...czyli dlaczego zarówno rusofile, jak i stronnicy PiS z różnych zupełnie przyczyn, jednako wszak nie mają powodów do radowania się wynikiem prezydenckich wyborów USA. Zanim o tym wpierw uwaga natury ogólnej: przy okazji poczęto nawoływać do likwidacji kolegium elektorskiego i zaprowadzenia bezpośrednich wyborów amerykańskiego przywódcy. Wręcz przeciwnie, należy skończyć ze szkodliwą praktyką angażowania obywateli w ów proces i wygrana Trumpa nie ma tu akurat nic do tego. Idzie zaś o to, iż siłą rzeczy podczas kampanii dominowały bliższe im kwestie polityki wewnętrznej na jakie amerykański prezydent ma dość ograniczony wpływ, tonowany przez Kongres i władze poszczególnych stanów dysponujące w tym całkiem sporą autonomią. Zupełnie na odwrót za to mają się sprawy jeśli idzie o politykę zagraniczną i militarną, stąd gdyby wybory przeprowadzono uczciwie tj. kładąc nacisk na tę właśnie problematykę, oprócz marginalnych radykałów z lewa i prawa wzięliby w nich udział pewnie już tylko urzędnicy z D.C. a i to nie wszyscy, wraz z grupką żywo zainteresowanych nią, gdyż czerpiących z niej zyski magnatów przemysłu i wielkiej finansjery. Trudno bowiem oczekiwać od przeciętnego Amerykanina, że będzie dobrze obznajmiony z okolicznościami wojny na Ukrainie, albo reperkusjami ewentualnego ataku na Iran, przynajmniej dopóty nie odczuje ich we własnej kieszeni. Można było ów stan rzeczy tolerować, gdy Stany Zjednoczone zajmowały pozycję na peryferiach Zachodu, ale nie kiedy stały się światowym mocarstwem a już zwłaszcza teraz, w dobie ich postępującej mocno globalizacji. Doświadczony singapurski dyplomata Kishore Mahbubani zażartował nawet, że prędzej niż Amerykanom to innym krajom wypadałoby decydować jakiego przywódcę mogą mieć USA, a to właśnie ze względu na wpływ jaki wywiera on pośrednio w ich polityce. Dlatego to Kongres winien obierać amerykańskiego prezydenta na wzór podesty w italskich republikach, co wymagałoby jedynie zmiany litery konstytucji a nie jej ducha, gdyż Stany Zjednoczone od ich zarania trudno zwać ''demokratycznym krajem''. W istocie tak jest do dziś dnia, albowiem są republiką czyli ustrojem mieszanym, któremu nieobce autorytarne formy rządów, jak dyktatura w jej pierwotnym znaczeniu. Zapewne w tym kierunku będzie ewoluował system niezależnie jaka ze stron politycznego sporu ostatecznie weźmie w nim górę, co skądinąd jest wpisane w wewnętrzną logikę tak arcyliberalnego kraju jak USA, gdzie interes jednostki władczo stoi nad dobrem państwa i narodu, noszącym tam umowny charakter. Nikt zaś z definicji nie może dzierżyć monopolu na interpretację ''wolnościowej'' doktryny, obojętnie czy tyczy to libertariańskich ''autorytarian'', jacy obecnie przejęli agendę Trumpa, czy też tego co zwie się mylnie ''lewactwem'', a w istocie jest doprowadzonym do swej ostateczności indywidualizmem polegającym na swobodnym jakoby ''wyborze płci''. Wszystko to jawi się daleką konsekwencją zasadniczego rozdarcia, które tkwi u fundamentów ustrojowych USA między republikanizmem opartym o ideę dobra wspólnego, a liberalizmem przedkładającym nad nie interes jednostkowy. Zastanawiające, czy bodaj nie całe dzieje Stanów Zjednoczonych można by chyba sprowadzić do nieustannego napięcia i ciągłych negocjacji między nimi?
W każdym razie na pewno jesteśmy świadkami bólów porodowych nowej postaci amerykańskiej ''niedemokracji'', bynajmniej końca jej samej a formy do jakiej przywykliśmy. Jedynie tym można wytłumaczyć, że tak koszmarnie zjebana kampania wyborcza na jaką złożyły się niemal same fuckupy, przyniosła wszakże Trumpowi polityczny sukces. Zawdzięcza on go zaś głównie Latynosom i kobietom, co burzy na raz kilka zarówno lewackich jak i prawackich stereotypów. Okazuje się bowiem, że migranci wcale nie muszą robić za ''zastępczy proletariat'' dla socjalistów, owszem - przecież nie po to uciekali przed nierządem komuny z Kuby czy Wenezueli do USA, żeby ową ''czerwoną zarazę'' tam odtwarzać. Podobnie rzecz ma się z bestialstwem karteli narkotykowych i oby tak samo było, jeśli idzie o polityczną tyranię w przypadku licznie teraz napływających do Ameryki przybyszów z Rosji, Indii czy Chin. Poza tym faktycznie proletariacki zwykle charakter latynoskiego elektoratu zaważył raczej negatywnie na szansach kandydatki Demokratów. Bowiem zamiast ''genderu'' czy ''ekozajobca'' bardziej przejmują go przyziemne kwestie typu kosztów życia, czyli płaconych rachunków lub żeby mieć co do gara włożyć. Rychło wszak może on doznać gorzkiego rozczarowania, jeśli libkostwo jakie opanowało obecną agendę ekonomiczną Trumpa pocznie wdrażać swój ''plan Baal-cerowicza'' dla Ameryki. Jednakże próba w kontrze połączenia tradycyjnego ''socjalnego'' przekazu z libertynizmem obyczajowym, przyniosła jedynie ''potworność gówna i ognia'' na jakiej wyłożył się vice Kamallah Tim Walz. W tym jak sądzę należy upatrywać głównej przyczyny poparcia Trumpa przez tylu Latynosów, a nie ich ''machoizmie'' jaki zarzucają im teraz niektórzy rozsierdzeni Demokraci. Należałoby więc posądzić o ''mizoginię'' także niemal połowę żeńskiego elektoratu, jaki najwidoczniej zagłosował wedle owych mądrali ''wbrew własnym interesom''. W głowach ''oświeconym'' tumanom nie mieści się, że tak wiele bab chce mieć za przywódcę chłopa i gwiżdże na swe rzekome ''prawa reprodukcyjne'', no popacz pan:). Kapitalnym jest obserwować jak faceci wyrzucają kobietom, iż nie są jak na ich gust zbyt ''wyzwolone'' - chyba kurwa z mózgu. Tymczasem wygląda, że coraz więcej Amerykanek pragnie srogiego ''tatuśka'', który skarci niegrzeczną dziewczynkę, co sugerował obleśnie Carlson na niedawnym wiecu wyborczym Trumpa. Nade wszystko jednak sądzę zagłosowały matki, jakie nie chcą mieć za synów transseksualne cioty, ani by ich córki i one same były narażane na molestowanie przez zboczeńców podających się za kobiety, bo debilny ''wokeism'' im na to zezwala! Wszakże brak podobnej refleksji po stronie Demokratów, wedle nich społeczeństwo jak zwykle nie dorosło do poziomu ''oświeconych'' [ w swym mniemaniu jedynie ]. Doszli chyba do wniosku, że sami potrzebują własnej MAGA, ale jeśli pozwolą opanować się ekstremie głosującej na Jill Stein, zadymy Antify i BLM okażą się jeno rzewnym wspomnieniem.
Gdzie więc podziało się marudzenie protektora Vence'a, czyli pedolibka Thiela o tym, iż jakoby przez prawa wyborcze kobiet ''demokracji nie da się pogodzić z kapitalizmem'', gdyż rzekomo stanowią one ''socjalny'' elektorat? Feminazistki stąd, na równi z incelami, proszeni są jednako uprzejmie o wypierdalanie ze swymi głupotami, podobnie rzecz ma się w przypadku Obamy, bezczelny Mulat wkurwił sporo czarnych mężczyzn zarzucając im domniemaną obawę przed politycznym sukcesem rasowej ''siostry''. Przyczyniając się tym znacznie do konsekwentnego poszerzania poparcia dla Trumpa wśród ''afroafrykańskiego'' elektoratu, acz sądzę zagrały tu jeszcze dwa sprzeczne czynniki. Raz, że coraz więcej czarnych w USA ma serdecznie dość robienia z nich ''czarnuchów'' przez Demokratów tj. trzymania w mentalnym getcie wiecznej ofiary ''rasistowskiej opresji'' białych. Potępiają więc ostro patologię tzw. ''black culture'' a w istocie promocji barbarzyństwa, lansującą wzorzec gangstera i kurwy, prawdziwego dzikusa z buszu w miejskiej dżungli niczym ilustrację najgorszych rasistowskich stereotypów, obdarzonych jedynie znakiem dodatnim. Zarazem dla innych na odwrót Trump może jawić się niemal jako swojak, bo i faktycznie jest zeń taki ''white nigga'' - uwielbia przecież towarzystwo dziwek, wieczną zabawę, żyć kosztem frajerów żeby zarobić a się nie narobić, spłodził kupę dzieci z kilkoma kobietami, nie ma za grosz gustu otaczając się wprost potwornie kiczowatym luksusem, jest aroganckim chamem i ściemniaczem, ciągnie się za nim cały szereg kryminalnych spraw, jednym słowem rasowy ziomal tyle że albinos:). Mógłby wręcz uchodzić za biały odpowiednik P Diddy'ego, gdyby nie brak ciągot ku twardym narkotykom i zdeklarowany heteroseksualizm, dzięki czemu nie potrzebuje trzymać w rezydencji zapasu hektolitrów lubrykantu do dupy. Skądinąd nie będzie żadnego ''prześladowania gejów'' za ponownej kadencji Trumpa, biorąc ilu cudoków ma wśród swych żarliwych popleczników, by wymienić choćby Richarda Grenella - byłego ambasadora USA w Niemczech, jaki dał się mocno Szkopom we znaki, a być może teraz zostanie szefem CIA, czy swego głównego doradcę ekonomicznego Scotta Bessenta, który jak przystało na ''homokonserwatystę'' jest zamężny:) [ przy tym to były partner finansowy Sorosa ]. Dobrze chociaż, jeśli ''grantoza'' dostanie mocno po kieszeni, by przynajmniej jej część poszukała sobie wreszcie pożytecznej roboty, typu czyszczenie miejskiej kanalizacji z gówien, nawiasem bardzo ekologiczne zajęcie, bez ironii. Generalnie więc zarzucając Trumpowi ''rasizm'' i ''homofobię'' amerykańscy lewacy wychodzą na histerycznych durniów, podobnie jak prawackie marudy straszące nieuchronnym jakoby triumfem neokomuny, spowodowanym wymieraniem białej populacji: jak widać z powyższego - ni chuja! W tym wszystkim zastanawia tylko dziwna bierność Demokratów, mających przecież wyśmienite doświadczenie w rozpętywaniu politycznego amoku, by wspomnieć kult Dżordżu Fleji, gdzie więc u cholery podziała się cała Antifa i BLM? Wygląda, jakby reelekcja [ by nie rzec: rezurekcja:) ] Trumpa była efektem cichej zmowy amerykańskich elit władzy i kapitału, jakie dały mu wolną rękę do wykonania brudnej roboty na ostatek kariery, skoro i tak niewiele mu pozostało życia, więc mało już czym się przejmuje. Stany najwidoczniej potrzebują autorytarnego lidera, a nade wszystko ze względu na decydującą rolę prezydenta w polityce zagranicznej USA nie ma on podobać się białym liberalnym elitom kraju, lecz reprezentować go wobec reszty świata zwykle dalekiej od politpoprawności, stąd rzeczywiście pewnie lepiej sprawi się z tym ''old white nigga'' Donald T.
O ironio wiekowi zazwyczaj wyborcy PiS nie pojmują jednak, że amerykańskiej partii Republikańskiej jaką znali już nie ma, bo zarżnął ją ich ''bohater''. Została przez to zawłaszczona rakowatą naroślą MAGA, której ton nadają wyżej pomienieni ''autorytarianie'' znajdujący na owym tle wspólny język z Rosją, Chinami, Koreą Północną o polakożerczym Izraelu nawet już nie wspominając. Dzieje się zaś tak bynajmniej dlatego, iż Trump czy Vence są jakoby ''ruskimi agentami'', kto tak twierdzi sam nim pewnie jest, albo co najmniej pożytecznym idiotą Moskwy, mowa zaś o pewnym symptomie głębokich przemian wewnętrznych samych USA. Inaczej stronnikom PiS i jego przywództwu rychło przyjdzie robić dobrą minę do złej gry, lub wprost przeobuć się politycznie na kucfederacką modłę - niedoczekanie! Owszem, to formacja Memcena i przecwelonego przezeń wolnorynkowo Bosaka, wespół z gudłajem Braunem jest bliższa temu co obecnie reprezentuje sobą Trump, albowiem jego niegdysiejszy ''prawicowy populizm'' sczezł niemal całkiem. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można więc przewidzieć, że następna kadencja staro-nowego prezydenta USA nie będzie już podobna tak poprzedniej, acz pojmuję radość z widoku skwaszonych ryjów domniemanych ''ekspertów'' i lewo-liberalnych dupków skompromitowanych bałwochwalstwem Kamallah. Niemniej wznoszenie triumfalnych okrzyków na cześć Trumpa w polskim Sejmie i tegoż durne małpowanie w wykonaniu polityków PiS to demonstracja mentalnego ''murzyństwa'' w stanie klinicznym. Dobrze stąd, że chociaż prezes Kaczyński trzyma nadal bazę, z wyraźnym dystansem akcentując, iż żaden dobry wujek z Hameryki nie wyręczy polskich patriotów w rozprawie z rodzimymi ''autorytarianami'', tyle że innego bo ''unijnego'' autoramentu. Otóż to! - chciałoby się rzec na pohybel różnym Płaszczakom, co wyrywają się przed szereg ze swymi głupimi uwagami o tym, iż jakoby od zmiany amerykańskiej prezydencji wyłącznie zależeć będzie obalenie tuskowego ''nierządu''. Raz, że nie wiadomo czy na owej koniunkturze politycznej prędzej skorzystają jako się rzekło Kucfederaci, a nade wszystko jak to w końcu jest: traktujemy serio kwestię własnej podmiotowości, albo jedynie toczymy swary któremu wielmoży mamy służyć - temu z Waszyngtonu, Moskwy czy Berlina? Nazbyt pochopnie też jak widzę chwaliłem Tarczyńskiego za lobbowanie interesów Polski wśród stronników MAGA, ośmieszył się bowiem dostarczaniem otoczeniu Trumpa ''kompromatów'' na polityków co by nie gadać rodzimej władzy, tak jakby nie wiedziano tam i bez tego, jakim to dupkiem jest Tusk. Owszem, potrzebujemy USA, ale tylko jako ''mniejszego zła'' by rozluźnić niemiecko-rosyjski ucisk ciążący nieustannie na gardle Polski, jedynie w takiej mierze pomni jednako o bidenowsko-obamowych ''resetach'', co i nędznych umizgach obu Bushów do rosyjskiego przywództwa. Nie zaś ślepych hołdów dla ''lśniącego miasta na wzgórzu'' i ''latarni światowej demokracji'', od których zajeżdża purytańskim mesjanizmem o ewidentnie ''żydowińskim'' charakterze. Wyłącznie uświadamiając sobie, że wraz z innymi krajami Europy Wschodniej stanowimy globalną peryferię, stąd możemy uczestniczyć w obecnej zmianie światowego ładu jedynie poprzez utwierdzenie się we własnej szczególności i dobrze pojętym ''prowincjonalizmie'', będziemy w stanie jako Polacy wyzbyć się trawiącego nas kompleksu niższości, co i pozornie tylko leczących go mocarstwowych rojeń. Na pewno żaden obcy ''mesjasz'' nas w tym nie wyręczy, doprawdy czy tak trudno to pojąć?
Nie ma co iść śladem autentycznych onucowców, którzy w swej głupocie sądzą, że teraz na serio już pozamiatane z Ukrainą, bo wzięli za dobrą monetę deklaracje tak Harris co i Trumpa. Rzeczywiście, obie strony politycznego sporu za oceanem najwidoczniej zadecydowały o zamrożeniu konfliktu z Rosją, ale przynajmniej obecna zmiana amerykańskiej prezydencji daje szansę, by zmniejszenie pomocy finansowej dla Kijowa w pierwszej kolejności tyczyło prawoczłowieczych grantożerców. Ukraińscy pastorzy typu Rusłana Kucharczuka od dawna zajmujący się zwalczaniem lewackich od-ruchów na miejscu, zapewne pospieszą do przewietrzonej od bidenowców ambasady USA z odpowiednimi spisami tychże, ku pożytkowi jankeskiego budżetu jaki dzięki temu nie będzie już marnował na nich pieniędzy, oby. Acz i tu nie spodziewałbym się za wiele, gdyż wspomniany Richard Grenell, jako koordynator amerykańskiego wywiadu za pierwszej kadencji Trumpa, gromko deklarował obronę wszędzie na świecie praw swej homoseksualnej braci. Poza tym wiele zależy od tego kto teraz obejmie bezpośrednio nadzór nad bezpieczeństwem narodowym, bo jeśli typowany na to stanowisko Mike Pompeo to całkiem nieźle [ dopisek po paru dniach: to już nieaktualne ]. Wątłą nadzieją na powściągnięcie obecnie krwiożerczych zapędów żydowskich rasistów jest ojciec jednego z zięciów Trumpa, ożenionego z jego córką Tiffany. Massad Boulos, bo o nim mowa, to libański oligarcha finansowy i maronita z wyznania, acz powiązany także politycznie z... Hezbollahem! Wszakże pozostanę ostrożnym pesymistą w owej kwestii, choć Izrael i tak nie przetrwa na dłuższą metę jako oblężona twierdza i li tylko bliskowschodnie getto, jakie Żydzi sami urządzili sobie, bez zawarcia w końcu ugody z muzułmańskimi państwami regionu. Mam na myśli nie tylko Saudów czy Egipt, ale i Turcję co wprawdzie jawi się niemożliwym póty u rządów pozostaje Erdogan, natomiast istnieje nań szansa, jeśli władzę ponownie obejmą kemaliści. Ku memu żalowi zwycięstwo Trumpa ratuje tyłek Netanjachujowi, bo obiór Kamallah zapewne oznaczałby dlań nieuchronną dymisję a być może nawet więzienie, gdzie też ów zbrodniczy chucpiarz i aferzysta dawno już powinien gnić. Będzie mógł więc bez przeszkód kontynuować czystkę etniczną w Gazie pod pretekstem zwalczania terroryzmu, gdyż nikt we władzach USA nie zablokuje mu teraz wsparcia militarnego ni gospodarczego, ani ośmieli się choć sugerować, że jest ono marnowaniem pieniędzy potrzebnych w kraju. Nigdy bowiem dość powtarzać, że prawdziwe hasło MAGA winno brzmieć nie ''America'' lecz ''Israel first!'', niestety głównie kosztem Ukrainy i nie ma przy tym znaczenia, iż także nią włada Żyd. Najwidoczniej dla stronników Trumpa są jakieś lepsze i gorsze handełesy, albo też odziedziczył on po swych niemieckich przodkach pogardę do wschodnioeuropejskich ''Ost-Juden'', ceniąc jedynie kulturowo zgermanizowanych tzw. ''Yekke''? Dlatego w jego otoczeniu roi się od protestanckich syjonofilów, jak sen. Ron Johnson sprzeciwiający się pomocy zbrojnej dla Ukrainy, bo wedle jego słów rzekomo toczy się tam ''wojna zastępcza Zachodu z Rosją'', której jakoby nie sposób wygrać. Podobnych obiekcji nie ma wszakże menda przed słaniem miliardów dolarów z amerykańskiego budżetu Izraelowi, by ów masakrował Palestyńczyków w strefie Gazy, co rzecz jasna skurwiel w pełni popiera. Łże bogobojny hipokryta jak to niby rosyjski kompleks militarny ''ma się wspaniale'', gdy niedawno szef największego w nim koncernu zbrojeniowego ''Rostiech'' Czemiezow alarmował w wystąpieniu przed deputowanymi Dumy, że jeśli Bank Centralny kraju podwyższy stopę procentową powyżej 20% uwali mu to faktycznie produkcję. Co też i rychło nastąpiło wywołując istny pożar w tyłku jego i podobnych mu wojskowych magnatów, acz i tak zakłady ''Rostiechu'' są w lepszej kondycji finansowej od innych przedsiębiorstw branży, gdyż nie mają jak one zaległych płatności z budżetu państwa bywa że nawet od roku i dłużej. Generalnie rzygać się chce patrząc na obecną amerykańską prawicę, bo poza nielicznymi szlachetnymi wyjątkami MAGA to ruskie i zarazem izraelskie kurwy - dlatego trzeba być niespełna rozumu, aby w Polsce radować się gromko reelekcją Trumpa!
Co wszakże niepokoi bardziej, iż głos nań oznaczał w praktyce poparcie Vance'a, bo choć krzepko się trzyma na tle Bidena, jednak ma swoje lata i można zasadnie podejrzewać, że nie będzie już w stanie realnie dzierżyć władzy w tym stopniu, jak za czasu swej pierwszej kadencji prezydenta. Kiedy więc Trump będzie robił sobie coraz dłuższe przerwy na partyjkę golfa, opanowawszy jego otoczenie syjonofile wespół z LGBTariańskimi autorytarianami pokroju Thiela, zapewne postarają się wyręczać go jak najczęściej w prowadzeniu realnej polityki za pomocą swej kreatury, jaką jest ''DJ''. Ma on zaś na koncie nikczemne wypowiedzi nie tylko na temat Ukrainy, ale i Rosji oraz samego Putina, którego zwał oględnie bardziej ''przeciwnikiem'' i ''konkurentem'', niż wrogiem USA. Z którym ma się rozumieć można ''negocjować'', rad bym więc chętnie obaczyć, jakim sposobem znajdzie porozumienie z kimś, kto nie wie nawet kim tak naprawdę jest i o co mu kurwa idzie? Przywódcą chorego kraju, jaki pod trójkolorowym sztandarem własowców, hitlerowskich kolaborantów święci zwycięstwo nad III Rzeszą? Faktycznie derusyfikującego Ukrainę w imię haseł obrony ''ruskiego miru'', stawiając zwycięskie czerwone flagi z sierpomłotem na ruinach obróconego przezeń w perzynę poradzieckiego przemysłu? Celebrującego własne samobójstwo w symbolicznym geście uroczystej odsłony pomnika, przedstawiającego figurę ruskiego sołdata ''specoperacji'' rozrywającego się granatem? Trudno o mocniejszą ilustrację przegrywizmu, ale lepsza byłaby ''wideoinstalacja'' odtwarzająca scenę uderzenia dronem prosto w zad rosyjskiego żołnierza, przebił go tylko inny co chciał odeprzeć podobny atak bańką z benzyną, dzięki temu doznał przynajmniej spektakularnego zgonu, iście wybuchowego! Powodzenia więc życzę Vence'owi w dogadywaniu się z Putinem, który obecnie każdym czynem zaprzecza swym deklaracjom będzie już sprzed ćwierć wieku, gdy nader rzeczowo tłumaczył, iż zabór Krymu odbije się na samej Rosji. Otworzy bowiem drogę rewizjonizmowi terytorialnemu w jej granicach, co i na całym obszarze poradzieckim, a od siebie dodam ogólnie Eurazji. Putin również wtedy najzupełniej słusznie głównego zła upatrywał w obciążeniu jego kraju mocarstwowym dziedzictwem, jakie trawi go od wewnątrz stanowiąc zarazem groźbę dla sąsiednich państw. Niewątpliwie więc należy dawać wiarę słowom rosyjskiego przywódcy, na pewno nie złamie zawartej przezeń umowy, boć przecie to nie żaden podstępny wróg Ameryki, a jeno godny ''przeciwnik'' wedle deklaracji samego Vence'a. Dobrze stąd, że w gestii owego durnia mają być tylko kwestie z zakresu polityki wewnętrznej, w tym czuwanie nad masową migracją i dobrymi relacjami z biznesem zaawansowanych technologii, gdyż trzeba mu jakoś odpłacić się mocodawcom z Doliny Krzemowej. Zresztą wypowiadał się już w podobnym duchu podkreślając buńczucznie, że Tajwan jest pod tym względem ważniejszy dla USA niż Ukraina, najwidoczniej stąd nie dotarło jeszcze doń, że jego były [?] protektor Thiel sądzi jednak inaczej. Bowiem firma tegoż ''Palantir'', specjalizująca się min. w militarnym i szpiegowskim zastosowaniu ''sztucznego intelektu'', niemal od początku wojny na pełną skalę jest silnie zaangażowana w ukraiński konflikt. Dlatego otworzyła swą siedzibę w Kijowie, co zresztą jest tylko częścią szerszego programu rozbudowy potencjału zbrojeniowego Ukrainy na miejscu, przeto Rosjanie łudzą się pokładając nadzieje w ograniczeniu amerykańskiej pomocy wojskowej. Palantir nie jest jedynym tech-gigantem z USA, jaki bierze czynny udział w wojnie z Rosją na peryferiach Europy, co dobrze wróży nawet gdyby ów bubek Vence nie daj przejął rządy od, lub po Trumpie. Pozostaje mu stąd życzyć, by mimo swych lat pełnił urząd w dobrej kondycji, a tym bardziej nie dokonał nań ponownie tym razem skutecznego zamachu jakiś lewacki prowokator, czy kierowany ''sztuczną inteligencją'' dron idąc, raczej zaś lecąc z duchem czasu. Paradoksalnie bowiem pocieszenie niesie jego tyrańska natura, jaka nie pozwoli Trumpowi wchodzić sobie na głowę i rychło każe zapewne przeczołgać swym zwyczajem Muska czy Vence'a [ oby, nie mogę się wprost doczekać ]. Sęk w tym, że facet jest już stary, wyraźnie dziadzieje, stąd władza pocznie sama wymykać mu się z rąk, lub ktoś z jego otoczenia może spróbować w tym nieco ''pomóc''...
Pora na jakie podsumowanie: otóż stawiam celowo przerysowaną tezę, iż niestety ale obecnie Trump stał się amerykańskim Tuskiem, tyle że o konserwatywnej agendzie obyczajowej, a i to nieprzesadnie. Przeto iż zaprzedał się libertariańskim autorytarianom wespół z syjonofilami, będziemy za jego drugiej prezydentury świadkiem łamania praw pracowniczych, oraz niweczenia i tak wątłych jak na standardy Zachodu osłon socjalnych w USA. Wszystkiemu towarzyszyć zaś ma jakże dobrze znany teraz nad Wisłą chaotyczny sposób zarządzania sprawami kraju i niezborność w prowadzeniu polityki zewnętrznej. Groźną jawi się zwłaszcza służalczość wobec interesów Izraela, jaka oby nie prowadziła ku wojnie z Iranem. Katastrofalnej w skutkach, chyba że Trump pocznie ''drill, baby, drill'' już na pełnej zalewając rynki światowe ropą i gazem tak bardzo, iż nie zda się to na nic putinowskiej Rosji. Lewacy fundamentalnie mylą się posądzając MAGA o ''faszyzm'', gdyż jego istotą jest statolatria, czyli etatyzm totalny. Natomiast libertariańscy ''autorytarianie'', jacy teraz zapewne mieć będą decydujący głos przynajmniej w polityce ekonomicznej za oceanem, dążą przeciwnie do prywatyzacji państwa i jego przepoczwarzenia w korporację, gdzie obywatel stanie się udziałowcem prowadząc do odtworzenia cenzusu majątkowego w nowej formie. Pomijam już, że dla wielu ślepo wspierających MAGA fanatycznych protestantów rząd jako taki jest bluźnierstwem, gdyż stawia człowieka w miejsce Boga przecząc władzy tegoż nad ludźmi, sprawowanej w ich wizji restrykcyjnym prawem mojżeszowym karzącym śmiercią czarownice i pederastów, oraz sankcjonującym niewolnictwo. Ideałem są tu patriarchalne wspólnoty, zrzeszone oddolnie w zbory z obieralnymi przez nie pastorami, gdzie ''państwo minimum'' służy jedynie egzekwowaniu publicznej chłosty bałwochwalców. Na pewno nie edukacji dzieci zamiast rodziców czy tym bardziej zarządzaniu ekonomią, gdyż owszem twardy kalwinizm łączy się u tych ''judeochrześcijan'' z misesologią stosowaną, tworząc wyjątkowo jadowitą ideologicznie miksturę. W Polsce zaś przyjdzie nam kalkulować zyski i straty płynące z politycznej rezurekcji Trumpa, albowiem na plus trzeba poczytać wygnanie z ambasady szkodnika Brzeziowego synalka i przeto zapewne mocny cios w lewacką agenturę. Sęk w tym, iż można się obawiać, że jego następca pocznie wywierać srogą presję do zajęcia przez nas bardziej spolegliwej postawy wobec Rosjan, a zwłaszcza okupującego palestyńskie ziemie ''Gudłajstanu''. Kto zaś sądzi, że faktyczny status niemiecko-rosyjskiego kondominium pod wiadomym zarządem to cena warta marginalizacji kreatur pokroju Barta Staszewskiego, radzę mu nie tylko wywiedzieć się kim jest Peter Thiel i jaka to relacja łączy go z Vancem, ale i obadać ''orientację seksualną'' przywódczyni AFD Alice Weidel. Nade wszystko jednak sprawdzić liczbę klubów dla swingersów czy pedałów czynnych obecnie w Moskwie - a następnie wreszcie zamknąć kurwa mordę! Bardzo chciałbym się mylić i oby ów tekst źle się zestarzał, ale wolę dmuchać na zimne niż głupio radować na wyrost. Póty co bowiem wciąż realnym jawi się zawiązanie syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': MAGA-Izrael-Rosja, nawet uwzględniając wspomniane interesy gigantów tech-biznesu na Ukrainie. Wszystko bowiem zależy od tego czy Kreml odrzuci ewentualną ofertę Trumpa, gdyż jeśli nie możemy spodziewać się i najgorszego. W ogóle zamrożenie konfliktu na Ukrainie nie leży w naszym interesie, tym bardziej nawet kiedy za nią nie przepadamy, gdyż lepiej właśnie jeśli zajęta jest wojną z ''bratnim narodem''. Wizja ''trójjedynej Rusi'' zjednoczonej wrogością min. do ''Lachów'', to obok ''paneuropejskiej Rzeszy'' istny koszmar geopolityczny dla Polski, jaki nigdy nie powinien się spełnić! PiS już przyszło gorzko rozczarować się Orbanem i wizją ''Budapesztu w Warszawie'', a takoż Netanjachujem wraz z całym polakożerczym IZSRRaelem, pora stąd na otrzeźwienie także co do amerykańskiej i ogólnie zachodniej prawicy, z pewnymi jedynie szlachetnymi wyjątkami. Oczywiście dla uniknięcia politycznej izolacji koniecznym są doraźne sojusze, wszakże bez złudzeń co do ich trwałości opartej na pryncypialnych zasadach czy choćby tylko interesach. Na pewno zaś nie ma co brnąć w gówniarskie egzaltacje demonstrując faktyczną służalczość wobec obcych potęg i ugrupowań, jakie by one tam nie były. Powtórzę stąd na koniec - w tym co tutaj omówiono prezes Kaczyński baza, szkoda jedynie iż otacza go tylu głąbów.
ps.
Wymieniając grupy wyborców, jakie nieoczekiwanie tak mocno wsparły Trumpa, zapomniałem o amerykańskich muzułmanach wśród których również uzyskał znaczące wyniki mimo swego ''arabożerczego'' stanowiska. Paradoks ów stosunkowo łatwo wytłumaczyć, bowiem wzięli oni tym sposobem odwet na kandydatce Demokratów za jej nie dość propalestyńskie w ich mniemaniu stanowisko. Swoją rolę odegrała też zapewne niechęć do nachalnego wciskania im LGBT i ''transgenderów'', podobnie jak i u Latynosów. Acz nie przeszkodziło to Trumpowi posłać do nich jako swego lobbystę wspominanego tu już nie raz Grenella, jawnego przecież pederastę:). Od siebie dodam, że Stany Zjednoczone muszą wyzwolić się z ucisku ośmiornicy proizraelskiego lobby, jakim jest AIPAC, winien być on traktowany jako faktyczna agentura wpływu obcego państwa. Przy czym w Polsce mamy niestety skłonność ku przecenianiu roli bez wątpienia nadających mu ton żydowskich miliarderów, a to przez zwycięstwo Kontrreformacji w naszym kraju. Nie pojmujemy stąd syjonistycznego odjebu anglosaskich protestantów, jaki do dziś stanowi głęboką matrycę kulturową Amerykanów na której żerują bliskowschodnie gudłaje. W każdym razie póty owa bestia nie zdechnie, grozi nam dalsze pogrążanie się w ''alternatywnej nierzeczywistości'', gdzie rasistowskie burdy wzniecane przez izraelskich kiboli w Holandii media ''wolnego świata'' przedstawiły jako... żydowski pogrom. Trudno również o lepszą ilustrację cichego porozumienia między Izraelem a Rosją, jak oskarżenie na dniach o ''molestowanie seksualne'' prokuratora Międzynarodowego Trybunału w Hadze, który akurat postawił zarzuty popełnienia zbrodni przeciw ludzkości tak Fiutinowi, co i Netanjachujowi. Skoro bowiem Trump uznał ''prawo'' Gudłajstanu do okupowanych wzgórz Golan, a zapewne teraz uczyni to samo wobec Zachodniego Brzegu i Gazy, czemuż miałby postąpić inaczej z Krymem oraz resztą terytoriów Ukrainy zagarniętych przez Kacapię? Obaczymy, jedno wszak jest pewne: pozimnowojenny ład światowy nie przetrwa drugiej kadencji staro-nowego prezydenta USA. Dlatego też Demokraci ponieśli tak sromotną porażkę, bo chcieli go utrzymać wprowadzając doń jedynie pewne korekty, natomiast Trump odpowiada najwidoczniej głębokiej potrzebie wywrócenia dotychczasowego porządku na nice. Czyżby więc syjonofilska ''oś zła'' spustoszyć miała bez przeszkód Okcydent, perfidnie niby to dla jego ''obrony''?