piątek, 13 października 2023

AntyPiSlamski pucz?

Zastanawiam się, czy aby ostatnie roszady personalne na szczytach dowództwa armii RP można uznać za odprysk krwawej inby w Izraelu. Do myślenia daje tu zwłaszcza stanowisko Yoava Fromera, izraelskiego akademika proroczo przewidującego wedle Budzisza jeszcze w 2014 r. fatalny rozwój wypadków, do jakiego prowadziła polityka ''grodzenia'' kraju lansowana przez ekipę Netanjachuja i podobnych mu żydowskich szowinistów. Otóż nie tylko obwinił on wprost za, jak określił to z wyraźną publicystyczną przesadą, ''Hamas Holocaust'' nieudolny rząd Netanjachuja, który wg niego praktycznie przestał działać sparaliżowany brutalnym najazdem palestyńskich islamistów. Nade wszystko zaś popełnił był jeszcze pod koniec zeszłego roku tekst, który trudno inaczej pojmować, niż jako prawdziwy manifest wojującego judeoliberalizmu... Wzywając w nim amerykańskie żydostwo tak spośród Demokratów, jak i Republikanów do obrony liberalnego ''prawoczłowieczyzmu'' WSZĘDZIE, włącznie z Izraelem przed ustanawianą tam właśnie nieliberalną demokracją, która w jego opinii grozi ''tyranią większości''. Owo ''everywhere'' w konkluzji wspomnianego tekstu, które można też rozumieć jako ''na całym świecie'', brzmi szczególnie niepokojąco, bowiem oznaczać musi także znak równości między batalią o zachowanie rzekomej ''praworządności'' nad Wisłą, a politycznym sporem jaki do niedawna jeszcze rozdzierał państwo położone w Palestynie. Wprawdzie o totalnym zaślepieniu ideologicznym świadczy utożsamianie władzy PiS z bandą żydowskich rasistów i fanatyków religijnych pod przywództwem Netanjachuja, któremu jeśli już zdecydowanie bliżej do zblatowanego z Niemcami i Rosją reżimu Orbana, czegóż się jednak spodziewać po fanatycznych ''prawoczłowieczystach'' zza oceanu? Wskazywałyby na to powiązania personalne, jakie łączyć mają byłego już szefa sztabu Andrzejczaka i tego drugiego ze strasznie bóldupiącym w owej sprawie niesłynnym generałem-cwelebrytą Różańskim, czego zresztą ten ostatni nie kryje. O jego umiejętnościach oceny rzeczywistości najlepiej świadczy, że w wywiadzie udzielonym postkomuszej ''Polityce'' jeszcze w 2018 r. bredził, jakoby tak dysfunkcyjna struktura jak UE miała być bardziej efektywna w zwalczaniu Rosji niż NATO:))). Idiota czy agent, można by zapytać, co wcale nie znaczy zaraz rosyjski, gdyż gejnerał Różański startuje obecnie do Senatu z list Trzeciej Nogi Hołowni, za którym stoją amerykańskie cyber-korpo i Kobosko, facet o ewidentnie atlantyckich koneksjach. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, iż administracja prezydencka Bidena nie przepada bardzo oględnie zowiąc za PiS, stąd wolałaby u władzy w Polsce widzieć kogoś w typie konstytucyjnego mazgaja właśnie, albo jadącego na fecie Czaskosky'ego. Ambasadorem USA jest przecież synalek typa, który w swym testamencie politycznym, jaki stanowi jego ''Strategic vision'', pieprzył o ''rozszerzonym Zachodzie od Vancouver po Władywostok'', piejąc przy tym peany na cześć ''liberała'' Miedwiediewa w kontrze do ''nacjonalisty'' Putina [ JPRDL ].

Domniemania o inspirowanym zza oceanu zamachu stanu dokonywanym nad Wisłą przez ''judeoliberalny antyPiSlamizm'', uprawdopodabnia również wpływ ideologiczny, jaki wywierać miał na gen. Andrzejczaka ''pewien znany geopolityk'', czyli Bartosiak nie kryjący przecież swych powiązań tak z USA co i Izraelem. Pan Jacek zaś był chętnie witany w progach jankeskiej ambasady przez wspomnianego Brzezińskiego juniora, wraz z przedstawicielami antyrządowej ''totalnej opizdycji''. Najciekawszą jednak, sensacyjną wprost poszlakę zawierają wywody niejakiego kpt. Lisowskiego - ''niezależnego'' eksperta ds. wojskowości, tzn. facet na 100% jest na czyichś usługach, pytanie jedynie kogo? Otóż bez ogródek stwierdził, że NATO i Sojusznicy [ tak właśnie dużą literą pisani, w domyśle pewne Amerykanie ] mieli ''przyciąć strumień danych'' płynących do polskiego dowództwa armii, a to w proteście jakoby przeciwko jej ''upolitycznieniu'', czyli wykorzystywaniu przez PiS w kampanii utajnionych dotąd planów obrony, de facto zaś kapitulacji kraju z czasów rządów Tuska. Pomijając już skąd niby pan ''niezależny'' ekspert dysponuje takowymi wieściami, jeśli to prawda inaczej jak pełzającym zamachem stanu nazwać owych działań nie sposób.  Tylko skończony dureń może nie dostrzegać czysto pretekstowego charakteru zarzutów ''upolitycznienia'' wojsk III RP, tak jakby za Komoruskiego czy władzy komuchów były one od tego wolne. Pomijam niesłynny ''obiad drawski'', gdzie generalicja na czele z Wileckim chlała wespół z Bolęsą i Mnietkiem, oraz Głodziem - agentem wojskowej bezpieki PRL w mundurze klechy, bo wtedy jeszcze Polska nie była w NATO [ chyba, że ''bis'' urojonym przez TW Bolka ]. W ogóle skończyć należy z chrzanieniem o ''apolityczności'' armii, bo widzę jak to wygląda choćby na Ukrainie, gdzie konflikt między Zełeńskim, a właściwie Jermakiem i Poroszenką przekłada się na kosę, jaką mają Arestowycz z gen. Krywonosem. Wpierw należy też obadać ilu to wojskowych stało na czele ''jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie'', zanim pocznie się sadzić podobne farmazony. Skądinąd w Izraelu dotąd o ile mi wiadomo nie rozgraniczono ściśle sfer militarnej i cywilnych władz, a wojsko i bezpieka siłą rzeczy są czynnie zaangażowane w życie polityczne kraju, być może nawet wykorzystały właśnie arabskich terrorystów do ustrojenia wewnętrznego przewrotu, chuj nołs? Wolnościowy ład za oceanem wywalczył i ustanowił kurwa mać wojskowy - Jurek Łoszington, pełniący w wojnie o niepodległość kraju funkcję republikańskiego dyktatora, zaś wśród jego następców na stanowisku prezydenta USA był cały szereg b. generałów, by wymienić choćby Andrew Jacksona, Zachary Taylora, Granta czy Eisenhowera. Armia jako fundament państwa jest instytucją arcypolityczną, stąd zawsze będzie przedmiotem takowej walki, dziwne stąd, gdyby było inaczej, można jedynie ów mechanizm tonować za pomocą odpowiednich procedur. W całej rozróbie zastanawia postawa Budzisza, działającego przecież wespół z Bartosiakiem, skoro pan Marek jeszcze niedawno w kontekście proniemieckiego zwrotu Zełeńskiego wprost wiązał go nie tylko z naciskami nań ze strony Berlina, ale i Waszyngtonu. Obie stolice więc grają na zmianę obecnej władzy w Polsce, także Amerykanie finansujący spędy zwolenników Czaskosky'ego i H...łowni, na com tu onegdaj już wskazywał. Tymczasem ostatnio Budzisz popełnił zalinkowany na wstępie artykuł miażdżący wobec izraelskiej strategii ''grodzeń'', jakiego konkluzja zawiera przytyk i do polityki rządu PiS wznoszenia murów na granicach kraju, choć pomnę jak sam optował za postawieniem takowego przy Obwodzie Królewieckim, więc nie wiadomo o co mu tak naprawdę idzie. Bynajmniej nie oznacza to, że PiS jest bez winy, przede wszystkim prezydent Duda, który już dawno powinien wywalić na zbitą twarz gen. Andrzejczaka i tego drugiego za bezczelne warcholstwo. Takie bowiem konkluzje płyną z raportu NIK, a trudno doprawdy obecnego szefa tejże instytucji posądzić o służalczość wobec Kaczyńskiego. Co to ma niby być, że wojskowi jawnie sabotują swe polityczne zwierzchnictwo, junta jakaś im się marzy czy co?! Dudex swym krętactwem w owej materii napytał tylko sobie i krajowi biedy, w czym zapewne niemałą rolę odegrała jego podatność na obce wpływy. Nie tylko Waszyngtonu, ale być może także Izraela - ostatecznie przecież jest szabes gojem ''szwagrem''... Wprawdzie to wciąż za mało, aby coś tu jednoznacznie twierdzić, nie zamierzam zaś być jak Tomasz w Piątek zanadto ''łącząc kropki'', niemniej już same przytoczone fakty dają sądzę do myślenia. 

Omówieniu wspomnianego fenomenu ''wojującego judeoliberalizmu'', jaki trawi szczególnie obecną Amerykę, ale i kraje UE, należałoby poświęcić osobny tekst. Skupię się stąd na rodzimym ''antyPiSlamizmie'', czyli notorycznych odwołaniach do ''islamofobicznych'' haseł w wykonaniu krytyków rządzącej Polską formacji [ jeszcze? ]. Trafnie rzecz zdiagnozował Arek Miernik, szejch szyicki polskiego pochodzenia, pisząc: ''Liberalne czy lewicowe uprzedzenia wobec islamu nie są w niczym lepsze ani gorsze od prawicowych i konserwatywnych''. Acz on sam woli już szczerą w swej otwartości nienawiść do muzułmanów, niż lewicowo-liberalne ściemnianie, że jest się tylko ''przeciw radykalizmowi'', albo broni ''praw kobiet'', gejów czy zwierząt. Podatność ''dyskursów emancypacyjnych'' na ''antyPiSlamizm'' jest faktem, nad jakim nie sposób przejść do porządku, tym bardziej, że stoi za nim ledwo maskowana pogarda wobec wszystkiego co nie-europejskie, którą trudno doprawdy pogodzić z hasłami o ''wszechtolerancji'', jakimi szermuje owa ''postępowa'' hołota. Szczególnym przypadkiem tejże patologii jest niejaki Piotr Ibrahim Kalwas, były scenarzysta ''Kiepskich'' i alkoholik [ trudno stwierdzić co gorsze ], konwertyta na islam, czy raczej swe urojenie o nim. Typowi tak padło na łeb, że dopiero co zapierdzielał po kraju w koszulce z napisem nawołującym do niegłosowania na PiS, a omal znalazłyby się na niej wiadome ''gwiazdki''. Co ciekawe, miażdżącej krytyce poddała go osoba, jaką nie sposób posądzić o sympatię do obecnych polskich władz -  zdeklarowanie pronachodźcza feministka Monika Bobako. Wnioskując z przytoczonych przez nią fragmentów wysrywów Kalwasa, islam na jaki się nawrócił był w rzeczywistości jedynie projekcją jego zatrutego wódą mózgu. Facet pierdolił typowo post-hippisowskie farmazony o rzekomo ''uduchowionym'' Wschodzie i Afryce, przeciwstawiając je ostro ''zgniłemu Zachodowi'', jakże by inaczej:). Z gorliwością typową dla [pseudo]muzułmańskiego neofity potępiał wtedy rozpasane w Europie pedalstwo i zalew porno, wszakże kiedy pomieszkał parę lat w Egipcie nagle mu się odwidziało. Zmienił się w równie zaciekłego krytyka ''Afrykazji'' i począł łajać wyznawców islamu właśnie za to, że nie szanują ''praw osób LGBT'' itp. bzdetów. Na uwagę zasługuje, iż ową arogancję białego pana w ''postępowym obyczajowo'' przebraniu, jął łączyć z pochwałą libkizmu, bo też i faktycznie rozpatrywany z tej perspektywy islam jawi się jako religia ''socjalistycznego rozdawnictwa'', nakładając na bogatych wyznawców obowiązek świadczenia jałmużny dla biedniejszych członków muzułmańskiej ''ummy''. Co jakoby tłumić ma kapitalistyczne przemiany w świecie islamu, zbawienne rzekomo dla takich zżydzonych mentalnie socjopatów, jak Kalwas i jemu podobne libertariańskie sobkostwo. Zabawnie brzmi to biorąc pod uwagę, że neoliberalna polityka Thatcher stworzyła rzesze azjatyckich milionerów, przyciągnęła do londyńskiego City arabski kapitał, a także sprowadziła na Wyspy masy przeważnie muzułmańskich gastarbeiterów. Niestety zaowocowała ona również plagą gwałtów, seksualnego niewolnictwa białych zazwyczaj kobiet i dzieci, czynionych przez islamskich barbarzyńców z Pakistanu i Banglawesz-u czy Afryki. Liberalizm bowiem to doktryna bohatersko zwalczająca skutki swych własnych działań, w imię mitycznej ''prosperity ekonomicznej'' gotowa spustoszyć wszystko dookoła. Nade wszystko zdewastować każdy ład społeczny rozpasanym indywidualizmem, jaki każe niektórym wierzyć, że mogą nawet rzekomo ''wybrać'' sobie płeć czy rasę. Dlatego tacy jak Bobako także nie są tu bez winy, dobrze choć, iż alternatywą dla niej wobec ''antyislamizmu'' nie jest ''islamofilia'', lecz jak głosi wszechludzki ''uniwersalizm''. Pomijając jednak cóż on w ogóle znaczy, nie zdaje sobie najwidoczniej sprawy, jak w owym postulacie jest ''biała'', gdyż muzułmańska wspólnota obejmuje jedynie współwyznawców, reszta to jak wiadomo niewierni ''kafirzy'' [ innymi słowy ''raja'', czyli ludzkie bydło - islamski odpowiednik ''gojów'' ]. Tyczy to również przytaczanych przez Bobakową jako pozytywny przykład stricte muzułmańskich feministek, prowadzących swój ''gender dżihad'' przeciwko męskiemu monopolowi na interpretację Koranu. Taż asabijja nie przeszkodziła zresztą naśladowcom Mahometa we wzajemnych rzeziach, przechodzących skalą wszystko co pod tym względem doświadczył chrześcijański świat, gdyż nie można już za takowy uznać zsekularyzowanych w większości społeczeństw europejskich toczących ze sobą dwie wojny światowe. Wszystko to jednak wymaga osobnego studium, więc póty co jedynie sygnalizuję pewne palące problemy, z którymi przyjdzie nam się jeszcze w Polsce zmierzyć, a na razie tyle mego komentarza do aktualiów, jaki w żadnym stopniu nie był agitacją na rzecz kogokolwiek.