sobota, 12 października 2024

''Liban napadł na Izrael!''

...tak nieco złośliwie można by podsumować ton wypowiedzi krajowych mediów o trwającej właśnie bliskowschodniej rzezi. Cechujących się znajomą i jakże obmierzłą retoryką, iż Liban to ''państwo upadłe'', stąd na jego terytorium Izrael rzekomo powinien ustanowić ''strefę buforową'' [ a niby jakim to prawem? bo na pewno nie międzynarodowym! ]. Podobnie rzecz ma się w przypadku strefy Gazy i towarzyszącej jej od lat gadaniny, że Palestyńczycy to ''wydumana nacja'' - zapewne przez austriacki sztab generalny:). Widać skąd kacapstwo czerpie wzorce agitpropu, dlatego agresywny styl przywództwa Netanjachuja cieszy się takim poważaniem w krajach b. ZSRR z samą Rosją na czele. O ironio szczególnie wśród prawdziwych żydożerców jak Kwaczkow: ów rosyjski wojskowy, który do dziś nie może przeboleć, że nie udało mu się zabić Czubajsa z goryczą wyznał, iż gdyby na miejscu Putina był izraelski polityk kazałby rzucić bomby na świeżo obranego szefa NATO, grzebiąc go pod ruinami wraz z Zełeńskim. Niebaczny na prawo międzynarodowe, dokładnie jak Netanjachuj wydając rozkaz likwidacji Nasrallaha i spółki z siedziby ONZ, demonstrując tym jawnie swą pogardę dla uniwersalistycznych zasad na jakich rzekomo opiera się ''wolny świat''. Na groteskę stąd zakrawa, że i w ukraińskich mediach dominują podobne bzdury, acz na szczęście przybywa i tam ludzi zdających sobie sprawę, iż akurat w ich wypadku poparcie dla agresji zbrojnej przeciw Libanowi, czy też mordowania palestyńskich cywilów wygląda na wprost samobójczą chujnię. Tym bardziej, że w porównaniu z rozpierdolem czynionym przez świniorusów w Wuhłedarze, Bachmucie czy Wołczańsku strefa Gazy nadal przypomina całkiem cywilizowane miejsce. Niezależnie od wszystkich zasadniczych różnic wobec bliskowschodniej specyfiki, boć Hamas i Hezbollah to faktycznie terroryści, ale zwalczanie ich syjonistyczny reżim traktuje najwidoczniej jako pretekst ledwie dla równania gruntu pod ''Wielki Izrael''. Nie jest to żadna ''antysemicka konspirologia'', gdyż otwarcie mówią o tym czołowi żydowscy politycy, jak choćby Bezalel Belial Smotrycz, który nie kryje wcale, iż misją jego życia jest wyrugowanie Arabów z Palestyny i niedopuszczenie do powstania na jej terytorium ich państwa. Owszem, stanowi to jedynie i tak łagodną wersję bezwzględnego segregacjonizmu panującego w arabskich i ogólnie muzułmańskich krajach, stosowanego przez tamtejsze władze wobec grup ludności uznanych za ''niewiernych'', czy z takich lub innych powodów ''gorszych'' przez rządzące kliki. Wszakże dowodząc tym samym, iż Żydzi powróciwszy do swej historycznej ojczyzny stoczyli się ku barbarzyńskiemu trybalizmowi, jaki legł u podstaw ich tożsamości. Dlatego mylą się fundamentalnie zarówno lewacy upatrując w Izraelu jakowegoś przejawu ''kolonializmu Zachodu'', co i prawacy widząc w nim z kolei jego rzekome ''przedmurze''. Tymczasem jest to kolejne semickie ''gejsudarstwo'' władane prawem plemiennej vendetty, które najostrzejszy wyraz znalazło w starotestamentowym jahwizmie, a nieco mniej surowej postaci i Koranie, tyle że zamiast łuków i dzid posługujące się najbardziej zaawansowaną technologicznie bronią, wszak zasada pozostaje taż sama co za czasów biblijnego Saula. Bez złudzeń, państwa i narody czerpią rację swego istnienia nie z prawa lecz siły, sęk w tym jednakże, iż jeśli nie ma dla niej żadnych ograniczeń świat poczyna zamieniać się w realną dystopię, chaos permanentnej wojny każdego z każdym [ i każdą ]. Dlatego obecne przywództwo Izraela dewastując tak bezczelnie ład międzynarodowy nie tylko w regionie, działa przez to świadomie lub nie w interesie Kremla, faktycznie legitymizując dokonany przezeń zabór Krymu i Donbasu. Uznanych prawnie terytoriów Ukrainy, w tym również władze Rosji w swoim czasie, czym one same pogardziły stawiając na prawo pięści, stąd jedynie mentalny gównojad bez wyobraźni może w naddnieprzańskim kraju usprawiedliwiać agresję zbrojną żydowskich gangusów na swych sąsiadów, cokolwiek by o nich sądzić.

Pojmuję jeszcze takiego Portnikowa, skoro jest zeń judeopedał, ale że podobne zaślepienie izraelską narracją dotyka cenionych przeze mnie dotąd dziennikarzy, o których w tym miejscu nieraz wspominałem, jak Roman Cymbałuk czy Janina Sokołowa, budzi już mój najwyższy niesmak. Ponieważ jednak najbliższa koszula ciału, więc nie kryję do napisania niniejszego tekstu zmotywował mnie totalny wkurw na wielu przedstawicieli rodzimej prawicy, z jaką nadal mimo wszystko jakoś się identyfikuję. Mowa o takich zasłużonych niewątpliwie postaciach, jak Magierowski czy Cenckiewicz, który wprost spuszcza się z entuzjazmu nad Izraelem. Dowodząc tym samym, iż na równi z autentycznymi onucowcami serio traktuje ''antysyjonistyczną'' ściemę rosyjskiej propagandy. Tymczasem wygląda na to, że za dokonany przez izraelską armię pogrom dowództwa Hezbollahu odpowiada wyciek informacji od kacapskiej ''razwiedki'', mniejsza świadomy już czy nie. Otóż irańskie media nastawione opozycyjnie wobec reżimu ajatollahów donoszą, iż szyicka milicja padła ofiarą swego zaangażowania militarnego w niedawnej syryjskiej wojnie domowej. Musiała w tym celu gwałtownie powiększyć szeregi bojowników, luzując siłą rzeczy ostre dotąd wewnętrzne mechanizmy kontroli, co uczynić ją miało podatną na infiltrację przez izraelskie szpiegostwo. Ponoć najbardziej jednak zaszkodziło Hezbollahowi nawiązanie ścisłych relacji z bezpieką Asada i zaangażowanymi po jego stronie Rosjanami, gdyż ci jakoby podlegali ''regularnemu monitoringowi'' amerykańskiego wywiadu, cokolwiek to u diabła znaczy. Wiele jednakże wskazuje, iż samo kacapstwo z rozmysłem mogło sprzedać libańskich szyitów izraelskim gudłajom, bo mimo oficjalnej współpracy zbrojnej z Iranem, Moskwę oraz Tel Awiw nadal łączy ciche porozumienie względem sytuacji w regionie. Nie pozostawia co do tego najmniejszych złudzeń Awigdor Eskin - żydorus i zajadły judeoczarnoseciniec, represjonowany przez sowieckie władze późnego ZSRR za swój syjonistyczny aktywizm. Acz złośliwe języki sugerują, że już wtedy miał zostać kapusiem radzieckiej bezpieki, w każdym razie po przymusowej migracji do ''historycznej ojczyzny'' przodków podejrzanie szybko został izraelskim agentem wpływu. Zaangażowanym w montowanie prosyjonistycznej koalicji wśród skrajnej prawicy tak w USA, na czele z ówczesnym z amerykańskim kongresmenem Jesse Helmsem  [ białym suprematystą i masonem ], jak i decydentów południowoafrykańskiego reżimu apartheidu. Do dziś zresztą podaje przykład RPA, jako negatywny wzorzec dla Izraela okazujący co stanie się z krajem, gdy zrezygnuje z segregacji etnicznej i rasowej oddając władzę lewicy... Nie dziwi stąd, iż po rozpadzie Sowdepii powróciwszy do Rosji nawiązał bliskie relacje z neoczarnosecińcami Rogozinem i Duginem, z ostatnim łączą go również okultystyczne ciągoty, gdyż Eskin nie kryje swego zamiłowania do kabały [ albowiem wszelka gnoza z zasady jest domeną tajniaków ''wtajemniczonych'' ]. Dlatego obłożył magiczną ''klątwą śmierci'' Icchaka Rabina, izraelskiego premiera zamordowanego później przez żydowskiego fanatyka, czym do dziś chełpi się żałując jedynie, iż nie zrobił tego wcześniej. Oczywiście ów koszerny świniorus występował otwarcie przeciw Polsce w głośnym przed kilku laty sporze o prawdę dziejową, udzielając w tym celu wywiadu Swiridowowi, oskarżanemu o szpiegostwo kacapskiemu dziennikarzynie, gdzie zgodnie podkreślali, iż jeśli idzie o rzekome ''wypaczanie historii Rosja i Izrael wykazują solidarność''. Wspierał również na Ukrainie promoskiewskie stronnictwo Janukowycza, stąd nie dziwi fakt zasiadania przezeń za jednym stołem z byłym kagiebistą, jak i księdzem Zaleskim podczas ''antybanderowskich'' konferencji w Kijowie, będzie z prawie 15 lat temu. Urządzał także demonstracje poparcia dla morderczej pacyfikacji Czeczenii w samym Izraelu, pracując gorliwie na miano czołowego lobbysty rosyjskich interesów wśród tamtejszej skrajnej prawicy, nijakiej ''rusofobii'' nie można mu więc zarzucić:).

Paradoksalnie stąd należy zawierzyć słowom owej kanalii, gdy wskazuje na izraelsko-rosyjskie porozumienie w sprawie regionalnego bezpieczeństwa, bo najwidoczniej wie o czy mowa. Nade wszystko rzecz tyczy Syrii, gdzie kacapstwo zabezpiecza przed islamistami ''państwo położone w Palestynie'', ale także stanowi jednego z głównych dostawców paliw dla kraju, napędzających min. izraelskie czołgi miażdżące arabskich bojowników w strefie Gazy czy Libanie. Podobnie sprawa ma się z diamentami, jakimi obrót zajmuje istotną pozycję w izraelskiej ekonomii, zaś samoloty pasażerskie regularnie kursują do Rosji i z powrotem, niebaczne nawet na próbę żydowskiego pogromu w Dagestanie, gdzie tłum muzułmanów gonił po terenie tamtejszego lotniska żądny odwetu za pacyfikację arabskich współwyznawców. Owej cichej zmowy nie nadwyrężył stąd niedawny atak Izraela dokonany tuż pod nosem Rosjan, na położony jakoby w pobliżu ich syryjskiej bazy wojskowej skład z irańską bronią dla Hezbollahu. Żadna to sensacja zresztą, bo podobne miały tamże miejsce już znacznie wcześniej, choćby jeszcze w 2018 roku asadowska obrona powietrzna odpierając uderzenie izraelskich myśliwców bojowych, omyłkowo ponoć zbiła rosyjski samolot zwiadowczy zabijając przy tym 15 kacapów. Mimo oczywistego afrontu i zbrojnej prowokacji Putin jednak zbył to, nazywając oficjalnie ''splotem tragicznych i przypadkowych okoliczności'', choć Kreml nie miał podobnych obiekcji, by w tym samym czasie oskarżyć USA, iż stały jakoby za atakiem dronów na rzeczoną bazę w Syrii. Również i teraz nie słychać jakoś o jego głośnych protestach z tego powodu, poza zwyczajowym ujadaniem moskiewskiej propagandy, także sojusznicza tyrania Asada dziwnie niemrawo reaguje na panoszenie się armii i wywiadu ''syjonistycznego reżimu'' w swym dominium. Albowiem wygląda na to, że ewentualna wojna Izraela z Iranem leży w interesie putinowskiej Rosji, gdyż niechybnie zrujnowałaby ajatollahom infrastrukturę wydobywczą na jakiej trzyma się kraj, powodując gwałtowną zwyżkę cen ropy w międzynarodowym obrocie paliwami. Co niewątpliwie poratowałoby kulejący rosyjski budżet, zapewniając napływ brakujących z wolna środków na dalsze prowadzenie morderczej agresji przeciw Ukrainie, dając tym samym Kremlowi zwycięstwo. Tłumaczyłoby to dość spolegliwe i otwarte mimo wszystko na negocjacje stanowisko Trumpa, a zwłaszcza jego vice wobec moskiewskich władz, gdyż stoi przecież za nimi izraelskie lobby, jak i równie prosyjonistyczne stronnictwo libertariańskich ''autorytarian'' na czele z Thielem i Muskiem, reprezentujące część amerykańskiego ''deep state''. W tym zapewne kryje się sekret ''syjonofilskiej osi zła'': MAGA-Izrael-Rosja, dopiero też na owym tle pojąć można antykacapski wkurw Ahmadineżada - byłego prezydenta Iranu i zaciekłego wroga żydowskiego państwa, którego nie sposób posądzić o sympatię dla Zachodu. Wszakże potępił on gwałtownie najazd rosyjskich wojsk na Ukrainę, nazywając Putina po imieniu ''narcystycznym tyranem'', pozwalał sobie również na otwartą krytykę zbrojnej pomocy udzielanej Moskalom przez ajatollahów, czego nie mógłby czynić bez wsparcia jakiejś frakcji irańskiego ''głębokiego państwa'', dzięki czemu do dziś jest żyw. Oczywiście, Teheran dostarcza jako się rzekło drony Rosjanom, którymi ci bombardują potem Ukrainę, ale zarazem nie było przypadkiem, że kontrolowani przez ''strażników rewolucji'' jemeńscy Huti dokonali całej serii ataków na tankowce z rosyjską ropą. Bowiem żaden bodaj inny kraj nie bruździ tak Rosji na światowym rynku paliw co właśnie Iran, do tego jeszcze pomagając północnosudańskiej juncie zwalczać rebeliantów wspieranych przez Kreml i to wespół z zaangażowanymi w ów konflikt ukraińskimi komandosami! Owszem, powtórzmy to z naciskiem: Iran i Ukraina de facto wspólnie toczą bój przeciw Rosjanom w Afryce, podczas wojny jaką reszta świata ma głęboko w dupie, zwłaszcza lewacy tak gardłujący w obronie palestyńskich Arabów, gdyż nie sposób winić o nią Zachód. Bo jedynie czarni islamiści wyrzynają się tam wzajem, wspierani co najwyżej przez inne muzułmańskie państwa - poza wymienionymi na stronie junty stoi jeszcze Egipt, zaś rebeliantom dają także pieniądze i broń Zjednoczone Emiraty.

Żaden to dowód, iż jakoby ''nie wszystko takie jednoznaczne'', wręcz przeciwnie - linia frontu jest teraz bardzo ostra, sęk w tym że przebiega w poprzek znanych nam dotąd podziałów, w które mimo tego większość ludzi nadal desperacko próbuje ją upychać. Dotykamy fundamentalnego problemu o jakim traktował poprzedni tekst, przypomnijmy iż mowa o prawdziwej przyczynie wojny na Ukrainie, jaką na pewno nie jest wydumana ''ekspansja NATO''. Idzie natomiast o fakt, iż obecny ład międzynarodowy zbudowano na absurdalnym łgarstwie, że ZSRR nadal istnieje a jego rolę pełni teraźniejsza Rosja, co gorsza zaś reszta świata tylko ją w tym utwierdza, tak Zachód co i kraje ''globalnego południa'', każde z nich jedynie na swój sposób. W tym należy upatrywać źródła nadmiernej spolegliwości wobec Kremla takich zimnowojennych dziadów, jak Biden co i niestety Trump, ale i polityków młodszego pokolenia typu Sullivana, Vence'a a nawet biznesmenów pokroju Muska. Dla ostatniego Rosja najwidoczniej wciąż jest potęgą dysponującą bogatym doświadczeniem w eksploracji kosmosu, tym jeśli już go ''kupiono'' nie zaś forsą jakiej ma aż nadto, wszakże ostawmy myślenie życzeniowe elit Okcydentu co do Moskali, gdyż o tym jako się rzekło była już mowa. Teraz zaś wypada przyjrzeć się równej ślepocie, jaka cechuje dawny ''Trzeci Świat'' a szczególnie muzułmanów, oraz wspierających ich zachodnich lewaków, którzy pomstując na Izrael czy USA milczą zazwyczaj o zbrodniach wojennych rosyjskiej armii w Syrii, jaka zabiła tam znacznie więcej arabskich kobiet i dzieci, niż czyni to obecnie żydowskie wojsko w strefie Gazy. Wprawdzie amerykański rząd nie firmował owych masakr, mogli jednak wywrzeć presję nań tłumnymi demonstracjami jak teraz w sprawie Palestyny, by wymógł z kolei na Moskalach zaprzestanie mordów wyznawców islamu, w imię obrony heretyckiej dla większości z nich tyranii alawitów. Nic wszakże takowego nie miało miejsca, do dziś bowiem świat arabski powszechnie upatruje w Rosji znanego mu ZSRR, jako antykolonialnej potęgi i sojusznika w rozprawie z Zachodem a nade wszystko znienawidzonymi ''syjonistami''! Przez co głupio posądza Ukraińców o jakoby walkę w interesie USA czy Zełeńskiego, jak z goryczą przyznawał otwarcie Sajid Ismagiłow - tatarski mufti z Donbasu, czynnie przeciwstawiający się moskiewskiej agresji na swój kraj w szeregach armii. Musiał stąd cierpliwie tłumaczyć muzułmańskim współwyznawcom z dalekich stron, iż podobne brednie wywołałyby jedynie gromki śmiech u jego towarzyszy broni, a pewnie i posłaliby w diabły głoszącego je durnia. Tak więc jak widać niezrozumienie panujące między Ukraińcami a światem arabskim jest obustronne, wszakże na szczęście przybywa tu jak i tam pojętnych jednostek, które zdają sobie sprawę z wzajemnej politycznej zależności, przy wszystkich zasadniczych różnicach kulturowych, religijnych etc. Czas im sprzyja, gdyż wygląda na to, że lada moment nie tylko bliskowschodni muzułmanie mogą znaleźć się w sytuacji Ormian, strasznie rusofilskich do czasu aż poczęły im lecieć na głowy rosyjskie rakiety sprzedane przez Kreml Azerom [ nie mówiąc już, że czarny scenariusz zdarzeń przewiduje rozbiór Armenii siłami Turcji i Azerbejdżanu a za przyzwoleniem Moskwy, więc nie było co płakać po księdzu Zaleskim ]. 

Albowiem przypomnijmy ''antysyjonistyczna'' propaganda Rosji kryje jej zmowę interesów z Izraelem, stąd postępowanie wobec Libanu i zwłaszcza Iranu tak amerykańskich Republikanów, jak i Demokratów jest na równi podłe a to co jawnie głosi Trump po cichu czyni administracja Bidena. Konkretnie zaś jego podwładni Brett McGurk [ zaangażowany onegdaj mocno w zwalczanie tzw. ''państwa islamskiego'' ], oraz Amos Hochstein [ spec od globalnej energetyki, służący za młodu w izraelskiej armii ]. Oni to ponoć w imieniu dogorywającego Bidena dali zgodę Netanjachujowi na jego bezprecedensowo agresywną politykę, dość rzec iż ledwie dzień po wizycie ostatniego z wymienionych jankeskich decydentów w Izraelu doszło do ataku na Hezbollah wybuchowymi pagerami. Rzecz jasna oficjalnie był on tam z misją ''ostrzeżenia przed możliwymi konsekwencjami eskalacji w Libanie'', ale jeśli brać to na serio USA są w takim razie faktycznie upadłym mocarstwem, bez kontroli już zupełnie nad swym rozbestwionym całkiem ''bliskowschodnim sojusznikiem''. Niczym słaby ojciec pozwalający zdegenerowanemu synowi trwonić majątek na dziwki i narkotyki, a takim w istocie Biden jest, wszak przenoszenie patologicznych stosunków rodzinnych na grunt polityki międzynarodowej stanowi istny horror! Dlatego narasta bunt ''syjonofobicznej'' frakcji amerykańskiego ''deep state'' wobec usidlania ich kraju zupełnie niepotrzebną mu wojną na Bliskim Wschodzie, odciągającą uwagę i środki od kluczowej teraz dla Stanów Zjednoczonych rywalizacji z Chinami, a przy tym sprzyjającą jeszcze interesom Rosji. Świadczy o tym choćby deklaracja Leona Panetty, byłego szefa CIA za Obamy, który bez ogródek nazwał rzeczony atak na pagery Hezbollahu ''aktem terroru'', o potencjalnie nieobliczalnych konsekwencjach dla rynku nowoczesnych technologii [ kto wie bowiem, jaką krzywdę wyrządzić można byle smartfonem? ]. Co gorsza, bidenowa administracja jawnie lekceważy stanowisko agend własnego rządu, na czele z Pentagonem czy Departamentem Stanu oponujących przed angażowaniem USA w narastający konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie. Trudno im się dziwić, że oburza ich fakt łożenia przez amerykańskiego podatnika na zbójeckie państwo pod władaniem żydowskiego Putina, który podobnie jak rosyjski tyran myli się fundamentalnie co do własnych rachub politycznych, a mimo to brnie w nie ze ślepym uporem i bez względu na góry trupów, jakie to ze sobą niesie. Bowiem uzasadniona nienawiść, jaką libańscy chrześcijanie żywią wobec Hezbollahu nie sprawia jeszcze, by podobało im się rujnowanie ich miast i wiosek przez izraelskie bomby, do tego kiedy pomni są wciąż, jak syjoniści porzucili ich w ostateczności na pastwę muzułmańskich fanatyków, obciążając przy tym winą za także własne zbrodnie wojenne podczas uprzedniej okupacji kraju. Tym bardziej jeśli rzecz tyczy Iranu, gdzie nie brak zaciekłych przeciwników teokratycznego reżimu, co wcale nie znaczy, iż pragną zaraz ''wyzwolenia'' przez żydowskie państwo wespół z USA, boć są świeckimi nacjonalistami albo lewicowymi patriotami swej ojczyzny. Na tym właśnie połamał sobie zęby Putin i jego zbrodnicza armia, byłoby więc skrajną głupotą ze strony Amerykanów popełnić ten sam błąd, a do tego właśnie nawołuje rzekomo ''antywojenny'' Trump, czyniąc tak pospołu z wrogim mu niby Bidenem! Dlatego jeśli Kamallah przegra jednak wybory, będzie to zawdzięczać prędzej własnemu obozowi politycznemu, acz i ona sama w to brnie mizdrząc się do córeczki Dicka Cheneya, którą Trump celnie skądinąd nazwał ''głupią podżegaczką wojenną, jaka chce tylko strzelać rakietami po ludziach''. Oczywiście nie przeszkodziło mu to poprzeć na jednym oddechu możliwych bombardowań przez Izrael samego Iranu, taki zeń ''jastrząb pokoju'', ale z facetem generalnie jest coraz gorzej, ewidentnie zdziadział od czasu swej pierwszej kadencji co widać, gdy już nie może korzystnie prezentować się na tle dementa Bidena. Dlatego zapewne ''syjonofilska'' a przy tym i ''putinolubna'' frakcja jankeskiego ''deep state'' liczy po cichu, iż w razie reelekcji byłego prezydenta będzie mogła go z czasem odsunąć od realnej władzy na rzecz swego agenta Vence'a. O ile wprost nie ustroi mu kolejnego zamachu, tym razem udatnego, przejmując po nim stery rządów, jak miało to miejsce wskutek śmierci Johna F. Kennedy'ego...

W każdym razie pewnym jest, iż niezależnie kto zwycięży w obecnych wyborach na prezydenta - lub ''prezydentynię'' - USA, kraj będzie mocno podzielony także jeśli idzie o struktury jego ''głębokiego państwa'', zaś sama władza ciążyć ku autorytaryzmowi obojętnie w jakim wydaniu. Zaraz wojny domowej z tego raczej nie będzie, prędzej ostry konflikt wewnętrzny jak z okresu kontrkultury, nas jednak tutaj interesują jego skutki w polityce zagranicznej szczególnie dla Polski, a te nie rysują się zbyt wesoło niezależnie jaka z opcji politycznych weźmie górę za oceanem. Pora to sobie uświadomić właśnie, by nie histeryzować kiedy wyczekiwany jankeski ''mesjasz'' poniesie wyborczą porażkę, lub nie okaże się takim jakim chcielibyśmy go widzieć. Dotyczy to w równym stopniu Trumpa co i Harris, bo jeśli w przypadku jej obioru następcą Jake'a Sullivana nie zostanie wspominany w poprzednim tekście na stronie Philip Gordon, ale ktoś w typie Hochsteina dajmy na to, lub obecnego szefa CIA faktycznie może być nawet gorzej niż za obamowego ''resetu''. Z kolei gdyby to jednak były prezydent USA przemógł, mianowanie przezeń Sekretarzem Stanu na ten przykład Sebastiana Gorki dawałoby szansę przeciwwagi dla wpływów osobników pokroju Vence'a. Co prawda kompetencje wiceprezydenta w polityce zagranicznej formalnie są żadne, jednakże obecne amerykańskie wybory charakteryzują się bezprecedensowym wzrostem znaczenia owej dotąd raczej czysto tytularnej funkcji, więc cholera wi jak to by wtedy z nim było, zwłaszcza wiedząc o kryjących się za jego plecami libertariańskich ''autorytarianach'': Thielu i Musku. Cóż obaczymy, wszak wypada nam jeszcze powrócić do kluczowej tu relacji islamu i Rosji, gdyż od niej zależeć będzie w dużym stopniu dalszy rozwój dziejowych wypadków, dotyczący również pośrednio i Polski. Nie wygląda ona z naszej perspektywy zbyt obiecująco uprzedzam, lecząc z iluzji ''prometeizmu'' tj. rozpadu Kacapii po szwach etnicznych i religijnych. Żadnych złudzeń pod tym względem nie pozostawia wspomniany Ismagiłow, którego do uzasadnionej wściekłości doprowadza konfrontacja z tatarskimi pobratymcami w rosyjskich mundurach, jacy zostali jeńcami ukraińskiej armii. Otóż nader często uznają się nie tyle za Rosjan, co wprost... Ruskich, nawet jeśli sami nadal praktykują islam i zwyczaje przodków! Bowiem ''kacap'' to nie nacja ani nawet rasa czy religia, ale stan umysłu, dlatego może stać się nim zarówno Polak, Niemiec, jak i Kałmuk a choćby i Murzyn. Afrykańskie korzenie nie przeszkodziły Puszkinowi w zostaniu czołowym ideologiem rosyjskiego imperializmu, którego wierszydłami posługuje się on do dziś dnia, by uzasadnić swą zaborczą politykę. Dowodem owej wszystkożerności mentalnego kacapstwa jest także Roman Silantiew, główny obecnie ''islamożerca'' kraju, rodem pono z ugrofińskich Mordwińców, jak i patriarcha Kiryłł/Gundiajew/Michajłow. Zapewne dlatego promuje on gorliwie współplemieńca na pierwszego ''eksperta'' moskiewskiej cerkwi i znawcę muzułmaństwa. Silantiew zaś od lat głosi, że krajowy islam ma być podporządkowany rosyjskiemu prawosławiu nie jako religii, lecz czysto politycznemu kultowi ''samodzierżawnej'' władzy [ toż samo z buddyzmem, oraz innymi wyznaniami Kacapstanu ]. Z funkcjonariuszami bezpieki w szatach duchownych i teologów, co jawi się pożądanym przez Moskali ideałem, do czego dążą oni z całych sił. Przyznaje to nawet taki rosyjski kolaborant z Ukrainy, co wielokrotnie tu już wspominany Igor Dmitriew, choć wcześniej oburzało go zrównywanie moskiewskiej cerkwi z Łubianką. Skądinąd on również dowodzi ponadetnicznego charakteru kacapstwa, jako Bułgar z Odessy wedle swych deklaracji, acz nie krył żydowskiego pochodzenia babki, niech mu będzie jednak, iż zeń ''Makedończyk''. Wszakże mimo politycznego ubezwłasnowolnienia znalazło się w Rosji kilkuset prawosławnych duchownych, którzy czynnie wystąpili przeciw wojnie z Ukrainą, natomiast wśród tamtejszych muftich uczynił to bodaj tylko jeden... inni natomiast posłuszni władzom ogłosili ją ''dżihadem''.

Tak więc rosyjskie muzułmaństwo jest w swej masie bezwolne, a klanowo-plemienny charakter większości tworzących je ''dżamaatów'' uniemożliwia mu realne zagrożenie strukturom kremlowskiej tyranii. Wahhabizm zaś przenikający na teren kraju nie jawi się zbyt pożądaną alternatywą [ oględnie zowiąc ], bo jego nieuchronna w obliczu islamizacji Rosji fuzja z kacapskim despotyzmem byłaby czymś wprost upiornym! Nade wszystko jednak po jaką cholerę owe ''diaspory'' etniczne i religijne miałyby położyć kres rosyjskiemu ''gejsudarstwu'', skoro ono już teraz jest mocno w ich posiadaniu? Przenikają bowiem w nie, same niezdolne do stworzenia instytucji gwarantujących własną suwerenność, czemu sprzyja wspomniany multietniczny i ponadkonfesyjny charakter kacapstwa. Świadectwem głośna ostatnio, zaciekła rywalizacja dwóch kaukaskich mafii powiązanych z Kremlem o ''Wildberries'' - rosyjski ''Amazon'' na miarę tamtejszych możliwości. Otóż jego właścicielką była do niedawna Tatiana Bakalczuk, acz słowiańskie imię i nazwisko może wywołać konfuzję w porównaniu z jej wyglądem, gdyż panieńskie brzmi Kim. Wywodzi ona bowiem swój ród z mniejszości poradzieckich Koreańczyków, była takowa za ZSRR, do tego jeszcze urodzona w Groznym, obecnej stolicy Czeczenii. Ponieważ ma bogatego krewniaka, który odgrywał istotną rolę w stołecznym merostwie za Łużkowa, ów sypnął kasą na rozruch interesu rodaczki wraz z mężem, jakiego nazwisko skądinąd wskazuje na tegoż ukraińskie pochodzenie. W każdym razie przedsięwzięcie Bakalczuków mimo z pozoru gigantycznego rozrostu, czerpało zysk ostatnio głównie z nieszczęsnych franczyzobiorców, jacy dali się naiwnie wciągnąć w ten szemrany biznes, tudzież zleceń kompanii reklamodawczej Russ. Posiadaczem owego arcyruskiego z nazwy interesu jest Sulejman Kerimow, rodem z południowodagestańskich Lezginów, który jak przystało na ''wszechrosyjskiego'' decydenta przetransferował większość zgromadzonego kapitału za ocean, nad którym mimo sankcji kontrolę sprawują nadal członkowie jego nader rozgałęzionego klanu. Zapewne sięgnął łapskami w ów niedochodowy biznes, jaki obecnie stanowi Wildberries, gdyż potrzebny mu jest szeroki obrót gotówkowy do mętnych operacji finansowych, dlatego wstawił do zarządu firmy swoich ludzi braci Mirzojan. Ormian urodzonych w stolicy Gruzji Tbilisi, więc ''ruski mir'' jak skurwysyn, a by tego było mało jeden z nich miał nawiązać romans z panią Bakalczuk [ de domo Kim ], rozbijając zgodne dotąd i wielodzietne małżeństwo. Ponieważ zaś wielki biznes nigdzie na świecie, a zwłaszcza w Rosji obyć się nie może bez ścisłych kontaktów z władzą, stąd Kerimow zadbał o serdeczne więzi z obecnym szefem prezydenckiej administracji Putina, niejakim Wajno. Estończykiem z pochodzenia, potomkiem tamtejszych prominentnych komuchów, jacy ze służby sowieckiej Rosji uczynili sposób na swe życie i robienie kariery, a wnuk ów kacapski szlak kontynuuje. Imć Bakalczuk więc orientując się, że kaukaska mafia z chodami na Kremlu chce mu skraść rodzinny biznes, zwrócił się do podobnej tj. czeczeńskiej. Kadyrow rzecz jasna potępił ''szejtany'' rozbijające cudze rodziny, obiecując zrobić z nimi porządek znanymi sobie metodami, czyli wpierdolem i zabójstwami. Draka stąd nie mogła skończyć się inaczej, jak najazdem biur ''Wildberries'' ledwie kilkaset metrów od Kremla, dokonanym przez Bakalczuka w licznej obstawie Czeczeńców. Napotkali tam podobną tyle że z Inguszetii nasłaną przez Kerimowa, w efekcie jak to ''czornożopcy'' poczęli nakurwiać się i wreszcie strzelać między sobą, przez co zginęło kilku ochroniarzy przeciwstawiających się kadyrowcom. W tym ceniony wśród Inguszów mistrz walk MMA, wywołując rzecz jasna ich tłumne demonstracje wymierzone w Czeczenów. Brazylijska telenowela w kaukaskim wydaniu skończyła się na dniach tym, iż Kadyrow ogłosił publicznie ''krwawą pomstę'' swym kaukaskim wrogom, brużdżącym mu w przejęciu lukratywnego biznesu ''Wildberries''. Nie przez jego obroty przypomnijmy, lecz możliwe korupcyjne schematy dobre na ''czarną godzinę'', stąd najwidoczniej kremlowskie ''baszty'' zaciekle walczą między sobą o finansowy dupochron, co świadczyłoby o ich ostrym pożarze w tyłku dowodzącym rychłego końca.

Bynajmniej samej Rosji, a tylko jej obecnej postaci, acz życzyłbym sobie przynajmniej dekady jeszcze nierządu Fiutina, by kacapię pogrążyć do reszty. Albowiem w praktyce z jego rozkazu Rosjanie derusyfikują Ukrainę, poniekąd zaś i samą ''Moskowię''. Żadni Amerykanie ni wojska NATO nie byliby w stanie tak obracać w perzynę całych miast ze znacznym odsetkiem prorosyjskiej ludności, co sama rosyjska armia, z perspektywy ''kacapofoba'' zacna robota! Nie to, bym kibicował owym masakrom, ale jest coś z okrutnej ironii losu w stawianiu radzieckich sztandarów na kupie zdobycznych gruzów posowieckiego przemysłu... W gruncie rzeczy Rosja czyni na Ukrainie to, czego sama doświadcza acz mniej drastycznym sposobem, nie tyle rozpadając się co zapadając w sobie i kurcząc pod każdym względem. Zapewne więc wyjdzie z owej wojny mocno poobijana i być może nawet nieco okrojona terytorialnie, za to bardziej zwarta wewnętrznie i  jadowicie autorytarna. Przy czym ewentualna utrata przez nią części ziem nastąpi raczej nie wskutek udanej ofensywy Ukraińców, czy buntu kaukaskich ludów dajmy na to, lecz prędzej wyzbycia się ich przez samych Moskali, jako zbędnego im już obciążenia. Na cholerę bowiem ów zwał ruin ze starzejącą się populacją, w jaki przekształcili Donbas, poza tym że służy wyłącznie do rozgrywki z Zachodem a poniekąd może i Chinami? Żadne tam mityczne złoża ''metali ziem rzadkich'' nie stanowią tu uzasadnienia dla ekspansji, bo sama Rosja ma ich od groma u siebie nie wiedząc co z nimi począć, gdyż brak jej niezbędnych do ich eksploracji technologii i kapitału. Przede wszystkim jednak doświadcza własnej derusyfikacji już od dłuższego czasu, wojna zaś ów proces tylko gwałtownie przyspieszyła. Zwracał na to uwagę nie kto inny, co wspomniany moskiewski kolaborant Dmitriew, mówiąc o problemie jaki miał z podobnymi mu ukraińskimi zdrajcami własnego kraju, z którymi ledwo uszedł z życiem przed odeskim pogromem w 2014 roku. Zabrał ich więc ze sobą do Moskwy, gdzie zapewne pod patronatem służb założył ''mason club'', w którym to zbierała się ''tusowka'', czyli społeczność przyszłych Z-ników, sprawując tam nad nimi funkcję ''oficera prowadzącego'' czy kogoś w podobie. Zatrudniwszy jako obsługę niedopalonych jak on prorosyjskich ''kryptochachłów'' musiał im jednak ostro tłumaczyć, by nie przenosili do nowej ojczyzny znanego im z kraju obcesowego traktowania kaukaskich, czy dajmy na to tadżyckich ''czornorusów''. Bowiem co przyznawał Ukraina jest bardziej ruska od samej Rosji, czy raczej była, gdyż przez kacapską inwazję sytuacja tam doznała radykalnej zmiany, stanowiąc do tego czasu silniej zwarty etnicznie i rasowo naród, mimo również licznych mniejszości zamieszkujących szczególnie południowe i zachodnie rubieże państwa. Tymczasem w obecnej Kacapii chamskie traktowanie nieruskich ''diaspor'' grozi poważnymi konsekwencjami, bowiem stoją za nimi nie tylko określone mafie, ale są również licznie reprezentowane w rosyjskim aparacie siłowym, administracji cywilnej czy biznesie, jak widać z powyższego. Dlatego niekoniecznie zaraz mogą urwać łeb, acz i to możliwe, lecz załatwić legalnymi sposobami np. kontrolami ichniej skarbówki czy sanepidu, albo nalotem policji jaka podrzuci narkotyki ofierze itp. Zarazem przez to właśnie szansa, że owe ''diaspory'' pójdą na swoje jest raczej minimalna, gdyż po co mają one wyzbywać się tak wygodnej ''kryszy'', jaką zapewnia im rosyjskie ''gejsudarstwo'' w coraz większym stopniu zawłaszczane przez nie? Tak więc jeśli rozwali się ono, to prędzej wskutek zaciekłej rywalizacji między nimi i samymi Wielkorusami o kontrolę nad Kremlem, niż emancypacji zamieszkujących licznie Rosję ludów czy grup wyznaniowych, stąd ''prometeizm'' dziś to raczej ślepa ulica. Zwłaszcza iż carat, jak i bolszewię obalili sami Rosjanie i to oni jedynie mogą dokonać tego ponownie z putinowskim reżimem, pytanie tylko co dalej, bo autokracja jest mimo wszystko mniejszym złem, niż ludowładztwo ''rabów'' i ''mankurtów'' obojętnie jakiego to pochodzenia czy religii!

Świadectwem tłumne marsze pogromowców z ''ruskiej obszczyny'', boć sami kreują się na współczesnych czarnosecińców, acz już nastawionych nie tyle żydożerczo co nade wszystko antymuzułmańsko. Czuły patronat zaś nad całą inicjatywą sprawuje Bastrykin - nie byle kto w kremlowskiej jaczejce, gdyż to główny oberprokurator kraju, prowadzący min. śledztwo nad byłymi podwładnymi Szojgu. Światło na ową dziwną z pozoru koincydencję rzucił Kamil Galijew, tatarski dziennikarz znany z opisu wojny na Ukrainie i mechanizmów działania rosyjskiej zbrojeniówki. Otóż wedle niego jedynym co może realnie zagrozić Putinowi, to nieformalny sojusz funkcjonariuszy reżimu i diaspor etno-religijnych, coraz mocniej przenikających się w obecnej Rosji, jak wyżej powiedziano. Zażegnaniu mu więc służyłoby wspieranie przez Bastrykina wielkoruskich szowinistów, przy czym i kremlowskie gudłaje zadbały o wyhodowanie sobie mniejszej od ''obszczyny'' neonazistowskiej bojówki, skupiającej powolnych im szabes-gojów. Nazywa się toto ''Człowiek Północy'', co stanowi ewidentne nawiązanie do wzorca ''aryjskiego Hyperborejczyka'', fuhrerem jest zaś tu niejaki Misza Mawaszi: były raper i ćpun na odwyku, nade wszystko jednak na poły Żyd... tak więc jest zeń prawdziwy ''judeoczarnoseciniec'':). Obserwować można od jakiegoś czasu rodzenie się na moskiewskich bagnach pokracznego sojuszu żydostwa i rosyjskich faszystów, których mimo niezagasłej wzajemnej odrazy łączy jednak nienawiść do muzułmanów i obawa przed chińską dominacją. Dobrym tego świadectwem była medialna afera, jaką latem rozpętała szczujnia gudłaja Sołowjowa/Szapiro wespół z pogromowcami od Dugina z ''Cargradu''. Poszło o film nagrany telefonem przez mieszkańca rosyjskiej stolicy, który zauważył jakiegoś muslima ciągnącego za rękę ewidentnie nie swoje, słowiańskie dziecko jakie rzekomo przed nim ''uratował''. Cudzysłów stąd, że jak później ustaliła policja nieszczęsny chłopak snuł się głodny po ulicy zaczepiając obcych ludzi, by zlitowali się kupując mu coś do jedzenia, bo najebana MADka chlając na melinie miała go w dupie. Islamski nachodźca pomógł więc małemu ''kafirowi'', co nie przeszkodziło Żydom po równi z nazistami jednako ujadać o ''muzułmańskich pedofilach'', jakoby porywających na ulicach Moskwy ruskie dzieci! Wszak nie znaczy to, iż nie ma w Rosji realnego problemu z narastającą przemocą migrantów, co i ''rodzimych'' muzułmanów oraz innych diaspor, dlatego etniczna samoobrona ''ruskiej obszczyny'' wyrasta z autentycznych podstaw, jednakże Kreml najwidoczniej postanowił wykorzystać ją do własnych celów, dzierżąc zarazem kontrolę tak na wszelki wypadek. Przy czym to właśnie putinowski reżim jest głównym źródłem potęgującej się wściekłości rodzimych nacjonałów, by nie rzec wprost nazioli, sprowadzając masowo zarobkowych migrantów o przeważnie muzułmańskim wyznaniu, oraz wyniszczając na beznadziejnej wojnie także i ruskich mężczyzn. Żaden z nich jednak nie podniesie nań ręki, podobnie jak nienawistni im z wzajemnością kaukascy, lub środkowoazjatyccy ''czornożopcy'' dobrzy jedynie, by zbić w kupie samotnego zazwyczaj Słowianina, ale już nie uchronić przed aresztem zahukane kobieciny w hidżabach, którym władza przypisuje ''islamski terroryzm''. Nijakiej rewolty więc z tego raczej nie będzie, prędzej zaciekła rywalizacja o podział gwałtownie kurczącego się rosyjskiego tortu, cóż dobre i to - pożiwom uwidim.

Tyle z mej strony, na koniec stąd podkreślić wypada raz jeszcze, iż nie płakałem po Nasrallahu, ani tym bardziej zabitych przez Izraelczyków bojownikach Hamasu. Żaden też ze mnie entuzjasta szyickiej teokracji, która mimo pomstowania na amerykańskiego ''wielkiego szejtana'' przejęła odeń neoliberalne praktyki ''uśmieciowienia'' pracy [ skądinąd podobnie rzecz ma się w Wenezueli pod tyranią Maduro, gdzie towrzysze ''boliwarianiści'' obrósłszy sadłem jęli gnoić durnych komuchów, jacy wynieśli ich do władzy ]. Natomiast widmo agresji zbrojnej Izraela na Iran powinno budzić gorący sprzeciw zwłaszcza w Polsce, bowiem jej rezultatem stanie się także zniszczenie irańskiego przemysłu naftowego, a przez to i zwyżki cen ropy na światowych rynkach. Nawet jeśli zdyskontują to głównie Saudowie, co wcale nie jest takie pewne, jeśli Iran zdoła dokonać odwetu również na arabskich krajach Zatoki Perskiej, i tak ochłapy jakie wskutek tego dostaną się Putinowi uratują mu tyłek, akurat kiedy zaczyna pod nim mocno gorzeć, bo sankcje jednak z wolna, ale w końcu przynoszą skutek. Nie usprawiedliwia tego z amerykańskiej perspektywy nawet fakt dostarczania przez ajatollahów ropy Pekinowi, bo wtedy pocznie on ją brać jeszcze w większych ilościach od sojuszników USA, lub wreszcie samej Rosji a przecie Chujło o niczym innym nie marzy, byłby więc to dlań wprost wyśmienity prezent! Insza inszość, że Chinom paliwo nie jest potrzebne tak jak dotąd, a to przez zwalniającą wyraźnie ekonomię, tudzież skokowy przyrost ''elektrycznych'' aut jaki bodaj przewyższył masą spalinowe. Dlatego Trump kompromituje się bolejąc niby o wojnę na Ukrainie, zarazem podżegając do rozpalenia jeszcze gorszej na Bliskim Wschodzie, byle tylko dogodzić interesom Izraela a ze szkodą dla Stanów Zjednoczonych. Kto więc taką razą jest dlań w końcu głównym wrogiem USA - irańskie ajatollahy, czy chińska postkomuna u cholery?! Toż samo i tyczy obecnego prezydenta jankeskiego mocarstwa, pal licho jednak dogorywającego dementa Bidena, dziwię się wszakże Kamallah, że brnie w ową ślepą ulicę, czego nie tłumaczy nawet jej ''koszerny'' mężulo ni proizraelski Walz u boku. Najwidoczniej ona i jej obóz przedłożyli walkę o głosy rosnącej grupy rozczarowanych Trumpem prawicowców, nad poparcie lewaków i muzułmaństwa dla którego i tak są ''syjonofaszystami'', stąd wielu z nich deklaruje wybór Jill Stein. Proklemowskiej lewicowej gudłajki, jakiej nie wadziło zasiadać przy jednym stole z rosyjskim tyranem, którego armia popełniła znacznie więcej zbrodni wojennych w Syrii a wcześniej Czeczenii, niż teraz wojsko izraelskie w strefie Gazy, albo Libanie. Dopiero kiedy w owej kwestii przyparł ją do muru Mehdi Hasan, propalestyński dziennikarz i szyita rodem z Indii skądinąd, babsztyl odciął się wyraźnie od Putina i Asada, co wywołało istne pandemonium dupska u prorosyjskich komuchów na Zachodzie. Na szczęście nie wszyscy lewacy są równie durni przynajmniej pod tym względem, dowodem postępaccy vlogerzy Kyle Kulinski czy Vaush, w czym zapewne pomocne jest im polskie pochodzenie. Tak czy siak jedno stanowi pewnik w całej kabale z możliwą wojną o Iran - Izrael w takiej jego formie jak dotąd jest istotnym obciążeniem dla mocarstwowej polityki USA, czego świadomość narasta za oceanem nie tylko wśród politycznych radykałów z lewa czy prawa, ale nade wszystko znaczącej części tamtejszych decydentów armii, bezpieki i dyplomacji. Nie będzie z tego nijakiej zagłady żydowskiego parapaństwa, z którego istnieniem i tak pogodziła się większość przywódców świata muzułmańskiego, zaś oponujący przed tym reżim ajatollahów i pasdarów nie stanowi dlań bezpośredniego, ani nawet faktycznego zagrożenia. Szczególnie teraz, kiedy Hezbollah znalazł się w rozsypce i długo jeszcze pewnie nie pozbiera się z pogromu, jaki sprawiły mu izraelskie służby. W każdym razie nikt kto ma rozum w Polsce nie może pragnąć, by Rosja markując poparcie dla Iranu czerpała zyski z jego klęski, o ile uda się ją zadać Izraelowi. Dlatego dobrze byłoby, gdyby w końcu znalazł się ktoś za oceanem mający na tyle jaja, niechby wirtualne jeśli rzecz idzie o kobietę, by bezczelnym gudłajom z Tel Awiwu grzecznie, lecz stanowczo oznajmił gromkie ''wypierdalać!''. Niestety póty co na nic takiego się nie zanosi... wszak nie chcę kończyć równie przygnębiającym akcentem, stąd wspomnę jedynie, że Netanjachuj rozbawił mnie z dumą zaliczając Północny Sudan do proizraelskiej koalicji muzułmańskich państw regionu. Najwidoczniej więc nie wadzi mu, iż tamtejsza junta cieszy się zarazem wsparciem jakoby ''żydożerczego'' Iranu [ a takoż Ukrainy! ], no chyba że miał na myśli zwalczających ją rebeliantów za którymi z kolei stoi Rosja:).