sobota, 13 marca 2021

Pankosmizm Hitlera i nazistowska hodowla ''gwiezdnej rasy panów''.

Pobieżna nawet, wstępna jedynie lektura ''krytycznego wydania'' kanonicznego dziełka słynnego wiedeńskiego akcjonisty i politycznego performera wyraźnie okazuje, skąd taki ból rzyci u lewactwa z powodu ukazania się jego polskiego przekładu. Bowiem całe ustępy zeń do złudzenia przypominają bełkot, jakim posługują się na co dzień - ano porównajmy by nie być gołosłownym choćby takowe wywody Adiego z rozdziału traktującego o hitlerowskiej wizji państwa [ str. 455-61 ], z bredniami Kuźniarków i Lemparcic o kobietach zmuszanych do rodzenia ''potworów'', i ''biednych półmózgach'' godnych jedynie ''miłosiernego'' uśmiercenia [ przywołuję na prawie cytatu z zakupionego przez się egzemplarza ]:

''Ogólnie rzecz biorąc, już sama natura podejmuje określone decyzje korygujące, dotyczące rasowej czystości istot żyjących na ziemi. Jedynie w niewielkim stopniu kocha bękarty. Szczególnie dotkliwie muszą cierpieć pierwsze produkty takich krzyżówek - w trzecim, czwartym, piątym pokoleniu. Nie tylko odbiera się im znaczenie pierwotnie najważniejszej części składowej krzyżówki, ale [również] brakuje im przy niedostatecznym zharmonizowaniu krwi także jedności siły woli i decyzji [w kwestii] życia w ogóle. [...] W niezliczonych przypadkach, w których rasa trwa przy swoim, bękart przeżywa załamanie. Widać w tym korektę natury. Często idzie ona jednak jeszcze dalej, ograniczając możliwości rozmnażania. Przez to utrudnia ona w ogóle płodność zaawansowanych krzyżówek i skazuje je na wymarcie. [...] Kto nie chce, aby świat zmierzał w tym kierunku, musi skłonić się do poglądu, że to jest przede wszystkim zadanie państw germańskich, aby w pierwszym rzędzie zadbać o to, iżby położony został stanowczy kres dalszej bękartyzacji. Pokolenie naszych dzisiejszych notorycznych słabeuszy oczywiście podniesie zaraz przeciwko temu larum, skarżąc się i lamentując, że łamie się najświętsze prawa człowieka. Nie, istnieje tylko jedne najświętsze prawo człowieka, które jest jednocześnie najświętszym zobowiązaniem, a mianowicie: dbać o czystość krwi, aby przez zachowanie najlepszych przedstawicieli ludzkości dać możliwość godniejszego rozwoju tych istot [ludzkich]. Państwo volkistowskie będzie więc musiało w pierwszym rzędzie wydobyć małżeństwo ze stanu ciągłego hańbienia rasy i wyświęcić je na instytucję powołaną do tego, aby tworzyć istoty na obraz i podobieństwo Boga, a nie potworki, [będące czymś pośrednim] między człowiekiem a małpą.

Protest przeciwko temu z tak zwanych ludzkich powodów w szczególności diabelnie źle pasuje do czasów, które z jednej strony dają możliwość rozmnażania się każdemu wykolejonemu degeneratowi, przynosząc niezmierne cierpienie zarówno samemu potomstwu, jak też jego współczesnym. [...] W tym dzisiejszym państwie spokoju i porządku w oczach jego przedstawicieli, tego dzielnego świata mieszczańsko-narodowego, przestępstwem jest więc ograniczanie rozrodczości wśród syfilityków, gruźlików, [osób] genetycznie obciążonych, kalek i kretynów. [...] Jakże przecież całkowicie pozbawiony ideałów i nieszlachetny jest cały ten system! Już nikt nie stara się wytwarzać wszystkiego, co najlepsze na rzecz przyszłych pokoleń, pozostawiając rzeczy takimi, jakie one są. A że przy tym także nasze Kościoły grzeszą wobec obrazu Boga, którego znaczenie właśnie one akcentują najczęściej, to zgadza się to całkowicie z linią ich dzisiejszego działania, kiedy ciągle mówi się o duchu, a pozwala się na degenerację ludzi, będących jego [ducha] nośnikami, do poziomu wykolejonych prostaków. Potem wprawdzie człowiek dziwi się, mając głupią minę, niewielkiemu oddziaływaniu wiary chrześcijańskiej we własnym kraju, okropnej ''bezbożności'' tej cieleśnie zeszpeconej i tym samym naturalnie również duchowo zdemoralizowanej nędznej hołoty. Szuka się więc, z sukcesem i błogosławieństwem Kościoła, rekompensaty u Hotentotów i głupawych Zulusów. Podczas gdy nasze europejskie narody, Bogu niech będzie chwała i dzięki, popadają w cielesną i moralną zgniliznę, pobożny misjonarz wędruje do Afryki Centralnej i organizuje misje murzyńskie, aż nasza ''wyższa kultura'' również tam ze zdrowych, jeśli także prymitywnych i stojących niżej ludzi, tworzy zgniłą wylęgarnię bękartów.''

- ten swoisty hołd dla ''czarnego barbarzyństwa'' i pochwała ichniego prymitywu, trawionego ''dekadencją'' szerzoną przez europejskich najeźdźców, zaskakujące u białego rasisty jakim był Hitler, staną się jasne kiedy pojmiemy, że był on także zadeklarowanym przeciwnikiem kolonialnej ekspansji kajzerowskich Niemiec w Afryce. Założenie o jej bezsensowności, i przekierowaniu na Wschód ku Eurazji legło u podstaw kluczowego dla jego doktryny konceptu ''Lebensraumu'', o tym szerzej jednak inną porą, kontynuujmy więc temat eugenicznych rozważań przyszłego führera III Rzeszy:

''Bardziej odpowiadałoby to najbardziej szlachetnemu sensowi tego świata, gdyby nasze oba chrześcijańskie Kościoły [ Hitler ma tu na myśli dwie największe naonczas konfesje w Niemczech, luterańską i katolicką - przyp. mój ], zamiast naprzykrzać się Murzynom z misjami, których oni ani sobie nie życzą, ani nie rozumieją, nauczaliby życzliwie, ale z całą powagą naszych europejskich mieszkańców, że milsze Bogu jest, aby niecieszący się dobrym zdrowiem rodzice ulitowali się nad zdrową, biedną, małą sierotką i podarowali jej ojca i matkę, zamiast wydawać na świat chore dziecko, które przyniesie mu jedynie nieszczęście i cierpienie. To, co na tym obszarze jest dzisiaj zaniedbywane ze wszystkich stron, musi nadrobić volkistowskie państwo. Musi ono usytuować rasę w centrum całego życia. Musi troszczyć się o zachowanie jej czystości. [...] Musi troszczyć się o to, aby tylko ten kto jest zdrowy płodził dzieci; jest hańbą, jeśli się choruje i ma defekty, mimo to wydawać dzieci na świat, jest natomiast najwyższym honorem z tego zrezygnować. [...] Państwo musi przy tym występować jako strażnik tysiącletniej przyszłości, wobec której życzenie i egoizm jednostki jest niczym i wobec czego nie wolno się ugiąć. [Państwo] musi oddać na służbę tej idei najnowocześniejsze środki medyczne. Wszystko, co jest w jakiś sposób widocznie chore i obciążone genetycznie, [państwo] musi uznać za niezdolne do rozmnażania i przeprowadzić to także praktycznie. [...] Ktoś, kto fizycznie i psychicznie nie jest zdrowy i godny, nie ma prawa uwieczniać swojego cierpienia w ciele swego dziecka. Państwo volkistowskie musi wykonać na tym polu ogromną pracę edukacyjną. Będzie to czyn donioślejszy niż najbardziej zwycięskie wojny naszej obecnej mieszczańskiej epoki. [...] Także państwo musi zadbać w tej pracy wychowawczej o czysto duchowe uzupełnienie swojej działalności praktycznej. Musi w tym kierunku działać bez względu na zrozumienie lub niezrozumienie, aprobatę lub dezaprobatę. Jedynie sześćsetletnie zapobieganie zdolności i możliwości rozmnażania się osób cieleśnie zdegenerowanych i chorych psychicznie uwolniłoby ludzkość nie tylko od niezmierzonego nieszczęścia, lecz także przyczyniłoby się do uzdrowienia, które dzisiaj trudno sobie wyobrazić. [...] Światopoglądowi volkistowskiemu w państwie volkistowskim musi się w końcu udać doprowadzenie do nadejścia takiej szlachetniejszej epoki, w której ludzie nie będą się już więcej zajmować coraz doskonalszą hodowlą psów, koni i kotów, lecz udoskonalaniem samego człowieka.''

Brzmi znajomo, czyż nie? Wprawdzie obecnie eugeniczna selekcja ''podludzi'' odbywa się w oprawie całkiem innych z pozoru, czysto liberalnych haseł o ''indywidualnym wyborze'' i ''samostanowieniu kobiety'', cóż z tego jednak, skoro wszystko sprowadza się do tego samego - eliminacji ''bękartów'' i ''kalek''. Za pogardą i nienawiścią do nich stoi taż sama w obu wypadkach gnostyczna z ducha, lucyferyczna wręcz wizja Człowieka-Boga tworzącego mocą swego rozumu i woli świat, a nade wszystko kreującego siebie samego na nowo. Co najbardziej groteskowe, w świetle powyższych postulatów ich autor powinien odjebać się w pierwszej kolejności, doprawdy bowiem daleko mu było do wzorca ''aryjskiego'' Chada. Jeszcze bardziej żałośnie na tym tle prezentuje się reszta nazistowskiego politbiura: Goebbels - nadpobudliwy karzeł-erotoman i kuternoga, Göring - spasiony ćpun i pojeb, Ernst Röhm - psychopatyczny, władczy pederasta, który zrobiłby drogi czytelniku z twojego tyłka pogrom kielecki, tak że odbyt zapłonąłby ci żywym ogniem niczym stodoła w Jedwabnem. Wieńczy zaś ten istny pochód ''odpadów rasowych'' Himmler, z wyglądu jawiący się niczym archetyp żydowskiego intelektualisty - kto nie jest przekonany do tak zarysowanej wizji, niechże ubierze w myślach Woody Allena w mundur SS, i spróbuje znaleźć między nimi jakieś istotne różnice:). Cóż, tak to zwykle bywa z tymi Michnikami ''amoralnymi moralistami'' i ''otyłymi dietetykami'', że sami nie stosują się wcale do zasad, jakie namolnie i agresywnie stręczą innym. Dowodem wszyscy nieomal przywódcy ''ruchu robotniczego'' jak kapitalista Engels, utrzymywany przezeń z ''wyzysku'' proletariuszy burżuj Marks, anarchowie czyli arystokratyczni anarchiści Kropotkin i Bakunin, czy wreszcie rosyjski szlachciura Lenin. W każdym razie jak widzimy eugeniczna hodowla ludzi nie stanowiła wcale przygodnego naddatku do nazistowskiej doktryny, lecz wynikała wprost z pannaturalistycznego światopoglądu samego Hitlera. Bodaj najdobitniejszy temu wyraz dał on w rozdziale pod wymownym tytułem ''Naród i rasa'', gdzie tak oto wykłada swe programowe credo:

''Człowiek próbujący oburzać się na żelazną logikę natury, wdaje się w walkę z zasadami, którym on sam zawdzięcza swe istnienie. Tego typu działanie przeciw naturze musi więc prowadzić do jego własnego upadku. Tu zapewne pojawi się prawdziwie żydowska, bezczelna, ale tak samo głupia obiekcja współczesnych pacyfistów: ''To właśnie człowiek przezwycięża naturę!''. Miliony powtarzają bezmyślnie ten żydowski absurd i w końcu zaczynają rzeczywiście wierzyć, że stanowią rodzaj tych, którzy pokonują naturę; przy czym nie mają jednak do dyspozycji jako broni niczego więcej jak tylko ideę, do tego tak marną, iż rzeczywiście trudno sobie według niej wyobrazić świat. Już jednak zupełnie abstrahując od tego, że człowiek nie przezwyciężył natury jeszcze w żadnej sprawie, co najwyżej spróbował uchwycić i podnieść ten czy inny koniuszek jej ogromnej, potężnej zasłony wiecznych zagadek i tajemnic, że tak po prawdzie niczego nie wynajduje, lecz jedynie wszystko to odkrywa, że nie on opanowuje natury, lecz tylko na podstawie znajomości poszczególnych praw natury i [jej] tajemnic wyrósł na władcę tego rodzaju innych żyjących istot, którym tej wiedzy właśnie brakuje - a więc abstrahując od tego, idea nie może przezwyciężać uwarunkowań [umożliwiających] stawanie się i egzystowanie ludzkości, ponieważ sama ta idea zależy jedynie od człowieka.''

Myliłby się, kto naturalizm takowy redukowałby do li tylko ''reakcyjnej'' jakoby doktryny ''ziemi i krwi'', jak to niestety zwykle się czyni z powodu powszechnej dotąd ignorancji co do prawdziwej istoty nazizmu. U Hitlera bowiem przybiera on iście kosmicznego wymiaru, przenikniętego na wskroś prometejskim ''antropopanteizmem'', kreśląc jego wizję w końcowych partiach rozdziału traktującego o światopoglądzie NSDAP, w zdaniach jakie przyprawiły mnie o totalny opad szczęki [ cytat ze str. 437 ''krytycznego wydania'' ]:  

''W ten sposób światopogląd volkistowski odpowiada najgłębszej woli natury, ponieważ odtwarza jej wolną grę sił, co musi prowadzić do ciągłego, wzajemnego osiągania coraz wyższego poziomu hodowli [człowieka], aż w końcu najlepsza część ludzkości, gdy wejdzie w posiadanie tej ziemi, dostanie wolną drogę do działania na obszarach, które częściowo będą znajdować się ponad nią [ziemią], a częściowo poza nią [!!!]. Wszyscy pojmujemy, że w dalekiej przyszłości ludzie mogą zetknąć się z problemami, do których przezwyciężenia będzie powołana jedynie najwyższa rasa jako naród panów, dysponująca środkami i możliwościami całej kuli ziemskiej.''

- tłumacz Eugeniusz C. Król trafnie zauważył w przypisie, że ''mieści się tu, jak się zdaje, sugestia penetracji Wszechświata''. Oczywiście można sobie głupio śmieszkować z ''nazistów w kosmosie'', przypomnę jednakże, iż wszystkie poradzieckie, chińskie a w końcu i amerykańskie rakiety, jak te co to je seryjnie posyła w przestworza Elon Musk, stanowią jedynie wariacje ''cudownej broni'' Hitlera za jaką robiła V-2. Führer jak widać proroczo wykraczał daleko poza horyzont ziemskiego ''Lebensraumu'', być może kładąc podwaliny pod przyszły porządek światowy, którego zarysów wciąż jeszcze nie znamy... Wiele zdaje się też wskazywać, iż to samo stanowiło istotę komunistycznej utopii, w każdym razie na podobnym koncepcie okrutnej hodowli ''nadludzi'', tyle że w warunkach stalinowskiego tym razem totalitaryzmu, oparł narrację swej powieści ''Uniewinnienie'' rosyjski autor Dmitrij Bykow [ Żyd z pochodzenia, co w niniejszym kontekście ma swe znaczenie ]. Z kolei na motywie ''operacji zmiany człowieczeństwa'' bazowała nowela ''Psie serce'' Bułhakowa, zaś w ''Fatalnych jajach'' czynił on aluzje do rewolucji bolszewickiej  jako inwazji ''zmutowanych gadów''. Bogdanow, przywódca wraz z przyszłym ''ludowym komisarzem oświaty'' Łunaczarskim konkurencyjnej wobec leninowskiej bolszewickiej frakcji ''bogotwórców'', kreślił w swej fantastycznonaukowej powieści ''Czerwona gwiazda'' utopijną komunistyczną wspólnotę Marsjan, aczkolwiek niepozbawioną tragicznego patosu zmagań kolektywnej, zmodyfikowanej genetycznie ludzkości z żywiołami przyrody, proroczo przy tym przewidując katastrofę ekologiczną, i związaną z tym potrzebę produkcji syntetycznej żywności. Jako twórca ''tektologii'', kompleksowej nauki rozpatrującej holistycznie wszelkie struktury, tak złożone układy ludzkich społeczeństw na równi z występującymi w świecie natury, stanowi do dziś żywą inspirację cybernetyków i twórców ''sztucznej inteligencji''. Wszakże najbardziej jest znany ze swego konceptu ''braterstwa  krwi'' dosłownie przezeń pojmowanego, gdyż wedle niego powszechnie przeprowadzane transfuzje osocza miały zaradzić nie tylko procesom starzenia się organizmów, lecz nawet wyrównać różnice wynikające z podziałów płciowych i społecznych! Nie tylko o tym fantazjował, ale i praktykował także na sobie jako szef  utworzonego specjalnie dlań po przejęciu władzy w Rosji przez partyjnych kolegów Instytutu Przelewania Krwi [ akurat co jak co, ale komuniści znali się na tym znakomicie, można wręcz rzec, iż stanowiło to ich specjalizację ]. Przypłacił swe eksperymenty w końcu życiem, aczkolwiek student jakiemu podał swoją krew po przejściu początkowo wstrząsu organicznego i towarzyszących mu strasznych męczarni, żył jednak później jeszcze długie lata, ciesząc się przy tym dobrym zdrowiem. 

Jak widać eugenika pod rządami komunistów w ZSRR nie była li tylko fantazją literacką, czemu zapewne sprzyjała estyma jaką Lenin żywił wobec Pawłowa, mimo jawnie antybolszewickiego nastawienia uczonego [ który jednakże wiedziony koniunkturalnymi motywami chętnie  korzystał z przywilejów, jakimi  obdarował go znienawidzony przezeń tak poza tym reżim ]. Najdalej chyba na tym polu posunął się sowiecki akademik Władymir Demikow, tudzież zwany ''radzieckim dr. Frankensteinem'', gdyż przeprowadzał makabryczne eksperymenty na zwierzętach, polegające na przyszywaniu psom drugiej głowy. Znając niesławną pogardę wobec ludzkiego życia pod rządami bolszewików, gdy w czasie samego tylko ''Wielkiego Terroru'' zamordowano w przeszło rok niemal milion osób, a co najmniej drugie tyle powsadzano do łagrów, kto z ręką na sercu jest w stanie wykluczyć, iż podobne bestialstwa nie były czynione także wobec więźniów jakiegoś tajnego podobozu NKWD? Tym bardziej, iż nie kto inny jak ''żelazny Feliks'' stanął na czele utworzonego z inicjatywy politbiura zespołu uczonych, któremu zupełnie serio powierzono zadanie opracowania ''naukowej'' metody wskrzeszenia Lenina, tak więc hasło o ''wiecznie żywym'' przywódcy światowego proletariatu było przez czołowych komunistów rozumiane najzupełniej dosłownie. Kto wie stąd, jakie ponure tajemnice nie kryją wciąż niedostępne posowieckie archiwa, czy nie ma tam aby śladów upiornych badań i eksperymentów przeprowadzanych na ludziach, które powszechnie kojarzone są tylko z nazistami, lub makabrycznymi horrorami Cronenberga? Bodaj jednak największe ''sukcesy'' pod tym względem osiągnął tzw. ''wolny świat'' Zachodu, od dawna stosujący brutalną inżynierię społeczną perfidnie uszminkowaną w iście ''totalną swobodę'', modyfikując zbiorową [nie]świadomość swą ''schizopolityką'', konkretnie za pomocą powszechnego dostępu do narkotyków, jak i całkiem legalnych ''lekarstw'', ''wyzwoleniem seksualnym'' nawet już od płci jako takiej itd., zamieniając przez to ludzi w psychotyczne mutanty i ''żywe cyborgi''. Wprawdzie z punktu widzenia hitleryzmu powyższe jawi się jako totalny upadek i ostateczna degradacja człowieczeństwa, być może jednak stanowi jej radykalne a konieczne przepoczwarzenie, przynajmniej w zamyśle planistów tegoż procesu. Zakładając oczywiście iż takowi w ogóle istnieją i ma on faktycznie miejsce, a nie jest tylko kolejną ''teorią spiskową'' niczym ''syjonistyczna pajęczyna'' tkana przez reptilian, rodem z pism Davida Icke'a:). Nie brnąc więc w dalsze rozważania, by uniknąć podobnych mielizn, sygnalizujemy jedynie iż stanowczo zbyt pochopnie odsyła się w domenę pospolitego ''szurostwa'' fakt inicjacji Hitlera w okultystyczną gnozę, kultywowaną przez tajne stowarzyszenia pokroju ''organizacji Thule'', jakiej przecież był członkiem. Wprawdzie tzw. ''poważni badacze'' temu przeczą, trudno jednak będąc serio żywić co do tego wątpliwości, czytając na stronie 332-iej osobistych wynurzeń Adiego co następuje:

''Próżno rozpoczynać spór o to, która rasa lub rasy były pierwotnymi nosicielami ludzkiej kultury i tym samym rzeczywistymi twórcami tego, co jako całość określamy słowem ''ludzkość''.  Prościej jest postawić to pytanie wobec teraźniejszości, tu także odpowiedź będzie łatwa i jasna. To, co dzisiaj widzimy przed nami w zakresie kultury, w osiągnięciach sztuki, nauki i techniki, jest niemal wyłącznie twórczym produktem Aryjczyka. Akurat ten fakt pozwala na sformułowanie uzasadnionej konkluzji, że to właśnie on był w ogóle twórcą wyższej kategorii ludzkości, a zatem przedstawia sobą pierwowzór tego, co rozumiemy pod słowem ''człowiek''. On jest Prometeuszem ludzkości, z którego świetlistego czoła tryskają po wsze czasy boskie iskry geniuszu, zapalając ciągle od nowa ów ogień, rozświetlający noc milczących tajemnic, pozwalający ludziom wspinać się po drodze prowadzącej do opanowania innych istot tej ziemi. Jeśli się go usunie, to głęboka ciemność być może już po niewielu  tysiącleciach ponownie zapanuje na ziemi, ludzka kultura przeminie, a świat stanie się odludziem.''

O jego ''wtajemniczeniu'' mogłaby także świadczyć niezwykła aktualność niektórych przynajmniej spostrzeżeń, w kontekście mającej właśnie miejsce rywalizacji technologicznej między globalnymi mocarstwami, która najprawdopodobniej zadecyduje o przyszłym kształcie ziemskiego porządku rzeczy. Wystarczy, że w poniższych zdaniach podmienimy za Japonię inne, współczesne nam azjatyckie imperium, rzucające w bardziej przemyślany sposób zdaje się wyzwanie Amerykanom:

''Gdyby podzielić ludzkość na trzy rodzaje: twórców kultury, jej krzewicieli i w końcu niszczycieli, to jako przedstawiciel tego pierwszego [rodzaju] wchodziłby w rachubę tylko Aryjczyk. Od niego pochodzą fundamenty i mury wszystkich ludzkich dzieł, a jedynie zewnętrzna forma i barwa są zdeterminowane przez charakterystyczne cechy poszczególnych narodów. On dostarcza potężnego budulca i planów wszelkiego ludzkiego postępu, i tylko realizacja odpowiada istocie poszczególnych ras. Przykładowo biorąc, w ciągu niewielu dziesiątków lat cały wschód Azji uzna za własną tę kulturę, której ostateczną podwaliną będzie zarówno helleński duch, jak i germańska technika, tak jak to dzieje się w naszym wypadku. Tylko ZEWNĘTRZNA forma - przynajmniej w części - będzie nosić charakterystyczne znamiona azjatyckości. Nie jest tak, jak uważają niektórzy, że Japonia bierze do swojej kultury europejską technikę - to europejska nauka i technika są obramowane japońskimi właściwościami. Fundamentem rzeczywistego życia nie jest już szczególna kultura japońska - aczkolwiek zewnętrznie, na skutek wewnętrznych różnic, bardziej wpadając w oko Europejczyków, określa koloryt życia - lecz ogromna naukowo-techniczna praca Europy i Ameryki, a więc narodów aryjskich. Bazując na tych osiągnięciach, także Wschód może zatem podążać drogą powszechnego ludzkiego postępu. [...] Gdyby od dzisiaj ustał każdy dalszy aryjski wpływ na Japonię, zakładając że Europa i Ameryka uległyby zniszczeniu, to obecny rozwój Japonii w dziedzinie nauki i techniki mógłby jeszcze przez krótki czas trwać. Jednak już w ciągu niewielu lat studnia by wyschła, japońska specyfika na tym by zyskała, ale dzisiejsza kultura popadłaby w skostnienie i znowu pogrążyła się we śnie, z którego przed siedmioma dziesiątkami lat została wypłoszona przez aryjską falę kultury.''

Podczas lektury aż dudni tu w uszach od znanej do urzygu gadki, że ''Chińczycy niczego nie tworzą potrafiąc jedynie kraść zachodnie technologie, gdyż w ich kulturze brak niezbędnego dla osiągania innowacji ducha indywidualnej przedsiębiorczości i prywatnej inicjatywy'' etc. I tak oto z typowego przedstawiciela ''oświeconego'' Zachodu, wyłazi zwykły liberalny naziol:). Fascynująco trza przyznać brzmią przywołane przed chwilą wywody Adika, bowiem wskazywałyby na możliwość niechby biernej cywilizacyjnej inkulturacji ''niearyjskich'' nacji i ras, przecząc tym jego wypowiedziom o ''germanizacji ziemi a nie krwi'' w stosunku do Polaków, o czem inną porą. Hitlera można więc bez żadnej przesady uznać za prekursora kosmicznego wyścigu zbrojeń napędzającego rozwój technologiczny, jakiego nową odsłonę właśnie przeżywamy. Bowiem ten rzekomy ''wariat'' w zgodnej opinii Ziemkiewicza jak i prof. Żerko, doskonale pojmował, iż walka o władzę nad całą planetą stanowiąca kanwę II wojny światowej, wymagała także panowania w przestworzach, i to nie tylko na niebie za pomocą samolotów, lecz i wokółziemskiej orbicie a nawet dalej... Jeśli więc był on ''szurem'', to dokładnie takim samym jak Roosevelt i Stalin, oraz ich następcy nie żałujący środków i ofiar dla rozwoju broni rakietowej, a w końcu programów ekspansji w kosmosie. Dlaczego więc nikt z tego tytułu nie nazywa Kennedy'ego i Chruszczowa ''pojebami'', a jedynie ucieka się do szerzenia dezinformacji o jakoby nakręconym w studiach Hollywood lądowaniu na Księżycu, czy dowcipasów o Łajce? Nie bronię tym samym Hitlera, jestem ostatni by to czynić z powodów jakie tu dobitnie wykładam, niemniej choćby najgorszej kanalii należy się sprawiedliwy wyrok i ocena, może nawet zwłaszcza jej. Patrząc zaś trzeźwo z dzisiejszej perspektywy jawi się on jako złowrogi prekursor wielu istotnych trendów obecnej doby, daleko wykraczający poza opanowanie ziemskiego ''Lebensraumu'', wizjonersko wybiegając aż w kosmos, jak i wgłąb ludzkiego jestestwa wręcz poprzez jego biotechnologiczną modyfikację, której był upiornym wprost entuzjastą.

Miejmyż odwagę nazwać rzeczy po imieniu: ostatecznym dążeniem Hitlera była kosmiczna bez mała transformacja człowieka w istotę zdolną sięgać dosłownie gwiazd, do czego walnie przyczynił się swymi nie liczącymi się z niczym, zbrodniczymi metodami. Wszystkiemu zaś przyświecał głoszony przezeń lucyferyczny z ducha ideał ''aryjskiego Prometeusza'', Człowieka-Boga narzucającego planetarne władztwo ''totalnej mobilizacji'' wszelkich ziemskich sił, konieczne tak do podjęcia przezeń ekspansji na inne planety, jak i całkowitego przepoczwarzenia w tym celu swej ludzkiej natury, za pomocą ''najnowocześniejszych środków medycyny''. W tym sensie ''Mein Kampf'' jest prawdziwą ''biblią Szatana'', i rację miał przyszły papież Pius XII, oskarżany dziś przez niektóre środowiska żydowskie o rzekomą ''kolaborację'' z nazizmem, gdy jeszcze w 1924 roku nazywał tę doktrynę ''być może najbardziej niebezpieczną herezją naszego czasu''. Po objęciu rządów nad Kościołem nie zdecydował się na obłożenie zakazem ''dzieła'' führera, ograniczając do otwartego potępienia wyłożonej weń ideologii w osobnej encyklice, tylko dlatego aby nie pogarszać i tak trudnej sytuacji niemieckich katolików. Przypomnijmy był to czas nagonki w III Rzeszy na Kościół, nakręcanej głównie przez szczujnię medialną Goebbelsa, ale sprzyjał jej też okultystyczny ''czarny zakon'' SS, żerującej na rzeczywistych jak i domniemanych przypadkach pedofilii wśród księży i zakonników [ zupełnie jak niedawna w Polsce ]. Swoje zrobiło także zagrożenie ekspansywnym wówczas komunizmem, któremu przyświecała konkurencyjna wobec nazizmu, wszakże istotowo równie lucyferyczna gnoza marksizmu. Niemniej Stolica Apostolska zdecydowała się wciągnąć na ''indeks ksiąg zakazanych'' dzieło bez wątpienia najwybitniejszego ideologa nazizmu Alfreda Rosenberga ''Mit XX wieku'', ze względu na jego jawnie antychrześcijański charakter. Bowiem kreślona na kartach ''Mein Kampf'' przez Hitlera wizja Człowiek-Boga sytuowała się na antypodach chrystusowego Bogoczłowieczeństwa - mówiąc wprost w świetle chrześcijańskiej doktryny jego ''aryjski Prometeusz'' to Antychryst, nie inaczej. Napawająca grozą i obrzydzeniem prawda wygląda tak, że to on dał podwaliny dla obecnych programów podboju kosmosu, za co życiem zapłacili liczni więźniowie obozów koncentracyjnych. Mowa tu zarówno o tych, co ryli w potwornych warunkach sztolnie dla podziemnych wyrzutni V-2, jak i ofiarach zbrodniczych eksperymentów naukowych, przeprowadzanych w Dachau przez lekarza SS Hubertusa Strugholda. Dały one bowiem podstawy medycynie kosmicznej, ratując do dziś życie pilotom odrzutowców i kosmonautom. Elon Musk ma więc spory dług wdzięczności u Hitlera... czy mu się to podoba lub nie, podobnie jak Gagarin wraz z resztą po-radzieckiej kosmonautyki, co i chińskiej etc. Toż samo tyczy transhumanistów i pionierów badań genetycznych, zwłaszcza przeżywającej obecnie tak dynamiczny rozwój biotechnologii, niezależnie czy starczy im śmiałości, by to przyznać. Wszystko zdaje się więc wskazywać na to, iż Hitler był opętańcem, ale na pewno nie obłąkańcem, czego niestety nie pojmuje taki prof. Żerko, przykładający doń miary osadzonej w realiach XIX. wieku polityki Bismarcka. Projekt führera biopolitycznej transformacji człowieka nie stanowił żadnego kuriozum, lecz wyróżniał się na tle jego epoki zaledwie radykalizmem, co znakomicie wykazał w swych ''Higienistach'' Maciej Zaremba, można więc rzec, iż Adolf Kudliński wyszedł nim zanadto przed szereg, i dlatego dostał po łapach:). Dziś zaś jest on realizowany nieco innymi metodami i w oprawie z pozoru skrajnie odmiennej, wszakże istotowo równie gnostycznej ideologii ''praw post-człowieka''.

Na finał warto skonfrontować prometejskie wywody Hitlera z bliźniaczo podobnymi ze strony czołowego przedstawiciela tak znienawidzonego przezeń ''żydobolszewizmu''. Przedziwne splątanie obu zażarcie skonfliktowanych doktryn, przypominające iście patologiczną relację ''Hassliebe'', gdzie ''aryjskiego Prometeusza'' i ''wiecznego Żyda'' łączy braterski związek niczym między Chrystusem a Lucyferem w osobliwej ''teologii'' mormonów, domaga się osobnego omówienia. Z jadowitych ataków Hitlera na kartach ''Mein Kampf'' pod adresem ''międzynarodowego żydostwa'', wyziera ledwie skrywana fascynacja jego witalną żywotnością, nawet jeśli pasożytniczą wedle niego wobec ''aryjskiej''. Niemniej trudno nie traktować to jako wyrazu swoistego uznania w świetle wyznawanego przezeń biologizmu, zresztą sam führer niemal otwarcie to przyznawał, tak oto rzecz wykładając w rozdziale poświęconym światopoglądowi własnej partii [ cytata za stroną 523 ]:

''Tylko z tej fanatycznej nietolerancji mogła wytworzyć się apodyktyczna wiara; ta nietolerancja jest nawet jej nieodłącznym warunkiem. Można bardzo łatwo wysunąć zarzut, że przy tego typu zjawiskach w historii świata chodzi najczęściej o taki specyficznie żydowski sposób myślenia; tak że ten rodzaj nietolerancji i fanatyzmu wręcz ucieleśnia żydowski charakter. To może być po po tysiąckroć prawda i można nad tym faktem zapewne głęboko ubolewać i z aż nazbyt uzasadnionym niesmakiem skonstatować jego istnienie w historii ludzkości jako coś, co było dotąd obce - jednak nie zmienia to w niczym faktu, że ten stan jest właśnie dzisiaj OBECNY. Ludzie, którzy chcą wyzwolić nasz niemiecki naród z jego teraźniejszego stanu, nie muszą sobie łamać głowy nad tym, jak pięknie by było, gdyby nie było tego czy tamtego, ale muszą spróbować ustalić, jak usunąć to, co jest dane. Światopogląd wypełniony piekielną nietolerancją będzie złamany jedynie przez podobnego, prącego naprzód ducha, przez równie silną wolę, przy tym jednak przez samą w sobie czystą, w pełni prawdziwie nową ideę.''

Posłużmy się w tym celu fragmentem pomnikowej już pracy śp. Andrzeja Walickiego ''Marksizm i skok do królestwa wolności'', konkretnie fragmentem zaczynającym się od strony 367, gdzie omawia światopogląd komunistycznego ludobójcy żydowskiego pochodzenia Lwa Bronsztejna, znanego w historii pod rewolucyjnym pseudonimem ''Trocki''. Gdyby ktoś zarzucił nam zaś, że zajmujemy się jakimiś kompletnie oderwanymi od ziemi kwestiami przypominamy więc, iż przywołujemy świadectwa władczych psychopatów mających na rękach krew niezliczonych rzesz ludzkich, które uśmiercili dla realizacji swych lucyferycznych wizji:

''Broszura Trockiego ''Ich moralność i nasza'' (1938) — napisana w Meksyku, ostatnim miejscu jego wygnania — zawiera jeszcze bardziej drastyczne uzasadnienie przemocy i terroru. Nie odwołuje się w ogóle do (rzekomej) woli i interesów mas, mówi jedynie o „prawach historii”, o ideale komunistycznym, zgodnym z tymi prawami, i o głębokim sensie okrucieństw postępu. Podobnie jak Marks, Trocki utożsamiał komunizm nie ze sprawiedliwością dystrybucyjną, lecz z wolnością; nie indywidualną wolnością rzecz jasna, ale wolnością gatunkową, polegającą na sprawowaniu władzy nad przyrodą z jednej strony, oraz zniesieniu podziałów klasowych z drugiej. W jego oczach ideał ten usprawiedliwiał wszystkie metody działania, nawet najbardziej okrutne i zupełnie sprzeczne z konwencjonalną moralnością. Dla marksisty, wyjaśniał, usprawiedliwione jest wszystko, co „zwiększa władzę ludzkości nad przyrodą oraz przyczynia się do zniesienia władzy jednych ludzi nad drugimi”. Innymi słowy, dozwolone jest wszystko, co prowadzi do „rzeczywistego wyzwolenia ludzkości”. Tak więc zgodnie z Marksem komunizm utożsamiono z prawdziwą wolnością i vice versa. Należy dodać, że Trocki rozumiał Marksowską koncepcję wolności o wiele lepiej niż przeciętni marksiści jego czasów. Przewyższał Lenina i Bucharina wyraźnym zdawaniem sobie sprawy, że świadoma, racjonalna kontrola nad przyrodą i społeczeństwem jest tylko warunkiem prawdziwej wolności, ta ostatnia bowiem, wedle Marksa, znajdzie wyraz dopiero w nieskrępowanym rozwoju twórczych uzdolnień ludzkiego gatunku. Zrozumiałe jest przeto, że najlepsza wypowiedź Trockiego na temat wolności jest częścią jego rozważań o twórczości artystycznej w ustroju komunistycznym— twórczości wyzwolonej z zależności od ślepych sił ekonomicznych, nieskrępowanej interesami klasowymi, i po raz pierwszy w dziejach będącej celem samym w sobie.

Mam na myśli oczywiście zbiór artykułów Trockiego z 1924 roku [ czyli dokładnie w tym samym czasie, gdy Hitler z kolei spisywał swe pomienione tu polityczne wyznania w więzieniu Landsberg, o roku ów! - przyp. mój ] ''Literatura i rewolucja''. Trocki dowodził tam, że rewolucja bolszewicka musiała ratować społeczeństwo „za pomocą najbardziej okrutnych zabiegów chirurgicznych”, koncentrując wszystkie siły na walce politycznej i depcząc wszystko, co stało jej na drodze. Z tego powodu dyktatura proletariatu nie może być produktywna kulturalnie. Nie jest ona „organizacją do wytwarzania kultury nowego społeczeństwa”, ale jedynie „systemem rewolucyjno-wojskowym” kładącym podwaliny pod nowy porządek społeczny, w którym wyzwolenie kultury stanie się możliwe. W tym sensie rewolucja bolszewicka była istotnie początkiem nowej epoki. Engels miał rację, gdy określał rewolucję socjalistyczną jako skok z królestwa konieczności do królestwa wolności’'. Trzeba jednak  pamiętać, że „rewolucja jako taka nie jest jeszcze królestwem wolności”. Przeciwnie, doprowadza ona walkę klasową do najwyższego napięcia, stosując bezlitosną przemoc wobec wrogów i wymagając najwyższego poświęcenia od swych zwolenników. Ten okrutny okres rewolucyjny trwać będzie wiele lat, być może pół wieku. Ale wszystkie okrucieństwa okupione będą osiągnięciem ostatecznego celu : całkowitym wyzwoleniem ludzkości i stworzeniem nowego, wyższego typu człowieka. Na ostatnich stronicach ''Literatury i rewolucji'' Trocki kreślił taką oto wizję urzeczywistnionego ideału:

„Życie komunistyczne nie będzie powstawać na ślepo, jak rafy koralowe— będzie sprawdzane przez myśl, kierowane i korygowane [...] Człowiek, który nauczy się poruszać rzeki i góry, budować pałace na szczycie Mont Blanc i na dnie Atlantyku, zdolny będzie wyposażyć swe życie nie tylko w bogactwo, intensywność i blask, ale również w dynamizm najwyższej próby [...] Więcej nawet. Zdoła on wreszcie doprowadzić do harmonii samego siebie [ tu cię mamy, towrzyszu Trocki! - przyp. mój ]. Postara się osiągnąć piękno przez nadanie najdoskonalszej precyzji ruchowi swych kończyn, uzyska najwyższą celowość i ekonomię wysiłku w swej pracy, chodzeniu i zabawie. Spróbuje opanować półświadome i podświadome procesy we własnym organizmie, takie jak oddychanie, krążenie krwi, trawienie, płodzenie i w określonych granicach podporządkuje je kontroli rozumu i woli. Nawet życie czysto fizjologiczne poddane zostanie kolektywnym eksperymentom. Gatunek ludzki, stężony w homo sapiens, raz jeszcze wkroczy w okres radykalnej transformacji i stanie się przedmiotem, we własnych rękach, najbardziej skomplikowanych metod sztucznej selekcji i treningu psychofizycznego [...] Czy nie jest oczywiste, że największe wysiłki myśli badawczej pójdą w tym właśnie kierunku? Rodzaj ludzki przestanie pełzać na czworakach przed Bogiem, królami i kapitałem po to, aby w końcu pokornie podporządkować się ciemnym prawom dziedziczności i ślepej selekcji płciowej! Wyzwolony człowiek zechce osiągnąć większą równowagę w pracy swych narządów, większą proporcjonalność w rozwoju swych tkanek, aby zredukować strach przed śmiercią do racjonalnej reakcji zagrożonego organizmu. Nie ma bowiem wątpliwości, że skrajna dysharmonia w anatomii i fizjologii człowieka, skrajna dysproporcja we wzroście i powiązaniu jego organów i tkanek, rodzi dokuczliwy, chorobliwy i histeryczny strach przed śmiercią, który zacieśnia umysł i daje pokarm głupim, poniżającym fantazjom o życiu po śmierci. Człowiek postawi sobie za cel opanowanie własnych uczuć, wzniesie instynkty do wyżyn świadomości, uczyni je przejrzystymi, rozciągnie przewody swej woli do najbardziej ukrytych zakątków i w ten sposób wzniesie się na nową płaszczyznę egzystencji, stworzy wyższy typ społeczno-biologiczny, czyli, jeśli można się tak wyrazić, przekształci się w nadczłowieka [...] Człowiek stanie się nierównie silniejszy, mądrzejszy i subtelniejszy; jego ciało będzie bardziej zharmonizowane, jego ruchy bardziej rytmiczne, jego głos bardziej muzykalny. Formy jego życia staną się dynamiczne, dramatyczne. Średnia istota ludzka sięgnie wyżyn Arystotelesa, Goethego lub Marksa. A nad tymi wierchami wyrosną nowe szczyty ”.

Trocki uważał tę wizję za par excellence marksistowską i w zasadzie miał rację. Marks nie snuł wprawdzie fantazji na temat przyszłego nadczłowieka, zdolnego kontrolować nawet swą własną biologię; niemniej jednak fantazje takie były jedynie logicznym rozszerzeniem Marksowskiej koncepcji wolności jako świadomej samokontroli i autokreacji gatunku. Trudno było by zaprzeczyć, że wolność taka, wolność jako przekształcająca życie inżynieria społeczna, powinna była obejmować również eugenikę. Oczekiwanie, że komunizm spowoduje totalne odrodzenie ludzkości i wzniesie indywidualne istoty ludzkie na nowy, nieporównywalnie wyższy poziom egzystencji, było zupełnie zgodne z duchem marksizmu. Zarysowana przez Trockiego wizja wyzwolonego, zharmonizowanego wewnętrznie i bezprecedensowo twórczego czło­wieka przyszłości zbieżna była z Marksowskim poglądem na komunizm jako pozytywne przezwyciężenie alienacji. Myśl, że przeciętny człowiek przyszłości dosięgnie wyżyn Arystotelesa lub Goethego była logiczną konsekwencją Marksowskiej koncepcji triumfu w komunizmie ludzkiej istoty gatunkowej, czyli reapropriacji wyobcowanych uprzednio sił gatunkowych przez każdą pojedynczą jednostkę. Wyraźnie marksistowskie było również założenie, iż konieczną przesłanką tego cudownego odrodzenia ludzkości jest świadoma kontrola zorganizowanego kolektywu nad przyrodą pozaludzką z jednej strony, oraz ślepymi, quasi-przyrodniczymi siłami społecznymi z drugiej. [...]

Użycie przez Trockiego słowa „nadczłowiek” nasuwa skojarzenie z Nietzschem i ideami rosyjskich „nietzscheańskich marksistów”. Trudno może mówić o bezpośrednim wpływie, ale związek z „nietzscheańską atmosferą” epoki jest w tym wypadku oczywisty. Trocki znał niektóre prace Nietzschego; w młodości napisał nawet dość interesujący esej o „nadczłowieku”. Rosyjscy intelektualiści pokolenia Trockiego dostrzegali wyraźne podobieństwo między Marksem a Nietzschem jako dwoma wizjonerami typu prometejskiego, gotowymi poświęcić godną pogardy współczesną ludzkość na rzecz wspaniałego, potężnego i twórczego „nadczłowieka” przyszłości [!!!]. Zarówno Marks, jak i Nietzsche chwaleni byli lub potępiani za dostarczanie argumentów wszystkim tym, którzy pragnęli zastąpić ułomną miłość bliźniego, miłość do tego, co bliskie, miłością do tego, co dalekie, do wielkiego ideału na horyzoncie przyszłości. Gotowość do poświęcania teraźniejszości na ołtarzu przyszłości słusznie uważana była za charakterystyczną cechę marksizmu. Ona właśnie legła u podstaw teorii i praktyki komunizmu wojennego. Dzięki temu właśnie Lenin, Bucharin i Trocki mogli szczerze wierzyć, że polityka terroru i eksterminacji, fizycznej przemocy i bezprecedensowej presji ideologicznej, jest prawomocną metodą działania, dobrze służącą sprawie ogólnoludzkiej wolności.''
 
- gdzieś z tyłu głowy chodzi mi czytany przed laty tekst Trockiego, tyczący perspektyw komunizmu w USA, którego tytułu teraz nie pomnę, a upiornie wprost aktualny w kontekście tego, co teraz wyprawia się za oceanem...  Podsumowując: ukrytym celem zarówno nazizmu jak i komunizmu, była okrutna selekcja ''materiału ludzkiego'' za pomocą najnowocześniejszych narzędzi naukowych epoki, tak by stworzyć zeń ''prometejską rasę'' zdolną nie tylko do opanowania Ziemi, ale i przestworzy - innych planet, a może nawet i objęcia władztwem całego Wszechświata. I nie jest to żaden przesadny ''szuryzm'', ni ''teoria spiskowa'' cośmy wykazali przywołując obficie deklaracje programowe czołowych ideologów tychże doktryn. Dla zdecydowanej większości ich wyznawców pozostało to wszakże zakrytym, gdyż nie mieli ochoty ani nawet byli zdolni pojąć istotnego sensu procesów, w których brali jedynie bierny udział. Bowiem jak trzeźwo spostrzegł w swych wynurzeniach Adi, ludzie są generalnie powierzchowni i mają w przysłowiowej rzyci poruszane tu kwestie, stąd nie mamy złudzeń, że i my przebijemy się do szerszej publiczności z naszym przekazem. Porównać to można z przywoływanymi już tu mormonami, którzy przypomnę serio wierzą, iż Chrystus i Lucyfer są ''braćmi'', Bóg Ojciec zaś jest dla nich upadłym człowiekiem przybyłym na Ziemię z innego globu, a wybrani mormoni będą z kolei po śmierci wraz ze swymi haremami zaludniać planetę Kolob. Nie dowiecie się jednak tego od sympatycznych panów chodzących parami, i pod pozorem nauki języka uprawiających swą osobliwą ''ewangelizację'', ani też wyczytacie o tym w ''Księdze Mormona''. Gnostyczne systemy charakteryzują się bowiem ostrym podziałem na ''egzoteryczną'' wersję dla plebsu wyznawców, oraz ''ezoteryczną'' przeznaczoną jedynie ''wtajemniczonym''. O ironio większość z tych ''sekretów'' jest jawnie dostępna w przestrzeni publicznej, mało kto jednak chce po nie sięgać, czemu zresztą trudno się dziwić tak wszystko to jest dziwaczne, i co tu kryć strasznie pojebane. Z biegiem lat dochodzę do wniosku, że robimy wszyscy za igraszkę w rękach szaleńców, którzy do perfekcji opanowali techniki manipulowania ludzkim stadem, a nade wszystko maskowania trawiącego ich, lucyferycznego wprost obłędu... A to nam ''nieoświeconym'' przypada głównie płacić za to straszną cenę, nim prometejskim rojeniom o ''samozbawieniu'' człowieka, kres położy czekan we łbie jak u Trockiego, lub śmierć z własnej ręki w osaczeniu, wzorem Hitlera. I z tą oto jakże gorzką, lecz wszystko na to wskazuje trzeźwą refleksją ostawiam cię drogi czytelniku/czko, o ile w ogóle zdołałeś/aś tu dobrnąć:). Przykro mi, jeśli czujesz się rozczarowany/a, mogę więc jedynie odrzec, iż gdy Józef Mackiewicz pisał, że ''tylko prawda jest ciekawa'', nie twierdził wcale przy tym, iż także przyjemna i ładnie pachnie. Dziękuję za uwagę.
 
ps. Niniejsze rozważania znakomicie mym zdaniem korespondują z serią wpisów ''Phobos'' na blogu Foxa, gdzie kreśli on wizję fenomenu nazizmu jako iście kosmicznego spisku. Nie kryję, iż po lekturze pomienionych wynurzeń Adiego jak i ''władczego Lejby'', zaczynam łaskawszym okiem patrzeć na różne ''szurowskie'' teorie o UFO i reptilach, aczkolwiek nadal bronię się przed wyciąganiem z nich narzucających się wprost wniosków w obawie przed totalnym odlotem, wszakże przytoczone fakty i deklaracje ideowe są nieubłagane... Bowiem czyż tylko nie najbardziej zwariowane teorie spiskowe w stanie są opisać adekwatnie satanistyczną monomanię, żywioną przez władców tego świata?!