sobota, 23 września 2023

SS chroniła ''nordyckich'' Polaków przed Niemcami.

- uprzedzam z góry, że niniejszy tytuł posta należy odbierać jako li tylko zjadliwą ironię wobec kolejnego antypolskiego g..., jakie posadziła swym filmem Hollandowa. O dziwo, zupełnie wbrew swym intencjom, zrobiła o tyle dobrze Polakom dorabiając im gębę rzekomych ''nazistów'', iż dzięki temu możemy wzbudzać niejaki respekt u co poniektórych nachodźców, jako srodzy i bezlitośni ''rasiści''. Tak więc Agnieszko ''żeby było tak jak było'' - dajesz idiotko! Przy czym, mówiąc już poważnie, na samą migrację i tak jesteśmy skazani ze względów demograficznych, ale też właśnie dlatego konieczny jest mur na granicy i jej bezwzględna obrona przed obcymi prowokacjami. Batalia bowiem idzie o to, czy to my w kraju będziemy decydować kogo i w jakich ilościach sprowadzać na stałe, lub tymczasowo do Polski z innych zakątków świata, czy też dyktować nam będzie to Bruksela [ a w praktyce głównie Berlin ], zaś chamsko wmuszać Rosja za pośrednictwem reżimu Łukaszenki, albo bezpośrednio przerzucając nachodźców z obwodu królewieckiego. Jednym z fundamentalnych warunków realnej suwerenności państwowej i narodowej w XXI stuleciu jest możliwie samodzielne kształtowanie własnej polityki migracyjnej, a nie pod dyktando innych państw czy globalistycznych organizacji. Kto owego faktu nie pojmuje ni chce go uznać, niech sam stąd spierdala i to jak najszybciej! Świeża ''afera wizowa'' zaś realnie obnaża hipokryzję i nieudolność PiS w dziedzinie polityki migracyjnej, wszakże nie mają prawa winić go za to entuzjaści pronachodźczego amoku z PO czy Lewicy, ani też Konfederacja stojąca libkami opowiadającymi się za swobodnym przepływem kapitału i ludzi, z definicji wrogim wszelkim formom protekcjonizmu. Jedynie narodowcy mogliby tu realnie besztać formację rządzącą, gdyby tylko nie dali zadu kucerzom niczym scwelony przez nich wolnorynkowo Bosak. Skądinąd w rzeczonej aferze zatrzymany został działacz świętokrzyskiego PiS Mariusz G.[oraj], były przydupas asystent Gosiewskiego i miejski radny. Wszakże z mojej perspektywy najważniejszą funkcją jaką pełnił była prezesura kieleckiego Klubu Retingera... Tegoż samego orędownika ''integracji europejskiej'', współzałożyciela osławionej Grupy Bilderberg i bodaj jedynego w dziejach polskiej konspiracji ''cichociemnego'', którego chciała zabić Armia Krajowa, niestety bez skutku. Dopuszczam więc, że podobnie jak patron G. może być ''obywatelem świata'', uskuteczniającym ''masońską dywersję światopoglądową'' w ramach formacji rządzącej. Zwyczajnie pomagając wydawać obcokrajowcom wizy ''na lewo'' za pieniądze, kładł zarazem jak na wolnego murarza przystało fundamenty globalnego porządku ''bez granic ni państw'', a tu się jeszcze chłopa czepiają. Przoduje w tym zwłaszcza jakiś pedał, chyba z lokalnego stowarzyszenia ''przepierdolone przyjazne Kielce'', który ma straszny ból dupy o pana Mariusza, że ten jako radny występował otwarcie przeciw genderyzmowi. Co akurat bardzo mu się chwali, bo wzbudził pyszną histerię u lokalnych ''polityczek'' na czele z ''Agatynią'' [ Agatyszczem? ] Wojdą, o czym pisałem tu onegdaj. Niestety jak dziś widać były to jedynie miłe złego początki - już obranie przezeń na patrona swego stowarzyszenia paneuropejskiego globalisty powinno wzbudzić uzasadnione podejrzenia u partyjnych towarzyszy ze świętokrzyskiego PiS. Miary upadku zaś dopełnił jego udział w owej ''aferze wizowej'', a ponoć także jakieś mętne interesy z miejscowym działaczem PSL, co jeśli okazałoby się prawdą świadczy o prawdziwej nędzy ludzkiej. Cóż, mimo wszystko życzę panu G.[orajowi] wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, być może budowę upragnionej wspólnoty światowej będzie obserwował teraz zza krat. Oby tylko któreś z heteroseksualnie nieortodoksyjnych ''osobowiszczy'' spod celi nie przefasonowało mu aby odbytu, w zemście za pryncypialny i - podkreślmy to jeszcze raz - nader słuszny opór przeciw nowotworowi postideologicznemu, jakim jest genderyzm.

O co zaś chodzi z tytułowymi ''nordyckimi'' Polakami wyjaśni się później, w toku naszych tym razem luźnych rozważań, jakie postanowiłem skreślić, by przerwać trwające kilka miesięcy milczenie. Co jest akurat dobrą oznaką, gdyż zasiadam do pisania zwykle jedynie, gdy żywię na coś wkurw. Tymczasem dla własnej higieny psycho-cielesnej już postanowiłem niemal całkiem odizolować się od krajowej pożal się opinii publicznej, stąd i brak mi motywacji do komentowania nieszczęsnej bieżączki, ku mej nieskrywanej radości. Dlatego ominęła mnie inba z opętaną aborterką, odprawiającą satanistyczne ''performensa'' imitujące rodzenie urny z prochami na polskiej fladze. Poniewczasie zajrzałem jedynie na relację z histerycznego seansu, jaki urządziła na sejmowej komisji, rzecz jasna nie zamierzałem sobie wyrządzać krzywdy oglądaniem owej żenady, a tylko by obaczyć komentarze widzów. Dosłownie wszyscy zjebali ją równo, sam również dorzuciłem swe trzy grosze pisząc: ''cyniczne kanalie żerujące na chorobie psychicznej tej kobiety będą winne ewentualnej wygranej PiS''. Poświęciłem omówieniu tejże patologii kilka ostatnich tekstów na drugim anty-blogu, więc nie będę tematu rozwijał w tym miejscu. Natomiast cieszy mnie ''ewolucja bezideowa'' Kucfederacji, gdyż im prędzej jawnym stanie się, że ''kąserwatywny'' wyłącznie z nazwy liberalizm jest rakiem polskiej prawicy, tym dla niej lepiej. Pochlebiam sobie, że pisałem o tym zanim stało się modne, iż Memcen i jego formacja to żadna alternatywa dla PiS, a jedynie wrzód na tyłku obecnej władzy poniekąd przez nią samą wyhodowany. Niedługo w Kompromitacji będzie jak w Pedofilii Obywatelskiej, gdzie z połowa to spady z PiSu, szereg pomyłek kadrowych Kaczyńskiego. Aczkolwiek pojmuję zamysł Bosaka i Memcena, czemuż to biorą na listy synalka Banasia lub inszego Wiplera, taka bowiem jest cena za wyjście z getta ''antysystemu'' skazującego na polityczny przegrywizm i marginalizację. W swoim żywiole może tam czuć się jedynie taki wieczny prowokator, jak Gerszon ''popierdalający z choinkami'' Braun, który tak naprawdę nigdy nie wydoroślał z wygłupów ''pomarańczowej alternatywy'', gdzie tkwią jego korzenie. Sławek zaś to wprawdzie kawał cynicznego **uja, ale też przez to całkiem rasowego polityka, choć bez przesady, gdyż błyszczeć może tylko na tle reszty kucowskiej menażerii typu Berkovitz czy Lewacki. W przeciwieństwie bowiem do nich nie stanowi przynajmniej marnej imitacji Kurwina, pozbawionej wszakże jak tamci psychopatycznej charyzmy starego pierdziela. Sam Janusz zaś to jedynie 30 lat popierdalania na słoniu, przyznaję chucpa akurat zawsze wychodziła mu nieźle, jak na Ozjasza przystało, ale też nic więcej. Tak czy owak radują mnie wielce ostatnie deklaracje Memcena, że ''woli gejów niż podatki'' wskazujące na rzeczywistą hierarchię wartości u owego ''kąserwatysty''. Bowiem różnica między korwinistą a LGBTarianinem polega jedynie na tym, że pierwszy wciąż jeszcze, ale coraz słabiej jak widać, wzdraga się przed ostatecznymi konsekwencjami własnej liberalnej doktryny, jakie wyciąga z niej drugi. Cóż bowiem wspólnego z socjalistycznym kolektywizmem ma bredzenie, jakoby płeć a nawet rasa czy sam status człowieka miały być li tylko kwestią ''indywidualnego wyboru''?! Toż to rozbestwiona już całkiem liberalna ''wolność jednostki'', o ironio prowadząca do jej zaniku i samounicestwienia, zjadająca resztki własnego ogona. Powtórzmy, strategia Bosaka i Memcena jest podła wprawdzie, ale zrozumiała, gdyż nawet rodzime transcioty z niejaką trwogą dostrzegają ''potencjał przepływu'' niemałej części lewackiego elektoratu do Konfederacji. Kto uważa to za niemożliwe przypominam, że idolami Biedronia są neoliberalne skurwysyny Baal-cerowicz i Macron, bo to i taka ''lewica'' co niby celebruje pamięć po Jolancie Brzeskiej, ale kiedy przychodzą wybory gremialnie oddaje głos na jej morderców, popierając ''słupa'' stołecznej mafii kamieniczników Czaskosky'ego. Zresztą co tu gadać, wątpiącym radzę przeprowadzenie ''socjologicznego eksperymentu'': wystarczy zapytać rzekomo lewicową przysłowiową Julkę co sądzi o ''walce klas'', albo polecić jej ''poczytać Marksa'' - III aksjomat gwarantowany. Jaki to niby socjalistyczny kolektyw mógłby uzasadniać ''prawo'' kobiety do aborcji jej ''decydowaniem o samej sobie'' niezależnie od owej wspólnoty - pojebało? Tak więc im prędzej obnażona zostanie polityczna nicość i pustota ''bezideowej prawicy'' tym lepiej, szczególnie dla PiS wobec jakiego Konfederacja nie stanowi żadnej konkurencji. Zyskała bowiem w sondażach ostatnio głównie rozczarowanymi wyborcami PO, Hołowni i jako się rzekło nawet do pewnego stopnia Lewicy, potencjał zaś przejścia do niej elektoratu partii rządzącej jest minimalny, rzędu nawet nie procent a najwyżej w granicach promili poparcia. Dlatego, że jest on wspólnotowy, stąd mierzi go liberalny autyzm i sobkostwo, wprawdzie narodowcy mogliby tu sporo zdziałać, sami jednak pozbawili się owej szansy dając na czele z Bosakiem przecwelić wolnorynkowo Memcenowi i jego kucerzom. Tak więc PiS ze strony post-nacjonalnej już raczej nie ma czego się obawiać.

Tyle krajowej bieżączki, co się zaś tyczy Ukrainy poraża mnie, iż mimo trwającej półtora roku wojny wciąż do większości nie dotarło, o co tak naprawdę toczy się tam morderczy bój. Nie o ''demokrację'' i liberalny ''prawoczłowieczym'' a tym bardziej LGBT, jak bełkocze wielu, czy też wrogie jakoby Rosji zamysły globalistów, którzy rzekomo ''zombifikowali'' w tym celu Ukraińców. Nikt bowiem tak nie zrobił z nich sobie wrogów, jak sami Rosjanie swą zbrojną inwazją, nie w tym więc rzecz i sedno sprawy. Otóż wojna na Ukrainie toczy się nade wszystko o przysłowiową ''ciepłą wodę w kranie'', gdyż ''ruski mir'' w praktyce oznacza upadek cywilizacji i powrót do barbarzyństwa - w XXI wieku i to na peryferiach [ póki co ] Europy! Kto sądzi, że trywializuję tragedię, jakiej doświadczają Ukraińcy, radzę mu pierwej zapoznać się ze świeżym skandalem, jaki wywołał film ''Jurik'' fałszywie przedstawiający prawdziwy horror, który przeżyli mieszkańcy oblężonego przez Rosjan Mariupola. Gniew wzbudziło w nich, iż ów sentymentalny gniot faktycznie złagodził wymowę okropności, jakich musieli doświadczać pod rosyjskim ostrzałem, do tego stanowiąc ordynarną agitkę na cześć misji OBWE, która jakoby ratowała cywilów zarządzając ich ewakuacją. Tymczasem funkcjonariusze tejże globalistycznej organizacji spieprzyli z miasta, gdy tylko zbliżyły się doń rosyjskie wojska już w trakcie pierwszych dni walk - to ku przestrodze kretynów wierzących we wszechmoc i opiekę ze strony ''rządu światowego''. Porzucili mieszkańców na pastwę kacapskiej tłuszczy, podobnie co i mer Mariupola, rzekomo ''na rozkaz'' naczalstwa, jak teraz się tłumaczy. W efekcie lokalna ludność została pozostawiona praktycznie samej sobie, pomoc dla cywilów a później ich ewakuację organizowali samorzutnie pozostali na miejscu ukraińscy wojskowi, policjanci i wolontariusze. Wszystkich Rosjanie pozbawili już na trzeci dzień oblężenia dostępu do wody, gazu i elektryczności, a także telefonii komórkowej, przez co wielu straciło kontakt z bliskimi żyjącymi w tym samym mieście ledwie parę przecznic dalej. Stan ów trwał blisko miesiąc, przez cały ten czas ludność Mariupola nie mogła umyć się, normalnie zjeść czy wyspać, wegetując w brudzie i trwodze. Codziennie zmuszona nie tylko oglądać zmasakrowane zwłoki współmieszkańców, ale i czuć powszechny fetor wojny unoszący się ze zwęglonych domów i gnijących ciał zabitych ludzi, zwierząt a także żywności pozostawionej w nieczynnych już lodówkach. Na koniec zaś tym, co udało się ujść z życiem i wyjechać z obróconego w perzynę miasta, dane było obaczyć z bezsilną wściekłością, jak rosyjscy żołnierze jeszcze na odchodne uraczyli ich dzieci czekoladkami ze zrabowanych przez nich samych miejscowych sklepów... ''Ruski mir'' w pigułce - ''wyzwolenie'' od domów, pracy i elementarnych wydawałoby się wygód cywilizacji, jak możność umycia choćby rąk i twarzy, czy wysr... się w ludzkich warunkach, o telefonii komórkowej albo internecie już nie wspominając. Wprawdzie teraz kacapy łaskawcy niby ''odbudowują'' Mariupol, ale to ściema służąca li tylko deweloperskiej spekulacji na rynku mieszkaniowym w Rosji, tak by nabijało nią sobie kabzę moskiewskie cwaniactwo zblatowane ze skorumpowanym reżimem Putina. Niestety wiele nie ustępuje im wspomniany już ukraiński mer miasta, który tchórzliwie uciekł zeń w pierwszych dniach rosyjskiej napaści, teraz zaś lansuje się praktycznie na tragedii porzuconych przez niego lokalnych mieszkańców. Nie wierzę mu jak psu, skoro w Polsce - by daleko nie szukać - obłapia się serdecznie z takimi kanaliami, jak Sutryk a w przeszłości Adamowicz. Słabo więc widzę perspektywy realnej odbudowy Mariupola nawet po jego ewentualnym odzyskaniu, czy raczej tego co zeń zostało, przez Ukraińców. Powstaje wręcz graniczące z pewnością podejrzenie, że cały ów szumnie zwany program ''rebuildingu'' miasta służy li tylko politycznej karierze byłego mera ''na obczyźnie'', tudzież przewalaniu przyznawanych nań niemałych finansów, w tym przez amerykańską agencję USAID. Współpracowała ona z nim już na dobre parę lat przed rosyjską agresją zbrojną na Ukrainę, do tego jeszcze dokładając się do ckliwego, zakłamanego g..., jakim okazał się film ''Jurik'', na skandal zakrawa stąd, iż rząd USA poprzez nią łożył pieniądze na obraz praktycznie bagatelizujący zbrodnie wojenne Moskali! Dobre chociaż, że pod naciskiem wściekłej i uzasadnionej krytyki ocalałych z Mariupola twórcy owego syfu zmuszeni zostali do wycofania go z obiegu i nakręcenia ponownie, już bez wspomnianych ordynarnych kłamstw jakich się dopuścili, pokazując także wbrew przytoczonym faktom sceny rozmów przez smartfony w oblężonym mieście itp. Niestety nic podobnego nie możemy uczynić z nikczemnym, antypolskim filmidłem Holland, pozostaje wszakże żywić nadzieję, iż przyniesie on nam nieoczekiwane przez ''reżyserynię'' pozytywne efekty, wzbudzając strach i obawy w nachodźcach przed ''krwiożerczymi'' Polakami, oby.

W każdym razie wojna na Ukrainie dobitnie okazała, iż jeśli nie masz własnego państwa i jego podstawy w postaci armii, jesteś całkowicie wydany na pastwę obcych. Stanowiąc dla nich zwierzynę łowną z jaką mogą uczynić co im się żywnie podoba, popełnić choćby i najgorsze bestialstwo. Dlatego mam ochotę posłać w diabły wszystkich anarchistów i libertarian, najlepiej od razu na front toczącej się niedaleko od nas wojny. Zresztą co poniektórzy z nich przyznajmy walczą tam po obu stronach konfliktu, o czym szerzej wspominałem na końcu niniejszego tekstu. Godne uznania, bo przynajmniej nie biją konia przed kompem jak zdecydowana większość ich towarzyszy, fantazjująca tylko o tym, ''jak będzie w akapie'' tudzież federacji tworzonej przez skłoty i współczesne falanstery. Nie stanowią one żadnego remedium na przytoczone wyżej objawy dysfunkcji państwa, tak ukraińskiego co i rosyjskiego, które to sieje wokół jedynie chaos i zniszczenie, zamiast ustanawiać jakikolwiek ''mir'', ład i porządek na podległym sobie terenie. Czyni zaś tak ze względu na omawianą tu już nie raz anarchiczną naturę swej władzy, stojącej ponad państwem i jego prawem, w istocie więc wrogim obu, jak by to paradoksalnie nie zabrzmiało. Bowiem jak tu objaśnić przeciętnemu człowiekowi, że prawdziwi antypaństwowi terroryści stoją na czele rosyjskiego [nie]rządu? Tak się zaś dzieje, niedawny zamach na Prigożyda najlepszym tegoż dowodem, a po prawdzie nie ma większego znaczenia, czy żydowski fuhrer i jego ulubiony nazista Utkin naprawdę przenieśli się do koszernej Walhalli. Rzecz w tym, iż państwo w Rosji stało się zakładnikiem gangów, które nie udają już, że respektują prawo własnego kraju. Dlatego w imię walki o władzę sprokurowały na własnym terenie jawny akt terroru, a niechby fikcyjny, za jaki srodze pokarałyby inne organizacje typu islamistów. Co doskonale okazuje anarchiczny, tyrański charakter rosyjskiej władzy, której reżim Putina nie jest żadnym szczególnym przypadkiem. Prowadzi on przestępczą, nielegalną wojnę przeciw Ukrainie wedle prawa własnego kraju, stojąc ponad nim i samym państwem, jak to zwykle w dziejach Rosji bywało. Prigożyd jeszcze za to, co wyczyniał jeżdżąc po koloniach karnych, by werbować skazańców do walki, sam powinien się tam znaleźć, gdyby prawo coś znaczyło w Kacapii. Tak oto Z-ombie państwo toczy za pomocą Z-ombie armii Z-ombie wojnę, jeśli zaś prawdą jest, iż poczęto równać z ziemią nagrobki ''wagnerytów'' znaczy, iż niedługo po obecnym konflikcie nie pozostanie tam ani śladu. Jaka wojna? - jest przecie tylko ''specoperacja wojskowa''... Co pozwala Putinowi i jego kamaryli nie brać za nią odpowiedzialności i popełnione w jej toku zbrodnie, modelowa sytuacja dla politycznej tyranii. A sam Prigożyd? Cóż, może zostanie nowym ''samozwańcem'', ponoć gdzieś w Afryce już ''cudownie'' się odnalazł:). Trudno o większe samozaoranie, kiedy jeden z czołowych obok Girkina podżegaczy wojennych w Donbasie i sprawców tragedii regionu naziol Gubariew, na dniach przyznał się właśnie do uczestnictwa w przestępczym procederze zaboru terytorium Ukrainy przez Rosję. Nie skrywając otwarcie mafijnego i rabunkowego charakteru zaprowadzonego tam przez kacapów [nie]rządu, co i podległych im lokalnych bandytów na równi grabiących ''bananowe'', jak sam się wyraził, czy raczej post-węglowe już ''republiki'' Ługandę i Donbabwe. Zamieniającego tym samym Donbas w coś rodzaju wschodnioeuropejskiej namiastki Konga, rezerwatu ''białych Murzynów'' zasiedlonego przez tanią siłę roboczą, podlegającą bezlitosnej eksploatacji ekonomicznej ze strony wrogiego imperium. Tamtejsze pokłady węgla bowiem, jakimi dotąd stał region, nie były ni cholery potrzebne Rosji, która swoich ma aż nadto w Kuzbasie, dlatego ogłosiła dopiero co likwidację większości donbaskich kopalni - za czasów ''strasznej Ukrainy'' działała ich blisko setka, teraz ostało się ledwie z 15 a i to nie jest pewne, czy nie podzielą losu reszty. Moskale więc ordynarnie wydymali miejscowych górników, jacy okazali się skończonymi frajerami dającymi wiarę rosyjskim kłamstwom, na koniec jeszcze posyłając ich masowo na rzeź pod kule ukraińskich wojsk. Jeden z tych durni niedawno przyznał w relacji kacapskiej telewizorni, że z jego tylko kopalni na front poszła ponad setka ludzi, z czego do czynnej pracy powróciło ''aż'' czterech - pozostali poginęli, lub popadli w niewolę, albo zostali kalekami niezdatnymi już do ciężkiej roboty, jaką jest fedrowanie. Pogratulować dziejowej głupoty donbaskim ''separom'', za którą to przyszło im zapłacić srogą zaiste cenę, bowiem jak również oświadczył tenże Gubariew, młody mężczyzna czy w sile wieku należy tam obecnie do rzadkości, zaś przeciętnym mieszkańcem regionu ostała się głównie stara kobieta. Czegoż jeszcze trzeba, by dowieść - powtórzmy - że ''ruski mir'' to upadek w barbarzyństwo i realna dystopia, skoro przyznają to nawet jego niegdyś żarliwi orędownicy? Istniało bowiem coś takiego, jak kultura przemysłowa, którą neoliberalne skurwysyny praktycznie wykończyły, niestety nie tylko w Rosji, bo to problem wręcz globalny.

Sam Girkin [ z którym skądinąd pożarł się Gubariew, jak to wśród kacapskich nacjonałów zwykle bywa ], oznajmił w jednym ze swych ostatnich wystąpień medialnych przed aresztem, że jesienią 2014 w Donbasie zmarło z głodu i chorób co najmniej kilka tysięcy ludzi, przeważnie starców i kalek, pozbawionych na skutek wojny elementarnej opieki socjalnej i medycznej. Inny z jego współpracowników, póki co lojalny i wciąż na wolności Maksym Kałasznikow, o jakim była tu mowa parę tekstów nazad, pojechał na tereny Ukrainy zajęte przez rosyjskie wojska, skąd nagrał relację pokazującą bez ogródek skalę zniszczeń zaprowadzonych tamże przez ''ruski mir''. Miejscowa ludność nie kryła przed nim ''entuzjazmu'' dla swych ''wyzwolicieli'', zapytując otwarcie od czegóż to zostali uwolnieni: domów, pracy, czy też wody z kranu? A może i biednego, ale przynajmniej w miarę bezpiecznego życia, bez strachu przed masową śmiercią, pocisków i rakiet lecących im na głowy, widoku trupów pomordowanych sąsiadów itd. Rosyjscy ''bracia'' skazali ich za to na wegetację wśród ruin, pilnując przed nimi resztek nędznego dobytku, który im pozostał, by i on nie padł łupem ''wyzwolicieli'', jak to miało miejsce z większością majątku lokalsów. Dlatego wielu z nich mści się na kacapach wstępując do ukraińskiej armii, czemu zmuszony przyznać rację był nawet sam Kał-ach. Tymczasem za oceanem durna murzyńska cipa i zdeklarowana ''kąserwatystka'' obnosi się ze swoją głupotą pierdzieląc ''F**k Ukraine''. Candace Owens, bo o niej mowa, jest nędzną hipokrytką: pomnę jak powściągliwie zachowała się wobec konfliktu żydowsko-arabskiego, bowiem gdyby pozwoliła sobie na ''F**k Israel'' zniweczyłoby to jej polityczną karierę. Szczególnie na amerykańskiej prawicy, gdzie lobby owego kraju wciąż trzyma się mocno, w tym również wśród trumpistów, by wymienić choćby Lauren Boebert obsobaczającą Marjorie Taylor-Greene za jej wypowiedzi o ''żydowskich laserach kosmicznych''. Wszystko to stanowi lekcję pokory dla współczesnych reakcjonistów, nie mamy prawa gromić lewactwa, jeśli nie stać nas na podobnie ostrą krytykę pseudoideowego śmiecia, jaki nagromadził się na własnym podwórzu. Szczerze powiedziawszy, gdyby to ode mnie zależało z połowę krajowej prawicy posłałbym do przysłowiowej Berezy na równi z lewakami. Peleton pokrak otwiera Cejrowski, tuż za nim oczywiście Warzecha, Braun, Otoka, Lisicki, jeszcze trochę pomniejszego płazu by się znalazło. Napisałem o ''przysłowiowej'', acz patrząc na antypaństwową histerię wielu polityków tzw. ''opozycji'' typu F...syniuk czy Ch...jecka poczynam dostrzegać nieodzowność zaprowadzenia podobnej instytucji, skoro ''wolne sądy'' powołane teoretycznie do stania na straży prawa uniewinniają owych terrorystów. Nie ma przesady w określeniu ich tym mianem, gdyż kto sieje chaos ten jest poplecznikiem politycznej tyranii, niezależnie jakie by to ''szlachetne'' intencje mu w tym nie przyświecały. Ład bowiem jest gwarantem wolności, dlatego każdego jego burzyciela powinna spotkać sroga kara. Nie ma stąd u mnie tolerancji dla kanalii przenoszących nienawiść do rządzącej partii na funkcjonariuszy państwowych, takich jak strażnicy graniczni, żołnierze czy policjanci. Przypominam, że dyktatura była pierwotnie arcyrepublikańską i wolnościową instytucją, może czas przywrócić jej właściwy sens sprofanowany przez komuchów i nazioli-? Rzecz też nie w ''ukrainofilii'', bo do tego mi daleko, od początku moskiewskiej inwazji na Kijów pisałem, że zmagają się tam nie żadni ''banderowcy'' z ''katechonami'', lecz dwie posowieckie mafie polityczne i w naszym polskim interesie narodowym jest wspierać mniej z nich dla nas groźną, gdyż słabszą. Dlatego nawet jeśli Ukraina przejdzie na stronę Niemiec, na to zaś wskazują ostatnie wypadki, dla których ''kryzys zbożowy'' jest tylko pretekstem, i tak nie będzie to aż tak wielkie zło z perspektywy Polski, jak potencjalnie zabójczy wobec nas sojusz Berlina i Moskwy. Skądinąd Ukraińcy idąc na to fatalnie zaryją ryjem w błoto, bowiem mogą stanowić dla Reichu zaledwie namiastkę wymarzonego dlań kacapskiego ''lebensraumu''. Zarazem trudno dziwić się obecnym wydarzeniom, skoro obserwując już od jakiegoś czasu ukraińskie media z lekkim przerażeniem widzę, że stanowisko Polski reprezentuje tam głównie... Misiek Kamiński i jemu podobne poczwary w rodzaju Broniatowskiego! Od dobrych też paru lat szkaluje w nich rządy PiS sporo tamtejszych publicystów, by wymienić choćby Witalija Portnikowa - żydowskiego pederastę i dziennikarskiego ''cyngla'' Julii Tymosz[cz]enko, który nie skrywał nawet, że rosyjską hegemonię nad Ukrainą pragnie zamienić na jej podległość Brukseli i Waszyngtonowi. Otwarcie już polakożerczy jest niejaki Dmitryj Raimow - ukraiński ''polittechnolog'' [ co w praktyce zwykle oznacza ruskiego agenta wpływu ], ekspert od robienia minety i zarazem entuzjasta sanitaryzmu, takowego płazu najdzie się tam sporo. Nie jestem stąd rozczarowany ostatnimi napięciami w relacjach Kijowa i Warszawy, wszakże idzie o prawdziwy realizm polityczny, który wymaga od Polski wsparcia państwa walczącego ze śmiertelnie groźnym i dla nas rosyjskim neoimperializmem. Nie za wszelką cenę rzecz jasna np. kosztem rodzimych producentów żywności, acz wymagałbym od rządu PiS pokarania wpierw tych, co ów proceder z przemytem ukraińskiego zboża legalizują w kraju. W każdym razie tylko skończony idiota, lub kretynka mogą wypowiadać podobne bezczelne uwagi co czarna ''konserwatywka'', Ukraińcy bowiem nie żebrzą a walczą zaciekle, domagając się jedynie broni koniecznej im do przepędzenia wroga z własnej ziemi. Amerykanie okazaliby się totalnymi głupcami nie wykorzystując tak wyśmienitej szansy, aby wyjść z twarzą jako mocarstwo po prawdziwej hańbie, którą był sposób w jaki ''wycofali się'', po prawdzie zaś uciekli z Afganistanu. Tym razem nie muszą przelewać krwi własnych żołnierzy, więc o co im tak naprawdę chodzi? Pozostaje żywić nadzieję, że w przypadku ponownego obioru Trumpa, co już samo w sobie stanowiłoby niezły odlot, zgodnie ze swą obietnicą dostarczy on tyle broni Ukrainie co i Polsce, że Rosjanom oraz ich pomagierom zza oceanu aż oko zbieleje.

Tym bardziej, że opór Kijowa przed kacapską agresją zbrojną najlepszym dowodem, iż patriotyzm jest kwestią do bólu pragmatyczną, nie zaś dętym frazesem i celebracją uroczystości stanowiących dlań jedynie konieczną oprawę. Nigdy dość powtarzać, że bez własnego państwa i jego fundamentu w postaci armii niemożliwy jest żaden godzien tego miana rozwój ekonomiczny i cywilizacyjny danego narodu. Owszem, Rosja przykładem, że może ono także zamienić się w instrument jego zniszczenia i terroru, wszakże dlatego, że władza tam nie jest okiełznana przez instytucje ni prawo kraju. Stając się przeto całkiem samowolna i anarchiczna, jako źródło destabilizacji nie zaś ładu politycznego czy administracyjnego. Spustoszony przez nią ukraiński niegdyś Donbas okazuje dowodnie, że ''ruski mir'' to regres cywilizacyjny: ruina miast, rozpierdol przemysłu, powszechna degradacja społeczna miejscowej ludności, a w końcu eksterminacja męskiej populacji. Dlatego nie mogą dziwić motywy takich prorosyjskich dotąd polityków ukraińskich, jak Ołeksandr Wiłkuł, który zorganizował obronę swego rodzinnego Krzywego Rogu przed nacierającą kacapską armią, osobiście też zaminował jeden z mostów na strategicznej przeprawie, korzystając z wieloletniego doświadczenia pracy w lokalnym górnictwie. Nie było bowiem innej szansy, by miasto zachowało swój przemysł, dzieląc w razie okupacji los innych ośrodków industrializacji zajętych przez Rosjan. Skądinąd nie wiem, czy aby nazywanie Wiłkuła ''prorosyjskim'' jest sprawiedliwe, nawet w obliczu jego zaangażowania w przeszłości po stronie Janukowycza. Facet myśli pragmatycznie reprezentując interesy miejscowej wytwórczości, a też jak trafnie zauważył w jednym z wywiadów to, że ''ktoś mówi po rosyjsku i świętuje dzień ''pabiedy'' nie znaczy wcale, iżby zaraz stał po stronie Rosji''. Fakt, na tym polegał fundamentalny błąd Moskwy zakładającej, że jej wojska napastnicze będą witane kwiatami przez Ukraińców ze wschodu kraju, których przodkowie nie wojowali w UPA ni SS-Galizien, lecz jako ''krasnoarmiejscy'' dotarli do Pragi i Berlina, jak przodkowie Wiłkuła. Do tego jego matka jest Rosjanką, no i co z tego - to jakby zakładać, że każdy mówiący od urodzenia po angielsku ma być lojalnym poddanym Korony Brytyjskiej, choć w tym wypadku prędzej przypominałoby to najazd Amerykanów na dawną metropolię:). Sowieciarzem można być też obnosząc się w wyszywanych koszulach i czcząc Banderę, jak choćby stara komunistka Iryna Farion, przecwelona po upadku ZSRR na zaciekłą nacjonalistkę, podobnych jej ichnich ''moczarystów'' na Ukrainie znajdzie się całkiem sporo. Skądinąd współcześni ''banderowcy'' robią jedynie za przysłowiowy kwiatek do kożucha dla posowieckiej mafii politycznej władającej nadal Kijowem, mniej wszakże groźnej dla Polski od moskiewskiej, bo zwyczajnie słabszej. Kto zaś sądzi, że przekazanie rządzącym Ukrainą nie tak znów dużych partii NATO-wskiego uzbrojenia da im możność budowy zagrażającego nam ''imperium'', ten najwidoczniej pojęcia nie ma o skali spustoszeń i zbrodni dokonanych na ''bratnim'' narodzie  przez rosyjskie wojska [ usuwanie samych założonych przez nie min zajmie wiele, może nawet dziesiątki lat ]. Jest to cena, jaką Ukraińcy płacą za lekceważenie przez prawie trzy dekady po rozpadzie ZSRR potrzeb własnej obronności, braku do dziś należytej produkcji zbrojnej i wojska zdolnego do przeciwstawienia się obcej agresji już na samych granicach. Tak więc do wszystkich przeżartych anarchizującym liberalizmem łbów należy wbijać tę oto zasadę: bez państwa i jego armii nie ma przemysłu ni usług publicznych, żadnej godnej tego miana cywilizacji, jakiej znamieniem od początku były nie tylko sztuka czy religia, ale też wodociągi lub ''cloaca maxima''. Bowiem oznaką szerzącego się barbarzyństwa jest min. zasr... wszystkiego wokół, kwestia odchodów jest śmiem twierdzić nie mniej ważna, niż dajmy na to poezja, bo jak tu niby ją uprawiać, gdy otoczenie tonie w g...nie?! Tym bardziej w warunkach bezlitosnego terroru politycznego i jawnej przemocy - Mandelsztam o ile mi wiadomo nie pisał wierszy po zesłaniu do Gułagu i długo też tam nie pożył. Państwo zaś w ''realnym socjalizmie'' miało czysto fasadowy charakter, będąc zakładnikiem bolszewickiej kompartii wyznającej jawnie antypaństwowy marksizm uznający je za ''formę przejściową'', tak naprawdę zawadę na drodze do ustanowienia komunizmu. Dlatego jedynie kompletny ignorant i zadufany dureń, czyli jednym słowem korwinowiec może stawiać znak równości między socjalizmem a etatyzmem. W III Rzeszy również to bojówka partyjna SS podporządkowała sobie państwową policję Kripo, a nie na odwrót, tworząc do tego własne siły zbrojne konkurencyjne wobec Wehrmachtu. 

Pora stąd wyjaśnić w końcu o co idzie w zamierzenie prowokacyjnym tytule niniejszego wpisu: otóż jakiś czas temu miałem okazję przeczytać znakomite opracowanie akademickie ''Rasa, ziemia, niemiecka krew'' autorstwa Isabel Heinemann, wydane przez Muzeum II Wojny Światowej. Traktuje ono o urzędzie SS zajmującym się ''selekcją rasową'' najsampierw samych esesmanów, a w końcu milionów ludzi w okupowanej przez niemieckich nazistów Europie. W tym przede wszystkim jej części wschodniej z Polską na czele, gdzie przeprowadziła takowy ''przesiew'' wśród ludności polskiej pozostałej jeszcze na terenach wcielonych do Rzeszy, głównie Wielkopolsce i Pomorskiem. Bowiem wedle doktryny wyznawanej przez formację Himmlera o ile Żydzi mieli być wytępieni do spodu, to Słowianie ''tylko'' po części, reszcie mniemani ''Aryjczycy'' dozwolili wegetować jako zbydlęconej sile roboczej, natomiast rozproszone w owej masie nieliczne ''elementy nordyckie'' należało odzyskać na drodze wspomnianej selekcji. Dokonano więc takowej jako się rzekło, dzięki czemu promil zaledwie Polaków żyjących nadal na terenach nazistowskiego zaboru dostąpił ''zaszczytu'' przeznaczenia ich do germanizacji [ trudno określić dokładną liczbę, mowa o 30-35 tys. max ludziach ]. W żadnym wypadku nie można bredzić tu o ''kolaboracji'', gdyż zostali do tego przymuszeni straszliwym terrorem niemieckim, jaki panował wówczas na owych ziemiach, wystarczy wspomnieć bestialskie mordy w Lesie Szpęgawskim czy obóz Stutthof.  Wielu otwarcie deklarowało nawet, iż ''lepiej żebrakiem, ale nigdy Niemcem'', jednak ich głosy protestu były rzecz jasna ignorowane. Sęk w tym wszakże, iż polscy ''Nordykowie'' nie znali ni w ząb niemieckiego, stąd po wysłaniu tychże do Reichu miejscowa ludność traktowała ich, jak zwykła Polaków tj. barbarzyńsko poniżając na każdym kroku. W rezultacie zbrodnicza SS musiała brać w obronę przed własnymi rodakami ''Ario-Słowian'', a to bowiem dlatego, że wyznawany przez nią pangermański rasizm wykraczał daleko poza ramy niemieckiego nacjonalizmu, choć niewątpliwie na nim bazował, ot i cała zagadka w tytule. Innym zaskoczeniem podczas lektury rzeczonego opracowania było dla mnie odkrycie, że i folksdojcze podlegali surowej ocenie pod kątem ''czystości rasowej'', bynajmniej nie każdy wychowany w duchu niemczyzny i nawet zdeklarowany hitlerowiec zasługiwał na certyfikat przynależności do ''rasy panów''. Owszem, u tych gdzie wykryto zbytnią domieszkę słowiańską, a już nie daj azjatycką odsyłano bezwzględnie do niewolniczej pracy na rzecz III Rzeszy, po równi z polskimi robotnikami przymusowymi, jak moi dziadkowie, sowieckimi jeńcami wojennymi czy tzw. ''arbeitsjuden''. Bowiem wielkogermański nazizm, zwłaszcza w interpretacji SS, był nade wszystko ruchem paneuropejskim i globalistycznym, opowiadającym się za medyczną transformacją ludzkości, by uczynić z niej istoty zdolne do ekspansji na wprost kosmiczną skalę. O czym pisałem onegdaj na kanwie krytycznego wydania ''podręcznika motywacyjnego'' Hitlera, traktującego o jego politycznych i egzystencjalnych zmaganiach w drodze ku staniu się ''fuhrerem''. Podsumowując nasze rozważania, meandrujące tak naprawdę wokół jednego tematu: państwo jest żywotną sprawą narodu, kwestią dlań wprost egzystencjalną. Bez niego jest ono wydane na pastwę obcych potencji, a bywa wręcz zagraża mu eksterminacja, czego dzieje Polski dają aż nadto dowodów. Należycie ustrojony rząd stanowi wprost warunek rozwoju ekonomicznego i nade wszystko cywilizacyjnego, a nie zawadę dlań co głoszą liberałowie. Jeśli zaś ma to miejsce, jak w Rosji, to jedynie dlatego, że anarchiczna ze swej natury, samowolna władza nie jest tam skrępowana więzami praw i instytucji. Skądinąd Ukrainie również ciąży fatalna konstytucja, uniemożliwiająca w praktyce władanie krajem. Nie wiem bowiem, czy jest takie drugie państwo na świecie, gdzie premier by zdymisjonować ministra swego rządu musi odwoływać się do woli parlamentu, jeśli zaś nie znajdzie w nim niezbędnej do tego większości głosów może mu nagwizdać. Trudno stąd obwiniać ekipę Zełeńskiego, że w skrajnie trudnej sytuacji własnego kraju, dla jego przetrwania ucieka się do stanowienia pozakonstytucyjnych instytucji, jaką faktycznie jest biuro prezydenta Ukrainy. Wszakże stan takowy nie może trwać na dłuższą metę, jeśli RP ma graniczyć z państwem serio, a nie byłą sowiecką republiką podobną obecnej Rosji, która niespodzianie dla samej siebie nabrała podmiotowości. Natomiast co z nią dalej uczyni, to już osobny temat... Bowiem może przesrać swoją niespotykaną dziejową szansę przez chamstwo własnych polityków i przedsiębiorców, którzy najwidoczniej uważają, że w stosunkach z Polską wolno im brać a nie kwitować, co przyznają sami ukraińscy eksperci, jak np. Ołeksiej Kusz. Ukraińcy niestety w swej masie, podobnie zresztą jak Rosjanie, tkwią nadal mentalnie w postkomunistycznym bezhołowiu lat 90-ych, którego relikty i nad Wisłą mają się krzepko. Cóż, obaczymy jak rozwinie się sytuacja, o tyle dobrze, iż nastąpił wreszcie kres ''miesiąca miodowego'' pomiędzy Polską a Ukrainą, bo już mnie mdliło szczerze powiedziawszy od publicznych objęć polityków obu krajów. Mniej wzajemnego przytulania, a więcej trzeźwości w obustronnych relacjach bym sobie życzył, gdyż bój idzie o zachowanie naszej technicznej cywilizacji przed rosyjskim barbarzyństwem, a nie jakieś sentymentalne pierdoły!

ps.

Rekomenduję uwadze najnowszy numer ''Polityki Narodowej'', poświęcony również tematyce państwowej. Szczególnie teksty Jakuba Siemiątkowskiego o ''prawicy sanacyjnej'', z której dziedzictwem politycznym zasadniczo się identyfikuję, oraz Kacpra Kity omawiające ustrój prezydencki Francji, a także jakobińską genezę nadsekwańskiej republiki. Co sądzę o Macronie już napisałem, wszakże należy przyznać, że na tle otaczającej go chujni i tak prezentuje się on całkiem nieźle. Alternatywą bowiem dla jego autorytarnych w praktyce rządów jest właściwie wojna domowa, między spolaryzowanymi skrajnie obozami narodowych integrystów Le Pen [ i ''koszernej'' dlań przystawki Zemmoura ], oraz lewackiej ''islamokomuny'' Melenchona. Rzeczone teksty wynagrodzą obecność na łamach ''PN'' takowej spierdoliny, jak Kondzio Smuniewski, czy wysrywy o Konecznym, który okazał się zwolennikiem ''rządu ograniczonego'' ciul jeden. Za to szanowny senior Barnim Regalica trafne stawia diagnozy, więc dla polskich państwowców zakup, mimo powyższych zastrzeżeń, niniejszego pisma obowiązkowy. Przy czym nie uprawiam faszystowskiej statolatrii, stawiając państwo na piedestale. W pełni zdaję sobie sprawę z towarzyszącego mu nieuchronnie brudu np. nie ma bodaj takiej bezpieki, która by nie posiadała ''czarnego budżetu'' czerpanego z handlu bronią czy narkotykami, bandyta w policyjnym mundurze może też skatować ofiarę na komisariacie itd. Pytanie wszakże o realną alternatywę, bo nie zamierzam już trawić czasu na głupoty o tym, jak to będzie w ''akapie'', gdzie jeśli wkurwi cię sąsiad zrobisz mu prywatny Holokaust ogródkowym ''krasnalem atomowym''. Liberalny populizm dla idiotów głoszący bajki, że uwolniona spod kontroli państwa ekonomia zamieni wymierającą ''szkieletczyznę'' w oazę dobrobytu, jakiej przeciętnego mieszkańca stać będzie na ''domy, samochody, może nawet jachty'' [ co wciska kucom Dawid Lewacki ]. Państwo pozostaje nie idealnym, wszakże jedynym realnym póki co sposobem zapewnienia jako takiego choćby ładu na danym terenie. Niszczy poddaną sobie populację tylko, gdy z instrumentu okiełznania samowolnej ze swej natury władzy staje się jej narzędziem, co ''od zawsze'' miało miejsce w Rosji. Nie ono samo jest rzekomym ''przeżytkiem'', jak bredzą anarcho-globaliści, a jedynie jego obecna forma, rzeczywiście rodem z XIX-ego wieku. Wojna na Ukrainie stanowi żywy dowód nędzy globalizmu, konieczności posiadania własnego państwa i jego fundamentu, którym jest armia w czasach, jakie nastały. Żaden bowiem to ''eksces'', lecz pierwszy dopiero objaw ''światowej wojny 30-letniej'' w którą wkroczyła ludzkość [ oczywiście metaforycznie mówiąc, gdyż może potrwać ona równie dobrze dwie co i dajmy na to cztery dekady, chuj wi ]. Nie przejdziemy jako Polacy owego procesu w miarę suchą stopą bez należycie przygotowanego wojska, a czy rząd PiS się z tym akurat sprawi to osobny temat. Żywię wątpliwości obawiając się, iż ambitny program zbrojeń i przeznaczone na to gigantyczne środki utopione zostaną w jednej wielkiej korwecie ''Gawron'', przynajmniej jednak próbują coś robić, a nie traktują armii niczym libki jako li tylko dużej agencji ochroniarskiej i nic więcej. Tymczasem wojna stanowi generalny test całego państwa i narodu, ogarniając wszystkich i wszystko, cywilów również, bowiem ktoś musi też pilnować porządku na zapleczu frontu, gasić pożary lub naprawiać zniszczone ostrzałem wroga drogi, infrastrukturę energetyczną, zapewniać ład administracyjny i gospodarczy etc. 

Czy zaś państwo ukraińskie należycie sobie tu radzi to już insza inszość - na ten przykład były mer Chersonia właśnie popełnił, czy też może mu ''popełniono'' samobójstwo, by ukryć rzeczywistych winowajców za zdanie miasta Rosjanom. Dowodzący wówczas ukraińskimi wojskami na południu kraju generał tłumaczy się w wywiadzie prasowym, że miał zbyt mało żołnierzy dla skutecznego odporu kacapskiej inwazji. Jakby tego było mało BBC ujawniła, że od półtora roku w owej sprawie toczy się śledztwo podległej prezydentowi cywilnej służby antykorupcyjnej [ bo żandarmerii wojskowej do dziś właściwie na Ukrainie nie ma ] i SBU przeciwko samemu Załużnemu... Arestowycz nie kryje nawet swej irytacji tym faktem, jako funkcjonariusz ukraińskiego wywiadu militarnego, trafnie wskazując na ''mocno demotywujący'', oględnie zowiąc, dla obrońców kraju charakter takichże działań urzędników i polityków. Ukraińscy wojskowi coraz głośniej mówią, że cywilne kierownictwo usiłuje zrzucić na nich odpowiedzialność za fatalny stan przygotowań do obrony przed rosyjską agresją. Rzeczywiście wygląda, jakby władze samego państwa sabotowały skrycie wysiłek zbrojny swego kraju, dowodem również ''afera zbożowa'' wszczęta przez Zełeńskiego w interesie miejscowych oligarchów, zblatowanych z potężnymi koncernami handlującymi ziarnem na skalę świata, nie tylko z Chin ale i zachodniej Europy, Kanady czy USA. Nie oznacza to więc, jakoby prezydent Ukrainy był zaraz ''ruskim agentem'', mimo personalnych i finansowych powiązań jego otoczenia z samym Putinem, o czym tu onegdaj wspominałem. Bynajmniej nie przeczyłoby to realności konfliktu między nimi, gdyż takowe mają miejsce zazwyczaj w kręgu dobrych znajomych a zwłaszcza rodzin, szczególnie mafijnych. Cóż, pozostaje nam w RP nie tylko obserwować bieg wydarzeń, ale i aktywnie przeciwdziałać przekształceniu się naszego wschodniego sąsiada w galicyjski ''banderland'' skrzyżowany z posowieckim gangiem, nieco tylko mniej skorumpowany i bandycki, niż putinowska Rosja. Oczywiście mam przez to na myśli środki dyplomatycznego, tudzież gospodarczego nacisku, oraz ściśle politycznej presji, nie zaś bezpośrednią interwencję militarną - oby nigdy do niej nie doszło, wobec czego rabacja Chmielnickiego przestrogą, że na wzajemnych konfliktach Kijów co i Warszawa wychodziły zawsze jak najgorzej, ku uciesze Moskali nade wszystko i pośrednio Niemiec. Widzę już, jak te ostatnie będą ''odbudowywać'' Ukrainę, Berlin może tam robić jedynie za szkodnika np. to jego osławione fundacje, jak choćby im. Róży Luksemburg [sic!] finansują tamtejsze lewactwo, które jeszcze przed rosyjską inwazją głośno domagało się ''denazyfikacji'' kraju od takich prawych ultrasów, jak Jewhen Karaś [ uczestniczący właśnie w ciężkich bojach na froncie zaporożskim ]. Na szczęście czasy, w których Rzesza mogła zaprowadzać w Kijowie jakoweś marionetkowe ''hetmanaty'' minęły bezpowrotnie, jej wpływy obecnie są tam kontrowane min. przez Anglosasów, nie tylko zresztą USA ale i Wlk. Brytanię. Sądzę więc, że nie jest przypadkiem akurat teraz mocne ''podsranie'' Zełeńskiego przez BBC wspomnianym skandalizującym artykułem. Bowiem Załużny ma wśród Ukraińców obecnie status ''drugiego po Bogu'', stąd nawet sugestia, iż zazdrosny jakoby o jego pozycję prezydent chce ''udupić'' popularnego generała, stwarza dlań poważne ryzyko polityczne. W świetle otwartych już napięć między kierownictwem cywilnym a wojskowym kraju poziwiom uwidim, jak to będzie z jednoczesnym ukraińskim członkostwem w sfederalizowanej pod przewodem Niemiec i Francji UE, a zarazem militarną zależnością od zdominowanego przez Anglosasów NATO, kluczową dla zachowania państwa i narodu. Dla Polski stanowi to wyraźną wskazówkę, że to w dziedzinie bezpieczeństwa możemy budować ścisłe relacje z Kijowem, skoro w sferze gospodarczej i politycznej nie jesteśmy powiedzmy to sobie szczerze zbyt wiele zaoferować. Tak więc jedynie fundament państwa, jakim jest możliwie silna armia może zapewnić obu krajom pomyślną kooperację, póki co chyba nic więcej [ dobre i to ]. W każdym razie Ukraina nie wejdzie do upragnionego UE z Banderą i Szuchewyczem na sztandarach... I to nie Polska, lecz właśnie Niemcy jej to uniemożliwią, choćby za pomocą finansowanych przez nie Żydów, jak wspomniany tu już Grzegorz Rossoliński-Liebe, autor niezwykle krytycznej biografii ''krwawego Stepana''. Bowiem podobnie jak nad Wisłą, dziś  na Ukrainie ''partię pruską'' reprezentują LGBTarianie, a nie jacyś tam ''banderowcy'' [ he he ].