środa, 29 maja 2019

Uwiąd Miasta Kielce.

 - tak powinien obecnie przemianować się lokalny Urząd Miasta, bowiem Kielce na powrót stały się  ''miastem urzędników i emerytów.''

Kontynuujemy wątki lokalne, aczkolwiek dziś w zdecydowanie mniej ezoterycznym, bardziej przyziemnym wymiarze, bowiem jawne widmo bankructwa miasta a poniekąd i zapaści całego regionu, oraz brak właściwie perspektyw na istotną zmianę tego stanu rzeczy [ już nawet w miejscowych gadzinówkach nie kryją, że ''raczej nie będzie lepiej i musimy się z tym oswoić'' ] zmuszają wręcz do poczynienia paru niewesołych refleksji z których upublicznieniem noszę się od pewnego czasu. Mniemam, że wyda się to interesującym nawet dla nieorientujących się w miejscowych układankach personalnych i politycznych, gdyż kielecka sitwa powiela systemowe patologie obecnego ''samorządu'', czy raczej sobie-państwa, w całej Polsce nadając im jedynie lokalny koloryt, bo taki już urok prowincji, że można dzięki małomiasteczkowej perspektywie obaczyć z bliska i przeto wyraźnie sprawy jakie w dużych ośrodkach trudniej dostrzec paradoksalnie z racji odpowiednio ich większej skali. Przy okazji wykażemy też dobitnie jak krzywdzące i nie mające oparcia w faktach są formułowane przez nieświadomych miejscowej specyfiki opinie zrównujące nas z Gdańskiem czy Warszawą tylko dlatego, że wygrał tu również kandydat wywodzący się z PO - w wygadywaniu podobnych idiotyzmów celował zwłaszcza coryllus - bowiem w przeciwieństwie do wyżej pomienionych miast w Kielcach to PiS sam jest częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem. Nie tak dawno miałem okazję przekonać się o tym obserwując pokaz buty i chamstwa w wykonaniu radnych tej formacji podczas sesji na której miano debatować o sytuacji kryzysowej miasta - zamiast uczciwie skonfrontować się z faktami od początku obrali kurs na rżnięcie głupa, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a winę za narastające lawinowo od ponad dekady wskutek naszego unijnego członkostwa zadłużenie, za które bezpośrednio odpowiada głównie były na szczęście ''prawicowopodobny'' prezydent miasta, przypisując bezczelnie nowym władzom, które nie miały nawet czasu dobrze rozgościć się w magistracie, a cóż dopiero narobić długów, i to w takim wymiarze, że stawia on właściwie pod znakiem zapytania dalsze funkcjonowanie Kielc [ w ogóle od wstąpienia do UE dług polskich samorządów wzrósł o prawie 400% !!! - bo Unia nie jest dobrą ciocią rozdającą za darmo siostrzeńcom cukierki jak większość pro-brukselskich idiotów mniema, lecz co najwyżej może zwrócić część poniesionych nakładów na inwestycje, a ponieważ samorządy ich nie posiadają stąd pożyczają je zadłużając się niemiłosiernie w bankach o przeważnie obcym kapitale, owszem, jakby to absurdalnie nie zabrzmiało mowa tu o pożyczonym ''wkładzie własnym'', takim finansowym dildo ]. Insza inszość, że nowy prezydent i jego ekipa łachy nie czynią bowiem nie mają wyboru, gdyż zostali zmuszeni do postawienia wreszcie sprawy jasno przez ekspozyturę londyńskiego City i Wall Street jaką de facto jest agencja ratingowa Fitch [ boć przecież nie przypadkiem w Londynie i Nowym Jorku jego biura posiadają siedziby ], która negatywnie opiniując możliwość dalszej spłaty przez miasto zobowiązań wydała na nie wyrok oznajmiwszy przez to, że kasy nie ma i nie będzie korkując tym samym dotychczasowy patologiczny mechanizm finansowania kolejnymi pożyczkami wcześniej narosłych długów. Obecnie więc kondycja budżetu Kielc prezentuje się tak żałośnie, że braknie nawet na spłatę rat a co dopiero myśleć o całości zadłużenia, i nie sposób bez drastycznej podwyżki lokalnych opłat wycisnąć potrzebne na to środki, inaczej trzeba pożyczać jak wcześniej kolejne pieniądze aby finansować nimi już zaciągnięte zobowiązania, a więc klasyczne ''rolowanie długów'', problem zaś polega właśnie na tym, że źródełko ''dochodu'' wyschło i banki oglądające się na swe centra finansowe w ww. ośrodkach tak potrzebnej kasy by można kontynuować tę beznadziejną ''ucieczkę do przodu'' raczej nie dadzą, przynajmniej nie na taką skalę jak dotąd. Skądinąd oto znakomita ilustracja ''globalizmu oddolnego'' w praktyce : przyjeżdżają na zadupie delegaci gremiów kontrolujących planetarny obieg pieniędzy i ustawiają do pionu lokalnych włodarzy tak że ci tylko sikają po kostkach i nie potrzeba do tego czołgów ni bicia po mordzie, wystarczy widmo bankructwa i krachu politycznego jaki za tym idzie - rzecz jasna śmiesznym byłoby twierdzić, iż londyńskie City rządzi wprost jakimiś Kielcami, ale pośrednio owszem dyktuje mu warunki jak widać za pomocą krajowych i zachodnioeuropejskich banków u których stolica Świętokrzyskiego jest zadłużona po uszy. W świetle tego tzw. ''samorząd'' jawi się jako instytucja jeszcze bardziej ''teoretyczna'' i w swym widmowym bycie zbędna niż państwo, którego formalnie stanowi część, a już na pewno w najmniejszym stopniu o ile w ogóle zależy od lokalnych wyborców jacy i tak zbyt wiele nie kumają a dają się robić w ch..., że aż niemiło : prawdziwe tłumy jak na to miasto ściągają jakieś poronione ''czarne protesty'' tyczące tak niesłychanie żywotnych dla Kielc kwestii jak te oto, iż ponoć ''Kacyński babom skrobać sie nie pozwolo!'', omal rewolucja nie wybuchła przez umieszczone na rynku ''homofobiczne'' banery i mało brakowało magistrat by za to spaliła horda rozjuszonych lewaków i starych ciot, gówniarze nie lepsi potrafią ruszyć dupę jedynie na kretyńskie ''leżaczkowe'' demonstracje bo pyffka nie można napić się na trawce itd., ale nie widziałem by ktoś tłumnie wyrażał sprzeciw, gdy rok w rok prezydęt rekomendował a niemal wszyscy miejscy rajcy wszelkich opcji z opozycyjnymi włącznie przyklepywali kolejne pożyczki po 100 mln, z czego połowa szła na spłatę wcześniej zaciągniętych zobowiązań czyli klasyczne ''rolowanie długów'', reszta zaś wspomniany ''wkład własny'' na kredyt. Dlatego nie wierzę w żadną ''demokrację oddolną'' itp. bzdety, a jedynej szansy na zmniejszenie dolegliwości skutków nieuniknionej i tak katastrofalnej zapaści miasta i jego finansów upatruję w ogłoszeniu bankructwa i zarządzie komisarycznym po to by wreszcie przeciąć ten wrzód i skończyła się żałosna ''samorządowa'' maskarada tworząca jedynie kolejne instytucjonalne nowotwory w miarę jak traci całkiem rację bytu - mamy już młodzieżową radę miasta, seniorów, wkrótce także ustanowiona zostanie osobna dla kobiet, czekać więc tylko chłopów oraz delegatów robotniczych i żołnierskich bo naprawdę do złudzenia wręcz zaczyna to przypominać kompletnie fasadową radziecką strukturę ''rządów ludu'', wprost przeraziłem się gdym obaczył ilu tutaj jest pracowników ''organizacji pozarządowych'' jacy szczelnie wypełnili salę obrad lokalnego sowietu, stworzono alternatywny obieg ekonomiczny pasożytujących na grantozie politycznych meneli co jest miarą upadku Kielc [ żule sępiące na rynku ''złotóweczkę'' nie są nawet w setnej części takimi szkodnikami społecznymi jak oni ]. Sami rajcy zaś wszelkich opcji stanowią istną małpiarnię zdatną jedynie do kręcenia ''shitstormów'' i wykłócania się o pierdoły co zaraz wykażemy, tak że jedyna skuteczna recepta na ten syf to zbawienna zaiste formuła : ''ein Stadt, ein Heimat, ein Kommissar!''.

W każdym razie po tym co obaczyłem na wspomnianej sesji rady miasta prędzej zmienię płeć niż ponownie przyczynię się w jakikolwiek sposób do wyboru doń takich przedstawicieli PiS jak skończony kobioł Wiesiek Koza, przygłup Karyś czy chamowaty ubek Kisiel - ten ostatni tak maglował nieszczęsną skarbniczkę miejską, że tylko brakowało by jej przy tym świecił lampą w oczy [ ale czego spodziewać się po absolwencie ''europeistyki'' i to z UJK o którym to krąży dowcip nawet wśród jego studentów, że prędzej można wylecieć z tramwaju w Kielcach niż z tejże uczelni - a jakiż to tramwaj jest w Kielcach, zapytacie ? ano właśnie ]. Wprawdzie nie zhańbiłem się na szczęście oddaniem głosu bezpośrednio na żadnego z nich, ale wiadomo, iż w ostatecznym wyniku liczy się poparcie całej listy, tak więc ''never again''! W niczym nie usprawiedliwia PiSowców, że nowe władze miasta z Wentą na czele dały im się orżnąć niczym leszcze i zrobić z siebie głupa wykazując przy tym żenujący brak kompetencji i odrobiny choć należytego przygotowania by konsekwentnie wykazać dlaczego i w jakim stopniu jest aż tak chujowo [ a jest ], miary obrzydzenia dopełnia iż sekundował im ochoczo w tym linczu przewodniczący rady, małomiasteczkowy cwaniak Suchański junior ksywa ''bezpartyjny'', gdyż tak przedstawia się na plakatach wyborczych, bowiem sam jest synem partyjnego jak najbardziej prezydenta Kielc w latach 90-ych jeszcze z ramienia SLD. O tyle pojmuję podłe działanie lokalnego PiSu jako że muszą brnąć w zaparte skoro firmowali w poprzedniej kadencji rządy prezydenta Lubawskiego, które doprowadziły do zapaści miasta, tym bardziej, iż jest on przydupasem Gówina a tenże z kolei cieszy się poparciem samego Imperatora w osobie Mośbacherowej, cóż poradzić ''siła wyższa'' jak to mówią - czyż może jednak dziwić, że nie pozostało nic innego w takim razie jak oddać świadomie głos na ''ruską agenturę''? Przykro mi, ale nie tak umawialiśmy się panie prezesie, powtórzę : nie głosowałem na ponowne rządy PO i Unii Wolności tylko w innym nieco wydaniu, z ''patriotycznym'' sztafażem, rozumiem, że trzeba płacić frycowe ''niewidzialnym zarządcom'' za dostęp nie tyle nawet do rządów co administrowania krajem, ale tym razem przekroczono już granice politycznego cynizmu nawet jak na moje bardzo zaniżone wymagania w tej materii, i nie dam się w tym zakrzyczeć bełkotem o ''pożytecznych idiotach Putina'' odpowiednim jedynie dla skończonych prymitywów, wąsatych Januszy albo cwanych gówniarzy z jakich przeważnie składa się lokalny aktyw PiS z tego co obserwuję. Naczelnym z nich jest oczywiście Tarczyński, którego związek z Migoniową protegowaną magistra Stępnia, tego samego od Trybunału i obrony Konstytuty, stanowi idealny wręcz przykład zblatowania lokalnych sitw ponad partyjno-politycznymi podziałami zdatnymi jedynie dla duraczenia mas wyborczych. Dobrą ilustracją z jakim oszustem mamy do czynienia stanowi sprawa jego dziadka, nagadał o nim pełną copkę bzdur jaki to zeń był ''niezłomny'', na co KODziarska szuria odpowiedziała pomawianiem go o bandytyzm i szmalcownictwo, a po zbadaniu teczki operacyjnej, którą założyła mu SB prawda okazała się leżeć pośrodku niczym dziura w d... - zarzuty nie znalazły potwierdzenia, już donosy o NSZ rzekomo współpracującym z Niemcami cuchnęły czerwoną propagandą, owszem jak w każdej konspiracji trafiali się konfidenci podobnie jak w AK czy Batalionach Chłopskich, ale nikt nie kablował na Gestapo tak gorliwie jak komuniści, więc ich pomiot z oko.press nie ma prawa czynić nikomu z tego tytułu wyrzutów, tym bardziej, gdy jak w tym przypadku nie odpowiada to faktom. Niemniej esbecy dość szybko zadecydowali o zamknięciu sprawy uznając przodka pana Dominika za ''typowego dorobkiewicza pochłoniętego bez reszty sprawami materialnymi'', a co najważniejsze ''lojalnego obywatela PRL'' u którego nie stwierdzono by po wojnie w jakikolwiek sposób kwestionował komunistyczne porządki - a więc ani bohater, ani też szmalcownik, nawet nie zwykły w miarę przyzwoity człowiek, tylko przeciętna menda bez charakteru i kręgosłupa, zupełnie jak jego wnuk : pazerny cham i cwaniaczek w typie ''bolka'', którego jedyne co naprawdę interesuje byle jego było na wierzchu i można nachapać się ile tylko da, mniejsza z tym czy w entourage'u ''bogoojczyźnianym'' czy też ''tęczowym'', akurat teraz padło na pierwsze, ale gwarantuję, że jak tylko Tarczyński zwęszy interes w głoszeniu czegoś przeciwnego w te pędy pogna na ''paradę równości'', już teraz pierdoli, że ''jako dziecko był wyzywany od ''przyjaciół Żydów'' i gnębiony'' z tego tytułu, czekać więc tylko jak zacznie pajacować w mycce, a może nawet sam ogłosi, że jest Żydem, ale musiał ukrywać swoją tożsamość ze względu na ''antysemicki motłoch'' wśród którego przyszło mu żyć i bohatersko infiltrował prawicę jako agent Mosadu, bydlak jest do tego zdolny.

To właśnie tacy jak on ponoszą odpowiedzialność za to, że oddałbym głos na Berkowicza choćby ten założył Krupce nawet worek foliowy na głowę, podobnie jak to miało miejsce z uwaleniem wpieranego przez nich kandydata na prezydenta miasta - od dawna zapowiadałem głosząc to otwarcie, że lokalny PiS przerżnie tym słusznie na własne życzenie i tak właśnie się stało w czym niemały, kluczowy wręcz śmiem twierdzić udział miał paradoksalnie jego własny elektorat. Wystarczy dobrze policzyć : skoro partia rządząca odbiła wreszcie z rąk PSL-owskiej mafii politycznej świętokrzyski sejmik, wygrała zdecydowanie w powiatach i znacząco powiększyła stan posiadania w radzie miasta stając się w nim największym choć nie większościowym ugrupowaniem, a zarazem totalny łomot zebrał wspierany przez nią dotychczasowy ''prawicowopodobny'' prezydent i jego sitwa w której roiło się od komuchów, to coś tu nie pasuje do lansowanej przez pro- jak i anty-rządowe merdia czarno-białej, uproszczonej wizji rzeczywistości. Znam sporo ludzi, którzy w I-ej turze poparli PiS szczególnie jeśli idzie o kluczowy tak naprawdę sejmik [ bo tam jest dzielona największa kasa, dlatego dotąd stanowił bastion formacji spożywców publicznych pieniędzy z peezelu ] a II-gą programowo olali jak niżej podpisany nie chcąc być zmuszonym do ''wyboru'' między rakiem mózgu a odbytu, albo wręcz głosowali przeciwko wspieranemu przez rządzącą krajem koalicję aroganckiemu nieudacznikowi i aferzyście. Ludzie byli tu już tak wkur... na bezczelną chucpę i marazm rządów Lubawskiego i jego poronione ''kosmodromy obickie'', że gotowi byli oddać głos nawet na wystruganego całkiem Wentę, który robi jedynie za słupa dla lokalnej grupy ludzi interesu, bezwzględnych przedsiębiorców umoczonych w szemrane biznesy i wałki finansowe jakie jeszcze nie tak dawno kręcili z obalonym przez nich de facto prezydentem - cóż, kołderka robi się coraz krótsza a wraz z kurczeniem się puli do podziału na miejscu przybywa też ''przebudzonych''. Insza inszość, że ci z wyborców jacy się na tak radykalny krok zdecydowali tym samym niechcący zupełnie ufundowali Lubawskiemu wywczasy w buskim sanatorium jak się okazało, gdzie trafił na prezesa dzięki rekomendacji sk-na Gówina podkreślmy jeszcze raz, bo nawet lokalny PiS z p-osłem Lipcem na czele nie chciał tego przegrywa, który solidnie zapracował sobie na ksywę ''Likwidator'' [ stąd krążą plotki, że kupcy na tamtejsze ośrodki wczasowe i zdrowotne źródła już dogadani, bo znając metody zarządzania byłego prezydenta Kielc i jego ekipy, która się wraz z nim tam przeniosła czekać tylko kiedy Busko zostanie przekształcone w masę upadłościową do sprzedania po taniości, dlatego przeciwko przyniesionemu w walizce preziowi protestowała nawet miejscowa ''Solidarność'' - oni niby też ''komuchy'' i ''ruskie szpiony''?! ]. Wąsacz powinien spijać teraz kwaśne piwo jakiego nawarzył tłumacząc się gęsto z katastrofalnej kondycji miasta za którą ponosi głównie choć nie jako jedyny odpowiedzialność, a nie śmiać się wszystkim w nos rżnąc bezczelnie głupa jak tylko on potrafi, że wszystko jest cacy - nigdy nie zapomnę, gdy Lubawski komunikując radnym podczas sesji fiasko poronionego od zarania przedsięwzięcia z ''senegalskim inwestorem'' dla miejscowego klubu piłkarskiego ''Korona'' [ nie mam pojęcia skąd on wytrzasnął tego czarnego filuta, ale odstawił tym chucpę głośną na cały kraj ] oświadczył z kamienną twarzą, iż to wszystko jakoby przez ''rasistowskie komentarze na forach'', Murzyni normalnie wzięli i się obrazili, niemal jak żywy stanął mi wtedy przed oczami obraz Bieruta, który zaprzysięgany na prezydenta także bez zmrużenia palnął : ''tak mi dopomóż Bóg !'', przyznam Wojtek zaimponował mi wówczas umiejętnością do tego stopnia ordynarnego łgania innym w żywe oczy, na jego miejscu chyba bym się ze wstydu spalił. Dlatego tak beznadziejną taktykę obrał aktyw miejscowego ''Razem'' próbując z tej okazji zastosować wobec niego ''szejming'', bo niby jak oni sobie to wyobrażali, że wprawią w konfuzję kogoś tak pozbawionego kompletnie poczucia żenady i walącego ściemę prosto w twarz ? [ ale czego spodziewać się po politycznych durniach co dali wciągnąć się w opisane wyżej ciotowskie histerie na rynku miasta, a później chcieli zafundować kotkom domki na zimę wykonane z kartonu... jedynie typowa tępa lewacka dzida może nie zdawać sobie sprawy, iż jeden opad śniegu a tym bardziej pluchy, która niestety zwykle go obecnie u nas zastępuje, zamieniłby takowe w rozmiękłą breję ].

Należy więc poświęcić nieco uwagi byłemu włodarzowi miasta by uświadomić niezorientowanym w kieleckiej specyfice jakim absurdem jest nazywanie go ''prawicowym'' i jak bardzo spierdolił sprawę popierając go PiS nie tylko lokalny niestety ale i w osobie samego prezesa i byłej premier Szydło, w tym celu zaś trzeba koniecznie przyjrzeć się skąd w ogóle wyrastają mu nogi. Otóż jak powiadają dobrze wyznające się w lokalnych układach persony Lubawskiemu prezydenturę Kielc i poparcie kolejnych ekip rządzących z obecną włącznie miały załatwić byłe struktury partyjne Chemadinu, gdzie zaczynał karierę dochodząc w końcu do stanowiska prezesa tej firmy o resortowej specyfice jak zresztą wszystkie znaczące w PRL, dość powiedzieć, że realizowało ono lukratywne na owe czasy kontrakty w Libii za Kadafiego, cóż ''byle komu'' wykonawstwa przedsięwzięć o tak strategicznym znaczeniu wtedy nie powierzano. Intrygująco w kontekście ZOMO-wskiej przeszłości Wenty wyciągniętej mu przez chamusia Tarczyńskiego jawi się fakt zarejestrowania w końcówce PRL pana Wojciecha jako kandydata na TW, rzecz wypłynęła już prawie dekadę temu i Lubawski tłumaczył się, że proponowano mu współpracę w zamian za niezwykle korzystny na ówczesne warunki kontrakt na budowę hotelu na Teneryfie, ale on bohatersko się oparł. Nie ma powodów by mu nie wierzyć skoro ''utylizowano'' materiały z esbeckiej teczki dotyczące sprawy w ''epoce przełomu'', szkoda jedynie, że nie wspomniał, iż w rok po tym nieudanym werbunku miejscowe SB dopuściło go do jakowychś tajemnic państwowych, trochę to więc dziwne, że taki niezłomny i jak przeczytałem w jednym z jego biogramów do tego były członek zakładowej ''Solidarności'' mimo to bez większych przeszkód piął się po szczeblach firmowej hierarchii i cieszył zaufaniem komunistycznych władz a szczególnie jego tajnych służb - niczego obleśnego nie sugeruję, jedynie z pewną taką nieśmiałością pozwalam sobie wyrażać istotne jak sądzę wątpliwości, oby kompletnie nieuzasadnione. Ponieważ zawierający wyżej przytoczone informacje biogram Lubawskiego ''wyparował'' z ogólnodostępnego katalogu lustracyjnego IPN, zapewne dlatego, że przestał on pełnić funkcje publiczne, pozwolę sobie przywołać go tu na prawach cytatu dla potomności korzystając z tego oto szczęśliwego zbiegu okoliczności, iż ktoś na forach lokalnej gadzinówki przekopiował go w porę :

''Imiona : Wojciech Jerzy Nazwisko : Lubawski ur. 22 04 1954 r. Kielce. 
W dniu 13.11.1987 zarejestrowany pod nr. KI-28233 przez Wydz. II WUSW w Kielcach jako kandydat na tajnego współpracownika. Materiały zostały zniszczone 18.01.1990 za protokołem brakowania nr. 495/90. Karta EO-4/77 i karta E-16 z kartoteki ogólnoinformacyjnej Wydz. "C" KWMO/WUSW w Kielcach i Radomiu; dziennik rejestracyjny WUSW w Kielcach, poz. 28233; karta EO-4-A/77 i karta EO-4/77 z kartoteki ogólnoinformacyjnej Biura "C" MSW.     
Dopuszczony do dostępu do wiadomości stanowiących tajemnicę państwową przez Wydz. "C" WUSW w Kielcach w 1988 (materiały segregator nr. 212/266). Karta Mkr-2 z kartoteki osób dopuszczonych do MOB KWMO/WUSW w Kielcach; akta o sygn. IPN Ki 020/201 (SEG. 212/MOB); karty Mkr-2 i EO-4-A/77 z kartoteki ogólnoinformacyjnej Biura "C" MSW. Akta paszportowe. Akta o sygn. IPN Ki 23/90445 (EAKI 90445); IPN Ki 55/19244 (EAKI 90445) i IPN Ki 55/19245 (EAKI 90445).''

To nie jedyne meandry biografii byłego hiperprawicowego prezydenta Kielc : intrygująco brzmi również informacja podana przez Lubawskiego, iż jego pradziadek Józef Brudek podobnie jak i dziadek Adam byli zamożnymi kieleckimi mieszczanami, ten ostatni wedle jego słów pozostawił w spadku czwórce swoich potomków kilka domów na Nowym Świecie - nie powiem zdziwiłem się nieco gdym to przeczytał, bowiem akurat tak się składa na ulicy tej i w jej okolicach koncentrowało się osadnictwo żydowskie przed wojną, stąd nie przypadkiem znalazła się ona później w obrębie ustanowionego przez Niemców getta [ dotyczy to również ul. Leśnej, gdzie przodkowie pana Wojciecha także posiadali dom w którym w czasie wojny mieli ukrywać się Żydzi, i jak sam powiada podczas rozbiórki za PRL odkryto schowane tam przez nich w kominie zbutwiałe już sobolowe futra ]. Jak możemy przeczytać w naukowym opracowaniu dotyczącym historii lokalnej :

''Pod koniec wieku XIX Herszel Zitenberg, który nabył dawne grunty Walentego Wesołowskiego ciągnące się od ul. Starowarszawskie Przedmieście do Szydłówka, zaczął je parcelować na place budowlane. W 1899 r. podzielono je na pojedyncze rzędy działek pomiędzy ul. Nowy Świat a równoległymi do niej ulicami Dąbrowską i Szydłowską. W 1916 r. część tej nieruchomości nabył rabin Dawid Goldman z córką i zięciem Gotszalkami. Rodzina Goldmanów mieszkała przy ul. Nowy Świat. Pojedynczy rząd parceli po stronie zachodniej ul. Nowy Świat został wydzielony około 1910 r. z dwóch długich pól ciągnących się aż do Szydłówka, z których wschodnie należało do Marianny i Józefa Brudków, a zachodnie do Berka Grinszpana.'' [ str. 21-22 ]

''Z planów zachowanych z lat dwudziestych XX w. wynika, że przy wschodnim odcinku ul. Starowarszawskie Przedmieście, za synagogą i murowaną łaźnią, stał parterowy murowany dom Wygnańskiego, dalej dwa domki drewniane Rowickiego i Lewesteina i dopiero za wylotem ul. Cichej pierwsza piętrowa kamienica Goldfarba. Naprzeciwko synagogi były murowane parterowe domy Stolarskiego i Passermana. Za wylotem ul. Targowej, przy zakręcie, stał drewniany dom Wróblewskiego, a dalej Abrama Amberga. Bardziej okazałe domy, murowane i piętrowe przy zachodnim odcinku ulicy należały do Złoto i Urbacha, Berka Laksa, Mendla Goldberga, małżonków Friedów, Moszka Gołembiowskiego, Chany Rozenstein, Mordki Zylberberga, Gustawa Schöna i ostatni na rogu ul. Piotrkowskiej do Szlejzingera i Cukiera. Po drugiej stronie znajdowały się wąskie, gęsto zabudowane posesje Lejbusa Gutmana, Hila Sokołowskiego, Stajberga, Gorlickich, Brudków, Wassera, za którymi na tyłach stały budynki nadleśnictwa.'' [ str. 28 ]
  
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Studia_Muzealno_Historyczne/Studia_Muzealno_Historyczne-r2009-t1/Studia_Muzealno_Historyczne-r2009-t1-s21-53/Studia_Muzealno_Historyczne-r2009-t1-s21-53.pdf 

Nie widzi mi się więc jakoś by tuż pod nosem rabina i jego rodziny, i to w sąsiedztwie tak gęsto obsadzonym innymi Żydami mogły po drugiej stronie ulicy rozpanoszyć się jakieś goje, a to iż na okazałym grobie pradziadków Lubawskiego na zabytkowym starym cmentarzu w Kielcach umieszczono płaskorzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego nie przesądza jeszcze sprawy, gdyż stylowa figura NMP wieńczy rodzinną mogiłę Władysława Kosterskiego-Spalskiego i jego ojca Zygmunta mimo żydowskich korzeni tego zasłużonego polskiego działacza niepodległościowego i legionisty Piłsudskiego, o czym jego oficjalne biogramy milczą zupełnie nie wiedzieć czemu, tak jakby było się czego wstydzić. Moim zamiarem bynajmniej nie jest wystawianie panu Wojciechowi jakowychś ''aryjskich papierów'' podobnie jak i ''certyfikatu koszerności'', przecież takie nie inne pochodzenie nie stanowiło przeszkody dla zamożnego lokalnego kupca i prawnika Natana Hassenbeina w starcie w wyborach do Dumy w 1907 r. z list Narodowej Demokracji, zresztą kielecki Ruch Narodowy do dziś zachowuje wierność tradycji żydoendecji. Interesuje mnie jedynie, czy Lubawski jako prezydent jeszcze wtedy, gdy podczas otwarcia kolejnego z idiotycznych całkiem pomników z jakich nasze miasto niestety słynie, konkretnie poświęconego ofiarom 11 września, palnął : ''- My, kielczanie, doświadczyliśmy tragedii pogromu, mamy prawo i obowiązek krzyczeć, kiedy zabija się niewinnych ludzi!'' - popełnił zwykły lapsus językowy, czy też była to głębsza, iście ''freudowska'' pomyłka, mówiąc wprost czy aby nie wygadał się z czymś przy okazji... Tłumaczyłoby to również dlaczego ''prawicowy'' włodarz miasta podtrzymywał gorliwie przez cały swój zbyt długi okres rządów fikcję określania mianem ''pogromu'' sprokurowanej przez Sowietów zbrodni komunistycznej, podobnie jak i ten oto znamienny fakt, że mimo wielokrotnych doń monitów o usunięcie spośród honorowych obywateli Kielc czerwonoarmistów-''wyzwolicieli'' było to możliwe dopiero po jego ustąpieniu.

W każdym razie ściemę, że prezydenturę Lubawskiego dogadano na kanapie u bp. Ryczana a sam Wojciech był zięciem, szwagrem czy inszym pociotkiem tegoż duchownego sprokurowano jedynie na użytek miejscowych antykatolickich tumanów od których aż roi się w tym naszym rzekomym ''klerykowie'' jak bezmyślnie klepie się po socjalmasonie Żeromskim, tymczasem Kielce jak za komuny resortem stały tak stoją zasługując raczej na miano Ubekowa. Owszem lokalny Kościół splamił się ślepym poparciem dla Lubawskiego, wspomniany Ryczan ryczał podczas uroczystej mszy w kieleckiej katedrze parę lat temu na ówczesnego kontrkandydata Wojtka z PiS rodem jak on w ogóle śmie stanowić dlań jakąś konkurencję przez co rzekomo hańbi pamięć Gosiewskiego itp. bzdety [ wcale mnie to nie dziwi zresztą bo miałem kiedyś okazję wysłuchać kazanie rzeczonego hierarchy, w którym skalał świątynię Pańską ordynarnymi kłamstwami prawiąc bierzmowanej młodzieży bezczelnie jakoby wszystkich kapusiów esbeckich w sutannach odsiewano bezwzględnie już na poziomie seminarium, o fak ], ale to nie w kurii jak powiadam znajduje się ośrodek decyzyjny na miejscu. Na szczęście nie dotyczy to wszystkich ludzi Kościoła - podczas przymiarki do obecnego wyborczego pogromu nomen omen kieleckiego jakim było referendum ws. odwołania Lubawskiego parę lat temu o największy ból tyłka nie przyprawił go bynajmniej jeden z jego organizatorów, typowy ''feminista'' bijący kobiety, mętny typ ze zrytym od dopów łbem Max Materna ani lansujący się jak to ma we zwyczaju na całym przedsięwzięciu kobioł Chłodnicki z SLD, tylko lokalna katolicka działaczka Sołtysiakowa : nawet jeśli było tak jak przedstawił to Wojtek jakoby uwidziało jej się, że jest ''moherową Hillary'' stąd zmobilizowała przeciw niemu część starszych pań z kościelnej kruchty, i tak zrobiła tym świetną robotę rozbijając wygodny dla obu stron politycznego sporu zakłamany układ, gdzie niby cała prawica i KK miały wspierać ówcześnie urzędującego prezydenta zaś PO i lewica byli przeciw. Przy tym nie ważnym było, że w jego obozie trzymającym wtedy za władzę brylowały takie SLD-owskie nababy jak poprzedni włodarz Kielc Stępień, radny Siejka czy sławetny facecjonista Jasiu Gierada - kiedym przeczytał w miejscowej gadzinówce ''Echo Dna'', że ten ostatni okazał się ''człowiekiem prawicy'' omal nie spadłem z krzesła, nu ale skoro taki prof. Kik, który jeszcze dekadę temu głośno nawoływał do uwięzienia Kaczyńskiego okazał się ''nasz'' dzięki prezydentowi Dudzie dołączając do ''elity światowej nauki'', a z kolei Massalskiemu niegdysiejsze przewodniczenie lokalnemu oddziałowi Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej nie przeszkodziło w nowej epoce ostać się senatorem PiSu to w sumie dlaczegóż by nie, tylko że ja z taką ''prawicą'' nie chcę mieć nic już wspólnego, nie mam więc pojęcia kim w takim razie jestem, chyba ''trzecioświatowym maoistą'':). Hipokryzja ta ma za przyczynę tę oto paradoksalną sytuację iż, jak przyznał to otwarcie ''superwizor'' nadpremiera Morawieckiego prof. Paruch, w takich regionach jak Świętokrzyskie elektoraty PiS i SLD pokrywają się w dużym stopniu, na mniejszą skalę dotyczy to również PSL, wystarczy przypomnieć, iż kieleckie wraz z okolicami w latach 90-ych robiły za bastion komuny, po czym ''polityczny alchemik'' Gosiewski dokonał ''cudu'' zamieniając je w twierdzę wyborczą partii Kaczyńskiego i proporcje dokładnie się odwróciły, gdzież więc te wszystkie ''czerwone'' lokalsy wyparowały - nagle pomarli czy wrócili na swą planetę ? No nie, część co najmniej zwłaszcza nastawionych prospołecznie wyborców przeniosła poparcie na kładącą nacisk na kwestie wspólnotowe centroprawicę, resztę zaś zagospodarowała PO i pomniejsze ugrupowania a twarda ubecja zasiliła szeregi KOD, stąd w miejscowym SLD pozostały jedynie kompletne spady jak czerwony nie tylko na gębie Szejna czy wieczny homozetempowiec Jaskiernia i gdyby nie zawyżający im zdecydowanie średnią wieku cyklista Chłodnicki PiS pewnie całkiem by lokalnych komuchów pochłonął. Pojmuję realizm polityczny stojący za tą taktyką, rządzący nie mogą przecież obrażać się na rzeczywistość jeśli mają skutecznie realizować swe zamiary, ale w takim razie moi drodzy PiSowcy nie pierdolcie, że Kondeferaci to ''ruska agentura'', ''spadkobiercy ubeków'' i morderców ''wyklętych'', bo to właśnie wy chadzacie z takowymi pod rękę idąc na konieczne dla utrzymania władzy nie tylko w regionie kompromisy. Dlatego źle się stało, że pospolite ruszenie narodowców z korwinowcami itd. dostało jednak łomot w wyborach, bo jak tu wykazaliśmy PiS koniecznie potrzebuje bata, i to we własnym dobrze pojętym interesie, inaczej jego działacze całkiem już rozbestwią się na państwowych synekurach a takie kanalie jak Gówin pociągną w końcu obecne rządy na dno, to samo tyczy debila Sakiewicza nie posiadającego się z radości, że uniemożliwił ruskiej handlarze z bazarów i putinowskim harleyowcom przejęcie władzy w Polsce [ to nie żaden ''partyzant wolnego słowa'' a jebany dywersant ], i nie mówię tyle o widmie porażki wyborczej co przekształcenia formacji politycznej w kompletnie już wypraną z idei partię ''trzymających za władzę'' na wzór PO. Zresztą prezes chyba najwidoczniej zdaje sobie z tego sprawę skoro tonował euforię swoich zwolenników, a i Gadający Grzyb rzecz trafnie podsumował tak, że nie dodałbym do tego ani słowa, co cieszy bo znaczy, iż jest nas więcej, którzy trzeźwo kwestie te rozpatrujemy. W każdym razie po tym co tu opisano i ostatnim triumfie wyborczym starych wyjadaczy partyjnych pokroju Cimoszewicza czy Millera niech nikt nie śmie pieprzyć, że hasło ''precz z komuną!'' jest anachronizmem - SLD przypomina obecnie dzięki potężnym wciąż aktywom górę lodową z ledwo wystającą nad próg karłowatą strukturą, ale piwnicami pełnymi wszelkiego dobra i ubeckimi koboldami czuwającymi na ich straży, długo więc jeszcze przyjdzie nam czekać na prawdziwy ''koniec PRL'', tym bardziej gdy nad ''reformą sądów'' z ramienia PiS czuwa prokurwator z czasu stanu wojennego Piotrowicz, a przecież do ''zmiany warty'' na froncie ideologicznym szykuje się już tęczowa neobolszewia rychtowana przez takie resortowe bękarty jak Gdula.

Nie będę rozwodził się nad wątpliwymi ''dokonaniami'' byłego już na szczęście prezydenta Kielc takimi jak wspomniany wyżej ''kosmodrom'' w Obicach znany też jako jedyne w swoim rodzaju ''lotnisko-kopalnia'' [ podejrzewam skądinąd, że to tajne lądowisko dla ''obcych'':) ] czy osobliwe, ''awangardowe'' przystanki autobusowe nijak nie chroniące przed deszczem ni śniegiem do których zimą przymarza dupa latem zaś parzą w tyłek [ no ale miały być przecież podgrzewane ławki i są, ekologiczne w dodatku bo czerpiące energię z natury, rozpalonego upałem powietrza a niewdzięczna hołota jeszcze na to sarka, to ''malkontenci'' soM ], grunt, że ktoś przytulił za ten badziew niewspółmierną do jakości wykonania gigantyczną kasę a z naszego byłego włodarza dobry był gospodarz i znany z tego, że dawał zarobić szkoda jedynie, iż tylko ''swoim''... Uczciwie należy jednak przyznać, iż Lubawskiego rozbestwiło nie tylko wsparcie PiS i Gówina, ale i beznadziejna opozycja taka jak wspomniany wyżej radny Chłodnicki, nieudolnie popiskujące ''Razemki'' czy ''frakcja nieheteronormatywna'' w miejscowym PO, jej działaczki wprawdzie potrafiły wykłócać się godzinami zajadle niczym wściekłe suki na sesjach o ''młodzieżową radę miasta'', która nie wiem po co jest, chyba jedynie by korumpować gówniażerię grantozą na trwonienie czasu deliberacjami cóż takiego ''Łunia moze dać młodziezy'' [ wiadomo co : syfa podłapanego na Erasmusie, kiłę od Ahmeta ], ale milcząco zwykle przyklepywały posłusznie kolejne z wspomnianych wyżej pożyczek za 100 czy nawet bezprecedensową w najnowszej historii Kielc 300 mln zł [ licząc łącznie z ''wkładem własnym'' ] jaka de facto stanowiła gwóźdź do trumny dla lokalnego budżetu. Dlatego jestem niepocieszony, że Agata Wojda nie została wiceprezydentem Kielc w nowym rozdaniu, którym już chciała widzieć ją miejscowa ''wybiórcza'' [ chyba jako żeńską wersję Biedronia ] bo przez to będzie mogła kolejną kadencję zgrywać polityczną cnotkę, może i jest z niej jaka działaczka społeczna nie przeczę, ale radna żadna ponosząc współwinę za bagno długów w którym właśnie toniemy, przydałoby się więc aby wzięła choć część odpowiedzialności za to miasto a gwarantuję rychło wyszłaby wreszcie na jaw cała jej niekompetencja i bezczelna ignorancja sprawiająca, iż pierwsza jest do tego by gardłować w sprawach na których kompletnie się nie wyznaje stanowiąc doprawdy żywą ilustrację powiedzenia o tym kto ''wyżej sra niż dupę ma'' [ dlatego gdy patrzę na takie jak ona zastanawiam się czemu dupek jest rodzaju męskiego, chyba czas wreszcie znaleźć mu kobiecy odpowiednik, i to niezależnie od tegoż ''orientacji'' ]. Nadziei na przyszłość tym bardziej nie rokuje radny Michał Braun - zbieżność nazwisk z panem reżyserem nieprzypadkowa, gdyż to jego stryjeczny brat - który jak przystało na przysłowiowo już durną PONowoczesną opcję polityczną jaką reprezentuje kręcił niedawno shitstorm z powodu plastikowych butelek w jakich rozdaje się wodę mineralną na sesjach a to w obliczu widma bankructwa miasta tak jakby urządzać awanturę na tonącym Titanicu, że nie podano nam odpowiednio schłodzonego szampana. Podczas obrad rady zaledwie na jaki miesiąc przed tym, gdy jawnym stało się wreszcie jak poważna jest sytuacja finansowa Kielc palnął też jakoby ''miastu nie brak środków w budżecie, wszystko jest tylko kwestią priorytetów'' - na klub piłkarski ''Korona'' nie ma co wedle niego łożyć, za to in vitro czy walkę ze smogiem i owszem [ skądinąd rad bym się wywiedzieć jakim cudem problem z tym ostatnim narasta wprost proporcjonalnie do zaniku lokalnego przemysłu i gwałtownego kurczenia się liczby miejscowej ludności ]. Nic go nie tłumaczy skoro taki zwykły kielczanin bez wglądu w papiery i księgowość miejską jak ja przewidywałem od dobrych paru lat obecny rozwój wypadków, a byli tu tacy co już przed dekadą z okładem o tym głośno trąbili, na próżno niestety - ale cóż się dziwić skoro ktoś praktycznie całe dorosłe życie przepasożytował na grantozie to gdzie niby miał się nauczyć szacunku dla pieniądza i racjonalnego planowania wydatków ? Pan reżyser choć też pieprzy smuty tylko inaczej, jest przynajmniej znakomitym dokumentalistą, Michaś zaś posiadł chyba jedynie umiejętność wygodnego życia na cudzy koszt z publicznych pieniędzy jak na ''człowieka III-go sektora'' i absolwenta ''europeistyki'' przystało. Realnym człowiekiem interesu za to jest, obok wymienionego wyżej ''bezpartyjnego'', inny radny Maciej Bursztein, syn swojego ojca czyli właściciela ''Formastera'' i onegdaj głównego sponsora kampanii wyborczych Lubawskiego z którym jednak pożarł się, bo ten nie chciał mu wydać zgody na budowę nowej fabryki w Kielcach, nie wiadomo czemu może za dużo chciał za to wziąć, kto wie - o starym mówią jakoby był zeń Żyd kagiebista z Ukrainy, faktycznie dziwne, iż przyjeżdża gość zza wschodniej granicy w latach ''przełomu'' już z kapitałem i technologiami w ręku, no ale pamiętajmy, że ludzie różne rzeczy wygadują... Natomiast faktem jest, iż młody reprezentuje nowy typ biznesmena, który perfekcyjnie opanował sztukę kręcenia interesów nie na zaspokajaniu realnych potrzeb, lecz kreowaniu od podstaw wirtualnych rekomendując zakup ze świecącej pustkami kasy miasta ''smogobusa'' za pół miliona, a przecież dochodzi do tego system dronów ''monitorujących'' powietrze i etaty dla obsługujących ustrojstwo etc. co oznacza kolejną budżetową ''czarną dziurę'' bez dna pokroju obickiego kosmodromu czy także finansowanej wciąż de facto przez miasto piłkarskiej ''Korony'', cwane przyznajmy, choć zakrawa na czyste skurwysyństwo w obecnej sytuacji kompletnej niemal zapaści jaka tuż tuż rysuje się na horyzoncie. I mógłbym tak jeszcze długo wymieniając choćby Stawickiego Arkadego, kolejną lokalną kreaturę ''III-go sektora'', gościa przechwalającego się jakoby doprowadził do obalenia Lubawskiego będąc współinicjatorem z ćpunem i psychopatą Materną referendum ws. jego odwołania, sęk jedynie w tym, iż gdyby stary Bursztein nie sypnął w ostatniej chwili kasą na to przedsięwzięcie by dosrać swemu niegdysiejszemu faktotum jakie mu się zbiesiło inicjatywa zdechłaby całkiem, sam też przyznaje iż miasto padło ofiarą polityki otwartych granic we ''wspólnocie europejskiej'' przez co bardziej rozwinięte ośrodki na Zachodzie dosłownie wysysają stąd ludzi przyczyniając się do zapaści Kielc i regionu co nie przeszkadza mu gorliwie agitować za UE taki zeń ''lokalny patriota'' itd. itp., mam już jednak dość przerzucania tego personalnego gnoju. 

Ktoś być może powie : bawisz się w zoila, a tyś czego dokonał w przeciwieństwie do tamtych, oni przynajmniej starają się coś robić, kreujesz się aby na jedynego sprawiedliwego w lokalnej Sodomie ? Bynajmniej, tyle że sama aktywność nie równa się jeszcze dobru, choćby rzeczony pan Arkadiusz sra tysiącem zbawczych w jego mniemaniu dla miasta pomysłów na minutę, a wszystkie jednako g..., czasami więc lepiej nie czynić niczego niż zapaskudzać tylko innym życie swoimi poronionymi konceptami. Jakbym się też nie starał nigdy nie dorównam opisywanym tu lokalnym politykom i działaczom w sztuce obrzucania się wzajem łajnem w czym celuje zwłaszcza przaśny portal ''Scyzoryk się otwiera'' o rzekomo ''satyrycznym'' charakterze, nie wiem dla kogo chyba tylko skończonych prymitywów, powielający najbardziej żenadne zagrania PiS z czasu kampanii wyborczej jakie sam przecież wtedy wyśmiewał, prowadzony przez sprzedajną świnię i dziennikarską kurewkę Gacka [ a nietoperze słyną z umiejętności zasrywania dokumentnie każdego miejsca w jakim tylko przyjdzie im egzystować ]. Na wymioty zbiera się patrząc na tę małomiasteczkową kołtunerię przeświadczoną o swej ''oświeconej europejskości'', która dokonała zbiorowego linczu na wspomnianych wyżej ''homofobicznych'' banerach, strach myśleć co by się wtedy działo gdyby na ich miejscu była wtedy inicjatorka tego przedsięwzięcia Kaja Godek, rozhisteryzowana lewacka szuria zapewne powyrywałaby jej wszystkie włosy przykuwając do pręgierza na rynku, zaiste był to prawdziwy ''pogrom kielecki'' w przeciwieństwie do tego urządzonego przez Sowietów. Nie mam jednak złudzeń, że gdzie indziej jest pod tym względem lepiej, zwłaszcza w dużych ośrodkach jak Kraków czy Warszawa bo pula ochłapów do podziału tam odpowiednio większa stąd i rywalizacja o nie proporcjonalnie bardziej zaciekła i przybiera jeszcze drastyczniejszą postać. Niemniej na totalną wiochę zakrawa, że bezapelacyjnym zwycięzcą tych wyborów w mieście wojewódzkim zostało takie polityczne zero jak Jarubas, kandydat partii chłopskiej jakby nie było, zbierając niemal dwa razy więcej głosów niż ciesząca się wszędzie indziej rekordowym poparciem była premier Szydło, nawet ni-Jaki górował tu nad nią - czyż trzeba lepszego dowodu, że stolica Świętokrzyskiego to czerwony wrzód na mapie regionu, powtórzę : żaden tam ''kleryków'' a Ubeków zapyziały ? Przykro to mówić, ale na usta ciśnie się popularne wśród okolicznych mieszkańców powiedzenie znane mi z okresu dzieciństwa jeszcze : ''do Kielc na szmelc''... Triumf wyborczy Katabasa z Błotnowoli nie powinien jednak zdumiewać przede wszystkim ze względu na ''post-chłoporobotniczy'' charakter miasta [ owszem drogie dzieci, istniał onegdaj taki subgatunek człowieka, specyficzny wytwór PRL, którego kapitalna definicja padła w jednym z filmów Kondratiuka : ''ćwierć robotnika i ćwierć chłopa, razem pół litra'' ]. W burzliwych czasach ostatniej industrializacji późnego Gomuły i Gierka napłynęła tu masa mieszkańców głównie okolicznych wsi i z całego regionu zamieniając Kielce w jeden wielki hotel robotniczy, każdy kto pamięta tamte czasy może sobie wyobrazić co się tu wyprawiało wskutek tego, jak pisze historyk Jarosław Dulęba w swej pracy poświęconej uprzemysłowieniu Świętokrzyskiego w owej dekadzie o ile za tow. Edwarda przestępczość wszędzie w PRL spadała to na Kielecczyznie statystyki kryminalne pikowały śmiało w górę, znakomity lokalny literat Zdzisław Antolski wspomina o regularnych napierdalankach między przyjezdnymi a miejscowymi w barze na Plantach jakie się wtedy odbywały, podobnych obrazków można by przytoczyć multum, to z owej epoki bierze się wątpliwa fama ''scyzora'' na cały kraj. Wszakże gdyby ta ''rewolucja przemysłowa'' w lokalnym wydaniu potrwała wolno mniemać po okresie ''sturm und drang'' nastąpiłoby pewne uspokojenie, następne pokolenie już osiadłe na miejscu mogłoby okrzepnąć nadając miastu swoistość i pewien charakter, jednak proces ten został dość brutalnie przerwany przez zmianę paradygmatu ekonomicznego i ustrojowego a raczej sposób w jaki to uczyniono, choć z początku wydawało się, iż Kielce odnajdą się jakoś w nowych realiach, ale gdzieś tak na początku nowego wieku nastąpiła ostateczna deziluzja i trwający do dziś zjazd w dół, którego przyczyny zaraz opiszemy. Na razie istotna jest konstatacja zerwania ledwo co poczętego przekształcania się mieszkańców wsi w obywateli miasta średniej wielkości z prawdziwego zdarzenia, kolejne pokolenie nie miało więc szans zapuścić tu korzeni, stąd z braku perspektyw spierdalało do większych ośrodków jak stolyca albo krakuffek, a po tzw. otwarciu granic i do Wlk. Brytanii, Włoch czy Niemiec w końcu, swoje też zrobiła suburbanizacja, na ich miejsce zaś napływają mieszkańcy wyludniających się wsi i miasteczek w regionie a nawet innych państw często nadal zameldowani tam skąd pochodzą, przez co Kielce noszą piętno permanentnej prowizoryczności niczym wiecznie rozgrzebany plac budowy, ale tym razem nie wiadomo właściwie czego, charakter przejściowy dosłownie jako jedna wielka sypialnia i hotel robotniczy dojeżdżających tutaj do pracy często z peryferii kielecczyzny ludzi. Rzutuje to na ogólny brak wyrazu, niemożność określenia istoty miasta tak jak to ma miejsce dajmy na to w Krakowie, Katowicach czy Trójmieście, ale i nade wszystko rodzi konkretne problemy natury politycznej i społecznej - kiedyś spacerując późnym wieczorem po osiedlu postanowiłem zliczyć ile z zaparkowanych na nim samochodów posiada pozamiejscowe rejestracje typu TKI itp. bowiem nader często powtarzały się z uderzającą monotonnością i okazało się, że jest tak od 1/3 do średnio połowy blisko przypadków. Rzecz jasna nie idzie o to by uniemożliwić tym ludziom wjazd do miasta obstawiając rogatki uzbrojoną po zęby strażą miejską czy wprowadzić absurdalną dyskryminację mieszkańców Bodzentyna dajmy na to, by chodzili z opaskami z literą ''B'' na ramieniu, Turcy ''T'', Ukraińcy zaś nosili ''U'' itd. Natomiast sprawa polega na tym, że jeśli nie jesteś zakorzeniony, w jakikolwiek głębszy sposób związany z miejscem twego pobytu, które traktujesz jako coś przejściowego, okresową siedzibę pracy z jakiej czekasz tylko by wrócić w łyk-end DO SIEBIE na wioskę czy skąd tam pochodzisz, co najwyżej jako sypialnię po robocie marząc tylko o tym by napić się piwa czy zapalić skręta i walnąć w kimę, to w dupie masz, że np. wytną ci aleję starych drzew pod oknem lub w inny sposób zdewastują dookolną przestrzeń, skoro dziś jesteś tu, jutro na Śląsku lub w Hamburgu dajmy na to, a pojutrze znowu gdzie indziej, być może na starych śmieciach, ale na pewno już nie w Kielcach. Poza tym nie wiadomo jakby wyglądała frekwencja podczas referendum ws. odwołania Lubawskiego, gdyby nie ta masa żyjących tu od lat, lecz nie osiadłych bynajmniej bo niezameldowanych jednostek, która z tej racji nie mogła w nim uczestniczyć, to samo tyczy pojawiającego się od pewnego czasu konceptu powołania rad dzielnicowych, faktycznie zawstydzającym jest, iż stolica Świętokrzyskiego jako jedyne spośród miast wojewódzkich ich nie posiada, sęk w tym, że z podanych wyżej powodów może się okazać to niewykonalnym bo połowa nawet na niektórych osiedlach z zamieszkałych jest tu jedynie przejazdem, lub nie mają statusu kielczan de facto, a przecież prawo wyraźnie stanowi, iż tylko stali mieszkańcy mają prawo wyboru do nich przedstawicieli, nie mówiąc już o malejących wpływach z podatku CIT do kasy miejskiej wraz z ubywaniem ludności, kurczeniem się na stałe osiadłej populacji i deindustrializacją itd.

Jak drzewiej bywało :

''Należy zaznaczyć, że w latach siedemdziesiątych przemysł województwa kieleckiego zyskał na znaczeniu w skali całego kraju. Kielecczyzna była jedynym w Polsce dostawcą średniotonażowych samochodów ciężarowych, świec zapłonowych, a także wysokoprężnych rurociągów energetycznych. Zakłady zlokalizowane w tym województwie wytwarzały również istotną część elementów gipsowych (93 proc. ogólnej produkcji krajowej), łożysk tocznych (62 proc.), aparatury przemysłowej (33 proc.), domowych pralek elektrycznych (28 proc.). Ważną pozycję zajmował także przemysł wydobywczy, odlewniczy i hutniczy.''

http://www.polska1918-89.pl/pdf/problemy-funkcjonowania-zakladow-przemyslowych-w-wojewodztwie-kielecki,4587.pdf 

...ale jakie straszne były koszta tej regionalnej ''akumulacji pierwotnej'' a la PRL :

http://rcin.org.pl/Content/61449/WA303_80714_B155-Polska-T-14-2016_Dulewicz.pdf 

Pora więc przejść wreszcie do uwag natury ogólnej, bo nie możemy spoza drzew nie dostrzegać lasu, przyszedł czas by zadać sobie dwa istotne w obecnej sytuacji miasta i jego perspektyw czy raczej ich braku pytania:

po 1. czy Kielce w ogóle mają sens? - idzie o rację bytu miasta, przede wszystkim ekonomiczną, bo jej szczerze mówiąc wcale nie widzę obecnie i odnoszę nieodparte wrażenie, iż to całe pieprzenie o ''start-upach'', że Kielce ''miastem mody'', sportu itd. stanowi jedynie histeryczne próby zasypania tej czarnej dziury jaka nam pod tym względem zieje tu pod stopami. Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że wraz z upadkiem lokalnych ''czeboli'' budowlanych, tych wszystkich Exbudów, Mitexów itd. dzięki którym Kielce dość suchą stopą przeszły zawirowania gospodarcze lat 90-ych [ w przeciwieństwie np. do takiego Radomia, gdzie wówczas psy dupami szczekały po upadku zbrojeniówki i ''Radoskóru'' ], a które dziwnie w przeciągu zaledwie 2-3 lat na początku nowego wieku zostały ''wyczesane'' lub przejęte przez obcy kapitał zaczęła się równia pochyła, co za tym idzie posypały się inne gałęzie miejscowego przemysłu, więc to nie przypadek, iż odtąd mniej więcej poczyna się jazda na kredycie o czym łacno przekonać się studiując kolejne budżety miejskie z owego okresu. Trafnie zdiagnozował absurdalne zawieszenie w próżni ekonomicznej miasta jeden ze znajomych zwracając uwagę na ten oto fakt : po kiego grzyba w Kielcach politechnika skoro w międzyczasie wyparowała stąd i okolic większość zakładów pracy dla zapewnienia kadr którym powstała taż uczelnia ? Przez to korzystają inne ośrodki czy wręcz państwa gdzie emigrują absolwenci jacy nie mogą znaleźć tu w ogóle zatrudnienia lub co najwyżej na skandalicznych warunkach, bo na jakąś masakrę zakrawa, że niechby początkujący inżynier zarabia tutaj często mniej niż kasjerka w ''Lidlu'' z całym należnym dla niej szacunkiem, gdyż nie jestem kurwinowcem ni KODerastą by gardzić beneficjentami ''pińcset'', niemniej człowiek powinien być wynagradzany odpowiednio do posiadanych przez się umiejętności. Kieleckie stanowi tradycyjnie zaplecze dla budowlanki, więc powinno korzystać z koniunktury jaka w tym względzie zapanowała wraz z wejściem do UE, mniejsza już z tym, iż sztucznie nakręconej ''dotacjami unijnymi'' a w rzeczywistości kredytami zachodnioeuropejskich przeważnie banków wedle opisanego na wstępie mechanizmu, tymczasem z racji wspomnianego przed chwilą upadku lokalnego przemysłu budowlanego Świętokrzyskie robi za coś w rodzaju wschodnioeuropejskiej mikro-Katangi skąd wywozi się jedynie surowiec i dostarcza materiału ludzkiego na budowy w całym kraju i połowie Europy, nawet w regionie inwestycje drogowe są realizowane przez jakieś obce i to podejrzane często firmy powiązane z włoską czy albańską mafią. Nie trzeba daleko sięgać : znajomy, który zafundował dziecku mieszkanie w Krakowie widząc, że w Kielcach nie czeka je przyszłość zauważył dokupując wyposażenie w tamtejszych ''castoramach'' głupawe uśmieszki u sprzedawców, gdy składając zamówienie podawał jak to wymagane kielecki adres zamieszkania, dopytywał o co idzie słysząc oczywiście wymijające odpowiedzi. Dopiero niedawno żona podpuściła jakąś miejscową babę pracującą w gastronomii, która nieświadoma, że rozmawia z kielczanami wyjaśniła jej w czym rzecz, otóż palnęła wprost : ''pani, przyjeżdża ta bida, nędza z Kielc'' - tak dosadnie raczyła wyrazić się o mych lokalnych krajanach - ''wynajmują pokoiki na dwóch, gnieżdżą się tam po 3-4-ech na krzyż i łapią się każdej najgorszej roboty, oni i Ukraińcy'' zapierdalając dodajmy na budowach dosłownie od rana do nocy, ona im o 22.00 szykuje ''obiadokolacje''. Znaczy się nawet dla krakowian kieleckie i ogólnie region Świętokrzyskiego robi za odpowiednik dawnej Galicji, a ich mieszkańcy są postrzegani i traktowani niczym rodzaj białych czarnuchów, to samo tyczy Niemiec, ostatnio inny znajomy miał okazje popracować tam nieco z przeważnie kompletnymi spadami, część rodem ze Śląska ale głównie stąd właśnie, wielu alkoholików, narkomanów nawet, zwykle bez szans ni ochoty na założenie rodziny a przy tym pozbawionych elementarnej godności i szacunku dla samych siebie, polskie pracownice bywa opierdalające gałę kierownikowi Turasowi a więc standard niestety polskiego szlaufa na emigracji itp., za to kompensujących to sobie jak na przegrywów przystało pogardą dla tych co mają od nich jeszcze gorzej czyli harujących wraz z nimi Rumunów czy Bułgarów, szkoda gadać. W ogóle to co wyprawia się tutaj jeśli idzie o ćpanie jest wprost potworne, dragi zwłaszcza wśród młodych stały się niemal tak powszechne jak wóda za komuny, ale i coraz więcej dziadów w średnim wieku zaczyna się na nie przerzucać czekać więc tylko gdy i staruszki będą je wciągać - a mowa tu nie tyle o pozornie tylko poczciwej maryśce, która na dłuższą metę zamienia mózg w zawartość koszarowej latryny [ przykro mi, ale mam problem z palaczami ziela bo to zazwyczaj pierdolone snuje wysysające energię z otoczenia, a nieliczne wyjątki od tej reguły jakie dane mi było poznać tylko ją potwierdzają ] co dopach i inszych chemikaliach konkretnie jebiących łeb, całe pokolenie będzie po tym cierpieć na flashbacki. Gdy słyszę, że w bloku na pewnym kieleckim osiedlu w którym jest pięć klatek powiedzmy w każdej tkwi diler z innym towarem, wszystko zaś odchodzi w nasyconym tradycyjnie resortem mieście to jest dla mnie pewnym, iż rzecz nie może dziać się na taką skalę bez co najmniej przyzwolenia ze strony miejscowej komendy i na 100% tam właśnie siedzą prawdziwi szefowie tego interesu korzystając na tym, że reszta otumania się z biedy, beznadziei albo zwykłej bezmyślności, i dotyczy to w równym stopniu ubogich co i bogaczy, którzy nie za bardzo wiedzą co ze sobą począć odkąd interesy im podupadały i pozostało jedynie bezproduktywne rentierstwo, życie z kapitałów jakich dorobili się w bardziej szczęsnych dla miasta latach 90-ych. Zamiast jednak biadolić pora zadać sobie drugie fundamentalne z lokalnej perspektywy pytanie :

2. w jakiej mierze sami możemy rozwiązać swe problemy na miejscu? Bo co do mnie sądzę, iż zasadniczo nie jesteśmy w stanie tego dokonać, Kielce i region nie mają szans na samodzielny rozwój, przynajmniej od czasów nowożytnych kolejne fale industrializacji począwszy od tej za Staszica i Druckiego-Lubeckiego, w międzywojniu i ostatniej za komuny późnego Gomuły i Gierka wszystkie były efektem decyzji podejmowanych na szczeblu centralnym, i to zapewne nie tylko stołecznym. Zwłaszcza za przeprowadzoną w II RP stały względy głównie strategiczne a nie ekonomiczne, i wojsko nie raz musiało wtedy toczyć prawdziwe batalie z sępiącymi środki z budżetu urzędnikami ministerstwa skarbu na rozbudowę tutejszych fabryk broni, głównym choć nie jedynym inicjatorem przedsięwzięcia był gen. Sosnkowski, który wybrał Świętokrzyskie na miejsce położenia podwalin dla polskiego przemysłu zbrojeniowego jako leżący w sercu kraju region oddalony od nieustannie zapalnych w ówczesnych warunkach granic na wschodzie jak i zachodzie. Piłsudski wprawdzie uważał, że odrodzona Rzeczpospolita nie posiada właściwie bezpiecznego terytorium, gdzie takowy przemysł o kluczowym znaczeniu dla obronności państwa można by ulokować, stąd najlepiej wedle niego byłoby go rozproszyć po całej Polsce, ale ponieważ jak trzeźwo zauważył zwyczajnie nie było jej na to stać przy opłakanym wtedy stanie finansów krajowych, więc pozytywnie zaopiniował przedłożony mu przez wojskowych koncept umieszczenia zasobów militarnych właśnie tutaj. Celowo nie wspominam o wymienianym zwykle w tym kontekście mylnie COP-ie, bowiem to lata późniejsze i dotyczyło rejonu położonego w widłach Wisły i Sanu na południe nieco, a więc Rzeszów-Tarnów, zanim jednak to on stał się centralnym państwowe inwestycje przemysłowe koncentrowały się od pocz. lat 20-ych jeszcze do poł. 30-ych głównie na kielecczyźnie, przy czym same Kielce pozostawały tu raczej na uboczu zaś rozbudowywano intensywnie na owe czasy zakłady przemysłowe na północy regionu w Starachowicach i Ostrowcu. Należy mocno to podkreślić, że gdyby nie interwencjonizm państwowy i to o wyraźnie militarnym charakterze nic by na tym świętokrzyskim ugorze praktycznie nie było, żadnej liczącej się fabryki, co najwyżej jakieś bieda-manufaktury, dlatego szlag mnie trafia gdy słyszę kurwinowców i inszych lejbertarian, że jakby tylko ustanowić wolny rynek rozumisz synek to ho ho, dolina krzemowa dawno by tu była - faktycznie posiadamy spore zasoby krzemionki, a pod Rudkami jest uran, więc my se ze szwagrem i sebą otworzymy byznes i będziem na podwórku perszinga ze złomu stawiać z głowicą nuklearną jak się patrzy, normalnie konkurencją dla Muska się ostaniemy. Po szczegóły odsyłam do pracy dostępnej w całości w sieci traktującej o dziejach międzywojennej industrializacji w tzw. ''trójkącie bezpieczeństwa'' autorstwa historyka rodem z Kielc Jerzego Gołębiowskiego, wolnorynkowcom szczególnie polecam opis perypetii jakie towarzyszyły rozbudowie starachowickich fabryk broni wskutek celowego sabotażu ze strony zagranicznych inwestorów, którzy w ten sposób usiłowali zapewnić sobie monopol na wyposażenie polskiej armii w swój sprzęt pochodzący z zakładów we Francji, Wlk. Brytanii i Czech, co z czysto kapitalistycznego punktu widzenia, gdzie dbanie o własny zysk jest cnotą nie było niczym zdrożnym, tyle że zagrażało bezpieczeństwu polskiego państwa i bytowi narodu godząc w jego żywotne interesy - dlatego z podobnych powodów nie można być liberałem i jednocześnie narodowcem, obojętnie polskim czy żydowskim, te rzeczy się wykluczają. Zresztą nasz region tradycyjnie jest związany z wojskiem, już w XVI-XVII w. istniały tu kuźnice broni pracujące na rzecz armii RzPLitej, więc uważam najlepszym rozwiązaniem na obecną kryzysową sytuację byłoby sprowadzenie tu na spotkanie Bartosiaka by nam wytłumaczył geopolityczne znaczenie Świętokrzyskiego - wiem jak to brzmi, gdyż jesteśmy przyzwyczajeni, iż kwestie takowe tyczą jedynie wielkiej polityki jak globalna rozgrywka między USA a Chinami, tyle że ponieważ Polska jest niestety właśnie przedmiotem a nie podmiotem polityki międzynarodowej, stąd byt naszego kraju jako położonego w ''strefie zgniotu'' zależy od koniunktur geopolitycznych i dziejowych zawirowań pod drugiej stronie oceanu czy Eurazji, i dotyczy to również regionu Świętokrzyskiego nie leżącego bynajmniej na Marsie. Przy okazji być może mógłby nam też coś więcej powiedzieć jaką i czy w ogóle rolę przewidziano dla kieleckiego w planie budowy CPK, zakładając oczywiście, iż rzecz jest na serio a nie tylko stanowi kolejną okazje do przewalenia gigantycznego budżetu, oby nie bowiem jest to nam cholernie potrzebne, mówi się wprawdzie o liniach kolejowych i drogach, ale póki co wciąż za mało tu konkretów, zresztą wyznaczenie szlaku transportowego nie musi zaraz skutkować koniunkturą a jedynie oznaczać wygodny przejazd przez okolicę bez wymogu zatrzymywania się tak jak to ma miejsce w przypadku sztandarowej dla rządów Lubawskiego inwestycji jaką jest jedyna w swoim rodzaju obwodnica przebiegająca przez miasto, bo jego protegowanym nie chciało się nawet zmieniać projektu rodem z czasów Gierka i zamrożonego przez kryzys za Jaruzela po to, by dostosować go do zmienionego w międzyczasie układu Kielc, w efekcie miasto zostało przecięte niemal na pół autostradą de facto zaś mieszkańcy okolicznych blokowisk zamknięci w rezerwacie ''ekranów dzwiękochłonnych'' jedynie z nazwy [ pomijam już fakt, że zabieramy się do przezwyciężenia fatalnych dla skomunikowania kraju i jego infrastruktury skutków zaborów dopiero na pocz. XXI w. co pokazuje aż nadto dobitnie półkolonialny niemal status jaki dotychczas posiadała Polska ]. Powyższego jednak nie należy żadną miarą traktować jako usprawiedliwienia dla zaniechań i nieudolności lokalnych włodarzy, że to prawda nic się nie da zrobić własnym sumptem na tej ''ziemi jałowej'' i trza jechać na ''chwilówkach'' aż do zdechnięcia i wyprzedaży dosłownie wszystkiego - wręcz przeciwnie, jeśli komuś przyszło urodzić się i żyć na przysłowiowych ''kieleckich piochach'', niezbyt urodzajnej, gliniastej bywa i pełnej kamieni glebie to tym rozsądniej powinien gospodarzyć skromnym dobytkiem nie trwoniąc go na ''kosmodromy obickie'' jak Lubawski czy insze ''smogobusy'' co jego równie ''wizjonerscy'' z poniektórych następców.

Uczciwie trzeba zastrzec, iż być może pokładamy tu przesadną i anachroniczną nadzieję w interwencjonizm państwa i zbawienne dla regionu skutki uprzemysłowienia, gdyż od czasu wymienionych wyżej industrializacji sporo się zmieniło - podczas debaty zorganizowanej przed paru laty przez lokalnego i nie tylko potentata rodem z WSI Sołowowa dotyczącej już wówczas palącej kwestii kiepskich perspektyw dla Kielc, skądinąd bezsensownej bo Kielce przynajmniej w obecnej formule przyszłości nie mają, wstał jeden z ówczesnych dyrektorów huty Ostrowiec i twardo oznajmił, aby wybito sobie z głowy, że takie zakłady jak ten któremu szefuje będą nadal zatrudniały po kilka czy nawet kilkanaście tysięcy ludzi jak to było drzewiej za PRL. I faktycznie, dwóch znajomych pytanych o to, jeden który miał okazję asystować przy montażu tam nowoczesnych linii produkcyjnych sprowadzonych z Niemiec, i drugi co z kolei pracował przy ich serwisowaniu niezależnie od siebie potwierdzili, że dzięki takowym technologiom do pracy jaką kiedyś wykonywało po kilku-nastu bywało robotników dziś wystarcza jeden-dwóch nadzorujących maszynę aby gdy coś się spierdoli przerwać proces produkcji i dokonać naprawy, jak więc widać automatyzacja i jej fatalne skutki czyniące człowieka zbędnym niemal ogniwem w fabryce nie są bynajmniej abstrakcyjnym problemem dla mieszkańców Świętokrzyskiego. Nawet jednak ulokowanie odhumanizowanych w tym stopniu zakładów mogłoby nieść dobroczynne konsekwencje dla miasta o ile tylko jego władze zadbałyby aby czerpać z tego tytułu dochody do budżetu, zresztą nie dajmy się zwariować, roboty za nas wszystko nie będą wykonywać, nie ma żadnego postępu w dziejach polegającego na bezwzględnym rugowaniu starego przez nowe, wręcz przeciwnie rozwój technologiczny sprawia, iż archaiczne wydawałoby się formy ożywają niespodziane, czego przykładem choćby omawiany tu niedawno fenomen subkultury techno, nie jest więc przesądzone iżby zanik jednych miejsc pracy nie oznaczał wytworzenia zapotrzebowania na inne funkcje odpowiednie dla swoich czasów i etapu w jakim się znaleźliśmy. Jeśli zaś nie ma na to szans powiedzmy to wreszcie otwarcie zamiast duraczyć mirażami międzynarodowych lotnisk i hubów transportowych rzekomo ulokowanych pod Kielcami, czy lokalnymi start-upami, nieledwie świętokrzyską ''doliną krzemową'' [ chyba raczej ''krzemionkową'' na miarę naszych możliwości ] bo jak dawno to już stwierdzili co trzeźwiejsi lokalsi jedyną praktycznie racją bytu tzw. ''kieleckiego parku technologicznego'' jest przewalanie ''funduszy unijnych'' i gdy tylko ich napływ ustanie cała jego ''wirtualność'' ukaże się w pełni. Z dwojga złego jednak lepszy już ten marazm niż przybierający monstrualne rozmiary przerost inwestycyjny jaki przeżywa Kraków co może i z zewnątrz prezentuje się imponująco, lecz owocuje chaosem komunikacyjnym i wieloma innymi patologiami czyniącymi egzystencję jego mieszkańców koszmarem. Wolę gnić na prowincji jak tłoczyć się w takim Molochu, nie cierpię zresztą ''krakówka'' na który snobował się Lubawski i ilekroć tam bywam, na szczęście rzadko tak gdzieś raz-dwa na dekadę, zawsze z dumą podkreślam głośno, że jestem ''chamem z Kielc'', uosobieniem pretensjonalności tamtejszego środowiska jest dla mnie ''Piwnica pod Baranami'', odkąd pamiętam wkurwiała mnie Szałapakowa i jej pseudo-żydowskie pienia ''tańczę na wietrze, tańczę na rurze'' itd., więc nie stanowiło dla mnie zaskoczenia, gdy po otwarciu esbeckich teczek całe to towarzycho okazało się bandą degeneratów, tanich dziwek i donosicieli jak na cyganerię artystyczną przystało [ aczkolwiek przyznaję Krak-off oglądany z perspektywy zapuszczonych i raczej mało odwiedzanych przez turystów miejsc jak kamieniołom ''Liban'' czy stadion lokalnej ''Korony'' wygląda niemal swojsko ]. Zamiast więc histerycznie miotać się tracąc czas na prometejskie napinki pora może wreszcie uznać własny prowincjonalizm, pozbyć się kompleksów z tego tytułu i podjąć chociaż próbę przekształcenia go z własnej słabości w siłę na wzór matematyków ''szkoły lwowskiej'' pozostającej na uboczu ówczesnego światowego obiegu naukowego, którzy zajęli się zagadnieniami leżącymi wtedy odłogiem, pomijanymi przez międzynarodowe środowisko uczonych co zapewniło im w końcu sukces i uznanie tamtych. Skoro nie ma perspektyw na re-industrializację regionu a wręcz przeciwnie, wszystko w dającej się przewidzieć przyszłości wskazuje na niepowstrzymany trend starzenia się i kurczenia miejscowej populacji i przeznaczeniem Świętokrzyskiego jest socjal, to jak rzucił ostatnio w rozmowie jeden ze znajomych należy uczynić zeń rodzimy odpowiednik Florydy - proszę się nie śmiać bo nie mowa tu rzecz jasna o dolce vita a la serialowi ''policjanci z jajami'', tylko miejsce godnego odpoczynku tych z emerytów, których nie będzie stać na wygrzewanie kości nad Adriatykiem, spokojnej ''jesieni życia'' dla nich, jednym słowem przekształcenie kielecczyzny w gigantyczne sanatorium i hospicjum zarazem, a wiele zdaje się świadczyć, iż ku temu to właśnie zmierza... Cóż, jeśli mamy być krajową umieralnią i jedną wielką kostnicą niech i tak będzie, a przy tym jakież perspektywy otwiera to przed lokalnym rolnictwem ze względu na nowoczesne technologie kompostowania zwłok ! [ dobra, przegiąłem, ale trudno doprawdy w tej sytuacji powstrzymać się przed czarnym humorem ].

Na koniec godzi się wyjaśnić skąd ten dziwny, celowo prowokacyjny wręcz cytat umieszczony na wstępie - otóż przeglądając kiedyś dostępne w sieci numery pisma Muzeum Historii Kielc natrafiłem na artykuł traktujący o regionalnej prasie gadzinowej wydawanej w czasie wojny, a tam przytoczoną relację z wizyty Hansa Franka w stolicy Świętokrzyskiego, gdzie na wstępie anonimowy propagandzista III Rzeszy oświadczył, iż ''przed wojną Kielce cieszyły się opinią miasta urzędników i emerytów''. Wprawdzie dla mnie jako potomka tzw. ''robotników przymusowych'' czyli polskich ofiar hitleryzmu z których banda pazernych i bezczelnych parchów usiłuje obecnie zrobić rzekomych ''pomocników nazistów'' niemiecki agitprop nie jest oczywiście żadnym autorytetem, niemniej czytając to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że lokalna historia zatoczyła koło... Na dowód, że nie ściemniam :

'' Miasto Kielce, które jeszcze przed rokiem nie było zdolne wykorzystać swych bogactw przemysłowych, natomiast w czasach przedwojennych zażywało w całej Polsce swoistej sławy, jako miasto urzędników i emerytów, staje dziś przed nową epoką rozwoju i stanie się ośrodkiem przemysłowym i handlowym, posiadającym zasadnicze znaczenie dla całego Generalnego Gubernatorstwa. Takie jest znaczenie ogłoszenia Kielc miastem wydzielonym, dokonanego dziś w ramach uroczystego aktu państwowego przez Generalnego Gubernatora dra Franka. Generalny Gubernator po przybyciu z Radomia został powitany u granic miasta Kielc, poczym przez udekorowane ulice odprowadzono go do starego, pięknego zamku kieleckiego. Tam Generalny Gubernator oraz dostojni goście znajdujący się w jego otoczeniu zostali powitani przez Gubernatora [dystryktu radomskiego – S.P.] dr Lascha”. Następnie członkowie delegacji wygłosili przemówienia, które finalizowała przemowa Franka. Podkreślił on, że Kielce posiadają – ze względu na wysoką liczbę mieszkańców oraz bardzo korzystne połączenia komunikacyjne – świetne perspektywy rozwojowe, a władze niemieckie będą dbać o dalszy rozwój miasta.''


- brzmi jakoś dziwnie znajomo...

piątek, 17 maja 2019

Pastelowy mesjasz 2.0 czyli ezoteryczny Szydłów [ rzecz o mistycznej śliwce ].

...abo pożytkach z bycia paranoikiem - podczas niedawnej wizyty w rzeczonym urokliwym całkiem świętokrzyskim miasteczku porównywanym w głupawy, krzywdzący dlań sposób do ''polskiego Carcassonne'' [ dlaczego w takim razie Paryżewa dajmy na to nie nazywa się ''francuskim Bukaresztem'', przecież Cyganów tam równie dużo, o ile nie więcej ] w lekką konfuzję wprawiła mnie dość niecodzienna jak na katolicką świątynię symbolika umieszczona na odrzwiach tamtejszego późnogotyckiego kościoła św. Władysława :

 

- ale to jeszcze by uszło, ostatecznie wyznawcy judaizmu nie dzierżą monopolu na heksagram, natomiast już na serio zaniepokoiły mnie pastelowe malowidła umieszczone na ścianach w nawie bocznej :


- bowiem do złudzenia przypominają osobliwy wystrój świątyń inspirowanego ''antropozofią'' Rudolfa Steinera parachrześcijańskiego ruchu Christengemeinschaft czyli tzw. ''Wspólnoty Chrześcijan'' nie uznawanej za takowych zarówno przez katolików co i protestantów, gdyż hołdują mocno ekscentrycznym dla religii chrystusowej konceptom jak wiara w reinkarnację czy zwłaszcza istnienie dwóch Jezusów, a tak się składa, że jak widać z powyższego mamy tu właśnie oba wizerunki Zbawiciela... Dla naocznego porównania :


Nie będę w tym miejscu roztrząsał szczegółowo zagadnienia steinerowskiej neognozy, bo zaintrygowany tematyką znajdzie bez trudu potrzebne mu informacje w tekstach czołowego jej propagatora w Polsce Jerzego Prokopiuka jak choćby artykuł traktujący o doktrynie ww. ''tęczowych chrystianitów'', zwrócę więc jedynie uwagę na prowadzone przez jej entuzjastów także w naszym kraju ''przedszkola waldorfskie'' [ w samym Krakowie jest ich chyba ze cztery ], szkoły i licea, stąd odpowiedzialnym rodzicom radziłbym zastanowić się poważnie czy aby dobrym wyborem jest powierzanie edukacji własnych dzieci w ręce sekciarzy [ wszelkie porównania z katolicyzmem są durne i nieuprawnione, bo księża i zakonnice nie są depozytariuszami żadnej ''tajemnej wiedzy'' niedostępnej rzekomo ''profanom'', nikt tu nie traktuje procesu wychowywania jako quasi-orfickiego misterium i przygotowywania od maleńkości do jakowychś ''wyższych wtajemniczeń'' czyli rycia bani ich adeptom i wstępnej selekcji leszczy, znaczy przyszłych wyznawców ]. Wystarczy, że wiedziony nieomylną zwykle paranoiczną intuicją jąłem sprawdzać czy gdzieś w okolicy nie zbierają się aby polscy wyznawcy ''tęczowego mesjasza'' i owszem, w pobliskim Sichowie we dworze będącym w przeszłości jak i obecnie własnością najznaczniejszych polskich rodów szlacheckich [ min. urodziła się tam Anna Radziwiłł, notoryczna UW-olska ''ministra'' edukacji w kolejnych rządach III RP związana personalnie z fundacją im. Elżbiety Batory ] spotkają się oni na początku sierpnia :

http://wspolnotachrzescijan.pl/event/letnie-spotkanie-wspolnoty-chrzescijan-w-sichowie/

Co ciekawe termin letniej konferencji zazębia się z świętem słynnej na cały kraj szydłowieckiej śliwki, tak więc po koncercie Brathanków i zakupie w miejscowym sklepie na rynku dostępnej tam wybornej koszernej śliwowicy :


...jej uczestnicy racząc się nią będą mogli już zrelaksowani w pełni oddać się ''grze w tenisa i jodze'' pod przewodnictwem swych ''trenerów duchowych''. Samo miejsce nie wybrano przypadkiem, i nie mam tu na myśli, że jak podaje wyżej przywołane źródło w czasie wojny miało być siedzibą ''kuzyna samego Himmlera'' barona von Schweinichena ze zgermanizowanego śląskiego rodu Świnków [ w rzeczywistości brat jego był adiutantem szefa SS ] ani dlatego, iż ponoć mieścił się tam później sztab marszałka Koniewa, lecz wystarczy rzucić okiem na biogramy pary obecnych zarządców szumnie zwanego dla niepoznaki ''Domu Dziedzictwa Języka i Kultury Polskiej'' mającego siedzibę w sichowskim dworze Radziwiłłów panie kochanku :

''Paul Kieniewicz - ur. w Szkocji. Posiada wyższe wykształcenie w dziedzinie astronomii i geofizyki. Jego badania obejmują różne tematy, takie jak astronomia, geologia, hipoteza Gai, badania świadomości oraz chrześcijaństwo gnostyczne. [...] Wraz z żoną Amber, jest obecnie zarządcą Domu i Biblioteki Sichowskiej, znajdującej się 20 km od Wójczy, miejsca urodzenia jego matki, Róży Popiel.

Amber Poole Kieniewicz - przez długi czas studiowała psychologię Junga i była menedżerem programowym Centrum Junga w Houston. [...] Jej głównym zainteresowaniem i kluczowym punktem jej pracy jest ochrona estetyki, zwłaszcza poezji przed silną falą materializmu.''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/biografia/ 

''Paweł Kieniewicz BSc: St. Andrews i MA (Astronomy): UCLA; MSc (Geophysics): UC Santa Barbara. wykładał astronomię, geologię, filozofię i fizykę. Jest specjalistą w grawimetrii i polu magnetycznym Ziemi. Przez dwadzieścia lat pracował jako geofizyk przy poszukiwaniach ropy naftowej i gazu. [...] Jest członkiem zarządu Scientific and Medical Network, gdzie często publikuje artykuły dotyczące nowego rozumienia relacji pomiędzy nauką a religią.''


Nie może więc dziwić, że mr. Kieniewicz duraczy ''globalnym ocipieniem'' na łamach wspomnianego ''sajentifkendmedikalnetłork''  :


- skądinąd ciekawy symbol sobie obrali... A patronują przedsięwzięciu takie tuzy nauki jak Roger Penrose czy w przeszłości Ilja Prigogine, oj coś mi więc tu zalatuje współczesnym ''niewidzialnym kolegium'' różokrzyżowców, którego idea legła u podstaw The Royal Society. Tym bardziej nie budzi zdumienia lansowanie przez Kieniewiczów ''ekozofa'' Henryka Skolimowskiego, którego panteistyczne brednie poddałem miażdżącej krytyce w końcowych partiach wpisu o ''zrównoważonym rozwoju jako politycznej neognozie'' z której wyznawcami mamy najwidoczniej tu do czynienia :

''Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, musimy przezwyciężyć niską mentalność nacjonalizmu, antysemityzmu, populizmu i innych form fundamentalizmu poprzez edukację w dziedzinie kultury. [...] Fundacja Edukacyjna Sichów zajmuje się promowaniem edukacji holistycznej, która zawiera uniwersalne wartości oparte na estetyce, godności człowieka, psychologii głębi i uznaniu świata za sanktuarium, które należy szanować. [...] Ekolog i filozof Henryk Skolimowski pisze: ''Człowiek został porzucony, jeśli nie uciśniony w większości systemów nowoczesnej filozofii …. Stąd pilna potrzeba Sokratycznego renesansu, aby doprowadzić i zaaranżować oś mundi człowieka jako punkt alfa wszystkich naszych poszukiwań; ciągle pamiętając, że ten człowiek nie jest samolubną jednostką, ale kosmiczną istotą''.

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/dlaczego-edukacja/ 

''Nasze życie i nasza psychika kształtowane są przez wpływy, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Nasza historia, kultura, ludzie, których spotykamy, systemy Ziemi, a nawet pola planetarne odgrywają istotną rolę w naszym życiu. Idea kształtujących nas wpływów sięga co najmniej czasów Arystotelesa i jego pojmowania duszy jako formy ciała, idei przekładającej się na pola współczesnej fizyki, idea ta odzwierciedlona jest także w badaniach Iana Stevensona, które sugerują, że może istnieć coś takiego jak fizyczne i psychologiczne wpływy z poprzedniego życia. Archetypy sięgają nawet dalej i są związane z formami Platona.''

https://pl.sichow.pl/wydarzenia/siec-naukowo-medyczna/ 

- to tyle może co się tyczy wgłębionego w ciało astralne Matki Ziemi pana małżonka, oddajmy więc głos wielkiej och!mistrzyni Amber Poole :

''Dzięki uprzejmości kuzyna Pawła, Stefana Dunina-Wąsowicza, goszczę w posiadłości majątku rodziny Radziwiłłów [...] Nie przyjechałam do Polski, aby odtworzyć ani gloryfikować przeszłość. Przyjechałam, bo coś zostało pozostawione, coś, co musi zostać odtworzone w naszej wyobraźni. Dzieci, starsi mężczyźni i kobiety, młodzi poeci, kobiety w ciąży, uczeni, księża, rabini, Żydzi, katolicy, nauczyciele, sklepikarze i bibliotekarze wszyscy podobnie zostali pozbawieni prawa do życia z powodu psychozy, która nadal utrzymuje się w sercu człowieka i może z łatwością uformować się na nowo. Czy jesteśmy w stanie odnowić potencjał, który został utracony? Przyjechałam do Polski i połączyłam siły z podobnymi umysłami, aby zbudować centrum edukacyjne, gdzie psychologowie głębi, naukowcy, artyści i historycy mogliby się bezpiecznie zbierać, aby przedyskutować kondycję człowieka. Jeżeli możemy przyczynić się do podniesienia świadomości człowieka, tak aby te zbrodnie nigdy nie zostały powtórzone, moje powołanie wypełniło się.''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/amerykanka-w-polsce/ 

http://english.raven.edu.pl/about-the-insitute/raven-board/isar-amber-poole-kieniewicz-1/ 

''Dlatego też jako reprezentację idei Instytutu wybraliśmy symbol kruka, który w mitologiach wielu różnych kultur łączy rozmaite aspekty rzeczywistości, jasne i ciemne strony życia. Jako posłaniec bogów łączy świat ludzki ze światem idei, niosąc na sobie odpowiedzialność za przekaz zarówno dobrych jak i złych nowin. Jako psychopomp eskortuje dusze zmarłych do zaświatów, choć w naszej rodzimej tradycji przedchrześcijańskiej sprowadzał nowe lub reinkarnujące się dusze na ten świat z Wyraju. Jako reprezentacja samego bóstwa, ofiarowuje ludziom słońce lub pomaga je odzyskać.''

https://raven.edu.pl/o-instytucie/ 

''Mając w pamięci ludobójstwo, nie można już żyć jakby nic się nie stało,” powiedział Konstanty Gebert, założyciel polsko-żydowskiego miesięcznika Midrasz. „To tak jakby straciło się kończynę. Polska cierpi z powodu bólu fantomowego po utracie Żydów”. Krajobraz, lasy, architektura i wspomnienia o tych wsiach kuszą nas do powrotu do nich z modlitwą na ustach ku czci ich codziennego życia, kiedy pili kawę, kłócili się ze współmałżonkiem, zastanawiali się nad sensem istnienia, uczyli się i czytali komiksy [ ?! - w ówczesnych gettach raczej trudno byłoby uświadczyć chałaciarza z historią obrazkową o przygodach Myszki Miki w ręku, no i czy ona jest w ogóle koszer ? ]. Życie naszych żydowskich rodzin [ sic! ] zostało im i nam tragicznie odebrane. Ludzie ci byli prawdziwi, mieli marzenia, nadzieje i lęki nie inaczej niż my sami. Wizyta w ich naturalnym otoczeniu jest również sposobem obcowania i wspomnienia życia tych, których potencjał doprowadzono do okrutnego końca. Jeszcze większym powodem, by odbyć taką podróż jest szokujący fakt, że większość młodych Polaków nigdy nie spotkała Żyda [ rzeczywiście nie mają oni innych problemów na głowie ty arogancka, tępa jankeska cipo ! ]. W jaki sposób my, jako rodzina ludzka, mamy pozbyć się uprzedzeń i ignorancji, jeśli nie nauczymy się szanować siebie nawzajem, a zwłaszcza różnic pomiędzy nami?''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/historia-zydowska/ 

Gdyby mistress Kjenewycz zamiast nurzać się w mętnej podziemnej brei archetypów jungowskiej ''ariognozy'' zaczęła wreszcie rzetelnie poznawać dzieje najnowsze swej przybranej Ojczyzny i w ogóle Europy dotarłoby może do niej jak fundamentalnie się myli - owszem nazizm bazował niewątpliwie na szowinizmie wielkoniemieckim, ale zdecydowanie wykraczał poza niego w swym rasistowskim zacietrzewieniu [ osobliwym zresztą, bo wykluczającym Polaków i ogólnie Słowian ] a nade wszystko był ruchem paneuropejskim stanowiąc w tym jedynie wewnętrzną konkurencję w obozie ówczesnych globalistów pokroju przypomnianego w dobie inwazji nachodźców różokrzyżowca Kalergiego, który w gruncie rzeczy był takim samym rasistą co hitlerowcy tylko a rebours stosując ich terminologię do ''żydowskiego duchowego narodu panów'', dokładnie takich właśnie sformułowań - ''das geistige Herrenvolk der Juden'' - podobnie jak bliźniaczych określeń ''Führernation'', ''Herrenrasse'', ''Herrenmensch'' itd. w stosunku do Semitów użył w pisanej jeszcze na pocz. lat 20-ych zeszłego stulecia, dobrych parę lat przed ''Mein Kampf'', pracy pt. ''Adel'', gdzie kreślił wizję Żydów jako szlachty przyszłości pod której przewodem powstanie Paneuropa jego marzeń. Najwidoczniej tym pomylonym konceptom hołdują późne wnuki polskich arystokratów czego świadectwem niemożebne kocopoły pana Pawła z wyżej zalinkowanego artykułu, świadczące o haniebnej ignorancji autora w materii o jakiej się wypowiada, przytoczmy na dowód fragment tylko tyczący Polski:

"Małgorzata Kalinowska dyskutuje polski mesjanistyczny kompleks kulturowy „cierpiącego bohatera”. Można w tym świetle rozumieć znaczną część dzisiejszej polskiej polityki. Wielu Polaków głęboko wierzy w ideę „narodu wybranego” i w to, że wskutek boskiego zrządzenia ich szczególnym przeznaczeniem jest ratunek świata przed ostatecznym upadkiem. Powszechnym epitetem wśród Polaków jest określenie „zepsuty Zachód”. Mesjanizm prowadzi do izolacji kulturowej, potwierdzanej rządową odmową przyjęcia uchodźców, w obawie przed rozrzedzeniem lub dywersyfikacją kultury polskiej. Kompleks pojawia się w służbie ochrony zbiorowego ego w momencie zagrożenia tożsamości narodowej. [...] Jednak gdy jest się nieświadomym kompleksu, wówczas ten zachowuje się jak niezależny podmiot, dający ujście skrajnemu nacjonalizmowi, paranoi i ksenofobii. Przytłaczająca kraj rozpacz nad katastrofą smoleńską i powszechna niezgoda na przyjęcie faktu, że był to raczej nieszczęśliwy wypadek niż zmowa, to typowy przykład działania kompleksu kulturowego.''

Jeśli ktoś nie pojmuje zasadniczej różnicy między imperialistycznym i zbrodniczym rasizmem Niemców, Rosjan czy Żydów a polskim nacjonalizmem, który z drobnymi wyjątkami w dziejach przyjmował zwykle obronny charakter [ lub nastawiony był na dobrowolną inkluzję elit obcych nacji jak to miało miejsce w czasach świetności a nawet upadku I-ej RzPlitej o czym akurat potomek polskiej szlachty, niechby późny, powinien doskonale wiedzieć ] a zamiast podtrzymywać choćby z racji swych korzeni rodzime dziedzictwo funduje nam ''warsztaty terapeutyczne'' mające uleczyć z ''narodowych traum'' i ''polskiego kompleksu kulturowego'' w imię jakowegoś ''uniwersalnego człowieczeństwa'', wręcz ''obywatelstwa kosmicznego'', wszystko zaś perfidnie ukryte i bezczelnie praktykowane pod dumnym szyldem ''Domu Dziedzictwa i Języka Kultury Polskiej'', tym samym hańbi jedynie w nikczemny sposób pamięć o rodakach, którzy z ogromnym wysiłkiem ponosili ofiary z największą własnego i bliskich życia włącznie dla zachowania niepodległości Ojczyzny i podtrzymania bytu swojej nacji, doprawdy herr Kieniewicz okazał się w tym nieodrodnym duchowym bękartem Bogusława Radziwiłła, nie neguję wprawdzie jego naukowych kompetencji, ale zakładając nawet ich ważność w pełni zasłużył on tym samym na miano ''fachidioten''. Niewiele lepiej na tym tle wygląda wspomniany wyżej Dunin-Wąsowicz, ''były dyrektor finansowy w dużych korporacjach międzynarodowych w Europie i Stanach Zjednoczonych'' i ''członek Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego od jego początku'', która to organizacja została ufundowana przez jakowyś kuriozalny ''Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową'', gdzie w radzie tegoż z kolei przewijają sie nazwiska znanych aferzystów o mętnych powiązaniach jak Janusz Lewandowski, abp Gocłowski czy Jacek Merkel... :

https://www.kongresobywatelski.pl/osoby/stefan-dunin-wasowicz/ 

http://www.ibngr.pl/O-Instytucie/Ludzie/Rada-Fundacji 

Cieszy wprawdzie, że do kraju powracają ludzie o polskich korzeniach odbudowując obrócone w ruinę dwory i pałace, inwestując tutaj swe kapitały czego wyposzczony pod tym względem nasz region świętokrzyski łaknie niczym kania dżdżu, ale patrząc na to co za tym idzie czasami... W kontrze jednak, by nie powstało fałszywe wrażenie powielające PRL-owski agitprop jakoby ''szlachta nie pracuje'' a wszyscy arystokraci to sprzedajne kurwy, przytoczmy refleksje Adama Czartoryskiego na temat niepodległości narodowej, które tak oto referuje Żurawski/Grajewski [ skądinąd facet mógłby się wreszcie zdecydować jak się nazywa ] :

''Zdaniem księcia każdy naród ma przyrodzone, naturalne prawo do niepodległości. Jeśli zatem nie jest niepodległy, oznacza to, że został z tego prawa ograbiony, ale mimo to owo prawo nie wygasa. Jako że jest prawem naturalnym (wypływającym z poczucia moralności), zawsze będzie mu ono przysługiwało. Jeśli jakiś naród utracił niepodległość, to stało się to przez niesprawiedliwość, która nic nie znaczy wobec prawa naturalnego. Prawa państw – nawet tych najsilniejszych – mogą być według Czartoryskiego zniweczone, podczas gdy prawa narodów mogą być podeptane, zakwestionowane, nawet na jakiś czas w wyniku przemocy fizycznej przekreślone, ale nigdy nie mogą być zniweczone: nie znikają i z żadnego powodu nie mogą ulec przedawnieniu – dopóki dany naród żyje. Jednocześnie przejawem owego życia jest każdy, nawet najmniejszy gest, sprzeciw wobec narzuconego porządku czy manifestacja woli własnej egzystencji wykonana przez zniewolony naród. Akt ten natychmiast przywraca mu pełnię praw, nawet gdyby został ich pozbawiony przed wiekami. Książę zwraca także uwagę, że przedstawiciele narodu nie mogą w jego imieniu zrzec się niepodległości i odrębności, gdyż to przekracza ich plenipotencje. Nie ma takiej reprezentacji, która mogłaby w imieniu całości podejmować podobne decyzje. Umowa tego rodzaju, nawet oficjalnie zawarta, byłaby od początku nieważna, gdyż przedstawiciele narodu nie mogą w tego typu kwestii podejmować zobowiązań za innych, ponieważ łamaliby przyrodzone prawo naturalne.Według księcia w relacjach między narodami za obowiązujące należy uznać dwie zasady: zasadę nieprzemienności narodu, która głosi, że narodu nie da się wynarodowić, oraz zasadę legitymizmu narodów – przeciwstawianą legitymizmowi władców. Mimo to, zdaniem Czartoryskiego, narody nie są wieczne. Uważa on, że naród może zniknąć tylko wskutek jego fizycznej zagłady, tj. eksterminacji, lub w wyniku długotrwałych prześladowań, podejmowanych planowo i z premedytacją, które mają na celu zlikwidowanie uczuć narodowych i moralną śmierć narodu. Prawa naturalne narodu umierają więc z nim, ale nigdy wcześniej. Działa tu bowiem „zasada prawowitości narodu”, z której wynika nieprzedawnione prawo narodu do niezawisłości i odrębnego bytu, nieulegające przedawnieniu, jak wspomnieliśmy, nawet po wiekach niewoli. W opinii Czartoryskiego prawo międzynarodowe za swą podstawę powinno przyjąć fakt istnienia narodów i tylko do tego się odnosić, tylko to brać pod uwagę jako podstawę konstruowanego systemu stosunków międzynarodowych. „To narody tworzą na naszej Ziemi – w obliczu całej ludzkości – masy równe w prawach i obowiązkach. Jedynie one tworzą pospołu społeczeństwo rodzaju ludzkiego” – pisał książę. Twierdził też, że istnieje podobieństwo między sytuacją jednostki ludzkiej i narodu. Tak jak najwięcej dobra przynosi przyznanie każdemu człowiekowi wolności osobistej, tak przyznanie suwerenności poszczególnym narodom w efekcie da najwięcej szczęścia ludzkości.''

http://dspace.uni.lodz.pl:8080/xmlui/bitstream/handle/11089/19496/12-297_309-%c5%bburawski%20vel%20Grajewski.pdf?sequence=1&isAllowed=y 

- w pełni podpisuję się obiema rękami, jedynie gryzie mnie wątpliwość czy aby nie był to ze strony księcia Adama taktyczny wybieg, ówczesna ''mądrość etapu'' każąca wspierać zasadę suwerenności narodowej by zniszczyć oparte na monarchicznym legitymizmie Święte Przymierze w czym sprawa polska odgrywała niebagatelną, kluczową wręcz rolę, a wszystko w myśl masońskiej formuły ''dziel i łącz'', paradoksalnego jednoczenia poprzez podział, bowiem przecież ''ordo ex chao''. Dlatego nie łudźmy się, wspierający nieraz ofiarnie przyznajmy walkę o odzyskanie niepodległej Rzeczpospolitej ''żuawi nicości'' nigdy nie mieli jej na celu tak naprawdę, była ona dla nich tylko narzędziem budowy planetarnej jedności ta zaś z natury rzeczy preferuje imperia służące jej za słupy milowe na których się opiera, dążąc do ich odtworzenia jedynie na innej, demokratycznej podstawie kryjącej niewidzialną tyranię ''oświeconych'' w swym mniemaniu. W tak pomyślanym porządku nie ma miejsca na realną suwerenność pomniejszych nacji jak nasza, mogą one co najwyżej pędzić pół-autonomiczny żywot z łaski ''niewidzialnych zarządców'', o ile nie całkiem ulec zmiażdżeniu i jak wszystko na to wskazuje w tę właśnie fazę niepostrzeżenie wkraczamy... Dlatego każdy polski patriota, nawet tak letni i pełen krytycznego dystansu do własnej ojczyzny jak niżej podpisany, zwyczajnie musi być wrogiem globalistów, choćby w imię obrony tego co poszczególne i nie poddające się zglajszlachtowaniu przez wznoszony na jego ruinach ''nowy wspaniały świat'', czego pod żadnym pozorem nie należy mylić z wyjątkowo perfidną odmianą współczesnego ''globalizmu oddolnego'' transnarodowej sieci regionów, samorządów lokalnych i organizacji pozarządowych. Nie wyklucza to wchodzenia czasami w taktyczne sojusze, gdy akurat nasze interesa okazują się zbieżne, tak jak czynił to Piłsudski, którego stosunek do masonerii był wbrew endeckiej propagandzie mocno ambiwalentny, z braku niezbędnej wiedzy nie podejmuję się jednak rozstrzygać czy dotyczy to również Czartoryskiego.

Jakiś głupek może śmieszkować jakobym brnął w spiskowe teorematy zrównując mnie z szurami [ ? ] tropiącymi symbolikę iluminatów na okładkach płyt i w tekstach przebojów Modern Talking, że to niby jakieś sekretne kahały zbierają się po piwnicach i pieczarach by knuć przeciw ludzkości itd., dowcip polega jednak na tym śmieszku, iż różokrzyżowe synagogi naprawdę odstawiają swe sabaty po jaskiniach i nawet z tym specjalnie się nie kryją... :



O Matko Boża, Pani Łaskawa Jasnogórska, jak ja nie cierpię tego natchnionego bełkotu jaśnie oślepionych swymi ''głębokimi wtajemniczeniami'', pełnego emfazy zadęcia sugerującego urojoną wzniosłość okraszoną do tego mdłą muzyką - chyba już wolałbym z dwojga złego aby kogoś tam rytualnie zarżnęli w oprawie piekielnej kakofonii bębnów i trąb. Podejrzewam zresztą, że takowe orgie są zarezerwowane jedynie dla satanistycznej gimbazy i prawdziwy lucyferianie nie zniżają się do ich poziomu, co najwyżej jako niezbędnego etapu ''nigredo'' czyli ''przejścia przez mrok'' by wspiąć się ku ''wyższemu poznaniu'', w każdym razie, gdy wyobrażam sobie satanistę to nie jako obscenicznego pajaca pokroju Nergeja, a właśnie takiego szlachetnego zjeba co to w życiu przysłowiowej muchy by nie skrzywdził, tyle że hołdującego zasadom wysranym wprost z czarciego tyłka. Przypomnę więc jedynie, że Lucyfer jest nade wszystko kusicielem, a nie mógłby raczej zwodzić w odrażającej postaci przyciągającej tylko skończonych patoli i prymitywów, stąd zwłaszcza dla wrażliwych duszyczek ma coś ekstra - dlatego np. nie znam bardziej diabelskiej muzyki jak istne uosobienie belle epoque, które stanowi koronkowa, pełna właśnie pastelowych barw i delikatnych harmonii twórczość różokrzyżowca i martynisty Debussy'ego, członka kabalistycznego zakonu o znamiennym emblemacie i pomysłodawcy ''ezoterycznego towarzystwa muzycznego'', przy której perfidnym satanizmie bledną najdziksze dysonanse death-metalu jak i ''warszawskojesiennej'' awangardy : dość powiedzieć, że występujący w tytule jego najsłynniejszej bodaj kompozycji Faun jest w okultystycznej symbolice synonimem Antychrysta, prometejskiego ''demonizmu istnienia'' tak charakterystycznego dla dekadenckiej atmosfery fin de siècle'u, ''wcieleniem bezimiennej postaci bóstwa wszechistnienia - Pantheosem'' jak z typowo młodopolską emfazą pisał jeden z czołowych ideologów tego ruchu i poeta Antoni Lange [ nie może więc dziwić, że Aleister ''Bestia 666'' Crowley poświęcił satyrowi hymn zawierający histeryczne inwokacje na jego cześć : ''O przybądź ! Diable lub boże''... ]. Dlatego bynajmniej niebezpodstawnie wbrew temu co się zwykle na ten temat bredzi Św. Oficjum wciągnęło na indeks dzieł zakazanych zaś arcybiskup Paryża obłożył anatemą pedalskie ni to oratorium ni to balet ''Męczeństwo św. Sebastiana'' stworzony przez francuskiego kompozytora, a to ze względu na bluźnierczy, ewidentnie antychrześcijański tegoż utworu charakter - jak pisał sam Debussy w liście do przyjaciela o libretcie autorstwa czołowego dandysa epoki i prawdziwego ''duchowego duce'' Gabriele D'Annunzio, które posłużyło za kanwę jego ''misterium muzycznego'' : ''kult Adonisa łączy się tam z kultem Jezusa - jest to bardzo piękne z samego założenia''... Faktycznie więc wcielająca się na premierze tego arcydzieła różokrzyżowej estetyki w tytułową postać uosabiającą lucyferyczną figurę Chrystusa-Dionizosa ówczesna słynna tancerka baletowa, a przy tym biseksualna Żydówka, Ida Rubinstein była wręcz stworzona do tej roli i zapewne nie wybrano jej tu przypadkiem, nie można też jednak wymagać od katolików, aby ze spokojem mieli przyjąć tak jawne poniżenie chrześcijańskiego męczennika a właściwie głównie ich Zbawiciela za wiarę w którego oddał tamten życie, i to jeszcze przybrane z iście szatańską perfidią w wyrafinowany kostium nasyconej bogactwem barw muzycznych orkiestracji oraz zmysłowych, prawdziwie syrenich śpiewów w partiach chóralnych, a wszystko po to by niepostrzeżenie sączyć jad poprzez uszy do umysłów niczego nieświadomych słuchaczy. Powyższe tłumaczy czemu na niepokojąco obłym w swym perfekcyjnie zimnym minimalizmie nagrobku kompozytora zamiast krzyża znalazł się spiralny emblemat zawierający pierwszą literę jego nazwiska :


A gdy jeszcze dodamy do tego ''prascytyjskie voodoo'' jakim w istocie jest powstałe mniej więcej w tym samym czasie genialne ''Święto wiosny'' Strawińskiego do którego libretto współtworzyl wraz z kompozytorem i zaprojektował scenografię baletu słynny rosyjski okultysta i późniejszy sowiecki szpieg Mikołaj Roerich, czy prawdziwe satanistyczne misterium jakie stanowi ''Czarodziejski flet'' Mozarta... Kto by pomyślał, że niewinna wydawałoby się, rodem wręcz z paryskiego kabaretu lekka muzyczka takiego Erica Satie może zawierać ukryty, ezoteryczny przekaz i nie są to żadne paranoiczne wymysły, bowiem sami różokrzyżowcy nie czynią z tego tajemnicy, podobnie jak genezy twórczości Cage'a czy Harry'ego Partcha należy upatrywać w przenikniętej okultyzmem atmosferze Kalifornii lat 20/30-ych XX w., która już wtedy była kolebką kontrkultury, wszystkie niemal ekscesy amerykańskich ''sześćdziesiątników'' powielały jedynie na monstrualną skalę to co parę dekad wcześniej wyczyniało się wśród tamtejszej artystycznej i intelektualnej socjety, tak samo rzec można o wspomnianej wyżej ''faunomanii'' findesieclowych elit jaka uległa z czasem masowemu ''upop-owieniu'' znamionując nieodmiennie cywilizacyjny dekadentyzm [ łaknących szczegółów w tej materii odsyłam na blog Spiskologa ]. Tak więc jesteś w błędzie naiwny czytelniku/słuchaczu jeśli sądzisz, iż ''satanistyczna muzyka'' musi oznaczać prymitywizm dźwięków i przekazu, obsceniczny ryk wprost z głębi trzewi, gitarową rzeźnię i ogłuszającą perkusyjną kanonadę - takowe orgie i estetyczne pandemonium odpowiednie są dla plebejów, którym z racji przyrodzonego prostactwa pozostaje rytualne całowanie czarciego zadu, bo cóż taki cham pojmie skoro nawet nie wie co to ''złoty podział'' ani chce to w ogóle poznać, trzeba mu więc rzecz wyłożyć wprost niczym krowie na granicy, dla wyższych kast zaś zarezerwowano o niebo czy piekło raczej bardziej wyszukane środki zwodzenia jak widać z powyższego, nie zmienia to jednak faktu, że jedno i drugie co do zasady jednako g... Tłumaczę jednak ''alternatywnie kumatym'', że nie postuluję bynajmniej od razu palenia na stosie ni zakazu dzieł wspomnianych twórców, a jedynie uwrażliwiam na ukryte w nich i często szkodliwe dla odbiorcy sensy, by nie podchodzić do nich tak całkiem bezkrytycznie jak to zwykle się czyni - to, że coś brzmi lub wygląda ładnie nie przesądza jeszcze sprawy, bo nader często odrażająca w istocie treść przyobleczona zostaje w kusząco estetyczną formę [ choć przyznaję, iż w pewnych ściśle określonych przypadkach cenzura by się jednak przydała, a i tak ma miejsce tyle że z innych nieco powodów ].

Rozgadałem się na z pozoru tylko nie związane z tematem wpisu kwestie, gdyż informacja o seminarium w sichowskim dworze poświęconym mistrzowi Eckhartowi przypomniała mi sylwetkę innego równie rasistowskiego co Kalergi choć tym razem już stricte nazistowskiego różokrzyżowca Heideggera, który umieścił kabalistyczną merkawę akurat przy źródle studni obok swej słynnej górskiej Hütte :


Co ciekawe ''mistyczna róża'' w postaci oktagramu symbolizująca właśnie źródło wszelkiego istnienia wypływającego z siebie samego, jak prawił w swym ''Wprowadzeniu do metafizyki'' z poł. lat 30-ych, znalazła się także na jego nagrobku :


...wyraźnie przez to kontrastując z krzyżami na cmentarnych pomnikach pochowanych obok jego katolickich rodziców :


I jeszcze te kamyki na grobie naziola kładzione żydowskim zwyczajem zamiast świeczek - czyżby kolejny ''sabbatejczyk'' ? Jeden czort wie... [ a może oni tam u podnóży Schwarzwaldu już tak mają:) ] :


''Moreover, the well hadgreat significance for him. He found metaphoric power in the absence of avisible provenance for the spring that supported life. On top of the well was fixed a carved relief star. For Heidegger, it stood for the wandering thinker, abright trace against a dark sky. This iconic star, whichwas repeated on Heidegger’s gravestone, was also of great symbolic importance to the Jewish poet andconcentration camp survivor Paul Celan whose visitto the hut in 1967was recorded by his poem ''Todtnauberg''.

https://is.muni.cz/el/1423/podzim2014/ENS210/um/51272721/Heideggeruv_domek.pdf 

Podobną symbolikę można znaleźć na ścianach świątyni Jazydów w irackim Kurdystanie, ale to przypadek rzecz jasna... :


https://www.flickr.com/photos/mytripsmypics/16148551629

https://en.wikipedia.org/wiki/Lalish 

Z braku czasu i ochoty nade wszystko nie zamierzam w tym i tak przesyconym informacjami poście brnąć w tłumaczenia zawiłości kabalistycznej ''mistyki merkawy'', znaczenia okultystycznej symboliki różokrzyżowego ''kwiatu życia'' czyli Metatrona zwanego przez wtajemniczonych w misteria ''pomniejszym Jahwe'' [ czyli znowu typowy gnostyczny, przysłowiowo manichejski dualizm bóstwa ] i pitagorejskie spekulacje, bo kto ciekaw sam sobie wygugla/wyczyta co mu potrzebne - ważne jedynie w tym kontekście by zaznaczyć, iż Heidegger wyrasta z tradycji typowo germańskiej ''mrocznej gnozy'' zasadzającej się na przeświadczeniu, iż u spodu wszystkiego kryje się otchłań, ''Ungrund'' jak pisał za Boehmem niemiecki filozof, a nicość z której poczyna się istnienie jest przez to paradoksalnie bardziej niż to co jest, stąd programowo ciemny, ezopowy język heideggerowskiej myśli przenikniętej lucyferyczną metaforyką ''prześwitu'', który nie zakorzeniony w niczym traci swój referencyjny charakter zapadając się w siebie, zaczyna pożerać własny ogon niczym gnostyczna figura węża Uroborosa i płodzi asemantyczne monstra typu słynnej już ''nicościującej nicości'' czy mojej ulubionej ''drożącej wszystko drogi''. Niemniej popełnia gruby błąd kto lekceważyłby wpływ jowialnego tylko z pozoru a w istocie demonicznego ''mędrca z gór'' i schwarzwaldzkiego paramistyka, bo wbrew temu co głosi Karoń a za nim inni mądrale Heidegger jest równie ważną jak Marks postacią dla dyskursu jaki zdominował europejską przestrzeń publiczną i toczone w niej debaty, owszem jednym z głównych patronów zajmującej hegemoniczną pod tym względem pozycję nowej-starej lewicy jest ''duchowy nazista'', do tego stopnia, że właściwie należałoby mówić wręcz o neomarksistach-postheideggerystach - to od niego wywodzi się radykalny projekt zakwestionowania niemal całej dotychczasowej myśli europejskiej w imię mitycznego powrotu do zapoznanych ''źródeł Bycia'', stąd pochodzi programowe niszczenie Logosu a więc Słowa jako się rzekło, wreszcie jego koncepty ''reformy'' a tak naprawdę destrukcji uniwersytetu z czasu nazistowskiego rektoratu do złudzenia wręcz antycypują ekscesy goszystów paryskiego maja '68 [ nic więc dziwnego, że taki Foucault uznawał odkrycie jego pism za formatywne dla siebie stawiając je na równi z Nietzschem, niechby czytanym na lewacką modłę zupełnie na opak ]. Dokładnie na tej samej zasadzie faszyści i niemieccy narodowi socjaliści wnieśli czy to się komu podoba lub nie fundamentalny wkład w budowę podwalin dla paneuropejskiej ponadnarodowej wspólnoty UE, i z tej racji porównania jej do III Rzeszy nie są aż tak grubą przesadą jak mogłoby się z pozoru wydawać, temat godny osobnej rozprawy. W każdym razie faktem jest obecność w bibliotece Heideggera dzieł Paracelsusa i śląskiego gnostyka Jacoba Boehme zwanego przez Hegla trafnie ''pierwszym niemieckim filozofem'' a Marksa ''wielkim'' oraz piętno jakie odcisnęły one na jego myśli, podobnie jak i wpływ nań Lutra, ogólnie ''Teologii niemieckiej'' zasadzającej się z grubsza na wierze w ''mrok istnienia'' czego doskonałym niemal przykładem skażona panteizmem mistyka wspomnianego wyżej mistrza Eckharta, nie dziwi więc, że lokalni wyznawcy ''ekozofii'' tak jej hołdują. I nie przeczy bynajmniej temu metafizycznemu ponuractwu mdląco pastelowa gnoza również niemieckich różokrzyżowców od którychśmy zaczęli naszą opowieść, bowiem jak to wykazano tutaj kryje ona także iście upiorną treść, czyż więc nie nabiera symbolicznego znaczenia, że emblemat ''mistycznej róży'' przez którą i dla niej wszystko ma się poczynać posiada dokładnie tyle samo ramion, czyli osiem, co ''gwiazda chaosu'' - znak samopochłaniającej się wiecznie nicości, typowa ambiwalencja dla manichejskiego teozoficznego dualizmu : dwóch mesjaszy, dobry i zły, dwie zasady w obrębie tej samej boskiej jedności, przenikające się a zarazem oddzielne, pęknięcie w samym bycie czyniące zeń bezgraniczną otchłań, wciągające w wir niekończących się paradoksów itd. 

Komuś powyższe rozważania mogą wydać się nazbyt oderwane od bieżących realiów, jednak dowiedzie on tym samym jedynie, że spoza drzew nie widzi lasu, tymczasem idzie tu właśnie o to, by zza nawały ''bieżączki'' dostrzec ukryty puls historii, ogarnąć szerszą perspektywę obecnych wydarzeń, gdy zaś tak uczynimy jasnym stanie się, iż kryzys dziejowy jaki przeżywamy jest tylko symptomem a nie przyczyną jak to zwykle się mniema. Idzie konkretnie o uświadomienie sobie tego oto upiornego faktu i gorzkiej prawdy, że Europę zniszczyli i niweczą ją nadal sami Europejczycy a nie hordy obcych nachodźców, jakowaś ''turańska dzicz'', która co najwyżej wchodzi jedynie na gotowe, spaloną ziemię, istny ''wasted land'' [ tak właśnie, bo nie piję do ściemniacza Eliota ] obrócony w perzynę przez ''oświeconych'' w swoim mniemaniu obywateli naszego kręgu cywilizacyjnego, i to nie tylko w znaczeniu jakie temu się zwykle nadaje czyli swoistej ''religii rozumu'', ale i nade wszystko może głębszym, jako ''wtajemniczonych''... Co warte podkreślenia działali oni i dziś kontynuują swe dzieło nie tylko w szeregach jawnych wewnętrznych wrogów narodów i kultur jakie ich wydały, lecz także rzekomych obrońców zagrożonego dziedzictwa np. okultystyczna geneza i udział masonerii w powołaniu do życia nazizmu a pośrednio i faszyzmu jest historycznym faktem a nie żadną ''teorią spiskową'', histeryczne zakrzykiwanie ich bredniami jakoby ''towarzystwo Thule'' nie było takową bo nie posiadało glejtu ''loży matki'' w Londynie są absurdalne, bowiem w takim razie i francuski ''Wielki Wzwód'' nie mógłby być za masonerię uznany - należy zbyć te sekciarskie podziały widząc rzeczy jakimi są : masonerią jest każda sekretna, czy jak to ''bracia'' i ''siostry'' lubią mawiać ''dyskretna'' i elitarna organizacja łącząca okultyzm z polityką oraz jak to ukazaliśmy wpływem na szeroko pojętą kulturę, by kreować pożądane przez się zmiany cywilizacyjne i obyczajowe, a czy oni tam już oddają hołd Faunowi-Bafometowi czy też Izydzie-Pramacierzy, przyjmują kobiety lub nie, tylko białych czy jedynie czarnych, pogardzają Żydami czy wręcz przeciwnie uznają ich za ''rasę panów'' itd. to są kwestie tak naprawdę nawet nie drugo- ale wręcz dziesięciorzędne, bo istota tych stowarzyszeń praktykujących mroczne misteria wszędzie pozostaje jednaka - i biorąc pod uwagę jak znaczne postacie spośród władców, artystów czy intelektualistów miały w tym swój udział tylko skończony idiota i ignorant może je lekceważyć. Mój Boże - przecież ostatnią deską ratunku dla upadającej już wtedy Europy miała być III Rzesza ! Czy nie znaczy to aby, że czas jej wreszcie zejść całkiem ze sceny dziejów ? Tak radykalnych wniosków bym nie wyciągał, w każdym razie na pewno nie w Polsce, dla której w tym paneuropejskim projekcie nazistów zwyczajnie nie było miejsca, bo tylko kompletny tuman i mentalny folksdojcz może łudzić się, że posiadając ambitne plany ekspansji po Ural i Kaukaz co najmniej przewodzący na kontynencie Niemcy tolerowaliby jakąkolwiek formę polskiej autonomii choćby te 100 kilometrów z okładem od Berlina, możemy więc bez żalu rozstać się z mrzonkami o ''festung Europa'' przystając na fakt, iż prawdopodobnie na zawsze utraciła ona suwerenność polityczną, biorąc pod uwagę niedostatek umiejętności przywódczych jej wiodących potęg, że tak oględnie to ujmę, żadna właściwie strata.

Należy więc naświetlić ideowe źródła upadku naszej cywilizacji, które sięgają znacznie dalej niż to sobie wyobraża prof. Roszkowski [ skądinąd współautor podręczników do historii wraz ze wspomnianą wyżej ''ministrą'' z Radziwiłłów co wystarczająco dyskredytuje go w moich oczach ], dlatego podkreślę jeszcze raz z naciskiem, że wszyscy wyżej wymienieni niemieccy myśliciele od Eckharta i Lutra począwszy, poprzez Jacoba Boehme, Hegla, Marksa na Heideggerze skończywszy mimo ostrych między nimi różnic jednako hołdowali mrocznej, otchłannej panteistycznej gnozie [ jak trafnie ujął to Levinas u ''starca z Czarnolasu'' : ''ontologia staje się ontologią przyrody, bezosobowej płodności, szczodrej matki bez twarzy, matrycy bytów szczegółowych, niewyczerpanej materii rzeczy'' ], dotyczy to również tylko z pozoru wyłamującego się z tego schematu ''pastelowego'' Steinera, a także niewymienionych tu Schellinga, Schopenhauera i nawet po prusacku kostycznego Kanta w jego upiornej filozofii dziejów - trzeba mieć to na uwadze, jeśli nie chcemy być duraczeni przez syrenie śpiewy różnych zwodzicieli prawiących pięknie brzmiące frazesy takich choćby jak para różokrzyżowców, masonów, antropozofów czy kim oni tam są, którzy zagnieździli się w świętokrzyskim Sichowie. Na dowód, że nie powziąłem tego o czym tu mowa z dupy odsyłam do wykładu pod znamiennym tytułem ''Róża i krzyż u Heideggera'' znawcy jego myśli i filozofa Andrzeja Serafina [ hm, nazwisko zobowiązuje ], uprzedzam jedynie, iż rzecz jest wyłożona hermetycznym językiem przy którym moja zawiła narracja stanowi wzorzec klarowności, ale też inaczej być nie może, gdy przedmiotem refleksji czynimy takowy ciemny dyskurs, mała próbka dla oglądu - w ''Co zwie się myśleniem?'' czytamy :

''Wyistaczanie wywołuje nieskrytość i jest wschodzeniem z niej. Ale nie tylko w ogóle, lecz tak, że wyistaczanie jest zawsze wchodzeniem w chwilę nieskrytości. (...) Spoczynek w wyistaczaniu wyistaczającego się jest skupieniem. Skupia wschodzenie w występowanie ze skrytą nagłością stale możliwego odistaczania w skrytość.''

- jak przez ciemne zwierciadło... W tym kontekście symbolicznego znaczenia nabiera Czarny Las [ Schwarzwald ] otaczający ''w swym umiejscowieniu'' górską chatę Heideggera, gdzie tworzył swe dzieła :



- komu mało [ a są tu w ogóle tacy intelektualni zboczeńcy ? ] odsyłam do traktującej o politycznych aspektach myśli Heideggera pracy wybitnego polskiego filozofa Cezarego Wodzińskiego ''Metafizyka i [ jako ] metapolityka'', jeśli zaś ktoś nie ma czasu ni ochoty wgłębiać się w jej lekturę [ a szkoda ] polecam choćby krótki artykuł autorstwa Jerzego Kierula specjalizującego się w biografiach uczonych, w dosadny i nazbyt jednak powierzchowny sposób traktujący o nazistowskim zaangażowaniu filozofa, nie ryzykowałbym wygłaszania w autorytatywny sposób twierdzeń jakoby ''wraz z Żydami Niemcy straciły większość swego potencjału duchowego'' bo to cuchnie wspomnianymi wyżej rasistowskimi bredniami Kalergiego o rzekomej ''duchowej rasie panów'', poza tym mimo całego bełkotu ''czarnolaskiego wizjonera'' wiele jego rozpoznań jest godnych uwagi np. tyczących wszechwładnej w naszej epoce ''technicznej wykładni bytu'' przemieniającej człowieka w jakowegoś biorobota, materiał do obróbki biotechnologicznej. Dla uniknięcia nieporozumień należy objaśnić, że istota typowo niemieckiej ''ciemnej gnozy'' o której tu mowa przesądzająca o tym, że jest właśnie tak mroczna zasadza się na tym oto paradoksalnym odkryciu, iż nie ma czego poznawać, gdyż za zasłoną rzeczywistości kryje się Nic czyli nic się nie skrywa, świat jest otchłanią, pozostaje więc tylko wieczne błądzenie po omacku w ciemnym lesie na zarastających wciąż ścieżkach wiodących donikąd, gdzie liczyć można co najwyżej na WYDARZAJĄCE SIĘ CZASEM drobne prześwity pomiędzy [ stąd nie przypadkiem taką właśnie metaforą w swym ''Holzwege'' posługiwał się Heidegger ], wszystko nabiera charakteru continuum ''symulakrów'' czyli samopowielających się w nieskończoność znaków bez znaczenia, jest ''pozorem pozoru'' nie odsyłającym do niczego poza nim samym, wieczną tautologią, bełkoczącym Anty-Logosem jako pra-źródłem całkowicie płaskiej ezoterycznej symboliki pod którą to rozumieć można cokolwiek bowiem nie zawiera tak naprawdę żadnej treści, pojęcia jako czasowe stają się tedy płynne a ich kontury niejasne funkcjonując co najwyżej jako produkty kantowskich ''form naoczności'', język plącze się i zapomina w gębie... Ideologicznym wymiarem tego jest triumfalny pochód heglowskiego Ducha przez dzieje, który nie jest bynajmniej jakimś transcendentnym, bytującym poza światem Absolutem, gdyż dopiero w Człowieku i jego Historii [ duże litery jak najbardziej na miejscu ] znajduje swe spełnienie, co prowadzi do całkiem heretyckiej na gruncie tradycyjnej metafizyki konkluzji, iż nie tyle ludzki grzesznik potrzebuje tu Boga co nade wszystko tak pojmowany ''Bóg'', czy raczej jego parodia, człowieka... stąd zaś już niedaleko do XI tezy o Feuerbachu, która legła u podstaw lucyferycznego prometeizmu ''filozofii uczestniczącej'' Marksa z którą łączy tajemne, lecz istotowe jak sądzę pokrewieństwo heideggerowskie Dasein jako ''strażnikiem Bycia'' [ tłumaczyłoby to fenomen intelektualnej plagi neomarksistów-postheideggerystów ]. Wspólnym mianownikiem i wytłumaczeniem zarazem pozornej [ ? ] sprzeczności między antropocentrycznym satanizmem wyżej zarysowanej wizji a panteistycznym roztopieniem się w jakowymś ''wszechbycie'' byłoby tu przeświadczenie, że człowiek jest Wszystkim, a więc i Niczym zarazem bowiem tak kończą się wszelkie próby utożsamienia z Absolutem - starożytni Grecy określali to mianem ''hybris'' a u chrześcijan zwie się grzechem pychy, korzeniem wszelkiego Zła. Czyż więc można zaprzeczyć, iż figurą takowego świata jest Uroboros a jego panem Aryman, bowiem jak śpiewał klasyk ''tam nic nie ma/ta planeta jest nasza/gwiazdy milczą/a Kosmos nie wybacza'' ? W każdym razie co do mnie choć daleko mi doprawdy do naiwnych hurraoptymistycznych wizji człowieka i jego świata ja to serdecznie... chromolę, tak to oględnie określmy.

Na dowód, że nie postradałem całkiem rozumu i moje intuicje są zasadniczo słuszne przytoczę opinię pewnej ''postsekularnej'' wiedźmy odstawiającej chocholi taniec na grobie Boga - możecie jeszcze się zdziwić śmieszki, słyszeliście aby coś o Zmartwychwstaniu ?! :

''Od dwunastowiecznych proroctw Joachima da Fiore, przez kabałę Izaaka Lurii, Kartezjusza, Spinozę, Kanta, Hegla, Marksa aż po szkołę frankfurcką, której dziedzicem okazuje się także Derrida, ciągnie się zatem linia specyficznie nowoczesnej „nienormatywnej religijności”, w której gnoza, judaizm i chrześcijaństwo współpracują ze sobą, by stworzyć dogłębnie humanistyczny paradygmat, czyniący wolność ludzką jedynym celem i tematem.''


- cóż, Rosjanie mają Dugina, a nam musi wystarczać Bielik-Robson...

...ale ja tu o podszydłowskich różokrzyżowcach, a przecież tuż pod nosem niemal mam ''karczókowski czakram'' - na liście protestacyjnym w obronie ''tęczowej'' Maryi czyli Boskiej Szechiny znalazło się aż osiem podpisów z Kielc, nazwisko Białka o którym tu była mowa niedawno w kontekście ''prawdy kreowanej'' nie dziwi, natomiast warto przyjrzeć się panu ''ikonopisowi'' :

''Michał Płoski rozpoczął studia teologiczne i podjął na jakiś czas pracę katechety w parafii św. Józefa Robotnika. W latach 1985-89 był nieformalnym sekretarzem bp. Mieczysława Jaworskiego. [...] Jesienią 1982 r. w Kielcach Michał Płoski uczestniczył w ogólnopolskim spotkaniu ekumenicznym ze Wspólnotą Braci z Taizé na Karczówce. Podczas gdy komunistyczna władza lansowała model konfrontacji, grupa ekumenistów w Kielcach wspólnie z Michałem Płoskim, Andrzejem Mochoniem i Juliuszem Braunem zainicjowała modlitwy o pokój i pojednanie między narodami. W tym roku mija 30. rocznica modlitewnych czuwań organizowanych co wtorek w kościele ojców kapucynów. Inicjatywę poparł wtedy bp Mieczysław Jaworski, który był otwarty na sprawy ekumenizmu i na zaproszenie brata Rogera odwiedził Taizé.'' 

W tym lucyferycznym świetle nie mogą więc szokować białkowe rekolekcje chanukowo-adwentowe, owszem miał takowy sabat miejsce parę lat temu w jednym z kieleckich kościołów, fotoreporter miejscowej gadzinówki ''Echo Dna'' nieświadomie zapewne [ ? ] trafnie go podsumował publikując zdjęcie zeń do góry nogami :


Przypomnę więc na koniec by domknąć rzecz niezbędną kodą, iż dla wyznawców wspomnianego na wstępie ''chrześcijaństwa graalowego'' siedmioramienny świecznik symbolizuje ''kosmiczną sekwencję'' eonów czyli cyklicznego procesu ''upadku Ducha w Materię'', msza jest ''konsekracją Człowieka'', Chrystus zaś inkarnacją ''Wielkiego Ducha Słonecznego'' co tłumaczy pastelowe barwy towarzyszące gnostycznym misteriom różokrzyżowców.

Nie amen, nie nie.

ps.

A, byłbym zapomniał - nie sposób pominąć w tym kontekście ''prywatną inicjatywę'' kandydatki kieleckiego ''Razem'' do PE pani towarzyszki Szmit-Morze czyli gnostyczną biżuterię w sam raz dla sióstr wiedźm i braci wiedźminów z takowymi intrygującymi wzorkami jak luterska róża, krzyż kalwiński, skrzydełko anioła... To nie żadne lewactwo a zwykła ezoteryczna szuria, w dodatku jeszcze drobny burżuj i ''Mariola byznesu'', którą porządny materialista jak Lenin kazałby orać pola w kołchozie albo zapierdalać w kołymskiej kopalni złota i to na przodku, bo jak równość to równość.