sobota, 15 stycznia 2022

Na ile ''Polski'' jest ten Ład?

No i nie dotrzymałem danego słowa, aby nie poruszać tematu ''Polskiego Ładu'', a to ze względu na brak wiedzy z zakresu prawa podatkowego, jaki nie pozwala mi należycie ocenić wprowadzanych przez rząd zmian. Wszakże podobna ignorancja jak widzę nie przeszkadza rozlicznym Januszom ekonomii strzępić ozór o tym, jakie zło mają one z sobą nieść dla niemal wszystkich w Polsce, poza jedynie alkoholikami i nierobami. Poziom aroganckiej niewiedzy i zadufanego w sobie chamstwa jaki zwykle przy tym prezentują wprost poraża. Nie zaradzi więc temu nawet najlepsza kampania edukacyjna - tu potrzeba nowego Kostka-Biernackiego, który zacząłby wieszać za każde ''z moich podatków'' i ''rząd nie ma własnych pieniędzy''! Tak na początek, czas bowiem skończyć z tą filozofią dla debili, durnych cwaniaczków co to sądzą, że jak dali komuś w łapę pod stołem to ''oszukali system''. Nie dociera bowiem do wolnorynkowych ameb, że realnie rzecz biorąc właścicielem waluty jest jej emitent, ten kto zarządza podażą pieniądza jak i popytem nań, za pomocą posiadanych przez siebie instrumentów finansowych typu stopy procentowe itp. Cała reszta zaś robi jedynie za jego mniej lub bardziej czasowych użytkowników, obojętnie czy została im stówa do pierwszego w dziurawej kieszeni, czy też obracają miliardami. Różnica i to ogromna rzecz jasna, lecz ''tylko'' co do skali, natomiast status obu jest jednakowy w istocie. Tak więc owszem liberalny jełopie, to rząd jest prawdziwym właścicielem ''twoich'' jedynie warunkowo pieniędzy, kwestią do ustalenia pozostaje tylko fundamentalna za to sprawa, czy krajowy istniejący na miejscu, czy jakiś obcy naszym interesom narodowym. Nie kupuję bowiem gadek o rzekomo ''ponadnarodowych'' instytucjach finansowych, gdyż zazwyczaj mają one siedziby w konkretnych państwach i są ich agendami. Niestety przez balcerowiczowskie zjebanie neoliberalne, Polska utraciła możliwość prowadzenia w końcu własnej polityki finansowej po upadku PRL. Mowa rzecz jasna o zasadzie ''niezależności'' bankowości centralnej od polityków [ niestety głównie polskich ], oraz zawarowanym w konstytucji limicie zadłużenia publicznego. Czyni to naszą suwerenność co najmniej dyskusyjną i każe brać w nawias przymiotnik ''polski'' zawarty w skrócie NBP, zdejmując poniekąd z krajowych władz odpowiedzialność za obecną inflację. Co przyznaje nawet Konrad Rękas, prorosyjski jak diabli, stąd nie można posądzić go o choćby cień sympatii dla PiS. Wszakże nie stanowi to również dlań usprawiedliwienia, wręcz przeciwnie jasno okazując bowiem, iż każda ekipa rządowa III RP robi de facto za figurantów obcej finansjery, żyrując jej interesy na miejscu mimo ''niepodległościowej'' retoryki propagandowej jaką się otacza. I będzie tak dopóty nie odzyskamy narzędzi realnej suwerenności ekonomicznej, znosząc liberalną fikcję ''apolityczności'' banku centralnego, oraz takiż kaganiec długu publicznego zapisany w ustawie zasadniczej.

Póki co w naszej przestrzeni publicznej nadal królują pomioty ''transformacji ustrojowej'', takie jak jeden z ''przyszywanych zięciów'' Jarosława Kaczyńskiego Marcin Dubieniecki - syn resortowego mecenasa, a sam aferzysta umoczony w rozliczne szemrane interesy. Ostatnio dowalił na TT jak rasowy kuc, mimo iż zeń postkomuch co mnie zresztą wcale nie dziwi, bo słyszałem onegdaj jak wódz lokalnych kucerzy chwalił się znajomościami z młodzieżówką SLD, której członkowie mieli tożsame z nim poglądy na ekonomię. Towarzysz przedsiębiorca błysnął takowym konceptem:

''Przestańmy płacić podatki przez co najmniej 6 miesięcy. Wypłacajcie pieniądze z konta a następnie jak już konto zablokują przejdźcie na system gotówkowy. 3-6 miesięcy i po Państwie polskim w zakresie władzy i ich pomysłów na dalsze rozdawnictwo. Proste i klarowne. Pobawmy się.''

Na takie dictum nawet Bosak nie zdzierżył, mimo swego wolnorynkowego przecwelenia zjechał go jak należy oddajmy mu:

''Ależ wielopiętrowa ignorancja! 1. Państwo „wydaje” pieniądze zanim pozyska je z podatków 2. W obiegu jest nie dość gotówki by to się udało 3. To co on proponuje to „run” na banki, który zachwieje sektorem prywatnym, a nie publicznym 4. I państwo i banki ma niezbędne stabilizatory.''

- czyli przyznaje jednak, że nie wszystko to ''z naszych podatków''... I takowe herezje głosi jeden z liderów Kucfederacji! - musi wylazł zeń ''narodowy socjalista'', jak określał Korwin-Mikke swych obecnych koalicjantów w wywiadzie, udzielonym z 5 lat temu Interii. Warto go sobie przypomnieć, gdyż zawiera passusy jak ulał odnoszące się do obecnej sytuacji np. a propos inby z usunięciem profilu Konfy z Pejs-zbuka, więc przywołam je na prawie cytatu:

''Ależ Facebook to prywatna firma i może sobie robić co chce. Ja też kiedyś dostałem ostrzeżenie, bo Facebook stwierdził, że nie podobają im się moje treści, więc na wszelki wypadek trzymam je też na rosyjskim vk.com. Nikt nikomu nie broni założyć sobie własnego portalu społecznościowego. Wtedy nie trzeba będzie patrzeć na prywatne uprzedzenia pana Zuckerberga.''

- słyszycie kuce co wam radzi ''krul'' Ozjasz? Załóżta se własną społecznościówkę, albo przenieście się na ruskie lub chińskie serwery... Klasyka wolnorynkowego zjebania - i aby było jasne, cokolwiek sądzę o większości zwolenników Konfederacji, ''zniknięcie'' jej profilu to czyste skurwysyństwo, niedopuszczalna ingerencja jankeskiej cyberkorporacji w polską politykę. Wszystkich przeciwników Konfy i zarazem entuzjastów UE, co zwykle idzie z sobą w parze, odsyłam do wyroku TSUE w sprawie ''Schrems II'', gdzie oficjalnie stoi, iż Facebook ściśle współpracuje z NSA - amerykańskim wywiadem elektronicznym, przekazując mu dane swych użytkowników. Portal Cukera nie jest więc zwykłą ''prywatną firmą'', a prowadzona przezeń cenzura kwestią li tylko jego ''osobistych uprzedzeń'' jak pierdoli Korwin, nie chodzi również jedynie o rzekome ''łamanie regulaminu'' jak bredzi z kolei lewactwo. Żaden to wyjątek, lecz reguła w świecie cyberkorpo - Huawei stanowi przecież agendę chińskiego wywiadu wojskowego, Kaspersky jest narzędziem szpiegostwa Rosjan, zaś kapitał założycielski na Palantir Technologies dał ''fundusz inwestycyjny'' CIA. Ostatnia firma jest szczególnie ciekawa, jako że choć formalnie zarządzana przez LGBTarianina Petera Thiela [ skądinąd gorącego orędownika Trumpa w swoim czasie ], oraz lewaka Alexa Karpa, mimo to nie kryje swej dumy z pracy dla amerykańskiej armii, wywiadu jak i cywilnych agend rządu USA. I takich ''wolnościowców'' lojalnych wobec własnego państwa życzyłbym sobie tu w Polsce, serio a nie zdradzieckie spierdoliny jak dezerter Czeczko wierzące, że gdyby nie ZUS i podatki wreszcie by zaliczyli, spuszczające się pod korwinowe bezmózgie karyny. Chyba już tylko skończeni idioci wierzą, że ''internet jest za darmo'' i stanowić może narzędzie walki z rządami państw i wielkimi korporacjami - a ile to się naczytałem w latach 90-ych o ''infoanarchizmie''... Dlatego żal mi autentycznych libertarian co sądzą, iż podobną rolę może odegrać dziś bitcoin, piejących peany na cześć estońskiego PIT-u i tamtejszego ''cyberpaństwa minimum'', kompletnie bez związku, że w jego stolicy mieści się centrum elektronicznego zwiadu państw NATO [ he he ]. Należy przy tym nadmienić, że ostatnie wypadki w Kazachstanie, de facto prorosyjski zamach stanu jaki miał tam miejsce, poważnie zachwiały światowym rynkiem kryptowalut. Kraj ten bowiem w ostatnim czasie stał się drugim co do wielkości po USA obecnie, globalnym centrum ''kopania'' bitcoinów. Tak więc pod reżimem Nazarbajewa i jego klanu kwitła iście libertariańska ''wolność gospodarcza'' jak widać:))). Wracając do rozmowy sprzed kilku laty z Januszem Koranem-Mekką - intrygująco brzmi w kontekście niedawnej ''piątki dla zwierząt'' takaż wypowiedź kucowskiego patriarchy:

''Ale z całym szacunkiem, co mnie do cholery obchodzą polscy rolnicy, których dajmy na to jest z milion?! A pozostałe 37 milionów Polaków? Ważny nie jest interes polskiego producenta, lecz polskiego konsumenta.''

- oczekuję, że za tę wypowiedź Warzecha i jego sponsorzy ze ''świata rolnika'' będą napieprzać w JKM aż do skutku, czyli publicznych przeprosin i pokajania się przezeń. Inaczej pan redaktor okaże jedynie, że nadal pozostał tylko zwykłym korwinowym bufonem, a tak jest w istocie. Odnotujmy również następującą potem strzelistą myśl Janusza ekonomii, którą winni zakodować sobie wszyscy przedsiębiorcy w Polsce:

''NIE PO TO BUDUJEMY FABRYKĘ BUTÓW, ŻEBY KAPITALISTA MIAŁ PIENIĄDZE a robotnik pracę, tylko żebyśmy mieli buty. [...] Człowiek pracy ma stać na baczność przed konsumentem.''

- i być jego sługą, tak przedsiębiorca jak pracownik dodajmy. Korwin prawi tu jak rasowy misesolog oddajmy mu, wedle bowiem ''austriackiej szkoły ekonomii'' jaką oficjalnie wyznaje, ''wolny rynek'' ma służyć interesowi konsumenta a nie kapitalisty [ czy kuce słyszą? ]. Co wszakże nie przeszkadzało mu później drzeć ryja, że ''kto nie pracuje ten nie je'', więc nie wiem kto tu wedle jego słów z rzeczonego wywiadu ''stawia wóz przed koniem'': socjaliści jak gada, czy on. Cóż się jednak spodziewać po człowieku, który postuluje ''zbadanie DNA Jezusa'', aby ustalić czy był on Synem Bożym... Żywię więc nadzieję, że mormoni jakimi ostatnio się otacza, jak choćby jego asystent Karol Wilkosz, zapewnią mu bliską teleportację na planetę Kolob, najlepiej od razu z haremem wszystkich jego żon, oraz licznych dzieci ze związków tak legalnych, co i pozamałżeńskich. Niech zabierze też wraz ze sobą zwolenników głoszonych przezeń wolnorynkowych farmazonów, starych jak i młodych i to jak najprędzej!

Jeśli zaś idzie o sam rzeczony ''Polski Ład'', liczy się w nim po pierwsze to, na ile faktycznie zaprowadza on, jak obiecuje w nazwie, klarowny porządek w dotychczasowym chaosie przepisów prawnych w Polsce? Bo jeśli nie, rzeczywiście stanowi to jego kompromitację, czego z wymienionych na wstępie powodów nie jestem w stanie rozsądzić. Miarą patologii jaka panuje u nas w tej materii, jest dynamiczny rozrost kancelarii [anty]podatkowej Mentzena. Bynajmniej nie boli mnie cudzy sukces, zdecydowanie wolałbym jednak, aby wzorem kapitalisty nad Wisłą był inżynier, zarabiający krocie na tworzonych przezeń pomysłowych rozwiązaniach technologicznych, popychających realnie krajową ekonomię do przodu. Nie zaś bubek żerujący na absurdach mętnego prawa w Polsce, pełnego luk przez które przeciekają olbrzymie sumy. Zresztą żaden z biznesów Mentzena nie wniósł rzeczywistej wartości dodanej [ Boże broń ''dodatkowej''! ] do naszej gospodarki, bo trudno za takową uznać kantor wymiany walut, czyli ordynarne cinkciarstwo, sklep z bronią jaki skądinąd poniósł fiasko, obecne warzenie pyffka czy ''biuro oszustwa podatkowego'', gdyż tak właściwie należałoby je nazwać. I ten arogant śmie pouczać bezczelnie Glapińskiego na wizji, o tym jakoby nie znał on podstaw ekonomii? Cokolwiek sądzić o Glapie, a nie jest to mój bohater oględnie zowiąc, mowa o człowieku akceptowanym przez globalną, anglosaską głównie finansjerę z racji opisanego na wstępie mechanizmu obsadzania kierownictwa NBP. Przykro mi, ale to iż taki Mentzen jest postrzegany jako ''ostatnia nadzieja białych'' przez wielu młodych Polaków, świadczy o nich jak najgorzej, stąd aż proszą się więc, by golił ich na kasę za wspólne występy z Palikmiotem. Podobnie rzecz ma się z politykami oraz urzędnikami państwowymi, tworzącymi dlań paśnik poprzez mętne przepisy i formuły prawne, jakie może wykorzystywać w swej szemranej praktyce. Mówiąc wprost, obecność Mentzena w polskiej przestrzeni publicznej i jego kariera jako ''osobowości medialnej'' kompromitują Morawieckiego, o ile nie samego JarKacza, którzy go poniekąd wykreowali swym bezrozumnym postępowaniem. Pan Sławomir to uładzona wersja typowego niestety polskiego cwaniaka, którego cała inwencja wyczerpuje się na wynajdywaniu sposobów kręcenia forsy na boku, zamiast działalności państwowotwórczej jak należałoby - i jeszcze się tym chwali! Typ nawet nie kryje, że von Moravetzky daje mu zarobić, a korwinowa gówniażeria niemal go za to nosi na rękach, niebywałe. Cóż takiego stworzył powtarzam, by na to zasłużyć, jaką to polską markę wykreował nakręcającą krajową gospodarkę, że tak go chwalą? Cały niemal jego fenomen pochodzi jak u Kaczyńskiego z nędzy ludzkiej jaka go otacza, groteskowo wyolbrzymiającej posiadane przezeń takie sobie talenty. Owszem, może błyszczeć na tle menażerii korwinowych nieudaczników, a jego krytyka PiS sprawia wrażenie merytorycznej o niebo bardziej, niż reszty opozycji co potrafi tylko w ''osiem gwiazdek'' i ''nie staje mi, bo Kaczyński''. W istocie jednak Sławek to zmodernizowana wersja polskiego chamusia, który nabrał wszakże pewnej ogłady, do perfekcji niemal opanowując sztukę prawienia impertynencji na tyle oględnie, że choć należałoby dać mu w zęby, jakoś tak człowiekowi nie wypada - oto cała ''tajemnica'' jego medialnego uroku. Nie zmienia to w niczym faktu, że Mentzen to żadna ''alternatywa'' wobec PiS, tylko wrzód na tyłku obecnej władzy, który sama ona sobie wyhodowała!

W każdym razie idzie o to powtórzmy, czy Polski Ład zaprowadza jaki taki niechby porządek w dotychczasowym chaosie prawnym III RP, czy też jeszcze go powiększa co oznaczałoby całkowitą jego kompromitację. Nie zaś jakoby żule mogą wypić dzięki niemu więcej za ''pieniądze ciężko pracującego podatnika'', jak pierdoli Giertych wraz ze swą medialną dziwką Jasiem Pińskim, wtórują zaś im korwinowe kuce i pedolibki. Ostatni zupełnie wbrew naukom wyznawanej przez nich ''szkoły austriackiej'', której guru Mises głosił nieobecność jakoby obiektywnych kryteriów ludzkiego działania, podstawy dlań ekonomii. Celem wszelkich czynności ludzkich w tej optyce jest zaspokojenie całkiem subiektywnie pojmowanego przez jednostkę dobra, stąd jeśli ktoś ma taki pomysł na siebie, aby przechlać własne życie, nie masz prawa kucu wedle własnych zasad nazywać go pogardliwym mianem ''żula'' i ''nieroba''. Nie dysponujesz bowiem ponadjednostkowym kryterium, niezbędnym dla ferowania normatywnych opinii i wartościowania cudzego działania. O ile nie łamie ono zasady nieagresji, zwanej błędnie zazwyczaj ''aksjomatem'', kiedy to np. lump podbija z nożem w ręku wrzeszcząc: ''dawaj *uju kasę, bo muszę się napić''! Jednak gdy przedstawia tylko pewną propozycję, nagabując: ''szefie, kopsnij złotówieczkę bo mię suszy, no chociaż 50 groszy, 20 niech będzie!'', ty w odpowiedzi nie każesz mu s...obie iść, lecz uprzejmie i stanowczo przy tym zbywasz, on zaś nie odpowiada bluzgiem a oddala się grzecznie, bo zdarzają się tacy kulturalni menele, wszystko jest w najlepszym ''porządeczku''. Co więcej, jeśli natrafisz nań później kucu jak leży w rowie zajebany totalnie i urzygany, jako konsekwentny zwolennik ''austriackiej szkoły ekonomii'' powinieneś przystanąć nad nim z szacunkiem i bez żadnego szyderstwa oddać mu hołd głośno trzykrotnym: ''jesteś zwycięzcą!''. Bowiem znaczy to, iż podjął on ''ludzkie działanie'' by zaspokoić swe ''subiektywne dobro'' i odniósł w tym sukces: najebał się! Fakt iż nie zapracował nań nie ma tu nic do rzeczy, gdyż to nie praca kształtuje siły wytwórcze kapitalizmu jak głosi Marks, lecz wedle Misesa konsumpcja właśnie, w tym alkoholu, więc co ty socjalista jesteś?! Każdy masowy gorzelnik i handlarz wódy jak Palikot powinien stać na baczność przed pijakiem chlejącym jego produkty, jak tu akurat słusznie stawia rzecz Korwin, pochodzenie zaś pieniędzy za jakie je zakupuje nie powinno go obchodzić, skoro i tak w ostateczności ich jedynym posiadaczem jest rząd, mniejsza z tym już miejscowy czy nie, grunt że da się na tym zarobić i cały interes przeto kręci dalej. A nawet gdyby pił ''z twoich podatków'', to przecież w ten oto sposób wracałyby one do twej kasy, więc o co ci w ogóle chodzi liberalny kmiocie? Dlatego trzeba być podczłowiekiem, aby sądzić, że ''Polskim Ładem'' PiS rzekomo ''kupił sobie głosy patusiarni'' - akurat wszystkie marne pijaczki i kryminaliści jakich miałem wątpliwą przyjemność spotkać w życiu, zwykle pierwsi byli do bluzgania na Kaczyńskiego i Kościół, więc jak na dłoni widać kto tu jest naprawdę menelem.

Szydzę, ale mówiąc już serio głowię się na co niby liczył PiS, narażając najbogatszych na co najmniej zwiększone koszta obsługi prawnej dla wynajdywania luk w nowych przepisach podatkowych, a zwłaszcza uderzając w rzeszę ''samozatrudnionych'' poprzez likwidację fikcji ich jednoosobowych biedafiremek? Powinni przecież spodziewać się wściekłego oporu z ich strony, sądzili że zrekompensują sobie to wdzięcznością emerytów i rencistów, którzy dostali za to w zamian najwyżej te 50-100 zł więcej od rządu? Jeśli tak, najwidoczniej wzięli sobie do serca socjalistyczne w istocie pierdolenie korwinozjebów i ogólnie liberalnego POlactwa, o jakoby ''kupionej za pińscet hołocie''. Bowiem stoi za tym marksistowskie założenie, iż ''byt kształtuje świadomość'', materialny rzecz jasna a to jest przysłowiowa g... prawda, inaczej PiS nie musiałby klecić Mejzami chwiejącej się koalicji rządowej, lecz miałby zagwarantowaną władzę na wieki swym ''rozdawnictwem''. To tak nie działa niestety, podobnie jak lekarze wezmą sute ''dodatki covidowe'', a i tak polezą w ostateczności gremialnie na marsze KOD-u, bywa zaś i gorzej - znam przypadek nieszczęsnej korposuczy posuniętej już w leciech, desperacko pragnącej dziecka mimo całej serii przebytych poronień, która darła ryja za aborcją wraz z Julkami na marszach ''wściekłych macic''. Jeśli więc ktoś liczy na w pełni racjonalną przejrzystość działań ludzkich jednostek, winien zgłębić kapitalnie przenikliwe pojęcie ''mroku społecznego życia'' - tenebrae vitae socialis, wprowadzone jeszcze przez św. Augustyna w jego monumentalnym dziele ''Państwo Boże''. I to mimo, iż czyni ono właściwie politykę niemożliwą, przynajmniej rozumianą jako ''świecka eudajmonia'' samozbawienia się człowieka w tym co doczesne, a nie ustanowienie niedoskonałego z konieczności ładu i wątpliwego dobra, owego incertum bonum o jakim pisze w XIX księdze rzeczonego ''De Civitate Dei''. Skądinąd nie dziwi mnie takowe ''klasowe'' podejście społeczne u libków, bo nigdy dość przypominać, że pojęcie ''walki klas'' Marks zaczerpnął od liberałów właśnie, podobnie jak nienawiść do ''burżuazyjnego'' w jego optyce państwa, dlatego jedynie skończony korwinowy ignorant może utożsamiać socjalizm z etatyzmem. W końcu bodaj najważniejsze: jeśli prawdą jest, że głównym autorem reformy podatkowej firmowanej przez rząd PiS jest Piotr Arak, człowiek związany w przeszłości blisko z Michałem Boni z PO, wzięty dzięki temu w obronę przez ''Wybiórczą'', znaczy iż ''Polski Ład'' posiada glejt globalistycznej, w praktyce anglosaskiej głównie finansjery. Radzę obaczyć tak na szybko pierwsze z brzegu biogramy paru osób, zasiadających w radzie Polskiego Instytutu Ekonomicznego, któremu szefuje pan Piotr, takich jak Paweł Borys czy Rafał Stroiński - normalnie sami ''korposocjaliści'':))). I do takich ludzi z wieloletnim doświadczeniem w zarządzaniu ogromnymi funduszami publicznymi jak i prywatnymi startuje Mentzen, przy nich marny geszefciarz, który zbił kapitał na doradztwie w przekrętach podatkowych! Oto więc kolejny, który to już raz korwinowi kucerze zwalczają realny kapitalizm w imię liberalizmu ''szkoły austriackiej w ekonomii'', jaką fanatycznie wyznają. Przypomnę, że ''błędny rycerz wolnego rynku'' Mises, był wiecznym bieda-docentem na publicznych przeważnie uniwersytetach, zaś Keynes z powodzeniem zarządzał funduszami jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Cambridge, widać kto lepiej wyznawał się na realiach ekonomii i prawdziwego biznesu, a nie z kursów Sławka i Palikota za niecałe tysiąc zeta od łebka. Obaj pasożytują na wmawianiu obecnym proletom, że są ''mikroprzedsiębiorcami'' gnębionymi przez ZUS, podatki i politykę gospodarczą państwa, podsycając ich frustracje nierealnymi oczekiwaniami, by zbić na nich kapitał polityczny i finansowy.

Życzę więc sobie na Nowy Rok, aby Mentzen i jemu podobni liberałowie wylądowali z czasem tam, gdzie ich miejsce, czyli na śmietnisku historii. Dokładnie tak samo jak równie liberalny co do zasady Biedroń, lider ''lewicy'' którego idolami są Baal-cerowicz i Macron, ''socjalista'' z banku Rotszylda. W obliczu porażenia liberalną rzeżączką ideologiczną instynktów państwowotwórczych Polaków, zwłaszcza młodego pokolenia, nadziei upatruję paradoksalnie w masowym napływie migrantów ze Wschodu. Bowiem w krajach b. ZSRR i głębi Azji państwo cieszy się zwykle większym niż u nas szacunkiem, za wyjątkiem nielicznych obszarów jak Afganistan - półanarchiczny zlepek plemion i klanów pozbawiony przez to realnej podmiotowości, skazany na los gniazda bandyterki i terroryzmu destabilizującego sytuację w regionie. Nie mam żadnych złudzeń, iż przełoży się to na respekt przybyszy do Rzeczpospolitej i miejscowej ludności, raczej będzie wręcz przeciwnie jak z migrantami na Zachodzie. Niemniej następująca wskutek tego eurazjatyzacja Polski powinna wzmocnić tendencje etatystyczne na miejscu w dalszej perspektywie, tworząc zdecydowanie bardziej przychylną dla nich atmosferę niż dotąd. Zwyczajnie obecność tak dużej liczby społeczności obcych całkiem, wręcz wrogo nastawionych do anglosaskiego liberalizmu, brutalnie wymusi na reszcie Polaków zmianę dotychczasowej postawy wobec swego państwa, to więc nie kwestia wielkich słów i haseł, lecz czystej pragmatyki. Bowiem fakt, iż ktoś buntuje się przeciwko Łukaszence, lub Nazarbajewowi jak niedawno w Kazachstanie, nie znaczy jeszcze, że pragnie ''liberalnej demokracji'' jak chcą tego prozachodnie media, co i głosi ruska agentura odmiennie jedynie rzecz wartościując. Oczywiście mam świadomość, że LGBTarianizm poczynił również niemałe spustoszenie w umysłach wielu młodych Rosjan, Ukraińców, Białorusów, Gruzinów, Hindusów etc., czas pokaże jednak czy aż w tak znacznym stopniu, jak na przeżartym nim Okcydencie. O ironio, daleko posunięta rezerwa doń wcale nie musi równać się antyamerykanizmowi, gdyż USA przestają być na naszych oczach częścią tradycyjnie rozumianego Zachodu. Trudno jeszcze określić ledwo widoczne póki co zarysy nowego kształtu tegoż imperium, jakie kolejny już raz w swych krótkich, burzliwych za to dziejach ''zrzuca skórę'', ale na pewno w nikłym raczej stopniu przypominać będzie ono to, z czym zwykle je kojarzono. Nawet ''zachowawcze'' elementy w nim, aby przetrwać muszą w większym niż dotąd zakresie otworzyć się na doświadczenie Latynosów, Azjatów a nawet tych z potomków czarnych niewolników, którzy nie mają ochoty na bycie wiecznym ''pet nigga'' białych liberalnych elit, typu kanonizowany przez nie na ''świeckiego świętego'' Dżordżu Fleja. Tak więc mimo wszystko patrzę z niejakim optymizmem w przyszłość, my państwowcy musimy uzbroić się w cierpliwość, by przeczekać obecną recydywę liberalizmu, czego znamię stanowi lansowanie wespół z Mentzenem wyciągniętego z politycznej zamrażarki Palikmiota. Nie ma więc co popadać w rozpacz z powodu sukcesu Kucfederacji w krótkiej perspektywie, która dzięki głupocie PO-PiS-u ma realne widoki na zostanie trzecią siłą polityczną w kraju, lub na równi co najmniej z libkami od Hołowni oraz Biedronia. To zaledwie ''łabędzi śpiew'' tych skurwysynów z podanych przed chwilą powodów, wszakże nie ma co czekać biernie aż zdechną, lecz wspomóc dzieło zniszczenia rozwolnościowców napierdzielając w nich ile wlezie po internetach, choćby nawet w tak skromnym wymiarze, jak to niniejszym uczyniłem.

Na finał z dedykacją dla Mentzena parę cytatów z tekstu Konrada Rękasa o tym, jak to w istocie jest z ''polskością'' NBP i że pod żadnym pozorem nie należy jego polityki finansowej mylić z działaniami rządu, jak czyni to w swej ignorancji Sławek. Autor nie ustępuje w jadowitej prorosyjskości Korwinowi, lecz w przeciwieństwie doń jest keynesistą o zgrozo, stawiać jednak znak równości między tym, a politycznym zaangażowaniem na rzecz Moskwy, to jak wyprowadzać podobny wniosek co do wolnorynkizmu z admiracji dla Putina żywionej przez pana Janusza. Doprawdy wiele mogę zarzucać kucerzom i pedolibkom, ale utożsamianie ich z ''ruską agenturą'' ma akurat tyle samo sensu, co elektoratu PiS z ''hołotą przekupioną pińcset''. Korwinowy stulejarz Czeczko zdaje się potwierdzać, że coś tu jest na rzeczy, co jednak w takim razie powiedzieć o wspomnianym już Wilkoszu z sekty mormonów? Nie od dziś wiadomo, iż ma ona powiązania z CIA i jak sami jej członkowie przyznają, są nadreprezentowani w policyjnych agendach amerykańskiego państwa. Kto wie stąd, czy Karol nie pełni u boku Ozjasza podobnej roli, co onegdaj szef ''mormon mafia'' Frank William Gay w otoczeniu amerykańskiego potentata lotniczego Howarda Hughesa. Nie mnie oceniać czy ten lub ów jest i czyim agentem o ile w ogóle, sygnalizuję jedynie konieczność dystansu do takowych uproszczeń i epitetów, zrównywania czyjegoś zaangażowania ideologicznego ze szpiegostwem na rzecz danego kraju [ nawet w przypadku komunistów i ZSRR to nie zawsze działało ]. Tak więc bez zbędnych ceregieli przejdźmyż do krótkiego rysu historycznego Rękasa, na temat genezy neoliberalnego ''odpolitycznienia'' bankowości centralnej w PRL jeszcze i już za III RP, przecząc bredzeniu antyPiSowskiej opozycji jakoby Baal-cerowicz był ''pogromcą inflacji'':

''W lata 80-te XX wieku polski sektor bankowy wszedł z ledwie czterema działającymi podmiotami, przy czym pozycję i zakres działalności NBP najlepiej chyba używany wobec niego w literaturze termin „monobanku”. Wbrew jednak temu, co mówiono i pisano w materiałach politycznych zwłaszcza, a nie ekonomicznych – faktyczne zmiany w polskiej bankowości, nie wyłączając poziomu niezależności NBP zaczęły się właśnie w ostatniej dekadzie PRL. To wówczas m.in. osłabiono zależność prezesa Banku od ministra finansów wprowadzając jego powoływanie i odwoływanie przez Sejm na wniosek prezesa Rady Ministrów. A równocześnie jednak – sam kryzys finansowy pogłębiał się, do poziomu hiperinflacji uznanego za krytyczny. [...] Równolegle już w 1986 r. PRL stała się członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jednak pełna implementacja jego zaleceń zwłaszcza w odniesieniu do sektora bankowego – stała się możliwa dopiero po przekazaniu władzy tzw. demokratycznej opozycji, wspieranej także przez dominujący nurt PZPR. Eksperci IMF podkreślali przy tym, że program zaproponowany (?) Polsce pod patronatem George'a Sorosa i Jeffreya Sachsa został sformułowany na podstawie ogólnoeuropejskich doświadczeń z inflacją (i stagflacją) lat 80-tych. Datą graniczną dla jego rozpoczęcia był 1 stycznia 1990 r. [...] A to właśnie utrzymanie pozycji „monobanku” uczyniło z NBP w latach 90. instrument radykalnej polityki antyinflacyjnej kolejnych rządów. Zmiany o charakterze strategicznym przyniosła ustawa bankowa z 31 stycznia 1989 r. Istotną nowością było wskazanie głównych celów NBP: w szczególności „wzmacnianie polskiego pieniądza”, inicjowanie kierunków polityki pieniężnej i kredytowej oraz współdziałanie w kształtowaniu i realizacja polityki gospodarczej państwa. Zmiany instytucjonalne przyniosła z kolei nowelizacja z 1992 r. Dotyczyły one kadencji prezesa NBP (6 lat); powoływanego od tamtej pory przez Sejm na wniosek prezydenta i odwoływanego tylko w bardzo ściśle określonych, mało prawdopodobnych okolicznościach. [...] Jednak dopiero od 1993 roku w polityce NBP zaczęły dominować instrumenty rynkowe, a systemowe powiązanie polityki pieniężnej i celu inflacyjnego zostało zapisane ostatecznie w nowej ustawie o NBP z 29. sierpnia 1997 r. Regulacja ta, jak wówczas ogłaszano „wprowadziła w Polsce standardy UE”. NBP stał się już nie tylko w pełni niezależny, ale też przestał współodpowiadać za realizację polityki gospodarczej państwa – a w praktyce pod kierunkiem jednego tylko środowiska i jednej doktryny finansowo-ekonomicznej mógł podejmować dowolne działania przeciw państwowym strategiom rozwoju. Oficjalnie oczywiście zapisano to inaczej, wprowadzając zakaz finansowania deficytu budżetowego, a politykę pieniężną powierzono organowi kolegialnemu - Radzie Polityki Pieniężnej (RPP). Przepisy dotyczące struktury NBP wpisano także do konstytucji z 1997 r., starając się o zabezpieczenie ustrojowe przewagi czynnika bankierskiego nad politycznym. W praktyce ta zaburzona równowaga została w pełni wykorzystana pod rządami AWS-UW, kiedy to w pełni już utrwalono system, w którym państwo polskie utraciło realne instrumenty polityki emisyjnej, zaś „produkcją pieniędzy z brudnego powietrza” mogły już bez przeszkód zajmować się międzynarodowe korporacje bankowe, oczywiście pod czujną i czułą opieką samego prof. Balcerowicza, już jako szefa odnowionego NBP… [...]

Przyłączenie Polski do Unii Europejskiej 1. maja 2004 r. dla NBP oznaczało formalne włączenie do Europejskiego Systemu Banków Centralnych. Proces przekształceń instytucjonalnych NBP został zakończony, gdy z dniem 1 stycznia 2008 r. nadzór bankowy został przeniesiony do nowo powołanej Komisji Nadzoru Finansowego (w skład której wchodził Pion Nadzoru Bankowego) z udziałem prezesa NBP lub jego przedstawiciela. W praktyce jednak zmiana w niczym już nie naruszyła pozycji Banku nie tylko poza, ale i ponad polityką gospodarczą jakoś tam wdrażaną przez inne organy państwowe. W rzeczywistości więc, choć osiągnięcie pełnej niezależności instytucjonalnej zajęło prawie 20 lat, w praktyce NBP przez cały ten czas zachowywał niezależność funkcjonalną, a nawet w niektórych okresach dominował nad kolejnymi rządami, narzucając im bardzo restrykcyjny cel antyinflacyjny. [...] Przyczyną takiego stanu rzeczy jest większe zaufanie partnerów zagranicznych do polskiego sektora bankowego niż do polskiej polityki. Z drugiej strony NBP w latach 90. działał w warunkach dużej samodzielności funkcjonalnej, spowodowanej traumą hiperinflacji na początku tej dekady. Wspomnienie to wywoływało paraliż czynnika politycznego nie mniejszy niż telefony z wiadomych ambasad, zaś tak zwana reformatorska opinia publiczna, pozbawiona elementarnej świadomości ekonomicznej – łatwa była do podburzenia sloganami o „jedynie słusznej” i „naukowej” metodzie prowadzenia finansów państwa. Wciąż – z pistoletem inflacyjnym przy skroni. Gdy zaś przypomnimy, że druga fala inflacyjna została w rzeczywistości wywołana i utrzymana po 1990 r. najpierw polityką rządową Leszka Balcerowicza, a następnie wpływem jego i jego współpracowników także na decyzje NBP – wówczas uzyskamy obraz polskiej ekonomii rzekomo ratowanej przez tych, którzy sami na nią napadli. Nie dopowiadając ostatecznie celów całej tej operacji – łatwo można wskazać jej następstwa. W tym te strategiczne, jak wchłonięcie Polski do Unii Europejskiej, polskiej gospodarki w obręb obszaru gospodarczego Wielkich Niemiec, a polskiego sektora bankowego w struktury globalne, co w praktyce równało się jego unicestwieniu. W tej roli bankowość w III RP jest tylko elementem całościowego systemu, który zamiast państw prowadzi już obecnie politykę pieniężną, a także kontroluje i kieruje polityką finansową, tak globalną, jak i poszczególnych państw i organizacji międzynarodowych. Właściwie tylko w kategoriach konieczności zrealizowanych po drodze można też wymienić ponad dekadę zdominowaną przez okresy spowolnień gospodarczych, stępione tempo wzrostu, spadek dochodów ludności czy likwidację większej i bardziej złożonej produkcji przemysłowej, skutkujące strukturalnym bezrobociem, rozładowywanym poprzez emigrację zarobkową. A już jako detal dodajmy, że mające stanowić sam najważniejszy cel i motyw wszystkich tych przekształceń pokonanie inflacji trwało ponad dekadę, czyniąc całą operację najbardziej żenującym w przebiegu i katastrofalnym w skutkach „ratunkiem ekonomicznym” w dziejach. [...]  
 
Zupełnie nowym doświadczeniem dla badaczy, choć dla wielu z nich bynajmniej nie niespodziewanym – był wielki kryzys 2008 r. Samo załamanie nastąpiło w warunkach wysoko rozwiniętej niezależności instytucjonalnej i funkcjonalnej banków centralnych zainteresowanych krajów, na czele z FED i EBC, w tym oczywiście Polski. Oczywiście wszystkie te podmioty znalazły się wówczas pod dużą presją inflacyjną – a przy okazji stało się też jasne, że sama niezależność nie jest wystarczającym instrumentem, by się jej oprzeć. Przyczyną był przede wszystkim dług publiczny powiększany przez poszczególne rządy. Co najmniej równie ważne i brzemienne w skutkach okazało się jednak opisane wyżej przejmowanie funkcji kreacji pieniądza przez banki komercyjne i ich działalność kredytową, sprowadzającą się do tzw. luzowania ilościowego, odpowiadającego potrzebom wymuszanym przez poziom zadłużenia gospodarki światowej. Paradoks (?) polegał więc na tym, że impuls inflacyjny wyszedł nie (tylko) od strony rządów, przez ostatnie dekady sukcesywnie pozbawianych wpływu na politykę pieniężną – ale także, a może wręcz głównie od najważniejszego beneficjenta tego procesu, czyli globalnego systemu bankowości komercyjnej. Zaś znanym skutkiem tej niekontrolowanej podaży pieniądza z obu źródeł (rządowego i komercyjnego) jest wysoka i nie zawsze przewidywalna zmienność wszystkich parametrów rynków finansowych, która trwale zagraża światowej stabilności walutowej. [...] Kryzys 2008-2011 stanowi więc empiryczny dowód, że narzucany od lat 80-tych zestaw „pełna niezależność banku centralnego = skuteczna walka z inflacją” – był kłamstwem, mającym na celu odebranie państwom instrumentów kreowania polityki pieniężnej i przekazanie ich na wyłączność w ręce instytucji finansowych, działających w interesie i powiązaniu z międzynarodowym sektorem bankowym. Prościej – nastraszono inflacją konsumentów i ciułaczy, by móc dziś wywoływać ją na niespotykaną skalę w interesie finansjery i w momentach dla niej dogodnych czy koniecznych. [...] Proces uniezależniania się banków centralnych od rządów trwał kilkadziesiąt lat (w przypadku Polski - ponad 20 lat i nie został jeszcze zakończony). W tym okresie nastąpiło wyraźne już przeniesienie ciężaru polityki pieniężnej i finansowej niemal wyłącznie na banki centralne, których pozycja stała silniejsza niż samych władz państwowych. Okazało się to jednak nie tylko niewystarczające dla przeciwdziałania kryzysom finansowym, jak i nawet nie posłużyło trwałemu zatrzymaniu inflacji. Trudno więc dziś określić czy jakikolwiek inny mechanizm zapewniłby te deklarowane efekty, można jednak założyć, że następnym krokiem po uzyskaniu niezależności (od rządów) przez banki centralne – będzie zawarcie przez nie same coraz dalej idących powiązań, funkcjonalnie spełniających zadania globalnego rządu finansowego.''
 
- czy temu służy Nowy Ład zwany ''polskim'' nie mnie rozstrzygać, choć wydaje się wykazywać zadziwiającą zbieżność z programem ''Nowej Umowy Społecznej'' autorstwa Minouche Shafik, baronessy rodem z londyńskiego City... Jakub Wozinski wprost oskarża PiS o wcielanie globalistycznej agendy, tyle że to nie on pełnił jak wspomniana dama kierownicze stanowiska w czołowych instytucjach finansowych świata, stąd nie powinno być wątpliwości, kto się lepiej wyznaje tu na rzeczy. W każdym razie jeśli Glapiński niezależnie od rządu, lecz równolegle z nim faktycznie realizuje w kraju scenariusz dyktowany przez anglosaską finansjerę, doskonale musi orientować się w realiach ekonomicznych na przekór buńczucznemu pierdoleniu Mentzena, stąd to Sławek nie ogarnia podstaw a nie on! Gdyby więc powyższe okazało się prawdą, zasadne byłoby stawiać zarzut PiS co najwyżej, iż wbrew głoszonej niepodległościowej retoryce służy obcym interesom, a nie jakoby uprawia ''socjalistyczne rozdawnictwo'' na koszt miejscowych Januszy byznesu. No chyba, że wierzycie w korwinowe bzdury, iż najwięksi globalni kapitaliści to ''korposocjaliści'', a prawdziwym ''pszedsięmbiorcom'' jest dajmy na to ajent ''Żabki'', czy ktoś w podobie:))). Polacy dali sobie wmówić bazarkową wizję mikrokapitalizmu, bośmy nigdy jako naród nie posiadali naprawdę wielkiego kapitału, nadal jesteśmy w swej masie społeczeństwem post-chłopskim, stąd kapitalista kojarzy nam się z babą za straganem, albo żydowskim lichwiarzem, faktycznie pora skończyć wreszcie z tym nędznym kramarstwem - a czy Polski [?] Ład to sprawi czas pokaże. Jedyne zastrzeżenia jakie mam do przytoczonych wyżej uwag Rękasa, to iż podziela on zdaje się marksistowsko-liberalną wiarę w ''ponadnarodowość'' kapitału, której ja nie mam wyznaję. I nie idzie nawet o to, że pokaźna jego część jest własnością przedstawicieli określonej nacji, rasy i ''wyznania handlowego'' w jednym... Prywatyzacja kontroli nad globalnym kapitałem o jakiej wspomina niczego tu mym zdaniem nie zmienia, bowiem wciąż władzę nad nim dzierży ''głębokie państwo'' jak wskazuje na to choćby przykład wspomnianych wyżej cyberkorporacji. Cóż z tego, że państwo formalnie nie jest ich właścicielem, skoro żyją one głównie z zamówień rządowych, a w ich zarządach zasiadają i to często na kierowniczych stanowiskach politycy i funkcjonariusze takich czy innych tajnych służb lub armii? Chyba nawet Węglarczyk nie jest aż tak durny by wierzyć, iż Nord Stream to ''prywatne przedsięwzięcie biznesowe'', tylko łże w żywe oczy na cudze zlecenie cyniczna świnia. W każdym razie, podsumowując nasze uwagi: liczy się to jedynie, czy Polski Ład jak zapowiada rzeczywiście wprowadza porządek w patologicznym prawie podatkowym III RP, a nade wszystko faktycznie służy on naszym interesom narodowym, czy też jakimś innym, zupełnie nam obcym? A nie, iż jakoby ''hołota od pińscet'' żyje dzięki niemu na koszt miejscowych Januszy ekonomii, jak pierdolą korwinowe stuleje i wynarodowione POlactwo! Se przeczytajta chamy, że nawet wasz Adam Smith był za tym, aby bogatsi dorzucali odpowiednio więcej do wspólnej kasy, a chrzanienie w kontrze, iż szło mu tylko o płacenie za czynsz mieszkaniowy, stanowi doprawdy iście talmudyczne dzielenie włosa na czworo. Najważniejsze, że klasyk myśli liberalnej dopuszczał w ogóle możliwość obciążenia większymi opłatami zamożniejszych, a nie odrzucał ją z góry fanatycznie jak czyni to pedolibkostwo. Zresztą i tak nie jesteście na czasie, poczytajta se na dobranoc coś o ''ekofeministycznej księgowości'', to tak a propos też zapisanego ponoć w Polskim [?] Ładzie nakazu ''zwalczania dyskryminacji'' w miejscu pracy...