sobota, 28 grudnia 2019

Olga biegunka.

Nie zamierzam brnąć w ocenianie dorobku literackiego noblistki, wystarczy już egzaltowanego orgazmowania się jej entuzjastów ''holistycznym czuciem świata bogini'', prędzej wściekle irytują mnie gorzkie żale naszej głównonurtowej prawicy, że Herbert nie dostał literackiego Nobla - i bardzo dobrze, bo nagroda ta uwłaczałaby mu! Oto typowy przykład inteligenckiej ''bitwy na autorytety'', okładania się wzajem trumnami wieszczy i polityków: Geremka i Kaczyńskiego, Piłsudskiego i Dmowskiego, Miłosza i Herberta - weźcie przestańcie wreszcie być takimi atencyjnymi lochami, beta-orbiterami bez jaj zabiegającymi o uznanie ''elit opiniotwórczych'' Zachodu i tak bardzo przeżywającymi, że mają nas one gdzieś albo obdarzają łaską uznania nie tych co trzeba. Dla otrzeźwienia radzę obadać ile z naprawdę wybitnych postaci światowej literatury nie dostało tej nagrody, a zarazem jakie miernoty i beztalencia często nią obdarzano, pozwólmy więc zakompleksionym zjebom ośmieszać się pałowaniem ''niebotycznym sukcesem'' ich noblistki, dalejże ''oświecone'' ćwoki! Wszystko wskazuje na to, że pani Olga to cwana gapa zupełnie jak omawiana tu onegdaj inna artystka Cecylia Malik, jako urodzona konformistka wie jak się ustawić i szyje z globalistycznego klucza, nie może więc dziwić, iż płynie na nią z tego tytułu deszcz nagród od gremiów władców świata, mieć o to do niej pretensje to jak czynić zarzuty urodzonej dziwce, że daje na prawo i lewo za pieniądze, taka już jej sucza natura. Co wcale nie wyklucza, że ona naprawdę może wierzyć w to co bredzi, bo w ludzkiej duszy w przedziwny nieraz sposób najgłupszy idealizm miesza się ze skrajnym cynizmem i interesownością, a z tym chyba mamy do czynienia w tym wypadku. Gdyby jednak czyniła to na własny rachunek to pół biedy, niestety jako osoba publiczna imponująca wielu zakompleksiałym białym polskim Murzynom robi za szkodnika i tak całkiem nie można jej odpuścić, nie będę jednak pastwił się nad typowym dla intelektualnej prowincjuszki niewolniczym powielaniem dyskursu zachodniej lewicy, idiotycznym wmawianiem zniewolonemu narodowi rzekomego ''kolonializmu'' [ skądinąd obaczcie z jakim absurdem mamy tu do czynienia: Zachód próbuje obarczyć nas grzechami własnej kolonialnej przeszłości dokonując tym samym agresji imperializmu kulturowego i to w nowoczesnym, lewicowo-liberalnym wydaniu! ]. Wystarczającą już odtrutką na te brednie są prace polskich historyków takich jak Zbigniew Anusik czy Henryk Litwin, których oczywiście nikt poza fachowcami nie czyta w przeciwieństwie niestety do ''bizarnych'' wysrywów pani Olgi, przywołajmy więc w kontrze fragment recenzji naukowej autorstwa pierwszego z wymienionych:

''Szczegółowa analiza zachowanych rejestrów podatkowych prowadzi więc ostatecznie do wniosku, iż w drugiej ćwierci XVII w. polscy właściciele ziemscy stanowili na Ukrainie grupę już dość liczną, ale pozostającą jednak w zdecydowanej mniejszości w stosunku do szlachty ruskiej. Polska szlachta miała natomiast przeważający udział w dzierżeniu zastawów i dzierżaw. Stwierdzenie Henryka Litwina, że ''..Lach" na Ukrainie był częściej "petentem" lub klientem ruskiego magnata niż "personatem i posesjonatem", nie jest więc sprzeczne z wyrażoną przeze mnie przed laty
opinią, iż analiza danych rejestru poborowego z 1629 r. "nie potwierdza tezy o wzmożonej ekspansji szlachty polskiej na kresy po unii lubelskiej''. Również sformułowany przeze mnie pogląd, iż latyfundia przybyszów z głębi kraju pojawiły się na kresach w większej liczbie dopiero w okresie "złotego pokoju", znalazł potwierdzenie w następującym wywodzie Autora: "Do 1648 r. magnateria polska zdobyła sobie silną pozycję na Bracławszczyźnie. Kijowszczyzna pozostała zaś domeną ruskich rodów możnowładczych. W tym czasie szlachta polska odgrywała w obu województwach rolę istotnej, ale stosunkowo nielicznej mniejszości (mowa o posesjonatach)". Z innych ustaleń Henryka Litwina warta odnotowania jest konstatacja, iż ''wbrew utartym poglądom, rozdawnictwo królewszczyzn epoki pounijnej w niewielkim tylko stopniu kształtowało strukturę własności na kresach". Królewskie nadania wielkich "pustyń" były zresztą nieliczne (10 przypadków w latach 1581-1630), a tylko pięć spośród nich przyczyniło się do powstania wielkich latyfundiów - Różyńskich, Żółkiewskich. Wiśniowieckich, Kalinowskich i Koniecpolskich. Niezmiernie istotna wydaje się przy tym uwaga. iż dla wszystkich tych rodów z wyjątkiem Żółkiewskich (i ich spadkobierców - Daniłowiczów i Sobieskich) ziemie otrzymane od króla były tylko częścią zdobytych innymi sposobami majątków ukrainnych [...] Nie sposób też przejść obojętnie wobec obserwacji Autora, którzy wysuwa przypuszczenie, iż dominacja magnaterii polskiej w dzierżeniu starostw ukrainnych w przededniu powstania Chmielnickiego wynikała m. in. z faktu, że obrona kresów spoczywała wówczas w znacznej mierze na barkach pocztów magnackich. Henryk Litwin dostrzega także oczywisty fakt, że w tym samym czasie, kiedy magnateria polska podejmuje ekspansję na kresy, "panowie ruscy" opanowują znaczną liczbę dzierżaw na ziemiach Korony w granicach sprzed 1569 r. i sięgają po najwyższe urzędy małopolskie (kasztelania krakowska, województwo sandomierskie). Wysnuty przez Autora wniosek, iż zjawiska te są potwierdzeniem faktu, że "możnowładztwo polskie zrastało się z ruskim" warto uzupełnić o stwierdzenie. iż ekspansję ekonomiczną na ziemie polskie (tak w zakresie królewszczyzn, jak i dóbr dziedzicznych) podejmują przed 1648 r. tylko najpotężniejsi z kniaziów ruskich (Ostrogscy - spadek po Tarnowskich, spadek po Kostkach i Odrowążach oraz zakupy. Zbarascy - dobra zakupne Pilica, Łodygowice i Końskowola, Wiśniowieccy - dobra spadkowe Załoźce, Kryłów i Czarny Ostrów, Zasławscy - spadek po Ostrogskich, ale i przejęcie Lubartowa po Firlejach, Koreccy - nieudana próba przejęcia dóbr uścieńskich w województwie ruskim, dobra po Hermolausie Ligęzie). [...] Drobne dzierżawy kresowe przez długie lata stanowiły domenę rodów ruskich. Dopiero po 1620 r. nastąpił wyraźny wzrost nadań dla Polaków na dobra tej kategorii. Odbiorcami królewskich przywilejów byli początkowo głównie zasłużeni żołnierze, ale z biegiem czasu coraz liczniej pojawiają się w tej grupie klienci magnaccy. Wart odnotowania jest również fakt, że spośród magnaterii kresowej jedynie Kalinowscy gromadzili konsekwentnie nadania na drobne królewszczyzny ukrainne. Podsumowując swoje uwagi na temat udziału szlachty polskiej w dzierżeniu królewszczyzn ukrainnych, Henryk Litwin stwierdza, iż znaczna część dzierżawców królewszczyzn w ogóle nie przebywała na Ukrainie. Dotyczyło to przede wszystkim magnatów, ale podobnie musiało być ze średnią szlachtą, gdyż Autor nie odnotował aktywności politycznej dzierżawców na sejmikach kijowskim i bracławskim. Aprobując w pełni ten punkt widzenia, dodajmy jedynie, że w służbie dzierżawców królewszczyzn na Ukrainie pozostawała trudna do oszacowania, ale ogromna przecież rzesza oficjalistów i administratorów, którzy w znacznej części pochodzili z ziem Korony w granicach sprzed 1569 r.''

http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Nauk_Historycznych/Przeglad_Nauk_Historycznych-r2002-t1-n2/Przeglad_Nauk_Historycznych-r2002-t1-n2-s231-250/Przeglad_Nauk_Historycznych-r2002-t1-n2-s231-250.pdf 

Reasumując: przed wybuchem powstania Chmielnickiego na terenach obecnej Ukrainy wbrew majaczeniom Tokarczukowej nie doszło do żadnej mitycznej ''ekspansji kolonialnej'' polskiej szlachty, dopiero Wazowie zaczęli preferować ją w swoich nadaniach ziemi czemu trudno się dziwić z podanych wyżej przyczyn, ale w  żadnym istotnym stopniu nie naruszyło to dominacji rusińskich kniaziów i panów. Jeśli już mieliśmy do czynienia ze stapianiem się tychże z ich polskimi odpowiednikami w ramach jednej warstwy społecznej i kulturowej spojonej wspólnym interesem politycznym i ekonomicznym co zdecydowanie bardziej rokowało na przyszłość władztwu Rzeczpospolitej nad ukrainnymi ziemiami, niż wyobrażony jedynie sojusz z kozakami - bandytami i dywersantami carskiej Rosji i Porty Ottomańskiej, którzy zapewne z poduszczenia obu wszczęli bunt na Siczy zimą 1648 roku, by brutalnie zniweczyć ten proces [ w każdym razie na pewno nie poszło o babę jak nam do dziś to bezczelnie się wciska a masa idiotów wciąż wierzy ]. Dlatego z całą mocą należy podkreślić, że jak z powyższego jednoznacznie wynika ofiarą niewiarygodnie bestialskich rzezi i masakr dokonywanych przez rezunów Chmielnickiego padła głównie rusińska, w przeważającej mierze wciąż prawosławna szlachta, i tylko stosunkowo nieliczni tam przedstawiciele polskiej, oraz Żydzi - zarazem rusko-prawosławna tożsamość kozaczyzny jest co najmniej dyskusyjna, owszem to głównie spośród takowej ludności rekrutowała się, niemniej bardzo istotny w niej udział mieli przybysze z ziem koronnych i litewsko-białoruskich, moskiewskich, Tatarzy a nawet Żydzi: dość przypomnieć, iż przywódcą pierwszego w dziejach powstania kozackiego był polski szlachcic i siczowy ataman Krzysztof Kosiński, typowy warchoł i wyrzutek własnej warstwy społecznej. W praktyce była to więc pół-kryminalna zbieranina ze Wschodu jak i Zachodu - warto by zakodowała sobie to zwłaszcza nasza neopiłsudczykowska inteligencja pałująca się poronioną u swego zarania Unią Hadziacką, już to że stała za nią tak podejrzana kreatura jak Niemirycz, arianin i przez to agent wrogich RzPlitej sił, powinien wzbudzać zdrowy i daleko posunięty sceptycyzm do tego projektu. Jakikolwiek trwały sojusz z kozaczyzną był niemożliwy z podanych przyczyn, wchodzenie z nią w tajne konszachty przez Władysława IV, któremu upierdoliła się inwazja na zajmowany wówczas przez Tatarów Krym i uzbrojenie jej w tym celu przezeń w artylerię, dzięki czemu w przeciwieństwie do dotychczasowych ruchawek mogła wreszcie wziąć górę nad wojskami królewskimi i pocztami magnatów, doprowadziło w efekcie do tragicznych konsekwencji i upadku potęgi szlacheckiej republikańskiej monarchii. Dlatego słusznie oponowali przeciwko temu zgodnie polscy jak i litewscy oraz rusińscy panowie i możnowładztwo, przy okazji warto wspomnieć pewien haniebny epizod jaki miał wtedy miejsce, bowiem planowana przez obóz królewski wojna z Chanatem a więc de facto i Turcją jako jego protektorem wymagała też równie bezsensownego, pozbawionego rzetelnych podstaw porozumienia ze śmiertelnym wrogiem Rzeczpospolitej carską Rosją. Moskale zażądali w zamian zwrotu pogranicznego ruskiego Księstwa Trubeckiego zdobytego czy raczej odzyskanego przez RzPlitą w czasach ''smuty'', co też i polski monarcha uczynił podejmując decyzję jak rasowy autokrata bez konsultacji z szerszą opinią szlachecką i ku jej słusznemu oburzeniu. Co więcej przeciwstawił się temu sam rusiński władca tegoż księstwa oraz jego prawosławni poddani, którzy przywykli już do swobód jakimi mogli cieszyć się w republikańskiej monarchii i nie mieli najmniejszej ochoty ponownie zostawać rabami, niewolnikami kremlowskiego despoty, stąd w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa poczęli szykować się wraz z miejscowym katolickim biskupem do zbrojnego oporu przed skandaliczną i do tego kretyńską politycznie decyzją własnego władcy. Za to rzekomo słaby polski król nasłał na nich swojego przydupasa, wywodzącego się z kresowej magnaterii kalwina Mikołaja Abramowicza, który na czele wojsk królewskich spacyfikował rusińskich mieszkańców Trubecka, stolicy rzeczonego księstwa, po czym siłą wepchnął pognębionych w łapy Moskali. Na szczęście Rzeczpospolitej nie znane było ''absolutum dominium'', stąd ruski kniaź był w prawie pozwać monarszego urzędnika przed trybunał litewski, który tegoż skazał na banicję, konfiskatę mienia i infamię za bandycki zajazd jakiego dokonał na rozkaz króla, ponieważ jednak za egzekucję wyroku odpowiadał sam władca i podlegli mu starostowie, więc wykpił się od konsekwencji zaś rzecz załatwiono w końcu polubownie przyznając poszkodowanemu ruskiemu możnowładcy gigantyczne na owe czasy odszkodowanie za utracone włości - taki to ''polski kolonializm'' wobec Rusinów panował w dawnej Rzeczpospolitej.

Owszem, wyższy interes strategiczny kraju uzasadniałby tego typu bezwzględne działania, nie od dziś wiadomo, że w polityce nie ma miejsca na sentymenty, gdyby nie to, iż decyzja króla o przyznaniu praktycznie za bezdurno Moskalom istotnej części terytorium Rzeczpospolitej i zdrada przez to rusińskich, prawosławnych jej poddanych była idiotyczna jako się rzekło. Imperialne plany Władysława IV od początku nie miały jakichkolwiek realnych podstaw co było jasnym dla szerokiej opinii szlacheckiej, ale niestety nie dla zaślepionego swymi ambicjami władcy - w krymskiej awanturze mógł on liczyć jedynie na wątpliwe wsparcie ubezwłasnowolnionego politycznie przez wrogich Rzeczpospolitej Habsburgów papiestwa, i ostro skonfliktowanej z tym ostatnim, formalnie katolickiej lecz ulegającej coraz bardziej wpływom obozu protestanckiego Wenecji [ patrz wcześniejsza działalność przygotowujących pod to grunt kreatur jak Paolo Sarpi czy Giovanni Diodati ], no i zdradzieckich, przewrotnych ze swej natury władców Moskowii, naprawdę trzeba być szalonym lub niespełna rozumu, by porywać się na zbrojną eskapadę mając za plecami takowych ''sojuszników''. Tym bardziej, iż wiele wskazuje na to, że już wtedy car Aleksy począł czynić przygotowania do inwazji na Rzeczpospolitą jaka miała miejsce parę lat później, gdy na rok przed ''potopem'' spadła na nią gigantyczna rosyjska armia, która wraz z kozackimi posiłkami liczyła blisko 100 tysięcy żołnierza! - przypomnę, liczebność najeźdźczych wojsk szwedzkich nigdy nie przekroczyła 25 000, więc jeśli to zyskało miano ''potopu'' nie wiem w takim razie do czego porównać zbrojną napaść Moskali, chyba tylko z ''inwazją orków''. Warto przy tym zwrócić uwagę, że trzon carskich hord nie stanowiła żadna ''turańska dzicz'', lecz doborowe formacje złożone ze zwerbowanych na Zachodzie najemników w liczbie dotąd niespotykanej, cała akcja mobilizacji i przetransportowania ich do Rosji oraz nade wszystko zdobycia na to niezbędnych funduszy musiała w ówczesnych warunkach trwać latami, nie mogła nastąpić ot tak, gdy nie znano jeszcze kolei, samolotów ni wyposażonych w obecne możliwości okrętów. Powyższe dedykuję wszystkim pierdolącym do dziś jakoby Rzeczpospolita upadła przez brak silnej władzy królewskiej, roztrząsanie tej kwestii wykracza poza poruszaną w niniejszym wpisie tematykę, zwrócę więc tylko uwagę, że ''liberum veto'' było prerogatywą wszystkich sejmujących stanów, tak każdego obradującego szlachcica jak i senatorów i samego króla, stąd władcy niejednokrotnie zeń korzystali anarchizując życie publiczne republikańskiej monarchii w pełni zasługując tym na miano ''warchoła'', nazbyt pochopnie rezerwowane obecnie jedynie dla ich herbowych poddanych. Z kolei najbardziej absolutystycznym władcą XVII-wiecznej Europy wcale nie był Ludwik XIV, lecz... duński monarcha, który dzięki zamachowi stanu jakiego dokonał w 1660 roku zyskał taki zakres panowania o jakim ''król Słońce'' mógł jedynie pomarzyć, jakoś nie uczyniło to Danii potężnym, budzącym respekt sąsiednich krajów imperium. Owszem, nie uległa rozbiorom jak my, ale śmiem twierdzić inne czynniki o tym przesądziły np. iż ościennym mocarstwom zależało, aby kontrolę nad strategicznymi cieśninami nie zyskali i tak nazbyt wzbici w pychę Szwedzi dążący wówczas jawnie do przekształcenia Bałtyku w swe ''wewnętrzne morze'', stąd min. Holendrzy wysłali podczas ''potopu'' gigantyczną flotę na pomoc Gdańskowi, by wybić im ze łbów próbę przejęcia nad nim władzy, skutecznie jak się okazało [ tłumaczyłoby to czemu w luterańskiej Szwecji cierpieli okrutne prześladowania nie tylko katolicy, ale i protestanccy bracia w wierze przecież z dominującej właśnie w Holandii kalwińskiej konfesji ]. Co się zaś tyczy samych Ukraińców dopóty będą oni upatrywać swą tożsamość narodową nie w nawiązaniach do dziedzictwa ruskich kniaziów i szlachty, którzy nie bez wzajemnych oporów i perturbacji jednak odnaleźli swe miejsce w politycznym uniwersum Rzeczpospolitej, by wymienić choćby Ostrogskich, Wiśniowieckich czy niewątpliwie wybitną postać metropolity kijowskiego św. Piotra Mohyły, lecz kozackiej żulii pełniącej de facto rolę agenturalnej bandyterki, o przysłowiowo tępej, pazernej i chętnej przez to do pogromowego rezania ''panów i żydów'' plebejskiej ''czerni'' już nie wspominając, nie dziwota, że będą mieć burdel zamiast państwa rządzony przez mafijnych oligarchów i cwaniaczków, marnych geszefciarzy pokroju Zełenskiego, miotając się beznadziejnie między knajackim zamordyzmem a równie kryminalnym anarchicznym bezhołowiem - wybór należy do was bracia Słowianie.

Nie przypadkiem poświęcam tyle miejsca pozornie nie związanemu z tematyką wpisu zagadnieniu fikcyjnego ''polskiego kolonializmu'', gdyż wbrew pozorom jest on niesłychanie aktualny i ściśle wiąże się z problemem masowej migracji, który wzbudza egzaltację pisarki. Siłą rzeczy strony sporu w tej materii odwołują się u nas do dziedzictwa I-ej Rzeczpospolitej, tyle że jednako czynią to w sposób wyjątkowo nieudolny afirmując jak i krytykując jakowąś mityczną krainę, która ze szlachecką republikańską monarchią nie ma zgoła nic wspólnego [ a możemy z grubsza przynajmniej jej rzetelny obraz odtworzyć bazując na pracach historyków i badaczy epoki, rzecz jasna o ile trzymamy się faktów nie zastępując ich ''faktyszami'' i wiarą w szamańską moc języka władnego jakoby kreować ''prawdę'' ]. Otóż słuchając jednych jak i drugich człek odnosi wrażenie, że sarmacka respublika panów braci trzymała się li tylko na mniejszościach etnicznych i religijnych, protestantach, prawosławnych, arianach, Litwinach, Rusinach, Niemcach, Żydach oczywiście, Tatarach, Ormianach etc. wszystkich, tylko nie Polakach i katolikach, którzy chyba robili tam jedynie za podnóżek dla wyżej wymienionych nic tylko marząc jak by im jeszcze wygodzić i przepraszając w ogóle, że żyją. Tymczasem ''wielokulturowa'' Rzeczpospolita była możliwa wyłącznie dzięki hegemonii politycznej polskich elit o w przeważającej większości rzymskokatolickiej konfesji nawet w czasach najdalej posuniętego protestanckiego prozelityzmu wśród szlachty i magnaterii. One stanowiły trzon tego organizmu państwowego zapewniający mu stabilność, tak jak stricte etnicznie polska Korona pozostała jego obszarem rdzeniowym, a nie z całym należnym szacunkiem Litwa i zagarnięte przez nią rusińskie ziemie z Kijowszczyzną na czele. Dlatego nie ma żadnej istotnej sprzeczności między hasłem ''Polska dla Polaków'', a rzetelnie pojmowaną ''polityką jagiellońską'' nie mającą nic wspólnego z obecną parodią giedroycizmu, bowiem nie wymaga ustępowania innym i wyrzekania się własnego interesu narodowego, wręcz przeciwnie - polska i zazwyczaj katolicka elita mogła udzielać koncesji na rzecz rozlicznych mniejszości etnicznych i religijnych Rzeczpospolitej właśnie dlatego, że dzierżyła w niej prymat. Przy czym nie zamierzam tu wpadać w pułapkę kreślenia sielankowej, utopijnej wizji harmonijnej współpracy między tak ostro często skonfliktowanymi społecznościami np. bez trudu można naleźć w historii sarmackiej respubliki przykładów prześladowań religijnych innowierców, aczkolwiek katolicy wcale nie posiadali monopolu na nietolerancję, choćby kalwini jako pierwsi domagali się bezwzględnego tępienia ''braci polskich'' jako odstępców od ich konfesji, i by tamtych propagandowo zwalczać oni właśnie nadali im pogardliwe w ówczesnym kontekście miano ''arian''. Niemniej skala była niepomiernie mniejsza w porównaniu z tym co się wyprawiało jeśli o to idzie dosłownie u wszystkich bliższych i dalszych sąsiadów Rzeczpospolitej - nie wynikało to z jakowejś słabości, a zrozumienia przez elity, iż utrzymanie spokoju społecznego i stabilności państwa w tak podzielonym religijnie i etnicznie kraju jest możliwe głównie dzięki daleko idącym koncesjom na rzecz rozlicznych mniejszości, wszakże przy zachowaniu dominującej roli żywiołu polskiego i rzymskiego katolicyzmu podkreślam jeszcze raz. Hegemonia ta opierała się w minimalnym jak na owe czasy stopniu na przemocy, choć rzecz jasna stosowano ją, gdy trzeba jako nieodzowną do sprawowania wszelkiej władzy, niechby nawet nie wiem jak demokratycznej, jednak głównie kładła nacisk na inkluzję, owszem odbywającą się w obrębie jednej, wyróżnionej warstwy społecznej, niemniej tylko skończony idiota abstrahujący całkiem od realiów epoki może serio rozpatrywać powstanie wówczas ''Polski ludowej'', a też i stan szlachecki wcale nie był tak hermetyczny jak mogłoby się wydawać, i jak trafnie zwraca uwagę badacz dziejów nowożytnej Rzeczpospolitej Henryk Wisner, co bardziej przedsiębiorczy plebejusze i mieszczanie bez większego trudu przenikali doń nabywając tym samym prawa obywatelskie. Jestem ostatni, by wychwalać dyby i pańszczyznę, niech ktoś mi jednak przedstawi jakąś możliwą do zrealizowania wtedy sensowną alternatywę ustrojową dla szlacheckiej monarchii, bo mrzonki o mieszczańskiej i protokapitalistycznej republice na wzór Holandii możemy sobie darować w obliczu tzw. ''dualizmu na Łabie'' i braku dostępu do otwartych akwenów morskich oraz oceanu a więc i bezpośredniego udziału w handlu światowym [ zresztą wszystkie mity jakie narosły w tych kwestiach stanowią osobne zagadnienie, któremu trzeba będzie poświęcić oddzielny wpis ]. Oczywiście można stawiać zarzut Rzeczpospolitej, iż w ostateczności przegrała z Moskwą rywalizację o kresowe ziemie i nie zdołała w pełni zmajoryzować zamieszkujących je Rusinów, ale też jak niby miała ich ''skolonizować'' na wzór choćby amerykańskich osadników na ''dzikim zachodzie'', skoro nie dysponowała aż taką przewagą cywilizacyjną jak oni nad Indianami w znakomitej większości wciąż prowadzącymi prymitywny koczowniczy tryb życia, i nigdy tamci nie musieli mierzyć się z równie silną kontrakcją, bo najdziksi Apacze byli nikim w porównaniu nawet z półmafijnymi, parapaństwowymi strukturami władzy ordyńców czy kozackiej Siczy, o regularnych imperiach carskim czy osmańskim już nie wspominając. Poza tym uwzględniając wspomnianą wyżej dominującą wciąż pozycję ruskiej szlachty i możnowładztwa na terenie ówczesnych okrain sarmackiej monarchii republikańskiej to pod ich adresem w pierwszej kolejności należy kierować pretensje, iż nie były w stanie poradzić sobie z rozbestwionym kozactwem, które swym awanturnictwem wciągało nas nieraz w zupełnie niepotrzebne konflikty z ościennymi mocarstwami z Portą Ottomańską na czele, to znowu wchodząc z nimi w zdradzieckie sojusze. Żywiącej perwersyjną tęsknotę za swojskim odpowiednikiem knuta części polskiej opinii publicznej zwracam też uwagę, iż nawet despotyczna Rosja nie zdołała całkiem spacyfikować Ukrainy i ''Małorosjan'', którzy mimo wielowiekowej podległości pozostali bytem odrębnym, chwiejnym i skłonnym do buntu przy pierwszej nadarzającej się okazji, nie ma więc pewności, że i autokratyczna, przekształcona w ''absolutum dominium'' Rzeczpospolita dałaby sobie z nimi radę [ se proszę przypomnieć również o jaki ból zadu przyprawiły carat powstania kozaczyzny dońskiej pod wodzą Stieńki Razina i Pugaczowa ]. Oto przeklęty dylemat polskiej polityki wschodniej po dziś dzień: ponieważ rzekomy ''kolonializm'' w naszym wydaniu jest tylko mrzonką obdarzonej nazbyt bujną wyobraźnią literatki i jej podobnych, propagandowym straszakiem na użytek wrogich nam potencji tak ze Wschodu jak i Zachodu, więc jedyne co pozostaje to wspierać rodzime elity władzy na dawnych kresach RzPlitej - sęk w tym, iż zwykle okazują się one zbyt słabe, nieudolne i skonfliktowane wewnętrznie aby skutecznie przeciwstawić się ekspansji takich czy innych orientalnych despotii z Moskwą na czele.

Wracając do tępej dzidy noblistki - zmilczę nikczemne pomawianie przez nią polskich ofiar hitlerowskiej okupacji takich jak moi przodkowie o rzekome współsprawstwo w zbrodniach popełnianych na Żydach przez Niemców, posługując się przy tym nazistowskimi bez mała, potępionymi przez trybunał norymberski kategoriami zbiorowej odpowiedzialności, bo aż krew mnie od tego zalewa co zrozumiałe, a jak wiadomo emocje nie sprzyjają rozsądnemu, wyważonemu osądowi rzeczy [ czego się zresztą spodziewać po białej babie pajacującej z murzyńskim kołtunem na łbie ]. Nie sposób natomiast przejść do porządku nad palącą kwestią ''ubogacania'' przez nachodźców na której cześć pieje peany pani ''biegunka'', stąd poświęcimy jej chwilę przyglądając jak tu się rzeczy mają naprawdę. Na cześć naiwnej lub zdurniałej już całkiem noblistki odstawiono propagandową szopkę we wzorcowej multikulturowej placówce szkolnej a pisarczyni wzruszyła się wielce szkaradną laurką od jej uczniów [ jakże przypomina to czasy systemu słusznie minionego wydawałoby się, ideologiczne koszmary mego dzieciństwa, tyle że komuszą propagandę zastąpiła ''tęczawa'' zaś czerwone krawaty muzułmańskie hidżaby ], tyle że ma to tyle wspólnego ze skandynawskimi realiami co przysłowiowe ''potiomkinowskie wioski''. Biegunka powinna swe bizarne majaki skonfrontować boleśnie a ożywczo dla przywrócenia rozumu, choćby oznaczało to wytarmoszenie jej za rastafariańskie kudły, wizytą w takich szwedzkich szkołach pełnych muzułmańskich migrantów jak ta zamknięta dopiero co w Göteborgu za powiązania dyrekcji z islamskimi ekstremistami z ISIS, co nawet dla sparaliżowanych politpoprawnością szwedzkich władz okazało się jak widać nazbyt już grubą przesadą. Mogłaby też wpaść do terroryzowanego przez uczniowskie gangi liceum Lofsrud mieszczącego się w leżącej po sąsiedzku Norwegii w stołecznym Oslo, oczywiście z artykułu omawiającego patologię nijak nie można wywiedzieć się o pochodzeniu sprawców rozbojów, ale wystarczy rzut oka na fejsowy profil szkoły i umieszczone tamże zdjęcia wychowanków by obaczyć, że wprost przepełniona jest typowymi śniadymi lub czarnoskórymi potomkami wikingów. A przepraszam, ichnie media w końcu wydusiły z siebie, że hordy dzikusów, które urządziły niedawno ''weekend przemocy'' w stolicy polując na bezbronnych przechodniów, rekrutowały się spośród ''młodych mężczyzn o pochodzeniu innym niż norweskie'', ale pewnie jedynie dlatego, iż wpierdol od nich dostał min. krewny tamtejszego ministra sprawiedliwości. Toż samo ma miejsce w Szwecji trawionej plagą zamachów bombowych i morderstw dokonywanych przez migranckie gangi, takich jak składający rytualne ofiary z ludzi i otumaniający swe ofiary szamańskimi technikami ''voodoo'' nigeryjski ''Czarny Topór'' - w ten sposób dawno minione wydawałoby się barbarzyństwo powraca do Skandynawii za sprawą nachodźców przy którym blednie dosłownie tamtejsza blackmetalowa lewizna zdolna jedynie do pajacowania na koncertach, co najwyżej podpalania i tak pustych przeważnie kościołów zamienionych na protestanckie zbory, ewentualnie od wielkiego dzwonu rozwalania se tępego łba lub kolegom ze sceny. Nie dziwi stąd, że sprawcom popełnionego niedawno w Göteborgu rozboju nie wystarczyło bestialskie sflekowanie ofiary całą bandą i ostawienie w samych gaciach na zimnie, ale jeszcze obcięli jej przy tym ucho, czekać więc tylko jak zaczną urzynać inne kończyny z genitaliami na czele by złożyć je w ofierze jakimś chtonicznym bóstwom, np. konsekrowaną właśnie przez opętanego już całkiem Francesco Paciamamę zapewne bardzo to ucieszy jako boginię płodności darzącą ale i okrutną, tym bardziej skoro chętnie przyjmowała mordowane dla niej dzieci. W Szwecji mówi się wręcz o prawdziwej ''modzie na bomby w termosach'' i wysadzanie się wzajem przez członków konkurencyjnych gangów migranckich, Sven Granath kryminolog wykładający na Uniwersytecie Sztokholmskim stwierdza bez ogródek, że mamy tam do czynienia z mafijnym ''wyścigiem zbrojeń'', zaś sam szef Säpo czyli ichniej bezpieki Anders Thornberg nie pozostawia złudzeń, iż ''Szwedzi powinni przyzwyczaić się do narastającej przemocy''... Czyż jest bardziej widomy dowód upadku państwa, gdy człowiek stojący na czele instytucji odpowiadającej za bezpieczeństwo wewnętrzne kraju przyznaje się publicznie do własnej niemocy? [ to za co bierzesz pieniądze skurwysynu?! ]. Nie zaskakuje więc, iż jedyne co im pozostało to jak policja w Uppsali doradzać kobietom by nie łaziły same po zmroku a zwłaszcza unikały podejrzanych dzielnic zamieszkanych przez migrantów, przy okazji wydało się, że odpowiadają oni za prawie 90% gwałtów na Szwedkach, z czego połowa sprawców mieszkała krócej niż pół roku w Szwecji zanim zaatakowała swą ofiarę. Można też jak niejaki Sven-Erik Alhem, były prokurator i przewodniczący ''szwedzkiego związku ofiar przestępstw'' [ owszem, istnieje tam takowy o wdzięcznej nazwie Brottsofferjouren ] zalecać w programie telewizyjnym widzom wzburzonym po zadźganiu na śmierć nastolatka, ofiary napadu rabunkowego na ulicy w Göteborgu, jako najlepszą metodę uchronienia się przed podobnymi wypadkami... udawanie dziada, ubieranie się biednie jakbyś niczego nie posiadał, to i bandziory dadzą ci spokój wedle pana prokurora. Jak widać nie tylko u nas ''nadzwyczajnej kaście'' padło na łeb, dobre choć tyle, że bezczelne głupoty wygadywane przez tumana wywołały lawinę szyderstw, ludzie zaczęli przerzucać się na profilach społecznościowych fotami przedstawiającymi ich ''kreacje'' a la menel, oraz sarkastycznymi uwagami typu: ''udawanie osoby bezdomnej przybliża nas do utworzenia społeczeństwa bezklasowego'', ''kobiety mogą założyć burkę, by zmniejszyć ryzyko przemocy grupowej i gwałtu'' a zwłaszcza moja ulubiona ''u kobiet broda raczej nie zda egzaminu, ale niedbała fryzura i nieogolone pachy to dobry pomysł. W końcu kto zaatakuje feministkę?'':))). Nie wiadomo jednak jak będzie z tą modą na żula, gdyż niektóre gminy w Szwecji, a docelowo ma to być i sama stolica, zaczynają wprowadzać licencje na żebractwo co ciekawe z inicjatywy ichnich socjalistów - dziadyga czy inszy wyciruch ma się zarejestrować na lokalnej komendzie i za opłatą pobrać od policji zezwolenie na wyciąganie od przechodniów kasy, inaczej grozi mu sroga grzywna: rozwiązanie ewidentnie wymierzone głównie w cygańskich romskich żebraków, którzy stali się plagą tamtejszych ulic podobnie jak i w sąsiedniej Norwegii, gdzie ich nielegalne obozowiska narażają stołeczne władze na wielomilionowe koszta sprzątania pozostałego po nich syfu. Z drugiej problem bezdomności zacznie pewnie też w coraz większym stopniu dotykać biedniejszych Szwedów, bowiem inwazja nachodźców wywołała kryzys na ichnim rynku mieszkaniowym, ochujałe od politpoprawności władze preferują ich w przyznawaniu mieszkań komunalnych kosztem młodych przedstawicieli rodzimej ludności, w tym celu ruguje się też niepełnosprawnych i organizacje broniące praw tychże z zajmowanych przez nie lokali, do jak wielkiej desperacji doszło w tym względzie niech świadczą dzikie, wprost bolszewickie już pomysły wysiedlania musem mieszkańców wsi do miast by robić przybyszom miejsce. Oficjalnie pierdoli się aby to uzasadnić, iż większość migrantów jest w wieku ''produkcyjnym'', choć szwedzki Urząd Pracy alarmuje, że dominują wśród nich ludzie nie posiadający jakichkolwiek kwalifikacji i wykształcenia, wielu nie potrafi nawet czytać i pisać i to w swoich językach o szwedzkim już nie wspominając. Nie dziwota więc, iż stają się niejako z automatu obciążeniem ichniego socjalu pasożytując na zasiłkach, to zaś powoduje, że budżety miast i gmin topnieją w katastrofalnym tempie i zaczynają one bankrutować jak choćby położony pośrodku Szwecji Filipstad, którego władze ogłosiły przyparte do muru dramatyczną sytuacją finansową, iż 80% aż zamieszkujących na jej terenie migrantów o niemal wyłącznie pozaeuropejskim pochodzeniu nie pracuje i korzysta z pomocy społecznej. Niedawno opublikowany raport ujawnił też, że 90% migrantów z Maroka przybyłych do Szwecji udaje nieletnich, bo ci cieszą się tam większymi przywilejami i specjalną ochroną, także prawną co na pewno przydaje się bardzo przy popełnianiu rozbojów, kwestia niesłychanie istotna dla tej społeczności - to może tyle w temacie sprowadzania potrzebnej na gwałt i to dosłownie ''wykwalifikowanej siły roboczej'' z drugiego końca świata, szczególnie ''lekarzy i inżynierów''.

Uczciwie należy jednak przyznać, że istnieje druga strona medalu, i nachodźcy nie występują jedynie w roli drapieżców seksualnych, ale nader często ''interkulturowe'' pożycie odbywa się za obopólną zgodą jak to wykazała choćby świeża sprawa 30-letniej Szwedki skazanej na srogą grzywnę i prace społeczne za ruchanie się z powierzonym jej pieczy nieletnim albańskim sierotą, sąd nie dał wiary ściemnianiu chutliwej baby o ''gwałcie'' i przypierdolił karę, podobna sytuacja miała miejsce po sąsiedzku parę lat wcześniej, gdzie dwie Dunki pracujące z nastolatkami w obozie dla uchodźców dostały wyrok za urządzanie sobie orgietek z wychowankami. Tragiczny finał za to znalazł młodzieńczy romans 17-letniej Wilmy Andersson zamordowanej przez swego chłopaka, oczywiście w oficjalnych enuncjacjach nic o pochodzeniu sprawcy i żadnych jego danych co jest wyraźną wskazówką, że chodzi o kogoś o pozaeuropejskich korzeniach [ czy naprawdę ci kretyni od propagandy nie domyślają się tego? ] i faktycznie - tylko na jakimś niszowym blogu skandynawskich narodowców można wyczytać, iż nazywa się Tishko Ahmed i jest irackim Kurdem, który jak wszystko na to wskazuje dokonał zabójstwa honorowego na białej oblubienicy, bowiem miał być bardzo ''zazdrosny'' [ o ile zakład, że sąd uzna za okoliczność łagodzącą wysoko rozwinięte ''poczucie honoru'' kochasia? ]. Na pewno nigdy nie podpiszę się pod podłymi tekstami ''ma co chciała'' czy ''dobrze jej tak'', ale nie będę też ściemniał, iż jakoś szczególnie boleję nad losem takich gówniar, których nic nie nauczyło czym kończą się zwykle ''interkulturowe'' i międzyrasowe związki, oraz ich zdurniałych rodziców jacy na to przyzwalają. Co się zresztą dziwić skoro przykład idzie z góry - córka norweskiej pary królewskiej związała się z afrykańskim czarownikiem, i oboje odstawiają teraz objazdowy cyrk ku uciesze globalnej gawiedzi pod chwytliwym hasłem: ''księżniczka i szaman'':))). Niektórzy więc zamiast stulejarsko wyrzekać, że ''dziewczyny wolą brąz'' przejmują inicjatywę próbując wykorzystać koniunkturę jak choćby pewien przedsiębiorczy Litwin, który wraz z rodakiem zwyczajnie najął jakiegoś Somalijczyka, by ten wyrwał im szwedzką dupencję na czacie, co też i bez trudu uczynił - 14-letnie dziewczę miało widocznie nadzieję na ''egzotyczny'' romans, a tymczasem czekało ją przykre rozczarowanie: czarny żigolo zmył się po odebraniu należności za dostarczony ''towar'' pozostawiając nieszczęsną idiotkę z dwoma białymi wieśniakami z Europy Wschodniej z którymi nikt nie chce się ruchać, więc aż muszą płacić Murzynowi aby naraił im jakąś babę, stąd i raźno wzięli się za jej zbiorowe ubogacanie kulturowe, i tak oto zgwałcili ją nie ci migranci co trzeba. Nie zmienia to faktu, że wszystkie kraje Skandynawii ze Szwecją na czele trawi obecnie istna plaga rasistowskich ataków w wykonaniu pogromowego motłochu o pozaeuropejskich korzeniach, których ofiarą padają tacy jak młody Szwed upokarzany przed kamerą przez członków tureckiego gangu i zastraszany brutalnie lufą pistoletu siłą wtykaną mu do ust, co można obejrzeć na niniejszym wideo. I tak miał szczęście, że nie został oszczany jak inny szwedzki nastolatek przez bandę zezwierzęconych czarnych kundli po uprzednim jego sflekowaniu - skądinąd jestem pewien, że tego typu ''złoty deszcz'' podziałałby niczym ożywczy prysznic na wszystkich entuzjastów masowego sprowadzania nachodźców i ''ubogacania kulturowego'' na czele z panią Olgą, czego rzecz jasna z całego serca im życzę [ to jak ze Śpiewakiem juniorem, który otrzeźwiał dopiero gdy na własnej skórze odczuł czym w istocie są ''wolne sądy'', niestety dla nich jak i dla nas co zachowaliśmy jeszcze rozum i godność człowieka będzie wtedy już za późno ]. Barbarzyńcy mogli się jednak tak rozbestwić, gdyż patologiczny system im na to pozwala, skoro niepełnosprawny intelektualnie człowiek, idiota mówiąc wprost robiący za ichniego premiera potrafi jedynie histerycznie zaprzeczać faktom klepiąc bezmyślnie politpoprawną mantrę ''bieda i wykluczenie-wykluczenie i bieda'' jako rzekomo wyłączną przyczynę epidemii przestępstw, nic o pochodzeniu zdecydowanej większości sprawców a już co nie daj ich wyznaniu, i to mimo iż statystyki wyraźnie mówią, że 90% spośród przybyłych po 2015 r. do Szwecji nie ma stałego zatrudnienia, za to posiada w większości dach nad głową korzystając z tamtejszego rozbudowanego socjalu. Tymczasem były członek jednego z gangów Eddy Paver wyłożył rzeczywiste motywacje bandytów tak że jaśniej już nie można, cytuję: ''w momencie, gdy nigdzie nie pasujesz, nie znasz języka szwedzkiego i obracasz się w środowisku dilerów sam zaczynasz myśleć o przestępczości, bo handlarze narkotyków są obwieszeni złotem, jeżdżą najlepszymi furami i sypiają z pięknymi kobietami'' nie dziwota więc, że imponują tak gówniarzom, tym bardziej gdy większość z nich jest zwykłymi prymitywami rządzonymi popędami niezdatnymi nawet do najprostszej roboty, a też pozbawionymi ku niej chęci bo po co, skoro raz i drugi ożenią działkę frajerom i zarobią taki hajs o jakim zapierdalając w trudzie i znoju mogliby jedynie pomarzyć [ że zaś rychło zapewne zastrzeli ich równie okrutny debil z konkurencyjnej bandy wliczone jest w koszta tego biznesu, za to co się do tego czasu naruchają i naćpają to ich ]. Jak bardzo szwedzkim władzom pali się dupa i są bezradne świadczą desperackie próby uzupełniania dramatycznych wakatów w policji sprowadzanymi z Norwegii funkcjonariuszami, i uciekanie się przez nie do nadzwyczajnych środków jak choćby niedawna policyjna akcja ''Trident'' angażująca też służby celne i straż przybrzeżną głównie w celu zwalczania przemytu kradzionych samochodów, twarde dane statystyk przestępczości wyraźnie mówią, iż w dziewięciu na dziesięć przypadków złodziejami są ''cudzoziemcy'' o bliżej nie ustalonym pochodzeniu, reptiliańskim zapewne. Również przedsiębrane przez rząd drastyczne podwyżki płac dla nauczycieli pracujących w strefach ''no-go'' nie wynagrodzą im zastraszania i otwartej przemocy ze strony młodocianych gangów jakich często padają tam ofiarą, zresztą ich praca zwykle i tak nie ma większego sensu biorąc pod uwagę dramatycznie niskie wyniki uczniów, gdzie do wyjątków bynajmniej należą sytuacje jak ta w szkole na migranckim przedmieściu Sztokholmu dzielnicy Rinkeby w którym aż połowa z nich nie zdała egzaminów, które pozwoliłyby im na przejście do liceum [ ciekawym więc jakim cudem będą z nich przyszli ''inżynierowie i lekarze'' ]. Jedyne remedium na to jakie widzą idioci robiący za tamtejszą władzę jest gaszenie pożaru benzyną czyli zakaz szkolnictwa religijnego, co znamienne za wyjątkiem żydowskiego [ ma się rozumieć! ] godzący w gruncie rzeczy głównie w Bogu ducha winnych chrześcijan i prowadzone przez nich placówki oświatowe - jak widać lewica pod każdą szerokością geograficzną nie przepuści żadnej okazji by zwalczać wyznawców Chrystusa, nawet tak dyskusyjnych jak stanowiący wciąż większość w Szwecji protestanci, choćby i paliło się i waliło wszystko wokół, naprawdę te kurwie aż proszą się by im narzucić srogi wyznaniowy dyktat co zapewne w końcu muzułmanie uczynią, i to ich rękami [ skądinąd jakim tumanem trzeba być, aby sprowadzać masowo wyznawców islamu, a później histeryzować, iż w kraju narasta problem fanatyzmu religijnego? ]. Doszło już do takiego rozbestwienia przemocy, że nawet gangsterów z Malmö oburzyła egzekucja żony jednego z nich, chłopaki zgodnie uznały za niedopuszczalne zabijanie kobiet i dzieci we wzajemnych porachunkach, wzruszające zaiste, będą jeszcze z nich ludzie byle dać im ''szansę'' [ trza przyznać, że małżonek ofiary na którym dokonano kryminalnej zemsty miał fantazję działając z rozmachem - siedział w więzieniu za napad na bank przy użyciu... buldożera ].

Jak widać masowa migracja szkodzi nie tylko rodzimej europejskiej ludności, ale i przybyszom wywołując ich podwójną alienację tak z własnej jak i obcej im kultury kraju osiedlenia, sięga to tak głęboko, iż sieje spustoszenie w ich umysłach a nawet organizmach - wystarczy zaledwie parę lat żarcia śmieciowego jedzenia z tutejszych trashmarketów i zdrowi dotąd migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu zaczynają lawinowo zapadać na cukrzycę i insze choroby cywilizacyjne trawiące populację ''białasów''. Dlatego biorę pod uwagę, iż gdyby jakimś trafem pewien znający polski Kurd czy inszy Kameruńczyk przeczytali te uwagi, byliby w prawie słusznie oburzyć się, że nie sposób wnioskować z dzikich, barbarzyńskich wyczynów migrantów o ich krajach pochodzenia - główna wina niewątpliwie spoczywa tu na dotychczasowych rządach państw szeroko rozumianego Zachodu ze Skandynawią włącznie, które pod dyktando bliżej nieokreślonej kliki globalistów stworzyły patologiczny system preferowania przybyszy przyznając im rozliczne przywileje socjalne dosłownie za nic, i zapewniając praktyczną bezkarność nawet przy najgorszych rozbojach i gwałtach popełnianych przez nich na rodzimej ludności. Nie dziwota więc, że do takiego g... ciągnie najgorsza swołocz z całego niemal świata, bowiem ''okazja czyni złodzieja'', w niczym to jednak jej nie usprawiedliwia ani tłumaczy nominalnie jedynie rządzących jacy do podobnej patologii dopuścili. Dopiero pod naciskiem okoliczności, czyli gwałtownego starzenia się społeczeństwa i potrzeby, mniejsza z tym na ile umotywowanej, odchodzenia od paliw kopalnych jakie dotąd zapewniały dobrobyt zwłaszcza Norwegii, rządy państw skandynawskich zaczynają wreszcie porzucać antynarodową politykę w interesie globalistów i ciąć przywileje socjalne dla migrantów oraz nieco bardziej stanowczo egzekwować wobec nich sprawiedliwość, z marnym jednak skutkiem, gdyż na to jest już za późno. Nie zaradzą temu najbardziej nawet zaawansowane technologicznie systemy monitoringu, kamery na każdym niemal rogu ulicy, biurze czy w metrze, bo co z tego, że algorytm zidentyfikuje sprawcę przestępstwa, skoro nie będzie komu go złapać, na pewno nie wyegzekwuje prawa spedalona ichnia policja [ znajomy był świadkiem dobrą ponad dekadę temu będzie w Niemczech jak grupa turasów spuściła w barze wpierdol jakiemuś Niemcowi, metroseksualny patrol złożony z funkcjonariusza i funkcjonariuszki przybyły na jego skargę zesrał się, kiedy przed klub wyszła grupa tureckich karków ]. Jak niby ma to uczynić zresztą, gdy całą okolicę zamieszkuje hołota programowo kładąca lagę na lokalne porządki a zarazem stanowiąca wręcz wzorzec ''społeczności zintegrowanej'' tak bardzo, iż do jej kwartału miasta nie mają wjazdu nie tylko policyjne radiowozy, ale nawet straż pożarna czy pocztowi kurierzy - te kurwie potrafią walić seriami z kałachów do karetek pogotowia czy autobusów! A propos: pomnę czytałem o czymś w podobie przed laty w felietonie Michała Ogórka, i to gdzie - w GW gdzieś tak na początku wieku bo wtedy jeszcze brałem toto do ręki, opisywał w nim swoją jazdę nocną linią komunikacji miejskiej w Paryżu, autokar zajechał do czarnej dzielnicy i zatrzymał się, bo Murzyny swoim zwyczajem rodem z Afryki żyją na ulicy nawet a może zwłaszcza po zmroku: tłum siedział, tańczył, grał w piłkę itd. Kierowca oczywiście nie śmiał zatrąbić, gdyż nie chciał być spalony żywcem, więc tak gdzieś przez kwadrans kontemplował wraz z resztą białych pasażerów wnętrze własnej duszy, a Afroafrykanie na zewnątrz również miłosiernie nie zwracali na nich uwagi, wreszcie łaskawie rozstąpili się na tyle, że można było ruszyć dalej, autobus ruszył z kopyta nie zatrzymując się na żadnym przystanku bo i nie miał nawet takiej potrzeby, ponieważ w ogóle ich nie było, wszystkie dawno zostały spalone przez lokalsów. Nie ma co jednak być znowu takim malkontentem: obecny system ma przecież na koncie także sukcesy np. obecny iracki minister obrony wyłudzał zasiłki w Szwecji, gdzie mieszkał przez kilka lat jako uchodźca pod innym nazwiskiem i zachował fikcyjny adres na przedmieściach Sztokholmu, a nawet obywatelstwo szwedzkie czego zakazuje ministrom iracka konstytucja, oraz był zamieszany w molestowanie seksualne nastolatka... Niektórym więc puszczają w końcu nerwy od tego na szczytach władzy o czym świadczy niedawne ''zniknięcie'' z budynku rządowego mieszczącego biuro premiera Szwecji specjalistycznej broni, pistoletów Glock z pokaźną liczbą amunicji typu dum-dum, poznać tu rękę ichnich służb i tej części tamtejszych elit mających już dość polityki reprezentowanej przez nominalnego przywódcę kraju, skończonego debila, grożącej całkowitą zapaścią państwa i narodu, tym bardziej iż kompromitującej wpadki nie dało się ukryć mimo panującej w szwecjalizmie szczelnej poza tym zasłony medialnej. Cieszy stąd, że norweski minister sprawiedliwości wykazał się dość wyjątkową jak na tamtejsze warunki stanowczością zapowiadając jako kontrę wobec gróźb całkiem już rozbezczelnionego przywódcy Turcji nasłania przezeń na Europę ponad 3 i pół milionowej rzeszy ''syryjskich uchodźców'' relokowanie ich w namiotach zamiast jak dotąd pokojach hotelowych, oraz sprawdzanie wszystkich przybywających i poddawanie badaniom ''pod kątem przenoszenia ewentualnych chorób zakaźnych'' [ pamiętacie jeszcze histeryczną wrzawę jaka podniosła się, gdy wspomniał o tym w kontekście inwazji nachodźców Kaczyński? ] i pewnie dlatego jego krewny ''przypadkiem'' dostał łomot na ulicy od rozjuszonych perspektywą pozbawienia dotychczasowych wygód członków migranckiej wspólnoty. Powyższe szczególnie godne jest polecenia na rozpalone głowy niektórych chłopców narodoffców podnieconych wizjami snutymi przez prowoków pokroju byłego księdza Międlara o braniu ''sprawiedliwości we własne ręce'' - owszem, trudno się dziwić, że niektórzy desperaci to czynią w obliczu bezradności swoich rządów wobec problemu graniczącej wręcz z haniebną zdradą narodową, jednak podobne wyczyny są właśnie dowodem fundamentalnej słabości i zwykle przysłowiowe g... dają. Przekonał się o tym niejaki Philip Manshaus, młody Norweg, który najwidoczniej pozazdrościł sławy Breivikowi podejmując próbę zamachu na lokalny meczet, niestety jedyne czego nieudacznik dokazał to mordu na Bogu ducha winnej przyrodniej siostrze, chińskiej sierocie adoptowanej przez jego rodziców, ledwie zdążył postrzelić muzułmanina a już reszta zgromadzonych na modłach dorwała go solidnie obijając mu gębę, po czym oddała w ręce policji, i tak skończyły się onanistyczne fantazje politycznego stulejarza o ''Walhalli''. Dlatego jebać Breivików i podobnych im masońskich prowoków - jedynym skutecznym remedium na inwazję nachodźców są stanowcze działania państwa narodowego w ramach prawa: najbliższe lata okażą jasno, czy takowe są już tylko narzędziem w rękach ponadnarodowej oligarchii finansowej i politycznej dla której zarówno miejscowa jak i podlegająca przesiedleniom ludność jest zaledwie mierzwą i plastyczną masą, czy też wciąż sprawuje nad nimi kontrolę może nie zaraz cała rodzima populacja, ale przynajmniej ta część z lokalnych elit władzy, która pojęła, że kontynuacja obłędnego planu globalistycznej międzynarodówki także je pozbawi władzy. Należy stąd wspierać jak się tylko da rządy państw narodowych, szczególnie tych słabszych jak Polska poddanych naciskom imperiów i oligarchii finansowej by tym skuteczniej im się opierały, choćby na zasadzie ''mniejszego zła'' bowiem mimo wszystkich swoich rażących często niedoskonałości gwarantują więcej swobód niż nadchodzący wielkimi krokami planetarny zamordyzm, gdyż perspektywa wszystkich niemal krajów świata będących wraz z zamieszkującą je ludnością oraz ich zasobami włącznie nawet ze światem przyrody ożywionej i martwej własnością kilku-nastu zaledwie korporacji i instytucji finansowych nie jest niestety żadną szurowską ''teorią spiskową''. Szczególnie powinni zakodować to sobie ''wolnościowcy'' pełniący de facto rolę ''pożytecznych idiotów'' pałujących się infantylną wizją ''ładu bezpaństwowego'', bo nie pojmują w swym zaślepieniu, iż narzędzia kontrolowania ludzkiej populacji rozwinęły się obecnie tak niepomiernie, iż zbędnym staje się istnienie państwa, które wręcz przeszkadza wraz z zamieszkującymi je odrębnymi narodami w globalnej cyrkulacji kapitału i ludzi oraz formowaniu idealnej niemal planetarnej ekonomicznej i post-cywilizacyjnej gładzi [ w tym i tylko w tym sensie faktycznie Ziemia staje się ''płaska'' ]. Nie ma co się łudzić, że zaradzi temu nieunikniona zapewne globalna zapaść ekonomiczna, mimo całego opisanego wyżej rozpierdolu miliarderów w Szwecji przybywa, najbogatszym jak widać i tak procentuje, więc mają wyjebane na chaos szerzący się za pancernymi szybami ich luksusowych samochodów i strzeżonych odpowiednio siedzib, najwyżej zabiorą zabawki do bezpiecznych od wichur dziejowych rajów podatkowych. Owszem, zasadniczy reset systemu wedle wszelkich znaków jest konieczny, ale nie jebnie on całkiem a jedynie zmutuje niczym peezel na co pozwoli mu wynalazek iście alchemicznego wytwarzania pieniądza wprost z powietrza i elektronicznej waluty dla której jedynym już ograniczeniem będą tylko technologiczne możliwości i zasoby skumulowanej weń energii. Wówczas libertarianie pałujący się tak pozwalającym rzekomo ''obejść system'' i jakoby zapewniającym ''anonimość transakcji'' blockchainem i bitcoinem ostaną się z tym swoim ''infoanarchizmem'' niczym Mania w krzakach - czy naprawdę jesteście aż tak tępi, by nie pojmować, że zanik struktur państwowych wymusza konieczność tzw. ''holy watching'', zeświecczonej wersji purytańskiego ''świętego pilnowania'' się wzajem niczym w gombrowiczowskim bractwie ostrogi, gdzie jeden drugiemu wraża żelazo w nogę, albo upiornej wizji spełnionego anarchokomunizmu z leninowskiego ''Państwa i rewolucji''? Oby dotarło wreszcie do entuzjastów ''ładu bezpaństwowego'', że władza nieformalna jest właśnie przez to niczym nieograniczona, dlatego jawna hierarchia jest stokroć lepsza od ukrytej pod postacią systemów ''rozproszonej kontroli'', a ku temu zmierzamy - stąd agresja globalistów wobec ostatnich zachowanych instytucji dawnego porządku na czele z Kościołem Katolickim i zarazem próba jego ''wrogiego przejęcia'' oraz zmiany nauczania z wiary w Boga transcendentnego i osobowego na kolektywnego i immanentnego, wewnątrzświatowego odpowiadającej projektowanemu planetarnemu porządkowi, toż samo tyczy państwa narodowego i samej idei odrębnej narodowości, rasy a nawet płci [ gwarantuję przy tym, że jeśli tylko KK na czele z samym papieżem przecweli się już całkiem na globalizm z jego aborcjonizmem, LGBT, eko-panteizmem itd. wszystkie dęte jak i prawdziwe nawet ''afery pedofilskie'' z udziałem księży znikną z oficjalnego obiegu medialnego jak ręką odjął, a wręcz okaże się, iż ''międzypokoleniowa intymność'' także w wykonaniu duchownych jest zbożna i godna błogosławieństwa, zwłaszcza po zniesieniu ''przeciwnego naturze'' celibatu ].

Biorąc powyższe pod uwagę nie pozostaje mi nic innego jak oddać głos w I-ej turze nadchodzących wyborów prezydenckich ''na'' Bosaka nie mając przy tym złudzeń co do osoby Krzysia, bezdzietnego kawalera pod 40-tkę pochylającego się z troską nad kryzysem rodziny w Polsce i brakiem dzieci, oraz jego zaplecza politycznego w którym kręci się sporo podejrzanych person. Dlatego cudzysłów, gdyż popieram nie tyle konkretnego kandydata co reprezentowane przezeń postulaty i argumentację jaka powinna wreszcie przebić się do opinii publicznej szczególnie w obliczu rejterady PiS-u na tym polu i przejmowania władzy w obozie rządzącym przez szkodników pokroju Gówina - także po to, by zmarginalizować w samej Konfidencji pozostających mimo krzykliwej propagandy od wyborów w wyraźnej defensywie korwinowców na rzecz nacjonalistów co wyniki wewnętrznych głosowań wśród jej zwolenników jasno ukazały. Zarazem jestem przekonany, iż program narodowców jest dobry jedynie na krótką metę, bo wskutek nieodwracalnych już trendów demograficznych, gospodarczych i cywilizacyjnych Polska i tak będzie się orientalizować, sam napływ milionów przybyszy z najbliższego nam jednak Wschodu to wymusza, a co dopiero tych co przybędą tu z drugiego końca Eurazji, nawet jeśli nie w takiej liczbie jak pożądana przez ochujałych zjebów typu Gwiazdorski. Nie oznacza to żadnego fatalizmu ni bierności, wręcz przeciwnie - konieczność aktywnej polityki w tym zakresie i ostrego jak się tylko da przesiewu migrantów by możliwie uniknąć przyszłych z nimi problemów jakich doświadczają właśnie Szwedzi czy Norwedzy: skoro nawet tak bogate i rozwinięte społeczeństwa nie dają tu rady nie możemy pozwolić sobie na luksus machnięcia ręką na zasadzie ''jakoś to będzie''. Dlatego program narodowców na dziś jest najlepszym z możliwych, aczkolwiek nie łudźmy się powiadam, by zaradził on procesowi nieuchronnego ''końca Europy jako osobnego bytu politycznego i wchłaniania jej przez Eurazję'' jak trafnie zauważył na jednym ze spotkań Bartosiak, stąd najwyższy czas pomyśleć wreszcie nad własną formą eurazjatyzmu, który nie stanowiłby ślepej kalki duginowskiego, lecz bazował na rodzimych wzorcach sarmackiego republikanizmu. Nie miejsce tu ni czas roztrząsać jak mógłby takowy ''neosarmatyzm'' wyglądać, dość powiedzieć, iż na pewno nie oznaczałby groteskowego muzealnictwa historycznego, masowego dorabiania sobie szlacheckich herbów praktykowanego przez różne ubeckie zakony, pajacowania w kontuszach, pseudo-pańskich fumów i pogardy wobec ''chamstwa'' co śmiało leźć na salony typowych dla naszej zjebanej w większości inteligencji, wreszcie opisanego wyżej idealizowania jak i opierającego się zazwyczaj na skandalicznej ignorancji nadmiernego krytykowania dziedzictwa I RP itd. itp. Pora więc zakończyć apelem: nie bądźmy jak Bartuś piroman, nie dajmy sterroryzować się szantażem ''ruskiej agentury'', by nie podjąć koniecznej i tak próby stworzenia nowej formuły politycznej i cywilizacyjnej na miarę wyzwań przed którymi stoi nasz kraj w perspektywie najbliższych dekad, które wedle wszelkich znaków zadecydują czy Polska i my jako Polacy w ogóle będziemy jeszcze istnieć, albo zamienimy się już w całkiem wykorzenioną pulpę, postludzką biomasę zamieszkująca jakowyś OdroBug podatną na wszelkie manipulacje globalistów, niestety nie ma w tym za grosz przesady - zresztą powtarzam z całym naciskiem proces orientalizacji będzie postępował czy to się komu podoba czy nie, pytanie czy pozwolimy, by zachodził z pozoru żywiołowo i chaotycznie a w gruncie rzeczy pod dyktando ''organizacji pozarządowych'' czyli jawnych agentur wpływu planetarnych zamordystów oraz obcych potencji z rosyjską na czele, czy też zdobędziemy się na przejęcie nad nim kontroli kluczowe dla zachowania jeśli nie zaraz niepodległości z prawdziwego zdarzenia, to przynajmniej faktycznej autonomii w klarującym się właśnie nowym porządku świata i zmniejszenia chociaż nieuchronnego szoku kulturowego wskutek napływu w takiej liczbie na nasze ziemie przybyszy hołdujących często skrajnie odmiennym od naszych wartościom i etosowi. 

I z tą oto zagwozdką ostawiam Cię drogi czytelniku, ku zadumie na nadchodzący Nowy Rok.

ps.

Okazuje się, że noblistka równie wyznaje się na cudzych dziejach co ojczystych - autor poniższego tekstu skrępowany politpoprawnością polityczną zapomniał jedynie nadmienić, iż wyzyskiwacze indiańskiej ludności i łowcy niewolników w hiszpańskich i portugalskich koloniach w Ameryce Łacińskiej rekrutowali się głównie spośród tzw. marranów, czyli żydowskich konwertytów przeważnie nadal po kryjomu wyznających judaizm i stąd w dosłownie traktowanych Torze i Talmudzie znajdujących uzasadnienie dla zbrodniczego procederu niewolenia tubylców/autochtonów. Poza tym należałoby dodać, iż tacy jak pani Olga paradoksalnie powielają imperialną narrację konkwistadorów tylko a rebours, w tej wizji Indianie stanowią masę bezwolnych idiotów, którzy padli plackiem przed garstką europejskich kondotierów bo przestraszyli się arbebuzów, stalowych szpad i koni. Tymczasem Aztekowie bardzo szybko otrząsnęli się z pierwszego szoku kulturowego, obalili zabobonnego Montezumę i wyrżnęli skrytobójczo nocą większość najeźdźców, ocalałą garstkę której ledwie udało się ujść z życiem prędko byliby w stanie zepchnąć ku morzu i zgnieść gdyby nie to, że członkowie innych plemion indiańskich ciemiężonych przez Azteków zobaczyli w białych wybawców spod ich niewoli, bo wprawdzie świętoszkami ci przeważnie nie byli a bandą opryszków i awanturników spod ciemnej gwiazdy, ale przynajmniej nie jedli ludzkiego mięsa i składali masowo w ofierze członków konkurencyjnych nacji chtonicznym bóstwom żądającym nieustannie człowieczej krwi i mięsa [ co za kontrast z Chrystusem, Bogiem co sam poświęcił się dla dobra ludzi! ]. Dlatego w ogromnej armii jaka obległa w końcu aztecką stolicę i ją zdobyła sami Hiszpanie stanowili zaledwie garstkę, ale kierowniczą dysponującą know-how jakbyśmy dziś powiedzieli, które umożliwiło wreszcie zerwanie kajdan okrutnej tyranii innym Indianom, podobny scenariusz powtórzył się później z Inkami - uwzględniając powyższe tekst jednak wart uwagi:

https://www.dorzeczy.pl/kraj/125323/antyhispanizm-olgi-tokarczuk-czyli-o-krzywdzacych-stereotypach-w-przemowie-noblowskiej.html 

 ''A przecież, jak na ironię, żywy do dziś symbol inkaskiej tożsamości, ostatni władca Ataw Wallpa został zgładzony przy udziale swoich ziomków. Inna rysa na zmitologizowanym obrazie: Inkowie w ramach oficjalnego kultu państwowego praktykowali ofiarę ludzką. Z okazji intronizacji nowego władcy każda z prowincji miała dostarczyć w tym celu kontyngent z dzieci. Cokolwiek by nie mówić o okrucieństwach białych „brodaczy”, do tego by się nie posunęli nigdy. [...] Czy więc inkaska interpretacja historii, elitarny inkaski model świat są już nie do odtworzenia?  Owszem, tyle tylko że mity i legendy Inków „cenzurowano”, a po śmierci każdego władcy historię „oczyszczano”. Historyków i depozytariuszy tradycji, mistrzów khipu („pisma węzełkowego”) uznawano nieraz za element „wywrotowy i niebezpieczny”. Wiadomo, „kto rządzi przeszłością, ten rządzi teraźniejszością”. [...] To właśnie w ruinach Tiwanaku indiański prezydent Boliwii, Evo Morales, tuż po swojej elekcji odbył ceremonię intronizacji na Apa Malku („najwyższego wodza” w języku Indian Ajmara) ludów płaskowyżu Altiplano i przyjął dary od społeczności indiańskich z całej Ameryki. Wydaje się, że mocno zmitologizowana pre-kolumbijska przeszłość Ameryki Łacińskiej przeżywa tam obecnie prawdziwy renesans.''

https://www.polskieradio24.pl/23/266/Artykul/166290,Mity-rytualy-i-polityka-Inkow 

 ''Wspominany pierwszy Inka Manqu Qhapaq z ojca był nieznanego, dlatego mówili o nim: syn słońca, naprawdę jednak matką jego była Mama Waqu. O kobiecie tej powiadają, że była wielką kurwą (poprawione na: zwodzicielką), bałwochwalczynią, czarodziejką, która z demo­nami piekielnymi rozmawiała, odprawiała ceremonie i czary, i tak kazała przemawiać kamieniom, skałom, słupom, górom, i jeziorom, gdyż demony jej odpowiadały, a zatem rzeczona pani pierwsza stworzyła wspomniane bałamuty i czary, uroki, i tym zwiodła rzeczonych Indian. Wpierw zwiedzione zostało Qusqu, i utrzymywała je zwiedzione i sobie poddane. Indianie bowiem za cud uważali, żeby kobieta rozmawiała z kamieniami, skałami i górami, słuchali się więc jej i służyli tej pani Mama Waqu, i tak nazwali ją quya\królową Qusqu. Powiadają, że się pokładała z mężczyznami, z którymi chciała, z całego ludu. Tak zwodziła przez wiele lat, podług opowieści bardzo starych Indian. Wspomniana Mama zwała się wpierw Mama. Gdy została panią, nazwała się Mama Waqu, a potem, gdy się pobrała ze swym synem i została panią i królową, przezwała się Mama Waqu Quya. A dowiedziała się za sprawą diabła, że jest ciężarna synem, i demon ją pouczył, żeby urodziwszy dziecko nie pokazywała go ludziom i dała je piastunce imieniem Pillqu Sisa, której kazał zabrać je do groty zwanej Tanpu Taqu, żeby je stamtąd wyprowadzili w wieku lat dwu, i utrzymywali i głosili, że ma wyjść z Paqari Tanpu król qhapaw apu Inka imieniem Manqu Qhapaq Inka, syn słońca i jego żony Księżyca, brat Jutrzenki, a bogiem jego ma być Wana Kawri.''

http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1989-t80-n4/Przeglad_Historyczny-r1989-t80-n4-s689-704/Przeglad_Historyczny-r1989-t80-n4-s689-704.pdf 

piątek, 29 listopada 2019

Koda.

Zamieściłem niedawno na YT komentarze pod rozmową z Wozińskim oraz wykładem o utopijnej całkiem ''anarchii rynkowej'' Bożydara Wiśniewskiego, które stanowią dość krótką jak na mnie rekapitulację wałkowanych tu ostatnio obszernie tematów libertarianizmu, karonizmu, roli państwa + parę nowych wątków, stąd postanowiłem opublikować je na blogu kompilując w pewną całość, by robiła za tytułową klamrę spinającą dotychczasowy dyskurs. Oto i ona: 

"Dobre, tylko niepotrzebnie dyskusja w drugiej części skręciła w stronę Karonia, prowadzący zbyt ulega jego wpływom a Woziński niepotrzebnie zniża się do polemiki z nim, choć jeśli trzeźwą argumentacją obnaży rozliczne sprzeczności i mielizny ''karonizmu'' to w sumie czemuż by nie. Zbytnio jednak na to jest pan Jakub spolegliwy wobec Karonia moim zdaniem, choć źle też stałoby się gdyby przesadził w czasie dysputy z napastliwością, chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zachowanie zimnej krwi i możliwie klarowny wywód, wiem łatwo powiedzieć bawiąc się w ''wujka dobra rada'', ale jeśliby się to udało Wozińskiemu a Karoń swoim zwyczajem jeszcze zaperzył przy tym brnąc w bełkotliwe dygresje, może przynajmniej do części jego bezkrytycznych zwolenników coś by dotarło. Owszem, nie ukrywam, że i ja uległem początkowej fascynacji tym człowiekiem, ale dość szybko otrząsnąłem się i radzę to innym - dlatego zabrakło jak dla mnie wzmianki przy wymienionej na końcu laborystycznej teorii wartości, że hołduje jej właśnie Karoń na równi z tak krytykowanymi przezeń marksistami jak i klasycznymi liberałami pokroju Adama Smitha. Najwidoczniej nie słyszał o czymś takim jak ''przełom marginalistyczny'' w ekonomii, albo zwyczajnie go nie uznaje bo mu nie pasuje do oglądu rzeczywistości, a jeśli fakty temu przeczą to tym gorzej dla nich. Dlatego tak wiesza psy na spekulacji, która wprawdzie może objawiać się w patologicznych formach jak choćby obecny handel powietrzem, zbijanie kabzy na tzw. limitach emisji CO2, ale fetyszyzowanej przez Karonia pracy również zdarza się przybierać odrażającą postać typu niewolnicza eksploatacja więźniów Gułagu czy Auschwitz. I co, mamy z tego tytułu potępić w czambuł wszelkie zatrudnienie i głosić pochwałę nieróbstwa? Owszem, nie jest prawdą, że ''żadna praca nie hańbi'' i lepszy już byle menel niż torturujący i rozstrzeliwujący w pocie czoła Bogu ducha winnych przeważnie ludzi czekista czy esesman, ten pierwszy przynajmniej bywa pożyteczny, gdy aby się nachlać zbiera butelki czy niepotrzebny już nikomu złom. Nie znaczy to jednak, że praca jako taka jest złem, a jedynie iż może służyć szkodliwym celom, podobnie i spekulacja - obok wyżej wymienionych patologii trudniący się nią mogą także odgrywać pożyteczną rolę, nawet jeśli z pozoru odrażającą na wzór szczurów czy robactwa zjadającego zwłoki, ale też przez to pomagającego użyźnić glebę. Podobnie spekulant umożliwia np. zbywanie tracących z takich czy innych względów wartość aktywów udrożniając tym samym obieg finansowy, i słusznie nalicza sobie z tego tytułu ''lichwiarski'' procent, bo to należna opłata za ogromne często ryzyko jakie przy tym ponosi. Nie mówiąc już o tym, że ktoś potrafiący operować skutecznie na opcjach liczonych bywa w minuty a nawet sekundy jest dla mnie przechujem w najlepszym tego słowa znaczeniu - aż wstyd pisać takowe oczywistości wydawałoby się bo to elementarz współczesnej ekonomii, niestety nie wszystkim wiadomy. Kończąc wątek Karonia, bo aż nadto poświęciłem mu uwagi, warto by wytknąć panu Krzysztofowi podczas polemiki, że sam nie posługuje się precyzyjnie pojęciami jak tego domaga się od innych, konkretnie idzie o nieszczęsny ''marksizm kulturowy'', równie dyskusyjny co wymyślony przez Marksa ''kapitalizm'' - jeśli już mowa o hybrydzie ideologicznej, marksizmie złajdaczonym mocno na postmodernistyczną modłę z nietzscheanizmem, Freudem czy reichowską psychoanalizą niechby, i wreszcie bodaj równie ważnym tu wpływem Heideggera, gdyż nigdy dość podkreślania i to możliwie głośnego gdzie się tylko da, że jednym z idoli współczesnej lewicy jest regularny naziol:))) [ co z tego, iż jego epizod czynnego zaangażowania po stronie III Rzeszy trwał niecały rok, skoro zrezygnował z funkcji rektora w cichym proteście przeciwko zdradzie w jego mniemaniu przez reżim narodowosocjalistycznych ideałów? ]. Poza tym ''marksizm-heideggeryzm'' stanowi w UE ideologiczną ''nadbudowę'' dla neoliberalizmu, czyli kapitalizmu państwowego podniesionego na poziom paneuropejski, by nie rzec wręcz globalistyczny, bo takową strukturą od samego zarania miała być ta ponadnarodowa, rakowata ''wspólnota'' czego wcale nie krył jeden z jej ''ojców założycieli'' Jean Monnet - symbioza i wspólnota interesów między wielkim kapitałem i finansjerą a obecną neobolszewią widoczne są jak na dłoni podczas sponsorowanych hojnie przez banki i korporacje parad LGBT czy na przykładzie ruchów ekonielogicznych na które także płynie z ich strony deszcz pieniędzy [ patrz choćby amok sadzenia ''drzewek tlenowych'' w zamian za kredyt itp. ]. 

Co do zasady zgadzam się z libertarianami, że tzw. kapitalizm nigdy nie istniał jako w pełni wolna gospodarka, nawet w zmitologizowanym przez klasycznych liberałów XIX-ym stuleciu, i w sumie nie mam nic przeciwko, jeśli wyznawca tej doktryny czy ideologii zdaje sobie sprawę z jej utopijności, że to nieziszczalny ideał nawet w przyszłości, co wcale nie musi świadczyć na niekorzyść libertarianizmu - przecież może być z tym jak choćby dawnym wzorcem cnotliwego obywatela, o którym wiadomo było, że nikt doń nie dorósł w historii, ale brany serio i powszechnie uznawany pozwalał choć korygować osobiste przywary i patologie życia społecznego, tu mogłoby stać się podobnie niwelując rakowate przerosty biurokracji nie tylko rządowej, ale i korporacyjnej, sraczkę legislacyjną uniemożliwiającą normalne funkcjonowanie zwykłym obywatelom a także samemu państwu itd. Natomiast nieszczęście zaczyna się, gdy taki w gorącej wodzie kąpany neofita po przeczytaniu pierwszej z brzegu rozprawki Misesa czy Rothbarda, a już co nie daj o zgrozo powieści Ayn Rand [ dobre i to, bo większość kuców poprzestaje na memach zasłyszanych u Ozjasza ] uznaje uczone postulaty i literackie fikcje za rzeczywistość, to zresztą w równym jak nie większym stopniu tyczy też neomarksistów czy tradsów. Podobnym ideologicznym zacietrzewieniem popisał się niedawno u Wapniaka Trader 21, który zadeklarował się jako zwolennik koncepcji ''tysiąca Liechtensteinów'' Hoppego, co kazało mu poprzeć żarliwie katalońskich nazboli... Myślałem, że spadnę z krzesła: k... mać, przecież tamtejsi separatyści łączą zaciekły nacjonalizm graniczący wręcz z rasizmem ze stricte neobolszewickim programem społecznym wspierającym wszelkie najgorsze patologie współczesnego świata z promocją LGBT i masowego sprowadzania nachodźców włącznie, co to ma niby wspólnego z prawdziwie wolnościowym przesłaniem?! Nie mówiąc już, że tylko kompletnie zaślepiony doktrynalnie idiota może nie dostrzegać, że w obecnych realiach tak rozczłonkowana Europa byłaby już całkiem wydana na łup obcych hegemonii, obojętnie czy to USA, Rosji lub Chin, poza tym wymarzone jeszcze przez Hakima Beya ''strefy autonomiczne'' właściwie już tu istnieją - zapraszamy wszystkich ''wolnościowców'' do ''no-go zone'', tych wszystkich quasi-kalifatów i bantustanów jakimi obrodziło na Zachodzie i w Skandynawii, a i u nas tylko ich czekać wskutek polityki obecnego rządu, której zresztą raźno sekundują takie liberalne debile jak Gwiazdorski pieprzący coś o ''5 do 10 MILIONÓW MIGRANTÓW potrzebnych nam do pracy'' [ broń Boże mu nie życzę, ale czy dopiero gdy jego córki zostaną zbiorowo wzbogacone kulturowo dotrze doń w końcu, że to nie był najszczęśliwszy pomysł? ]. W każdym razie kusząca przyznaję wizja ''uporządkowanej anarchii'' w obecnych warunkach to przepis na katastrofę cywilizacyjną i polityczne samobójstwo Europy, żadna alternatywa dla centralizacyjnego amoku, który opanował elity skrajnie poza tym niedołężnego tworu jaki stanowi UE.

Pożal się refutacja argumentu przeciwko poronionej z zasady ''anarchii rynkowej'' w wykonaniu Bożydara Wiśniewskiego to czysta demagogia i niewiarygodna wprost nędza intelektualna, bezczelność ze strony prelegenta: opisany stan zaciekłej rywalizacji poszczególnych instancji władzy uniemożliwiający rządzenie jest patologiczny i odpowiada państwu słabemu, dysfunkcyjnemu i pogrążonemu w ostrym kryzysie wewnętrznym jak to ma właśnie miejsce obecnie w Polsce, a nie silnemu i sprawnie zarządzanemu, co zresztą p. Jakub niechętnie, ale tylko półgębkiem na koniec przyznaje, i w jeszcze większym stopniu jak wszystko na to wskazuje tyczyłby upragnionego przezeń ''bezrządu'' kapitalistycznego. Skrajną naiwnością, i to oględnie zowiąc jest sądzić jak on, że wówczas w pełni swobodna konkurencja rynkowa i mechanizm rachunku ekonomicznego doprowadzą do społecznej idylli, gdzie każdy niemalże będzie usatysfakcjonowany sprawiedliwymi wyrokami zupełnie prywatnych sądów arbitrażowych i ich egzekwowaniem przez takowe agencje - niegodna intelektualisty, infantylna wizja ta w zbrodniczy wręcz sposób lekceważy siłę społecznych i jednostkowych namiętności władnych zagłuszyć elementarną wydawałoby się u każdego człowieka zdolność rachowania zysków i strat, a nawet instynkt samozachowawczy! Główny problem Wiśniewskiego tkwi w tym, że traktuje on serio ''postęp'', jedną z najgłupszych a na pewno najnikczemniejszą z idei jaką kiedykolwiek ludzkość z siebie wydała, stąd zakłada, że można zastąpić myślenie polityczne ekonomicznym, zupełnie zresztą tak samo jak marksiści, tylko inaczej zdefiniowanym oraz w diametralnie czym innym upatrując pożądanego celu zmian, choć czy rzeczywiście tak bardzo odmiennym co do przewidywalnie równie niemal opłakanych skutków? Sztuczna dychotomia typowa dla obu zaciekle zwalczających się, bo pokrewnych doktryn lewicowej jak i liberalnej jaka rzekomo ma przebiegać między jednym a drugim pozwala mu snuć brednie o idyllicznym stanie ''naturalnej ekonomii'', gdzie zachodzą horyzontalne jedynie relacje wymiany oparte na pełnej równości itp., zakłóconym wedle niego brutalnie zaprowadzonymi odgórnie stosunkami władzy przez mityczną hordę rodem z rojeń naćpanego Freuda - miała ona narzucić państwową opresję tym biednym ''konsumentom pierwotnym'', cnotliwym ludkom żyjącym w harmonii z organicznie wręcz wolnorynkowym porządkiem świata. Tym samym krytykując słusznie skądinąd kuriozalny koncept ''umowy społecznej'' jaki legł u podstaw wielu liberalnych doktryn, sam ekstrapoluje go w dziedzinę stosunków gospodarczych, sztucznie przeciwstawiając im przy tym polityczność tak jakby nie była ona powietrzem wręcz, którym każda godna tego miana ludzka wspólnota wprost oddycha. Paradoksalnie sami libertarianie stanowią najlepszy dowód niemożliwości własnych postulatów, ich permanentne kłótnie i spory dzielące to środowisko na tle ideowym jak i spowodowane czysto osobistymi animozjami poszczególnych działaczy i -ek, których nijak nie da się zwalić na ''państwowy interwencjonizm'', antycypują co by się wyprawiało pod tym względem, gdyby jakimś niezwykłym wprost zrządzeniem losu zapanował wymarzony przez nich stan ''anomii władzy'' - dopiero by się wzięli za łby! Bowiem z zasady żadna opcja ideowa nie może posiadać monopolu na libertarianizm, stąd rościć sobie doń prawo może i katolicki trads surowo a nie tylko deklaratywnie przestrzegający w codziennym życiu zasad swej religii, jak i gejowscy aktywiści zabawiający się orgietkami z psem - toż to prawdziwa ''anarchia'':).

Żywię poważne wątpliwości wobec tego, a wręcz jestem pewien, iż postulowany przynajmniej przez radykalnych libertarian bezpaństwowy ład wolnorynkowy, gdyby jego realizacja dzięki niesłychanej koincydencji gwiazd i planet stała się jednak możliwa, doprowadziłby nieuchronnie do odtworzenia ''zorganizowanej przemocy'' tylko w innym wydaniu, boć jak słusznie zauważył zdeklarowany ''anarchokapitalista'' Marcin Chmielowski oswobodzona niechby z ''okowów państwa'', w pełni wolna gospodarka sama z siebie będzie produkować własne hierarchie i pionowe struktury władzy ''nieskażone'' już wyklętym interwencjonizmem i protekcjonizmem, inaczej całą ideę konkurencji na totalnie wolnym rynku szlag by trafił, a co to za anarchia w której nie panuje doskonała równość wszystkich i wszystkiego? [ w myśl źródłowej dla tej doktryny bez-zasady ''An Arche'' ]. Konkretnie mówi o tym w dostępnym na YT wykładzie ''Utopia anarchokapitalizmu'' gdzieś tak ok. 17 min., to zresztą rzecz wiadoma i nie raz roztrząsana na jebawczańskich forach - mimo to co bardziej zacietrzewieni wyznawcy ''wolnorynkizmu'' nie raczą zwykle dostrzegać, iż zaciekle potępiany przez nich biurokratyzm nie jest tylko własnością państwa ale i dużych przedsiębiorstw odnoszących sukces na rynku, i to immanentną. Nie wiem jakim cudem bez rozbudowanego aparatu administracyjnego - a choćby i zastąpionego jednakim co do zasady systemem czysto elektronicznej, automatycznej inwigilacji - możliwym byłoby koordynować produkcję w firmie operującej na planetarną wręcz skalę, zarządzać mrowiem zakładów rozsianych bywa na niemal wszystkich kontynentach, i co najważniejsze dyscyplinować w miarę potrzeby pracowników nie dysponując przy tym ''niejawnymi'', quasi-policyjnymi strukturami wewnątrz przedsiębiorstwa oraz firmami ochroniarskimi pełniącymi de facto rolę prywatnych armii, gdy strategicznym interesom zagrażają inne niepaństwowe podmioty dokonujące napadów rabunkowych czy zamachów terrorystycznych na poszczególne filie, o szpiegostwie przemysłowym i wykradaniu zyskownych patentów już nie wspominając? Pokusa w obliczu rozpadu ''nawisu'' regularnych państw wykrojenia sobie własnego ''prywatnego mocarstwa'' i narzucenia reszcie przemocą swoich reguł gry, kiedy dysponuje się ogromną koncentracją kapitału, wojskiem i bezpieką oraz gotowym właściwie aparatem władzy jest tak wielka, że tylko jakowyś święty mógłby się jej oprzeć a od przysłowiowych rekinów biznesu raczej bym tego nie oczekiwał. Wymarzone przez Bożydarka szachowanie się wzajem przedsiębiorców mogłoby wtedy przybrać brutalne formy nie różniące się niczym od wojen toczonych przez totalitarne nawet byty polityczne, zaś pospolitym idiotyzmem jest zdawać się tu na ''niewidzialną rękę'' słusznie obśmiewaną przez Wozińskiego jako nowoczesny zabobon, zeświecczoną wersję Opatrzności, która jakoby samoistnie zapobiegnie odtwarzaniu się monopoli na przemoc i gospodarczych w warunkach w pełni już swobodnej ekonomii. Libertarianie licząc wobec tego na skuteczny opór oddolny klientów czy obywateli reprezentujących jak to określa p. Jakub ''wystarczający poziom świadomości moralnej i ekonomicznej'', by bezlitośnie rozliczać przedsiębiorców działających na oswobodzonym z presji państwa rynku z jakości dostarczanych przez nich usług mylnie zakładają podmiotowy, hegemoniczny wręcz status idealnego konsumenta istniejącego jedynie na kartach pism ich doktrynerów. W rzeczywistości konsumeryzmu rządzą kreujące niemal dowolnie koniunkturę instytucje finansowe i wielkie przemysłowe molochy oraz korpo, które to za pomocą ordynarnych często technik marketingowych są w stanie skłonić bezmyślne zazwyczaj masy do kupowania obłędnych ilości całkowicie niepotrzebnych im, a bywa szkodliwych wręcz produktów, tak że np. tonami żreć będą medykamenty nie posiadające nawet wartości placebo. Jeśli ktoś sądzi, że wszystko to jest li tylko winą gwarantowanych przez państwo monopoli, i uwolnieni spod jego kurateli konsumenci odzyskają cudownie rozsądek kierując się odtąd cnotami wszelakiemi, powinien natychmiast wylać sobie kubeł zimnej wody na zakuty łeb, i ponawiać czynność tę aż do skutku. Rozwolnościowcy wszelkich opcji i orientacji seksualnych nie doceniają stanowczo powtarzam siły namiętności, żądzy władzy i potrzeby autorytetu wreszcie trawiących ludzką duszę, przyznają za to zbyt wielkie prerogatywy rozumowi jak na współczesnych ''iluminatów'' przystało, zapominając, że przebudzony sam może stać się największym demonem, niczym Urizen z szalonych poetyckich wizji Blake'a. Wydumanym tworem takowego skażonym u swych pierwocin ''grzechem konstruktywizmu'' społecznego jest właśnie postulowany przez Wiśniewskiego idealny bezpaństwowy ład wolnorynkowy, sposobny raczej dla aniołów wyzbytych niemal z przyrodzonego ludziom z krwi i kości egoizmu, poplecznictwa, głupoty, pospolitej często zawiści, skłonności do nieczystych, podłych wprost zagrań także a nawet głównie na niwie czysto gospodarczej i społecznej za które nijak nie da się obarczyć winą państwo, ślepej wiary mas i poszczególnych indywiduów w charyzmatycznych despotów i manipulatorów, ulegania zbiorowym namiętnościom sprzyjającym niezwykle łatwemu wyzbywaniu się jakichkolwiek hamulców natury moralnej i stąd przybierającym mordercze wręcz formy jawnych linczów przeciwników politycznych jak i konkurentów ekonomicznych, doprowadzając z czasem do stanu permanentnej wojny domowej etc. etc. etc. Doprawdy tylko całkiem abstrahując od człowieczej śmiertelnej nędzy z wszystkimi wymienionymi wyżej tego konsekwencjami można zakładać, że takowy absurdalny ustrój ''anarchii'', gdzie libertariańskie kucyki Pony będą mogły już dowolnie hasać na niebiańskich łąkach bez jakiejkolwiek opresji ze strony rządu nie wchodząc sobie przy tym w szkodę, stanie się kiedykolwiek realnym i jest w ogóle możliwy [ toż samo co do zasady tyczy komunizmu, również charakteryzującego się przecież zanikiem państwa jako instytucji ucisku jednej klasy społecznej przez drugą, zbędnej w utopijnej ''bezklasowej wspólnocie'' ]. Owszem, każde państwo, nie tylko obecna III już RP stanowi w praktyce głównie kartel tajnych policji, wielkiego biznesu, zwykłych mafiozów, mediów i polityków - w tej właśnie kolejności, gdyż to co widzimy na co dzień, wszystkie przepychanki partyjne itp. to jedynie czubek góry ''lodowej'' tak to określmy, choć diametralnie inna substancja przychodzi tu na myśl, ale zanim libertarianie i anarchiści zaczną głośno drzeć mordę: ''tak, rząd to złodzieje!'' niech wpierw zaprezentują choć w zarysie jakąkolwiek sensowną alternatywę, bo te ich pożal się wizje jak zarysowana właśnie przez Bożydarka to tylko infantylne g..., w dodatku rzadkie niestety.

Biorąc powyższe pod uwagę nie widzę jakiejkolwiek możliwości ziszczenia libertariańskiej utopii, ani teraz ani tym bardziej w przyszłości, co do zasady takiej samej jak ''społeczna własność środków produkcji'' socjalistów, stąd uznaję państwo narodowe jako niedoskonałą jak cholera trzeba przyznać, lecz jedyną realną póki co zaporę wobec globalistycznego zamordyzmu NWO, który niestety nie jest żadną szurowską ''teorią spiskową''. Nie kryją się już wcale z zamiarem zaprowadzenia go takie kreatury jak Merkelowa, i jakoś mało kto raczej dostrzega jakim niesłychanym wprost skandalem jest, że formalna przywódczyni państwa narodowego oświadcza publicznie bez żenady jakoby stanowiło ono ''przeżytek''!!! Nie pojmiemy jej ''willkommen politik'' jeśli będziemy patrzeć na to jedynie z perspektywy Berlina czy innych stolic państw europejskich, bo na tym poziomie faktycznie jawi się ona patrząc trzeźwo jako czysty obłęd, dopiero gdy sięgniemy np. do ''deklaracji nowojorskiej'' ONZ, gdzie stoi jak byk, iż kryzys migracyjny wymusza wręcz prymat umów międzynarodowych nad prawem krajowym poszczególnych państw rzecz zaczyna nabierać upiornego wprost sensu... Dobrze, aby zakodowali sobie to anarchiści wszelkich odcieni jeśli nie chcą robić za użytecznych idiotów planetarnego zamordyzmu, tym bardziej gdy chętnie wysługuje się on lokalnymi separatyzmami i władzą miejscowych sitw zwanych dla niepoznaki ''samorządami'', wszelką oddolną aktywnością społeczną o ile tylko rozpieprza ona ład wewnętrzny takiego czy innego państwa, osłabia je w konfrontacji z globalistyczną finansjerą i sprzyjającą mu neobolszewią wyznającą zmutowany post-marksizm. No chyba, że uznamy jak pojebana już całkiem z nienawiści do PiS-u i ''symetryzmu'' Bielik Robson, że ponadnarodowa rakowata struktura UE jest w stanie okiełznać globalistyczny kapitalizm - tak, taż sama Bruksela o najwyższym stężeniu w świecie siedzib lobbystów na metr kwadratowy:)))''

- dodam jedynie, iż pisał w podobnym duchu już na początku ostatniej dekady zeszłego stulecia, gdy trwał jeszcze powszechny amok po tzw. ''upadku'' komunizmu i wszyscy niemal pałowali się fukuyamowskim ''końcem historii'' oznaczającym rzekomą ''bezalternatywność'' liberalnej demokracji, grecki filozof polityczny związany z niemieckim kręgiem kulturowym Panajotis Kondylis:

''Do ostatniego zerwania doszło już po roku 1989, kiedy to większość lewicy, upokorzona fiaskiem eksperymentu socjalistycznego, zacznie głosić „ekumenizm praw człowieka”. Dawniejsi marksiści, żywiący niechęć wobec samej idei narodu, odważniej zaczną wznosić teraz hasła wzywające do większej globalizacji i de facto anihilujące koncept państw narodowych. To, jak podkreśla w jednym ze swoich ostatnich dzieł Kondylis, „kolejna zdrada intelektualistów”, którzy uświadomiwszy sobie klęskę swojej idei, spieszą przechrzcić się na liberalizm. Karambelias jako punkt zwrotny wskazuje epilog do Polityki planetarnej po zimnej wojnie (1992). Tym tekstem Kondylis po raz pierwszy tak wyraźnie zabiera głos w dyskusji dotyczącej narodowej strategii Grecji wobec zagrożeń zewnętrznych. Ten krok dopełni się cztery lata później posłowiem do greckiego wydania ''Teorii wojny'' opublikowanego niedługo po narodowym upokorzeniu podczas grecko-tureckiego konfliktu o wyspę Imia. To tam pojawia się diagnoza dotycząca miernej kondycji państwa greckiego – zbyt słabego, by bronić interesów całej ekumeny rozsianej po trzech kontynentach (od Ukrainy przez Turcję aż po Egipt). Za główny problem Kondylis uznaje „pasożytniczy kapitalizm” wprowadzający ubogie kraje w spiralę zadłużenia. Jeszcze silniej głos ten wybrzmiewa w ostatnich wywiadach, gdzie obok niego akcentowana jest kwestia demograficzna (niska dzietność Grecji wobec wysokich wskaźników Albanii i Turcji) czy też marginalizacja interesu Grecji w zjednoczonej Europie (wtedy jeszcze Wspólnocie Europejskiej). Receptą na te problemy miałaby być trzecia droga, którą Karambelias określa jako „modernizację opartą na tradycji”. Zwrócenie się w stronę wielkiej przeszłości stanowi zabezpieczenie przed bezmyślnym naśladownictwem rozwiązań wdrażanych w innych krajach. Akcentowanie znaczenia tradycji (a przez to pewnej ciągłości narodu-państwa) przypieczętuje rozejście się Kondylisa z grecką lewicą, która do tego czasu miała jeszcze prawo traktować go za jednego ze swoich. Od tej pory staje się on w jej oczach niemalże narodowcem. Karambelias podkreśla, że w ostatnim okresie Kondylis chętniej odwoływał się do pojęć takich jak ethnos (naród) czy kratos (państwo), wierząc, że w rozpoczynającej się właśnie epoce planetarnej tylko naród-państwo jest jedynym rzeczywistym podmiotem działania politycznego i społecznego.''

https://apcz.umk.pl/czasopisma/index.php/szhf/article/view/szhf.2019.025/17979

''Jedyne, co może zagwarantować gospodarcza i kulturowa globalizacja, to przekształcenie wszystkich wojen w wojny domowe. jeżeli ktoś myśli, że przez samo osłabienie lub rozwiązanie państw narodowych zapanuje pokój, to zapomina, że to nie państwa narodowe wymyśliły wojny. Wojna nie została stworzona przez państwa narodowe. Zapomina on także, że państwa narodowe nie są jedyną możliwą wspólnotą polityczną na świecie i dlatego dziejowa alternatywa nie musi brzmieć „albo społeczeństwo światowe albo państwo narodowe”. W końcu zapomina on również, że dużo gorsza od każdego konfliktu między wspólnotami zorganizowanymi politycznie może być walka w warunkach globalnej anomii.''

https://apcz.umk.pl/czasopisma/index.php/szhf/article/view/szhf.2015.027/7421

Klnę się, że pisząc w poprzednim poście o ''narodowym solidaryzmie'' nie miałem pojęcia, iż ktoś dobrych parę dekad wcześniej głosił podobną ideę jaką pod żadnym pozorem nie należy mylić z wyklętym słusznie nazizmem podkreślam jeszcze raz - znaczy to, iż jej widmo krąży nad światem i straszy pewnie po nocy globalistów takich jak Róża von Szrot und Hohenzollern:))). Na finał polecam uwadze wykład Wozińskiego o także wzmiankowanej ostatnio tutaj pani/panu/państwu Deidre łamane przez Donald McCloskey, czyli libertariańskiej ''niebinarnej staruszce z penisem'' na dowód, iż rozwolnościowe przesłanie da się jak najbardziej uzgodnić z szerzeniem ''tęczawego'' zamordyzmu przyznającego nadzwyczajny status zboczeńcom w imię zwalczania tzw. ''homofobii'', dlatego nie robiłbym sobie kuce nadziei po członkostwie nomen omen Sośnierza w sejmowej komisji ds. LGBT. Streszczając możliwie strzelistą myśl wolnorynkowego transwestyty: ta idiota, że tak rzekę w politpoprawnej nowomowie, utrzymuje serio wzorem postmodernistów, iż prawda to jedynie kwestia retoryki bo przypomnę nie jest ona dla nich czymś odkrywanym na drodze żmudnych badań, logicznej dedukcji, zestawiania faktów etc. lecz wytwarzanym, stąd właśnie pierdolec z żeńskimi końcówkami jaki obecnie przeżywamy, paraintelektualiści bowiem pokładają szamańską wiarę w kreacyjną moc języka jaki ich zdaniem wprost stwarza rzeczywistość a nie ją tylko opisuje, więc sądzą, że jak go zmienią dziwacznymi wygibasami i monstrualnymi patchworkami słownymi to i świat przez to nabierze pożądanego przez nich kształtu... Każe to ''byłemu mężczyźnie'' głosić, iż historyczny sukces burżuazji na której cześć pieje peany, był efektem li tylko infantylnej gadaniny, bo tak chyba należałoby przełożyć ''sweet talk'' jakim posługuje się na określenie nowego dyskursu przedsiębiorców umożliwiającego wedle niej/niego niczym nieskrępowaną innowacyjność wolnorynkowej ekonomii, która przyniosła poprawę losu kobiet, Murzynów, w końcu pederastów, osób transseksualnych czyli facetów przebierających się za baby takich jak on itd. Do jakich kuriozów to prowadzi, jakby tego co tu  przytoczono było mało, wystarczy nadmienić, iż zjeb zupełnie poważnie twierdzi, że Wlk. Brytania wzięła przewagę nad Niemcami w ''bitwie o Anglię'' bynajmniej dlatego, iż Hitler nie dysponował wystarczającą flotą inwazyjną, czy USA wsparło Londyn ogromną pomocą zbrojną poprzez tzw. Giuk czyli północną drogę morską wiodącą przez Islandię itd., gdzie tam, to wszystko dla libertariańskiej ''naukowczyni'' nie ma najmniejszego znaczenia, o wygranej aliantów zadecydowała wedle niej/niego ''brytyjska pomysłowość'' ucieleśniona w osobie homoseksualnego a jakże naukowca Alana Turinga, który zbudował maszynę deszyfrującą niemieckie kody zbrojne! [ rzecz jasna o roli AK w dekryptażu ''Enigmy'' ani słowa, bo to przecie katolickie homofoby i antysemici som, najczarniejsza reakcja nie wiadomo jakim to cudem walcząca z faszystami ]. Ja się tylko pytam jak bardzo trzeba mieć nasr... we łbie by tak słodko pierwolić? - te, i wiele jeszcze innych szczegółów groteskowych niczym wygląd podstarzałej, uszminkowanej nieporadnie cioty w damskich fatałaszkach, najdziecie we wzmiankowanym wykładzie: