Zamieściłem niedawno na YT komentarze pod rozmową z Wozińskim oraz wykładem o utopijnej całkiem ''anarchii rynkowej'' Bożydara Wiśniewskiego, które stanowią dość krótką jak na mnie rekapitulację wałkowanych tu ostatnio obszernie tematów libertarianizmu, karonizmu, roli państwa + parę nowych wątków, stąd postanowiłem opublikować je na blogu kompilując w pewną całość, by robiła za tytułową klamrę spinającą dotychczasowy dyskurs. Oto i ona:
"Dobre, tylko
niepotrzebnie dyskusja w drugiej części skręciła w stronę
Karonia, prowadzący zbyt ulega jego wpływom a Woziński
niepotrzebnie zniża się do polemiki z nim, choć jeśli trzeźwą
argumentacją obnaży rozliczne sprzeczności i mielizny
''karonizmu'' to w sumie czemuż by nie. Zbytnio jednak na to jest
pan Jakub spolegliwy wobec Karonia moim zdaniem, choć źle też
stałoby się gdyby przesadził w czasie dysputy z napastliwością,
chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zachowanie zimnej krwi i
możliwie klarowny wywód, wiem łatwo powiedzieć bawiąc się w
''wujka dobra rada'', ale jeśliby się to udało Wozińskiemu a
Karoń swoim zwyczajem jeszcze zaperzył przy tym brnąc w bełkotliwe
dygresje, może przynajmniej do części jego bezkrytycznych
zwolenników coś by dotarło. Owszem, nie ukrywam, że i ja uległem
początkowej fascynacji tym człowiekiem, ale dość szybko
otrząsnąłem się i radzę to innym - dlatego zabrakło jak dla
mnie wzmianki przy wymienionej na końcu laborystycznej teorii
wartości, że hołduje jej właśnie Karoń na równi z tak
krytykowanymi przezeń marksistami jak i klasycznymi liberałami
pokroju Adama Smitha. Najwidoczniej nie słyszał o czymś takim jak
''przełom marginalistyczny'' w ekonomii, albo zwyczajnie go nie
uznaje bo mu nie pasuje do oglądu rzeczywistości, a jeśli fakty
temu przeczą to tym gorzej dla nich. Dlatego tak wiesza psy na
spekulacji, która wprawdzie może objawiać się w patologicznych
formach jak choćby obecny handel powietrzem, zbijanie kabzy na tzw.
limitach emisji CO2, ale fetyszyzowanej przez Karonia pracy również zdarza się przybierać odrażającą postać typu niewolnicza
eksploatacja więźniów Gułagu czy Auschwitz. I co, mamy z tego
tytułu potępić w czambuł wszelkie zatrudnienie i głosić pochwałę nieróbstwa?
Owszem, nie jest prawdą, że ''żadna praca nie hańbi'' i lepszy
już byle menel niż torturujący i rozstrzeliwujący w pocie czoła
Bogu ducha winnych przeważnie ludzi czekista czy esesman, ten
pierwszy przynajmniej bywa pożyteczny, gdy aby się nachlać zbiera
butelki czy niepotrzebny już nikomu złom. Nie znaczy to jednak, że
praca jako taka jest złem, a jedynie iż może służyć szkodliwym
celom, podobnie i spekulacja - obok wyżej wymienionych patologii
trudniący się nią mogą także odgrywać pożyteczną rolę, nawet
jeśli z pozoru odrażającą na wzór szczurów czy robactwa
zjadającego zwłoki, ale też przez to pomagającego użyźnić
glebę. Podobnie spekulant umożliwia np. zbywanie tracących z
takich czy innych względów wartość aktywów udrożniając tym
samym obieg finansowy, i słusznie nalicza sobie z tego tytułu
''lichwiarski'' procent, bo to należna opłata za ogromne często
ryzyko jakie przy tym ponosi. Nie mówiąc już o tym, że ktoś
potrafiący operować skutecznie na opcjach liczonych bywa w minuty a
nawet sekundy jest dla mnie przechujem w najlepszym tego słowa
znaczeniu - aż wstyd pisać takowe oczywistości wydawałoby się bo
to elementarz współczesnej ekonomii, niestety nie wszystkim
wiadomy. Kończąc wątek Karonia, bo aż nadto poświęciłem mu
uwagi, warto by wytknąć panu Krzysztofowi podczas polemiki, że sam
nie posługuje się precyzyjnie pojęciami jak tego domaga się od
innych, konkretnie idzie o nieszczęsny ''marksizm kulturowy'',
równie dyskusyjny co wymyślony przez Marksa ''kapitalizm'' - jeśli
już mowa o hybrydzie ideologicznej, marksizmie złajdaczonym mocno
na postmodernistyczną modłę z nietzscheanizmem, Freudem czy
reichowską psychoanalizą niechby, i wreszcie bodaj równie ważnym
tu wpływem Heideggera, gdyż nigdy dość podkreślania i to
możliwie głośnego gdzie się tylko da, że jednym z idoli
współczesnej lewicy jest regularny naziol:))) [ co z tego, iż jego
epizod czynnego zaangażowania po stronie III Rzeszy trwał niecały
rok, skoro zrezygnował z funkcji rektora w cichym proteście
przeciwko zdradzie w jego mniemaniu przez reżim
narodowosocjalistycznych ideałów? ]. Poza tym
''marksizm-heideggeryzm'' stanowi w UE ideologiczną ''nadbudowę''
dla neoliberalizmu, czyli kapitalizmu państwowego podniesionego na
poziom paneuropejski, by nie rzec wręcz globalistyczny, bo takową
strukturą od samego zarania miała być ta ponadnarodowa, rakowata
''wspólnota'' czego wcale nie krył jeden z jej ''ojców założycieli''
Jean Monnet - symbioza i wspólnota interesów między wielkim
kapitałem i finansjerą a obecną neobolszewią widoczne są jak na
dłoni podczas sponsorowanych hojnie przez banki i korporacje parad
LGBT czy na przykładzie ruchów ekonielogicznych na które także
płynie z ich strony deszcz pieniędzy [ patrz choćby amok sadzenia
''drzewek tlenowych'' w zamian za kredyt itp. ].
Co do zasady zgadzam
się z libertarianami, że tzw. kapitalizm nigdy nie istniał jako w
pełni wolna gospodarka, nawet w zmitologizowanym przez klasycznych
liberałów XIX-ym stuleciu, i w sumie nie mam nic przeciwko, jeśli
wyznawca tej doktryny czy ideologii zdaje sobie sprawę z jej
utopijności, że to nieziszczalny ideał nawet w przyszłości, co
wcale nie musi świadczyć na niekorzyść libertarianizmu - przecież
może być z tym jak choćby dawnym wzorcem cnotliwego obywatela, o
którym wiadomo było, że nikt doń nie dorósł w historii, ale
brany serio i powszechnie uznawany pozwalał choć korygować
osobiste przywary i patologie życia społecznego, tu mogłoby stać
się podobnie niwelując rakowate przerosty biurokracji nie tylko
rządowej, ale i korporacyjnej, sraczkę legislacyjną
uniemożliwiającą normalne funkcjonowanie zwykłym obywatelom a
także samemu państwu itd. Natomiast nieszczęście zaczyna się,
gdy taki w gorącej wodzie kąpany neofita po przeczytaniu pierwszej
z brzegu rozprawki Misesa czy Rothbarda, a już co nie daj o zgrozo
powieści Ayn Rand [ dobre i to, bo większość kuców poprzestaje
na memach zasłyszanych u Ozjasza ] uznaje uczone postulaty i
literackie fikcje za rzeczywistość, to zresztą w równym jak nie
większym stopniu tyczy też neomarksistów czy tradsów. Podobnym
ideologicznym zacietrzewieniem popisał się niedawno u Wapniaka
Trader 21, który zadeklarował się jako zwolennik koncepcji
''tysiąca Liechtensteinów'' Hoppego, co kazało mu poprzeć
żarliwie katalońskich nazboli... Myślałem, że spadnę z krzesła:
k... mać, przecież tamtejsi separatyści łączą zaciekły
nacjonalizm graniczący wręcz z rasizmem ze stricte neobolszewickim
programem społecznym wspierającym wszelkie najgorsze patologie
współczesnego świata z promocją LGBT i masowego sprowadzania
nachodźców włącznie, co to ma niby wspólnego z prawdziwie wolnościowym
przesłaniem?! Nie mówiąc już, że tylko kompletnie zaślepiony
doktrynalnie idiota może nie dostrzegać, że w obecnych realiach
tak rozczłonkowana Europa byłaby już całkiem wydana na łup
obcych hegemonii, obojętnie czy to USA, Rosji lub Chin, poza tym
wymarzone jeszcze przez Hakima Beya ''strefy autonomiczne'' właściwie
już tu istnieją - zapraszamy wszystkich ''wolnościowców'' do
''no-go zone'', tych wszystkich quasi-kalifatów i bantustanów
jakimi obrodziło na Zachodzie i w Skandynawii, a i u nas tylko ich
czekać wskutek polityki obecnego rządu, której zresztą raźno
sekundują takie liberalne debile jak Gwiazdorski pieprzący coś o
''5 do 10 MILIONÓW MIGRANTÓW potrzebnych nam do pracy'' [ broń
Boże mu nie życzę, ale czy dopiero gdy jego córki zostaną
zbiorowo wzbogacone kulturowo dotrze doń w końcu, że to nie był
najszczęśliwszy pomysł? ]. W każdym razie kusząca przyznaję
wizja ''uporządkowanej anarchii'' w obecnych warunkach to przepis na
katastrofę cywilizacyjną i polityczne samobójstwo Europy, żadna
alternatywa dla centralizacyjnego amoku, który opanował elity skrajnie poza tym niedołężnego tworu jaki stanowi UE.
Pożal się
refutacja argumentu przeciwko poronionej z zasady
''anarchii rynkowej'' w wykonaniu Bożydara Wiśniewskiego to czysta demagogia i niewiarygodna wprost
nędza intelektualna, bezczelność ze strony prelegenta: opisany
stan zaciekłej rywalizacji poszczególnych instancji władzy uniemożliwiający rządzenie jest patologiczny i odpowiada państwu słabemu, dysfunkcyjnemu i
pogrążonemu w ostrym kryzysie wewnętrznym jak to ma właśnie
miejsce obecnie w Polsce, a nie silnemu i sprawnie zarządzanemu, co
zresztą p. Jakub niechętnie, ale tylko półgębkiem na koniec
przyznaje, i w jeszcze większym stopniu jak wszystko na to wskazuje
tyczyłby upragnionego przezeń ''bezrządu'' kapitalistycznego.
Skrajną naiwnością, i to oględnie zowiąc jest sądzić jak on,
że wówczas w pełni swobodna konkurencja rynkowa i mechanizm
rachunku ekonomicznego doprowadzą do społecznej idylli, gdzie każdy
niemalże będzie usatysfakcjonowany sprawiedliwymi wyrokami zupełnie
prywatnych sądów arbitrażowych i ich egzekwowaniem przez takowe
agencje - niegodna intelektualisty, infantylna wizja ta w zbrodniczy
wręcz sposób lekceważy siłę społecznych i jednostkowych
namiętności władnych zagłuszyć elementarną wydawałoby się u
każdego człowieka zdolność rachowania zysków i strat, a nawet
instynkt samozachowawczy! Główny problem Wiśniewskiego tkwi w tym,
że traktuje on serio ''postęp'', jedną z najgłupszych a na pewno
najnikczemniejszą z idei jaką kiedykolwiek ludzkość z siebie
wydała, stąd zakłada, że można zastąpić myślenie polityczne
ekonomicznym, zupełnie zresztą tak samo jak marksiści, tylko
inaczej zdefiniowanym oraz w diametralnie czym innym upatrując
pożądanego celu zmian, choć czy rzeczywiście tak bardzo odmiennym
co do przewidywalnie równie niemal opłakanych skutków? Sztuczna
dychotomia typowa dla obu zaciekle zwalczających się, bo pokrewnych
doktryn lewicowej jak i liberalnej jaka rzekomo ma przebiegać między
jednym a drugim pozwala mu snuć brednie o idyllicznym stanie
''naturalnej ekonomii'', gdzie zachodzą horyzontalne jedynie relacje
wymiany oparte na pełnej równości itp., zakłóconym wedle niego
brutalnie zaprowadzonymi odgórnie stosunkami władzy przez mityczną
hordę rodem z rojeń naćpanego Freuda - miała ona narzucić
państwową opresję tym biednym ''konsumentom pierwotnym'',
cnotliwym ludkom żyjącym w harmonii z organicznie wręcz
wolnorynkowym porządkiem świata. Tym samym krytykując słusznie
skądinąd kuriozalny koncept ''umowy społecznej'' jaki legł u
podstaw wielu liberalnych doktryn, sam ekstrapoluje go w dziedzinę
stosunków gospodarczych, sztucznie przeciwstawiając im przy tym
polityczność tak jakby nie była ona powietrzem wręcz, którym
każda godna tego miana ludzka wspólnota wprost oddycha.
Paradoksalnie sami libertarianie stanowią najlepszy dowód
niemożliwości własnych postulatów, ich permanentne kłótnie i
spory dzielące to środowisko na tle ideowym jak i spowodowane
czysto osobistymi animozjami poszczególnych działaczy i -ek,
których nijak nie da się zwalić na ''państwowy interwencjonizm'',
antycypują co by się wyprawiało pod tym względem, gdyby jakimś
niezwykłym wprost zrządzeniem losu zapanował wymarzony
przez nich stan ''anomii władzy'' - dopiero by się wzięli za łby!
Bowiem z zasady żadna opcja ideowa nie może posiadać monopolu na
libertarianizm, stąd rościć sobie doń prawo może i katolicki
trads surowo a nie tylko deklaratywnie przestrzegający w codziennym
życiu zasad swej religii, jak i gejowscy aktywiści zabawiający się
orgietkami z psem - toż to prawdziwa ''anarchia'':).
Żywię poważne wątpliwości wobec tego, a wręcz jestem pewien, iż postulowany
przynajmniej przez radykalnych libertarian bezpaństwowy ład
wolnorynkowy, gdyby jego realizacja dzięki niesłychanej koincydencji gwiazd i planet stała się jednak możliwa, doprowadziłby nieuchronnie do odtworzenia ''zorganizowanej
przemocy'' tylko w innym wydaniu, boć jak słusznie zauważył
zdeklarowany ''anarchokapitalista'' Marcin Chmielowski
oswobodzona niechby z ''okowów państwa'', w pełni wolna gospodarka
sama z siebie będzie produkować własne hierarchie i pionowe
struktury władzy ''nieskażone'' już wyklętym interwencjonizmem i
protekcjonizmem, inaczej całą ideę konkurencji na totalnie
wolnym rynku szlag by trafił, a co to za anarchia w której nie
panuje doskonała równość wszystkich i wszystkiego? [ w myśl
źródłowej dla tej doktryny bez-zasady ''An Arche'' ]. Konkretnie
mówi o tym w dostępnym na YT wykładzie ''Utopia
anarchokapitalizmu'' gdzieś tak ok. 17 min., to zresztą rzecz
wiadoma i nie raz roztrząsana na jebawczańskich forach - mimo to co
bardziej zacietrzewieni wyznawcy ''wolnorynkizmu'' nie raczą zwykle
dostrzegać, iż zaciekle potępiany przez nich biurokratyzm nie jest
tylko własnością państwa ale i dużych przedsiębiorstw
odnoszących sukces na rynku, i to immanentną. Nie wiem jakim cudem bez
rozbudowanego aparatu administracyjnego - a choćby i zastąpionego jednakim co do zasady systemem czysto elektronicznej, automatycznej inwigilacji - możliwym byłoby koordynować produkcję w
firmie operującej na planetarną wręcz skalę, zarządzać mrowiem
zakładów rozsianych bywa na niemal wszystkich kontynentach, i co
najważniejsze dyscyplinować w miarę potrzeby pracowników nie
dysponując przy tym ''niejawnymi'', quasi-policyjnymi strukturami wewnątrz
przedsiębiorstwa oraz firmami ochroniarskimi pełniącymi de
facto rolę prywatnych armii, gdy strategicznym interesom zagrażają inne
niepaństwowe podmioty dokonujące napadów rabunkowych czy zamachów
terrorystycznych na poszczególne filie, o szpiegostwie przemysłowym i wykradaniu zyskownych patentów już nie wspominając? Pokusa w obliczu rozpadu ''nawisu'' regularnych
państw wykrojenia sobie własnego ''prywatnego mocarstwa'' i
narzucenia reszcie przemocą swoich reguł gry, kiedy dysponuje się ogromną koncentracją kapitału, wojskiem i bezpieką oraz gotowym
właściwie aparatem władzy jest tak wielka, że tylko jakowyś
święty mógłby się jej oprzeć a od przysłowiowych rekinów
biznesu raczej bym tego nie oczekiwał. Wymarzone przez
Bożydarka szachowanie się wzajem przedsiębiorców mogłoby wtedy
przybrać brutalne formy nie różniące się niczym od wojen
toczonych przez totalitarne nawet byty polityczne, zaś pospolitym
idiotyzmem jest zdawać się tu na ''niewidzialną rękę'' słusznie
obśmiewaną przez Wozińskiego jako nowoczesny zabobon, zeświecczoną
wersję Opatrzności, która jakoby samoistnie zapobiegnie
odtwarzaniu się monopoli na przemoc i gospodarczych w warunkach w
pełni już swobodnej ekonomii. Libertarianie licząc wobec tego na
skuteczny opór oddolny klientów czy obywateli reprezentujących jak
to określa p. Jakub ''wystarczający poziom świadomości moralnej i
ekonomicznej'', by bezlitośnie rozliczać przedsiębiorców
działających na oswobodzonym z presji państwa rynku z jakości
dostarczanych przez nich usług mylnie zakładają podmiotowy,
hegemoniczny wręcz status idealnego konsumenta istniejącego jedynie
na kartach pism ich doktrynerów. W rzeczywistości konsumeryzmu
rządzą kreujące niemal dowolnie koniunkturę instytucje finansowe
i wielkie przemysłowe molochy oraz korpo, które to za pomocą
ordynarnych często technik marketingowych są w stanie skłonić
bezmyślne zazwyczaj masy do kupowania obłędnych ilości całkowicie
niepotrzebnych im, a bywa szkodliwych wręcz produktów, tak że np.
tonami żreć będą medykamenty nie posiadające nawet wartości
placebo. Jeśli ktoś sądzi, że wszystko to jest li tylko winą
gwarantowanych przez państwo monopoli, i uwolnieni spod jego
kurateli konsumenci odzyskają cudownie rozsądek kierując się
odtąd cnotami wszelakiemi, powinien natychmiast wylać sobie kubeł
zimnej wody na zakuty łeb, i ponawiać czynność tę aż do skutku.
Rozwolnościowcy wszelkich opcji i orientacji seksualnych nie
doceniają stanowczo powtarzam siły namiętności, żądzy władzy i
potrzeby autorytetu wreszcie trawiących ludzką duszę, przyznają
za to zbyt wielkie prerogatywy rozumowi jak na współczesnych
''iluminatów'' przystało, zapominając, że przebudzony sam może
stać się największym demonem, niczym Urizen z szalonych poetyckich
wizji Blake'a. Wydumanym tworem takowego skażonym u swych pierwocin
''grzechem konstruktywizmu'' społecznego jest właśnie postulowany
przez Wiśniewskiego idealny bezpaństwowy ład wolnorynkowy, sposobny
raczej dla aniołów wyzbytych niemal z przyrodzonego ludziom z krwi
i kości egoizmu, poplecznictwa, głupoty, pospolitej często
zawiści, skłonności do nieczystych, podłych wprost zagrań także
a nawet głównie na niwie czysto gospodarczej i społecznej za
które nijak nie da się obarczyć winą państwo, ślepej wiary
mas i poszczególnych indywiduów w charyzmatycznych despotów i
manipulatorów, ulegania zbiorowym namiętnościom sprzyjającym
niezwykle łatwemu wyzbywaniu się jakichkolwiek hamulców natury
moralnej i stąd przybierającym mordercze wręcz formy jawnych
linczów przeciwników politycznych jak i konkurentów ekonomicznych,
doprowadzając z czasem do stanu permanentnej wojny domowej etc. etc.
etc. Doprawdy tylko całkiem abstrahując od człowieczej śmiertelnej
nędzy z wszystkimi wymienionymi wyżej tego konsekwencjami można
zakładać, że takowy absurdalny ustrój ''anarchii'', gdzie
libertariańskie kucyki Pony będą mogły już dowolnie hasać na
niebiańskich łąkach bez jakiejkolwiek opresji ze strony rządu nie
wchodząc sobie przy tym w szkodę, stanie się kiedykolwiek realnym
i jest w ogóle możliwy [ toż samo co do zasady tyczy komunizmu,
również charakteryzującego się przecież zanikiem państwa jako
instytucji ucisku jednej klasy społecznej przez drugą, zbędnej w
utopijnej ''bezklasowej wspólnocie'' ]. Owszem, każde państwo, nie
tylko obecna III już RP stanowi w praktyce głównie kartel tajnych
policji, wielkiego biznesu, zwykłych mafiozów, mediów i polityków - w tej właśnie
kolejności, gdyż to co widzimy na co dzień, wszystkie przepychanki
partyjne itp. to jedynie czubek góry ''lodowej'' tak to określmy,
choć diametralnie inna substancja przychodzi tu na myśl, ale zanim
libertarianie i anarchiści zaczną głośno drzeć mordę: ''tak,
rząd to złodzieje!'' niech wpierw zaprezentują choć w zarysie
jakąkolwiek sensowną alternatywę, bo te ich pożal się wizje jak
zarysowana właśnie przez Bożydarka to tylko infantylne g..., w
dodatku rzadkie niestety.
Biorąc powyższe
pod uwagę nie widzę jakiejkolwiek możliwości ziszczenia
libertariańskiej utopii, ani teraz ani tym bardziej w przyszłości,
co do zasady takiej samej jak ''społeczna własność środków
produkcji'' socjalistów, stąd uznaję państwo narodowe jako
niedoskonałą jak cholera trzeba przyznać, lecz jedyną realną
póki co zaporę wobec globalistycznego zamordyzmu NWO, który
niestety nie jest żadną szurowską ''teorią spiskową''. Nie kryją
się już wcale z zamiarem zaprowadzenia go takie kreatury jak
Merkelowa, i jakoś mało kto raczej dostrzega jakim niesłychanym
wprost skandalem jest, że formalna przywódczyni państwa narodowego
oświadcza publicznie bez żenady jakoby stanowiło ono ''przeżytek''!!! Nie
pojmiemy jej ''willkommen politik'' jeśli będziemy patrzeć na to
jedynie z perspektywy Berlina czy innych stolic państw europejskich,
bo na tym poziomie faktycznie jawi się ona patrząc trzeźwo jako
czysty obłęd, dopiero gdy sięgniemy np. do ''deklaracji
nowojorskiej'' ONZ, gdzie stoi jak byk, iż kryzys migracyjny wymusza
wręcz prymat umów międzynarodowych nad prawem krajowym
poszczególnych państw rzecz zaczyna nabierać upiornego wprost
sensu... Dobrze, aby zakodowali sobie to anarchiści
wszelkich odcieni jeśli nie chcą robić za użytecznych idiotów planetarnego zamordyzmu, tym bardziej gdy chętnie wysługuje się
on lokalnymi separatyzmami i władzą miejscowych sitw zwanych dla
niepoznaki ''samorządami'', wszelką oddolną aktywnością
społeczną o ile tylko rozpieprza ona ład wewnętrzny takiego czy
innego państwa, osłabia je w konfrontacji z globalistyczną
finansjerą i sprzyjającą mu neobolszewią wyznającą zmutowany
post-marksizm. No chyba, że uznamy jak pojebana już całkiem z nienawiści do PiS-u i ''symetryzmu'' Bielik Robson, że ponadnarodowa rakowata struktura UE jest w stanie okiełznać globalistyczny kapitalizm - tak, taż sama Bruksela o najwyższym stężeniu w świecie siedzib lobbystów na metr kwadratowy:)))''
- dodam jedynie, iż pisał w podobnym duchu już na początku ostatniej dekady zeszłego stulecia, gdy trwał jeszcze powszechny amok po tzw. ''upadku'' komunizmu i wszyscy niemal pałowali się fukuyamowskim ''końcem historii'' oznaczającym rzekomą ''bezalternatywność'' liberalnej demokracji, grecki filozof polityczny związany z niemieckim kręgiem kulturowym Panajotis Kondylis:
''Do ostatniego zerwania doszło już po roku 1989, kiedy to większość
lewicy, upokorzona fiaskiem eksperymentu socjalistycznego, zacznie
głosić „ekumenizm praw człowieka”. Dawniejsi marksiści, żywiący niechęć
wobec samej idei narodu, odważniej zaczną wznosić teraz hasła wzywające
do większej globalizacji i de facto anihilujące koncept państw
narodowych. To, jak podkreśla w jednym ze swoich ostatnich dzieł Kondylis,
„kolejna zdrada intelektualistów”, którzy uświadomiwszy sobie klęskę
swojej idei, spieszą przechrzcić się na liberalizm. Karambelias jako
punkt zwrotny wskazuje epilog do Polityki planetarnej po zimnej wojnie (1992). Tym tekstem Kondylis
po raz pierwszy tak wyraźnie zabiera głos w dyskusji dotyczącej
narodowej strategii Grecji wobec zagrożeń zewnętrznych. Ten krok dopełni
się cztery lata później posłowiem do greckiego wydania ''Teorii wojny''
opublikowanego niedługo po narodowym upokorzeniu podczas
grecko-tureckiego konfliktu o wyspę Imia. To tam pojawia się diagnoza
dotycząca miernej kondycji państwa greckiego – zbyt słabego, by bronić
interesów całej ekumeny rozsianej po trzech kontynentach (od Ukrainy
przez Turcję aż po Egipt). Za główny problem Kondylis uznaje „pasożytniczy kapitalizm” wprowadzający ubogie kraje w spiralę zadłużenia.
Jeszcze silniej głos ten wybrzmiewa w ostatnich wywiadach, gdzie obok
niego akcentowana jest kwestia demograficzna (niska dzietność Grecji
wobec wysokich wskaźników Albanii i Turcji) czy też marginalizacja
interesu Grecji w zjednoczonej Europie (wtedy jeszcze Wspólnocie
Europejskiej). Receptą na te problemy miałaby być trzecia droga, którą
Karambelias określa jako „modernizację opartą na tradycji”.
Zwrócenie się w stronę wielkiej przeszłości stanowi zabezpieczenie przed
bezmyślnym naśladownictwem rozwiązań wdrażanych w innych krajach.
Akcentowanie znaczenia tradycji (a przez to pewnej ciągłości
narodu-państwa) przypieczętuje rozejście się Kondylisa z grecką lewicą,
która do tego czasu miała jeszcze prawo traktować go za jednego ze
swoich. Od tej pory staje się on w jej oczach niemalże narodowcem.
Karambelias podkreśla, że w ostatnim okresie Kondylis chętniej odwoływał się do pojęć takich jak ethnos (naród) czy kratos (państwo), wierząc, że w
rozpoczynającej się właśnie epoce planetarnej tylko naród-państwo jest
jedynym rzeczywistym podmiotem działania politycznego i społecznego.''
https://apcz.umk.pl/czasopisma/index.php/szhf/article/view/szhf.2019.025/17979
''Jedyne, co może zagwarantować gospodarcza i kulturowa globalizacja, to przekształcenie wszystkich wojen w wojny domowe. jeżeli ktoś myśli, że przez samo osłabienie lub rozwiązanie państw narodowych zapanuje pokój, to zapomina, że to nie państwa narodowe wymyśliły wojny. Wojna nie została stworzona przez państwa narodowe. Zapomina on także, że państwa narodowe nie są jedyną możliwą wspólnotą polityczną na świecie i dlatego dziejowa alternatywa nie musi brzmieć „albo społeczeństwo światowe albo państwo narodowe”. W końcu zapomina on również, że dużo gorsza od każdego konfliktu między wspólnotami zorganizowanymi politycznie może być walka w warunkach globalnej anomii.''
https://apcz.umk.pl/czasopisma/index.php/szhf/article/view/szhf.2015.027/7421
Klnę się, że pisząc w poprzednim poście o ''narodowym solidaryzmie'' nie miałem pojęcia, iż ktoś dobrych parę dekad wcześniej głosił podobną ideę jaką pod żadnym pozorem nie należy mylić z wyklętym słusznie nazizmem podkreślam jeszcze raz - znaczy to, iż jej widmo krąży nad światem i straszy pewnie po nocy globalistów takich jak Róża von Szrot und Hohenzollern:))). Na finał polecam uwadze wykład Wozińskiego o także wzmiankowanej ostatnio tutaj pani/panu/państwu Deidre łamane przez Donald McCloskey, czyli libertariańskiej ''niebinarnej staruszce z penisem'' na dowód, iż rozwolnościowe przesłanie da się jak najbardziej uzgodnić z szerzeniem ''tęczawego'' zamordyzmu przyznającego nadzwyczajny status zboczeńcom w imię zwalczania tzw. ''homofobii'', dlatego nie robiłbym sobie kuce nadziei po członkostwie nomen omen Sośnierza w sejmowej komisji ds. LGBT. Streszczając możliwie strzelistą myśl wolnorynkowego transwestyty: ta idiota, że tak rzekę w politpoprawnej nowomowie, utrzymuje serio wzorem postmodernistów, iż prawda to jedynie kwestia retoryki bo przypomnę nie jest ona dla nich czymś odkrywanym na drodze żmudnych badań, logicznej dedukcji, zestawiania faktów etc. lecz wytwarzanym, stąd właśnie pierdolec z żeńskimi końcówkami jaki obecnie przeżywamy, paraintelektualiści bowiem pokładają szamańską wiarę w kreacyjną moc języka jaki ich zdaniem wprost stwarza rzeczywistość a nie ją tylko opisuje, więc sądzą, że jak go zmienią dziwacznymi wygibasami i monstrualnymi patchworkami słownymi to i świat przez to nabierze pożądanego przez nich kształtu... Każe to ''byłemu mężczyźnie'' głosić, iż historyczny sukces burżuazji na której cześć pieje peany, był efektem li tylko infantylnej gadaniny, bo tak chyba należałoby przełożyć ''sweet talk'' jakim posługuje się na określenie nowego dyskursu przedsiębiorców umożliwiającego wedle niej/niego niczym nieskrępowaną innowacyjność wolnorynkowej ekonomii, która przyniosła poprawę losu kobiet, Murzynów, w końcu pederastów, osób transseksualnych czyli facetów przebierających się za baby takich jak on itd. Do jakich kuriozów to prowadzi, jakby tego co tu przytoczono było mało, wystarczy nadmienić, iż zjeb zupełnie poważnie twierdzi, że Wlk. Brytania wzięła przewagę nad Niemcami w ''bitwie o Anglię'' bynajmniej dlatego, iż Hitler nie dysponował wystarczającą flotą inwazyjną, czy USA wsparło Londyn ogromną pomocą zbrojną poprzez tzw. Giuk czyli północną drogę morską wiodącą przez Islandię itd., gdzie tam, to wszystko dla libertariańskiej ''naukowczyni'' nie ma najmniejszego znaczenia, o wygranej aliantów zadecydowała wedle niej/niego ''brytyjska pomysłowość'' ucieleśniona w osobie homoseksualnego a jakże naukowca Alana Turinga, który zbudował maszynę deszyfrującą niemieckie kody zbrojne! [ rzecz jasna o roli AK w dekryptażu ''Enigmy'' ani słowa, bo to przecie katolickie homofoby i antysemici som, najczarniejsza reakcja nie wiadomo jakim to cudem walcząca z faszystami ]. Ja się tylko pytam jak bardzo trzeba mieć nasr... we łbie by tak słodko pierwolić? - te, i wiele jeszcze innych szczegółów groteskowych niczym wygląd podstarzałej, uszminkowanej nieporadnie cioty w damskich fatałaszkach, najdziecie we wzmiankowanym wykładzie: