sobota, 21 lipca 2018

Nekropersona czyli człowiek-kompost.

Jeśli ostatnie wpisy mogły wydać się nazbyt ''ezoteryczne'', hermetyczne w swej tematyce i podejmowanych zagadnieniach, dziś dla równowagi zstąpimy wgłąb materii, istne anus mundi... Zanim jednak przystąpimy do penetracji od-bytu Natury parę słów wyjaśnienia by uniknąć nieporozumień : nie należy mylić sprzeciwu wobec globalizmu z służącymi mu za pretekst do narzucenia hegemonii kwestiami, którymi cynicznie posługują się jego aktywiści np. nie ma niczego złego we właściwie pojętej ochronie środowiska, przechadzka po okolicznych lasach i widok walających się tam ''dzikich'' wysypisk, opon, butelek i wszelakiego śmiecia w rzekach i strumieniach etc. wystarczy by przekonać się, że rodakom przydałaby się solidna edukacja a jak trzeba i srogie kary, żeby wreszcie przestali robić wokół siebie syf sr...ąc de facto na swoją głowę. To samo tyczy obecnego renesansu ''ludowizny'', która dzięki zasadzie ''myśl globalnie - działaj lokalnie'' przestała być obciachem a stała się wręcz modna wśród stołecznej hipsterki zjeżdżającej na potańcówki u nas do Sędka czy urządzającej je u siebie, terminującej u ostatnich mistrzów gry na harmonii czy wiejskich skrzypcach odkrywając zarazem dizajnerski potencjał pasiaków łowickich itp. Wszystko fajne pięknie i naprawdę bardzo mnie to cieszy, problem w tym, że ktoś tu nam przy okazji próbuje ożenić kilo szitu czego przykładem choćby skłamany od początku do końca zespół R.U.T.A. zjeba Szajkowskiego rzekomo bazujący na ''autentycznych nieznanych tekstach przyśpiewek'' a w rzeczywistości stalinowskim agitpropie Przybosia i radzieckich politruków z lat 50-ych jak ujawnił to Jacek Podsiadło, ich były ''kierownik literacki'', który pożarł się o coś z nimi, pewnie o ''pryncypia'' czyli kasę jak to zwykle u komuchów bywa [ feministyczną mutacją tej a-kulturowej patologii są takie projekty jak ''Pochwalone'' czy ''Same Suki'', adekwatna nazwa skądinąd ]. Podobnie z niejedzeniem mięsa, weganami, frutarianami etc. co wcale nie musi zaraz oznaczać, choć może niestety całkiem już oszalałego z nienawiści obrońcę zwierzątek, prawdziwego eko-terrorystę gotowego zaszczuwać rzeźników publikując ich zdjęcia wraz z danymi na stronach w necie czy rozlepiając szkalujące plakaty w miejscu zamieszkania a w końcu atakować fizycznie, członków rodzin włącznie z dziećmi nie oszczędzając tak jak miało to miejsce choćby we Francji.

No, tośmy se wytłumaczyli co i jak można więc przejść do zasadniczego tematu niniejszego posta to jest zreferowania konceptów kolejnej po przywoływanym tu Heńku Skolimowskim rodzimej ''ekozofki'' p. Ewy Domańskiej w ramach głoszonej przez badacz-kę ''post-humanistycznej eko-nekrofilii''... Zasadnicze jej tezy zostały wyłożone w pracy pt. ''Nekros. Wprowadzenie do ontologii martwego ciała'' wydanej w tym roku przez PWN, więc nie byle jaką instytucję, to jakby kto zastanawiał się z jakiej dooopy wyciągnąłem podobne bzdury, czytelnik drapiący się w głowę podczas lektury czy aby już do reszty mi nie odjebało i przeginam totalnie robiąc sobie ordynarne jaja ze śmierci będzie mógł przekonać się, że bynajmniej niestety bo na dowód przytoczę na koniec linki do artykułów i pism autorki oraz entuzjastycznych niemal w tonie ich recenzji. Warto przy tym mieć na uwadze iż poszło na to prawie 130 000 PLN z grantu Narodowego Centrum Nauki za rządów PO-PSL, to wprawdzie nic przy milionach na brednie Środziny czy Engelking-Boni z tego samego źródła, ale mimo wszystko pożyteczniej byłoby już dać tę kasę byle żulowi na przepicie [ to też pod adresem klnących szpetnie na beneficjentów ''pińcset'' ]. W pełni podzielam opinię wyrażoną kiedyś przez jednego z blogerów na coryllusowej ''Szkole Nawigatorów'', że prawdziwi patostreamerzy działają nie przed kamerkami w swoim domu, ale na uczelnianych katedrach, mowa tu o kreaturach pokroju Janion : ''Biorcy jej patostreamu, wszyscy doktoranci i studenci, mają przeświadczenie, niczym właściwie już dzisiaj nie poparte, że oto stoją na ramionach olbrzyma, a prawda jest taka, że chyboczą się jedynie próbując złapać równowagę na głowie pigmejki'' - jak ulał pasuje to w tym kontekście co będzie do okazania. Błędem byłoby jednak typowo prawackie śmieszkowanie z durnych lewaczek bowiem baba jest nie byle kim, to stypendystka Fulbrighta w Berkeley obecnie wykładająca jako ''visiting professor'' na uniwersytecie Stanforda, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie przodującej min. w biotechnologii, stąd można traktować lansowaną przez panią badacz ''nekroutopię'' jako swoisty pas transmisyjny przeszczepiający na nasz grunt tzw. California Ideology - konglomerat technokratycznych wizji, cybernetyki i post- lub transhumanizmu ukonstytuowany na zachodnim, ''progresywnym'' wybrzeżu USA w latach 90-ych, dlatego warto przyjrzeć się co w globalnej trawie piszczy czy raczej przedagonalnie rzęzi. Znamienne zresztą iż w niedawnych prawyborach na gubernatora Kalifornii po raz pierwszy wystartował kandydat jawnie głoszący transhumanistyczny program polityczny, można się z tego śmiać ale biopolityka staje się chcemy tego czy nie kluczową bodaj kwestią naszych czasów na równi z tradycyjną rywalizacją o zasoby ludzkie, kapitałowe i surowcowe nadając jej nowy charakter i coraz częściej musimy mierzyć się z bezprecedensowymi w dziejach problemami jak makabrycznie brzmiące ''pośmiertne poczęcie'' tj. czy dziecko powstałe wskutek ''pozaustrojowego zapłodnienia'' z zamrożonej spermy ojca już po jego śmierci może dziedziczyć na równi z urodzonymi za życia potomkami a jeśli tak to na jakich zasadach [ w USA rzecz jest ustalana na poziomie stanów i zdecydowana większość z nich posiada już odpowiednie regulacje w tym względzie, zwykle dość liberalne ], pomijam status takowego nasienia i skoro jak mówią niektóre prawnicze analizy można je traktować jako ''współ-własność'' małżonków lub partnerów to czy rezerwując je tylko do zapłodnienia żony albo konkubentki nie ingerujemy zanadto w prawo dysponowania nią, sądzę że wielu ''wolnorynkowcom'' pożądanym rozwiązaniem wydałoby się powołanie swoistej ''giełdy spermy'' na której można by obracać ''materiałami pochodnymi'' od ludzkich samców traktowanych jako ''byki rozpłodowe'':) Groteskowy koncept, ale już nie takie bzdury doczekały się realizacji, skoro można handlować powietrzem spekulując ''limitami CO2'' a nawet wskutek porachunków prawdziwej mafii klimatycznej parę osób we Francji nie przeżyło spotkania z ''seryjnym samobójcą'', to w sumie why not ?

Żarty żartami przejdźmy jednak wreszcie po tym niezbędnym wstępie do sedna czyli programu konceptualnej ''eko-nekrofilii'' Domańskiej - otóż w obranej przez nią naturalistycznej optyce cmentarze i pomniki ''eksterminują'' krajobraz, są niedopuszczalną ludzką ingerencją weń i przejawem śmiesznych ''edypalnych'' pretensji do uwiecznienia jednostki daremnie próbując przerwać cykl ''swobodnych przepływów'', obieg pierwiastków w przyrodzie zapewniany przez gnicie, drugi po fotosyntezie z zasadniczych procesów odtwarzającej się tym sposobem natury. Dlatego postuluje ich likwidację lub przynajmniej zastąpienie tradycyjnych epitafiów suchymi informacjami o aktualnym stanie rozkładu zwłok zaś lastrykowych nagrobków i nieekologicznych trumien wykonanych z drewna biodegradowalnymi urnami zawierającymi sadzonki drzew coby drogi zmarły na co się przydał po śmierci służąc za kompost [ zresztą polscy rzemieślnicy już od dawna ponoć takowe robią z wikliny póki co eksportując je na Zachód, głównie do Wlk. Brytanii ale czekać tylko jak wraz z postępami sekularyzacji i upowszechnianiem się eko pierdolca, mody na weganizm itp. postaw również u nas stanie się to popularne ] - jednym słowem grozę śmierci powinna nam osładzać radosna dla każdego ekologicznego kołtuna perspektywa stania się pokarmem dla robali i nawozem. Nie może więc dziwić, że pani transhumanistka jest radykalną przeciwniczką dokończenia ekshumacji w Jedwabnem poświęcając cały rozdział omawianej pracy krytyce przedsięwzięcia jako ''patologii sprawiedliwości tranzytowej'' i przejawu ''polskiego cmentarnego patriotyzmu'' [ ''pols/kość'' jak określa go Domańska w językowej manierze poststrukturalistów ] bowiem wedle niej ''naruszyłoby to równowagę w przyrodzie'' zaburzając naturalny ''proces powstawania nekropersony'', serio kurwa. Konsekwentnie neguje też formy upamiętnienia ofiar ludobójstwa takie jak muzeum w Oświęcimiu, bynajmniej nie oburza jej bezczelne zawłaszczenie przez Żydów na wyłączność Zagłady i zbijanie na niej kapitału politycznego i finansowego, ale w ogóle kwestionuje samą potrzebę oddawania im w ten sposób czci bez względu na ich przynależność narodową, rasową, wyznaniową etc. jako rzekomo ''uprzedmiotawiającego'' trupa, w kontrze rozpatrując pozytywnie fakt rozproszenia szczątków pomordowanych w anonimowych mogiłach co pozwala dostrzegać ich obecność w rosnących tamże drzewach, kwiatach czy stojących na miejscu pochówku domach w myśl postulowanego przez nią ''nowego animizmu'', pan-witalistycznej wizji świata wszechobejmującej przyrody, gdzie każda śmierć jest tylko niezbędnym momentem w kontinuum życia.

Mógłbym długo jeszcze referować kocopoły ''ekolożki'', ale tego co tu przytoczyłem chyba aż nadto, wnioski zaś jakie stąd płyną są upiorne, iście otchłanne - stwarza to choćby, cóż z tego że wbrew intencjom autorki, podstawę dla zalegalizowania zoofilii czy nekrofilii bo za tabuizacją takowych ''aktywności seksualnych'' [ czyt. ohydnych zboczeń, póki co... ] stoi przecież antropocentryczny ''szowinizm gatunkowy'', mocne przeświadczenie o nienaruszalności granic między ludźmi a zwierzętami i szacunek dla zwłok tych pierwszych służy potwierdzeniu wyróżnionej pozycji w świecie natury, gdy więc w post-humanistycznej perspektywie podobne ostre rozgraniczenia zanikają zastępowane neutralnym statusem ''persony'' jaki równie dobrze może określać żywego człowieka co i trupa, zwierzę a nawet kamień to dlaczegóż by nie ? Skoro jak pisze Domańska ''podstawę humanistyki ekologicznej stanowi ontologia związków promująca zarówno ludzkie relacje międzykulturowe, jak i związki międzygatunkowe'' to czy można sobie wyobrazić dosadniejszą ich formę jak seks, w imię czego bronić wszelkim istotom spełnienia ? To samo jeśli idzie o kopulację z trupami czy kanibalizm - ''oszalały pracownik prosektorium'' podniecony ludzkim rozkładem, którego opiewała onegdaj kultowa formacja ''Necrophil'' nomen omen staje się figurą wyzwolonego z pęt szowinizmu gatunkowego post-człowieka, nie ma też powodu by nie wpierdolić póki jeszcze ciepły nieboszczyka skoro i tak ma użyźnić glebę, po co czekać aż mozolnie przejdzie w życiodajne soki roślin, lepiej od razu zabrać się do rzeczy. Idąc za tym całkiem realną staje się możliwość powołania burdelu ze zwłokami albo ludźmi w stanie śpiączki farmakologicznej - dr Willard Gayllin, jeden z pierwszych i czołowych amerykańskich ''bioetyków'', noszący to miano chyba na urągowisko, entuzjasta manipulacji genetycznych i transhumanizmu zajmujący się tymi zagadnieniami już od późnych lat 60-ych, mówi wprost z aprobatą o traktowaniu człowieka jako rezerwuaru organów, ''części zamiennych'' wedle jego określenia i surowca dla doświadczeń medycznych, w takowym ''użytkowym'' podejściu nie widać więc przeciwwskazań co do postępowania z nimi w równie nikczemny sposób. Na marginesie : ''przeszczep serca'' czy innego narządu jest podobnie jak ''operacyjna zmiana płci'' semantycznym oszustwem - człowiek to nie silnik z którego można dowolnie wyjąć jakąś część by wmontować go w innym, organizm zawsze odrzuca rzekomy ''przeszczep'' stąd niezbędnym jest przy tym podawanie specjalnych leków, które opóźniają jedynie nieuchronne, ''pobrane'' organy zaś muszą być ukrwione a więc serce ''dawcy'' bić, dlatego niby ''trupom'' jakim się je de facto wydziera serwowane są środki znieczulające, tak przynajmniej dzieje się w Niemczech bo już w Polsce, ''krainie pavulonu'', ponoć nie... Radzę więc zachować dystans wobec propagandy ''przeszczepowego'' nekrobiznesu jeśli nie chcesz drogi czytelniku, by krojono cię na żywca po tzw. ''śmierci mózgowej'' dla kasy i w imię chorej biotechnologicznej ideologii. Zawsze jednak można próbować samemu tak jak wspomniani przez Domańską w wykładzie jaki przytoczę na końcu przedstawiciele subkultury ''transableism'' dobrowolnie dokonujący amputacji zdrowych kończyn by zastąpić je bionicznymi protezami... choć ci akurat raczej chcą stać się cyborgami, ale tak czy siak mamy do czynienia z dążeniem do przekroczenia ludzkiej kondycji, ruchem transgresji ku maszynie, zwierzęciu, materii nieożywionej, w praktyce rozpuszczeniem się człowieka w kompoście [ już teraz działają firmy takie jak szwedzka a jakże ''Promessa Organic Burial'' oferująca przemianę ''drogiego zmarłego'' w ekologiczny nawóz, choć na szczęście w świetle prasowych doniesień przedsięwzięcie okazało się chyba zbyt ''progresywne'', w Norwegii zaś jak podaje w jednym z przypisów badaczka powszechną praktyką jest wpuszczanie wapna do grobów, nazywa się toto ''rehabilitacją cmentarzy'' ]. 

Najpoważniejszy zarzut wobec wizji ''eko-nekro'' Domańskiej stanowi, iż nie tylko nie sposób na jej gruncie rzetelnie potępić ludobójstwa ale wręcz wygląda ono w tym kontekście na pożyteczny fenomen użyźniając zwłokami pomordowanych glebę, wzmagając proces ''humifikacji'' na którego cześć pieje peany autorka i przyśpieszając cyrkulację pierwiastków w przyrodzie, dostarczywszy jej obficie życiodajny węgiel wskutek gnicia trupów stających się domem i pokarmem mnóstwa żyjątek, grzybów, bakterii oraz czerpiących z nich soki drzew i innych roślin porastających zbiorowe mogiły. Nie ma więc żadnej przesady w tym, by nadać tytuł ''wielkich ekologów'' i ''dobroczyńców natury'' Leninowi-Hitlerowi-Stalinowi-Mao czy Pol Potowi, szczególnie temu ostatniemu bowiem preferował ''przyjazne planecie'' metody eksterminacji zastępując trudno biodegradowalną kulę ołowiu ''czystym'' ciosem motyki w potylicę a zamiast produktów przemysłu typu trujący gaz stosując tradycyjne zaharowywanie na śmierć przy pracach polowych ponad siły, morzenie głodem itd., słynne ''pola śmierci'' zaś jawią się tu jako gigantyczne kompostowniki... Oczywiście Domańska żywi na tyle resztek przyzwoitości, a może zwyczajnej obawy przed naruszeniem politpoprawnych tabu by posunąć się do czegoś takiego, tyle że potępiając ludo- a nawet ''ekobójstwa'' posługuje się całkowicie nieuzasadnionymi dychotomiami na gruncie obranego przez nią holistycznego, pan-witalistycznego obrazu rzeczywistości, na tym zresztą polega zasadnicza aporia ekologizmu w ogóle, który traktuje ludzkość jako część przyrody o nie wyróżniającym się niczym istotnym statusie gatunkowym a zarazem posądza ją o ingerencję w świat natury - nie ma ''ingerencji'' od wewnątrz, no chyba że mowa o auto-agresji, ale nawet wówczas mielibyśmy do czynienia z naturalnym jak najbardziej procesem, więc w czym problem ? Tak czy siak w tej optyce działalność przemysłową człowieka na równi z popełnianymi przezeń masowymi zbrodniami należy rozpatrywać jako coś podobnego przemianom geologicznym wręcz, przedłużenie i intensyfikację co najwyżej przyrodniczych fenomenów, zwłaszcza sumujące te aktywności ''fabryki śmierci'' takie jak Kołyma czy Auschwitz. Domańska dla podkreślenia rzekomej dystynkcji jaka wg niej ma tu zachodzić odwołuje się do mieszczańskiej, infantylnej wizji natury jako przestrzeni współ-zależności i zgodnych działań wszelkiej żywiny ignorując potężną dozę przemocy jaką świat przyrody zawiera [ choć rzecz jasna nie można go doń redukować, ale i przeczyć temu jak to czyni ] - przecież pojawienie się zwłok w środowisku jest zwykle skutkiem agresji czy to innych zwierząt czy chorobotwórczych bakterii i wirusów, niektóre pasożyty potrafią jak dziś już wiemy nawet wpływać na zachowanie swoich żywicieli osłabiając ich instynkt samozachowawczy np. zarażone owce podchodzą do drapieżników, nie uciekają przed nimi co w rezultacie zapewnia wewnętrznym agresorom przejście do innego organizmu, sam trup także staje się przedmiotem zaciekłej rywalizacji padlinożerców, choćby niedźwiedzi z wilkami, tych z kolei z ptakami a ich wszystkich między sobą, wyrastające na ścierwie rośliny również w niczym im pod tym względem nie ustępują walcząc o dostęp do Słońca etc. etc. Dlaczego więc potępiać ludobójstwo, na jakiej to podstawie skoro tu jak i tam mamy do czynienia z analogicznymi procesami mordu i rozkładu zapewniającymi witalny obieg materii w przyrodzie a jego człowieczy sprawca nie dysponuje wyróżnioną pozycją w post-humanistycznej wizji świata, jest rzeczą jak ptak, ryba czy kamień podległym jednako prawom natury - tylko dlatego, że uzupełnione o ludzki komponent racjonalnej selekcji i kontroli oraz specyficzne dla homo sapiens perfidne formy okrucieństwa ? Żadne to kryterium, przecież tak czy siak wszystko jedno i to samo w myśl ''nowego animizmu'':) Skoro ekologiczną wrażliwość p. Domańskiej tak rażą ''eksterminujące krajobraz'' cmentarze i pomniki powinno przypaść jej do gustu rosyjskie podejście do miejsc zagłady, komunistycznej eksterminacji zwane przez mniej uświadomionych, nie tak otwartych i postępowych jak ona ''barbarzyństwem'' bo obywające się zwykle bez zbędnych ingerencji w świat przyrody za pomocą upamiętniających ofiary monumentów czy ''naruszających równowagę natury'' ekshumacji, pozwalające rozpadać się w syberyjskiej głuszy i zarastać ostatnim pozostałościom Gułagu a walającym się wszędzie szczątkom niepogrzebanych należycie przemieniać w życiodajny humus lub stawiać na miejscu zbiorowych mogił bloki, boiska osiedlowe, fabryki, wysypiska śmieci czy sadzić drzewa i klomby, o zwłaszcza to ostatnie jakże ''eko-nekro'' ! [ patrz wstrząsający dla ''zacofanych'' cykl fotografii Tomasza Kiznego pt. ''Topografia terroru'' ]. Nie mówiąc już, że w kontekście śmierci rozpatrywanej jako niezbędny element jedynie w kontinuum życia niespodziewanej witalności nabiera nie tylko żerująca dosłownie na Zagładzie ''religia holocaustu'' ale i tak potępiany przez nią ''cmentarny patriotyzm'' Polaków, owa ''pols/kość'' wedle jej określenia - to już nie forma tanatycznego, nekrofilnego wręcz opętania jak dla innej mądrali Bielik-Robson a życiodajny kult w takim razie czerpiący energię z ziemi i grobów naszych męczenników do kurwy nędzy ! No i co w takim razie z abortowanymi płodami, nawet jeśli uznamy je za ''przedludzi'' i tak w post-humanistycznej optyce są stworzeniami żywymi tak czy siak zasługującymi na szacunek, stąd niedopuszczalnym jawi się z ekologicznego punktu widzenia traktowanie ich jako surowiec dla produkcji przemysłowej jak to się dzieje choćby z ''ludzkimi liniami komórkowymi'' w niektórych szczepionkach pozyskiwanymi z żyjących człowieczych embrionów.

Dobra, pora z wolna ''eutanazować'' ten wpis nomen omen - na plus Domańskiej należy policzyć podjęcie próby ogarnięcia nadchodzącego biotechnologicznego ''neobarbarzyństwa'', postępującej zapaści cywilizacyjnej wskutek paradoksalnie postępu naukowego [ koresponduje z tym ''nowym totemizmem'' wspomniany przez nią w wyżej pomienionym wystąpieniu napływ pozaeuropejskich migrantów przynoszących ze sobą dawno zapomniane na naszym kontynencie pierwotne formy religijności ], tyle że wnioski które wyciąga z tej sytuacji są totalną porażką co zostało okazane. Należy przy tym dodać, iż nie jest to zjawisko nowe - jak pisze Tadeusz Nasierowski w znakomitej dla odmiany pracy ''Z czarta kuźni rodem...'' traktującej o stanie rosyjskiej nauki w pierwszych dekadach sprawowania władzy przez bolszewików ze szczególnym uwzględnieniem tamtejszej psychofizjologii :

''Spośród nauk przyrodniczych biologia okazała się być najbardziej podatna na wpływy aparatu partyjno-administracyjnego, zaś tzw. biologia miczurinowska i pawłowizm stanowiły koronne przykłady posługiwania się nauką do celów ideologicznych i politycznych. [...] Wynikało to z faktu szczególnego upodobania ideologów sowieckich do biologii, którą mieli w zwyczaju traktować jako podstawowe pole walki światopoglądowej. [...] Co ciekawe dążenia te znalazły pozytywny odzew wśród biologów, którzy bardzo chętnie posługiwali się frazeologią marksistowską w interpretowaniu wyników prowadzonych przez siebie badań. [...] Wśród ideologów sowieckich istniała duża skłonność do wyjaśniania zjawisk społecznych przy pomocy terminologii zapożyczonej od nauk biologicznych. Wyrażało się to w utożsamianiu prawidłowości rozwoju społecznego z prawami biologicznymi [ darwinizm społeczny ], w poszukiwaniu sposobów skutecznego oddziaływania na zachowania społeczne [ refleksologia społeczna ], w wypracowywaniu metod wykorzystania genetyki do ''udoskonalania'' człowieka [ eugenika ] oraz w wyznaczaniu granic wykorzystania uogólnień wynikających z teorii Freuda w ideologii marksistowskiej.''

- a więc już blisko 100 lat temu w ''najbardziej przodującym kraju świata'' miała miejsce ideologiczna instrumentalizacja nauk biologicznych spotykająca się, podkreślmy to z całym naciskiem, z pozytywnym odzewem wśród uczonych, nawet tak jawnie krytycznych początkowo wobec komunistów jak Pawłow, godzili się jednak na to a wręcz chętnie brali udział w procederze w zamian za status pupilów reżimu, płynące stąd apanaże i deszcz orderów, możność robienia międzynarodowej kariery dla najlepszych wspieranej autorytetem państwa a nade wszystko prowadzenia dzięki temu kosztownych badań, utrzymania laboratoriów i zespołów naukowców. Warto pamiętać, że ''uczony też człowiek'' nie pozbawiony typowo ludzkich słabości jak pycha, nadmierne ambicje, małostkowa zawiść itp. bo o tym banale wydawałoby się zwykle przeciętniacy zapominają traktując często intelektualistów niczym herosów, nadludzi niemal wyposażonych w ''boską'' moc a tak kurwa nie jest ! Dlatego podobne procesy zachodzą obecnie również w ''wolnym świecie'', gdzie kontrola nad nauką nie jest tak ścisła jak w ZSRR, ale zwykła potrzeba funduszy czy omerta środowiskowa działa często skuteczniej niż państwowa cenzura i terror.  

Tym bardziej więc należy przypomnieć iż zarówno komunistyczne jak i nazistowskie obozy koncentracyjne będące gigantycznymi laboratoriami makabrycznych eksperymentów na człowieczej duszy i ciele, poddawania ludzi ekstremalnym próbom na tle których rażenie prądem szczurów czy małp jawi się niczym niewinne igraszki, wykazały dobitnie iż powrót do natury nie jest nam dany bowiem jesteśmy zwierzętami nienaturalnymi jakby to paradoksalnie nie zabrzmiało - człowiek sprowadzony do swych animalnych, wegetatywnych wprost poziomów egzystencji obumiera w duchu stając się ''muzułmanem-dochodiagą'' i jeśli proces ten nie zostanie powstrzymany wkrótce idzie za tym już śmierć dosłowna jak najbardziej, fizjologiczna zapaść i koniec. Zadziwiające, że Domańska poświęcając temu granicznemu doświadczeniu sporo miejsca w swej pracy zdaje się być kompletnie ślepa na płynące stąd konsekwencje - dlatego na koniec powtórzę jeszcze raz z całym naciskiem na jaki mnie stać bo chciałbym aby wybrzmiało to na tyle mocno by każdy pojął wagę poruszanego tu zagadnienia, iż na gruncie ideologii ''eko-nekro'', holistycznej, panwitalistycznej wizji kosmosu, gdzie śmierć jest niezbędnym elementem w kontinuum życia, każdy mord czy masowa zbrodnia jest li tylko katastrofą naturalną, ożywczym dla całego układu wstrząsem na wzór erupcji wulkanu czy pożaru sawanny pozwalającym regenerować się systemowi niemal w nieskończoność niczym wiecznie pożerającej się otchłani. Symbolem takiego świata jest Uroboros a jego panem Aryman, nie ma więc ''etyki immanencji'', warunkiem moralnego stosunku do rzeczywistości i władzy sądzenia jest przyjęcie istnienia jakiegoś transcendentnego, pozaświatowego punktu odniesienia - czy to Bóg w Trójcy Jedyny lub nie religii ''abrahamowych'' czy też Nirvana/Nibbana ''dharmicznych'', konkretnie jednej z nich : buddyzmu [ i jak niby potępić ludo-bójstwo, gdy w post-humanistycznej perspektywie w ogóle zanika człowiek ?! ]. No, chyba że za Aleisterem ''Bestią'' Crowleyem będziemy twierdzić, że ''prawo silnych'' jest naczelną zasadą świata, stąd są oni ''władni zabić tych, którzy ograniczają ich swobodę'' zaś ''niewolnicy istnieją po to by im służyć'', taka to ''miłość'' - podług WOLI [ mocy ].

Przypisy :

''U podstaw idei Nekrosu stoi teoria nekro-witalizmu, tj. powstawania życia z materii martwej. Zakłada ona, że istniejące obecnie różne formy Nekrosu/nekrosu, a zwłaszcza te organo-technologiczne oraz krystaliczne, stanowią prefigurację przyszłych form życia opartego na węglu lub innej substancji podstawowej. [...] Zamiast alienującej nekrofobii proponuję zatem przyjęcie postawy uruchomianej przez etyczny impuls nekro-philii, którą rozumiem tutaj jako rodzaj akceptacji i przyjaznej relacji z tym, co uznawane za martwe. [...] Dyskusje na temat ekshumacji w Jedwabnem stanowią temat rozdziału czwartego (Prawda forensyczna: przypadek ekshumacji w Jedwabnem). [...] W rozdziale przedstawiam różne punkty widzenia i argumenty za przeprowadzeniem pełnej ekshumacji i przeciw niemu. W efekcie w centrum zainteresowania stają nie ofiary, ale ich zdepersonalizowane szczątki traktowane jako dowód materialny. Ruch ekshumacyjny, który widoczny jest nie tylko w Polsce, przedstawiam jako patologię sprawiedliwości tranzytowej, element przetargowy w konflikcie różnych pamięci i aspekt znanego z polskiej tradycji romantycznej „cmentarnego patriotyzmu” (pols/kość).'' 

http://ewadomanska.pl/wp-content/uploads/2011/03/Domanska-Nekros-spis-tresci-abstrakty-rozdzialow.pdf 

''W książce Domańskiej silnie akcentowane jest stanowisko nienaruszalności miejsc pochówku, a tym samym sprzeciw wobec ekshumacji rozumianych przez nią nie tylko jako wyjęcie z grobu, ale przede wszystkim – zgodnie z łacińskim terminem exhumatio (ex-humus) – jako wydobycie z humusu, specyficznego składnika gleby. Wiąże się to z zakłóceniem, zachodzącego w wyniku humifikacji i mineralizacji, procesu powstawania nekropersony.''

[ str. 4 pdf ] :


''Ludzkie pozostałości stały się więc z braku możliwości ekshumacji mieszkańców warszawskiej Woli, Muranowa i Drezna komponentem organicznym nowego, zmodernizowanego krajobrazu. [...] Szafowanie życiem zagarnia też sferę eschatologii, w ramach której praktyki ludobójcze przeczą celowości użycia względem eksterminowanych określenia „ludzkie szczątki”, ich status pozostaje chwiejny, lecz, paradoksalnie, sprzyja to nekrowitalnej dehumanizacji i depersonalizacji (terminy te stosuje Domańska dla podkreślenia rozpadu ludzkiej powłoki i uczestnictwa tego, co pozostało, w obiegu przyrody). W tym właśnie miejscu pojawia się możliwość snucia dywagacji na temat niekonwencjonalnych form pochówku, które zapewniają jakościową poprawę środowiska (dzięki ograniczeniu zużycia chemicznych środków konserwujących tradycyjne nagrobki) i wspierają regenerację przestrzeni niezalesionych lub konstytuują nowe przestrzenie, tzw. „ogrody pamięci”. Pola popiołów konotujące los ofiar Treblinki lub Drezna i wpisaną w ten obraz wizualnie efektowną wizję destrukcji ujawniają swój rewers, który, dzięki pracy metafory, objawia Jerzy Ficowski w „Odczytaniu popiołów”: „Pola pod zasiew spadających gwiazd”; przywołana fraza, dzięki kontaminacji obrazu spadającej gwiazdy (który, według Juana Eduardo Cirlota, pozostaje najbardziej znanym symbolem ludzkiej egzystencji, znaczonej piętnem przejściowości: exitus i reditus) oraz pola emanującego życiodajną mocą popiołu rewaloryzuje moment spopielenia, który nabiera symbolicznego powrotu do łona Matki-Ziemi (Genitrix). [...] Ofiary Holokaustu krążą w powietrzu, wodzie i glebie, zasilają uprawy, stają się niezbywalną częścią krajobrazu: „Ważne jest, jak sądzę, by przekonać się do tego, że pojmowanie szczątków ludzkich w kategoriach ich naturalnego mieszania się (organic commingling) z innymi elementami ekosystemu (ich dehumanizacja związana z zamianą w humus) nie oznacza degradacji czy/i redukcji człowieczeństwa osoby zmarłej, ale potwierdza jej potencjalne (biologiczne) istnienie. W takiej perspektywie przestrzenie grzebalne, które często rozpatruje się w kategoriach separacji, gettoizacji i wykluczania zmarłych, stają się miejscami inkluzji, łączenia z innymi formami życia i symbiotycznego trwania. Przestrzenie Zagłady widziane zaś w perspektywie długiego trwania (eko-nekro) stają się figurą możliwej przyszłości i możliwej formy wspólnotowości, symbiotyczną diasporą – ekumeną różnych form życia” (s. 206).''


O, a nad tym należy się na chwilę zatrzymać bo to prawdziwa perła gówna posadzona na cześć książki Domańskiej przez ''antropolożkę'' kulturową Annę E. Kubiak - zgroza bierze, że podobne brednie wypisuje tak utytułowana ''naukowczyni'', profesor nadzwyczajny w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, choć sprowadza na ziemię wiele zarazem tłumacząc ów fakt, iż shabilitowała się pracą entuzjastycznie traktującą o fenomenie New Age [ sfinansowaną z sorosowych grantów, jakże by inaczej ], tak tak, stopień doktora nauk można dziś uzyskać lansowaniem zabobonów, nie dziwi więc, że wydał toto Santorski, ''czarny mag'' i kołcz tuskowy, miejmy to wszystko na uwadze podczas lektury niniejszych elukubracji, uwaga, zapiąć pasy, psorka lewituje ! :

''Domańska krytycznie opisuje ‘nekropolitykę historyczną’, którym to pojęciem określa: „możliwości władzy decydowania o tym, którzy zmarli aktorzy historyczni mają być ekshumowani i umieszczeni w panteonie politycznych i kulturowych przodków przodków/bohaterów, a których należy z niego usunąć lub przesunąć na niższą pozycję w hierarchii ważności”. Nieznośne i kosztowne odkomunizowywanie Polski w postaci burzenia pomników i zmieniania nazw ulic jest manipulacja polityczną i historyczną. Kradnie też część naszych biografii. W swoim oporze wobec przemocy władzy zawsze mówię, że dzieciństwo spędziłam przy ulicy Marchlewskiego i obecnie nazywam ją „Jana Pawła Marchlewskiego”. [ czerwona szmato, czy ty wiesz co to prawdziwy opór wobec komunistycznej władzy, której pamięci bronisz i ile realnie on kosztował ? - przyp. mój ]

Osobiście –  podobnie jak autorka - zachwycam się formułą pogrzebu w rodzaju ''zrób to sam'', która pozwalałaby obcować ze zmarłym (umyć, ubrać lub tylko owinąć w całun i wywieźć na teren ''zielonego cmentarza oraz w trosce o środowisko zwrócić ciało ziemi (po wyjęciu przez specjalistę metali w rodzaju rozrusznika) by stało się elementem naturalnego środowiska i nie zanieczyszczało go przez lastrykowe grobowce, o które nikt wkrótce nie będzie dbał. Nie widzę potrzeby jakiegokolwiek oznaczania miejsca. Wystarczy pamiętać ten las, tę łąkę czy to bagnisko. Tymczasem w Polsce nie można nawet legalnie rozsypać prochów, nie wolno nie mieć kwatery na cmentarzu, nie jest respektowane prawo do bezgrobia, o którym pisze autorka. W tej rewolucji silny opór powstanie w branży funeralnej i Kościele katolickim zbijającym kabzę na pochówkach. Zachwyca mnie, iż autorka z triady: przodkowie, ziemia i naród, wybiera ziemię wraz z nie -ludzkimi przodkami (roślinami, zwierzętami, mikroorganizmami i minerałami), jako priorytet, o który powinniśmy się troszczyć. [...] Swój pogrzeb – gdyby prawo w Polsce na to zezwalało –  zaplanowałabym w formie sky burial  tybetańskiego zwyczaju nacinania, a nawet porąbania ciała zmarłego, zostawionego na skale, a następnie zjedzonego przez padlinożerne ptaki. Taka formuła dysponowania zwłokami jest najzdrowsza dla środowiska, gdyż nie zanieczyszcza ani ziemi (inhumacja) ani powietrza (kremacja). [ no właśnie, ile przy tym CO2 idzie do atmosfery, doprawdy jak postępowe kołtuny nowocześni ludzie mogą preferować tak nieekologiczną formę pochówku:) - pomijam, że nawet przy obecnych technologiach nie tak łatwo całkiem spopielić zwłoki i to co zostaje a jest tego sporo, praktycznie cały szkielet i duża część organów, mieli się w odpowiednich niszczarkach tak więc w urnach pogrzebowych zawierają się nie tyle prochy zmarłego co mielonka zeń - przyp. mój ]. Promesja i resomacja zużywają dużo energii. Nie wiem czy przy masowym zatapianiu zmarłych w morzu chciałabym jeszcze w nim pływać. Biourny będące jednocześnie sadzonkami drzew wydają się w każdym razie lepszym pomysłem niż metalowe urny wkładane do murowanych grobowców. Zauważony przez autorkę brak symbolu kobiety na biournie jest dla mnie zrozumiały w odczytaniu sadzenia, jako aktu seksualnego: zapładniania Ziemi. Oczywiście i tutaj można by spodziewać się protestów środowisk LGBT. [ oczywiście:))) - przyp. mój ] Zmiany w ustawie o cmentarzach wymagałyby rewolucji w świadomości Polaków, narodu jednego z najmniej ekologicznych [ o dzięki Ci Panie ! i oby tak zostało jak najdłużej potrzeby czego w świetle tych monstrualnych bredni chyba tłumaczyć nie muszę - przyp. mój ] obok Amerykanów (gdzie jednak dokonują się duże zmiany spowalniane przez korporacje funeralne promujące balsamację, nieekologiczne trumny i grobowce), w kontekście pogrzebów. Pozytywne przykłady amerykańskiego podejścia do pochówku w NEKROSIE są niereprezentatywne, bowiem autorka czerpie je z badań terenowych w Kalifornii, oświeconej pod wieloma względami. Cenne są dla mnie refleksje na temat przestrzeni śmiertelnych, deathscapes, w ramach rozwijającego się nurtu badań krajobrazów w naukach humanistycznych. W duchu eko-nekro autorka odwołuje się do biohumanistycznych podejść oraz przykładów projektów‘ przeciw-pomników’, które również podobnie jak ''zielone cmentarze'' nie prowadzą do„eksterminacji krajobrazu. Gorąco popieram takie projekty, zwłaszcza w kraju gdzie natręctwo monstrualnych pomników
(paradoksalnie pozwalających zapomnieć) służy władzy śmierci nad życiem. Koszty budowy tych „martyrologicznych kiczów” można by spożytkować do tworzenia terenów zielonych, miejsc rekreacji, edukacji, czy po prostu zamieszkiwania przez żywych.'' 

- ejże, w takim razie obalanie ''ubelisków'' przez obecną władzę powinno być działalnością proekologiczną jak najbardziej ! No ale logika jest ''fallocentryczna'' i towarzyszki ''antropolożki'' jak i ''ekozofki'' nie są z nią za pan brat czy raczej wielka mać siostra. Jedźmy dalej, nie mam litości dla czytelnika, ale to jest tak cudne w swej upiornej głupocie, że nie mogę powstrzymać się przed zacytowaniem jeszcze tego :

''Skoro wszyscy żyjemy na cmentarzu (owe sto miliardów szczątków), to niepokoimy je wciąż rozbudowując miasta czy uprawiając ogródki. Myśląc o przyszłości, sądzę, że obok znakomitych rozwiązań w rodzaju ‘zielonych cmentarzy’, prawa do bezgrobia’, delegalizacji balsamacji ciał, tanatokosmetyki oraz części przemysłu pogrzebowego związanego z produkcją trumien z metalowymi okuciami i lakierami szkodliwymi dla środowiska (zamiast tego całuny), trzeba będzie likwidować cmentarze (może poza cmentarzami historycznymi), na których zaczyna brakować miejsc, i stworzyć ''humusy'' zbiorowych mogił. Sprzeciw, jaki może budzić ten pomysł wynika z wartości, jaką kultura zachodnia przypisała indywidualizmowi w postaci idei persony. [...] Szczątki już nie są człowiekiem tylko elementem większej całości – jak pisze Domańska – meta persony, ''nekrobionta''. Myślę, że nie unikniemy w przyszłości kolejnych ekshumacji. Dużo większym problemem nekro-eko są rosnące i pływające stosy śmieci – materiałów wolno lub w ogóle nie biodegradowalnych i produkcja smogu, a więc globalne zanieczyszczenie ziemi, wody i powietrza. Stąd moje zdziwienie budzi bijący z pracy optymizm, gdy można raczej spodziewać się nieuniknionej katastrofy ekologicznej bądź atomowej. Być może jednak zniknięcie rodzaju ludzkiego z galaktyki będzie miało zbawienne skutki dla wszechświata.''

- itd. od podobnych zgniłych wykwitów zabagnionego umysłu aż się roi w niniejszej recenzji, czy muszę dodawać, że zepsowana doktorka od ''ded sajens'' jest entuzjastką eutanazji ? Jednak nie ma co śmieszkować bowiem problem istnieje :

''Uczestnicząc w dwóch konferencjach prawników miałam okazję zobaczyć, jak różne formy życia nie-całkiem ludzkiego: zarodków i spermy osób zmarłych, stanowią nowe wyzwania legislacyjne. Również biotechnologia wraz z eksperymentowaniem z komórkami macierzystymi, materiałem genetycznym i tkankami, stanowi wyzwanie nie tylko etyczne, ale i legislacyjne i kulturowe. Oczywiście można by tę problematykę rozciągać na sztuczną inteligencję, boty, które mogą posiadać elementy organiczne. Np. ktoś w żałobie może zamówić sobie bota wzorowanego na zmarłej osobie, z użyciem jej włosów, skóry itd.''


Jeśli ktoś po tym wszystkim ma wciąż ochotę katować się wykładem Domańskiej proszę bardzo :