sobota, 25 czerwca 2022

Rosja jako amerykańsko-chińskie kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym.

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych w Polsce błędów w postrzeganiu Rosji, jest utożsamianie jej z rzekomym bizantyjskim ''cezaropapizmem'', jakoby właściwym prawosławiu. Oczywiście polityczne ubezwłasnowolnienie moskiewskiej Cerkwi jest faktem, któremu nie sposób przeczyć. Jednak kryje ono zgoła inną treść, obcą a wręcz wrogą chrześcijaństwu nawet we wschodnim wydaniu, co postaramy się niniejszym wykazać. Fałszywe postrzeganie rosyjskiego bizantynizmu w Polsce, stanowi refleks takowego na Zachodzie, szczególnie w Niemczech i Francji, ale i Anglosasi nie są od tej przypadłości wolni. Cierpiał na nią choćby jeden z najznamienitszych brytyjskich historiozofów Arnold Toynbee, bełkoczący o Białorusi i Ukrainie jako ''należących pierwotnie do Rosji'' [ błędnie tu utożsamianej z Rusią kijowską ] i ''oddartych od ROSYJSKIEGO chrześcijaństwa prawosławnego'' przez podboje litewskie i polskie w XIV stuleciu. Zanika w tej perspektywie samoistny charakter tych ziem, niezależny od Moskwy, czego objawem do dziś takie kreatury jak Meserszmit Mearsheimer czy zmarły zaledwie parę lat temu Brzeziński senior, nazbyt pochopnie posądzany o wrogość wobec Rosji i sympatię dla ukraińskich dążeń niepodległościowych. Nigdy dość przypominać, że stary bałwan w swej ''strategicznej wizji'' bredził o ''rozszerzonym Zachodzie od Vancouver po Władywostok'' z dołączoną doń Rosją, oczywiście pod strawnym dla takich globalistów jak on ''liberalnym'' przywództwem Miedwiediewa. Tak, tego samego co to wygraża Polsce czy krajom bałtyckim wojną nuklearną, deklarując wprost w rosyjskich społeczniościówkach wolę eksterminacji ukraińskich patriotów. Dlatego Rzeczpospolita godząc się na sojusz z anglosaską ''talassokracją'', jako jedyną realną alternatywą wobec kontynentalnej ''osi zła'' Paryż-Berlin-Moskwa, również i tutaj powinna zachować należyty dystans, o czym wspominałem w poprzednim tekście na stronie. Inaczej czekają nas przykre zaskoczenia, jak niedawny wywiad z Chodakiewiczem, gdzie bełkocze o rzekomo ''romantycznej'' postawie Polaków wobec wojny na Ukrainie, za wzór ''realizmu'' politycznego stawiając w kontrze niemieckiego pachołka Orbana. PiS-wcy jak to oni obwołali go już z tego tytułu ''onucą'' - cóż, w takim razie należałoby uznać, że Amerykanie zatrudnili mniemanego ''ruskiego szpiona'' na uczelni pełnej wojskowych i ludzi związanych z szeroko dorozumianym ''bezpieczeństwem'' USA. Nie pojmiemy takowej postawy, póty nie zwalczymy wspomnianych błędnych wyobrażeń na temat Rosji, na które cierpią do dziś jak widać zachodnie, w tym również anglosaskie elity. W rzeczy samej Chodakiewicz zaleca Polakom mentalne LGBT, polityczne pedalstwo właściwe ''karłopłazom'' pokroju Warzechy i utożsamiane błędnie nad Wisłą z ''realizmem''. Skazuje ono na los historycznych przegrywów i potencjalnych ofiar zbrodni, jak wschodnioeuropejscy Żydzi czasu wojny, do których z małymi wyjątkami nie docierały ludobójcze konsekwencje nazistowskiej idei ''germanizacji ziemi, a nie krwi'' i stąd wypędzenia, a w końcu eksterminacji zamieszkującej ją ludności. Bowiem wbrew głupotom ''niedorealistów'' to idee stanowią motor napędowy dziejów, co jak widać nie przeczy brutalności uprawianej w ich imię polityki, ani jej cynizmowi wynikającemu także z idealistycznych zasad. Jak głoszona przez Trockiego-Bronsztejna, iż każda najgorsza choćby podłość, byle służąca sprawie rewolucji, jest przez to ''moralna''. Wprawdzie szumne ideały mają niewiele, a wręcz zgoła nic wspólnego z praktyką życia mas ludzkich, ale też służą one jedynie za mierzwę historii, jakkolwiek bezwzględnie by to nie zabrzmiało. Natomiast odgrywają fundamentalną rolę dla władczych elit, stanowiąc niezbędne uzasadnienie ich działań, często nawet nie w pełni uświadamianie przez nie same. Jedynie skończony ignorant bez żadnego pojęcia o polityce może chamsko bełkotać, że tu idzie tylko o dupę, kasę i władzę [ choć rzecz jasna wszystko to wchodzi w jej zakres ]. O ironio zwykle takowi mają się za ''realistów'' i śmią pouczać innych, czego dowodem wspomniani Warzecha, ale i niestety Ch*dakiewicz.

Idąc śladem podobnych im przegrywów, będziemy tylko wiecznie kręcić się w błędnym kole majaków, branych przez nich za rzeczywistość. Niepojętym stąd pozostanie dla nas fenomen politycZnego okultyzmu i władzy sprawowanej w Rosji przez neokabalistów, pokroju opisywanego tutaj niedawno Kirijenki-Izraitela. Można by wręcz zaryzykować tezę, iż wojna na Ukrainie służyć ma objęciu przez takich jak on Żydów władzy na Kremlu, przybliżając wydatnie perspektywę uczynienia z Moskwy ''Nowej Jerozolimy''... Szydzę rzecz jasna, niemniej faktem jest, że konflikt ten rozpętano w imię idei ''ruskiego miru'', którą wymyślili rosyjscy Żydzi, jak Piotr Szczedrowicki - jeden z zaufanych współpracowników wspomnianego Izraitela. Ustalenie czy aby rządzona przez podobnych ''magów'' Rosja wszczęła wojnę, by wygubić Słowian w bratobójczym boju, pozostawiam domysłom łaskawego czytelnika. W każdym razie bliska perspektywa Rosji jako tytułowego ''amerykańsko-chińskiego kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym'', nie jest wcale tak absurdalna ni prowokacyjna intelektualnie, jaką mogłaby się wydawać na pierwszy rzut oka. Bynajmniej nie twierdzę tym samym, że Moskwą kierują li tylko jakoweś sekretne stowarzyszenia, co głoszą naiwne w gruncie rzeczy teorie ''konspiracjonistów''. Takowe stanowią bowiem jedynie kuźnie kadr i idei, nie zaś jako ośrodki bezpośrednio sprawowanej władzy. Faktem jest, że ezoteryczne organizacje o tak dziwacznych nazwach jak Thule czy Związek Młota Rzeszy, ukształtowały fundamenty ideowe nazistowskiej polityki na wiele lat przed objęciem władzy przez Hitlera. Analogicznie, nie mając pojęcia o omawianych na tych łamach ''szczedrowitach'', przysłowiowe gie będziemy wiedzieć, skąd poczęła się idea wojny przeciw Ukrainie i sam Kirijenko-Izraitel - de facto druga osoba w państwie po Putinie i jego naczelny przydupas, a być może i następca. Śmiem zaś twierdzić, i wykazaniu tego poświęcę niniejszy tekst, że nie sposób zrozumieć Rosji i jej imperializmu bez zasadniczego wpływu, jaki wywarł na nią bizantyjski neoplatonizm. Nie zaś wschodnie chrześcijaństwo, mylnie raczej utożsamiane u nas z politycznym ''cezaropapizmem''. Zagadnienie to jest niemal całkiem nieobecne w polskiej debacie publicznej, bolesną lukę zaś wypełniają jedynie nieliczne prace na temat, jak autorstwa polskiego duchownego prawosławnego Łukasza Leonkiewicza, traktującej o fenomenie ''rosyjskiego postrenesansu'' intelektualnego. Na boku pozostawiając wyjaśnienie cóż to takiego, przywołam zawarte w niej wzmianki o wywodzącym się z Bizancjum neopogańskim okultyzmie, jaki do dziś przenika szeroko rozumianą kult/urę w Rosji, polityczną również. Wprawdzie Galijew słusznie potępia jako ''orientalistyczne'' typowe dla Okcydentu upatrywanie w Rosji ''mistycznego Wschodu'', gdy tymczasem prawosławie jako realnie, masowo wyznawana wiara jest tam praktycznie martwe. Nie dostrzega jednak przy tym, iż diagnozowany przezeń ''hiperracjonalizm'' współczesnych Rosjan, ich fiksacja wprost na punkcie wszechwyjaśniającej ''ogólnej teorii wszystkiego'', to właśnie nic innego jak omawiana tutaj neoplatońska gnoza tylko w jej pozornie ''zeświecczonej'' postaci. Leonkiewicz tak oto pisze o ideowych źródłach tejże duchowej zarazy, trawiącej do dziś Rosję a szczególnie jej władcze elity:

''Mimo wszystko, gdy w IV wieku pojawiła się ortodoksyjna teologia [ chrześcijańska ], która zainicjowała dialog z kulturą starożytną, a uczniowie Plotyna podjęli się próby zachowania starożytnej tradycji filozoficznej broniąc jej przed zaborczą aktywnością chrześcijan, rozpoczęło się wzajemne oddziaływanie na siebie tych dwóch tradycji. ''Kościół nie odrzuca ani nie neguje kultury starożytnej, z kolei hellenizm nie akceptuje chrześcijaństwa'', [ być może z powodu właściwej Grekom awersji do Żydów, wzajemnej zresztą - przyp. mój ] co właśnie napędzało myśl bizantyjską od IV do [ aż ] XV wieku. Dlatego przez wyrażenie ''teologia ortodoksyjna'', rozumiemy chrześcijańską myśl bizantyjską, a przez słowo ''neoplatonizm'' - twórczość Plotyna, Porfiriusza, Jamblicha, Proklosa, Marinosa, Psellosa, Italosa, Nicefora Gregoriasa i Pletona. Bizancjum nie znało Platona takiego, jakim znamy go my. Bizancjum znało filozofów starożytnych z perspektywy neoplatońskiej. Nawet tak popularne w Bizancjum wśród wymienionych myślicieli komentarze do Arystotelesa mają charakter neoplatoński. Był to popularny nurt myślowy, w którym ożywieni zostali najwięksi myśliciele starożytności. Neoplatonizm bizantyjski wykazuje integralność, tak jak i myśl ortodoksyjna [ prawosławia ]. Jest to jedyny nurt filozoficzny, który rozwijał się w Bizancjum i tak mocno związany z teologią bizantyjską. Wypracowana wówczas relacja do dziś odbija się na powściągliwym wobec filozofii stanowisku ortodoksyjnym [ w znaczeniu wschodniego chrześcijaństwa ], jakże różnym od zachodniochrześcijańskiej tradycji, której starożytna filozofia jest znacznie bliższa. Z tego też powodu należy odróżnić neoplatonizm bizantyjski od średniowiecznego neoplatonizmu łacińskiego, ponieważ ten pierwszy istniał w Bizancjum w niechrześcijańskiej formie i w skali jaką nie znał Zachód. A wszelkie próby schrystianizowania neoplatonizmu w Bizancjum kończyły się potępieniem przez sąd kościelny. Dlatego na Wschodzie z przymrużeniem oka traktuje się pisma Augustyna, Boecjusza, Eriugeny czy nawet Mistrza Eckharta, których twórczość opiera się w dużej mierze na logice neoplatońskiej, przez co rozmywa specyfikę myśli chrześcijańskiej.''

- za to bliższa umysłowości prawosławnej okazuje się jak dowodzi Leonkiewicz paradoksalnie arcyłacińska, lecz bazująca na arystotelizmie teologia św. Tomasza z Akwinu [ temat godny osobnych rozważań ]. Nie sposób wymienić tu wszystkich istotnych różnic między myślą Plotyna i jego wyznawców a chrześcijaństwem, szeroko omawianych w pracy Leonkiewicza. Kto chce je zgłębić znajdzie bez trudu potrzebne mu informacje w sieci, dość rzec więc, iż w neoplatonizmie Absolut jest jakimś bezoosobowym Jednym zawartym w samej naturze, znosi stąd relację z transcendetnym i osobowym Bogiem w Trójcy Jedynym. Poza tym system Plotyna z właściwą dla gnozy odrazą do materii, przeczy Wcieleniu samego Chrystusa. Wprawdzie wzmiankowana nienawiść do żydostwa żywiona przez filohellenów, wyklucza z pozoru przynależność do omawianej tu misteryjnej tradycji takich jak Kirijenko-Izraitel i jego szczedrowiccy talmudyści, stojący za rosyjską napaścią na Ukrainę. Wszakże nie widzę ku temu przeciwwskazań, skoro opisywani przez Erica Kurlandera nazistowscy okultyści mogli swobodnie praktykować kabałę, zaś taki żydowski ''lucyferianin'' jak Marks był zajadłym antysemitą. Wyjaśnienie kryje się w typowym dla gnozy synkretyzmie, łączeniu przez nią swobodnie nawet wykluczających się idei. Takowym jest właśnie system Plotyna, stanowiący połączenie platonizmu z okultyzmem późnej starożytności, szeroko rozpowszechnionym w owej epoce magicznym myśleniem, tak charakterystycznym dla popularnych wówczas misteriów bazujących na ''wtajemniczeniu'', jak mitraizm i jemu podobne. Daje to w efekcie przedziwną synergię dwóch sprzecznych perspektyw rzeczywistości, wedle opisu Leonkiewicza:

''Gnostycki charakter myśli rosyjskiej podkreśla również współczesny rosyjski filozof Igor Jewłampijew. Twierdzi on, że główną cechą rosyjskiej filozofii religijnej było ''poszukiwanie ukrytego sensu idei chrześcijańskiej, głębszego niż ten, który wyrażała jej kościelna wersja'' w wydaniu prawosławia. To przekraczanie granic oficjalnej teologii i przekonanie o istnieniu ''głębszego sensu'', będące rzeczywiście cechą charakterystyczną gnostycyzmu [...] nie stanowiło żadnego novum, ponieważ wcześniej występowało już w myśli bizantyjskiej. Tendencja gnostycka w myśli rosyjskiej [...] szła w parze z platońską [...]. Cechą pierwszej było pierwotne poczucie niedoskonałości stworzenia: przekonanie, że Bogu świat się nie udał, wskutek tego świat ten zaczął żyć swoim życiem, popadając w coraz większy chaos. W tym ujęciu świadkiem i podmiotem tej tragedii jest człowiek, który ma możliwość naprawiania bytu stworzonego, zmieniania go i doskonalenia. Zajmuje tym samym miejsce Boga, który staje się jedynie tajemniczą siłą, głębią ludzkiej potencjalności. Z kolei tendencja platońska wiąże się z przekonaniem, że w świecie odbijają się boskie prawa, a rzeczywistość stworzona jest odbiciem rzeczywistości boskiej, zaś Bóg - wszechmocnym Stwórcą zdolnym naprawić zło w świecie.''

- cechą wspólną okazuje się tu przyznanie wyjątkowej jednostce nadludzkiej mocy, roli Demiurga jaką w rosyjskiej okult/urze najpełniej uosabia potencjalnie nieograniczona władza cara-''samodzierżcy'', w swych prerogatywach figury ''ziemskiego boga''. Warte podkreślenia, że monarcha w tej tradycji nie tyle zastępuje Boga na ziemi, co nim poniekąd ''jest'', stąd ''absolutyzm'' należy traktować tutaj dosłownie. Wcale nie przeczy to jego pozornej ''świeckości'' i wręcz antychrześcijańskiemu, podszytemu gnozą charakterowi tegoż. Na tym przecież polega wykluczanie przezeń transcendentnego, pozaświatowego Boga przez kult doczesnej władzy, wprost sakralizację samego cara. Co ważne, nie idzie ona w parze z wiarą w państwo jako takie, gdyż stanowi ono jedynie ''przedmiot carskiej władzy, nie zaś suwerenny podmiot w imieniu którego panujący sprawowałby swą władzę, czerpiąc zeń własne uprawnienia prawodawcze''. Na fakt ten zwraca uwagę Krystyna Chojnicka w pracy omawiającej cerkiewną rewolucję dokonaną przez Piotra I, skąd pochodzi niniejszy cytat. Zniósł on bowiem moskiewski patriarchat, zastępując go kolegialnym ''świętym synodem'' na czele z mianowanym przezeń urzędnikiem w randze ''oberprokuratora''. Duchownych zamieniono ukazem samodzierżcy w funkcjonariuszy państwa, zobowiązanych do donoszenia naczelnym władzom o wszelkich wichrzycielskich postępkach i zamysłach poddanych cara, jakich wywiedzieli się od nich podczas spowiedzi, obowiązkowej ma się rozumieć. O ironio, to sam gosudar stając ponad własnym państwem i prawem, którego nie musiał przestrzegać wedle zasady sformułowanej jeszcze przez Groźnego, stawał się naczelnym anarchistą kraju, czyniąc ciągłe przewroty i odgórne rewolucje, których pełne są dzieje Rosji jej paradoksalną tradycją. Tak opisuje ją przywołany przez Chojnicką na marginesie rozważań Lew Gumilow, przecząc poniekąd własnemu ''eurazjatyzmowi'' przez wskazanie na związki Moskwy z późnośredniowiecznym i nowożytnym Okcydentem:

''Mimo wszystkich spektakularnych nowinek, które wprowadził Piotr po powrocie z Holandii: golenia, palenia tytoniu, noszenia niemieckich strojów - nikt ze współczesnych nie uważał, że Piotr ''łamie tradycje''. [ Bowiem ] tradycje na Rusi lubiono naruszać i naruszano ciągle - i Iwan III Srogi, i Iwan Groźny, i car Aleksy wraz z patriarchą Nikonem wprowadzali istotne zmiany. Kontakty Rosji z Europą Zachodnią nigdy nie były całkiem zrywane, począwszy choćby od Iwana III. Wciągnięcie przez Piotra na służbę zagranicznych specjalistów Rosjanie przyjmowali jako coś zupełnie normalnego. Cudzoziemców o rozległej wiedzy przyciągano na rosyjską służbę już w XIV stuleciu - wówczas byli to Tatarzy. W XV wieku najmowano zaś także Niemców, w dodatku bardzo wielu'' [ oraz Włochów o których roli w dziejach wczesnonowożytnej Moskwy przyjdzie nam jeszcze wspomnieć - przyp. mój ].

- dodajmy, że grunt dla ''odgórnej rewolucji'' Piotra I przygotował pomieniony car Aleksy Michajłowicz jeszcze w połowie XVII stulecia. Tak poprzez swe reformy cerkiewne, bezwzględnie przy tym łamiąc opór stawiany im przez prawosławnych ''starowierców'', jak i sprowadzając licznych najemników wojskowych z Zachodu, głównie Niemiec i Anglii, którzy odegrali kluczową rolę w przeprowadzonym przezeń najeździe na Rzeczpospolitą, osłabioną kozackim powstaniem Chmielnickiego. Wszystko to było możliwe dzięki istotowej dla Rosji sakralizacji władzy carskiej, przyznającej jej demiurgiczne wprost moce rewolucjonizujące permanentnie rzeczywistość, czego genezę tak opisuje Krystyna Chojnicka:

''Jak w przypadku wielu innych elementów definiujących rosyjską kulturę, także dla sakralizacji monarchy cezurę wyznacza panowanie Piotra Wielkiego. Początkowo odwoływanie się do relacji car – Bóg było domeną autorów związanych z Cerkwią prawosławną. Cerkiew liczyła na możliwość zachowania niezależnej, a niekiedy nawet dominującej pozycji w stosunku do władzy świeckiej, chciała wyznaczać granice tej władzy. Stąd, podkreślając podobieństwo monarchy do Boga, nakładano na panującego szereg zobowiązań. W swojej władzy podejmowania decyzji i ferowania wyroków car powinien działać zgodnie z regułami boskiej sprawiedliwości, okazywać podobne boskiemu miłosierdzie. To właśnie miał na myśli Josif Wołocki (1440–1515) zwracający się do wielkiego księcia moskiewskiego słowami psalmisty skierowanymi do sędziów: „[...] bogowie jesteście i synowie Najwyższego”, ponieważ dalsza część tego cytatu brzmi: „[...] a teraz musicie umrzeć jak wszyscy ludzie, musicie upaść, jak każdy spośród książąt”. W tym kierunku szła też powstała w XVI w. cerkiewna teoria o Moskwie jako Trzecim Rzymie, której zamierzeniem było nadać państwu rosyjskiemu – na podobieństwo Bizancjum – charakter teokratyczny, a z Moskwy uczynić centrum jedynej prawdziwej wiary chrześcijańskiej, czyli prawosławia. Ideałem pozostawała bizantyjska teoria o harmonii pomiędzy władzą duchowną i świecką. W rzeczywistości jednak znacznie wcześniej cerkiew rosyjska weszła na drogę coraz większej zależności od władzy świeckiej. „Zawinił” tu sam Wołocki, który powierzył władcy funkcję gwaranta cerkiewnej własności. Kolejny etap formowania się przewagi władzy świeckiej nad duchowną nastąpił po przyjęciu przez Iwana IV w 1547 r. tytułu carskiego. Car w kulturze rosyjskiej nie był odpowiednikiem zachodnioeuropejskiego tytułu cesarza. Dla przetłumaczenia tytułu „cesarz” używano najczęściej słów: kiesar, ciezar. „Car” natomiast był terminem tradycyjnie ugruntowanym w języku oraz był jednym z tytułów, jaki przyznawano również Bogu. Tytuł cara podkreślał więc boską naturę panującego, a nadany pierwszemu rosyjskiemu władcy koronowanemu na cara przydomek groznyj wbrew pozorom nie odnosił się tylko do okrucieństw cara, które „groziły” jego poddanym. Groznyj był także wódz niebieskich zastępów, pogromca szatana, archanioł Michał, którego kult był żywy od czasów Rusi kijowskiej. Groza to po rosyjsku „burza”, groznyj więc to „gromowładny”; burza jest dowodem gniewu bożego, razi nieodwracalnie, a skądinąd ci, których zabił grom, automatycznie (jako wybrańcy) zostawali zbawieni. O pierwszym rosyjskim imperatorze – Piotrze Wielkim – Aleksander Puszkin pisał: On priekrasien, on wies’ kak Bożija groza. Dodać należy, że obdarzano cara jeszcze mianem christos – w znaczeniu „pomazaniec”, choć zapewne dla wielu prawosławnych Rosjan pierwszym skojarzeniem był „Zbawiciel”.''

- nie można stąd zgodzić się z autorką, że panowanie Piotra stanowi tu jakąś istotną cezurę w dziejach Rosji, skoro sama twierdzi, iż przyznawać boskie atrybuty moskiewskiemu władcy poczęto już znacznie wcześniej, co najmniej za tyranii Groźnego a tak naprawdę jeszcze Iwana III Srogiego na przełomie XV i XVI stulecia [ o czem potem ]. Sakralizacji rosyjskich monarchów nie przeczyły popełniane przez wzorcowych carów Iwana Groźnego i Piotra I liczne bluźnierstwa, akty błazeńskich profanacji. Bowiem stała za nimi fundamentalnie gnostycka formuła, przysłowiowo manichejski podział na zasadę Dobra i Zła wiecznie zmagających się w samym Absolucie. Car stąd jako ''ziemski bóg'' mógł więc być zarazem Dobrym ''Ojcem Światłości'' jak i Złym Demiurgiem, duchowym Zbawcą i Szatanem materii w jednym. Niestety zdaje się tego nie pojmować Chojnicka, dziwując jakim to ''cudem'' rosyjski despota łączył w sobie też oczywiste sprzeczności:

''Podkreślić należy, że sam Piotr Wielki swoimi działaniami przyczyniał się do postrzegania go jako istoty o boskich przymiotach. Zachowania te były jednak zazwyczaj niejednoznaczne i nie wskazywały bezpośrednio na intencje cara. Można je było odczytywać tylko jako element zabawy, wyraz autoironii, próbę poniżenia otoczenia. Na przykład czy wjazd powracającego z wojny Piotra, stylizowany na wjazd Chrystusa do Jerozolimy, tradycyjnie od czasów bizantyjskich odprawiany w Niedzielę Palmową przez patriarchę, był parodią czy manifestacją znaczenia? Jaką rolę należy przypisać utworzonemu przez Piotra „wszechbłazeńskiemu wszechpijanemu soborowi”? Czy był tylko korowodem przebierańców, okazją do picia i hucznej zabawy czy też miał wyraźnie wskazywać na brak szacunku do instytucji i obrzędów tak cerkiewnych, jak i katolickich, jako że na czele soboru stał kniaź – papież? I czy używanie imienia Piotr, bez zwyczajowego patronimiku, było przypadkiem czy świadomym użyciem imienia takiego, jak w tradycji rosyjskiej nazywa się świętych? [...] Początek XVIII stulecia w związku z reformami Piotra Wielkiego przyniósł Rosji zasadnicze przemiany, tak ustrojowe, jak i dotyczące warunków życia materialnego. Rozmiar i dynamika tych przemian wywoływały wśród poddanych skrajne emocje. Jako ich animator Piotr Wielki dla jednych stał się bogiem, ale nie brakowało też takich (szczególnie w szeregach staroobrzędowców), którzy uważali go za wcielenie antychrysta. Pogląd ten nie był obcy również najwyższym przedstawicielom oficjalnej Cerkwi, jak Stefan Jaworski, pierwszy prezydent Synodu – nie unikał on zresztą porównywania cara do Boga. W latach, które nastąpiły po panowaniu Piotra, na fali ogólnych przemian i otwarcia na kulturę Zachodu w Rosji zaczęła powstawać literatura piękna, co należy zawdzięczać przede wszystkim Łomonosowowi. To on był twórcą, który okrzykiem dotyczącym Piotra Wielkiego: On Bog twoj, Bog twoj był, Rassija – rozpoczął nowy rozdział w tradycji sakralizacji monarchy w Rosji. W jego twórczości, kiedy zwracał się do panujących, nie było zupełnie ironii ani dystansu; to, co razi nas oczywistą przesadą, możemy uznać jako konwencję literacką, ale głównie był to wyraz autentycznych uczuć Łomonosowa. Wspomnieć też należy, że odbył on w Niemczech studia pod kierunkiem Christiana Wolffa i głosił za swoim mistrzem ideę pogodzenia nauki z religią, „łącząc ideę Boga-Stwórcy z człowiekiem-twórcą. Wzorem ostatniego był dla Łomonosowa Piotr I. Uczony uważał się za kontynuatora jego dzieła i starał się uwypuklić znaczenie Rosji w Europie”. 

 - co więcej, ''boski'' status cara mógł przysługiwać kobiecie - a niemal cały XVIII wiek po śmierci Piotra I to rządy krwawych despotek, caryc Anny, Elżbiety i Katarzyny zwanej ''Wielką'' - łącząc w sobie pierwiastek męski i żeński. Niczym Adam Kadmon, idealny ''Pierwszy Człowiek'' kabalistów dokonujący własnej ''samodzierżawnej'' autotransfiguracji, wedle okultystycznej i ''genderowej'' formuły rosyjskiej alchemii władzy:

''Aby poddać badaniu istotę zjawiska sakralizacji monarchy w Rosji, najpierw należy odwołać się do przykładów. Zapewne gdyby w latach, w których rozwijała się twórczość panegiryczna Łomonosowa i innych poetów, którzy w swoich wizjach posunęli się jeszcze dalej niż on, funkcjonował patriarchat, można by było spodziewać się z jego strony protestu. Mógłby on dotyczyć zarówno kontekstu, w jakim byli przedstawiani panujący, jak i konkretnych sformułowań, np. takich, jakie znalazły się w okolicznościowym utworze z 1746 r. powstałym z okazji rocznicy wstąpienia na tron córki Piotra – Elżbiety. Na jej widok wojsko miało zakrzyknąć: „Wielki Piotr z martwych powstał”. W napisanym w 1755 r. Słowie pochwalnym, poświęconym pamięci Piotra Wielkiego, Łomonosow wyliczył przymioty Piotra jako władcy, który w krótkim czasie swojego życia zdołał zdziałać tyle, co przez 250 lat osiągnięto „od pierwszej wojny punickiej do Augusta”, i konkludował: „Tak więc jeżeli trzeba byłoby znaleźć człowieka podobnego Bogu takiemu, jakiego sobie wyobrażamy, nie znajduję nikogo poza Piotrem Wielkim”. Z kolei odwołując się do panowania „bogini” Elżbiety, pisał: „[...] rezultat naszych dzieł ujrzymy dzięki temu, że zostaliśmy pobłogosławieni i wznieść się na szczyt doskonałości nakazał [nam] wstępujący do nieba Piotr”. [...] U Łomonosowa wielokrotnie można przeczytać, że rosyjski władca rządzi siłami przyrody, ponieważ posiada atrybuty boskości. „Bogini” to najczęściej stosowane przez poetę określenie rosyjskich władczyń. Ale również w panteonie bóstw rosyjska władczyni była kimś wyjątkowym, o czym świadczą liczne hołdy, jakie na kartach utworów panegirysty składają jej mieszkańcy Olimpu. Caryce są więc boginiami. Z racji pochodzenia szczególnie tytuł ten przynależy córce Piotra Wielkiego i Katarzyny I – Elżbiecie, która była dzieckiem „herosów”. Ten pogański rodowód rosyjskich władców w barokowej poetyce Łomonosowa łączy się bez przeszkód z błogosławieństwami, jakich udziela im chrześcijański Bóg. Carowie zostali zesłani na ziemię przez Boga i akt ten w poetyckim ujęciu Łomonosowa podobny jest do aktu stworzenia świata. Dojście Elżbiety do władzy w drodze przewrotu pałacowego pod piórem panegirysty przybiera formę zgoła zaskakującą. Cesarzowa wstępuje bowiem na tron w odpowiedzi na boski rozkaz: „Niech się stanie światłość!”. Inna sprawa, że ta „światłość” w odzie poświęconej rocznicy wstąpienia na tron w 1746 r. nastała w Rosji „pogrążonej w mroku”, co kłóci się z wcześniejszymi utworami Łomonosowa, w których wychwalał poprzedników Elżbiety i nie dostrzegał wówczas owej mrocznej atmosfery. Elżbieta jest „błogosławiona wśród niewiast”, bezpośrednio zwraca się do niej sam Bóg. Panegiryczna twórczość Łomonosowa w odniesieniu do Elżbiety oczywiście koncentrowała się też na przymiotach osobistych cesarzowej, w tym na jej wyglądzie zewnętrznym jako córki „przepięknej matki”, „królowej Amazonek”, wprawiającej w zachwyt cały Olimp „wielkiej bogini”, która jest „miła jak wiosna, unosi się jak zefir”, co wydaje się porównaniem niezbyt trafionym, ponieważ słowa te odnosiły się do uroczystości odsłonięcia spiżowego pomnika władczyni. Kilka lat później, w 1764 r., Łomonosow – zgodnie z powołaniem twórcy panegiryków – podobne lub nawet identyczne określenia stosował w odniesieniu do carycy Katarzyny II. Opisując Carskie Sioło jako siedzibę godną „ziemskich bogów”, tak oto pisał o władczyni: „Ze wszystkich najbardziej upiększa ten kraj Katarzyna: przy niej zapanuje tu wiek złoty i rozkwitnie raj. Ona wszelkie piękno swym udziałem ożywia jako kwiat cnotami i sławą zachwyca”. O „raju”, jakim jest Rosja, dla której następuje „wiek złoty”, czytamy w wielu okolicznościowych utworach Łomonosowa. [...] Poza retorycznymi zwrotami i określeniami deifikującymi rosyjskich monarchów z twórczości panegirycznej Łomonosowa można odczytać jej najistotniejsze przesłanie. Jest nim opowiedzenie się twórcy po stronie imperialnej ideologii Rosji – Rosji europejskiej, kraju, który na forum kontynentu (choć nie tylko) odgrywa rolę zbawczą, stanowiąc gwarancję pokoju i porządku.''

- zaś w innym tekście traktującym o nie ustępującej w okrucieństwie Piotrowi, despotycznej ''imperatorowej'' Annie, Chojnicka dopowiada: 

''Dla poddanych rosyjskich władca, związany lub niezwiązany więzami krwi z panującą dynastią, kobieta czy mężczyzna, w chwili objęcia tronu stawał się kimś odrealnionym i odcieleśnionym – pomazańcem (christosem), ojcem i matką, carem. Liczyło się jedynie to, że powinien to być car „prawdziwy”. To bardzo istotne, lecz i skomplikowane zagadnienie odnoszące się do specyfiki rosyjskiej władzy, i nie można się oprzeć wrażeniu, że aktualne po dziś dzień. [...] Może się wydawać dziwne, że w historii Rosji, kraju wstrząsanego licznymi zamachami stanu i dokonywanymi tą drogą zmianami na tronie carów, najbardziej liczyła się owa „prawdziwość”. Jednak wyjaśnienie jest zaskakująco proste – car prawdziwy, to według tej definicji „prawdziwości” car samowładny, nieoczekujący wsparcia od żadnej z grup społecznych, niedzielący się z nikim posiadaną władzą. W Rosji, podobnie jak i w innych państwach, często używano w odniesieniu do władcy określenia, iż pochodzi on „z bożej łaski”, lecz właśnie od owej szczególnie definiowanej „prawdziwości” zależała również boska akceptacja cara; jeśli sam panujący nie czuł się w pełni samowładnym, nie chciał, lub nie potrafił realizować wymogów stawianych przed takim władcą, odwracali się od niego i Bóg i ludzie, w rezultacie czego często stawał się ofiarą zamachu stanu (np. Piotr III, Paweł I), lub nigdy nie zostawał uznany za prawowitego władcę (np. Łżedymitr). W rezultacie zmiana na tronie carów, także dokonana przy użyciu siły, uznawana była powszechnie za prawomocną i nienaruszającą obowiązujących zasad sukcesji tronu, jeśli tylko ten, który tą drogą doszedł do władzy, umiał ją samowładnie sprawować.''

- Chojnicka w swej pracy poświęconej konsekwencjom, czy raczej ich braku małżeństwa bizantyjskiej ''carówny'' Zoe Paleolog z moskiewskim księciem Iwanem Srogim, przytacza fragmenty korespondencji jego wnuka Groźnego z królową angielską Elżbietą. Beszta ją w listach za to jedynie, że zamiast być samowładną ''gosudarynią'' liczy się ze zdaniem jakichś kupców, jego oburzenia nie budziło więc sprawowanie władzy przez kobietę, lecz tylko pozwalanie sobie przez nią na uszczuplanie własnych prerogatyw jako monarchini. Można stąd bez przesady rzec, iż Iwan Groźny był feministą swych czasów, znamienne zresztą, że nie tylko różnice płciowe ale i konfesyjne nie miały dlań większego znaczenia. Za równego sobie despotę bowiem uznawał wyłącznie tureckiego sułtana, gdyż jako jedyny ze znanych mu władców dysponował jak on nieograniczonym żadnym ludzkim nakazem zakresem władzy. Całą resztą monarszej zgrai swej epoki gardził, nie tylko obieralnym królem Rzeczpospolitej, ale nawet panującymi wówczas we Francji, Hiszpanii czy pomienionej już Anglii, mimo że z ostatnią utrzymywał ożywione kontakty poprzez jej Kompanię Moskiewską. Zaznaczony wyżej okcydentalny, związany z masońskim ''oświeceniem'' charakter rosyjskiego despotyzmu Piotra i jego następczyń, przeczy z pozoru omawianym tu źródłom ideowym ''boskiej'' władzy carów w bizantyjskim neoplatonizmie. Wszakże trafił on do Moskwy nie bezpośrednio z upadłego już Konstantynopola, lecz za pośrednictwem wczesnorenesansowych Włoch. Leonkiewicz tak oto opisuje skutki tegoż procesu, opierając się na uwagach prawosławnego teologa o. Georgija Fłorowskiego:

''Zastanówmy się przez chwilę nad brakiem ciągłości [ ortodoksyjnej ] tradycji bizantyjskiej w kulturze rosyjskiej. Wpływy bizantyjskie na Rusi są niepodważalne: przyjęcie chrześcijaństwa z Bizancjum, zależność kościelna od Konstantynopola, wymiana handlowa obu państw. Widać również wpływ na sztukę ruską; ikona i śpiew staroruski mają bowiem bizantyjski charakter. Fłorowski nie przeczy wpływom stylu bizantyjskiego na ruskie piśmiennictwo, na liturgikę oraz na cały sposób myślenia chrześcijańskiej Rusi. Dostrzega zarazem, że wraz z rozwojem państwowości i samodzielności Ruś starała się uzyskać niezależność i uwolnić od ''stylu bizantyjskiego''. Widoczne są trendy ustanowienia własnego chrześcijaństwa, które mogłoby zostać przeciwstawione bizantyjskiemu. Hasło ''Moskwa Trzecim Rzymem'' było wprost wymierzone w Konstantynopol, który okazał się zdrajcą, podpisując Unię Florencką z Rzymem, za co został ''ukarany'' najazdem tureckim. Sławetny ślub Iwana III z Zoe Paleolog również, wbrew dominującej opinii, nie miał nic wspólnego z poprawą stosunków Rusi z Bizancjum. Zoe była przecież wychowywana w Watykanie, zgodnie z zasadami Unii Florenckiej, do Moskwy zaś przyjechała z legatem papieskim, który bardziej niż o o wpływach bizantyjskich na Rusi myślał o polityce kościelnej i zjednoczeniu ruskiej wiary z łacińską. W związku z tym oczywisty wydaje się wpływ kultury włoskiej na XV-wieczną Moskwę. [...] Bizantynizm zakorzenił się na Rusi, ale nigdy nie został przyjęty bezwarunkowo; wola przetworzenia go przez świadomość rosyjską doprowadziła do stworzenia odrębnej, ruskiej tradycji chrześcijańskiej. [...] Ojciec Georgij [...] uważa bowiem, że od usamodzielnienia się Rosji, co wiąże z uzyskaniem przez nią kościelnej autokefalii, oraz ze wzrostem znaczenia politycznego Rosji w samej Europie nastąpiło całkowite zerwanie z [ prawosławnym ] bizantynizmem, a myśl rosyjska znalazła się pod wpływem zachodnim.''

- co wcale nie przeczy oddziaływaniu bizantyjskiego neoplatonizmu, który tak się składa legł u podstaw zachodnioeuropejskiego ''Renesansu'', przesycając go właściwym mu okultyzmem i dając początek karierze takich głośnych wtedy ''magów'' jak Paracelsus, czy Giordano Bruno. Niepoślednią rolę odgrywały tutaj związki z Bizancjum, jakie przez cały okres tzw. ''Średniowiecza'' zachowała Wenecja, ale szczególnie południowe Włochy, poprzez licznie zamieszkujących w owych czasach te rejony potomków starożytnych jeszcze greckich kolonistów. Genezy samego przenikania bizantyjskiego neoplatonizmu na Zachód można dopatrywać się już co najmniej w XIV stuleciu, kiedy wychowawcą Petrarki został prawosławny teolog i ezoteryk zarazem Barlaam z Kalabrii. Jako jeden z głównych krytyków wzorcowej dla wschodniego chrześcijaństwa hezychastycznej doktryny Grzegorza Palamasa, został oficjalnie uznany za heretyka przez sobór w Konstantynopolu w 1341 roku. Oczywiście poświęcone mu hasło na polskiej Wiki milczy o jego neoplatońskich ciągotach, przedstawiając jako ''racjonalistę'' z jedynie oględną wzmianką na końcu, iż ''w swoich polemikach [ teologicznych ] uciekał się częściej do rozumowania filozoficznego, niż do autorytetu Ojców Kościoła''. Zgadnij no koteczku czemuż to, stąd wolę w tej materii zaufać relacji Leonkiewicza ''kontrowersji hezychastycznej'', jaka naznaczyła późne Bizancjum przeradzając rychło w ostry spór o wymiarze politycznym. Jednak kluczową postacią jest tutaj pomieniony już Jerzy Gemistos Pleton, ostatni z długiego szeregu neoplatońskich filozofów, któremu przypisuje się główną rolę w intelektualnym ''zarażeniu'' hellenistyczną gnozą czołowych myślicieli i twórców włoskiego ''Odrodzenia''. Wprawdzie niektórzy badacze epoki kwestionują jego znaczenie dla powołania słynnej ''Akademii Platońskiej'' we Florencji, zawiązanej w poł. XV wieku pod auspicjami Medyceuszy, z której wywodzić się mieli tacy znamienici renesansowi okultyści, jak Marsilio Ficino czy Pico della Mirandola. Co więcej, podają oni nawet w wątpliwość sam fakt istnienia takowego kręgu zachodnioeuropejskich ezoteryków, skupionych na przywróceniu zapoznanej filozofii platońskiej w interpretacji Plotyna. Ponieważ wykracza to poza obraną tu tematykę, odnotowuję jedynie rzecz gwoli uczciwości, chętnych po szczegóły odsyłając do artykułu Włodzimierza Olszańca. Nie budzi jednak większych kontrowersji, że jednym z wychowanków Pletona, który co istotne zachował wierność przesłaniu mistrza, był Bessarion - prawosławny duchowny i zarazem kardynał kościoła katolickiego, gorący zwolennik unii łacińskiego chrześcijaństwa z bizantyjskim. Wspominam zaś o nim, ponieważ odegrał kluczową rolę w zaaranżowaniu małżeństwa Iwana III z Zoe Paleolog, jako jej mentor i faktyczny ojczym. Wprawdzie Krystyna Chojnicka poświęciła całą obszerną pracę wykazaniu bezowocności tegoż mariażu i rzeczywiście, gdyby jego celu upatrywać w nawróceniu Moskwy na ''rzymską wiarę'', przyniósł on skutki mniej niż mizerne. Papież pozostał dla demonicznych władców Rosji ''Antychrystem'', zapewne ze względu na wstręt, który jako czorty i sekutnice żywili do święconej wody:). Biorąc jednak nieskrywaną cześć, jaką Bessarion darzył myśl neoplatońską, podejmując się nawet jej żarliwej obrony w otwartej polemice z krytykami posądzającymi ją nie bez podstaw o ''antychrystianizm'', być może zawiązane de facto przezeń małżeństwo dynastyczne miało służyć nawróceniu Moskwy na zupełnie inne, niechrześcijańskie bynajmniej wyznanie... Związek ten zaś pobłogosławiony został przez jego z kolei wychowanka, ówczesnego papieża Syktusa IV, który prędzej zasługiwał na miano neopogańskiego władcy niemal żywcem wyjętego z kart ''Księcia'' Machiavellego, niż duchowego przywódcy łacińskiego chrześcijaństwa. Na rzecz powyższej tezy świadczy, iż w rzekomo ''ortodoksyjnie prawosławnej'' Rusi moskiewskiej owej doby pleniły się rozliczne herezje, choćby judaizująca sekta zwana przez to ''żydowinami'', której przychylny był pewien czas sam kremlowski despota Iwan III zwany nie bez kozery ''Srogim'', zaś wyznawcą ponoć ówczesny metropolita Zosima Brodaty. Pederasta skądinąd i faktyczny twórca konceptu Moskwy jako ''Trzeciego Rzymu'', można by więc rzec, iż patriarcha ''sodomski i gomorski'' Cyryl, jak  i biseksualny ''żydowin'' Żyrinowski, to godni kontynuatorzy liczącej z półtysiąclecia tradycji wielkorosyjskiego ''gejoimperium''. Aczkolwiek K. Chojnicka twierdzi, iż moskiewski ''III Rzesza Rzym'' był ideą stricte cerkiewną, polityczny użytek zeń to dość świeża sprawa dopiero gdzieś poł. XIX wieku, na użytek wojen carskiej Rosji ze słabnącą Turcją osmańską, więc to nie w rzekomym prawosławnym ''cezaropapizmie'', a jak sądzę bizantyjskim neoplatonizmie należałoby upatrywać źródeł nowożytnego kacapskiego imperializmu i ''nadczłowieczego'' statusu samego cara. 

Temat wymaga pogłębionych badań i póki nie wezmą się zań na miejscu specjaliści dysponujący odpowiednim warsztatem naukowym, jesteśmy zdani na domysły i śledzenie tropów, jakie neopogańska gnoza odcisnęła w rosyjskiej kulturze, a te są aż nadto wyraźne. Nie może stąd dziwić, że gorącym entuzjastą neoplatonizmu jest sam Dugin. Wprawdzie stanowczo przeceniany na Zachodzie, ale też właśnie dlatego robi za ''wersję eksportową'' moskiewskiego zamordyzmu, sprokurowaną przez ichnie specsłużby pod gusta okcydentalnych ezoteryków. Dziwnym trafem nadreprezentowanych wśród członków tamtejszego ''sojuszu ekstremów'' ideologicznych [ mówiąc zaś wprost: neofaszystów ]. Admiracja Dugina i jemu podobnych do hellenistycznej gnozy staje się jasna, gdy przyjrzeć się konceptom politycznych reform, jakie Pleton zalecał władcom upadającego Bizancjum. Wyłania się z nich wizja zmilitaryzowanego społeczeństwa, podzielonego na kastę plebejuszy i żyjących z ich danin wojowników. Co znamienne, w poczet żołnierzy ostatni z bizantyjskich neoplatoników zaliczał także urzędniczą ''cywilbandę'' i dwór cesarza, ale wyłączając zeń mnichów wobec których przejawiał jadowitą nienawiść, jako ''pasożytów'' i ''wewnętrznych wrogów'' nieomal równych osmańskim najeźdźcom. Pleton bowiem żywił przekonanie, że chrześcijaństwo jest skazane na zagładę już za jego życia, stąd wybawieniem dla Hellenów miał być wedle niego powrót do pogańskiej wiary przodków. Przy czym bogowie pojmowani byli przezeń na modłę neoplatońską, jako upostaciowienie żywiołów natury i zasad władających rzeczywistością, ''świętych liczb'' myślanych po pitagorejsku. Jeśli dodamy do tego otwarcie głoszony w jego programie szowinizm ''antycznej rasy helleńskiej'', jednako wrogi Azjatom co łacinnikom, oraz zawarty w nim ideał maksymalnie scentralizowanej władzy, mamy niemal gotowy wzorzec putinizmu. Za wyjątkiem istnienia Cerkwi, ale grecki filozof pewnie przystałby ze względów pragmatycznych na zachowanie jej fasadowego charakteru, przy podmianie nauczania o zgoła innej niż chrześcijańska treści, a to przecież dokonało się obecnie w Rosji [ czy raczej: NA Rosji:) ]. Dowodem zżerający ją, nekrofilski wprost kult ''opętania pabiedą'' i wznoszone ku jego czci satanistyczne chramy, takie jak ''świątynia wojny'' o jakiej niedawno tutaj wspominaliśmy. Rzecz jasna wątpliwym jest, by sam Putin był świadomy powyższych konotacji, choć taki Kirijenko-Izraitel już być może, a daję głowę na pewno sekta szczedrowitów czy Dugin. Niepoślednią rolę odgrywa tu gnostycka skłonność do tworzenia mitów politycznych, jak u Pletona kreującego niczym ''homo magus'' wojnę z Turkami na nową odsłonę starożytnego konfliktu, upatrując w nich potomków dzikich plemion pokonanych jeszcze przez Aleksandra Macedońskiego na dalekowschodnich rubieżach jego imperium. Sprzyja temu typowa dla okultyzmu zabobonność, w jakiej pogrążona jest zbiorowa psyche współczesnych Rosjan, ale i ''wolnego świata'' Zachodu także, należy uczciwie to przyznać. Trudno jednak doprawdy nie dostrzec narzucających się wprost związków rosyjskiego samodzierżawia, z ''magiczno-politycznym'' systemem ostatniego z bizantyjskich neoplatoników. Skomplikowaną jak to u gnostyków hierarchię ''niebiańskich'' bytów, oraz ich relacje z ziemskim padołem kreślone przez Pletona, tak oto opisuje w swym artykule Magdalena J. Wołoszyn:

''Stojący na czele bóstw ‘praojciec wszechrzeczy’, określany jednocześnie przez Georgiosa Gemistosa mianem „czcigodnego Demiurga” i „prawdziwego Janusa”, jest władcą tegoż świata i wszelkich następujących po nim stworzeń. Ów fakt determinuje rozumienie Zeusa zarówno w kategorii „miłościwego pana”, jak i samowładcy, który rozumnie rządzi i kieruje wszystkim. Dlatego też relacja łącząca bóstwo najwyższe z jego wytworami nie jest tylko i wyłącznie relacją natury rodzicielskiej i ojcowskiej, lecz i tą o charakterze politycznym, mającą na celu wspólne dobro wszystkich. Ponadto należy podkreślić, iż działanie „samowładnego ojca” jest całkowicie wyzbyte jakichkolwiek ograniczeń i wolne od determinant zewnętrznych. Tym samym prymat wielkiego Zeusa ściśle wiąże się z pojęciem niczym nieskrępowanej wolności, wszak – podług Plethona – jedynie królowi dane jest bycie wolnym. W rozdziale 6. księgi II, „O przeznaczeniu”, owa nieograniczona wolność stwórcy zyskuje swe wyjaśnienie i potwierdzenie w przekonaniu, że związek „ojca ojców” z innymi zasadza się na swoiście pojmowanej niewoli. Inaczej mówiąc, wolność „wszechrodzica” w sposób oczywisty determinuje niewolniczą więź z jego stworzeniem, albowiem najstarszy ojciec jest wolny, a wszyscy poddańczo jemu służą, przy czym bycie niewolnikiem jedynego Dobra tożsame jest z miłą, wręcz przyjemną i niewymagającą poświęceń niewolą.''

- oto więc Iwan ''Gromowładny'' i srogi niczym Zeus, bowiem wolność ''niebiańskiego'' suzerena jest ''błogosławioną'' niewolą jego ''bożych'' rabów, stąd zastępy ''czarnych aniołów'' opryczniny to narzędzie ''wyższego przeznaczenia'', śmierć zaś z ich ręki ''zbawieniem''. Kurwa mać, przecie rosyjski okultystyczny despotyzm to kwintesencja czystego satanizmu, nie inaczej! Całkiem już na boku pozostawiam wyjaśnienie, jakim to ''cudem'' jawny niemal ezoteryk Bessarion ostał się prawosławnym teologiem i zarazem rzymskim kardynałem, bo wymagałoby to nakreślenia panoramy intelektualnej dekadencji późnośredniowiecznych, czy jak kto woli wczesnorenesansowych Włoch. Szczególnie papiestwa, a także panującej wówczas na Półwyspie Apenińskim skomplikowanej sytuacji politycznej, oraz jej możliwym wpływie na Moskwę poprzez związki zadzierzgnięte przez Iwana III, tak dynastycznym małżeństwem ''wyswatanym'' pod auspicjami Watykanu, jak i licznie sprowadzanymi przezeń z Italii rzemieślnikami i architektami, których dziełem są min. mury Kremla. Wszystko to wymaga osobnego tekstu, gdzie skupię się na przedstawieniu pobieżnie choćby ścisłych relacji Rosji z Zachodem na przestrzeni dziejów. A ponieważ zaczęliśmy nasze rozważania przywołaniem pracy Łukasza Leonkiewicza, toteż i nią powoli kończyć będziemy, a konkretnie fragmentami referującymi wspomniane stanowisko Dugina wobec neoplatonizmu, poddając je zarazem zasadnej krytyce. Nie może być zresztą inaczej, skoro proputinowski herezjarcha posuwa się jawnie do ohydnej instrumentalizacji wschodniego chrześcijaństwa, upatrując w nim li tylko odmiany wyznawanej przezeń gnozy! Leonkiewicz tak rzecz przedstawia, dystansując się przy tym od tzw. filozofów Srebrnego Wieku przeł. XIX/XX stulecia [ Bułgakow, Bierdiajew, Sołowjow - nie ten:) ], nazbyt pochopnie przez polskich badaczy utożsamianych zwykle z prawosławiem:

''Hasła z jakimi występują niektórzy współcześni myśliciele rosyjscy, czego doskonałym przykładem jest Aleksandr Dugin głoszący konieczność ''stworzenia szkoły prawosławnego neoplatonizmu'', chcą ciągłego powracania do filozofii Srebrnego Wieku oraz głębszego jej zrozumienia. Dugin uważa, że Srebrny Wiek był dopiero pierwszym krokiem myśli rosyjskiej na drodze ku odrodzeniu czystego neoplatonizmu, który jego zdaniem ''leży u podstaw dogmatyki nicejskiej''. Celem myśli rosyjskiej ma być, wedle Dugina, cofnięcie się do starożytności i ''zapoznanie się z neoplatonizmem jako filozofią oraz sposobem myślenia, a nawet sposobem życia''. Nawet samo prawosławie postrzega on jako jedną z gałęzi neoplatonizmu. Można zgodzić się, że znajomość neoplatonizmu jako filozofii jest chrześcijaństwu niezbędna, ale hasła powrotu do magicznego, symbolicznego, abstrakcyjnego sposobu myślenia i życia neoplatoników wydają się daleko idącą przesadą. Tym bardziej, że obecna, wysoce mitologiczna, postsowiecka mentalność narodu rosyjskiego wymaga oczyszczenia myślenia właśnie z form abstrakcyjnych na korzyść myślenia konkretnego. W tym wypadku dużo bardziej racjonalny i trzeźwy jest powrót do perypatetyckiego ''obcowania'' ze światem w jego pierwotnej formie niż obcowanie z cieniami i symbolami, które ukrywają jakiś dodatkowy sens. [...] A. Dugin nie jest jedynym przedstawicielem fascynacji neoplatonizmem; tendencja ta jest dość popularna wśród wielu [ rosyjskich ] badaczy. Jej popularność wynika jednak z lekkomyślnego potraktowania tradycji prawosławnej oraz najwidoczniej braku perspektywy na przyszłość [ stąd ciągłe cofanie się w przeszłość ] myśli rosyjskiej. Wątpliwe jest, by ciągłe odradzanie się myśli neoplatońskiej miało przynieść korzyść myśleniu religijnemu i filozoficznemu, jak również przyczynić się do wzrostu wrażliwości intelektualnej. Chyba że, tak jak proponuje I. Jewłampijew, zgodzimy się, iż neoplatonizm jest adekwatny dla duchowości gnostyckiej, przez pryzmat której należy postrzegać rosyjską myśl religijną, jako duchowości tej piękny i filozoficzny wyraz, a wszystkie hasła ''renesansu neoplatońskiego'' przyjmiemy jako przejaw tak naturalnego dla Rosjan gnostycyzmu.''

- takowy zabobonny za-duch panujący do dziś w Rosji, [ komunizm bynajmniej go nie zniósł, sam był jego częścią ], tłumaczy fenomen kariery politycznej Kirijenki-Izraitela i jego fascynację kabałą ''metodologów'', ale i związki ze scjentologią, jakich się teraz wypiera. Sekta ta bowiem jest niczym innym, jak współczesną odmianą gnozy w wydaniu amerykańskiego popu - jej fundator Ron Hubbard głosił, że ''człowiek to istota duchowa uwięziona w materii'': zdanie wprost wyjęte z ''Ennead'' Plotyna. Panujący w niej zamordyzm i terrorystyczne metody obchodzenia się zarówno z własnymi wyznawcami, jak i przeciwnikami również nie są przypadkiem co wykazaliśmy, muszą też odpowiadać wielu Rosjanom z podanych wyżej przyczyn. Niestety powszechna ignorancja w tej materii sprzyja odradzaniu się podobnego gówna, mało kto bowiem interesuje się źródłami ideowymi tegoż duchowego zatrucia i ma ich świadomość. Polecić stąd wypada na koniec lekturę pracy ks. Leonkiewicza o ''rosyjskim postrenesansie'', wymagającą czasem uprzedzam. Mierzi w niej tylko przebijające momentami z jej kart skażenie intelektualną heideggerowszczyzną, co do zasady równie ponurą gnozą, jak poddany przezeń krytyce neoplatonizm. Przecie ciemna myśl nazistowskiego filozofa to absolutne pusto-Słowie, programowe niszczenie Logosu. Zadziwiające, iż tej klasy prawosławny teolog nie ma tegoż faktu świadomości - przynajmniej żywię taką nadzieję... W każdym razie na uznanie zasługuje jego pryncypialne odrzucenie podłej postawy, jaką zajęła skundlona duchowo moskiewska Cerkiew wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę. Bowiem alternatywą nie jest nawracanie prawosławnych na ''rzymską wiarę'', [ utopijne szczególnie dziś, kiedy sam katolicyzm trawiony jest neopogańską herezją ], tylko uniezależnienie wschodniego chrześcijaństwa w Polsce od zatrutych wpływów Kremla. Dzieło Piotra Mohyły staje się więc na powrót aktualne, niemniej przestrogą dla jego ponowienia winno być, iż podjęte zbyt późno i stąd przejęła je Moskwa, obracając na korzyść swego demonicznego imperializmu, temat wart osobnego potraktowania. Przytoczmy więc na finał mocne świadectwo Leonkiewicza związków bizantyjskiego prawosławia z Okcydentem, aczkolwiek pozornym dysonansem brzmi w nim powołanie się przezeń na wpływ, jaki wywarli w nowożytnej Europie greccy uchodźcy przed osmańską agresją. Nie wszyscy jednak z nich byli wyznawcami neoplatonizmu jak Bessarion, owszem nie brak wśród nich było także jego gorących przeciwników, choćby zadeklarowany arystotelik i konwertyta na katolicyzm Jerzy z Trapezuntu. Zapewne takich jak on ma na myśli ksiądz Łukasz, inaczej zaprzeczałby swej deklarowanej wierności prawosławnej ortodoksji:

''Utożsamienie dziś prawosławia z rosyjskością jest nie do przyjęcia przez wiernych Kościoła prawosławnego na całym świecie i to nie tylko w związku z zaistniałą sytuacją polityczną na Ukrainie. Przede wszystkim, proponowana od wielu lat przez rosyjskie prawosławie, wizja Kościoła prawosławnego jako organizmu zamkniętego na cywilizację zachodnią, walczącego z nią i stojącego na straży wartości chrześcijańskich cywilizacji wschodniej (czytaj rosyjskiej), jest koncepcją, z którą nie zgadza się zdecydowana większość prawosławnych. Prawosławny patriarcha Konstantynopola od wielu lat powtarza, że prawosławie (orthodoksia) obecne jest w kulturze europejskiej od IV wieku. Wielka tradycja teologii bizantyjskiej, mistyki wschodniochrześcijańskiej oraz wyrastającej z niej sztuki realizującej się w liturgii bizantyjskiej to część kultury europejskiej, którą prawosławie współtworzyło. Rosyjska niechęć do „Zachodu” staje się bardzo partykularna, a dziś wręcz nie do przyjęcia przez Kościół prawosławny jako taki, ponieważ my prawosławni jesteśmy nierozerwalnie związani z cywilizacją zachodnią, której integralną częścią jesteśmy. Poza początkami patrystyki, kiedy kultura grecka napędzała procesy cywilizacyjne, także w epoce Renesansu kultura prawosławnego Bizancjum współtworzyła zachodnią świadomość humanistyczną. Uchodźcy greccy z Bizancjum przynieśli do Italii w XV wieku swój język, podzielili się swoją sztuką, zafascynowali człowieka Zachodu kulturą antyczną - czyli tym, czym sami żyli przez całe wieki. Ta wspólnota kulturowa jest istotą cywilizacji europejskiej, w której na stałe obecny jest jej aspekt wschodni – prawosławny. Podobne procesy kulturowe miały miejsce w XX wieku. Najpierw emigracja rosyjska znalazła przyjaciół na Zachodzie (a nie w Rosji!), zaś następnie cała myśl prawosławna przestrzeń wolności znalazła właśnie tam – na Zachodzie (m.in. w Paryżu czy w Nowym Jorku). Nie sposób dziś mówić o prawosławiu wyłącznie w kontekście rosyjskim, bo prawdziwe życie teologii prawosławnej i szeroko rozumianej prawosławnej myśli religijnej zakorzenione jest obecnie właśnie w kulturze europejskiej i jest częścią cywilizacji zachodniej.''

- w tym również polskiej dodajmy! Niestety właściwy jej dualizm, bo i tu jak widać tkwi potężny ładunek gnozy, konfliktuje ją wewnętrznie aż do dziś, na czym żeruje przeniknięta demonicznym kultem moskiewska tyrania.