poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Piramidalna masońska bzdura.

Kontynuuję wątek ''rewizjonistyczny'' to jest przełamywania uprzedzeń, którymi dotychczas się kierowałem, tym razem musiałem porzucić moją niechęć do zajmowania się tematem masonerii, która po prawdzie nie wzięła się znikąd bo niestety teren ten jest u nas okupowany przez ubeków, autentycznych rasistów, skończonych wariatów lub co najwyżej dyletantów - zresztą podejrzewam iż celowo pozwala się zajmować tym takim podejrzanym indywiduom aby szanujące się jednostki trzymały się odeń z daleka a to wielki błąd o czym za chwilę - albo też samych wolnomularzy [ żeby wymienić choćby Tadeusza Cegielskiego, ojczulka Maxia ] a więc nie mogących zachować odpowiedniego dystansu i podchodzących do kwestii mniej lub bardziej bezkrytycznie. Ostatnio jednak pojawiło się parę na tyle poważnych przesłanek, że zmusiły mnie do dość radykalnej zmiany nastawienia, ot choćby wspomniane w tym miejscu jakiś czas temu ''Dzienniki petersburskie'' Zinaidy Gippius, które przypomnę są jednym z najlepszych opisów rewolucji w Rosji nie tylko dzięki nieprzeciętnemu talentowi literackiemu, ostremu jak brzytwa intelektowi i zmysłowi obserwacji autorki ale również jej osobistej zażyłości z czołowymi przedstawicielami ówczesnej antybolszewickiej lewicy Kiereńskim i Sawinkowem, których znała z Wielkiego Wschodu Rosji... W indeksie osób na końcu tej wydanej przez ''Czytelnik'' książki opracowanego przez znakomitego tłumacza literatury rosyjskiej Henryka Chłystowskiego przynależność do masonerii danego polityka jest wymieniana otwarcie bo jest równie ważna jak partyjna czy jego pochodzenie do zrozumienia jego motywacji i postawy - jeśli ktoś bierze fakt, iż wszyscy, dosłownie wszyscy członkowie rewolucyjnego Rządu Tymczasowego byli wolnomularzami za czysty przypadek to mogę mu tylko współczuć i polecić w zamian bardziej odpowiadające jego poziomowi bezkrytyczne łykanie paszy informacyjnej, którą codziennie karmią nas media. Z kolei Ludwik Haas w swojej pracy pod pięknym tytułem ''Sekta farmazonii warszawskiej'' [ ciekawa książka i ciekawy autor skądinąd, choć jak dla mnie cieniem na niej kładzie się jego lewicowe zaangażowanie ] wydanej w 1980 r. przez PIW [ a więc kolejna poważna firma ] o pierwszym stuleciu polskiej masonerii, siłą rzeczy głównie stołecznej, pisze o ważnym a niedocenianym epizodzie w naszych dziejach istnienia Księstwa Warszawskiego w ten sposób :

''[...] po utworzeniu Księstwa wolnomularze znaleźli się na najwyższych szczeblach hierarchii państwowej. Po ogłoszeniu konstytucji w [...] siedmioosobowej Radzie Ministrów czynnymi adeptami lożowymi byli kierownicy resortów : wojny ( ks. Józef Poniatowski ), spraw wewnętrznych i obrządku religijnego ( J.P. Łuszczewski ) oraz policji ( Aleksander Potocki ) [...] prezesem Rady Ministrów został Ludwik Gutakowski, kiedy zaś w listopadzie roku następnego zrezygnował z tego stanowiska [...] objął je Stanisław Kostka Potocki. Ministrem skarbu był w latach 1809-1811 Jan Węgleński, a od października 1811 Tadeusz Matuszkiewicz, który został niemalże dyktatorem całego życia wewnętrznego Księstwa. [...] Zatem wielu ministrów piastowało równocześnie godności w Wielkim Wschodzie. Wśród najwyższych dostojników administracji Księstwa [...], którzy wraz z ministrami wchodzili w skład Rady Stanu, nie brakło chadzających w ozdobnych fartuszkach. [...] Na wysokich i najwyższych szczeblach aparatu centralnego poszczególnych resortów znalazło się wielu adeptów ''sztuki królewskiej'', najwięcej chyba w ministerstwie wojny. Tu spośród 34 osób, które w latach 1807-1814 zajmowały stanowiska od szefa biura po sekretarza generalnego co najmniej 21 należało do lóż. Równie liczni byli członkowie wolnomularstwa wśród korpusu oficerskiego Księstwa. [... ] Podobnie kształtowała się sytuacja w wymiarze sprawiedliwości. Z trzech mianowanych w kwietniu 1808 prezesów Sądu Apelacyjnego, dwaj [...] byli wolnomularzami, zaś z 19 sędziów - co najmniej czterech. [...] Wszystkie te okoliczności sprawiały, że Warszawa zajmowała szczególne miejsce na mapie kontynentalnych placówek wolnomularskich - była jedyną stolicą w Europie Środkowo-Wschodniej, w której ''sztuka królewska'' nie tylko nie była oficjalnie zakazana, lecz wręcz aprobowana i powiązana wieloma nićmi z władzą państwową skupiając elitę wojskową i administracyjną Księstwa [...]''

- powtórzę bo może ktoś nie zatrybił i wśród tych nazwisk, funkcji i tytułów zagubił sedno : spośród szefów czołowych państwowych resortów w Księstwie Warszawskim takich jak wojsko, skarb, policja, sąd, administracja z premierem na czele a także nie wymieniona tu cenzura oraz wydawcy i redaktorzy głównych dzienników o wielu luminarzach ówczesnego życia artystycznego już nie wspominając, WSZYSCY należeli do takich czy innych lóż masońskich. Oczywiście pewnie jakiś Polaczek zaraz wyskoczy mi z ''a kurwa chuj pierdolić to, co mnie to obchodzi, to było dawno i nieprawda !'' - otóż bynajmniej chamusiu cholerny jeden, cwaniaczku w de ruchany, to są sprawy wbrew pozorom jak najbardziej aktualne, nie na darmo Żuławski w jednym z wywiadów mówił : ''To całe towarzystwo: Andrzejewski, Brandysowie, inni... A dlaczego ja w wieku 19 lat zostałem asystentem Andrzeja Wajdy? Przecież nie z ulicy, nie z naboru. To było to, co ja nazywam księstwem warszawskim'' zaś Haas w podsumowaniu wspomnianej książki wprost pisze o masonerii jako ''pepinierze polskiej inteligencji'' czyli jakby jej mateczniku, matrycy światopoglądowej, która w decydującym stopniu wpłynęła na kształt tej formacji umysłowej, właściwe jej pojęcia, język i wzorce zachowań - nie pojmie się nigdy tego co zwie się potocznie ''salonem'' wraz z okolicami [ bo przecież i Kaczyńscy się w tym mieszczą ] bez choćby elementarnej wiedzy o ''sztuce królewskiej'' i jej specyficznych rytuałach, jestem też przekonany, że gdyby zbadać rzecz całą można by odkryć ciągłość biograficzną, mimo katastrofalnej wyrwy jaką zostawiła ostatnia wojna, a przede wszystkim ideową.

Enyłej, postanowiłem w takim razie obszczać to terytorium i zasięgnąć informacji gdzie się tylko da z racji szczupłości i niepewności źródeł [ na Zachodzie masonologia jest najzupełniej normalną dziedziną wiedzy, od co najmniej kilkudziesięciu lat publikuje się tam obszerne prace na ten temat pisane przez fachowych historyków i tylko u nas dziwnie uznano to za rodzaj aktywności godny jedynie maniaków ], w ten sposób natrafiłem min. na wykład Stanisława Krajskiego o masonerii polskiej i nie tylko. Niestety należy on do wspomnianych na wstępie dyletantów, mimo że przytaczane przez niego informacje zwykle są wiarygodne jak np. ta o ''cywilnym'' charakterze rytu szkockiego i bardziej agresywnym, ''militarystycznym'' kierunku związanym z Wielkim Wschodem Francji, brak warsztatu naukowego powoduje, że główny wątek gubi się w szczegółach a cały wywód staje się chaotyczny, mówiąc wprost gość pieprzy trzy po trzy, poza tym popełnia rażące błędy metodologiczne powołując się na Wikipedię i tego typu źródła [ inna sprawa, że skoro podobne numery odstawiają takie ''salonowe'' naukawe ałturytety jak Paweł Śpiewak czy Gross to dlaczego panu Krajskiemu by nie wolno ? ], w pewnym momencie mówi tam jednak coś takiego : ''Masoni planują powołać jakąś Eurazję od Atlantyku do Pacyfiku i budują dlań stolicę, jest to Astana w Kazachstanie i jeśli w nazwie tego miasta przestawi się drugie S na początek wychodzi Satana'' - ooo koteczku, pomyślałem sobie, najwidoczniej pomyliłem się w twojej ocenie, pilnie potrzebne ci wdzianko z długaśnymi rękawami w którym mógłbyś czule się objąć ! Jednak dla porządku postanowiłem sprawdzić tą nieszczęsną Astanę, wklepałem ją w grafikę Gugla i... sam już nie wiem co mam o tym myśleć. Otóż stoi tam gigantyczna piramida ze stali i szkła nosząca pompatyczne miano ''Piramidy Pokoju i Pojednania'' [ łot da fak ?! - w każdym kto zna słynny motyw z dolara kształt i przeznaczenie tego budynku musi wzbudzać niepokojące skojarzenia ] podzielona na trzy kondygnacje : na najniższej znajduje się opera - jak powszechnie wiadomo ten rodzaj aktywności artystycznej jest integralną częścią tradycyjnej kultury Kazachów, którzy po całym dniu gnania swoich stad po stepie i wieczornej modlitwie do Allaha zasiadali wokół ogniska by przy lampce wytrawnego kumysu rozkoszować się ariami i kupletami, zwłaszcza Wagner cieszył się wśród nich szaloną popularnością i zapewne niejeden później ujeżdżał dzielnie swego rumaka marząc o Brunhildzie czy inszej walkirii, świat zna też wielu znakomitych tenorów-koczowników [ barytonami stają się jak se popiją ] a słynna Maria Callas nie była wcale jakąś tam Greczynką tylko pra-prawnuczką samego Czyngiz-chana. Mówiąc zaś serio trzeba w tym kontekście pamiętać, że opera to wbrew pozorom wcale nie tak niewinny gatunek jak to się zwykło mniemać kojarząc go ze snobistyczną rozrywką dla strupieszałych mieszczan, konserwatyzmem i ''kulturą wysoką'', którą rasowy, aryjski lewak oczywiście się brzydzi preferując bardziej plebejskie i dosadne rodzaje muzyki jak punk, techno czy hip-hop : każdy kto choć trochę interesuje się tematem wie iż taki ''Czarodziejski flet'' Mozarta to nic innego jak masoński rytuał inicjacyjny w konwencji dramatu muzycznego - proszę nie pukać się tak w czoło, nie wyczytałem tego u Henia Pająka, pisze o tym wybitny historyk idei i kultury europejskiej zwłaszcza XVIII stulecia Jean Starobinski w swych ''Emblematach rozumu'', w opracowaniach muzykologicznych czy biografiach Mozarta nie ukrywa się też iż był on zaangażowanym wolnomularzem. Radzę również sprawdzić jaką rolę odegrały poczciwe wydawałoby się opery Verdiego w tzw. zjednoczeniu Włoch [ tak zwanym bo w rzeczywistości był to brutalny podbój Południa przez Północ ] będącym w głównej mierze dziełem karbonariuszy czyli dosłownie ''węglarzy'' choć nie o górników tu bynajmniej się rozchodzi... Wracając do tej nieszczęsnej piramidy : na sklepieniu sali koncertowej weń znajduje się olbrzymie słońce, które zarazem stanowi podstawę na drugim, średnim poziomie okrągłego stołu wokół którego mają się gromadzić przedstawiciele wszystkich religii i przywódcy polityczni by się ''jednać'' zaś na samym szczycie, w przeszklonym wierzchołku umieszczono dziwny postument z wykonanym ze złota trójkątem z odciskiem dłoni ponoć samego prezydenta Kazachstanu Nazarbajewa... Oczywiście można to wszystko potraktować jako wyraz megalomanii tego byłego komunistycznego kacyka a obecnie lokalnego satrapy, problem jednak w tym iż w sąsiednim państwie regionu także rządził bliźniaczy wręcz jeśli chodzi o biografię i styl władania despota tzw. Turkmenbasza a jednak rozbudowywany przezeń stołeczny Aszchabad wygląda z grubsza tak, jak powinna stolica post-sowieckiego, muzułmańskiego kraju, który przeszedł szybko z nędzy do pieniędzy dzięki odkrytym na jego terenie złożom ropy i gazu, z jednym tylko wyjątkiem kuriozalnego obrotowego monumentu ze złotą figurą władcy na szczycie coby Ociec Narodu mógł zawsze zwracać się swym świetlistym obliczem ku słońcu no i przy okazji mieć oko na wszystko, ale nawet to od biedy jest w ''normie'' typowej dla tyranów szajby, tymczasem Astana-Satana nie przypomina niczego co mieściłoby się nie tylko w ichniej ale w ogóle jakiejkolwiek tradycji - te gigantyczne absurdalne stożki, kule i jajka, przytłaczające swym monumentalizmem promenady rodem z najbardziej odjechanych wizji Hitlera, Stalina czy Mao, to coś ochrzczone przez miejscowych słusznie wdzięcznym mianem ''miski dla psa'' czy w końcu kosmiczny latający spodek itp. sprawia wrażenie tworu obłąkanego, owładniętego utopijną manią architekta, jakiegoś masońskiego Nowego Jeruzalem dla pedziów biegających w fartuszkach wymachując przy tym cyrklami [ po co im one, żeby mierzyć sobie nimi fiuty czy jak ? ] lub naturalnej wielkości dekoracje do najbardziej tandetnego filmidła o Iluminatach czy Reptilianach. Oczywiście nie zamierzam bawić się w podobne klimaty bo nie chcę skończyć jak niejaki Piotr Marek wyglądający jak von Nogaj i tropiący symbole masońskie zaszyfrowane w biletach MPK Lublin czy choćby nasz lokalny ''pan Cytrynka'' co to nie chciał ''dać się wycisnąć'' i którego wiekopomnym dokonaniem jest uzupełnienie ankiety pracowniczej o pytanko : ''czy jesteś w diasporze ?'' [ choć to ostatnie akurat popieram, CV mogłoby wtedy wyglądać np. tak : ''jestem żydomasonem wielokrotnie wtajemniczonym we wszystkie otwory, Wielkim Młotkowym trzeciego stopnia jamajskiej loży ''Palaczy rumianku'', dlatego proszę stanowczo o zatrudnienie mnie inaczej moi bracia wolnokumacze i różomajtkowcy zrobią szanownemu pracodawcy za pomocą cyrkla i ekierki z dupy piramidkę a odbyt uczynią płonącym żywym ogniem na jej szczycie okiem Saurona - tak mi dopomóż Wielki Sternik, Krojczy i Hydraulik Wszechświata'' ] - moim zdaniem wyjaśnienie jest banalniejsze co nie znaczy, że mniej budzące grozę, bynajmniej : wiele wskazuje, że rządzącym obecnie światem autentycznie odjebało od nadmiaru bogactw i władzy, chyba faktycznie uwierzyli iż są ubermenschami posiadającymi boskie wręcz możliwości kreacyjne, najwidoczniej zwykła ustawka o podział łupów i zagarnięcie jak największej liczby ludzi, terytoriów i surowców już im nie wystarcza i chcą czegoś więcej i więcej i więcej... Nie powinno to budzić zdumienia w kimś kto ma jakie takie pojęcie o mechanizmach historii i wie, że władza jest największym i jedynym prawdziwym narkotykiem wobec którego wszelkie inne są żałosnymi namiastkami dla plebsu - skoro można jednym gestem wpływać na życie tysięcy czy milionów ludzi to określenie takiego przypływu ''woli mocy'' kopem czy odlotem zbyt zajeżdża pospolitością, bez żadnej przesady bardziej pasuje tu lucyferyczna ekstaza. Rzecz jasna te żałosne satanistyczne rojenia noszą na sobie piętno ludzkiej ułomności i jako takie skazane na porażkę, prawdziwa ironia losu polega bowiem na tym iż to właśnie nasze najgłębsze pragnienia a zwłaszcza najsilniejsze z nich potęgi i nieśmiertelności są źródłem naszej śmiertelnej nędzy, w nich samych znajduje się fundamentalna sprzeczność, pęknięcie uniemożliwiające ich spełnienie, szczególnie zaś tak wybujałego i absurdalnego jak to ostatnie. Dlatego np. nie wierzę w sprawstwo człowieka w ''globalnym ocipieniu'' [ o ile faktycznie ma ono miejsce bo za oknem obecnie jakoś tego nie widzę ] gdyż jeślibyśmy faktycznie stanowili zagrożenie dla tej planety ludzkość zostałaby bezwzględnie wyczesana z jej powierzchni przez naturę, nawet po katastrofie nuklearnej przetrwałoby życie i za jakiś czas znowu pojawiłyby się inne organizmy, być może zmutowane lub też jeszcze doskonalsze. Z tego samego powodu śmiać mi się chce gdy słyszę Stephena Hawkinga, który z iście lucyferiańską pychą buńczucznie prorokuje iż ''poznamy myśli Boga'' - nawet jeśli [ w co wątpię ], zakładając przy tym że On istnieje, to i tak nigdy nie będziemy posiadać Jego mocy więc takowa wiedza zdałaby się nam psu na budę a najprawdopodobniej obróciłaby się przeciwko niszcząc nas, rozsadzając swym ogromem nasze małe rozumki. Jak to mówią : ''nawet król szczurów jest w ostateczności tylko szczurem'', niemniej jednak przyznam, że dla takich szaraczków jak niżej podpisany marna to pociecha bo kiedy tej bandzie idiotów zwali się w końcu na łeb ich nowa wieża Babel mogą niestety przy okazji i nas pogrzebać w jej ruinach - obym się mylił !

No dobrze, ktoś może zapytać, ale co u cholery ma to wspólnego z jakimś ''wolnym mularstwem '' ?! Trzeba więc pokrótce przypomnieć genezę masonerii - otóż wywodzi się ona ze średniowiecznych bractw murarskich, nie chodzi tu jednak o jakiegoś pana Cześka czy Zenka, którzy zresztą za parę flaszek postawiliby lepiej to coś uchodzącego za pomnik ofiar komunistycznej sowieckiej zbrodni zwanej nie wiedzieć czemu ''pogromem kieleckim'' a co swą formą urąga ich pamięci, lub jakowychś pra-socjalistycznych ''przodowników pracy'' lecz, jak pisze Haas we wspomnianej na wstępie książce ''elitę zawodową rzemiosła-kunsztu budowlanego : muratorów, czyli - posługując się obecną terminologią - wielkich przedsiębiorców budowlanych, architektów i inżynierów oraz najliczniejszych w tym gronie kamieniarzy-artystów, jak również nowicjuszy wdrażających się w te umiejętności'' a, by zacytować z kolei Starobinskiego z rozdziału nomen omen ''Geometryczne miasto'', : ''architekt to więcej niż pedagog - to demiurg. W czasach gdy Bóg pojmowany jest jako Wielki Architekt [ mowa o XVIII w. ] architekt z kolei chce być Bogiem i uniwersalnym prawodawcą. Przypisuje sobie władzę racjonalnej organizacji przestrzeni materialnej w całym jej znaczeniu moralnym, faktycznie daje sobie władzę przeobrażania ludzkiego świata. Geniusz architekta nie zna granic. W szerszym ujęciu [...] wszystko leży w jego kompetencjach : polityka, moralność, ustawodawstwo, religia, rządy'' - aha, najwidoczniej więc mamy tu do czynienia z tymi co to ''wiedzą lepiej'', którzy uzurpowali sobie bezpodstawnie prawo do decydowania o życiu i śmierci pozostałej części ludzkości, ''nadludźmi'' rozsadzanymi przez chore ambicje i pełnymi pogardy wobec poddanych ich władzy ''gojów''... Można oczywiście machnąć na to ręką i potraktować jako nieszkodliwą w gruncie rzeczy formę rozrywki zblazowanych starych ciotek przebierających się w fartuszki i odprawiających jakieś kuriozalne rytuały po lasach pod gigantycznymi posągami sowy ze świecącymi oczami itp. bzdury będące przykrywką dla homoseksualnych orgietek, choć jak się zacznie odkrywać ilu wpływowych ludzi bierze udział w tych dziwnych zabawach mina zrzednie chyba nawet największemu wesołkowi ... Należy także mieć świadomość, że w takiej Francji normą rytuału wyborczego jest otwarte niemal zabieganie kandydatów na prezydenta o poparcie masonów i ci z nich, którzy nie dostąpią zaszczytu zaproszenia do ich solidnej betonowej siedziby w Paryżu jakoś dziwnie nie mają szans na to stanowisko. Natomiast na naszym gruncie poważnie niepokoić i dawać do myślenia powinien stan, w którym nie dysponujemy praktycznie żadną poważną pracą naukową krytyczną wobec masonerii [ chyba że ja czegoś nie wiem ] natomiast wyłączność nań posiadają ludzie mniej lub bardziej związani z wolnomularstwem a więc, powtórzę o czym wspomniałem na początku, nie posiadający niezbędnego dystansu w tej materii co stawia pod znakiem zapytania ich dorobek i budzi podejrzenie o propagandę. No i przede wszystkim może ktoś mi łaskawie wytłumaczy w takim razie co do kurwy nędzy robi piramida w Kazachstanie ?!