sobota, 25 września 2021

Srebrenica czyli rząd światowy na wakacjach.

Gorąco rekomenduję obejrzenie filmu ''Aida'' bośniackiej reżyser [ bo przecie nie ''reżyserki'' ] Jasmili Žbanić, który właśnie przemyka po ekranach polskich kin studyjnych, traktującego o masakrze w Srebrenicy popełnionej przez serbskie wojska podczas wojny domowej w b. Jugosławii, przy biernej zgodzie ''niebieskich hełmów'' międzynarodowych wojsk rozjemczych, w praktyce zaś holenderskich. Seans obowiązkowy szczególnie dla wszystkich kretynów i licznych niestety nad Wisłą idiotek, pokładających wiarę w organizacjach ponadpaństwowych jak Unia Europejska, WHO czy ONZ właśnie, stojących nieudolnymi i skorumpowanymi kanaliami, które wybyją na letni urlop, gdy będą rezać ufających im ślepo frajerów, co dobrze okazano w rzeczonym obrazie. Podobnie jak egoistyczne tchórzostwo oraz bezduszny biurokratyzm holenderskich żołnierzy [ i żołnierek ] wojsk ONZ, de facto współpracujących z serbskimi zbrodniarzami wojennymi. W filmie wyreżyserowanym przez kobietę jakby nie było uderzył mnie też wybitnie nie post-nowoczesny obraz żeńskości, tak że czekać mym zdaniem tylko ataków nań za rzekomy ''seksizm'' i utrwalanie ''patriarchalnych stereotypów''. Otóż główną, tytułową bohaterką jest tu kobieta zaciekle walcząca nie o siebie a życie męża i dzieci, w dodatku synów a po ich śmierci owładnięta wespół z innymi wojennymi wdowami obsesją odnalezienia szczątków swych bliskich i godnego ich pochowania. Co, głupia baba nie słyszała, że nowoczesna kobieta nade wszystko powinna się ''samorealizować'' i własna rodzina to jedynie niepotrzebne obciążenie dla kariery?! Doprawdy, powinna się cieszyć, iż serbscy ''postępowcy'' wyzwolili ją od tego balastu i ''piekła kobiet'', a najlepiej jeszcze jakby została lesbą lub przynajmniej wyskrobała przyszłych synów toby nie miała takich problemów, chwaląc się zaś tym publicznie zebrałaby w dodatku brawa od Julek i karyn z kurwikami-piorunami w oczach na awatarach. A już upadlać się padaniem na kolana przed bezdusznym żołdakiem wojsk ONZ, błagając go cała we łzach o ratunek dla tych męskich szowinistycznych świń, jakimi musieli być przecież jej cis-płciowi synowie... Niepojęte, że uznana ''reżyserka'' znana ze swych feministycznych poglądów, mogła ukazać tak ''reakcyjny'' obraz biernej kobiecości w swym filmie, w sumie wynika zeń iż NATO powinno raczej zbombardować tych zacofanych bośniackich ćwoków, niż progresywnych obyczajowo Serbów. Szydzę rzecz jasna, ale mówiąc serio wymowny bardzo w dziele Žbanić jest motyw holenderskiej żołnierki ''niebieskich hełmów'', z której jawnie śmieją się serbscy czetnicy, biernie z bronią u nogi przypatrującej się jedynie tragedii bośniackich uchodźców wojennych, i jak żołnierze Mladicia pędzą muzułmańskich mężczyzn na egzekucję. Lisbeth Salander rozpierdoliłaby ich wszystkich jedną ręką - niestety jej podobne stanowią głównie mokry sen niedojebanego lewaka i feministy za przeproszeniem. Uważny czytelnik tej strony wie jaki mam stosunek do korwinozjebów, stąd nie będę bredził jak Janusz jakie to baby są rzekomo głupie i ''opóźniają postęp'', dlatego cieszy mnie powrót Holendrów do poboru, który obejmie także kobiety. Na tym bowiem polega realna emancypacja, że za prawami mężczyzn idą także ich obowiązki takie jak służba wojskowa, niemniej warto zadać sobie pytanie czy płeć zwana nie wiedzieć czemu wciąż piękną, jest w stanie sprostać trudom walki na pierwszej linii frontu? Bo jeśli wciela się jej przedstawicielki do wojska tylko po to, by pełniły jedynie służbę na tyłach, gdy zacznie się krwawa rozpierducha na całego, to jest to zwyczajnie nie fair wobec mężczyzn i chuj za przeproszeniem, a nie żadna ''równość''. Na coś trzeba się zdecydować moi drodzy, skoro uparliście się brać baby w kamasze, powinny one doświadczyć też takich ''dobrodziejstw'' wojny jak ryzyko okaleczenia i śmierci, na równi z facetami w mundurach. Insza inszość, że ci ukazani w filmie Žbanić spośród wojsk ONZ to nieomal wszyscy zwykłe, płaczliwe pizdusie - doprawdy nie pojmuję po jaką cholerę iść do wojska, skoro w ogóle nie chce się walczyć?! Jakimś wytłumaczeniem wprawdzie jest, iż wtedy jeszcze w armii holenderskiej obowiązywał przymusowy pobór ludzi, dla których wojaczka nie była więc powołaniem, wszakże nic nie tłumaczy ich dowódców, którzy haniebnie zawiedli co znakomicie w filmie ujęto. Podobnie to jak zaprawieni w boju Serbowie robią z nimi co chcą, jawnie okazując pogardę i w sumie słusznie, skoro pod okiem tych myślących jedynie jak by tu najszybciej spierdolić tchórzy, uprowadzają bośniackich mężczyzn na egzekucje i gwałcą ich kobiety. Gwoli uczciwości należy też dodać, że sami holenderscy żołnierze ze Srebrenicy zamierzali pozwać własny rząd za to, że ''ich reputacja jako mężczyzn i wojskowych ucierpiała z powodu porzucenia przez holenderskie państwo'', które nie dostarczyło im w momencie próby należytego wsparcia zbrojnego. Zresztą władze Holandii uznały swą odpowiedzialność, co wywołało tam nawet kryzys polityczny na pocz. obecnego stulecia, wszakże minimalizując zakres winy obliczanej na jakieś 10% [ ciekawym, jak to sobie wykalkulowali pragmatyczni post-kalwini:) ].

Trzeba również dodać, że obrazowi Žbanić daleko do obiektywizmu, przedstawiając rzecz z jej własnej tj. słowiano-muzułmańskiej perspektywy - dowodem choćby, że jedną z głównych weń ról serbskiego zbrodniarza wojennego gra bośniacki aktor Emir Hadžihafizbegović, należący zarazem do grona czołowych polityków nacjonal-islamistycznej partii założonej przez pierwszego przywódcę BiH Aliję Izetbegovicia. Wszakże jest on mocno na bakier z muzułmańską ortodoksją, skoro w zeszłym roku wypłynął na YT film, na którym tańczy półnagi nakurwiony rakiją, ciągnie się też za nim smród uwikłania w korupcyjne afery związane z jego ministrowaniem od kultury i sportu w lokalnym rządzie. Największy bodaj skandal wywołał jednak z pół roku temu, opowiadając się głośno za potrzebą nakręcenia filmu sławiącego muzułmańskiego zbrodniarza wojennego ze Srebrenicy, dowódcy bośniackiej obrony miasta Nasera Oricia sądzonego przez Trybunał w Hadze, za co najmniej przyzwalanie na mordy dokonywane przez jego podkomendnych na serbskich wojskowych i cywilach. Bowiem należy uczciwie przyznać, iż takowe popełniały wszystkie strony konfliktu w byłej Jugosławii, a nie wyłącznie niemal Serbowie jak to w owym czasie wojny przedstawiały ''wolne media'' Zachodu, nawet jeśli ich skala u bośniackich wyznawców islamu czy Chorwatów była znacznie mniejsza. Zresztą miejscowy sąd w Sarajewie skazuje wciąż muzułmańskich zbrodniarzy wojennych za pomniejsze mordy na serbskiej ludności i żołnierzach, sam jednak Orić został przezeń uniewinniony i teraz może spokojnie wymachiwać salafickim paluchem na lokalnym islamistycznym portalu, dziękując tureckiej ambasadzie za pomoc medyczną udzieloną miejscowym w czasie trwania ''pandemii''. Na wolność przez tenże trybunał wypuszczony został również inny bośniacki komendant Atif Dudaković, którego oddziały miały zniszczyć prawie 40 cerkwi oraz wymordować co najmniej ponad 300 cywilów i jeńców wojennych, nie tylko zresztą spośród Serbów ale i walczących po ich stronie muzułmanów pod przywództwem separatysty Fikreta Abdicia, skonfliktowanego z władzami w Sarajewie biznesmena-mafiozy. Nie piszę tego, aby relatywizować serbskie zbrodnie ani tym bardziej uprawiać negacjonizm mordu w Srebrenicy wzorem endekomunistycznej ''Bezmyśli Antypolskiej'', jedynie by wskazać na problem odrodzenia islamizmu w Bośni. Trzeba zresztą przyznać, iż pani reżyser jest tego świadoma - inny film Žbanić sprzed dekady już ponad będzie ''Na putu'' [ ''Jej droga'' ], traktuje właśnie o kryzysie w zgodnej dotąd zlaicyzowanej bośniackiej parze, wywołanym nawróceniem się na islam w salafickiej odmianie przez mężczyznę. Ten jako były, niepijący alkoholik oddaje się praktykowaniu na nowo odkrytej wiary przodków z gorliwością neofity, co wybitnie nie podoba się jego żyjącej już po świecku na modłę zachodnią kobiecie. Nałóg i libertyński styl życia odgrywają tu zasadniczą rolę, bowiem jak zauważyła sama twórczyni w wywiadzie dla ''Rzepy'' towarzyszącym promocji filmu:

''- Spotkałam ich [ muzułmańskich fanatyków w Bośni ] bardzo wielu podczas pracy nad filmem. A jeszcze wcześniej na przyjęciu u przyjaciół jeden z takich mężczyzn, gdy się przedstawiłam i wyciągnęłam rękę, nie chciał jej uścisnąć, bo jestem kobietą. Byłam wściekła, ale nie chciałam wywołać skandalu w domu znajomych. Wiele dni minęło, zanim się uspokoiłam. W ten sposób zaczęłam szukać informacji na temat wahhabich, których w Bośni są trzy tysiące. Większość z nich to mężczyźni, którzy przed wojną byli ludźmi z marginesu – punkami albo narkomanami. [...] W niektórych wahhabich rozpoznałam twarze ludzi, którzy przed wojną przychodzili na koncerty punkowe. Teraz niektórzy z nich po prostu dalej lubią zwracać na siebie uwagę, a czasem i prowokować – mężczyźni długą brodą, a kobiety nikabem. Większość ludzi w Bośni tak nie wygląda i czuje się zagrożona w ich otoczeniu, co dodatkowo ich bawi.''

- niestety rzecz nie sprowadza się do swoistej islamistycznej kontrkultury a la ''punk-salafija'', lecz ma swój poważny, bandycko-terrorystyczny wymiar o czym tak pisze specjalista od Bałkanów Daniel Wilk na łamach ''Znaku'':

'' Dwaj spośród organizatorów zamachu na madryckie metro z 11 marca 2003 r., Saud al-Otaibi i Abdel Karim al Meyati, również walczyli po stronie Armii Bośni i Hercegowiny w obszarze Zenicy, Sarajewa i Tuzli. Bałkańskie wątki występują również w zamachu na londyńskie metro z 7 i 21 lipca 2005 r. Albańczycy z Kosowa powiązani z pakistańskim ruchem-sektą Tablighi Jamaat uczestniczyli w przygotowaniu zamachu. [...] Początków radykalnego islamu na Półwyspie Bałkańskim można doszukiwać się w opublikowanej w 1970 r. przez Aliję Izetbegovicia Islamskiej Deklaracji (Islamska Deklaracija), stanowiącej dokument programowy panislamistycznej organizacji Młodzież Muzułmańska, zdelegalizowanej przed wybuchem II wojny światowej na Bałkanach i reaktywowanej w 1970 r. Panislamizm był doktryną religijno-polityczną, nawoływał do zjednoczenia ummy muzułmańskiej na Bałkanach i do obrony islamu przed laicyzacją. Izetbegović w deklaracji nawoływał do odnowy moralnej, skrytykował zachodni model rozdziału Kościoła od państwa, negując możliwość istnienia laickich zasad. Uznał, iż europejski system wartości stoi w opozycji do wartości muzułmańskich. Jednocześnie wezwał bośniackich muzułmanów do wybrania drogi kompromisu. W zamian za wolności religijne umma musi doraźnie zaakceptować niemuzułmański porządek prawny. [...] Kiedy konflikt między trzema grupami etnicznymi tworzącymi bośniackie społeczeństwo zaognił się na dobre, arabskie organizacje pozarządowe zaproponowały prezydentowi Aliji Izetbegoviciowi pomoc w postaci dostarczenia zapasów broni oraz 1,5 tys. mudżahedinów, przedstawicieli tzw. pierwszego pokolenia Afgańczyków, weteranów wojny w Afganistanie. Izetbegović przyjął propozycję za przyzwoleniem sojuszników z USA, Chorwacji, Słowenii, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji. We współpracy z agencjami wywiadowczymi zachodnich państw zorganizowano lotniczy transport broni z Zatoki Perskiej przez Chorwację do Bośni i Hercegowiny. W skrzynkach oznaczonych jako pomoc medyczna i humanitarna znalazło się 14 tys. sztuk broni, wartej 200 mln dolarów. Sytuacja ta miała miejsce mimo iż od września 1991 r. na terenie byłej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii obowiązywało embargo na dostawy broni, zatwierdzone przez ONZ. Chorwacja w zamian za współpracę uzyskała 30% arsenału, który był transportowany przez lotnisko w Splicie. Również w ścisłym porozumieniu z agencjami wywiadowczymi z Chorwacji, Słowenii, Niemiec i Wielkiej Brytanii do Bośni i Hercegowiny przybyli islamscy bojownicy z Afganistanu, by wspomóc bośniacką armię w walce z Serbami. W pomoc bośniackim muzułmanom zaangażowała się m.in. powiązana z radykałami Islamska Agencja Pomocy Państwom Trzeciego Świata (Third World Relief Agency), która ze swojej siedziby w Wiedniu kierowała transportami broni dla mudżahedinów. Czystki etniczne prowadzone przez Serbów sprawiły, iż środkowa Bośnia stała się gigantycznym obozem wygnańców. Młodzi muzułmanie, pragnąc rewanżu, zaczęli tłumnie wstępować do bośniackiej armii. W 1992 r. po raz pierwszy w konflikcie bośniackim pojawiła się symbolika militarna nawiązująca do dżihadu. [...]

Na wezwanie mudżahedinów ochotnicy z całego świata zaczęli tłumnie przybywać do Bośni i Hercegowiny. Według różnych szacunków przez bośniacki front przewinęło się ok. 6 tys. islamskich bojowników szkolonych w Arabii Saudyjskiej, Pakistanie czy Afganistanie. Udział dżihadystów w bośniackiej wojnie można było dostrzec przez charakterystyczne dla afgańskiej wojny przypadki ścinania głów serbskim jeńcom wojennym. W 1992 r. prezydent Alija Izetbegović powołał do istnienia 7. Brygadę Muzułmańską w 3. Korpusie Armii Bośni i Hercegowiny, złożoną w całości z mudżahedinów, za której uformowanie odpowiedzialni byli Abu Abdul Aziz, Sakhib Mahmulin i Fikret Muslimović. Mudżahedini charakteryzowali się okrutnymi metodami walki i bestialskim traktowaniem serbskich cywilów. Byli też agresywni wobec bośniackich muzułmanów, którzy nie chcieli podporządkować się zasadom szariatu. Przeciwko metodom stosowanym przez mudżahedinów protestowali Bośniacy z Armii Bośni i Hercegowiny. W 2002 r. przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze stanęli Amir Kozubana, Enver Hadzihasanović i Mehmet Alagić, głównodowodzący zbrodniami wojennymi przeciwko ludności serbskiej, których dokonali w miejscowościach Dusina, Miletici i Bikosi. Równolegle z przybyciem mudżahedinów do Bośni i Hercegowiny arabskie organizacje rozpoczęły proces reislamizacji bośniackiego społeczeństwa. Mudżahedini zaczęli wymuszać na miejscowej ludności przestrzeganie świąt muzułmańskich. Duchowni z Zenicy powiązani z El-Mudżahid oświadczyli, iż zadaniem przybyłych bojowników jest walka z niewiernymi oraz z przedstawicielami heretyckiego „miękkiego islamu” w Bośni. Reislamizacja przejawiała się w nauczaniu w szkołach języka arabskiego i hanabalickiej wykładni islamu, utrudnianiu sprzedaży alkoholu i wieprzowiny, krytyce europejskiego stylu życia w mediach, a także specyficznej polityce społecznej, będącej domeną islamskich organizacji, oferujących pomoc materialną muzułmańskim rodzinom w zamian za przestrzeganie zasad religijnych, wysyłanie dzieci na lekcje Koranu czy zakrywanie ciała przez kobiety. Za podział środków finansowych odpowiedzialni byli imamowie współpracujący z mudżahedinami i realizujący dyspozycje płynące z organizacji pozarządowych. W ten sposób kupiono zaufanie i poparcie umiarkowanych Bośniaków, którzy w obliczu wojny domowej znaleźli się w tragicznej sytuacji materialnej. Zachodni politycy, zaangażowani w secesję Bośni i Hercegowiny, nie widzieli zagrożenia, które płynęło ze strony dżihadystów. Tymczasem w Bośni i Hercegowinie Al-Kaida zainstalowała swoje bazy treningowe, by szkolić przyszłych bojowników. W czasie wojny domowej najważniejsi przedstawiciele organizacji, która wkrótce miała stać się najniebezpieczniejszą islamską organizacją terrorystyczną świata, kilkakrotnie składali wizyty w obozach mudżahedinów. Wśród nich był również Osama bin Laden, który w 1999 r. otrzymał od bośniackich władz paszport. Najważniejszym celem działalności Al-Kaidy w Bośni i Hercegowinie było przygotowanie ideologicznego zaplecza działalności dżihadystów w Europie. Pierwszy samobójczy zamach przeprowadzony przez bośniackiego islamistę Samira al-Bosnariego miał miejsce w Czeczenii w 1994 r. Rok później doszło do zamachu przeprowadzonego przez mudżahedina w chorwackim porcie w Rijece. [...] Islamska gmina wyznaniowa Bośni i Hercegowiny (Islamska Zajednica) reprezentująca umiarkowaną grupę muzułmanów i jej przewodniczący Reisul-ulema Mustafa efendi Cerić (nieuznawany przez radykałów) w latach 1993–2012 przyjęli pasywną postawę wobec wpływu wahabizmu, obawiając się reakcji islamskich radykałów. W latach 1995–2000 Islamska Zajednica rywalizowała o poparcie ummy z organizacją młodych islamistów zrzeszonych w Aktivnej Islamskiej Omladinie (AIO). AIO prezentowała fundamentalistyczne poglądy, działając w kooperacji ze środowiskiem mudżahedinów. Mustafa Cerić nigdy zdecydowanie nie potępił działań radykałów, mimo ataków na umiarkowanych muzułmanów. Wahabici przejmowali meczety, wyganiając imamów powiązanych z Islamską Zajednicą i zastępując ich własnymi.''

- z tym umiarkowaniem Mustafy Cericia bym nie przesadzał, skoro gardłuje on za włączeniem do konstytucji Bośni zapisu o prawie szariatu jako podstawie ładu panującego w kraju. A propos: wypadki zobrazowane w filmie Jasmili Žbanić doprowadziły do ustanowienia czegoś w rodzaju poletka doświadczalnego rządu światowego - jak opisują to stronnicze, proserbskie kresy.ru:

''Muzułmanie mogą z reguły liczyć na wsparcie USA i Unii Europejskiej. Nie jest to zresztą wsparcie wyłącznie nieformalne. Wyrazem tego protektoratu jest urząd Wysokiego Przedstawiciela dla Bośni i Hercegowiny. Wybierany przez 55 państw i organizacji międzynarodowych, całkowicie poza kontrolą obywateli Bośni i Hercegowiny ma prawo do zdymisjonowania każdego jej urzędnika (także pochodzącego z wyboru) jeśli uzna, że łamie on prawo, szkodzi „procesowi pokojowemu” czy też przeszkadza „uchwalać niezbędne ustawy [...] gdy organy ustawodawcze nie są w stanie zrobić tego samodzielnie”. Może on nawet ingerować w przepisy określające kompetencje poszczególnych instytucji federalnych i części składowych w praktyce uznaniowo określać ich prerogatywy. Największy wpływ na Wysokiego mają Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Ta ostatnia prowadzi w państwie swoją misję policyjną, wojskową (EUFOR), „proces pokojowy” kontroluje także specjalne przedstawicielstwo Komisji Europejskiej.''

- rzecz doprecyzowują wyczuleni, że tak powiem na kwestie narodowe i rasowe ''Szturmowcy'', dodając piórem niejakiego Karola Oknaba:

''Jego [ tj. wspomnianego Wysokiego Nadzorcy Przedstawiciela ONZ ] istnienie jest tłumaczone faktem, że w przeciwieństwie do większości państw na świecie, w Bośni wrogowie jej niepodległości nie znajdują się na zewnątrz, tylko właśnie wewnątrz państwa. Drugim ważnym powodem był fakt, że przez kilka lat po wojnie, kolegialne, między etniczne organy naczelne państwa w zasadzie nie funkcjonowały, ze względu na niechęć Serbów, Boszniaków i Chorwatów do przebywania we swojej obecności. Istnienie organu, który narusza suwerenność państwa i funkcjonuje na płaszczyźnie poza konstytucyjnej, a jego legitymacją jest kuratela i wojskowa obecność „wspólnoty międzynarodowej” jest przykładem demokratycznego despotyzmu i budzi skojarzenia z absolutyzmem oświeconym. Te wyjątkowo niekorzystne rozwiązanie łagodzone jest jednak faktem, że ową funkcję pełnią zazwyczaj „drugorzędni dyplomaci z trzeciorzędnych państw”, nie posiadający autorytetu i silnej osobowości [lista nazwisk i lektura ich biogramów aż nadto o tym świadczy - przyp. mój]. Sama konstytucja BiH jest bardzo zwięzłym, ograniczonym dokumentem, który pomija wiele zagadnień. Jednak najciekawsze rozwiązania pojawiają się w jej preambule. Generalnie w warstwie deklaratoryjnej powtarzane są tam frazesy o demokracji, pokoju i sprawiedliwości. Jednocześnie preambuła wprowadza wyjątkowo oryginalną instytucję. Bośnia nie jest państwem demokratycznym, w którym rządzi naród, naród polityczny, czyli wszyscy obywatele, wszyscy uprawnieni do głosowania, niezależnie kim są i jakie mają zamiary. Preambuła bośniackiej konstytucji wyznacza trzech suwerenów: narody bośniacki, serbski oraz chorwacki, które określa jako „narody konstytucyjne”. W myśl tego nie można mówić o istnieniu jakiekolwiek dobra wspólnego, powszechnego ani o jednym źródle władzy. Takie rozwiązanie odróżnia ustrój BiH od zbliżonych w pewnym stopniu do niego ustrojów: Szwajcarii, Belgii oraz Austrii, których konstytucje choć mówią o istnieniu odrębnych od siebie wspólnot, to określają suwerena jako jednolity naród polityczny. [...] Bośnia jest państwem etnokratycznym, gdzie rządzi „etnos”. Dominującą relacją jest państwo-wspólnoty. Źródłem władzy jest wola konkretnych narodów, a na poziomie Republiki Serbskiej i Federacji Bośni i Hercegowiny, (dwóch odrębnych od siebie entytetów (jednostek terytorialnych) tworzących Bośnię i Hercegowiną), wola odpowiednio Serbów oraz Bośniaków i Chorwatów. Pojedynczy obywatel jest degradowany na rzecz kolektywu, nie funkcjonuje jako pojedyncza jednostka, tylko jako część większej grupy. Nabycie pełni praw obywatelskich, na przykład związanych z biernym prawem wyborczym, możliwe jest tylko po jednoznacznej deklaracji przynależności do jednego z narodów konstytucyjnych. Bośnia nie jest państwem demokratycznym w rozumieniu liberalnej demokracji, której współcześni teoretycy nazywają ustrój Bośni „etnicznym autorytaryzmem”. Narodom konstytucyjnym przysługuje instytucja „narodu konstytucyjnego”, która został zdefiniowana przez Sąd Konstytucyjny jako kolektywne i indywidualne prawo jednostki do reprezentacji w instytucjach opartych na parytecie narodowościowym i proporcjonalności. [...]

Nie istnieje żadna instytucja, reprezentująca ogół obywateli. System polityczny opiera się na konsensusie. Jednak nie jest budowany pomiędzy partiami politycznymi, a między narodami. Utrudnia to przynajmniej w teorii, rozwój partiokracji i alienacji zawodowych polityków od tych których mieli reprezentować. Zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych widoczne było to, że partie miały charakter etniczny, a ich programy polityczne nie miały większego znaczenia. Być może odpowiedzią na to dlaczego zaistniał tak skomplikowany system polityczny, jest fakt, że Bośnia już od wczesnego średniowiecza była państwem (lub terytorium zależnym), o niezwykłym stopniu rozdrobnienia politycznego, a jej mieszkańcy prezentowali silne dążenie do autonomiczności i samodecydowania o sobie. Ważnym elementem utrwalającym ten stan było prawodawstwo Imperium Osmańskiego, które jeszcze przez niemalże cały XIX zachowało cechy prawa zwyczajowego, przednowoczesnego, kiedy to w Europie Zachodniej już dawno dokonała się jego kodyfikacja i ujednolicenie. Typowe dla Imperium Osmańskiego było także występowanie partykularności prawa pod względem podmiotowym – sądy religijne, każde dla osobnego wyznania, rozstrzygały spory z zakresu prawa cywilnego jak i karnego, dotyczące swoich wiernych. Podobnie konstytucje przedwojennej, „pierwszej” Jugosławii jak i „drugiej”, powojennej utrzymywały autonomię poszczególnych krajów i regionów autonomicznych. Ustrój komunistycznej Jugosławii, w przeciwieństwie do innych państw socjalistycznych pokazywał, że możliwa jest alternatywa wobec świata kapitalistycznego. Cechował się wieloma bardzo interesującymi instytucjami: były to nie tylko rozwinięte i działające samorządy terytorialne, ale także samorządy pracownicze, które między innymi posiadały czynne prawo wyborcze, jako odrębne od swoich członków podmioty. Kontynuacją tej tradycji stał się aktualny podział terytorialny Bośni. Są to dwa niemalże samodzielne entytety: Federacja Bośni i Hercegowiny, podzielona na 10 kantonów o wysokim stopniu autonomiczności (2 mieszane, 3 chorwackie oraz 5 bośniackich), Republika Serbska i dzielący ją na dwie części niezależny Dystrykt Brćko. Oba entytety posiadają własną konstytucję, prezydenta, premiera i jego rząd. Także kantony posiadają licznych urzędników, co skutkuje tym, że w Bośni i Hercegowinie urzęduje nawet stu premierów i ministrów. Problematyczną kwestią jest struktura Bośni, o której konstytucja milczy. Trudno uznać ją za federację, jeśli jeden z jej członów sam nosi nazwę federacji. Natomiast argumentem przeciwko konfederacji jest fakt, że pomimo dużej swobody obu entytetów, nawet w kwestii samodzielnej polityki zagranicznej, to jednak generalnie nie istnieją procedury, które pozwalałyby na opuszczenie konfederacji przez jeden z jej elementów. Entytety mogą nie tylko samodzielnie administrować swoim terytorium, ale także niezależnie od siebie i od władz państwa, prowadzić własną politykę zagraniczną.'' 

- wzmianka o milletach, czyli systemie dość szerokiej autonomii religijnej i etnicznej z czasów imperium tureckiego [ podobny zresztą istniał w dawnej Rzeczpospolitej ], jako modelu ustrojowym Bośni i Hercegowiny, godna uwagi i temat będzie jeszcze pokrótce omawiany. Przysłowiową kropkę nad ''i'' w tym względzie stawia autor bloga ''kawa i rakija'', jak sama nazwa wskazuje poświęconego głównie Bałkanom, opisując BiH jako ''najdziwniejsze państwo Europy'' [ a może i jej przyszłość...]:

''Kraj, o którym chcę pisać, jest tak dziwny, że właściwie nie wiadomo, od czego zacząć. Zacznijmy więc od podstaw. Zamieszkują go głównie trzy narody – Chorwaci, Serbowie i Boszniacy. Wszyscy oni są Słowianami, wszyscy wyglądają podobnie i mówią praktycznie tym samym językiem. Różni ich tylko religia. Chorwaci są katolikami, Serbowie wyznają prawosławie, a Boszniacy islam. Od 1991 roku nie udało się przeprowadzić spisu powszechnego (ponoć ma odbyć się w tym roku), ale wiadomo, że Boszniacy stanowią prawie połowę populacji (może nawet więcej), a Chorwaci mniej, niż 20%. Mimo to wszystkie decyzje muszą być podjęte za zgodą wszystkich nacji. Bowiem poza Izbą Reprezentantów, pochodzącą z wyborów powszechnych, istnieje jeszcze Izba Ludowa, w której skład wchodzi po 5 przedstawicieli każdej narodowości. Kworum w IL wynosi 9 osób, przy czym musi w nim być przynajmniej po 3 przedstawicieli każdego z narodów. Do tego, jeśli decyzja zostanie uznana za mającą duży wpływ na sytuację Serbów, Chorwatów czy Boszniaków, wtedy musi za nią głosować zarówno większość Izby, jak i każdej z grup narodowościowych. Prezydentów też jest trzech, po jednym z każdej narodowości, ich kadencja trwa cztery lata i w jej trakcie każdy z nich dwa razy przez okres ośmiu miesięcy pełni funkcję przewodniczącego. Nie ma pałacu prezydenckiego, bo pewnie nie dogadaliby się nawet w sprawie tego, kto ma dzisiaj ściszać telewizor. Nic dziwnego, że przeciętny Bośniak ma duży problem z podaniem nazwiska osoby, która jest głową jego państwa. Jak można się domyślić, w takiej sytuacji często miejsce ma pat decyzyjny. Wtedy na arenę wkracza instytucja najdziwniejsza – Wysoki Przedstawiciel dla Bośni i Hercegowiny. Prawie dwadzieścia lat od zakończenia wojny nadal ma on władzę właściwie dyktatorską. Odpowiada tylko przed ciałem międzynarodowym, może samodzielnie ogłaszać akty prawne, gdy narody tworzące BiH nie potrafią się dogadać. Do tego może odwołać każdego, wybieralnego lub nie, urzędnika lub polityka jeśli uzna, że ten nie działa na rzecz porozumienia między trzema narodami konstytutywnymi. Nawet niezależność sędziowska nie broni przed decyzjami Wysokiego Przedstawiciela, od których na dodatek nie ma możliwości odwołania. Tyle na temat suwerenności. [...] Równouprawnienie narodów skutkuje wieloma śmiesznymi sytuacjami. Języki serbski, chorwacki i bośniacki są właściwie identyczne. Jednak z powodu „równouprawnienia” na paczce papierosów ostrzeżenie, że „Palenie zabija” musi pojawić się trzy razy. O ile da się jeszcze wytłumaczyć zapis przy użyciu dwóch czcionek, o tyle wspomniane ostrzeżenia w chorwackim i bośniackim brzmią dokładnie tak samo. Stąd na paczce możemy zobaczyć taki napis:

Pušenje uzrokuje starenje kože.

Pušenje uzrokuje starenje kože.

Пушење узрокује старење коже.

– I w takim cirkusie musimy żyć – mówi mi Enver, kierowca, któremu ze śmiechem zwróciłem na to uwagę. Również firmy oferujące połączenia komórkowe są trzy. Jak się domyślacie – jedna dla Chorwatów, jedna dla Boszniaków, jedna dla Serbów. Ta ostatnia jest własnością rządu Republiki Serbii (tej ze stolicą w Belgradzie, dla tych, którzy już się zgubili). Każdy naród ma też własną pocztę, a linie kolejowe obsługiwane są przez dwie spółki – Željeznice FBiH oraz Željeznice RS. Na szczęście waluta jest wspólna, chociaż każdy, poza najwyższym, nominał pojawia się w dwóch wariantach – z twarzą bohatera serbskiego lub „federacyjnego”. Marka wymienialna była ściśle związana z marką niemiecką, a po jej zniknięciu z Euro. Kurs jest sztywny i wynosi 1€=1.95583BAM. [...] Mimo wszystkich działań na rzecz pojednania między narodami BiH,  do zgody bardzo daleko. Symbolem mogą być tablice rejestracyjne. Nie ma na nich nic, co mogłoby pomóc zidentyfikować miejsce ich wydania. Są to losowe ciągi liter i cyfr. Wszystko po to, by kierowca z Banja Luki jadący do Sarajewa albo mieszkaniec Tuzli załatwiający sprawy w Bijeljinie nie musiał się bać, że ktoś wypróbuje ostrość gwoździa na jego karoserii albo że policjant innej narodowości będzie szczególnie dokładny. Tak, Bośnia i Hercegowina to państwo jedyne w swoim rodzaju.''

- wszystkich ''słowianofilów'' zapraszamy więc tam, niech wytłumaczą Serbom, Chorwatom i Boszniakom, czyli bośniackim muzułmanom najoględniej zowiąc, że wszyscy są ''braćmi Słowianami''. Tyle że radzę im wcześniej nauczyć się biegle posługiwać ostrą bronią, a przynajmniej szybko biegać, bo inaczej grozi srogi łomot jak nie od tych to owych, a pewnie i co gorszego. Zresztą wciąż tlący się bośniacki konflikt może za niedługo rozwiązać się poniekąd sam, gdyż wszyscy młodzi wyjadą stamtąd na Zachód pozostawiając wymierających staruchów z ich swarami, bowiem drenaż siły roboczej i panująca tam bieda jest znacznie dotkliwsza niż u nas. Wszakże będzie to oznaczać jedynie przeniesienie sporu etniczno-religijnego i politycznego do innych krajów Europy, a nie jego zanik - pomnę czytałem z rok-dwa temu będzie historię z życia migracji pojugosłowiańskiej we Francji, gdzie cała rodzinka bośniackich muzułmanów, ojciec i matka wraz z towarzyszeniem krewnych ogolili głowę córce jedynie za to, iż ta zadała się z Serbem. Gdyby zaś samą BiH traktować jako ''beta-testową'' wersję NWO, wynika z tego po pierwsze, iż żadną miarą globalizm nie oznacza narodowej i rasowej urawniłowki, wręcz przeciwnie - mocny separatyzm w imię neoimperialnej zasady ''dziel i rządź''. Poza tym rzeczony rząd światowy to żadna tam hiperetatystyczna, totalitarna struktura jaką nas straszą, ale raczej przepis na totalny burdel, permanentny chaos decyzyjny celowo takowym utrzymywany, bowiem po co brać odpowiedzialność za jakichś ''dzikusów'' - niech się sami wyrzynają, gdy ''lepsiejsze towarzystwo'' będzie mogło dzięki temu byczyć się beztrosko, jak okazano to w filmie Jasmili Žbanić. Opisywaliśmy już proces alienacji władzy wraz ze skupianiem się jej w rękach globalistycznej oligarchii, paradoksalnie jeśli faktycznie powstanie ''rząd światowy'' przestanie on być obecny w życiu przeciętnego mieszkańca Ziemi, można wręcz rzec ''zaniknie'' całkiem. Będzie to więc raczej rodzajem ''miękkiego'', liberalnego autorytaryzmu mimo absurdalnego wręcz rozrostu administracji, programowo bezsilnym ''państwem-minimum'' czego nieszczęsna Bośnia widomym przykładem. W ogóle patrząc na to, co się tam dzieje czy też na wschodzie Ukrainy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oglądam naszą niedaleką całkiem przyszłość... Odpędźmy jednak takowe czarne myśli, powracając do zasadniczego wątku - autor bloga ''kawa i rakija'' z któregośmy przytoczyli przed chwilą spory fragment, nie ma racji pisząc, iż słowiańskie nacje Bośni różni ''tylko'' religia - podział nosi głębszy, cywilizacyjny wręcz charakter. Tak oto jego najświeższą genezę opisują autorzy i autorki pracy zbiorowej poświęconej ''ideom wędrownym'' [ cokolwiek to u Allaha znaczy ] na Bałkanach, w czasach nowożytnych aż do dziś [ str. 10-13 ]:

''Temat konserwatyzmu i jego pozytywnych i negatywnych stron w Bośni w sposób znaczący obecny jest również w tekstach pierwszego prezydenta niepodległej Bośni i Hercegowiny Alii Izetbegovicia (1925–2003). Relacji pomiędzy konserwatywną religijnością a postępem poświęcił cały rozdział w książce Islam između Istoka i Zapada (1980), a dwie dekady wcześniej pewne aspekty konserwatywnych porządków (ład, moralność, sprawiedliwość społeczna) wyłożył w manifeście polityczno-filozoficznym Islamska deklaracija (1970). Izetbegović zaprezentował w nim koncepcję rewolucji islamskiej (→ rewolucja, która ma polegać na przywróceniu konserwatywnych porządków i wartości typowych dla świata islamu. W Islam između Istoka i Zapada Izetbegović podjął krytykę Turcji jako państwa laickiego – „zepsutego” po rewolucji młodotureckiej i postępowych reformach Kemala Atatürka. Zdaniem Izetbegovicia „niebieskooki Turek” „zupełnie niepotrzebnie i błędnie wypowiedział wojnę konserwatywnym, tradycyjnym wartościom”, zmieniając wielką i potężną Turcję w pozbawiony tożsamości i charakteru „plagiat Europy” i „państwo trzecioplanowe”. Zamiast reform wymierzonych w konserwatywne, tradycyjne porządki, Izetbegović proponował muzułmańskie odrodzenie (islamski preporod), przewrót (prevrat) i przekształcenie (preobražaj), będące warunkiem koniecznym do zaprowadzenia „islamskiego porządku”. Nowoczesna tożsamość Boszniaków, która podwaliny zyskała w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku, opiera się z jednej strony na poczuciu historycznej ciągłości i więzi z terytorium Bośni (co obrazuje rezygnacja z wąskiego – bo ograniczającego się do kwestii wyznania – etnonimu Muzułmanie na rzecz szerszego, pozornie ponadwyznaniowego etnonimu Boszniacy) (→ religia), z drugiej natomiast – na stosunkowo nowym, choć „odświeżanym” przez cały XX wiek doświadczeniu martyrologicznym Boszniaków (→ idea szahadatu). Pewnym paradoksem jest, że podobnie jak na początku lat 90., również i dziś punkt odniesienia dla tożsamości Boszniaków stanowi islam. Przywiązanie do konserwatywnych, wyrastających z religii wartości, wzmocnione przez przeżycia wojenne, doświadczenie ludobójstwa, czystki etniczne, oblężenie kilku bośniackich miast, stały się dla Boszniaków źródłem dwóch kluczowych tożsamości: tożsamości ofiary wojennej (figurą są matki Srebrenicy opłakujące synów i mężów, którzy padli ofiarą serbskich czystek etnicznych) i tożsamości męczennika za wiarę (zgodnej z muzułmańską ideą szahadatu). Obie te tożsamości silnie zasadzają się na takich wartościach, jak trwanie, rozpamiętywanie, stała repetycja doświadczenia i konserwowanie dramatycznych wydarzeń w pamięci kulturowej. Taki stan rzeczy ma związek z wciąż radykalizującym się w Bośni islamem, który surowo osądza nie tylko wszelkie odważne obyczajowo zachowania jako niebezpieczne „nowinkarstwo” (novatarije), ale także coraz częściej za takie uważa zjawiska i zachowania do tej pory w Bośni akceptowane i niebudzące kontrowersji. Mowa tu przede wszystkim o tekstach wciąż podejmujących temat wydarzeń wojennych i konserwujących muzułmańsko-religijny aspekt tożsamości bośniackiej (w latach 90. na łamach muzułmańskich czasopism „Ljilijan” i „Muslimanski glas”, współcześnie zaś w dzienniku „Dnevni avaz” i w redagowanym przez Filipa Mursela Begovicia tygodniku „Stav”). Od momentu wybuchu wojny w BiH można zaobserwować stopniowy wzrost konserwatyzmu i radykalizację nastrojów społecznych, w skrajnej formie przybierającą postać zjawiska reislamizacji życia codziennego i praktyk religijnych Boszniaków, objawiającej się poprzez konserwatywne zachowania, które nigdy na taką skalę nie były w BiH obecne, jak przykrywanie przez kobiety głów, a nieraz także całego ciała, zakaz sprzedaży alkoholu i wieprzowiny w centrum Sarajewa, zwrot w stronę radykalnych nurtów islamu (np. wahabizm), nawiązanie szerokiej współpracy gospodarczej, kulturalnej i ekonomicznej z krajami, takimi jak Iran, Turcja czy Malezja, niechęć do wartości „zgniłego, laickiego Zachodu”, na przykład prawa mniejszości seksualnych, kwestie równouprawnienia kobiet, aborcja i inne „kontrowersyjne” z punktu widzenia islamu kwestie światopoglądowe. W ślad za myślą Izetbegovicia w pierwszych latach po zakończeniu wojny w Bośni i Hercegowinie Boszniacy przystąpili do przeprowadzania stopniowych zmian społeczno-obyczajowych, głos „ojca narodu” zrozumieli bowiem jako wezwanie do odrodzenia w „tradycyjnej wierze muzułmańskiej”, będącej, według Izetbegovicia, jedynym możliwym nośnikiem zmian we współczesnym świecie. Najszybciej można było zaobserwować zmieniający się charakter bośniackiej przestrzeni publicznej. W Federacji BiH w ciągu zaledwie kilku lat od podpisania traktatu pokojowego w Dayton wybudowano wiele nowych meczetów, głównie w stylu bliskowschodnim, mającym niewiele wspólnego z rdzennymi bośniackimi stylami architektonicznymi. Zmiany dokonały się także w nazwach ulic. Jednym z najbardziej skrajnych przykładów jest zmiana nazwy słynnego sarajewskiego deptaku noszącego imię Vasy Miskina (bohatera narodowego, jugosłowiańskiego partyzanta i polityka zaangażowanego w budowę nowego socjalistycznego porządku) na budzącą muzułmańsko-orientalne konotacje nazwę „Ferhadija”, kojarzoną z usytuowanym w pobliżu meczetem ufundowanym w 1561 roku przez Ferhad-beja Vukovicia-Desisalicia. Potrzeba publicznego manifestowania tożsamości, w tym przypadku religijnej, i czynienia z niej znaku szczególnego, stała się zjawiskiem powszechnym. Bośniaccy muzułmanie chętniej dziś utożsamiają się ze swoimi braćmi w wierze, przede wszystkim z Turkami, ale także z Arabami i innymi przedstawicielami ummy – muzułmańskiej wspólnoty – niż z sąsiednimi narodami, z którymi dzielą język, historię i przestrzeń geograficzną. Zjawiska dające się zaobserwować w BiH od lat 90. określane są przez lewicowych polityków i publicystów mianem (re)islamizacji lub kalifatyzacji kraju (Enver Kazaz, Marko Vešović, Dubravko Lovrenović). [...] Znamienny wydaje się więc fakt, że w Bośni, jedynym kraju postjugosłowiańskim, nie zorganizowano jeszcze Marszu Równości (pierwszy, który miał się odbyć w 2008 roku, został odwołany z powodu krwawych zamieszek w Sarajewie sprowokowanych przez muzułmańskich radykałów z ruchu wahabickiego).''

- w świetle powyższego jasnym staje się, że Boszniacy są unikalnym we współczesnej ''zlaicyzowanej'' Europie przykładem narodu opartego o kryterium religijno-cywilizacyjne, a nie etno-rasowe. A jakby tego było mało, za powstanie tego dziwu jakim z pozoru jest nacja bośniackich muzułmanów, odpowiada komunistyczna Jugosławia, konkretnie zaś jej ''czerwony fuhrer'' Josip Bros Tito. Tak oto genezę ''bošnjactva'' kreśli w znakomitym, poświęconym zagadnieniu studium Dariusz Wybranowski, specjalista od bałkańskich zawiłości etniczno-politycznych i wyznaniowych, z którego to przytoczę obszerne fragmenty nie mając litości dla cierpliwości czytelnika tegoż bloga:

''Na Bałkanach praktyką wprowadzoną przez rządy Osmanów był podział na klasę panującą: rodowitych Turków – osmanlisów (często byli nimi sipahiowie, deli i silah-darowie zobowiązani do konnej służby w armii sułtańskiej). Oprócz tego janczarowie i żołnierze innych formacji piechoty, tj. azabowie, sejmeni, itp. oraz przedstawiciele administracji). W przypadku Bośni kluczową rolę odgrywali tzw. begowie – słowiańscy zislamizowani możni. Nosili oni często imiona tureckie lub pochodzenia arabskiego z zeslawizowaną formą nazwiska lub przydomku (np. Isa – Beg Ishaković, Smail – Aga Čengić). Dla nich przejście na islam było niekiedy jedynym sposobem na przetrwanie i zachowanie dawnej pozycji społecznej i majątkowej lub zrobienie kariery w armii lub w administracji sułtańskiej. Begowie bośniaccy, często zasilający jazdę osmańską oraz inne tureckie formacje zbrojne rozlokowane na obszarze Bośni, niejednokrotnie brali udział w wojnach toczonych przez zaborcze Imperium Osmańskie, a część z nich uzyskała najwyższe zaszczyty i godności w państwie. Natomiast niemuzułmanie byli potocznie określani przez Turków jako raya – stado, trzoda, czy bydło i z reguły przypadał im bardzo niski status społeczny, a co za tym idzie, częsta pogarda i wyzysk, stąd też niekiedy decyzja niektórych o przejściu na islam. Koegzystencja religijna i społeczna islamu oraz chrześcijaństwa, a także Żydów, w praktyce tworzyła praktykę współistnienia (zwaną z tureckiego komşuluk), wzmacnianą więzami sąsiedzkimi i czasem przyjacielskimi, czy nawet małżeństwami mieszanymi. Jednak jak wskazał znany pisarz – laureat Nagrody Nobla (1961) Ivo Andrić i współczesna badaczka Mirjana Kasapović, mimo wzajemnych kontaktów, społeczności muzułmańska, chrześcijańska i żydowska, żyły nie razem ze sobą, lecz obok siebie. Sprzyjały temu także tworzone w miastach etniczne i wyznaniowe dzielnice, zwane mahala. Sprawa koegzystencji systemu osmańskiego z niemuzułmanami jest jednak nieco bardziej złożona. Generalnie Turcy nie ingerowali zbyt głęboko w sprawy wspólnot wyznaniowych, tzw. milletów, jednakże pod warunkiem ścisłego wypełniania przez ich członków powinności wobec państwa, zwłaszcza w kwestii poboru do janczarów (devşirme) i licznych obciążeń podatkowych (dżizje, wspomniany haradż i tzw. podatek od świń – bid’at –i hanazir, czy podatek bożonarodzeniowy – resm– i Bojik). Nie zmienia to jednak faktu, że przytłaczająca większość chrześcijan traktowała władzę Osmanów jako dotkliwe jarzmo i zalegalizowany wyzysk, a z perspektywy czasu rządy Turcji na Bałkanach cofnęły ten region cywilizacyjnie w stosunku do Zachodu w sposób bardzo widoczny. [...] Podbój znaczącej części Królestwa Węgier przez Osmanów dokonany w pierwszej połowie XVI w. umożliwił dokonywanie przez sułtanów obszernych i dochodowych nadań ziemskich, zwłaszcza dla sipahiów i różnych dostojników osmańskich. To właśnie ziemie węgierskie i ich bogactwo, a także przesunięcie granic kosztem Habsburgów sprawiły, że były one traktowane przez Turków jako nagroda i możliwość awansu, natomiast obszar Bośni i Hercegowiny zaczął być traktowany jako ubogie i mało urodzajne peryferia Imperium. Utrata przez Osmanów większości Węgier w wyniku wojen z Habsburgami u schyłku XVII w. i po traktacie w Karłowicach (serbskie Sremski Karlovci, 1699 r.) była dla Turków dotkliwym ciosem, tym bardziej że ubogie ziemie Bośni nie mogły dostarczyć ocalałym bejom i agom wysokiego statusu materialnego i prestiżu.  Postępująca od pierwszej połowy XVIII w. pauperyzacja i powtórnie kresowe położenie kraju sprawiły, że mieszkańcy Bośni dla reszty Imperium Osmańskiego i części Turków stawali się kimś odrębnym, tak naprawdę mało atrakcyjnymi kulturowo i cywilizacyjnie prowincjuszami, co zresztą trafnie ujął wybitny pisarz jugosłowiański pochodzący z Bośni – Meša Selimović:

„...istnieje tak zacofany wilajet, że trudno to sobie wprost wyobrazić. Tuż obok tego blasku i przepychu [Stambułu], który spływa z całego imperium wasi bracia żyją jak żebracy. A my [Bośniacy] jesteśmy niczyi, zawsze na jakimś pograniczu, zawsze obiektem przetargu. Cóż więc dziwnego, ze jesteśmy biedni? Od wieków szukamy się i poznajemy, wkrótce nawet nie będziemy wiedzieli kim jesteśmy, zapominamy już, że czegoś chcemy, inni zaszczycają nas pozwalając kroczyć pod swoimi sztandarami, bo własnego nie mamy (...) zatracamy swe oblicze, a cudzego przyjąć nie możemy, oderwani a nie przyjęci, obcy dla każdego, i dla tych, z którymi jesteśmy spokrewnieni [Słowian] i dla tych, którzy nas do rodziny przyjąć nie chcą (Osmanów). Żyjemy na pograniczu światów, na pograniczu narodów, każdemu pod ręką, zawsze coś komuś winni. O nas rozbijają się fale historii jak o stromą skałę”.''

- jakże to brzmi znajomo dla ucha Polaka... Idźmy dalej: 

''Terytorium Bośni i Hercegowiny zostało przejęte przez Austro-Węgry od Turcji w wyniku postanowień kongresu obradującego w Berlinie (czerwiec-lipiec 1878 r.) na zasadzie czasowej okupacji, którą zastąpiono potem formalną aneksją w latach 1908- 1909, prowadzącą przejściowo do znacznego pogorszenia stosunków z Rosją i realnej perspektywy konfliktu zbrojnego. Pierwsze symptomy odrębności regional-nej i kształtowania się bośniackiej tożsamości stały się szczególnie widoczne po tym roku. Administracja okupacyjna dostrzegła w muzułmańskich w większości Bośniakach swego rodzaju przeciwwagę wobec licznie zamieszkałych tam Serbów i idei tzw. jugoslawizmu, czy iliryzmu. Wspólną ideę „bošnjactva” próbował stworzyć dla wszystkich mieszkańców okupowanego terytorium węgierski namiestnik z Wiednia, baron Benjamin Kállay (1882-1903), wybitny znawca problematyki Bałkanów, jednak jego zamiaru nigdy się nie udało zrealizować. W istocie Bośniacy byli w absolutnej większości zislamizowanymi Serbami lub na obszarze historycznej Hercegowiny Chorwatami, którzy wieki temu, z różnych powodów stali się muzułmanami. Ani Chorwaci, ani Serbowie jako narody historyczne nie traktowali ziem Bośni jako istniejącej od dawna odrębnej państwowości, czy Bośniaków jako osobnego narodu o utrwalonej metryce. Można powiedzieć, że pojęcie „Bośniaka” w XIX i przez znaczną część XX w. miało bardziej charakter regionalny, niż typowy dla odrębności etnicznej. Jednakże wielowiekowa odrębność bazująca na cywilizacji muzułmańskiej stworzyła różnice kulturowe i obyczajowe względem chrześcijańskich sąsiadów. [...] W świadomości serbskiej czy chorwackiej trwale zakorzeniło się przeświadczenie, że obszar, który arbitralnie wyznaczyli kosztem Turcji przedstawiciele mocarstw w Berlinie, to także relikt obecności tureckiej na ziemiach „za Sawą i nad Driną” odebrany wieki temu przez najeźdźców osmańskich prawowitym włodarzom – Słowianom. Istniejąca granica, którą wyznaczyły na przestrzeni XV-XVI w. na linii Sawy i w Dalmacji zdobycze osmańskie czy utworzone tam elajety i paszałyki była zatem traktowana jako stworzona przez Turków kosztem historycznych ziem serbskich i chorwackich i de facto zupełnie sztuczna.  [...] Po utworzeniu w grudniu 1918 r. Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (Kraljevina Srba, Hrvata i Slovenaca KraljevinaSHS) teren Bośni i Hercegowiny wszedł w jego skład, choć nie odbyło się to bezproblemowo, mimo obecności w Komitecie Jugosłowiańskim wywodzących się z niej grupy polityków, m.in. Halida-Bega Hrasnicy, dr. Milana Šrškicia, Mustafy Džemalu-dina efendi Čauševicia i Mehmeda Spaho. Chrześcijańscy w większości Serbowie i Chorwaci traktowali tamtejszych muzułmanów (podobnie jak i tych z Sandżaku, Kosowa i Macedonii) niekiedy jako „renegatów”, „tych, którzy zdradzili własną wiarę”, „poturczeńców gorszych od Turków”, czy nawet „Turków”, bądź jeden z reliktów stosunkowo niedawnej jeszcze, traktowanej jako „jarzmo osmańskie”, władzy sułtańskiej. Model powstałego państwa „Południowych Słowian” zakładał, że tworzą je zasadniczo tylko trzy narody historyczne: Serbowie, Chorwaci i Słoweńcy. Stąd mieszkańcy Bośni nie byli traktowani jako odrębny byt narodowy, a tamtejsi muzułmanie byli postrzegani jedynie jako „odrębna grupa wyznaniowa” i „zislamizowani Słowianie”. Integrację ludności na wielu obszarach nowo powstałego państwa utrudniał też fakt, że w stosunkowo niedalekiej przeszłości muzułmanie byli jako „osmanlisowie”, czy „begowie” klasą rządzącą, tak w czasach tureckich, jak i w okresie zwierzchności monarchii Habsburgów, podczas gdy reszta była w swej masie ową rayą [ czyli poddanym eksploatacji muzułmanów ''chrześcijańskim bydłem'' - przyp. mój ]. Szczególnie Serbowie w swym kraju traktowali wyznawców islamu, a zwłaszcza ludność turecką i albańską jako społeczność z gruntu „antyserbską”. Należąc do klasy rządzącej w czasach Imperium Osmańskiego, żyli oni w pewnym przeświadczeniu swojej wyższości, potwierdzonym przez władze Austro-Węgier, które, jak już zostało powiedziane, widziały w muzułmanach sojusznika w swojej antyserbskiej polityce. [...] 

Warto zaznaczyć, że w latach 20. i 30. XX w. wyznawcy islamu z Bośni deklarowali w absolutnej większości narodowość chorwacką lub serbską, czego przykładem była m.in. sama rodzina Spaho czy posłowie do Skupštiny z ramienia JMO. Sytuacja muzułmanów jugosłowiańskich, czy szczególnie bośniackich nie pozostawała bez wpływu na to, jakie przemiany przechodził wówczas świat islamu i niektóre jego kraje. Zasadniczym problemem była recepcja nowoczesności i wzorców europejskich, co niekiedy wiązało się także z przenikaniem idei sekularyzacji (szczególnie w Turcji za rządów Kemala Atatürka). Odpowiedzią były idee i prądy religijne zakładające „powrót do źródeł”, tj. pierwotnego ducha i litery Koranu oraz szarijatu jako „prawa boskiego”, traktujące inne, oparte na wartościach świeckich i demokra-tycznych jako omylne. Istotnym czynnikiem stało się utworzenie w Egipcie organiza-cji „Bracia Muzułmanie” (1928 r.) założonej przez Hassana al-Bannę, mającej profil typowo radykalny. Bracia wzywali do utworzenia w prozachodnim (i dość nowoczesnym na tle innych krajów muzułmańskich) Egipcie opartego na prawie koranicznym państwa o charakterze wyznaniowym. W tym samym 1928 r. w Bośni powstała organizacja Młodzi Muzułmanie (Mladi Muslimani), dla której egipscy „Bracia” stali się istotnym wzorcem ideowym. Od 1939/1941 r. (w zależności od autorów) jej członkiem, obok m.in. Omera Behmena i Tevfika Velagicia, stał się młody Alija Izetbegović (1925-2003), przyszły pierwszy prezydent niepodległej Bośni i Hercegowiny. Urodził się on w mieście Bosanski Šamac na północy kraju. W 1927 r. jego ojciec (także imieniem Alija) z całą rodziną przeniósł się do Sarajewa i z tym miastem dalsze losy Izetbegovicia juniora związały się niemal na zawsze. Rodzina Izetbegoviciów to prawdopodobnie z czasem zeslawizowani potomkowie Osmanów, albo co bardziej prawdopodobne zislamizowani Serbowie, tzw. poturczeńcy, którzy początkowo zamieszkiwali w Belgradzie. Nazwisko nawiązuje wyraźnie do Izet-Bega tj. wojskowego urzędnika osmańskiego o tym imieniu, jakich w Imperium było wielu. Po 1867 r. i ostatecznej likwidacji osmańskiego garnizonu w mieście i w innych twierdzach naddunajskich, co było kolejnym ważnym krokiem do pełnej niepodległości Księstwa Serbii, widoczna była niechęć Serbów do muzułmanów jako przedstawicieli grupy panującej, będącej przez wieki symbolem ucisku i obecności władzy sułtańskiej. Po 1868 r. rodzina Izetbegoviciów „została zmuszona” do opuszczenia miasta i osiedliła się we wspomnianym wyżej Bosanskim Šamacu, gdzie dziadek Aliji pełnił urząd burmistrza. [...] W kwietniu 1941 r. agresja III Rzeszy i jej sojuszników dopełniła końca istnienia Królestwa Jugosławii. Dokonany rozbiór kraju wyłonił Niezależne Państwo Chorwackie (Nezavisna Država Hrvatska NDH) o charakterze typowo totalitarnym, opartym na rządach Ante Pavelicia jako przywódcy ruchu ustaszy – faszystów chorwackich. Do połowy 1943 r. obszar Chorwacji, formalnie niezależnej, był w istocie kondominium Niemiec i Włoch. Od lipca–września tj. po kapitulacji Włochów, kontrolę polityczną przejęli tam Niemcy. W 1941 r. rządzący Chorwacją ustasze zrealizowali jeden ze swoich głównych postulatów politycznych, tj. unifikację ziem zamieszkanych przez Chorwatów i „historycznej Chorwacji”, w tym także obszar Bośni i Hercegowiny, który włączyli w całości do NDH. Przyłączenie Bośni wraz z jej bardzo liczną ludnością muzułmańską stworzyło podstawy trudnego w praktyce aliansu politycznego między Chorwatami jako katolikami a bośniackimi wyznawcami islamu. Było to możliwe m.in. dzięki zadeklarowanej przez kierownicze koła muzułmańskie „chorwackiej tożsamości”, pozwalającej niektórym z wyznawców islamu zająć istotne stanowiska partyjne i administracyjne. Ponadto uzyskali oni swobodę praktyk religijnych, zezwolenie na budowę meczetów (m.in. w Zagrzebiu) i prawo noszenia fezów (oficerowie czerwone, zwykli żołnierze zielone) w powstających formacjach zbrojnych. Uznanie za „muzułmańskich Chorwatów” i uzasadnienie ideologiczne było także możliwe dzięki wcześniejszej tezie Ante Starčevicia (1823-1896), wybitnego chorwackiego polityka, pisarza i publicysty oraz teoretyka ruchu narodowego, który pisał o bośniackich wyznawcach islamu jako „samym kwiecie chorwackości”, czy wypowiedziach niektórych znanych działaczy polityczno-religijnych z samej Bośni. Czynnikiem łączącym obie grupy stała się też wrogość do Serbów i negatywna ocena ich roli w czasach królewskich, a także polityczne ambicje elit ustaszowskich budowy „aryjskiego słowiańskiego państwa Chorwatów”. Nie było bowiem w NDH miejsca nie tylko dla komunistów jako sojuszników Stalina, ale przede wszystkim dla Żydów, Cyganów i Serbów, których los okazał się w większości tragiczny (jego symbolem stał się chorwacki odpowiednik Auschwitz – Jasenovac i inne obozy czy miejsca kaźni). Znacznie bardziej od Bośniaków, Chorwaci z różnych względów nienawidzili Serbów, których i tamci po 1918 r. (a zwłaszcza po 1928 r.) również często darzyli nieskrywaną wrogością. [...]

Okrucieństwo faszystów chorwackich i ich muzułmańskich sojuszników było powodem odwetowych akcji czetników generała Dragoljuba -”Dražy” Mihailovicia i w nieunikniony sposób nakręcało dalszą spiralę wzajemnej nienawiści i wrogości, bo Serbowie zaczęli dokonywać w rewanżu pacyfikacji wsi i miejscowości zamieszkanych przez Bośniaków i Chorwatów. Powodowało to jeszcze bardziej krwawą i okrutną jugosłowiańską „wojnę w wojnie” z lat 1941-1945. Bośniaccy muzułmanie często byli traktowani przez Serbów jako integralna część reżimu Pavelicia i „Turcy-ustasze”. Wzajemna nienawiść i wytworzone negatywne stereotypy czy chęć zemsty za zamordowanych bliskich przetrwały potem dziesiątki lat w pamięci rodzinnej i odżyły w latach 90. XX w., gdy znów „czetnicy”, „ustasze” i „Turcy” starli się w walce. Jednym z elementów wysiłku zbrojnego NDH i Chorwatów oraz obecności tam muzułmanów były formacje wojskowe stworzone przy pomocy Niemców, natomiast główną rolę w sformowaniu kolejnej jednostki – Pułku Zmotoryzowanego, znanego też jako Legion Chorwacki odegrali Włosi. Najistotniejszą inicjatywą okazała się 13. Dywizja Górska Waffen-SS „Handžar” (lub niem. Handschar), której formowanie rozpoczęto w 1943 r. Jednostka ta liczyła ponad 20 tys. żołnierzy, w tym 3 tys. Chorwatów. Dowodzili nią Oberführer-SS, Herbert v. Obwurzer, Gruppenführer Karl-Gustav v. Sauberzweig i Brigadeführer Desiderius Hampel. Żołnierze nosili na patkach kołnierzy oprócz runów „sig” także symbol bułata krzywej szabli, a na rękawach tarcze chorwackie z szachownicą. Ta formacja SS, zgodnie ze swym muzułmańskim charakterem posiadała specjalne przepisy żywieniowe, tj. zakaz spożywania wieprzowiny i picia alkoholu, a oprócz tego bardzo istotną rolę odgrywali imamowie prowadzący modlitwy i sprawujący opiekę duchową. Hitler w przeciwieństwie do H. Himmlera, początkowo był przeciwny formowaniu tej „wyznaniowej” jednostki Waffen-SS. Jedynym argumentem, który go częściowo przekonał, była sprawa niezbędnych dostaw zboża do Niemiec z terenu chorwackiego Srijemu i wzmocnienie 7. Dywizji SS „Prinz Eugen”, która tam była rozlokowana do obrony owego terytorium, natomiast obawiał się pogorszenia relacji z rządem A. Pavelicia. Chorwaci bowiem i sam Pavelić uważali, że utworzenie jednostki bośniackiej może być wstępem do utraty kontroli nad Bośnią. Stąd Dywizja „Handschar” miała posiadać charakter mieszany, chorwacko-muzułmański, a nie tylko „muzułmański”. Sytuacja „Osi” na froncie wschodnim i w Afryce Północnej zaczęła się w tym czasie bardzo pogarszać, poza tym wielu muzułmanów zaczęło traktować sojusz z katolickimi Chorwatami jako coś „sztucznego” i „nienaturalnego”. Muzułmanie, a zwłaszcza Muhamed Pandža i tzw. Komitet Ludowy w latach 1942-1943 zaczęli domagać się, także w rozmowach z kierowniczymi kręgami NSDAPi III Rzeszy, szerokiej autonomii, wydzielenia obszaru Bośni jako osobnej „županiji” i prawa do własnych formacji wojskowych. Chodziło zwłaszcza o Gwardię Bośniacką dowodzoną przez majora Muhameda Hadžiefendicia. Efektem tych starań stała się m.in. wspomniana wyżej Dywizja „Handžar”/”Handschar”. O ile Niemcy nie widzieli w ogóle miejsca na jakąś quasi-niezależną Bośnię, o tyle dotkliwe straty w ludziach poniesione na frontach (szczególnie wschodnim) sprawiły, że pomysł mobilizacji chorwacko-muzułmańskich jednostek walczących u ich boku przyjęli z zainteresowaniem. Hitler generalnie gardził Słowianami i nie lubił ich, jednak wysocy funkcjonariusze nazistowscy, w tym Reichsführer SS Heinrich Himmler, zaczęli dostrzegać ich przydatność. Pojawiły się także próby ideologicznego uzasadnienia „rasowych” związków Chorwatów i Bośniaków z Germanami. Ponadto reżim nazistowski, który niechętnie widział odniesienia typowo wyznaniowe w swej polityce, dostrzegł wyraźną wrogość muzułmanów do Żydów, niechęć do Francuzów i Brytyjczyków, czy ideę dżihadu, a w kontekście bałkańskim nienawiść do Serbów. Z tych względów powstające bałkańskie dywizje Waffen-SS (13. Dywizja „Handžar” i 23. Dywizja Górska „Kama”, także albańska 21. Dywizja Górska „Skanderbeg”) uzyskały zezwolenia na praktykowanie religii i na specjalne przepisy żywieniowe. Jednak rozwój sytuacji w okupowanej Europie, kolejne klęski na frontach poniesione przez III Rzeszę w latach 1943-1944, a także wzrost pozycji i siły Josipa Broz Tito, którego armia urosła do stanu kilkudziesięciu dywizji kontrolujących znaczne obszary kraju, działalność formacji antykomunistycznych (zwłaszcza czetnicy generała Mihailovicia) sprawiły, że widmo klęski nie tylko Niemiec, ale ich aliantów, w tym Chorwatów i sprzymierzonych z nimi muzułmanów bośniackich stawało się bardzo bliskie i realne. Mimo znaczącego wsparcia wyznawców islamu dla reżimu z Zagrzebia, orientacje polityczne tej części mieszkańców Bośni były złożone, niektórzy poparli także rząd królewski na emigracji, a część obóz komunistyczny Josipa Broz Tito. [...]''

- D. Wybranowski wspomina w przypisie o ''udziale młodego Aliji Izetbegovicia w milicji muzułmańskiej Muhameda Pandžy, czy w rekrutacji do „Handžaru”'', czyli dywizji SS złożonej głównie z bośniackich muzułmanów. Po czym przechodzi do kreślenia kluczowego tu okresu Jugosławii komunistycznej pod rządami Tity, formatywnego o ironio dla współczesnej Bośni. Pomijamy opis krwawej rozprawy z ustaszami jak i czetnikami po wojnie, bo rzecz dość znana i wielokrotnie opisana w literaturze historycznej, sięgamy zaś do genezy muzułmańskiej nacji Boszniaków, w ich nowożytnej formie tworu bałkańskich ''narodowych komunistów'':

''W pierwszych latach istnienia komunistycznej Jugosławii istotne było uregulowanie statusu prawnego wyznawców islamu i dalszego funkcjonowania ich instytucji. Na rozpoczętym 26 sierpnia 1947 r. w Sarajewie posiedzeniu Rady Najwyższej IVZ – Rijasetu dokonano wyboru pierwszego powojennego reisa ul-ulemy, Ibrahima efendiego Fejicia (1947-1957). Powołano też lokalne struktury – rady (džematy), zgromadzenia (sabory) i rady starszych (starješinstva). Rijasetovi podlegał nie tylko obszar Bośni i Hercegowiny, lecz także Chorwacji i Słowenii. [...] Lata 1946-1952 były dla wyznawców islamu w Jugosławii (w tym i bośniackich) szczególnie trudne. Komunistyczna koncepcja państwa zakładająca wzorem sowieckim odgórnie wprowadzany ateizm czy obojętność religijną, zwaną eufemistycznie „światopoglądem materialistycznym” czy „laickim”, próbowała dokonać daleko idącej uniformizacji społeczeństwa, a wartości religijne islamu, czy zakorzeniona od wieków w Bośni cywilizacja muzułmańska i związane z nią wartości wyznawane przez Bośniaków były w tym jedynie przeszkodą. Do połowy lat 50. XX w. rządzący system zakazywał funkcjonowania sądów szarijackich, zlikwidował wszystkie niekomunistyczne partie i ugrupowania polityczne (w tym i Młodych Muzułmanów) czy znane Towarzystwo Kulturalne „Preporod”, których działalność na wiele lat uległa istotnemu osłabieniu, rozwiązał też istniejące redakcje gazet, a zwłaszcza popularną „El-Hidaje”, bractwa religijne i klasztory derwiszów (tekke, serb. tekija). W 1950 r. weszła w życie ustawa zakazująca noszenia tradycyjnych ubiorów muzułmańskich – mężczyznom charakterystycznych czerwonych fezów i innych nakryć głowy, kobietom zasłon twarzy (feredžy, nikabu), noszenia burek i szarawarów. Wszyscy od tej pory mieli nie odróżniać się odzieżą od innych mieszkańców kraju i nosić ubrania typowo europejskie, czy takie, które nie manifestowały w sposób widoczny przynależności do islamu, choć trzeba było czasu, aby ta mało popularna decyzja zaczęła przynosić widoczne efekty. Czasy istnienia titowskiej Jugosławii upowszechniły też wśród wielu muzułmanów obojętność religijną (bardzo istotny wpływ na to miała zasadnicza służba wojskowa), która przejawiała się stosunkowo niską frekwencją w meczetach i nikłym udziałem w praktykach religijnych. Zwiększyło się spożycie alkoholu czy jedzenie zakazanych przez religijne prawo i obyczaje potraw z wieprzowiny. Jugosłowiańscy wyznawcy islamu bardzo długo uchodzili za ludzi dobrze wykształconych, stanowili też elitę w kadrach instytucji muzułmańskich na świecie, z drugiej jednak strony czasy trwania państwa Josipa Broz Tito forsującego ideę „świeckości państwa”, długoletnia indoktrynacja ideologiczna i inne czynniki sprawiły, że w momencie uzyskiwania niepodległości w latach 1991-1992, muzułmańskie społeczeństwo Bośni było jednym z najbardziej zlaicyzowanych, np. frekwencja wiernych w meczetach uchodziła za jedną z najniższych. Jeszcze u schyłku lat 70. ub. wieku wskazywano, że: 

Muzułmanie są wprawdzie odrębną wspólnotą ukształtowaną jednak nie na bazie religii, lecz więzów społecznych, które ta wytworzyła. Także (...) do rzadkości należą ludzie chodzący do meczetów i są to głównie ludzie starzy, a muzułmańska młodzież jest przeważnie obojętna religijnie, co jednak nie przeszkadza jej w identyfikacji ze swoją grupą, ostro odgraniczoną tradycjami, obyczajami, mentalnością, mitologią plemienną od Serbów i Chorwatów.

Trzeba jednak stwierdzić wyraźnie, że powrót do praktyk religijnych i zaistniała „reislamizacja” czy „radykalizm religijny” u części Bośniaków nie nastąpiły nagle. Absolutnie nie można też twierdzić, że wyłącznym czynnikiem powodującym ich pojawienie się była wojna lat 1992-1995 i poczucie zagrożenia. Był to raczej wieloletni proces, dosyć skomplikowany i mający różne etapy. Stopniowa, częściowo wymuszona liberalizacja tamtejszej odmiany systemu komunistycznego i kontakty Jugosławii ze światem muzułmańskim od schyłku lat 50. i początku lat 60. XX w. były możliwe szczególnie dzięki utworzonemu w 1955 r. w Bandungu Ruchowi Państw Niezaangażowanych (i rolę w nim samego Tito oraz państw islamskich ). Także powolne, lecz widoczne „otwarcie na Zachód” sprawiło, że dawne brutalne i siłowe, czy narzucane administracyjnie metody „świeckiego państwa” uległy złagodzeniu i zmusiły władze do prowadzenia polityki bardziej subtelnymi sposobami. Znów jednak możliwe było oficjalnie praktykowanie religii, odbudowa i budowa nowych meczetów (džamij), kształcenie teologów i studiowanie Koranu. Jednym z efektów ubocznych była także stopniowa reaktywacja działalności Młodych Muzułmanów, którzy w sposób konspiracyjny, czy korzystając z możliwości wymiany młodzieży bądź prawa wyznawców islamu do pielgrzymki do Mekki, zyskali kontakty ze środowiskami muzułmańskimi poza krajem i dzięki temu coraz bardziej widoczne wsparcie ideowe i materialne, mniej lub bardziej legalny kolportaż Koranu i literatury religijnej. Dla ludzi takich jak Alija Izetbegović i inni Młodzi Muzułmanie, czy też tych, którzy pozostali w kręgu tradycyjnych wartości i wyznawanej religii, wzorcem ideowym i być może także osobowym stał się z czasem jeden z głównych ideologów Braci Muzułmanów – Sajjid Kutb (1906-1966). Kutb zakładał budowę republiki islamskiej w Egipcie, w swych publikacjach nawoływał do rewolucji islamskiej na świecie i tego, by każdy pobożny muzułmanin stał się „żołnierzem dżihadu”. Wykluczał możliwości „koegzystencji systemów islamskich z nieislamskimi”. [...] Pewną rolę w stopniowym zwiększaniu znaczenia Bośni i Hercegowiny oraz tamtejszego aparatu partyjnego odgrywali niektórzy wywodzący się stamtąd działacze, jak Džemal Bijedić (1917-1977), czy klan Pozderaców, w którym znaczącą funkcję jako „narodowy komunista” pełnił Hamdija Pozderac. Istotny był także rozwój przemysłu, szczególnie zbrojeniowego i lokowanie tam pokaźnych sił armii. Prawne i formalne przygotowania do powstania „nowego narodu Jugosławii” trwały przynajmniej od schyłku lat 50. XX w. Pierwsze symptomy zmiany polityki państwa wobec wyznawców islamu i przygotowywanej dla nich „odrębności narodowej” zaczęły być widoczne w latach 1959-1963. O problemie wspomniał Tito na II plenum Związku Komunistów Jugosławii w listopadzie 1959 r. oraz na VI Kongresie Młodzieży Jugosławii w styczniu 1961 r.Muzułmanie” pisani z dużej litery (Muslimani) jako osobny pełnoprawny naród zostali wymienieni obok Serbów i Chorwatów w konstytucji Socjalistycznej Republiki Bośni i Hercegowiny z 10 kwietnia 1963 r., co zostało potem powtórzone w nowelizacji z 1969 r. Jednak wcześniej postulaty a następnie przyznanie muzułmanom bośniackim statusu „narodu konstytucyjnego”  były w środowiskach partyjnych przyjmowane dosyć niechętnie. Ton krytyczny był widoczny m.in. podczas obrad VI plenum KC ZKJ Bośni i Hercegowiny w marcu 1963 r., podobnie problem ten został potraktowany na IV Kongresie tej filii partii w 1965 r., a profesor Muhamed Filipović został wydalony z partii w 1967 r. za tezy o istnieniu „narodu Muzułmanów” (Muslimani). W drugiej połowie lat 60. bardzo istotnym – jak się później okazało – wydarzeniem dla jugosłowiańskich muzułmanów, szczególnie tych z Bośni i Hercegowiny, była decyzja prezydenta Tito i KC Związku Komunistów Jugosławii z 1968 r. o oficjalnym utworzeniu kolejnego narodu – „Muzułmanów” (przez duże M), za których uznano tylko mieszkańców Bośni i Hercegowiny i Bośniaków-wyznawców islamu z serbskiego Sandżaku (d. Novopazarskiego). Pojęcie to nie odnosiło się natomiast do jugosłowiańskich Turków, muzułmańskich Albańczyków w Kosowie i Metohiji, czy wyznawców islamu z Macedonii i przedstawicieli tej mniejszości religijnej w Czarnogórze, co tworzyło swoisty paradoks. Przeciwni decyzji Tito i KC byli m.in. Franjo Tudjman, Vojislav Šešelj, czy nawet sami Bośniacy, jak m.in. prof. Esad Cimić z uniwersytetu w Sarajewie. Oficjalne uznanie Muzułmanów odbyło się w lutym 1968 r. podczas posiedzenia KC ZKJ Bośni i Hercegowiny. Zmieniony został herb Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii i samej republiki związkowej Bośni i Hercegowiny poprzez dodanie jeszcze jednej, szóstej wieńczącej go pochodni, symbolizującej nowo powstały naród obok innych. Oficjalne uznanie nowego bytu etnicznego, jakim w odgórny sposób stali się Muzułmanie, zostało potwierdzone poprawkami do konstytucji z lat 1971-1974. „Doprecyzowanie” kto przynależy do „narodu Muzułmanów” nastąpiło na gruncie formalnym oraz ideologicznym w kwietniu 1972 r., gdy Josip Broz Tito dyskutował z działaczami ds. polityki narodowościowej ZKJ: Vidą Tomšiciem i Krste Cervenkovskim.  

Sprawa formalnego istnienia Muslimanów wywołała ogromne kontrowersje i żywiołową krytykę nie tylko komunistów i intelektualistów partyjnych (szczególnie Serbów, m.in. Jovana Marijanovića i znanego pisarza Dobricy Ćosića), ale i samych Bośniaków – wyznawców islamu. Po raz pierwszy od wielu wieków przynależność religijna stawała się kluczowym wyznacznikiem kreującym tożsamość narodową [!!!]Argumentem „za” były arbitralne decyzje władzy (tj. KC i samego Tito) i mniej lub bardziej ideologiczne tezy. Ideologicznym i „naukowym” uzasadnieniem powołania do życia tego nowego bytu etnicznego były m.in. prace Selima Cericia, czy Atifa Purivatry. Ten ostatni – historyk i intelektualista, w swej twórczości starał się udowodnić kilkuwiekową odrębną tożsamość językową (bošnjačką) i „Muzułmanów”. Również inni Bośniacy zajmowali się tym problemem w latach 1961-1972, szczególnie Branko Mikulić, Avdo Humo, Nusret Redžić, Hamdija Pozderac, Alija Isaković, Muhamed Hadžijahić, Midhat Begić, Hamdija Čemerlić, czy wspomniany Muhamed Filipović. Od dawna szukano odpowiedzi na pytanie o kulisy powstania czy powołania do życia narodu Muzułmanów. Wskazywano na przyświecające temu chęci zapobieżenia „odradzaniu się serbskiego i chorwackiego nacjonalizmu” i stworzenie przeciwwagi wobec Serbów i Chorwatów. Muzułmanie mieli zatem stać się podporą władzy w Belgradzie w tej jakże skomplikowanej etnicznie i wyznaniowo republice związkowej SFRJ. Przynależność do nowego narodu, owa „świadomość muzułmańska w świetle etnicznym” była w 1961 r. udziałem 972 tys. mieszkańców Jugosławii, z czego aż 842 tys. przypadało na Bośnię. Oprócz działań o charakterze typowo politycznym, równolegle prowadzona była swoista ofensywa kulturalna (m.in. inicjatywa powołania „Macierzy Muzułmańskiej”– Muslimanskej Maticy obok istniejących już Serbskiej i Chorwackiej). Niewątpliwie do zwiększenia autonomii i możliwości rozwoju narodów poszczególnych republik, a co za tym idzie, pośrednio upodmiotowienia politycznego bośniackich wyznawców islamu, przyczyniły się reformy państwa zmierzające do jego decentralizacji, których realizację podjęli najbliżsi współpracownicy Josipa Broz Tito: Edvard Kardelj (Słoweniec) i Vladimir Bakarić (Chorwat). Istotnym czynnikiem dla powstania nowego narodu była zwłaszcza sytuacja wytworzona w 1966 r. po politycznym upadku wszechwładnego szefa Służby Bezpieczeństwa Państwa – UDB, Aleksandra Rankovicia (Serba) oraz kolejna próba Tito zmniejszenia znaczenia tej grupy narodowej, a także wyjście naprzeciw opinii części muzułmańskich elit politycznych, które były rzecznikami nowej tożsamości etnicznej. Podczas takich świąt religijnych, jak np. Kurban Bajram czy Ramadan, imamowie i wyznawcy islamu nie szczędzili życzliwych słów „Ojczulkowi Tito” i „Drogiemu Wodzowi”, a Muzułmanie stali się jedną z najistotniejszych grup gwarantujących trwałość ówczesnej Jugosławii. Jeszcze w 1989 r. ich poparcie dla polityki rządu w Belgradzie sięgało 88%. 

„Uznając Muzułmanów za naród, prezydent Josip Broz Tito zamierzał przeciąć niekończący się serbsko-chorwacki spór o to, do jakiej grupy etnicznej należą muzułmanie zamieszkujący Bośnię i Hercegowinę: serbskiej czy chorwackiej. Niektórzy nieco naiwnie, jak się wydaje, sądzą, że celem przywódcy Jugosławii było uczynienie z Muzułmanów swego rodzaju mediatorów w nasilającym się sporze serbsko-chorwackim”. 

W decyzji Tito i KC widziano chęć zmniejszenia bazy społecznej czy wpływów dysydentów wyznaniowych i ich ugrupowań, zwłaszcza Młodych Muzułmanów i Aliji Izetbegovicia. Jej zdaniem IVZ i Muzułmanie byli gorącymi orędownikami idei bratstva i jedinstva, bo partii udało się przekonać ich, że tylko państwo jugosłowiańskie może zapewnić ich narodowi „niezależność” i ochronić ich przed „nacjonalizmami”, a SFRJ miała być „najlepszą z metod na uspokojenie kotła bałkańskiego”. Podkreślić warto, że najważniejszym chyba efektem decyzji Tito i Biura Politycznego ZKJ było formalne utworzenie nowego narodu Jugosławii – kolejnym krokiem było nadanie mu politycznego bytu, przyszłej przestrzeni politycznej dla niego, podobnie jak np. w przypadku republik związkowych Chorwacji, Serbii, Macedonii, Czarnogóry. Wtedy, w warunkach istnienia SFRJ możliwa była jedyna prawna droga – w ramach dążenia do zwiększania autonomii którejś z republik związkowych, a najlepiej nadawała się do tego Bośnia i Hercegowina z jej tradycjami i wielowiekową przynależnością znacznej części mieszkańców do świata islamu oraz pobliski Sandżak mający z nią wspólną granicę (w przypadku tego ostatniego administracyjne przyłączenie go do Bośni i Hercegowiny nie wchodziło w grę z uwagi na ewentualny żywiołowy sprzeciw Serbów). Z punktu widzenia Realpolitik i chłodnej kalkulacji strat i zysków władzy komunistycznej, utworzenie nowego „narodu konstytucyjnego” było posunięciem jak najbardziej właściwym, bo zwiększało poparcie dla Tito i stworzonego przez niego systemu władzy. Zasada divide et impera towarzysząca powstaniu narodu bośniackich Muzułmanów pozwalała na ich ciche wygrywanie w przyszłości przeciwko pozostałym narodom Bośni i Hercegowiny – Serbom i Chorwatom i jak się wydaje, mocno utrudniała ewentualny wspólny sprzeciw czy opozycję wobec systemu titowskiego. Z czasem okazało się jednak, ze podobna strategia sprawdza się wyłącznie w realiach państwa osobiście rządzonego przez Josipa Broz Tito. Nie wydaje się ponadto, by wówczas ktokolwiek był w stanie przypuszczać, że z czasem Muzułmanie będą dążyli do zmajoryzowania swych wpływów w Bośni, czy nawet ich rozszerzenia na resztę kraju, Bałkanów i zdobycia statusu grupy wiodącej. Także w 1968 r. (i nieco później) nikt raczej nie przewidywał, że autonomia republiki będzie coraz bardziej poszerzana, aż do aspiracji realnej niepodległości. Trudno było sobie wyobrazić, że za nieco ponad dwie dekady nie tylko titowski „socjalizm jugosłowiański” ulegnie ewolucji czy przestanie istnieć, ale zniknie i sama Jugosławia jako państwo. Polityka decentralizacji Jugosławii nie uchroniła jej jednak od pojawiających się w latach 60. i początku 70. napięć na tle etnicznym (Słowenia, Chorwacja, Kosowo i Metohija).''

- powtórzmy więc, aby wywołać srogi mindfuck we łbach tak liberałów i lewactwa, jak i narodowców wszelkiej maści z syjonistami na czele, oraz islamistów: powstanie muzułmańskiej nacji Boszniaków w jej nowoczesnej postaci było dziełem świeckiego, programowo ateistycznego reżimu komunistów w b. Jugosławii pod przewodem Tity. Wprawdzie bazowali w tym na wielowiekowych zaszłościach jakie tu skrótowo opisano, niemniej to lewica zasadniczo ponosi ''winę'' za stworzenie tego ''islamofaszystowskiego'' Golema, ciekawym też czy przeprosi bośniackich muzułmanów za wcześniejsze próby ich ''imperialistyczno-kolonialnego'' wykorzenienia, przerobienia na modłę ''świeckiej, postępowej Europy''. Towrzysz Michał i jemu podobne zjeby mogą sarkać, że to byli jugosłowiańscy ''renegaci'', ale czyż Tito nie okazał się w tym jedynie wyrodnym ''synem Stalina'', zazdrosnym o jego sławę ''ojca narodów''? Przecie to kremlowski satrapa ukuł genialną w swej przewrotności formułę, iż ''kultura ma być narodowa w formie, a socjalistyczna w treści'' i praktykował ją np. wytargowując od kaukaskich muzułmanów poddanie się władzy bolszewików na pocz. lat 20-ych zeszłego stulecia, za chwilowe jak się później okazało uznanie przez nich prawa szariatu i dość szeroką autonomię dla tambylców. Doskonałą ilustracją opisanego wyżej sojuszu chorwackich faszystów z bośniackimi muzułmanami w trakcie II wojny światowej, będą zdjęcia z uroczystej inauguracji meczetu w Zagrzebiu. Decyzją poglavnika, czyli fuhrera ustaszy Ante Pavelicia przerobiono nań... miejscowy ośrodek kultury, Dom Sztuk Pięknych wzniesiony na cześć pierwszego władcy, serbskiego króla powstałej po I wojnie światowej Jugosławii Piotra I Karadziordziewicia, dobudowując doń minarety i przerabiając wnętrze ''świątyni sztuki'' na ''obskurancki'' meczet. Oto więc parę fot z ''islamofaszystowskiej'' ceremonii jego oficjalnego otwarcia latem 1944 roku [ mniej więcej wtedy, gdy u nas w Polsce trwało Powstanie Warszawskie, znamienny kontrast dziejowy ]:





- składa uniżone hołdy wodzowi chorwackich ustaszy, po czym uroczyście kroczy z nim pod rękę do meczetu bośniacki imam, Hadži Ali efendija Aganović [ więcej zdjęć z uroczystej inauguracji ''islamofaszystowskiego'' domu modlitwy, oraz niezwykłej historii tegoż miejsca, można obaczyć na tej stronie ]. Przyznajmy, całkiem zgrabnie prezentuje się ''poglavnikova džamija'' na tle modernistycznej europejskiej architektury, zaprzeczając tym samym wszelkim postępackim stereotypom, ciekawym również kiedy to muzułmanie świata całego wypomną komunistom obalenie po wojnie otaczających ją minaretów i przekształcenie meczetu w ''muzeum rewolucji''? Zdaję sobie sprawę, że powyższe kompromitujące co tu kryć fotografie są wykorzystywane przez proserbską, ruską w istocie propagandę, wszakże zamiast usprawiedliwiania niepotrzebnie haniebnych czynów, należy rzucić im na ryj w kontrze wspomnianą fabrykacją ''muzułmańskiego narodu'' przez Titę i jugolskich socjaluchów. Można też rzec, iż bośniaccy ''islamofaszyści'' stanowią mokry sen Zychowicza i jemu podobnych germanofilskich ''niedorealistów'', jako Słowianie wybierający wedle niego słuszną podczas wojny opcję na Niemcy [ hitlerowskie ]:))). W tym nadto już rozbudowanym tradycyjnie wpisie, choć i tak zagadnienie traktującym z konieczności pobieżnie, nie będę rozwodził się nad przyczynami rozpadu komunistycznej Jugosławii, gdyż wystarczająco uczynił to nieodżałowany Jerzy Targalski. W skrócie więc tylko: wbrew bredniom Michalkiewicza zwalającego winę na wrażą działalność Niemiec i NATO, przyczyny były tu nade wszystko wewnętrzne. Bałkańską konfederację rozsadził konflikt miejscowych nomenklatur, które w obliczu bankructwa tak ekonomicznego jak i samej ideologii komunistycznej, nagle przypomniały sobie po śmierci Tity o i tak ledwo skrywanych, dzielących je narodowych i religijnych animozjach, by znaleźć nową legitymizację swych rządów. Owszem, ''insi szatani byli tu czynni'' także, nie tylko zjednoczone na powrót Niemcy, ale i poradziecka Rosja, Turcja a nawet Arabia Saudyjska, o USA nie wspominając. Wszakże wszystkie pomienione mocarstwa większej i średniej rangi jedynie dorzucały do już rozpalonego samorzutnie ''bałkańskiego kotła''. Po resztę szczegółów odsyłam do pomienionych tekstów, lub cyklicznej audycji w tv Republika, pogadanki na rzeczony temat jaką pan Jerzy przedsięwziął min. za moją namową nie chwaląc się:). Co się zaś tyczy samej osoby ś.p. Targalskiego nie kryję, że darłem z nim koty [ nomen omen ] nie raz czy to w komentarzach pod jego cotygodniowymi ''tyglami'' na YT, lub w tym miejscu na blogu i to całkiem niedawno nawet. Wszakże zawsze z szacunkiem, stąd będzie mi go brak a zwłaszcza wypowiadanych przezeń ostrych jak brzytwa opinii, choćby nie zawsze sprawiedliwych, ale z kimś takim warto było się spierać. Dlatego wbrew różnym fałszywym jego przyjaciołom jak redaktor Kania, która często zachowywała się wobec niego w sposób obcesowy, wręcz chamski podczas wspólnych wywiadów, jeśli tylko ośmielił się choć trochę wykroczyć poza ''linię partyjną'' krytykując PiS, obiecuję nadal toczyć z nim spór gdy tylko najdzie taka potrzeba także po jego śmierci, aczkolwiek wstrzymując się z tym na razie, bowiem ''ciszej nad tą trumną''. A ponieważ drogi zmarły miał nieliche poczucie humoru, stąd nie będzie uchybieniem z mej strony jego pamięci, gdy zakończę groteskową historią szwedzkiego neonazisty mulata splamionego zbrodniami wojennymi w BośniJackie Arklöv, bo tak się zacz on zwał, wyalienowany nastolatek na skandynawskiej prowincji, syn Murzynki rodem z Liberii i Niemca, kiedy tacy jak on stanowili tam jeszcze wówczas rzadkość:

''Po­grą­żył się w lek­tu­rach o dru­giej woj­nie świa­to­wej i z ra­do­ścią od­krył w jed­nej z ksią­żek informację o afry­kań­skiej jed­no­st­ce, któ­ra wal­czy­ła po stro­nie na­zi­stow­skich Nie­miec. Póź­niej, chcąc uspra­wie­dli­wić niekon­se­kwen­cje w swo­ich ra­si­stow­skich prze­ko­na­niach, mó­wił: „Na­wet w ar­mii Hi­tle­ra byli ciemnoocy”.''
 
- jak stało na nieistniejącej już stronie. Reszta jest historią... okrutną, krwawą i nader dziwaczną z perspektywy europejskiego, liberalnego mieszczucha, tym bardziej więc godną poznania, com starał się na miarę skromnych mocy uczynić, posiłkując się dorobkiem świetnych a stanowczo zbyt mało znanych badaczy, za których pracę i wysiłek serdeczne dzięki. Jakby niezwykłości było mało w omawianej sprawie, serbscy zbrodniarze wojenni odsiadują kary w Polsce, konkretnie więzieniu w Piotrkowie - kto by pomyślał! [ i czemu u cholery? ].