sobota, 21 września 2019

Czas zaorać kałpitalizm.

Chciałem pociągnąć wątek ostatnich wpisów pogrążania się lewicy w ''ekonielogicznej'' i ''tęczawej'' demencji politycznej, dziś jednak na drugą nóżkę dla równowagi bo nie widzę powodu by powielać najbardziej poronione strategie adwersarzy ideologicznych takie jak ''nie ma wroga na lewicy'', przez którą to Kiereński zamiast wraz z Korniłowem powywieszać bolszewików jak należało nie tylko ściągnął zagładę na swą liberalno-socjalistyczno-masońską formację polityczną, ale wprost zepchnął w otchłań własny kraj i przy okazji z połowę świata. Konkretnie idzie mi o pierdolenie korwinowej kucerii i ogólnie libków od jakiego ch...olera mnie już bierze o ''socjalistycznym rozdawnictwie'', jakoby PiS był ''partią lewicową'' tudzież ''socjalizmem pobożnym'' [ vide Ziemkiewicz, który zgrywa endeka, a w gruncie rzeczy po staremu kolib zeń, korwinowiec tylko bez Korwina ], albo wręcz ''socjalistach z korporacji'' [ to z kolei Berkovitz ]. Niesłychanie szkodliwym przesądem, pokłosiem lat 90-ych, które winno być bezwzględnie tępione, jest panujące nadal w Polsce przekonanie jakoby ''prawica=liberalizm'' - onegdaj na którymś ze spotkań z Michalkiewiczem jakiego nie odnajdę już w czeluściach internetu, ale na pewno widziałem zeń relację, indagowany przez ''moherową'' babcię z sali oznajmił bezczelnie w odpowiedzi, że ''prawicowiec może nie wierzyć w Boga, za to kategorycznie musi popierać wolny rynek'', oto kryterium! Należy więc stanowczo w kontrze oświadczyć, że pan Stasiek pieprzy smuty : szerokie transfery socjalne, wsparcie dla rodzin i najuboższych etc. najzupełniej mieszczą się w arcykonserwatywnym paradygmacie wspólnotowym, i nie ma to nic ale to nic kompletnie wspólnego z rzetelnie pojmowanym ''socjalizmem'', co będzie do okazania. Przy czym nie odnoszę się do krytyki programów społecznych obozu rządzącego jako takiej, czy to mowa o 500+ albo zerowego PIT-u, aczkolwiek co do tego ostatniego jeśli uzasadnione są histerie ''wybiórczej'' jakoby miało to uderzyć w samorządy ze szczególnym uwzględnieniem największych miast, i dzięki temu Czaskowsky czy Dulkiewicz mieliby mniej kasy do przepierdalania na miejskie ''strefy relaksu'' z palet za okrągły milion, czy ''artystawe'' rydwany ze złomu to jestem jak najbardziej na ''tak''. Niemniej uznaję zasadność niektórych argumentów jakie są tu podnoszone, takich jak faktycznie chamskie bywa, absurdalne przepisy podatkowe i przybierający nieraz jawnie bandyckie formy fiskalizm państwa, choć pamiętać należy, że ''cudowne'' zaiste koncepty jak elektroniczne kasy fiskalne nie są bynajmniej wymysłem Morawieckiego i s-ki, a jedynie implementacją rozwiązań wdrażanych już od jakiegoś czasu w innych krajach jak w tym wypadku Turcja, Węgry czy sąsiednie Czechy - przypominam o tym, bo nasza ''true prawica'' ma ojkofobiczną skłonność do wieszania psów na rodzimych rządach wysławiając bezkrytycznie inne np. Orbana, ale nie zająkną się już o tym, że ich ulubieniec zmienił w gruncie rzeczy tylko jednego żydowskiego protektora [ Sorosa ] na innego [ Netanjahu ] i włazi w tyłek Izraelowi, że aż niemiło, na jego tle nawet nasze stanowczo zbyt spolegliwe wobec Koszer Nostry władze jawią się jako niemalże ''antysemickie'', pomijam haniebne powielanie przez nich lewackich bredni jakobyśmy mieli jakiś dług wdzięczności u Irańczyków co onegdaj już merytorycznie zaorałem. Mój wkurw budzi głównie sposób pożal się argumentacji, bo przez taką gównianą opozycję, także a może zwłaszcza na szeroko pojętej prawicy do której można zaliczyć od biedy ogół libertarian [ przed czym gwałtownie się bronią, ale dla lewicy są nią przez swój radykalny prokapitalizm bardziej nawet, niż prowspólnotowa prawica a la PiS ] obóz rządzący obecnie Polską praktycznie nie ma w kraju konkurencji, co wbrew pozorom nie jest wcale znowu tak dlań korzystne, bo jeśli uwierzą przez to, że ''nie mają z kim przegrać'' w końcu odpierdoli im całkiem, i po ptokach - jeden prezes sam wszystkiego nie ogarnie, trudno będzie okiełznać przy takim obrocie spraw rozbestwione ambicje podwładnych i zwłaszcza koalicjantów, a nie daj Bóg aby pełnia władzy w Polszcze naszej przypadła komuś takiemu jak Gówin. Nie jestem w stanie zachować emocjonalnego dystansu do pierdolenia o ''socjalistycznym rozdawnictwie'' bo tak się składa na własnej skórze zdążyłem jeszcze doświadczyć jak to było naprawdę z tym socjalistycznym ''rogiem obfitości'', dość powiedzieć, że wśród moich tzw. kolegów z podstawówki panowała w owym czasie dogorywającej komuny moda na kolekcjonowanie puszek - przychodziłeś do gościa, żadnego tam menela zbierającego śmieci, ale normalnego dorastającego chłopaka, który miał na meblościance ustawione całe długie szeregi takowych. Dla gimbów to niepojęte, był jednak czas i to nie tak znowu dawno, gdy na tle ogólnego syfu i chujni byle puszka po Heinekenie czy Coca Coli robiła tu za symbol niedosiężnego i upragnionego luksusu, rozumiem, że nie mogą one tego kumać skoro nie istniały wtedy nawet prenatalnie, lecz stary oblech Janusz akurat świetnie powinien zdawać sobie sprawę z tego jak było, mimo to bezczelnie duraczy niczego nie świadomą gimbazę ten nasz ''cybernetyk społeczny'' - pora przejść wreszcie na polityczną emeryturę tym bardziej skoro już popuszczają mu zwieracze na wizji, ostał się tym ojcodziadem niechże więc bawi dzieciownuczęta, i tak zaliczył sukces reprodukcyjny prawie dziesięcioma potomkami i to oficjalnie, bo nie wiadomo ile płodów wojaży pana prezesa po kraju i zagranicy pałęta się po świecie, w tym akurat kuceria raczej nie wzoruje się na nim, co najwyżej poprzestając na wzajemnym zarażaniu się kiłą, a szkoda.

Nie o dupach Korwina będzie tu jednak mowa, a o rzekomej skłonności lewicy do rozdawania masom wszystkiego za darmo, tacy zeń ''altruiści'', pytam się więc tępe korwinoidy jakie to ''socjalistyczne rozdawnictwo'' panowało w stalinowskiej Rosji czy maoistowskich Chinach, gdzie ludzie milionami umierali z głodu na ulicach?! Polecam jako odtrutkę na januszowo-michalkiewiczowe pierdoły lekturę relacji Słonimskiego z jego wizyty w ZSRR na pocz. lat 30-ych zeszłego stulecia, wprawdzie jako mason był lewicującym liberałem i stąd nieznośnie hamletyzował na siłę próbując dopatrzeć się jakichś pozytywów życia w bolszewickiej Rosji, z drugiej przynajmniej dzięki temu nie sposób zarzucić mu stronniczości i uprzedzeń jak Celinowi, który wprawdzie wysmażył wspaniały antysowiecki pamflet, lecz mocno przy tym ''parchofobiczny'' a więc dyskredytujący go w oczach współczesnej zlewaczonej na ogół opinii publicznej, czego żadną miarą nie można powiedzieć o panu Antonim z racji jego żydowskich korzeni i do tego jeszcze wolnomularskich afiliacji. Nawet jednak on nie był ślepy na rzucające się wprost w oczy ogromne nierówności społeczne w rzekomym ''pierwszym państwie robotników i chłopów'', gdzie teoretycznie byli oni ''klasą hegemoniczną'' a w praktyce wyzyskiwaną bezlitośnie przez aparat rozdętej do nieprawdopodobnych rozmiarów biurokracji partii komunistycznej i takiegoż państwa. Przybierało to wedle jego relacji wręcz quasi-darwinowską postać niczym u laboratoryjnych szczurów co mógł zaobserwować na jednej z bolszewickich parad jakiej był świadkiem, otóż na przedzie maszerowali pracownicy sektora cywilnego traktowanego po macoszemu w zmilitaryzowanej gospodarce centralnie sterowanej, przez co stanowili oni obraz nędzy i rozpaczy : mężczyźni z zapadłymi klatkami piersiowymi, kobiety przedwcześnie postarzałe, wszyscy nędznie odziani w jakichś łachmanach itd. po czym kroczyli dumnie robotnicy zbrojeniówki dostający większe od tamtych przydziały żywnościowe i widać było jak na dłoni, iż są od poprzedników średnio o parę centymetrów wyżsi... Jak zauważył Słonimski, jeśli spotykało się wówczas w ZSRR kogoś dobrze odzianego i sytego właściwie istniały tylko trzy możliwości : musiał być komunistycznym aparatczykiem, albo czekistą czy czerwonoarmistą, i to wysoko postawionymi w hierarchii, inne scenariusze nie wchodziły praktycznie w grę, takie to panowało wtedy ''socjalistyczne rozdawnictwo'', owszem, tylko pan Janusz zapomniał dodać, iż jedynie dla ''swoich'', reszta zaś mogła zdechnąć z głodu, kraść stąd powszechne w tym systemie złodziejstwo, i wypruwać sobie żyły beznadziejną harówką w niemiłosiernie zasyfionych fabrykach, czy w łagrach za miskę wodnistej parodii zupy, której dziś nie chciałby żreć nawet pies. Z kolei Aleksander Wat - nie będę pisał kto zacz, gimbaza se wygugla - porównywał strukturę społeczną leninowsko-stalinowskiego ZSRR do przedziwnej piramidy o ogromnej podstawie, gdzie w nieprawdopodobnej nędzy kłębił się ogół mieszkańców ''raju krat'' i niezwykle małym wierzchołku na którym dla kontrastu w luksusie nie ustępującym krezusom kapitalizmu pławiła się wierchuszka partyjna, pośrodku zaś nie było niczego, wytwarzało to takie ciśnienie, że ludzie by wyrwać się z tych dołów i poprawić swój byt byli gotowi do wszystkiego - mówi się, że w kapitalizmie robi się ''karierę po trupach'', ale to właśnie w realnym socjalizmie tak czyniono i to dosłownie zabijając innych jako czekiści [ NKWD posiadało specjalny fundusz na rzecz którego przepadał majątek pomordowanych przezeń ofiar o ile go rzecz jasna przy powszechnej biedzie w ogóle posiadali, mieszkania, złote zegarki etc. rozdysponowywano wśród funkcjonariuszy po oddaniu działki na rzecz komunistycznego państwa, największego z nich grabieżcy ] lub pośrednio donosząc na siebie wzajem i gnojąc się podczas partyjnych nasiadówek i upokarzającego rytuału składania samokrytyk, gdzie wywlekano sobie publicznie najbardziej wstydliwe przypadłości jak alkoholizm, zdrady małżeńskie etc. Paradoks polegał na tym, że komuniści oficjalnie odnosili się do siebie z szacunkiem zwąc się ''towarzyszami/kami'', a w rzeczywistości każda partia bolszewicka od początku przypominała gniazdo os, kłębowisko jadowitych żmij, gombrowiczowskie ''bractwo ostrogi'', gdzie jeden na drugiego czyhał tylko by wrazić w żywe mięso ostrze i wdeptać go w błoto, wystarczy poczytać wspomnienia samych komuchów, oczywiście nie te publikowane na użytek propagandy, ale szczere jakie ujrzały światło dzienne już po '89 lub w tzw. ''samizdacie''. Monstrualna hipokryzja systemu zasadzała się na tym oto, że głosząc w marksistowskim duchu ''wyzwolenie pracy'' bazował na niewolniczym przymusie w tym względzie co skrajną postać przybrało w systemie Gułagu, ale dotyczyło praktycznie ogółu mieszkańców ZSRR, ulubiona zasada Korwina - o czym jeszcze wspomnimy nieco szerzej - głosząca iż ''kto nie pracuje ten nie je'' została tu podniesiona do rangi państwowego dogmatu co niosło iście masakryczne konsekwencje dla nieprzeliczonych rzesz ludzkich - jeśli ktoś nie ma o tym bladego pojęcia nie powinien zabierać w ogóle głosu błaźniąc się pierniczeniem o jakowymś ''socjalistycznym rozdawnictwie'', bo aż prosi się, by ponownie zafundować mu łagrową ''ścieżkę zdrowia''. Nie mówiąc już, że to samozaoranie na parę metrów wgłąb, bo wynika zeń, iż lewicowiec nic tylko chce ludziskom przychylić nieba rozdając cukierki za darmo, a ja wraży prawicowiec za to pragnę najwidoczniej, aby zdychali oni z przepracowania i głodu jak psy pod płotem i robotnik miał w dupę - no k... nie, było dokładnie na odwrót jak z powyższego widać. 

Ulubioną metodą bolszewików postępowania z zesłańcami było porzucanie ich na pastwę losu w tajdze czy kazachskim stepie, dostawali jedynie siekierę do wyrębu drewna czy łopatę aby wykopać sobie ziemiankę, jakiś nędzny prowiant i tyle, nieszczęśnicy musieli radzić sobie sami w skrajnie niekorzystnych warunkach do których często nie byli wcale przyzwyczajeni, dochodziło więc do strasznych rzeczy, ludzie marli pokotem, bywało i wyjadali się nawzajem... [ Kurwin byłby zachwycony takową ''selekcją'' o czem potem ]. Podobnie w maoistowskich Chinach, gdzie masowo zsyłano na wieś ''elementy niepożądane'' a w końcu i studentów-hunwejbinów, gdy przestali być już potrzebni Przewodniczącemu w jego rozgrywkach o władzę z partyjnymi ''towarzyszami'', zmuszeni do beznadziejnej, monotonnej harówki w ''komunach ludowych'' padali często ofiarą przemocy, zwłaszcza kobiety nagminnie molestowane i gwałcone - taka to była wypasiona ''opieka społeczna'' za komuny. Dlatego przeciętny obywatel byłego ZSRR oraz ''demoludów'' pamiętający tamte czasy nie tęskni tak naprawdę za Stalinem a tym bardziej Leninem, lecz okresem rządów Breżniewa a u nas Gierka, bo dopiero wtedy, niemal w samej końcówce systemu zaczął on coś ludziom powszechnie dawać, tyle że były to raczej marne ochłapy typu jakaś klita w bloku z wielkiej płyty [ aczkolwiek to niewątpliwy progres wobec uprzedniego gnieżdżenia się w zatęchłych ''komunałkach'' - ponownie gimby se wyguglują cóż to takiego i przy okazji jaki miało to wpływ na powszechne wśród ''towarzyszy'' i zwykłych mieszkańców sowietów donosicielstwo ], albo możność zakupu w sklepie banana, w jakim więc syfie i bidzie musiano wcześniej egzystować, że głupi banan czy czekoladka kupiona za dulary w Pewexie robiła wtedy za niesamowity luksus?! A na to przychodzi Janusz rodem z tamtej ''epoki'' przecież i chrzani coś o ''socjalistycznym rozdawnictwie'' zaś tępe korwinoidy bezmyślnie po nim dukają - naprawdę mam wielką ochotę zrobić wam za to partyjną czystkę z tyłka, tak samo co neokomuchom pierdolącym z kolei jak to było wówczas cudownie bo wszyscy mieli pracę, nie było bezrobocia itp. : a ch... tam, było i to jakie tyle że ukryte, podobnie jak i wyzysk marnie opłacanego pracownika, te strajki w PRL krwawo tłumione przez ''robotniczą'' jedynie z nazwy władzę to niby skąd? Po kiego grzyba ludzie się tyle buntowali za komuny i musieli nakombinować aby związać jakoś koniec z końcem, skoro niby mieli taki wypas dzięki ''socjalistycznemu rozdawnictwu'' ? - aha, zapomniałem, że to wedle takich ''realistów politycznych'' jak Kurwin ''roszczeniowa hołota'' za którą wziął się ''czerwony'' Pinochet Jaruzelski przywracając w ten sposób porządek... wiecie co, odsłuchajcie pewną ''ważną wiadomość'' a najlepiej zmądrzejcie wreszcie wyzwalając się spod uroku tej współczesnej mutacji ''szczurołapa z Hameln'' za jaką robi Qrwę, jak i ogólnie całego zajeżdżającego gówniarstwem na równi z lewactwem ''wolnościowego'' libkostwa. Owszem, bywało w tym baraku i wesoło, jak pisał Tyrmand mający okazję porównać oba systemy : na Zachodzie był ''sex, drugs & rock'n'roll'' a u nas ''wóda, dupa i harmonia'', się żyło i się piło, a w wannach ryby pływały, ach jakże było wspaniale itepe, tyle że w Auschwitz też grała orkiestra, więc co to za argument? Podsumowując wątek : ''socjalizm'' w ustach korwinoidów i libków znaczy dokładnie tyle samo co ''faszyzm'' u lewactwa albo ''ruski agent'' dla PiSowców - wszystko i nic, robi za rodzaj totalnie asemantycznego chochoła, wyzuty z wszelkiej treści epitet do stygmatyzowania przeciwników politycznych i okładania ich niczym cepem, bo też i równie toporny.

Powtórzę więc jeszcze raz : ''socjal'' to nie socjalizm, debile! Żadne tam rurki z kremem i radosne ''rozdawnictwo'' a ''despotyczne wtargnięcia w prawo własności i burżuazyjne stosunki produkcji'' za pomocą żelaznej ''dyktatury proletariatu'' ustanowionej wskutek krwawej rewolucji, sądny dzień, którego ''jutrzenką będzie odblask płonących miast, gdy zagrzmi melodia Marsylianki z nieuniknionym towarzyszeniem huku armat, a takt wybijać będzie gilotyna, kiedy nikczemna masa zawyje ''ça ira, ça ira'' i zniesie ''samowiedzę'' przy pomocy latarni ulicznej'' [ wszystkie cytaty za ''manifestem komunistycznym'' i ''Ideologią niemiecką'' Marksa ], wreszcie to bezwzględne narzucenie ''jednakiego przymusu pracy dla wszystkich'', militaryzacja samej wytwórczości poprzez zaprowadzenie morderczej dyscypliny ''armii przemysłowych'' itd., jednym słowem w socjalizmie się zapierdala, i to na zabój - ''arbeit macht frei''! Dlatego Karoń nie ma racji posądzając Marksa, zupełnie zresztą jak kurwiniści, jakoby celem Karola był system powszechnego nieróbstwa i rui, wręcz przeciwnie - w ''Krytyce programu gotajskiego'' choćby napisał przecież wyraźnie, iż zakaz pracy dzieci byłby ''reakcyjny'', bowiem przy ścisłym jej unormowaniu ''wczesne połączenie pracy produkcyjnej z nauką stanowi jeden z najpotężniejszych środków przeobrażenia dzisiejszego społeczeństwa'', to konkretnie właśnie znaczy ''zniesienie pracy fabrycznej dzieci W JEJ DZISIEJSZEJ POSTACI'' z ''manifestu'', w następnym akapicie postulatu stoi jak byk : ''połączenie wychowania z PRODUKCJĄ MATERIALNĄ'', ale jak widać kuce i karonianie o komuchach już nie wspominając wszyscy na równi mają problem ze zrozumieniem prostych komunikatów. Najzupełniej zgodnie w tym duchu jego kumpel Engels klarował z kolei jakimś anarcholom w polemicznym artykule ''O zasadzie autorytetu'', że po przejęciu władzy robotnicy skazani będą na taką samą harówkę co w kapitalizmie przez żelazne wymogi nowoczesnej produkcji przemysłowej ''niezależne od stosunków społecznych'' czyli ustroju panującego w danym momencie historycznym, jedyne co się zmieni to iż wypracowana przez proli ''wartość dodatkowa'' nie będzie już zawłaszczana przez kapitalistów, faktycznie pocieszające dla ludzi zapierniczających od świtu do zmroku w brzuchu fabrycznego Molocha. Jednym słowem socjalizm to klasowa ''heroiczna wspólnota tworząca'' na drodze ku ustanowieniu komunizmu, gdzie zniesieniu jakoby ulega jedynie podział pracy a nie praca sama jak mylny wniosek stąd wyciąga Karoń, cytat z ''Ideologii niemieckiej'' na który się tu powołuje ma zupełnie inny wydźwięk, nie oznacza byczenia się z jajami ku Słońcu tylko dowolność obranej funkcji zawodowej utopijnej ''totalnej jednostki'', marksowskiego nadczłowieka, który w społeczeństwie, gdzie ''nikt już nie ma wyłącznego kręgu działania'' może, parafrazując rzeczony ustęp, rano być kosmonautą, po południu ciężko zarabiającą w pocie czoła na swój chleb obciąganiem po darkroomach kurwą elgietebe, po łyknięciu spermy obsługiwać działo pozytronowe albo deparchator, słowem robić to na co ma się ochotę nie czyniąc przy tym z wykonującego te prace niewolnika zadań jakie sam na siebie przyjął wedle swej suwerennej woli, umożliwiać ma to zaś mu ''społeczna własność środków produkcji'' i jej regulowanie przez ''uniwersalne zrzeszenie proletariuszy'', którego warunkiem ukonstytuowania miał być rzekomo rynek światowy [ zupełnie zresztą jak u liberałów, tylko inaczej definiują oni władczy podmiot tegoż procesu ]. Jasne, że to pierdolenie smutów, wizja godna infantylnego zjeba, który jednego dnia uczciwie nie przepracował jak Marks właśnie, skończony burżuj i pieczeniarz dorabiający sobie jako gryzipiórek, utrzymywany z krwawicy robotników fabrykanta bawełny Engelsa, niemniej faktem jest, że w postulowanym przezeń socjalizmie nikt nie posiada przywileju wysypiania się do 14.00, ani tym bardziej by pasożytować na wysiłku innych czy pobierać świadczeń społecznych za darmo, wszyscy za to zobligowani zostają do harówki w pocie czoła, nawet dzieci niechby i odpowiednio przy tym ''chronione'', bowiem dla Karola i jego wyznawców praca nie jest banalną czynnością, smutnym przymusem życiowym koniecznym dla zdobycia środków utrzymania, czy choćby realizacją swych pasji, lecz aktem niemalże demiurgicznym w imię prometejskiej wizji wyzwolonego z wszelkich okowów człowieka stwarzającego własny świat - to bodaj najdalej posunięty fetyszyzm pracy jaki można sobie w ogóle wyobrazić, i doprawdy nie trzeba być psychoanalitykiem, by dopatrzeć się w tym ledwo skrywanego kompleksu nieroba, nieudacznego ambicjonera jakim w istocie był Marks. Tylko ktoś nie mający pojęcia o rzetelnej robocie mógł wypisywać podobne farmazony, każdy kto się o nią choć otarł ma świadomość, że praca sama w sobie nie jest żadną wartością ani też jej ilość włożona w wytworzenie danej rzeczy nie przesądza o jej znaczeniu - ludzie w PRL często żyły sobie wypruwali, a i tak przysłowiowego ch... z tego mieli, zazwyczaj pylicę czy inszą śmiertelną chorobę zawodową i gówniane oszczędności uciułane na ''książeczce mieszkaniowej'', które i tak później zeżarła inflacja i pospołu ukradło im ''ludowe'' państwo, nędznie wegetowali z armią partyjnych pasożytów na karku, ''obrońców'' bynajmniej za darmo ''ludu pracującego [ na nich ] miast i wsi'' - ale co o tym może wiedzieć Korwin, skoro skurwiel grał wtedy w brydża. Dziś bywa wcale niewiele lepiej np. siedzenie na słuchawce w call center to też praca, no i co z tego? Wolę już menela z rynku sępiącego ''złotówieczkę'' niż takowych stręczycieli wciskających śmieci, i serdecznie współczuję ludziom zmuszonym do takiego ''zajęcia'', to już chyba lepiej skoczyć na sznur. A specjalizacja zawodowa nie jest żadnym ''ograniczeniem'' - godziwiej nawet spędzić życie na przetykaniu zapchanych g... rur, byle jak należy, niż robić coś od przypadku do przypadku i żadnej rzeczy porządnie, czy zostać w ostateczności jakimś pierdolonym ''kołczem'' na ten przykład, bo czym on się niby kurwa zajmuje?!

Bodaj najbardziej nieznośną, odpychającą cechą ''wolnościowców'' jest ich zadufana w sobie ignorancja, arogancja i agresja płynące z poczucia posiadania przez się jedynie słusznych poglądów, zupełnie zresztą jak u lewactwa, tyle że tu za ''Koran'' robi nie ''Kapitał'' czy insze pseudonaukowe bzdety Marksa, a ''Ludzkie działanie'' Misesa czy grafomańskie wypociny Ayn Rand dajmy na to, i już takiego libertariańskiego talmudysty nie przegadasz bo w swej wolnorynkowej ''świętej księdze'' wyczytał, że kapitalizm to je dobre a interwencjonizm złe, a jak coś mu się z tym fakty nie zgadzają to tym gorzej dla nich, on ''wie'' lepiej, przecie ''austriacy'' tak napisali czy nawet sam rebe Friedman! [ a i tak dobrze, gdy coś w ogóle z tego przyswaja, bo większości libków i kucerzy wystarczą internetowe mądrości pana Staśka czy krula Janusza, i chuj ]. Stąd zieją tak pogardą wobec ''przegrywów'', choć jako żywo sami najbardziej zasługują na to miano - nie pomnę ile razy dostali w dupę na wyborach, ''protokół 4%'' jest już legendarny, nie ma chyba bodaj drugiej formacji politycznej i światopoglądowej w kraju o tak zerżniętym tyłku przyciągającej tylu nieudaczników i świrów pokroju Niemagistra, nie jest to jednak bynajmniej tylko lokalna specyfika, rozwolnościowcy mają tak wszędzie - nawet w swym amerykańskim mateczniku Partia Libertariańska nie jest w stanie od kilkudziesięciu lat wyjść ponad poziom stanowej legislatury i przebić się do głównego nurtu ani w żadnym liczącym się stopniu zagrozić tamtejszemu politycznemu duopolowi. Nade wszystko jednak wolnorynkowcy mają tyle do powiedzenia o kapitalizmie, bo zazwyczaj jedynie o nim teoretyzują - nie tylko u nas, ale wszędzie gdzie się ta zaraza libkostwa zalęgła to przeważnie jakieś gimby na utrzymaniu rodziców, co najwyżej dorabiające sobie na boku, dla których ''wolnościowe'' przesłanie sprowadza się do ''sadzićpalićzalegalizować'', swobodnego zarażania się kiłą i niepłacenia mandatów jak ci bohaterscy libertarianie z New Hampshire, którzy w heroicznym czynie społecznym postanowili obalić system zapychając monetami miejscowe parkomaty [ łał! ], albo ludzie tzw. wolnych zawodów jak Stasiek Michalkiewicz. Całe doświadczenie tego pana jako kapitalisty sprowadza się do prowadzenia na pocz. lat 90-ych interesu z winami, który padł a więc gość jest pieprzonym biznesowym nieudacznikiem, w dodatku ostatnio skomlał o kasę u wyznawców bo zabrakło mu na wykup mieszkania i stąd groziła mu eksmisja - skoro miał tyle czasu by zaoszczędzić na stare lata tłuczonymi taśmowo felietonami jak od sztancy, wedle wzoru ''coś tam o żydach, razwiedce + obowiązkowy przaśny szmonces lub cytat z Tuwima czy Słonimskiego itp.'', wolał jednak najwidoczniej lansować się na suto zakrapianych polonijnych imprezach co znać po jego rumianej, spasionej gębie, to niech wypierdala teraz zdychać z głodu na ulicę jebany przegryw, przykro mi ale rynek zweryfikował [ mam gdzieś, że fanboye Michalkiewicza dostaną od tego wścieku dupy, nie pojmuję jakich pokładów głupoty i bezczelności trzeba, aby pouczać innych z miedzianym czołem o ''przedsiębiorczości'' samemu łażąc w lichej kapocie i dziurawych butach ]. W tym również stanowią bliźniaczy odpowiednik lewactwa, przeważnie burżujów o białych rączkach co tyle wiedzą o ciężkiej pracy w fabryce ile wyczytali u Marksa czy Lenina, jeśli już znajdzie się wśród nich takowy co miał z nią jakąś styczność okazuje się zwykle menadżerem, robotników wśród towarzyszy tradycyjnie co kot napłakał - kapitaliści z czynnym stażem o ''wolnościowych'' poglądach z kolei zazwyczaj kulają swoje bieda-biznesy, dobrze jak średniej wielkości przedsiębiorstwa, posiadaczy wielkiego kapitału można tam policzyć na palcach jednej, najwyżej dwóch rąk. Sam Korwin to przyznaje bredząc, że 3/4 Wall Street to ''lewactwo'', a Berkovitz klepie po nim bezmyślnie coś o ''korpo-socjalistach'' - niewątpliwie z perspektywy typowego dla korwinowców kapitalizmu straganiarzy tak to może wyglądać, przysłowiowych Marioli i Januszy byznesu wierzących, że gdyby nie ta pierdolona skarbówka i podatki to ho ho, jakie by oni interesa nie kręcili, byle tylko państwo, rozbestwione związki zawodowe i zblatowane z nimi zagraniczne korpo nie rzucały im ciągle kłód pod nogi, taa już to widzę [ abyśmy się dobrze zrozumieli : nie gardzę drobnymi przedsiębiorcami ni sprzedawcami z bazarów, jak mogę tak ich wspieram i u nich kupuję, ale przykro mi, nie podzielam waszego myślenia życzeniowego by ślepnąć na fakt, iż to nie wy jesteście ''solą kapitalizmu'' wbrew temu co wam wmawia Qrwę ], choć z drugiej strony ponoć nawet kupcy na targu nie trawią już Janusza, więc należałoby chyba mówić tu raczej o ''cinkciarskim kapitalizmie'' opartym na bezwzględnym cwaniactwie i stąd dążącym do zalegalizowania knajackich zasad panujących w ''szarej strefie'', pewnie dlatego Urban tak ochoczo promował Kurwina, gdy prezesował reżimowej jeszcze wtedy telewizji w latach ''przełomu'' i ''transformacji ustrojowej'', by dać oprawę ideologiczną odpowiednią dla gigantycznej jumy jaka w owym czasie miała miejsce, uwłaszczenia się dawnej nomenklatury partyjnej jak i koncesjonowanej ''opozycji'' posolidarnościowej. Nie dziwota zresztą, iż wielki kapitał i finansjera nie garną się do libkostwa bo te cwane skurwiesyny doskonale zdają sobie sprawę, że ''wolny rynek'' jest dla frajerów, a oni zawsze największe interesy robili z rządzącymi, bowiem nigdy nie zależało im na konkurencji lecz jej zdławieniu, i zapewnieniu sobie jeśli nie monopolu to przynajmniej oligopolu w sferze gospodarczej, by zaś tak się stało potrzebni byli im ci co dzierżą monopol na środki przymusu, czyli właśnie rządząca kasta, stąd wielki biznes i wielki rząd zawsze szły pod rękę. 

Dobrze ten mechanizm widać u zarania największego z kapitalistycznych mocarstw jakim są Stany Zjednoczone, nie jest przypadkiem iż miejscowa finansjera od początku wspierała faktycznego twórcę USA w jego obecnym kształcie Aleksandra Hamiltona, zwolennika silnego rządu federalnego, stałej armii, ekspansywnej polityki zagranicznej i bezwzględnej ochrony rynku wewnętrznego za pomocą ceł zaporowych a jak trzeba interwencjonizmu państwowego w gospodarkę, zaś jego rywal Thomas Jefferson serdecznie bankierów i spekulantów nienawidził upatrując w nich, skądinąd nie bez przyczyny, źródła upadku republiki za jej wzór mając w kontrze agrarną utopię zasiedloną w jego wizji cnotliwymi ''yeomanami'', nieprzesadnie zamożnymi farmerami żyjącymi z pracy własnych rąk, choć sam jak wiadomo był plantatorem, właścicielem niewolników. ''American school of economics'' nie słynie bynajmniej z leseferyzmu tak jak ''szkoła manchesterska'' powstała jednak dopiero po okresie ''sturm und drang'' rewolucji przemysłowej, gdy dzięki temu Anglicy osiągnęli taki stopień przewagi gospodarczej w owych czasach nad innymi państwami, że tego typu wolnorynkowe hasła nie tylko w niczym im nie szkodziły, ale wręcz ułatwiały ekspansję na inne rynki i dławienie lokalnej konkurencji, stąd Henry Clay, żaden tam społeczny radykał czy ''socjalista'', lecz rasowy WASP czyli przedstawiciel amerykańskiej quasi-arystokracji, sekretarz stanu w latach 20-ych XIX wieku wypowiedział Londynowi wojnę handlową wprost nazywając wolny rynek ''brytyjskim systemem'', gdyż wtedy w istocie nim on był. Rzecz jasna kiedy Stany Zjednoczone wybiły się z pozycji peryferyjnego państwa do statusu globalnej hegemonii na początku ekonomicznej, a później i politycznej deklasując w tym dawnego imperatora, same zaczęły trąbić o ''wolnym handlu'', bowiem takowy korzystny jest tylko dla silnych, dzierżących klucze do rynku światowego, literalnie tego typu hasła biorą jedynie leszcze jako się rzekło. To samo tyczy libkowskiego pierdolenia jakoby wojny były li tylko efektem ''interwencjonizmu państwowego'' w pokojową rzekomo gospodarkę polegającą na ''wolnym handlu'', dzięki temu ''liberalny XIX w.'' oparty na ''leseferystycznym konsensusie'' miał być oazą niemal niczym niezmąconego pokojowego rozwoju ludzkości, przynajmniej w świecie anglosaskim - chuj tam z pierwszą w dziejach ''totalen krieg'' jaką stoczyli ze sobą Amerykanie, mowa rzecz jasna o wojnie secesyjnej, czy ''wojną o saletrę'' jak sama jej nazwa wskazuje o podłożu ekonomicznym na tle walki o strategiczny wówczas surowiec, która miała wprawdzie miejsce w Ameryce Łacińskiej, lecz maczały w niej palce brytyjskie kartele przemysłowe, podobnie jak i w niesłychanie krwawej wojnie paragwajskiej. Pomijam, że stulecie zaczęło się na kontynencie z wielkim przytupem hekatombami wojen napoleońskich, w całym tym okresie przetaczały się przezeń periodycznie wstrząsy rewolucyjne i wybuchały powstania z naszymi na czele, konflikty zbrojne towarzyszące zjednoczeniu Niemiec i Włoch, ale co tam jakaś wojna krymska z kluczowym udziałem Wlk. Brytanii, gdzie liberalizm podniesiono wręcz do rangi oficjalnej ideologii imperialnej, albo bezwzględnie tępione przez nią bunty w koloniach jak powstanie sipajów w Indiach czy ''wojny opiumowe'' wywołane by zrównoważyć niekorzystny dla ''perfidnego Albionu'' bilans handlowy z cesarskimi Chinami wymuszając zbrojnie na tamtejszych ''etatystach'' otwarcie dlań miejscowego rynku na dobroczynny przecież wpływ zagranicznego kapitału, za co zrewanżował się wraz innymi mocarstwami europejskimi i USA pomocą w utopieniu we krwi insurekcji tajpingów przy którego skali bledną nawet masowe mordy popełniane wówczas w Kongu czy w okresie wojen burskich - nic to powiadam, wedle prostackiej wizji ''wolnorynkowej'' historii byczo było zanim rząd nie zaczął wpierdalać się w gospodarkę, no i wiadomo jak się to skończyło : komunizm, faszyzm, prawa wyborcze kobiet itd. 

W praktyce dziś rzeczy mają się tak, że leSYFeryzm jest ruchem ogłupiałej, spauperyzowanej klasy średniej nie za bardzo kumającej co się wokół niej i z nią samą dzieje, oraz aspirujących, sfrustrowanych prekariuszy, którzy dali sobie wmówić bajeczkę, że całą winę za ich sytuację ponosi ''interwencjonizm państwowy'' i rzekome ''socjalne rozdawnictwo'', tak jak wcześniej proletariusze z kolei obwiniali za swe nieszczęścia ''krwiożerczych kapitalistów'' [ uwolniona od ich ''tyranii'' klasa robotnicza w bolszewickiej Rosji zażywała za to już pełnej ''swobody'', że aż strach ]. Elity zaś ''wolny rynek'' mają tradycyjnie w dupie i już nawet przestają się z tym ukrywać jawnie przystąpiwszy do zaprowadzania globalnego dyktatu ekonomicznego i towarzyszącego mu nieodmiennie politycznego zamordyzmu jak czyni to choćby Macron, marionetka wielkiego kapitału, socjalista z banku Rotszylda rozpierdalający francuskie państwo opiekuńcze i prywatyzujący w interesie korporacji i finansjery co się tylko da tłumiąc przy tym bezwzględnie protesty przeciwko swojej polityce godzącej już nie tylko w najuboższych co nade wszystko nawet francuskich Januszy byznesu, którzy wyszli z tego powodu na ulice. Dobrze widać to było u nas podczas ostatniej chryi z cenzurą stosowaną przez YouTube i inne profile społecznościowe - nagle kuce odkryły, że istnienie własnego państwa jest jednak do czegoś niezbędne, nawet rednacz ''NCzasu'' Tomasz Sommer raczył to przyznać jednak dopiero, gdy Facebook jebnął go po kieszeni kasując mu reklamy na stronie, bowiem problem z polskim państwem nie polega na tym, iż jest go jakoby ''za dużo'' lecz że jest za słabe by wymusić na zagranicznych korporacjach i platformach przejętych przez obcy kapitał jak Allegro, aby traktowały rodzimych klientów jak ludzi a nie bydło. Dlatego jeśli już obecna ekipa rządząca powinna być punktowana nie za jakowyś wydumany ''socjalizm'' i ''rozdawnictwo'', lecz właśnie niewystarczający etatyzm, konkretnie tolerowanie bezczelnej ''optymalizacji podatkowej'' w wykonaniu wielkich korpo wykazujących skandalicznie niskie zyski, byle nie płacić krajowemu fiskusowi, a czyni tak skrępowana globalnym dyktatem finansowym, tym oto brutalnym faktem, że to nie my rozdajemy karty w grze kapitałowej i to już praktycznie od dobrych paru wieków, stąd po kilku dekadach ''histerycznego sukcesu'', gdy byliśmy zdani na owszem całkiem obfite czasem ochłapy z pańskiego stołu, skończyliśmy jednak bez jakiejkolwiek liczącej się światowej marki ni technologii, która mogłaby przynosić nam pokaźne zyski i gwarantować coś więcej niż status jednej wielkiej montowni i podwykonawcy dla możnych tej planety. W rezultacie podczas krótkiego jak się chyba okazało ''odprężenia'' z Chinami jedyne co mogliśmy im zaoferować to jabłka i surową rudę, dotychczasowy model niedo-rozwoju oparty na taniej sile roboczej mógł wystarczyć, kiedy byliśmy na dorobku po okresie PRL-owskiego wyposzczenia, ale w sytuacji obecnej zapaści demograficznej, zwyczajnie wyczerpywania się ludzkich rezerw narodu jakiemu nie zaradzi 500+ dobre jedynie jako plaster na ranę, ani tym bardziej poronione bykowe/krowowe [ bo przyczyny tego stanu rzeczy nie są ekonomiczne, lecz tkwią głębiej - w sferze kulturowej i cywilizacyjnej ] to przepis na katastrofę, tymczasem jego kontynuacji domagają się rodzime Janusze byznesu skupione w kuriozalnym związku zawodowym pod przewodem Cezarego Kaźmierczaka poprzez jak postulują zasypanie dziur na rynku pracy sprowadzanymi masowo migrantami już nie tylko z Ukrainy, lecz nawet drugiego końca Eurazji. Ochoczo sekunduje temu leberał z ZUS-u Gwiazdowski, najzupełniej zresztą w duchu wolnorynkowym zgodnie z postulatami samego Misesa o czym będzie jeszcze okazja nieco szerzej opowiedzieć, podobnie jak i masakrycznych skutkach także z czysto ekonomicznego punktu widzenia jakie ten proces zrodzi wbrew zaślepionym neoliberalnymi i ''austriackimi'' pseudo-dogmatami fanatykom.

I tu właśnie tkwi zasadnicza przyczyna ''protokołu 4%'' śmiem twierdzić : problem z kolibami jest podobny co i z KODerastami, którzy postanowili bronić demokracji przed nią samą, wyznawcy Janusza i ''wolnorynkizmu'' zaś czynią to z kapitalizmem, zwłaszcza jeśli idzie o jego obecną postać jaką przybrał już dobry ponad wiek temu [ w tym, i tylko w tym faktycznie są anachronicznymi całkiem ''konserwatystami'', choć prędzej im pasuje miano ''hipokrytów'' ]. Pomnę jak prawie dekadę temu na wiecu wyborczym w którym miałem okazję uczestniczyć jako niemy świadek tej chucpy Korwin grzmiał z trybuny do swych wyznawców, iż ''socjaliści są ruchem ludzi pracy, my zaś reprezentujemy konsumentów!'' całkiem rzeczowo argumentując przyznajmy, bo nawet jemu się zdarza, że ''nie żyjemy po to by pracować, lecz pracujemy po to by żyć'' nawiązując w tym wyraźnie do ''szkoły austriackiej'' bazującej na ''przełomie subiektywno-marginalistycznym'' w ekonomii i takiejż teorii wartości produktu głoszącej z grubsza, iż przesądza o niej wola jego konsumenta właśnie, a nie jak we wcześniejszej ''laborystycznej'' włożona w wytworzenie go praca. Po czym już jako unioposeł dojebał, a i całkiem niedawno powtórzył, że ''lewicowe rządy'' panujące w UE odeszły od takich wartości, które pozwoliły naszej cywilizacji na niebywały rozwój jak prosta zasada : ''nie pracujesz, nie jesz'' - problem jedynie w tym, iż Janusz zaserwował w ten oto sposób ogłupiałym gimbom bolszewicką, cyniczną parafrazę biblijnego tekstu jaka właśnie przyświecała sowieckiemu przymusowi pracy, tak że Qrwę zamianował Lenina ''wolnościowcem'' co zresztą serio zupełnie twierdzi jakiś korwinowy spierdoleniec : faktycznie, przecież kremlowski despota dążył do zniesienia państwa i wprowadził ''leseferyzm'' swym ''grab nagrabione'' legitymizując powszechną jumę... Najwidoczniej więc pan prezes zamierza wywłaszczać spekulantów i rentierów jako nie żyjących z pracy własnych rąk ''socjalistów'', niechże jednak na coś się w końcu zdecyduje, bo taki Karoń który wprawdzie zwalcza marksistów, ale nadal myśli po marksistowsku jest przynajmniej konsekwentny mając graczy giełdowych za ''złodziei'' [ pomijam już, że takie kocopoły sadzi bezczelnie facet, który długie lata miał się utrzymywać li tylko z rżnięcia w karty, choć co do tego mam pewne wątpliwości czy aby to nie było tak jak z rzekomą ''wygraną w totka'' Wałęsy, mniejsza z tym ]. Nie będę się też rozwodził, że to kompletna bzdura z tym ''ruchem pracowników'' bo nigdy dość powtarzania, iż socjalizm/komunizm był właśnie tworem ideologicznym kapitalistów, arystokratów i duchownych wszelkich wyznań etc. o czym łacno przekonać się przeglądając galerię jego przywódców, rad bym jedynie usłyszeć wreszcie zarówno od pryncypialnych wolnorynkowców jak i zwolenników samej lewicy wiarygodne wytłumaczenie jakimże to ''cudem'' choćby zjazd rosyjskich radykałów na którym ukonstytuowali się jako partyjna frakcja bolszewicy odbył się li tylko dzięki hojnej donacji amerykańskiego ''filantropa'' Josepha Felsa, konkretnie pożyczce jaką przyszli władcy sowieckiej Rosji skrupulatnie spłacili co do centa, i to gdzie - w sercu imperialnego Londynu!, zaś neomarksistowska ''szkoła frankfurcka'' funkcjonowała jako normalny biznesowy projekt także łożącego nań latami kapitalistycznego inwestora Felixa Weila - ?! [ gdyż pierdoły zdemenciałego już całkiem Lenina o sznurze sprzedawanym przez burżujów na którym rzekomo zostaną powieszeni możecie sobie wsadzić w wiadomą część ciała, a chyba nie miało większego znaczenia, iż obaj wymienieni wyżej marksistowscy mecenasi byli Żydami... ]. Znamienne, iż ta ''przedziwna'' komuno-kapitalistyczna symbioza sięga znacznie głębiej, samego korzenia ideologii, przecież Marks bazował na ustaleniach klasycznych liberałów jak Adam Smith czy David Ricardo i przejął od nich przemieniając tylko na własną modłę wspomnianą ''laborystyczną teorię wartości produktu'' wraz z stojącym za nią założeniem, iż to praca wytwarza bogactwo co odpowiadało okresowi ''sturm und drang'' rewolucji przemysłowej, tak jak ''subiektywno-marginalistyczna'' z kolei sformułowana głównie przez austriackiego ekonomistę Carla Mengera w drugiej poł. XIX w., konkretnie latach 70-ych tegoż stulecia towarzyszyła przechodzącej już w konsumeryzm, dojrzałej fazie kapitalizmu. Gwoli jasności, jedno nie wyklucza całkiem drugiego - tak jak teoria Einsteina czy mechanika kwantowa nie unieważniają newtonowskiej fizyki, a jedynie wykazują ograniczoność jej praw, tak i ''przełom subiektywistyczny'' nie oznacza żadnego ''końca pracy'', że to prawda teraz co najwyżej poklepiemy przez godzinę-dwie w klawiaturę, a reszta praktycznie ''sama się zrobi'' wytworzona przez automaty z czego słusznie akurat szydzi Karoń, boć przecież dobra podlegające konsumpcji wpierw trzeba wyprodukować, nawet gdyby faktycznie dzięki 5G miała odpowiadać za to li tylko jakowaś ''sztuczna inteligencja'' i tak kluczową rolę odgrywałaby tu dysponująca niezbędnym ku temu ''know how'' grupa ludzi, wciąż wytwórców de facto. 

Niemniej przeniesienie akcentu z produkcji na konsumpcję stanowi fundamentalny przewrót w pojmowaniu kapitalizmu co zdają się ignorować zarówno korwiniści, zupełnie niezgodnie z ''austriacką szkołą ekonomii'' na którą przecież się powołują, jak i marksiści oraz krytykujący ich pospołu tak zaciekle pan Krzysztof, dobrą ilustracją tego będzie przykład zaczerpnięty z ulubionej przezeń sfery [anty]kultury : otóż nie jest przypadkiem jak sądzę, iż wspomniany ''przełom marginalistyczny'' w ekonomii towarzyszył narodzinom dzisiejszego przemysłu rozrywkowego, które jak przystało na pierwociny prezentowały się nader skromnie, niewinnie wręcz z perspektywy obecnych prawdziwych kombinatów szoł-bizu, gdy zabawa stała się pracą okupioną często morderczym wręcz wysiłkiem - to wtedy, latach 70-80-ych XIX stulecia powstają pierwsze popularne niezwykle w owej epoce kabarety, nadające ton późniejszej ''belle epoque'' Folies Bergere i Moulin Rouge z wystawianymi na ich deskach operetkami i nade wszystko śmiałym erotycznie na tamte czasy słynnym kankanem, a także rodzi się kult aktorek póki co jeszcze teatralnych : wielką gwiazdą na Zachodzie jest Sarah Bernhardt, międzynarodową sławę zyskuje też nasza Helena Modrzejewska. I właśnie status aktorstwa doskonale ukazuje z jak wielką, iście rewolucyjną wręcz przemianą mamy tu do czynienia - we wcześniejszych epokach, gdy wskutek ''przełomu neolitycznego'' czyli przechodzenia ludzkości od łowiecko-zbierackiego do osiadłego trybu życia uprawa ziemi i wypas bydła oraz koni stają się głównym źródłem akumulacji bogactwa, po czym wraz z rozwojem cywilizacyjnym i powstaniem miast także rzemiosło, działalność kupiecka i finansowa, wreszcie praca fabryczna w okresie ''rewolucji przemysłowej'', we wspólnotach skupionych wokół tych sposobów produkcji aktor był zazwyczaj wyrzutkiem społecznym, mówiąc wprost ludzkim ścierwem. W starożytnym Rzymie mąż miał prawo zabić gacha, czyli kochanka żony jeśli zastał go wraz z nią w łóżku w trzech przypadkach : gdy ten był pospolitym przestępcą, gladiatorem lub aktorem właśnie, bo to stanowiło mniej więcej ten sam poziom ówczesnych nizin społecznych [ i wcale nie przeczą temu upodobania Nerona, wręcz przeciwnie - były wykorzystywane z lubością przez wymierzoną weń propagandę jego przeciwników do wykazania jakim to był zjebem ], w tzw. ''średniowieczu'' odmawiano komediantom chrześcijańskiego pochówku grzebiąc ich niczym psy pod płotem, co na owe czasy oznaczało straszliwe pohańbienie bo w ''wiekach ciemnych'' ludzie nie byli tak ''oświeceni'' by upatrywać w użyźnianiu sobą gleby jako eko-obornik dla ''dobra planety'' spełnienia swego ziemskiego losu. Jeszcze w XIX w. małżeństwo z aktorem czy aktorką uchodziło w tzw. ''porządnych domach'' mieszczańskich, a szczególnie arystokratycznych za mezalians grożący wydziedziczeniem i dotkliwym ostracyzmem społecznym, ale już wtedy zaczyna to z wolna pękać, po czym wraz z wynalazkiem kinematografu a zwłaszcza nastaniem wielkich studiów producenckich Hollywood i opartego na nich gwiazdorskiego systematu następuje prawdziwa kontrkulturowa rewolta, wstrząs wywracający na nice dotychczasowe hierarchie - nagle ludzie o statusie kurew i pogardzanych pajaców, najgorszych sprzedajnych wywłok stają się bożyszczami tłumów zarabiającymi niebotyczne sumy, otaczani prawdziwym kultem przez miliony, hołd składają im nawet przedstawiciele warstw dotąd nimi pomiatających. Onegdaj oglądałem błahą jak mi się wtedy wydawało angielską komedyjkę, mniejsza z tym o jej tytuł jakiego dziś już nie pomnę, istotne iż z perspektywy dostrzegam, że posiadała jednak głębsze przesłanie obrazując dziejowy moment zwrotny, konkretnie przejście od szlachty dawnego do nowego typu : akcja rozgrywa się właśnie w przełomowych pod tym względem latach 20-30-ych zeszłego stulecia i generalnie polega na tym, że jakiś brytyjski arystokrata zakochuje się i żeni z hollywoodzką gwiazdeczką, parweniuszką z pochodzenia, którą przywozi do swej rodowej posiadłości by przedstawić ją utytułowanej rodzinie, co rzecz jasna musi wywołać szereg mniej lub bardziej zabawnych reperkusji na tle różnic kulturowych i społecznych etc. Najważniejsze, iż uchwycono tu na przykładzie symbolicznego mariażu wyniesienie wskutek dynamiki ekonomicznej i cywilizacyjnej dawnych wyrzutków do rangi warstwy kreującej w dużej mierze zachowania społeczne i opinie mas, jakby to kuriozalnie nie zabrzmiało słynni aktorzy i ogólnie gwiazdy popu, rocka czy rapu a nawet porno, celebryci i patostreamerzy stanowią swoistą ''arystokrację'' konsumeryzmu, bowiem tak jak kiedyś ludzie aspirowali do statusu książąt i hrabin mniej lub bardziej udolnie próbując naśladować ich styl bycia, tak dziś czynią to w stosunku do wyżej wymienionych. Z kolei dawna arystokracja by przystosować się do zmienionych okoliczności sama musiała stać się celebrytami np. głównym o ile nie jedynym praktycznie uzasadnieniem istnienia brytyjskiego domu panującego jest obecnie dostarczanie materiału durnym tabloidom, że to znowu jakiś książę Harry czy inszy Srary hajlował po pijaku albo okazał się cwelem, zaś księżniczka dała dupy lub rozjebała na słupie wraz kochankiem, aby media mogły ją ogłosić ''świecką świętą'' i Grażynki na całym globie wznosić do niej modły pomstując na wielkich świata tego, co ''Dianę nam zabili''. W rezultacie artystowski żul Vega kręcący filmy dla umysłowej biedoty może jawnie drwić z Misiewicza, cokolwiek byśmy o nim nie sądzili byłego urzędnika państwowego jakby nie było, że co on mu tu wygraża żądaniem milionowego odszkodowania, skoro panisko reżyser nosi na ręku ''cebulę'' za dwa [ o, popatrzcie ''polaczki'' jakie bogactwo! ], zaś kreująca w jego obrazach role ostatnich szlaufów atencyjna locha pochylać się z troską w mediach społecznościowych nad ''kondycją polskiego Kościoła'' rzekomo dyskryminującego wedle niej ''mową nienawiści'' osobników LGTB - w dobie obłędnego konsumeryzmu najgorsza sucz zyskuje status ''autoryteta moralnego'', a im bardziej się puszcza tym większym poważaniem cieszy wśród opinii publicznej, logiczne w sumie. Zresztą dawna arystokracja także nie stanowiła wzoru cnót wbrew rojeniom dzisiejszych monarchistów nader często zbyt cukrujących przeszłość, mówiąc wprost w wielu wypadkach nic tylko żarła, pierdoliła się - o przepraszam : uprawiała aktywną ''poliamorię'' przybierającą najbardziej karkołomne konfiguracje towarzysko-romansowe, trwoniła majątki na wystawny tryb życia itd., więc nie ma czemu się dziwić, iż tylu potomków dawnych utytułowanych rodów tak dobrze odnajduje się w naszych czasach, jak widać wbrew postępackim rojeniom doskonale do nich pasują.

Dotyczy to jednak w równym stopniu i jednostek znajdujących się na dole współczesnej drabiny społecznej na co ślepi są korwiniści pomstując jednako z KODerastami na hołotę pasożytującą wedle nich na świadczeniach socjalnych, co jest o tyle haniebne i niesprawiedliwe, że co najmniej część z tych ludzi, śmiem twierdzić, że nawet większość naprawdę nie miałaby innej szansy utrzymać się pozbawiona możliwości normalnego zarobkowania nie z własnej ani niczyjej winy, najczęściej feralnym zrządzeniem losu [ o programowo pogardzającym nimi socjaldarwinizmie zjeba Janusza przyjdzie nam jeszcze wspomnieć ]. Zarazem należy uczciwie przyznać, iż jakaś, i to wcale niemała grupa spośród żyjących na zasiłkach to faktycznie skończone patusy czego nie raczy zauważyć z kolei lewica, i będących takowymi bynajmniej z powodu ''wykluczenia społecznego i ekonomicznego'', a zwyczajnie wyboru o ile nie wprost genetycznego zjebania - nie mylić z upośledzeniem umysłowym itp. kalectwami! Mowa o menelach, zdegenerowanych typach jacy z pasożytowania, złodziejstwa, chlania itp. uczynili sobie sposób na życie, niemniej kuceria nie dostrzega kompletnie, iż w ten sposób żulia doskonale mieści się w logice konsumeryzmu, nie idzie rzecz jasna o to, że co przepiją ''oddadzą państwu w akcyzie'' bo to akurat bzdura, nie znam dokładnych wyliczeń, ale spokojnie można założyć jak sądzę, iż koszty utrzymania i leczenia tych sukinsynów wielokrotnie przekraczają jakiekolwiek zyski dla krajowego porządku z tytułu ich uzależnienia alkoholowego, natomiast żłopiąc wódę, oglądając ciągiem głupie programy rozrywkowe w telewizji czy waląc gruchę pod pornole pełnią tym samym pożyteczną czy to się komu podoba lub nie w obecnym systemie gospodarczym rolę konsumentów właśnie produktów przemysłu spirytusowego, rozrywkowego czy pornograficznego napędzając w niemałym stopniu opartą na patologicznym mechanizmie ekonomię - tam, gdzie twym obowiązkiem niemalże jest tylko żreć, ruchać się i robić pod siebie świnia ma się doskonale. Bodaj jeszcze lepiej widać to na przykładzie modelowego wręcz konsumenta jakim jest globalny sebix, typowy produkt świata opartego na przepierdalaniu pustego, wirtualnego pieniądza - ostawmy może naszych białasów, polskich przećpanych blokersów czy brytolskich ''chavs'' nieudolnie póki co na szczęście kopiujących czarną żulię z amerykańskich gett, która stanowi pod tym względem wzorzec, skupmy się więc na niej : polecam jeśli idzie o wierne odwzorowanie realiów życia dzikusów w miejskiej dżungli w murzyńskich dzielnicach mocny obraz z pocz. lat 90-ych ''Menace II society'' [ Zagrożenie dla społeczeństwa ], także dlatego, iż nie sposób zarzucić mu zwyczajowego przy takich okazjach ''rasizmu'' ze względu na jego czarnych twórców, którzy zamyślili swe dzieło jako ostrą kontrę wobec wcześniejszego, równie głośnego ''Boyz n the hood'' [ Chłopaki z sąsiedztwa ] ociekającego znanym aż do urzygu, politpoprawnym przesłaniem, że to prawda w sumie ''dobrzy chłopcy som'' tyle że ''nasze rasistowskie społeczeństwo nie dało im szansy'' itd. A ch... tam jak ukazuje ''Menace...'' - są tacy zazwyczaj bo tak im wygodnie, po jaką cholerę wysilać się skoro żeniąc raz i drugi koks zdegenerowanemu białasowi, albo robiąc włam już masz na wypasioną brykę, którą możesz wozić się po dzielni wyrywając ''biczes'' i imponując kumplom, a jak który czarnuch ci podskoczy wygarniesz doń z pistoletu i po sprawie, w ten oto sposób można żyć ''pełnią życia'', krótko zazwyczaj lecz za to intensywnie i na haju, a na pewno bardzo przyjemnie : kluby, dziwki, imprezy itd. - czego może chcieć więcej młody mężczyzna? A że za niedługo jakiś ''brat'' czyli inny równie durny a bezwzględny cham w dresie zabije cię by wleźć na twe miejsce to nic, następnych idiotów dorodzi typowa czarna MADka samotnie ''wychowująca'' pięcioro dzieci, każde zaś spłodzone z innym facetem dla zasiłku, i tak w kółko - oczywiście jedyne remedium jakie widzi na to kuceria czy insi neokoszerwatyści to zajebać socjal, nie pojmują jednak tumany, podobnie jak i równie zdurniałe białe lewactwo, że ''afromurzyńskie'' patusy idealnie wpasowują się w logikę konsumerystycznego kapitalizmu : przecież towarzysząca temu subkultura hiphopowa stanowi manifestację rozpasanego, straceńczego wręcz hedonizmu - te obowiązkowe, bezwzględnie markowe a niechby i podrabiane dresy, szpanerskie ciuchy i fury, ''złote'' łańcuchy, sygnety i nawet zęby [ każdy z tych skurwiesynów nosi na sobie chyba z pół domu obwieszony błyskotkami niczym choinka ], niemal transhumanistyczne ''skaryfikejszyn madyfikejszyn madafaka'', cały ''styl życia'' polegający na waleniu w nochala monstrualnych ''węgorzy'', polewaniu fejkowym szampanem wielkiego dupska tłustej dziwki, rzucaniu jej dularów na ryj i pieprzeniu się w klubowym darkroomie etc. [ to samo z grubsza można by też rzec o pedałach co było już do okazania ]. Dotyczy to ich nawet gdy regularnie co jakiś czas wszczynają zamieszki, tylko infantylny anarchoinsiurekcjonista może fantazjować z łapą w majtach, że dokonują tym oni ''czynu rewolucyjnego'', nie przypadkiem mówi się przy takich okazjach o ''orgii przemocy'' bo też i jest to nic innego jak czysto hedonistyczna ekstaza zniszczenia, gigantyczny rozpierdol dla rabunku a nawet ot tak, dla ''fanu'', który zajebiście sprzedaje się w mediach : płonące domy i samochody, uliczne strzelaniny etc. świetnie wyglądają na ekranie telewizora czy komputera, liczniki oglądalności dzienników tv i w mediach społecznościowych dzięki temu biją w górę, reklamodawcy się cieszą! Jakoś nie widzę, by wtedy łupem tłumu w pierwszej kolejności padała żywność czy insze produkty pilnej potrzeby dla głodnych, spragnionych ludzi, no chyba że idzie o alkohol, zazwyczaj mowa o elektronice, ciuchach, samochodach itp. co dowodzi jedynie pazerności motłochu i jego uzależnienia od markowych towarów czyli konsumpcyjnego zdegenerowania mówiąc wprost - a to, że biorą sobie ''za darmo'' także o niczym nie świadczy, bo banksterka naprodukowała tyle forsy z powietrza, iż niedługo sami będą ci ją wręcz wciskać biedny człowieku, byleś żarł jak najwięcej ku chwale wiecznie rosnącego PKB. Dlatego żaden menel, bez względu na jego pochodzenie etniczne i rasowe, podobnie jak i pokrewny mu cwel nigdy nie dokonają sensownej poprawy społeczeństwa, za to świetnie nadają się do siania zamętu i terroryzowania innych ludzi - był tego świadom trza mu przyznać Marks, stąd ukuł bodaj pojęcie ''lumpenproletariat'', a na pewno chętnie posługiwał się nim w swej publicystyce by odróżnić tłuszczę pasożytów od rzeczywistych proletariuszy, ludzi pracy mających dlań ze względu na kluczową rolę jaką pełnili w procesie produkcji szansę na przejęcie nad nim kontroli, na ile realną to już pokazały bolszewicko-maoistowskie eksperymenty w tym względzie, niestety widać dziś jak na dłoni niczego nie nauczyło to zlewaczonych burżujów i nie łudźmy się - nie nauczy, choćby miały zginąć wskutek tego kolejne miliony. Zresztą oni także wpisują się idealnie w opisany tu mechanizm rozbestwionego już całkiem konsumeryzmu np. co takiego zwojowali regularnymi demolkami z okazji ''dni chaosu'', towarzyszącymi temu bezmyślnymi rabunkami sklepów, paleniem samochodów itp. poza tym, że dostarczyli policajom świetnej okazji wypróbować na nich nowe rodzaje broni i sikawek oraz utrzymać w formie oddziały szkolone do tłumienia protestów społecznych? [ nie mówiąc o zwyczajnym pasożytowaniu przynajmniej części tego środowiska na grantozie fundowanej im przez tak ponoć znienawidzonych globalistów, bo to fakt powszechnie znany ]. Nawiasem z tym podpalaniem wozów w wykonaniu białych ''antykapitalistów'' jak i ''kolorowego'' przeważnie dresiarstwa, które przybrało na Zachodzie rozmiary prawdziwej plagi społecznej warto by gdzie obadać, czy przynajmniej w części przypadków ktoś za to jednym i drugim aby nie płaci w celu podgrzania koniunktury - wiem, że brzmi to nieco ''foliarsko'' lecz żyjemy w czasach celowego psucia produktów przez samych producentów byle interes kręcił się w odpowiednio obłędnym tempie, więc czemuż by nie? : może i tak magazyny są zapchane towarem, stąd należy je udrożnić, a jeden samochód w tą czy drugą żadna strata, bo kto dziś kupuje takowy za żywą gotówkę, przeważnie bierze się go na kredyt albo w coraz bardziej popularny leasing zachwalany zresztą przez samych sprzedawców.

Dlatego nie pojmuję czemu programowo przecież prokapitalistyczne kuce pomstują tak na ''NCzasie'', że np. jakiś ''famous'' amerykański jutuber wziął dla ''fanu'' i lansu ślub z równie znaną a radośnie bezmyślną ''influencerką'', generalnie kobiety na Zachodzie do którego pod tym akurat względem prędko równamy nie chcą rodzić dzieci, zaś mężczyźni zostawać ojcami i wiązać się, rodziny rozpadają się w katastrofalnym wręcz tempie panoszy zaś wszędzie pedalstwo i ogólne rozpasanie albo iż przerabia się ludzi na kompost, choć jak wykazaliśmy to żadne ''lewackie szaleństwo'' a normalny biznesowy projekt, bardzo perspektywiczny w dodatku etc. - przecież doskonale pasuje to powtarzam do logiki konsumeryzmu opartego na wytwarzanym dosłownie z powietrza kapitale, czyż to nie sam Mises powiedział, że na ''wolnym rynku'' rządzi bezwzględnie nie przedsiębiorca nawet a konsument właśnie? Nawiasem całkiem fałszywy wniosek, bowiem on tak naprawdę ma tu najmniej do powiedzenia i pełni w gruncie rzeczy bierną rolę, podmiotem zaś są nakręcające koniunkturę instytucje finansowe oraz przemysłowe kartele i korpo jakie bez trudu mogą za pomocą nachalnych strategii marketingowych wmówić konsumentowi potrzeby całkiem dlań niekonieczne, a wręcz  szkodliwe tak że np. będzie wpierdalał tonami suplementy nie posiadające nawet wartości placebo, o jakim więc ''ludzkim działaniu'' tu mowa, no chyba że czystej ''prakseologii'' żrącej i robiącej pod siebie świni. O tak, znam standardową wymówkę kucerzy z takiej okazji : to wszystko wina gwarantowanego przez państwo monopolu banków centralnych na kreację pustego pieniądza i stąd ułatwionego życia na kredyt, powróćmy więc do standardu złota itd. - jasne, najlepiej od razu cofnijmy się do XIX wieku, ulubionej epoki pana Janusza, wprost do wiktoriańskiej Anglii z jej wszechobecnym scjentyzmem udrapowanym w pseudo-chrześcijański ewolucjonizm, darwinizmem społecznym, zakłamanym leSYFeryzmem maskującym imperializm ekonomiczny ''perfidnego Albionu'' itd. przywróćmy parowce, bokobrody, cylindry i fraki albo przynajmniej łaźmy w tych głupich muszkach z upodobania do których słynie prezes, podobnie jak i pań ''lekkiej konduity'' [ ach, co za czasy gdy królował ''kuba rozpruwacz'', a sufrażystki dopiero zaczynały się kokosić ]. Przyznam, że mam już dość tego anachronicznego korwinowego pierdzielenia jakim popisał się niedawno w ''mediach narodowych'', gdzie w swoim starym dobrym stylu dojebał, iż ''głupcy i nieudacznicy mnożą się tylko dzięki sztucznie podtrzymującym ich egzystencję opieką społeczną socjalistom co nie miałoby miejsca, gdyby zostawić rzecz naturalnej selekcji, bowiem kobiety zwykle dokonują wyboru ojców swych dzieci kierując się ich inteligencją, więc kretyni bez interwencjonizmu państwowego nie mieliby szans na przekazanie dalej swych genów'', niemal dokładnie w ten deseń, wiernie co do zasady referuję strzelistą myśl pana prezesa. Czegoś tak głupiego już dawno nie słyszałem, przynajmniej na prawicy, przypomina mi to wypowiedź innego socjaldarwinisty Hawkinga u którego onegdaj też gdzieś wyczytałem, że jakoby inteligencja zwiększała ewolucyjną szansę przetrwania i rozmnożenia się, jebie od tego stulejarskim pocieszaniem się piwniczaka, a ponieważ takim na pewno nie jest Qrwę, stary cap przecież i pogromca młodych cipek, najwidoczniej więc sadzi teksty pod publikę wyznawców skazanych zwykle na III aksjomat : ''nie zaruchasz kucu!''. Nie wiem jak w ogóle miałby wyglądać taki ''intelektualny podryw'' - że co, podbijasz do panny szpanując swoją wyrzeźbioną korą mózgową albo uwodzisz polecając poczytać Rothbarda, ewentualnie sypiesz tekstem : ''jestem kąserwatywnym liberałem, czy panią to podnieca?'' [ po czym ujeżdżając już ostro w łóżku okładasz ''Cnotą egoizmu'' po tyłku krzycząc : ''lubisz to suko!'', ''krzycz moje imię - call me John Galt, bitch!'' ]. Ciekawym czy Ozjasz wyrwał swoją młodszą o blisko pół wieku, ostatnią póki co żonę np. na umiejętność gry w szachy z której ponoć słynie : ''o, zobacz laska jak biję gońca !'' [ dobrze, że nie konia ], ''przechodzę z e8 na f6'' - łał, normalnie suty stają! jak wiadomo też na turnieje szachowe tabunami ciągną stada groupies, które gdy mistrz robi ''szach mat'' strzelają zbiorowo palcówę w pierwszym rzędzie:). Prędzej już ujął ją swoją psychopatyczną charyzmą oddziałującą tak hipnotycznie na kuców, niektóre feministki jakie zapłodnił czy ogólnie słabszych odeń psychicznie osobników, której pozbawiony jest za to dukający tylko po nim martwo Lewicki, aż przykro czasem patrzeć. Jak świat światem zarówno kobiety jak i mężczyźni kierowali się w doborze partnera przede wszystkim różnie rozumianą atrakcyjnością fizyczną, o ile w ogóle posiadali ten luksus by mieć tu coś do gadania, gdyż najczęściej dochodziło do małżeństw aranżowanych, bowiem liczył się interes danego klanu, rodu czy dynastii, w każdym razie inteligencja zawsze w ''tych sprawach'' raczej przeszkadzała, inaczej przepustką do pornobiznesu byłyby osiągnięcia naukowe i wysokie IQ, a tu o zdecydowanie insze ''umiejętności'' się rozchodzi [ choć w dobie ''pornozofii'' cholera wi, czy nie zaczną tam aby wymagać habilitacji ]. Stąd wśród wybitnych umysłów zawsze występowała taka nadreprezentacja dewiantów : wariatów, pederastów, stulejarzy albo rozpustników [ co nie znaczy rzecz jasna, iż każdy pojeb lub pedał jest zaraz geniuszem ], rzadko kiedy i raczej na prawach wyjątku zdarzały się wśród nich stabilne emocjonalnie jednostki prowadzące uporządkowany tryb życia, posiadające liczne rodziny etc. Tak więc gdyby rzeczywistość była posłuszna wskazówkom pana Janusza dawno byśmy wyginęli, co tu zresztą gadać - ponieważ lubi on cytować swoich mistrzów z zamierzchłych epok, więc i ja pozwolę sobie przywołać ulubionego poetę z XIX w. Charlesa Baudelaire'a, który jakże trafnie ujął istotę sprawy : ''tylko cham rżnie się dobrze, a chędożenie jest liryką ludu'' - koniec kropka. Dlatego najgorszy prymityw lub psychopata cieszył się zawsze wzięciem u bab tak jak sucze u facetów z kolei, wcześniej uganiały się za gladiatorami lub cesarzami, teraz zaś ''demokratycznie wybranymi'' posiadaczami władzy, majątków, gwiazdami sportu, rocka czy rapu z których zdecydowana większość ma inteligencję na poziomie deski klozetowej i wrażliwość tapira, i doprawdy żaden wydumany ''socjalizm'' nigdy nie miał tu nic do rzeczy, ani też nie należy z tego tytułu stulejarsko fochować się na rzeczywistość. Sam Korwin jest żywym dowodem, że człowiek nie kieruje się rozumem, inaczej nie płodziłby dzieci mając świadomość - ujmując rzecz brutalnie, po darwinowsku - iż skoro wieko od trumny zaczyna mu wystawać z tyłka nie będzie w stanie realnie partycypować w ich wychowaniu, być dla nich prawdziwym ojcem. Gdzie będzie, kiedy zaczną dorastać? Jeśli nie w grobie już, czego mu przy całym braku dlań sympatii bynajmniej nie życzę, to i tak nieuchronne wyczerpywanie się ''resursu biologicznego'', starcze opadanie z sił bezwzględnie go z tego procesu wyeliminuje, żadna rozsądna i odpowiedzialna jednostka nie pakowałaby się w takową kabałę, ale cóż zachciało się dziadydze młodej cipki, i w sumie pogratulować, tyle że nie potomkom. Sprawy mają się więc tak, że gdy Janusz jak przystało na charyzmatycznego proroka nie dochowuje bynajmniej wierności głoszonym przez się tezom, a może nie kuma już nawet co sam wygaduje, wyznawcom Krula pozostaje panowanie na wirtualnym ''wolnym rynku'' istniejącym li tylko w ich głowach, w realu zazwyczaj dzierżąc ''berło'' w dłoni przed pornolem na kompie.

Pastwię się tak nad socjaldarwinistycznymi kocopołami prezesa rodem z XIX-ego wieku dlatego właśnie, iż zajeżdża od nich tym ''głupim stuleciem'' jakie wydało zjełczałe jadowite łajno pokroju heglizmu, marksizmu czy scjentyzmu itp. na czele z ''postępem'' - bodaj najgłupszą a na pewno najbardziej zbrodniczą ideą jaką zrodziła kiedykolwiek ludzkość. Konstatacja ta nie czyni mnie bynajmniej jakowymś ''neo-luddystą'' i wrogiem rozwoju technologicznego, a jedynie bezmyślnej fetyszyzacji tegoż w wykonaniu jego wyznawców takich właśnie jak Janusz, który nie pojmuje, że trans- i post-humanistyczne pierdoły jakimi obecnie jesteśmy katowani, te wszystkie ''niebinarne kobiety z penisem'' i ''hybrydy ludzko-zwierzęce'' to późne pokłosie prometejskich napinek jego ulubionej epoki, logiczne zwieńczenie liberalnej idei wyzwolenia człowieka z wszelkich ograniczeń, w końcu i elementarnych wydawałoby się towarzyszących jego ludzkiej kondycji. Korwin jest typowym postępowcem przerażonym wszakże rezultatami ''postępów postępu'', sam to zresztą przyznał w jednym z obszernych wywiadów jakich udzielił Sommerowi, gdzie otwarcie oznajmił, iż gdyby przyszło mu żyć w czasach ''rewolucji przemysłowej'' pewnie byłby nim, ale dziś wszystko poszło tak bardzo na ''lewo'' dlań, że siłą rzeczy zepchnęło go na zachowawcze pozycje, ot cała tajemnica jego rzekomego ''konserwatyzmu''. Przykro mi Janusz, ale mówiąc Mrożkiem postęp to nie tylko ''przodem do przodu'', ale również, przede wszystkim nawet, tyłem do przodu czyli przysłowiowymi czterema literami LGTB, tak więc na finał horyzont dziejów przesłoniła jedna wielka pedalska dupa, sino-tęczawa od ostrego rżnięcia, zaiste godny tego miana ''koniec historii'' dla ''ostatniego człowieka''. Korwin hołduje typowo scjentystycznej, socjaldarwinowskiej i naturalistycznej wizji świata przypominającego doskonale przewidywalną maszynę parową zaprojektowaną i wprawioną w ruch przez jakowegoś deistycznego Wielkiego Architekta, albo samoregulujące się i samostwarzające perpetuum mobile, gdzie każdy trybik i tłok idealnie pasuje do siebie byle tylko nie zakłócać jego pracy jakimkolwiek ''interwencjonizmem państwowym'' stanowiącym tutaj odpowiednik grzechu pierworodnego, a wszystko będzie działać jak należy - ślicznie, sęk w tym, że ta infantylna koncepcja, naiwny obrazek niczym z pierwszych filmów Meliesa czy powieści Verne'a poszły się czochrać już dawno po odkryciu teorii WZGLĘDNOŚCI Einsteina i zasady NIEOZNACZONOŚCI Heisenberga, dzisiaj wiemy, że wszystko wokół bardziej przypomina wrzący kocioł lub amorficzną, wysoce niestabilną strukturę podatną na daleko idące i przypadkowe w dużej mierze zmiany, nieprzewidywalne zupełnie ''czarne łabądki'' jakie w  uporządkowanym świecie pana prezesa nie mają prawa się wydarzyć, a jednak do nich dochodzi. Tymczasem ignorując uparcie ten fakt Janusz próbuje dopatrywać się prawidłowości nawet tam, gdzie najczęściej o przeżyciu decydował ślepy traf czyli w zagładzie wschodnioeuropejskich Żydów - we wspomnianym wywiadzie dla ''mediów narodowych'' dowalił także jakoby pogromy i ludobójstwo jakiego doświadczyli miało uczynić z nich potęgę, gdyż zgodnie ze swoiście przezeń interpretowanym ewolucyjnym paradygmatem pozwoliły im wyeliminować spośród siebie durni i pokraki, ostali się tylko najlepsi : jeśli już było dokładnie na odwrót, doszło do czegoś w rodzaju selekcji negatywnej, większą szansę choć nie pewność przeżycia miały najgorsze szumowiny i kanalie, żydowscy szmalcownicy gotowi w tym celu przyprowadzić na Umschlagplatz nawet żonę wraz z dziećmi doskonale zdając sobie sprawę, iż jadą one do obozów zagłady, ale i to jak powiadam wcale nie gwarantowało sukinsynom ocalenia, tym rządził zazwyczaj przypadek czego pan prezes nie dopuszcza w ogóle do łba. Nawiasem gość robi kurwę z logiki, bo jeszcze przed chwilą głosił, iż nazistowska eksterminacja wariatów i kalek miała być formą nieuprawnionego ''interwencjonizmu państwowego'' zaburzającego ''naturalny proces selekcji'', a tu się jednak okazuje, iż ingerowanie weń niesie również dobroczynne skutki, nade wszystko jednak powinienem mu za to właściwie napluć w twarz, bo wedle przyjętych przezeń kryteriów jeden z moich dziadków, polski robotnik, który zmarł w niemieckim obozie pracy przymusowej zasługiwał najwidoczniej na swój los - spierdalaj chuju.

Tak więc kuceria zamiast bezmyślnie za swym wolnorynkowym fuhrerem wzdychać do epoki pierwszych parowozów, gdy królowały gorsety, jeśli chce być na czasie i w zgodzie ze swym radykalnie prokapitalistycznym przesłaniem a nade wszystko wychwalającą programowo konsumeryzm ''szkołą austriacką'', powinna przeprosić się z LGTB i pomaszerować na ''tęczawe'' parady hojnie przecież sponsorowane przez największe giganty finansowe i działających na skalę globalną, cieszących się międzynarodowym sukcesem przedsiębiorców, a nie pierdolić o ''socjalistach'' z Wall Street. Toż samo tyczy porno jakiego są zazwyczaj zachłannymi konsumentami, szczególnie iż bardziej szczęsne kuce, które miały okazję wreszcie zaruchać praktykują na czele z prezesem intensywnie nie tyle nawet liberalizm obyczajowy, co wręcz rozpasany libertynizm zarażając się przy tym kiłą, bowiem ''Janusz Korwin-Mikke wchodzi w mokrą cipkę, miłość do wolności przekazuje tak!'', że przywołam miszcza. Sex-biznes to interes jak każdy, rządzony regułami obowiązującymi w normalnej działalności gospodarczej, w dodatku o gigantycznych zyskach, nawet jeśli podawane przy tym sumy są zwykle przeszacowane to jednak na pewno w grę wchodzą miliardy dolarów, generujący pokaźną jeśli nie większą część ruchu danych w internecie, jest więc nań zapotrzebowanie konsumentów i -ek, a jak uczy elementarny rachunek ekonomiczny tam gdzie popyt, tam i winna występować podaż - ''byznes iz byznes''. Co więcej, stanowi on wręcz kreatywną część opartego na konsumeryzmie kapitalizmu, jego awangardę : przecież to na tym rynku przetestowano mikropłatności zanim weszły do powszechnego użytku przez banki i instytucje państwowe - gdy ktoś chce zrobić sobie dobrze zależy mu na czasie, stąd wdrożono procedurę upraszczającą maksymalnie transakcję, by skrócić klientowi męki oczekiwania na upragniony finał z własną ręką, ''potrzeba matką wynalazków'':). W każdym razie przemysłowa eksploatacja ludzkiej seksualności, a z tym właśnie mamy tu do czynienia, stanowi integralny element i logiczne poniekąd zwieńczenie opartego na konsumpcji pomnażania kapitału, toż samo tyczy pokrewnej jej prostytucji i ogólnie powszechnego rozpasania obyczajowego będącego pokłosiem kształtowania społecznych postaw sprzyjających napędzającemu gospodarkę konsumeryzmowi [ generalnie obejmuje to naszą już chyba tylko z nazwy biologię np. technologiczne zastosowanie organów i komórek pobranych z wyabortowanych ''przedludzi'', będących przedmiotem zyskownego handlu ze strony takich organizacji jak ''Planned Parenthood'' czy swoisty ''recycling'' truposzy praktykowany szeroko we Francji albo USA ]. Podobnie jeśli idzie o sprzedaż narkotyków - nie pojmuję co tak oburza kucerzy z ''NCzasu'' w tym, że dilerzy z Maghrebu i afrykańskiego interioru na którymś z francuskich przedmieść sprokurowali sobie chałupniczą tablicę reklamową, gdzie rzetelnie wyłożyli klienteli co mają do zaoferowania i za ile, przecież winni sprzyjać tym przedsiębiorczym młodym ludziom tak sekowanym przez opresyjne państwo jacy zamiast siedzieć na tyłku korzystając z ''socjalistycznych'' zapomóg wzięli sprawy w swoje ręce, konsekwentny zwolennik ''szkoły austriackiej'' i ''leSYFerysta'' powinien raczej domagać się, by mieli oni możność posiadania profesjonalnych wielkich banerów umieszczanych u wejścia do gett zachęcających oficjalnie do kupna ''towaru'' z którego żyje praktycznie zamieszkująca tam społeczność tworząca alternatywny, nieopodatkowany obieg ekonomiczny oparty na marokańskim haszyszu [ no chyba, że ktoś serio wierzy jak Bożydar Wiśniewski, iż istnienie karteli narkotykowych jest li tylko ''efektem państwowego monopolu na przemoc'' - taa, już widzę jak szefowie gangów zaakceptowaliby ''wolny rynek'' w tej materii, prędzej odrąbaliby ręce konkurencji ]. Tym bardziej iż proceder prania pochodzących stąd brudnych pieniędzy odpowiada za pokaźną część dochodów wielu szacownych instytucji finansowych, ale biznes narkotykowy nakręca koniunkturę nawet na rynkach, o które byśmy o to w ogóle nie posądzali np. sztuki współczesnej. Zbigniew Karkowski, polski kompozytor, który odniósł międzynarodowy sukces wprawdzie w hermetycznych mocno kręgach, niemniej przez to miał możność grać w najbardziej prestiżowych nowojorskich loftach i galeriach wyznaczających globalne trendy w tej dziedzinie, stąd znający artystowski kosmopolityczny światek od podszewki, w jednym z wywiadów otwarcie zasugerował, że głównym o ile nie jedynym uzasadnieniem istnienia ''sztuki nowoczesnej'' jest upłynnianie idących w miliardy szemranych dochodów szefów meksykańskich karteli narkotykowych, żydoruskich gangsterów, podejrzanych chińskich biznesmenów powiązanych z partią komunistyczną i triadą czyli ichnią mafią, a w końcu i nieróżniących się tak bardzo od tamtych rodzimych amerykańskich spekulantów giełdowych. Lech Majewski, reżyser filmowy z kolei ale i twórca video-artu, więc także obznajmiony z poruszaną tu materią, wspominał jak pomieszkując w willi jakiegoś topowego amerykańskiego malarza i swego przyjaciela zarazem [ nie pomnę nazwiska ale na pewno nie był to Warhol, mniejsza z tym ] był świadkiem metody jaką dziś prokuruje się ''wielką sztukę'' : do gościa dzwoni wieczorem nowojorski marszand składając szybkie zamówienie - ''stary, mam już ugadanego kupca, potrzebuję tylko na jutro obraz''. Facet więc w te pędy rzuca wielkie płótno na podłogę studia, nie certoli się z detalami nakurwiając ''akszynpejtingiem'' Pollocka, czyli chlapie farbą gdzie popadnie, ordynarnie jedzie wałkiem jakieś mazaje, po czym ostawia do wyschnięcia to gówno, które równie dobrze mógłby wymazać swoim kałem i spermą dorabiając tylko do tego odpowiednią ideologię [ koniecznie coś o ''buncie'' i ''walce z opresją'', najlepiej kościoła katolickiego ] a już rano leci ono kurierem do modnej galerii w Nju Jorku idąc błyskawicznie pod młotek za sumę jakiej przeciętny kuc w życiu nie obaczy, choćby nawet padł z przepracowania na swoim stanowisku w call-center. Bowiem idzie o to właśnie by przepierdalać jak najwięcej i w obłędnym wręcz tempie, gdyż forsy jest tyle, iż aby krążyła z odpowiednim rytmem w obiegu młyny muszą mleć z prędkością niemal ponaddźwiękową, nie ma więc czasu na dłubanie się w szczegółach i cyzelowanie formy jak dawniej - to dlatego skończone beztalencie jakim jest Marina Abramović, psychopatka i jawna satanistka, ''czerwona księżniczka'', bękart jakichś jugolskich uboli może robić za czołową obecnie artystkę światowej sławy ciesząc się uznaniem amerykańskiej i zachodnioeuropejskiej socjety, bo chucpa, obsceny i skandal z jakich słynie są najlepszym z marketingowego punktu widzenia kryterium oceny wartości [po]nowoczesnego ''dzieła sztuki''.

I można by tak jeszcze długo np. ciągnąc wątek szemranych powiązań między gangsterką, szoł-bizem i wielką finansjerą etc., ale tego com przytoczył aż nadto by wyrobić sobie należyty ogląd rzeczy. Pojmuję stąd wkurw takich jak mój znajomy, który onegdaj pomstował w mojej obecności, że sumę jaką zaoszczędził swą pracą jakiś patostreamer zarobił bez wysiłku li tylko wpuszczając kamerę do swej meliny, niemniej przedsiębiorcy jego pokroju powinni zrozumieć, iż z czysto wolnorynkowego punktu widzenia nie sposób nic zarzucić rzeczonemu patolowi. Przecież nie zmusza on nikogo do oglądania swych bluzgów i jeszcze płacenia za to, nie siedzi biernie na zasiłku ni żebrze na ulicach czy napada ludzi, wziął sprawy w swoje ręce i osiągnął jakiś tam sukces, czyż nie? Najwidoczniej istnieje popyt na jego usługi, więc jest pożyteczny zaspokajając go swym konsumentom, tak samo jak byle szlauf opierdalający za drobną opłatą gałę w szkolnej toalecie, czy dziwka dająca już profesjonalnie dupy klientom, diler serwujący chętnym dragi itd., stąd Rostowski, człowiek londyńskiego City jakby nie było, postępował najzupełniej zgodnie z logiką neoliberalnego kapitału włączając na zlecenie UE dochody z prostytucji i handlu narkotykami do oficjalnie liczonego PKB. Cóż, to biznes jak każdy inny i dla zdeklarowanego rozwolnościowca i leseferysty gospodarczego powinno jawić się skandalicznym absurdem właściwie arbitralne uznawanie jednych za legalne drugich zaś nie, toż to ''socjalistyczny'' interwencjonizm państwowy dławiący przedsiębiorczość i ''ludzkie działanie'' godny z tego tytułu najwyższego potępienia - argumentacja, że np. kurewstwo narusza aksjomaty samoposiadania i nieagresji odpada w przypadku dobrowolnego świadczenia usług przez ''sexworkerkę'' i takiejż umowy zawartej przez nią z alfonsem, wprawdzie wiele z tych kobiet jest zmuszanych do nierządu co faktycznie stanowi horrendum i współczesne niewolnictwo, ale też powiedzmy sobie szczerze, iż w ordynarnym przysłowiu : ''k... to nie zawód, a charakter'' tkwi spore ziarno prawdy, nie brak takich co robią to bo chcą i lubią tak zarobkować na życie, a wedle libertariańskiej aksjologii mają prawo czynić ze sobą i własnym ciałem co im się żywnie podoba, o ile tylko nie narusza to dobra drugiej osoby - na pewno nie jest nim batożenie dupy klienta na jego wyraźne żądanie. Chciałbym być dobrze zrozumiany : powyższe szyderstwa nie czynią ze mnie antykapitalisty, niechby i reakcyjnego, doceniam też pozytywy bycia konsumentem, sam przecież jestem jednym z nich i nie będę ściemniał, że nie lubię pooglądać od czasu do czasu gołą babę w necie, poza tym konsumeryzm może przecież przybierać także bardziej wyrafinowaną postać, choć co do zasady słuchanie ulubionego zespołu muzyki chóralnej i masowanie się pod pornole niczym istotnie się nie różni jeśli o to idzie, tak czy siak mamy do czynienia z konsumpcją jakichś treści [ aczkolwiek można połączyć jedno z drugim, gdy obdarzona słowiczym głosem śpiewaczka akurat ma duże cyce ]. Staram się rozpatrywać rzeczy całościowo, na ile oczywiście pozwalają mi ograniczone władze poznawcze śmiertelnika, jako ambiwalentne raczej jak bodaj wszystko na tym padole, stąd obok ewidentnych negatywów spekulacji typu patologiczna kreacja pustego pieniądza dosłownie z powietrza poprzez handel ''limitami CO2'' uznaję też, że może ona nieść pozytywną moc regulacyjną na rynku na wzór roli odgrywanej w świecie natury przez szczury, robale i grzyby rozkładające zwłoki co wprawdzie jest odrażające i niemożliwie cuchnie, niemniej summa summarum niesie dobroczynny efekt dla przyrody, tu podobnie spekulanci pozwalają klientom pozbywać się ryzykownych aktywów udrożniając tym samym obrót giełdowy itp. W ogóle gracz rynkowy jawi mi się jako figura emblematyczna dla świata wysokiego ryzyka i daleko posuniętej niepewności w jakim przyszło nam obecnie żyć, stąd nie podzielam bynajmniej zdecydowanie jednostronnego osądu tego środowiska przez Karonia - niewątpliwie pan Krzysztof ma wiele osiągnięć na koncie w demaskowaniu ewidentnie zbrodniczej natury marksizmu, tak ''klasycznego'' jak i współczesnego i tego nikt mu nie odbierze, ale jeśli idzie o ekonomię pieprzy niemal takie same smuty jak Korwin : jak trafnie ujął to jeden ze znajomych skądinąd ceniący go również, lecz nie ślepo, którego drobny fragment prywatnej korespondencji przywołam tu za jego zgodą ''Karoń nie pojmuje, iż giełda to nie tylko spekulacja, ale i inwestycje, sprzedaż akcji pozwala przedsiębiorstwom uzyskać dopływ finansów zapewniający im rozwój'' itd., insza inszość, że w świetle tego o czym niedawno mi pisał to już chyba pieśń przeszłości, bo przynajmniej na warszawskiej giełdzie panuje ponoć straszna posucha, ale roztrząsanie tego stanu rzeczy i jego przyczyn pozostawię specjalistom. W każdym razie podzielam jego zdanie, że Karoń wykazał się dużą dozą bezczelności, by nie powiedzieć chamstwa rzucając w twarz traderom, że są ''złodziejami'', bo obok niewątpliwie wielu patusów pamiętajmy są w tym środowisku ludzie ryzykujący własnym majątkiem na często naprawdę duże sumy, jeśli ktoś jest w stanie podjąć to wyzwanie wykupując opcje już nie na godziny, ale minuty wręcz i wygrać musi być naprawdę przechujem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wprawdzie pan Krzysiek i jego wyznawcy mogliby replikować, że kieszonkowiec także musi wykazać się śmiałością i zdolnościami manualnymi etc. uważam jednak w świetle wyżej przytoczonych faktów podobne epitety mieszające z błotem wszystkich spekulantów giełdowych po równo za wysoce niesprawiedliwe, rzecz jest nieco bardziej złożona by ją załatwić tak prostackimi formułami. Pomijam już, że w optyce Karonia uznającego wzorem tak klasycznych liberałów jak i marksistów pracę za źródło bogactwa nie mieści się w ogóle ten elementarny dziś wydawałoby się fakt, że rozrywka stała się pracą, prawdziwym przemysłem dającym zatrudnienie nieprzeliczonym rzeszom ludzi i generującym większe zyski niż niejedna bardziej tradycyjna gałąź gospodarki jak górnictwo czy hutnictwo dajmy na to, dotyczy to nie tylko wykonawców muzyki pop, gwiazd kina i telewizji, ale i gier komputerowych - jako horrendum z tej perspektywy musi jawić się, że ludzie ''tracą czas'' na nie, a co najgorsze są gotowi płacić ciężką kasę za oglądanie najlepszych graczy gromadzących podczas publicznych rozgrywek publiczność wypełniającą całe stadiony! A szkoda iż pan Krzysztof ignoruje tenże ''przełom konsumpcyjny'' podobnie zresztą jak i uznający go jedynie formalnie korwiniści bez wyciągania należytych z tego tytułu konsekwencji, bowiem świetnie nadaje się on do merytorycznego zaorania marksizmu, wykazania jego anachronizmu i kompletnej nieprzystawalności do realiów współczesnego kapitalizmu - nawet czołowy obecnie ''marksolog'' David Harvey przyznaje, iż III tom ''Kapitału'' traktujący o rodzącym się na oczach Marksa w drugiej poł. XIX w. kapitalizmie spekulacyjnym, skompilowany po jego śmierci z luźnych i przez to chaotycznych, pełnych sprzeczności notatek przez Engelsa w sztuczną całość, przeczy dwóm poprzednim [!], gdzie to praca stanowi podstawę ekonomii. Wprawdzie bańki spekulacyjne miały już miejsce w XVII w., ale to w owym czasie dopiero ''paryska synagoga giełdowa'' wedle określenia samego Marksa z jego pamfletu ''Pan Vogt'', o londyńskiej już nie wspominając, stają się światem samym w sobie nabierając autonomicznego charakteru a odbywający się na nich obrót aktywami zaczyna generować zyski przy których bledną przynoszone przez konwencjonalną wymianę handlową i produkcyjną.

Na tym tle widać wyraźnie, iż jako ideologiczna ''otoczka'' tegoż systemu liberalizm stanowi rodzaj politycznego aspergera zdatny chyba jedynie dla nieszczęsnych jednostek cierpiących na tę przypadłość, indywidualistyczny autyzm, solipsyzm dla ubogich duchem czyniący z każdej formy wspólnotowego działania i odpowiedzialności wyklinany tak przez się ''kolektywizm''. Wprawdzie co bardziej świadome niuansów swej doktryny kuce jak Marcin Chmielowski na przykład mogłyby w odpowiedzi przywołać choćby koncept ''tysiąca Liechtensteinów'' Hoppego, czy popularne wśród części libertarian neośredniowieczne resentymenty i tęsknotę za dobroczynnym ponoć z ''wolnorynkowego'' punktu widzenia rozdrobnieniem dzielnicowym małych wspólnot, sęk w tym, iż doskonale one współgrają paradoksalnie z neoliberalnym, globalistycznym walcem, który bynajmniej nie potępia nacjonalizmów jako takich, a jedynie te co stoją mu na drodze, przede wszystkim związane z istnieniem państw narodowych, natomiast nie ma nic przeciwko rozsadzającym je od środka separatyzmom rzeczywistych mniejszościowych etnosów jak szkocki czy kataloński jak i tym bardziej wydumanych w typie ślązakowskiego. Ostatni przykład jest szczególnie interesujący, bowiem biorąc pod uwagę zaangażowanie na jego rzecz takich zdeklarowanych ''wolnościowców'' jak Norbert Slenzok czy Jacek Sierpiński spokojnie można założyć, że dążyliby oni do przekształcenia wykrojonego z terytorium Polski państewka ślązakowskiego w rodzaj raju podatkowego dla ''wolnej przedsiębiorczości'' na wzór Luxemburga w jaki zamienił go Juncker, a nawet gdyby zdobyła w nim władzę frakcja ''narodowosocjalistyczna'' wśród separatystów twór ów miałby jeszcze mniejsze możliwości oparcia się naciskom globalnego kapitału, niż i tak żałośnie słabe pod tym względem polskie państwo, i o to właśnie chodzi w podsycaniu rojeń o ''autonomii Śląska'', a tak naprawdę jego rzekomej ''niepodległości'', i ogólnie chorej libertariańskiej ideologii ''secesjonizmu'' [ przy czym nie mają tu znaczenia intencje większości jej aktywistów, niechby i szczere, co nie zmienia faktu, że realia w jakich przyszło im działać i przewidywalne rzeczywiste rezultaty zaangażowania czynią z nich li tylko bandę pożytecznych idiotów i frajerów wykonujących brudną robotę dla decydentów planetarnego zamordyzmu, przykro mi ]. Jeszcze lepiej widać to na przykładzie poparcia dla masowej migracji, rzekomo niezbędnej dla ''wzrostu gospodarczego'' - nie ukrywam dostałem kurwicy, gdym obaczył jak Gwiazdowski z tym swoim obleśnym, cynicznym uśmieszkiem oznajmił ot tak kucom na jakimś przedwyborczym spotkaniu, że ''potrzebujemy gdzieś od 5 do 10 MILIONÓW migrantów do pracy by utrzymać obecny wzrost ekonomiczny'' : ja p..., tuman skończony zachwala nam radośnie prawdziwą inwazję Hunów, i nie znalazł się nikt na sali by rzucić mu w ryja jak należy ''zamknij się sukinsynu!'' o przypierdoleniu już nie wspominając. Nad katastrofalnymi skutkami jakie napływ tak ogromnej rzeszy ludzi obcych nam zupełnie kulturowo i cywilizacyjnie miałby dla Polski trzeba będzie pochylić się w osobnym wpisie, tu jedynie zasygnalizuję, że jeśli pan Robert podziela najwidoczniej opinię swojego kumpla Kaźmierczaka, że nacjonalizm to jakieś ''pierdoły rodem z XIX w.'', bo tylko tym można tłumaczyć jego rozkoszną niefrasobliwość z jaką rai nam narodowe samobójstwo, niech to powie Turkom i Kurdom regularnie napierniczającym się ze sobą na ulicach niemieckich miast, a więc niemal tuż za miedzą, ba - widziałem demonstracje separatystów Katangi w greckich Salonikach i Wiedniu, bazujących na konflikcie jaki w Kongu toczy się gdzieś od przełomu lat 50/60-ych XX w., i jak widać nadal tam żywym. Ktoś mógłby wprawdzie pozornie zdroworozsądkowo zauważyć co niby wspólnego może mieć kraj leżący dosłownie w środku Afryki z Grecją czy tym bardziej Austrią? - no właśnie przez takich bezmyślnych, głupich skurwysynów jak Gwiazdowski już ma, i to jak! Bowiem globalizacja nie oznacza, jak roją sobie to lewacy pospołu z liberałami, zanikania dzielących ludzkość różnic na tle etnicznym, rasowym, religijnym, politycznym, cywilizacyjnym etc., ale na odwrót właśnie, nabierają one przez to GLOBALNEGO charakteru, i teraz konflikt z jednego krańca świata przenosi się błyskawicznie na drugi, stąd przestają już obowiązywać powiedzenia ''moja chata z kraja'' i ''gdzie Rzym, gdzie Krym'' - dlatego sprowadzenie tak ogromnej liczby migrantów np. z Azji centralnej jak chcą janusze byznesu ze związku zawodowego Kaźmierczaka, którym niestety sekunduje po cichu rząd Maowieckiego, będzie w praktyce oznaczało przeniesienie tamtejszych sporów na nasz teren, konkretnie nienawidzący się wzajem jak psy Tadżycy z Uzbekami i Kazachami czy Turkmenami będą napierdalać się na Marszałkowskiej lub nawet kieleckim deptaku na Sienkiewicza tak jak to już czynią muzułmanie z Sikhami na ulicach Londynu i pomniejszych brytolskich miast dajmy na to, radzę więc przygotowywać się mentalnie na podobne egzotyczne póki co dla nas obrazki, bo wedle wszelkich znaków niestety raczej niedługo potrwa ta idylla [ no chyba, że idzie o dostarczenie na rynek kolejnych bezmyślnych konsumentów w myśl opisanego wyżej patologicznego mechanizmu nakręcającego współczesną ekonomię, ale w takim razie mówcie o tym wprost zamiast pierdolić o ''syryjskich inżynierach'' ]. Ślepota Gwiazdowskiego jest wyrazem fundamentalnego błędu doktrynalnego zarówno liberałów jak i socjalistów dla których pospołu ''materialne stosunki produkcji'' czyli ogólnie mówiąc ekonomia stanowi podstawę wszelkiej racji, wielu też może nie zaraz libertariańskich ''autonomistów'', ale na pewno klasycznych liberałów i ''austriaków'' podpisałoby się pod kocopołami Marksa z ''Ideologii niemieckiej'' jakoby rynek światowy stwarzał podstawy dla ukonstytuowania się uniwersalistycznej ludzkiej wspólnoty unieważniającej wszystkie dotychczasowe różnice sprowadzając je do prostackiego, binarnego podziału między wyzyskiwanymi a wyzyskiwaczami, jakkolwiek inaczej tylko definiowanymi, znamienne jednak, że zarówno modelowy proletariusz i burżuj, jak i ''wyklęty lud Ziemi'' przedsiębiorców umęczony utrzymywaniem z ich podatków armii zbędnych urzędasów oraz pasożytującej na socjalu hołoty, jednako nie mają właściwie rasy, płci, etni, nie reprezentują danego światopoglądu lub religii itd. Zsekularyzowanemu całkiem libkowi wyjałowionemu z wszelkiej niemal metafizyki nie mieści się w głowie, że np. transakcje finansowe mogą być pobożne, lub nie - a to już poważny dylemat dla wyznawcy ortodoksyjnego judaizmu lub islamu, które regulują w najdrobniejszym nawet aspekcie życie religijnego żyda czy muzułmanina, także prowadzoną przez nich działalność gospodarczą. Ciekawym też jak mogłaby wyglądać konfrontacja wolnorynkowego mądrali czy inszego jebawczanina z dajmy na to kurdyjską anarchokomunistyczną nacjonalistką i muzułmańską feministką zarazem walczącą z karabinem w dłoni o niepodległość swojej ''ludowej ojczyzny'', gdyby zaczął pouczać ją z typową dla takowych stulejarzy arogancją pierdołami Hayeka, że nacjonalizm jest be, bo to ''bliźniaczy brat socjalizmu'' i wyklętego tak przez liberałów ''kolektywizmu'' - chybaby go rozjebała za to z kałacha, i miałaby w tym stuprocentową słuszność.

Należy przy tym podkreślić, że głupota Gwiazdowskiego jest solidnie ugruntowana doktrynalnie w kretynizmie samego Misesa, który w tym duchu właśnie pierdolił w swoim programowym dziełku ''Liberalizm w tradycji klasycznej'' broniąc tam ''ludzkiego prawa do emigracji'' [sic!], bowiem wg jego słów spoglądając na rzecz ''z punktu widzenia ludzkości'' i ''dobrobytu ogółu'' ograniczanie swobody przepływu pracy miało skutkować jakoby ''obniżaniem jej wydajności i zmniejszeniem dóbr będących do dyspozycji całego rodzaju ludzkiego'' - znowu ten pieprzony uniwersalizm i typowa dla globalisty pogarda dla ''szczegółu'' jak los danego etnosu lub innej lokalnej wspólnoty : ty mi tu liberale nad poziomy nie wylatuj, tylko wracaj prędko na Ziemię, ale już! Ja ci się dam szwendać po obcych landach, odjebało normalnie odjebało - nie wiem co trzeba mieć we łbie by uzurpować sobie w ogóle przemawianie w imieniu ''ludzkości'' [ ale kogo konkretnie?! bo człowiek zawsze jest jakiś : biały, czarny, żółty itd. nawet gdy jest ''niebinarną kobietą z penisem'', przed tożsamością choćby nie wiem jak ''patchworkowatą'' nie uciekniesz ], skończony dupek zeń był albo nawdychał się eteru czy jakimi to świństwami narkotyzowali się w dekadenckim Wiedniu gnijącej C.K. monarchii, inaczej nie  potrafię sobie wytłumaczyć podobnie monstrualnej dozy bezczelności i arogancji na jaką się tu herr Ludwiś zdobył. Oto ''herezja ekonomizmu'' w stanie czystym - i cóż się dziwić, że jego późny wyznawca, epigon znaczy się jakim jest Bożydar Wiśniewski sadzi niemożebne farmazony, iż zasadniczy problem dzisiejszej ludzkości zasadza się na tym jakoby, że ''szerokie rzesze, nauczywszy się myśleć w sposób ekonomiczny, nie oduczyły się jednocześnie myśleć w sposób polityczny — tj. przez pryzmat syndromu sztokholmskiego, libido dominandi'' etc., stąd ''społeczeństwa świata rozwiniętego zatrzymały się w połowie drogi od barbarzyństwa do cywilizacji'', dlatego ''koniecznym dopełnieniem wielkiej ideowej zmiany, jakim było upowszechnienie się dojrzałego myślenia ekonomicznego w XVIII i XIX wieku, musi być zatem równie wielka ideowa zmiana polegająca na upowszechnieniu się odruchowej niechęci do grabieżczej niedojrzałości, jaką jest myślenie polityczne'' - o k..., nie wiedziałem, że arystotelesowskie zoon politikon to przejaw ''paleolitycznego trybalizmu i satysfakcji z przynależności do gangu największego z lokalnych rozbójników''! Nie czuję się w prawie wypowiadać krytycznie na temat wiedzy ekonomicznej pana Bożydara, niechby imponującej nawet, ale zęby mnie bolą od jego ziejących programowym jak widać kretynizmem politycznym wywodów jak to cudnie będzie w ''akapie'', bo ''społeczeństwo dobrowolne z definicji pozbawione byłoby struktur władzy, które mógłby przejąć ewentualny agresor, tym samym kontrola takiego społeczeństwa przez ewentualnego zwycięskiego agresora byłaby bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa, a w każdym razie wysoce nieopłacalna'' - uhm, los dawnej RzPlitej, która przypomnę ''nie rządem, a prawem i dobrymi obyczajami'' miała stać najlepszym tego dowodem... Jeśli zaś sądzi on, że uwłaszczenie chłopów ''wykluczonych'' w systemie pańszczyzny [ wcale nie tak okrutnie jak to się do dziś utrzymuje, niemniej jednak ] coś by pod tym względem zmieniło w ówczesnych realiach, polecam w takim razie jako najlepszy środek zaradczy pierdolnięcie się czymś mocno w łeb, i ponawianie tej czynności aż do skutku. A propos : pomieniony wyżej Chmielowski, obok Wozińskiego, który ostatnio nieco otrzeźwiał i może Mentzena jeden z niewielu żywych dowodów na to, że kuce jednak dorastają i kurwinoza jest uleczalna, przynajmniej w jakimś stopniu [ bo jak nie grozi kliniczny Niemagister na stare lata ] miał chyba jakiś moment zaćmienia umysłu, gdy podczas wywiadu z ''wapniakiem'' na YT palnął, że co by nie mówić o Korwinie gość nie poddaje się mimo tylu porażek w wyborach, stąd należy docenić jego upór i konsekwencję w działaniu - nie powiem lekko mi przy tym szczęka opadła, bo to jakby pacjentowi szpitala psychiatrycznego cierpiącemu na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne regularnie usiłującemu przebić głową ścianę dokładnie w tym samym miejscu, pielęgniarze i dyżurny psychiatra zamiast zaordynować nieszczęśnikowi kaftan i pokój bez klamek dla jego własnego bezpieczeństwa jak należałoby, zaczęli go za to wychwalać i obdarzać jeszcze cukierkami. Każda normalna jednostka posiadająca odrobinę choć RiGCzu [ rozumu i godności człowieka znaczy się ] jeśli ciągle będzie się wykładać na jakiejś czynności mimo ponawianych nieustannie prób, da sobie w końcu spokój uznawszy bez histerii, iż najwidoczniej nie jest to jej przeznaczone i należy poszukać sobie innej dziedziny, gdzie lepiej się sprawdzi - ale nie Korwin i jego zwolennicy! I mamy go jeszcze za to podziwiać? - no chyba, że nie idzie o to, by złapać króliczka lecz gonić go, jak wiadomo system dotacji budżetowych dla ugrupowań politycznych jest tak ustawiony, że i partyjka pod progiem wyborczym się pożywi, i to rzecz jasna nie jest pasożytowanie na państwowym socjalu i pieniądzach podatników, gdzieżby... Bawi mnie, kiedy Mentzen, dorosły i inteligentny jakby nie było człowiek ''odkrywa Amerykę'', że ludzie nie są jednak stereotypowymi, kierującymi się racjonalnym rachunkiem ''homo oeconomicusami'' i jak pozostawi im się wolną rękę jeśli idzie o oszczędzanie na starość sami z siebie o to nie zadbają, konieczna stąd jest jakaś forma przymusu państwowego w tym względzie, no ale tak to jest jak człowiek poza lekturą ''Ludzkiego działania'' świata nie widzi, musi więc przeczytać następną książkę by coś doń w ogóle dotarło. Wkurwił mnie jednak przede wszystkim klasycznym dla kurwinowca tekstem ostatnio, że ''Polacy najwidoczniej odpuścili sobie pogoń za Zachodem'' i dali kupić socjalem - k... mać, pamiętam jak ten skurwysyn Balcerowicz pierdolił w okienku telewizyjnym w '89, że jak tylko zaciśniemy pasa to za 25 lat ''dogonimy Zachód'' - minęło ćwierć wieku, a ten chuj dalej tak bredzi, ile więc jeszcze się pytam?! Polacy w swej masie wcale nie są tak głupi za jakich mają ich zadufane kuce, może i chłopskim ale swoim rozumem zaczynają pojmować wreszcie, że to nie my wyznaczamy reguły tej gry, stąd nie mamy w niej szans na zwycięstwo choćbyśmy się nawet zesr... i nie wiem jak wielkie ''obniżenie kosztów pracy'' i tak nie pozwoli nam realnie konkurować z kobietami i dziećmi pracującymi na drugim krańcu Eurazji w warunkach niemal rodem z XIX-wiecznych fabryk - chyba, że posłuchamy Gwiazdowskiego nad którym tak cmokają Sławuś wraz z Marcinem, wtedy rzeczywiście będziemy mieli tu ''drugi Bangladesz'', a może nawet obecną Libię, ideał każdego kucerza, gdzie nie marnotrawi się pieniędzy podatników na państwową służbę zdrowia i inne tego typu pierdoły, a ''prywatne agencje ochrony'' plemiennych klanów i watażków rozparcelowały cały kraj, niemal idealny ''akap''! 

Ludzie, dajta sobie już spokój z tym ''austriackim gadaniem'' jakim jest ''misesizm-hayekizm'' - raz, że zwodzi on młode umysły niedojebów wizją rajskich łąk zdatnych jedynie dla wypasu libertariańskich kucyków Pony, gdzie w warunkach pozbawionych ingerencji takich irracjonalnych i właśnie dlatego przemożnych czynników miotających ludzką naturą jak zawiść, chciwość czy poplecznictwo swobodne jednostki są w stanie podejmować w miarę racjonalne wybory życiowe, przede wszystkim jednak zabawa w ''wolny rynek'' nie ma sensu, bo wystarczy, iż ktoś z zewnątrz wywróci stolik i po sprawie, tak jak z tym ''tysiącem Liechtensteinów'', które zmiotłaby w proch jedna porządna inwazja nowego Czyngiz-chana. Kontraktualizm społeczny wyalienowanych autystyków stanowiący libertariański ideał polityczny może zaistnieć jedynie w ''masturbacyjnych fantazjach pryszczatych chłopaczków'' - jasne, obalmy rządy państw wraz z towarzyszącą im tyranią banków centralnych produkujących pustą monetę i ustanówmy globalny anarchokapitalizm, tylko kto tego dokona i będzie gwarantem stabilności wolnorynkowego porządku, dochowania zawieranych na nim na zasadzie dobrowolności umów itd. : ''janusze'' i ''mariole'' byznesu świata całego, którzy sami z sobą nie są w stanie dojść do ładu, bo zaraz jednemu upierdoli się, że sam zostanie prezydentem a innej ''dyktatorką'', gdyż nic tak nie pociąga ludzi interesu jak władza właśnie?! Nawet do Wozińskiego dotarło w końcu, że nie obejdzie się bez hegemona, który wyznaczy jego ramy ustawiwszy odpowiednio resztę towarzystwa stosując starą dobrą metodę ''kija i marchewy'' [ czyli tak wyklinaną przez Bożydara Wiśniewskiego ''polityczność'' ] - dokładnie jak uczyniły to ''wolnorynkowe'' USA, które przejęły aktywa dawnej brytyjskiej metropolii kolonialnej i zmiażdżyły Japonię oraz kontynentalną konkurencję Niemiec a później ZSRR, uprzednio je wykreowawszy de facto, po czym włączyły w swój system udzielając koncesji, ale już na własnych zasadach. W praktyce więc gdy przychodzi co do czego rozwolnościowcy korzą się przed batem, świadectwem choćby peany pod adresem euro w wykonaniu współczesnego ''arcyaustriaka'' Huerty de Soto [ ''hesus'' nie przechodzi mi tu przez gardło ], bowiem pieniądz ten - modelowy wręcz przykład ''fiat money'' przecież - ma wedle jego słów ograniczać ''socjalne rozpasanie'' pozbawionych walut narodowych krajów wymuszając na nich drastyczne cięcia w sferze wydatków publicznych i ''przerośniętej struktury państwa opiekuńczego'', dlatego też wszystko to ''powinno być przyjmowane z radością i nadzieją przez zwolenników wolnego rynku i ograniczenia rozmiarów rządu''... Tak, dokładnie : wg hiszpańskiego ekonomisty wspólna unijna waluta stanowiąca główne narzędzie budowy europejskiego super-państwa sprzyja urzeczywistnieniu liberalnego ideału jakim jest rząd ograniczony do roli ''nocnego stróża'', i faktycznie sprowadza ona władze poszczególnych krajów do poziomu zwykłego ciecia, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, iż ktoś tu robi kurwę z logiki. Pomijam już, że tak zachwalane przez de Soto ''programy oszczędnościowe'' ch-ja za przeproszeniem dały, bo nie w rzekomym ''socjalizmie'' tego czy innego państwa europejskiego tkwi przyczyna problemu, znamienne zresztą, iż na poziomie samej UE doktrynalna hegemonia neomarksizmu złajdaczonego mocno z innymi nurtami politycznymi na postmodernistyczną modłę, gładko współistnieje z praktykowanym w sferze ekonomicznej przez euro-lobbystów neoliberalizmem - do rangi symbolu urastają tu peany na cześć Marksa w wykonaniu bankstera i przekręciarza Junckera oraz monument Karola świeżo ufundowany w Trewirze przez chińskich komunokapitalistów. Mimo to nie potępiam w czambuł libertarian, bo sam wyszedłbym na jednego z nich, czyli zarozumiałego dupka apodyktycznie narzucającego innym swój punkt widzenia, stąd dostrzegam też pozytywy ''wolnościowego'' przesłania i szansę dlań choćby jako kontry wobec zagrożeń statolatrii, wszakże na miarę realiów pocz. XXI w. czyli globalistycznej i to nie tylko tej na poziomie supra-państwowym i ponadnarodowym, ale i oddolnej ''samorządności'' co może stanowić niewątpliwie wyzwanie dla wielu ''autonomistów'' fetyszyzujących ideał lokalnej wspólnoty niechby opartej na kontraktualizmie zindywidualizowanych do szczętu aspergerów, stąd nie mieści im się w głowie, że takowa władza nie wiem nawet jak demokratyczna i transparentna może być bardziej zamordystyczna niż centralny ''rząd warszawski'' dajmy na to [ choć przyznajmy Bożydar Wiśniewski w jednym ze swych wykładów dopuszczał możliwość, iż wymarzony Lichtenstein mógłby okazać się małą III Rzesz[k]ą czy ''republiką rad'', politycznie klaustrofobicznym ''kleinraumem'' ]. Na to jednak liberałowie i ich późni ideowi epigoni musieliby porzucić swe anachroniczne XIX-wieczne jeszcze, a nawet rodem z zeszłego stulecia przesądy jakim nadal w swej masie hołdują i przeprosić się z państwem narodowym choćby na zasadzie ''mniejszego zła'', bo to nie one dziś jest dla nich największym wrogiem miażdżone w trybach ładu ekonomicznego formującego planetarną gładź bez granic by nic nie zakłócało cyrkulacji kapitału, co rzecz jasna nie oznacza, iż wszystko należy mu wybaczać np. podpisuję się w pełni pod postulatami jednej z ustaw Mentzena by znieść barbarzyńską praktykę przetrzymywania latami więźniów w aresztach zwanych ''tymczasowymi'' chyba jedynie na urągowisko. Uznaję też zasadność obiekcji czy aby dobrym pomysłem oględnie zowiąc jest podjęta najwidoczniej przez PiS próba budowy kosztem rodzimych średnich i drobnych przedsiębiorców kapitalizmu państwowego na kontynentalną modłę opartego jak w modelu niemieckim na przemysłowych gigantach w sytuacji, gdy w zdecydowanej większości działających w Polsce dużych firm dominuje obcy kapitał. Należy jednak mieć świadomość, iż dzieje się tak, gdyż ''klasa średnia'' w Polsce to fikcja, nawet gospodarczo ''skorwinizowani'' ze szczętem Otoka-Frąckiewicz z Ziemkiewiczem to przyznali w jednym z ostatnich swych programów przytaczając dane z których jednoznacznie wynika, iż gros działających nad Wisłą ''przedsiębiorców'' przypomina te rzekomo ''przebojowe'' i ''aktywne zawodowo'' Polki postawione przed rozkoszną alternatywą przez pracodawcę : ''przechodzisz na samozatrudnienie, albo wypier...'' [ ale za to ile w statystykach mamy ''biznesłómen''! ], czyli że zdecydowana większość z nich ''wyzyskuje'' sama siebie. Dlatego kolejne ekipy rządzące nie muszą się z nimi liczyć, za to ich frustrację kanalizują żerując na niej takie przegrywy jak Korwin i jego trzódka z czego jak widać też można nieźle żyć, nie zmienia to wszakże faktu, iż traktowanie ich wszystkich na równi jako bumelantów i złodziei kombinujących tylko jak by tu oszukać państwo jest niesprawiedliwe, nawet jeśli przysłowiowe już Janusze i Mariole byznesu solidnie na swe miano sobie zapracowali robiąc w ch... także pracowników, ale i oni niejednokrotnie im w procederze nie ustępowali, więc na dwoje babka wróżyła [ w każdym razie umiejętnie nagłośnione ostatnio wypowiedzi Jaro tchnące ledwo wobec takowych skrywaną pogardą pchną zapewne wielu z nich w objęcia PO-KO lub kondomitów ]. Najbliższe lata będą rozstrzygające jeśli idzie o jasność w temacie, czy to państwo jest faktycznie nasze czy też jedynie z nazwy [ kwestia horrendalna dla żyjącego we własnym mózgu anarchokapitalisty ], a probierzem będzie przede wszystkim tzw. ''ustawa 447'' i jej ewentualne konsekwencje, co niezależnie od pierdolenia Michalkiewicza stanowi realny problem - oby znowu obcy hegemon nie kazał nam srogo płacić za nadanie należytej rangi sprawie polskiej tak jak Napoleon, co wprawdzie summa summarum było dla nas korzystne, lecz poniesione koszta okazały się straszne by wspomnieć ''sumy bajońskie'' czy udział w poronionych eskapadach jak wyrąbywanie sobie przez Francję ''drogi do Indii'' przez Egipt albo tłumieniu haitańskiej rebelii voodoo : hmm, czy to aby czegoś nie przypomina... 

Jak widać z powyższego w rozwolnościowej typologii jawię się jako ''umiarkowany faszysta'' - daleko mi do furiackiej statolatrii, niemniej nie dostrzegam póki co lepszej formy społecznej organizacji jak państwo narodowe przy wszystkich jego wadach, jak powiedział mi niedawno znajomy, i to anarchista [!] obserwując zakazane gęby policjantów ochraniających paradę LGTB w Kielcach nawet on doszedł do wniosku, że lepiej jednak mieć tych sukinsynów po swojej stronie, bo przynajmniej w ryzach trzymają ich wtedy pewne procedury, jakkolwiek działający z nimi w zmowie prokuratorzy i sędziowie w końcu i tak ich wybronią to muszą się tłumaczyć i trochę niechby krygować, a nie daj gdyby przeszli do mafii gdzie obowiązuje już tylko ''prawo ulicy'' i totalna ''wolna amerykanka'', leninowskie ''kto kogo'' - frajerzy rojący o ''akapie'' jak Bożydar Wiśniewski skończyliby wówczas pierwsi jako sprzedani na rezerwuary organów niewolnicy [ z drugiej głoszący ''cnotę egoizmu'' obdżektywiści, czy rothbardianie dla których ludzki płód jest naruszającym dogmat ''samoposiadania'' matki pasożytem mogliby się w takowych warunkach świetnie odnaleźć, szczególnie zaś głoszący hasło ''wolnoć Fritzlu w swojej piwnicy'' tzw. propertarianie, dla których najzupełniej ''moralne'' jest gwałcenie dzieci, boć przecież nie posiadają one jeszcze RiGCzu, ale - uwaga! - jedynie własnych, wiadomo ''święte prawo'' itd. ]. Uznaję zasadność narzekań na faktycznie absurdalnie rozdętą administrację na szczeblu centralnym i samorządowym co w efekcie przekłada się na paraliż decyzyjny władzy i ogólną dysfunkcyjność całej machiny państwowej, tyle że nie wiem co innego mogłoby w obecnych warunkach równie skutecznie zaabsorbować niechby ''po znajomości'' część przynajmniej roczników, którym wyrządzono krzywdę studiami ''parketingu i zamącania'' powołanymi wyłącznie po to, by dać zatrudnienie byłym lektorom szkół partyjnych i historykom ''ruchu robotniczego'', czym pozbawiono perfidnie miliony młodych Polaków/ek szansy zyskania jakichkolwiek pożytecznych umiejętności. Chętnie dowiedziałbym się więc od Karonia jaki ma cudowny pomysł by zmobilizować tych zasiedziałych już przy biurkach ludzi, aby ruszyli tyłki zastąpić na budowach Ukraińców i Nepalczyków, bo patrząc trzeźwo bez ostrej zapaści i przymusu ekonomicznego oraz dzikiego terroru faktycznie się nie obędzie, a i wtedy należałoby koniecznie zamknąć granice, gdyż zdecydowanej większości bardziej opłacałoby się podcieranie tyłków starym esesmanom i zapieprz w pruskich fabrykach, niż niewdzięczna orka na rodzimym ugorze za psi grosz, a na nic innego nie można tutaj liczyć, póki Polska będzie skazana na niedorozwój ekonomiczny jako podrzędna część wszechniemieckiego, paneuropejskiego ''Grossraumu''. Nie stanowi to wszakże żadnego argumentu za masowym sprowadzaniem tu migrantów, absurdalnym nawet ekonomicznie, ale w ostateczności wolałbym aby PKB poleciało na pysk i nie dojadać, niż drżeć z obawy przed wyjściem na ulicę bo banda dzikusów zaszlachtuje mnie we własnym nominalnie już tylko kraju. Niestety decydenci globalnej ekonomii nie mają takich problemów, stąd uważają inaczej bo też i nie tylko całkiem niemal wyobcowany kapitał spekulacyjny, ale nawet konwencjonalna działalność produkcyjna może dziś prosperować niezależnie od lokalnych uwarunkowań, choćby przy totalnym rozpierdolu danego kraju czego dowodem pogrążona po obaleniu Kaddafiego w chaosie politycznym Libia, która mimo to utrzymuje na przyzwoitym poziomie wydobycie ropy naftowej niezakłócone w większym stopniu przez okresowe przerwy wywołane pazernością domagających się haraczy lokalnych watażków [ niewątpliwie do ogólnej prosperity i dobrych wskaźników makroekonomicznych przyczynia się wybitnie ''ograniczony rząd'' i brak wydatków na tak rozpasaną za tyranii Muammara sferę publiczną - tam już nie ma ''socjalizmu''! ]. Podobna sytuacja miała miejsce podczas wojny domowej w Syrii, gdzie na spornym terenie przechodzącym z rąk do rąk raz strony rządowej to znów rebeliantów pracowała pełną parą cementownia należąca do francusko-szwajcarskiego holdingu LafargeHolcim prowadząca zyskowne transakcje z wszystkimi stronami konfliktu - wystarczyło ewakuować zachodnioeuropejskie kierownictwo do bezpiecznego Libanu ostawiając na miejscu arabskich inżynierów i proli, którymi zawiadywano drogą elektroniczną, mimo wybuchających wokół bomb interes sze kręcił skoro właśnie dlatego islamiści potrzebowali mnóstwa cementu by wybudować w szczerej pustyni szereg betonowych bunkrów i umocnień, własną ''linię Maginota''. Dlatego serdecznie gardzę takimi skurwysynami jak Gwiazdowski czy Kaźmierczak gotowymi obrócić w perzynę własną [?] ojczyznę byle im w portfelach się zgadzało, jeśli zaś sądzą oni, iż zdążą uciec z zajumaną kasą do raju podatkowego na jakichś tropikalnych wyspach mogą się srodze zawieść, bo nie jest wykluczone, że na miejscu czekają na nich tamtejsi smakosze ludzkiego mięsa z naostrzonymi maczetami wynajęci przez tych, którym to dorobkiewiczowskie cwaniactwo przestało już być potrzebne. Nie wiem, być może mój sceptycyzm co do ''manczesteryzmu'' w rodzimym wydaniu bierze się także stąd, że wywodzę się z rejonu Polski, gdzie bez ''odgórnych'' inwestycji Kościoła i państwa niemal niczego by nie było, same piochy i ugory, co najwyżej gdzieniegdzie marne spłachetki pól - już w XVI/XVII w. istniały w Świętokrzyskiem kuźnice i manufaktury zaopatrujące w broń wojska RzPlitej, stanowiące wprawdzie prywatną własność lecz działające na mocy nadania króla i głównie dzięki jego zamówieniom, bowiem do władcy należały obok hetmana kompetencje w zakresie obronności w sarmackiej monarchii republikańskiej. Jeszcze w międzywojniu armia kładła podwaliny pod przemysł zbrojeniowy w regionie, zwłaszcza Starachowicach i Ostrowcu Świętokrzyskim, co później mniej lub bardziej udolnie rozwijały kolejne ekipy rządzące PRL, szczególnie za późnego Gomuły i Gierka, wreszcie świeża inwestycja ufundowania w Kielcach laboratorium Głównego Urzędu Miar i Wag pokazuje, że los miasta po staremu zawisł od państwa, bez wsparcia którego nie ma szans nie tyle nawet na rozwój co chociaż powstrzymanie gwałtownego regresu jaki ono doświadcza wraz z podobnymi sobie ośrodkami średniej wielkości w całym kraju - w każdym razie nie zaradzi temu żaden lokalny Janusz interesu, ani tym bardziej ''saudyjski inwestor'' z bajki, machoniowy gość sypiący petrudularami jakiego chciał sprowadzić tu były już na szczęście, peezelowski marszałek województwa Jarubas. Tak czy siak powtórzę com napisał z okazji uniowyborów - rzeczy mają się w ten oto sposób, że jak oddałbym w nich głos na Berkovitza choćby założył worek foliowy Krupce na głowę, dokładnie na tej samej zasadzie prędzej ręka mi uschnie niż podpiszę się w krajowych pod zwolennikami ''niskich podatków za Hitlera''. Bynajmniej nie czyni mnie to bezkrytycznym zwolennikiem obecnej koalicji rządzącej, ale też rozpatrując rzecz trzeźwo nie ma dlań jakiejkolwiek sensownej alternatywy, na prawicy również, a PO nie dała mi szansy olania wyborczego rytuału wyznaczając na lidera regionalnej listy kandydatów do Sejmu Bartusia piromana... dopierdolenie sukinsynowi przy urnie jest politycznym obowiązkiem!

''Olaboga, prezesa szkalujo'' zakrzykną może kuce, o ile jakikolwiek z nich tu w ogóle trafił i nade wszystko dotarł do końca tejże zaiste GARGANTUICZNEJ rozmiarowo przyznaję diatryby, znam już na pamięć zwyczajowe zarzuty jakie przy takiej okazji padają : ''a co takiego sam zrobiłeś, że śmiesz wieszać psy na panu Stasiu?!'' - pomijam, że to są teksty na poziomie Mariana Kowalskiego, który w ten właśnie sposób zwykle reagował na każdą krytykę, typowego przegrywa i drobnego cwaniaczka jak na byłego korwinistę przystało, któremu akurat przydałoby się wziąć po 50-tce wreszcie do uczciwej pracy zapierdalając u bauera przy zbiorze szparagów czego mu serdecznie życzę. Nade wszystko jednak lepiej już nic nie robić, przepić nawet życie leżąc ciągiem uwalony gdzie pod jabłonką, niż zamulać przestrzeń publiczną deprawując przy tym umysły gawiedzi pierdoleniem smutów o Marksie czy Misesie, whatever, gdyż ''socjaliści i liberałowie jedne kurwy'', jak naziści i komuniści ideowe z nich bliźnięta jednojajowe co nadto dobitnie wykazałem. Zajęcie to żaden argument, weźmy takiego pasożyta, znaczy ormowca ze straży miejskiej, toż ''człowiek pracy'' zeń niewątpliwie, pogromca babć sprzedających nielegalnie jajka z własnego chowu na rynku - że dławi tym ''wolną przedsiębiorczość'' w wykonaniu pani Genowefy? No nie wiem, przecie miejski ''monitoring'' to progresywna i wielce zyskowna branża dająca zatrudnienie wielu ludziom, w dodatku napędzana coraz doskonalszymi technologiami, już nawet osiedlowe zarządy na jakichś zadupiach chwalą się posiadaniem systemów kamer pozwalających rozpoznawać ludzkie twarze i rejestracje samochodowe, pan prezes nie powinien więc mieć nic przeciwko ''chroniącym mienie'' i ''prywatną własność'' przecież funkcjonariuszom - a ''kto nie pracuje, ten nie je'' jako rzekł Ozjasz cyborg. I tak starałem się ograniczać, więc nie będę się już rozwodził nad wyczynami przywódczyni sekty obdżektywistów, ewidentnej psychopatki Alissy Zinowjewny Rosenbaum ps. kryminalny ''Ayn Rand'', czy probolszewickimi kocopołami guru rozwolnościowców Murraya Rothbarda pomieszczonymi w jego programowym ''Manifeście libertariańskim'', bo to sprawy spotykające się ze słuszną krytyką nawet ze strony libertarian. Pominę więc też ''frakcję liberalną'' w obozie rządzącym, czyli Gówina i jego przydupasów jak Emilewicz, kreaturę dla której ciepłe słowa znajdują nawet Ziemkiewicz czy Chmielowski, skądinąd protektora byłego już na szczęście prezydenta Kielc, któremu załatwił wywczasy w buskim uzdrowisku na stanowisku jego prezesa za doprowadzenie do upadku miasta, dziękujemy panie ministrze! Reasumując : korwinowcy ch... wiedzą o socjalizmie, podobnie jak i samym kapitalizmie darzonym przez nich wybitnie nieodwzajemnioną miłością przypominając w tym żałosnych beta-orbiterów, typowych jebawczan fapujących pod atencyjne lochy szczerze gardzące nabijającymi im tylko fejm piwniczakami, albo dojrzałych rogaczy zapatrzonych ślepo w zwykłą dziwkę dającą z lubością tyłka obleśnym chamom. Czy to się kucom podoba lub nie lewica nie posiada monopolu na ''wrażliwość społeczną'' oraz krytykę kapitalizmu lub choćby jego zwyrodniałych form i jest ona możliwa również z pozycji pryncypialnie prawicowych, był zresztą czas, gdy to liberałowie byli lewicą, zabawne więc obserwować byłych socjalistów jak z typową dla neofity gorliwością wyzywają od takowych często Bogu ducha winnych przeciwników politycznych. Jako konkluzja i należyte podsumowanie niech posłuży jakże trafna wypowiedź znajomego w mejlowej korespondecji a propos młodych kretynów i idiotek uczestniczących w ''strajku klimatycznym'', ale równie dobrze tyczy to i korwinowej kucerii oraz libków, cytuję : ''To dobre, sprawdzone wzorce inżynierii dusz - wpuścić gówniarzy w nic nieznaczące inicjatywy, niech tam skumuluje się i wyczerpie ich energia oraz wiara w grupowe przedsięwzięcia. Jak się wypełni przestrzeń publiczną gównianym działaniem można mieć pewność, że nie będą napierdalać kamieniami w nowe ZOMO, ani nie pozakładają żółtych kamizelek.'' - otóż to...

Na finał lekcja współczesnej ekonomii kapitalistycznej w praktyce : tak się pali opony w L.A. - jestem pewien, że nikt w tym tłumie nie czytał Rothbarda ni Misesa, i mają na to wyjebane za to świetnie się bawią zarabiając przy tym, a nade wszystko dając zarobić producentom samochodów i właścicielom nakręcających modę platform społecznościowych taki hajs, o jakim ślepo zapatrzeni w Korwina stulejarze mogą jedynie pofantazjować :