sobota, 11 stycznia 2025

Matka Durka.

Niniejszy tekst miałem poświęcić przed powtórną inauguracją Trumpa omówieniu możliwych konsekwencji jego drugiej prezydentury, tudzież głębszych zmian jakich sądzę jest ona objawem. Przyjdzie mi jednakże widzę kontynuować niestety żmudną orkę bełkotu Piotra Wielguckiego, dalej zwanego Matką Durką tudzież Kur[w]akiem, podjętą już na drugim ''antyblogu''. Rzecz bowiem jest zbyt poważna aby ją ot tak zlekceważyć, gdyż toto robi za jednego z pożal się liderów prawicowej opinii publicznej w Polsce. Nie dam się nędznemu szantażowi, iż nie należy wszczynać sporów z przedstawicielami własnego obozu, bo służy to politycznym wrogom. Przez takowe [nie]myślenie stronnictwo ''America first!'' dało się ograć Muskowi i jemu podobnym ''przedsiembiorcom specjalnej troski'', którzy dopiero co łożyli miliony dolarów na kampanie Obamy czy Harris. Wielgucki wprawdzie to nie ta liga, ale wyrobił sobie dość pokaźny jak na lokalne realia zasób informacyjny użytkowników swego kanału na YT i X, jakiemu kładzie do łba ordynarne głupoty o wojnie na Ukrainie, czego nie usprawiedliwia jego zacne poza tym oranie szemranych biznesów rodziny Owsiaka. Dlatego Matka Durka majaczy, jakoby prezydent Duda ''zakochał się w Ukrainie'', bo trafnie zauważył, iż zgoda na zabór jej terytorium przez Rosję zakwestionowałaby również granice Polski i to nie tylko wschodnie. Wedle osobliwej [a]logiki Wielguckiego, kiedy ze dwa lata temu ówczesny premier Japonii specjalnie przybył do Kijowa, by zawrzeć z tamtejszymi władzami strategiczne porozumienia, robił to najwidoczniej ''zaślepiony emocjami''. Opierdalając zaś - przepraszam: apelując w amerykańskim Kongresie do zjebanych trumpistów, jakich hasłem winno być ''Israel first!'', żeby ogarnęli się wreszcie i przestali blokować wsparcie dla Ukrainy, czynił tak gdyż jest ''romantykiem politycznym''. Skądinąd tegoż obecny następca twardo obstaje przy kontynuacji rzeczonej strategii, bowiem wedle jego słów ''los Ukrainy może stać się rychło udziałem Azji Wschodniej''. Doprawdy nie wiem jakim trzeba być tumanem, aby tego nie dostrzegać, kiedy północnokoreańscy żołnierze wojują z ukraińskimi na terytorium Rosji! Wielgucki jednak wie lepiej, un przecie najmądrzejszy w całej wsi, stąd Japonia może mieć żywotny interes we wspieraniu Ukraińców, ale Polacy już wedle niego bynajmniej, gdyż jego chata z kraja. Głupia pogarda wobec Orientu nie pozwala Matce Durce pojąć, że Eurazja jest pewną całością a Rosja ziejącą w niej ''czarną dziurą'', siejącą chaos od Zachodu po sam Wschód. Wszystko zaś przez tyrańską naturę panującej w niej władzy, stojącej ponad własnym państwem i jego prawem, stąd traktującej oba jednako instrumentalnie. Należy przeto skończyć wreszcie z politycznym mitem, iż jakoby tylko ''silna ręka'' cara jest w stanie wszystko tam trzymać w kupie, gdy tymczasem jest dokładnie na odwrót: nadmierna koncentracja władzy w rękach jednostki nie tylko wydaje na jej kaprysy poddany kraj, co jeszcze czyni piekło z życia sąsiadom. Dlatego póty sami Rosjanie nie dojdą ze sobą do ładu, a pozostanę co do tego sceptyczny obserwując słabość antykremlowskiej ''opizdycji'' i toczące ją swary, tudzież beZwolność moskiewskich ''rabów'', jedynym realnym wyjściem pozostaje trzymanie rosyjskiej bestii w jej eurazjatyckiej klatce. Ma doprawdy szeroki wybieg, stąd nie może narzekać i jeśli tam pozostanie nikt jej nie ruszy żadną ''kolorową rewolucją'' jakiej tak się obawia, lecz jeśli tylko zeń wychynie natychmiast powinna dostać po łbie z całą mocą. W obliczu bankructwa ładu międzynarodowego, jaki mógłby przywołać ją do porządku jedynie w teorii, Ukraina odgrywa kluczową rolę w powstrzymaniu zapędów kremlowskiej tyranii - mądrzy Azjaci z Japonii oraz innych krajów Dalekiego Wschodu to wiedzą, ale już durne goje pokroju Wielguckiego bynajmniej.

Zasadniczy jego błąd leży w tym, że ćwok utknął mentalnie w latach 90-ych, stąd naiwnie wierzy, iż jedynie Amerykanie mogą położyć kres wojnie na Ukrainie, jak to u ''biedarealistów'' cynizm kryje u niego infantylną głupotę. Najwidoczniej pozostaje więc w logice wielkich mocarstw nie dostrzegając przez to, iż skupiona dotąd w ich rękach polityczna siła uległa obecnie mocnemu rozproszeniu. Wszystko bowiem wskazuje, że globalizacja to w praktyce żadne tam NWO, lecz na odwrót: nierząd światowy, planetarny chaos i fragmentaryzacja [ stąd tym bardziej tak pilna staje się potrzeba ustanowienia jakiegokolwiek ładu ]. Na tym właśnie wyłożyli się Moskale, jakim marzył się w miejsce globalnej hegemonii USA światowy koncert mocarstw, tylko nie spostrzegli nadejścia kresu wszelkich imperiów, nie tylko jankeskiego, ale również ich kacapskiego. Owszem, istnieją wszyscy ci pocieszni ''wannabe globaliści'', z których czyni się na siłę nie wiadomo jakich ''władców marionetek'', tyle że realnie to oni se mogą, ale co najwyżej ruchać karły na Karaibach. Dlatego nie ma co trawić czasu na szerzących podobną konspirologię skurwysynów pokroju Alexa Jonesa, jaki teraz włazi w tyłek Muskowi robiąc zeń bojownika z neoliberalną oligarchią - typa, który wprost stanowi samą jej istotę! Podobni mu szerzą chujnię na temat bajecznych złóż metali ziem rzadkich, o które rzekomo trwać ma zaciekły bój na Ukrainie. Ignorantom co to łykają nie chce się bowiem sprawdzić, że Rosja ma takowych znacznie więcej u siebie, choćby jeśli idzie o lit konieczny do produkcji elektrycznych akumulatorów, jedyny problem jej polega na braku kapitału i technologii niezbędnych do jego wydobycia. Amerykanie również nie mogą narzekać na brak owego pierwiastka, gdyż odkryli niedawno ogromne złoże w samych USA, zaś powrót Trumpa do władzy stanowi gwarancję dla rodzimych koncernów wydobywczych, iż administracja rządowa nie zablokuje eksploracji kopalin, bo na ten przykład mogłoby się to nie spodobać indiańskim bóstwom ziemi, że im grzebią w bebechach:). Nawet w skali Europy ukraińskie pokłady litu szału nie robią, bowiem największe tutaj posiadają Czesi, położone akurat na pograniczu z niemiecką Saksonią. Wreszcie globalnymi potentatami litu są Australia i Chile, generalnie jest tego od groma i wcale nie braknie, więc na cholerę komu ukraińskie złoża owego pierwiastka, poza rzecz jasna samymi Ukraińcami? Zresztą jak niby na okupowanych terytoriach Rosja miałaby wszczynać jakiekolwiek wydobycie, skoro u niej samej dezindustrializacja idzie już na pełnej, czego smutnym świadectwem są choćby Bieriezniki w kraju permskim. Byłe już przemysłowe miasto, które dosłownie zapada się pod ziemię, gdyż sowieccy budowniczowie postawili je na kopalniach solanek, teraz w znakomitej większości całkiem wypatroszonych. Co nie znaczy, iż ''lebensraum'' w ogóle stracił na znaczeniu - wszystkim co bełkoczą za Klausem Schwabem, że jakoby wojny o terytorium obecnie już nie mają sensu radzę, by spróbowali wytłumaczyć to choćby sfanatyzowanemu Żydowi z Izraela, jaki upierdolił sobie, iż marny kawał piachu i kamieni jest ''ziemią świętą'' powierzoną mu rzekomo przez samego Boga. Bogata swołocz wprawdzie stworzyła sobie alternatywny świat, gdzie w jego luksusowych enklawach na czele z Dubajem faktycznie globalistyczne mity wydają się realnymi. Tyle że istnienie owej ''złotej klatki'' jest możliwe li tylko dzięki bardzo kruchej w istocie równowadze politycznej regionu, jaka rychło może runąć o ile Amerykanie pójdą na wojnę z Iranem w interesie Izraela, bo przecież nie swoim. Gdzie wówczas spierdolą ''obywatele świata'' - na Bali, hinduistyczną wyspę otoczoną zewsząd przez muzułmanów i żyjącą wyłącznie z ich łaski? Pozostaną jeszcze Malediwy, przecie Kinia Rusin dumnie paradowała po tamtejszych plażach ze sztandarem LGBT, rad bym jednak obaczyć jak czyni to samo w stolicy owego archipelagu, poddanego władzy szariatu poza oazami dla turystów. Skądinąd posłałbym tam przy okazji Ryśka Petru i jemu podobną libkowską hołotę, aby podjęli próbę pracy podczas pory modłów w meczetach, niech swym zwyczajem zaczną też wyrzekać głośno na ''średniowieczne zabobony'' tłumiące ''wolność handlu''. Ukamienowanie, jakie za to niechybnie by ich spotkało pozwoliłoby Polakom wyzbyć się przynajmniej raz na zawsze tych szkodników, pragnących jak Milei abyśmy ponownie zapierdalali po 12 godzin dzień w dzień do upadłego. W każdym razie idąc tokiem pokrętnej myśli Wielguckiego, skoro znienawidzona przezeń ''UPAdlina'' jest skazana rzekomo w konfrontacji z ''wszechimperialną'' Rosją, co począć w takim razie choćby z jemeńskimi Huti, jakim nie dają rady połączone siły potęg USA, Izraela i Saudów? Owszem, są najmitami Iranu, ale to niby jakieś supermocarstwo? Wręcz przeciwnie: dziadowskie państwo, gdzie z braku energii zamykają całe przedsiębiorstwa i szkoły, a mimo to Amerykanów czekają zapewne przykre niespodzianki, jeśli okażą się na tyle głupi, by jako się rzekło posłać lotniskowce do cieśniny Ormuz na wojnę z ajatollahami, nie dla własnej a Izraela korzyści.

Bowiem wzorem ich Wielgucki nie ogarnia najwidoczniej, iż przyszło mu żyć w czasach, gdy zdalnie sterowane pływające wyrzutnie pocisków mogą strącać bojowe helikoptery, zaś kraj praktycznie bez marynarki wojennej był w stanie sparaliżować ruch wrogiej floty kombinacją ataków rakietowych i morskich dronów. Bredzi stąd, iż Polska jakoby miała znacząco ''uszczuplić swój potencjał militarny'' przekazując Ukraińcom głównie poradzieckie czołgi, a niechby i zmodernizowane. Leniowi śmierdzącemu nie chce się więc obadać, co z takowymi na frontach Donbasu czyni precyzyjna artyleria i drony, tworzące bywa że i kilkunastokilometrowe ''strefy śmierci'', gdzie broń pancerna nie ma racji bytu, o szeregowych żołnierzach już nie wspominając. Dlatego ukraińska ofensywa na kurszczyźnie była możliwa dzięki głuszeniu zwiadu elektronicznego tzw. REB-em, a z kolei kacapstwo zdobywa mozolnie teren li tylko przewagą ogniową, masowym zrzucaniem KAB-ów, czyli latających bomb spoza zasięgu ostrzału, nade wszystko zaś nie żałując swego ''mięsa armatniego''. Chiński badziew, jakim w istocie są drony niweczy hurtowo ciężki sprzęt za ogromne pieniądze, a Wielgucki dalej swoje bo pewnie w dzieciństwie zrył mu łeb zoofilski pornos ''Czterej pancerni i pies''. Bawi się więc nadal w myślach ołowianymi żołnierzykami, wojna zaś polega dlań na atakach masami broni i ludzi, niczym u ''krasnoarmiejców''. Przykładanie jak on to czyni miary II wojny światowej do obecnej jest skrajnym idiotyzmem, gdy nie ma tylu ludzi co wtedy [ zwłaszcza młodych ], jakich można by posłać na front, ani czołgów ni samolotów [ wystarczy porównać ile kosztowało relatywnie ich wytworzenie wówczas i teraz, a takoż wyszkolenie pilotów oraz czas potrzebny ku temu ]. Nade wszystko jednak ataki skoncentrowanymi masami wojsk zakrawają na zbrodniczą wprost głupotę w obliczu tak rozwiniętego współcześnie zwiadu radioelektronicznego i niszczącej mocy środków dalekiego rażenia. Na tym między innymi wyłożyła się nieudana ukraińska kontrofensywa, ale i z podobnych powodów od niemal pół roku Rosjanie nie są w stanie odbić skrawka swego terytorium, mimo nieustannych szturmów przy wsparciu północnokoreańskich ''biorobotów''. Dlatego przekazanie Ukraińcom poradzieckiego złomu miało sens na początku wojny, gdy elektroniczne środki boju dopiero raczkowały, lecz teraz kiedy po ledwie 3 latach nastąpił ich niepomierny rozwój nie ma już co go żałować. Skoro Wielgucki nosi żałobę po ''Rudym 102'' winien obaczyć co z podobnymi czołgami poczynają Rosjanie, dla zabezpieczenia od dronów tworząc z nich pokraczne ''car-mangały'' wyglądające niczym garaże na gąsienicach, a i to zazwyczaj chuja im daje. Oczywiście nie ma co bredzić wzorem Muska, że myśliwce bojowe i ogólnie broń pancerna jako taka stanowi rzekomo ''przeżytek'', a jedynie pewne jej modele nie obliczone na wyzwania współczesnego pola walki. Co więcej - po adaptacji do nich i w zestawie z dronami dalekiego zwiadu, oraz całą elektroniką tworzą razem prawdziwie morderczą machinę, gdzie człowiek dosłownie nie ma racji bytu. Dlatego jeśli na frontach ukraińskiej wojny nastanie w końcu krwawy rozejm, to prędzej nie skutkiem jałowych negocjacji a zbrojnego pata przez zupełną już automatyzację procesu zabijania, od czego ponoć dzielą nas ledwie miesiące. Podkreślę jeszcze raz, bo takim jak Wielgucki trzeba wszystko tłumaczyć na palcach: powyższe nie oznacza, że na ten przykład marynarka wojenna stała się jakoby ''anachronizmem'', a wyłącznie to iż jeśli ma pozostać efektywnym narzędziem walki w realiach XXI stulecia, musi nie tylko polegać jak dotąd na ścisłej współpracy z lotnictwem i okrętami podwodnymi, lecz również powinny jej towarzyszyć całe ''ławice'' morskich dronów i ''chmary'' powietrznych. Inaczej pójdzie na dno, lub będzie zmuszona spierdalać - przepraszam: ''przebazować się'' jak Flota Czarnomorska z Sewastopola, co rodzi oczywiste pytanie a na chuj jeszcze Rosjanom ten Krym?!

W każdym razie ponieważ dezinformacja musi zawierać sporą dozę prawdy, Matka Durka w swym negacjonizmie żeruje na fakcie, iż rosyjska inwazja stanowiła absurd z perspektywy militarnej strategii. Doprawdy nie trzeba być profesjonalnym wojskowym, aby spostrzec że miast rozpełzać się po najechanym kraju należało co najmniej dwukrotnie liczniejszymi siłami otoczyć główne wtedy zgrupowanie ukraińskich wojsk na Donbasie. Rosjanie nie musieliby po tym brać szturmem Kijowa, ni jak teraz zdobywać z mozołem i kosztem potwornych strat kilometrów zrujnowanych terytoriów, najwidoczniej jednak Kreml padł ofiarą własnej propagandy traktującej Ukrainę jako ''kraj 404'' i ''państwo teoretyczne''. Uznał więc, że do pokonania jej wystarczy kombinacja demonstracji militarnej z akcją pacyfikacyjną, jakiej nadał nieznane własnej konstytucji miano ''specoperacji wojskowej'', gdyż nie liczył na zbrojny opór ze strony regularnej ukraińskiej armii, który rozstrzygnął o wszystkim. Kiedy zaś natknął się nań niespodzianie, wyraźnie spanikowany Fiutin zaapelował do wrogiej generalicji, by ta obaliła Zełeńskiego a wtedy ''jakoś się dogadamy'', nie dziwota stąd, że Załużny, Syrski i reszta zbyli owe brednie jako majaczenia zesranego tyrana. Istnieje więc dobitny miernik pozwalający określić czemu na Ukrainie początkowy chaos ''specoperacji'' przerodził się jednak w prawdziwą wojnę, natomiast w strefie Gazy dajmy na to nie mamy z nią do czynienia, mimo trwających tam walk zbrojnych i czystki etnicznej, jaką izraelscy Żydzi dokonują pod pretekstem zwalczania terroryzmu. W przeciwieństwie bowiem do Ukraińców palestyńscy Arabowie nie posiadają własnego państwa, niechby upadłego, a zwłaszcza jego fundamentu w postaci regularnej armii, stąd jakże inaczej wyglądałby ich zbrojny opór, gdyby zamiast nawalać granatnikami zza węgła w izraelskie czołgi sami mieli takowe! Podobnie co i artylerię dalekiego zasięgu, systemy przeciwlotnicze i rakietowe, drony w przemysłowych ilościach etc., a niechby ustępując w tym gudłajom jak Ukraińcy kacapom, niemniej wojsko a nie byle neobanderowska partyzantka pozwala im na niepomiernie bardziej wyrównany bój, niż Hamas zdolny jest toczyć z Cahalem. Z tych samych powodów liczba ofiar wśród ludności cywilnej jest znacząco mniejsza po stronie Ukrainy, gdyż ostały jej się poradzieckie systemy obrony powietrznej, choćby i w szczątkowej postaci, uzupełnione zachodnimi odpowiednikami, co uniemożliwia Rosjanom masowe bombardowania miast ograniczając je do zrzucania wspomnianych KAB-ów, a takoż rakiet połączonych z atakami ''szahedów''. Nie jest to więc żaden ''gest dobrej woli'' z ich strony wobec ''bratniego narodu'', jak jeszcze na początku wojny ściemniali, teraz jednak w szczujni medialnej kremlowskiego Żyda Sołowjowa-Szapiro czy lesby Skabiejewej wprost ujadają, by równać z ziemią Charków, Kijów a nawet ''ruską'' Odessę, na szczęście bezsilnie. Skądinąd izraelska armia ludobójczą strategię niszczenia cywilnej infrastruktury strefy Gazy, na czele ze szkołami i szpitalami, ochrzciła pieszczotliwym mianem jej ''czernobylizacji''... Prędzej jednak należałoby już mówić o ''donbasizacji'' Palestyńczyków przez rozbestwione bliskowschodnie gudłajstwo, albowiem czyni ono z nimi niemalże to samo co Rosjanie na okupowanych przez siebie terytoriach Ukrainy. Celowe pozbawianie podbitej ludności dostępu do wody, żywności o edukacji czy opiece medycznej już nie wspominając, wydanie jej na pastwę lokalnych mafii odpalających ''dolę'' agresorom, generalnie ustanowienie realnej dystopii - wszystko się zgadza. W pozornie tylko stanowiącym wyjątek Mariupolu, wbrew łgarstwom Putina, rodzimi mieszkańcy rugowani są na rzecz Moskali oraz przyjezdnych z Kaukazu, a nawet Azji Centralnej tak że w samej Rosji coraz głośniej pobrzmiewa wątpliwość czy to nie aby ''musulmański mir'' a nie ruski, stąd trzeba przemianować miasto na ''Mariupolbad''. Dopiero co rosyjska kolaborantka Tatiana Montian żaliła się publicznie małżonce Girkina, iż obecnie w Doniecku bieżąca woda jest dostępna mieszkańcom ledwie po 2-3 godziny a i to nie każdego dnia. Straszne ''chachły'' i ''banderowcy'' dostarczali ją Donbasowi nawet po jego oderwaniu się od Ukrainy, ale na początku otwartej inwazji Rosjanie zniszczyli wodociąg obiecując, że ustanowią nowy tym razem prowadzący od rzeki Don. Wszakże przeznaczone na to miliardy rubli zostały jakżeby inaczej rozkradzione przez skorumpowane kacapskie czynownictwo, i tak oto miejscowe ''separy'' gorąco pragnące ''ruskiego miru'' ostały się bez zimnej choćby wody. Oczywiście dla pierdolniętej baby to nie sama jego istota, jaką i jest w rzeczywistości, a wina ''agentów kolektywnego Zachodu'' takich, jakim wedle niej ma być... Sołowjow z którym od dawna ma kosę, gdyż dla niego z kolei jest ona ''kryptochachłem'':).

Dlatego należy to podkreślić ''wołami'' i tłustym drukiem specjalnie dla tumanów pokroju Wielguckiego, iż UKRAINA NAWET ZE SWYM NIEWĄTPLIWYM SKORUMPOWANIEM POZOSTAJE I TAK NIEPORÓWNANIE LEPSZYM MIEJSCEM DO ŻYCIA NIŻ CHUJNIA ''RUSKIEGO MIRU'' ZAPROWADZONA PRZEZ ROSJĘ NA ZAGARNIĘTYCH TERYTORIACH ''BRATNIEGO KRAJU''. Jedynie więc skrajny ignorant i dureń pokroju Matki Durki mógłby równać je obie, bynajmniej nie ma między nimi symetrii i to nie tylko dlatego, że jedna jest ofiarą druga zaś agresorem. Skoro Ukraina to państwo upadłe, w takim razie Rosja w ogóle go nie posiada, a tylko jedno wielkie przyznajmy ''gosudarstwo'', stanowiące własność ''gosudara'' z którym może on czynić co mu się żywnie podoba, a choćby i rozjebać w drebiezgi. Wielgucki zdaje się tego nie ogarnia, inaczej nie sarkałby tak na obalanie pomników Puszkina na Ukrainie, gdyż najwidoczniej nie dociera doń, że ''wielka rosyjska kultura'' robi jeno za rodzaj sreberka w które owinięto gówno politycznej tyranii ''ruskiego miru'', samą jego śmierdzącą esencję. Uważałby też lepiej z wypominaniem Ukraińcom braku państwowotwórczych zdolności, gdyż ów syf może i jemu wylądować na ryju, albowiem i nam Polakom do dziś wrogowie zarzucają ''polnische wirtschaft'', biorąc pod uwagę jak skończyły obie Rzeczpospolite a i trzecia właśnie dogorywa na naszych oczach, o ironio wykańczana rękoma jej obrońców. Najważniejsze iż zyskali realny fundament państwowości, jaki stanowi armia nabywająca właśnie doświadczenia w wojnie zupełnie nowego typu, stąd dobrze byłoby brać z nich przykład niechby pod tym jedynie względem. Co też i ma miejsce niezależnie od sarkania różnych ''duraków'', a nawet jeśli połowa z tego co dotąd u nas zrobiono, czy niechby i 2/3 wygląda dobrze jedynie na papierze i tak mamy do czynienia z kolosalną wprost poprawą w porównaniu z tym, jak rzeczy się miały ledwie parę lat temu. Nikt nie każe Wielguckiemu lubić Ukraińców, sam za nimi niezbyt przepadam, ale co to niby ma do rzeczy - przecież to nie konkurs piękności do chuja Wacława, tyle że dla Matki Durki ''polityka to emocje'' bo wojna pojebała mu się z kampanią wyborczą. Rżnie więc głupa jakby nie wiedział, że historie o babciach strącających wekami drony, czy Cyganach - o przepraszam: Romach! - kradnących czołgi były niezbędne dla zyskania przewagi nad Rosjanami w pierwszym kluczowym etapie walk, szerzoną przez nich chujnią o ''biolaboratoriach NATO'' czy ''denasyfikacji''. Bowiem w dobie szumowiny informacyjnej wydzielanej przez media antyspołecznościowe tłumaczenie czegokolwiek, jak właśnie to czynię, stanowi luksus ekscentryków spychający wręcz na obrzeża internetu. Zresztą i sam nie gardzę podobną taktyką na swą skromną miarę, dlatego na bełkot o ''gejropie'' i ''niebiańskiej Jerozolimie'' nie odpowiadam niczym politpoprawna ciota marudzeniem o ''homofobii'' i ''antysemityzmie'', tylko jadę iż Rosją rządzą pedały i Żydy [ tym bardziej że to prawda, nawet jeśli grubo podrasowana ]. 

Nie pojmuję stąd o co Wielgucki tak czepia się Ukraińców, skoro oburza go faktycznie znaczna wśród nich rzesza maruderów i renegatów, najwidoczniej zbyt serio za młodu wziął czytanki o ''solidarnej walce klas pracujących''. Odradzam mu więc zapoznanie się z realną historią własnego narodu, inaczej chyba zszedłby na zawał odkrywając, że Polska nigdy nie leżała na sercu sporej grupie nominalnych jedynie ''rodaków'', zaś dający dupy na wszystkie strony zdrajcy nie są doprawdy płodem jeno ostatnich lat czy dziedzictwem ''komuny''. Nawet wśród tak bitnych nacji jak Czeczeńcy zawsze nie brakowało kolaborantów i zwykłych bandziorów, gotowych do największych podłości w służbie okupanta, nie mówiąc już o swarach i bratobójczych walkach w samym obozie stronników niepodległości. Podobnie jest w Palestynie, gdzie stojący na czele tzw. ''autonomii'' Mahmud Abbas pełni rolę współczesnego odpowiednika Chaima Rumkowskiego, tyle że bez ludobójstwa, zaś w strefie Gazy panoszą się mafie rabujące pomoc humanitarną, jawnie wspierane przez Izrael. Prawda wygląda tak, że walkę narodowowyzwoleńczą zawsze prowadzą radykalne mniejszości, wprost lub wspierając tych co na froncie, ciągnąc za sobą resztę często wbrew jej woli, stąd i bywa nie bez sporej dozy przymusu. Najwidoczniej jednak Matka Durka jest niedorozwojem, który serio wierzy, iż ''Polacy/Ukraińcy/Czeczeńcy/Palestyńczycy itd. to jedna rodzina'', bo trzeźwy do bólu i faktyczny patriotyzm pojebał mu się z infantylnym ''patridiotyzmem'', jaki NIC NIE KOSZTUJE ani wymaga od kogokolwiek poświęceń. Wielgucki będzie kluczył, mącił, pierdolił na okrętkę byle tylko nie przyznać, że Ukraińcy trwają bo mają własne państwo i jego fundament w postaci armii, niechby skorumpowanej i pełnej wszelakich patologii - i tak lepsze to stokroć dla nich niż byle neobanderowska partyzantka. Nie wiadomo jaka pomoc zbrojna i finansowa Amerykanów chuja by dała, gdyby na miejscu nie istniała w miarę choćby zorganizowana struktura zdolna do samodzielnej walki i zarządzania, Afganistan najlepszym dowodem o Iraku już nie wspominając. Albowiem lepszy nawet zły rząd byle własny, niż żaden albo obca okupacja, do szału zaś doprowadza mnie, że akurat w Polsce muszę jeszcze komuś tłumaczyć nieodzowność posiadania swego państwa, jakie by ono tam nie było. Matka Durka zna lepsze warianty jak utrzymanie bytu ukraińskiego niech je oznajmi, albo zamknie wreszcie mordę w owej kwestii, bo autentycznie poczyna wyglądać na ruską ''bladź'', acz co do mnie bardziej zajeżdża mi odeń perfidnie zamaskowaną hasbarą. Gerszona Klauna chyba pojebało już do reszty jeśli serio rozważa wspólny rozbiór Ukrainy z Rosją, mało to bowiem mieliśmy problemów z Galicją i Wołyniem za II RP? Poza tym może wpierw należałoby realnie zintegrować choć część z milionów Ukraińców, jakich się do nas najechało przez głupią agresję zbrojną Putina. ''Banderland'' u wschodnich granic RP to również mało zachęcająca perspektywa, stąd właśnie tak żywotnym interesem Polski jest, by miasta jak Charków pozostały przy Ukrainie.

Wielgucki przypomina mi innego marudę z krakowskiego ''ośrodka myśli konserwatywnej'' [ a więc samo zło! ], jaki dopiero co narzekał, iż nie ma co radować się z obalenia reżymu Asada, gdyż schedę po nim przejęli islamiści. Owszem, ale kto niby wedle owego mądrali miał to zrobić - stronnicy demokracji parlamentarnej i pokojowych protestów, którym syryjska bezpieka powkładałaby kawałki ostrego szkła do tyłków, jak to miała we zwyczaju z przesłuchiwanymi? Realnie patrząc ''gejnerałów''-rzeźników Asada cieszących się względami Rosjan zmóc mogli jedynie wojowniczy fanatycy, umierający dosłownie z uśmiechem na twarzy, jakby rzeczywiście w raju dogadzały im już hurysy. Albowiem na wojnie ludzi się ZABIJA, stąd potrzebne są ku temu inne zupełnie predyspozycje niż u pięknoduchów. Czuję wprost palący wstyd pisząc takowe wydawałoby się banały, wszakże niestety wypada je przypominać, skoro pożal się liderzy prawicowej opinii publicznej w Polsce [ i nie tylko zresztą ] poczynają sobie, jakby nie mieli o tym pojęcia. Inaczej nie wyglądaliby niczym obrażone na świat mentalne cioty, pokroju właśnie Matki Durki czy wspomnianego ''kuńserwatysty'' co to oczekuje chyba cudownego powrotu ''judeokrzyżowców'' na Bliski Wzwód, bo nie wiem o co mu kurwa idzie. Z kolei Kurwak żeruje na faktycznie kompromitujących przypadkach, jak ów z ciężarną ledwie uratowaną spod rosyjskiego ostrzału, którą zachodnie media zdecydowanie na wyrost ochrzciły mianem ''mariupolskiej Madonny''. Rzeczywiście durna bździągwa podczas ostatnich tzw. ''wyborów prezydenckich'' na Rosji jeździła po kraju agitując za Putinem... ''Syndrom sztokholmski'' więc na pełnej, jednakże kto powiedział Wielguckiemu, że ofiary wojennej przemocy mają być wyłącznie szlachetne? Nader często są głupie i odrażające, bywa nawet wielbią jak widać swych katów, co wprawdzie rodzi dylemat czy ma sens pomaganie tym, którzy wcale sobie tego nie życzą, niemniej w niczym nie zmienia to ich obiektywnego statusu. Matka Durka jest tępy niczym żydowska feministka Susan Sontag, która odmawiała wsparcia dla afgańskich ofiar radzieckiej inwazji, bowiem te wedle niej ''źle traktowały kobiety'', na co trafnie replikowała jej ''siostra'' po ideologii i pochodzeniu Ewa Kuryluk, iż przedwojenni chasydzi w Polsce również tak postępowali, czy przez to jednak należało posłać ich do pieca? Analogicznie moja uzasadniona odraza do wyznawców islamu nie czyni mnie ślepym na masowe zbrodnie, jakich dopuszczają się na muzułmanach izraelscy Żydzi, ewidentnie traktując ''zwalczanie terroryzmu'' jako pretekst ku temu. Nie będę ściemniał, że los palestyńskich kobiet i dzieci spędza mi sen z powiek, podobnie co i ukraińskich, niemniej sprowadzanie bestialskiego traktowania ich przez okupantów do ''teatrzyku'' jakoby i ''cyrku'' wymaga nadzwyczajnej wprost dozy skurwysyństwa, jaką najwidoczniej cechuje się Wielgucki. Chuj mnie obchodzi, że zbiera na chorych malców skoro jest zeń taki sam pierdolony cham co Owsiak, nawet jeśli nie robi przekrętów jak tamten, ale dopuszcza się takowej podłości. Rzecz nie w moralnym oburzeniu na nią, lecz negacji samej realności wojny na Ukrainie jaką bydlak uprawia, szalenie niebezpiecznej bo utwierdzającej rzesze rodaków w fałszywym przeświadczeniu, że ''Polacy nic się nie staaało''. Bowiem w takim razie po co te wszystkie zbrojenia, pewnie żeby tylko nabijać kieszenie ''władcom świata'', którzy oczywiście wywołali też ''plandemię'', lepiej więc dalej śnijmy na jawie o liberalnym ''końcu historii'', jak było zanim nastała ''nowa normalność''. Nazywając rzeczy po imieniu, gdyż pora na jakie podsumowanie: Wielgucki i banda powolnych mu spierdolin to prawacka odmiana KODerastów, jacy chcą żeby ''było tak jak było'' desperacko i histerycznie nie przyjmując obecnych realiów do wiadomości. Wprawdzie wielka polityka jest zawsze irrealna, jednakże wymaga olbrzymiej siły dla nagięcia rzeczywistości ku swej woli, kto więc brzydzi się ekstremalną przemocą, lub nie ma możliwości ją stosować, temu pozostaje jedynie czujne śledzenie za dziejowymi wypadkami, inaczej czeka go zagłada. Dlatego Matka Durka lepiej niech poprzestanie na tym co mu faktycznie dobrze idzie, czyli oraniu szemranych biznesów Owsiaka i jego rodzinki, natomiast wojna na Ukrainie to już zdecydowanie nie jego liga, tutaj ewidentnie wyżej sra niż dupę ma do tego jeszcze pakując swój kał innym do łbów, robiąc słuchającym go Polakom z głowy szambo. 

ps.

Powyższe nie przeczy mocno krytycznej ocenie ataków Zełeńskiego pod adresem ''obywatelskiego'' kandydata PiS na prezydenta RP, przy jednoczesnym podlizywaniu się Czaskosky'emu. Przypomnę jedynie, iż niemal od samego początku rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie pisałem trzeźwo: tak Wołyń pamiętamy, za chachłami nie przepadamy, wszakże każdy zabity przez nich kacap to dla nas Polaków czysty zysk. Podkreślając zarazem, że zmagają się tu nie tyle ''banderowcy'' z ''katechonami'' co dwie posowieckie mafie polityczne, stąd naszym żywotnym interesem jest wspierać mniej z nich dla nas groźną bo słabszą, wszakże nie za wszelką cenę - na pewno nie kosztem interesów gospodarczych czy pamięci historycznej. Wreszcie o samym Zełeńskim mówiłem wyraźnie, iż to żaden ''heroj'' a twardy cham i żydoruski gangus z posowieckiego Krzywego Rogu, inaczej nie przetrwałby konfrontacji z bestialskim kacapstwem. Nikt więc nie może posądzić mnie o jego i Ukraińców ogółem głupie idealizowanie, przez to uniknąłem również niepotrzebnego rozczarowania, natomiast żadną miarą nie należy mylić tego z przeczeniem wojnie jako takiej i jej okrucieństwu za które odpowiedzialność ponoszą wyłącznie Rosjanie, bo tu już nie o Ukrainę a Polskę się rozchodzi.

ps. 2

Trump zażądał praw do ukraińskich złóż metali ziem rzadkich w zamian za amerykańską pomoc wojskową. Znaczy połknął przynętę zarzuconą nań przez Zełeńskiego w jego ''planie pokojowym'', albo gada tak by posłać stronnikom komunikat, iż w przeciwieństwie do ''frajera'' Bidena robi jakoby dobry interes, a nie rozdaje tylko broń za darmochę. Rosjanie zaś będą oczywiście wyć jak to Ukraina wyprzedaje się Anglosasom, sami rujnując industrialny dorobek jeszcze caratu i ZSRR w oprawie imperialnych i mocarstwowych haseł, tak na terytoriach okupowanych co i u siebie. Każdy więc z wymienionych zbije na owej chucpie swój kapitał polityczny, natomiast masy idiotów wezmą ją dosłownie traktując zupełnie serio, niemal wszyscy stąd będą zadowoleni. A nie przepraszam, kacapski agitprop jął klarować, iż na Ukrainie ''nikakich metali niet'' - to po co żeśta tam lazły głupie skurwysyny, by swym zwyczajem wszystko zasrać, ograbić i niszczyć?! Cóż, Rosji nie pojmiesz rozumem, bynajmniej aby to była jakowaś straszna ''tajemnica'' a tylko nie ma czego.

sobota, 9 listopada 2024

Donald Tusk Trump.

...czyli dlaczego zarówno rusofile, jak i stronnicy PiS z różnych zupełnie przyczyn, jednako wszak nie mają powodów do radowania się wynikiem prezydenckich wyborów USA. Zanim o tym wpierw uwaga natury ogólnej: przy okazji poczęto nawoływać do likwidacji kolegium elektorskiego i zaprowadzenia bezpośrednich wyborów amerykańskiego przywódcy. Wręcz przeciwnie, należy skończyć ze szkodliwą praktyką angażowania obywateli w ów proces i wygrana Trumpa nie ma tu akurat nic do tego. Idzie zaś o to, iż siłą rzeczy podczas kampanii dominowały bliższe im kwestie polityki wewnętrznej na jakie amerykański prezydent ma dość ograniczony wpływ, tonowany przez Kongres i władze poszczególnych stanów dysponujące w tym całkiem sporą autonomią. Zupełnie na odwrót za to mają się sprawy jeśli idzie o politykę zagraniczną i militarną, stąd gdyby wybory przeprowadzono uczciwie tj. kładąc nacisk na tę właśnie problematykę, oprócz marginalnych radykałów z lewa i prawa wzięliby w nich udział pewnie już tylko urzędnicy z D.C. a i to nie wszyscy, wraz z grupką żywo zainteresowanych nią, gdyż czerpiących z niej zyski magnatów przemysłu i wielkiej finansjery. Trudno bowiem oczekiwać od przeciętnego Amerykanina, że będzie dobrze obznajmiony z okolicznościami wojny na Ukrainie, albo reperkusjami ewentualnego ataku na Iran, przynajmniej dopóty nie odczuje ich we własnej kieszeni. Można było ów stan rzeczy tolerować, gdy Stany Zjednoczone zajmowały pozycję na peryferiach Zachodu, ale nie kiedy stały się światowym mocarstwem a już zwłaszcza teraz, w dobie ich postępującej mocno globalizacji. Doświadczony singapurski dyplomata Kishore Mahbubani zażartował nawet, że prędzej niż Amerykanom to innym krajom wypadałoby decydować jakiego przywódcę mogą mieć USA, a to właśnie ze względu na wpływ jaki wywiera on pośrednio w ich polityce. Dlatego to Kongres winien obierać amerykańskiego prezydenta na wzór podesty w italskich republikach, co wymagałoby jedynie zmiany litery konstytucji a nie jej ducha, gdyż Stany Zjednoczone od ich zarania trudno zwać ''demokratycznym krajem''. W istocie tak jest do dziś dnia, albowiem są republiką czyli ustrojem mieszanym, któremu nieobce autorytarne formy rządów, jak dyktatura w jej pierwotnym znaczeniu. Zapewne w tym kierunku będzie ewoluował system niezależnie jaka ze stron politycznego sporu ostatecznie weźmie w nim górę, co skądinąd jest wpisane w wewnętrzną logikę tak arcyliberalnego kraju jak USA, gdzie interes jednostki władczo stoi nad dobrem państwa i narodu, noszącym tam umowny charakter. Nikt zaś z definicji nie może dzierżyć monopolu na interpretację ''wolnościowej'' doktryny, obojętnie czy tyczy to libertariańskich ''autorytarian'', jacy obecnie przejęli agendę Trumpa, czy też tego co zwie się mylnie ''lewactwem'', a w istocie jest doprowadzonym do swej ostateczności indywidualizmem polegającym na swobodnym jakoby ''wyborze płci''. Wszystko to jawi się daleką konsekwencją zasadniczego rozdarcia, które tkwi u fundamentów ustrojowych USA między republikanizmem opartym o ideę dobra wspólnego, a liberalizmem przedkładającym nad nie interes jednostkowy. Zastanawiające, czy bodaj nie całe dzieje Stanów Zjednoczonych można by chyba sprowadzić do nieustannego napięcia i ciągłych negocjacji między nimi?

W każdym razie na pewno jesteśmy świadkami bólów porodowych nowej postaci amerykańskiej ''niedemokracji'', bynajmniej końca jej samej a formy do jakiej przywykliśmy. Jedynie tym można wytłumaczyć, że tak koszmarnie zjebana kampania wyborcza na jaką złożyły się niemal same fuckupy, przyniosła wszakże Trumpowi polityczny sukces. Zawdzięcza on go zaś głównie Latynosom i kobietom, co burzy na raz kilka zarówno lewackich jak i prawackich stereotypów. Okazuje się bowiem, że migranci wcale nie muszą robić za ''zastępczy proletariat'' dla socjalistów, owszem - przecież nie po to uciekali przed nierządem komuny z Kuby czy Wenezueli do USA, żeby ową ''czerwoną zarazę'' tam odtwarzać. Podobnie rzecz ma się z bestialstwem karteli narkotykowych i oby tak samo było, jeśli idzie o polityczną tyranię w przypadku licznie teraz napływających do Ameryki przybyszów z Rosji, Indii czy Chin. Poza tym faktycznie proletariacki zwykle charakter latynoskiego elektoratu zaważył raczej negatywnie na szansach kandydatki Demokratów. Bowiem zamiast ''genderu'' czy ''ekozajobca'' bardziej przejmują go przyziemne kwestie typu kosztów życia, czyli płaconych rachunków lub żeby mieć co do gara włożyć. Rychło wszak może on doznać gorzkiego rozczarowania, jeśli libkostwo jakie opanowało obecną agendę ekonomiczną Trumpa pocznie wdrażać swój ''plan Baal-cerowicza'' dla Ameryki. Jednakże próba w kontrze połączenia tradycyjnego ''socjalnego'' przekazu z libertynizmem obyczajowym, przyniosła jedynie ''potworność gówna i ognia'' na jakiej wyłożył się vice Kamallah Tim Walz. W tym jak sądzę należy upatrywać głównej przyczyny poparcia Trumpa przez tylu Latynosów, a nie ich ''machoizmie'' jaki zarzucają im teraz niektórzy rozsierdzeni Demokraci. Należałoby więc posądzić o ''mizoginię'' także niemal połowę żeńskiego elektoratu, jaki najwidoczniej zagłosował wedle owych mądrali ''wbrew własnym interesom''. W głowach ''oświeconym'' tumanom nie mieści się, że tak wiele bab chce mieć za przywódcę chłopa i gwiżdże na swe rzekome ''prawa reprodukcyjne'', no popacz pan:). Kapitalnym jest obserwować jak faceci wyrzucają kobietom, iż nie są jak na ich gust zbyt ''wyzwolone'' - chyba kurwa z mózgu. Tymczasem wygląda, że coraz więcej Amerykanek pragnie srogiego ''tatuśka'', który skarci niegrzeczną dziewczynkę, co sugerował obleśnie Carlson na niedawnym wiecu wyborczym Trumpa. Nade wszystko jednak sądzę zagłosowały matki, jakie nie chcą mieć za synów transseksualne cioty, ani by ich córki i one same były narażane na molestowanie przez zboczeńców podających się za kobiety, bo debilny ''wokeism'' im na to zezwala! Wszakże brak podobnej refleksji po stronie Demokratów, wedle nich społeczeństwo jak zwykle nie dorosło do poziomu ''oświeconych'' [ w swym mniemaniu jedynie ]. Doszli chyba do wniosku, że sami potrzebują własnej MAGA, ale jeśli pozwolą opanować się ekstremie głosującej na Jill Stein, zadymy Antify i BLM okażą się jeno rzewnym wspomnieniem.

Gdzie więc podziało się marudzenie protektora Vence'a, czyli pedolibka Thiela o tym, iż jakoby przez prawa wyborcze kobiet ''demokracji nie da się pogodzić z kapitalizmem'', gdyż rzekomo stanowią one ''socjalny'' elektorat? Feminazistki stąd, na równi z incelami, proszeni są jednako uprzejmie o wypierdalanie ze swymi głupotami, podobnie rzecz ma się w przypadku Obamy, bezczelny Mulat wkurwił sporo czarnych mężczyzn zarzucając im domniemaną obawę przed politycznym sukcesem rasowej ''siostry''. Przyczyniając się tym znacznie do konsekwentnego poszerzania poparcia dla Trumpa  wśród ''afroafrykańskiego'' elektoratu, acz sądzę zagrały tu jeszcze dwa sprzeczne czynniki. Raz, że coraz więcej czarnych w USA ma serdecznie dość robienia z nich ''czarnuchów'' przez Demokratów tj. trzymania w mentalnym getcie wiecznej ofiary ''rasistowskiej opresji'' białych. Potępiają więc ostro patologię tzw. ''black culture'' a w istocie promocji barbarzyństwa, lansującą wzorzec gangstera i kurwy, prawdziwego dzikusa z buszu w miejskiej dżungli niczym ilustrację najgorszych rasistowskich stereotypów, obdarzonych jedynie znakiem dodatnim. Zarazem dla innych na odwrót Trump może jawić się niemal jako swojak, bo i faktycznie jest zeń taki ''white nigga'' - uwielbia przecież towarzystwo dziwek, wieczną zabawę, żyć kosztem frajerów żeby zarobić a się nie narobić, spłodził kupę dzieci z kilkoma kobietami, nie ma za grosz gustu otaczając się wprost potwornie kiczowatym luksusem, jest aroganckim chamem i ściemniaczem, ciągnie się za nim cały szereg kryminalnych spraw, jednym słowem rasowy ziomal tyle że albinos:). Mógłby wręcz uchodzić za biały odpowiednik P Diddy'ego, gdyby nie brak ciągot ku twardym narkotykom i zdeklarowany heteroseksualizm, dzięki czemu nie potrzebuje trzymać w rezydencji zapasu hektolitrów lubrykantu do dupy. Skądinąd nie będzie żadnego ''prześladowania gejów'' za ponownej kadencji Trumpa, biorąc ilu cudoków ma wśród swych żarliwych popleczników, by wymienić choćby Richarda Grenella - byłego ambasadora USA w Niemczech, jaki dał się mocno Szkopom we znaki, a być może teraz zostanie szefem CIA, czy swego głównego doradcę ekonomicznego Scotta Bessenta, który jak przystało na ''homokonserwatystę'' jest zamężny:) [ przy tym to były partner finansowy Sorosa ]. Dobrze chociaż, jeśli ''grantoza'' dostanie mocno po kieszeni, by przynajmniej jej część poszukała sobie wreszcie pożytecznej roboty, typu czyszczenie miejskiej kanalizacji z gówien, nawiasem bardzo ekologiczne zajęcie, bez ironii. Generalnie więc zarzucając Trumpowi ''rasizm'' i ''homofobię'' amerykańscy lewacy wychodzą na histerycznych durniów, podobnie jak prawackie marudy straszące nieuchronnym jakoby triumfem neokomuny, spowodowanym wymieraniem białej populacji: jak widać z powyższego - ni chuja! W tym wszystkim zastanawia tylko dziwna bierność Demokratów, mających przecież wyśmienite doświadczenie w rozpętywaniu politycznego amoku, by wspomnieć kult Dżordżu Fleji, gdzie więc u cholery podziała się cała Antifa i BLM? Wygląda, jakby reelekcja [ by nie rzec: rezurekcja:) ] Trumpa była efektem cichej zmowy amerykańskich elit władzy i kapitału, jakie dały mu wolną rękę do wykonania brudnej roboty na ostatek kariery, skoro i tak niewiele mu pozostało życia, więc mało już czym się przejmuje. Stany najwidoczniej potrzebują autorytarnego lidera, a nade wszystko ze względu na decydującą rolę prezydenta w polityce zagranicznej USA nie ma on podobać się białym liberalnym elitom kraju, lecz reprezentować go wobec reszty świata zwykle dalekiej od politpoprawności, stąd rzeczywiście pewnie lepiej sprawi się z tym ''old white nigga'' Donald T.

O ironio wiekowi zazwyczaj wyborcy PiS nie pojmują jednak, że amerykańskiej partii Republikańskiej jaką znali już nie ma, bo zarżnął ją ich ''bohater''. Została przez to zawłaszczona rakowatą naroślą MAGA, której ton nadają wyżej pomienieni ''autorytarianie'' znajdujący na owym tle wspólny język z Rosją, Chinami, Koreą Północną o polakożerczym Izraelu nawet już nie wspominając. Dzieje się zaś tak bynajmniej dlatego, iż Trump czy Vence są jakoby ''ruskimi agentami'', kto tak twierdzi sam nim pewnie jest, albo co najmniej pożytecznym idiotą Moskwy, mowa zaś o pewnym symptomie głębokich przemian wewnętrznych samych USA. Inaczej stronnikom PiS i jego przywództwu rychło przyjdzie robić dobrą minę do złej gry, lub wprost przeobuć się politycznie na kucfederacką modłę - niedoczekanie! Owszem, to formacja Memcena i przecwelonego przezeń wolnorynkowo Bosaka, wespół z gudłajem Braunem jest bliższa temu co obecnie reprezentuje sobą Trump, albowiem jego niegdysiejszy ''prawicowy populizm'' sczezł niemal całkiem. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można więc przewidzieć, że następna kadencja staro-nowego prezydenta USA nie będzie już podobna tak poprzedniej, acz pojmuję radość z widoku skwaszonych ryjów domniemanych ''ekspertów'' i lewo-liberalnych dupków skompromitowanych bałwochwalstwem Kamallah. Niemniej wznoszenie triumfalnych okrzyków na cześć Trumpa w polskim Sejmie i tegoż durne małpowanie w wykonaniu polityków PiS to demonstracja mentalnego ''murzyństwa'' w stanie klinicznym. Dobrze stąd, że chociaż prezes Kaczyński trzyma nadal bazę, z wyraźnym dystansem akcentując, iż żaden dobry wujek z Hameryki nie wyręczy polskich patriotów w rozprawie z rodzimymi ''autorytarianami'', tyle że innego bo ''unijnego'' autoramentu. Otóż to! - chciałoby się rzec na pohybel różnym Płaszczakom, co wyrywają się przed szereg ze swymi głupimi uwagami o tym, iż jakoby od zmiany amerykańskiej prezydencji wyłącznie zależeć będzie obalenie tuskowego ''nierządu''. Raz, że nie wiadomo czy na owej koniunkturze politycznej prędzej skorzystają jako się rzekło Kucfederaci, a nade wszystko jak to w końcu jest: traktujemy serio kwestię własnej podmiotowości, albo jedynie toczymy swary któremu wielmoży mamy służyć - temu z Waszyngtonu, Moskwy czy Berlina? Nazbyt pochopnie też jak widzę chwaliłem Tarczyńskiego za lobbowanie interesów Polski wśród stronników MAGA, ośmieszył się bowiem dostarczaniem otoczeniu Trumpa ''kompromatów'' na polityków co by nie gadać rodzimej władzy, tak jakby nie wiedziano tam i bez tego, jakim to dupkiem jest Tusk. Owszem, potrzebujemy USA, ale tylko jako ''mniejszego zła'' by rozluźnić niemiecko-rosyjski ucisk ciążący nieustannie na gardle Polski, jedynie w takiej mierze pomni jednako o bidenowsko-obamowych ''resetach'', co i nędznych umizgach obu Bushów do rosyjskiego przywództwa. Nie zaś ślepych hołdów dla ''lśniącego miasta na wzgórzu'' i ''latarni światowej demokracji'', od których zajeżdża purytańskim mesjanizmem o ewidentnie ''żydowińskim'' charakterze. Wyłącznie uświadamiając sobie, że wraz z innymi krajami Europy Wschodniej stanowimy globalną peryferię, stąd możemy uczestniczyć w obecnej zmianie światowego ładu jedynie poprzez utwierdzenie się we własnej szczególności i dobrze pojętym ''prowincjonalizmie'', będziemy w stanie jako Polacy wyzbyć się trawiącego nas kompleksu niższości, co i pozornie tylko leczących go mocarstwowych rojeń. Na pewno żaden obcy ''mesjasz'' nas w tym nie wyręczy, doprawdy czy tak trudno to pojąć?

Nie ma co iść śladem autentycznych onucowców, którzy w swej głupocie sądzą, że teraz na serio już pozamiatane z Ukrainą, bo wzięli za dobrą monetę deklaracje tak Harris co i Trumpa. Rzeczywiście, obie strony politycznego sporu za oceanem najwidoczniej zadecydowały o zamrożeniu konfliktu z Rosją, ale przynajmniej obecna zmiana amerykańskiej prezydencji daje szansę, by zmniejszenie pomocy finansowej dla Kijowa w pierwszej kolejności tyczyło prawoczłowieczych grantożerców. Ukraińscy pastorzy typu Rusłana Kucharczuka od dawna zajmujący się zwalczaniem lewackich od-ruchów na miejscu, zapewne pospieszą do przewietrzonej od bidenowców ambasady USA z odpowiednimi spisami tychże, ku pożytkowi jankeskiego budżetu jaki dzięki temu nie będzie już marnował na nich pieniędzy, oby. Acz i tu nie spodziewałbym się za wiele, gdyż wspomniany Richard Grenell, jako koordynator amerykańskiego wywiadu za pierwszej kadencji Trumpa, gromko deklarował obronę wszędzie na świecie praw swej homoseksualnej braci. Poza tym wiele zależy od tego kto teraz obejmie bezpośrednio nadzór nad bezpieczeństwem narodowym, bo jeśli typowany na to stanowisko Mike Pompeo to całkiem nieźle [ dopisek po paru dniach: to już nieaktualne ]. Wątłą nadzieją na powściągnięcie obecnie krwiożerczych zapędów żydowskich rasistów jest ojciec jednego z zięciów Trumpa, ożenionego z jego córką Tiffany. Massad Boulos, bo o nim mowa, to libański oligarcha finansowy i maronita z wyznania, acz powiązany także politycznie z... Hezbollahem! Wszakże pozostanę ostrożnym pesymistą w owej kwestii, choć Izrael i tak nie przetrwa na dłuższą metę jako oblężona twierdza i li tylko bliskowschodnie getto, jakie Żydzi sami urządzili sobie, bez zawarcia w końcu ugody z muzułmańskimi państwami regionu. Mam na myśli nie tylko Saudów czy Egipt, ale i Turcję co wprawdzie jawi się niemożliwym póty u rządów pozostaje Erdogan, natomiast istnieje nań szansa, jeśli władzę ponownie obejmą kemaliści. Ku memu żalowi zwycięstwo Trumpa ratuje tyłek Netanjachujowi, bo obiór Kamallah zapewne oznaczałby dlań nieuchronną dymisję a być może nawet więzienie, gdzie też ów zbrodniczy chucpiarz i aferzysta dawno już powinien gnić. Będzie mógł więc bez przeszkód kontynuować czystkę etniczną w Gazie pod pretekstem zwalczania terroryzmu, gdyż nikt we władzach USA nie zablokuje mu teraz wsparcia militarnego ni gospodarczego, ani ośmieli się choć sugerować, że jest ono marnowaniem pieniędzy potrzebnych w kraju. Nigdy bowiem dość powtarzać, że prawdziwe hasło MAGA winno brzmieć nie ''America'' lecz ''Israel first!'', niestety głównie kosztem Ukrainy i nie ma przy tym znaczenia, iż także nią włada Żyd. Najwidoczniej dla stronników Trumpa są jakieś lepsze i gorsze handełesy, albo też odziedziczył on po swych niemieckich przodkach pogardę do wschodnioeuropejskich ''Ost-Juden'', ceniąc jedynie kulturowo zgermanizowanych tzw. ''Yekke''? Dlatego w jego otoczeniu roi się od protestanckich syjonofilów, jak sen. Ron Johnson sprzeciwiający się pomocy zbrojnej dla Ukrainy, bo wedle jego słów rzekomo toczy się tam ''wojna zastępcza Zachodu z Rosją'', której jakoby nie sposób wygrać. Podobnych obiekcji nie ma wszakże menda przed słaniem miliardów dolarów z amerykańskiego budżetu Izraelowi, by ów masakrował Palestyńczyków w strefie Gazy, co rzecz jasna skurwiel w pełni popiera. Łże bogobojny hipokryta jak to niby rosyjski kompleks militarny ''ma się wspaniale'', gdy niedawno szef największego w nim koncernu zbrojeniowego ''Rostiech'' Czemiezow alarmował w wystąpieniu przed deputowanymi Dumy, że jeśli Bank Centralny kraju podwyższy stopę procentową powyżej 20% uwali mu to faktycznie produkcję. Co też i rychło nastąpiło wywołując istny pożar w tyłku jego i podobnych mu wojskowych magnatów, acz i tak zakłady ''Rostiechu'' są w lepszej kondycji finansowej od innych przedsiębiorstw branży, gdyż nie mają jak one zaległych płatności z budżetu państwa bywa że nawet od roku i dłużej. Generalnie rzygać się chce patrząc na obecną amerykańską prawicę, bo poza nielicznymi szlachetnymi wyjątkami MAGA to ruskie i zarazem izraelskie kurwy - dlatego trzeba być niespełna rozumu, aby w Polsce radować się gromko reelekcją Trumpa!

Co wszakże niepokoi bardziej, iż głos nań oznaczał w praktyce poparcie Vance'a, bo choć krzepko się trzyma na tle Bidena, jednak ma swoje lata i można zasadnie podejrzewać, że nie będzie już w stanie realnie dzierżyć władzy w tym stopniu, jak za czasu swej pierwszej kadencji prezydenta. Kiedy więc Trump będzie robił sobie coraz dłuższe przerwy na partyjkę golfa, opanowawszy jego otoczenie syjonofile wespół z LGBTariańskimi autorytarianami pokroju Thiela, zapewne postarają się wyręczać go jak najczęściej w prowadzeniu realnej polityki za pomocą swej kreatury, jaką jest ''DJ''. Ma on zaś na koncie nikczemne wypowiedzi nie tylko na temat Ukrainy, ale i Rosji oraz samego Putina, którego zwał oględnie bardziej ''przeciwnikiem'' i ''konkurentem'', niż wrogiem USA. Z którym ma się rozumieć można ''negocjować'', rad bym więc chętnie obaczyć, jakim sposobem znajdzie porozumienie z kimś, kto nie wie nawet kim tak naprawdę jest i o co mu kurwa idzie? Przywódcą chorego kraju, jaki pod trójkolorowym sztandarem własowców, hitlerowskich kolaborantów święci zwycięstwo nad III Rzeszą? Faktycznie derusyfikującego Ukrainę w imię haseł obrony ''ruskiego miru'', stawiając zwycięskie czerwone flagi z sierpomłotem na ruinach obróconego przezeń w perzynę poradzieckiego przemysłu? Celebrującego własne samobójstwo w symbolicznym geście uroczystej odsłony pomnika, przedstawiającego figurę ruskiego sołdata ''specoperacji'' rozrywającego się granatem? Trudno o mocniejszą ilustrację przegrywizmu, ale lepsza byłaby ''wideoinstalacja'' odtwarzająca scenę uderzenia dronem prosto w zad rosyjskiego żołnierza, przebił go tylko inny co chciał odeprzeć podobny atak bańką z benzyną, dzięki temu doznał przynajmniej spektakularnego zgonu, iście wybuchowego! Powodzenia więc życzę Vence'owi w dogadywaniu się z Putinem, który obecnie każdym czynem zaprzecza swym deklaracjom będzie już sprzed ćwierć wieku, gdy nader rzeczowo tłumaczył, iż zabór Krymu odbije się na samej Rosji. Otworzy bowiem drogę rewizjonizmowi terytorialnemu w jej granicach, co i na całym obszarze poradzieckim, a od siebie dodam ogólnie Eurazji. Putin również wtedy najzupełniej słusznie głównego zła upatrywał w obciążeniu jego kraju mocarstwowym dziedzictwem, jakie trawi go od wewnątrz stanowiąc zarazem groźbę dla sąsiednich państw. Niewątpliwie więc należy dawać wiarę słowom rosyjskiego przywódcy, na pewno nie złamie zawartej przezeń umowy, boć przecie to nie żaden podstępny wróg Ameryki, a jeno godny ''przeciwnik'' wedle deklaracji samego Vence'a. Dobrze stąd, że w gestii owego durnia mają być tylko kwestie z zakresu polityki wewnętrznej, w tym czuwanie nad masową migracją i dobrymi relacjami z biznesem zaawansowanych technologii, gdyż trzeba mu jakoś odpłacić się mocodawcom z Doliny Krzemowej. Zresztą wypowiadał się już w podobnym duchu podkreślając buńczucznie, że Tajwan jest pod tym względem ważniejszy dla USA niż Ukraina, najwidoczniej stąd nie dotarło jeszcze doń, że jego były [?] protektor Thiel sądzi jednak inaczej. Bowiem firma tegoż ''Palantir'', specjalizująca się min. w militarnym i szpiegowskim zastosowaniu ''sztucznego intelektu'', niemal od początku wojny na pełną skalę jest silnie zaangażowana w ukraiński konflikt. Dlatego otworzyła swą siedzibę w Kijowie, co zresztą jest tylko częścią szerszego programu rozbudowy potencjału zbrojeniowego Ukrainy na miejscu, przeto Rosjanie łudzą się pokładając nadzieje w ograniczeniu amerykańskiej pomocy wojskowej. Palantir nie jest jedynym tech-gigantem z USA, jaki bierze czynny udział w wojnie z Rosją na peryferiach Europy, co dobrze wróży nawet gdyby ów bubek Vence nie daj przejął rządy od, lub po Trumpie. Pozostaje mu stąd życzyć, by mimo swych lat pełnił urząd w dobrej kondycji, a tym bardziej nie dokonał nań ponownie tym razem skutecznego zamachu jakiś lewacki prowokator, czy kierowany ''sztuczną inteligencją'' dron idąc, raczej zaś lecąc z duchem czasu. Paradoksalnie bowiem pocieszenie niesie jego tyrańska natura, jaka nie pozwoli Trumpowi wchodzić sobie na głowę i rychło każe zapewne przeczołgać swym zwyczajem Muska czy Vence'a [ oby, nie mogę się wprost doczekać ]. Sęk w tym, że facet jest już stary, wyraźnie dziadzieje, stąd władza pocznie sama wymykać mu się z rąk, lub ktoś z jego otoczenia może spróbować w tym nieco ''pomóc''...

Pora na jakie podsumowanie: otóż stawiam celowo przerysowaną tezę, iż niestety ale obecnie Trump stał się amerykańskim Tuskiem, tyle że o konserwatywnej agendzie obyczajowej, a i to nieprzesadnie. Przeto iż zaprzedał się libertariańskim autorytarianom wespół z syjonofilami, będziemy za jego drugiej prezydentury świadkiem łamania praw pracowniczych, oraz niweczenia i tak wątłych jak na standardy Zachodu osłon socjalnych w USA. Wszystkiemu towarzyszyć zaś ma jakże dobrze znany teraz nad Wisłą chaotyczny sposób zarządzania sprawami kraju i niezborność w prowadzeniu polityki zewnętrznej. Groźną jawi się zwłaszcza służalczość wobec interesów Izraela, jaka oby nie prowadziła ku wojnie z Iranem. Katastrofalnej w skutkach, chyba że Trump pocznie ''drill, baby, drill'' już na pełnej zalewając rynki światowe ropą i gazem tak bardzo, iż nie zda się to na nic putinowskiej Rosji. Lewacy fundamentalnie mylą się posądzając MAGA o ''faszyzm'', gdyż jego istotą jest statolatria, czyli etatyzm totalny. Natomiast libertariańscy ''autorytarianie'', jacy teraz zapewne mieć będą decydujący głos przynajmniej w polityce ekonomicznej za oceanem, dążą przeciwnie do prywatyzacji państwa i jego przepoczwarzenia w korporację, gdzie obywatel stanie się udziałowcem prowadząc do odtworzenia cenzusu majątkowego w nowej formie. Pomijam już, że dla wielu ślepo wspierających MAGA fanatycznych protestantów rząd jako taki jest bluźnierstwem, gdyż stawia człowieka w miejsce Boga przecząc władzy tegoż nad ludźmi, sprawowanej w ich wizji restrykcyjnym prawem mojżeszowym karzącym śmiercią czarownice i pederastów, oraz sankcjonującym niewolnictwo. Ideałem są tu patriarchalne wspólnoty, zrzeszone oddolnie w zbory z obieralnymi przez nie pastorami, gdzie ''państwo minimum'' służy jedynie egzekwowaniu publicznej chłosty bałwochwalców. Na pewno nie edukacji dzieci zamiast rodziców czy tym bardziej zarządzaniu ekonomią, gdyż owszem twardy kalwinizm łączy się u tych ''judeochrześcijan'' z misesologią stosowaną, tworząc wyjątkowo jadowitą ideologicznie miksturę. W Polsce zaś przyjdzie nam kalkulować zyski i straty płynące z politycznej rezurekcji Trumpa, albowiem na plus trzeba poczytać wygnanie z ambasady szkodnika Brzeziowego synalka i przeto zapewne mocny cios w lewacką agenturę. Sęk w tym, iż można się obawiać, że jego następca pocznie wywierać srogą presję do zajęcia przez nas bardziej spolegliwej postawy wobec Rosjan, a zwłaszcza okupującego palestyńskie ziemie ''Gudłajstanu''. Kto zaś sądzi, że faktyczny status niemiecko-rosyjskiego kondominium pod wiadomym zarządem to cena warta marginalizacji kreatur pokroju Barta Staszewskiego, radzę mu nie tylko wywiedzieć się kim jest Peter Thiel i jaka to relacja łączy go z Vancem, ale i obadać ''orientację seksualną'' przywódczyni AFD Alice Weidel. Nade wszystko jednak sprawdzić liczbę klubów dla swingersów czy pedałów czynnych obecnie w Moskwie - a następnie wreszcie zamknąć kurwa mordę! Bardzo chciałbym się mylić i oby ów tekst źle się zestarzał, ale wolę dmuchać na zimne niż głupio radować na wyrost. Póty co bowiem wciąż realnym jawi się zawiązanie syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': MAGA-Izrael-Rosja, nawet uwzględniając wspomniane interesy gigantów tech-biznesu na Ukrainie. Wszystko bowiem zależy od tego czy Kreml odrzuci ewentualną ofertę Trumpa, gdyż jeśli nie możemy spodziewać się i najgorszego. W ogóle zamrożenie konfliktu na Ukrainie nie leży w naszym interesie, tym bardziej nawet kiedy za nią nie przepadamy, gdyż lepiej właśnie jeśli zajęta jest wojną z ''bratnim narodem''. Wizja ''trójjedynej Rusi'' zjednoczonej wrogością min. do ''Lachów'', to obok ''paneuropejskiej Rzeszy'' istny koszmar geopolityczny dla Polski, jaki nigdy nie powinien się spełnić! PiS już przyszło gorzko rozczarować się Orbanem i wizją ''Budapesztu w Warszawie'', a takoż Netanjachujem wraz z całym polakożerczym IZSRRaelem, pora stąd na otrzeźwienie także co do amerykańskiej i ogólnie zachodniej prawicy, z pewnymi jedynie szlachetnymi wyjątkami. Oczywiście dla uniknięcia politycznej izolacji koniecznym są doraźne sojusze, wszakże bez złudzeń co do ich trwałości opartej na pryncypialnych zasadach czy choćby tylko interesach. Na pewno zaś nie ma co brnąć w gówniarskie egzaltacje demonstrując faktyczną służalczość wobec obcych potęg i ugrupowań, jakie by one tam nie były. Powtórzę stąd na koniec - w tym co tutaj omówiono prezes Kaczyński baza, szkoda jedynie iż otacza go tylu głąbów.

ps.

Wymieniając grupy wyborców, jakie nieoczekiwanie tak mocno wsparły Trumpa, zapomniałem o amerykańskich muzułmanach wśród których również uzyskał znaczące wyniki mimo swego ''arabożerczego'' stanowiska. Paradoks ów stosunkowo łatwo wytłumaczyć, bowiem wzięli oni tym sposobem odwet na kandydatce Demokratów za jej nie dość propalestyńskie w ich mniemaniu stanowisko. Swoją rolę odegrała też zapewne niechęć do nachalnego wciskania im LGBT i ''transgenderów'', podobnie jak i u Latynosów. Acz nie przeszkodziło to Trumpowi posłać do nich jako swego lobbystę wspominanego tu już nie raz Grenella, jawnego przecież pederastę:). Od siebie dodam, że Stany Zjednoczone muszą wyzwolić się z ucisku ośmiornicy proizraelskiego lobby, jakim jest AIPAC, winien być on traktowany jako faktyczna agentura wpływu obcego państwa. Przy czym w Polsce mamy niestety skłonność ku przecenianiu roli bez wątpienia nadających mu ton żydowskich miliarderów, a to przez zwycięstwo Kontrreformacji w naszym kraju. Nie pojmujemy stąd syjonistycznego odjebu anglosaskich protestantów, jaki do dziś stanowi głęboką matrycę kulturową Amerykanów na której żerują bliskowschodnie gudłaje. W każdym razie póty owa bestia nie zdechnie, grozi nam dalsze pogrążanie się w ''alternatywnej nierzeczywistości'', gdzie rasistowskie burdy wzniecane przez izraelskich kiboli w Holandii media ''wolnego świata'' przedstawiły jako... żydowski pogrom. Trudno również o lepszą ilustrację cichego porozumienia między Izraelem a Rosją, jak oskarżenie na dniach o ''molestowanie seksualne'' prokuratora Międzynarodowego Trybunału w Hadze, który akurat postawił zarzuty popełnienia zbrodni przeciw ludzkości tak Fiutinowi, co i Netanjachujowi. Skoro bowiem Trump uznał ''prawo'' Gudłajstanu do okupowanych wzgórz Golan, a zapewne teraz uczyni to samo wobec Zachodniego Brzegu i Gazy, czemuż miałby postąpić inaczej z Krymem oraz resztą terytoriów Ukrainy zagarniętych przez Kacapię? Obaczymy, jedno wszak jest pewne: pozimnowojenny ład światowy nie przetrwa drugiej kadencji staro-nowego prezydenta USA. Dlatego też Demokraci ponieśli tak sromotną porażkę, bo chcieli go utrzymać wprowadzając doń jedynie pewne korekty, natomiast Trump odpowiada najwidoczniej głębokiej potrzebie wywrócenia dotychczasowego porządku na nice. Czyżby więc syjonofilska ''oś zła'' spustoszyć miała bez przeszkód Okcydent, perfidnie niby to dla jego ''obrony''?

sobota, 12 października 2024

''Liban napadł na Izrael!''

...tak nieco złośliwie można by podsumować ton wypowiedzi krajowych mediów o trwającej właśnie bliskowschodniej rzezi. Cechujących się znajomą i jakże obmierzłą retoryką, iż Liban to ''państwo upadłe'', stąd na jego terytorium Izrael rzekomo powinien ustanowić ''strefę buforową'' [ a niby jakim to prawem? bo na pewno nie międzynarodowym! ]. Podobnie rzecz ma się w przypadku strefy Gazy i towarzyszącej jej od lat gadaniny, że Palestyńczycy to ''wydumana nacja'' - zapewne przez austriacki sztab generalny:). Widać skąd kacapstwo czerpie wzorce agitpropu, dlatego agresywny styl przywództwa Netanjachuja cieszy się takim poważaniem w krajach b. ZSRR z samą Rosją na czele. O ironio szczególnie wśród prawdziwych żydożerców jak Kwaczkow: ów rosyjski wojskowy, który do dziś nie może przeboleć, że nie udało mu się zabić Czubajsa z goryczą wyznał, iż gdyby na miejscu Putina był izraelski polityk kazałby rzucić bomby na świeżo obranego szefa NATO, grzebiąc go pod ruinami wraz z Zełeńskim. Niebaczny na prawo międzynarodowe, dokładnie jak Netanjachuj wydając rozkaz likwidacji Nasrallaha i spółki z siedziby ONZ, demonstrując tym jawnie swą pogardę dla uniwersalistycznych zasad na jakich rzekomo opiera się ''wolny świat''. Na groteskę stąd zakrawa, że i w ukraińskich mediach dominują podobne bzdury, acz na szczęście przybywa i tam ludzi zdających sobie sprawę, iż akurat w ich wypadku poparcie dla agresji zbrojnej przeciw Libanowi, czy też mordowania palestyńskich cywilów wygląda na wprost samobójczą chujnię. Tym bardziej, że w porównaniu z rozpierdolem czynionym przez świniorusów w Wuhłedarze, Bachmucie czy Wołczańsku strefa Gazy nadal przypomina całkiem cywilizowane miejsce. Niezależnie od wszystkich zasadniczych różnic wobec bliskowschodniej specyfiki, boć Hamas i Hezbollah to faktycznie terroryści, ale zwalczanie ich syjonistyczny reżim traktuje najwidoczniej jako pretekst ledwie dla równania gruntu pod ''Wielki Izrael''. Nie jest to żadna ''antysemicka konspirologia'', gdyż otwarcie mówią o tym czołowi żydowscy politycy, jak choćby Bezalel Belial Smotrycz, który nie kryje wcale, iż misją jego życia jest wyrugowanie Arabów z Palestyny i niedopuszczenie do powstania na jej terytorium ich państwa. Owszem, stanowi to jedynie i tak łagodną wersję bezwzględnego segregacjonizmu panującego w arabskich i ogólnie muzułmańskich krajach, stosowanego przez tamtejsze władze wobec grup ludności uznanych za ''niewiernych'', czy z takich lub innych powodów ''gorszych'' przez rządzące kliki. Wszakże dowodząc tym samym, iż Żydzi powróciwszy do swej historycznej ojczyzny stoczyli się ku barbarzyńskiemu trybalizmowi, jaki legł u podstaw ich tożsamości. Dlatego mylą się fundamentalnie zarówno lewacy upatrując w Izraelu jakowegoś przejawu ''kolonializmu Zachodu'', co i prawacy widząc w nim z kolei jego rzekome ''przedmurze''. Tymczasem jest to kolejne semickie ''gejsudarstwo'' władane prawem plemiennej vendetty, które najostrzejszy wyraz znalazło w starotestamentowym jahwizmie, a nieco mniej surowej postaci i Koranie, tyle że zamiast łuków i dzid posługujące się najbardziej zaawansowaną technologicznie bronią, wszak zasada pozostaje taż sama co za czasów biblijnego Saula. Bez złudzeń, państwa i narody czerpią rację swego istnienia nie z prawa lecz siły, sęk w tym jednakże, iż jeśli nie ma dla niej żadnych ograniczeń świat poczyna zamieniać się w realną dystopię, chaos permanentnej wojny każdego z każdym [ i każdą ]. Dlatego obecne przywództwo Izraela dewastując tak bezczelnie ład międzynarodowy nie tylko w regionie, działa przez to świadomie lub nie w interesie Kremla, faktycznie legitymizując dokonany przezeń zabór Krymu i Donbasu. Uznanych prawnie terytoriów Ukrainy, w tym również władze Rosji w swoim czasie, czym one same pogardziły stawiając na prawo pięści, stąd jedynie mentalny gównojad bez wyobraźni może w naddnieprzańskim kraju usprawiedliwiać agresję zbrojną żydowskich gangusów na swych sąsiadów, cokolwiek by o nich sądzić.

Pojmuję jeszcze takiego Portnikowa, skoro jest zeń judeopedał, ale że podobne zaślepienie izraelską narracją dotyka cenionych przeze mnie dotąd dziennikarzy, o których w tym miejscu nieraz wspominałem, jak Roman Cymbałuk czy Janina Sokołowa, budzi już mój najwyższy niesmak. Ponieważ jednak najbliższa koszula ciału, więc nie kryję do napisania niniejszego tekstu zmotywował mnie totalny wkurw na wielu przedstawicieli rodzimej prawicy, z jaką nadal mimo wszystko jakoś się identyfikuję. Mowa o takich zasłużonych niewątpliwie postaciach, jak Magierowski czy Cenckiewicz, który wprost spuszcza się z entuzjazmu nad Izraelem. Dowodząc tym samym, iż na równi z autentycznymi onucowcami serio traktuje ''antysyjonistyczną'' ściemę rosyjskiej propagandy. Tymczasem wygląda na to, że za dokonany przez izraelską armię pogrom dowództwa Hezbollahu odpowiada wyciek informacji od kacapskiej ''razwiedki'', mniejsza świadomy już czy nie. Otóż irańskie media nastawione opozycyjnie wobec reżimu ajatollahów donoszą, iż szyicka milicja padła ofiarą swego zaangażowania militarnego w niedawnej syryjskiej wojnie domowej. Musiała w tym celu gwałtownie powiększyć szeregi bojowników, luzując siłą rzeczy ostre dotąd wewnętrzne mechanizmy kontroli, co uczynić ją miało podatną na infiltrację przez izraelskie szpiegostwo. Ponoć najbardziej jednak zaszkodziło Hezbollahowi nawiązanie ścisłych relacji z bezpieką Asada i zaangażowanymi po jego stronie Rosjanami, gdyż ci jakoby podlegali ''regularnemu monitoringowi'' amerykańskiego wywiadu, cokolwiek to u diabła znaczy. Wiele jednakże wskazuje, iż samo kacapstwo z rozmysłem mogło sprzedać libańskich szyitów izraelskim gudłajom, bo mimo oficjalnej współpracy zbrojnej z Iranem, Moskwę oraz Tel Awiw nadal łączy ciche porozumienie względem sytuacji w regionie. Nie pozostawia co do tego najmniejszych złudzeń Awigdor Eskin - żydorus i zajadły judeoczarnoseciniec, represjonowany przez sowieckie władze późnego ZSRR za swój syjonistyczny aktywizm. Acz złośliwe języki sugerują, że już wtedy miał zostać kapusiem radzieckiej bezpieki, w każdym razie po przymusowej migracji do ''historycznej ojczyzny'' przodków podejrzanie szybko został izraelskim agentem wpływu. Zaangażowanym w montowanie prosyjonistycznej koalicji wśród skrajnej prawicy tak w USA, na czele z ówczesnym z amerykańskim kongresmenem Jesse Helmsem  [ białym suprematystą i masonem ], jak i decydentów południowoafrykańskiego reżimu apartheidu. Do dziś zresztą podaje przykład RPA, jako negatywny wzorzec dla Izraela okazujący co stanie się z krajem, gdy zrezygnuje z segregacji etnicznej i rasowej oddając władzę lewicy... Nie dziwi stąd, iż po rozpadzie Sowdepii powróciwszy do Rosji nawiązał bliskie relacje z neoczarnosecińcami Rogozinem i Duginem, z ostatnim łączą go również okultystyczne ciągoty, gdyż Eskin nie kryje swego zamiłowania do kabały [ albowiem wszelka gnoza z zasady jest domeną tajniaków ''wtajemniczonych'' ]. Dlatego obłożył magiczną ''klątwą śmierci'' Icchaka Rabina, izraelskiego premiera zamordowanego później przez żydowskiego fanatyka, czym do dziś chełpi się żałując jedynie, iż nie zrobił tego wcześniej. Oczywiście ów koszerny świniorus występował otwarcie przeciw Polsce w głośnym przed kilku laty sporze o prawdę dziejową, udzielając w tym celu wywiadu Swiridowowi, oskarżanemu o szpiegostwo kacapskiemu dziennikarzynie, gdzie zgodnie podkreślali, iż jeśli idzie o rzekome ''wypaczanie historii Rosja i Izrael wykazują solidarność''. Wspierał również na Ukrainie promoskiewskie stronnictwo Janukowycza, stąd nie dziwi fakt zasiadania przezeń za jednym stołem z byłym kagiebistą, jak i księdzem Zaleskim podczas ''antybanderowskich'' konferencji w Kijowie, będzie z prawie 15 lat temu. Urządzał także demonstracje poparcia dla morderczej pacyfikacji Czeczenii w samym Izraelu, pracując gorliwie na miano czołowego lobbysty rosyjskich interesów wśród tamtejszej skrajnej prawicy, nijakiej ''rusofobii'' nie można mu więc zarzucić:).

Paradoksalnie stąd należy zawierzyć słowom owej kanalii, gdy wskazuje na izraelsko-rosyjskie porozumienie w sprawie regionalnego bezpieczeństwa, bo najwidoczniej wie o czy mowa. Nade wszystko rzecz tyczy Syrii, gdzie kacapstwo zabezpiecza przed islamistami ''państwo położone w Palestynie'', ale także stanowi jednego z głównych dostawców paliw dla kraju, napędzających min. izraelskie czołgi miażdżące arabskich bojowników w strefie Gazy czy Libanie. Podobnie sprawa ma się z diamentami, jakimi obrót zajmuje istotną pozycję w izraelskiej ekonomii, zaś samoloty pasażerskie regularnie kursują do Rosji i z powrotem, niebaczne nawet na próbę żydowskiego pogromu w Dagestanie, gdzie tłum muzułmanów gonił po terenie tamtejszego lotniska żądny odwetu za pacyfikację arabskich współwyznawców. Owej cichej zmowy nie nadwyrężył stąd niedawny atak Izraela dokonany tuż pod nosem Rosjan, na położony jakoby w pobliżu ich syryjskiej bazy wojskowej skład z irańską bronią dla Hezbollahu. Żadna to sensacja zresztą, bo podobne miały tamże miejsce już znacznie wcześniej, choćby jeszcze w 2018 roku asadowska obrona powietrzna odpierając uderzenie izraelskich myśliwców bojowych, omyłkowo ponoć zbiła rosyjski samolot zwiadowczy zabijając przy tym 15 kacapów. Mimo oczywistego afrontu i zbrojnej prowokacji Putin jednak zbył to, nazywając oficjalnie ''splotem tragicznych i przypadkowych okoliczności'', choć Kreml nie miał podobnych obiekcji, by w tym samym czasie oskarżyć USA, iż stały jakoby za atakiem dronów na rzeczoną bazę w Syrii. Również i teraz nie słychać jakoś o jego głośnych protestach z tego powodu, poza zwyczajowym ujadaniem moskiewskiej propagandy, także sojusznicza tyrania Asada dziwnie niemrawo reaguje na panoszenie się armii i wywiadu ''syjonistycznego reżimu'' w swym dominium. Albowiem wygląda na to, że ewentualna wojna Izraela z Iranem leży w interesie putinowskiej Rosji, gdyż niechybnie zrujnowałaby ajatollahom infrastrukturę wydobywczą na jakiej trzyma się kraj, powodując gwałtowną zwyżkę cen ropy w międzynarodowym obrocie paliwami. Co niewątpliwie poratowałoby kulejący rosyjski budżet, zapewniając napływ brakujących z wolna środków na dalsze prowadzenie morderczej agresji przeciw Ukrainie, dając tym samym Kremlowi zwycięstwo. Tłumaczyłoby to dość spolegliwe i otwarte mimo wszystko na negocjacje stanowisko Trumpa, a zwłaszcza jego vice wobec moskiewskich władz, gdyż stoi przecież za nimi izraelskie lobby, jak i równie prosyjonistyczne stronnictwo libertariańskich ''autorytarian'' na czele z Thielem i Muskiem, reprezentujące część amerykańskiego ''deep state''. W tym zapewne kryje się sekret ''syjonofilskiej osi zła'': MAGA-Izrael-Rosja, dopiero też na owym tle pojąć można antykacapski wkurw Ahmadineżada - byłego prezydenta Iranu i zaciekłego wroga żydowskiego państwa, którego nie sposób posądzić o sympatię dla Zachodu. Wszakże potępił on gwałtownie najazd rosyjskich wojsk na Ukrainę, nazywając Putina po imieniu ''narcystycznym tyranem'', pozwalał sobie również na otwartą krytykę zbrojnej pomocy udzielanej Moskalom przez ajatollahów, czego nie mógłby czynić bez wsparcia jakiejś frakcji irańskiego ''głębokiego państwa'', dzięki czemu do dziś jest żyw. Oczywiście, Teheran dostarcza jako się rzekło drony Rosjanom, którymi ci bombardują potem Ukrainę, ale zarazem nie było przypadkiem, że kontrolowani przez ''strażników rewolucji'' jemeńscy Huti dokonali całej serii ataków na tankowce z rosyjską ropą. Bowiem żaden bodaj inny kraj nie bruździ tak Rosji na światowym rynku paliw co właśnie Iran, do tego jeszcze pomagając północnosudańskiej juncie zwalczać rebeliantów wspieranych przez Kreml i to wespół z zaangażowanymi w ów konflikt ukraińskimi komandosami! Owszem, powtórzmy to z naciskiem: Iran i Ukraina de facto wspólnie toczą bój przeciw Rosjanom w Afryce, podczas wojny jaką reszta świata ma głęboko w dupie, zwłaszcza lewacy tak gardłujący w obronie palestyńskich Arabów, gdyż nie sposób winić o nią Zachód. Bo jedynie czarni islamiści wyrzynają się tam wzajem, wspierani co najwyżej przez inne muzułmańskie państwa - poza wymienionymi na stronie junty stoi jeszcze Egipt, zaś rebeliantom dają także pieniądze i broń Zjednoczone Emiraty.

Żaden to dowód, iż jakoby ''nie wszystko takie jednoznaczne'', wręcz przeciwnie - linia frontu jest teraz bardzo ostra, sęk w tym że przebiega w poprzek znanych nam dotąd podziałów, w które mimo tego większość ludzi nadal desperacko próbuje ją upychać. Dotykamy fundamentalnego problemu o jakim traktował poprzedni tekst, przypomnijmy iż mowa o prawdziwej przyczynie wojny na Ukrainie, jaką na pewno nie jest wydumana ''ekspansja NATO''. Idzie natomiast o fakt, iż obecny ład międzynarodowy zbudowano na absurdalnym łgarstwie, że ZSRR nadal istnieje a jego rolę pełni teraźniejsza Rosja, co gorsza zaś reszta świata tylko ją w tym utwierdza, tak Zachód co i kraje ''globalnego południa'', każde z nich jedynie na swój sposób. W tym należy upatrywać źródła nadmiernej spolegliwości wobec Kremla takich zimnowojennych dziadów, jak Biden co i niestety Trump, ale i polityków młodszego pokolenia typu Sullivana, Vence'a a nawet biznesmenów pokroju Muska. Dla ostatniego Rosja najwidoczniej wciąż jest potęgą dysponującą bogatym doświadczeniem w eksploracji kosmosu, tym jeśli już go ''kupiono'' nie zaś forsą jakiej ma aż nadto, wszakże ostawmy myślenie życzeniowe elit Okcydentu co do Moskali, gdyż o tym jako się rzekło była już mowa. Teraz zaś wypada przyjrzeć się równej ślepocie, jaka cechuje dawny ''Trzeci Świat'' a szczególnie muzułmanów, oraz wspierających ich zachodnich lewaków, którzy pomstując na Izrael czy USA milczą zazwyczaj o zbrodniach wojennych rosyjskiej armii w Syrii, jaka zabiła tam znacznie więcej arabskich kobiet i dzieci, niż czyni to obecnie żydowskie wojsko w strefie Gazy. Wprawdzie amerykański rząd nie firmował owych masakr, mogli jednak wywrzeć presję nań tłumnymi demonstracjami jak teraz w sprawie Palestyny, by wymógł z kolei na Moskalach zaprzestanie mordów wyznawców islamu, w imię obrony heretyckiej dla większości z nich tyranii alawitów. Nic wszakże takowego nie miało miejsca, do dziś bowiem świat arabski powszechnie upatruje w Rosji znanego mu ZSRR, jako antykolonialnej potęgi i sojusznika w rozprawie z Zachodem a nade wszystko znienawidzonymi ''syjonistami''! Przez co głupio posądza Ukraińców o jakoby walkę w interesie USA czy Zełeńskiego, jak z goryczą przyznawał otwarcie Sajid Ismagiłow - tatarski mufti z Donbasu, czynnie przeciwstawiający się moskiewskiej agresji na swój kraj w szeregach armii. Musiał stąd cierpliwie tłumaczyć muzułmańskim współwyznawcom z dalekich stron, iż podobne brednie wywołałyby jedynie gromki śmiech u jego towarzyszy broni, a pewnie i posłaliby w diabły głoszącego je durnia. Tak więc jak widać niezrozumienie panujące między Ukraińcami a światem arabskim jest obustronne, wszakże na szczęście przybywa tu jak i tam pojętnych jednostek, które zdają sobie sprawę z wzajemnej politycznej zależności, przy wszystkich zasadniczych różnicach kulturowych, religijnych etc. Czas im sprzyja, gdyż wygląda na to, że lada moment nie tylko bliskowschodni muzułmanie mogą znaleźć się w sytuacji Ormian, strasznie rusofilskich do czasu aż poczęły im lecieć na głowy rosyjskie rakiety sprzedane przez Kreml Azerom [ nie mówiąc już, że czarny scenariusz zdarzeń przewiduje rozbiór Armenii siłami Turcji i Azerbejdżanu a za przyzwoleniem Moskwy, więc nie było co płakać po księdzu Zaleskim ]. 

Albowiem przypomnijmy ''antysyjonistyczna'' propaganda Rosji kryje jej zmowę interesów z Izraelem, stąd postępowanie wobec Libanu i zwłaszcza Iranu tak amerykańskich Republikanów, jak i Demokratów jest na równi podłe a to co jawnie głosi Trump po cichu czyni administracja Bidena. Konkretnie zaś jego podwładni Brett McGurk [ zaangażowany onegdaj mocno w zwalczanie tzw. ''państwa islamskiego'' ], oraz Amos Hochstein [ spec od globalnej energetyki, służący za młodu w izraelskiej armii ]. Oni to ponoć w imieniu dogorywającego Bidena dali zgodę Netanjachujowi na jego bezprecedensowo agresywną politykę, dość rzec iż ledwie dzień po wizycie ostatniego z wymienionych jankeskich decydentów w Izraelu doszło do ataku na Hezbollah wybuchowymi pagerami. Rzecz jasna oficjalnie był on tam z misją ''ostrzeżenia przed możliwymi konsekwencjami eskalacji w Libanie'', ale jeśli brać to na serio USA są w takim razie faktycznie upadłym mocarstwem, bez kontroli już zupełnie nad swym rozbestwionym całkiem ''bliskowschodnim sojusznikiem''. Niczym słaby ojciec pozwalający zdegenerowanemu synowi trwonić majątek na dziwki i narkotyki, a takim w istocie Biden jest, wszak przenoszenie patologicznych stosunków rodzinnych na grunt polityki międzynarodowej stanowi istny horror! Dlatego narasta bunt ''syjonofobicznej'' frakcji amerykańskiego ''deep state'' wobec usidlania ich kraju zupełnie niepotrzebną mu wojną na Bliskim Wschodzie, odciągającą uwagę i środki od kluczowej teraz dla Stanów Zjednoczonych rywalizacji z Chinami, a przy tym sprzyjającą jeszcze interesom Rosji. Świadczy o tym choćby deklaracja Leona Panetty, byłego szefa CIA za Obamy, który bez ogródek nazwał rzeczony atak na pagery Hezbollahu ''aktem terroru'', o potencjalnie nieobliczalnych konsekwencjach dla rynku nowoczesnych technologii [ kto wie bowiem, jaką krzywdę wyrządzić można byle smartfonem? ]. Co gorsza, bidenowa administracja jawnie lekceważy stanowisko agend własnego rządu, na czele z Pentagonem czy Departamentem Stanu oponujących przed angażowaniem USA w narastający konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie. Trudno im się dziwić, że oburza ich fakt łożenia przez amerykańskiego podatnika na zbójeckie państwo pod władaniem żydowskiego Putina, który podobnie jak rosyjski tyran myli się fundamentalnie co do własnych rachub politycznych, a mimo to brnie w nie ze ślepym uporem i bez względu na góry trupów, jakie to ze sobą niesie. Bowiem uzasadniona nienawiść, jaką libańscy chrześcijanie żywią wobec Hezbollahu nie sprawia jeszcze, by podobało im się rujnowanie ich miast i wiosek przez izraelskie bomby, do tego kiedy pomni są wciąż, jak syjoniści porzucili ich w ostateczności na pastwę muzułmańskich fanatyków, obciążając przy tym winą za także własne zbrodnie wojenne podczas uprzedniej okupacji kraju. Tym bardziej jeśli rzecz tyczy Iranu, gdzie nie brak zaciekłych przeciwników teokratycznego reżimu, co wcale nie znaczy, iż pragną zaraz ''wyzwolenia'' przez żydowskie państwo wespół z USA, boć są świeckimi nacjonalistami albo lewicowymi patriotami swej ojczyzny. Na tym właśnie połamał sobie zęby Putin i jego zbrodnicza armia, byłoby więc skrajną głupotą ze strony Amerykanów popełnić ten sam błąd, a do tego właśnie nawołuje rzekomo ''antywojenny'' Trump, czyniąc tak pospołu z wrogim mu niby Bidenem! Dlatego jeśli Kamallah przegra jednak wybory, będzie to zawdzięczać prędzej własnemu obozowi politycznemu, acz i ona sama w to brnie mizdrząc się do córeczki Dicka Cheneya, którą Trump celnie skądinąd nazwał ''głupią podżegaczką wojenną, jaka chce tylko strzelać rakietami po ludziach''. Oczywiście nie przeszkodziło mu to poprzeć na jednym oddechu możliwych bombardowań przez Izrael samego Iranu, taki zeń ''jastrząb pokoju'', ale z facetem generalnie jest coraz gorzej, ewidentnie zdziadział od czasu swej pierwszej kadencji co widać, gdy już nie może korzystnie prezentować się na tle dementa Bidena. Dlatego zapewne ''syjonofilska'' a przy tym i ''putinolubna'' frakcja jankeskiego ''deep state'' liczy po cichu, iż w razie reelekcji byłego prezydenta będzie mogła go z czasem odsunąć od realnej władzy na rzecz swego agenta Vence'a. O ile wprost nie ustroi mu kolejnego zamachu, tym razem udatnego, przejmując po nim stery rządów, jak miało to miejsce wskutek śmierci Johna F. Kennedy'ego...

W każdym razie pewnym jest, iż niezależnie kto zwycięży w obecnych wyborach na prezydenta - lub ''prezydentynię'' - USA, kraj będzie mocno podzielony także jeśli idzie o struktury jego ''głębokiego państwa'', zaś sama władza ciążyć ku autorytaryzmowi obojętnie w jakim wydaniu. Zaraz wojny domowej z tego raczej nie będzie, prędzej ostry konflikt wewnętrzny jak z okresu kontrkultury, nas jednak tutaj interesują jego skutki w polityce zagranicznej szczególnie dla Polski, a te nie rysują się zbyt wesoło niezależnie jaka z opcji politycznych weźmie górę za oceanem. Pora to sobie uświadomić właśnie, by nie histeryzować kiedy wyczekiwany jankeski ''mesjasz'' poniesie wyborczą porażkę, lub nie okaże się takim jakim chcielibyśmy go widzieć. Dotyczy to w równym stopniu Trumpa co i Harris, bo jeśli w przypadku jej obioru następcą Jake'a Sullivana nie zostanie wspominany w poprzednim tekście na stronie Philip Gordon, ale ktoś w typie Hochsteina dajmy na to, lub obecnego szefa CIA faktycznie może być nawet gorzej niż za obamowego ''resetu''. Z kolei gdyby to jednak były prezydent USA przemógł, mianowanie przezeń Sekretarzem Stanu na ten przykład Sebastiana Gorki dawałoby szansę przeciwwagi dla wpływów osobników pokroju Vence'a. Co prawda kompetencje wiceprezydenta w polityce zagranicznej formalnie są żadne, jednakże obecne amerykańskie wybory charakteryzują się bezprecedensowym wzrostem znaczenia owej dotąd raczej czysto tytularnej funkcji, więc cholera wi jak to by wtedy z nim było, zwłaszcza wiedząc o kryjących się za jego plecami libertariańskich ''autorytarianach'': Thielu i Musku. Cóż obaczymy, wszak wypada nam jeszcze powrócić do kluczowej tu relacji islamu i Rosji, gdyż od niej zależeć będzie w dużym stopniu dalszy rozwój dziejowych wypadków, dotyczący również pośrednio i Polski. Nie wygląda ona z naszej perspektywy zbyt obiecująco uprzedzam, lecząc z iluzji ''prometeizmu'' tj. rozpadu Kacapii po szwach etnicznych i religijnych. Żadnych złudzeń pod tym względem nie pozostawia wspomniany Ismagiłow, którego do uzasadnionej wściekłości doprowadza konfrontacja z tatarskimi pobratymcami w rosyjskich mundurach, jacy zostali jeńcami ukraińskiej armii. Otóż nader często uznają się nie tyle za Rosjan, co wprost... Ruskich, nawet jeśli sami nadal praktykują islam i zwyczaje przodków! Bowiem ''kacap'' to nie nacja ani nawet rasa czy religia, ale stan umysłu, dlatego może stać się nim zarówno Polak, Niemiec, jak i Kałmuk a choćby i Murzyn. Afrykańskie korzenie nie przeszkodziły Puszkinowi w zostaniu czołowym ideologiem rosyjskiego imperializmu, którego wierszydłami posługuje się on do dziś dnia, by uzasadnić swą zaborczą politykę. Dowodem owej wszystkożerności mentalnego kacapstwa jest także Roman Silantiew, główny obecnie ''islamożerca'' kraju, rodem pono z ugrofińskich Mordwińców, jak i patriarcha Kiryłł/Gundiajew/Michajłow. Zapewne dlatego promuje on gorliwie współplemieńca na pierwszego ''eksperta'' moskiewskiej cerkwi i znawcę muzułmaństwa. Silantiew zaś od lat głosi, że krajowy islam ma być podporządkowany rosyjskiemu prawosławiu nie jako religii, lecz czysto politycznemu kultowi ''samodzierżawnej'' władzy [ toż samo z buddyzmem, oraz innymi wyznaniami Kacapstanu ]. Z funkcjonariuszami bezpieki w szatach duchownych i teologów, co jawi się pożądanym przez Moskali ideałem, do czego dążą oni z całych sił. Przyznaje to nawet taki rosyjski kolaborant z Ukrainy, co wielokrotnie tu już wspominany Igor Dmitriew, choć wcześniej oburzało go zrównywanie moskiewskiej cerkwi z Łubianką. Skądinąd on również dowodzi ponadetnicznego charakteru kacapstwa, jako Bułgar z Odessy wedle swych deklaracji, acz nie krył żydowskiego pochodzenia babki, niech mu będzie jednak, iż zeń ''Makedończyk''. Wszakże mimo politycznego ubezwłasnowolnienia znalazło się w Rosji kilkuset prawosławnych duchownych, którzy czynnie wystąpili przeciw wojnie z Ukrainą, natomiast wśród tamtejszych muftich uczynił to bodaj tylko jeden... inni natomiast posłuszni władzom ogłosili ją ''dżihadem''.

Tak więc rosyjskie muzułmaństwo jest w swej masie bezwolne, a klanowo-plemienny charakter większości tworzących je ''dżamaatów'' uniemożliwia mu realne zagrożenie strukturom kremlowskiej tyranii. Wahhabizm zaś przenikający na teren kraju nie jawi się zbyt pożądaną alternatywą [ oględnie zowiąc ], bo jego nieuchronna w obliczu islamizacji Rosji fuzja z kacapskim despotyzmem byłaby czymś wprost upiornym! Nade wszystko jednak po jaką cholerę owe ''diaspory'' etniczne i religijne miałyby położyć kres rosyjskiemu ''gejsudarstwu'', skoro ono już teraz jest mocno w ich posiadaniu? Przenikają bowiem w nie, same niezdolne do stworzenia instytucji gwarantujących własną suwerenność, czemu sprzyja wspomniany multietniczny i ponadkonfesyjny charakter kacapstwa. Świadectwem głośna ostatnio, zaciekła rywalizacja dwóch kaukaskich mafii powiązanych z Kremlem o ''Wildberries'' - rosyjski ''Amazon'' na miarę tamtejszych możliwości. Otóż jego właścicielką była do niedawna Tatiana Bakalczuk, acz słowiańskie imię i nazwisko może wywołać konfuzję w porównaniu z jej wyglądem, gdyż panieńskie brzmi Kim. Wywodzi ona bowiem swój ród z mniejszości poradzieckich Koreańczyków, była takowa za ZSRR, do tego jeszcze urodzona w Groznym, obecnej stolicy Czeczenii. Ponieważ ma bogatego krewniaka, który odgrywał istotną rolę w stołecznym merostwie za Łużkowa, ów sypnął kasą na rozruch interesu rodaczki wraz z mężem, jakiego nazwisko skądinąd wskazuje na tegoż ukraińskie pochodzenie. W każdym razie przedsięwzięcie Bakalczuków mimo z pozoru gigantycznego rozrostu, czerpało zysk ostatnio głównie z nieszczęsnych franczyzobiorców, jacy dali się naiwnie wciągnąć w ten szemrany biznes, tudzież zleceń kompanii reklamodawczej Russ. Posiadaczem owego arcyruskiego z nazwy interesu jest Sulejman Kerimow, rodem z południowodagestańskich Lezginów, który jak przystało na ''wszechrosyjskiego'' decydenta przetransferował większość zgromadzonego kapitału za ocean, nad którym mimo sankcji kontrolę sprawują nadal członkowie jego nader rozgałęzionego klanu. Zapewne sięgnął łapskami w ów niedochodowy biznes, jaki obecnie stanowi Wildberries, gdyż potrzebny mu jest szeroki obrót gotówkowy do mętnych operacji finansowych, dlatego wstawił do zarządu firmy swoich ludzi braci Mirzojan. Ormian urodzonych w stolicy Gruzji Tbilisi, więc ''ruski mir'' jak skurwysyn, a by tego było mało jeden z nich miał nawiązać romans z panią Bakalczuk [ de domo Kim ], rozbijając zgodne dotąd i wielodzietne małżeństwo. Ponieważ zaś wielki biznes nigdzie na świecie, a zwłaszcza w Rosji obyć się nie może bez ścisłych kontaktów z władzą, stąd Kerimow zadbał o serdeczne więzi z obecnym szefem prezydenckiej administracji Putina, niejakim Wajno. Estończykiem z pochodzenia, potomkiem tamtejszych prominentnych komuchów, jacy ze służby sowieckiej Rosji uczynili sposób na swe życie i robienie kariery, a wnuk ów kacapski szlak kontynuuje. Imć Bakalczuk więc orientując się, że kaukaska mafia z chodami na Kremlu chce mu skraść rodzinny biznes, zwrócił się do podobnej tj. czeczeńskiej. Kadyrow rzecz jasna potępił ''szejtany'' rozbijające cudze rodziny, obiecując zrobić z nimi porządek znanymi sobie metodami, czyli wpierdolem i zabójstwami. Draka stąd nie mogła skończyć się inaczej, jak najazdem biur ''Wildberries'' ledwie kilkaset metrów od Kremla, dokonanym przez Bakalczuka w licznej obstawie Czeczeńców. Napotkali tam podobną tyle że z Inguszetii nasłaną przez Kerimowa, w efekcie jak to ''czornożopcy'' poczęli nakurwiać się i wreszcie strzelać między sobą, przez co zginęło kilku ochroniarzy przeciwstawiających się kadyrowcom. W tym ceniony wśród Inguszów mistrz walk MMA, wywołując rzecz jasna ich tłumne demonstracje wymierzone w Czeczenów. Brazylijska telenowela w kaukaskim wydaniu skończyła się na dniach tym, iż Kadyrow ogłosił publicznie ''krwawą pomstę'' swym kaukaskim wrogom, brużdżącym mu w przejęciu lukratywnego biznesu ''Wildberries''. Nie przez jego obroty przypomnijmy, lecz możliwe korupcyjne schematy dobre na ''czarną godzinę'', stąd najwidoczniej kremlowskie ''baszty'' zaciekle walczą między sobą o finansowy dupochron, co świadczyłoby o ich ostrym pożarze w tyłku dowodzącym rychłego końca.

Bynajmniej samej Rosji, a tylko jej obecnej postaci, acz życzyłbym sobie przynajmniej dekady jeszcze nierządu Fiutina, by kacapię pogrążyć do reszty. Albowiem w praktyce z jego rozkazu Rosjanie derusyfikują Ukrainę, poniekąd zaś i samą ''Moskowię''. Żadni Amerykanie ni wojska NATO nie byliby w stanie tak obracać w perzynę całych miast ze znacznym odsetkiem prorosyjskiej ludności, co sama rosyjska armia, z perspektywy ''kacapofoba'' zacna robota! Nie to, bym kibicował owym masakrom, ale jest coś z okrutnej ironii losu w stawianiu radzieckich sztandarów na kupie zdobycznych gruzów posowieckiego przemysłu... W gruncie rzeczy Rosja czyni na Ukrainie to, czego sama doświadcza acz mniej drastycznym sposobem, nie tyle rozpadając się co zapadając w sobie i kurcząc pod każdym względem. Zapewne więc wyjdzie z owej wojny mocno poobijana i być może nawet nieco okrojona terytorialnie, za to bardziej zwarta wewnętrznie i  jadowicie autorytarna. Przy czym ewentualna utrata przez nią części ziem nastąpi raczej nie wskutek udanej ofensywy Ukraińców, czy buntu kaukaskich ludów dajmy na to, lecz prędzej wyzbycia się ich przez samych Moskali, jako zbędnego im już obciążenia. Na cholerę bowiem ów zwał ruin ze starzejącą się populacją, w jaki przekształcili Donbas, poza tym że służy wyłącznie do rozgrywki z Zachodem a poniekąd może i Chinami? Żadne tam mityczne złoża ''metali ziem rzadkich'' nie stanowią tu uzasadnienia dla ekspansji, bo sama Rosja ma ich od groma u siebie nie wiedząc co z nimi począć, gdyż brak jej niezbędnych do ich eksploracji technologii i kapitału. Przede wszystkim jednak doświadcza własnej derusyfikacji już od dłuższego czasu, wojna zaś ów proces tylko gwałtownie przyspieszyła. Zwracał na to uwagę nie kto inny, co wspomniany moskiewski kolaborant Dmitriew, mówiąc o problemie jaki miał z podobnymi mu ukraińskimi zdrajcami własnego kraju, z którymi ledwo uszedł z życiem przed odeskim pogromem w 2014 roku. Zabrał ich więc ze sobą do Moskwy, gdzie zapewne pod patronatem służb założył ''mason club'', w którym to zbierała się ''tusowka'', czyli społeczność przyszłych Z-ników, sprawując tam nad nimi funkcję ''oficera prowadzącego'' czy kogoś w podobie. Zatrudniwszy jako obsługę niedopalonych jak on prorosyjskich ''kryptochachłów'' musiał im jednak ostro tłumaczyć, by nie przenosili do nowej ojczyzny znanego im z kraju obcesowego traktowania kaukaskich, czy dajmy na to tadżyckich ''czornorusów''. Bowiem co przyznawał Ukraina jest bardziej ruska od samej Rosji, czy raczej była, gdyż przez kacapską inwazję sytuacja tam doznała radykalnej zmiany, stanowiąc do tego czasu silniej zwarty etnicznie i rasowo naród, mimo również licznych mniejszości zamieszkujących szczególnie południowe i zachodnie rubieże państwa. Tymczasem w obecnej Kacapii chamskie traktowanie nieruskich ''diaspor'' grozi poważnymi konsekwencjami, bowiem stoją za nimi nie tylko określone mafie, ale są również licznie reprezentowane w rosyjskim aparacie siłowym, administracji cywilnej czy biznesie, jak widać z powyższego. Dlatego niekoniecznie zaraz mogą urwać łeb, acz i to możliwe, lecz załatwić legalnymi sposobami np. kontrolami ichniej skarbówki czy sanepidu, albo nalotem policji jaka podrzuci narkotyki ofierze itp. Zarazem przez to właśnie szansa, że owe ''diaspory'' pójdą na swoje jest raczej minimalna, gdyż po co mają one wyzbywać się tak wygodnej ''kryszy'', jaką zapewnia im rosyjskie ''gejsudarstwo'' w coraz większym stopniu zawłaszczane przez nie? Tak więc jeśli rozwali się ono, to prędzej wskutek zaciekłej rywalizacji między nimi i samymi Wielkorusami o kontrolę nad Kremlem, niż emancypacji zamieszkujących licznie Rosję ludów czy grup wyznaniowych, stąd ''prometeizm'' dziś to raczej ślepa ulica. Zwłaszcza iż carat, jak i bolszewię obalili sami Rosjanie i to oni jedynie mogą dokonać tego ponownie z putinowskim reżimem, pytanie tylko co dalej, bo autokracja jest mimo wszystko mniejszym złem, niż ludowładztwo ''rabów'' i ''mankurtów'' obojętnie jakiego to pochodzenia czy religii!

Świadectwem tłumne marsze pogromowców z ''ruskiej obszczyny'', boć sami kreują się na współczesnych czarnosecińców, acz już nastawionych nie tyle żydożerczo co nade wszystko antymuzułmańsko. Czuły patronat zaś nad całą inicjatywą sprawuje Bastrykin - nie byle kto w kremlowskiej jaczejce, gdyż to główny oberprokurator kraju, prowadzący min. śledztwo nad byłymi podwładnymi Szojgu. Światło na ową dziwną z pozoru koincydencję rzucił Kamil Galijew, tatarski dziennikarz znany z opisu wojny na Ukrainie i mechanizmów działania rosyjskiej zbrojeniówki. Otóż wedle niego jedynym co może realnie zagrozić Putinowi, to nieformalny sojusz funkcjonariuszy reżimu i diaspor etno-religijnych, coraz mocniej przenikających się w obecnej Rosji, jak wyżej powiedziano. Zażegnaniu mu więc służyłoby wspieranie przez Bastrykina wielkoruskich szowinistów, przy czym i kremlowskie gudłaje zadbały o wyhodowanie sobie mniejszej od ''obszczyny'' neonazistowskiej bojówki, skupiającej powolnych im szabes-gojów. Nazywa się toto ''Człowiek Północy'', co stanowi ewidentne nawiązanie do wzorca ''aryjskiego Hyperborejczyka'', fuhrerem jest zaś tu niejaki Misza Mawaszi: były raper i ćpun na odwyku, nade wszystko jednak na poły Żyd... tak więc jest zeń prawdziwy ''judeoczarnoseciniec'':). Obserwować można od jakiegoś czasu rodzenie się na moskiewskich bagnach pokracznego sojuszu żydostwa i rosyjskich faszystów, których mimo niezagasłej wzajemnej odrazy łączy jednak nienawiść do muzułmanów i obawa przed chińską dominacją. Dobrym tego świadectwem była medialna afera, jaką latem rozpętała szczujnia gudłaja Sołowjowa/Szapiro wespół z pogromowcami od Dugina z ''Cargradu''. Poszło o film nagrany telefonem przez mieszkańca rosyjskiej stolicy, który zauważył jakiegoś muslima ciągnącego za rękę ewidentnie nie swoje, słowiańskie dziecko jakie rzekomo przed nim ''uratował''. Cudzysłów stąd, że jak później ustaliła policja nieszczęsny chłopak snuł się głodny po ulicy zaczepiając obcych ludzi, by zlitowali się kupując mu coś do jedzenia, bo najebana MADka chlając na melinie miała go w dupie. Islamski nachodźca pomógł więc małemu ''kafirowi'', co nie przeszkodziło Żydom po równi z nazistami jednako ujadać o ''muzułmańskich pedofilach'', jakoby porywających na ulicach Moskwy ruskie dzieci! Wszak nie znaczy to, iż nie ma w Rosji realnego problemu z narastającą przemocą migrantów, co i ''rodzimych'' muzułmanów oraz innych diaspor, dlatego etniczna samoobrona ''ruskiej obszczyny'' wyrasta z autentycznych podstaw, jednakże Kreml najwidoczniej postanowił wykorzystać ją do własnych celów, dzierżąc zarazem kontrolę tak na wszelki wypadek. Przy czym to właśnie putinowski reżim jest głównym źródłem potęgującej się wściekłości rodzimych nacjonałów, by nie rzec wprost nazioli, sprowadzając masowo zarobkowych migrantów o przeważnie muzułmańskim wyznaniu, oraz wyniszczając na beznadziejnej wojnie także i ruskich mężczyzn. Żaden z nich jednak nie podniesie nań ręki, podobnie jak nienawistni im z wzajemnością kaukascy, lub środkowoazjatyccy ''czornożopcy'' dobrzy jedynie, by zbić w kupie samotnego zazwyczaj Słowianina, ale już nie uchronić przed aresztem zahukane kobieciny w hidżabach, którym władza przypisuje ''islamski terroryzm''. Nijakiej rewolty więc z tego raczej nie będzie, prędzej zaciekła rywalizacja o podział gwałtownie kurczącego się rosyjskiego tortu, cóż dobre i to - pożiwom uwidim.

Tyle z mej strony, na koniec stąd podkreślić wypada raz jeszcze, iż nie płakałem po Nasrallahu, ani tym bardziej zabitych przez Izraelczyków bojownikach Hamasu. Żaden też ze mnie entuzjasta szyickiej teokracji, która mimo pomstowania na amerykańskiego ''wielkiego szejtana'' przejęła odeń neoliberalne praktyki ''uśmieciowienia'' pracy [ skądinąd podobnie rzecz ma się w Wenezueli pod tyranią Maduro, gdzie towrzysze ''boliwarianiści'' obrósłszy sadłem jęli gnoić durnych komuchów, jacy wynieśli ich do władzy ]. Natomiast widmo agresji zbrojnej Izraela na Iran powinno budzić gorący sprzeciw zwłaszcza w Polsce, bowiem jej rezultatem stanie się także zniszczenie irańskiego przemysłu naftowego, a przez to i zwyżki cen ropy na światowych rynkach. Nawet jeśli zdyskontują to głównie Saudowie, co wcale nie jest takie pewne, jeśli Iran zdoła dokonać odwetu również na arabskich krajach Zatoki Perskiej, i tak ochłapy jakie wskutek tego dostaną się Putinowi uratują mu tyłek, akurat kiedy zaczyna pod nim mocno gorzeć, bo sankcje jednak z wolna, ale w końcu przynoszą skutek. Nie usprawiedliwia tego z amerykańskiej perspektywy nawet fakt dostarczania przez ajatollahów ropy Pekinowi, bo wtedy pocznie on ją brać jeszcze w większych ilościach od sojuszników USA, lub wreszcie samej Rosji a przecie Chujło o niczym innym nie marzy, byłby więc to dlań wprost wyśmienity prezent! Insza inszość, że Chinom paliwo nie jest potrzebne tak jak dotąd, a to przez zwalniającą wyraźnie ekonomię, tudzież skokowy przyrost ''elektrycznych'' aut jaki bodaj przewyższył masą spalinowe. Dlatego Trump kompromituje się bolejąc niby o wojnę na Ukrainie, zarazem podżegając do rozpalenia jeszcze gorszej na Bliskim Wschodzie, byle tylko dogodzić interesom Izraela a ze szkodą dla Stanów Zjednoczonych. Kto więc taką razą jest dlań w końcu głównym wrogiem USA - irańskie ajatollahy, czy chińska postkomuna u cholery?! Toż samo i tyczy obecnego prezydenta jankeskiego mocarstwa, pal licho jednak dogorywającego dementa Bidena, dziwię się wszakże Kamallah, że brnie w ową ślepą ulicę, czego nie tłumaczy nawet jej ''koszerny'' mężulo ni proizraelski Walz u boku. Najwidoczniej ona i jej obóz przedłożyli walkę o głosy rosnącej grupy rozczarowanych Trumpem prawicowców, nad poparcie lewaków i muzułmaństwa dla którego i tak są ''syjonofaszystami'', stąd wielu z nich deklaruje wybór Jill Stein. Proklemowskiej lewicowej gudłajki, jakiej nie wadziło zasiadać przy jednym stole z rosyjskim tyranem, którego armia popełniła znacznie więcej zbrodni wojennych w Syrii a wcześniej Czeczenii, niż teraz wojsko izraelskie w strefie Gazy, albo Libanie. Dopiero kiedy w owej kwestii przyparł ją do muru Mehdi Hasan, propalestyński dziennikarz i szyita rodem z Indii skądinąd, babsztyl odciął się wyraźnie od Putina i Asada, co wywołało istne pandemonium dupska u prorosyjskich komuchów na Zachodzie. Na szczęście nie wszyscy lewacy są równie durni przynajmniej pod tym względem, dowodem postępaccy vlogerzy Kyle Kulinski czy Vaush, w czym zapewne pomocne jest im polskie pochodzenie. Tak czy siak jedno stanowi pewnik w całej kabale z możliwą wojną o Iran - Izrael w takiej jego formie jak dotąd jest istotnym obciążeniem dla mocarstwowej polityki USA, czego świadomość narasta za oceanem nie tylko wśród politycznych radykałów z lewa czy prawa, ale nade wszystko znaczącej części tamtejszych decydentów armii, bezpieki i dyplomacji. Nie będzie z tego nijakiej zagłady żydowskiego parapaństwa, z którego istnieniem i tak pogodziła się większość przywódców świata muzułmańskiego, zaś oponujący przed tym reżim ajatollahów i pasdarów nie stanowi dlań bezpośredniego, ani nawet faktycznego zagrożenia. Szczególnie teraz, kiedy Hezbollah znalazł się w rozsypce i długo jeszcze pewnie nie pozbiera się z pogromu, jaki sprawiły mu izraelskie służby. W każdym razie nikt kto ma rozum w Polsce nie może pragnąć, by Rosja markując poparcie dla Iranu czerpała zyski z jego klęski, o ile uda się ją zadać Izraelowi. Dlatego dobrze byłoby, gdyby w końcu znalazł się ktoś za oceanem mający na tyle jaja, niechby wirtualne jeśli rzecz idzie o kobietę, by bezczelnym gudłajom z Tel Awiwu grzecznie, lecz stanowczo oznajmił gromkie ''wypierdalać!''. Niestety póty co na nic takiego się nie zanosi... wszak nie chcę kończyć równie przygnębiającym akcentem, stąd wspomnę jedynie, że Netanjachuj rozbawił mnie z dumą zaliczając Północny Sudan do proizraelskiej koalicji muzułmańskich państw regionu. Najwidoczniej więc nie wadzi mu, iż tamtejsza junta cieszy się zarazem wsparciem jakoby ''żydożerczego'' Iranu [ a takoż Ukrainy! ], no chyba że miał na myśli zwalczających ją rebeliantów za którymi z kolei stoi Rosja:).