sobota, 21 maja 2022

I-''Z''-raitel.

Motto:

''Aryjczycy nie wywodzą się od małp jak reszta ludzkości, lecz są bogami, którzy zstąpili bezpośrednio z Niebios na Ziemię, rozwiniętymi z żywych istot zakonserwowanych w wiecznym lodzie kosmosu.''

Heinrich Himmler, szef SS [ za: Eric Kurlander ''Demony Hitlera: ezoteryczne korzenie III Rzeszy'' str. 234. ]

Zanim przejdziemy do opisu genezy rosyjskiego imperializmu, wypada wpierw umieścić go w kontekście obecnej rasZystowskiej agresji na Ukrainę. Galijew zastanawiał się ostatnio nad dziwacznym wyborem łacińskiej litery ''Z'', zamiast swojskiej cyrylicy na symbol ''patriotycznej'' jakoby wojny, toczonej przez moskiewskie władze w imię ustanowienia ''ruskiego miru''. Jak dla mnie jest to wyraźne nawiązanie do faktu, że rosyjski imperializm tkwi korzeniami na Zachodzie i posiada ''mityczno-rzymską'' genealogię, nie zaś bizantyjską lub mongolską jak to się powszechnie nadal sądzi. Wszakże nie wyjaśnieniem tego dziś się zajmiemy, a próbą uzasadnienia absurdalnej z pozoru tezy, czemu uważam za przyczynę wszczęcia przez Rosję wojny z Zachodem de facto, chęć potwierdzenia przez nią swojej doń przynależności. Ukażemy to zaś poprzez pomysłodawcę nadania moskiewskiej agresji enigmatycznej ''Z'' symboliki, jakim wedle Galijewa jest najprawdopodobniej Siergiej Kirijenko, jeden z głównych obecnie putinowskich czynowników i szef prezydenckiej administracji. Może być, bowiem nie tylko odpowiada on za kształtowanie polityki wewnętrznej Rosji, nadzorując bezpośrednio lokalnych gubernatorów, ale i Putin powierzył mu sprawowanie kontroli nad marionetkowymi republikami w Donbasie, oraz innymi terenami Ukrainy okupowanymi przez Moskali. Niepoślednią rolę odgrywa w tym również mocne zaangażowanie Kirijenki w okultyzm, po kolei jednak, wpierw nakreślmy pokrótce jego sylwetkę. Tym bardziej, że sprawowanie przezeń tak ważnej funkcji u boku Putina zadaje kłam zarówno bredniom, jakoby reżim ostatniego był zaprzeczeniem ''jelcynowskiej smuty'', co i ''liberalnej wolności'' w Rosji lat 90-ych. Otóż Kirijenko winien zwać się po swym żydowskim ojcu Izraitel [ czy raczej teraz I-''Z''-raitel właśnie ]. Jednak po rozwodzie rodziców ostał się z matką - jedne źródła mówią o jej ukraińskim a drugie zaś rosyjskim pochodzeniu, w każdym razie na pewno słowiańskim - która powróciła do swego panieńskiego nazwiska i takie również nadała synowi. Przypomina to nieco przypadek Surkowa, innego z ''gławnych'' putinowskich czynowników ponoć aresztowanego ostatnio, który także odpowiadał w przeszłości za kontrolę przez Moskwę donbaskich ''separów''. Tyle że tamten jest synem Czeczena i po nim winien nosić nazwisko Dudajew, jednak podobnie jak u Kirijenki ''międzyrasowe'' małżeństwo rodziców zakończyło się rozstaniem i powrotem rosyjskiej matki do pierwotnego nazwiska, które również nadała wychowywanemu przez nią samotnie dziecku. Jak się zaraz przekonamy, łączy obu nie tylko, iż są ''mieszańcami rasowymi'' o przybranych słowiańskich imionach, ale nade wszystko powiązania z po-sowieckimi tajnymi służbami, oraz przynależność do pewnej ezoterycznej sekty skupiającej wielu czołowych urzędników Putina. A także cechująca ich jednako duża inteligencja, wykorzystywana wszakże w wybitnie złych celach, jak widać to po sterowanej przez Surkowa rebelii w Donbasie, czy udziale Kirijenki w ''Z''-wojnie. Ojciec ostatniego nosił kuriozalne, bolszewickie imię ''Wladilen'', złożenie ''Władimir'' i ''Lenin'', nadane mu przez fanatycznego żydowskiego czekistę, którego był potomkiem. Jakow Izraitel, bo o nim mowa, dostał ponoć pistolet od samego ''wodza rewolucji'' na cześć którego nazwał syna, a to za wierną służbę ''czerwonemu Syjonowi'' na pogranicznych terenach kaukaskich, zagarniętych przez Moskwę. Można więc rzec, iż wnuk kontynuuje rodzinną tradycję sowieckiej ''żydokomuny'', tylko w innym już nieco wydaniu, bowiem jak wiele ''resortowych dzieci'' radzieckich czynowników, jeszcze tuż przed rozpadem ZSRR przechrzcił się na neoliberalizm, z podobnie żarliwym co przodkowie ideologicznym zacietrzewieniem.

Nie przeszkodziło mu to wszakże równie jak tamtym dobrze ustawić się w nowej, choć tym razem już pokomunistycznej rzeczywistości. Pod tym względem jego dalszy życiorys nie odbiega od typowej kariery ''młodego wilka'' poradzieckiej ''transformacji ustrojowej'' - podobnie jak Chodorkowski, przyszły naczelny ''diermokrata'' i oligarcha finansowy jelcynowskiej Rosji, zaczynał w Komsomole. Terminował w tej bolszewickiej młodzieżówce jako ''biznesmen'', uwłaszczając się na państwowym majątku drobnymi początkowo geszeftami w ramach ''studenckich spółdzielni'', czyli pierwocinach ''prywatnej inicjatywy'' hodowanej pod czułą opieką KGB. Następnie ostał się szefem banku, defraudując prowincjonalne fundusze emerytalne, oraz zajął handlem ropą oczywiście wraz z rosyjskimi mafiozami, którzy też poginęli później akurat dziwnym trafem, kiedy ich dawny współpracownik począł robić karierę w państwowej już administracji. Doświadczenie bowiem nabyte podczas pracy w sektorze paliw, uczyniło zeń w końcu wiceministra odpowiedzialnego za tę strategiczną dla Rosji dziedzinę krajowej gospodarki, a wreszcie samego premiera rządu. Nominację Jelcyna zyskał wprawdzie w fatalnym momencie totalnej niemal zapaści finansowej i gospodarczej państwa, dlatego został zdymisjonowany zaledwie po kilku miesiącach odchodząc w niesławie, powszechnie obwiniany za ogromne wtedy bezrobocie, nędzę ludności i brak wypłat etc. Powinien być więc kompletnie ''spalony'' politycznie po dojściu ''katehuna'' do władzy, zwłaszcza kiedy wespół z podobnymi sobie ''liberałami-aferałami'' o żydowskich korzeniach Czubajsem i Niemcowem [ zamordowanym później ''na życzenie'' Putina ], założył ''diermokratyczne'' ugrupowanie z list którego dostał się do Dumy. Nic takiego się nie stało, jego kariera nabrała jeszcze większego rozpędu jak widać, być może dlatego, iż dobrze kojarzył się nowemu władcy Kremla, bo to on właśnie nominował go osobiście na szefa FSB w imieniu Jelcyna. Kirijenko zyskał też w oczach Putina dodatkowo jako jego namiestnik Powołża, przywołując do porządku krnąbrnych wówczas miejscowych Tatarów i Baszkirów, podporządkowując ich władzy centrum w Moskwie. W nagrodę ''katehun'' zamianował go szefem Rosatomu, państwowej korporacji odpowiedzialnej za energetykę jądrową jak wskazuje nazwa, a w końcu jako się rzekło powierzył mu kierownictwo swej administracji prezydenckiej. Stanowi to oznakę najwyższego zaufania z jego strony, bowiem taka funkcja czyni kimś w rodzaju wice-cara można bez przesady rzec, lub ''oberdiaka'' jak to woli. Błyskotliwa kariera pod rządami Putina Kirijenki-Izraitela, wnuka żydowskiego czekisty i zdeklarowanego neoliberała, kreatury uosabiającej wprost ''jelcynowską smutę'', stanowi najlepsze podsumowanie bredni o ''katechonicznej Rosji''. Nie poświęcałbym mu jednak tyle uwagi szczerze powiedziawszy, gdyby nie jego okultystyczne ciągoty, ściśle powiązane z gospodarczą i polityczną działalnością jaką prowadzi. Jeszcze kierując firmą z branży paliwowej w latach 90-ych, Kirijenko miał zatrudnić ''astralną brygadę'' wróżbitów i czarownic do zwalczania biznesowej konkurencji. Magiczne obrzędy ponoć odpędzały też ''złą aurę'', przyciągając zarazem ''energię kosmiczną'' zwiększającą jakoby wydajność produkcji, a przez to i zyski przedsiębiorstwa. Jako żywo przypomina to ezoteryczne opętanie szefa SS Himmlera [ wystarczy wspomnieć jego ''czarowskie komando'' ], czy nazistowski Instytut Pendulum w ramach którego tacy radiesteci jak Ludwig Straniak zajmowali się lokalizacją alianckich okrętów... za pomocą wahadełek i różdżek, oraz ''nakładania rąk'' nad mapą obrazującą działania wojenne na morzu. Kirijenko-Izraitel był też wiązany ze scjentologami, posyłając na urządzane przez nich ''misyjno-biznesowe'' kursy w Niżnym Nowogrodzie swych pracowników, i sam rzekomo biorąc w nich udział, od czego potem stanowczo się odżegnywał, zapewne ze względu na niejasne koneksje sekty z amerykańskim wywiadem. Natomiast pewnym są jego bliskie relacje z rodzimego już chowu ezoterycznym ruchem ''metodologów'', tudzież zwanym ''szczedrowitami'' od swego założyciela i ''guru'', radzieckiego uczonego i filozofa Georgija Szczedrowickiego. Jego syn i następca Piotr został zaufanym doradcą Izraitela jeszcze, gdy ten rządził Powołżem, a następnie zatrudniony przezeń jako dyrektor w ''Rosatomie'' [!], podczas szefowania Kirijenki państwowej agencji energetyki jądrowej. Cóż, pewnie na tym odpowiedzialnym stanowisku potomek ''wielkiego mistrza metodologii'' zajmował się ''magicznym promieniowaniem'' z kosmosu, więc nie co się wyzłośliwiać, człowiek na właściwym miejscu. W sumie byłoby to groteskowe jedynie, gdyby nie ponury fakt, iż to w ezoterycznym kręgu ''szczedrowitów'' narodziła się zbrodnicza idea ''ruskiego miru''! Intrygująco na tle ''koszernego'' pochodzenia Kirijenki brzmi opinia jednego z komentatorów, że poroniony koncept ten jest ''żydowskim wynalazkiem dla Rosjan''. Bowiem stworzyli go jeszcze pod koniec zeszłego stulecia tacy ''metodolodzy'' jak  wspomniany syn guru sekty, wraz z kremlowskim czynownikiem Siergiejem Gradirowskim, oraz ''doradcą strategicznym'' [ czyli chucpiarzem ] Jefimem Ostrowskim. Zdeklarowanym zwolennikiem ruchu ''metodologicznego'' jest Timofiej Sergiejcew, bydlak jaki popisał się niedawno ogłoszonym manifestem, nawołującym otwarcie do ludobójczej ''denazyfikacji'' Ukraińców. Źródła ideowe tegoż politycznego opętania tak oto opisuje dwóch dziennikarzy z niemieckiego ''Die Welt'', Michael Marder i Anton Tarasiuk, w artykule ''przedrukowanym'' na łamach Onetu:

''Szczedrowicki rozwijał i propagował odmianę hiperkonstruktywistycznego, technokratycznego światopoglądu, który opierał się na wierze w nieograniczone możliwości człowieka w tworzeniu własnego świata. Zdaniem "metodologów" każdy rodzaj zmiany porządku świata jest możliwy, również narodowy, kulturowy i społeczny, ponieważ ostatecznie nie istnieje rzeczywistość, którą należałoby uznać za jedyną możliwą i z którą należałoby się liczyć. Od początku swego istnienia w późnym okresie radzieckim "ruch metodologiczny" nie miał być czysto teoretyczny. Szczedrowicki wyraźnie zaznaczał, że celem "metodologów" jest dotrzeć jak najbliżej miejsc, w których zapadają ważne decyzje. A zapotrzebowanie na takie usługi rosło i rosło. Niezorientowane w teorii rosyjskie elity potrzebowały mądrze brzmiącego uzasadnienia, aby wytłumaczyć swoje działania — nawet przed samymi sobą. Wielu ludzi mediów, doradców politycznych, biurokratów i polityków działających we współczesnej Rosji w taki czy inny sposób są pod wpływem światopoglądu Szczedrowickiego. A nawet jeśli nie są (a większość z nich jest), to podobna logika, której kulminacją jest przekonanie, że wszystko, co robią, można "metodologizować", służy im jako ideologiczne ramy działania. W rezultacie na każde działanie Putina i każdy krok armii rosyjskiej ludzie tacy jak Siergiejcew wynajdują argumenty. A potem, w swoistej pętli pozytywnego sprzężenia zwrotnego, reżim wykorzystuje te argumenty przy planowaniu kolejnych działań. Byłoby niesprawiedliwe obwiniać nauczanie Szczedrowickiego za wszystko, co wiąże się z wojną wywołaną przez Rosję, jak również za wszystko, co napisał Siergiejcew. Ale pouczające jest zrozumienie nihilistycznego impulsu, wspólnego dla doktryny Szczedrowickiego i praktyk przedstawicieli rosyjskich elit, którzy teraz stają się zbrodniarzami wojennymi. Z tego nihilistycznego impulsu wywodzi się przekonanie, że projekt unicestwienia suwerennego narodu i jego mieszkańców jest uzasadniony i może być postrzegany jedynie jako kwestia opracowania odpowiedniej metodologii i planu działania. I to właśnie ten nihilistyczny impuls, nieskażony żadnymi ograniczeniami wynikającymi z obowiązujących wartości, wytwarza ludobójczą logikę, która leży u podstaw strategii Putina w Ukrainie.''

- dodajmy, iż ze ''szczedrowitami'' obok wspomnianych już Surkowa, Izraitela czy szczura Siergiejcewa, łączony jest również taki piewca rosyjskiej agresji na Donbas, a później przeciwko całej Ukrainie, jak Dmitrij Kisielow.  Rywalizuje on z żydowskim goebbelsem Putina Sołowjowem o miano czołowego propagandzisty Kremla, i to na tyle, iż od dawna krążą o nim dowcipy, że swą ''żopę'' [ dupę ] może nazywać ''kormilica'' [ mamka ]. Co się tyczy samego Szczedrowickiego seniora, nie natrafiłem na informacje o jego bezpośrednich związkach z radziecką tajną policją, byłoby jednak doprawdy czymś niezwykłym, gdyby jego quasi-masoński ''tajny zakon uczonych'' mógł ot tak sobie działać przez lata 70- i 80-te w ZSRR bez ''czułego nadzoru'' ze strony KGB. W sieci można spotkać tylko durne historyjki, jak to udawało mu się ogrywać tępych jakoby sowieckich tajniaków, wszakże zadawał się otwarcie z takowymi, a nawet bywali oni jego wychowankami. Jeden z nich to Władimir Lefewr, twórca ''zarządzania refleksyjnego'' o którym tak oto mówi w wywiadzie dla ''KP'' rosyjski reporter Peter Pomerancew:

''...ludzie Kremla mają obsesję związaną z ideą „zarządzania refleksyjnego”. Wywodzi się ona z teorii lingwistycznych jeszcze z lat 50. W ZSRR badania na temat wpływu na ludzkie zachowanie i myślenie tak, by osoba nie była świadoma manipulacji i presji z zewnątrz prowadził wówczas Władimir Lefewr – później wybitny psycholog społeczny pracujący na Stanfordzie. To była taka radziecka wersja teorii gier, analogicznie jak u Amerykanów rozwijana pod kątem zastosowań militarnych. Krótko mówiąc – faceci z Kremla bardzo wielką wagę przykładają do wojny informacyjnej. Tak naprawdę trudno się rozeznać, czy stawiając taką czy inną diagnozę, nie wpadamy z zastawioną przez nich pułapkę „zarządzania refleksyjnego”…

- zaś Michał Wojnowski na marginesie artykułu omawiającego niniejszą technologię duraczenia ludzi, kreśli w ten sposób sylwetkę Lefewra:

''Po ukończeniu studiów na Państwowym Uniwersytecie Moskiewskim w 1963 r. podjął pracę w Centrum Komputerowym nr 1 Ministerstwa Obrony ZSRR. W 1974 r. w niewyjaśnionych okolicznościach wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. [...] na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine wspólnie z amerykańskim matematykiem Jonathanem D. Farleyem zajmował się tworzeniem refleksyjnych modeli sprawców przestępstw, struktur przestępczości zorganizowanej, sekt i organizacji terrorystycznych, co jest pomocne zwłaszcza w określeniu ich metod działania oraz w ocenie prawdopodobieństwa popełnienia określonego czynu przez poszczególne osoby. Prowadził także badania nad etyką i motywacjami ludzkich zachowań.''

Szczedrowicki nie krył wcale, iż Lefewr był jego uczniem, korzystał też chętnie z możliwości publicznych wypowiedzi na scenie ''eksperymentalnego teatru politycznego'' Siergieja Kurginiana, przedziwnej kreatury: radzieckiego naukowca, ''awangardowego'' reżysera teatralnego i agenta KGB w jednym. Typ słynie z radykalnych performensów, gdzie kreśli zawiłe ''diagramy'' obrazujące rzekomy ''antyradziecki spisek'', jakiego kluczową postacią ma być wedle niego... Dugin. Oficjalnie wyznawany przezeń żarliwy kult ZSRR i żałoba po nim z jaką się obnosi, nie przeszkodziły mu zmontować sojuszu żydoruskich oligarchów lat 90-ych takich jak Bierezowski i Chodorkowski, dla poratowania upadłej prezydentury Jelcyna. Bydlak ciągnie zyski z wynajmowania korporacjom na biura pomieszczeń swego ''ośrodka kreatywności'' w centrum Moskwy, ale oczywiście wszystkiemu winny jest dlań ''zachodni kapitalizm''. Zasłynął również z wystawienia trwającego aż 8 godzin ''awangardowego'' spektaklu teatralnego, gdzie aby nie pouciekała publika kazał pozamykać wszystkie drzwi wejściowe i nie wypuszczać nikogo z nieszczęsnych widzów. Ponoć do dzisiaj po ulicach rosyjskiej stolicy błąkają się ofiary ''artystycznych eksperymentów'' tego geofizyka i kagiebisty, z pretensjami do tworzenia sztuki... W każdym razie to na deskach jego ''awant-politycznego'' teatru w okresie schyłkowego ZSRR, Szczedrowicki oświadczył twardo, iż ''totalitaryzm stanowi jedyną możliwą organizację każdego ludzkiego społeczeństwa przyszłości''. Wedle niego ''Niemcy [ w znaczeniu: III Rzesza ] i ZSRR jedynie zbytnio ''zapędziły się'', niemniej ''wszystkich i  tak to czeka łącznie z Wielką Brytanią'', bowiem zamordyzm jest konieczny dla ''rozwoju ludzkości''! Jasnym więc staje się admiracja dlań wyżej pomienionych kreatur, dodajmy tylko kończąc wątek, iż wraz z jego synem i następcą Piotrem, oraz wspominanym tu niedawno obecnym rosyjskim wicepremierem Biełousowem, Kurginian był członkiem zawiązanej na pocz. lat 90-ych tzw. ''grupy nieśmiertelnych''. Elitarnego grona, zwanego tak na cześć Aleksandra Bessmiertnycha, sowieckiego dyplomaty i bodaj ostatniego ministra spraw zagranicznych ZSRR. Nadmienię jedynie, że w tym towarzystwie przewinęły się inne ważne dla rosyjskiej sceny politycznej i kulturalnej postacie, jak Wadim Cymburski czy Dmitrij Gałkowski - faktyczny, a mało komu znany poza Rosją ideolog moskiewskiego agresywnego imperializmu, w przeciwieństwo do stanowczo przereklamowanego Dugina, którego skądinąd także nie mogło zabraknąć wśród ''nieśmiertelników''.

Co się tyczy korzeni Georgija Szczedrowickiego, podobnie jak Kirijenko-Izraitel był on synem żydowskiego bolszewika, tyle że nie czekisty a wysoko postawionego dowódcy komuszej armii z czasu wojny domowej w Rosji, a następnie inżyniera i jednego z głównych fundatorów przemysłu lotniczego ZSRR. Początkowo studiował fizykę i dopiero potem zajął się akademicką filozofią, przenosząc na jej grunt matematyczne modele zaczerpnięte z ''teorii gier''. Stał się jedną z centralnych postaci postalinowskiego ożywienia intelektualnego w Związku Radzieckim, obok omawianego już na tych łamach niedawno ''komunistycznego apokaliptyka'' Ewalda Iljenkowa, oraz Aleksandra Zinowjewa - logika i politycznego dysydenta, który po rozpadzie sowieckiej ojczyzny przeobraził się w ''technostalinistę'' i zaciekłego krytyka Zachodu. Podobnie jak ich ''towarzysze'' zza ''żelaznej kurtyny'', czerpali inspirację z dalekiego od ówczesnej partyjnej ortodoksji neomarksizmu, jednak w zupełnie od tamtych odmienny sposób. Bowiem zachodnioeuropejskie i amerykańskie lewactwo w swej maniakalnej afirmacji wszelkiej ''różnicy'' [ płciowej, rasowej etc. ], doszło paradoksalnie do jej politycznego zanegowania, z granicami samego człowieczeństwa włącznie. Natomiast celem radzieckich ''heretyków komuny'', a szczególnie kręgu Szczedrowickiego, było wytworzenie kolektywnego ''podmiotu myślącego'', gdzie jednostka jest zaledwie wyrazicielem opinii pewnej zbiorowości, nawet jeśli o wysoce elitarnym charakterze. Cechował ich więc programowy nacisk kładziony na zapewnienie tożsamości, a nie rozbicie jej poprzez radykalną indywiduację posuniętą do absurdu, jak w przypadku zachodnich lewaków do dziś. Przy czym zgodnie z uproszczoną na modłę marksistowsko-leninowskiego ''diamatu'' heglowską dialektyką, gdzie przeciwstawienie tezy i antytezy daje w rezultacie syntezę, tutaj paradoksalnie jedność rodzi się w walce, ostrym sporze wykluczających się wzajem racji. Dlatego w myśl ''szkoły Szczedrowickiego'', dla scementowania zbiorowości koniecznym jest bycie maksymalnie obcesowym w dochodzeniu do pospólnej zgody, uparte obstawanie przy swoim aby zapewnić sobie solidarność z innymi członkami własnej wspólnoty. Konkretnym tego wyrazem stały się opracowywane przez sowieckiego myśliciela jeszcze w latach 60-ych, a wdrażane przezeń na szerszą skalę od następnej dekady tzw. ''gry organizacyjno-aktywnościowe'', w skrócie ODI z rosyjskiego. Zgodnie ze swym programowo elitarnym nastawieniem, wpierw począł praktykować je w środowisku radzieckich akademików ze szczególnym uwzględnieniem nauk ''ścisłych'' jak fizyka, ale również kręgach artystycznych. Prawdziwą eksplozję popularności ODI przyniosła jednak dopiero ''pierestrojka'', gdy poddano im wedle niektórych szacunków co najmniej kilkusettysięczną rzeszę kadr zarządzających przemysłem, członków partii i urzędników państwowych, wreszcie nauczycieli. Polegało to z grubsza na postawieniu ich w sytuacji sztucznie wytworzonej presji dla wywołania ''burzy mózgów'', aby zbiorowym wysiłkiem myśli przezwyciężyć arbitralnie postawione przed nimi problemy. Mimo deklarowanych początkowo skromnie ''technicznych'' celów np. zaradzenia trudnościom nieefektywnej soc-ekonomii, rychło te ''gry operacyjne'' zaczęły przeradzać się w seanse kolektywnej histerii, wielu ich uczestników po latach wspominało płynący stąd entuzjastyczny przypływ własnej mocy, jakiego nie dawało im chlanie wódy ni seks. W opinii sporej grupy świadków epoki, takowe ''pranie mózgów'' miało wydatniej przyczynić się do upadku ZSRR, niż narzucona odgórnie gorbaczowowska ''pierestrojka'', choć trudno serio wierzyć, iż proces na taką skalę i do tego obejmujący ówczesne elity radzieckie, mógł dokonać się bez co najmniej przyzwolenia oficjalnie komunistycznych jeszcze wtedy władz państwowych. Znamienne, iż wyłączone ponoć zeń były bezpieka i wojsko, zapewne dlatego, iż za ich wiedzą i inspiracją emisariusze sekty Szczedrowickiego mogli urządzać swe zamknięte dla ogółu, przeznaczone waskim kręgom decyzyjnym seanse zbiorowej hipnozy po całym kraju [ masom sowieckich ''rabów'' zaś musiał wystarczyć Kaszpirowski ].

Atrakcyjne dla kadr zarządzających, a w niedalekiej przyszłości menadżerskich Rosji, było ''techniczno-inżynieryjne'' podejście Szczedrowickiego, znane im z praktyki w wielkim przemyśle, lub państwowo-partyjnej biurokracji, dziś zaś typowe dla struktur korporacyjnych. Wymogom tym odpowiadał także formalnie bezosobowy sposób pracy ''metodologów'', nastawiony na zdobywanie wiedzy zespołowym wysiłkiem, gdzie jednostka pełnić miała jedynie funkcję trybika w ''kognitywnej megamaszynie'' elitarnego kolektywu ''wtajemniczonych''. W praktyce jednak to sam Szczedrowicki, jako najlepiej operujący programowo hermetycznym językiem i praktycznymi formami swej filozofii, wyrastał na niekwestionowanego lidera i wręcz ''guru'' otoczonego kręgiem wyznawców. Czynił tak zresztą celowo i powodowany bynajmniej tylko obawą przed ewentualnymi represjami ze strony sowieckiego reżimu, który inaczej mógłby zorientować się, iż prezentuje on konkurencyjny wobec nadal obowiązującego jeszcze wtedy marksizmu-leninizmu światopogląd, aczkolwiek równie totalistyczny co do zasady. Bowiem podobnie jak u Misesa, doktryna Szczedrowickiego nie wyczerpywała się w zastosowaniu jej do szczegółowych zagadnień z dziedziny ekonomii czy zarządzania, lecz rościła sobie prawo opisu a nawet formowania ''ludzkiego działania'',  ''całej aktywności życiowej człowieka'', jak głosi patetyczny slogan na stronie fundacji upamiętniającej dorobek ''wielkiego mistrza metodologii''. Nie dziwota stąd, że poświęcone roztrząsaniu jej zagadnień seminaria ''naukowe'', rychło przerodziły się w ezoteryczne rytuały niemalże godne jakiejś loży masońskiej czy sekty, z użyciem właściwego im ezopowego języka, przysłowiowych już ''farmazonów''. Budowało to jednak wśród ich uczestników poczucie elitarności, wtajemniczenia w niedostępne ''profanom'' sekrety i solidarność grupową ''wybranych'', utwierdzane świadomie przez samego Szczedrowickiego, który w pełni aprobował takie ''odgradzanie się palisadą specjalistycznej terminologii od byle gaduł i dyletantów''. Wyraźnie dystansował się jeszcze w okresie rozpadu ZSRR do ''populistycznych'' haseł Lenina, iż nawet ''kucharka może kierować państwem'', głosząc w zamian kult profesjonalizmu w ramach wąskiej dziedziny wiedzy, jakby nie dostrzegając, iż przeczy tym holistycznemu charakterowi swej doktryny, nastawionej na objęcie całości ludzkiego myślenia i działalności. Stanowiły one bowiem dlań dwie strony jednego medalu, co niezwykle istotne dla idei zespołowych ''gier operacyjnych'' i stojącego za nimi założenia, że przemiana umysłowa wiedzie do radykalnych zmian w samej rzeczywistości. Młody rosyjski historyk technologii Roman Khandozhko, tak opisuje fundamentalne intuicje, jakie legły u podstaw szczedrowickiej ''wszechmetodologii'':

''Program badawczy Szczedrowickiego zakładał poprzez analizę różnych historycznych form myślenia „znaleźć skończoną i stosunkowo niewielką liczbę operacji myślowych, tak aby wszystkie istniejące empiryczne procesy myślenia można było przedstawić jako ich kombinacje”. [...] Oferując uniwersalną metodologię dla wszystkich poszczególnych gałęzi wiedzy, teoria Szczedrowickiego konkurowała z metateorią marksistowską, przyjmując w dużej mierze jej praktyczny patos. Ontologizacja myślenia i krytyczne podejście do psychologii doprowadziły go do stworzenia filozofii antysubiektywnej i socjocentrycznej („ludzie są przypadkowymi epifenomenami myślenia”; „myślenia nie da się opisać w kategoriach psychologicznych, jest atrybutem zbiorowości”), a poszerzenie teorii myślenia o teorię aktywności umysłowej umożliwiło uzasadnienie możliwości instrumentalnego wpływu na myślenie poprzez celową organizację działalności człowieka, a także odwrotnie – zapewnienie skuteczności działania poprzez prawidłową organizację myślenia („myśl jest splotem, wewnętrznym planem działania”).''

- nie dziwota więc, że jeden z cytowanych w powyższym artykule uczestników ''ezoterycznych seminariów'' Szczedrowickiego, dostrzegał w jego i zwolenników ideach ''globalnego projektowania obejmującego całokształt życia społecznego'' coś wysoce niepokojącego. Wyczuwało się w tym niemal żar religijny i faktycznie, jak konstatuje Khandozhko: ''filozofia wspólnoty, przyjęta jako podstawa do konstruowania własnej wersji podmiotowości – w dużej mierze antysubiektywnej – w naturalny sposób zbliżyła „szczedrowitów” do szeregu ruchów religijnych New Age''. Podsumowując: nie twierdzę bynajmniej, że tajny paramasoński zakon ufundowany przez radzieckiego uczonego odpowiada za obecną inwazję Rosji na Ukrainę. Natomiast niewątpliwie jego zwolennicy stoją w pierwszym szeregu popierających barbarzyński akt agresji przeciwko niepodległemu państwu tuż u granic Polski. Co więcej, śmiem twierdzić, iż poddane przez nich w znaczącym stopniu ''praniu mózgów'' rosyjskie elity władzy, skłonne są wskutek tego do podejmowania działań ryzykownych co najmniej i opartych o arbitralne, wątpliwe nader przesłanki. Rygor ''metodologii'' jest bowiem pozorny i prowadzi do chaosu, nieuniknionego przy tak absurdalnie rozdętych ambicjach doktrynalnych, zamiarujących objęcie wszelkiej niemalże ludzkiej aktywności tak w dziedzinie umysłu, jak i empirii. W rzeczy samej, jest w tym coś z alchemii i ''dyzajnu społecznego'', niż rzetelnej nauki świadomej swych ograniczeń, zakresu wiedzy jaką realnie człowiek może zdobyć. Natomiast jej ''dialektyczny'' modus ustanawiany w kolektywnym sporze rozdzierającym zbiorowość, odpowiada charakterowi Rosjan, którzy uwielbiają zdaje się zadawać ból innym, jak i samemu cierpieć. ''Bije bo kocha'' jest tu naczelną zasadą władającą niepodzielnie niemal kacapskim życiem intelektualnym i społecznym, źródłem perwersyjnej satysfakcji uwieńczonej urojoną aureolą samoudręczenia. Wielka rosyjska kultura to jedno wielkie sado-maso, wystarczy sięgnąć po pierwsze z brzegu dzieło ''Tołstojewskiego'', aby się o tym przekonać - perwersje seksualne i wódczane majaki zwie się tam ''głębią rosyjskiej duszy'', jak samokrytycznie rzecz podsumował w swych antybolszewickich zapiskach jeden z najwybitniejszych rosyjskich pisarzy Iwan Bunin. Nawet taki raszysta jak Zachar Prilepin, walczący obecnie z Ukraińcami w Donbasie, przyznaje na kartach swej powieści ''Klasztor'', że Mongołowie ani Niemcy nie mogą równać się w okrucieństwach, do jakich zdolni są Rosjanie wobec samych siebie. Dotyczy to jednak także bratniego jeszcze do niedawna, ruskiego narodu czego resortowy pisarz niestety już nie zauważa, czynnie biorąc udział w torturowaniu swych słowiańskich krajan. Znamienne, że Szczedrowicki w przywoływanym już parokrotnie wywiadzie z niesmakiem wspomina, jak przekonał się na jednej z zachodnioeuropejskich konferencji naukowych ku swemu zdumieniu, iż bolszewicka propaganda nie kłamała utrzymując, że Okcydent chce odgrodzić się od Rosji jakowymś ''kordonem sanitarnym''. Tymczasem jest to wedle niego niemożliwe i absurdalne, bowiem rosyjska kultura, podobnie jak i nauka jakiej dumnym reprezentantem sam się czuł, są integralną częścią świata zachodniego i to jest akurat prawda. Podejrzewam stąd, że tacy zokcydentalizowani Rosjanie, jak ''adept'' metodologicznych ''arkanów wtajemniczeń'' Kirijenko-Izraitel, wszczęli wojnę aby zburzyć wspomniany ''kordon sanitarny'' dla ustanowienia Wielkiej Gejropy od Lizbony po Władywostok. Bowiem Rosja jest skurwiałym Zachodem i nigdy niczym innym nie będzie, dlatego w naszym Polski oraz innych nacji Europy Wschodniej interesie jest, aby wreszcie stała się krajem w pełni azjatyckim, zdominowanym przez żywioł muzułmańsko-buddyjski, inaczej nigdy się od nas nie odpierdoli! Żywione najwidoczniej przez rosyjskie elity przeświadczenie o dialektycznej, konfliktowej istocie rzeczywistości i postępie ludzkości wykuwającym się w ciągłej walce, przez mord, wojnę a nawet totalitaryzm, wyklucza jakąkolwiek możliwość pokojowej koegzystencji między nami. Zacząłem niniejsze rozważania krótkim cytatem, więc i nim skończę, tyle że tym razem zaczerpniętym z ''Metodologii nauk'' Adama Groblera, bowiem dobrze on jak sądzę diagnozuje zasadniczy błąd ''szczedrowiczan'' [ ze str. 293 rzeczonego opracowania ]:

''Wydaje mi się, że można zaryzykować tezę, iż to jednostronność wzorców metodologicznych jest źródłem skrajnych stanowisk w sprawie wartości, albo granic poznania. W czasach nowożytnych absolutyzacja metody matematycznej doprowadziła Kartezjusza do realizmu transcendentalnego, zwrot brytyjskiego empiryzmu zaś ku psychologii poznania zaowocował idealizmem Berkeleya i agnostycyzmem Hume'a. W XX wieku fascynacja Koła Wiedeńskiego fizyką stała się źródłem ''prawicowego'' arcyracjonalizmu, późniejszy zaś tak zwany przewrót socjologiczny [ the sociological turn ] dał początek dzisiejszej lewicy akademickiej.''

- z jej pierdolcem na punkcie płci albo rasy jako li tylko ''konstruktu społecznego'' dodajmy. Jednym słowem zwykłym bredzeniem ''niedorealistów'', na które onegdaj sam dałem się nabrać przyznaję, jest gadanina jakoby ''liczyły się interesy, a nie emocje a tym bardziej ideały''. Właśnie, że nie kurwa - nadrzędne wobec dupy i kasy są idee, i to często najbardziej ''odjechane'' metafizycznie jak tylko można sobie wyobrazić, o nie właśnie toczy się tak mordercza gra. Jak podsumował ''szczedrowiczan'' strasznie na nich cięty lewicowy rosyjski publicysta Paweł Prianikow: ''metodolodzy to rosyjska wersja trockizmu (radykalnego marksizmu), który na tle rozczarowania autochtonami przekształcił się w neokonizm. Ale jeśli amerykańscy neokoni wierzą w Stary Testament, to Rosjanie wierzą w alchemię i metafizykę [ oraz ] silną rękę Progresorów [ niosących postęp tyranów ], przekształcanie tubylców z ich półzwierzęcego stanu w cywilizowane istoty za pomocą magii'' politycznej. Jestem więc pewien, że nastąpiłby powszechny szok i konsternacja, gdyby wyszło na jaw ilu spośród rządzących zarówno w ''wolnym świecie'', co Rosji i Chinach, serio uważa się za ''istoty pozaziemskie''. Pozostawiam zupełnie na boku kwestię, czy takowe mniemanie jakie mają o sobie, w jakimkolwiek stopniu jest w ogóle zasadne...

ps.

Dopiero teraz przypadkiem i zupełnie poniewczasie dowiedziałem się, że doradca prezydenta Zełeńskiego Ołeksiej Arestowycz, w rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Romanem Cymbalukiem przeprowadzonej latem zeszłego roku, wysunął ideę bliźniaczo podobną tej, jaką sformułowałem tutaj niedawno idąc nieświadomie jego śladem. Otóż kluczowe wedle niego w starciu z Moskwą, ważniejsze nawet niż czołgi i wszelka broń, jest odebranie Rosji dziedzictwa Rusi Kijowskiej, zawłaszczonego przez nią Ukrainie. Jakkolwiek pierwsi władcy Kremla rzeczywiście stamtąd wywiedli swój ród, sama Rosja od dawna już jest zupełnie odrębnym krajem, stąd Arestowycz słusznie postuluje, by konflikt w Donbasie jak i tym bardziej obecny dodajmy, rozpatrywać jako wojnę rusko-rosyjską. W każdym razie trudno o lepszy dowód na potwierdzenie tezy o pierwotności idei wobec materii, również w polityce z całą jej brutalnością i niesłychanym cynizmem, ale kto powiedział, że ideały mają być z zasady szlachetne? Owszem, na przykładzie wielkorosyjskich ''metodologów'' widać jak na dłoni, iż mogą prowadzić do masowych zbrodni, służąc uzasadnieniu działań najgorszych kanalii. Polecam też onetową rozmowę z Arestowyczem, gdzie pod koniec wspomina okres, kiedy jako oficer ukraińskiego wywiadu wojskowego infiltrował ''wewnętrzny krąg moskiewskich ezoteryków'' skupiony wokół ''Awiessałoma Podwodnego'' - legendy ponoć rosyjskiego okultyzmu. Dzięki temu miał okazję zapoznać osobiście takich jego adeptów ''głębokich wtajemniczeń'', jak pomienieni tu już Dugin czy Surkow, których ''metodologia'' wedle niego faktycznie ''przeniknęła do reżimu rządzącego współczesną Rosją, narzucając mu swoją logikę i obraz świata''. Właśnie dlatego jednak Rosjanie cały czas mylą się w ocenie działań Ukraińców i to nawet przy pełnej wiedzy wywiadowczej o nich, jak sam przyznaje. Nie są bowiem w stanie wyjść poza zaklęty krąg własnych ''archetypów'' i ''głębinowej'' symboliki, rzutując je na ''bratni'' jak im się wydawało ''subnaród'' ruski, bo nie pozwala im na to typowa dla gnostyków pycha poznawcza. Skoro posiedli jakoby ''kamień wiedzy tajemnej'', stając się przeto ''ziemskimi bogami'' w swym mniemaniu, jakże niby mieliby pojąć, iż rzeczywistość może im jednak wymykać się z rąk?


poniedziałek, 16 maja 2022

Kuleszanie.

W tym miejscu miał być długaśny tekst o genezie oraz istocie rosyjskiej idei imperialnej, ale rzecz wymaga na tyle lektury, że musi jeszcze poczekać na publikację. Dlatego dziś nieco kanikułowo, mimo trwającej wciąż wojny za naszymi wschodnimi granicami. Niemniej temat dość istotny dla przyszłych przetasowań politycznych nad Wisłą, do jakich przygotowania już teraz trwają. Okazuje się bowiem, że cała afera z prorosyjskimi wypowiedziami Kurwina, stanowiła jedynie pretekst dla od dawna narastającego w Konfie rozłamu. Podobnie jak i maskarada z antyrosyjskim wzmożeniem libka Kuleszy i jego nowopartyjnych towarzyszy Dziambora i Sośnierza. Jeśli to prawda co pisze Dobski, że narodowcy wespół z ''rozwolnościowcami'' od Kuleszy, a tak naprawdę Kułakowskiego chcą przejąć Konfę od korwinowców z Ozjaszem a w rzeczywistości Mentzenem na czele, by ustawić się w przyszłych wyborach jako nowy ''partner koalicyjny'' czyt. przystawka PiS, to czeka nas nie lada polityczne ''trzęsienie ziemi'' na krajowym podwórku. Rządzący potrafią się systemowym narodowcom już na zaś odwdzięczyć, przyznając hojnie granty związanemu z nimi stowarzyszeniu, a to dopiero początek ''deszczu obfitości'' dla nich, jeśli temat przyszłej koalicji z PiS wypali. Nie dziwię im się zresztą, z przegrywem Korwinem i jego przydupasami nie mają przecież przyszłości ani tym bardziej szans na zdobycie udziału we władzy, a niechby i fasadowej. Również rozwolnościowe trio nie mogło na to liczyć we własnej partii, gdzie już wszystko zaklepano po równo dla Sławka i rodziny prezesa, czyli w sekcie Ozjasza tradycyjnie jak na ''kąserwatystę'' przystało. Zresztą obie strony nie grają czysto, jak to w polityce i życiu - z jednej Mentzen okazał się jak przewidywałem cwanym sukinsynem, wycinając swego kumpla Dziambora w prawyborach prezydenckich w Konfie, bo ten niespodziewanie wyrósłby przez to na jego rywala wśród korwinowców, zagrażając pewnej dotąd pozycji następcy Krula na tronie. Zrobił to jednak sposobem rasowego polityka przyznaję, czyli cudzymi rękoma skompromitowanego i tak Kurwina oraz tumana Berkovitza, więc jakby co Sławuś miał ''czyste'' ręce.  Z kolei b. rzecznik partii Ozjasza nie wyleciał bynajmniej za antyputinowskie wypowiedzi, jak ściemnia on sam co i korwinowcy wierni Januszowi [Sławkowi], tylko wspomniane knucie na boku z narodowcami i ''kuleszanami''.

Jedni i drudzy więc dorabiają ''międzynarodowy'' kontekst do ambicjonalnej rozgrywki i ustawek pod przyszłe rozdania polityczne w kraju, nieładnie. Jeśli do tego jeszcze okaże się, że Korwin a tak naprawdę Mentzen w kontrze wejdą w koalicję z Robertem ''mimo wszystko Duda'' Bąkiewiczem, bo ten ma z kolei kosę z Winnickim, to chyba pierdolnę ze śmiechu. Kucerzy czeka srogi ''mindfuck'' zaserwowany im przez naczalstwo w osobach Ozjasza i jego przydupasa Sławomira, przecie jeszcze do niedawna wyzywali ''bąkiewiczan'' od ''narodowych socjalistów'' popierających ''rozdawnictwo''! Nie wątpię jednak, że sekta i to łyknie, jak zawsze zresztą, a kto przeciw ten agent ''razwiedki'', przekupiony do tego PiSowskim socjalem:). Oczywiście  podobnie będzie i po drugiej stronie, nagle okaże się dla ''prawych'' mediów Ssakiewicza co i braci Karnowskich, że Konfa to jednak już nie ''ruskie onuce'', ale co najwyżej niesforne bachory nie chcące uznać na prawicy przywództwa prezesa, czy już wtedy raczej Maowieckiego. W każdym razie jeśli dojdzie do powstania takiej oczyszczonej z korwinowców i - co daj Boże! - Brauna Konfederacji, nie pozostanie mi nic innego jak oddać na nich głos. O ile rzecz jasna wystawią w Kielcach na ''jedynkę'' podczas wyborów prawdziwego narodowca, a nie przecwelonego wolnorynkowo typu Bosak. PiS bowiem nieodwołalnie stracił w mojej opinii po serii katastrofalnych wtop jak z nieszczęsną antyrolniczą ''piątką'', zaś antyunijne i ''suwerennościowe'' wzmożenie ziobrystów jest dla mnie kompletnie niewiarygodne. Przyda się zresztą formacji Kaczyńskiego, a zapewne już niedługo Morawieckiego, jakaś bardziej autonomiczna koalicyjna przystawka, od choćby całkiem fasadowych [pseudo]Republikanów Bielana, którzy są właściwie politycznym memem. Nawet jeśli z udziałem rozwolnościowych ''kuleszan'' niestety, ale taka cena sojuszu z ''anglosaskim imperializmem'' ekonomicznym, skąd napływa do nas to LGBTariańskie dziadostwo ideowe. Obaczymy, czy Kulesza nadal sadzić będzie swe anarchokapitalistyczne bzdety, Sośnierz zaś przeprosi za dyrdymały o ''etatystycznym'' i rzekomo ''przestarzałym'' kolejnictwie, wypowiadane onegdaj na sejmowej komisji ws. CPK. Wobec jednak nieuchronnego jak się wydaje podążania PiS pod przywództwem Morawieckiego juniora ku politycznemu centrum, przyda mu się bardziej prawicowy koalicjant ''odkażony'' z korwinowej szurii politycznej. Tym bardziej, że ostentacyjne spotkania kasjera z Duginem ''transhumanizmu'', jakim jest technokabalista Harari, domagają się jakiejś rzeczywiście prawicowej kontry nieskalanej uwielbieniem rosyjskiego ''katehuna''. A tak się składa, iż żydowski chucpiarz dziś tak niby pryncypialnie proukraiński, jeszcze parę lat wcześniej poszedł na współpracę z kacapską cenzurą, godząc się na usunięcie wzmianek o zajęciu Krymu i Donbasu z wydania swej książki w Rosji. Poza tym mimo wtopy z aferą wokół mordu popełnionego rzekomo przez Ukraińca, a tak naprawdę Polaka, czeka nas jednak poważna debata o masowej imigracji, co przyznają nawet osoby związane z obecnym obozem rządzącym jak choćby Marek Wróbel. Narodowcy więc wyzbyci dawnych związków z prokacapską endekomuną mogą na tym wreszcie sporo dla się ugrać, aczkolwiek będą zapewne mocno powściągani przez ''kuleszan'', jak to libki nastawionych proimigracyjne ze względu na napływ taniej ''siły roboczej'', niebaczni związanych z tym kosztów społecznych i politycznych. Konflikt ten pozwoli rozgrywać jednych i drugich przez PiS Morawieckiego, dla niego sytuacja idealna, cóż obaczymy jak będzie - w każdym razie lepsze to niż Korwin i jego cwany przydupas Sławuś, niech idą na dno gnijąc w ''antysystemie'' razem z redahtorę Rolą i resztą ''partii krążownika Moskwa''.

Co się tyczy pozostałej menażerii politycznej w kraju, to nawet szkoda się nad nią rozwodzić. Tusk by wyciąć Czaskosky'ego i jego ludzi [ jak Wojda z ''frakcji nieheteronormatywnej'' w kieleckim PO ], chce powtórzyć numer na Kopaczową lansując jeszcze głupszą od niej - niewiarygodne, ale jest faktem - Leszczynę jako swoją ''premierzycę''. Hołownia zaś z pezelakami montują egzotyczny sojusz z Lirójem, wyciągniętym z PRL-owskiej zamrażarki Stronnictwem Demokratycznym [ gdzie politycznie debiutował jeszcze Ozjasz ], oraz Gówinem. Pewnie stąd czekać tylko powrotu do aktywnej polityki przydupasa ostatniego z wymienionych, czyli Lubawskiego - byłego na szczęście prezydenta Kielc, wspieranego niestety za swych rządów przez lokalny PiS. O tyle to dobre jednak, iż rozbicie pożal się opozycji na PO, lewicę i ''peezelohołowniogówinowców'' z Lirójem, oddala szansę powrotu do władzy bandy Tuska. Jeśli jak chce ten ostatni Leszczyna zostałaby ''premierzycą'', to agresywna chamica ''babcia Kasia'' powinna być ''ministrą'' od kultury, natomiast idiotka Jachira zająć się ''niebezpieczeństwem energetycznym'' kraju. A wtedy niepotrzebne ataki ruskimi nukami, by obrócić Polskę w perzynę, nie przeżylibyśmy jako naród takich ''babskich rządów''. Dlatego możliwa koalicja między ''zbanksteryzowanym'' PiS Morawieckiego syna, z narodowo-liberalną i ''zdekorwinizowaną'' Konfederacją to mimo wszystkich towarzyszących temu mankamentów, najlepsze póki co rozwiązanie polityczne dla RP w najbliższych latach [ stety lub nie ].

ps.

Przekaz swój kieruję do  kumatych jednostek, stąd z góry je przepraszam, ale dla wiadomości tumanów jacy czasem także tu zaglądają podać należy, iż tytuł wpisu jest nawiązaniem do pierwszego na ziemiach polskich liberalnego stronnictwa politycznego ''kaliszan''. Rzecz jasna zawiera się w tym pokaźna dawka ironii, gdyż szczerze wątpię, by Obóz Wielkiej Polski Liberalnej pod wodzą Winnickiego i Kuleszy wraz z towarzyszami, dorównał tamtym rangą intelektualną i patriotyzmem, choć miło byłoby pozytywnie rozczarować się co do nich. Cóż, obaczymy jak się potoczy dalszy rozwój wydarzeń na krajowej scenie politycznej - i na tem kończę ten dość krótki tym razem tekst, by zabrać się za dokończenie lektur niezbędnych dla opisu genezy rosyjskiego imperializmu.

sobota, 7 maja 2022

Klęska Rosji oznacza koniec Zachodu jaki znamy.

Zanim obwołany zostanę pochopnie ''ruskim agentem'', proszę o chwilę cierpliwości, bym mógł wyjaśnić me stanowisko wyrażone w tytule. Otóż z dekadę ponad temu już będzie, jak założyłem niniejszego antybloga de facto, paradoksalnie z nienawiści i odrazy do ''blogierów''. Bowiem kiedym zaczynał, była to głównie zabawa narcystycznych pedałów i niedojebanych lasek, rodzaj pisanego instagrama o tym co się zeżarło, kogo spotkało i gdzie srało. Oczywiście istniały takie szlachetne wyjątki jak Fox czy Brulionman, ale generalnie panował wspomniany smutny obraz rzeczy. Moim celem również, jako intelektualnego perwersa i skończonego szajbusa, było podejmowanie tematyki niegodnej tzw. ''poważnych, normalnych ludzi'' takiej np. jak bliska perspektywa orientalizacji Polski, wskutek masowego napływu migrantów z najbliższego nam, ale jednak wschodu jak i głębi Eurazji. Logicznym wnioskiem stąd płynącym stawał się postulat ustanowienia rodzimej wersji eurazjatyzmu, w kontrze do fałszywego na modłę Dugina. Broń wroga bowiem niszczy się własnym uzbrojeniem, a nie kredkami i tego typu hipiserką. Dziś wydaje się to oczywiste, niestety nie dla wszystkich jak się zaraz przekonamy, ale wspominając o tym w przestrzeni publicznej zaledwie dekadę temu, człowiek narażał się na opinię ''szura'', ''faszysty'' a nieledwie przy tym i ''ruskiego agenta''. Naiwnie jak się okazało sądziłem jednak, że pod naporem okoliczności podobne złogi mentalne ustąpią w umysłach większości, stąd nosiłem się już od dłuższego czasu z zamiarem zamknięcia niniejszego antybloga. Bynajmniej w poczuciu porażki, a dobrze wykonanej roboty licząc na to, że dzieło podejmą teraz bardziej kompetentne ode mnie jednostki, budujące więzi polityczne, ekonomiczne i kulturowe Polski z coraz mniej dla nas ''egzotycznymi'' rejonami świata. Tymczasem z nieskrywaną odrazą i lekkim przerażeniem wręcz obserwuję, iż obecna konfrontacja nie tylko w niczym nie naruszyła skamieliny umysłowej jaka ciąży nad nami nadal, ale wręcz ją utwardziła jeszcze! Jaskrawym przykładem takowego ''wyparcia'' rzeczywistości, była wspomniana w jednym z ostatnich tekstów na stronie korwinistka. Jak na weterankę UPR przystało, sadziła w  rozmowie ze mną farmazony o ''razwiedce'' niczym Michalkiewicz. Dla takich ludzi nadal istnieje ZSRR, jedynie przetransformowany a choć nie sposób zaprzeczyć, że postkomunistyczna nomenklatura i służby naznaczyły swym piętnem ''transformację ustrojową'' takich krajów jak Polska, świat się jednak zmienił przez ostatnie 30 lat i to diametralnie. Jednostki tkwiące mentalnie w dawno minionej epoce nie pojmują, że w międzyczasie doszło do radykalnego przewrotu w globalnym układzie sił, stąd jak Rosja sowiecka toczyła wojny zastępcze z USA w Afryce, Azji czy Ameryce Łacińskiej, tak obecnie to Chiny rozpoczęły takową rękoma Rosjan w Europie. Póki co na jej okrainie właśnie, ale rychło ogień walk może przenieść się wgłąb Okcydentu europejskiego, co zresztą stanowiłoby logiczną konsekwencję procesu jego afrykanizacji i orientalizacji, postępującego nieustannie od wielu dekad. Dlatego warto przygotować się na takowy obrót spraw choćby mentalnie, aczkolwiek w miarę możności przydałyby się także odpowiednie formy instytucjonalne i polityczne, nade wszystko wojskowe. Tymczasem ku mojemu zgorszeniu obserwuję i to niestety również wśród ludzi, którzy w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę zachowali przyzwoitą postawę, żywotność idiotycznych anachronizmów. Popisał się takowym niedawno Jakub Maciejewski, korespondent ''wpolityce'' z Donbasu - chwali mu się wprawdzie, że nadaje stamtąd narażając życie, za to trzeba mu oddać należny szacunek. Ma też rację w swych obserwacjach miejscowych kolaborantów Moskwy, potwierdzając me niedawne uwagi, iż polegała ona w ruskim świece zwykle na najpodlejszej ludzkiej szumowinie. Co innego wszakże, jakie wnioski z tego wyciąga, bo nie kryję jednak, że aż mnie krew zalała, gdym przeczytał u niego co następuje:

''Rosyjska cywilizacja kiedyś może udawała europejskość, ale tutaj, na granicy Wschodu i Zachodu, widać różnicę między Europejczykiem a Rosjaninem taką jak między Brytyjczykiem a Hindusem 100 lat temu albo między Francuzem a mieszkańcem Maroka w XIX wieku. Inny świat mają wpisany w kodeks wartości, co innego im patrzy z oczu, nawet z wyrazu twarzy.''

- kurwa jebana mać, że aż się żachnę, czy naprawdę musimy przyjmować wobec mieszkańców Wschodu dokładnie tą samą postawę pogardliwej wyższości i nieznośnego ''cywilizacyjnego misjonizmu'', jaką okazują nam Polakom z kolei ludzie z Zachodu, szczególnie Francji i Niemiec? Kiedyż wreszcie dotrze do tych wszystkich bałwanów ślepo zapatrzonych w Okcydent, że Rosja stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski oraz innych państw regionu właśnie dlatego, że jest częścią Europy a nie Azji i to ona, a nie my pełniła przez wieki rolę faktycznego ''przedmurza'' Zachodu?! Poświęciłem wyjaśnieniu tejże kwestii całą serię tekstów, ostatnio choćby niniejszy, ale kto nie ma ochoty na dłuższą lekturę [ przykro mi, ale nie przedstawisz tego w paru tweetach ], niechże obaczy wypowiedź jednego z czołowych obecnie rosyjskich intelektualistów, przytoczoną dopiero co przez Marka Budzisza. Mowa o Iwanie Timofiejewie - min. ''ekspercie Klubu Wałdajskiego i wykładowcy MGiMO, uznawanym  [ na Kremlu ] za jednego z najlepszych znawców amerykańskiej polityki sankcyjnej''. Otóż ta niewątpliwa kreatura z rosyjskiego ''deep state'', przyznała w świeżo opublikowanym tekście bez ogródek, iż:

''Pierwsza grupa wyzwań [ dla Moskwy ] związana jest z sytuacją międzynarodową, a precyzyjnie rzecz ujmując z relacjami Rosja – Zachód. Jest to historycznie kluczowy, z punktu widzenia rosyjskiej polityki bezpieczeństwa kierunek. Choćby z tego powodu, że w ostatnich 300 latach to z Zachodem Rosja toczyła wojny w których ceną było przetrwanie państwowości. Zawsze w interesie Moskwy leżało uczestniczenie w polityce europejskiej, najlepiej jako członek jakiejś koalicji, której samo istnienie wprowadzało element podziału w Europie i rozproszenia sił. Ryzykiem było dopuszczenie do koalicji Europy przeciw Rosji, bo wówczas relacja sił i potencjałów była zdecydowanie na niekorzyść Moskwy. Z taką sytuacją mamy obecnie, zdaniem Timofiejewa, do czynienia. [...] Ale problemem jest nie tyle cywilizacyjne zapóźnienie Federacji Rosyjskiej lecz to, że tamtejsze elity nie wiedzą co w obecnej sytuacji robić. I to nie w planie politycznym, krótkoterminowym, ale strategicznym. Przede wszystkim dlatego, że całe doświadczenie Rosji w tej domenie sprowadzało się przez ostatnie 200 lat do importu z Zachodu gotowych formuł politycznych, ideowych i administracyjnych, które potem były, zazwyczaj w sposób nieudolny, wręcz karykaturalny, adaptowane do rosyjskich realiów.''

- Putin nadto dobitnie dowiódł, że nie należy lekceważyć oświadczeń kremlowskich oficjeli, nawet tych wydawałoby się niewiarygodnych. Na dowód, że kremlowska kreatura nie łże w tej materii akurat, wystarczy przytoczyć fakty opisane niedawno przez Galijewa na jego profilu TT. Otóż przypomniał on, że kluczowe rejony południa i wschodu Ukrainy, o które toczy się właśnie bój z rosyjską agresją zbrojną, to nic innego jak ''Dzikie Pola'' dawnej Rzeczpospolitej. Stanowiły one zachodni kraniec eurazjatyckiego Wielkiego Stepu, zasiedlony w pełni i zindustrializowany z wydatnym udziałem kapitału Zachodu, działającym tam pod auspicjami imperialnej, a później bolszewickiej Rosji. Dość przypomnieć, że za powstanie czołowych ośrodków przemysłowych Donbasu, jakimi stały się Ługańsk i Donieck, odpowiadali brytyjscy przemysłowcy - odpowiednio Charles Gascoigne i John Hughes. Z kolei fundatorami pierwszych hut w Mariupolu, o jaki Ukraińcy i Rosjanie toczą tak zażarte walki, byli kapitaliści z Belgii i Stanów Zjednoczonych, stąd aktywny udział w industrializacji miasta wziął amerykański inżynier Julian Kennedy, urodzony skądinąd w Polsce. Wreszcie jedno z czołowych ''osiągnięć'' stalinowskiego uprzemysłowienia kraju, likwidacja dnieprowych ''porohów'' przez gigantyczny zbiornik wodny, tamę i elektrownię ''Dnieprostroj'', dokonało się pod kierownictwem wojskowego specjalisty armii USA Hugh Lincolna Coopera. Przywoływany tu przeze mnie niedawno Wojciech Zajączkowski zwracał uwagę na fakt, iż Rosja jako jedyna potęga w dziejach Eurazji scaliła jej stepową część z niestepową, a to wskutek zastosowania przez Moskwę osiągnięć technologicznych Zachodu, jako to broń prochowa, sztuka inżynieryjna dla wznoszenia fortyfikacji, w końcu zaś koleje i zakłady przemysłowe oraz nowoczesne wydobycie rud ziemi na masową skalę. Temat znany i wydawałoby się całkiem oklepany, a jednak należy nieustanie o nim przypominać, bo odpowiadające za kształtowanie polskiej opinii publicznej jednostki sprawiają często wrażenie, jakby nie miały o tym pojęcia. Dlatego należy jasno i z naciskiem to powiedzieć, że więź łącząca Rosję z resztą Europy, a nawet Ameryką była w jej nowożytnych dziejach tak silna, iż rozerwanie jej doprowadzi do fundamentalnej zmiany cywilizacyjnej nie tylko dla Moskwy, ale i samego Zachodu również. Jednym słowem, jeśli obecne sankcje przybiorą po obu stronach trwały charakter, naprawdę obudzimy się w zupełnie innym świecie niż ten, znany nam i to od dobrych kilkuset lat!

Przybieranie stąd póz jakowychś ''białych nababów'' ostentacyjnie gardzących ''orientalną dziczą'', jak to niestety czyni pomieniony już Jakub Maciejewski, jest dziś objawem wyjątkowej wprost ślepoty i mimowolnym jak mniemam działaniem na rzecz Rosji. Pcha bowiem w jej łapska wielu ludzi ze Wschodu, zrażonych rasistowską niemalże arogancją radykalnych okcydentalistów, hołdujących dawno przebrzmiałym wizjom jak choćby wyznawcy Konecznego. Sprzyja to wygodnej dla Moskali polaryzacji na linii Azja-Europa, urągając takim krajom czynnie zaangażowanym we wsparcie dla walczącej Ukrainy jak Japonia, Korea Płd. czy Tajwan. Przywódcy  ich dobrze bowiem pojmują, że rosyjska agresja zbrojna nie byłaby możliwa bez ledwo skrywanego wsparcia postkomunistycznych Chin, stąd same mogą rychło stać się obiektem ataku ze strony Pekinu. Po drodze ofiarą, być może pospólną rosyjsko-chińskiego monstrum, będzie Kazachstan i zapewne dlatego jego władze mimo promoskiewskiego zamachu stanu, do jakiego niedawno doszło w tym kraju, wyraźnie dystansują się od bandyckiej polityki przywództwa Rosji, ku jego wściekłości. Putin od dawna kwestionuje oficjalnie prawomocność tego środkowoazjatyckiego państwa, a rewanżyści z otoczenia ''katehuna'' jak i koncesjonowanej przez reżim ''opozycji'', szczują jawnie do zaboru jego północnych rejonów z dość liczną tamże mniejszością rosyjską. Ponieważ do złudzenia przypomina to postępowanie Moskali z Ukrainą w zaprzeszłych latach, nie sposób podobnych enuncjacji i haseł lekceważyć, bo mogą one przynieść równie tragiczne skutki, jak dramat rozgrywający się właśnie na wschód od granic Polski. O ile Rosjanie nie zbiorą tam należytego łomotu rzecz jasna, dlatego tak ważny jest opór stawiany kacapskim ''orkom'' przez ukraińskie oddziały, bo od ostatecznego rezultatu walk zależy w dużej mierze nie tylko dalszy los narodów Europy Wschodniej, ale w ogóle całej Eurazji. Jedną z kluczowych formacji wojskowych jest tu słynny już ''Azow'', posądzany przez rosyjską propagandę o prozachodni ''nazizm'', choć jego dowódcy wywodzą się ze środkowych i wschodnich, promoskiewskich rzekomo rejonów kraju. Jak trafnie wskazuje Galijew, obecnego bastionu ukraińskiego nacjonalizmu wcale nie stanowi ''banderowska'' b. Galicja, lecz położone na Zadnieprzu ''kresowe'' miasta jak Charków. Przestanie to dziwić, kiedy obaczymy jak Rosja postępuje z mieszkańcami ''wyzwolonych'' przez nią separatystycznych ''republik'' Ługanda i Donbabwe, posyłając w pobratymczy bój praktycznie na pewną śmierć, bez należytego wyszkolenia i nade wszystko broni, ponosząc główną winę za ich masakrę. Putin najwidoczniej postanowił prowadzić swą dziwną Z-wojnę bez narażania samych Rosjan, za to kosztem frajerów z Donbasu, na tyle głupich, że im i jemu zawierzyli, oraz ''rasowych spadów'' spośród nieeuropejskich nacji zamieszkujących kacapię. Jak przystało na tyrana, jest zeń anarchista u władzy, który chce cieszyć się jej przywilejami bez ponoszenia za nią odpowiedzialności, stąd do dziś nie wypowiedział oficjalnie wojny Ukrainie, ani zarządził masowej mobilizacji w kraju, jak należałoby z czysto wojskowego punktu widzenia. Brak odpowiednich działań militarnych kompensuje za to wściekłe ujadanie kacapskiej szczujni medialnej, gdzie czołową rolę grają przedstawiciele świata ''wielkiej rosyjskiej kultury'', jak reżyser filmowy Karen Szachnazarow. Nie krępuje się on z jawnie już nazistowską retoryką, nawołując publicznie do sterylizacji [!] przeciwników ''akcji Z'', oraz zamykania ich w obozach koncentracyjnych. Dlatego nie mają racji zarówno kwestionujący europejski status rosyjskiej kultury, jak i wykorzystujący ją do jeśli nie usprawiedliwiania zbrodni Rosjan, to przynajmniej osłabiania powszechnego obrzydzenia nimi. Tymczasem Moskale podobnie jak Niemcy niewątpliwie mogą poszczycić się szeregiem dokonań swych wybitnych artystów, składających się na dorobek cywilizacji Europy, ale też kultury obu narodów zostały splamione nieodwołalnie przez kolaborację wielu ich twórców ze zbrodniczym reżimem. Nikt nie broni słuchać oper Wagnera, przenigdy jednak nie wolno przy tym zapominać, że czerpali z nich natchnienie przywódcy III Rzeszy z Hitlerem na czele. Jeden z najbardziej znaczących myślicieli naszej doby Martin Heidegger był zdeklarowanym nazistą, podobnie jak przywoływany w tym miejscu wielokrotnie wybitny filozof prawa Carl Schmitt. Niekwestionowana ranga intelektualna jaką obaj się cieszą, w niczym nie usprawiedliwia ich politycznego złajdaczenia. Podobnie rzecz ma się z ''Tołstojewskim'', owym dwugłowym monstrum jakim zwykle terroryzuje się przeciwników Rosji - w kontrze rzec można, iż genialny talent literacki nie przeszkadzał Josifowi Brodskiemu, żydowskiemu dysydentowi z czasów sowieckich, popełnić w latach 90-ych ohydny wiersz ociekający wprost wielkorosyjską butą imperialną, postponujący w knajacki sposób niepodległościowe dążenia Ukraińców. Niewątpliwie europejski charakter rosyjskiej kultury, nie stanowi więc żadnego usprawiedliwienia bestialstw, popełnianych przez szczycący się nią naród, rzekłbym nawet jeszcze bardziej go pogrąża. Michałkow nakręcił parę znakomitych filmów i zagrał równie wybitne role na ekranie, cóż z tego jednak, skoro na starość okazał się totalnie sprostytuowaną politycznie kanalią? Cywilizowana gnida jest gorsza od barbarzyńcy i zwykłego chama, właśnie przez posiadane rozliczne talenty oraz inteligencję, pozwalające jej bardziej przekonująco kłamać i czynić wszelkie zło w perfidnej, wymagającej namysłu postaci.

Kolejnym dowodem, że proeuropejska Rosja to gówno, stanowi ichnia wielkomiejska klasa średnia, jak wiemy z liberalnych czytanek ''podstawa demokracji''. Tymczasem zajęła ona gremialnie jeszcze bardziej proputinowską postawę, niż tak pogardzane ''ciemniaki'' z rosyjskiej prowincji i zasadniczo popiera naZistowską agresję swego reżimu na Ukrainę. Będzie tak dopóty sankcje ekonomiczne nie uderzą tego ścierwa po kieszeni, co nieprędko raczej niestety się stanie, o ile w ogóle zostaną utrzymane, bo obliczone są na efekt dopiero w dłuższej perspektywie. A tyle Zachód obiecywał sobie po rosyjskich wykształciuchach z wielkich miast, tej całej klasie menadżerskiej, która miała stanowić szansę na ''nową, światłą i liberalną Rosję'' przeciwstawianą ''czarnosecinnej'' z mniejszych ośrodków miejskich, tkwiącej mentalnie jeszcze w epoce sowieckiej. Gdy zaś przyszło do wojny, nagle dęta ''opozycyjność'' elit Moskwy i Petersburga wyparowała w try miga, okazali się bodaj gorszymi nawet faszystami od miejscowych kiboli i bandyterki. Jakiż kontrast z ''kapitalistycznym rajem'' jaki stanowi Singapur, ostro potępiającym oficjalnie rosyjską agresję na Ukrainę, na czym niestety nie wzorują się ci z polskich liberałów, co zapatrzeni są nadal w dziada Kurwina. Jednak w tym rzekomo ''wolnorynkowym'' mieście-państwie służba wojskowa jest powszechna i obowiązkowa, zaś miejscowe prawo o bezpieczeństwie publicznym jeszcze z czasów brytyjskiego kolonializmu, nie daje szans jakiemuś ''W-odrealu'', czy tym podobnej zdradzieckiej szczujni. Motywacje władz Singapuru, oraz ich solidaryzm z walczącą Ukrainą są oczywiste i dokładnie takie same, jak u wspomnianych wyżej państw Dalekiego Wschodu wspierających Kijów. Kolejny więc powód, by nie obrażać Azjatów porównaniami do rosyjskiej swołoczy, choć pojmuję czemu stosuje je wojskowy gubernator miasta Krzywy Róg Oleksandr Wiłkuł, w wywiadzie udzielonym ukraińskim mediom. Wstrząśnięty bestialstwami agresorów wobec Ukraińców z prorosyjskiego dotąd wschodu kraju, szczególnie serią gwałtów miejscowych białych kobiet dokonywanych często przez kaukaskich, lub azjatyckich żołdaków z nieeuropejskich rejonów Rosji, ma do tego pełne prawo. Niemniej warto pamiętać, że tę swołocz napuścili na nich ''słowiańscy pobratymcy'' z Moskwy, europejscy jak najbardziej i obyci, żadna tam dzicz, choć kanalia bez wątpienia. Przypadek Wiłkuła jest zresztą znamienny dla zaskakującej, nagłej zmiany postaw mieszkańców zadnieprzańskiej i południowej Ukrainy, ciążących dotychczas raczej ku Rosji. Obecny zdeklarowany obrońca rodzinnego miasta Zełeńskiego przed kacapską inwazją, jeszcze nie tak dawno był jednym z czołowych polityków promoskiewskiego stronnictwa, pełniąc nawet stanowisko wicepremiera za rządów Janukowycza. Kiedy jednak doszło do najazdu Rosjan, kazał sp...adać kumplom-kolaborantom napraszającym się z ofertami zdrady i energicznie przeciwstawił agresorom, organizując na miejscu militarną kontrę dla ochrony Krzywego Rogu, ośrodka o strategicznym znaczeniu. Nie sądzę, by jedynie nagły przypływ uczuć patriotycznych, stał za jego determinacją i wolą dania odporu rosyjskim ''wyzwolicielom'' - sam podkreśla z dumą, że posiada wieloletnie doświadczenie pracy w miejscowym przemyśle na kierowniczych stanowiskach. Zapewne więc tacy jak on ukraińscy menadżerowie i przedsiębiorcy widzą po okupowanym przez Rosję Donbasie, że rządy Moskwy oznaczają władzę najgorszych żuli, którzy rozgrabią jedynie kraj. Sprzedając zakłady na przysłowiowe żyletki i gwoździe, jakich ''niezwyciężona Rassija'' nie potrafi nawet wyprodukować na własny rynek w wystarczającej ilości. Przyznaje to otwarcie sam Striełkin, czołowy przecież ''wyzwoliciel'' dla ''ruskiego miru'' wschodnich, pogranicznych rejonów Ukrainy w 2014 roku. Trudno stąd, aby przedstawiciele ukraińskich elit kapitałowych chcieli oddawać swe majątki i posiadaną infrastrukturę kacapskim złomiarzom jak Zacharczenko, przywódca marionetkowej ''republiki donbaskiej'' o nieskalanym intelektem obliczu. Zamordowany później w porachunkach gangów ''separów'' lub przez samą Moskwę, której przestał być już potrzebny zapewne ze względu na swą niepoczytalność, stwierdzoną przez miejscowych psychiatrów na dobre parę lat przed wybuchem wojny. Nikt z głową na karku nie będzie oddawał władzy nad własnym krajem tego typu psychopatom, za pomocą których Rosja doprowadzi go do całkowitej ruiny, lepsza więc już śmierć w walce z nimi, a nade wszystko zaciekły opór przed zakusami złodziejskich ''wyzwolicieli'' nasłanych przez Kreml. Polsce zaś pozostaje czynnie wesprzeć takich prorosyjskich dotąd Ukraińców jak Wiłkuł, którzy przejrzeli wreszcie na oczy pojmując bankructwo moskiewskiego despotyzmu. Znamienne, że w przywoływanej wyżej rozmowie odżegnując się od celebrowania posowieckiej daty ''pabiedy'', nie wyrzeka się on wcale tradycji czczenia samego Dnia Zwycięstwa. Bliskiej mu na równi z Zełeńskim, bowiem rzecz w tym, aby zniszczyć monopol Kremla dzierżony w tej dziedzinie, podobnie czyni właśnie Kazachstan z podanych już pobudek, a oby za jego przykładem postąpiły wkrótce także inne państwa powstałe na gruzach ZSRR. 

Analogicznie stokroć lepszym rozwiązaniem od wcielania na siłę Ukrainy do mitycznego Zachodu, byłoby uczynienie z niej alternatywy dla Rosji w obrębie ''ruskiego miru'', czego wyrazem na planie symbolicznym stanowi jak wskazywałem, przywołanie na powrót idei Kijowa jako prawosławnej ''drugiej Jerozolimy''. W kontrze do imperialnej Moskwy - mniemanego ''trzeciego Rzymu'' z jego poddaną bez reszty władzy, skundloną politycznie cerkwią. Ustami swego ''metropolity Sodomskiego i Gomorskiego'' ogłaszając wojnę Rosji z Ukrainą i całym Zachodem, jako rzekomą ''krucjatę przeciw LGBT'', chociaż jako żywo ruch ten jest brutalnie zwalczany przez jeszcze ostrzej lewacki QTBIPOC, co się wywodzi od Queer, Trans, Black, Indigenous i People of Color. Pedały okazały się dla tych rasistów ''zbyt białe'', do tego ośmieliły afiszować z przywiązaniem niektórych do policyjnego munduru, a to przecież esencja ''systemowego zła'' Ameryki wedle bojowników BLM. Patriarcha Cyryl więc, zaś z nim rosyjska propaganda jakiej wiernie służy, okazują tym swą nieudolność nie trzymając kompletnie ręki na pulsie, wojując za to z własnymi urojeniami. Jako kąserwatywny pederasta powinien właściwie wspierać LGBT, przeciwko jeszcze bardziej popierdolonym od nich lewakom z tego całego QTBIPOC, ale wtedy stałby się dla nich ''transrasistą''. Z drugiej, skoro Ławrow może włażącemu w rosyjską dupę IZSRRaelowi jechać od ''Hitler był Żydem''... W każdym razie jeśli Zachód serio chce wziąć górę nad rosyjsko-chińskim monstrum, musi przeciągnąć na swą stronę takie ''wahające się'' kraje jak Indie, Brazylia czy Nigeria. A nie dokona tego grzejąc nadal maniakalnie swą ''klimatyczną'' i ''tęczawą'' agendę, o wyznawcach kultu Dżordzu Fleji już nie wspominając. Otwartym tekstem zakomunikował to ostatnio, i to na łamach amerykańskiego odpowiednika ''GW'' jakim jest Washington Post, jeden z czołowych komentatorów gejzety Henry Olsen. Tymczasem administracja prezydencka Bideta mianuje nową rzecznik Białasowego Domu afro-lesbijkę, zaś w odwodzie czeka zapewne jakieś ''niebinarne'' rasowo, antypłciowe ''osobowiszcze''. Przy czym idiotyzmem nie jest rzecz jasna powierzenie stanowiska ''ludzini'' o takowych ciągotach, ani tym bardziej pochodzeniu, lecz ostentacja z jaką obecne władze USA to czynią, gdy akurat zalecana byłaby jednak tutaj pewna powściągliwość. Rządzące niestety Ameryką lewactwo jakby uparło się, by pchać prawicowców na Zachodzie w łapska ''katehuna'', dlatego tym bardziej powinni oni pojąć, że tak zdeprawowany, pełen chorych na AIDS i wszelkich degeneratów kraj jak Rosja, stanowi wręcz zaprzeczenie konserwatyzmu. Niemniej nie daje to również powodów dla wyższościowego sadzenia się wobec kacapskiej nędzy obyczajowej, jak niestety czyni to Jakub Maciejewski. Przy całym należnym mu szacunku powtórzę, za relacjonowanie na miejscu walk toczących się właśnie teraz w Donbasie. Sami bowiem mamy niezły burdel jak widać na własnym podwórku i żaden obcy ''katechun'' okcydentalnej jak i ''eurowschodniej'' jak nasza prawicy, nie wyręczy w dziele zaprowadzenia weń jakiegoś ładu. Tak czy siak jedno jest pewne: jakkolwiek skończy się obecny konflikt, zarówno nasz krąg cywilizacyjny, jak odrywająca się właśnie odeń Rosja jednako wyjdą z tego odmienione. Radzę więc zacząć się do tego przyzwyczajać, bo inaczej mentalna KOD-erastia ''żeby było tak jak było'', kurczowe czepianie się form walącego się teraz nam na głowę dotychczasowego porządku, pociągnie wraz z nim na dno a w najlepszym razie grozi umysłowym kolapsem [ patrz Korwin i jego wyznawcy, czy redahtor Rola ].


niedziela, 1 maja 2022

Dohtór Hałat - rodzimowierczy ''dziewicolog''.

Na okoliczność zgonu głośnego antyszczepowego ''eksperta'', postanowiłem odnieść się krótko do kilku przekłamań na jego temat, szerzonych zresztą przez obie sekty - proszczepową również. Zanim jednak przejdę do rzeczy warto przypomnieć kilka faktów - otóż jak pisałem tu niedawno, zmarły także dopiero co Żyrinowski, wyjątkowa wprost ruska imperialna kanalia, zaszprycował się aż 8 razy, stąd żadną miarą bydlaka nie można było nazwać ''antyszczepowym szurem''. Co więcej: otwarcie prorosyjskie Węgry są najbardziej ''wyszczepionym'' krajem w Europie. Oczywiście głównie ruskim i chińskim syfem, niemniej. Do tego sam Orban daje przykład, ostentacyjnie przyjmując trzecią dawkę szprycy i to ''zmutowanej'' Moderny, która wedle ''antyplandemistów'' zawierać ma ''bioczipy'' zamieniające nas w cyborgi, posłusznych niewolników NWO. Jeśli więc ktoś nadal utrzymuje, że sceptycyzm wobec szczepionek na covida musi z automatu równać się ''ruskiej agenturalności'', dowodzi tym samym jedynie, iż zamiast mózgu pod czaszką telepie mu się zawartość koszarowej latryny oddziału zbrodniarzy, odpowiadającego za masakrę w Buczy. Na miano ''człowieka Kremla'' zasługuje taką razą prezydencki doradca Andrzej Zybertowicz, który ostatnio słusznie przypomniał, iż ''ogłupione Stany Zjednoczone to poważne błędy w globalnych strategiach, a za to cenę ponosić może cała ludzkość. Dwa ostatnie kryzysy - pandemia i wątpliwe sposoby jej zwalczania, oraz dalece spóźniona reakcja na agresję Rosji na Ukrainę - oto ilustracje fatalnej sytuacji''. Nic dodać ni ująć, choć zapytać można jak to przekłada się na politykę samego prezydenta Dudy? Aczkolwiek podlega on jednak różnorakim naciskom potężnych grup wpływu, którym zapewne mocno nie w smak tolerowanie przezeń w gronie współpracowników kogoś takiego jak Zybertowicz, mającego odwagę wyrazić sceptycyzm co do obowiązujących metod walki z covidem i narażając się przeto na przyprawienie mu gęby ''szura''. Doprawdy, jeśli nadal mamy zasługiwać na miano ''wolnego świata'', nie wolno nam wzorować się na zamordystycznych reżimach panujących w Rosji i Chinach, zaprowadzających elektroniczną inwigilację obywateli za pomocą kodów QR, oraz nakładających obłąkane ''kwarantanny'' na wielomilionowe metropolie, zamieniając je niemal w gigantyczne gułagi! Nie tylko jest to opresyjne, ale jeszcze do tego idiotyczne i kompletnie nieskuteczne w zapobieganiu chorobie, podobnie jak i szprycowanie przymusem całej populacji szczepionkami, co do których skuteczności oraz poważnych dla zdrowia powikłań zachodzą naprawdę uzasadnione wątpliwości. Na jakich w dodatku żerują perfidnie też same pomienione właśnie reżimy, które u siebie zaprowadzają bezwzględny antycovidowy sanitaryzm, tępiąc bezlitośnie najmniejszy choć przejaw wymierzonej weń krytyki, podsycając ją za to wśród państw Zachodu w ramach dywersji światopoglądowej. Znana to metoda działania Moskwy i Pekinu, przećwiczona przez nie jeszcze za czasów panowania tam komuny i jak widać z powodzeniem stosowana nadal, w innym tylko nieco wydaniu. 

Wiele wskazuje, że jednym z jej sługusów na polskim gruncie był nieboszczyk Hałat, podejrzanym jest już to choćby, iż gość parał się ''alternatywnymi dziedzinami wiedzy'', takimi jak niejaka ''noksologia''. O poznawczej wartości tej pseudonauki najlepiej świadczy, iż szukając informacji na jej temat natrafiamy w sieci na niemal same ruskie strony, z dziwacznymi podręcznikami. W ogóle pan dohtór był maniakalnym aktywistą, pozakładał mnóstwo przedziwnych organizacji, z nim jako bodaj jedynym członkiem, a ich działalność rozgrywała się wygląda na to głównie w jego głowie. Facet ewidentnie był zafiksowany wprost na ludzkiej seksualności, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii płodności i dziewictwa. Niewątpliwy przy tym ''lolicon'' podniecający się dzierlatkami, choć trudno orzec póki co na ile niegroźny miało to u niego charakter i czy sprowadzało li tylko do zwykłego podglądactwa, oraz swoistego fetyszyzmu. Wprawdzie z jego strony poświęconej ''dziewicologii'' poznikały najostrzejsze rzeczy, jak robione przezeń z ukrycia zdjęcia półnagich i bardzo młodych dziewcząt, niemniej już sam fakt, iż wpadło mu do łba założyć portal o takiej nazwie jest co najmniej niepokojący. O poważnym zwichrowaniu człowieka dowodzi zachowana póki co strona autorska, nie podejmuję się ustalenia jakiejkolwiek logicznej spójności w pozostałym po nim w sieci umysłowym śmietnisku, świadczącym dobitnie o chaosie w jego głowie. Bogoojczyźniane wywody sąsiadują tam z pogańskim kultem Omfalosa i zdjęciami młodych Azjatek, z jak sam pisał ''most adorable facial expression'' niczym w orgazmie. Wszystko to jest co najmniej bardzo dwuznaczne, by nie rzec wprost nieco obleśne i dziwaczne przy tym. Zarazem warto podkreślić, iż obsesja dr Hałata na punkcie dziewictwa u kobiet, mimo ostentacyjnie manifestowanej przezeń katolickości nosiła mocno pogański, rodzimowierczy wręcz charakter. Świadczy o tym inna z wielu założonych przez tego maniaka stron internetowych, poświęcona min. górze Ślęży jako miejscu ''spotkań ludzi maszerujących w czystości ku małżeńskiej płodności''. Gdzieś pośrodku zawiera taki oto passus:

''Ślężańskie rzeźby kultowe  na wys. 520 m n.p.m. przy szlaku czerwonym z Sobótki na szczyt Ślęży: Panna z rybą i niedźwiedź. Wykonana ze ślężańskiego granitu rzeźba datowana na wczesne średniowiecze znana jako Panna z rybą wzmiankowana w 1209 r. jako "lapis petrey", opisana w 1736 dra Gottfrieda Heinricha Burgharta w "Iter Sobothicum..." przedstawia odkrytą powyżej pasa prawie płaską kobiecą postać z dużą rybą z krzyżem. Według prof. Grzegorza Domańskiego może być to Slenz (Ślęż lub Slęz) - słowiańskie bóstwo wody. Już w 1933r. prof. Władysław Semkowicz w "Góra Sobótka i jej zabytki polskie pisał: "'Panna z rybą' przedstawia może jakieś żeńskie bóstwo wodne z rybą jako swym atrybutem".  Od zarania dziejów woda jest symbolem czystości i płodności. Panna z rybą - odkryta powyżej pasa prawie płaska postać kobieca, dorosła do macierzyństwa dziewica z symbolem czystości i płodności. Wykonana z granitu rzeźba datowana na III - II w. przed Ch. znana jako niedźwiedź (dzik, strzegomiańska maciora), w czasie odkrycia bez ukośnego krzyża w 1906 przeniesiona na polanę pod szczytem Ślęży.''

- do tego fotografia kamiennej figury ''mnicha'' ślężańskiego o wyraźnie fallicznym kształcie - tu:

 
- czyli Ślęża jako ''święta góra'' neopogańskiego kultu płodności i zarazem cel organizowanego także przez dr Hałata, kuriozalnego ''marszu dziewic''. Dość niezwykłe upodobania, jak na człowieka związanego mocno z katolickim niby ''radiem Maryja''. Z drugiej, nie tak znowu dziwne, biorąc wzniesioną przez o. Rydzyka świątynię ''Białej Bogini'', o której zresztą także można znaleźć krótką relację na pozostałym po nieboszczyku tubowym kanale, z jakąś dziewicą [?] oczywiście w roli prowadzącej. Dość groteskowo jawi się tam relacja z mszy, gdzie widać mocno znudzoną Ogórkową znaną z nader swobodnego prowadzenia się oględnie zowiąc, w towarzystwie peanów pana dohtóra na cześć zachowania ''przedmałżeńskiej czystości'':). Nie dziwota stąd, że jakiś wściekły komentator pod niniejszym filmem nie mógł uwierzyć, że to wszystko jest na serio, oskarżając autora zdjęć o podszywanie się pod antyszczepowego eksperta i wymierzoną weń ''krecią robotę'', ale to naprawdę był on. Jednym słowem typ zdrowo pierdolnięty i rzeczywiście w pełni zasługiwał na miano ''antyszczepowego szura''. Aczkolwiek właśnie dlatego opisany jego przypadek, powinien służyć za przestrogę przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków. Również ze strony proszczepowych z kolei sekciarzy, oskarżających każdego przeciwnika o domniemaną ''ruską agenturalność'' - tu akurat wygląda, że zgodnie z faktami - samemu nie dostrzegając belki we własnym oku. Jak bowiem w takim razie jawi się wyszczepiony w ch...olerę Żyrinowski i oddający publicznie hołd zwłokom tej kanalii sam Putin, oraz włażący z kolei kremlowskiemu satrapie w tyłek Orban, pod którego rządami pleni się najgorszy ''sanitaryzm''? Pomijam już opętanych wprost higienistów z chińskiego politbiura, gotowych ogradzać kordonem sanitarnym dziesiątki milionów ludzi, oznakowując ich cyfrowym znamieniem niczym bydło. Chciałoby się aż rzucić w twarz zarówno anty- jak i proszczepowym sekciarzom: ''włącz myślenie!'', gdyby zwrot ten nie został całkiem skompromitowany niestety... Pozostaje więc tylko zaapelować na koniec, byśmy zwalczali covid metodami godnymi rzeczywiście ''wolnego świata'', a nie totalniackich skurwysynów i zbrodniarzy rodem z Moskwy i Pekinu. Tym bardziej, iż stwarza to żerowisko dla ich popleczników, lub co najmniej ''pożytecznych idiotów'' jak martwy już knyp, neopogański ''dziewicolog'' Hałat. Policji i tajnym służbom RP pozostawiam zaś ustalenie, czy był zeń ktoś na wzór opisanego tu niedawno Wsiewołoda Rudaszewskiego, żydoruskiego pedofila ruchającego masowo nieletnie Natasze, czy tylko nieszkodliwym w sumie i groteskowym zboczeńcem, podglądającym gołe nastolatki by walić pod nie gruchę z ukrycia w krzakach-? Przy okazji jasnym stają się też peany na cześć nieboszczyka, w wykonaniu Grzegorza Brauna - obu połączył wyznawany przez nich kult ''boskiej Szechiny'', aczkolwiek w przypadku głośnego posła Konfederacji mowa o czci oddawanej przezeń rudej Madonnie z Gietrzwałdu. Znamienne, że przestał bredzić o ''JudeoPolonii'', natomiast judzi teraz jakowymś ''UkroPolin'', kto wie jednak czy jeśli Amerykanie zdołają przeciągnąć Iran na swą stronę, zaś IZSRRael przez to z kolei wpadnie już całkiem w rosyjską strefę wpływów, pan Grigorij nie pocznie wychwalać ''niebiańskiej Jerozolimy'' na Krymie, tym razem ustanowionej z błogosławieństwem Moskwy:). Dość już o tych popaprańcach - lepiej korzystajmy z majówki, nawet a może zwłaszcza w cieniu pobliskiej wojny, na pohybel wszelkiej kanalii.
 
Skorośmy poświęcili tekst w dużej mierze pogańskim mocno wywodom dr Hałata o tajemnym, wodnym żywiole ''wiecznej kobiecości'', muzyczna perełka [ podteksty jak najzupełniej uzasadnione ] na temat, w wykonaniu afro-brazylijskiej pieśniarki MC Tha. Kapłanki tamtejszego synkretycznego rodzimowierstwa, jakie stanowi kult Umbanda - a więc:


I w kontrze do tego oceanicznego przestworu, pustynny żar w krótkim za to pełnym dramatycznego patosu utworze, zmarłego w zeszłym roku holenderskiego kompozytora Louisa Andriessena. ''Y Después'' do wiersza Garcii Lorki, traktującym o nieuniknionym przeznaczeniu, jakim jest znicestwienie ludzkiego żywota i obrócenie go się w pył:


Co sądzę o bredniach na temat ''UkroPolin'', tom wyraził nadto już dobitnie w poprzednim tekście na tych łamach. Zarówno straszącej nim prorosyjskiej swołoczy, jak i nadgorliwym entuzjastom tegoż poronionego konceptu, jednako dedykuję zacną pieśń ''Дібрівонька'' ukraińskiej formacji Воплі Відоплясова. Ukraińcom życzę zaś, aby sprawili srogi łomot znienawidzonym Moskalom, bo mają ku temu niespotykaną w swych dziejach okazję, ku pożytkowi Polski również:


Tymczasem rodzima kanalia cienko przędzie, skoro jedyne co jej pozostało to marsze ku czci miękkiego [?] pedofila, chorobliwego fascynata błon dziewiczych Hałata - i oby tak  już pozostało!
 
ps.
 
Gdyby ktoś żywił nadal wątpliwości co do neopogańskich źródeł fiksacji zmarłego dohtóra ''czystością przedmałżeńską'', radzę zasięgnąć języka w sprawie tzw. ''telegonii''. Krótki przegląd informacji na temat z ''ezoterycznych'', poświęconych okultnemu rodzimowierstwu stron - najsampierw ''odkrywamy zakryte'', gdzie oczywiście już nadaje się na ''ukrainizację szkół'' w Polsce:

''Szczególnie dobrze telegonię znali nasi słowiańscy przodkowie, dla których zachowanie dziewictwa aż do momentu zawarcia związku małżeńskiego, było podstawą seksualnej egzystencji. Telegonia nawoływała i wciąż nawołuje do stosowania się do zasad prawa pierwszej nocy. Prawo to dawno temu służyło temu, aby w łonach dziewic na danym terenie zostawiać swój obraz. Pierwotnie bezpośrednio związane ono było z uszlachetnianiem gatunku, wedle którego zalecano, aby przyszła żona chłopa straciła dziewictwo z panem szlacheckiej, czystej krwi, mężczyzną o wysokiej randze społecznej lub rodzinnej. W ten oto sposób ów szlachcic stawał się ojcem wszystkich dzieci tej kobiety.''
 
- jeszcze ''lepsza'' jest stronka prowadzona przez ''certyfikowaną nauczycielkę Gimnastyki Słowiańskiej w tradycji białoruskiej, uczennicę Оксана Павловская'', gdzie możemy przeczytać co następuje:

''I jeszcze na koniec ciekawostka z tematu telegonii. Każdy partner seksualny Kobiety pozostawia w niej swój materiał genetyczny. Pierwszy partner jest najsilniejszy i decydujący. To pierwszy partner zakłada genotyp potomstwa. Dlatego może zdarzyć się tak, że dzieci rodzą się niepodobne ani do ojca ani do matki. Jeśli po drodze było wielu partnerów (dotyczy to i kobiet i mężczyzn) to dzieci mogą rodzić się zdeformowane, ze skoliozą, chorobami psychicznymi itp. W słowiańszczyźnie istnieją praktyki “odczarowania” i zmniejszenia lub nawet całkowitego pozbycia się skutków telegonii. Część z nich będziemy praktykować na warsztatach zaawansowanych III stopnia z Gimnastyką Słowiańską i Tantrą na które zapraszam kobiety, które ukończyły u mnie I i II stopień Warsztatu Zaawansowanego.''

Ciekawym, czy ta zgraja rodzimowierczych szeptuch i magików zdaje sobie sprawę, jak bardzo w swym maniakalnym zainteresowaniu kwestiami dziedziczenia i ''doskonalenia rasy'' podobni są... Żydom. Temat-rzeka, więc zasygnalizujemy go jedynie, przytaczając dwa krótkie fragmenty recenzji opracowania Sylwii Markowskiej-Kuźmy, traktującego o amerykańskim ruchu eugenicznym w stanie Illinois w latach 20-40-ych zeszłego stulecia:

''Ostatni paragraf publikacji poświęcony jest omówieniu żydowskich klinik kontroli urodzeń w Chicago. Autorka omawia ten temat ze względu na bardzo wysoki odsetek kobiet żydowskich korzystających z usług klinik antykoncepcyjnych. Ponadto środowisko chicagowskich Żydów od samego początku aktywnie włączyło się w propagandę regulacji płodności. W mieście działały dwie kliniki przeznaczone wyłącznie dla kobiet żydowskich. Celem działalności poradni było obniżenie ilości aborcji, która wśród tych kobiet była bardzo wysoka. Świadczone usługi określano sex hygiene service, czyli usługi higieny seksualnej. Określenie to wskazuje na kompleksowe traktowanie seksualności i płodności w szerszym kontekście higieny seksualnej. W klinikach żydowskich wymagano, aby klientami były pary małżeńskie, a nie tylko same kobiety. Oprócz małżonków przyjmowano także kobiety niezamężne. W klinikach tych po raz pierwszy została wykorzystana kontrola urodzeń do celów eugenicznych, czyli w celu niedopuszczenia do przekazywania życia przez osoby „niewarte rozmnażania się”. Środkiem zaradczym dla utrzymania czystości rasy była sterylizacja. Elity społeczności żydowskiej dążyły do kontroli nad rozrodczością oraz czystością własnej rasy poprzez wyeliminowanie osób słabszych, również spośród „swoich”. W drugiej połowie lat trzydziestych pojawiły się hasła „mniej dzieci lepiej urodzonych” oraz „dzieci z wyboru, a nie z przypadku”. Hasła te wskazywały, że środki antykoncepcyjne nie służą jedynie do ograniczenia liczby dzieci w rodzinie lub całkowitej rezygnacji z rodzicielstwa, ale do lepszego „zaplanowania” potomstwa. W tym czasie także zamiast określenia „kontrola urodzeń” wprowadzono termin „planowanie rodziny”.''

- źródło.

''Jeden podrozdział autorka poświęciła wyłącznie żydowskim klinikom kontroli urodzeń w Chicago, ponieważ: „W odniesieniu do żadnej innej grupy religijnej czy też narodowościowej nie znajdziemy takiego zainteresowania regulacją urodzeń” (s. 241). Autorka konstatuje, że wśród żydowskich działaczy bardzo popularne były idee eugeniczne. Zwraca również uwagę na fakt, że spadek przyrostu naturalnego wśród społeczności żydowskiej między 1920 a 1940 r. był dwukrotnie wyższy niż w innych grupach społecznych, a w 1938 r. ponad połowa rodzin żydowskich miała nie więcej niż dwoje dzieci.''
 
 
Teraz to już naprawdę koniec... Bo cholera wie, gdzie mnie jeszcze zaprowadzi drążenie tegoż tematu. Lepiej więc niech wreszcie zapadnie głucha cisza nad trumną starego oblecha Hałata.