie główne osiągnięcia cywilizacyjne ludzkości zapoczątkowali Dakowie niedawno już tu wspominałem, również Zachód nie jest wolny od podobnych bajań jak to miało miejsce choćby w przypadku ''brytyjskiego izraelizmu'', gdzie purytańscy judeochrześcijanie upierdzielili sobie, że są jednym z zaginionych plemion Izraela co z kolei przejęli od nich murzyńscy rastafarianie na Jamajce itd. Skoro więc hiperrasistowscy ''Czarni Hebrajczycy'' amerykańscy mogą uważać się za jedynych prawdziwych Żydów i z tego tytułu nienawidzić głęboko ''aszkenazistów'', a mormoni z kolei wierzyć serio, iż po śmierci wybrani spośród nich będą zaludniać wraz ze swymi haremami planetę Kolob bo tak im objawił tłumacząc ze ''staroegipskiego reformowanego'' ich prorok Joseph Smith, nie widzę najmniejszych przeszkód dla rozwijania rodzimego ''słowianotwórstwa'', aczkolwiek należy pamiętać przy tym, iż rzecz cuchnie montażem służb o czym świadczy choćby ujawniona niedawno przeszłość Bieszka w wojskowej bezpiece, tyle że biorąc pod uwagę jak mętne politycznie typy kręciły przy popularyzacji konceptów Konecznego [ doc. ''ORMO'' Kossecki i Bolo Tejkower od którego Maciej Giertych przepisywał powierzony pieczy tamtego rękopis ''Cywilizacji żydowskiej'' i innych wątpliwej wartości ''dzieł'' pana Feliksa, by przetłumaczyć je i wydać na Zachodzie ] uważam, iż prędzej do poronionej ''obrony syfilizacji judeołacińskiej'' pasuje miano ''ubeckich rzygowin''. Jak widać z powyższego obecne szaleństwo gender jest tylko szczególnym przypadkiem procederu uznaniowej tożsamości praktykowanego od wieków, stąd nie należy popadać w obliczu ''transpłciowej megalomanii'' wedle której jak głosi Amnesty International ''aborcji potrzebować mogą także transpłciowi mężczyźni i chłopcy, którzy mają zdolność zajścia w ciążę'' w apokaliptyczną histerię, choć i lekce sobie ważyć spustoszenia jakie ona sieje, ba - nie miałbym nawet nic przeciwko uważaniu się za kogo tam se człowiek chce, gdyby tylko nie wymuszano na nas akceptacji tegoż i to w tak agresywnej formie udając jeszcze przy tym ''naukę'', a każdy robił to na własny rachunek i odpowiedzialność zamiast pasożytować na grantozie, w tym rzecz.

Na koniec podkreślić należy jeszcze raz wyraźnie, iż nie utożsamiamy ni stawiamy znaku równości między tak różnymi i cudacznymi fenomenami jak marksizm, masoneria, feminizm, gender, polakożercze elukubracje o ''polskich obozach'' i turbolechityzm, a jedynie wskazujemy na ich istotowe pokrewieństwo mające źródło w przeświadczeniu o ''konstruowalnym'' potencjale rzeczywistości i stąd ''kreatywnej'' naturze samej ''prawdy'', o ile w ogóle o takowej można mówić w ich wydaniu, bardziej by chyba pasowało tutaj jak pisałem miano ''wyrobu prawdo-podobnego'' na którym one wszystkie jednako bazują powielając tylko każde na swój sposób - więc ch... z nimi.

ps. 

Aha :

''Najnowsza wystawa czasowa w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie skupia się na bogatych w formie rytuałach magicznych, stanowiących o autentycznej tożsamości Czarnego Lądu. Animistyczna dusza Afryki oparła się bowiem kolonizacji, monoteistycznym religiom czy politycznym dyktaturom. „Technologia magii” pokazuje ponad 80 obiektów – głównie fetyszy i masek rytualnych, które pełnią rolę „pracowników” w wiecznie czynnym warsztacie, jakim jest konstruowanie ludzkiego losu i nieustający krąg życia. [...] Projekt dofinansowany w ramach programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Kultura ludowa i tradycyjna” oraz ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego.''

https://niezalezna.pl/264275-technologia-magii-afryka-odslania-swa-dusze-wystawa