piątek, 30 października 2020

Postludzie kontra przedludzie.

Miałem zająć się Hameryką, krajowe wypadki jednak tak przyspieszyły, że trza pokusić się o jaki komentarz do aktualiów, aczkolwiek oczywistym jest dla mnie związek ogłoszenia wyroku  Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji eugenicznej z nominacją przez Trumpa do ichniego Sądu Najwyższego zdeklarowanej przeciwniczki aborcji, i zatwierdzeniem jej kandydatury przez tamtejszy Senat. Byłby to dobry znak świadczący, iż rządzący w Polsce przewidują zwycięstwo w wyborach, i ponowny obiór obecnie urzędującego prezydenta USA, oby tak się stało. Oczywiście jak zwykle polska opinia publiczna i rządzący nią demagodzy zwani dziś ''ekspertami'' kompletnie niczego nie pojmują, jakikolwiek pomyślunek zastępując doprowadzającą mnie do wściekłej irytacji gadaniną, ''a po co Kaczyński wpierdziela się w sprawy światopoglądowe'', wywołując temat aborcji właśnie teraz, gdy szaleje ''pandemia'' i grozi nam całkowity zastój, o ile wręcz nie rozpad gospodarki. Towarzyszy temu znane do urzygu bredzenie o ''tematach zastępczych'', przoduje w tym Kurak sadzący farmazony o zbędnym jakoby ''wypuszczaniu dżina z butelki'', do skończonego tumana nie dociera najwidoczniej, iż druga strona sporu ideologicznego bynajmniej tak nie myśli. Obecne wypadki dowiodły tego aż nadto: ludzie tracą masowo pracę, umierają z braku odpowiedniej opieki lekarskiej, a rzekomo ''wrażliwa społecznie'' lewica ma to tam, gdzie Śmiszek Biedronia, a nawet ochoczo sekunduje rządzącym we wszelkich antyczłowieczych kretynizmach jak ''piątka dla zwierząt'', bardziej przejmując się losem tych ostatnich, niż ludzi. Dotyczy to również demonstrującego obecnie na ulicach chamskiego bydła, bo doprawdy trudno te wulgarne suki nazwać kobietami, gdyż dla obecnej komuny sprawy aborcji, eutanazji czy ''praw zwierząt'' są absolutnie priorytetowe, stojąc zdecydowanie nad ochroną pracownika czy zwykłego obywatela. Powtarzam, aby w końcu dotarło: lewica dziś to ruch wielkomiejskiej burżuazji, zdeprawowanych synalków i córek nowobogackich, którzy mają gdzieś robotnika, nigdy zresztą socjalizm nie miał tak naprawdę nic wspólnego z realnymi proletariuszami, jako twór kapitalistów i spasionych arystokratów, ale teraz widać to bardziej niż kiedykolwiek. Jeśli więc ktoś sądzi, że skoro zejdzie im z drogi te bestie dadzą mu spokój, dowodzi tym samym swej skrajnej naiwności, by nie rzec wprost tępoty, i mam dlań przykrą wiadomość: bez solidnego bata nie obędzie się we własnej obronie, chyba że sam chce zbierać razy na grzbiet, bo z urodzonymi terrorystami i dzikimi zwierzętami nie sposób prowadzić kulturalnego dialogu. Jednym słowem bardzo dobrze, iż wreszcie PiS poszedł na konfrontację z cierpiącymi na lewacką wściekliznę Julkami, i to właśnie teraz, a niechby i z powodów czysto koniunkturalnych, bo nie mam złudzeń, że Kaczyński ma coś przeciwko aborcji jako takiej, ani traktował religię czysto instrumentalnie. Próby zagłaskania bestii tylko ją rozjuszają, należy stąd wywabić wilczycę z nory i tak dopiero zatłuc, a najlepiej niech sama zapędzi się w pułapkę, co właśnie ma miejsce wbrew histerycznym komentarzom demoliberałów, którzy nie pojmują, iż minął ich czas. I jeszcze do tego nieznośny bełkot nabzdyczonych hipokrytów o ''dzieleniu narodu'' i ''rozbijaniu wspólnoty'', tak jakby ona nie była rozbita od dawna i trzeba ją polepić na nowo już bez tych, co mają wy... zastosować się do własnego hasła. 

Nie było też nigdy żadnego ''kompromisu aborcyjnego'', to popularny mit bowiem to lewica właśnie jeszcze w poł. lat 90-ych usiłowała zaprowadzić dostępność aborcji na pełnej kurtyzanie, co zablokował Trybunał Konstytucyjny. Owszem ten sam, co to go jeszcze parę miesięcy temu tak zażarcie broniła najgłupsza opozycja polityczna świata, podobnie co i samej konstytucji z wyraźnie zapisaną zasadą bezwzględnej ochrony życia ludzkiego, więc wyrok TK musiałby być taki nie inny bez względu na skład sędziowski, jeśli chciałby zachować on faktycznie ''praworządność''. Tymczasem do jej złamania nawołują ciż sami, co histeryzowali dopiero co z tego powodu, posądzając o to PiS! - Schetynescu posuwa się wręcz do otwartego nawoływania, aby rzeczony wyrok nie publikować uniemożliwiając tym samym nadanie mu mocy prawnej, choć parę lat temu bóldupił o to strasznie samemu, gdy rząd Szydło wtedy podobnie przeciągał sprawę, gdzie tu jaka konsekwencja? Wszakże kryje się w tym pewna logika, bowiem nie może stracić twarzy, kto nigdy jej nie posiadał, podobnie co i kręgosłupa - tak więc najgłupsza opozycja świata złożona z PO-KO-PSL-SLD wraz z przybudówkami, sama strzeliła sobie w nogi i to oba kolana na raz, swą histeryczną obroną konstytuty-prostytuty i dotychczasowego statusu Trybunału, oraz ''niezawisłych'' sędziów, brawo wy tumany skończone. Pogromowy tłum żądający głowy powinien więc wyć pod oknami wilii Kwaśniewskiego i domu Jaskierni, głównych autorów tekstu ustawy zasadniczej, a nade wszystko czerwonego luja Borowskiego, bo to on jest odpowiedzialny za wprowadzenie do niej wymogu bezwzględnej ochrony życia ludzkiego. A to po to, aby uzasadnić zakaz kary śmierci, nie zastrzeżono wszakże przy tym, iż dotyczy to jedynie bestialskich zbrodniarzy, ale już nie przedludzi w brzuchach matek, no i durnie sami teraz protestują przeciwko własnym rozwiązaniom. Skądinąd w jak skurwiałym świecie przyszło nam żyć, który chroni postludzkie bestie w rodzaju Trynkiewicza przed należną im karą, a zarazem skazuje na śmierć dzieci chore na Downa? Sam PiS również ma tu za swoje, uprawiana przezeń polityka tchórzliwego chowania głowy w piasek i przeczekiwania ws. aborcji sprowadziła nań katastrofę. A przecież gdyby zdecydował się na załatwienie sprawy jeszcze za rządów Szydło, zapłaciłby co najwyżej chwilową utratą paru procent poparcia w sondażach, oraz kompletnie idiotycznymi histeriami feminazistek i elgiebetów, jak podczas ''czarnych marszów''. Nawet Rzepliński by to poparł, jak deklarował ostatnio w wywiadzie, i nie musiałby wtedy jeszcze panicznie przeczyć własnym słowom poniewczasie w obawie przed linczem rozjuszonej hołoty, co dziś czyni w obliczu prawdziwego terroru lewactwa na ulicach. Wszakże nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z teatrem politycznym, i nikt wśród cynicznie inscenizujących go krajowych elit władzy jak i opozycji, nie chce zrobić sobie wzajem krzywdy, w przeciwieństwie niestety do tłumów pożytecznych idiotek i kretynów z babskiej wojny.

Wspomnianej komitywy dowodzi najlepiej przegłosowanie na dniach wspólnie ustawy zaostrzającej drastycznie panujący w kraju reżim sanitarny. Ponieważ strasznie bóldupią z tego tytułu Jacuś Wilk [ swołocz namawiająca Konfiarzy do głosowania na Czaskosky'ego ], Gregory Brown i Socha ze Stop NOP, warto zdementować szerzoną przez nich dezinformację, tym bardziej że dla uwiarygodnienia zawiera ona sporą dozę prawdy. Tak więc przymus stosowany wobec odmawiającego przyjęcia szczepionki lub lekarstwa, bazuje na art. 36 ustawy ''antypandemicznej'' uchwalonej dobrą ponad dekadę temu, za rządów koalicji PO-PSL. Solidarnie poparł ją też znajdujący się wówczas w obozie ''totalnej opozycji'' PiS, i to wraz z komuchami, przyklepał zaś urzędujący jeszcze wtedy prezydent Lech Kaczyński. Znamienne wszakże, iż podczas głosowania w Sejmie, zabrakło na sali Tuska ze Zdradkiem, jak i Jaro z Ziobrą, no i Pawlaka peezelaka - przypadek sądzę, boć przecież szurostwem byłoby podejrzewać, iż nie chcieli sobie brudzić rąk sankcjonowaniem rozwiązań zaprowadzających biopolityczny zamordyzm, prawda? Niemniej jak widać w pewnych przynajmniej kwestiach panuje w naszym kraju idealna wręcz harmonia i zgoda narodowa, aż serce rośnie. Warto pochylić się nad oficjalnym uzasadnieniem rzeczonej ustawy, bo zawiera ono parę hardkorów, uwiarygadniających niektóre przynajmniej ''teorie spiskowe'' szerzące się w związku z p[l]andemią, takie jak wyhodowanie sztucznie wirusa covid, czy podejrzane oględnie zowiąc praktyki koncernów farmaceutycznych, żerujących na tragedii wciskając rządzącym wyprodukowane przez się szczepionki nie spełniające wymaganych standardów, niosąc przez to zagrożenie dla zdrowia o wiele większe, niż choroba jaką mają one niby zwalczać. Zajrzyjmy więc, by nie być gołosłownym, do dokumentu umieszczonego na stronie Kancelarii Premiera RP:

''Niewątpliwie przedstawiany projekt ustawy w większym stopniu niż przepisy wcześniejsze kładzie nacisk na problematykę zakażeń – zwłaszcza zakażeń szpitalnych. Uwypuklona została w nim rola szeroko pojętych organów administracji publicznej, a nie wyłącznie służb sanitarnych i służby zdrowia, w zakresie zapobiegania oraz zwalczania zakażeń i chorób zakaźnych. [...] W ostatnich latach sytuacja epidemiologiczna w Polsce i na świecie staje się coraz trudniejsza ze względu na zwiększające się zagrożenia nowymi i powracającymi zakażeniami i chorobami zakaźnymi, przeciw którym nie ma skutecznych leków ani szczepionek. Ostatnie lata wykazały, jak wielkim potencjalnym zagrożeniem dla zdrowia publicznego są choroby szczególnie niebezpieczne i wysoce zakaźne, które mogą być przeniesione do Polski z odległych geograficznie regionów świata lub rozprzestrzenione w drodze aktów terroru z użyciem biologicznych czynników chorobotwórczych. [...] W obecnej chwili stało się konieczne wprowadzenie nowych rozwiązań systemowych. Ustawa z dnia 6 września 2001 r., mimo iż stanowiła duży postęp w porównaniu z poprzedzającymi ją regulacjami, zawierała wiele częściowo zmodyfikowanych przepisów ustawy z dnia 13 listopada 1963 r. o zwalczaniu chorób zakaźnych, ponadto nie uwzględniała nowych zagrożeń, takich jak np. bioterroryzm czy epidemia SARS, ptasia grypa, itp.''

- a na str. 30 niniejszego projektu jego autorzy z góry zakładają ilość ''ofiar ubocznych'' przymusowych szczepień:

''W 2004 r. zgłoszono 1518 przypadków wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych o różnym nasileniu. Nie można oszacować ilości mających wystąpić niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz wskazać, jaki rodzaj leczenia oraz jak wysoki koszt leczenia będzie prawidłowy w danym przypadku. Przy próbie dokonania wyliczenia należałoby wziąć pod uwagę koszt użytych lekarstw oraz pracę lekarzy i pielęgniarek wyliczaną według stawek kapitacyjnych. Uśredniony koszt leczenia jednego pacjenta może być zbliżony do kwoty 60 zł. Ilość osób nieubezpieczonych, które są objęte obowiązkiem szczepienia wynosi około 1.600.000 osób (dane pochodzą ze stron Biuletynu Informacji Publicznej Narodowego Funduszu Zdrowia). Można założyć, że u około 200 osób wystąpi niepożądany odczyn poszczepienny (200 osób razy 60zł).

- czyli nie można oszacować, ale można, przyznaje się tu do ponad półtora tysiąca odczynów poszczepiennych w jednym tylko roku, zakładając potem grubo niższą ich liczbę, nie wiadomo na jakiej to podstawie. Niestety nikt nie podpisał się pod tymi kretynizmami, stąd nie dziwota, iż pomienieni wyżej politycy nie chcieli wprost firmować podobnych głupot. Istotne jednak, że przyznano tu otwarcie, iż antyszczepionkowe szury żerują na realnym problemie bynajmniej, a jeśli kogoś nadal to nie przekonuje niechże sięgnie do informacji podanej przez oficjalny organ medialny niemieckiego rządu jakim jest Deutsche Welle, o milionowych odszkodowaniach wypłacanych przez władze Szwecji tamtejszym ofiarom szczepionki przeciwko ''świńskiej grypie'', zaordynowanej im podczas poprzedniej nieudanej pandemii z 2009 r. W każdym razie jak widać rozwiązania ustrojowe sankcjonujące totalny reżim sanitarny były gotowe już blisko 12 lat temu, i co do tego panowała zadziwiająca zgoda wśród skonfliktowanych tak poza tym elit politycznych III RP. Wszakże nie wynika z tego zaraz, iż jak trąbią Braun z Sochą, ktoś to wszystko zaplanował z góry aby wziąć nas za mordę, przymusem wyszczepić i zaimlantować zamieniając w bioroboty. Równie dobrze przyjąć można, że już wtedy, dobrą dekadę ponad temu spodziewano się globalnej wojny biologicznej, grożącej całkowitym wywróceniem dotychczasowego porządku społecznego, politycznego i gospodarczego, stąd przedsięwzięto odpowiednie środki zaradcze, aby się temu przeciwstawić. Upada więc wymówka, iż ''pandemia zaskoczyła wszystkich'', owszem liczono się z tym a nieoczekiwana jest co najwyżej skala zjawiska, lecz nie ono samo. Nie ma stąd żadnego usprawiedliwienia dla obecnie rządzących, jak i skrajnie nieodpowiedzialnej opozycji, jawnie sabotującej obostrzenia zarządzone przez nią, gdy sama była u władzy, wyprowadzając teraz tłumy na ulice. Ponieważ zielonego pojęcia nie mam, jak się tu rzeczy mają, pozostawiam kwestię otwartą sygnalizując jedynie problem - nie mogąc poznać przyczyn skupiam się na skutkach, bo te dotykają mnie osobiście, a jedynie w dostępnym bezpośrednio zakresie rzeczywistości można dziś coś ogarnąć, z grubsza przynajmniej. 
 
Jakby nie było mamy obecnie do czynienia z nowelizacją jedynie ustanowionych już dość dawno rozwiązań prawnych, aczkolwiek nie znaczy to, iż nie zachodzą powody do obaw - pomieniony wyżej art. 36 sankcjonował przymusowe podanie wyłącznie leków, stąd uzupełniono go właśnie o zwrot mówiący o ''obowiązku stosowania określonych środków profilaktycznych''. Tak się zaś składa, że pod tym niejasnym terminem kryją się min. szczepienia, stąd powstaje uzasadnione podejrzenie, iż próbuje się tu przemycić faktyczny przymus takowych, co grozi zbrodniczym eksperymentowaniem na żywym ciele narodu. Nie mamy przecież gwarancji, że nie sprzedadzą nam jakieś podejrzane ruskie gówno, bo tylko skończony tuman serio wierzy, iż geniusze z Moskwy w tak ekspresowym tempie zdolni byli wyprodukować szczepionkę na Covida, obojętnie zresztą czy będzie ona pochodzić z Chin, USA czy Izraela, jednako nie zasługuje na zaufanie ze względu na zbyt krótki czas badań, a przede wszystkim ledwo maskowaną bezradność oficjalnych czynników medycznych wobec natury samej choroby. Tym bardziej, iż wprowadzane właśnie rozwiązania gwarantują art. 23 lekarzom praktyczną bezkarność w przypadku popełnienia zbrodni na pacjentach ''błędów medycznych'', gdyby akurat zaordynowana przez nich magiczna szczepionka za bardzo komu weszła. Do tego jak trafnie zwróciła uwagę poseł Siarkowska, ''cudowny lek'' może bazować na materiale genetycznym pobranym z wyskrobanych ''przedludzi'', stąd jako jedyna sprawiedliwa w PiS głosowała przeciwko forsowanemu w rzeczonej ustawie ''antypandemicznej'' przymusowi szczepień, i chwała jej za to - to tak a propos pierdolenia ''antyszczepionkowców'' ze Stop NOP, iż aborcja rzekomo robi tu za ''temat zastępczy''. Wszystkie idiotki od ''mojego brzucha'' służą tym samym za potencjalne dawczynie materiału do obróbki biotechnologicznej, i to żadna tam szurowska ''teoria spiskowa'', wystarczy przypomnieć sobie nagrania wiedźm z Planned Parenthood ze śmiechem opowiadających jakie to wypasione bryki kupią sobie za prowizje na handlu wyabortowanymi ''przedludźmi''. Aczkolwiek dodać należy, iż art. 46 pkt. 3 z wspomnianej wyżej ustawy z 2008 r. już daje ministrowi lub wojewodzie prawo zarządzenia przymusu szczepień dla pewnych kategorii ludności, w sytuacji zagrożenia epidemią. Pozostaje stąd dopilnowanie, by prezydent Duda zrealizował swe obietnice z ostatniej kampanii wyborczej, podczas której deklarował się jako przeciwnik aborcji eugenicznej, oraz przymusu szczepień, nie obiecując sobie rzecz jasna po tym wiele, niemniej to już jedyna legalna droga sprzeciwu, jaka tu pozostała. Idzie o to, aby przy wprowadzaniu koniecznych skądinąd na czas kryzysu wojennych bez mała obostrzeń, nie wylano dziecka z kąpielą niepotrzebnymi zupełnie rozwiązaniami, dając okazję kanaliom żerującym na powszechnym nieszczęściu. Eugenika stosowana sowieckiej psychiatrii ''schizofrenii bezobjawowej'', nie mówiąc już o eksterminacji kalek i wariatów przez Niemców w ramach ''akcji T-4'', stanowić winny tu groźne memento.

Tak więc jak krytykowałem tu ostatnio srogo prezesa, akurat za rozwścieczenie do białości tępych sucz i lewactwa ma u mnie plusa, i to bynajmniej dlatego, abym pryncypialnie przeciwstawiał się aborcji w każdym wypadku. Wręcz przeciwnie, ubolewam raczej, że aborterzy jak Nowicka sami zwykle nie stosują się do swych zaleceń, przez co nasz nieszczęsny padół musi nosić takie spierdoliny jak jej synalek z piekła rodem, kiblowy stalinista, dobrze chociaż, że Spurkowa się nie rozmnożyła i nie ma już na to szans, nie przekaże więc dalej swego zjebanego materiału genetycznego. Rzecz stąd w czem innem: otóż skuteczna walka z niechby i wydumaną pandemią, a na pewno realnym kryzysem ekonomicznym i politycznym będącym jej pokłosiem, wymagać będzie zaprowadzenia ścisłego reżimu sanitarnego, oraz daleko posuniętej dyscypliny społecznej i reglamentacji towarów jak i produkcji. Czy muszę mówić, iż wskutek tego nie ostaną się liberalne bzdety ''praw jednostkowych'', o ''wolnym rynku'' i gadaninie o ''deregulacji'' w wykonaniu przedsiębiorców specjalnej troski już nie wspominając? Toż samo tyczy demokracji z jej świeckim rytuałem wyborczym, przecież karty do głosowania ''zarażają'', a zhakowanie elektronicznego systemu liczenia głosów nie stanowi doprawdy żadnego problemu. Obawy przed nadmierną ''koncentracją władzy'' ustąpią zaś w obliczu otwartej konfrontacji, wojny a niechby ''tylko'' ekonomicznej, jaką toczyć będą między sobą mocarstwa i pomniejsze byty państwowe, co wymaga zaprowadzenia silnego przywództwa. Bynajmniej nie wyklucza to sojuszy, i wchodzenia w okresowe kooperacje, jednak współpraca będzie tu oparta o realne interesy poszczególnych graczy, a nie ''wolnościowe'' czy demoliberalne frazesy jak dotąd zwykle bywało. Wszystko to więc nie da się przeprowadzić bez otwierania ''frontu ideologicznego'', i zasadniczych przewartościowań co do uznawanych dotąd powszechnie norm i wartości, niechby deklaratywnie. Rozziew między oficjalną frazeologią demoliberalizmu, a jego realiami narastał od dłuższego czasu, aż przybrał obecnie wprost monstrualne rozmiary, stąd czas na zasadniczą korektę systemową. 

Śmieszy mnie okrutnie ryk o zagrożeniu ''swobód jednostkowych'' i ''prawa do prywatności'' ze strony państwa, tak jakbyśmy nie żyli w epoce masowego ekshibicjonizmu i oficjalnie uświęconej obsceny, gdy ludzie z własnej woli umieszczają w sieci mnóstwa danych o sobie ze staromodnie zwanymi ''intymnymi'' włącznie, sami podając się na pożarcie info-Lewiatanowi. Gregory Braun i jemu podobni z histerycznym uporem bronią nigdy nie istniejącej chimery, bowiem rozwolnościowe bzdety od zawsze służyły jedynie do zarządzania masami w ramach narzuconego im libertariańskiego zamordyzmu, gdzie to każdy sam trzyma się za twarz i swoich bliźnich, a raczej czynią to z nimi własne popędy, celowo podsycane aby sprowadzić ich do statusu łatwo sterowalnej biomasy. Otwarcie pisał o tym dobrych parę wieków temu Spinoza, zaś w nowszych nam czasach praktykował z oszałamiającym wprost powodzeniem opisywany już tutaj Edek Bernays, jego akcja ''Torches of Freedom'' stanowi wzorzec duraczenia bab żenieniem im kajdanów jako rzekomego ''wyzwolenia'', i być może robiła za inspirację obecnych protestów, a na pewno jest żywą ilustracją podobnych metod. Jestem wprost pewien, że za tym wszystkim co się obecnie wyprawia na ulicach naszego kraju stoją cyniczni faceci pogardzający kobietami, i przyznajmy uczciwie nie bez podstaw, obserwując jak łatwo wprawić je w stan krańcowego rozhisteryzowania, żerują oni na ich uległości zewnętrznym wpływom o ile rzecz jasna moja intuicja jest prawdziwa. Oto ginąca na własne życzenie ''cywilizacja białych ludzi'' z jej absurdalnym, wybujałym ponad miarę indywidualizmem i ''prawami człowieka'', które doprowadziły ją do zbiorowego samobójstwa, czego widomym objawem rzesze typiar domagających się wulgarnie zabijania im podobnych - i faktycznie żałować należy, że ich matki były niestety ''pro life'', pocieszające chociaż, że większość z nich pewnie już się nie rozmnoży, bo z podobnymi troglodytami i wściekłymi suczami nasz naród nie ma żadnej przyszłości. Doprawdy jak monstrualnym tumanem trza być, aby nie pojmować, iż w obecnym demoliberalnym totalitaryzmie jedynym prawdziwym tyranem człowieka jest on sam dla siebie, jego wypierdolone w kosmos ego? Czy zafiksowane na punkcie autonomii swego brzucha wściekłe Juleczki, jak i libertariańskie zjeby cierpiące na srogi pierdolec ''samoposiadania'' mię słyszą?! Dzisiaj nie musisz już napieprzać batem, aby wymusić posłuch - wystarczy rzucić kość między psy, a same się o nią zagryzą, tym bardziej iż współcześni post-ludzie w swym ''antygatunkistycznym'' szale sprowadzają się do statusu zwierząt. Powtarzam stąd - Polska jeśli ma przetrwać musi przejść radykalną transformację w duchu eurazjatyckim, co oznacza równy dystans nie tylko dla zgubnego wpływu rzeczywiście zdeprawowanego Okcydentu, ale i świata Orientu, którego także nie należy idealizować. Przypomnę jedynie, że Chiny czy Indie to kraje masowych aborcji na ludobójczą wręcz skalę, stanowiących przyczynę wielu patologii społecznych jak plaga gwałtów, trawiących tamtejsze wspólnoty. Najwidoczniej jakaś część, wygląda że nawet większość polskiego społeczeństwa, bo już nie narodu, obrała kurs na samozniszczenie, ku zdychającemu właśnie globalnemu Okcydentowi. I bardzo dobrze, nie ma co białorycerzować w ich obronie, należy pozwolić im na dopełnienie swego losu, dopóty wszakże gdy nie włażą z buciorami na nasz teren. Oświecone kołtuństwo nie pojmuje najwidoczniej, że to nie państwo narodowe jest ''przeżytkiem'', a jedynie jego obecna, rzeczywiście anachroniczna postać wymagająca zasadniczej zmiany. Do kumatej mniejszości zaś nad Wisłą docierać zaczyna w końcu, że będzie to wymagało odwrotu od Zachodu w jego obecnej postaci, co jeszcze raz podkreślam z całą mocą nie oznacza wcale równie ślepego zapatrzenia na Wschód, lecz zaakceptowanie naszego statusu pogranicza cywilizacyjnego i przekucie tego w siłę. Jednym słowem alternatywa jest prosta: nasz własny, nie i wręcz antyrosyjski eurazjatyzm, albo śmierć!

Tak więc chamski skowyt antyPiSowskiej opozycji zwiastuje koniec demokracji i epoki parlamentaryzmu, przynajmniej w takiej postaci jaką znamy, ci ludzie już są na ''śmietniku historii'', tylko jeszcze o tym nie wiedzą, lub histerycznie bronią się przed nieuchronnym, stąd te konwulsje. Czasy zaś kryterium ulicznego minęły, o ile kiedykolwiek pełniło ono rolę czegoś więcej, jak tylko zasłony dymnej dla realnego zamachu stanu odbywającego się w zaciszu elitarnych gabinetów, koszar i oficjalnych siedzib władz, a nie wydaje mi się. We Francji od paru lat trwają protesty żółtych kamizelarzy, zupełnie bez skutku mimo ostrych często zadym, podobnie co i strajki sędziów, o których niemal kompletna cisza w krajowych merdiach, no bo jakże to tak - niszczenie ''praworządności'' w sercu tej ''lepszej'' jakoby Europy, to niepodobna:). Merkelowa z kolei już dawno miała siedzieć w Spandau za to, co odwaliła z nachodźcami, i nic, nawet zaraza cholerę nie bierze, choć przecie jeszcze z rok temu będzie telepało ją niczym osiką na wietrze. Tak więc na miejscu Kaczyńskiego nie rozhisteryzowanych wściekłych Julek bym się obawiał, lecz globalnych mocarzy i finansjery, od których to zależeć niestety będzie utrzymanie obecnych rządów, zwłaszcza teraz, gdy wskutek lockdownu zbraknie wkrótce kasy na najpilniejsze nawet potrzeby państwa, niezbędni więc będą ci co potrafią piniondz wyczarować dosłownie z powietrza. Niestety ceną za to są zapewne takie świństwa jak ustawa antyhodowlana, wymierzona w rodzime rolnictwo, a więc tak potrzebne zwłaszcza teraz bezpieczeństwo żywnościowe kraju, i agendy samego państwa, zrównując je z globalistycznymi ''organizacjami pozarządowymi''. Nade wszystko zaś podstawowym zagrożeniem obecnego reżimu jest utrata kontroli nad swoim aparatem biurokratycznym, bowiem trawi go patologia funkcjonariuszy i urzędników sabotujących własne państwo! Znane mi są choćby przypadki nauczycieli besztających swych uczniów, dlaczego zamiast uczestniczyć w lekcjach online nie biorą udziału w demonstracjach pod kościołami, podobne groteskowe historie można by przytoczyć jeśli idzie o lekarzy, policjantów, sędziów czy zwykłe biurwy. Dlatego, powtórzę com tu pisał niedawno, wszelki anarchizm czy to wolnorynkowy albo komuszy nie ma sensu w obecnej Polsce, gdyż posiadamy już jego zaprowadzoną odgórnie, biurokratyczną postać w postaci urzędników-wywrotowców, zbuntowanych przeciwko własnemu państwu. Przejmującym objawem bezradności wobec plagi systemowego warcholstwa jest żałosny apel Kaczyńskiego, nawołującego do obrony kościołów przed lewacką tłuszczą zwykłych wiernych, który nie ukrywam rozsierdził mię do białości. Do kurwy jebanej nędzy, że posłużę się językiem intelektualistów obecnej doby - to ty Jaro jako stojący już teraz oficjalnie na czele superministerstwa bezpieczeństwa, powinieneś wysłać funkcjonariuszy podległych ci formalnie najwidoczniej resortów siłowych do ochrony miejsc kultu katolickiego, co należy się z urzędu w ramach konstytucyjnie usankcjonowanej zasady ''wolności wyznania'', dokładnie tak samo jak tyczy to protestanckich zborów na terenie III RP, tutejszych cerkwi, meczetów, synagog, buddyjskich stup czy ''wolnomyślicielskich'' siedzib, gdyby akurat przyszło jakim fanatykom religijnym, obojętnie jakiego wyznania, umyślić je spalić. Jeśli zaś prawdziwą jest informacja podana przez Otokeła w jego ostatnim Pitu, a wygląda na to iż owszem, że komendant główny policji wymówił posłuszeństwo rzekomemu ''dyktatorowi'' Kaczyńskiemu, znaczy iż mamy do czynienia z otwartym de facto zamachem stanu. W związku z tym pytam się, jak PiS mógł dopuścić do mianowania nominata Komorowskiego, na szefa jednego z kluczowych resortów siłowych?! Dlatego rządzący muszą teraz odwoływać się do wojska wyczyszczonego na szczęście dość skutecznie przez Antoniego z dawnych złogów, stąd żandarmeria na ulicach, no i Obrona Terytorialna mam nadzieję, ale straszne gdyby doszło do walk funkcjonariuszy tego samego państwa między sobą... Otokeł przytoczył również wiarygodną jak sądzę wieść, iż do proboszczów parafii chronionych przez narodowców i wiernych, wydzwaniano od kurii na czele z ubeckim kardynałem Nyczem z pretensjami, czemu nie pozwolili lewackiej dziczy demolować kościołów... Polscy anarchiści, libertarianie i antyklerykałowie są całkowicie zbędni, gdyż nie mogą równać się w sztuce antysystemowego rozpierdolu z urzędnikami państwowymi i hierarchią kościelną - niniejsze zdanie śmiem twierdzić należałoby wypalić każdemu urodzonemu nad Wisłą pod czaszką, tak by zaoszczędzić sobie na przyszłość niepotrzebnych zupełnie histerii, i groteskowych rewolt jak ta, która ma miejsce obecnie na ulicach naszych miast.
 
Spasiona i zdemoralizowana hierarchia kościelna, wraz z przedstawicielami bezobjawowego katolicyzmu, zbierają właśnie żniwo swej tchórzliwej polityki wobec lewackich i libertyńskich terrorystów. Są jak Żydzi co sądzili, że uległością wobec Niemców a nawet podłym im wysługiwaniem się zapewnią sobie ''święty spokój'', nie pojmowali, że dla nazioli byli skazani na zagładę przez sam fakt bycia tym kim są, bez względu jaką by postawę nie obrali. Lemparcica robiąca za fuhrerzycę ''babskiej wojny'' komunikuje to katolom już wprost: mają wyrzec się swej wiary, a jak nie to już ona z podobnymi sobie wiedźmami zrobią z nimi porządek, nawet przedstawiciele Kościoła otwartego niczym odbyt starego pederasty nie ocalą skóry. Zwyczajnie nie sposób prowadzić dialogu z agresywną hołotą, wulgarnymi gimbiarami wobec których jedyną skuteczną metodą przywołania do porządku, byłyby sposoby Kostka-Biernackiego, niestety - to nie sadyzm, a trzeźwy realizm. Narodowiec Smuniewski ma rację: rośnie nam pokolenie meneli mających się za ''oświeconych'', jeśli czynnie im nie przeciwstawimy się, ta ''tęczawa'' kołtuneria gotowa nas zlinczować, racjonalna argumentacja jest z góry wykluczona, gdy z drugiej strony są tylko chamski wrzask i histeria. Jedyne zastrzeżenie jakie mam do jego uwag, iż czyni rządy bezobjawowej prawicy i Kościół odpowiedzialnymi za brak odpowiedniego wychowania wulgarnej dziczy, tymczasem to nie oni ani nawet rodzice kształtują obecnie postawy młodych, lecz media antyspołecznościowe i netflixowe seriale. Dlatego czas również przyjdzie na skończenie z uprawianą przez nie propagandą, bezczelnie żerującą na ''wolności słowa'' i nie ma co obawiać się wrzasków o ''cenzurze'', bo i tak stosują ją właściciele pomienionych platform, którym z usprawiedliwieniami spieszą tabuny wolnorynkowych tumanów, że to przecie prywaciarze i stąd im wolno, oczywiście do czasu aż sami nie doświadczą tego na własnej skórze jak Tomcio Sommer, co jak mu pejsbuk obciął zasięgi i monetyzację to dopiero przypomniał sobie o potrzebie regulowania przez państwo rynku mediów, hipokryta. Widok tłumów postludzkiej padliny jakie wylazły na ulice, przywołują kapitalne określenie Johna Adamsa na radykalny demokratyzm jako ''gwiazdę zniszczenia'' - zgroza bierze na samą myśl, że to ścierwo mogłoby decydować o czymkolwiek, nie ma ono prawa głosu, gdyż nie jest nawet w stanie odpowiednio go wyartykułować ze względu na swój prymitywizm. Pocieszające wszakże, iż ta [de]generacja przegrywów na własne życzenie nie będzie stanowić o przyszłości kraju w gwałtownie wymierającej Polsce, młodzi więc nie liczą się i jedynie należy współczuć tym dość nielicznym spośród nich, którzy w ogóle są coś warci, bo nie będą mieli przez to lekko oględnie zowiąc, skazani na samotność wśród swego pokolenia ameb. Na szczęście to już tylko konwulsje zdychającej demokracji, i marsz prawdziwych zombie, politycznych upiorów jak powiadam, nie znaczy to wszakże, iż mamy biernie się temu przyglądać, bo zanim te lewackie spady obudzą się z ryjami w nocniku, mogą wraz z sobą pociągnąć nas na samo dno, jeśli nie zostaną odpowiednio wcześniej przedsiębrane drastyczne środki zaradcze. Dlatego nie ulega dla mnie wątpliwości, iż jedyną sensowną alternatywą wobec realnego widma nowego zamordyzmu jest dyktatura w jej pierwotnym, republikańskim znaczeniu, nie zaś libertariańskie czy też lewicowe frazesy, które obumierają właśnie na naszych oczach, i wkrótce nie ostanie się po nich choćby śladu. Nie wiem kto ją zaprowadzi nad Wisłą przyznam szczerze, na pewno nie PiS z takimi bydlakami bez kręgosłupa jak Moskal, Fogiel czy Puda, co do mnie mogę jedynie kreślić metapolityczne scenariusze, odgadując podskórne trendy epoki na ile rzecz jasna pozwalają mi ograniczone władze poznawcze śmiertelnika, od ich wcielania w życie są inni.
 
Na miejscu wszystkich bardzo wolno myślicieli nie radowałbym się tak niewątpliwie postępującą gwałtownie ''laicyzacją'' Polski, bowiem nie owocuje ona bynajmniej przyrostem świadomości. Wręcz przeciwnie, stwarza okazję dla szerzenia się ordynarnego zabobonu - wśród Juleczek furorę robi Tarot, wróżby i tego typu pierdoły, a feminazistowskie wiedźmy właśnie skrzykują się na sabat i publiczne rzucanie klątw, pod hasłem ''zamiast Dziadów będą Baby!''. Jeśli ktoś sądzi, że to są tylko jakieś jaja, dowodzi jedynie swej totalnej ignorancji. I z czego w ogóle cieszyć się antykatolickie pacany, że księży zastąpią tacy psychopatyczni kołcze jak Mateusz Grzesiak? Właśnie mam pod ręką jego gówniany podręcznik ''kreowania samego siebie'' pod tytułem ''Sikses end Czejndż'' a jakże. Pojeb radzi tam jak wyjść poza ''ramę Polaka'', by np. stać się w myślach Brazylijczykiem, i poczuć dumę ze swego ciała... Pan kołcz najwidoczniej fantazjuje o byciu Enrique z wielką kutangą, doprawdy nie potrzeba zbytniego wysiłku, aby domyślać się co sobie w ten sposób kompensuje. Z kolei ''rama bycia Niemcem'' czyni wedle niego świat zdecydowanie bardziej uporządkowanym i uorganizowanym, ''ordnung muss sein'' się wie. A tak w ogóle wszelkie ''ramy narodowe'' to wedle rebe Grzesiaka zbędne ograniczenia w byciu Europejczykiem, jakby to jedno drugiemu przeczyło, a w końcu ''obywatelem świata'', należy więc wyzbyć się ich w imię zyskania ''potężniejszej inteligencji, niż ta związana z jakimkolwiek lokalnym podwórkiem''. Można by się z tego śmiać, gdyby takowe prostackie metody rycia bani nie działały i to na masową skalę, czego żywym dowodem Julcie właśnie, Oskarki i ''niebinarne'' Małgosie z jajami. No bo skoro można przekroczyć ''ograniczające twój potencjał'' ramy narodowe, to czemu by i nie płci, rasy a w końcu człowieczeństwa jako takiego? Przecież przywiązanie do ludzkiej odrębności to ''szowinizm gatunkowy'' jak głoszą ''antyspecyści''. Urabianiu w ten sposób mas sprzyja postępujące skretynienie np. jakiś narodowiec zbijał się ostatnio na tweeterze z pewnej Julci, odgrażającej się na publicznych forach, że weźmie w kościele ślub cywilny... więc może dobrze, iż takie bydło olewa katechezę, obejdzie się. Podłe lekceważenie ataków na kościoły i profanacji w wykonaniu obrońców ''strajku wiedźm'' zmilczę, nawet gdyby chodziło o jedną katolicką świątynię byłby to niesłychany skandal, ciekawym czy byliby równie wyrozumiali, jeśliby poszło o synagogę? Poza tym nie wiadomo tak naprawdę ile podobnych akcji wściekłej tłuszczy udaremniono, sam przyczyniłem do jednej kontry więc mi nie pierdolcie, że posłużę się słownictwem jakże kulturalnych, pokojowych demonstrantów. Podobnie co do powoływania się na głos Szustaka - ten pajac z kościoła otwartego niczym odbyt starego pederasty sam sobie przeczy, wystarczy porównać co mówił jeszcze pół roku temu, z tym co bredzi obecnie. Takich to czasów doczekaliśmy, że podobne mi niedowiarki, albo neopoganie bo i takie przypadki znam, bronią katolickich miejsc kultu przed rozbestwioną neobolszewicką hołotą, gdy różni księża z Księżyca jeszcze mają o to do nas pretensje, mam więc ochotę powiedzieć jednym i drugim zrozumiałym dla nich językiem: ''Wypier...ć!!!'' No i na koniec - wszystkim co głupio cieszą się z dechrystianizacji Polski rychło zrzednie mina, gdy przyjdzie im obudzić się na twarzy z tym co wylezie wskutek tego na powierzchnię życia społecznego, jakie demony dosłownie to obudzi, najwidoczniej oświecone w swoim mniemaniu jedynie kołtuństwo nic nie nauczyło doświadczenie historyczne z wściekle antychrześcijańskim SS.
 
Objawem księżycowego odrealnienia jest szok i zaskoczenie u niektórych komentatorów jak Pyffel wulgarnością i agresją polskich bab, nie tylko gimbiar ale i tych w podeszłym wieku jak Lempart czy Suchanow. Współczesne Polki, czy raczej ''p0lki'' są w swej masie odrażające, chamskie i rozpuszczone jak dziadowski bicz, stwierdzenie tego oczywistego faktu nie ma nic wspólnego z jakowymś ''stulejarstwem'', przyznaje to otwarcie nawet taki stary ruchacz i oblech jak Maleńczuk, gość pewnie nie pamięta nawet ile zerżnął lasek, bo co najmniej połowę po pijaku. Ba, narzekania na obsceniczność i upadek polskich kobiet słyszę z ust ich samych, przerażonych degeneracją swoich rówieśniczek czy też ''sióstr'' we płci. Ot znajoma działaczka UPR jeszcze, korwinistka jaką szanuję mimo radykalnej różnicy poglądów ze względu na jej charakter i prawość, żaliła mi się zaszokowana zachowaniem gówniar jakiego była świadkiem, dziewuch poubieranych w ciuchy o jakich mogła tylko pomarzyć, gdy była w ich wieku, jednak kiedy otwarły usta wylał się z nich obsceniczny rynsztok, którym nie posługiwał się nawet najgorszy menel za czasów PRL. Sam nie stanowię wzorca umiaru i kultury nie kryję, ale to co się pod tym względem obecnie wyprawia przekracza wszelką miarę. Przy czym nie są to typowe narzekania zgredów na młodych, gdyż najgorsze bodaj pod tym względem nie są rozbestwione gimbiary, lecz stare wulgarne babska, stanowczo zbyt mało mówi się u nas o fenomenie ''czerwonych'', neobolszewickich moherów, a takowych mnóstwo w kraju nad Wisłą. I tak oto w Polszcze faktycznie nastała ''jesień średniowiecza'', ale nie w rozumieniu jakim posługują się fanatycy babskiej wojny, lecz rządów wiedźm i starych-młodych ladacznic, ulicznych tumultów jakich pełna historia ówczesnych miast, politycznego karnawału i publicznych guseł żerujących na zabobonach ciemnego motłochu. Dlatego jeśli już komuś faktycznie potrzebna jest tu faktyczna emancypacja, to polskiemu mężczyźnie od panującego tradycyjnie tutejszego matriarchatu, co nie oznacza bynajmniej pogrążania się w kucowskim stulejarstwie, ani też porzucania tych kobiet, które zdają sobie sprawę, że upadek mężczyzny oznacza tym samym także ich zagładę. A właśnie, nikogo nie oburza, że sama nazwa ''strajk kobiet'' jest skandalicznie ''cis-płciowa'', wykluczając choćby niebinarnych płciowo jak Małgorzatek? Gdyby nie obawa o higienę psychiczną, a może i uzębienie, sam chętnie polazłbym na rzeczone demonstracje z transparentem: ''Żądam aborcji aborterek, i eutanazji eutanazistów!!!'', skandując przy tym ''Margot, oddaj wreszcie Suchanow za mieszkanie!'', na przemian z ''Suchanow, ty stara niewyżyta kurwo, przestań molestować Margota!''. Nie chce mi się rozwijać tu tematu, bom poświęcił mu kiedyś cały obszerny wpis, powtórzę więc tylko jego generalną konstatację potwierdzona przez obecne wypadki, iż to co obserwujemy dziś na ulicach stanowi żywy dowód klęski feminizmu, bowiem był on oparty na całkiem fałszywym, patriarchalnym paradoksalnie podejściu do kobiety, jako tej rzekomo lepszej, bardziej empatycznej od mężczyzny. Tymczasem widać teraz ostro tak że bardziej już nie można, iż jesteśmy siebie czyli gówno warci, kobiety straciły prawo wyzywania mężczyzn od ''szowinistycznych świń'', gdyż same są równymi im odrażającymi lochami. Nie ustępują wcale jeśli idzie o poziom schamienia, bezwzględności, wybujałych ambicji i egoizmu, czyli tego wszystkiego, o co feministki oskarżały ''patriarchat''. Pomnę swój szok jak w latach 90-ych jeszcze obaczyłem schlaną w trupa zataczającą się w biały dzień na ulicy kobietę, dotarło do mnie wówczas, iż nasz naród nie ma przyszłości przynajmniej w jego obecnej postaci. I niech nikt mi tu nie pierdoli o jakiejś ''równości'', bo tu jej nie ma i nigdy nie będzie - o ile pijany mężczyzna wygląda zwyczajnie odrażająco, jak brudna ściera, tak żulica jest widomym dowodem upadku człowieczeństwa, nie ma bodaj żałośniejszego widoku.
 
Nazwijmy stąd rzecz po imieniu: kobieta to taki sam potwór jak mężczyzna, ani lepszy ni gorszy, tylko inny - im wcześniej dotrze to do wszystkich, tym lepiej. Nie można mi więc zarzucić mizoginicznej pogardy wobec płci nie wiedzieć czemu kiedyś zwanej ''piękną'', owszem domagam się wręcz jej równouprawnienia z mężczyznami, ale realnie. Szlag mnie trafia jak te głupie cipy żądają istniejących jedynie w ich urojeniach ''przywilejów mężczyzn'', nieświadome w swej tępocie, że za prawami idą obowiązki takie jak służba wojskowa. Owszem, w niesłychanie progresywnej obyczajowo Norwegii, głównej sponsorki pedalskich parad i zlotów feministycznych czarownic, pobór do armii od paru lat jest obowiązkowy, i obejmuje także kobiety. Wprawdzie lekka groza bierze na perspektywę uzbrojonej blachary, z drugiej rozpuszczonym jak dziadowski bicz sukom przydałaby się jaka ostra dyscyplina - nikogo wtedy nie będzie obchodziło, że masz trudny okres w miesiącu kochanie, dostaniesz łopatę do ręki i rozkaz, by zapierdalać kopiąc rów przeciwczołgowy czy to w śnieg lub deszcz, bo wróg a tym bardziej ''wroginii'' nie zważa na to, że ciekną ci po nogach flupy z pizdy. Jak przyjdzie w końcu do wojny, i jedna z drugą dostaną postrzał w tłuste dupsko, albo koleżance na ich oczach pocisk urwie łeb, dotrze wreszcie jakimi to ''przywilejami'' onegdaj cieszył się przeciętny mężczyzna w ''patriarchacie'', traktowany niczym mięso armatnie. Choćby te niepoliczone dotąd rzesze Polaków przymusem wcielanych do zaborczych armii, poległych za nie swoją sprawę w walkach z kaukaskimi góralami, czy azjatyckimi nomadami dla chwały rosyjskiego imperium, a nawet w bratobójczym boju I wojny światowej. Oszpecenie twarzy atakiem gazem bojowym, czy raną wojenną, utrata kończyny urwanej przez minę itp. koszta realnych batalii, wyleczą skutecznie z  bredni o ''męskich przywilejach''. Realna emancypacja polskich kobiet nastąpi, gdy w ekipie śmieciarki zbierającej kosze spod mojego domu znajdą się wreszcie jakieś baby, bo aż przydałoby się zadbać tu o ''parytet''. Dziwne, że gdy o nim mowa, nie podnosi się kwestii ewidentnej maskulinizacji niewdzięcznych a koniecznych zawodów jak praca w MPO właśnie, czy na budowie. I owszem, coraz częściej kobiety zmuszone koniecznością życiową podejmują zajęcia zarezerwowane dotąd dla mężczyzn, bo związane z brudem, wysiłkiem fizycznym i ogromnym często ryzykiem. Ostatnio gdzieś słyszałem tragiczną historię pochodzącej bodaj ze Słowacji operatorki żurawia budowlanego, która poniosła śmierć spadając z dźwigu czy to z racji nieodpowiedniego przeszkolenia zawodowego, czy też skandalicznych warunków pracy i wyzysku, o czym jakoś wcale nie bóldupią feminazistki. Współczuję, tym bardziej iż biedna kobita osierociła dzieci, ale taka jest właśnie cena realnej emancypacji, o czym wcale nie mają pojęcia tępe Julki. Rozbestwione, aroganckie sucze sądzą najwidoczniej, iż wszystkie będą pracować w korpo, nikt im jeszcze nie powiedział, że zdecydowana większość z nich jest skazana na ''samorealizację'' zapierdolem w jakiejś gównorobocie za liche grosze do usranej śmierci, i przyznajmy uczciwie nie zasługują na inny los. Wszystko wskazuje na to, że prawdziwa równość jaka czeka kobiety w Polsce będzie polegać na harówie przy łopacie pospołu z mężczyznami, i nie będzie już wymówki, że ''kobiety za to rodzą dzieci'', bo dziś wolą je abortować, stąd niech ponoszą wreszcie tego konsekwencje. Moja postawa więc nie ma nic wspólnego z jakowymś ''incelstwem'', gdyż domagam się realnego równouprawnienia płci z wszystkimi tego upiornymi dla kobiet skutkami, tak by odczuły na własnej skórze cały przytłaczający ciężar męskiego ''przywileju''. A też sami stulejarze powielają w gruncie rzeczy feministyczne przesądy, jedynie obracając je na swoją modłę, upatrzywszy winy za falę samobójstw mężczyzn w Polsce, przybierającej rozmiary bez mała ludobójstwa, w rzekomym zdominowaniu ich przez kobiety, jakoby lepiej radzące sobie w obecnej rzeczywistości. Przeczy tej bzdurze lawinowo wprost narastająca wśród Polek liczba chorób psychicznych, niech mi więc kto wyjaśni jakim cudem wraz z postępami ''emancypacji'' nad Wisłą przybywa popierdolonych bab?!
 
Rad bym się też wywiedzieć czemu żadna feminazistka czy inszy antyfiarz nie sflekowali należycie za molestowanie kobiet Durczoka, zdegenerowanej kanalii lansującej się jak gdyby nigdy nic na ''piorunowych'' demonstracjach. U nas w Kielczech też mamy takiego ''feministę'' co popiera ''strajk kobiet'' z wyrokiem na karku za znęcanie się nad konkubiną, ćpun i przegryw jeden. Dlatego zawsze podkreślałem, że feministki to chuj, za to feminiści stanowią najgorsze ścierwo - bo to albo kastraci i stuleje, albo najczęściej psychopaci plujący kobietom na twarz podczas stosunku, no chyba że to lubicie niedrogie panie. Nie ukrywam zresztą iż sam miałbym ochotę wykrzyczeć na ulicy ''wypierdalać!'' pod adresem rządzących, za to co odpierdzielili unieważniając Wszystkich Świętych dosłownie za pięć dwunasta, zarządzając lockdown wbrew niedawnym jeszcze zapewnieniom. Trzeba to niestety przyznać, iż takowa władza nie zasługuje na respekt, i tylko obawa przed zjebanym towarzystwem kompletnych spierdolin umysłowych, antypolitycznych gimbiar panoszących się teraz w przestrzeni publicznej miast, powstrzymuje mnie przed tym. [Nie]rząd, który nie jest w stanie wyegzekwować na ostentacyjnie lekceważących jego zarządzenia demonstrantach ich poszanowania, srożąc się za to wobec Bogu ducha winnych obywateli, jest zwyczajnie chuja wart, że posłużę się znowu wyrafinowanym słownictwem dzisiejszych elit intelektualnych. Policja ośmiesza się aresztując jakąś gówniarę robiąc z niej prowodyra zamieszek, gdy szczujące bezmózgą gimbazę stare klempy, ciotki rewolucji Lemparowa z jebniętą Suchanow jak gdyby nigdy nic łażą na wolności. Chaos decyzyjny na górze, jawny sabotaż ze strony zwykłych funkcjonariuszy władzy, i wreszcie rozbestwienie ulicznej tłuszczy - oto przepis na pełzający zamach stanu, czekać już tylko regularnych walk politycznych bojówek, i krwawych starć oraz ataków terrorystycznych w wykonaniu profesjonalnych sabotażystów. Zdaję sobie sprawę, iż budzą irytację ludzie powtarzający przy lada jakiej okazji ''a nie mówiłem?'', niemniej przypomnę, iż o takim właśnie rozwoju wypadków wspominałem w kontekście rozrób związanych z osobą ''niebinarnego'' Małgorzatka, które jak widać były wersją beta-testową obecnych zadym. Nie bez złośliwej satysfakcji zauważę, iż PiS ma poniekąd za swoje maniakalnym wspieraniem kontrolowanej przez Rosję białoruskiej opozycji, forowaniem Cichanouskiej, której mąż jeździł na zajęty przez Rosjan Krym z wiernopoddańczymi hołdami, pieprząc coś o ''ruskim mirze''. Tak jak i tam baby stoją na czele samozwańczego ''komitetu rewolucyjnego'', żądając ustąpienia obecnych władz, stąd Łukaszenko już pospieszył z wyrazami solidarności wobec post-polskich ''wyklętych macic''. Bóg jeden raczy wiedzieć co nas dalej w związku z tym czeka, szambo wybiło ukazując ohydę degeneracji wynarodowionego społeczeństwa, już nie gówno z ''Czajki'' lecz zatrutych dusz zalało kraj. Nie mam najmniejszego zamiaru popadać z tego tytułu w apokaliptyczne histerie, obok grozy dostrzegam też szansę zasadniczych przewartościowań dotychczasowego modelu politycznego, społecznego i ekonomicznego, który doszedł do kresu niewątpliwie. Póki co zamykam więc kramik internetowy w oczekiwaniu na wynik wyborów prezydenckich w USA, a o Ameryce Płn. będzie zgodnie z zapowiedzią traktował następny wpis.
 
ps. Zdaję sobie sprawę, że zaczyna to wyglądać niepokojąco, ale wypada mi rekomendować lekturę kolejnej rzeczy ''Kretynyki Pederastycznej'', konkretnie idzie o artykuł Jakuba Wencla trafnie opisujący fenomen patologii społecznej, jaką stanowi pokolenie ''jebać''. Bowiem tłumy na ulicach nie wzięły się znikąd, ani też nie zanikną wraz z nieuchronną pacyfikacją obecnych protestów, i to z winy najgłupszej opozycji świata, ''dziadersów'' i starych bab z KOD-u żałośnie usiłujących zyskać drugą polityczną młodość na plecach gówniażerii. Mam na myśli nie tylko ''komitet rewolucyjny'', gdzie wiodą prym zeschizowane całkiem Lempartowa z Suchanową, ale jeszcze bardziej groteskowe jego ciało doradcze pełne spadów typu Boni, Szumi nierozumi, czy Płatkowa od ''męskich macic'' i ''wielodzietnych jednopłciowców''. Nie ma się jednak co pocieszać, że znowu wszystko skończy się na kodziarskim pohukiwaniu jak dotąd, tym razem idzie o coś znacznie szerszego i trwalszego, nawet jeśli na dłuższą metę skazanego na przegraną. Gnój jaki rozlał się na ulicach naszych miast narastał od jakiegoś czasu, wrzód jedynie pękł i cuchnąca ropa wybiła wprost z internetowego szamba na którym ''wyhowało'' się [ błąd ortograficzny zamierzony! ] pokolenie spierdolin umysłowych złożone w głównej mierze z Juleczek, karyn, Oskarków i niebinarnych Małgorzatków. Wencel trafnie diagnozuje, że bardziej niż swoich rodziców to poparzone dzieci globalistycznego info-kapitalizmu 2.0, ofiary ''cyfrozy'' potwierdzając przy tym moje intuicje wyrażone we wpisie traktującym o Edku Bernaysie, że konsumeryzm jest nade wszystko narzędziem politycznej kontroli mas, wobec którego wymiar ekonomiczny jest wtórny i drugorzędny, zaś jak powtarzałem za także omawianym tu Spinozą, demokracja to ''rządzenie ludźmi tak, aby wydawało im się, że rządzą sobą sami''. Tym bardziej w jej obecnej wirtualnej postaci, stwarzającej nieograniczone niemal możliwości manipulacji, za pomocą iluzji ''wolnego wyboru'' obejmującej nawet dowolną zmianę osobowości i jej fundamentalnych składowych jak płeć, rasa, narodowość itp. Mimochodem potwierdza też, że z pokoleniem, które ''chce cię tylko „jebać” (i to nawet nie w dwuznaczny sposób, ale z chorych peryferiów internetowego kontentu, na który nigdy nie zaglądasz), nie da się po prostu dyskutować'', co oznacza koniec wszelkiej cywilizowanej debaty na której oparty był mit liberalnej demokracji i parlamentaryzmu. Nie oznacza to wszakże, iż jak twierdzi w nazbyt triumfalistycznym tonie, należy przed tą rozbestwioną hołotą kapitulować i jedyne co pozostaje prawicy to ucieczka. Wręcz przeciwnie: skoro mamy już jasność co do barbarzyństwa większości post-polskiej gówniażerii, pozostają nam stare sprawdzone metody radzenia sobie z dzikusami, czyli bat i paciorki. O pierwszym już wspomniałem - należy wszystkim Julciom domagającym się ''równouprawnienia'' z mężczyznami dać odczuć na własnej skórze srogie tegoż konsekwencje, biorąc je w kamasze wespół z Oskarkami tak jak to ma właśnie miejsce w strasznie progresywnej obyczajowo Norwegii. Jeśli lewactwo zacznie tu bóldupić coś o ''faszystowskiej opresji'' i ''militaryzmie'' wystarczy rzucić im na ryj przykład anarchokomunistycznej kurdyjskiej Rożawy, gdzie także kobiety ponoszą na równi z mężczyznami trudy walki zbrojnej, więc morda w kubeł. Poza tym konsekwentne przestrzeganie parytetów zatrudnienia przy kopaniu rowów, najcięższych pracach budowlanych i w jeszcze nie pozamykanych kopalniach, oczyszczaniu ścieków oraz zbieraniu śmieci z ulic itd. Wreszcie warto pomyśleć o kontroli internetu, nie bojąc się wrzasków o ''cenzurze'' bo ona i tak ma miejsce w wykonaniu zarządzających infosferą globalnych koncernów, koniecznym więc by państwo wydarło im na to monopol, jak to już uczyniły Chiny choćby. Natomiast co do paciorków, jakby cynicznie to nie zabrzmiało, prawica musi nauczyć się manipulować tym neobarbarzyństwem dokładnie tak samo, jak jej ideowi wrogowie. Akurat w tym jestem zgodny z publicystą ''KP'' - tej dziczy nie da się wychować ckliwymi gadkami o JPII, ''Ince'' i ''wyklętych'', właśnie z racji jej zbydlęcenia, bo ona na to zwyczajnie sra, można więc nią jedynie sterować za pomocą prymitywnej, za to skutecznej jak widać socjotechniki. Powtarzam, mamy do czynienia z libertariańskim zamordyzmem, gdzie każdy sam trzyma się za twarz, a raczej czynią to z nim jego popędy, emocje i atawizmy celowo podsycane aby sprowadzić do statusu łatwo sterowalnej biomasy. Nie ma co kogo zbawiać na siłę, jeśli uparł się być niewolnikiem, czy w tym wypadku niewolnicą dobrowolnie dostarczającą materiału genetycznego do obróbki biotechnologicznej, zarabiającym na tym krocie koncernom medycznym. Co nie znaczy wszakże, iż można odpuścić zawalczenie o te 15, może nawet 20% młodych, którzy nie ulegli skurwieniu, bezwzględnie trzeba ich zagospodarować i jakoś uorganizować. Przekaz do nich nie powinien jednak opierać się tylko na historycznych, dawno zdezaktualizowanych kwestiach, lecz odpowiadać na żywotne wyzwania czasów w jakich przyszło im wchodzić w dorosłość. Wbrew pozorom zaś, i wierzącym w bzdurę rzekomo ''nieodwołalnego postępu'' takim lewackim aktywistom jak pomieniony tu Wencel, jest to możliwe i czas nam sprzyja. Bowiem jak pisałem uprzednio, to nie wymierająca na własne życzenie [post]''cywilizacja białego człowieka'' będzie dyktować standardy i wzorce zachowań, której przedstawicielkami są spierdoliny publicznie chwalące się skrobankami, i klaszczący im motłoch. Traci ona właśnie swe ostatnie przewagi, technologiczną i militarną na rzecz Azjatów, zaś demograficznie ulega zdominowaniu przez Afrykę, oczywiście nie ma co idealizować jednych i drugich, mówiłem już o masowych aborcjach w Chinach, Indiach o Rosji nie wspominając. Rzecz w czym innym: cywilizacje pozaeuropejskie rozbijają swą rosnącą pozycją ustawiony dotąd pod białasów globalizm, z jego liberalno-lewicowym bredzeniem o ''prawach człowieka'', ze szczególnym uwielbieniem kobiet i pedałów, czy uniwersalnych prawach ekonomii, rzekomo niezależnych od uwarunkowań lokalnych. Widać to doskonale po Francji, która właśnie poszła na otwartą wojnę z muzułmanami w desperackiej próbie ocalenia swej ''laickiej świętości'', jaką był tam system edukacji. Nadaremno mym skromnym zdaniem z racji swego wewnętrznego wyjałowienia - co za idiota będzie ryzykował życiem w starciu z islamistami w imię zachowania ''świeckości''? Tak więc te wszystkie wyabortowane z mózgu idiotki, wraz z libertariańską i lewicową ekstremą skazane są na zagładę, i to w całkiem niedalekiej perspektywie biorąc pod uwagę obecne tempo przemian, iście oszałamiające, stąd faktycznie nie ma co się dziwić, iż tylu zatraciło rozum i godność człowieka w ''liminalnej'' epoce jakiej przyszło nam żyć.

czwartek, 22 października 2020

Transrasowość.

Opisywany tu ostatnio proces orientalizacji Europy, w tym i Polski [ a przy tym afrykanizacji, ale to bardziej tyczy Zachodu ], i stąd konieczność zaprowadzenia jakiejś formy rodzimego eurazjatyzmu, a nie duginowskich popłuczyn ideologicznych, ma za tło o wiele szerszy, globalny marginalizacji udziału rasy białej w ogólnej puli ludzkości. A ponieważ ''liczba jest siłą'', więc i przedstawiciele kultur i cywilizacji pozaeuropejskich będą wyznaczać wzorce i normy w nadchodzącym świecie, tym bardziej iż Okcydent traci swe ostatnie przewagi jakie posiadał, czyli technologiczną i militarną, przynajmniej na rzecz Azji jak wszystko zdaje się na to wskazywać. Wymierająca na własne życzenie ''cywilizacja białego człowieka'' będzie więc w tak ustawionej rzeczywistości świecić światłem odbitym raczej, niż samemu narzucać trendy jak dotąd. Sądzę, iż szczególnie gorzkie zaskoczenia czekają białą lewicę i liberałów, ufnych w swój przesąd, iż ''wszyscy jesteśmy tacy sami'', i stąd uniwersalizm ''praw człowieka'', jak i ekonomii itd. Natomiast paradoksalnie wróży to dobrze białym nacjonalistom, a nawet rasistom, aczkolwiek z racji wspomnianych wyżej przewag innych ras i cywilizacji, ich rola będzie sprowadzać się raczej do obrony przed kolonializmem, niż samemu go narzucania jak dotąd, już tak jest właściwie. Wyłaniającym się na naszych oczach pluriversum rządzi poróżnienie, to co nas ludzi dzieli i wyodrębnia, a nie jednoczy, doprawdy jak zaślepionym ideologicznie trzeba być, aby tego nie dostrzegać?! W każdym razie ruch ''black lives matter'' jak sama jego nazwa wskazuje żywym dowodem, że rasa jednak ma znaczenie, choć oczywiście jedynie ta dobrze dziś widziana, czyli murzyńska. To samo tyczy innych elementarnych kategorii jak płeć, ale i samookreślenie narodowe, przynależność do danej religii czy kultury, obyczaju itd., powrót na scenę dziejów tychże zagadnień, wydawałoby się całkiem anachronicznych w ujednoliconym na lewicowo-liberalną modłę świecie, wydaje się przesądzony, i to z zupełnie nieoczekiwanej dla entuzjastów globalizacji strony. Zanim zostanę obwołany ''rasistą'', ''szowinistą'', czy ''religianckim obskurantem'', radzę zapoznać się wpierw z fenomenem re-nacjonalizacji potomków pozaeuropejskich migrantów w samej Europie, by daleko nie sięgać zajrzyjmy do raportu OSW, opisującego jak się pod tym względem rzeczy mają w sąsiednich Niemczech:
 
''Problem zależności udanej integracji od siły tożsamości narodowej i patriotyzmu Niemców pokazała także debata, która przetoczyła się w RFN w związku z rezygnacją Mesuta Özila z gry w reprezentacji Niemiec w piłce nożnej. Piłkarz uzasadnił swoją decyzję rasistowskimi atakami na siebie i rodzinę, po tym jak przed mundialem w Rosji sfotografował się z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem i wręczył mu koszulkę z napisem „Dla mojego prezydenta”. Na falę krytyki odpowiedział zarzutami o rasizm i stwierdzeniem: „Jeśli wygrywamy, jestem Niemcem, gdy przegrywamy, uznaje się mnie za imigranta”. W głośnej debacie wokół tego wydarzenia roztrząsano stan polityki integracyjnej RFN i udzielono głosu m.in. młodym ludziom z korzeniami migracyjnymi, ale urodzonym już w Niemczech. Uderzające było ich spojrzenie na problem, które można zrekapitulować w następujący sposób: pretensje do Özila czy innych migrantów, niezależnie czy nowych, czy w trzecim pokoleniu, mogą wynikać z tego, że wymaga się od nich szczególnego przywiązania do Niemiec, a nawet wdzięczności, podczas gdy sami Niemcy nie epatują miłością do ojczyzny i w dobrym tonie jest utrzymywanie daleko posuniętego dystansu do więzi z własnym krajem. Wymaga się jej natomiast od migrantów, a ci nie mają skąd czerpać wzorców. Jeśli mogą identyfikować się w sposób swobodny i emocjonalny z krajem pochodzenia, a nie z tym, w którym obecnie żyją, to tak właśnie robią. Każdy bowiem potrzebuje poczucia przynależności, tzw. tożsamości społecznej, a Niemcy utrudniają identyfikację z RFN. Z zebranych wypowiedzi wynikało także, że Niemcy „bez pochodzenia [etnicznego]”, a jedynie „z paszportem” czują się „Niemcami w zawieszeniu, na próbę”. Dopóki odnoszą sukcesy i trzymają się reguł, są akceptowani, ale jeśli pojawiają się wątpliwości co do ich zachowania czy postawy w konkretnej sprawie, kwestionuje się ich przynależność do „niemieckości”. Choć uważają oni RFN za swój dom, bo tu się urodzili, nie mają poczucia więzi z tym krajem i znajdują się pod ciągłą presją „dawania świadectwa” bycia dobrym Niemcem, mimo że sami Niemcy nie wiedzą, co to znaczy. Żądają oni jednak, by się w pełni zasymilować, a „asymilacja oznacza kastrację, poddają się jej jedynie ludzie bez charakteru.''
 
- toż samo rzec można o Francji, której obecny prezydent zaprzecza nawet istnieniu czegoś takiego, jak ''kultura francuska''. Żyjącym w tym kraju licznym Murzynom i Arabom z byłych francuskich kolonii zarzuca się, że się nie integrują, uczciwie jednak należy przyznać, iż nie mają zwyczajnie z czym, skoro jak wynika z przeprowadzonego parę lat temu sondażu ''bycie Francuzem'' obecnie sprowadza się do picia czerwonego wina, pogryzania go bagietką, i noszenia charakterystycznego beretu, [ brak tylko żarcia kapuśniaku, i wesołego po nim popierdywania jak w farsie z Louisem de Funes ], ciut przymało na tożsamość narodową oględnie zowiąc. Nie usprawiedliwia to rzecz jasna bestialskich zachowań dziczy z francuskich przedmieść, niemniej trudno ukryć, że białe nacje zachodniej Europy poniekąd same zapędziły się w kozojebczy róg. I tak oto paradoksalnie wynarodowione, zglobalizowane całkiem niemal tamtejsze społeczności ''budzą demony nacjonalizmu'' wśród przybyszów z innych części świata, oraz ich potomków, którzy nie tylko terroryzują coraz śmielej tubylców swoim agresywnym szowinizmem etnicznym, rasowym czy wyznaniowym, ale i toczą boje na tym tle między sobą, by wymienić choćby rytualne już naparzanki turecko-kurdyjskie na ulicach niemieckich miast, czy ostatnie zadymy we Francji między Arabami a Czeczenami. Jak widać z powyższego nawet nie wiadomo jak idealny ''wolny rynek'', czy ''społeczna równość klas'' temu nie zaradzą, stąd liberałowie i socjaliści pospołu histerycznie przeczą rasizmowi i fanatyzmowi migrantów, lub tłumaczą je desperacko ''biedą'' i ''brakiem edukacji'', bowiem miażdżą one infantylny wizerunek pozaeuropejskiego przybysza jako nowego ''dobrego dzikusa'', któremu hołdują. Zwyczajnie nie są oni w stanie z racji swych doktrynalnych, całkiem anachronicznych ograniczeń, postawić trzeźwej diagnozy opisywanych tu procesów, gdyż ta wymagałaby od nich zakwestionowania politycznych przesądów, na których oparta jest ich postawa. Swoje rzecz jasna robi też skutecznie zaszczepiony ''mentalny firewall'' jakim jest obawa przed posądzeniem o ''rasizm'', wyjście w opinii publicznej na ''faszystę'' i ''oszołoma'', ponieważ jednak niżej podpisany ma to wszystko tam, gdzie Śmiszek Biedronia, więc będziemy kontynuować nasze rozważania, idąc na nie tylko intelektualne ryzyko. W każdym razie wszystkich liberałów zapraszamy do wytłumaczenia samym muzułmanom, iż religia jest jakoby ''prywatną sprawą'' każdego człowieka, bez wpływu na życie społeczne i polityczne, o ile wręcz nie ''obskuranckim przesądem'' jakiego należałoby się wyzbyć, zaś lewica winna klarować Murzynom, iż ''rasy nie istnieją'' jako takie, stąd przywiązanie do koloru skóry i upatrywanie w nim cech szczególnych zakrawa na głupotę, sądzę że przyniesie to nam wiele radości, pozwalając przy tym pozbyć się cudzymi rękoma post-cywilizacyjnych odpadów zaśmiecających przestrzeń Europy.
 
Co się tyczy zaś rasy, najbardziej groteskowym jest, iż najgłośniej drą ryja: ''black lives matter!'' ciż sami, co twierdzą zarazem, że można dowolnie modelować swą ''płeć kulturową'' niezależnie od biologicznej - a rasę to niby nie?! I owszem, dla działaczy rzeczonego ruchu BLM ''biały'' nie oznacza jedynie osoby o takowym przyrodzonym jej kolorze skóry, ale urasta do uniwersalnej kategorii ''oprawcy'' stającego w obronie ''opresyjnego systemu''. Lewica bezradna wobec wspomnianej politycznej ''różni'', ucieka się do żałosnych manipulacji, a wręcz próbuje ją znieść słownymi zaklęciami, magią ''niebinarności''. Pozwala to białej komuszej swołoczy wyzywać czarną konserwatystkę Candace Owens od ''białych suprematystek'', bo choć Murzynka ma jednak wedle nich ''białe'' poglądy, co też w oczach maniaków czyni ją ''neonazistką'' niemalże. Nie dziwię się zresztą, że mają przez nią pełno w gaciach, i chcą ją niemalże zlinczować, gdyż swą akcją pod nazwą ''Blexit'' pragnie ona wyrwać czarnych Amerykanów z ideologicznej niewoli Demokratów. Tracą oni ich głosy tradycyjnie dotąd zarezerwowane dla kandydatów partii spasionych oligarchicznych globalistów, jaką de facto stała się w międzyczasie amerykańska socjaldemokracja, i rzekomo ''antysystemowe'', a w gruncie rzeczy hojnie wynagradzane grantami lewactwo. Jako akt ostatecznej desperacji raczej, niż manifestację siły należy stąd rozpatrywać ostatnie zamieszki BLM i białych Antifiarzy, znamienne zresztą, iż wśród walczących z tymi ostatnimi ''Proud Boys'', przedstawianymi rzecz jasna w politpoprawnych merdiach jako ''neo-fascist male-only organisation'', choć faktycznie przeważają biali mężczyźni, na zapisach zadym tak gdzieś na oko co najmniej 1/3 stanowią Latynosi, zdarzają się i Azjaci a nawet wcale liczni czarni, po stronie lewaków zaś same białasy:) [ do obejrzenia cudna scena, jak jeden z nich zbiera śliczny cios na buzię ]. Co do mnie nie miałbym nic przeciwko obalaniu pomników faktycznych rasistów jak Karol Marks, o którym to pisał śp. Andrzej Walicki w swym znakomitym opracowaniu ''Marksizm i skok do królestwa wolności'' co następuje, cytat ze str. 30:

''Pojmowanie wyzwolenia ludzkości jako długiego, i okrutnego procesu dziejowego, w którym całe pokolenia i klasy składane są w ofierze przyszłemu triumfowi komunizmu, jest jedną z najbardziej charakterystycznych, aczkolwiek - zwłaszcza na Zachodzie - nie zawsze należycie eksponowanych cech myśli Marksa. W wypadku robotników poświęcanie teraźniejszości na rzecz przyszłości mogło być kompensowane wielkością misji, która wedle Marksa miała być udziałem ich klasy. Ale co z niewolnikami? Marksowska filozofia historii uzasadniała konieczność niewolnictwa, ale nie obiecywała niewolnikom żadnej rekompensaty w przyszłych pokoleniach za doznane cierpienia. Uznawała obiektywną ekonomiczną konieczność niewolnictwa, łącznie ze współczesnym Marksowi w południowych stanach USA, ale nie wyznaczała niewolnikom żadnej wzniosłej misji w dziejach ogólnoludzkich [ w przeciwieństwie do białego proletariatu ''krajów przodujących cywilizacyjnie'' XIX-wiecznej Europy i Ameryki, jak stało w ''manifeście komunistycznym'' - przyp. mój ]. W liście do Annienkowa z grudnia 1846 r. Marks ujmował to bardzo brutalnie:

''Bezpośrednie niewolnictwo jest osią naszego dzisiejszego industrializmu, podobnie jak maszyny, kredyt itd. Bez niewolnictwa nie ma bawełny, bez bawełny nie ma nowoczesnego przemysłu. Dopiero niewolnictwo nadało wartość koloniom, kolonie stworzyły handel światowy, a handel światowy jest nieodzownym warunkiem wielkiego przemysłu maszynowego. Przed powstaniem handlu Murzynami kolonie dostarczały Staremu Światu bardzo mało produktów, i nie zmieniały oblicza świata w sposób widoczny. Niewolnictwo jest przeto kategorią ekonomiczną o bardzo doniosłym znaczeniu. Bez niewolnictwa Ameryka Północna - naród najbardziej postępowy - zamieniłaby się w kraj patriarchalny. Proszę tylko wykreślić Amerykę Północną z mapy świata, a będzie Pan miał anarchię, zupełny upadek handlu i nowoczesnej cywilizacji. A zniesienie niewolnictwa oznaczałoby wykreślenie Ameryki z mapy świata. Toteż niewolnictwo - dlatego, że jest kategorią ekonomiczną - spotykamy u wszystkich ludów od początku świata.''

Nie sposób odmówić powyższemu rozumowaniu pewnej upiornej logiki, aczkolwiek było ono oparte na całkiem fałszywych założeniach, o czym będzie można przekonać się w dalszej części niniejszego wywodu. Dodać przy tym należy, iż w podobny sposób w oficjalnym już artykule Marks wypowiadał się o brytyjskim panowaniu kolonialnym w Indiach, jak więc z tego widać rzekoma ''wina białego człowieka'' była mu głęboko obca. Owszem, był on nieodrodnym dzieckiem swojej epoki kolonializmu i liberalnego rasizmu, radykalnym okcydentalistą gotowym piać peany na cześć byle ruchawki śląskich tkaczy, z pogardą za to traktując współczesne mu niepomiernie większe, ogarniające milionowe chińskie masy Powstanie Tajpingów. Znalazło to ideologiczny wyraz w jego koncepcie ''azjatyckiego sposobu produkcji'', którym obchodził orientalną swoistość przeczącą lansowanej przezeń wszechogarniającej na heglowską modłę historiozoficznej wizji dziejów świata. Autentyczne, nie z PiSowskiej propagandy, ''ruskie onuce'' jak byli [?] naziści Kondzio Rękas i Mati Piskorski, wraz ze swym kumplem niewyabortowanym niestety płodem Nowickiej towrzyszem Michałem, zarzucać pewnie będą powyższym twierdzeniom ''anachronizm'', rozpatrywanie przeszłych wydarzeń poprzez pryzmat współczesnych norm. Niech będzie, tyle że tym samym tyczy to i ówczesnych zbrodni europejskich kolonizatorów, którym na mocy tegoż samego rozumowania nie sposób czynić wyrzutów, jak robi to obecna lewica. Marks pozwalał sobie także na obleśne uwagi w korespondencji tym razem z samym Engelsem, pod adresem swego ówczesnego głównego konkurenta w niemieckim ruchu socjalistycznym, ''pierwszego hitlerowca'' Ferdynanda Lassalle'a, wprost tytułując go tam ''żydowskim czarnuchem''. A to z powodu jego mocno kręconych włosów, prawdziwej szopy ''afro'' jaką nosił on na głowie, szydząc że to pewnie dlatego, iż jego ''przodkini'' puściła się z jakimś Murzynem podczas ucieczki do Egiptu. Skoro zaś wspomnieliśmy o Engelsie, nie sposób pominąć jego jakże niemile obecnie widzianej ''homofobii'', oraz ludobójczych bez mała tekstów jakie publikował za aprobatą Marksa w redagowanym przezeń rewolucyjnym szmatławcu w czasie ''Wiosny Ludów'', zapowiadając tamże wprost eksterminację nie tylko ''reakcyjnych'' klas i dynastii, ale również całych ''ahistorycznych'' nacji, ze słowiańskimi na czele. Zatem z wielką radością powitałbym obalanie pomników wyżej pomienionych socjalistycznych skurwysynów, zamiast stawiania im na kapitalistycznym Zachodzie nowych, jak to niestety ma obecnie miejsce. Podobnie co i wzorem maoistowskich hunwejbinów palenie na stosach kaprawych dzieł tychże kmiotów, samych ''białych, heteroseksualnych mężczyzn'', w czym nie przeszkadza żydowskie pochodzenie Marksa, gdyż to dla czarnych rasistów ''aszkenazista''. Tym bardziej, iż jednym z idoli białej lewicy jest przecież otwarty entuzjasta rządów Hitlera, jakim był arcyniemiecki myśliciel Martin Heidegger. Nie kto inny jak on dał początek radykalnemu zakwestionowaniu niemal całej praktycznie tradycji intelektualnej Okcydentu, w imię powrotu do mitycznych ''źródeł myślenia'', odpowiada także za koszmarnie bełkotliwy język współczesnej para-filozofii, gdyż traci on u niego programowo swój referencyjny, opisowy charakter dla procesualnej ''prawdy bycia'', wreszcie jego zamysły ''reformy'', a tak naprawdę zniszczenia uniwersytetu antycypują niemal dosłownie ekscesy goszystów paryskiego maja '68. Wprawdzie epizod czynnego zaangażowania się po stronie rządu NSDAP trwał u wybitnego niemieckiego filozofa zaledwie niecały rok, nie zrezygnował wszakże powodowany wyrzutami sumienia, lecz oburzony ''zdradą narodowosocjalistycznych ideałów'' przez Hitlera, gdy rzezią ''nocy długich noży'' położył on kres radykalnej frakcji nazistów, z którą Heidegger był związany. Pogratulować więc nowej-starej lewicy intelektualnych patronów, tymczasem karmieni grantami białych burżujów z Fundacji Forda czarni ''radykałowie'', deklarują jak współzałożycielka ruchu BLM ideologiczny dług u chwalcy murzyńskiego poddaństwa jakim był Marks, dowodząc tym samym, iż wciąż są niewolnikami, niechby umysłowymi.

Po prawdzie jednak nie wszystko da się zwalić na współczesne lewactwo, owszem sami Amerykanie sobie nagrabili i mają poniekąd teraz za swoje, skoro... ale o tym z racji obszerności materiału, jakiego nastręcza podjęta tematyka, w następnym wpisie. W przerwie więc niniejszych rozważań, korzystając z okazji pozwolę sobie nakreślić swe polityczne credo, gwoli wyjaśnienia czemu tępię po równi liberałów z socjalistami. Otóż dla jednych i drugich państwo narodowe jest złem, czy to ''koniecznym'' jak dla umiarkowanych wolnorynkowców, lub całkiem już zbędnym u radykalnych zwolenników tej doktryny, albo jak u marksistów ''narzędziem opresji klasowej'', tracącym przeto rację bytu w bezklasowym społeczeństwie komunistycznym. Aczkolwiek zaadaptowana na własny użytek dialektyka heglowska pozwala Marksowi twierdzić bezczelnie przy tym, że droga do anarchii spełnionej komuny wiedzie poprzez zaprowadzenie skrajnego zamordyzmu ''dyktatury proletariatu'', a tak naprawdę tyranii samych socjalistów. Republikanin tymczasem, zwłaszcza żyjący w Polsce i świadomy historii swego kraju, pojmuje trzeźwo iż nie sposób być rzeczywiście wolnym bez własnego, suwerennego możliwie państwa. Jest ono dlań dobrem wspólnym, Rzeczpospolitą właśnie - oczywiście zanim ktoś zarzuci mi ''polityczny romantyzm'', dodam że nikt nie musi mi mówić, iż jej obecna postać w jakiej przyszło nam żyć, jest nią jedynie z nazwy. Niemniej winno to stanowić asumpt do jej naprawy w tym duchu, nie zaś bredzenia infantylnych co najmniej w naszym kontekście libertariańskich bredni, dowodząc jedynie, że traktujący je serio nie pojmują kompletnie, gdzie i w jakich realiach przyszło im żyć. Problemat zachowania państwa narodowego jest absolutnie kluczowym w naszych dziejach, i jakże paląco aktualnym w zglobalizowanym na post-amerykańską, nie-liberalną modłę świecie, co żeśmy wyżej ukazali. Republikanizm stoi także na gruncie solidaryzmu narodowego, przeto nie ma nic wspólnego z socjalistyczną ''walką klas'', przejętą od liberałów przez Marksa, stąd wrogi jest wszystkim fakcjom, które wprowadzają zgubny podział i permanentny stan wojny domowej, szczując przeciwko sobie poszczególne grupy ludności. Dlatego jako zdeklarowany republikański wolnościowiec na równi tępić będę ile tylko starczy mi sił tak pojebane feminazistki, jak i korwinowych stulejarzy, wolnorynkowych kretynów gardzących ''MADkami'' i ''hołotą od pińscet'' samemu będąc zwykle nieudacznikami, lub cwanymi skurwielami pokroju Tołajno, co i lewactwo wynoszące pod niebiosa robotników lub pederastów, uprawiając przy tym pasożytnicze grantożerstwo i wściekłą jak sami diabli polityczną nietolerancję. Bynajmniej nie równa się to ślepemu poparciu dla PiS, gdyż formacja ta choć przypisuje sobie miano ''republikańskiej'', wyraźnie się z roli takowej nie wywiązuje, programowo wręcz anarchizując ład publiczny choćby próbami nadania prerogatyw jakowejś ''policji sanitarnej'' organizacjom poza-rządowym, jak sama nazwa ich wskazuje podległym wrogim nam potencjom. Wbrew temu co bredzą korwiniści o propaństwowej postawie partii rządzącej nie świadczy też mnożenie zbędnych urzędów, wprowadzając przez to jedynie chaos i paraliż decyzyjny na szczytach władzy jak i w samej machinie administracyjnej. Dlatego nie mogę przeboleć, że gdy w obliczu bankructwa politycznego PiS otwiera się dziejowa szansa dla jakiejś faktycznie republikańskiej, propaństwowej siły stojącej na gruncie solidaryzmu społecznego, za ''prawicową alternatywę'' dla partii Kaczyńskiego robi podszywająca się pod takową kuceria, banda wynarodowionych libertariańsko spierdolin typu Jacuś Wilk. Nie idzie stąd o naiwne co najmniej ''kochajmy się'', bo niby ''wszyscy Polacy to jedna rodzina'', istnieje wszakże zasadnicza różnica między doktryną, która uznając naturalność konfliktów w obrębie tego samego społeczeństwa i narodu, zajmuje jednak koncyliacyjną i pojednawczą postawę, dążąc do ustabilizowania sytuacji wewnętrznej kraju w imię zachowania porządku państwowego, a takimi co nieustannie je podsycają z zasady, i nimi się karmią. Takowy syf należałoby spalić najlepiej w piecu, jako polityczny odpad, zaś jego przedstawicieli jakąkolwiek opcję nie reprezentują, poddać srogiej a skutecznej reedukacji metodami Kostka-Biernackiego. Wszystkim oburzonym na podobny ''zamordyzm'' cnotkom przypomnę, że to Republika Rzymska ustanowiła instytucję dyktatora, i zanim uległa ona nieuchronnej degeneracji, przez wiele stuleci znakomicie pełniła swą rolę urzędu dla ochrony  porządku wolnościowego, a nade wszystko jego ekspansji. Przyjdzie kiedy omówić i to zagadnienie szerzej, a na razie tyle w poruszonym temacie, gwoli wyjaśnienia czemu różnica między socjalistami a wolnorynkowcami jest więcej niż pozorna, bowiem to jedynie dwie strony tej samej ''walki klasowej''.

Na koniec jakże aktualnie brzmiące w niniejszym kontekście uwagi Mirona Białoszewskiego, homoseksualisty jakby nie było, z jego ''tajnego dziennika'', które w konfuzję muszą wprawić współczesnych aktywistów LGBT:

''W konsulacie zakłopotanie, że będą mieli nazajutrz pod oknami manifestację. Już było spokojnie, już coś nawiązywali, a tu buch! - skasowanie "Solidarności" i wybuch sprzeciwu. Ja wysłuchuję tych i tamtych. Bo niby co innego wypada? Nie ukrywam swojego dystansu do polityki ani zmęczenia polityką, gospodarką, życiem społecznym, musem polskim. chcę inności, choćby na 6 tygodni. Świata. Ale tu problem murzyński. Opanowali Waszyngton, biali uciekają do miasteczek. Coraz więcej tych czarnych i w N. Jorku. Sam odczułem tu i tam możliwość niepewności siebie - białego, kiedy wracałem 87 Avenue wieczorem między raczej czarnymi niż białymi. W Związku Radzieckim mnożą się islamczycy, żółtacy. Może to zmierzch białej rasy? Panowała na świecie krótko. Wiele dała, w myśli, sztuce. Wiele nie dała. wiele nabroiła. Uroda białych często działa. Ale - biorąc bezstronnie a tanecznie, teatralnie - to to rasa mało rytmiczna, ciężka, krowiasta, a z pretensją, leniwa, a porządnicka, niewytrzymująca konkurencji w zewnętrzności bycia, jako sztuki, w urodzie zwierzęcia.''
 
- to co, kiedy publiczne potępienie Białoszewskiego jako domniemanego ''faszysty'', usuwanie jego książek z bibliotek, i palenie ich na stosach, w waszym wykonaniu ''czerwone'' i ''tęczawe'' bladzie? Rzucam wam na ryj sowiecki plakat propagandowy z czasu wojny polsko-bolszewickiej, ewidentnie odwołujący się do rasistowskich resentymentów wobec Murzynów:


Dla zainteresowanych o co rzecz wówczas szła, wyjaśnienie autorstwa znakomitego historyka Grzegorza Kucharczyka:

''Dzięki bardzo dobrze udokumentowanej pracy Aleksandry Julii Leinwand o antypolskiej propagandzie bolszewickiej w 1920 roku („Czerwonym młotem w orła białego”, Warszawa 2008) wiemy jednak, że do motywów nienawiści rasowej niejednokrotnie sięgała właśnie wojenna propaganda bolszewicka, kierowana wówczas przez… Trockiego.

W jednej z propagandowych ulotek bolszewickich z czerwca 1920 roku, adresowanych do polskich żołnierzy czytamy więc, że Polska – zazwyczaj określana jako „ostatni pies Ententy” – otrzyma pomoc wojskową od Francji w postaci „czarnych murzyńskich wojsk”, jak nazywano kontyngenty kolonialne. A dalej czytamy (pisownia oryginalna): w walce tej stajesz, żołnierzu polski, w jednym szeregu z dzikimi murzynami, podobnymi do ludzi tylko z ciała, bo dusze ich jeszcze nie zbudziły się do życia ludzkiego. Czyż rumieńcem wstydu nie okrywa Cię te hańbiące towarzystwo, w którym umierać będziesz musiał?

Pomijając intrygującą kwestię uśpionych „murzyńskich dusz”, trapiącą wyznawców materializmu dialektycznego, warto zwrócić uwagę, że do podobnej, rasistowskiej z gruntu retoryki odwoływała się również polskojęzyczna prasa komunistyczna publikowana w 1920 roku w Rosji bolszewickiej. Autorzy artykułów to niemal wyłącznie działacze KPP. W czerwcu 1920 roku w jednym z takich tytułów prasowych („Głos Komunisty”) można było przeczytać: Ostatnia deska ratunku – to chyba wojska murzyńskie, które Francja obiecuje przysłać na pomoc Piłsudskiemu. Czarno-żółte diabły z Afryki będą walczyć o niepodległość Polski! […] Niechaj więc murzyn robi swoje. Czerwona Armia wnet sobie z nimi poradzi. Ale niech żołnierz polski nie ima się murzyńskiego rzemiosła. Niechaj bagnet swój skieruje przeciw tym, co nawet murzynów gotowi są sprowadzić, aby się utrzymać przy władzy.

A więc Polacy to nie tylko antysemici, ale również sługusy „czarno-żółtych diabłów z Afryki”. Oto kolejne pole do „interpretacji historycznych”.''