niedziela, 9 kwietnia 2023

Raszystowska SS-fa[nta]styka.

Miało być o Janie Pawle i będzie, wszakże dopiero, gdy opadną emocje rozhulane ostatnią ''kremówkową'' inbą, w którą żadną miarą nie zamierzam się wpisywać. Nawet tak symboliczny sposób, jak publikacja tekstu na kompletnie niszowym blogu [ dzięki Bogu! ]. Dlatego ideową rozprawę z wojtyliańskim prawoczłowieczyzmem przyjdzie mi póki co odłożyć, na rzecz tematu, dla którego pretekstem stała się iście wybuchowa śmierć rosyjskiego propagandzisty i zbrodniarza - dla mnie bomba:). Mowa rzecz jasna o Wladlenie Tatarskim, czy raczej Maksymie Fominie, bo tak w istocie brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Ponieważ nieoceniony Marcin Strzyżewski zrobił niedawno o nim materiał, wiedziałem o jego kryminalnej przeszłości żula z Donbasu, zamieszanego w nieudany napad na lokalny bank. Wszakże nie miałem pojęcia, że był aż tak porąbany: z obywatelstwa przynajmniej Ukrainiec, deklarował głośno nienawiść do wszystkiego co ukraińskie. Nie przeszkadzało mu to jednak za młodu cykać sobie pamiątkowe fotki w lwowskim muzeum UPA, z ''banderowskim'' umundurowaniem ''henerała'':

 

...nawołując po tym do eksterminacji ukraińskich cywilów i wychwalając masakrę w Buczy, jako pożyteczny dla rosyjskiej propagandy ''fejk''. Bodaj najciekawsze jednak, o czym nie wspomniał niestety nazbyt tu politpoprawny Strzyżewski, że Fomin aka Wladlen Tatarski miał być pono ''miłością'' Prigożina... Bynajmniej jedynie ''platoniczną'', co całkiem możliwe, bo nawet nie krył się wcale ze swym homo-raszyzmem, w publikowanej pod owym pseudonimem literackim grafomanii czcząc wojnę jako ''najlepszą z gej-parad'' [ dosł. «Война - лучший гей-парад...» ] i rzecz wojowniczych pederastów - cyt. za oryg.:

''Ты вожделеешь и захватываешь. Ты изменяешь мир, подчиняя своей воли, а не Божьей. Достаточно окунуться в воинскую среду с его беретиками, побрекушками, лычками, красивой экипировкой, самураями-геями, спартанцами-геями, ССовцами-геями, суровыми плакатами "родины-матери" и т.д., чтоб понять, что всё это бунт женского начала. Как-то я писал уже про это немного.''

- posądzając zarazem Ukraińców o ''transgenderowość'', dojdź tu jednak logiki w tak zwichrowanym umyśle agresywnej cioty, jak ów raszysta. Miał przez to na myśli, że są ''ruskimi ludźmi'' wypierającymi się swego pochodzenia, tak jak mężczyzna udający kobietę i na odwrót, tyle że opis ten akurat pasował do niego: Ukraińca, który począł mordować własnych rodaków, stając przeciwko swej ojczyźnie po stronie obcych agresorów. Warte jednakże podkreślenia, iż nawet tak zaciekły rosyjski propagandysta przyznawał, że na współczesnej Ukrainie brak żywej tradycji banderowskiej, faktycznie skądinąd wytępionej po wojnie niemal ze szczętem, przez głównie samych radzieckich Ukraińców. Wladlen miał też rację co do zasady wskazując, że od początku wojny w Donbasie zdecydowaną większość bojowników batalionów ''Ajdar'' czy ''Azow'' stanowili rosyjskojęzyczni obywatele wschodniej, południowej i centralnej Ukrainy, nie zaś jakoby ''banderowskiej'' do dziś b. Galicji czy Zakarpacia. W tym znaczeniu można by więc i nazywać ich ''Ruskimi'', gdyby nie to niestety, że owo miano zawłaszczyli sami Rosjanie wykorzystując je propagandowo, stąd np. zmiana nazwy ''ruskich'' pierogów na ''ukraińskie'' i tego typu dziwaczne z pozoru operacje językowe mają jednak sens w Polsce. W wywiadzie z Wladlenem, przeprowadzonym przez dwóch rosyjskich nazioli [ min. Jewgienija ''Topaza'' Raskazowa - kolejnego psychopatę z ''Rusicza'', któremu staje od zabijania Ukraińców ] widać, jak krępuje go pytanie o wojowniczych pederastów i próbuje ich niezdarnie bronić, przywołując postacie Olka Macedońskiego czy pruskiego Fryca... Zamknijmy wątek homoraszyzmu Maxa Fomina aka Tatarskiego graniczącym z pewnością przypuszczeniem, że ''więzienie go zmieniło'', albo wręcz dopiero tam w pełni ''rozkwitł'', odsiadując wyrok za wspomniany na wstępie napad. Co istotne wszakże, Wladlen to już kolejna ze znanych postaci współczesnego kacapskiego nacjonalizmu, by wymienić Jegora Proswirina czy Duginą, ''zginięta'' w ostatnich latach prawdopodobnie przez wewnątrzrosyjskie porachunki. Bowiem pełnił on kluczową rolę w farmie trolli Prigożina, stąd utrata przezeń nie tylko kochanka, ale i jednego z najważniejszych podwładnych zapewne boli go podwójnie. W jego imieniu Wladlen jako medialny ''cyngiel'', by nie rzec ''pies łańcuchowy'', dopiero co srogo obsobaczał dowództwo rosyjskiej armii, z którym pryncypał [ i nie tylko... ] miał na pieńku. Stawiałbym więc na gang Szojgu i Gierasimowa, jeśli idzie o sprawstwo zamachu, o który nieudolnie próbują obwinić Ukraińców i rozgromiony w kraju przez Kreml ruch Nawalnego, choć nawet Prigożin temu przeczy wskazując na jego inicjatorów w samej Rosji - w domyśle: u szczytów władzy. Najprawdopodobniej też prorosyjski politruk i bandyta zapłacił życiem za typową dla grafomanów przypadłość, jaką stanowi nieumiejętność trzymania języka za zębami. Ot całkiem niedawno na podobnym ''wieczorze autorskim'', jak ten podczas którego zginął tyle że w Moskwie, raczył stołeczną publikę ku jej uciesze przaśnymi historiami kombatanta. Nie krył wcale, że przyszło mu ''odwojować'' Donbas wraz z bandą alkoholików, ćpunów i kretynów nie potrafiących nawet rozeznać się w stronach świata, dla których ''ruska wiosna'' stała się doskonałą okazją do realizacji najdzikszych, chorych fantazji i bezkarnego popełniania okrucieństw, o zwykłym rabunku już nie wspominając. Trzeba więc było pozbyć się wreszcie nazbyt gadatliwego bałwana, który pierdolił jeszcze parę miesięcy temu z kanapy w studiu na Kamczatce, jakim to ''błogosławieństwem'' dla Rosji jest ''specoperacja'' na żywym ciele Ukrainy. Wedle niego w naturze Rosjan nie leży bogacenie się przez handel, a wojowanie i ''refleksyjny stosunek do życia'', czyli mają być takimi samymi złodziejami, trutniami i gamoniami co on. Nic dziwnego stąd, że ''ruski mir'' zapada się z wolna w bagno mając za obrońców takowe szumowiny co Wladlen - i bardzo kurwa dobrze! Tuman do końca swego gównianego żywota nie pojął, że to właśnie przez podobnych mu raszystów oczadzonych imperialną kokainą, wielu rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy stało się jej gorącymi patriotami, gotowymi z bronią w ręku walczyć za własny kraj, traktowany dotąd przez nich obojętnie a bywało nawet, że i wrogo. Sam to przecież konstatował, nie potrafiąc wszakże wyciągnąć logicznych wniosków z własnych obserwacji przez swe zaślepienie polityczne i głupotę, obwiniając jedynie za wszystko rzekome ''otumanienie'' Ukraińców przez Zachód. Który nawet jeśli nie ma ich całkiem w dupie, to nie wspomaga należycie np. blokując rękoma części przywódców ''wolnego świata'' członkostwo Ukrainy w NATO - na szczęście Polska nie należy do owego klubu dziejowych przegrywów i ''niedorealistów'', i oby tak pozostało. Co tu zresztą gadać, skoro ''gej Schrödingera'' Fomin aka Tatarski głośno ceniąc najgorszych satrapów w dziejach Rosji Groźnego, Piotra I i Stalina sam przyznawał, że nie chciałby jednak żyć pod ich rządami...

Na podobne co Wladlen braki logiki w myśleniu cierpi inny raszysta-grafoman, żywy póki co Maksym Kałasznikow - pseudonim ''lyteracki'' Władimira Kuczerenki. Współpracownik Girkina, jest nie tylko otwartym chwalcą ZSRR, ale i III Rzeszy oraz Mussoliniego, wedle własnych słów zadeklarowanym ''faszystą, lecz z najwyższym szacunkiem dla Stalina'', jako wielkiego ''menadżera'' sowieckiej industrializacji, której gorącym wielbicielem się mieni. Niedawno poczęło doń wreszcie docierać, że tzw. ''specoperacja'', jaką rzecz jasna z początku żarliwie popierał, skończyła się fiaskiem zamieniając w straszliwą, krwawą wojnę pozycyjną niemal rodem z czasów I wojny światowej. Grożąc samej Rosji polityczną i gospodarczą zapaścią, w efekcie otrzymującą zamiast zdobycznych miast ich ruiny, szczególnie w Donbasie, z zamieszkującymi je wciąż tłumami nieszczęśników, którym nie ma jak i za co pomóc. Sam przyznał dopiero co w jednym z wywiadów dla krajowej prasy, że poroniona ''specoperacja'' uczyniła z Ukrainy ''AntyRosję do kwadratu'', czy jednak wyciągnął stąd narzucające się wprost wnioski, o zaprzestaniu owego krwawego obłędu, nie tylko niszczącego sąsiedni ''bratni'' jakoby kraj, ale i niekorzystnego jak widać dla samej Moskwy? Oczywiście w żadnym wypadku! - postuluje jeszcze bardziej docisnąć Ukraińców atakami rakietowymi na ich regionalne centra administracji, tak jakby podobne na Charków czy Mikołajów coś przyniosły, jak słusznie przypomina relacjonujący wysrywy raszystowskiego szura ukraiński dziennikarz rodem z Donbasu Denis Kazanski. Zresztą Maxio już dawno wykoncypował sobie, że najlepszym sposobem na zniszczenie globalistycznej elity są atomowe ''udary'' po luksusowych kurortach, gdzie wedle niego chowa się ona przed plebsem i jak widać jest temu pomysłowi nadal wierny, przystosowując go jedynie do aktualiów. Czegóż się jednak spodziewać po typie uważającym naukowego szarlatana Łysenkę za ''uczonego z wielkiej litery, którego imię obsrały plugawe naczelne''? Maksym Kałasznikow jest też propagatorem oryginalnego sposobu zwalczania kaukaskich separatystów/terrorystów, za pomocą rojów dronów rozpoznających ukrywających się w górach bojowników po zostawianym przez nich wokół obozowisk... gównie. Sam ma nieźle nasrane do łba, postulując otwarcie zaprowadzenie w Rosji segregacji etnicznej dla Czeczeńców i im podobnych ''czornożopców'', będąc wedle własnych kryteriów ''bękartem rasowym'' Turkmenki i Mołdawianina rodem z Odessy, a więc jego tatko pewnie był ''koszerny''. Wszakże nie radzę mu tego wypominać, bo reaguje na to bardzo nerwowo, gdy jakiś rosyjski naziol począł w runecie szydzić z jego ''niearyjskiego'' pochodzenia, wyzwał go na ''solo'' w realu, ten jednak obsrał zbroję i pokasował przestraszony wszystkie drwiące posty. O tyle trudno mu się dziwić patrząc na gębę i posturę posowieckiego troglodyty, jaką prezentuje Maksym Kał-czeczenikow, oto więc oblicze współczesnego rosyjskiego imperializmu, buźka wymowniejsza niż tysiąc słów:

 

- ''yntelygencja'' wprost zieje mu z twarzy i nie chodzi bynajmniej o jego muskulaturę [ dość przypomnieć, iż Platon znaczyło ''szerokie bary'' ], tu jednak coś ewidentnie poszło nie tak. Sam raszysta przyznaje, że nawet w kraju mają go za bezrozumnego idiotę, broni się wszakże powołując na przykład ''gości z NSDAP, którzy podnosząc kraj z kryzysu, marzyli jednocześnie o nadludziach i rakietach''. Znamienne skądinąd, że zdeklarowany naziol, a niechby i ''koszerny'', może robić we współczesnej Rosji za postać tamtejszego życia publicznego. Dość rzec, iż sam Medwiediew polecił za swej ''fejkowej'' prezydentury swym podwładnym rozpatrzenie apelu o forsowną modernizację, przedłożonego przez Maksyma Kałłacha. Głośno o nim zrobiło się ponad dekadę temu również dlatego, że już wtedy otwarcie wygrażał Putinowi obaleniem jego rządów przez ''liberastów''. Sens takowej operacji winien być oczywisty: na tle zjebów pokroju Kuczerenki, Girkina czy skonfliktowanego z nimi skądinąd Prigożina, kremlowska mafia wygląda na ''oświeconych'' przedstawicieli władzy, dla której nie ma w Rosji rozsądnej alternatywy. Bowiem opozycja w tym kraju może być jedynie ''systemowa'', nawet jeśli zgrywa ''anty-'' czego Maksym Kałach żywym [ póki co jeszcze ] dowodem. Przecież kanalia poczęła swą karierę pisarską tworząc w latach 90-ych, na zlecenie czołowych wówczas żydoruskich oligarchów Czubajsa i Bierezowskiego, paszkwile wymierzone w ich konkurenta, potężnego wtedy mera rosyjskiej stolicy Łużkowa, o wymownych tytułach np. ''Moskwa - imperium ciemności''. Świetny początek jak na rosyjskiego ''czarnosecińca'' nienawidzącego Żydów, przynajmniej deklaratywnie... Zabawnym stąd jest czytać, jak dziwuje się w wywiadzie z początku ''specoperacji'', dlaczegóż to nie aresztowano Czubajsa pozwalając mu na ucieczkę do Turcji, jakby typ nie wiedział, że to ów ryży wespół ze wspomnianym Bierezowskim wprowadzili Putina na Kreml. Bo jak na liberałów przystało chcieli mieć swego Pinocheta, który weźmie za mordę zarówno rosyjskich komuchów, co i nacjonałów, w efekcie zaś otrzymali krwawego Pinokia, który ich załatwił. Nie należy więc lekceważyć idiotów, szczególnie z ambicjami na wyrost, bo niepostrzeżenie mogą odwinąć się swym mocodawcom z ''doboszy'' ostając führerami, plącząc sznurki ''władcom marionetek''. Dlatego tyle uwagi poświęcam z pozoru nieważnym ''szurom'', pokroju wspomnianego Maxa Kałacha czy Dugina, bowiem odgrywają oni istotną rolę, wszakże nie w sposób, jaki im się zwykle przypisuje. Celem takowych spierdolin nie ma być rządzenie, lecz zatruwanie przestrzeni publicznej chorymi wizjami, niechby i dla niszowej publiki, stąd również można czerpać później narybek dla zbrodniczych formacji typu ''Ruᛋᛋicz''. Acz bywa i tak, że z owego bagna udaje się komuś dostać na sam szczyt, wtedy nawet świat cały poczyna mieć problemy... Jeśli zaś ktoś mniema, że zdeklarowany wyznawca narodowego socjalizmu III Rzeszy, jak i komunistycznej ZSRR Maksymka Kałasznikow, jest zwolennikiem ''państwa opiekuńczego'', popełnia gruby błąd. Bowiem jedynie skończony debil, czyli korwinista stawia znak równości między socjalizmem, a ''rozdawnictwem'', gdyż sednem bolszewizmu był przymus pracy, traktowanej przezeń niemal jako czynność zbawcza, w myśl zasady ''arbeit macht frei''. Dlatego ów raszysta jednoznacznie wykłada w sążnistym wywiadzie z nim, że Kacapii nie stać na przekształcenie się w jeden wielki dom opieki dla emerytów, stąd należy ich praktycznie ''eutanazować'' dając im żebracze emerytury, zaś uwolnione w ten sposób środki publiczne przeznaczyć na młodych, o ile spłodzą co najmniej trójkę dzieci zapewniając krajowi przyrost naturalny. Oczywiście mowa o ''czystych rasowo'' Rosjanach, a nie mnożących się na potęgę kaukaskich ''czornożopcach'', czy ''żółtkach'': Buriatach, Tuwińcach itd. - przypominam, że postuluje to ''mieszaniec'' Żyda i Azjatki:))). Polityczne koncepty spierdoleńca są zwyczajnie niebezpieczne, bowiem remedium na wszystkie bolączki współczesnej Rosji stanowi wedle Kał-acha ''narodowa dyktatura rozwoju'', oparta na stalinowsko-hitlerowskiej higienie społecznej i policji myśli. Dosłownie, gdyż postulowana przezeń ''nowa oprycznina'' ma w jego zamyśle stosować zaawansowane technologicznie, elektroniczne ''wykrywacze kłamstw'' skanujące mózgi przesłuchiwanych ofiar, by dokonać niezbędnej jakoby dla odrodzenia kraju ''Wielkiej Czystki''. Tylko w ten sposób bowiem można ustanowić wymarzony przez Maksymiuszkę ''korponacjokratyzm'', jako środek zaradczy na rzekomo nieuchronny upadek państwa narodowego, prywatyzowanego na równi przez globalny kapitał, co i miejscowe sitwy polityczne. Oczywiście można machnąć na to ręką zakładając, że rządzące Kacapstanem ''jawne służby'' za pomocą prowokatorów pokroju Maksymki Kałasza kanalizują bunt wszelkiej ekstremistycznej szumowiny w kraju. W tym sęk jednakże, iż wykorzystują one do swych celów zbieraninę podobnych psychopatów, bandziorów i żuli, czego Donbas najlepszym okazem. Bowiem ruch separatystyczny tamże zakładał w 2005 roku kompletny menel Andriej Purgin, facet z obitą napuchniętą od ciągłego chlania mordą nie zdradzającą choć śladu intelektu, istna małpa zerwana z gałęzi. Nikt go stąd wówczas nie traktował poważnie nawet w samym regionie, ale niecałą dekadę później mało komu już było do śmiechu... Donbaski ''separyzm'' to było tak śmierdzące gówno, że nie chcieli tykać go oficjalni przedstawiciele silnych przecież tam prorosyjskich formacji, typu Partii Regionów Janukowycza, czy posowieckich komunistów. Przeto dla wywołania rebelii rosyjski wywiad posługiwał się totalnymi spadami ludzkimi, jakimiś miejscowymi naziolami przerobionymi na ''antyfaszystów'', niedorozwojami pokroju Gubariewa, wreszcie zwykłymi gangusami, jak Wladlen czy Zacharczenko. Po likwidacji ostatniego, jak wszystko wskazuje na rozkaz Kremla, komisja moskiewskich rewizorów potwierdziła, że złodziej pierdolony za kasę ukradzioną z podległego mu regionu szykował sobie wraz ze współpracownikami luksusowe wille w ''Gejropie'', krajach NATO jak Hiszpania czy Włochy - ot ''ruski mir'' w praktyce. Dlatego pod żadnym pozorem NIE NALEŻY LEKCEWAŻYĆ BŁAZNÓW, gdyż mogą przekształcić się w krwawych pajaców, dla zabawy siejących terror i zniszczenie.

Myli się więc ten, kto uważa Maksyma Kał-aszenkę za kompletnego marginała w Rosji, niewartego przeto uwagi, gdyż stoją za nim całkiem znaczni mocodawcy. Bałwan jest bowiem jedną z czołowych postaci tamtejszej Partii Czynu, tudzież wielkiego biznesu, jak się jej nazwę bywa tłumaczy, choć należałoby ją raczej określać mianem ugrupowania ciemnych interesów -  ''тёмные дела'', któremu to przewodzi potentat moskalskiej branży rolnej Konstantin Babkin. Przedsiębiorca ów, który miał wydźwignąć własnym sumptem z zapaści lat 90-ych zakłady produkcji kombajnów i traktorów ''Rostielmasz'' z Rostowa nad Donem, jest gorącym orędownikiem protekcjonizmu ekonomicznego. Jeden z polskich branżowych portali dobrze rzecz podsumował pisząc, iż ''pomysł Babkina na biznes jest prosty: państwo musi za wszelką cenę wspierać rodzimego producenta'' - nawet ruiny kraju dodajmy, jak się zaraz przekonamy... i stąd głównie dzięki jego lobbingowi Rosja nałożyła cła ochronne na import maszyn rolniczych. Podkreślę to specjalnie na pohybel korwinowych spierdolin mentalnych: żaden tam ''przegryw na socjalu'', ale prawdziwy ''człowiek sukcesu'' finansowego, jest zdeklarowanym zwolennikiem interwencjonizmu państwowego w gospodarce, który najzwyczajniej mu się opłaca. Przez co wolnorynkowi nieudacznicy nazwą go rzecz jasna ''korposocjalistą'':))) - beka z tych zjebów, godnych jedynie szyderstwa. Tłumaczy to peany Maksymiuszki na cześć ''rewolucji menedżerskiej'' Stalina i forsowanej przezeń, ludobójczej w istocie industrializacji, propagandzista zwyczajnie ujada jak mu płacą. Zresztą o tyle kanalia ma rację, iż żadne państwo serio nie zbudowało swej potęgi przemysłowej dzięki ''swobodnej targowli'', bo to wersja żeniona przez grubszych cwaniaków frajerom na dorobku. Można by więc sympatyzować nawet z postulatami ponownego uprzemysłowienia Rosji, wyrwania się jej z przekleństwa kolonii surowcowej Europy to znowuż Azji, gdyby nie fakt, iż owe słuszne co do zasady hasła służą takim jak Babkin do niszczenia konkurentów w produkcji rolnej na Ukrainie. Dlatego jej rosyjski potentat jest entuzjastą agresji zbrojnej swego państwa na ów kraj, podobnie jak posłuszne mu szczekaczki pokroju Maksiomki Kał-asznikowa. Płynące zaś stąd sankcje mu nie straszne, gdyż robi za faktycznego właściciela kanadyjskiej firmy Bühler Industries, takoż producenta maszyn rolniczych, który jak wszystko na to wskazuje stanowi dlań źródło pozyskiwania części zamiennych i technologii, przemycanych do Rosji pośrednio głównie przez Kazachstan. Firma przecież nie została objęta restrykcjami ekonomicznymi, rzecz sprytnie załatwiono rezygnacją Babkina z zasiadania w zarządzie przedsiębiorstwa wobec jego już nazbyt antyukraińskich deklaracji, z kolei pozostali rosyjscy udziałowcy zwyczajnie porzucili dotychczasowe członkostwo w prywatnej partii politycznej rosyjskiego biznesmena. Niestety powyższe każe mi wyleczyć się z ostatnich nadziei na pozytywną przemianę Rosji, skoro nie tylko rządząca tymże krajem mafia pasożytująca na rabunkowej eksploatacji jego zasobów, ale nawet pozostali w nim jeszcze producenci realnych wytworów rodzimego przemysłu są takim gównem, jak Babkin i opłacany przezeń ''pies łańcuchowy'' nacjonal-kapitalizmu Maksym Kałłach-sznikow... Obaj biorą udział w procesie tak niby potępianego przez się prywatyzowania własnego państwa, używając je instrumentalnie we własnych celach, bez oglądania się na interes ogółu, reszty rosyjskiego społeczeństwa i tych branż rodzimego przemysłu, które bardziej cierpią od zagranicznych sankcji. I to słusznie konstatując przy tym, jak Max K. we wspomnianym już wywiadzie-rzece z nim, że putinowska Rosja przypomina Haiti pod tyranią ''Papy Doc'' Duvaliera, z atrapą prawosławia jako odpowiednikiem kultu voodoo i kastą cynicznych złodziei u władzy, zarządzających podległym sobie motłochem za pomocą propagandy, urządzając dlań jeśli trzeba prawdziwe ''igrzyska śmierci'', a skradziony kapitał wywożąc z kraju.

Typ jest wszakże jako się rzekło zdrowo porąbany, zaś najlepszym tegoż dowodem jego transhumanistyczny odpał. Młodzieńcza fascynacja Nietzschem, zresztą wygląda powierzchownie przyswojonym bez głębszego zrozumienia, pomieszała mu się we łbie z entuzjazmem dla radzieckiej aeronautyki i tradycji rosyjskiego ''kosmizmu'' filozofów i uczonych Nikołaja Fiodorowa, Ciołkowskiego i Wiernadskiego. Znikąd się stąd nie wziął i nie jest bynajmniej jakimś szczególnym kuriozum we własnym kraju - jak pisze autor relacji z transhumanistycznego kongresu, w jakim przed paru laty wziął udział Kuczerenko/Kałasznikow: ''W wiecznie niezadowolonej ze swego istnienia Rosji idee ''postczłowieczeństwa'' padły na podatny grunt. [...] [ My Rosjanie ] Zawsze czuliśmy naszą odpowiedzialność za resztę ludzkości i jako pierwsi dążyliśmy do wybicia się ku nowemu światu, czy było to wyjście w kosmos, czy też ustanowienie komunistycznej przyszłości. Nowi rosyjscy wizjonerzy wychowali się na [s]fa-nta-s[S]tyce, a nie rewolucyjnej politgramocie, niemniej wciąż łakną jak powietrza wielkiej idei, prometejskiego marzenia o nowym [ czyt. nieśmiertelnym ] człowieku''. Dodajmy, iż owe postulaty doskonale korespondują z nazistowskim projektem medycznej transformacji ludzkości, wyhodowania rasy ''nadludzi'' zdolnej do podboju Wszechświata, który to wyłożył na kartach swego programowego dziełka sam Adolf Hitler, nie dziwi więc w sumie admiracja dlań a przynajmniej III Rzeszy ze strony Kałaszenki. Żadną miarą stąd nie sposób uczciwie nazwać go ''rusko-prawosławnym konserwatystą'' - owszem, to fanatyczny progresywista wielbiący Stalina jako modernizatora kraju, a takoż innych rewolucjonistów, pokroju wspomnianego już führera, czy też Mussoliniego. Dlatego powołał z jeszcze bardziej odeń pojebanym Jurijem Muchinem ''instytut badawczy'' o wdzięcznej nazwie ''Nieśmiertelność Życia'', którego deklarowanym celem jest min. ustalenie ''co jest potrzebne do aktywnego życia po śmierci'' i ''jak ustanowić więź z tymi, co egzystują już bez ciała''... Bowiem wspomniany Muchin, prawdziwy car alternatywnej ''folk her-story'', znany w Rosji negacjonista katyński obarczający Polskę niemal wyłączną winą za wybuch II wojny światowej, choć jak twierdzi ''naukowy ateista'', głosi jednak pośmiertną egzystencję materialnej jak najbardziej duszy człowieka w ''polu energetycznym Ziemi''... Co nasuwa uprawnione tutaj skojarzenia z koncepcją ''noosfery'' wymienionego już radzieckiego akademika Wiernadskiego, z którego Jurij ordynarnie zżyna. Można by się z tego śmiać, gdyby nie fakt, iż ów szarlatan cieszy się w Kacapii popularnością, o jakiej rzetelni badacze mogą jedynie marzyć, aktywnie kształtując masową wyobraźnię swych czytelników, czego zatrute owoce zbiera właśnie wojna na Ukrainie. Dlatego powtórzę z naciskiem dużymi wołami, że absolutnie NIE NALEŻY LEKCEWAŻYĆ IDIOTÓW, bowiem to nie wodór, lecz głupota stanowi podstawowy składnik otaczającej nas rzeczywistości, jak trafnie spostrzegł Zappa [ czy sam w pełni rozsądny, to osobny temat ]. Skądinąd Maksymka Karabinczykow jest fanem klasycznego prog-rocka typu Floydzi, Purple, Dżenezis itepe, jednym słowem ''proklatyj Zapad'', jak na rosyjskiego patridiotę przystało:). Nie sprowadzałbym wszakże jego transhumanistycznego odpału do taniej groteski, skoro towarzyszą mu w nim nie tylko żywe kurioza w rodzaju Stevena Seagala, ale i jeden z czołowych przedstawicieli ''Californian ideology'' Ray Kurzweil, z którym Kał-czeczenikow otwarcie polemizował w ramach wspomnianego już moskiewskiego forum ''Rosja 2045''. Za owym projektem stoi potentat rosyjskiej branży medialnej Dmitrij Itskow, choć właściwie należałoby o tym pisać w czasie przeszłym, gdyż inicjatywa zdechła w końcu z braku funduszy, podobnie jak cała poroniona od początku modernizacja technologiczna Rosji za ''prezydentury'' Miedwiediewa. Wszakże bardziej wartą uwagi w omawianym kontekście postacią, jest starszy brat partner biznesowy Itskowa, takoż przedsiębiorca nowych mediów Konstantin Rykow. Bowiem ta nie waham się rzec wyjątkowo podła kreatura, dowodzi totalnego wprost  kretynizmu tych, co naiwnie liczą na ''ucywilizowanie'' Rosji poprzez jej modernizację technologiczną i tym podobne ''Wandel durch Handel''. Przecież Rykow był jednym z ''nowych Ruskich'', który jeszcze w poł. lat 90-ych zeszłego stulecia, dzięki ''ekologicznej'' fundacji Gorbaczowa, miał okazję zapoznać się bezpośrednio w USA z rodzącym się wówczas masowym internetem. Biznesowe szlify zdobywał prowadząc kampanie reklamowe dla amerykańskiego Intela, po czym wykorzystał nabyte w ów sposób doświadczenia już w kraju zakładając pierwsze rosyjskie ''portale erotyczne'', czyli mówiąc wprost strony porno, jak i bazujące na obscenie słownej fora o jakże adekwatnych nazwach ''erotoman.ru'' czy zwłaszcza ''Fuck.ru''. Co ważniejsze, w połowie pierwszej dekady nowego wieku począł współpracę z Dmitrijem Gałkowskim, intelektualnym ''guru'' współczesnego pokolenia rosyjskich nacjonalistów jak Jegor Proswirin, fundator portalu ''Sputnik i Pogrom'' stanowiącego kacapską mutację jankeskiego formatu ''alt-right'u''. Zarazem podobnie jak Dugin Rykow pełni rolę moskiewskiego agenta wpływu na francuskiej prawicy, acz działając dyskretniej zza kulis, jako posiadacz luksusowej willi na Lazurowym Wybrzeżu niczym typowy rosyjski ''patridiota''. Wedle lansowanych przez się kryteriów sam oszust podatkowy, wyprowadzający za granicę kasę myląc na grube sumy krajowego fiskusa. Skądinąd pomieniony wyżej ''kombajnowy magnat'' Babkin także rzucił niemal otwarcie w twarz Putinowi, że bardziej opłaca mu się robić interesy w Kanadzie, niż umiłowanej niby tak ojczyźnie, ''matuszce Rassiji'' - dojdź logiki z tymi ''kosmopolitami'' wspierającymi finansowo najgorszą pogromową swołocz we własnym kraju.

Czyż może stąd dziwić, że świnia Rykoświstąkała wyprodukował propagandowe filmidło, sławiące rosyjską agresję przeciw Gruzji? Libertyn ów objawił się także jako gorący stronnik Kremla, obsobaczający w niewybredny sposób uczestników opozycyjnych wieców w Rosji dobrą ponad dekadę temu, co wywołało głośny wtedy skandal, jaki poszedł na konto ówczesnego ''prezerwatyzenta'' Miedwiediewa. Mogliby więc podać sobie ręce zza grobu z głównym ideologiem ponowoczesnego rosyjskiego neonazizmu Władeńką Awdiejewem, gdyż będzie już prawie trzy lata, jak pajac przeniósł się na łono ''prasłowiańskiej'' Walhalli z powodu covida. Naczelny ów ''rasolog'' Kacapstanu ochrzcił bowiem jeszcze za życia ukraiński Majdan mianem ''Wielkiej Homoseksualnej Rewolucji'', w nawiązaniu do aktywnego w niej udziału faktycznie ''ukrytej opcji gejowskiej'' w osobie Ołeha Laszki i jemu podobnych. Pomijając już poważne wątpliwości, czy aby polityk ten nie był rosyjskim prowokatorem, dziwnie czyta się anatemy raszysty pod adresem spedalonych ''żydobanderowców'', rzucane przezeń na jednym oddechu z deklaracją przyjaźni wobec szowinistycznego dziennikarza Igora Diakowa, tworzącego przemówienia dla ''koszernego'' pederasty Żyrinowskiego:). Awdiejew miał na tym punkcie lekkiego szmergla, być może samemu coś wypierając np. pseudointelektualnymi wysrywami o jakoby ''inicjacji Jezusa w homoseksualną magię'' i tym podobnymi bzdetami, stanowiącymi kalkę antychrześcijańskiej propagandy niemieckich volkistów, z której lansowania we współczesnym wydaniu dobrze żył. Zyskując niejaką sławę niechby w niszowych kręgach kacapskich nazioli, publikowanymi jeszcze w latach 90-ych ''rasologicznymi'' pracami, tudzież przekładami ''klasyków'' białej ''antropozofii''. Przyznaję wszakże, iż całkiem intrygująco wygląda jego wizja mauzoleum Lenina, które stanowi ośrodek nekrofilskiego kultu wysysającego soki żywotne narodu i szerzącego wokół rozkład moralny. Gdyż za pomocą iście magicznej praktyki mumifikacji zwłok ''wodza rewolucji'', jego degeneracja rasowa [ ''bękart Żydówki i Azjaty'' ] i polityczne opętanie przeniesione zostały na samych Rosjan. ''Wiecznie żywy'' Lenin może być tylko ich kosztem, jako wampir energetyczny powodujący wedle Awdiejewa ''duchową i fizyczną śmierć narodu rosyjskiego''. Zaradzić jej mógł dlań jedynie rytuał oczyszczający, odprawiony na miejscu zburzonego mauzoleum przez ''żerców'' odrodzonego, ''aryjskiego'' neopogaństwa. Moskiewskie prawosławie bowiem, jako skupione z kolei na oddawaniu czci szczątkom zabitej przez bolszewików carskiej rodziny, nie stanowiło pod tym względem żadnej alternatywy dla rosyjskiego ''rasologa''. Niestety nie każdy Z-patriota ''Raszy-paraszy'' jest podobnym durniem, co wyżej pomienieni - owszem, zdarzają się wśród nich, choć rzadko na szczęście, również dość rozgarnięte jednostki oddające swe umiejętności w służbie wybitnie złej sprawy. Niewątpliwie jednym z takowych jest Igor Dimitriew, wspominany tu całkiem niedawno parę tekstów nazad, rodem z Odessy i ''na moj wzgliad'' Żyd, choć w biogramie piszą, że on ''Makedończyk'' z pochodzenia, niech mu będzie. ''Orientalista'' z wykształcenia, aktywny przeto jako ewidentny ''razwiedczyk'' nie tylko na Ukrainie, lecz i w Syrii, patronował dyskusjom wielkoruskich ''neoimpierców'' w ekskluzywnym klubie MASON ST.ONE, położonym niemal w centrum Moskwy na Tagance. Skądinąd znamienne, że na miejsce spotkań ideologów ''Noworosji'' obrano miejsce ociekające wprost dekadenckim glamourem, botoksem i sterydami, tak samo sztuczne, jak cały ów projekt. Zstępujący czasem za swej bytności w rosyjskiej stolicy do owego ''mordoru'' ukraiński korespondent Roman Cymbałuk wspominał, iż ceny serwowanych w barze drinków już wtedy, przed wybuchem inflacji były iście zaporowe min. właśnie po to, aby żaden ''szachtior'' z Donbasu nie mógł sobie na nie pozwolić, zakłócając jaśniepaństwu miłą atmosferę toczonych w jego imieniu debat. Wprawdzie Dimitriew inicjując obrady loży zawiązanej pod wezwaniem - jakże by inaczej - Dostojewskiego, odcinał się stanowczo od masońskich powiązań inicjatywy mimo samej nazwy klubu, niemniej rzecz ewidentnie wygląda na kopiuj/wklej podobnych w wykonaniu ''przeklętych'' Anglosasów, bo na oryginalne pomysły rosyjskiej bezpieki widocznie nie stać. 

Zresztą ''Ajgor'' jest na tym punkcie mocno zafiksowany, potwierdzając me intuicje wyrażone w tym miejscu całkiem niedawno, iż nabierający na naszych oczach realnego kształtu projekt ''Międzymorza'' stanowi istotny element anglosaskiego, ''talassokratycznego'' eurazjatyzmu. Wszakże jeśli ktoś z tego tytułu nazwie obecnie rządzących Polską czy Ukrainą ''marionetkami perfidnego Albionu i USA'', dowiedzie tym samym jedynie, że jest agenturalnym ruskim kurwiszczem, rzutującym na wroga swą ''rabską'' podległość Moskwie. Bowiem w przeciwieństwie do narzucanej brutalnie przez Kacapów sztywnej hierarchii na pruską modłę, Anglosasów cechowała zwykle większa elastyczność pozostawiająca dużą dozę swobody podmiotom od nich zależnym, a wręcz wymuszająca tychże względnie samodzielną inicjatywę. Powodował to sam morski charakter wyspiarskiego imperium, gdyż trudno było zarządzać w pełni scentralizowany sposób terytoriami rozproszonymi po niemalże wszystkich kontynentach, przedzielonymi ogromnymi przestrzeniami oceanów. Dlatego tak ważną rolę w brytyjskiej ekspansji odgrywały kompanie handlowe, kapitalistyczne korporacje swych czasów i prawdziwe ''państwa w państwie'' z własnymi siłami zbrojnymi oraz administracją, działające na mocy przywileju Korony. Czy ów los stanie się udziałem wykuwanej właśnie ''Rzeczpospolitej międzymorzańskiej'' czas pokaże, w każdym razie Dimitriew bez ogródek twierdzi, iż wraz z wyborem Zełeńskiego na prezydenta pieczę nad Ukrainą przejęli od Amerykanów Brytyjczycy. Prowadzący do pewnego stopnia osobną politykę, inną niż USA co znać doskonale po omawianym już tutaj przypadku Turcji, stanowiącej wedle ''razwiedczyka'' jeden wielki wentyl bezpieczeństwa dla obecnej Rosji, wszakże ściśle powiązany z ''perfidnym Albionem'' i przeto pod jego kontrolą. Podobnie jak Katar, ową symbiozę ze światem islamu Dimitriew tłumaczy wspólną dla Brytoli co i muzułmanów skłonnością do polegania na nieformalnych raczej, ''sieciowych'' strukturach, czyli mówiąc ''klasykiem'': służby, mafie, loże [ i szczęść Ałłah/Wielki Architekt! ]. Rzeczywiście, islam jest religią ponowoczesną, doskonale obywając się bez oficjalnych instytucji kościelnych, świątyń, duchowieństwa etc. bo ani meczety czy mułłowie nie pełnią takowych funkcji, wbrew utrzymującym się wciąż na Zachodzie błędnym mniemaniom. Muzułmanie preferują raczej więzi plemienno-klanowe, tudzież zawiązując tajne zazwyczaj bractwa z wojującym sufizmem na czele. Przez co tak dobrze radzą sobie w świecie powszechnego rozproszenia stałych dotąd i określonych form życia społecznego, gospodarczego lub kulturowego, czego boleśnie właśnie doświadczamy, również w Polsce. Dlatego wedle Dimitriewa po wojnie, bez względu na jej ostateczny wynik, także w Rosji wyznawcy islamu będą odgrywać coraz większą rolę, co nie oznacza zaraz realizacji panikarskich wizji powrotu Moskwy do ''tatarskiego jarzma''. Sam przyznaje, iż znać to już po obróconym niemal w perzynę przez Moskali Mariupolu, skąd wypędzili swą bezrozumną agresją większość słowiańskich mieszkańców, mniejsza identyfikujących się jako Ukraińcy czy też Rosjanie. Mordując ich przy tym niemało, na miejsce tamtych sprowadzając tadżyckich pracowników dla wznoszenia na gruzach potiomkinowskich osiedli, oraz pilnujących owych robót, uzbrojonych po zęby czeczeńskich strażników. W związku z czym Dimitriew zasadnie stawia kwestię: ruski to, czy raczej ''musulmański mir''? Po mojemu zaś sama Moskowia przepoczwarza się obecnie w rodzaj zbójeckiej kompanii handlowej, coś na kształt drapieżnego korpofaszyzmu, jakiego wzorzec stanowić może jawnie bandyckie przedsięwzięcie Prigożina, z własnymi siłami zbrojnymi i niemal religijną misją polityczną, która mu przyświeca na równi z czerpanym na rozboju i grabieży zyskiem. Tak właśnie jak to miało miejsce w przypadku Kompanii Moskiewskiej i ściśle z jej działalnością powiązanego fenomenu ''opryczniny''... Jest więc skąd czerpać wzorce, acz nie kryję, że jeśli idzie o Polskę co i Ukrainę, od rabunkowej eksploatacji zasobów podbitego kraju i jego ludności, wolę by przypominało to raczej model zarządzania typowy dla pierwszych kolonii w Ameryce Północnej, z podobną co i za oceanem niegdyś perspektywą dziejowej prosperity - czego więc i życzmy sobie na Wielkanoc!