poniedziałek, 18 lutego 2019

Definicja podczłowieka.

: gardzi Rumunami. Posłuchajta - i na kolana !!! :



''Ale Polak czuje, co to jest ten słynny „żal chopinowski”. Ale już do rumuńskiego ''dor'' nie ma dostępu.

– Dziwy folkloru?

– Może nie tylko folkloru. Ten „smutek” rumuński jest osobliwy. A warto jeszcze pamiętać o ich poecie Lucianie Blaga i jego „przestrzeni miorytycznej”, i o ''dor'' przezeń opiewanym.

– Jakiej przestrzeni?

– Miorica to słynna ballada ludowa, która owładnęła powszechną rumuńską świadomością artystyczną. Ciekawe, że w XX wieku nie tylko George Enescu, ale całej muzyce rumuńskiej przypisano to fundamentalne „nastrojenie” na dor.''

https://www.dwutygodnik.com/artykul/218-formy-chopina-dla-jasia-mazurek-2.html

Epifanicznie :



Epicko :



Śpiewnie i tanecznie - coś jakby tamtejsza Kayah, ale zdecydowanie bardziej estetyczna, nie z tak zrytym botoksem ryjem co uczestniczka festiwalu pieśni radzieckiej :







- kto chciałby zaznać rumuńskiego folkloru w nieco bardziej ''korzennej'' wersji może posłuchać Doiny Lavric czy Trei parale. Nie mam najmniejszego zamiaru umieszczać tutaj wykonawców niezwykle popularnej tam muzyki ''manele'' czyli jakby ichniego disco polo, ale tu z naciskiem na ''cygano'' ze słynnym już u nas Sandu Ciorbą na czele. Natomiast warto przytoczyć info z biogramu przedwcześnie zmarłej gwiazdeczki tego gatunku Denisy, bo takie właśnie liche, pogardzane przez mieszczańskich estetów odmiany popu więcej mówią o kondycji danego narodu niż dęte socjologiczne analizy, gdyż są autentycznym głosem zmarginalizowanych plebejuszy, w tym wypadku ''romskich'' jak i ''romańskich'' [ stąd budzą wściekłość szczególnie wśród przedstawicieli lewicy, że proletariusze i ''wykluczeni'' do których reprezentowania uzurpują sobie oni prawo, śmią tak radykalnie odstawać od narzucanych im przez ''oświeconych'' prometejskich wzorców postępowania ] :

''W jej piosenkach przewijają się też różne motywy muzyczne, od hitów światowej sceny pop w wersji rumuńskiej (np. „Eu acasa, tu plecat”) przez nawiązania do brzmień bollywoodzkich (np. „Nu trece un minut”), brzmień popowych zaczerpniętych ze stylistyki tanecznej muzyki bliskowschodniej (np. „Seara de seara”), pokrewnej manele bułgarskiej czałgi i jugosłowiańskiego turbofolku, np. „Să nu mă cerți”. [...] Denisa poruszała też w swoich piosenkach problem emigracji zarobkowej, znany ludziom w Polsce, Rumunii i innych krajach byłego bloku wschodniego, co zaowocowało utworami „Doamne grea-i străinătatea“ i „Prin străini“.''

https://folk24.pl/w-folkowym-tonie/blondwlosa-anielica/

''Początki manele to muzyka określana jako maneaua, która miała swoje korzenie w XIX wieku i była fuzją tradycyjnej muzyki rumuńskiej z wpływami muzycznymi Imperium Osmańskiego. [...] Samo słowo maneaua (jak i równoważne mu manea) jest pochodzenia tureckiego. Dziś manele to również muzyczna fuzja, choć brzmieniowo bardzo daleka od XIX-wiecznego pierwowzoru. Nurt ten na dobre zaistniał w czasach schyłkowego Ceaușescu, czyli pod koniec lat 80. XX wieku. Za kolebkę manele przyjmuje się bukareszteńską dzielnicę Ferentari, zamieszkałą do dziś w przeważającej ilości przez ludność cygańską. Tam właśnie po raz pierwszy doszło do zderzenia tradycyjnej muzyki romskiej z nowinkami płynącymi coraz szerszym strumieniem zarówno z tzw. Zachodu (w tym Włoch), jak i z krain orientalnych (Turcja i dalej). W Ferentari, leżącym – tak, jak i sam Bukareszt – na granicy różnych kultur, fuzja euro i orient disco z ludowizną blokowo-wioskową stała się sprawą niemalże naturalną. Powstało środowisko określane jako manelişti, które bardzo szybko na bazie granej przez siebie muzyki stworzyło rodzaj niezależnej od „mejnstrimu” subkultury, rozpoznawalnej tak wizualnie, jak i kulturowo. Było to po prostu wybuchowe zderzenie bardzo bogatej tradycji lautarów z nowatorskimi trendami muzyki cygańskiej (i nie tylko) z rumuńskich przedmieść. Jasny i prosty przekaz manelistów trafił tam na podatny grunt, a wiele młodych osób, nie tylko Romów, zaczęło się z nim w jakiś sposób utożsamiać, ku rozpaczy „bardziej wykształconej” części społeczeństwa. Prosta, bardzo często naszpikowana slangiem i błędami językowymi warstwa tekstowa, oscylująca wokół tematyki „szmal, fura, kobitki” w quasi-wulgarny lub przesłodzony (w zależności od wykonawcy) sposób, stała się w połączeniu z prostym, ale charakterystycznym „folkopolowym” brzmieniem, jednym z wyznaczników nurtu manele. Smaczku dodał fakt, że wiele melodii artyści wręcz „podkradali” sobie, niejednokrotnie przekraczając granice z Bułgarią, Serbią, a nawet sięgając do Turcji i Indii. Coś, co u nas miałoby znamiona plagiatu, tam stało się czymś dopuszczalnym, co określa się jako „muzica originala”. Oficjalne i państwowe media w Rumunii otoczyły manele zmową milczenia, co zupełnie nie miało wpływu na rosnącą popularność gatunku. [...] Co prawda, chociaż manele nie jest aż tak określone politycznie jak jego odpowiedniki z krajów sąsiednich, to jednak nie jest całkowicie obojętne. Na przykład turbofolk w byłej Jugosławii był bardzo zaangażowany i w świetle wojny, która się tam jeszcze nie tak dawno toczyła, jest to zrozumiałe. Swego czasu co najmniej kilku wykonawców brało udział w kampaniach bliźniaczo podobnych do kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego z discopolowym Top One w roli głównej – a to nie wszystkim się podobało.''

https://pismofolkowe.pl/artykul/manele-z-przedmiesc-i-blokow-4712

''Ludowa m.[uzyka] r.[umuńska] pozostawała długo pod wpływami tureckimi, słow. i węgierskimi; jest zróżnicowana w zależności od regionów, które zamieszkują: Dako-Rumuni (między Dunajem a Karpatami), Mołdawianie (między Karpatami a Dniestrem), ludność pochodzenia węgierskiego (Siedmiogród) i ludność osiadła w łuku Karpat i w Banacie (na południowym zachodzie); osobną grupę stanowią karpaccy Wołosi i Cyganie. W m.r. częste są skale ze zwiększonymi sekundami, przenikające się skale durowe i molowe naturalne, a także skale wąskozakresowe i pentatonika. W muzyce instrumentalnej i pieśniach, zw. hora lunga, uwidacznia się wpływ skal orientalnych ( makam hidżas ); często też występują rytmy aksakowe, ujawnia się skłonność do improwizacji. Pieśni powszechne (doina, hora lunga, cantecul liung ) są 1-głosowe, z licznymi melizmatami. Pomimo dość stabilnego wiersza (okto- i heksametr), w wielu pieśniach obserwuje się zanik zwrotki. Natomiast często pojawiają się refreny z ulubioną inwokacją do wina lub zielonych liści, ciekawe są też pieśni do gwiazd. Pieśni zazwyczaj towarzyszą różnorodnym obrzędom, np. związanym z przesileniem zimowym (archaiczny obrzęd colinde ), z zabiegami o płodność i dobre zbiory (orka, tańce z bykiem na Nowy Rok, symbolicznie przedstawiona koza). W wielu obrzędach ważną rolę odgrywa pasterz, częste są też przedstawienia Pana Boga i św. Piotra jako żebraków. Niektóre pieśni są interpretowane jako ballady, ich wykonaniu podczas wesela towarzyszą instrumentalne interludia, a także wstępy zw. taksim . W Wałachii częściej występują pieśni liryczne. Do tańców — wolnej hory i szybszej sirby, wykonywanych w okręgu lub półokręgu, akompaniują zwykle kapele, tzw. tarafy. Tańce związane z wiosennym zrównaniem dnia i nocy, tzw. koluszari, są pełne symboliki erotycznej; tancerze, ubrani w specjalne kostiumy, reprezentują wysoki poziom wykonawczy, często mistrzostwo akrobatyczne. Na lud. instrumentarium m.r. składają się instrumenty rodzime (gł. pasterskie: odmiany fletów, fletnia, bucium — odpowiednik trombity, dudy), instrumenty orientalne (lutnie zw. kobzą, lutnie z krótką szyjką — ud ) i cymbały.''

https://www.rmfclassic.pl/encyklopedia/rumunska-muzyka.html

Ciekawe jakby rumuński tygiel kulturowy zaklasyfikowali epigoni Konecznego : romański język z mnóstwem słowiańskich naleciałości zapisywany do poł. XIX w. cyrylicą ze względu na wyznawane przez posługującą się nim ludność prawosławie, do tego jeszcze wpływy tureckie zwłaszcza w muzyce wskutek wielowiekowej osmańskiej dominacji nad krajem - łaciński bizantynizm turański ? Piszę o tym, bowiem plejada światowej rangi intelektualistów, których wydała Rumunia takich jak Eliade, Cioran, Noica czy pomieniony na wstępie Blaga stanowi żywy dowód prawdziwej elity narodu poczuwającej się do odpowiedzialności za jego los, dzięki tytanicznemu wysiłkowi i pracy jakiej dokonali udało im się nadać formę i wyraz ludowej niemocie w jakiej pogrążona była ich chłopska w przeważającym stopniu dotąd ojczyzna, przezwyciężyć jej peryferyjność i a-historyzm dając moc swojskiej ''młodszości'' i ''gorszości'' o której w polskim kontekście pisał Gombrowicz [ nawet jeśli jak Cioran próbowali temu wręcz konwulsyjnie zaprzeczyć dziką fascynacją rewolucyjnym, antytradycjonalistycznym nacjonalizmem czerpiącym modernizacyjne impulsy z nazizmu jak i komunizmu, jakby jednak nie miotał się w kaftanie salonowej francuszczyzny, który narzucił sobie w dojrzałym wieku, nadającej mu upragniony sznyt europejskiego intelektualisty, i tak w końcu wyłaził zeń dziki wołoski pastuch w baranim kożuchu jakim był podszyty ]. Mówiąc wprost otwarty zwłaszcza na wpływy Orientu charakter rumuńskiej kultury, jej swoista ''bezforemność'' i pewna ''lichota'' nawet patrząc z perspektywy zdyscyplinowanego Okcydentu odpowiadająca egzystencji pół-nomadycznej, pasterskiej [ by nie powiedzieć ''pastoralnej'' ] wspólnoty oraz przekucie własnej marginalności w fenomen ''renesansu'' myśli, prawdziwą eksplozję talentów jaka miała tam miejsce w I-ej poł. XX. wieku jest przykładem udanej eurazjatyckiej syntezy cywilizacyjnej kompletnie niezależnej od wpływów Moskwy, a wręcz radykalnie z nią skonfliktowanej w pewnych istotnych aspektach [ do tego stopnia, że dotyczyło to nawet tamtejszego komunizmu przynajmniej za Ceausescu, a niechby i w groteskowej postaci tzw. protochronizmu czyli dakomanii reżimu o czym przekonamy się na finał niniejszego wpisu, co do intuicji jakie legły u jej podstaw zasadniczo jednak słusznej ]. Zwłaszcza Noica typowy dla Wschodniej Europy ''biedyzm'' podniósł do rangi filozofii pokazując jego iście metafizyczny wymiar :

''Jak, według Noiki, przejawia się osłabienie czy też słabość (slabiciunea) pojęcia bytu, widoczne w intuicjach znaczeniowych jego rodzimego języka i kultury? Przede wszystkim, pojęcie bytu (fiinta) nie ma charakteru mocnego ontologicznie, nie jest myślane jako trwała, ponadczasowa i niezmienna esencja silnie przeciwstawiona egzystencji, sferze przygodności i zdarzeniowości. „U nas byt nie wyraża wcale esencji [esenta], czyli zasady bycia, lecz egzystencję, to jest akt bycia; wyraża raczej aktualność niż potencjalność, życie niż prawo, to co naturalne niż to, co być powinno, stawanie się niż trwanie”. To intuicyjne doświadczenie bytu znajduje potwierdzenie w etymologii; słowo „byt” nie wywodzi się bowiem od słowa „być” (a fi), od którego derywowana jest np. natura (fire), lecz od łacińskiego fieri, stawać się, bliższego rumuńskiemu devenire. Pojęcie bytu czy też bycia nie przeciwstawia się (opune) takim terminom, jak możliwość, pozór, przejawianie się, egzystencja, przygodność, stawanie się, lecz raczej zestawia, współbrzmi z nimi, komponuje (compune), zbliża się więc do tej sfery, od której tradycyjna myśl metafizyczna oddzielała go wyraźną, nieprzekraczalną granicą. W swoją językową czy nawet gramatyczną strukturę ma także wpisany element dynamiki, stawania się, zmienności, nie sposób więc rozumieć go na podobieństwo np. platońskiego świata czystych idei, zastygłych w bezczasowości form. W Creatie si frumos natomiast Noica dowodzi, że ta słabość bytu, wpisana czy też zapisana w doświadczeniu języka rumuńskiego polega na tym, iż byt ten wciąż się ukrywa, wycofuje, nie pozwala w pełni uchwycić. „Bytowość” jest kategorią stopniowalną - jeśli można tak powiedzieć - ma różne poziomy natężenia, wykracza poza proste opozycje bycia i niebycia, obecności i nieobecności: „Byt ma poziomy prawdy, nie zaś prostą prawdę obecności lub nieobecności”. Ta drabina, czy też, jak mówi Noica, „kaskada” bytu znajduje swój wyraz w bogactwie nader trudnych do oddania w przekładzie form warunkowych rumuńszczyzny, sięgających od „prostej” rzeczywistości „jest” aż po różne poziomy możliwości, możliwości możliwości, przygodność etc. Podobna słabość, czy też miękkość, jest także znamiennym rysem kategorii poznawczych, wypracowanych przez tradycyjną kulturę rumuńską i jej wizję świata. To „nie człowiek myśli świat, lecz świat myśli w człowieku. Człowiek nie jest podmiotem, lecz częścią. Intelekt [ spiritul, też duch, umysł ] nie sytuuje się przed [ in fata] światem, ten zaś nie chce być zobaczonym czy też zrozumianym, lecz dopełnionym. Istnieje w tej rumuńskiej wizji łagodna ciągłość między naturą a duchem. Istnieje u nas osobliwe i w jakimś sensie niefilozoficzne pragnienie harmonii”, pisze filozof w szkicu Cum gandeste popurul roman. Człowiek i świat, myśl i rzeczywistość to nie dwie istotowo różne, przeciwstawione sobie substancje, lecz raczej dwie strony tego samego procesu, którym jest istnienie. Nie ma tu miejsca na dualizm podmiotu i przedmiotu ani na relację poznawczą, pojętą jako przed-stawianie rzeczy, jako „konstruowanie i proste nakładanie” na rzeczy ludzkich projektów lub siatek kategorialnych, jako ujmowanie rzeczy w kategoriach sensów, jakie mają dla świadomości. Zastanawiając się nad semantyką takich, niemal synonimicznych, wyrażeń jak sens, talc, rost, inteles, noima (to wyrażenie ostatnie pochodzi od greckiego noema), które znaczą, mniej więcej, sens, pojęcie, wyjaśnienie, Noica konstatuje ich osobliwe „osłabienie”. Terminy te nie odsyłają do wiedzy pełnej ani pewnej bądź do aktu jej uzyskiwania, lecz do zrozumienia częściowego, połowicznego, będącego także niezrozumieniem, a więc takiego, przed którym byt jednocześnie odkrywa się i zakrywa, któremu „daje się” i wymyka. Pojęcia czy znaczenia nie są pojęciami czy znaczeniami rzeczy (al lucrului) ani narzuconymi na nie z zewnątrz kategoriami (despre lucru), lecz tkwią w rzeczach samych (in lucru), myśl zaś schodzi do rzeczy, przesuwa się ku nim (catre lucru). Komentując starorumuński traktat ''Invataturile lui Neagoe Basarb catre filiul sau Theodosie'', Noica wskazuje na brak w nim problematyki epistemicznej, tak ważnej dla „faustycznego” człowieka Zachodu. Świadomość poznająca nie jest narzędziem pozwalającym uzyskać harmonię i pojednanie ze światem - a to jest właśnie celem, który stawia przed sobą autor Invataturile. Nie jest nim jednak także dyskurs etyczny, pojmowany jako akt moralny, rozpatrywany w kategoriach etyki racjonalnej i imperatywnej, które zakładają istnienie podmiotu aktywnego, biorącego świadomą odpowiedzialność, dokonującego ocen i wyborów. Na miejsce epistemologii i zracjonalizowanej etyki Noica proponuje pojęcie mila jako wyznacznik postawy człowieka wobec rzeczywistości. Pojęcie to słownikowo znaczy litość, miłosierdzie, sympatię w znaczeniu współodczuwania, ale można też je chyba przetłumaczyć jako zmiłowanie. Zakłada ono, że człowiek jest istotą ułomną, która potrzebuje odniesienia do tego, co od niej większe - o zmiłowanie prosi się Boga - ale też określa charakter relacji człowieka ze światem: „nasze stosunki ze światem nie są oparte na dobru racjonalnym, lecz na zmiłowaniu”. Człowiek nie stara się za wszelką cenę poznać świat i odczarować go, nie buduje na jego temat teorii czy projektów, ani nie poszukuje w nim nadających mu jednolitość pierwszych zasad i fundamentów, nie nakłada nań sensów, nie narzuca mu też własnych norm ani wartości, lecz „schodzi” ku światu, współodczuwa z nim, sam ułomny pochyla się nad jego ułomnością. Bardzo podobną, w swych rysach zasadniczych, charakterystykę tego doświadczenia bytu, jakie podpowiada język rumuński, można odnaleźć we wspomnianej wcześniej książce eseisty i znawcy chrześcijańskiej filozofii średniowiecznej, Mircei Vulcanescu (1904-1952), Dimensiunea romaneasca a existentei. „Słabe” znaczenie, jakie mają takie pojęcia, jak rzeczywistość czy też egzystencja, wynika stąd, że obecność (prezenta) jako pojęcie filozoficzne nie ma w rumuńszczyźnie statusu uprzywilejowanego w bycie. Być obecnym nie znaczy być danym w trwałych, uniwersalnych kategoriach, lecz, podobnie jak w przypadku niemieckiego terminu Dasein, - być tu i teraz, w konkretnym miejscu i czasie, „być w świecie”, „zdarzać się”. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest, po pierwsze, prymat wymiaru czasowego nad przestrzennym, gdyż zdarzać się (intamplare) to tyle co być usytuowanym w czasie, a także podlegać zmianom, przemijać; po drugie, prymat tego, co konkretne nad tym, co powszechne i uniwersalne - ontologia zarysowana w języku rumuńskim ma, zdaniem Vulcanescu, zawsze charakter regionalny, relatywny, zaś istota, esencja to jedynie pewien konkretny rodzaj czy też przypadek szerszego zjawiska istnienia; po trzecie wreszcie, prymat możliwego nad faktycznym, ponieważ to, co zrealizowane, jest jedynie częścią bogatszego, większego obszaru, jakim jest byt jako całość tego, co było, będzie, może być. Świat nie jest więc zbiorem przedmiotów, obiektów, rzeczy „obecnych”. Jest natomiast postrzegany w kategoriach religijnych jako obszar, w którym przejawia się świętość. Nie ma ona jednak charakteru transcedentnego, nie zakłada mocnej opozycji świata materialnego, nietrwałego, przygodnego, i świata idealnego, esencjalnego, doskonałego; świętość to immanentny wymiar rzeczywistości, przysługujący jej jako domenie ładu: „«Świętość» [svintenia] jawi się więc jako immanentna. Przenika wszystko. Słońce jest święte. Owca jest święta. Dom jest święty. Wszystko, co ma swój czas i miejsce, w zgodzie z porządkiem, sensem, jest święte”.''

http://rcin.org.pl/Content/54372/WA248_70343_P-I-2524_zawadzki-noica.pdf

''(...) Jak to możliwe, żeśmy przez siedem tysięcy lat nie dostrzegli pozytywnych stron śmierci? Język, zawsze od nas mądrzejszy, zna wyrażenia takie jak „dokonał żywota", które znaczy, że ktoś „całkowicie wypełnił swoje życie", „urzeczywistnił się". Dobra śmierć jest formą wypełnienia, dokonania mającego początek, środek i koniec. Pytać kogoś, co sądzi o śmierci, to tak, jakby pytać o milczenie zapadające po symfonii, która jest wypełnieniem. Ze swej strony wiecznością obdarzyłbym tych, którzy nic w życiu nie zrobili i nie wiedzą, jak z niego odejść, skoro niczego jeszcze ani nie zaczęli, ani nie skończyli. "Warto żyć — mawiał pewien mój znajomy, już nieżyjący — choćby po to, by codziennie czytać gazetę 'Universul'". Takim właśnie zwyczajnym widzom na niemającym kresu spektaklu świata, czytelnikom gazet i oglądaczom telewizji należałoby podarować wieczność jako rekompensatę za to, że nie potrafili niczego dokonać, a więc zrealizować się. 

(...) jak można się przestraszyć widokiem ludzi na Księżycu? Wyobrażam sobie, że coś podobnego nastąpiło też w chwili wynalezienia ognia. Kto wie, czy jakiś ponury staruch nie zaczął wówczas labiedzić: „Ludzie, nie zdajecie sobie sprawy, jakie nieszczęścia nas czekają. Ogień dostanie się do rąk jakiegoś dzieciaka, las się spali i co wtedy poczniemy? Ajajajajaj!!!". Mdło mi się robi od wszystkich tych katastroficznych wizji; prawdę mówiąc, zupełnie nie wierzę w Wielką Katastrofę i mam po temu argumenty. Ludzkość to wielkie zwierzę, wielka zbiorowa osoba musiałaby poczuć, że stoi na progu zagłady albo że właśnie ją przeżywa. Tonący człowiek w momencie iluminacji, tym ostatnim, widzi całe swoje życie. Gdybyśmy właśnie tonęli, jak sądzi wielu, gdyby było prawdą, że „tylko jakiś bóg może nas uratować", jak oznajmia Heidegger, to nie jest możliwe, byśmy tego nie czuli, byśmy nie doznawali ostatnich konwulsji, nie oglądali w skrócie całej naszej historii. Zresztą można to ująć inaczej. Powiedzmy, że w roku 2000 staniemy na progu zagłady. Jeśli tak, to też powinniśmy się cieszyć. Czy to błahostka być ostatnim pokoleniem ludzkości?".

(...) nie bij się z byle kim. Wroga wybieraj starannie. Z kim się bijesz — z jakimś profesorkiem na emeryturze, który przez całe życie niczego nie dokonał? Z garstką amatorów? Jeśli już się bić, to z bogami, nie z lokajami. Nie możesz być niewolnikiem własnego bouillonnement [wrzenia], bo grozi ci, że będziesz biegał z jednego pola bitwy na drugie i wojował o wszystko bez różnicy.

I rzecz trzecia: żyjemy w świecie, w którym trzeba tak postępować, żeby z jednej strony zachować godność, a z drugiej nie dać się złamać. Nie trwoń tej łaski, która przenosi cię poza samego siebie, w sferę szerszej odpowiedzialności, na jakieś sprawy, które później okażą się drugorzędne. [...]

Na pozycjach uniwersalizmu rodzajowego sadowią się teraz wszyscy ci, którzy prezentują problemy planety jako całości. Eliade jest typem człowieka planetarnego, „opowiadaczem" relacjonującym wszystko, co na Ziemi ma związek z duchem. Człowiekiem planetarnym jest również Cioran, skoro daje wyraz wszystkim beznadziejom świata. W młodości nie wychodził poza obręb rozpaczy rumuńskiej, tzn. tylko jednej odmiany beznadziei. Gdyby drążył dalej rozpacz rumuńską, aż do jej wewnętrznego „jądra", w którym może się rozpoznać nawet Japończyk, osiągnąłby uniwersalność w jej wariancie klasycznym, poprzez to, co lokalne. [ - i tak się stało, nawet jeśli wbrew niemu - przyp. mój ]

Przyznaję, że mówiąc to wszystko, z pobłażliwością spoglądam na owych ludzi uprawiających „planetarne włóczęgostwo" mające związek z jakimś aspektem cywilizacji, ale nie kultury ducha. Dlaczego jednak nie istnieje kultura planetarna? Dlatego że znajdujemy się w sytuacji Robinsonów: rozum nie napotkał jeszcze innej formy rozumu. Dopóki nie zetkniemy się z innym rozumem, dopóki nie nastąpi „konfrontacja z innym", a Gilgamesz nie spotka swojego pozaziemskiego Enkidu, dopóty nie będziemy wiedzieć, co to takiego kultura planetarna.

Problem tego „innego rozumu" nakazuje nam ostrożność, gdy we współczesnym świecie mówimy o „podmiotowości" i „antropologii". Musimy podmiotowości oddać należną jej miarę i nie redukować jej do psychologicznego „ja" ani nawet do człowieka. Nigdy w wielkiej filozofii, na przykład u Kanta czy Heideggera, nie kwestionowało się człowieka, jak sądzi Foucault, lecz tylko ludzki paradygmat rozumu. W gruncie rzeczy zarówno Kant, jak i Heidegger spotkali się z tym innym rozumem. Nie uprawiali „antropologii", skoro tylko uświadomili sobie ziemskie ograniczenia. Mówili o człowieku jako o pojedynczej gatunkowości, hapaks legomenon. Nasz dramat, gdy mówimy o rozumie, polega na tym, że mamy do czynienia z czymś jednostkowym, nie zaś mnogim. Otóż zarówno u Kanta, jak i u Heideggera człowiek jest „holomerem", częścią, która niesie w sobie całość, ale nie zawłaszcza jej do końca ani nie więzi. Oczywiście, że gdybyśmy chcieli poznęcać się nad Heideggerem, moglibyśmy mu wypomnieć to jego „poczekaj, zaraz ci wszystko wytłumaczę!". Znacie ten dowcip? — Otóż mąż wraca do domu i zastaje żonę w łóżku z kochankiem. „Poczekaj, zaraz ci wszystko wytłumaczę!" — mówi niewiasta. Jak gdyby trzeba było cokolwiek w tej sytuacji tłumaczyć. A więc jeśli chcę być złośliwy wobec Heideggera, muszę mu powiedzieć jak Derrida: „Jeśli Dasein nie jest człowiekiem, to nie jest też czymś różnym od człowieka". Na co Heidegger: „Poczekaj, zaraz ci wszystko wytłumaczę!". Co mi masz tłumaczyć, skoro, jak twierdzisz, język jest mieszkaniem Bytu i skoro mieszka w nim człowiek? Jednak nie mamy prawa być złośliwi wobec Heideggera. Dlatego że Dasein to nie po prostu i zwyczajnie człowiek. Jest ono może duchem języka w swej uprzywilejowanej, ziemskiej hipostazie".''

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4732

''Ukończyłem Wydział Filozofii (oczywiście marksistowskiej) Uniwersytetu Bukareszteńskiego w 1965. Na materiał wykładów i seminariów składały się głównie fragmenty dzieł Marksa, Engelsa i Lenina; niekiedy sięgano do ich praźródeł - materialistów francuskich, Feuerbacha, a nieraz nawet do Hegla. Fundamentalne dzieła filozoficzne przechowywano w "zbiorach specjalnych", do których studenci mieli dostęp jedynie za specjalnym zezwoleniem. Przez cały pięcioletni okres studiów nikt z nas nie oglądał ani razu ani jednego tekstu Platona. Pewnego studenta przyłapanego w akademiku na lekturze Kanta wyrzucono z uczelni. Literatura filozoficzna sprowadzała się do streszczeń istniejących przekładów z filozofów radzieckich, głównie z pisma "Woprosy fiłosofii". Odniesienia do "filozofii burżuazyjnej", pod którą to nazwę hurtem podciągano niemal wszystkich filozofów, od Platona do Schellinga, i całą współczesną filozofię zachodnią, można było czynić jedynie w duchu krytycznym i opierając się, rzecz jasna, wyłącznie na źródłach pośrednich. Możecie sobie wyobrazić, jaki był horyzont kulturalny i mentalny absolwenta takiego wydziału. Stawał się on wirtuozem nowomowy, znakomicie przygotowanym do roli "propagandysty", przyszłego funkcjonariusza Partii.''

https://kultura.onet.pl/wiadomosci/co-znaczy-byc-dzisiaj-europejczykiem-w-powojennej-europie-wschodniej/yjy5wjn

''Może najgłośniejszym za granicą elementem nowej polityki historycznej stał się tzw. rumuński protochronizm, czyli nakaz eksponowania wielkich osiągnięć Rumunów w wybranych dziedzinach kultury i nauki, jakie poczynili oni wcześniej, niż ludy Europy Zachodniej. W ten sposób Ceauşescu konsekwentnie budował polityczny mit wielkości narodu, czyniąc jego przeszłość obiektem zbiorowej dumy.''

http://www.mysl-polska.pl/1414

''Dacja niepodległa i Dacja rzymska są postrzegane przez rumuńską ideologię narodową jako archetyp Rumunii lub po prostu starożytna Rumunia. Rumuńska idea narodowa w pierwszej kolejności odwoływała się do identyfikacji ze starożytnymi Rzymianami, co miało wydźwięk okcydentalizacyjny i antyorientalny, a w Siedmiogrodzie było także narzędziem w walce z węgierską hegemonią polityczno-społeczną. Później, wraz z narastającą afirmacją wiejskości, natywizmem i dążeniami do emancypacji społeczno-politycznej chłopstwa, mit dacki zaczął stopniowo od końca XIX wieku zajmować w świadomości Rumunów miejsce mitu łacińskiego. Szczególnego znaczenia przeszłość dacka nabrała w ideologii Socjalistycznej Republiki Rumunii pod rządami Nicolae Ceauşescu (1965–1989). Prymordialistyczna wykładnia historii, tzw. dakologia (przez krytyków zwana dakomanią), uznawała Daków za najważniejszych przodków Rumunów. Przypisywała im także – ten aspekt określany jest mianem protochronizmu – szczególne osiągnięcia cywilizacyjne w skali światowej, np. stworzenie pierwszego alfabetu, państwa narodowego czy religii monoteistycznej. Według założeń dakomanii, Dacja była potężnym imperium oraz kolebką cywilizacji śródziemnomorskich i bliskowschodnich. Na portalu Dacia Revival International Society można znaleźć mapy imperium Dako-Tracji Zalmoksiańskiej w od 2000 roku p.n.e. do VI wieku p.n.e. rozciągającego się od Bałtyku i Łaby po Morze Kaspijskie i Anatolię! W legendach map państwo to jest opisywane jako centrum cywilizacji światowej, w którym zapoczątkowano epokę brązu i epokę żelaza oraz powołano do życia pierwszą w świecie religię monoteistyczną (zalmoksianizm) [ doradcą zarządu DRIS jest generał Nicolae Spiroiu – ur. w 1936 roku, minister obrony Rumunii w latach 1991–1994, zasłużony w procesie reformowania armii, jej odpolitycznienia i zbliżenia Rumunii do NATO (sic!) ]. [...] Rumuńskie środowiska naukowe już w II połowie XIX wieku wypracowały syntezę łacińskiej i dackiej teorii etnogenezy Rumunów. Niemal nieprzerwanie do dziś pozostaje ona paradygmatem akademickim i edukacyjnym: Rumuni są potomkami zarówno Decebala, jak i cesarza Trajana - wyjątkiem był okres stalinowski, kiedy to nauce rumuńskiej narzucono tezę o kluczowej roli wpływów Rusi Kijowskiej na proces historyczny na ziemiach rumuńskich. W czasie rządów Ceauşescu nauka akademicka zasadniczo stała na stanowisku syntezy dacko-łacińskiej, natomiast dakomania była uprawiana z ogromnym rozmachem przez tzw. naukę partyjną, literatów i państwowo-partyjny aparat propagandowy. Teoria dacko-łacińskiego pochodzenia jest narzędziem w konfrontacji rumuńskiej idei narodowej z nacjonalizmami innych narodów, zwłaszcza węgierskim, ale i ukraińskim, w sporze sporu o ciągłość zamieszkania w regionie dunajsko-karpackim. Etniczne dzieje ziem rumuńskich w okresie wędrówek ludów i średniowiecza są jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów w historii Europy. Historiografia rumuńska stoi zasadniczo na stanowisku koncepcji północnej (autochtonistycznej). Przyjmuje ona ciągłość etnogenezy Rumunów na terytorium Rumunii: po ewakuacji legionów z Dacji w 270 roku zromanizowana ludność dacka pozostała w kraju i zamieszkiwała go przez wszystkie ''wieki ciemne'' aż do odbudowania własnej państwowości w postaci hospodarstw Mołdawii i Wołoszczyzny w XIII–XIV wiekach. W myśl koncepcji południowej (migracyjnej) przodkami Rumunów jest zromanizowana ludność Bałkanów, która dopiero w średniowieczu przybyła na tereny obecnej Rumunii zza Dunaju, z ziem obecnej Serbii, Bułgarii lub Macedonii. Jeżeli przyjąć tę koncepcję, to nie ma ciągłości między starożytną Dacją a nowoczesną Rumunią. Co więcej, otwiera to drogę do tezy, że na będących przedmiotem XX-wiecznych konfliktów ziemiach Siedmiogrodu, Banatu, Bukowiny i Besarabii to Węgrzy i Słowianie są starszą warstwą ludności niż Rumuni, a sami Rumuni są w znacznej części zromanizowanymi Słowianami.'' 

- za : Grzegorz Skrukwa ''O czarnomorską Ukrainę...'' str. 167-9 :

https://repozytorium.amu.edu.pl/handle/10593/21717

ps. 

Oczywiście tematyka niniejszego wpisu tylko z pozoru nie ma nic wspólnego z obecnym ''momentem dziejowym'' w jakim znalazła się Polska i w rzeczywistości zawiera ukryty faszystowski przekaz - wiadomo, jak Rumuni to Żelazna Gwardia etc. a puszczana od tyłu ''Dalibomba'' to przemówienie Codreanu.

wtorek, 5 lutego 2019

Niedojeb czyli wykluczony seksualnie.

Uprzedzam, że tytuł jest nieco mylący, bo fenomen społeczny tzw. ''inceli'' czyli stulejarstwa nie będzie tu głównym wątkiem stanowiąc jedynie pretekst do poczynienia paru refleksji na temat niewesołego oględnie zowiąc stanu ''stosunków damsko-męskich'' panujących nad Wisłą zainspirowanych niedawnymi ''wykopkowymi'' aferami ''klaudiuszową'' i ''jurołikową''.

Otóż nie pojmuję bólu tyłka mirków i januszy, że ich karyny i mariole tak ochoczo nadstawiają zadu ''turasom'', ''ciapatym'' czy ''czornuchom'', że przywołam używane przez nich epitety, przecież tym samym dowodzą one jedynie, iż nie nadają się na nic innego jak ''nawóz dla Hunów'' należy więc traktować to jako proces w sumie pozytywny, coś w rodzaju ''selekcji naturalnej'', gdyż w ten sposób pozbywamy się z czysto narodowego czy rasowego punktu widzenia ''gorszego sortu'', ludzkiego śmiecia [ próbujemy tu wejść w sposób myślenia tych ludzi, uprasza się więc łaskawie komisarki poprawności politycznej o wyjęcie kija z dupska i nie wszczynanie histerii ]. Co do mnie pomyślałbym raczej o jakiejś formie opodatkowania procederu, bowiem gdyby każda Polka dająca dupy obcokrajowcom wpłacała z tego tytułu pewną prowizję do budżetu państwa dawno już bylibyśmy zamożnym krajem ! Frustracja nie ma sensu tym bardziej, że walka na ilość już dawno jest pod tym względem przegrana, demografia jest nieubłagana, stąd ocalić nas może, o ile w ogóle, jedynie ostra jakościowa selekcja właśnie przy ewentualnej kooptacji wybranych ''barbarzyńców'', temat na osobną rozprawę. Jeśli coś tu może a nawet powinno wręcz wkurwiać to ratowanie tyłka tym idiotkom, gdy ich habib pokaże prawdziwą twarz, bo mamy wówczas do czynienia ze społecznymi kosztami indywidualnych wyborów - stąd właśnie tak nie cierpię Jurasa kutasa : nie dlatego nawet, że odstawia młokosa choć trumna mu już z dupy wystaje, ani iż zeń pazerny cham, oszust i złodziej, lecz nade wszystko z tego oto powodu, że demoralizuje gówniażerię wmawiając jej, iż wolność polega na durnym ''róbta co chceta'' czyli bezmyślnym taplaniu się w szambie sprowadzając się do statusu bydląt i uleganiu wszelkim możliwym uzależnieniom - co to ma niby wspólnego z realną swobodą ?! Wolność do jasnej cholery nie jest dla nieodpowiedzialnych śmieszków, nieuchronnie z zasady wiąże się z ryzykiem i ponoszeniem konsekwencji nietrafionych wyborów życiowych - przyznajmy jednak uczciwie, że Jureczek żeruje jedynie na [anty]edukacyjnym trendzie, gdzie mówi się tylko o prawach a nic o obowiązkach co płodzi masowo roszczeniowe kurwy uważające, że ich parszywe ego stanowi centrum Wszechświata, łatwiej taką zbydlęconą masą manipulować w której każdy sam trzyma się za pysk i innych pozostając w żelaznych kleszczach własnych popędów i pragnień, umiejętnie przez system podsycanych. Obłęd współczesności polega właśnie na tym, że ci sami co wrzeszczą o ''prawoczłowieczyzmie'' jednocześnie podkopują moralne fundamenty wolnościowych porządków, bo tych nie sposób utrzymać wśród ludzkich bestii wegetujących w hobbesowskim ''stanie natury'', wiele jednak wskazuje, iż nowożytne ''rządy ludu'' od swego zarania miały fasadowy charakter, zaprojektowany jako forma zbiorowego oszustwa i pułapki dla łatwiejszego ukrycia przed tłumem faktycznego władztwa oligarchii sprawowanego nad nim - jak ujął to proroczo ideolog tej ''d...kratycznej'' farsy Baruch Spinoza : idzie o to by stworzyć system, gdzie w karbach będzie trzymało ludzi ich umiłowanie wolności, należy rządzić nimi tak by wydawało im się, że sami sobie panem [ -ią ] do tego zaś nadaje się najlepiej właśnie iluzja demokratyzmu, najbardziej perfidna forma tyranii wykorzystująca fakt, iż w swej masie nie kierujemy się rozumem lecz afektami. Niemniej na coś wreszcie trzeba się zdecydować : albo człowiek jest tylko częścią kolektywu klanowego, religijnego, rasowego etc. i stąd winien słuchać się starszych, więc morda w kubeł, albo też skoro uznaliśmy iż każdy jest jakąś indywidualnością oznacza to, że sam powinien odpowiadać za skutki własnych pomyłek a nie przerzucać ich koszta na wspólnotę, którą de facto zdradził. Bowiem każda Polka wychodząca za mąż za mężczyznę innej rasy bądź religii i przyjmująca jego wiarę, obojętnie czy to islam czy też ortodoksyjny judaizm dajmy na to, zgłasza tym samym akces do obcej nam kultury i cywilizacji zwykle rządzących się zupełnie odmiennymi od naszej kategoriami, wyrzeka się więc własnej stąd jej prawa przestają ją obowiązywać i to na własne życzenie, skoro poddała się dobrowolnej ''reifikacji'' tj. uprzedmiotowieniu. Dlatego takie kobiety [ i mężczyźni ! ] powinny z automatu tracić przez to obywatelstwo, a jeśli już ma ono być im przywrócone po opamiętaniu się, to jedynie warunkowo, taka idiotka [ -ta ] musiał[a]by wtedy podpisać oświadczenie w którym zgadza się na ubezwłasnowolnienie rezygnując z części praw np. oddania głosu w wyborach, bowiem swoim dotychczasowym postępowaniem dowiodła, iż nie kieruje się rozumem a emocjami i popędami, więc powierzanie jej udziału, niechby i symbolicznego, w ustanawianiu władz państwa to jak dać małpie dostęp do ''guzika atomowego'' [ pomijam ilu z ludzi bez względu na płeć i rasę mogłoby przejść takową selekcję, stąd wyjściem jest albo przywrócenie cenzusu, ale opartego na innych niż majątkowe kryteriach, albo też powszechna partycypacja w procesie wyłaniania władz musi być uzupełniona o edukację w duchu republikańskim a nade wszystko surowe sankcje dla wszystkich wyłamujących się spod obowiązku solidaryzmu społecznego, i objęcie ich ostracyzmem, nawet z karą śmierci włącznie - temat także na osobną rozprawę ]. Najlepiej więc nie brać sobie problemu na głowę i bez zbędnych kłopotów pozostawić kretynki [ albo tumanów ] ich własnemu losowi, nikogo nie powinno się zbawiać na siłę przed nim samym, co ma się [s]pierdolić niech się [s]pierdoli [ jak pisałem, uczenie zwie się to ''prawem enancjodromii'' ]. Kobietę należy traktować podmiotowo tzn. pozwolić jej zdechnąć przez własną głupotę jeśli tylko taka jej wola i nikomu nic do tego - oto straszna cena ''niezależności osobistej'' i ''emancypacji'' o której zwykle się nie mówi, i nikt kto nie jest zdolny do jej ponoszenia nie ma prawa mienić się swobodną jednostką. Gigantyczna hipokryzja feminizmu zasadza się na tym oto, że zachęca się kobiety a wręcz wymusza na nich porzucanie tradycyjnych ról społecznych przypisanych dotąd ich płci wymagając zarazem od mężczyzn zachowania takowych właściwych im z kolei i postponując, gdy odmawiają ich przyjęcia jako nieudaczników, seksistów, stulejarzy, mizoginów, ukrytych pederastów etc. - w pierwszym wypadku jest to działanie pozytywne niezależnie jakie by patologie mu nie towarzyszyły, w drugim zaś pierdoli się o rzekomym ''kryzysie'' męskości choć jako żywo jest to jeden i ten sam proces ! Pora wreszcie by kobiety wydoroślały i faktycznie zaczęły być samodzielne z wszystkimi tego konsekwencjami takimi jak ponoszenie odpowiedzialności za własny los, mężczyźni zaś także ''wyemancypowali'' się uświadamiając sobie, iż nikt już nie ma prawa żądać od nich by zostawali mężami, ojcami, chronili swe rodziny i zapewniali im byt, niech więc przestaną sobie wyrzucać, jeśli nie mogą z takich czy innych względów lub zwyczajnie nie chcą pełnić takowych obowiązków, tym bardziej, gdy nie mają co spodziewać się od swych żon i dzieci należnego im za to szacunku i lojalności ani wsparcia na starość lub wypadek choroby, więc chrzanić to - jedynie skończony idiota i frajer będzie później płacił alimenty pazernej, kapryśnej chamicy na rozpuszczone niczym dziadowski bicz bachory co do których często gęsto nie może mieć nawet pewności, iż są jego : przykro mi, ale takie są rzeczywiste koszta ''rewolucji obyczajowej'' [ insza inszość, że zakres realnych swobód obu płci nie wisi w próżni, lecz wyznaczony jest niezależnymi w mniejszym lub większym stopniu od ludzkiej woli ograniczeniami natury biologicznej, kulturowej, ekonomicznej itd., ale w takim razie należy mówić o tym jasno nie fetyszyzując i absolutyzując ''wolności'' jak to się dziś zwykle czyni - co do mnie wyciągam jedynie wnioski z obowiązujących powszechnie przesądów na jej temat ].

Na dowód, że nie przesadzam co do wspomnianej wyżej przepaści cywilizacyjnej przytoczę emblematyczną opowieść pewnej byłej już znajomej, którą trudno by posądzić o jakiekolwiek ''konserwatywne'' czy ''prawicowe'' poglądy - dość powiedzieć, iż jej idolem był Urban... [ i to min. zadecydowało, że jest ''byłą znajomą'', nie ma co przesadzać z tolerancją choćby dla higieny psychicznej ]. Otóż jakiś czas temu przebywała w Egipcie mniejsza z tym w jakim charakterze, istotne jedynie, że poznała tam Polaka zafascynowanego miejscową kulturą do tego stopnia, iż został profesjonalnym tłumaczem i założył rodzinę, miał córkę z Egipcjanką nie mógł jednak zalegalizować związku, gdyż odmawiał przejścia na islam, był więc z tego tytułu odprawiany z kwitkiem regularnie w ichnim urzędzie stanu ''cywilnego'' wyłącznie z nazwy. Podczas kolejnej próby konfrontacji z bezdusznym systemem, gdy daremnie próbował przebić się przez mur obojętności egipskich urzędników akurat zawitał tam również jakiś Saudyjczyk, reakcja biurwokratów i zmiana ich postawy nastąpiły błyskawiczne, z miejsca zaczęli uniżenie w podskokach załatwiać dlań wszelkie formalności [ należy pamiętać o lokalnym kontekście politycznym - Egipt ostatnimi czasy stał się de facto niemal saudyjską kolonią ]. Polak wściekły jak sto diabli widząc, że nic nie wskóra porzucił bezowocne zabiegi i wychodząc z urzędu zastał przed budynkiem dziewczynkę zakutaną w czador od stóp do głowy, sądząc ze wzrostu i twarzy, którą na moment odsłoniła by otrzeć łzy i smarki mocno nieletnią, dziecko właściwie jeszcze - powodowany współczuciem w naturalnym odruchu zapytał ją czemu płacze, ta zaś w odpowiedzi głośno becząc wychlipała - ''bo ja nie chcę wychodzić za tego pana !''... Nie pierdolcie mi więc proszę, że mamy jakąś ''wspólnotę cywilizacyjną'' z kulturą sankcjonującą przymusowe ożenki dzieci ze starymi oblechami, gdzie nie tylko faktyczna pedofilia ale i kazirodztwo cieszą się przyzwoleniem prawa o religijnym charakterze zaś akty kopulacji ze zwierzętami zdarzają się nagminnie, to samo tyczy niewolnictwa, obrzezywania łechtaczek, mordów honorowych, gwałtów nie tylko hetero- ale i homoseksualnych, traktowania innowierców a w szczególności chrześcijan jak obywateli drugiej kategorii itd. nawet jeśli nie za wszystkie z wymienionych patologii da się do końca obwinić jedynie islam [ nie jest to zresztą tylko kwestia tej religii, co np. z Indiami, gdzie nadal mimo ichniej ''akcji afirmatywnej'' panuje system kastowy itd. ]. Insza inszość, że postępowe zdziczenie sprawia, iż raźno staczamy się w błyskawicznym tempie do poziomu barbarzyńców, tym bardziej jednak należy czepiać się i chronić te resztki cywilizacji jakie nam jeszcze ostały. Zresztą wszystko się już tak popierdoliło na tym świecie, że gdy zlewaczałe na umyśle ze szczętem białe idiotki zakładają ostentacyjnie czadory w proteście przeciwko rzekomej ''islamofobii'', wkurwione na szariat Arabki i Iranki z kolei obnażają publicznie cyce i palą hidżaby ryzykując śmiertelną fatwę - i bądź tu mądry człeku !

Nie żal mi stąd wcale takich durnych dziewuch jak ta córka znajomych kumpla o której kiedyś mi opowiadał, oszukana przez swego habiba, który nabrał na nią full kredytów jakie musi teraz zań spłacać, gdy on upłynnił się z forsą w siną dal - przede wszystkim gdzie byli jej rodzice, dlaczego nie usiedli z nią by wytłumaczyć głupiej w co się pakuje ? Jeśliby zaś nadal upierałaby się wspierać cwaniaka i oszusta należało jej stanowczo oznajmić, iż skoro zgrywa taką ''niezależną'' niech żyje w takim razie na własny rachunek i odtąd nie może już liczyć na wsparcie rodziny : albo- albo, powiadam. Podam bliższy mi przykład na dowód jak należy takowe sytuacje rozegrać : wujostwo jakiś czas temu przyjęło pod dach dwie pary ''egzotycznych'' studentów przybyłych do Polski w ramach programu AIESEC - dwie Azjatki ''skośnookie'' [ vide Majchrowski ], Chinkę i Tajkę, oraz dwóch muslimów, Pakistańczyka i gościa nie pomnę już z Tunezji czy Maroka, w każdym razie jakoś tak, co ciekawe mahometanie zaczęli dworować sobie chamsko z Chinki, że ta jada psy a pamiętajmy, iż dla nich to zwierzę bodaj jeszcze bardziej ''nieczyste'' i pogardzane co świnia, Chinka w końcu się wściekła skarżąc na nich do szefostwa organizacji, która ich do Polski sprowadziła, po czym zebrali oficjalny opierdol za te rasistowskie zaczepki, podkreślam jeszcze raz bo trzeba powtarzać to tępym politpoprawnym dzidom : to muslimy okazały się tutaj rasistami i chamami wobec innych Azjatów, a nie Polacy [ choć nie wątpię, że lewackie kurwie znajdą sposób by i to wytłumaczyć ''dziedzictwem białego imperializmu'' ]. Do rzeczy jednak : ''maghrebczyk'' zaczął podbijać do siostry, na szczęście nienachalnie, ale był przymilnie usłużny zgrywając egzotycznego księcia z bajki co to będzie swoją białą królewnę nic tylko nosił w ramionach i we wszystkim wyręczał, niejedna polska idiotka dałaby się nabrać niestety na taki numer, na szczęście rodzinę mam nie w ciemię bitą, dziewczyna już doświadczona przez los że tak powiem, więc grzecznie lecz stanowczo dała mu do zrozumienia, że nic z tego, nade wszystko jednak wuj widząc co się święci stanął na wysokości zadania - siadł zaraz z kochasiem na osobności, nie wrzasnął doń bynajmniej ''wypier... ciapaku !'' czy coś w tym guście, żadnych takich lecz łamaną angielszczyzną wytłumaczył niedoszłemu zięciowi, że skoro smali cholewki do jego córki nie pozwoli jej skrzywdzić nikomu, stąd musi wpierw poznać rodzinę absztyfikanta, jeśli więc tak mu zależy na niej niechże kopsnie się na tłumacza i bilet lotniczy by mogli polecieć wraz z matką obadać na miejscu kto on zacz i kim są teściowie, no i co z religią w jakiej będą wychowywane dzieci bo on jako katolik nie życzy sobie zmiany wyznania i chce wnuki ochrzcić. Widząc, że nic nie wskóra i numer na ''Sindbada'' nie przejdzie Marokaniec czy tam inszy Tunezyjczyk zmył się jak niepyszny szukać gdzie indziej pierwszej naiwnej, głupiej albo napalonej Polki a nie wątpię, że takową w końcu znalazł i jego pobyt w ''tenkraju'' był owocny pod tym względem bo zakompleksionych a aroganckich zarazem durnych bab, które za byle komplement i upominek dadzą dupy masz ci u nas dostatek niestety, jak widać jednak jak się chce to można zachować się przyzwoicie, insza inszość, że nie trafili na chamskiego oblecha co pcha się z łapami jak to zwykle w takich wypadkach bywa, stąd nie było potrzeby sięgać po widły, w każdym razie przy negocjacjach ze smagłymi księciuniami dobrze mieć na podorędziu jaką siekierę by gdyby przyszło co do czego wygarbować im na skórze nią powtórkę z Chocimia. Znam też przypadek odwrotny - znajomego znajomego, kielczanina, który jeszcze w latach 90-ych wyemigrował na Zachód, tam założył rodzinę i w końcu przeszedł na islam, a co najgorsze wciągnął w proceder swoją holenderską żonę, która dla niego przyjęła nową wiarę [ tu akurat przydałaby się takim jak ona większa ''niezależność'' i ''emancypacja'' od pana męża ] - tak tak drodzy obrońcy ''cywilizacji łacińskiej'', Polak ''zmuzułmanił'' zachodnią Europejkę, bywa i tak.

Uczciwie należy przyznać, że istnieje druga strona medalu : zęby bolą i prawdziwy żal dupę ściska czytając komentarze Polaków pod jutubowym filmikiem ThygeRRR-a, polskiego tirowca w Kanadzie zgrywającego polaczkowatego chamusia - gość wybrał się z kolegą na wakacje na Kubę czy do innego latynoskiego kraju, mniejsza z tym, nie ściemniając, że jedzie tam podziwiać kolonialną architekturę czy insze zabytki i zwiedzać muzea a jedynie by pić browce i tequilę pod palmami nade wszystko zaś rżnąć ile wlezie tropikalne dupy, nagrał stąd krótką relację, gdzie co minutę przelizuje się z inną jak nie Latynoską to Murzynką i klepie je po tyłkach, które też ochoczo mu one i radośnie nadstawiają, a więc widać, że ''Polak potrafi'' także jak chce. Tymczasem rodzimi stulejarze zaczęli mu cisnąć okrutnie, że chyba oszalał bo ile te szlaufy miały w swym żywocie kutasów i najlepiej jakby się przebadał etc. - owszem, na cnotliwe panny raczej one nie wyglądały i to oględnie zowiąc, tyle że wszystkie pomienione na wstępie ''turasy'', ''ciapaki'' i ''czornuchy'' na których tak wyrzekają zwykle nie mają jakoś podobnych obiekcji pieprząc białe kobiety, w tym również Polki, a o niejednej z nich można by również powiedzieć, że zaliczyła więcej fiutów niż deska klozetowa, parafrazując słynny tekst tajniaka z ''Zaginionej autostrady'' Lyncha. Cóż, jest ryzyko - jest zabawa, na coś trzeba się wreszcie zdecydować drodzy panowie : ani nie potraficie upilnować własnych bab, ani też nie chcecie zaliczać cudzych, jesteście jak ten pies ogrodnika co sam nie zeżre a innym odmawia, później zaś jeszcze macie pretensje Bóg wie do kogo, gdy tymczasem na własne życzenie poniekąd skazujecie się na nieruchanie, i tak będzie dopóki nie przestaniecie łazić ze ściśniętym tyłkiem, więcej luzu do kurwy nędzy ! Dlatego poczułem się w obowiązku złożyć mu w komentarzu gratulacje za godne reprezentowanie Ojczyzny na obczyźnie, zupełnie serio bez stulejarskiej szydery, jasne iż lepiej mieć za przedstawicieli takich jak ten student informatyki [ godne uwagi, iż facet mimo paru lat pobytu w USA wciąż posługuje się płynnie polszczyzną, nie jak zakompleksione polactwo co to po pół roku siedzenia na ''grinpojncie'' celowo kalecząc język pierdoli : ''ja już nie mówe po polsky'' ], niemniej potrzebujemy także jurnych polskich chamów co to za kołnierz nie wylewają, zaruchać a jak trzeba i przypierdolić potrafią, oczywiście idealnie byłoby mieć naraz IQ wyjebane pod sufit, kutasa jak koń, pękate konto, parę w łapie, że nie daj Boże podejść itede, niestety takowe kombinacje, o ile w ogóle, to niezmierna rzadkość, stąd optymalną strategią dla narodowego przetrwania i rozwoju jest ''multiplicity'', wielowektorowość posiadanej siły i jej harmonijne zgranie. Należy doceniać więc takich jak ThygeRR, nie mówię zaraz dawać medale [ chociaż jak człowiek sobie przypomni za co i komu przyznawano u nas ordery to w sumie czemu by nie ], ale facet może stanowić wzorzec dla tych z polskich mężczyzn, którzy nie mogą wykazać się w innych dziedzinach, niech więc chociaż stanowią jakąś przeciwwagę dla ruchających Polki obcoplemieńców, tym bardziej iż to raczej wyjątek niestety [ kiedyś widziałem statystyki z których jasno wynikało, iż proporcje wśród polskich emigrantek na Wyspach wychodzących za Azjatów czy Afrykanów a rodaków wiążących się z kolei z kobietami z tychże kontynentów są miażdżące, jakoś 10 : 1... ]. W ogóle sądzę, iż zamiast stulejarsko narzekać i bezpłodnie pienić się lepiej brać przykład z tychże ''barbarzyńców'' co do postępowania z kobietami, skoro jak widać ich strategia jest skuteczna, i nie zachęcam bynajmniej tym samym do jakowychś przemocowych historii, zakutania bab w czador etc., żadnych takich, wszystko na legalu. Dla zilustrowania o co mi idzie podam przykład Dody - już sam fakt, że ten blond kurwiszon uchodził tu za ''symbol seksu'' jest miarą upadku polskich mężczyzn, przecież ona jest obleśna i wygląda jak mokry sen Araba, zresztą z takowym właśnie żyła, gość podarował jej nawet wypasiony pierścionek z wielokaratowym diamentem, już mieli brać ślub, ale piździe w ostatniej chwili się odwidziało jak to u kapryśnej księżniczki na ziarnku gówna zwykle bywa. Typowy niestety polski białorycerz w tej sytuacji zapewne by odpuścił zapijając swoim zwyczajem rozżalenie wódą i skarżąc się płaczliwie kolegom na ''tę sukę co go zostawiła'', a po wytrzeźwieniu na kacu jeszcze i tak polazłby jak zbity pies za pierwszą cipą, która by się nawinęła, gorszą przy tym, tymczasem habib Dodzichy zażądał zwrotu drogiego pierścionka jak należy skoro złamała przedślubną umowę, a gdy pazerny szmatex bezczelnie odmówił licząc rozbestwiony słabością rodzimych facetów, że kradzież de facto ujdzie mu na sucho, zwyczajnie wytoczył jej proces - i wygrał go ! Pytanie, retoryczne niestety, ilu Polaków zachowałoby się podobnie w tej sytuacji - no przecież to nie wypada tak z kobietą sądzić się i czegoś domagać od tej słabej, biednej istoty itp. bzdety : faktycznie jebać mit ''puchu marnego'', już dawno zastąpiła go jakaś wulgarna, agresywna i bezwzględna chamica, stąd należy ją odpowiednio do tego traktować, nie trzeba zaraz wymachiwać maczugą, wystarczy odrobina stanowczości i siły charakteru panowie, a jeśli skoczy z pięściami do oczu i owszem przypierdolić bez skrupułów, jak równość to równość, ale dopiero i tylko wtedy. Pasuje tu jak ulał przytoczyć jako przestrogę skomlenie Nergalka, który jakiś czas żył w celebryckim związku z Dodą, akurat gdy zdychał na białaczkę [ żal, iż nie całkiem, lecz wiadomo, że ''diabli złego nie biorą'' ], skarżył się w wywiadzie-rzece, iż jej odwiedziny u niego w szpitalu polegały na przeglądaniu ofert z butami w laptopie, gdy on na łóżku tuż obok zwijał się z bólu, sucz nie podała mu pomocnej dłoni ani pocieszyła tak potrzebnym w tym stanie słowem otuchy, a demonista nie satanista nawet wymaga jakiegoś minimum empatii, gdy mocuje się ze śmiercią, zwłaszcza od niby ''bliskiej'' osoby, w szmatławcach jednak czytanych, o ile to w ogóle można nazwać lekturą, głównie nie przypadkiem przez baby nazywało się toto, że ''gwiazda ofiarnie opiekuje się ukochanym'' - ja p..., nie żal mi ani na jotę frajera:) [ zresztą też dzięki temu się wylansował i zawdzięcza wylezienie z niszy ekstremalnego metalu, więc oboje kanalie są siebie warci ]. Opisany problem nie dotyczy tylko polskich mężczyzn np. oglądałem kiedyś dokument o Murzynach amerykańskich, którzy ponoć masowo jeżdżą do Brazylii pieprzyć się z tamtejszymi kobietami, bo ich własne są dla nich zbyt agresywne, napakowane ambicjami i wyrachowane, a przy bardziej bezpretensjonalnych czarnych Latynoskach mogą poczuć się swobodniej, jak widać na przykładzie ThygeRRRa coś jest na rzeczy...

Śmiać mi się też chce, gdy czytam jak incele postrzegają współczesne Polki bo czuję się przy tym jakbym obcował z fantazjami na temat dominy a nie realnymi istotami z krwi i kości, ktoś tu chyba wziął sobie zbytnio do serca propagandowe bzdety o ''kobietach sukcesu'' śmiało przebojem zdobywających terytoria zarezerwowane dotąd dla mężczyzn bla bla - aż wstyd przypominać takie wydawałoby się oczywistości, niestety w dzisiejszych czasach, gdy tylu dupa pomyliła się z głową jest to konieczne wręcz : sukces z zasady zdarza się niezwykle rzadko i może być udziałem jedynie nielicznych, stąd właśnie jest tak pożądany, z punktu widzenia czystej statystyki zdecydowana większość ludzi, w tym wypadku konkretnie kobiet jest już przegrana na starcie i choćby nawet stawała na rzęsach tego nie odmieni, selekcja odbywa się tak naprawdę w bardzo wąskim kręgu a miejsce na podium jest niezwykle ograniczone, rotacja zaś zwycięzców spora aczkolwiek odchodzi w doborowym, szczupłym gronie powtarzam. Co więc z tymi kobietami, które nigdy nie osiągną wymarzonego sukcesu, a tych jest zdecydowana większość ? Jakoś nie czuję się zagrożony przez kasjerki w ''Lidlu'' czy ''Tesco'' popierdalające z paleciakami, ani ''kierowczynie'' miejskich autobusów czy pielęgniarki, które muszą podcierać dupy chorym po szpitalach asystując często przy ich agonii etc. Merdia i łykający bezkrytycznie serwowany przez nie agitprop idioci pieją z zachwytu nad tym jakie to Polki zrobiły się przedsiębiorcze, nie wspominają jednak skurwysyny, że w zdecydowanej większości wypadków rzecz przedstawia się tak, iż stawiane są przez pracodawcę w obliczu bezwzględnej alternatywy : ''przechodzisz na samozatrudnienie, albo wypier...'' - ale w statystykach wygląda to ślicznie i nieważne, że na równi tyczy korpo-suczy jak i realizującej się jako ''menadżer powierzchni płaskich'' sprzątaczki. Owszem, mamy niewątpliwie do czynienia z plagą społeczną aroganckich gówniar, ale tzw. życie niechybnie przywoła je do porządku okrutnie się z nimi obchodząc w co nie wątpię, zderzenie chamskich księżniczek z rzeczywistością będzie zwykle bolesne, pod warunkiem wszakże, iż polscy mężczyźni przestaną wreszcie swoim gremialnie stulejarskim białorycerstwem i beta-orbitowaniem nadal chronić je przed tym podsycając tylko patologię zamiast się wreszcie zeń ocknąć, pora by sami się ''wyemancypowali'' i stali ''niezależni'' od mamuś, skoro i tak nie mają co liczyć na te egoistyczne sucze, jak więc Kuba Bogu... Mógłbym przytoczyć całkiem sporo przykładów, gdzie przebojowość i arogancja ''współczesnej kobiety'' okazywały się przy bliższym poznaniu jedynie maską dla typowo ludzkiego, wewnętrznego rozjebania - ot, prawdziwa ''herod baba'' co to za kołnierz nie wylewa, fiuty zalicza a i przypierdolić jak trzeba potrafi, że nie daj ze łzami w oczach opowiada ci na imprezie o 3-ej w nocy pijana w sztok o jakimś piesku czy kotku co go miała w dzieciństwie i był on jedyną istotą na której wierność mogła liczyć w życiu [ nie szydzę bynajmniej bo każdy z nas jest w głębi ducha mniej lub bardziej żałosny i posiada żenujące aspekty osobowości jakich słusznie się wstydzi ], prawilnie zresztą niestety inwestowała uczucia jedynie w zwierzęta, bo facet, któremu poświęciła kilka lat życia w związku, pierdolony feminista i typowy czytelnik GWna, któremu z nienawiści do własnej polskości upierdzieliło się, że będzie żydem, zostawił ją komunikując to sms-em jebany tchórz [ sorry, ulało mi się żółci, ale szczerze gardzę takim ścierwem i jestem w prawie dać temu wyraz ]. To znowu inna co sadzi aroganckie szowinistyczne femi-bzdety typu : ''teraz kobiety same wybierają sobie facetów'' i takie tam, za jakieś pół roku widzę ją w stanie totalnego rozpierdolu psychicznego, siedzi smutna jak pizda i użala się głośno nad sobą, że ma spierdolone życie i cierpi samotność a kto jest temu winny idiotko ? [ zresztą choć to mężczyźni częściej popełniają samobójstwa co w Polsce przybrało rozmiary nie waham się rzec małego ludobójstwa, jednak większość zapadających na depresję i inne choroby psychiczne stanowią zdecydowanie kobiety, wystarczy przejrzeć pod tym kątem net aby przekonać się jak wiele jest histeryczek i tego typu zaburzonych bab opowiadających na YT i rozmaitych forach o swoich problemach z utrzymaniem elementarnej równowagi umysłowej, oczywiście wynika to także z faktu, iż z natury są bardziej ekstrawertyczne od facetów, niemniej statystyki nie kłamią, skoro więc zdominowały rzekomo już całkiem mężczyzn i górują nad nimi pod każdym niemal względem dlaczego aż tyle z nich jest tak popierdolonych ? - i to z tendencją narastającą, stąd o jakiej znowu ''sile kobiet'' w ogóle tu mowa do cholery ]. Albo ''wyzwolona'' dziewucha lubiąca ostry seks, ''zejdę do dziury i dupa do góry'', te klimaty - w rzeczywistości zaś trwająca w jakimś toksycznym niedo-związku z podle traktującym ją gościem, wystarczy jednak, że ten pstryknie palcami a leci już doń niczym suka w rui [ znowu : nie przemawiam z piedestału, nie cierpię drapujących się na ''autorytety moralne'' bo zwykle okazują się kurwiami, staram się jedynie widzieć rzeczy jakimi są ]. A oto ''czerwona'' do bólu dziennikarka i niespełniona pisarka dająca sobą pomiatać byle chamowi, obojętnie czy to polaczkowaty drech jak i nachodźca równo bijającym ją ku jej satysfakcji. Wreszcie inna, feministka a jakże, ''kopulacja w wielkim mieście'', warszawka, weganizm, joga, żadnych dzieci tylko pieski-kotki itd. - nagle tuż przed 40-tką mąż, córka, szok jednym słowem : jak sama wyznała największy problem podczas porodu wcale nie miała z bólem, aczkolwiek rzecz jasna chodziła po ścianach, tylko z wyłączeniem ''kontrolera'' w głowie, dotąd wszystko podporządkowała swoim ambicjom, a tu nagle trzeba było odpuścić i to totalnie, poddać się falom ogarniającym ciało i psyche, bowiem kobiecość nie przypadkiem łączy się z pewną biernością i dobrowolną uległością, stąd tzw. ''feminizm'' jest w rzeczywistości maskulinizmem oddzielającym kobiety od ich własnej natury czyniąc z nich agresywne, odczłowieczone kobietony, min. dlatego tak wiele dziś zaburzonych wariatek. Jednak takowe fizjologiczne przeczołganie przydało jej się, przekonała się, że bycie matką jest ważne a wiążąca się z tym odpowiedzialność za drugiego człowieka i jego wychowanie prostuje życiowo, o ile rzecz jasna nie jest się infantylną cipą czy zjebem bo tym rodzicielstwo nie pomoże czego przykładem wyrodna, przysłowiowa już ''mama Madzi'' [ coraz częściej zaś dzieci mają dzieci, i to jest straszne ], no i nabrała dzięki temu zdrowego dystansu do modnych w jej środowisku bzdur np. zaczęła jadać schabowe:). Podobnych przypadków bab o mniej lub bardziej ''progresywnym'' nastawieniu można znaleźć wokół multum, i żadna nie dostrzega w swym zaślepieniu jaskrawego wydawałoby się logicznego związku między chaotycznym trybem życia jaki prowadzą [ mówiąc po ludzku pieprzeniem się z kim popadnie i chlaniem czy ćpaniem ] a swoim psychicznym rozstrojem, żadna też nie da sobie wydrzeć rzekomych ''swobód'' w których żelaznym uścisku zapierdala niczym chomik w kółeczku, nie ma też co kogo zbawiać na siłę przed nim samym jak powiadam, stąd należy je zostawić losowi, który same sobie wybrały, Samsara je wydała więc i bezlitosny egzystencjalny kołowrót zmiażdży na powrót, sprawiedliwie. Nie można też jednak stulejarsko tu generalizować, ot słyszałem już od paru bardzo inteligentnych i utalentowanych niewiast, że bez większego żalu porzuciłyby konieczność zarobkowania i ścigania się z mężczyznami na rzecz wychowywania dzieci i zajmowania się domem, gdyby tylko pozwoliła im na to sytuacja finansowa i rodzinna - osobiście mam skromną nadzieję, że powstanie ruch broniący praw ''kur domowych'', które spuszczą porządny łomot bynajmniej swoim mężom a feminazistkom jakie tym ohydnym mianem postponują rolę matki i żony oraz jej ciężką pracę, w odwecie te rozkapryszone, wulgarne babony powinny być zagonione przez nie do garów i brać w łeb od ''siostry'' za każdym razem, gdy przesolą zupę, niech poznają na własnej skórze wagę zajęć domowych to może wreszcie je docenią. 

Nawiasem ''kobiety sukcesu'' są zwykle pierwsze do gnojenia rzekomych ''sióstr'' i pomiatają nimi często bezwzględniej od mężczyzn, ot pierwsza z brzegu zasłyszana historia jaka przychodzi mi na myśl pewnej rozwódki, która po rozstaniu z mężem alkoholikiem znalazła się w trudnej sytuacji nie mogąc liczyć na alimenty od tego cwela na utrzymanie kilkorga dzieci, jej desperację perfidnie wykorzystała prowincjonalna ''byznesłómen'' zlecając jej za marne grosze szycie ubrań sprzedawanych z 10-krotnym i więcej bywa przebiciem w swoim sklepie - wcale nie idzie o ZUS itp. wymówki pracodawców, mogłaby płacić jej uczciwie więcej, ale wtedy nie miałaby na botoks do ryja i regularne wypady do Egiptu by gzić się ze śniadym żigolakiem, podobnych przykładów, gdy ''siostrzaność'' pokazuje swe realne oblicze można by przytoczyć na kopy [ rzecz jasna Środzina i tak zrzuciłaby tu winę na ''patriarchalną opresję'' przez którą niby szmaty tak postępują, a nie same z siebie bo taka ich już sucza natura jak jest w istocie - cóż, są filozofowie i ''filozofki'', etycy i ''etyczki'', feministyczny namysł programowo jest na bakier z logiką utożsamiając ją z potępianym przez się ''fallocentryzmem'' co widać, słychać i czuć po nim ]. Bowiem nie ma lepszego sposobu na załatwienie ''emancypantek'' jak właśnie powierzenie im władzy, oczywiście stając z boku z odbezpieczoną bronią na wszelki wypadek by po wszystkim wkroczyć na zgliszcza i posprzątać pobojowisko, same się wtedy zajebią stokroć skuteczniej niżby mógł dokonać tego najokrutniejszy ''seksistowski'' tyran, gdyż żaden facet nie jest zdolny tak dopiec babie co druga kobieta i tak perfidnie wsadzić szpilę pod żebro, często dosłownie - pasuje tu jak ulał przytoczyć opowieść Ewy Błaszczyk, polskiej aktorki, która stworzyła pamiętną kreację w ''Nadzorze'' Saniewskiego, polskim filmie z lat 80-ych rozgrywającym się w kobiecym więzieniu, jej historię z planu zdjęciowego jaką widziałem onegdaj na ''Kino Polska'' w zamierzchłych czasach, gdy ten kanał tv dało się jeszcze oglądać : otóż ilekroć wracała po dniu kręcenia scen w warunkach autentycznego więzienia odczuwała przymus wejścia pod prysznic bynajmniej dlatego, aby zmyć brud fizyczny, bowiem na kobiecym oddziale było znacznie mniej syfu niż w męskiej części, ale był to dla niej rodzaj niezbędnych rytualnych ablucji, psychicznego raczej oczyszczenia z panującej wedle jej słów wśród więźniarek ''wszechobecnej atmosfery zawiści, intryg i obmowy do której tylko kobiety są zdolne'' oblepiającej ją wręcz materialnie. Polecam też wysłuchać na YT ławeczkowe historie ''agresywnego Wojtka'', którego wieloletnie doświadczenie ochroniarza nauczyło nie wpierdalać się w bójki kobiet, bowiem walka między facetami kończy się zwykle, gdy jeden drugiego skutecznie znokautuje do nieprzytomności, no chyba, że trafi na świra ze zrytym dopami łbem ale na szczęście to rzadkie raczej przypadki, natomiast nie daj Bóg kiedy za kudły biorą się baby, wtedy jak amen w pacierzu zostaje jedynie łysy niemal czerep, rozorana pazurami na krwawą miazgę twarz, masakra generalnie, te psychopatki potrafią nawet po wszystkim naszczać publicznie na zgnojoną już całkiem koleżankę, a mówi to nie żaden bojący się własnego cienia neurotyk, ale dwumetrowy prawie knur jakiemu lepiej nie podejść pod łapę bo jak pierdolnie to idzie się czochrać za jednym zamachem cała klawiatura w szczęce, którą zresztą wybił jakiejś starej żulicy co mu omal szklanym ''bukietem'' nie przecięła tętnicy, i tak właśnie należy traktować agresywne chamice, chcesz równości - a masz, prosto w ryj ! Nie jest to żaden jakowyś ''seksizm'', utkwił mi w pamięci tekst wypowiedziany przez strażniczkę pełniącą służbę w amerykańskim więzieniu jaki usłyszałem w oglądanym onegdaj dokumencie na Planete traktującym o takowych dzielnych kobietach, otóż wyraźnie stwierdziła, że woli pilnować mężczyzn ''bo facet zanim cię zaatakuje dwa razy pomyśli'', babka chyba wie co mówi, skoro pracuje w ekstremalnych warunkach, gdzie jeden błąd może kosztować ją śmierć i to zadaną w niezwykle okrutny sposób - i nie ma co tu zwalać na specyfikę penitencjarno-żulerską, bo opisane mechanizmy tyczą w różnym jedynie stopniu każdego środowiska, gdzie kobiety rządzą się de facto same flekując przy tym do spodu wedle niepisanych samiczych reguł, zwyczajnie wśród blachar widać to tylko ostrzej niż u korpo-suczy, gimnazistek czy w redakcjach kobiecych magazynów dajmy na to. Tak więc drodzy stulejarze nie należy obawiać się rzekomej ''dominacji bab'', wręcz przeciwnie tym bardziej trzeba głośno wołać ''cała władza w ręce kobiet !'' bez problemu oddając im pole dbając wszakże o zapewnienie sobie wcześniej bezpiecznej w miarę pozycji z boku i gotowej do użycia siekiery w ręku na wszelki wypadek, zapewniam, iż zabawa będzie przednia o ile rzecz jasna lubicie takowe ekstremalne rozrywki bowiem widok to zaiste przerażający jest:).

Jeśli coś tu zakrawa na skandal to brak kobiet wśród ofiar kopalnianych tragedii takich ja ta niedawno polskich górników w Czechach i dlaczego nikt nie kręci afery z powodu tak rażącej dyskryminacji mężczyzn ?! [ dokładnie jak to postulowała ''zginięta'' w Smoleńsku Jaruga-Nowacka, by kobiety harowały w kopalniach i to nie przy jakimś sortowaniu koksu, ale zapierniczały ''na przodku'' na równi z mężczyznami ]. Pierdoli się tyle o ''parytetach'', gdy idzie o karierę w korpo czy państwowym urzędzie, a co wykonywaniem mniej wdzięcznych a śmiem twierdzić bardziej pożytecznych zajęć jak praca na budowie lub wywóz śmieci ? Czemu wśród pracowników MPO zbierających kubły pod moim domem nie widzę żadnych niewiast, to samo tyczy robotników budowlanych, jeśli już prędzej uświadczysz tam co najwyżej jaką ''inżynierkę'' albo babę-kierownika robót, a ja mówię o murarkach, ślusarkach, elektryczkach itd. Ponieważ nie mają już wymówki jak kiedyś, że muszą zajmować się domem, dziećmi i mężem niechże więc przejmą wraz z należnymi prawami i obowiązki ciążące na mężczyznach skoro zachciało im się być takimi ''wyemancypowanymi'', proszę bardzo, nie mam nic przeciwko ''fachowczyni'', która przetkałaby mi zapchany zlew dajmy na to [ tylko bez obleśnych podtekstów proszę:) ] - a więc ''kobiety na traktory'', do cegły, oczyszczania kanalizacji ściekowej, nie ma że szczury, fobia, cuchnie i takie tam, zapierdalać ! Podobnie z obowiązkiem służby wojskowej : niejednej księżniczce przydałoby się pobrudzić pazurki czołgając w błocie ku chwale Ojczyzny, ich agresja nieustępująca w niczym męskiej winna być spożytkowana dla jej pożytku a żołnierki walczyć na froncie i ginąć dokładnie tak samo jak żołnierze na sowiecką modłę, co od dawna praktykowane jest w Izraelu a od dwóch lat bodaj w Norwegii jako pierwszym pod tym względem europejskim kraju NATO, i bardzo dobrze bo jak równość to równość. Zresztą idą takie czasy, że wypadałoby wręcz by kobieta umiała przyjebać, świetną tego ilustracją historia sprzed roku-dwóch jaka miała miejsce bodaj w Grecji, gdzie pewien nachodźca usiłował zgwałcić spacerującą po plaży nastolatkę, ale na szczęście [ nie dla niego ] niepozorne dziewczę okazało się być lokalną mistrzynią MMA i tak mu wpier..., że nie mogli go nawet porządnie poskładać, skurwysyn ostanie po tym kaleką do końca swego parszywego żywota - wybornie ! Do podobnej sytuacji doszło ostatniego Sylwestra w Niemczech, jakaś Szwajcarka złamała nos ''kolorowemu'' migrantowi klepiącego po tyłkach turystki, skończyło się tym, że oboje będą mieć za to sprawy przy czym idę o zakład, iż to facetka zostanie skazana no bo skąd bidulek mógł wiedzieć, że nie postępuje się w ten sposób z kobietami skoro kultura jego pochodzenia kieruje się innymi normami pod tym względem ? Tak czy siak każdy rodzic prowadzający swoje dziecko zwłaszcza płci żeńskiej na strzelnicę i uczący je sztuk walki oraz samoobrony postępuje odpowiedzialnie i perspektywicznie, bo kobieta szczególnie biała i Europejka, o ile nie jest zwykłą k... i nie uśmiecha jej się los niewolnicy, jeśli chce przetrwać w szykowanym takim jak ona przez globalistyczną szulernię ''nowym wspaniałym świecie'' zwyczajnie nie może być pizdą - zdają sobie z tego doskonale sprawę neonazistowskie feministki amerykańskie z ''Aryan Sisterhood'' regularnie wprawiające się w posługiwaniu bronią i walce wręcz, prawilnie [ tu też wielka zasługa Antoniego Macierewicza, cokolwiek by o nim nie rzec, za uruchomiony z jego inicjatywy program szkoleń obrony własnej dla kobiet w ramach OT, aż dziw, że dotąd nasze ''siostry'' nie nagrodziły za to tego ''feministę'':) ].

Dziś jedynie skrajna ślepota, wścieklizna ideologiczna nie pozwala dostrzec, że świat rządzony przez niegdysiejszą ''słabą płeć'' nie będzie ani na jotę lepszy od dotychczasowej rzekomo ''patriarchalnej tyranii'' bowiem kobieta to taki sam ''potwór'' jak mężczyzna, ani lepszy ani gorszy tylko inny - podobnie jak feminazistki również wierzę w równość między płciami i rasami, tyle że pojmuję ją skrajnie inaczej tzn. iż jesteśmy siebie, czyli g... warci : człowiek jest równy tylko w tym co w nim nikczemne, podłe, plugawe, pod tym względem nie ma między nami faktycznie żadnych istotnych różnic, natomiast gdy przychodzi do inteligencji, posiadanych talentów a zwłaszcza [nie]zwykłej wydawałoby się jedynie dobroci, cecha wybitnie deficytowa w każdej epoce, o tu panują szalone wręcz nierówności przebiegające oczywiście w poprzek różnic płciowych, rasowych itp. Dlatego nie pojmuję jak można w ogóle domagać się ''równouprawnienia'', toż to perwersja bliska koprofagii bo to jakby właśnie żądać prawa do taplania się w gnojówce, a każdej idiotce domagającej się wściekle udziału we władzy należy bezzwłocznie rzucić ten ochłap na ryj - a masz, jeszcze ci ona wyjdzie bokiem, gdybyś wiedziała kretynko w co się pakujesz... i w co za jej sprawą przemienisz, heh. Nie można mi jak widać zarzucić mizoginii, jeśli już to raczej mizantropię a i to nie, owszem - nie wierzę w człowieka jako takiego i to stanowi moje fundamentalne wyznanie niewiary, niemniej sam jestem przecież jednym z nich stąd nie mam prawa wynosić się nad innych [ znam wprawdzie paru takich co uważają się za reptili ale sam do nich nie należę, Bóg z nimi ], nie dostrzegam też w tym smutnym fakcie niczyjej winy, przykro mi jeśli obrażę czyjeś uczucia religijne, lecz mit grzechu pierworodnego to dla mnie babilońskie klechdy, żydowskie bajki przejęte przez chrześcijaństwo, ciekawie tłumaczące skąd wzięło się zło i śmierć na świecie, lecz dla mnie nieprzekonujące, mniejsza z tym dlaczego. W każdym razie po zeszłowiecznym doświadczeniu totalitarnym nie można już zamykać oczu na fakt, iż wedle przemyślnego kalamburu ukutego przez Cezarego Wodzińskiego ''człowiek to tak naprawdę cZŁOwiek'', bez względu na płeć i rasę powtarzam [ kobiety także miały udział w popełnianych pod sztandarem komunizmu i nazizmu zbrodniach, i to bynajmniej tylko bierny ]. 

Obecnie więc mamy tak naprawdę do czynienia ze spektakularną klęską feminizmu a nie jego rzekomym triumfem, bowiem był on oparty na iluzji jakoby kobiety były lepsze, gdy dziś widać już ostro i wyraźnie, że potrafią być równie bezwzględne, okrutne, głupie, pazerne i chamskie co mężczyźni o ile nie bardziej nawet, tyle że na swój własny sposób jak i dublujący zachowania facetów, co więcej jeśli już przejmują od swoich dotychczasowych ''panów i władców'' jakieś cechy to przeważnie właśnie te najgorsze, które sprawiają iż coraz częściej zastanawiam się czemu ''dupek'' jest rodzaju męskiego, doprawdy nie pojmuję bo niestety mam to wątpliwe szczęście natykać się na takowych w wydaniu żeńskim - ta sama bezczelna buta, niesłychana próżność i nade wszystko niczym ale to niczym nieuzasadnione przeświadczenie o własnej wyższości, czyli wszystkie cechy konstytutywne dla zakochanego w sobie nieprzytomnie narcystycznego pajaca [ nawet wściekła komunistka Monika Karbowska co to gromiła pryncypialnie wszelkich krytyków Alicji Tysiąc, udzielająca się ostatnio na tubowym kanale pana towarzysza Michała musiała przyznać, że współczesne dobrze sytuowane feministki są aroganckie i z ledwo skrywaną pogardą traktują takie jak ona ''siostry'', którym gorzej się wiedzie, mniej od nich zarabiają itd. ot ''solidarność jajników'' w praktyce - ale i tak to tych idiotek nie otrzeźwi co do obranego przez się kursu ideologicznego i rzekomej ''emancypacji'' z jej bełkotem ''praw reprodukcyjnych'' etc. ]. Feminizm służy tak naprawdę jedynie temu, by kobieta pokochała chomąto i sama narzuciła je sobie na szyję upatrując w swym zaślepieniu ''wyzwolicielski'' potencjał w przykrej życiowej konieczności jaką w istocie jest praca, pierwszym z brzegu dowodem ''dżenderystka'' z UW Sylwia Urbańska buńczucznie oznajmiająca ''pożegnanie z Matką Polką'' bowiem wyjeżdżające za granicę przyciśnięte biedą Polki zarabiając na życie podmywaniem dupsk starych esesmanów zyskują w ten sposób wedle niej materialną samodzielność uniezależniając się od patriarchalnej tyranii swych mężów alkoholików - brawo siostro, ''arbeit macht frei'' ! [ oto i osławiona ''lewicowa wrażliwość społeczna'', i ch... że w niczym to nie zmienia a pogłębia wręcz beznadziejny status Polaków i Polek jako nacji proli wykonujących niewdzięczne i marnie zazwyczaj opłacane zajęcia, grunt aby baba mogła się rozwieść, porzucić męża a często i dzieci ]. W rzeczywistości ta sama nędza tyczy również stojących na antypodach hierarchii ekonomicznej korpo-suczy chodzących na niewidzialnej kredytowej smyczy takich jak ''poliamorystka'' Erbelowa, niegdysiejsza lewicowa działaczka ''ruchów miejskich'' i ''zielonych'' obecnie ''dyrektor biura innowacji'' w PFR, taki już los rewolucjonistów [ -ek ] z barykad szturm na ratusz a stamtąd już prościutko na sutą synekurę w państwowej spółce, a i kontakty nabyte we współpracy z prywatnym biznesem zapewne w przyszłości zaprocentują [ nie szydziłbym tak, gdyby kobita przyznała bez ściemy, że zwyczajnie chce jej się ruchać, ale nie, takie postępowe kołtuństwo nie może doznać orgazmu bez świadomości dokonywania aktu ''politycznej i społecznej transgresji'', a dalejże mi z tym durna babo ! ]. Zresztą feministki to ch..., nie z nimi mam problem bo jak powiadam zaorają się same, najgorsze ścierwo to feminiści - chyba wolałbym aby ktoś spostponował prowadzenie się mojej matki sugerując mi nieprawe pochodzenie niż nazwał ''przyjacielem kobiet'', na ich miejscu też gdybym usłyszał coś takiego od mężczyzny natychmiast wiał gdzie pieprz rośnie lub bił od razu na odlew patrząc tylko czy równo puchnie, bo to albo laluś i mentalny kastrat, którego trzeba będzie prowadzić za rączkę przez życie, albo przeważnie jakiś psychopata plujący kobietom na twarz co każe wylizywać se dupę itp., no chyba, że lubicie być pomiatane [nie]drogie panie, ale jeśli jesteście zdrowe na umyśle omijać takowych szerokim łukiem powiadam. Nie muszę daleko szukać - pisałem już kiedyś o pewnym kieleckim ćpunie, prawdziwym skurwielu i policyjnym kapusiu, który przyłazi na ''czarne protesty'' z wyrokiem na karku za znęcanie się nad byłą partnerką, aż dziw, że mu jakaś nazi-lesba nie wyjebała jeszcze za to w zęby, gnojek odkrył w sobie niedawno troskliwego tatuśka odstawiając szopkę ze zrywaniem antyaborcyjnych plakatów powodowany jakoby obawą przed ich drastycznością mającą kalać wrażliwość dziecka, choć dla swoich bękartów jest jedynie biologicznym ojcem, szkoda gadać. Podobnych psychopatycznych ''piotrusiów panów'' jest na kopy, i stanowią odwrotną stronę tej samej społecznej patologii co wyzwolone z mózgu kobietony, łączy ich brak szacunku dla drugiej osoby, przedmiotowe jej traktowanie i patologiczne samozakłamanie. W każdym razie kobiety utraciły urojoną i tak ''niewinność'', skoro przestały być ''słabą płcią'' nie mają też już prawa stawiać zarzutów mężczyznom o ''seksizm'' i ''dyskryminację'' bo w niczym nie ustępują im jeśli idzie o przemoc i zdolne są do równie przedmiotowego traktowania ich jak oni je, więc przynajmniej ci bardziej świadomi i ogarnięci mogą odetchnąć wreszcie swobodnie, nie muszą już czynić wyrzutów sobie i własnej płci - mówiąc wprost olać chamice, i tak nie nadają się na nic innego jak nawóz dla barbarzyńców obojętnie rodzimych czy obcych, nie ma kogo ni czego żałować.

Przejdźmy wreszcie na koniec do tych nieszczęsnych niedo... inceli : przede wszystkim jakim prawem śmią nazywać ich ''frustratami seksualnymi'' okazując jawną pogardę przedstawiciele głoszącego ''inkluzywność'' lewactwa ?! Skoro wedle nich dziwka to już nie kurwa a ''sexworkerka'', pedał zaś ''gej'' i słyszymy z ich strony nawet o ''wykluczeniu transportowym'' czy ''internetowym'', w takim razie stulejarz nie powinien być dyskryminowany przez tych ziejących tolerancją patusów jako niedojebaniec czy prawiczek a uznany za ''wykluczonego seksualnie'', trudno przecież wyobrazić sobie dobitniejszy przykład takowego jak wymuszona absencja płciowa, tym bardziej w sytuacji upolitycznienia ludzkiej biologii dokonanego przez lewicę. Stąd nie pojmuję dlaczego oburzenie wśród goszystów i feministek na postulaty inceli przydziału kobiet tym, co nie mogą uzyskać do nich dostępu w żaden inny sposób a nawet pochwały gwałtu czynione przez niektórych z nich - jeśli idzie o pierwsze w myśl powyższej walki z wykluczeniem każdy niedojeb winien mieć prawo do uzyskania po przejściu odpowiedniej procedury, gdzie musiałby wykazać przed powołanym w tym celu lekarzem orzecznikiem lub inszą biurwą, że z racji swoich takich czy innych dysfunkcji nie ma szans na normalne współżycie [ cokolwiek to znaczy w dzisiejszych czasach ], ba jakiekolwiek w ogóle, talonu na kurwę jaka by już go tam profesjonalnie rozdziewiczyła lub chociaż przydziałowej sex-lalki refundowanej przez NFZ. Zwłaszcza gdy wszystko zmierza ku instytucjonalizacji prostytucji i jej upaństwowienia poprzez objęcie dziwek ustawodawstwem socjalnym zapewniającym im emerytury i zasiłki oraz opiekę ze strony związków zawodowych, włączanie dochodów z ''nierządu'' do PKB itd. - niech będzie, ale skoro kurewstwo zostanie uznane za zawód jak każdy inny kiedy pani sexworkerka znajdzie się na bezrobociu o co wbrew pozorom wcale nie trudno w tej profesji przy takiej konkurencji panującej na rynku i podaży ''towaru'', będzie tym samym zmuszona zarejestrować się jak inni pracownicy [ -e ] w Urzędzie Pracy i uczęszczać na finansowane z unijnych funduszy staże i szkolenia przydatne w jej fachu typu jak profesjonalnie zrobić minetę odbytu albo wyruchać ręką w tyłek nie rozrywając przy tym tkanek miękkich itp. a nade wszystko nie mogłaby wówczas odmówić pod rygorem utraty zasiłku nakazanemu jej przez państwowy organ [ ehm ] wyświadczenia odpowiedniej usługi ''wykluczonemu seksualnie'' [ tyle, że zapewne jak to zwykle bywa ''na fundusz'' otrzyma się jedynie podstawowy pakiet, a już za coś ''ekstra'' trzeba będzie dopłacić osobno ]. Wbrew pozorom nie jest to tak nieprawdopodobne jak mogłoby się wydawać i zaistniały już podobne precedensy - dobrą dekadę temu jak nie dwie czytałem o eksperymentalnym programie społecznym w Holandii a jakże bo gdzie indziej wpadliby na taki pomysł, polegającym na tym oto, że pielęgniarki kopulowały dobrowolnie z pacjentami, którzy z racji choroby psychicznej lub upośledzenia umysłowego nie mogli realizować swych potrzeb pod tym względem, więc dlaczegoż by nie miało tyczyć to profesjonalnych ''sexworkerek'' ? Oczywiście jest to kompletny idiotyzm i jawnie zeń szydzę tutaj, niemniej wyciągam jedynie logiczne wnioski z lewicowych postulatów walki z wszelkim ''wykluczeniem'', upolitycznienia seksualności, wreszcie ''uspołecznienia'' czy też upaństwowienia prostytucji, usankcjonowania jej jako praca jak każda inna - kurwa z rozdzielnika dla każdego stulejarza jaki się tylko zgłosi po to do odpowiedniego urzędu stanowiłaby pełną realizację ich wszystkich po kolei.

Co się zaś tyczy gwałtu - broń Boże bym w jakikolwiek sposób starał się go usprawiedliwiać, ale trzeba mieć odwagę widzenia rzeczy jakimi są : kiedyś oglądałem dokument o przemyśle porno, utkwiła mi zeń w głowie min. scena z weteranką tego biznesu i nadal w nim aktywną w sektorze ''MILF-ów'', która uważała się za feministkę co istotne w tym kontekście - otóż przyznawała, że to brudny interes i bynajmniej do rzadkości należą tam gwałty na planie ''zdjęciowym''. Zapewne ktoś przy lekturze zarechocze obleśnie parafrazując ''klasyka'' : ''jak niby zgwałcić aktorkę porno ? he he'' - otóż i owszem, można dokonać takowego na kobiecie godzącej się wprawdzie na seks przed kamerą jeśli nikt jej nie uprzedzi, że facetów będzie kilku zamiast jednego jak było umówione i będą brutalni, pluć jej na twarz itp., dla części z nich jest to oczywiście traumatyczne doświadczenie - sęk w tym, że dla innych nie i wspomniana gwiazda porno biznesu z niejakim zakłopotaniem wyznawała otwarcie, iż ma z tym problem jako ''emancypantka'', że całkiem sporo aktywnych w nim dziewczyn nie ma właściwie nic przeciwko potraktowaniu ich jak szmatę a nawet czerpie z tego nielichą satysfakcję [ ''ale żeś odkrył Amerykę piwniczaku, że baba lubi być porządnie wygrzmocona'' - a to nie do mnie zarzut, skoro takiś odważny spróbuj to wytłumaczyć drogi zoilu feministkom a zwłaszcza popierdolonym jeszcze bardziej od nich feministom, już widzę jak ci się rzucą do gardła za takowe oczywistości ]. Należy bowiem ''stanąć w prawdzie'', iż część kobiet przynajmniej, nawet jeśli mniejszość to na tyle znacząca, że nie można ot tak machnąć na to ręką, chce być zdominowana i jeśli nie dokonają tego mężczyźni zrobią to za nich inne kobiety - pasuje tu jak ulał przytoczyć widziany kiedyś dokument o środowisku nowojorskich lesbijek, głównie czarnych choć nie tylko : uderzył mnie w nim panujący tam ostry ''seksistowski'' podział na lesby władcze zwane ''butchami'' i ''famki'' czyli ''kobiece kobiety'' - ostatnie pełniły tradycyjnie pasywną rolę, zaś pierwsze z groteskową przesadą podkreślały swoją urojoną ''męskość'' zupełnie jak to czynią transwestyci tylko na odwrót [ gdyby jakaś kobieta zachowywała się podobnie co oni wzięta byłaby słusznie za egzaltowaną histeryczkę:) ]. Jedna z ''butch'ów'' trafiła do więzienia, jak sama żaliła się wolałaby podejść do którejś z osadzonych ''famek'' i zwyczajnie zagadać, ale nie może, gdyż reguły ''we więźniu'' są takie, że musi ryknąć do niej : ''ej ty suko, rusz tu swoje dupsko !'' - co więcej, wedle niej ''samice'' w tym podziale ról płciowych, cytuję niemal słowo w słowo, wręcz prowokują przemoc wobec nich, mówiąc wprost chcą aby im przylać ! [ aż ciśnie się na usta genderowa parafraza starego porzekadła - ''jak chłopobab babochłopa nie bije to mu-jej wątroba gnije''... ]. Nawet w politpoprawnej do usrania Szwecji musieli przyznać, że liczba aktów przemocy w związkach homoseksualnych znacznie przewyższa tę wśród normalnych par, uwzględniając tamtejszą rozszerzoną ponad miarę normę tego co uchodzi za ''gwałt'' i tak otrzymujemy dobitne świadectwo panującej w takowych relacjach patologii i paradoksalnego odtwarzania się w monstrualny sposób patriarchalnych stosunków wśród mniejszości seksualnych, które o ironio miały stanowić ich zaprzeczenie [ wcale mnie to nie dziwi - przypominam sobie historię opowiedzianą mi onegdaj przez znajomego o którym można by powiedzieć wiele tylko nie, iż ma prawicowe poglądy o pewnej nazi-lesbie u której przez pewien czas pracował : sama chwaliła mu się, że w związku to ona jest ''facetem'', więc przypina strapona, łapie swoją laskę za włosy i ostro posuwa ją w tyłek, tak że tak:) ]. Przeciwnie jeśli idzie o ''heteryków'', gdzie obecnie rządzi raczej unisex i czasami trudno się nawet połapać kto chłop a kto baba - skądinąd niepokojącym jest, że coraz częściej na ulicy zdarza się nam mieć problem z identyfikacją płci przechodniów...  

Skoro jednak już mowa o zboczeniach i ja pozwolę sobie dokonać swoistego ''coming-outu'' i przyznam otwarcie, że jestem estetycznym perwersem tj. słucham szeroko rozumianej ''muzyki współczesnej'', wprawdzie nie tak intensywnie jak choćby dekadę temu, niemniej Xenakis zawsze na propsie [ skończony komuch skądinąd, ale mój ulubiony poeta i eseista Gottfried Benn był z kolei naziolem no i co z tego - nie trzeba być masonem by słuchać Mozarta ], znajomy muzyk czasami podrzuca mi co ciekawszych kompozytorów czy wykonawców i jakiś czas temu odkryłem dzięki niemu twórczość Georga Friedricha Haasa, nawet nawet, jąłem więc sprawdzać kto on zacz i w zakładce ''personal life'' poświęconemu mu hasła na wiki przeczytałem, że żyje w oficjalnym związku BDSM [ czyli sado-maso z grubsza ] ze swoją połowicą - nie powiem zdziwiłem się bo nie jest to raczej info jakiego spodziewałbyś się w biogramie poświęconym artyście z dziedziny ''sztuki wysokiej'', już prędzej ''gwiazdy'' rocka czy rapu dajmy na to. Zaintrygowany postanowiłem rzecz zweryfikować, gdyż jak wiadomo Wikipedia jest średnio wiarygodnym źródłem wiedzy, ale wszystko potwierdziło się a nawet lepiej - gość jest białym austriackim kompozytorem [ co w dzisiejszych czasach nie jest już takie oczywiste ], w dodatku Żydem, ale aszkenazyjskim, europejskim, natomiast jego małżonka czarną Amerykanką, prowadzi stronę ''The perverted Negress'' [ ''zboczona Murzynka'' ], gdzie można obaczyć jak klęczy z obrożą na szyi trzymana na łańcuchu przez białego mężczyznę albo zbiera odeń srogie baty... Zresztą małżonek prowadza ją na ''paradach równości'' na smyczy, lecz jak para zgodnie wyznaje w wywiadach nie idzie tylko o seks, ale i dogadzanie na co dzień panu mężowi, który nie musi robić nic poza tworzeniem, bo wszystko ma podstawione pod nos, w zamian posłuszna żona nie posiada się ze szczęścia, gdy ''Herr Meister'' skomponuje dla niej jakąś kantatę itp. Piszę o tym jednak dlatego, że babka uważa się za feministkę, bowiem jak twierdzi to jej wybór, iż chce być podporządkowana i ''rasizmem'' byłoby odmawianie jej tego bowiem jest Murzynką, a trudno doprawdy wyobrazić sobie coś bardziej niepoprawnego politycznie dziś niż czarna kobieta jako dobrowolna niewolnica białego mężczyzny, w dodatku żyda ! Pytanie więc do cierpiących wściekliznę ideologiczną ''sióstr'' - czy jest ona wedle was przykładem ''fałszywej świadomości'' w patologicznej postaci i winna być z tego tytułu poddana ''reedukacji'' w jakimś łagrze, czy też ma prawo do własnego zniewolenia skoro taka jej wola ? [ na własny użytek nazwałem to ''dylematem niehomonormatywnej feministki'' : jak być porządnie zerżniętą w tyłek i zachować przy tym podmiotowość ? - wbrew pozorom to poważny problem jest, natury egzystencjalnej rzekłbym ].

I z tym was ostawiam drogie stuleje płci wszelakich [ koniecznie obaczcie też coś Karen Straughan, bo to mądra baba ].