sobota, 20 maja 2023

Drakula - prawdziwy katechon.

...nie zaś udawany, jak Fiutin. Czytałem ostatnio biografię Włada Drakuli autorstwa rumuńskiego historyka Matei Cazacu. Wynika zeń, iż ''czarny PR'' wołoskiemu władcy zrobił węgierski król Maciej Korwin, któremu jako wasal podlegał ów ''syn diabła''. Jak przystało na typowego Korwina był zeń oszust i polityczny nieudacznik, który wziął kasę od papieża i Wenecjan na antyturecką krucjatę, po czym schował ją do własnej kieszeni, gdyż była mu potrzebna na wykup korony Węgier od Habsburga. Dla wytłumaczenia się zaś przed sponsorami z nierozliczonych sum obarczył winą za fiasko przedsięwzięcia swego lennika, nie żałując pieniędzy na jeden z pierwszych drukowanych paszkwili, który to dał początek fatalnej legendzie Drakuli. Zdradzonego przezeń o świcie, gdyż nakazał jego areszt porzucając wcześniej na pastwę Turasów, z którymi dzielny wołoski książę musiał się napierdalać polegając jedynie na własnych szczupłych siłach. Tak oto nieprzejednanemu wrogowi muzułmanów i obrońcy chrześcijaństwa na jego rubieżach, dorobiono gębę jakoby zdrajcy i stronnika sułtana, któremu miał obiecać pomoc w zawojowaniu Transylwanii i Węgier, a później reszty Europy. Bezczelność owej chamskiej manipulacji tym bardziej woła o pomstę, iż Drakula omal nie zabił Mehmeda Zdobywcy w brawurowym nocnym ataku na jego obozowisko. Niestety w kluczowym momencie walki jeden z wołoskich dowódców stchórzył, za co Wład słusznie ''nagrodził'' go palem w tyłku, nic innego bowiem za przejebanie takiej dziejowej okazji się nie należało. Sam zaś ów słynny las potraktowanych tak samo tureckich jeńców wojennych, przytaczany na dowód bestialstwa rumuńskiego wojewody od którego to zyskał drugie miano ''palownika'', był jedyną skuteczną formą ''dialogu międzykulturowego'' z najeźdźcami mającymi w zwyczaju układać piramidy ze ściętych głów pokonanych wrogów. Dzięki temu nie tyle ich przeraził, co nabrali doń respektu jako równie im bezwzględnego przeciwnika, a to iż Wład za młodu spędził parę lat wśród Turków jako zakładnik i stąd pojął, jakim to językiem należy do nich przemawiać. Co wyłożył w liście do bydlaka Korwina, bezskutecznie domagając się odeń pomocy w odparciu inwazji muzułmańskiej dziczy na swój kraj: ,,Nie chcemy bowiem umykać przed ich [ wyznawców islamu ] okrucieństwem, tylko bić się z nimi na wszelakie sposoby''. Ostatnie jest szczególnie godne podkreślenia, gdyż Wład świadomy ogromnej przewagi militarnej wroga nie dawał się ponosić głupiemu honorowi ''białorycerza'', skazującemu na klęskę w konfrontacji z równie przebiegłym co Osmanowie przeciwnikiem, jak to niestety było udziałem polskiego króla Władysława Warneńczyka. Nie wydał stąd jak on otwartej walki sułtanowi, lecz chowając wcześniej w niedostępnych leśnych ostępach i górach kobiety wraz z dziećmi i pozostałym dobytkiem, prowadził zaciekłą wojnę podjazdową bez wytchnienia nękając napastników, tudzież odpowiednio traktując palem odbyty pochwyconych janczarów. Bynajmniej naostrzonym, gdyż wprowadził pomysłową innowację nadziewając na zaokrąglone i natłuszczone przedtem końce, coby drzewce dłużej wchodziły w ciało islamskich morderców i złodziei przeciągając ich męki. Swoje zrobiło też zapewne doświadczenie, jakie nabyli w obcowaniu ze stepowymi ludami przodkowie Drakuli, a to dzięki docierającym aż nad Dniestr środkowoazjatyckim Połowcom. Nie zawsze zresztą relacje owe przybierały tylko konfrontacyjny charakter, ale dochodziło przy tym również do swoistej osmozy kulturowej: dość rzec, iż ród z którego wywodził się Wład obrał tureckie miano Besarabów, od zwącego się tak fundatora dynastii panującego na Wołoszczyźnie w XIV-ym stuleciu. Ojciec zaś tegoż, mimo romańskiego pochodzenia nosił jeszcze bardziej ''turańskie'' imię Toktemir [ Tok-Temür ], co znaczyć miało ''twarde żelazo'' - i takimże ''stalowym'', nieugiętym wojownikiem był ich potomek ''syn Diabła'', nazwany tak na cześć swego poprzednika na tronie, także Włada. Wreszcie cały las agresorów z palami w tyłkach, jaki ustroił Drakula, mógł być z jego strony zamierzenie ''homofobicznym'', makabrycznie kpiarskim gestem pod adresem tureckiego sułtana znanego z pociągu do własnej płci. Mehmed Zdobywca bowiem nie był słabowitą ciotą, lecz wojowniczym pedałem z tych, co to zanim swego wroga zarżną pierwej go zerżną. Niestety miało się to zemścić na Drakuli - on sam wprawdzie uchronił tyłek przed sułtańskim interwencjonizmem państwowym, gdy przebywał jako zakładnik u Osmanów. Wszakże nie można było tego już powiedzieć o jego spedalonym młodszym bracie, znanym nie bez powodu pod ciotowskim mianem Radu Piękny. Dzięki swej urodzie wpadł w oko zdobywcy Konstantynopola i dał mu się nadziać na jego sztywny pal Azji, stąd wredny turecki gej upokorzony faktyczną klęską swej wyprawy przeciw Drakuli, postanowił wycofując się jak niepyszny na odchodne podrzucić mu polityczną ''kulkę analną'' w osobie przecwelonego krewniaka. Radu Piękniś zdołał zwieść większość podległych dotąd bratu bojarów, być może znanym sobie sposobem obciągając im fiuty niczym Prigożin Saszy Kurarze we więźniu, przejmując dzięki temu władzę na Wołoszczyźnie i wypędzając Drakulę z kraju. Kiedy zaś ten zwrócił się w potrzebie o pomoc zbrojną niezbędną dla odzyskania władzy do swego madziarskiego protektora, ów jako się rzekło zdradził go ponownie biorąc znienacka w niewolę. Co prawda jej warunki nie były jakoś szczególnie ciężkie, Wład Palownik bowiem zamiast gnić w lochu cieszył się statusem więźnia politycznego. Przebywając w faktycznym areszcie domowym wpierw na wyszehradzkim zamku, a później w węgierskiej Budzie u boku Korwina, który trzymał go w rezerwie przewidując najwidoczniej, że kłopotliwy wasal może mu się jeszcze mimo wszystko przydać. Drakula nudził się tam strasznie i aby nie zgnuśnieć całkiem, tudzież nie wyjść z wprawy w palowaniu, zabawiał się ponoć nadziewaniem na małe drzewce złapanych przez się uprzednio myszek i ptasząt:). Niewierny węgierski pryncypał zlitował się w końcu nad nim i wypuścił czarta na wolność, wyręczając się Władem w rozprawie z Turasami podczas wyprawy na zajętą wówczas przez nich Bośnię. Uszczęśliwiony Drakula mógł wreszcie poczuć się w swoim żywiole masakrując muzułmańskich najeźdźców jak należy, stosując przy tym taktykę stepowych ludów np. przebierając swych wojowników za żołnierzy wroga, zgodnie z zasadą, iż przeciwnika najlepiej pokonuje się jego własną bronią. Legenda głosi, że podczas tej kampanii posuwał się wręcz do rozszarpywania żywcem janczarów własnymi rękoma, na pewno zaś masami wbijał ich na pale aż miło - gdybyż tylko reszta władców chrześcijańskiego świata wykazała się podobną stanowczością! Wówczas groźba islamskiej dominacji narzuconej przez osmański sułtanat, kładąca się cieniem przez kilka stuleci na nowożytną Europę, nigdy nie przybrałaby poważnych rozmiarów. Wład przybył też wraz ze Stefanem Batorym [ przodkiem swego imiennika, króla Rzeczpospolitej ] na odsiecz hospodarowi Mołdawii, zmagającemu się z turecką inwazją na swój kraj. Niestety zbyt późno, aby uchronić jego tyłek przed zryciem go w bitwie przez muzułmańskich pedałów, ale zdążył jeszcze wraz ze swym węgierskim sojusznikiem zlać im z kolei dupę, kiedy chyżo umykali po w rezultacie zakończonej jednak fiaskiem wyprawie. Idąc za ciosem wkroczył wreszcie na ojczystą ziemię i gdy już wydawało się, że odzyska tron spadł nań nieoczekiwany atak władającego wówczas Wołoszczyzną tureckiego kolaboranta Besaraba III, którego ludzie przebodli Drakulę włóczniami. Śmierć miał więc godną wojownika, choć żal wielki, iż zmienne losy jego rządów przybrały w końcu tak nieszczęsny dlań obrót. Bowiem osmańskim zwyczajem pohańbiono zwłoki Włada ściągając im skalp z twarzy, samą skórę preparując wraz z włosami głowy naciągnąwszy je bawełną, po czym tak ustrojone trofeum posłano sułtanowi. Makabryczny ów podarek gej morderca przesłać miał następnie jakiemuś obcemu władcy, niestety rumuński biograf nie podaje któremuż to, podobnie jak postąpił z martwym obliczem ostatniego bizantyjskiego cesarza po zdobyciu Konstantynopola. Kontynuując tym jedynie rodzinną tradycję, gdyż ojciec Mehmeda tak samo uczynił ze szczątkami pokonanego przez się ''białorycerza'', czy tam politycznie ''niebinarnego bohatero'' Warneńczyka.

Podsumowując burzliwy, pełen dramatycznego patosu żywot Włada Drakuli można by streścić jednym zdaniem: między Korwinem skurwysynem a sułtanem pedałem. Co tu kryć, nie tylko ze względu na przodka zyskał on miano ''diabelskiego syna'', ale też nie zasługiwał na aż równie fatalną opinię o sobie, jaka po nim pozostała. Acz upiorna legenda srogiego obrońcy rubieży christianitas mogłaby o tyle być prawdziwa, gdyby pośmiertnie jego zjawa poczęła dręczyć w sennych koszmarach osmańskiego władcę. Prawiąc mu z makabrycznym uśmiechem i jadowitą ironią: ''obacz sułtanie, jakiż to wielki pal uszykowałem specjalnie dla ciebie, zaraz przebodę nim twój zadek, ale nie tak jak lubisz...'' Mówiąc zaś już zupełnie serio, czekam kiedy w końcu zamiast tłuc ciągiem głupie horrory, jakiś twórca odda Drakuli sprawiedliwość porządnym dramatem historycznym, uczciwie kreśląc jego sylwetkę jako władcy z którego Rumuni mogą być mimo wszystko dumni. Bowiem był zeń prawdziwy katechon, obrońca prawosławnego chrześcijaństwa przed islamską nawałą, wsławiony fundacją wielu kościołów i klasztorów. W pełni należał mu się tytuł ''Mars Christianissimus'' nadany Ludwikowi XIV przez Leibniza, acz bez tegoż szyderczej kpiny. Okrutne zaś metody rozprawy z wrogami kraju, jak i opozycją wewnętrzną do jakich Wład się uciekał, stanowiły konieczność niestety w równie ekstremalnych warunkach cywilizacyjnej ''strefy zgniotu'', nad jaką przyszło mu panować. Miejscowi bojarzy niepomni realiów ''strefy frontowej'', za którą robiła cała pograniczna Wołoszczyzna, anarchizowali ją uniemożliwiając zaistnienie silnej władzy niezbędnej dla odparcia tureckiego zagrożenia, tudzież uniezależnienia od Węgier a później Austrii. W efekcie na wołoskim tronie trwała niemal nieustanna krwawa karuzela zmieniających się jak w kalejdoskopie władców, obalanych tak przez lokalnych wielmożów, co i obce potęgi a do tego jeszcze bruździli im butni niemieccy przybysze zamieszkujący naonczas miasta Transylwanii, zwani przez miejscowych Sasami. Permanentna niestabilność polityczna cechująca rumuńskie ziemie w owym czasie, czyniła niemożliwością zapewnienie im jako takiego choćby ładu bez należytej dozy bezwzględności ze strony krajowego suwerena. Zresztą oponenci Drakuli nieustannie rzucając mu kłody pod nogi, sami wręcz prosili się o właściwe ich użycie w formie pala rozrywającego im tyłek aż po wnętrzności. W gruncie rzeczy tym co jedynie wyróżniało go na tle epoki, była najwyżej skala zadawanej przemocy, nie zaś okrucieństwo nakładanych przezeń kar - tak o tym pisze jego biograf:

''Radu Constantinescu, specjalista w dziedzinie średniowiecznego prawa, dokonał porównania kar stosowanych przez Drakulę z przepisami prawa transylwańskich Sasów, oraz innych kodeksów obowiązujących w drugiej poł. XV wieku w Europie Środkowej i Południowo-Wschodniej. [...] Wszystkie te kodeksy, podobnie jak edykty królów Węgier, wyróżniają się wielką surowością kar, co zbliża je do rosyjskiego Sudiebnika  Iwana III Srogiego z 1497 roku, zainspirowanego prawdopodobnie tymi samymi źródłami, za pośrednictwem Fiodora Kuricyna [ moskiewskiego dyplomaty przebywającego wówczas na węgierskich ziemiach, o którym będzie jeszcze mowa - przyp. mój ]. Z tego porównania płynie zadziwiający wniosek, że Wład torturując i zabijając transylwańskich Sasów, oraz swoich rumuńskich poddanych, tak naprawdę stosował jedynie kary przewidziane w ich własnym prawie. Niektóre z nich były ordaliami - próbą żelaza, wody czy beczki, stosowanymi w przypadku rozboju czy fałszowania monet. Kodeksy te zrównywały kupca, który nie stosował się do praw handlowych czy celnych ze zwykłym rzezimieszkiem i przewidywały dlań okrutne kary. Taki sam los spotykał krzywoprzysięzców, czarowników, trucicieli, cudzołożników, podpalaczy i ojcobójców. Kara pala była jedynie rumuńską i węgierską odmianą zachodniej kary śmierci wykonywanej za pomocą łamania kołem, stosu lub przez utopienie. Najwyższy wymiar kary spotykał także poręczycieli kupców, którzy nie przestrzegali prawa, oraz mnichów zakonów żebraczych, jacy do przewożenia jałmużny używali zwierząt pociągowych czy też wozów dwu- lub czterokołowych. Zatem, zdaniem Constantinescu, uczynki Włada Palownika były tylko skrupulatnym wypełnianiem przepisów obowiązującego prawa, a nie krwawymi kaprysami tyrana. Praca ta jest bez wątpienia ważnym wkładem w studia nad średniowiecznym prawodawstwem, które w oczach współczesnych jawi się jako przesadnie surowe i okrutne.''

- w sumie jednak o tyle dobrze się stało, że dzięki krwawej legendzie sława Drakuli wciąż trwa, a o węgierskim nieudaczniku, jaki obrobił mu nią zad pamiętają już tylko badacze epoki. Wszakże nie tylko Korwin nakłamał o rumuńskim katechonie, podobnego nadużycia choć paradoksalnie tym razem w apologetycznym tonie, dopuścił się współczesny mu rosyjski dyplomata, wspomniany już Fiodor Kuricyn. Pisząc na kanwie żywotu Włada odpowiednik ''Księcia'' Machiavellego dla swych mocodawców, uczynił Drakula wzorcem ''żydowińskiej'' tyranii Moskwy, czemu Cazacu poświęcił w swej pracy osobny rozdział, z którego to przytoczę fragmenty na prawie cytatu:

''Fiodor Kuricyn był w latach 1480-1501 jednym z najbliższych doradców Iwana III w dziedzinie spraw międzynarodowych i twórcą rosyjskiej dyplomacji. Sprawował funkcję ówczesnego ministra spraw zagranicznych w szczególnie ważnym momencie historii swego kraju, gdy krystalizowała się ideologia moskiewskiej autokracji. [...] Kuricyn i jego brat Iwan Wołk wzięli czynny udział w nakreśleniu tej doktryny politycznej oraz w kształtowaniu korpusu urzędników-sekretarzy księcia, zwanych po rosyjsku ''diakami''. [...] Próbując uprawomocnić i ustabilizować nową sytuację polityczną, Iwan III i jego spadkobiercy korzystali ze wsparcia rozmaitych grup rosyjskiego społeczeństwa: administracji centralnej sekretarzy książęcych, obdarowanej lennami [ pomiestie ] przez księcia szlachty, reformatorskiego skrzydła prawosławnej Cerkwi uosabianego przez tzw. niestiażatieli [ czyli ''niezachłannych'' ], a w końcu - rzecz całkiem nowa - grupy nacisku złożonej głownie z osób świeckich, której przewodził Fiodor Kuricyn i jego brat, znanej pod nazwą ''judaistów'' [ żydowinów ]. Grupa ta wspierała moskiewską autokrację i jej roszczenia wobec Rusi kijowskiej, a także zasadę nieingerowania Kościoła w sprawy państwa, oraz jego powrót do ''ewangelicznego ubóstwa'' [ czyt. pozbawienie go majątku na rzecz władców Rosji - przyp. mój ]. Fiodor Kuricyn wysłany został w roku 1482 na Węgry, gdzie przebywał jako ambasador na dworze króla Macieja Korwina. Jego zadaniem było zmontowanie sojuszu wymierzonego przeciwko Polsce i Litwie. Jednocześnie był odpowiedzialny za rekrutowanie niemieckich i włoskich specjalistów [ architektów, hutników zajmujących się odlewaniem armat itp. ], niezbędnych do realizacji moskiewskich projektów cywilnych i wojskowych. Dnia 5 lutego 1483 roku misja Kuricyna na Węgrzech dobiegła końca i zbierał się on do powrotu na Ruś moskiewską. Tegoż dnia Maciej Korwin napisał do mieszczan Bystrzycy na płn. wschodzie Transylwanii, prosząc ich o przyjęcie rosyjskiego ambasadora i jego świty, oraz odprowadzenie go do Mołdawii na dwór Stefana Wielkiego. [...] Fiodor Kuricyn spędził rok 1483 w Mołdawii, przebywając w Suczawie tudzież innych miastach, pozostając tam aż do lata następnego roku. Czekał na przybycie fachowców z Włoch skaptowanych przez innego członka moskiewskiego poselstwa - Manuela Greka. Wszakże ociąganie się Kuricyna z powrotem znajduje także inne wytłumaczenie: zimą 1482/1483 Helena, córka hospodara Mołdawii, poślubiła starszego syna Iwana III. Małżeństwo to było przypieczętowaniem sojuszu wymierzonego przeciwko Polsce. Najprawdopodobniej rosyjski ambasador wykorzystał swój pobyt, by zebrać informacje o nowym sojuszniku, jego kraju, potencjale gospodarczym i militarnym, oraz ogólnej sytuacji politycznej w regionie leżącym na północ od Morza Czarnego, podzielonym między Mołdawię, krymskich Tatarów, a od roku 1475 także osmańskich Turków. [...] Podczas swego pobytu w Budzie, północnej Transylwanii, a także Mołdawii Fiodor Kuricyn zebrał na temat Drakuli prawie 20 opowieści, które następnie włączył do swego opowiadania. Bez wątpienia znał on Historię wojewody Drakuli [ paszkwil sponsorowany przez madziarskiego Kurwina - przyp. mój ] w wersji z roku 1463, ale świadectwa osób znających wołoskiego władcę osobiście pozwoliły mu wyrobić sobie własną opinię na temat owej postaci. W cyklu opowieści o Władzie Palowniku [ jak niezmiennie zwał on Drakulę ] Kuricyn roztrząsał sporo zagadnień, które zajmowały także Iwana III, znajdując wiele podobnych sytuacji oraz odpowiedzi na dręczące go pytania. Wydaje się prawdopodobne, że Kuricyn przedstawił opowieść o Drakuli Iwanowi Srogiemu z zamysłem podsunięcia mu tym samym wielce kształcącej lektury, zawierającej gotowe recepty, możliwe do zastosowania w rządzeniu ówczesną Rosją. [...] Ewolucja systemu kar, zilustrowana tu przez postępowanie wołoskiego księcia, znalazła później swe odbicie w rosyjskim Sudiebniku [Kodeksie] - zbiorze praw Księstwa Moskiewskiego z roku 1497, w którego opracowaniu Fiodor Kuricyn brał gorliwie udział. Wszystkich specjalistów, którzy studiowali ów kodeks, uderzała wielka surowość zaprowadzonych przezeń kar w stosunku do wcześniejszych przepisów prawa zwyczajowego, wyraźna skłonność do szafowania śmiercią, oraz okaleczaniem za przewinienia, za jakie niegdyś spotykała jedynie grzywna. [ Znać po tym wyraźnie inspirację okrucieństwem ''starotestamentowego zakonu'', typową dla ''żydujących'', podobnie jak i żywionym przez nich upodobaniu do autorytarnej tyranii ''jahwizmu'', o czem jeszcze potem - przyp. mój ]. Kolejnym fragmentem, który w rosyjskim tekście nosi piętno Kuricyna, jest epizod nr 5 opowiadający o spaleniu na stosie żebraków i kalek. Podczas gdy wersje niemieckie zawierają bardzo uproszczoną interpretację tych wydarzeń, tekst rosyjski przypisuje Drakuli pobudki, nad którymi warto się zastanowić [?]:

Wiedzcie [ - rzekł on do swojej świty - ], żem to uczynił w tym głównie celu, by nie byli oni już ciężarem dla innych i by nikt już w mym kraju nędzarzem nie był, ale wszyscy cieszyli się dostatkiem. Po wtóre zaś, wyswobodziłem ich od cierpień doczesnych, biedy i kalectwa.

To drugie z wymienionych usprawiedliwienie masakry biedaków obrazuje pretensje księcia do interpretowania Ewangelii w sposób bardziej radykalny, niż czynił to Kościół [?!]. Zamiast dawać jałmużnę, władca zabija nędzarzy, zapewniając im tym samym lepsze życie na tamtym świecie. Była to zapewne opinia samego Kuricyna, który wytrącał w ten sposób Kościołowi z ręki jeden z jego podstawowych argumentów, służących bogaceniu się owej instytucji.''

- doprawdy osobliwy to, eugeniczny rzekłbym wręcz sposób na zwalczanie przepychu Cerkwi i zapewnienie powszechnego dobrobytu, poprzez kaźń wszystkich biedaków w kraju. W tym również czuć ''judaizujący'' swąd, bezwzględność z jaką Żydzi traktują ''gojów'', co i nawet swoich ''wykluczonych''. Wystarczy pomnieć odczłowieczające niektóre grupy ludzi wypowiedzi Misesa, przytoczone w zapoprzednim tekście, uzasadnienie jego rasowo-ideowego ziomka Rothbarda handlu dziećmi przez rodziców, wreszcie peany na cześć brutalnego egoizmu Ayn Rand vel Alissy Rosenbaum. Nie widzę w tym obrzydlistwie nic ''godnego zastanowienia'', jak twierdzi rumuński historyk, niestety podobnych dziwactw biografia Drakuli jego autorstwa zawiera dość sporo. Zwłaszcza w partiach traktujących o rywalizacji między unią Polski i Litwy a Moskwą o ziemie Rusi, przebija uleganie przezeń rosyjskiej narracji historycznej. Ponieważ jednak omawianie tego wykracza poza obraną tematykę, chętnych po szczegóły odsyłam do niniejszej krytycznej recenzji. Dodać przy tym wypada, iż za współczesną inkarnację moskiewskich ''żydowinów'' można od biedy uznać kremlowską ''koszer nostrę'' w osobach Jurija Kowalczuka i Siergieja Kirijenko. Ostatnim zajmowałem się już tutaj obszernie, przypomnę stąd jedynie, że nosi on wprawdzie nazwisko po swej ukraińskiej matce, lecz bat'ko za to zwał się Izraitiel. Natomiast co się tyczy Kowalczuka, prawdziwej ''szarej eminencji'' na dworze Putina, głównego ponoć orędownika inwazji na Kijów, polskojęzyczne media określają go zwykle jako Ukraińca po ojcu, pomijając wszakże przy tym ''wstydliwie'', że jego matuli było Miriam Abramowna... Stara żydowska komunistka, jak wynika z informacji przytoczonych w biogramie Michaiła, brata Jurija, obaj zaś Kowalczuk z Kirijenką stać mają za Prigożinem, żydowskim gangusem szefującym neonazistowskiej mafii ''wagnerowców''. Tak przynajmniej twierdzi Girkin, co do którego ''aryjskich'' korzeni skądinąd wątpliwości wyrażają byli współpracownicy w typie Borodaja, tłumaczyłoby to jednak czemuż były więzienny kochanek Saszy Kurary ośmiela się publicznie rugać Szojgu i dowództwo rosyjskiej armii, z jakimi kremlowscy ''judaizanci'' ponoć mają kosę. Powróćmy jednak do opisu genezy mocarstwowego pierdolca Rosjan i biografii samego Drakuli:

''Postawa konkurującego z Kościołem monarchy absolutnego widoczna jest bardzo wyraźnie w epizodzie 6 rosyjskiego tekstu, gdzie opisano przypadek dwóch katolickich mnichów, podróżujących po Wołoszczyźnie w poszukiwaniu jałmużny. Drakula zaprasza ich do siebie, pokazuje wbitych na pal ludzi pytając, czy dobrze postąpił tak z nimi czyniąc. W niemieckiej wersji pamfletu odpowiedzi mnichów mają głównie moralizatorski wydźwięk. [...] Natomiast w tekście rosyjskim, który został niewątpliwie ''przystosowany'' przez Kuricyna do jego własnych potrzeb, epizod ten nabiera charakteru politycznego. Odpowiedź pierwszego mnicha odzwierciedla pierwotną postawę Kościoła: Nie, panie, źle czynisz, bowiem karzesz bez litości, władca zaś winien być wspaniałomyślny. Zatem wszyscy, których na pal wbiłeś zasługują na miano męczenników. Natomiast drugi z mnichów odpowiada zgodnie z doktryną judaistów i zwolenników monarchii absolutnej: Zostałeś przez Boga wyznaczony na władcę, by karać tych co źle czynią i nagradzać tych, którzy czynią dobrze. Ci zaś źle uczynili, więc otrzymali na co zasłużyli. W tej wersji podziw księcia budzi mnich, który przedkłada rację stanu i władczą ''sprawiedliwość'' nad moralność chrześcijańską. [...] Natomiast pierwszy z zakonników ściąga na siebie gniew Drakuli, który żywo tu przypomina wzorzec księcia Machiavellego: Po coś opuścił klasztor i twoją celę, by głupcem będąc na dwory wielkich władców przybywać? Rzekłeś, że ludzie ci są męczennikami. Oto i ja z ciebie męczennika uczynię, byś mógł im towarzyszyć. Zmieniwszy w ten sposób wymowę epizodu obecnego w tekstach niemieckich, Fiodor Kuricyn chciał, jak się zdaje, podkreślić sakralny charakter władzy absolutnej, oraz dać wyraz swojej opinii na temat wpływu Cerkwi na sprawy państwa. [...] Jego punkt widzenia przejął Iwan Groźny, który w 1565 roku tak oto wykładał swe racje w epistole do kniazia Andrieja Kurbskiego:

Inną rzeczą jest dbanie o zbawienie własnej duszy, inną zaś piecza nad wieloma duszami i ciałami. Co innego życie w klasztornym odosobnieniu, a innym we wspólnocie. Inną rzeczą jest władza duchowna, inną natomiast władza cara. Życie w [ mnisim ] odosobnieniu podobne jest życiu baranka, który nie stawia oporu, lub ptaka niebieskiego co nie orze, ani sieje ni zbiera. [...] Za to władza cara przeciwnie - z racji otaczającego ją zła i podstępu musi siać strach, karać i torturować. Zrozumże zatem różnicę, jaka zachodzi między mnisim żywotem a wspólnotowym, tym co duchowe i tym co królewskie. Czy godzi się, by car uderzony w jeden policzek nadstawił zaraz drugi? Czy tak wygląda doskonała władza? [...]

Można zatem stwierdzić, że idee przekazane przez Kuricyna w jego wersji Opowieści o wojewodzie Drakuli, zaszczepione zostały Iwanowi Groźnemu - władcy autokratycznemu par excellence, który przez jednych wychwalany był jako główny twórca imperium rosyjskiego [ jego admiratorem był Stalin ], a przez innych potępiany jako krwawy tyran. Car z pewnością tekst o Drakuli czytał, a niektóre jego okrutne wyczyny świadczą o żywej nim inspiracji. [...] Nie posuwając się tak daleko jak Donald W. Treadgold, który tekst Skazanija o Drakule wojewodie traktował jako próbę ,,zbudowania rosyjskiej ideologii państwa autokratycznego'', powinniśmy zwrócić uwagę na inne dzieło moskiewskich judaizantów - tłumaczenie z hebrajskiego traktatu Pseudo-Arystotelesa pt. ''Secretum secretorum'' [ Tajnaja tajnych ] dokonane przez Kuricyna i jego żydujących stronników. Jedną z charakterystycznych cech obu wymienionych dzieł jest wyjęcie władzy monarszej spod kurateli Kościoła, oraz oderwanie jej od jakichkolwiek więzi z chrześcijaństwem. Rządzenie jest nauką [ lub sztuką ] ''świecką'', a książę zgodnie z koncepcją naszych autorów może obyć się bez pomocy duchownych, odwołując wyłącznie do oddanych i doświadczonych współpracowników. Model ów, zupełnie nowy w literaturze rosyjskiego średniowiecza, można uznać za główne dzieło Fiodora Kuricyna i podobnych mu judaizantów.''

- ordynarność imperialnej hagady sfabrykowanej przez ''żydującego'' humanistę, polegała na uczynieniu z obrońcy jedynie swego kraju i prawosławia, jakim w istocie był Drakula, wzorca dla agresywnej i zaborczej tyranii moskiewskiej, czerpiącej inspiracje z niechrześcijańskich, judeo-okultystycznych nade wszystko źródeł. Naznaczonych pedalstwem do tego, bowiem pierwszym kto w dziejach Rosji sformułował pojęcie ''samodzierżawia'' był wspominany już na tych łamach moskiewski metropolita Zosima Brodaty. ''Żydowin'' podobnie jak Kuricyn, a przy tym pederasta, złożony w końcu z urzędu za ów ''grzech sodomski'', któremu sprośnie folgował. Tak o tym pisze polski badacz Dariusz Szpoper:

''...wybitny przedrewolucyjny historyk prawa Michaił Władimirskij-Budanow wskazywał, iż sam termin „samodzierżawie” zaistniał w dobie panowania Iwana III, a zatem u schyłku XV w. w Państwie Moskiewskim i oznaczał: „nie tylko jedynowładztwo [...], ale i nieograniczoną pełnię praw. Po raz pierwszy słowem tym miał posłużyć się w 1492 r. niechlubnej pamięci metropolita Zosima, oskarżony następnie o herezję, który w tekście zatytułowanym Izłożenije Paschalii określał wielkiego księcia Iwana Wasiliewicza mianem: „gosudara i samodzierżawca wsieja Rusi. [...] Dla samego Iwana IV Groźnego pojęcie „samodzierżawia” było pochodną boskiej legitymacji władzy monarszej, którą Stwórca powierza komu chce, wedle własnego uznania i woli. Konsekwencją przyjęcia takiego stanowiska stało się stwierdzenie, iż sprzeciw wobec władzy to także zakwestionowanie wyroków Boga, a tym samym grzech ciężki. Bez znaczenia dla Iwana Groźnego było to, czy władca rządził legalnie, zgodnie z prawem, czy też osiągnął swoją pozycję par force [ gwałtem, przemocą ]. [...] Istotą tej myśli było wskazanie, że władza carska stanowiła przedłużenie boskiego imperium i nikt poza monarchą legalnie nie może jej sprawować, tak paralelnie z nim, jak i zamiast niego. Takimi uprawnieniami mieli dysponować samowładcy rosyjscy, dla których samodzierżawie, w opinii Groźnego, było nie tylko przejawem pełni władzy, ale też osadzeniem jej w wymiarze teokratycznym oraz obudowaniem stanowionymi przez siebie normami prawa. Iwan IV pragnął jako samodzierżawca sprawować władzę samodzielnie, nie dopuszczając do udziału w niej zarówno bojarów, jak i prawosławnego kleru.'' 

- dopowiada zaś rzecz przywoływana już tutaj nieraz obficie historyk Krystyna Chojnicka, iż to Zosima dał początek mitowi Moskwy jako ''Trzeciego Rzymu'', koncepcji dopracowanej później przez pskowskiego mnicha Filoteusza. Jednak to ''żydującemu'' herezjarsze należy się bezwzględne pierwszeństwo, w stworzeniu na gruncie ruskiej kultury matrycy światopoglądowej głoszącej, iż ''ziemie pod berłem Iwana Srogiego przez Boga wybrane zostały, aby stać się potęgą światową podobnie, jak imperium owo wpierw nadano Konstantynowi Wielkiemu mocą samego Stwórcy''. U podłoża tejże politycznej mitomanii legły nastroje apokaliptyczne, popularne wśród judaizujących rosyjskich heretyków ówczesnej doby, jakoby biblijny rok 7000-czny [ czyli 1492 po narodzeniu Chrystusa ], miał oznaczać koniec grzesznego świata i nastanie tysiącletniego ''królestwa bożego'' na Ziemi. Moskwa w szalonej wizji zżydzonego mentalnie pederasty górowała całkowicie nad Bizancjum, jakiemu nie dane było doczekać paruzji Mesjasza, zaś władcom Kremla i ich poddanym rzekomo już tak... Kto wie stąd, czy aby wierni do dziś owemu przesłaniu ''koszerni'' oligarchowie współczesnej Rosji, nie wywołali apokaliptycznej katastrofy, którą jest wojna z Ukrainą, dla ustanowienia ''Nowej Chazarii'' i ''neokaganatu'' na opuszczonych przez Słowian ruskich ziemiach:). Mówiąc zaś serio dodać wypada, iż ''trzeciorzymowe'' koncepty, tak w ich pierwotnej ''żydującej'' wersji, co i ochrzczonej już przez mnicha Fiłofieja [ Filoteusza ], nie cieszyły się w swojej epoce oficjalnym uznaniem moskiewskich władców. Na ich polityczne użycie i rozpowszechnienie wśród szerokich mas trzeba było czekać aż parę stuleci, do drugiej poł. XIX-ego wieku podczas intensywnej ekspansji Rosji ku Bałkanom. Należy też pomnieć, że idea ''rzymskiego'' jakoby następstwa Moskwy, była wymierzona nie tylko w papiestwo, ale i ''upadły'' rzekomo poprzez unię z nim Konstantynopol. Acz początkowo antybizantyjskie ostrze jej pierwszego wariantu autorstwa ''judaizującego'' Zosimy, zostało później nieco złagodzone w kanonicznej postaci teorii nadanej przez Filoteusza, dla którego głównym wrogiem prawosławia, gorszym nawet niż muzułmańscy Osmanowie, stał się katolicyzm. Satrapia kremlowska zaś wypracowała na własny użytek równie ''rzymską'', ale czysto świecką i pogańską wręcz, mitologiczną legitymizację swych rządów, o tem jednak potem. Tymczasem wystarczy nam wiedzieć, iż jak wykłada Chojnicka w osobnym tekście:

''Aforyzm „Państwo to ja”, przypisywany Ludwikowi XIV, brzmiałby zbyt skromnie w ustach rosyjskiego władcy. Samodzierżawie zakładało bowiem, że władca stoi ponad państwem, a zakres jego władzy stanowi podstawowy warunek nie tylko właściwego funkcjonowania, lecz istnienia samego państwa w ogóle. Najwcześniej uzasadnienie zakresu swojej władzy w tym właśnie duchu sformułował pierwszy rosyjski car Iwan Groźny. Charakterystyczne jest, że władca ten sięgnął po tytuł carski, odrzucając proponowany mu przez cesarza niemieckiego tytuł królewski, jako nieodpowiadający jego potrzebom i ambicjom. Tytuł carski nie był synonimem cesarskiego (rozróżniano np. cara od kiesara, jak określano np. władcę starożytnego Rzymu), zdaniem Iwana Groźnego był rodzimy i odwieczny (kontynuujący tradycje i dynastię państwa kijowskiego), związany ponadto z tradycją prawosławną, a on sam tłumacząc posłowi papieskiemu termin maistat, twierdził, że: „maistat — gosudarstwo, a na maistatie Gosudar’ na gosudarstwie, i Gosudar’ gosudarstwo bolszi: priwiedut k Gosudariu, ino to k jego licu, a priwiedut k maistatu” (w oryginale Gosudar wielką literą, gosudarstwo małą).''
 
- dlatego wbrew popularnemu do dziś mitowi, władza w Rosji nigdy nie była czynnikiem stabilizującym, lecz permanentnie anarchizującym życie kraju. Przeto dzieje Moskowii stanowią niemal nieprzerwany ciąg odgórnych rewolucji, narzucanych terrorem miejscowej ludności, jako obiektu kolejno następujących po sobie eksperymentów ustrojowych, politycznych i gospodarczych. Czerpanych przeważnie z Zachodu, acz zwykle o nadanym przez okoliczności, swoiście rosyjskim charakterze i postaci. W każdym razie w żadnym z okresów historii Rosji jej państwowość nie posiadała podmiotowego charakteru, a więc de facto nie istniała jako taka, będąc tylko przedmiotem stojącej ponad nią władzy. Toż samo rzec można o stanowionym przez ową tyranię prawie, traktowanym na równi instrumentalnie, stąd właściwie Putin nie łgał jak zwykł mówiąc o ''bezgranicznej rosyjskości'', bowiem jakie to granice może mieć kompletna nicość?! Określając dla uzasadnienia inwazji obecne ukraińskie państwo ''tworem Lenina'', co z czysto formalnego punktu widzenia jest z grubsza prawdą, celowo wszakże pominął, iż na mocy owej logiki Rosja także nie istniała za ZSRR. Jest przecież byłą ''republiką związkową'', która miała równie fasadowy charakter, co wszystkie inne tworzące radziecki ''sojuz'', stąd dopiero na gruzach sowieckiego imperium Rosjanie mogli ustanowić własne państwo w jego obecnym kształcie. Teraz zaś jeszcze, jakby im tego było mało, pragną rozpieprzyć krwawo resztę poradzieckiej zony, począwszy od Ukrainy ale zakusy mają już i na Kazachstan! Abstrahując całkiem od stojących za tym konkretnych motywów, nie pojmiemy owego procesu bez zrozumienia tyrańskiej istoty rosyjskiego nierządu, przypomnę więc, iż wedle klasycznej definicji Arystotelesa i Akwinaty tyran to anarchista u władzy, pragnący cieszyć się darzonymi przez nią przywilejami, lecz odrzucający nie raz ciężkie konsekwencje jej sprawowania. Dlatego car zwykł przerzucać odpowiedzialność na otaczających go bojarów, ci zaś z kolei na podległych sobie czynowników i tak aż do najniższych stopni hierarchii biurokratycznej. Tworzy to systemowy absurd Rosji, gdzie pełną odpowiedzialność ponoszą zazwyczaj jedynie ci, którzy nie mają za co odpowiadać, z samego dołu drabiny społecznej - niczego nie mogą, a wszystkiemu są winni. Efektem jest przysłowiowy już totalny ''bardak'', dla którego opanowania rosyjska władza zgodnie ze swą anarchiczną naturą ucieka się do stosowania powszechnego terroru, powiększając tym wyłącznie ogólny chaos. Bowiem ustanowiony takowymi bandyckimi metodami ład może być tylko równie łajdacki, programowo lekce sobie ważąc prawo i jakiekolwiek poza czysto przestępczymi zasady. Dlatego ''ruski mir'' musi w praktyce owocować jedynie prawdziwą ''bydłokracją'' [ termin zaczerpnięty od ukraińskiego historyka Danyło Janewskiego ], czyli rządami najgorszych mętów aspołecznych i miernot, podleców dla własnej korzyści gotowych do wszelkiej zbrodni i przeniewierstwa. Innymi słowy, w samej istocie rosyjskiego samodzierżawia tkwi kompletny rozwał państwa i prawa, skryty perfidnie za rozdętą do niemożebnych rozmiarów fasadą czynowniczej biurokracji, rozlicznych urzędów i służb specjalnych. Bolszewicy wyolbrzymili jeszcze ową patologię ustrojową, zastępując tylko jednostkową tyranię caratu kolektywną sprawowaną przez komusze politbiuro, z jego przewodniczącym jako medium zbiorowej woli aparatu partyjnego. Działającego całkiem bezprawnie, zgodnie z maksymą samego Lenina - wykształconego adwokata! - głoszącego ''władzę niczym nieograniczoną, nie skrępowaną żadnymi prawami, absolutnie żadnymi przepisami, opierającą się bezpośrednio na przemocy'' [ cytat za kanonicznym już opracowaniem A. Walickiego ''Marksizm i skok do królestwa wolności'', gdzie też znajdują się odpowiednie odnośniki do dzieł ''wodza rewolucji'' ]. Dlatego choć wypada zgodzić się z Hieronimem Gralą, iż mamy do czynienia obecnie z inną niż tradycyjnie carska, oraz bolszewicka postacią rosyjskiego imperializmu, u jej podstaw wciąż leży taż sama anarchia samodzierżawnej tyranii co za czasów Iwana Groźnego. Znać to po jej skrajnym woluntaryzmie, skłonności do stosowania ślepej zwykle przemocy i cynizmie z jakim podchodzi do głoszonych przez się propagandowych haseł. Na równi traktowanych czysto instrumentalnie, obojętnie czy idzie o rusko-prawosławny konserwatyzm obyczajowy, poradzieckie resentymenty, lub też totalniacki szowinizm narodowy o wręcz neonazistowskim bywa charakterze. 
 
Putin i jego czynownicy nadali więc tylko współczesny kształt dziełu rosyjskich humanistów przełomu XV/XVI-ego stulecia, ''żydujących'' heretyków religijnych i często przy tym pederastów, jaki stanowi polityczna kabała uprawiana do dziś przez ich epigonów z Kremla [ wybudowanego skądinąd rękoma włoskich majstrów z wczesnorenesansowej Italii ]. Mimo iż owi judaizanci w końcu popadli w niełaskę, padając ofiarą bywało nieraz brutalnych represji, stworzona przez nich formuła kacapskiego nierządu jest jak widać nadal żywa. Porównanie go z włoskim Renesansem może szokować jedynie typowego niestety w Polsce ignoranta historycznego, któremu jeszcze w PRL-owskiej szkole wbito do łba, że ''odrodzenie'' to wyłącznie sam mniód i jakoby ''złoty wiek'' Rzeczpospolitej, poprzedzający czasy ''szlacheckiej anarchii'' i tym podobne pierdoły. Kilka tekstów nazad postawiłem [hipo]tezę, iż źródła ideowe rosyjskiej tyranii samodzierżawia tkwią w bizantyjskiej gnozie neoplatońskiej, jaka legła u podstaw renesansowego humanizmu. Owe prądy intelektualne przywędrowały zaś do położonej na peryferiach Europy Moskowii wraz z dość licznie napływającymi do niej w drugiej poł. XV-go wieku, wspomnianymi już włoskimi i niemieckimi fachowcami, oraz greckimi uchodźcami przed turecką nawałą z orszaku Zoe Paleolog, małżonki Iwana Srogiego. Przypomnę, że ich związek pobłogosławił sam ówczesny papież, wychowanek kard. Bessariona, rzeczywistego patrona owych zaślubin, iście renesansowej postaci bo jednocześnie greko-prawosławnego duchownego, katolickiego hierarchy i może nade wszystko żarliwego wyznawcy systemu Plotyna. Szczerze powiedziawszy snując takowe dywagacje wyciągałem wnioski bardziej intuicyjnie, bowiem nie znałem wówczas jeszcze opracowania autorstwa Hanny Kowalskiej-Stus, w którym znalazły one pełne potwierdzenie. Mowa o dziele omawiającym ''kulturę i eschatologię Moskwy XVII wieku'', co prawda autorka jest w nim wybitnie stronnicza, prezentując wschodnie chrześcijaństwo jako rzekomo ''jedynie prawdziwe''. Zarzucając łacińskiemu jakoby nadmierną uległość wobec dziedzictwa antycznych pogan i spekulacji starożytnych filozofów, tak jakby i teologii bizantyjskiej nie można posądzić zasadnie o skażenie neoplatonizmem [ Pseudo-Dionizy itd. ]. Poza tym pani Hanna zbytnio bagatelizuje polityczne ubezwłasnowolnienie  rosyjskiej cerkwi, zrzucając je na karb wpływów nowożytnego Okcydentu, tymczasem już w XIV-ym stuleciu jej ówczesny metropolita Aleksy wziął czynny udział w podstępnym uwięzieniu konkurencyjnego wobec Moskwy władcy Tweru, do tego jeszcze z poparciem patriarchy Konstantynopola! Obaj duchowni torpedowali też próby księcia Olgierda wyrwania podbitych przez Litwę ziem ruskich spod wpływów moskiewskiego prawosławia, ustanowieniem niezależnej metropolii w Kijowie. Wreszcie w opracowaniu Kowalskiej-Stus zdarzają się koszmarne wprost błędy, świadczące o uprzedzeniach autorki lub niechlujstwie redakcji np. ''Zygmunt III Habsburg'' [?!?]. Niemniej rzecz jest mimo wszystko godna, by przywołać z niej obszerne uprzedzam fragmenty, konieczne jednak dla uzasadnienia mych wywodów, gdzieś od str. 91 a później 209 cytowanej książki:

''Początek renesansu w Bizancjum i na Zachodzie oraz XV–XVI wiek na Rusi – to okres, w którym myśl chrześcijańska i filozofia szczególnie intensywnie szukały nowych rozwiązań lub broniły starych pozycji. Rezultaty badań historycznych pokazują, że skupienie uwagi na włoskim Quattrocento, na zjawiskach duchowych i umysłowych zaledwie części Europy, sprzyjało uproszczeniu obrazu życia umysłowego w XV wieku. Konsekwencją takiej cechy opracowań, dotyczących wspomnianego okresu, jest dzielenie świata chrześcijańskiego na wschodni i zachodni, z pominięciem niezwykle ożywionych kontaktów między Italią a Bizancjum, które prowadziły do istotnych przemian, niemal przewrotów duchowych. Dotyczy to szczególnie historii myśli chrześcijańskiej, inspirowanej przez pogańską filozofię grecką. To właśnie myśliciele bizantyjskiego odrodzenia przyczynili się, w największym stopniu, do jej rozpowszechnienia. Grecka szkoła filozoficzna stanowiła inny rodzaj inspiracji dla chrześcijańskiego Zachodu niż uczoność perska czy arabska. [...] ...w kształtowaniu się renesansu na obu krańcach świata chrześcijańskiego najmniejszą rolę odegrało chrześcijaństwo. Teologia i duchowość wschodniochrześcijańska nie zostały wówczas przybliżone zachodowi Europy. Dla Zachodu o wiele bardziej atrakcyjny okazał się antyk helleński w czystej postaci – filozofia Platona i Plotyna. Jednocześnie bizantyjski renesans filozofii antycznej był zjawiskiem zaskakującym, ponieważ zdawało się, iż myśl antyczna została już przezwyciężona przez chrześcijańską myśl patrystyczną. Zastanawia więc fakt, iż Bizancjum przed swoim upadkiem łączyło się z zachodnią kulturą nie więzami chrześcijaństwa, lecz neopogaństwa. [...] Zrodziło się ono w środowisku greckich intelektualistów upadającego cesarstwa. Ich pesymizm sprzyjał ewolucji poglądów na chrześcijaństwo i zachęcał do sięgnięcia po wzorzec antycznej świetności. Istota dojrzałego renesansu grecko-bizantyjskiego to spór o definicję człowieka i świata, jaki rozgorzał pomiędzy intelektualistami a hezychastami ze Świętej Góry Athos. Italia stała się świadkiem jednej strony tego sporu, gdyż była miejscem emigracji bizantyjskich intelektualistów, którzy w jej miastach zakładali swoje akademie platońskie. Poza zasięgiem ówczesnej kultury europejskiej pozostał dorobek bizantyjskiego renesansu palamickiego, który osiągnął ogromny sukces w sporze o człowieka. Te jednostronne, hellenofilskie wpływy bizantyjskie oddaliły łacińską Europę od jej własnej średniowiecznej tradycji i uczyniły bezbronną wobec wszelkich innych wpływów (arabskich, żydowskich). Doprowadziło to do poważnego kryzysu światopoglądowego, którego długofalowym skutkiem był podział Kościoła oraz narodziny w kulturze europejskiej progresizmu. [...] Tendencje tego rodzaju zaistniały na Rusi z dużym opóźnieniem. Ich początki możemy odnieść do przełomu XV i XVI wieku. Dokonywały się w historycznym kontekście tworzenia państwa moskiewskiego. Powodowane były bodźcami zewnętrznymi, takimi jak na przykład judaizantyzm, który opanował Nowogród, Psków i Moskwę. Zarodki tych tendencji tkwiły także w łonie kultury Nowogrodu. Wniósł on wiele pierwiastków obcych kulturze większości księstw ruskich (dyktat prawa, kosmopolityzm). Środowisko, bywałych w Europie, moskiewskich dyplomatów XVI wieku przyczyniło się także do modyfikacji mentalności staroruskiej. Ważną rolę odegrali greccy duchowni z byłym dominikaninem z Florencji Michałem Trivolisem – Maksymem Grekiem na czele, którego cela w klasztorze św. Symeona w Moskwie, jak pisze Dymitr Oboleński, była salonem dysydentów, gdzie układano projekty zmian rzeczywistości moskiewskiej. Spotykali się tam: protopop Sylwester, książę i mnich Wassian Patrikiejew, Fieodosij Kosoj, Zinowij Otienskij, Fiodor Karpow, Andriej Kurbskij, Iwan Pierieswietow i inni. Rozmówców Maksyma cechowało zróżnicowanie zapatrywań na sposób urządzenia życia społecznego, celów życia ludzkiego. W odniesieniu do tego środowiska możemy mówić o odgłosach humanizmu oraz niektórych przekonań reformacji. Refleksja na temat sposobu życia zastąpiła u większości z wymienionych pisarzy, dominujący w staroruskiej mentalności, realizm bycia. Ludzie ci zetknęli się bezpośrednio lub pośrednio z „wielogłosową” kulturą humanistyczną, która rozpowszechniła się w XVI wieku wśród katolików i protestantów, kwitła w licznych szkołach jezuickich rozsianych wśród prawosławnej ludności Rusi polsko-litewskiej. Każdy z nich, z tytułu nabytej wiedzy i doświadczenia, pragnął wpływać na kształt życia politycznego Moskwy. [...] Atmosfera towarzysząca transformacji ustrojowej za czasów Iwana IV sprzyjała tendencji kreowania wizji państwa idealnego przez moskiewskich pisarzy politycznych. Iwan Pierieswietow, który wraz z Fryderykiem Sapiehą walczył po stronie Jana Zapolji o tron węgierski, zapoznał się ze stosunkami panującymi w Turcji i propagował model silnego scentralizowanego państwa, bez jakiejkolwiek formy niezależności lokalnej. Pierieswietow z dużym zainteresowaniem śledził reformy Iwana IV, przede wszystkim zmiany w hierarchii społecznej, administracji i gospodarce. Z politycznymi koncepcjami renesansowymi zetknął się w Rzeczypospolitej – był dworzaninem króla polskiego Zygmunta I, potem służył (mniej więcej od roku 1532 do1534) u wojewody lubelskiego Andrzeja Tęczyńskiego, gdzie gościli pisarze humaniści, m.in. Mikołaj Rej. Duch umysłowości renesansowej sprzyjał rodzeniu się ideologii państwa, często o charakterze mesjańskim. [...] Wielu myślicieli świeckich i kościelnych zaczęło podnosić problem prawa naturalnego, a z Włoch, które miały wówczas największy wpływ na kształtowanie kultury europejskiej, rozprzestrzeniały się organiczne teorie społeczne, budujące analogie pomiędzy żywym organizmem a ustrojem społecznym, którego poszczególne części podlegały ocenie moralnej (Donato Giannoti). Takiej postawie towarzyszyło narastanie praktycyzmu i utylitaryzmu. Znalazło to odbicie także w duchowości chrześcijańskiej – zaczęło zamierać zainteresowanie metafizyką na rzecz etyki. W centrum uwagi znalazła się wola
 
Budzącą szczególne zainteresowanie etykę pojmowano jako pochodną wychowania lub wykształcenia. Prowadziło to do upowszechnienia mniemania, że środowisko kształtuje ludzkie przekonania, a one, podobnie jak moralność zależna od woli człowieka, wpływają na ideały społeczne i polityczne. Jednostki poczuły się zobowiązane do wychowywania władców. Także problemy państwa oraz Kościoła zaczęto rozpatrywać w kontekście etyki społecznej, politycznej i ekonomicznej. W konsekwencji władcy przystąpili do upaństwowienia Kościoła, Kościół zaś próbował się bronić, stosując metody wyznaczone przez nowoczesne państwo: prawne uzasadnienie własności i instytucjonalną separację. Na Rusi prekursorem idei niezależności Kościoła od państwa był na przełomie wieku XV i XVI mnich niestiażatiel Nił Sorski. Temu rzecznikowi powrotu Kościoła do źródeł etyki Ewangelii zależało przede wszystkim na uwolnieniu wiary od administracyjnej kontroli państwa, przy zachowaniu kościelnej pieczy nad etycznym jego kształtem. Zwolennik niestiażatielstwa, książę Wassian Patrikiejew głosił podobny pogląd, lecz optował za całkowitym rozgraniczeniem sfery kościelnej i państwowej. Swoje poglądy wspierał odpowiednią interpretacją wybranych postanowień Soborów Powszechnych i pism ojców Kościoła. Zawarł je w tzw. Nowej Kormczej (1517–1518), w której redagowaniu pomógł mu Maksym Grek. Jest oczywiste, że Wassian w swojej pracy wyraźnie kierował się z góry założoną tezą i do jej potrzeb przykrawał prawo kanoniczne, za co został oskarżony przez Sobór. Rodzina Wassiana pochodziła z Litwy i wspierała Moskwę w wysiłkach centralizacyjnych. Za czasów Iwana III Patrikiejewowie wraz z Fiodorem Kuricynem pełnili służbę dyplomatyczną. Wtedy też ród popadł w niełaskę, a jednym z powodów był związek z żydującymi. Zakończyło się to zesłaniem do klasztoru Biełozierskiego w roku 1499. Jednak już wielki książę Wasilij III Iwanowicz uczynił Wassiana swoim doradcą. Zinowij Otienskij był jednym z wielu duchownych myślicieli owych czasów, który sprowadzał ruskie chrześcijaństwo z drogi metafizyki, zawężając je do kwestii moralnych i społecznych. Pisząc o wyższości władzy otomańskiej nad cesarską na terenie Bizancjum, dowodził, że najważniejsza jest sprawiedliwość społeczna, zaprowadzona choćby przez innowierców. Głosił, że władca i państwo powinny służyć zapewnieniu dobrobytu (блогожизнь) jego mieszkańców. Fiodor Karpow dowodził natomiast, że zarówno prawo, jak i budowana na jego gruncie sprawiedliwość powinny wynikać z etyki państwowej. Uczynienie ze sprawiedliwości społecznej kwestii pierwszoplanowej doprowadziło do całkowitej zmiany oceny zajęcia Konstantynopola przez Turków. Ten punkt widzenia sprawił, że klęska Cesarstwa straciła w opinii publicystów politycznych doniosłość wydarzenia religijnego. Przyczyny zwycięstwa Turków upatrywali oni w wadach Bizancjum. Cesarstwo utraciło wymiar eschatologiczny. Nie podejmowano dyskutowanych przez innych myślicieli tego okresu kwestii tradycji wiary. Książę Andriej Kurbskij od Cycerona przejął myśl o państwie jako o wspólnocie politycznej, wiążącej mieszkańców zgodą na obowiązywanie prawa i podporządkowanie władcy. Już na początku XVI wieku, zaprzyjaźniony z Maksymem Grekiem dyplomata moskiewski Fiodor Karpow, uważał, że wszelkie stosunki między ludźmi powinny być regulowane prawnie, ponieważ, jak twierdził, nie można pokładać nadziei w tym, iż podstawowe dla etyki chrześcijaństwa zasady, takie jak: miłosierdzie, miłość bliźniego, pokora, będą oddziaływać na ludzkie zachowanie. Swoje poglądy Karpow wywodził w dużej mierze z Etyki Nikomachejskiej Arystotelesa. Fieodosij Kosoj był z kolei wśród moskiewskich myślicieli tego okresu najbardziej zagorzałym rzecznikiem prawomocności prawa naturalnego, zawartego w Ewangelii i „rozumie wewnętrznym” każdego człowieka. Podstawowa zasada prawa natury głosi równość wszystkich ludzi. Prawo pozytywne natomiast ogranicza wolność człowieka – twierdził Kosoj. Dowodził, że człowiekowi nie potrzeba także Kościoła, ponieważ jest on zdolny do samodzielnego zbawienia się dzięki wewnętrznemu rozumowi. Kosoj odrzucał wszelkie zwierzchnictwo nad człowiekiem, zarówno kościelne, jak i państwowe. Propagował życie społeczne na zasadach komuny. Jego zapatrywania były bardzo rozpowszechnione na Rusi. Nazywano je „nową nauką”. Są zgodne z tym, co w XV wieku głosił na temat prawa ukrytego w umyśle każdego człowieka, humanista włoski Coluccio Salutati. [...] Zagadnienie tyranii, jako pierwszy w czasach tworzenia się państwowości ruskiej w okresie pomongolskim, poruszył Josif Sanin zwany Wołockim. Nawiązał do nauki Jana Złotoustego o trzech znamionach władzy: Bożym pochodzeniu, obronie Kościoła i rządzeniu poddanymi w zgodzie z Prawdą, których utrata oznacza zniesienie samej władzy. W jego pismach pojawił się też argument Jana z Damaszku o konieczności odmowy podporządkowania się woli władcy niepanującego nad swoimi namiętnościami. W wielu miejscach w pismach Josifa odnajdujemy przypomnienie bizantyjskiej zasady symfonii władzy duchownej i świeckiej. W Iluminatorze w stosunku do władzy zajmował on stanowisko zgodne z tradycją monastyczną, pouczając o konieczności podporządkowania władcy ciała, które ten może niewolić, podczas gdy duch należy do Boga. Pouczenia Josifa miały oczywiście konkretny wymiar historyczny. Ihumen wskazywał Iwanowi III jego miejsce w dziejach, jednak jego poglądy utrzymane były w całkowitej zgodzie z bizantyjską teologią diarchii. Humanistyczna ocena tego zjawiska po raz pierwszy na Rusi Moskiewskiej pojawiła się w poglądach głoszonych przez Maksyma Greka. Girolamo Savonarola, orędownik moralnej odnowy i reformy Kościoła, przeciwnik wszelkiej tyranii, miał ogromny wpływ na słuchającego jego kazań we Florencji – Maksyma Greka, który pouczał później cara moskiewskiego, że władca powinien kierować się prawem i miłosierdziem. Ideę prawa naturalnego w XVI wieku głosili Zinowij Otienskij, Fiodor Karpow, Fieodosij Kosoj, Iwan Pierieswietow. Książę Andriej Kurbskij reprezentował w swoich listach płaszczyznę myślenia publicznoprawnego, zbliżoną do nowożytnej myśli europejskiej wywodzącej się od Hugo Grotiusa, dla której podstawową normą, wywodzącą się z antycznej tradycji rozumienia prawa naturalnego, było przestrzeganie zobowiązań władcy wobec poddanych.'' 
 
- jak więc z tego widać, myśliciele rosyjskiego humanizmu prezentowali całe spektrum politycznych postaw, od ''żydowinów'' kładących intelektualne fundamenty tyranii samodzierżawia, poprzez zwolenników republikańskiej monarchii opartej na dobrowolnej zgodzie rządzonych, oraz głosicieli tradycyjnie chrześcijańskiej postawy biernego oporu wobec samowoli władców, aż po prekursorów anarchokomunizmu Bakunina i Kropotkina. Niemniej choć Moskalom nie były obce tendencje wolnościowe, górę nad nimi bezwzględnie wzięły u nich zamordystyczne, jakich intelektualne źródło tkwiło we włoskim renesansie. Komu owo stwierdzenie może wydać się niemal bluźnierczym i dziwacznym, należy przypomnieć nie tyle nawet ''Księcia'' Machiavellego [ ze względu na tragiczne rozdarcie cechujące dzieło tegoż filozofa, dążącego do ustanowienia republikańskiego ładu despotycznymi metodami ], co nade wszystko ''Rady'' Kallimacha, powszechnie i nader słusznie kojarzone w dawnej Rzeczpospolitej z pochwałą politycznego obskurantyzmu rządów ''silnej ręki''. Włoski humanista posuwał się w tym do jawnego zalecania władcy trucicielstwa, nie wspominając już o ''zwykłym'' korumpowaniu czy zastraszaniu przeciwników. Nade wszystko zaś szczucia ich na siebie, stąd można Kallimacha uznać wręcz za Manaforta swej epoki. Tak pisze o tym historyk Michał Kozłowski:
 
''Wyniesione z Włoch wzorce praktyki politycznej, którym hołdował Kallimach, kontrastowały zapewne dość ostro z polską tradycją i obyczajowością. [...] Bowiem z rozbitych politycznie Włoch wyniósł wzorzec małego, ale scentralizowanego organizmu państwowego, rządzonego zgodnie z renesansową teorią władzy w sposób niemal absolutny.''

- polski badacz bez ogródek też stwierdza, iż włoski intelektualista miał być weneckim szpiegiem, zamieszanym w spisek humanistów i pedałów wymierzony w ówczesnego papieża Pawła II. Po jego wykryciu ledwo uszedł z życiem i ścigany przez papieską policję trafił na grecką wyspę Chios, gdzie wziął udział w protureckim zamachu stanu, a w końcu wylądował nad Wisłą, ciesząc się protekcją nie tylko miejscowych katolickich hierarchów, lwowskiego arcybiskupa Grzegorza z Sanoka i prymasa Oleśnickiego, lecz i samego króla Kazimierza Jagiellończyka. Zapewne polski władca wykorzystywał sieć kontaktów Kallimacha do nawiązania poufnych relacji z potężnymi republikami miejskimi wczesnorenesansowej Italii, szczególnie dla uzyskania funduszy koniecznych do prowadzenia toczonych przezeń wojen np. trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim. Poza tajnymi konszachtami i snuciem intryg, włoski literat a przy tym zadeklarowany neoplatonik podobnie jak wspomniany już Maksym Grek, zajmował się wraz ze swym kochankiem Konradem Celtisem, takim samym co on chujmanistą tyle że niemieckim, organizowaniem gejowskich orgietek zwanych przez Kozłowskiego eufemistycznie ''sympozjonami wzorowanymi na starożytnych'':). Rzecz jeśli idzie o poglądy Kallimacha na wzorcowy dlań ustrój władztwa, dopowiada Paweł Rzewuski w godnym polecenia opracowaniu myśli politycznej dawnej Rzeczpospolitej, z którego na dowód przytoczymy odpowiednie ustępy:

''Obraz władcy wyłaniający się z Rad Kallimacha wydaje się podobny nie tylko do późniejszych propozycji Machiavellego, lecz także do koncepcji stojących za polityką Cezara. ,,Dziel i rządź'' - zdaje się mówić włoski uczony. Władca ma opierać się na podzielonym społeczeństwie, spolaryzowanym w tak dużym stopniu, aby nie mogło zjednoczyć się przeciwko niemu. Kler miał być skłócony ze świeckimi. Świeccy powinni żyć między sobą w jak największej niezgodzie. Nad tym chaosem miał panować król, budzący podziw światłością umysłu i otoczony skutecznymi, zawdzięczającymi mu wszystko współpracownikami. Między jego konkurentami powinna trwać ciągła rywalizacja i walka. Można nawet pokusić się o sugestię, że w pewnym sensie pożądany jest [ wyłączając osobę władcy ] stan permanentnej wojny o wpływy. W stosunku do obywateli król jest obcy. Nie jest jednym z nich, nie należy do żadnego ze stanów, jest dla poddanych swego rodzaju przeciwnikiem. Powinna być mu jak najbardziej odległa wszelka transparentność, ma skrywać swe intencje. Głównym narzędziem władzy jest strach i utrzymywanie niepokoju, który jednak w umysłach obywateli ma kojarzyć się nie z królem, lecz poszczególnymi skonfliktowanymi wzajem grupami. [...] Rady nie zostały sformułowane dla dobra współobywateli czy całego państwa, ale dla dobra jednostki czyli samego władcy. Nie są podyktowane żadnym wyższym dobrem, a jedynie interesem króla. Kallimach porzuca tym samym koncepcje Platona i Arystotelesa, a jeśli sięgniemy po kategorie tomistyczne, król stosujący się do jego Rad wpisuje się w opis rządów tyrana. Koncepcja Kallimacha stoi w całkowitej sprzeczności z rodzącą się w tym samym czasie tradycją republikańską, która zakładała dopuszczenie do władzy przedstawicieli szlachty. Włoski myśliciel odrzuca podobne idee, gdyż pragnie skrajnego wzmocnienia władzy królewskiej. Cechuje go daleko idący pesymizm co do ludzkiej natury, połączony z nieskrywanym cynizmem. Polityka traci u niego charakter etyczny, jaki miała u Arystotelesa, stając się domeną w której liczą się jedynie doraźne efekty. Kallimach nie formułuje zasady suwerenności władcy, ale nie ulega wątpliwości, że pisał swój tekst z przeświadczeniem o nieograniczonej władzy monarchy.''

- jednym słowem istny wzorzec moskiewskiego despotyzmu, acz niepokojąco przypominający też stan współczesnych demokracji parlamentarnych... Z powyższego jednoznacznie widać, iż powierzchowna admiracja dla antyku wcale nie musiała wykluczać pogardy i odrzucenia dziedzictwa myśli politycznej starożytnych. Nie tyle bowiem Arystoteles, Cyceron ani nawet Platon byli autorytetami dla wielu renesansowych humanistów, co raczej współcześni im neoplatońscy zamordyści pokroju Pletona. W tym świetle inaczej już, bynajmniej nie tak jednoznacznie pozytywnie jawią się wpływy włoskie na Rusi moskiewskiej w omawianym okresie. Dość rzec, iż jak przypomina w swym dziele o narodzinach rosyjskiej doktryny państwowej Krystyna Chojnicka, greccy krewniacy z rodu Paleologów bizantyjsko-latyńskiej małżonki Iwana Srogiego, sprowadzili z Italii na jego dwór min. przedstawiciela mediolańskiej dynastii budowniczych. Pietro Antonio Solariemu, bo o nim mowa, rosyjski władca powierzył zadanie wzniesienia murów obronnych Kremla, a w ich obrębie licznych cerkwi, jednak nade wszystko zasłynął on jako twórca bramy Spaskiej. Wymowne, że na jej zwieńczeniu przybysz z renesansowych Włoch umieścił postać dwugłowego orła trzymającego w szponach ziemski glob - ''wizerunek tak chętnie przez potomnych odczytywany jako symbol moskiewskich ambicji do władania nad światem'', wedle trafnej oceny autorki. Zwraca ona także uwagę na ,,znany historykom kultury bizantyjskiej zwyczaj, według którego nakrycia głowy, „kołpaki” podobne do czapki Monomacha [ tradycyjne insygnium koronne władców Rosji ], nosili do XIII w.  senatorowie cesarstwa wschodniorzymskiego. Kołpak takowy przyozdabiał również aż do XVIII w. głowę doży weneckiego, który pierwotnie był właśnie senatorem bizantyjskim''. W każdym razie pochodzenie owego nakrycia jest ewidentnie orientalne, sięgając może nawet starożytnej Persji lub Egiptu. Ponadto w Wenecji rezydował grecki prawosławny metropolita z tytułem ''Filadelfijski'', gdzie pod tegoż nadzorem drukowano cerkiewne księgi wędrujące następnie min. na tereny Rzeczpospolitej [ przywołuję ów fakt za ''Domus Divisa'' Aleksandra Naumowa ]. Tak więc okazuje się, iż nowożytna Italia była źródłem wpływów bizantyjskich, jak z kolei ''drogę łacińskiemu Odrodzeniu w Rosji, tej jakoby ostoi bizantynizmu, wskazała grecka księżniczka'' wedle opinii historyka Eugène Müntza, przywołanej przez Chojnicką [ istny mindfuck dla wyznawców Konecznego ]. Dopiero na owym tle pojąć można fenomen wspomnianego Kallimacha i podjętą przezeń rolę swata w zaaranżowaniu politycznego małżeństwa syna króla Kazimierza Jagiellończyka Aleksandra, z Heleną córką Iwana Srogiego i Zoe Paleolog, bratanicy ostatniego cesarza Bizancjum. Nawiązał on w tym celu kontakt z nią, za pośrednictwem brata moskiewskiej władczyni Andrzeja [ postaci skądinąd groteskowej, wiecznie zadłużonego i bez kasy, stąd kupcząc dla forsy własnym tytułem cesarskim ]. W zamyśle Kallimacha, czy raczej jego mocodawców z dynastii Jagiellonów, mariaż z Moskwą miał służyć nade wszystko zapobieżeniu sojuszowi jej władców z Habsburgami, którzy stanowili groźną konkurencję dla litewskiego rodu do przejęcia węgierskiego tronu po śmierci Macieja Korwina. Bezdzietnej praktycznie, bo nie stało mu legalnego potomka, a ostał się po nim jedynie bękart, pewnie za karę jak podle postąpił z Drakulą. Projekt włoskiego humanisty i piewcy politycznej tyranii, doczekał się realizacji dopiero za rządów następcy Kazimierza Jagiellończyka na polskim tronie Jana Olbrachta. Rychło w czas wydawałoby się, bo jak ten ostatni pisał w liście do brata Aleksandra, Maksymilian Habsburg ,,przeciw nam wszędzie snuje intrygi, wśród Moskali, Wołochów, Tatarów i Prusaków'', zaś mariaż z moskiewską księżniczką miał przeciąć jego knowania, zapewniając im obu pokój z Kremlem. Niestety zawiódł on pokładane w nim nadzieje Jagiellonów, w praktyce bowiem wpuścili tym jedynie wilka do swej owczarni, gdyż przysłani przez Iwana Srogiego wraz z córką rosyjscy dyplomaci trudnili się głównie szpiegostwem, podburzając do buntu rusińskich poddanych Litwy. Rzekome nierespektowanie zaś prawa Heleny do praktykowania jej prawosławnej wiary, posłużyło za pretekst ojcu a później jego następcy Wasylowi III do wszczynania kolejnych wojen i morderczych najazdów na tereny Wielkiego Księstwa. Tak więc inicjatywa Kallimacha poniosła fiasko, podobnie jak inne przedsięwzięcia tegoż awanturnika, humanistycznego pedała i zwolennika renesansowego despotyzmu - a może o to właśnie chodziło, znając jego agenturalne powiązania i wrogość do papiestwa, kto wie?

...mimo najszczerszych chęci jestem zmuszony w tym momencie przerwać dalsze wywody, gdyż nie wiem czy doszedłem choćby do połowy koniecznych wyjaśnień obranej tematyki. Dokończenie więc opublikuję w osobnym tekście za parę tygodni, w następnym już miesiącu tak by czytelnik, o ile takowy w ogóle wytrwał do tego miejsca, miał czas na spokojne przetrawienie wszystkich przytoczonych tu informacji i spostrzeżeń. Żywię nadzieję, iż przynajmniej udało mi się przekonująco wykazać, że Drakula był na tyle wybitną postacią w dziejach Europy, iż nie zasługuje na równie obcesowe szarganie pamięci po nim, jakie ma miejsce we współczesnej popkulturze. Wszakże największej wobec niego profanacji dopuścili się ''żydujący'' rosyjscy sekciarze, którzy manipulując cynicznie dramatycznymi losami jego żywota, wykorzystali je bezzasadnie do wzniesienia gmachu kremlowskiej satrapii, o nich więc szerzej w następnej części.