sobota, 22 lutego 2025

Posteuropejska Ameryka.

Na wstępie wypada uprzedzić, że jakakolwiek jednostronna postawa wobec prezydentury Trumpa nie ma żadnego sensu, gdy uczynił on z niej dosłownie przedmiot spekulacji. Dlatego jedynie skończony tuman ''inwestujący'' oszczędności życia w kryptowalutę będzie pokładał w niej wszystkie swe nadzieje, ale też i całkiem ją odrzucał. Generalnie lepiej czerpać zeń profity, wszakże będąc gotowym i na straty, nie ma to więc nic wspólnego z jakowymś ''symetryzmem'' a tym bardziej udawanym ''niezaangażowaniem'', lecz stanowi jedyną możliwą strategię na czas politycznej dwubiegunówki. Tym bardziej kiedy Amerykanom najwidoczniej znudziła się już rola dobrych wujków dla Europejczyków, stracili do nich cierpliwość uznając, że skoro nie idzie po dobroci trzeba powrotu ''bad guya'' i jego ekipy groteskowych killerów, niczym z kreskówki o jankeskich prostakach. Zaprowadzana obecnie przez Trumpa kakistokracja, by nie rzec wprost KAŁOKRACJA służy więc za rodzaj politycznej lewatywy dla systemu, który zabrnął w ślepy zaułek i grozi mu stąd zawalenie pod własnym ciężarem. Tak w samych USA co i na arenie międzynarodowej, a czy lekarstwo nie okaże się tu aby trucizną dopiero czas pokaże. Jedynie biorąc powyższe zrozumiałą staje się histeria zachodnioeuropejskich liderów wywołana przemówieniami Hegsetha i Vance'a w Monachium. Bowiem w wojnie Rosji przeciw Ukrainie chodziło tak naprawdę o wypędzenie Amerykanów z Europy za cichym przyzwoleniem głównie Niemiec i Francji, by tak ustanowioną ''EuRosję'' uczynić trzecią globalną siłą między USA a Chinami. Kosztem Europy wschodniej, stąd dobrze iż rzecz skończyła się porażką, gdyż Polska stałaby się wtedy niemiecko-rosyjskim kondominium pod wiadomym zarządem powierniczym, biorąc ilu to żydowskich podJUDzaczy wojennych zasiada na Kremlu ukrytych pod przybranymi nazwiskami typu Kowalczuk czy Kirijenko. ''Unijczycy'' więc chcieliby jak dotąd grzać się w cieple Ameryki, zarazem brużdżąc jej układami na boku z Rosją czy Chinami, stąd cały wrzask o rzekomą ''zdradę'' i dogadywanie się z Kremlem ponad ich głowami. Zupełnie bezsensowny, bo Trump z Putinem odstawiają jeno imperialne kabuki, dwóch dziadygów zabawia się w anachroniczny ''koncert mocarstw'' kosztem zachodnioeuropejskich elit, dowodzących tylko swej głupoty traktując ów teatrzyk serio. Nie sposób podejść doń poważnie pamiętając 1. jak niby Amerykanie mają zapewnić trwały pokój na Ukrainie, skoro właśnie jasno dali znać, że nie są w stanie gwarantować bezpieczeństwa reszcie Europy? 2. co takiego mogą przedłożyć Rosji, jeśli niemal wszystko czego ona potrzebuje ma Europa Zachodnia [ technologie, kapitały etc. ] i 3. bodaj najważniejsze: czymże to spłacą ich Rosjanie np. jakim sposobem pomogą USA pokonać Chiny, gdy nie starczy im nawet sił by zmóc Ukrainę? Spójrzmy prawdzie w oczy: Stanom Zjednoczonym Rosja potrzebna jest tylko jako ziejąca w Eurazji geopolityczna ''czarna dziura'', szerząc w niej przydatny im chaos i tyle. Przecież coś tak chwiejnego nie da żelaznych gwarancji, iż zablokuje Chinom dostęp w strategicznie ważny dla Jankesów rejon arktycznej Hyperborei, by owe nie mogły ich łupić rakietami dosłownie po łbie. Konieczna im stąd jest do jego zabezpieczenia nie tylko Grenlandia, ale i co najmniej północ Europy, przeto płynące zza oceanu wezwania do jej wojennej mobilizacji, jakim nie byłoby potrzeby, gdyby mieli całkiem ją porzucać. Podobnie co się tyczy twardego żądania przez Hegsetha realnych tj. zbrojnych gwarancji dla Ukrainy, nie zaś tylko jak dotąd głównie frazesów bez pokrycia i pomocy ''humanitarnej'', by uniknąć następnego ''Mińska 3.0''. Debile pokroju Otoki radują się zaś wizją nowego ''resetu'' akurat, gdy sczezł ład międzynarodowy umożliwiający takowe układy. Należy bowiem jasno to sobie uświadomić, że Amerykanie wraz z trumną Cartera złożyli do grobu swój ''prawoczłowieczyzm'', tym samym globalistyczna fasada instytucji typu ONZ traci na znaczeniu, a sprawczość polityczna powraca do państw i podmiotów pretendujących do ich miana.

Przekonała się o tym boleśnie nie tylko Rosja, ale równie upadły co ona Izrael ponosząc upokarzającą porażkę w starciu z Hamasem. Tym bardziej dojmującą, iż armia ''Gudłajstanu'' nie mogła jak dotąd tłumaczyć się rzekomym ''humanitaryzmem'', otwarcie już nie szczędząc kobiet ni dzieci masowymi bombardowaniami równo szkół czy szpitali. Przyznał to izraelski generał Giora Eiland, sam główny planista czystki etnicznej w strefie Gazy, wytykając główny błąd Satanjahu i jego żołdaków polegający na traktowaniu palestyńskich islamistów niczym terrorystycznej bandy, a nie struktury protopaństwowej jaką w istocie stanowi Hamas. Wprawdzie niezdolnej jeszcze toczyć regularnej wojny, ale do kierowania zdyscyplinowaną partyzantką owszem już tak - nie zrównuję tym samym obu przypadków, świadomy dzielących je różnic na tle politycznym, etnicznym, religijnym etc. do rzeczy podchodząc jeno by tak rzec ''technicznie'', jako potencjału sił i organizacji. Skoro więc sprawa Ukrainy ma być rzekomo ''przegrana'', to cóż dopiero mówić o Palestyńczykach bez własnego niechby upadłego państwa ni armii?! Pierdolenie Trumpa o ''bliskowschodniej rivierze'' na ruinach Gazy dowodzi tylko jego bezradności w radzeniu sobie z nimi, bo nawet realizacja owego poronionego planu rozjątrzy jeszcze sprawę. Generałom egipskiej junty musiałoby paść na łeb, by wzmacniać u siebie zbrojne skrzydło wrogiego im Bractwa Muzułmańskiego, a ową rolę pełni de facto Hamas. Z kolei nie po to jordańscy monarchowie onegdaj zrobili Palestyńczykom z dupy ''czarny wrzesień'', aby teraz ryzykować zmajoryzowanie własnego kraju masowym napływem takowych nachodźców. Izraelscy durnie deportacjami arabskiej ludności ze strefy Gazy czy Zachodniego Brzegu zyskaliby tym sposobem u granic realne palestyńskie państwo, jeśli więc ktoś żywi niepotrzebne zupełnie kompleksy wobec jakoby ''inteligencji'' Żydów, wystarczy mu dla ich wyzbycia się przyjrzeć działaniom Satanjahu i jego gangu zbrodniczych głupków. Wątpliwe również, by zazdrośni o władzę Saudowie wykroili skrawek choćby swego terytorium palestyńskim Arabom, gdyż daliby wtedy zachętę do podniesienia buntu miejscowym szyitom, oraz innym grupom dysydenckim w kraju. Zresztą na miejscu Izraelczyków nie radowałbym tak pożal się ''planem Trumpa'', bowiem jego realizacja uczyniłaby współwłaścicielami ich ''świętej ziemi'' tychże Saudów wraz z bogatymi emirami znad Zatoki Perskiej. Z którymi to spółkę trzyma żydowski zięć amerykańskiego prezydenta, pragnący na ruinach Gazy powtórzyć numer ze zbrodniczą deweloperką Putina w zgruzowanym przez jego wojska Mariupolu, a to już lepsza dla kibucników wieczna napierdalanka z palestyńskimi dżihadystami. Albowiem dowodzi to, że Izrael może dalej istnieć jedynie jako żydowski ''wilajat'' przy islamskiej ''ummie'', co przyznaje poniekąd sam Netanjachuj, próbując wraz z Trumpem agresywnie wymóc na muzułmańskich sąsiadach realne gwarancje bezpieczeństwa z ich strony. Obaj w gruncie rzeczy niczym innym się nie zajmują, jak wbijaniem koszernego implantu tak głęboko w arabską dupę, aby nie dało się go już z niej usunąć:))). Żywię więc skromną nadzieję, iż obserwujemy jeno ''łabędzi śpiew'' izraelskiego lobby w USA, inaczej Stanom Zjednoczonym konieczna będzie druga wojna o niepodległość tym razem spod jego okupacji. Owej insurekcji zaś przewodzić będą zapewne amerykańscy Żydzi, z których większość jest wroga Trumpowi, mimo a może właśnie przez jego poparcie dla Izraela, za którym stoją głównie protestanccy syjoniści. Gotowi z chorego uwielbienia dla żydowskiego parapaństwa sprowadzić nań zagładę, byle tylko przyspieszyć powrót Jezusa na Ziemię [ z planety Kolob, jak dodaliby mormoni ]. Rad bym stąd wywiedzieć się od ''neoreseciarzy'' czemuż to serio liczą, że USA zawrą trwały pakt z Rosją niechby kosztem Ukraińców, skoro wyraźnie nie są one nawet w stanie skutecznie spacyfikować Palestyńczyków bez własnego państwa ni armii?

Bowiem owi ''kremlinofile'' zdają się nie pojmować, iż Ukraina trwa nie tyle dzięki co raczej wbrew Zachodowi. Na dowód odsyłam choćby do dalekiej od hagiografii książki o Zełeńskim, czego świadectwem już sam jej tytuł: ''Showman'' [ acz właściwie to komplement po obiorze Trumpa, który zwyciężył ponownie opowiadając na wiecach wyborczych sprośne facecje o wielkich kutasach, tańcując przy tym niezgrabnie do pedalskiego disco ]. Wspomina się tam o presji, jaką podczas monachijskiej konferencji niemal w przeddzień rosyjskiej inwazji wywierali zachodnioeuropejscy liderzy na ukraińskim przywódcy, żądając odeń wprost aby skapitulował przed ultimatum Kremla. Dyplomatyczna reprezentacja USA zaś pod przewodem samej Harris cisnęła Zełeńskiego i jego ekipę, by przyznali zagrożenie zbrojnym najazdem Moskali, zarazem odmawiając nałożenia sankcji czy podjęcia innych środków prewencji, co Ukraińcy odebrali jako pośrednie wymuszenie na nich poddania się Rosji. Najgorszy cyrk zaczął się jednak już po rozpętaniu przez Putina tzw. ''specoperacji'': Załużny wkurwiony zerwał łączność ze swym amerykańskim odpowiednikiem gen. Milley'em, bo na monity o rozpaczliwie brakującą ukraińskiej armii broń ów odpowiadał, że wywiad Pentagonu raportuje mu, iż niczego jej pod tym względem nie zbywa. Podobnie zresztą działo się i wcześniej - Trump jeszcze za swej pierwszej kadencji próbował wykorzystać Ukrainę do skompromitowania i tak mocno skorumpowanej familii Bidena, ten zaś z kolei jako wiceprezydent Obamy nawoływał w Kijowie miejscowe władze do usankcjonowania mińskiego dyktatu tj. faktycznego zaboru części terytorium kraju przez Rosję. Nie dziwota, iż naukę jaką Zełeński stąd wyciągnął to ''nie ufać nikomu'', bo ''w polityce są same niewiadome'' i każdy jej uczestnik ''myśli jedynie o własnych interesach''. Dlatego państwo jak Ukraina fatalnie zakleszczone między Stanami Zjednoczonymi, Rosją a Chinami musi ''ostro manewrować'', aby samemu ''nie zostać zmiażdżonym'' [ cudzysłowy za cytatami z rzeczonej książki ] - lekcja, jakiej i Polska winna się uważnie przypatrywać wyciągając z niej odpowiednie dla siebie wnioski. Przede wszystkim, iż niczego nam nie da kurczowe czepianie się cudzych portek, ni paniczne chowanie we własnym tyłku, dla przetrwania zaś konieczna jest maksymalna jak się tylko da suwerenność, nawet jeśli paradoksalnie wymaga ona współdziałania z różnymi okresowymi ''sojusznikami''. Gotowymi wszakże ubić przy tym własny interes, stąd jeśli ktoś posądza ukraińskie przywództwo o naiwność jakoby wobec Zachodu, lub uczynienie się jego li tylko biernym narzędziem, dowodzi jedynie kompletnego niezrozumienia sytuacji panującej u naszego wschodniego sąsiada. Wspomniany już Załużny nie kryje nawet, iż czerpał z rosyjskiej doktryny wojennej, stosując ją wraz z Syrskim bodaj skuteczniej od samych kacapów obróciwszy przeciw nim ich własne strategie. W czym niewątpliwie mocno pomogło studiowanie przez ostatniego wespół z nimi na elitarnej uczelni dla radzieckich oficerów w Moskwie, albowiem Rosjanie obrali sobie najgorszego możliwego wroga, gdyż tak bardzo pod wieloma względami im podobnego [ acz nie zakłada to żadnego ''symetryzmu'', ni równego rzekomo barbarzyństwa walczących na Ukrainie stron - akurat tego uczciwie nie można rzec ]. Niemniej bezwzględność cechuje obu, Załużny więc bez ogródek deklaruje na kartach omawianej pracy konieczność zabijania w obronie swego kraju. Od siebie dodam: jeśli nie wprost, to wspierając jak się da tych, co gotowi czynić to w naszym imieniu, bowiem wojna na Ukrainie nie stanowi żadnego ''ekscesu'', lecz zapowiedź brutalnych realiów w jakich przyjdzie nam [wy]żyć. Dlatego silna armia i takież państwo są niezbędne Polsce niezależnie, czy zasrana Rosja nas zaatakuje lub nie, w dobie nierządu światowego i narastającego z każdym dniem planetarnego chaosu. Wprawdzie niczego to nie gwarantuje, los II RP najlepszym dowodem, ale kiedy nadciąga dziejowy sztorm lepiej mieć niechby chybotliwą krypę, niż liczyć na ocalenie rzucając się samemu wpław na wzburzone wody, lub ślepo ufać cudzej pomocy, bo to świadczy już tylko o wprost straceńczej głupocie.

Jedynie więc skończony dureń oczekiwać może zaprowadzenia przez Trumpa ''wiecznego pokoju'' na Ukrainie, a tym bardziej jeszcze Bliskim Wschodzie, nie sądzę też aby to było jego prawdziwym celem. Całe owo neoimperialne kabuki powtórzę, jakie odgrywa wespół z Putinem stanowi w istocie negocjacje USA z Chinami ponad głowami Rosji i zachodnich Europejczyków dowodząc im, że Amerykanów również stać na podobne nieczyste zagrania co przez nich stosowane. W gruncie rzeczy ciekawe tu jest tylko, że Kreml na to poszedł może także licząc, że postraszy tym ''unijczyków'' a pośrednio i Chiny? Przy czym w przeciwieństwie do Amerykanów zdecydowanie bardziej zależy mu na Niemcach i reszcie zachodniej Europy, stąd odpalił na dniach jednego z głównych doradców Putina, niejakiego Aleksandra Łosiewa. Typ zasłynął przebiciem memicznych już ''2-3 dni'' za jakie rosyjskie wojska miały zająć Kijów grożąc, że dokonają one tego... w półtorej godziny! Dziś nie jest takim ''optymistą'', za to na dniach odkrył przysłowiową Amerykę, iż Chiny dostarczają komponenty do produkcji dronów bojowych nie tylko Rosji, ale i Ukrainie. Oburzał się stąd w kacapskich mediach na niedawne uroczyste obchody chińskiego Nowego Roku w Moskwie i włazidupstwo Zacharowej oficjalnie składającej z tej okazji życzenia po mandaryńsku. Jawiło mu się to kpiną z rosyjskich żołnierzy masowo zabijanych dronami, zaś samą kulturę Chin uznał za marną i obcą dla Rosjan. Generalnie zresztą kremlowski agitprop jest wyjątkowo tępy, każe nam on bowiem dzisiaj wierzyć, że jeszcze do niedawna wedle niego ''upadła Ameryka'' teraz będzie niby to dzielić świat z rzekomo ''wielką Rosją''! Wszystko zaś dlatego, iż Putinowi i jego wojskom dosłownie pali się dupa, rosyjskich żołnierzy na froncie mogłyby nie tyle zdziwić co mocno wściec brednie o tym jakoby Ukraina ''przegrywa''. Owszem, dla jej armii to również nie jest spacerek, ale nacierająca kacapia ponosi znacznie większe straty, nakręcane jeszcze stosowanymi przez Moskali ludobójczymi metodami walki rodem ze stalinowskich ofensyw. W każdym razie żadnego poczucia triumfu nawet u Rosjan wspierających wojnę nie ma, góruje za to przytłaczająca świadomość ceny ofiar, jaką następują wątpliwe ''sukcesy'' ich wojsk, a takoż narasta gorzki zawód niby to własnym państwem, w istocie zaś służącym jeno interesom kremlowskiej władzy. Bowiem ochoczo rzucając się ku rzekomym ''negocjacjom'' z Amerykanami dowiodła tylko, że desperacko łaknie uznania przez Zachód a całe to jej pieprzenie o zwrocie ku Azji i ogólnie ''globalnemu Południu'' było wyłącznie nędznym łgarstwem. Rosja nie może istnieć inaczej jak tylko kopia Okcydentu, której znamieniem przynależności doń jest despotyzm, czego dowodzi długi szereg władających nią tyranów. Iwan Groźny, Piotr I, caryca Katarzyna [ skądinąd Niemra ], Stalin, wreszcie Putin - wszyscy modernizatorzy kraju na zachodnią modłę i masowi zbrodniarze. Lewacy objawiają Izrael ''projektem kolonialnym'' Zachodu, ale owo pojęcie jeszcze bardziej tyczy samej Rosji, dlatego też oba kraje czeka podobny los i nie przetrwają w dłuższej perspektywie przynajmniej o takiej postaci jak dotąd. Raz, że kończy im się renta dziejowa po Hitlerze na jakiej oparły swą legitymizację, budując kapitał polityczny czy to ''Holocaust Industry'', to znowu dosłownie opętańczego kultu ''pabiedy''. Oba zaś są związane nierozerwalnie z najnowszymi dziejami coraz bardziej marginalnej Europy, na Azjatów czy tym bardziej Afrykanów to już niezbyt działa, a też i nieuchronnie odchodzi w przeszłość. Nade wszystko jednak Izrael i Rosja, jako hitlerowsko-stalinowskie bękarty totalitaryzmów XX wieku, tudzież relikty zachodniego kolonializmu skazane są na zagładę w ich obecnej formie wraz z implozją Okcydentu. Padł on bowiem ofiarą własnego sukcesu, gdy stworzony przez USA w trakcie ''zimnej wojny'' liberalny ład gospodarczy objął po tzw. ''upadku komuny'' nie tylko kraje b. ZSRR, ale i nawet post-maoistowskie Chiny. Szczególnie ostatnie stanęły mu kością w gardle, mówiąc obrazowo to jakby majtki o standardowych rozmiarach białej kobiety, czy tym bardziej Azjatki naciągnąć na pupę Murzynki, musiało więc trzasnąć:). Wreszcie Rosja popełnia dokładnie ten sam błąd co Izrael wobec Palestyńczyków, nie uznając w Ukrainie państwa a samych Ukraińcach narodu, przeto uniemożliwiając sobie odniesienie pełnego zwycięstwa jednakim lekceważeniem przeciwnika.

Oba kraje wpadły w pułapkę anachronicznego zupełnie imperializmu, podobnie zresztą co Trump nie ukrywający wcale, że jego zamiarem jest powrót Stanów Zjednoczonych epoki przełomu XIX/XX wieku, gdy dopiero nabierały one mocarstwowego charakteru coraz bardziej panosząc się w Ameryce Łacińskiej, na Karaibach a nawet Oriencie. Żywi przy tym złowrogi dlań podziw ówczesnego prezydenta USA Williama McKinleya, bo ledwie w pół roku po inauguracji swej drugiej kadencji odjebał go polski anarchista Leon Czołgosz... Tak się zaś składa, że antytrumpowej insurekcji w mediach elektronicznych przewodzi obecnie dwóch amerykańskich lewaków polskiego pochodzenia: Kyle Kulinski i Ian Kochinski znany tudzież jako Vaush. Nie twierdzę, że któryś z nich powieli zaraz ''wyczyn'' towrzysza Leona, ale ktoś w podobie czemu by nie? Na szczęście dla Trumpa historia, wbrew znanemu do urzygu frazesowi, zwykle nie powtarza się nawet jako farsa i bardzo dobrze, gdyż utorowałoby to drogę ku władzy bubkowi Vance'owi i dopiero wtedy nastałby horror! Wszakże rzecz tyczy również polityki obecnej amerykańskiej administracji niepomnej jakby, iż czasy kiedy można było posłać kanonierki na drugi koniec świata, by przywołać ''dzikusów'' do porządku minęły zdaje się bezpowrotnie. Na szczęście dziś można już relatywnie tanim kosztem spuścić powietrze z różnych dętych mocarzy, dlatego gdyby Trump i jego banda niewydarzeńców okazali się na tyle durni, by nie w interesie USA a Izraela ruszyć na wojnę z Iranem, wypada życzyć im zebrania takiego samego wpierdolu co putinowska Rosja na Ukrainie. Epoka imperiów i supermocarstw przepadła ze szczętem - jakichkolwiek, Chin również coby tam sobie Bartosiak i wyznawcy jego sekty nie roili, dlatego żadnej ''nowej Jałty'' którą straszą nie będzie. Przyznają to poniekąd sami Amerykanie, szukając teraz na gwałt nie tyle ślepych wykonawców swej woli co pełnomocników, gotowych wziąć na siebie część odpowiedzialności i ponieść ryzyko w zamian za pewne koncesje i profity. Trump więc testuje różne warianty stosując chamską presję i próbując choćby narzucić iście kolonialne warunki Ukrainie, jakby była jakimś drugim Haiti czy Panamą. Skądinąd Polska także może rychło doświadczyć tego na własnej skórze, bo nie sądzę by akurat równie filoizraelska prezydencja odpuściła sobie kwestię żydowskich roszczeń do prawnego kuriozum, jakie stanowi rzekome ''mienie bezdziedziczne'', tak jeno przestrzegam. Trzeba nam więc być gotowym na twarde negocjacje z Amerykanami, a póty co tego nie widzę obserwując jedynie skomlenie Tuska i jego żałosne tyrady pod adresem Trumpa, tudzież nędzne włażenie mu w zad części PiS [ acz sam prezes dał tu przykład godnej naśladowania rezerwy ], wreszcie coraz śmielsze zerkanie ku Rosji przez Kucfederatów, jakby po tym co odpierdoliła na Ukrainie można było jeszcze żywić złudzenia do jej wiarygodności. W kontrze do wymienionych ośmielam się zaś postawić za wzór... syryjskich islamistów, jacy tocząc boje nie tylko z wojskami Asada oraz ich rosyjskimi czy irańskimi sojusznikami, ale też krwawe potyczki z protureckimi siłami na miejscu wywalczyli sobie autonomiczną i bardziej partnerską relację z Erdoganem. Nie są więc bynajmniej żadnymi jego ''najmitami'', prędzej już Kataru a i to jest on zbyt słaby, by zajmować równie hegemoniczną pozycję wobec nich co Iran przy Hezbollahu. Oczywiście nie mówię, że Polska ma zaraz otwarcie wojować z Amerykanami, idzie mi jedynie by na celowo ''egzotycznym'' dla nas przykładzie tym ostrzej ukazać pewną postawę daleką od czołobitności wobec sojuszników. Dlatego życzyłbym sobie od premiera RP, by zamiast wchodzić w głupie utarczki słowne z Trumpem i jego ludźmi przedłożył im konkretną ofertę, zarazem stawiając przy tym twarde warunki tyczące pewnych koncesji, transferu technologii i kapitału w zamian za poniesione ryzyko. Dokładnie jak uczynił to Zełeński waląc ściemę o niebotycznych bogactwach jakie kryć ma ukraińska ziemia, mimo iż jak pisałem uprzednio tamtejsze złoża strategicznego litu nie robią szału nawet w europejskiej skali, zaś wartość reszty kopalin jest oględnie zowiąc mocno przeszacowana. Nieważne, bo dzięki temu Trump będzie mógł z kolei wciskać ciemnotę sekciarzom MAGA jaki to ''dil stulecia'' tym samym kręci, skoro opchnął im shitcoina na grube miliardy dolarów tego niby nie dokona stary oszust? Rzecz jasna swym zwyczajem podbił stawkę próbując narzucić Ukraińcom iście kolonizatorskie warunki dalszej pomocy zbrojnej, a gdy posłali go za to w chuj jak należało, jął wywierać na Zełeńskim chamską presję. Wszakże dla ukraińskiego przywództwa jako się rzekło nie pierwszyzną są podobne zachowania ze strony butnych Jankesów, stąd nie dało się im sprowokować taktownie, lecz stanowczo dając do zrozumienia, że Trump jest zdziadziałym idiotą ulegającym bezwolnie rosyjskiej dezinformacji i tyle. Naiwnością jest zaś sądzić, iż jeśli Polska będzie wobec niego czołobitna ominie ją podobna furia, jeszcze usłyszymy z jego strony, że jakoby ''pomagaliśmy Hitlerowi mordować Żydów kolaborując masowo z III Rzeszą'', jeśli nie przystaniemy na umowne ''447''. Z tak jadowitymi parchami u boku Trumpa jak Stephen Miller to niemal pewne, radzę stąd być gotowym szczególnie krajowej prawicy życzeniowo i entuzjastycznie nastawionej do obecnej amerykańskiej prezydencji, by później nie histeryzować o ''zdradzie'' i tym podobnych - a czego się niby spodziewać od stronnictwa ''Israel first!''?

Bierzmy pod tym względem przykład ze wspomnianego już Kataru, jaki zmógł zaprowadzoną przez Saudów i Zjednoczone Emiraty blokadę kraju, początkowo ze wsparciem Trumpa za czasu jego pierwszej kadencji. Walnie przyczynił się do tego szyicki Iran, z którym katarscy władcy dzielą złoża gazu utrzymując przy tym dobre kontakty, mimo iż są wahhabickimi monarchami na wzór potężniejszego arabskiego sąsiada i głównego wroga zarazem. Trump zaś jak to on dał się w końcu przekupić emirom zamówieniami amerykańskiej broni na ciężkie miliardy dolarów, grubo ponad potrzeby małego państwa znad Zatoki Perskiej, byle tylko udobruchać jankeskiego gbura. W ogóle Katar może robić za ''mokry sen'' wszystkich wyznawców ''polityki wielowektorowej'', bowiem udzielając schronienia przywództwu Hamasu gości zarazem na swym terenie strategiczną bazę wojsk USA i jest ich ''największym sojusznikiem poza krajami NATO'' wedle słów samego Bidena. Dzięki temu sprytnie unika zarzutów o ''zdradę'' jakoby świata muzułmańskiego ze strony islamistów sprawując nad nimi protektorat, co też pozwoliło mu odegrać kluczową rolę w ostatnich negocjacjach z Hamasem o zawieszenie broni w strefie Gazy. Sądzę również, że dobre relacje z Iranem pozwoliły Katarowi skłonić ajatollahów, by porzucili Asada pozbawiając tym samym Izrael pretekstu do bezpośredniej konfrontacji [ tym bardziej, gdy jak teraz już wiadomo syryjski despota po kryjomu współpracował z syjonistami ]. Czy jednak zaradzi to ewentualnej amerykańskiej agresji dopiero się okaże, bo z takowym ''judeokrzyżowcem'' jak Hegseth na czele Pentagonu nie jest to wcale przesądzone. Inna sprawa, że jest on tylko posłusznym wykonawcą woli Trumpa i to od niego, oraz stojącej za nim frakcji amerykańskiego ''deep state'' będzie zależeć ostateczna decyzja w owej kwestii. Wreszcie Katar doświadczywszy na własnym przykładzie agresji potężniejszego sąsiada uważającego go za ''państwo teoretyczne'', gdy w połowie ostatniej dekady zeszłego stulecia Saudowie usiłowali podporządkować bogaty w zasoby emirat, wespół z podobnie straumatyzowanym przez Saddama Kuwejtem najbardziej ze wszystkich krajów Zatoki Perskiej wspierają Ukrainę w walce o zachowanie suwerenności. Oczywiście ma to swe granice i oba rządy podobnie jak reszta państw regionu nie przyłączyły się do zachodnich sankcji na Kreml, sami Katarczycy zaś pozostawili swe udziały w Rosniefti co wszakże nie przeszkadza im konkurować bezwzględnie z Moskalami, jako potężny eksporter skroplonego gazu stając się jednym z głównych beneficjentów zmniejszenia dostaw rosyjskich surowców do Europy. Pomogli też wespół z Turkami syryjskim islamistom pogonić marionetkę Putina, tak że nawet jeśli wojska jego pozostaną na Bliskim Wschodzie będą trwać jedynie z łaski tych sił, jakie dopiero co zwalczały jako terrorystów i jak widać daremnie. Dlatego Zełeński na długo przed ''specoperacją'' zadzierzgnął ścisłą więź z Katarem, w kontaktach ze światem islamu szukając jednej z dróg ujścia fatalnego zakleszczenia swego kraju między Rosją a Zachodem. Bo też i ów emirat stanowi pouczający dowód zasobnego, lecz słabego instytucjonalnie państwa żyjącego w cieniu silniejszego sąsiada, stwarzającego dlań zagrożenie paradoksalnie przez swe polityczne i cywilizacyjne pokrewieństwo, co kompensuje ono sobie szukając oparcia w szerokiej strefie wpływów tak wśród radykałów muzułmańskich, co i potęg Okcydentu a nawet strategicznie ważnych krajów Europy Wschodniej. Wykorzystując w tym celu nie tylko bogactwo ufundowane na handlu surowcami, ale i masową broń medialnego rażenia jakiej rolę pełni należąca doń ''Al Jazeera'' - bodaj najlepsza dziś stacja informacyjna na świecie, przy której jakiś tam Fox News może spierdalać. Wprawdzie Polska nie ma takiego pola manewru wobec Rosji co Katar, ale za to jego wroga relacja z Saudami i sposoby radzenia sobie z ową trudną sytuacją mogą posłużyć nam tu za wzór, oczywiście w bardzo ogólny sposób uwzględniając tamtejszy kontekst niemożliwy do przeniesienia w europejskie warunki. 

Łącznikiem wszakże może stać się Turcja z jaką rzeczony emirat ściśle współpracuje, tak korzystając z obecności jej wojsk na swym terytorium, co pospólnie wspierając syryjskich dżihadystów w obaleniu Asada i przejęciu po nim władzy. Zełeński stąd udał się do Erdogana z oficjalną wizytą akurat, kiedy u konkurujących z Ankarą o prymat świata islamu Saudów odchodziła parodia ''koncertu mocarstw'', gdzie Jankesi błaznowali wespół z Moskalami. Korzystając z okazji turecki przywódca, mający niełatwe relacje z Amerykanami głównie na tle palącej dlań ''kwestii kurdyjskiej'', zapewnił ostentacyjnie prezydenta Ukrainy o swym niezłomnym wsparciu dla jej integralności terytorialnej, popierając zarazem członkostwo w NATO wbrew obecnej polityce Waszyngtonu. Rzecz jasna bez złudzeń, Erdogan współpracuje również z Rosją potrzebując jej jako regionalnej przeciwwagi chroniącej przed popadnięciem w całkowitą zależność od Zachodu. Niemniej także nie może dopuścić, by zdominowała ona kluczowy dla Turcji rejon Morza Czarnego, a pod tym względem zachowanie suwerenności Ukrainy pełni nieocenioną wprost rolę, swoje robi też rywalizacja o Azję Centralną poprzez budowaną pod auspicjami Ankary ''wspólnotę turańską'' państw owego regionu. Nade wszystko jednak skoro Amerykanie mają znacząco ograniczyć obecność wojskową w krajach Paktu Północnoatlantyckiego, Turcja stanie się wiodącą siłą militarną NATO w Europie posiadając wtedy największą armię spośród wszystkich tworzących ów sojusz. Wówczas to nie ona będzie zabiegać wiecznie o względy UE jak dotąd, lecz na odwrót - jej przywództwo starać się usilnie o dobre relacje z kluczowym dla własnego bezpieczeństwa państwem, acz po tym co jego władze odstawiły podczas ''nachodźczego kryzysu'' rzecz jest mocno dyskusyjna. Wszakże innego wyjścia nie ma, o czym wiedzą doskonale choćby Włosi na dniach puszczając wolno libijskiego zbrodniarza wojennego wbrew wyrokom międzynarodowego trybunału, byle zabezpieczyć się przed masowym napływem niechcianych migrantów, tudzież zapewnić strategiczne surowce dla swej gospodarki czerpane z północnej Afryki. Zełeński więc dobrze czuje pismo nosem zmierzając w podobnym kierunku, obierając przy tym naturalną dla swego kraju strategię. Przypomnę bowiem, iż jeszcze celem Chmielnickiego było powołanie ruskiego państwa niezależnego nie tylko od Rzeczpospolitej, ale i Rosji za to pod protektoratem osmańskiej Turcji. Dopiero gdy okazało się, że nie mogła ona wesprzeć go zbrojnie uwikłana wtedy ciężko w trwającą blisko dwie dekady wojnę z Wenecją, kozackie przywództwo zwróciło się ku caratowi acz pod pewnymi warunkami, jakie z czasem Moskale oczywiście złamali. W każdym razie powinno być teraz już oczywistym, iż dla Polski Ukraina jest bramą ku Eurazji, podobnie zresztą co Turcja i bez ułożenia relacji z tymi co tu kryć trudnymi partnerami nie ma co marzyć nawet o zbudowaniu nowej architektury bezpieczeństwa, kluczowej w obliczu ostatecznego rozpadu euratlantyckiej struktury przynajmniej w jej dotychczasowej postaci. Na szczęście nie jesteśmy w tym odosobnieni i możemy skorzystać z doświadczenia Brytyjczyków, tworzących swą odmianę ''anglo-eurazjatyzmu'' wbrew dogmatom ''gejopolityki'' przeciwstawiającym ląd morzu. Pod żadnym pozorem nie należy utożsamiać tego z nową odsłoną wyspiarskiego imperium, gdyż powtarzam czas takowych bezwzględnie minął, prędzej widząc w tym rodzaj strefy wpływów na wzór budowanej przez Katar, jaki zresztą wchodzi również w jej zakres. Rzeczony emirat bowiem łączą z Londynem i samą brytyjską monarchią doskonałe relacje, podobnie jak Turcję oraz wspieraną przez nią ''panturańską'' wspólnotę państw Azji Centralnej, a takoż bliskowschodni Szaam czyli ''wielką Syrię''. Drugim zaś sposobem wyspiarzy dla ominięcia blokady kontynentalnej na wejściu do Eurazji, tworzonej przez Francję wespół z Niemcami, jest ''droga północna'' wiodąc od Skandynawii poprzez państwa bałtyckie i Polskę ku Ukrainie, czyli to co obejmuje z grubsza anachroniczne już miano ''Międzymorza''. Dość mylne skoro stanowi integralną część znacznie szerszego ''eurazjatyckiego commonwealthu'' zawiązanego pod auspicjami Londynu, gdzie wszakże Wielka Brytania pełni rolę jeno zwornika owej luźnej i niesformalizowanej struktury, odpowiadającej przeto anarchicznym stosunkom panującym między tak diametralnie często różnymi państwami jak Syria czy Norwegia. USA najwidoczniej również zmierzają w podobną stronę, a więc skoro umarł euratlantyzm niechże żyje nam angloeurazjatyzm!

Inaczej nie idzie w dobie posteuropejskiej już Ameryki, jakiej zwiastunem była jeszcze prezydentura Obamy. Dlatego niezrozumiałą jawi się obecna histeria i zdumienie, przecie co Mulat zaczął to ''old white nigga'' Donald T. kończy, było czasu od cholery się przyzwyczaić. Kto nosi zupełnie niepotrzebną żałobę po ''białej anglosasko-nordyckiej Ameryce'', powinien wyleczyć się patrząc na jej żywy relikt za jaki robi Pete Hegseth. Typowy za oceanem protestancki syjonista, dla którego Europa to ''polityczny skansen'' rzekomo ''skazany na islamizację'', za to Izrael stanowi wzorzec zmilitaryzowanego społeczeństwa, jakim pragnąłby widzieć swój kraj. Dlatego w jednym z podcastów jeszcze przed oficjalną nominacją parokrotnie zarzekał się, iż nie chciałby aby jego syn ''umierał za Donbas'' - a kto niby tego odeń wymaga? - lecz ani razu w podobnym kontekście nie wymienił wzgórz Golan. W zaczadzonym łbie owego syjonokrzyżaka Gudłajstan jawi istnym przedmurzem syfilizacji judeołacińskiej, zaś kibucnicy i handełesy pojebali mu się z rycerzami krucjat! Co gorsza mimo względnie jeszcze młodego wieku ZSRR nadal dlań istnieje, a jego rolę pełni Rosja skoro jak raczył się był wyrazić Putin atakując Ukrainę szedł jakoby tylko ''po własne g...''. Facet stanowi kwintesencję zła drugiej prezydentury Trumpa jako libertariański syjonista, gdyż po służbie w armii zatrudniła go fundacja braci Koch, żydowskich miliarderów pełniących rolę Sorosa dla rozwolnościowców. Nie będę się za to czepiał jego osobistych występków, bo ostatecznie co to za żołnierz, który nie lubi bab i wylewa za kołnierz? Acz skoro jest zeń ''seryjny monogamista'' winien przejść na islam a najlepiej twardy mormonizm, gdyż muzułmanie mają limit czterech żon [ więc jeszcze trochę mu brakuje ], ''święci dni ostatnich'' zaś nie, przynajmniej w odłamach wiernych posłaniu Josepha Smitha. Podobnym Hegsethowi spierdoleńcem jest mianowany przez Trumpa ambasadorem w Izraelu Mike Huckabee, nawiedzeniec mówiący o okupowanym Zachodnim Brzegu nie inaczej jak ''Judei i Samarii'', wedle którego żyjących tam Palestyńczyków winien czekać los biblijnych Amalekitów. Tyle może co się tyczy odchodzącej w przeszłość Ameryki białych protestantów, entuzjastycznie wspierających mordowanie arabskich chrześcijan przez ''naród wybrany'', bo tak im zryła łby dosłowna lektura ''Pisma Świętego'' i fanatyczna wiara w ''Słowo Boże''. Natomiast zapowiedzią posteuropejskich już USA w nowej administracji Trumpa jest Tulsi Gabbard - nie Hinduska, za jaką zwykle wielu mylnie ją bierze a hinduistka. Córka katolickiego Samoańczyka i białej protestantki, których na krysznaicki wisznuizm nawrócił biały guru z Hawajów Chris Butler. Potomek z kolei kontrkulturowego lewaka, co intrygujące żywiący odrazę do pederastów winionych przezeń za ''seksualne bestialstwo'', jednym słowem pełna egzotyka z polskiej perspektywy. Również polityczna, gdyż Butler założył sektę mocno zaangażowaną w życie publiczne, co dało zaczyn działalności samej Gabbard. Z racji szerzonej przez nią prorosyjskiej chujni i admiracji dla Asada sporo osób upatruje w niej agentkę Kremla, wszakże jeśli już bardziej można by mówić tu o kreaturze indyjskich służb wywiadowczych. Tulsi bowiem w pełni popiera władający obecnie subkontynentem, wrogi islamowi hinduski szowinizm Narendry Modiego, któremu to składała oficjalne wizyty jeszcze dobrych parę lat temu i jako pierwsza w dziejach USA kongresmenka została zaprzysiężona składając ślubowanie nie na Biblię, Torę czy nawet Koran lecz Bhagawadgitę - świętą księgę hinduizmu. Oto więc jak w praktyce pod rządami Trumpa Ameryka ''ponownie staje się wielką'', powracając do swych ''judeochrześcijańskich korzeni'' [ w sumie dobrze patrząc na osobników pokroju Hegsetha czy Huckabee, ale jak widać żadna to dla nich alternatywa ]. Ciekawe iż teraz hinduistka będzie przynajmniej formalnie [ oby ] kontrolować amerykański wywiad, zaś Hindus stanie na czele wewnętrznej bezpieki USA, jakiej rolę pełni z grubsza FBI, więc jeśli już nie tyle ''ruskimi agentami'' w nowej amerykańskiej administracji bym się tak przejmował. ''Żonę prowadzącą'' z Indii posiada również Vance...

...ultrakatolik niby, acz konwersja do nowej konfesji nie za bardzo mu się przyjęła, skoro nadal pierdoli jak protestancki syjonista jeśli idzie o Izrael. Nieba by mu przychylił i wszelką broń z arsenałów US Army posłał na pomoc bez jakichkolwiek limitów, zupełnie co innego zaś dlań Ukraina i nawet fakt pozostawania tam u władzy przedstawiciela ''narodu wybranego'' jakoś do niego nie przemawia. Najwidoczniej w optyce Vance'a Żyd ma znaczenie tylko siedząc na ''ziemi świętej'', poza nią traci chyba wszelką wartość i stąd można go pewnie ''utylizować''. Dlatego o ile mowie Hegsetha w Monachium zarzucić można jedynie, iż o wartości politycznego realizmu śmie pouczać typ ślepo zapatrzony w Gudłajstan, tak wyłączną zaletą wygłoszonego tamże przemówienia amerykańskiego wiceprezydenta było wkurwienie Niemców i ogólnie wszelkich ''unijczyków''. Może i nabrałbym się na jego ''wolnościową'' i ''konserwatywną'' retorykę, gdyby nie świadomość, że posługuje się nią zakłamany skurwiel nawołujący do relegowania z uczelni niemiłych mu antyizraelskich demonstrantów. Nie to, abym specjalnie przeżywał sprawę Palestyńczyków, ale po co Vance bluźnierczo wyciera sobie gębę cytatami z Jana Pawła II apelując o tolerancję wobec odmiennych poglądów, kiedy sam postępuje zupełnie wbrew głoszonym tu hasłom! Kogo ma na myśli mówiąc o ''represjonowanych'' przez unijne elity - może Andrew Tate'a, muzułmańskiego alfonsa wyzyskującego bezlitośnie wschodnioeuropejskie kobiety, idola wszelkich stulejarzy w którego sprawie lobbował ostatnio u władz Rumunii trumpowy pedał Richard Grenell? Vance'a oburza unieważnienie w tymże kraju niedawnych wyborów prezydenckich - owszem, sprawa cuchnie ale bronić nie ma kogo, bo ów ''antysystemowy kandydat'' o jakiego idzie to agent globalistycznej jaczejki z mętnymi powiązaniami w miejscowej ubecji, wspierany nie tylko przez Rosję co także Izrael i tu pewnie boli ''katolickiego ultrasa''. Pojmuję za to obawy PiS, iż rzecz stworzy niebezpieczny precedens dla tuskowej mafii, by uwalić pod byle pretekstem Nawrockiego, radziłbym jednak trzymać się od tego szamba z daleka i nade wszystko samego Vance'a. Nie wierzę jak psu owej gnidzie, politycznej kreaturze niemieckiego pederasty Thiela, skądinąd żyjącego w ''homozwiązku'' a więc można rzec rodzinny zeń człowiek. ''Konserwatysta'' jak znalazł dla amerykańskiego wiceprezydenta, dlatego ochoczo spotkał się z Alice Weidel - lansowaną przez Muska na liderkę ''niemieckiej antymigracyjnej prawicy'' lesbę, żyjącą na co dzień w Szwajcarii z ''nachodźczynią'' ze Sri Lanki:). Oby to była jedynie drwina z Niemców, jakiej dopuszczają się trumpiści, acz widząc kierunek w jakim obecnie zmierza prawica nabieram ochoty by zapisać się do ''antify''. Budzi mą odrazę ów toksyczny miks obleśnego socjaldarwinizmu z wolnorynkową mitomanią, proizraelski i do tego filorosyjski. Smutne, że prawica wyzwoliła się z okowów neoliberalizmu tylko po to, aby popaść w jeszcze gorsze libertariaństwo ''autorytarian'' - zastanawiając się nad przyczynami tak żałosnego stanu rzeczy dochodzę do gorzkiego wniosku, iż powodem jest brak rokowań u białego proletariatu, nieodwracalnie zdeprawowanego dekadami globalistycznego turbokałpitalizmu. Doskonale znać było to po Springfield w Ohio, ''postrobotniczym'' mieście trawionym strukturalnym upadkiem wywołanym dezindustrializacją USA co najmniej od czasów Cartera, gdzie Trump i powolne mu ślepo tumany MAGA nakręciły aferę z afrokaraibskimi migrantami zżerającymi jakoby psy i koty. Niechby nawet, tak jakby to oni byli przyczyną degradacji tamtejszej populacji, białego lumpenproletariatu pustoszonego przez wszelkie możliwe choroby cywilizacyjne i nałogi, nie tylko banalny alkoholizm ale i ćpanie fentanylu, starzejącego się w oczach oraz skundlonego rasowo

Szczególnie drastycznego charakteru analogiczne procesy nabrały w poradzieckiej Rosji, właściwie jeśli istnieje w ogóle jakiś ''sens'' wojny na Ukrainie dla kremlowskiej władzy, jest nim by tak rzec ''utylizacja'' masy zbędnych jej ludzi, jak określił to bez ogródek czekista Borodaj, który wespół z Girkinem poczynał krwawą ''dwiżuchę-rozpierduchę'' na Donbasie. Bowiem trzeba było jakoś zagospodarować mieszkańców umierających ''monomiast'', osad przyfabrycznych pobudowanych za ZSRR a teraz w zgodnej opinii rosyjskich ekonomistów skazanych na zagładę. Przeto użyto ich do rozkręcenia koniunktury dosłownie morderczym konsumeryzmem napędzanym wypłatami dla mięsa armatniego zakontraktowanego dobrowolnie na front. Mówiąc wprost kremlowski reżim cynicznie żeruje na nędzy materialnej i umysłowej rosyjskiego mężczyzny z tzw. ''głubinki'', interioru rozciągającego się poza Moskwą i Petersburgiem, jego desperacji, głupocie i braku perspektyw. Amerykańscy Demokraci i lewactwo wyją teraz, że USA jakoby zamieniają się w Rosję, ale tak naprawdę jedyne co Trump ma wspólnego z Putinem, iż obaj sprzedają liberalne gówno w mocarstwowej oprawie. Kremlowscy ''gopnicy'' robią de facto za syndyk posowieckiej masy upadłościowej, jaką bezlitośnie ''optymalizują'' tnąc koszty a przy tym wyzbywając się niepotrzebnych im ludzi ile się tylko da. Wygląda zaś na to, iż Trump i jego kamanda chcą wykonać podobny numer z pozostałościami ''Imperium Americanum''... Co mnie jednak powstrzymuje przed ostatecznym skreśleniem jego drugiej prezydentury, iż obserwuję wyraźne poparcie jakim cieszy się u części amerykańskiego ''deep state''. Konkretnie mam przez to na myśli choćby ''America First Policy Institute'' robiący za bodaj główne zaplecze ideowe i kadrowe obecnej amerykańskiej administracji, o którym Kamallah i sami Demokraci w ogóle nie wspominali podczas kampanii wyborczej, w przeciwieństwie do nakręconej przez nich histerii wokół Heritage Foundation i Project 2025. Z rzeczonego instytutu zaś wywodzi się choćby gen. Keith Kellogg, jakiemu Trump powierzył karkołomną misję wynegocjowania ''pokoju'' a de facto rozejmu między Rosją a Ukrainą, czy rodem z CIA Fred Fleitz. Żaden z nich nie postuluje porzucenia Kijowa na pastwę Moskwy, wręcz przeciwnie - zapewnienie Ukraińcom realnych gwarancji bezpieczeństwa poprzez wsparcie militarne i gospodarcze. Zamiast jak dotąd czynił Biden jeno dawkowania broni w oprawie dętych frazesów, bez szans więc na rozstrzygnięcie krwawego impasu w jaki popadła wojna przeciw Ukrainie, a co gorsza łudząc ją mirażem ''członkostwa w NATO'' podsycającym tylko paranoję Putina. Należy stąd mym zdaniem pamiętać, iż Trump to doświadczony szachraj, który dorobił się na notorycznym bankructwie, wynajęty do ''mokrej roboty'' przez autorytarian z amerykańskiej cyberbezpieki. Podoba więc nam się czy nie prezydentem Stanów Zjednoczonych ponownie został tamtejszy Ryszard Ochódzki, tyle że o wiele bardziej cwany i nade wszystko mataczący już na skalę świata. Dlatego to co ostatnio Trump odpierdala to jeden wielki ''miś'', choćby bredzenie o ''rivierze'' na ruinach Gazy traktowane literalnie jest zbrodniczą wprost głupotą, ale może mieć sens jako chamska presja na muzułmańskich sąsiadów ''Gudłajstanu'', by wzięli na siebie pacyfikację Hamasu skoro nie sprawił się z nią Izrael, udzielając mu przy tym realnych gwarancji bezpieczeństwa godząc się wreszcie z istnieniem owej żydowskiej dziury w ich arabskiej dupie. Podobnie z ''kolonizowaniem'' przezeń Ukrainy, powielaniem najbardziej ordynarnych łgarstw rosyjskiej propagandy wojennej, czy impertynencjami pod adresem Zełeńskiego w którym upatruje pokrewnego sobie politycznego showmana, stąd nie znosi jako konkurenta w branży tolerując o wiele bardziej nijakiego Putina z jego czerstwymi facecjami. Wszystko to zaś ma go uładzić lecząc imperialne kompleksy jakie cierpi, przeto i spektakl mocarstwowego kabuki na który tylu zdaje się nabierać, oby i sam Chujło.

Podsumowując: moja opinia o Trumpie była ugruntowana już dobrze przed jego reelekcją - jest niczym Karel Gott, bo nie wie kiedy warto zejść ze sceny, może spierdalać za obleśne umizgi do syjonistów i nade wszystko skurwienie prawicy poddaniem jej dyktatowi autorytarian. Wszakże póty nie odstrzelił go żaden polski anarchista, zaś MAGA nie została rozpędzona w pizdu trzeba się z nim jakoś układać, a histerie i rwanie włosów na głowie nie są oględnie zowiąc najlepszą taktyką negocjacyjną. Trump bowiem pozostaje przywódcą najpotężniejszego mimo wewnętrznego kryzysu państwa świata, jakie stanowią USA - właśnie tak, a nie żadnego ''supermocarstwa'' czy inszego imperium. Należy więc odnosić się doń bez czołobitności, ale i lekceważenia, nie wznosić durnych okrzyków na jego cześć, tym bardziej zaś zrównywać go z najgorszymi zbrodniarzami. Przyznaję wprawdzie, iż patrząc na ludzką menażerię spierdolin, z których w bezprecedensowo znaczącym stopniu składa się obecna amerykańska administracja, można faktycznie doznać grozy. Wciąż jednak za nimi kryją się kumaci ludzie, jak choćby wyżej pomienieni Kellogg i Fleitz, więc chyba nie wszystko jeszcze stracone, zachowajmy stąd zdrową rezerwę zamiast ulegać panice tłumu. Owszem, Trump stosuje zagrania ordynarnego akwizytora, handluje państwami jak garnkami, podrabianą Biblią, przaśnymi trampkami czy shitcoinem a w ogóle to cała ta jego ''Make America Great Again'' jest ''Made in China''! Co jednak w związku z tym się pytam, jakie remedium na to istnieje i alternatywa, bo póty co nawet elektorat amerykańskich Demokratów przyznaje, że ich przywództwo to jeno banda politycznych truposzy. Zachodnim Europejczykom trzeba było dopiero solidnego kopa w zad od ludzi nasłanych przez ''old white nigga'' zza oceanu, jakby ich tam nie oceniać, żeby w końcu dotarło co mieli grzecznie komunikowane jeszcze za czasów Obamy. Wszak nie znaczy to nawrotu ''resetu'' a raczej skończy się podobnie, choćby ze względu na zagrożenie jakie niestabilność polityczna Rosji stwarza w strategicznie ważnej dla USA Arktyce. Wspominał o tym nie kto inny co Vance, uzasadniając ''przejęcie'' Grenlandii a w istocie usankcjonowanie militarnej okupacji owej wyspy przez wojska amerykańskie jeszcze od czasów ''zimnej wojny''. Acz bez dwóch zdań różne Orbany będą próbowały montować prawacką odmianę ''resetu'', tj. cyberautorytarną ''oś zła'': MAGA-Izrael-Rosja, wespół z wszelkimi ''euroautonomistami'' pokroju węgierskiego bubka. Wszak nie sądzę, by rzecz powiodła się na dłuższą metę z ww. przyczyn, bo należy sobie to w końcu uświadomić, iż wojna na Ukrainie jest sprawą całej Europy, sam ów fakt świadczy o jej upadku i przegranej, niezależnie od tego kto w tym konflikcie ''zwycięży''. Co właśnie Trump zakomunikował w Monachium ustami Hegsetha, przy okazji wytrącając Kremlowi z ręki jego pożal się ''argumenty'' tj. rzekome członkostwo w NATO Ukrainy i status jej okupowanych ziem, jakimi Rosja szantażuje resztę Zachodu. Sama nie traktując ich jako swoich mimo formalnej jedynie aneksji, o czym świadczy utrzymywanie przez nią granicy z Donbasem. Rosyjskie wojska tamże niszczą w oprawie imperialnych i mocarstwowych haseł industrialny dorobek jeszcze caratu i ZSRR. Pustosząc w istocie najbardziej zachodni rejon Ukrainy, gdzie zręby przemysłu wznosili przedsiębiorcy i technicy z Wlk. Brytanii, USA czy Belgii. Na terenach zaś gdzie nie toczą się walki okupowanej ludności poczyna brakować elementarnych wydawałoby się wody, gazu i prądu. Iście afrykańskie standardy, stąd nie dziwota, że Rosja coraz chętniej korzysta w walce z ''czornoruskich'' najmitów, zaś ''wagnerowcy'' używanie więźniów jako ''mięsa armatniego'' mieli przynieść z Sudanu - trudno o bardziej dobitne świadectwo zmurzynienia Europy... Dlatego musi ona wreszcie zrobić porządek na własnym podwórku, a pierwszym ku temu krokiem powinno stać się położenie kresu UE, która jako struktura globalistyczna niewolniczo przywiązana jest do organizacji międzynarodowych, jakie zwyczajnie nie działają ni dają realnych gwarancji bezpieczeństwa. Tak żywotnych w dobie panowania jedynej prawdziwej anarchii - MIĘDZYPAŃSTWOWEJ, co nie wyklucza a wręcz determinuje ''angloeurazjatyzm'' przez swój luźny, w żadnym stopniu nie ponadnarodowy charakter. Pokój zaś - i to względny - nastanie rzeczywiście dopiero, kiedy dwa najpotężniejsze państwa USA wraz z Chinami osiągną równowagę na polu ''sztucznej inteligencji'' [ skądinąd chujowe miano ]. Technologii w istocie militarnej, stąd dla obu z nich wojna Rosji przeciw Ukrainie była jej wyśmienitym, a przy tym bardzo krwawym testem

ps.

Na zdjęciach z amerykańsko-rosyjskiego ''koncertu mocarstw'' [ korzystających z gościny u handlarzy wielbłądami ] uderza znamienna asymetria, puste miejsce ziejące po kacapskiej stronie naprzeciw głównego negocjatora USA Steve'a Witkoffa. Żydowskiego dewelopera o znakomitych relacjach z katarskimi emirami, który to wymógł na Satanjahu ugodę z Hamasem. Odpowiednikiem jego zaś u Rosjan i owym ''brakującym ogniwem'' na fotografiach był Kiryłł Dmitriew, mąż bliskiej przyjaciółki jednej z córek Putina, co ważne w jego opartym na kumoterstwie reżimie. Nade wszystko jednak absolwent Stanforda i Harvardu, finansista terminujący u Goldman Sachs, doskonale więc osadzony w anglosaskiej banksterce. Utrzymywał kontakty jeszcze z pierwszą administracją Trumpa, spotykając się potajemnie na Seszelach z dowódcą kompanii wojennej ''Blackwater'', takoż korzystając przy tym z pośrednictwa szejchów, tyle że wówczas ze Zjednoczonych Emiratów. Tak oto panowie Dmitriew i Witkoff negocjowali zapewne gwarancje bezpieczeństwa dla kremlowskiej sitwy, może również jakie koncesje polityczne i gospodarcze, a kto wie czy nawet współpracę koncernów Muska z rosyjską zbrojeniówką dajmy na to. Wszystko tylko nie żaden pieprzony ''koncert mocarstw'' i jakoby ''nowy podział świata'' między Rosją a USA, dlatego odstawiającego ów cyrk Ławrowa posadzono naprzeciw Rubio bo obaj są pajacami. Sam fakt, iż rzecz odbywała się w pałacu arabskich książąt najlepiej okazuje kompletną śmieszność stosowania dziś podobnych kategorii, jakby nadal europejskie mocarstwa kolonizowały resztę globu rywalizując ze sobą o części Azji czy Afryki. Co stanowi objaw głębszego problemu, jakim jest narastający gwałtownie rozziew między oficjalną polityką a realiami, bowiem paradoks leży w tym, iż kiedy zmiany na świecie przyspieszyły tak niesłychanie, że aż wypadł on z dotychczasowych ram, do miana jego władców pretendują ludzie w podeszłym wieku kierujący się przeto anachronicznym jego obrazem. Nie tylko Biden przecież, ale i Trumpenko, Fiutin, Satanjahu, Ali Chujmeneji czy Sizi Ping-Pong, wszyscy oni to stare dziady po 70-tce a niektórzy wręcz grubo ponad. Nawet jeśli Trump był na tyle elastyczny, że potrafił docenić rolę nowych mediów, stąd poszedł pogadać z bywało dużo młodszymi odeń podcasterami, nie zmienia to faktu iż formatywny dla każdego okres młodości w jego wypadku przypadł na czasy ''kryzysu kubańskiego''! Facet stąd jest żywą skamieliną, politycznym amonitem a w świetle tego co ostatnio pieprzył o Rosji wygląda, iż ZSRR nadal dla niego istnieje:). Śladem wielbionego przezeń prezydenta McKinleya może więc nie dożyć końca swej drugiej kadencji...

ps. 2

Putin postanowił przebić Zełeńskiego i również zaoferował Amerykanom złoża metali ziem rzadkich samej Rosji co i zdobycznego Donbasu. Tak więc o to chodziło w owej wojnie Kremlowi: by zaprzedać własny kraj USA! Nawet jeśli wzorem Zełeńskiego i Putin handluje tu powietrzem, staje się tym samym oczywiste, że jedyną szansą dla ''gejostratega'' na pokonanie Ukrainy pozostał już tylko Trump - ''szachy 5D'' na pełnej, stronnicy ''ruskiego miru'' w totalnym szoku:). Kacapia przeto wojowała ''z Ameryką'' o Donbas po to wyłącznie, by sama go jej przekazać, ot logika! W gruncie rzeczy Chujło powtarza jeno numer od jakiego zaczynał, jeszcze w czasach ''bandyckiego Petersburga'' pod merem Sobczakiem spylając Zachodowi rosyjskie surowce wraz z miejscowymi gangusami. Wszystko stąd zdaje się zmierza ku temu, by Rosję zamienić w chińsko-amerykańskie kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym. Bo jedyne czym Kreml może zapłacić Amerykanom to swą Arktyką, od Czukotki po Nową Ziemię a nie sądzę, by Pekin biernie się temu przyglądał, inaczej po cóż USA miałyby odpuszczać wciąż lukratywny europejski rynek energii zdjęciem sankcji, skoro Putin de facto im go podarował? Wprawdzie pojawiła się wieść, pytanie na ile realna, że teraz USA będą współwłaścicielem ruskiej gazrury na dnie Bałtyku, co wprawiło Niemców w istny popłoch:). Niemniej jakoś nie widzę perspektyw dla jankeskich firm na rosyjskim rynku, po cóż bowiem miałyby tam inwestować, żeby działać na łasce tego czy innego kremlowskiego tyrana, drżąc w trwodze czy aby znowu nie zachce mu się ''dwiżuchy''? Prawda wygląda tak, że amerykańskie interesy w Rosji mogą być bezpieczne jedynie pod osłoną wojsk USA, a powtórzę to oznaczałoby ''casus belli'' dla Chin, więc nie wiadomo jeszcze przez czyją to politykę może wybuchnąć ''III wojna światowa'', którą tak lubi straszyć Trump. Chyba że wcale nie o żywotne interesy Stanów Zjednoczonych tu się rozchodzi, a pewnego bardzo specyficznego kraju...

sobota, 11 stycznia 2025

Matka Durka.

Niniejszy tekst miałem poświęcić przed powtórną inauguracją Trumpa omówieniu możliwych konsekwencji jego drugiej prezydentury, tudzież głębszych zmian jakich sądzę jest ona objawem. Przyjdzie mi jednakże widzę kontynuować niestety żmudną orkę bełkotu Piotra Wielguckiego, dalej zwanego Matką Durką tudzież Kur[w]akiem, podjętą już na drugim ''antyblogu''. Rzecz bowiem jest zbyt poważna aby ją ot tak zlekceważyć, gdyż toto robi za jednego z pożal się liderów prawicowej opinii publicznej w Polsce. Nie dam się nędznemu szantażowi, iż nie należy wszczynać sporów z przedstawicielami własnego obozu, bo służy to politycznym wrogom. Przez takowe [nie]myślenie stronnictwo ''America first!'' dało się ograć Muskowi i jemu podobnym ''przedsiembiorcom specjalnej troski'', którzy dopiero co łożyli miliony dolarów na kampanie Obamy czy Harris. Wielgucki wprawdzie to nie ta liga, ale wyrobił sobie dość pokaźny jak na lokalne realia zasób informacyjny użytkowników swego kanału na YT i X, jakiemu kładzie do łba ordynarne głupoty o wojnie na Ukrainie, czego nie usprawiedliwia jego zacne poza tym oranie szemranych biznesów rodziny Owsiaka. Dlatego Matka Durka majaczy, jakoby prezydent Duda ''zakochał się w Ukrainie'', bo trafnie zauważył, iż zgoda na zabór jej terytorium przez Rosję zakwestionowałaby również granice Polski i to nie tylko wschodnie. Wedle osobliwej [a]logiki Wielguckiego, kiedy ze dwa lata temu ówczesny premier Japonii specjalnie przybył do Kijowa, by zawrzeć z tamtejszymi władzami strategiczne porozumienia, robił to najwidoczniej ''zaślepiony emocjami''. Opierdalając zaś - przepraszam: apelując w amerykańskim Kongresie do zjebanych trumpistów, jakich hasłem winno być ''Israel first!'', żeby ogarnęli się wreszcie i przestali blokować wsparcie dla Ukrainy, czynił tak gdyż jest ''romantykiem politycznym''. Skądinąd tegoż obecny następca twardo obstaje przy kontynuacji rzeczonej strategii, bowiem wedle jego słów ''los Ukrainy może stać się rychło udziałem Azji Wschodniej''. Doprawdy nie wiem jakim trzeba być tumanem, aby tego nie dostrzegać, kiedy północnokoreańscy żołnierze wojują z ukraińskimi na terytorium Rosji! Wielgucki jednak wie lepiej, un przecie najmądrzejszy w całej wsi, stąd Japonia może mieć żywotny interes we wspieraniu Ukraińców, ale Polacy już wedle niego bynajmniej, gdyż jego chata z kraja. Głupia pogarda wobec Orientu nie pozwala Matce Durce pojąć, że Eurazja jest pewną całością a Rosja ziejącą w niej ''czarną dziurą'', siejącą chaos od Zachodu po sam Wschód. Wszystko zaś przez tyrańską naturę panującej w niej władzy, stojącej ponad własnym państwem i jego prawem, stąd traktującej oba jednako instrumentalnie. Należy przeto skończyć wreszcie z politycznym mitem, iż jakoby tylko ''silna ręka'' cara jest w stanie wszystko tam trzymać w kupie, gdy tymczasem jest dokładnie na odwrót: nadmierna koncentracja władzy w rękach jednostki nie tylko wydaje na jej kaprysy poddany kraj, co jeszcze czyni piekło z życia sąsiadom. Dlatego póty sami Rosjanie nie dojdą ze sobą do ładu, a pozostanę co do tego sceptyczny obserwując słabość antykremlowskiej ''opizdycji'' i toczące ją swary, tudzież beZwolność moskiewskich ''rabów'', jedynym realnym wyjściem pozostaje trzymanie rosyjskiej bestii w jej eurazjatyckiej klatce. Ma doprawdy szeroki wybieg, stąd nie może narzekać i jeśli tam pozostanie nikt jej nie ruszy żadną ''kolorową rewolucją'' jakiej tak się obawia, lecz jeśli tylko zeń wychynie natychmiast powinna dostać po łbie z całą mocą. W obliczu bankructwa ładu międzynarodowego, jaki mógłby przywołać ją do porządku jedynie w teorii, Ukraina odgrywa kluczową rolę w powstrzymaniu zapędów kremlowskiej tyranii - mądrzy Azjaci z Japonii oraz innych krajów Dalekiego Wschodu to wiedzą, ale już durne goje pokroju Wielguckiego bynajmniej.

Zasadniczy jego błąd leży w tym, że ćwok utknął mentalnie w latach 90-ych, stąd naiwnie wierzy, iż jedynie Amerykanie mogą położyć kres wojnie na Ukrainie, jak to u ''biedarealistów'' cynizm kryje u niego infantylną głupotę. Najwidoczniej pozostaje więc w logice wielkich mocarstw nie dostrzegając przez to, iż skupiona dotąd w ich rękach polityczna siła uległa obecnie mocnemu rozproszeniu. Wszystko bowiem wskazuje, że globalizacja to w praktyce żadne tam NWO, lecz na odwrót: nierząd światowy, planetarny chaos i fragmentaryzacja [ stąd tym bardziej tak pilna staje się potrzeba ustanowienia jakiegokolwiek ładu ]. Na tym właśnie wyłożyli się Moskale, jakim marzył się w miejsce globalnej hegemonii USA światowy koncert mocarstw, tylko nie spostrzegli nadejścia kresu wszelkich imperiów, nie tylko jankeskiego, ale również ich kacapskiego. Owszem, istnieją wszyscy ci pocieszni ''wannabe globaliści'', z których czyni się na siłę nie wiadomo jakich ''władców marionetek'', tyle że realnie to oni se mogą, ale co najwyżej ruchać karły na Karaibach. Dlatego nie ma co trawić czasu na szerzących podobną konspirologię skurwysynów pokroju Alexa Jonesa, jaki teraz włazi w tyłek Muskowi robiąc zeń bojownika z neoliberalną oligarchią - typa, który wprost stanowi samą jej istotę! Podobni mu szerzą chujnię na temat bajecznych złóż metali ziem rzadkich, o które rzekomo trwać ma zaciekły bój na Ukrainie. Ignorantom co to łykają nie chce się bowiem sprawdzić, że Rosja ma takowych znacznie więcej u siebie, choćby jeśli idzie o lit konieczny do produkcji elektrycznych akumulatorów, jedyny problem jej polega na braku kapitału i technologii niezbędnych do jego wydobycia. Amerykanie również nie mogą narzekać na brak owego pierwiastka, gdyż odkryli niedawno ogromne złoże w samych USA, zaś powrót Trumpa do władzy stanowi gwarancję dla rodzimych koncernów wydobywczych, iż administracja rządowa nie zablokuje eksploracji kopalin, bo na ten przykład mogłoby się to nie spodobać indiańskim bóstwom ziemi, że im grzebią w bebechach:). Nawet w skali Europy ukraińskie pokłady litu szału nie robią, bowiem największe tutaj posiadają Czesi, położone akurat na pograniczu z niemiecką Saksonią. Wreszcie globalnymi potentatami litu są Australia i Chile, generalnie jest tego od groma i wcale nie braknie, więc na cholerę komu ukraińskie złoża owego pierwiastka, poza rzecz jasna samymi Ukraińcami? Zresztą jak niby na okupowanych terytoriach Rosja miałaby wszczynać jakiekolwiek wydobycie, skoro u niej samej dezindustrializacja idzie już na pełnej, czego smutnym świadectwem są choćby Bieriezniki w kraju permskim. Byłe już przemysłowe miasto, które dosłownie zapada się pod ziemię, gdyż sowieccy budowniczowie postawili je na kopalniach solanek, teraz w znakomitej większości całkiem wypatroszonych. Co nie znaczy, iż ''lebensraum'' w ogóle stracił na znaczeniu - wszystkim co bełkoczą za Klausem Schwabem, że jakoby wojny o terytorium obecnie już nie mają sensu radzę, by spróbowali wytłumaczyć to choćby sfanatyzowanemu Żydowi z Izraela, jaki upierdolił sobie, iż marny kawał piachu i kamieni jest ''ziemią świętą'' powierzoną mu rzekomo przez samego Boga. Bogata swołocz wprawdzie stworzyła sobie alternatywny świat, gdzie w jego luksusowych enklawach na czele z Dubajem faktycznie globalistyczne mity wydają się realnymi. Tyle że istnienie owej ''złotej klatki'' jest możliwe li tylko dzięki bardzo kruchej w istocie równowadze politycznej regionu, jaka rychło może runąć o ile Amerykanie pójdą na wojnę z Iranem w interesie Izraela, bo przecież nie swoim. Gdzie wówczas spierdolą ''obywatele świata'' - na Bali, hinduistyczną wyspę otoczoną zewsząd przez muzułmanów i żyjącą wyłącznie z ich łaski? Pozostaną jeszcze Malediwy, przecie Kinia Rusin dumnie paradowała po tamtejszych plażach ze sztandarem LGBT, rad bym jednak obaczyć jak czyni to samo w stolicy owego archipelagu, poddanego władzy szariatu poza oazami dla turystów. Skądinąd posłałbym tam przy okazji Ryśka Petru i jemu podobną libkowską hołotę, aby podjęli próbę pracy podczas pory modłów w meczetach, niech swym zwyczajem zaczną też wyrzekać głośno na ''średniowieczne zabobony'' tłumiące ''wolność handlu''. Ukamienowanie, jakie za to niechybnie by ich spotkało pozwoliłoby Polakom wyzbyć się przynajmniej raz na zawsze tych szkodników, pragnących jak Milei abyśmy ponownie zapierdalali po 12 godzin dzień w dzień do upadłego. W każdym razie idąc tokiem pokrętnej myśli Wielguckiego, skoro znienawidzona przezeń ''UPAdlina'' jest skazana rzekomo w konfrontacji z ''wszechimperialną'' Rosją, co począć w takim razie choćby z jemeńskimi Huti, jakim nie dają rady połączone siły potęg USA, Izraela i Saudów? Owszem, są najmitami Iranu, ale to niby jakieś supermocarstwo? Wręcz przeciwnie: dziadowskie państwo, gdzie z braku energii zamykają całe przedsiębiorstwa i szkoły, a mimo to Amerykanów czekają zapewne przykre niespodzianki, jeśli okażą się na tyle głupi, by jako się rzekło posłać lotniskowce do cieśniny Ormuz na wojnę z ajatollahami, nie dla własnej a Izraela korzyści.

Bowiem wzorem ich Wielgucki nie ogarnia najwidoczniej, iż przyszło mu żyć w czasach, gdy zdalnie sterowane pływające wyrzutnie pocisków mogą strącać bojowe helikoptery, zaś kraj praktycznie bez marynarki wojennej był w stanie sparaliżować ruch wrogiej floty kombinacją ataków rakietowych i morskich dronów. Bredzi stąd, iż Polska jakoby miała znacząco ''uszczuplić swój potencjał militarny'' przekazując Ukraińcom głównie poradzieckie czołgi, a niechby i zmodernizowane. Leniowi śmierdzącemu nie chce się więc obadać, co z takowymi na frontach Donbasu czyni precyzyjna artyleria i drony, tworzące bywa że i kilkunastokilometrowe ''strefy śmierci'', gdzie broń pancerna nie ma racji bytu, o szeregowych żołnierzach już nie wspominając. Dlatego ukraińska ofensywa na kurszczyźnie była możliwa dzięki głuszeniu zwiadu elektronicznego tzw. REB-em, a z kolei kacapstwo zdobywa mozolnie teren li tylko przewagą ogniową, masowym zrzucaniem KAB-ów, czyli latających bomb spoza zasięgu ostrzału, nade wszystko zaś nie żałując swego ''mięsa armatniego''. Chiński badziew, jakim w istocie są drony niweczy hurtowo ciężki sprzęt za ogromne pieniądze, a Wielgucki dalej swoje bo pewnie w dzieciństwie zrył mu łeb zoofilski pornos ''Czterej pancerni i pies''. Bawi się więc nadal w myślach ołowianymi żołnierzykami, wojna zaś polega dlań na atakach masami broni i ludzi, niczym u ''krasnoarmiejców''. Przykładanie jak on to czyni miary II wojny światowej do obecnej jest skrajnym idiotyzmem, gdy nie ma tylu ludzi co wtedy [ zwłaszcza młodych ], jakich można by posłać na front, ani czołgów ni samolotów [ wystarczy porównać ile kosztowało relatywnie ich wytworzenie wówczas i teraz, a takoż wyszkolenie pilotów oraz czas potrzebny ku temu ]. Nade wszystko jednak ataki skoncentrowanymi masami wojsk zakrawają na zbrodniczą wprost głupotę w obliczu tak rozwiniętego współcześnie zwiadu radioelektronicznego i niszczącej mocy środków dalekiego rażenia. Na tym między innymi wyłożyła się nieudana ukraińska kontrofensywa, ale i z podobnych powodów od niemal pół roku Rosjanie nie są w stanie odbić skrawka swego terytorium, mimo nieustannych szturmów przy wsparciu północnokoreańskich ''biorobotów''. Dlatego przekazanie Ukraińcom poradzieckiego złomu miało sens na początku wojny, gdy elektroniczne środki boju dopiero raczkowały, lecz teraz kiedy po ledwie 3 latach nastąpił ich niepomierny rozwój nie ma już co go żałować. Skoro Wielgucki nosi żałobę po ''Rudym 102'' winien obaczyć co z podobnymi czołgami poczynają Rosjanie, dla zabezpieczenia od dronów tworząc z nich pokraczne ''car-mangały'' wyglądające niczym garaże na gąsienicach, a i to zazwyczaj chuja im daje. Oczywiście nie ma co bredzić wzorem Muska, że myśliwce bojowe i ogólnie broń pancerna jako taka stanowi rzekomo ''przeżytek'', a jedynie pewne jej modele nie obliczone na wyzwania współczesnego pola walki. Co więcej - po adaptacji do nich i w zestawie z dronami dalekiego zwiadu, oraz całą elektroniką tworzą razem prawdziwie morderczą machinę, gdzie człowiek dosłownie nie ma racji bytu. Dlatego jeśli na frontach ukraińskiej wojny nastanie w końcu krwawy rozejm, to prędzej nie skutkiem jałowych negocjacji a zbrojnego pata przez zupełną już automatyzację procesu zabijania, od czego ponoć dzielą nas ledwie miesiące. Podkreślę jeszcze raz, bo takim jak Wielgucki trzeba wszystko tłumaczyć na palcach: powyższe nie oznacza, że na ten przykład marynarka wojenna stała się jakoby ''anachronizmem'', a wyłącznie to iż jeśli ma pozostać efektywnym narzędziem walki w realiach XXI stulecia, musi nie tylko polegać jak dotąd na ścisłej współpracy z lotnictwem i okrętami podwodnymi, lecz również powinny jej towarzyszyć całe ''ławice'' morskich dronów i ''chmary'' powietrznych. Inaczej pójdzie na dno, lub będzie zmuszona spierdalać - przepraszam: ''przebazować się'' jak Flota Czarnomorska z Sewastopola, co rodzi oczywiste pytanie a na chuj jeszcze Rosjanom ten Krym?!

W każdym razie ponieważ dezinformacja musi zawierać sporą dozę prawdy, Matka Durka w swym negacjonizmie żeruje na fakcie, iż rosyjska inwazja stanowiła absurd z perspektywy militarnej strategii. Doprawdy nie trzeba być profesjonalnym wojskowym, aby spostrzec że miast rozpełzać się po najechanym kraju należało co najmniej dwukrotnie liczniejszymi siłami otoczyć główne wtedy zgrupowanie ukraińskich wojsk na Donbasie. Rosjanie nie musieliby po tym brać szturmem Kijowa, ni jak teraz zdobywać z mozołem i kosztem potwornych strat kilometrów zrujnowanych terytoriów, najwidoczniej jednak Kreml padł ofiarą własnej propagandy traktującej Ukrainę jako ''kraj 404'' i ''państwo teoretyczne''. Uznał więc, że do pokonania jej wystarczy kombinacja demonstracji militarnej z akcją pacyfikacyjną, jakiej nadał nieznane własnej konstytucji miano ''specoperacji wojskowej'', gdyż nie liczył na zbrojny opór ze strony regularnej ukraińskiej armii, który rozstrzygnął o wszystkim. Kiedy zaś natknął się nań niespodzianie, wyraźnie spanikowany Fiutin zaapelował do wrogiej generalicji, by ta obaliła Zełeńskiego a wtedy ''jakoś się dogadamy'', nie dziwota stąd, że Załużny, Syrski i reszta zbyli owe brednie jako majaczenia zesranego tyrana. Istnieje więc dobitny miernik pozwalający określić czemu na Ukrainie początkowy chaos ''specoperacji'' przerodził się jednak w prawdziwą wojnę, natomiast w strefie Gazy dajmy na to nie mamy z nią do czynienia, mimo trwających tam walk zbrojnych i czystki etnicznej, jaką izraelscy Żydzi dokonują pod pretekstem zwalczania terroryzmu. W przeciwieństwie bowiem do Ukraińców palestyńscy Arabowie nie posiadają własnego państwa, niechby upadłego, a zwłaszcza jego fundamentu w postaci regularnej armii, stąd jakże inaczej wyglądałby ich zbrojny opór, gdyby zamiast nawalać granatnikami zza węgła w izraelskie czołgi sami mieli takowe! Podobnie co i artylerię dalekiego zasięgu, systemy przeciwlotnicze i rakietowe, drony w przemysłowych ilościach etc., a niechby ustępując w tym gudłajom jak Ukraińcy kacapom, niemniej wojsko a nie byle neobanderowska partyzantka pozwala im na niepomiernie bardziej wyrównany bój, niż Hamas zdolny jest toczyć z Cahalem. Z tych samych powodów liczba ofiar wśród ludności cywilnej jest znacząco mniejsza po stronie Ukrainy, gdyż ostały jej się poradzieckie systemy obrony powietrznej, choćby i w szczątkowej postaci, uzupełnione zachodnimi odpowiednikami, co uniemożliwia Rosjanom masowe bombardowania miast ograniczając je do zrzucania wspomnianych KAB-ów, a takoż rakiet połączonych z atakami ''szahedów''. Nie jest to więc żaden ''gest dobrej woli'' z ich strony wobec ''bratniego narodu'', jak jeszcze na początku wojny ściemniali, teraz jednak w szczujni medialnej kremlowskiego Żyda Sołowjowa-Szapiro czy lesby Skabiejewej wprost ujadają, by równać z ziemią Charków, Kijów a nawet ''ruską'' Odessę, na szczęście bezsilnie. Skądinąd izraelska armia ludobójczą strategię niszczenia cywilnej infrastruktury strefy Gazy, na czele ze szkołami i szpitalami, ochrzciła pieszczotliwym mianem jej ''czernobylizacji''... Prędzej jednak należałoby już mówić o ''donbasizacji'' Palestyńczyków przez rozbestwione bliskowschodnie gudłajstwo, albowiem czyni ono z nimi niemalże to samo co Rosjanie na okupowanych przez siebie terytoriach Ukrainy. Celowe pozbawianie podbitej ludności dostępu do wody, żywności o edukacji czy opiece medycznej już nie wspominając, wydanie jej na pastwę lokalnych mafii odpalających ''dolę'' agresorom, generalnie ustanowienie realnej dystopii - wszystko się zgadza. W pozornie tylko stanowiącym wyjątek Mariupolu, wbrew łgarstwom Putina, rodzimi mieszkańcy rugowani są na rzecz Moskali oraz przyjezdnych z Kaukazu, a nawet Azji Centralnej tak że w samej Rosji coraz głośniej pobrzmiewa wątpliwość czy to nie aby ''musulmański mir'' a nie ruski, stąd trzeba przemianować miasto na ''Mariupolbad''. Dopiero co rosyjska kolaborantka Tatiana Montian żaliła się publicznie małżonce Girkina, iż obecnie w Doniecku bieżąca woda jest dostępna mieszkańcom ledwie po 2-3 godziny a i to nie każdego dnia. Straszne ''chachły'' i ''banderowcy'' dostarczali ją Donbasowi nawet po jego oderwaniu się od Ukrainy, ale na początku otwartej inwazji Rosjanie zniszczyli wodociąg obiecując, że ustanowią nowy tym razem prowadzący od rzeki Don. Wszakże przeznaczone na to miliardy rubli zostały jakżeby inaczej rozkradzione przez skorumpowane kacapskie czynownictwo, i tak oto miejscowe ''separy'' gorąco pragnące ''ruskiego miru'' ostały się bez zimnej choćby wody. Oczywiście dla pierdolniętej baby to nie sama jego istota, jaką i jest w rzeczywistości, a wina ''agentów kolektywnego Zachodu'' takich, jakim wedle niej ma być... Sołowjow z którym od dawna ma kosę, gdyż dla niego z kolei jest ona ''kryptochachłem'':).

Dlatego należy to podkreślić ''wołami'' i tłustym drukiem specjalnie dla tumanów pokroju Wielguckiego, iż UKRAINA NAWET ZE SWYM NIEWĄTPLIWYM SKORUMPOWANIEM POZOSTAJE I TAK NIEPORÓWNANIE LEPSZYM MIEJSCEM DO ŻYCIA NIŻ CHUJNIA ''RUSKIEGO MIRU'' ZAPROWADZONA PRZEZ ROSJĘ NA ZAGARNIĘTYCH TERYTORIACH ''BRATNIEGO KRAJU''. Jedynie więc skrajny ignorant i dureń pokroju Matki Durki mógłby równać je obie, bynajmniej nie ma między nimi symetrii i to nie tylko dlatego, że jedna jest ofiarą druga zaś agresorem. Skoro Ukraina to państwo upadłe, w takim razie Rosja w ogóle go nie posiada, a tylko jedno wielkie przyznajmy ''gosudarstwo'', stanowiące własność ''gosudara'' z którym może on czynić co mu się żywnie podoba, a choćby i rozjebać w drebiezgi. Wielgucki zdaje się tego nie ogarnia, inaczej nie sarkałby tak na obalanie pomników Puszkina na Ukrainie, gdyż najwidoczniej nie dociera doń, że ''wielka rosyjska kultura'' robi jeno za rodzaj sreberka w które owinięto gówno politycznej tyranii ''ruskiego miru'', samą jego śmierdzącą esencję. Uważałby też lepiej z wypominaniem Ukraińcom braku państwowotwórczych zdolności, gdyż ów syf może i jemu wylądować na ryju, albowiem i nam Polakom do dziś wrogowie zarzucają ''polnische wirtschaft'', biorąc pod uwagę jak skończyły obie Rzeczpospolite a i trzecia właśnie dogorywa na naszych oczach, o ironio wykańczana rękoma jej obrońców. Najważniejsze iż zyskali realny fundament państwowości, jaki stanowi armia nabywająca właśnie doświadczenia w wojnie zupełnie nowego typu, stąd dobrze byłoby brać z nich przykład niechby pod tym jedynie względem. Co też i ma miejsce niezależnie od sarkania różnych ''duraków'', a nawet jeśli połowa z tego co dotąd u nas zrobiono, czy niechby i 2/3 wygląda dobrze jedynie na papierze i tak mamy do czynienia z kolosalną wprost poprawą w porównaniu z tym, jak rzeczy się miały ledwie parę lat temu. Nikt nie każe Wielguckiemu lubić Ukraińców, sam za nimi niezbyt przepadam, ale co to niby ma do rzeczy - przecież to nie konkurs piękności do chuja Wacława, tyle że dla Matki Durki ''polityka to emocje'' bo wojna pojebała mu się z kampanią wyborczą. Rżnie więc głupa jakby nie wiedział, że historie o babciach strącających wekami drony, czy Cyganach - o przepraszam: Romach! - kradnących czołgi były niezbędne dla zyskania przewagi nad Rosjanami w pierwszym kluczowym etapie walk, szerzoną przez nich chujnią o ''biolaboratoriach NATO'' czy ''denasyfikacji''. Bowiem w dobie szumowiny informacyjnej wydzielanej przez media antyspołecznościowe tłumaczenie czegokolwiek, jak właśnie to czynię, stanowi luksus ekscentryków spychający wręcz na obrzeża internetu. Zresztą i sam nie gardzę podobną taktyką na swą skromną miarę, dlatego na bełkot o ''gejropie'' i ''niebiańskiej Jerozolimie'' nie odpowiadam niczym politpoprawna ciota marudzeniem o ''homofobii'' i ''antysemityzmie'', tylko jadę iż Rosją rządzą pedały i Żydy [ tym bardziej że to prawda, nawet jeśli grubo podrasowana ]. 

Nie pojmuję stąd o co Wielgucki tak czepia się Ukraińców, skoro oburza go faktycznie znaczna wśród nich rzesza maruderów i renegatów, najwidoczniej zbyt serio za młodu wziął czytanki o ''solidarnej walce klas pracujących''. Odradzam mu więc zapoznanie się z realną historią własnego narodu, inaczej chyba zszedłby na zawał odkrywając, że Polska nigdy nie leżała na sercu sporej grupie nominalnych jedynie ''rodaków'', zaś dający dupy na wszystkie strony zdrajcy nie są doprawdy płodem jeno ostatnich lat czy dziedzictwem ''komuny''. Nawet wśród tak bitnych nacji jak Czeczeńcy zawsze nie brakowało kolaborantów i zwykłych bandziorów, gotowych do największych podłości w służbie okupanta, nie mówiąc już o swarach i bratobójczych walkach w samym obozie stronników niepodległości. Podobnie jest w Palestynie, gdzie stojący na czele tzw. ''autonomii'' Mahmud Abbas pełni rolę współczesnego odpowiednika Chaima Rumkowskiego, tyle że bez ludobójstwa, zaś w strefie Gazy panoszą się mafie rabujące pomoc humanitarną, jawnie wspierane przez Izrael. Prawda wygląda tak, że walkę narodowowyzwoleńczą zawsze prowadzą radykalne mniejszości, wprost lub wspierając tych co na froncie, ciągnąc za sobą resztę często wbrew jej woli, stąd i bywa nie bez sporej dozy przymusu. Najwidoczniej jednak Matka Durka jest niedorozwojem, który serio wierzy, iż ''Polacy/Ukraińcy/Czeczeńcy/Palestyńczycy itd. to jedna rodzina'', bo trzeźwy do bólu i faktyczny patriotyzm pojebał mu się z infantylnym ''patridiotyzmem'', jaki NIC NIE KOSZTUJE ani wymaga od kogokolwiek poświęceń. Wielgucki będzie kluczył, mącił, pierdolił na okrętkę byle tylko nie przyznać, że Ukraińcy trwają bo mają własne państwo i jego fundament w postaci armii, niechby skorumpowanej i pełnej wszelakich patologii - i tak lepsze to stokroć dla nich niż byle neobanderowska partyzantka. Nie wiadomo jaka pomoc zbrojna i finansowa Amerykanów chuja by dała, gdyby na miejscu nie istniała w miarę choćby zorganizowana struktura zdolna do samodzielnej walki i zarządzania, Afganistan najlepszym dowodem o Iraku już nie wspominając. Albowiem lepszy nawet zły rząd byle własny, niż żaden albo obca okupacja, do szału zaś doprowadza mnie, że akurat w Polsce muszę jeszcze komuś tłumaczyć nieodzowność posiadania swego państwa, jakie by ono tam nie było. Matka Durka zna lepsze warianty jak utrzymanie bytu ukraińskiego niech je oznajmi, albo zamknie wreszcie mordę w owej kwestii, bo autentycznie poczyna wyglądać na ruską ''bladź'', acz co do mnie bardziej zajeżdża mi odeń perfidnie zamaskowaną hasbarą. Gerszona Klauna chyba pojebało już do reszty jeśli serio rozważa wspólny rozbiór Ukrainy z Rosją, mało to bowiem mieliśmy problemów z Galicją i Wołyniem za II RP? Poza tym może wpierw należałoby realnie zintegrować choć część z milionów Ukraińców, jakich się do nas najechało przez głupią agresję zbrojną Putina. ''Banderland'' u wschodnich granic RP to również mało zachęcająca perspektywa, stąd właśnie tak żywotnym interesem Polski jest, by miasta jak Charków pozostały przy Ukrainie.

Wielgucki przypomina mi innego marudę z krakowskiego ''ośrodka myśli konserwatywnej'' [ a więc samo zło! ], jaki dopiero co narzekał, iż nie ma co radować się z obalenia reżymu Asada, gdyż schedę po nim przejęli islamiści. Owszem, ale kto niby wedle owego mądrali miał to zrobić - stronnicy demokracji parlamentarnej i pokojowych protestów, którym syryjska bezpieka powkładałaby kawałki ostrego szkła do tyłków, jak to miała we zwyczaju z przesłuchiwanymi? Realnie patrząc ''gejnerałów''-rzeźników Asada cieszących się względami Rosjan zmóc mogli jedynie wojowniczy fanatycy, umierający dosłownie z uśmiechem na twarzy, jakby rzeczywiście w raju dogadzały im już hurysy. Albowiem na wojnie ludzi się ZABIJA, stąd potrzebne są ku temu inne zupełnie predyspozycje niż u pięknoduchów. Czuję wprost palący wstyd pisząc takowe wydawałoby się banały, wszakże niestety wypada je przypominać, skoro pożal się liderzy prawicowej opinii publicznej w Polsce [ i nie tylko zresztą ] poczynają sobie, jakby nie mieli o tym pojęcia. Inaczej nie wyglądaliby niczym obrażone na świat mentalne cioty, pokroju właśnie Matki Durki czy wspomnianego ''kuńserwatysty'' co to oczekuje chyba cudownego powrotu ''judeokrzyżowców'' na Bliski Wzwód, bo nie wiem o co mu kurwa idzie. Z kolei Kurwak żeruje na faktycznie kompromitujących przypadkach, jak ów z ciężarną ledwie uratowaną spod rosyjskiego ostrzału, którą zachodnie media zdecydowanie na wyrost ochrzciły mianem ''mariupolskiej Madonny''. Rzeczywiście durna bździągwa podczas ostatnich tzw. ''wyborów prezydenckich'' na Rosji jeździła po kraju agitując za Putinem... ''Syndrom sztokholmski'' więc na pełnej, jednakże kto powiedział Wielguckiemu, że ofiary wojennej przemocy mają być wyłącznie szlachetne? Nader często są głupie i odrażające, bywa nawet wielbią jak widać swych katów, co wprawdzie rodzi dylemat czy ma sens pomaganie tym, którzy wcale sobie tego nie życzą, niemniej w niczym nie zmienia to ich obiektywnego statusu. Matka Durka jest tępy niczym żydowska feministka Susan Sontag, która odmawiała wsparcia dla afgańskich ofiar radzieckiej inwazji, bowiem te wedle niej ''źle traktowały kobiety'', na co trafnie replikowała jej ''siostra'' po ideologii i pochodzeniu Ewa Kuryluk, iż przedwojenni chasydzi w Polsce również tak postępowali, czy przez to jednak należało posłać ich do pieca? Analogicznie moja uzasadniona odraza do wyznawców islamu nie czyni mnie ślepym na masowe zbrodnie, jakich dopuszczają się na muzułmanach izraelscy Żydzi, ewidentnie traktując ''zwalczanie terroryzmu'' jako pretekst ku temu. Nie będę ściemniał, że los palestyńskich kobiet i dzieci spędza mi sen z powiek, podobnie co i ukraińskich, niemniej sprowadzanie bestialskiego traktowania ich przez okupantów do ''teatrzyku'' jakoby i ''cyrku'' wymaga nadzwyczajnej wprost dozy skurwysyństwa, jaką najwidoczniej cechuje się Wielgucki. Chuj mnie obchodzi, że zbiera na chorych malców skoro jest zeń taki sam pierdolony cham co Owsiak, nawet jeśli nie robi przekrętów jak tamten, ale dopuszcza się takowej podłości. Rzecz nie w moralnym oburzeniu na nią, lecz negacji samej realności wojny na Ukrainie jaką bydlak uprawia, szalenie niebezpiecznej bo utwierdzającej rzesze rodaków w fałszywym przeświadczeniu, że ''Polacy nic się nie staaało''. Bowiem w takim razie po co te wszystkie zbrojenia, pewnie żeby tylko nabijać kieszenie ''władcom świata'', którzy oczywiście wywołali też ''plandemię'', lepiej więc dalej śnijmy na jawie o liberalnym ''końcu historii'', jak było zanim nastała ''nowa normalność''. Nazywając rzeczy po imieniu, gdyż pora na jakie podsumowanie: Wielgucki i banda powolnych mu spierdolin to prawacka odmiana KODerastów, jacy chcą żeby ''było tak jak było'' desperacko i histerycznie nie przyjmując obecnych realiów do wiadomości. Wprawdzie wielka polityka jest zawsze irrealna, jednakże wymaga olbrzymiej siły dla nagięcia rzeczywistości ku swej woli, kto więc brzydzi się ekstremalną przemocą, lub nie ma możliwości ją stosować, temu pozostaje jedynie czujne śledzenie za dziejowymi wypadkami, inaczej czeka go zagłada. Dlatego Matka Durka lepiej niech poprzestanie na tym co mu faktycznie dobrze idzie, czyli oraniu szemranych biznesów Owsiaka i jego rodzinki, natomiast wojna na Ukrainie to już zdecydowanie nie jego liga, tutaj ewidentnie wyżej sra niż dupę ma do tego jeszcze pakując swój kał innym do łbów, robiąc słuchającym go Polakom z głowy szambo. 

ps.

Powyższe nie przeczy mocno krytycznej ocenie ataków Zełeńskiego pod adresem ''obywatelskiego'' kandydata PiS na prezydenta RP, przy jednoczesnym podlizywaniu się Czaskosky'emu. Przypomnę jedynie, iż niemal od samego początku rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie pisałem trzeźwo: tak Wołyń pamiętamy, za chachłami nie przepadamy, wszakże każdy zabity przez nich kacap to dla nas Polaków czysty zysk. Podkreślając zarazem, że zmagają się tu nie tyle ''banderowcy'' z ''katechonami'' co dwie posowieckie mafie polityczne, stąd naszym żywotnym interesem jest wspierać mniej z nich dla nas groźną bo słabszą, wszakże nie za wszelką cenę - na pewno nie kosztem interesów gospodarczych czy pamięci historycznej. Wreszcie o samym Zełeńskim mówiłem wyraźnie, iż to żaden ''heroj'' a twardy cham i żydoruski gangus z posowieckiego Krzywego Rogu, inaczej nie przetrwałby konfrontacji z bestialskim kacapstwem. Nikt więc nie może posądzić mnie o jego i Ukraińców ogółem głupie idealizowanie, przez to uniknąłem również niepotrzebnego rozczarowania, natomiast żadną miarą nie należy mylić tego z przeczeniem wojnie jako takiej i jej okrucieństwu za które odpowiedzialność ponoszą wyłącznie Rosjanie, bo tu już nie o Ukrainę a Polskę się rozchodzi.

ps. 2

Trump zażądał praw do ukraińskich złóż metali ziem rzadkich w zamian za amerykańską pomoc wojskową. Znaczy połknął przynętę zarzuconą nań przez Zełeńskiego w jego ''planie pokojowym'', albo gada tak by posłać stronnikom komunikat, iż w przeciwieństwie do ''frajera'' Bidena robi jakoby dobry interes, a nie rozdaje tylko broń za darmochę. Rosjanie zaś będą oczywiście wyć jak to Ukraina wyprzedaje się Anglosasom, sami rujnując industrialny dorobek jeszcze caratu i ZSRR w oprawie imperialnych i mocarstwowych haseł, tak na terytoriach okupowanych co i u siebie. Każdy więc z wymienionych zbije na owej chucpie swój kapitał polityczny, natomiast masy idiotów wezmą ją dosłownie traktując zupełnie serio, niemal wszyscy stąd będą zadowoleni. A nie przepraszam, kacapski agitprop jął klarować, iż na Ukrainie ''nikakich metali niet'' - to po co żeśta tam lazły głupie skurwysyny, by swym zwyczajem wszystko zasrać, ograbić i niszczyć?! Cóż, Rosji nie pojmiesz rozumem, bynajmniej aby to była jakowaś straszna ''tajemnica'' a tylko nie ma czego.

sobota, 9 listopada 2024

Donald Tusk Trump.

...czyli dlaczego zarówno rusofile, jak i stronnicy PiS z różnych zupełnie przyczyn, jednako wszak nie mają powodów do radowania się wynikiem prezydenckich wyborów USA. Zanim o tym wpierw uwaga natury ogólnej: przy okazji poczęto nawoływać do likwidacji kolegium elektorskiego i zaprowadzenia bezpośrednich wyborów amerykańskiego przywódcy. Wręcz przeciwnie, należy skończyć ze szkodliwą praktyką angażowania obywateli w ów proces i wygrana Trumpa nie ma tu akurat nic do tego. Idzie zaś o to, iż siłą rzeczy podczas kampanii dominowały bliższe im kwestie polityki wewnętrznej na jakie amerykański prezydent ma dość ograniczony wpływ, tonowany przez Kongres i władze poszczególnych stanów dysponujące w tym całkiem sporą autonomią. Zupełnie na odwrót za to mają się sprawy jeśli idzie o politykę zagraniczną i militarną, stąd gdyby wybory przeprowadzono uczciwie tj. kładąc nacisk na tę właśnie problematykę, oprócz marginalnych radykałów z lewa i prawa wzięliby w nich udział pewnie już tylko urzędnicy z D.C. a i to nie wszyscy, wraz z grupką żywo zainteresowanych nią, gdyż czerpiących z niej zyski magnatów przemysłu i wielkiej finansjery. Trudno bowiem oczekiwać od przeciętnego Amerykanina, że będzie dobrze obznajmiony z okolicznościami wojny na Ukrainie, albo reperkusjami ewentualnego ataku na Iran, przynajmniej dopóty nie odczuje ich we własnej kieszeni. Można było ów stan rzeczy tolerować, gdy Stany Zjednoczone zajmowały pozycję na peryferiach Zachodu, ale nie kiedy stały się światowym mocarstwem a już zwłaszcza teraz, w dobie ich postępującej mocno globalizacji. Doświadczony singapurski dyplomata Kishore Mahbubani zażartował nawet, że prędzej niż Amerykanom to innym krajom wypadałoby decydować jakiego przywódcę mogą mieć USA, a to właśnie ze względu na wpływ jaki wywiera on pośrednio w ich polityce. Dlatego to Kongres winien obierać amerykańskiego prezydenta na wzór podesty w italskich republikach, co wymagałoby jedynie zmiany litery konstytucji a nie jej ducha, gdyż Stany Zjednoczone od ich zarania trudno zwać ''demokratycznym krajem''. W istocie tak jest do dziś dnia, albowiem są republiką czyli ustrojem mieszanym, któremu nieobce autorytarne formy rządów, jak dyktatura w jej pierwotnym znaczeniu. Zapewne w tym kierunku będzie ewoluował system niezależnie jaka ze stron politycznego sporu ostatecznie weźmie w nim górę, co skądinąd jest wpisane w wewnętrzną logikę tak arcyliberalnego kraju jak USA, gdzie interes jednostki władczo stoi nad dobrem państwa i narodu, noszącym tam umowny charakter. Nikt zaś z definicji nie może dzierżyć monopolu na interpretację ''wolnościowej'' doktryny, obojętnie czy tyczy to libertariańskich ''autorytarian'', jacy obecnie przejęli agendę Trumpa, czy też tego co zwie się mylnie ''lewactwem'', a w istocie jest doprowadzonym do swej ostateczności indywidualizmem polegającym na swobodnym jakoby ''wyborze płci''. Wszystko to jawi się daleką konsekwencją zasadniczego rozdarcia, które tkwi u fundamentów ustrojowych USA między republikanizmem opartym o ideę dobra wspólnego, a liberalizmem przedkładającym nad nie interes jednostkowy. Zastanawiające, czy bodaj nie całe dzieje Stanów Zjednoczonych można by chyba sprowadzić do nieustannego napięcia i ciągłych negocjacji między nimi?

W każdym razie na pewno jesteśmy świadkami bólów porodowych nowej postaci amerykańskiej ''niedemokracji'', bynajmniej końca jej samej a formy do jakiej przywykliśmy. Jedynie tym można wytłumaczyć, że tak koszmarnie zjebana kampania wyborcza na jaką złożyły się niemal same fuckupy, przyniosła wszakże Trumpowi polityczny sukces. Zawdzięcza on go zaś głównie Latynosom i kobietom, co burzy na raz kilka zarówno lewackich jak i prawackich stereotypów. Okazuje się bowiem, że migranci wcale nie muszą robić za ''zastępczy proletariat'' dla socjalistów, owszem - przecież nie po to uciekali przed nierządem komuny z Kuby czy Wenezueli do USA, żeby ową ''czerwoną zarazę'' tam odtwarzać. Podobnie rzecz ma się z bestialstwem karteli narkotykowych i oby tak samo było, jeśli idzie o polityczną tyranię w przypadku licznie teraz napływających do Ameryki przybyszów z Rosji, Indii czy Chin. Poza tym faktycznie proletariacki zwykle charakter latynoskiego elektoratu zaważył raczej negatywnie na szansach kandydatki Demokratów. Bowiem zamiast ''genderu'' czy ''ekozajobca'' bardziej przejmują go przyziemne kwestie typu kosztów życia, czyli płaconych rachunków lub żeby mieć co do gara włożyć. Rychło wszak może on doznać gorzkiego rozczarowania, jeśli libkostwo jakie opanowało obecną agendę ekonomiczną Trumpa pocznie wdrażać swój ''plan Baal-cerowicza'' dla Ameryki. Jednakże próba w kontrze połączenia tradycyjnego ''socjalnego'' przekazu z libertynizmem obyczajowym, przyniosła jedynie ''potworność gówna i ognia'' na jakiej wyłożył się vice Kamallah Tim Walz. W tym jak sądzę należy upatrywać głównej przyczyny poparcia Trumpa przez tylu Latynosów, a nie ich ''machoizmie'' jaki zarzucają im teraz niektórzy rozsierdzeni Demokraci. Należałoby więc posądzić o ''mizoginię'' także niemal połowę żeńskiego elektoratu, jaki najwidoczniej zagłosował wedle owych mądrali ''wbrew własnym interesom''. W głowach ''oświeconym'' tumanom nie mieści się, że tak wiele bab chce mieć za przywódcę chłopa i gwiżdże na swe rzekome ''prawa reprodukcyjne'', no popacz pan:). Kapitalnym jest obserwować jak faceci wyrzucają kobietom, iż nie są jak na ich gust zbyt ''wyzwolone'' - chyba kurwa z mózgu. Tymczasem wygląda, że coraz więcej Amerykanek pragnie srogiego ''tatuśka'', który skarci niegrzeczną dziewczynkę, co sugerował obleśnie Carlson na niedawnym wiecu wyborczym Trumpa. Nade wszystko jednak sądzę zagłosowały matki, jakie nie chcą mieć za synów transseksualne cioty, ani by ich córki i one same były narażane na molestowanie przez zboczeńców podających się za kobiety, bo debilny ''wokeism'' im na to zezwala! Wszakże brak podobnej refleksji po stronie Demokratów, wedle nich społeczeństwo jak zwykle nie dorosło do poziomu ''oświeconych'' [ w swym mniemaniu jedynie ]. Doszli chyba do wniosku, że sami potrzebują własnej MAGA, ale jeśli pozwolą opanować się ekstremie głosującej na Jill Stein, zadymy Antify i BLM okażą się jeno rzewnym wspomnieniem.

Gdzie więc podziało się marudzenie protektora Vence'a, czyli pedolibka Thiela o tym, iż jakoby przez prawa wyborcze kobiet ''demokracji nie da się pogodzić z kapitalizmem'', gdyż rzekomo stanowią one ''socjalny'' elektorat? Feminazistki stąd, na równi z incelami, proszeni są jednako uprzejmie o wypierdalanie ze swymi głupotami, podobnie rzecz ma się w przypadku Obamy, bezczelny Mulat wkurwił sporo czarnych mężczyzn zarzucając im domniemaną obawę przed politycznym sukcesem rasowej ''siostry''. Przyczyniając się tym znacznie do konsekwentnego poszerzania poparcia dla Trumpa  wśród ''afroafrykańskiego'' elektoratu, acz sądzę zagrały tu jeszcze dwa sprzeczne czynniki. Raz, że coraz więcej czarnych w USA ma serdecznie dość robienia z nich ''czarnuchów'' przez Demokratów tj. trzymania w mentalnym getcie wiecznej ofiary ''rasistowskiej opresji'' białych. Potępiają więc ostro patologię tzw. ''black culture'' a w istocie promocji barbarzyństwa, lansującą wzorzec gangstera i kurwy, prawdziwego dzikusa z buszu w miejskiej dżungli niczym ilustrację najgorszych rasistowskich stereotypów, obdarzonych jedynie znakiem dodatnim. Zarazem dla innych na odwrót Trump może jawić się niemal jako swojak, bo i faktycznie jest zeń taki ''white nigga'' - uwielbia przecież towarzystwo dziwek, wieczną zabawę, żyć kosztem frajerów żeby zarobić a się nie narobić, spłodził kupę dzieci z kilkoma kobietami, nie ma za grosz gustu otaczając się wprost potwornie kiczowatym luksusem, jest aroganckim chamem i ściemniaczem, ciągnie się za nim cały szereg kryminalnych spraw, jednym słowem rasowy ziomal tyle że albinos:). Mógłby wręcz uchodzić za biały odpowiednik P Diddy'ego, gdyby nie brak ciągot ku twardym narkotykom i zdeklarowany heteroseksualizm, dzięki czemu nie potrzebuje trzymać w rezydencji zapasu hektolitrów lubrykantu do dupy. Skądinąd nie będzie żadnego ''prześladowania gejów'' za ponownej kadencji Trumpa, biorąc ilu cudoków ma wśród swych żarliwych popleczników, by wymienić choćby Richarda Grenella - byłego ambasadora USA w Niemczech, jaki dał się mocno Szkopom we znaki, a być może teraz zostanie szefem CIA, czy swego głównego doradcę ekonomicznego Scotta Bessenta, który jak przystało na ''homokonserwatystę'' jest zamężny:) [ przy tym to były partner finansowy Sorosa ]. Dobrze chociaż, jeśli ''grantoza'' dostanie mocno po kieszeni, by przynajmniej jej część poszukała sobie wreszcie pożytecznej roboty, typu czyszczenie miejskiej kanalizacji z gówien, nawiasem bardzo ekologiczne zajęcie, bez ironii. Generalnie więc zarzucając Trumpowi ''rasizm'' i ''homofobię'' amerykańscy lewacy wychodzą na histerycznych durniów, podobnie jak prawackie marudy straszące nieuchronnym jakoby triumfem neokomuny, spowodowanym wymieraniem białej populacji: jak widać z powyższego - ni chuja! W tym wszystkim zastanawia tylko dziwna bierność Demokratów, mających przecież wyśmienite doświadczenie w rozpętywaniu politycznego amoku, by wspomnieć kult Dżordżu Fleji, gdzie więc u cholery podziała się cała Antifa i BLM? Wygląda, jakby reelekcja [ by nie rzec: rezurekcja:) ] Trumpa była efektem cichej zmowy amerykańskich elit władzy i kapitału, jakie dały mu wolną rękę do wykonania brudnej roboty na ostatek kariery, skoro i tak niewiele mu pozostało życia, więc mało już czym się przejmuje. Stany najwidoczniej potrzebują autorytarnego lidera, a nade wszystko ze względu na decydującą rolę prezydenta w polityce zagranicznej USA nie ma on podobać się białym liberalnym elitom kraju, lecz reprezentować go wobec reszty świata zwykle dalekiej od politpoprawności, stąd rzeczywiście pewnie lepiej sprawi się z tym ''old white nigga'' Donald T.

O ironio wiekowi zazwyczaj wyborcy PiS nie pojmują jednak, że amerykańskiej partii Republikańskiej jaką znali już nie ma, bo zarżnął ją ich ''bohater''. Została przez to zawłaszczona rakowatą naroślą MAGA, której ton nadają wyżej pomienieni ''autorytarianie'' znajdujący na owym tle wspólny język z Rosją, Chinami, Koreą Północną o polakożerczym Izraelu nawet już nie wspominając. Dzieje się zaś tak bynajmniej dlatego, iż Trump czy Vence są jakoby ''ruskimi agentami'', kto tak twierdzi sam nim pewnie jest, albo co najmniej pożytecznym idiotą Moskwy, mowa zaś o pewnym symptomie głębokich przemian wewnętrznych samych USA. Inaczej stronnikom PiS i jego przywództwu rychło przyjdzie robić dobrą minę do złej gry, lub wprost przeobuć się politycznie na kucfederacką modłę - niedoczekanie! Owszem, to formacja Memcena i przecwelonego przezeń wolnorynkowo Bosaka, wespół z gudłajem Braunem jest bliższa temu co obecnie reprezentuje sobą Trump, albowiem jego niegdysiejszy ''prawicowy populizm'' sczezł niemal całkiem. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można więc przewidzieć, że następna kadencja staro-nowego prezydenta USA nie będzie już podobna tak poprzedniej, acz pojmuję radość z widoku skwaszonych ryjów domniemanych ''ekspertów'' i lewo-liberalnych dupków skompromitowanych bałwochwalstwem Kamallah. Niemniej wznoszenie triumfalnych okrzyków na cześć Trumpa w polskim Sejmie i tegoż durne małpowanie w wykonaniu polityków PiS to demonstracja mentalnego ''murzyństwa'' w stanie klinicznym. Dobrze stąd, że chociaż prezes Kaczyński trzyma nadal bazę, z wyraźnym dystansem akcentując, iż żaden dobry wujek z Hameryki nie wyręczy polskich patriotów w rozprawie z rodzimymi ''autorytarianami'', tyle że innego bo ''unijnego'' autoramentu. Otóż to! - chciałoby się rzec na pohybel różnym Płaszczakom, co wyrywają się przed szereg ze swymi głupimi uwagami o tym, iż jakoby od zmiany amerykańskiej prezydencji wyłącznie zależeć będzie obalenie tuskowego ''nierządu''. Raz, że nie wiadomo czy na owej koniunkturze politycznej prędzej skorzystają jako się rzekło Kucfederaci, a nade wszystko jak to w końcu jest: traktujemy serio kwestię własnej podmiotowości, albo jedynie toczymy swary któremu wielmoży mamy służyć - temu z Waszyngtonu, Moskwy czy Berlina? Nazbyt pochopnie też jak widzę chwaliłem Tarczyńskiego za lobbowanie interesów Polski wśród stronników MAGA, ośmieszył się bowiem dostarczaniem otoczeniu Trumpa ''kompromatów'' na polityków co by nie gadać rodzimej władzy, tak jakby nie wiedziano tam i bez tego, jakim to dupkiem jest Tusk. Owszem, potrzebujemy USA, ale tylko jako ''mniejszego zła'' by rozluźnić niemiecko-rosyjski ucisk ciążący nieustannie na gardle Polski, jedynie w takiej mierze pomni jednako o bidenowsko-obamowych ''resetach'', co i nędznych umizgach obu Bushów do rosyjskiego przywództwa. Nie zaś ślepych hołdów dla ''lśniącego miasta na wzgórzu'' i ''latarni światowej demokracji'', od których zajeżdża purytańskim mesjanizmem o ewidentnie ''żydowińskim'' charakterze. Wyłącznie uświadamiając sobie, że wraz z innymi krajami Europy Wschodniej stanowimy globalną peryferię, stąd możemy uczestniczyć w obecnej zmianie światowego ładu jedynie poprzez utwierdzenie się we własnej szczególności i dobrze pojętym ''prowincjonalizmie'', będziemy w stanie jako Polacy wyzbyć się trawiącego nas kompleksu niższości, co i pozornie tylko leczących go mocarstwowych rojeń. Na pewno żaden obcy ''mesjasz'' nas w tym nie wyręczy, doprawdy czy tak trudno to pojąć?

Nie ma co iść śladem autentycznych onucowców, którzy w swej głupocie sądzą, że teraz na serio już pozamiatane z Ukrainą, bo wzięli za dobrą monetę deklaracje tak Harris co i Trumpa. Rzeczywiście, obie strony politycznego sporu za oceanem najwidoczniej zadecydowały o zamrożeniu konfliktu z Rosją, ale przynajmniej obecna zmiana amerykańskiej prezydencji daje szansę, by zmniejszenie pomocy finansowej dla Kijowa w pierwszej kolejności tyczyło prawoczłowieczych grantożerców. Ukraińscy pastorzy typu Rusłana Kucharczuka od dawna zajmujący się zwalczaniem lewackich od-ruchów na miejscu, zapewne pospieszą do przewietrzonej od bidenowców ambasady USA z odpowiednimi spisami tychże, ku pożytkowi jankeskiego budżetu jaki dzięki temu nie będzie już marnował na nich pieniędzy, oby. Acz i tu nie spodziewałbym się za wiele, gdyż wspomniany Richard Grenell, jako koordynator amerykańskiego wywiadu za pierwszej kadencji Trumpa, gromko deklarował obronę wszędzie na świecie praw swej homoseksualnej braci. Poza tym wiele zależy od tego kto teraz obejmie bezpośrednio nadzór nad bezpieczeństwem narodowym, bo jeśli typowany na to stanowisko Mike Pompeo to całkiem nieźle [ dopisek po paru dniach: to już nieaktualne ]. Wątłą nadzieją na powściągnięcie obecnie krwiożerczych zapędów żydowskich rasistów jest ojciec jednego z zięciów Trumpa, ożenionego z jego córką Tiffany. Massad Boulos, bo o nim mowa, to libański oligarcha finansowy i maronita z wyznania, acz powiązany także politycznie z... Hezbollahem! Wszakże pozostanę ostrożnym pesymistą w owej kwestii, choć Izrael i tak nie przetrwa na dłuższą metę jako oblężona twierdza i li tylko bliskowschodnie getto, jakie Żydzi sami urządzili sobie, bez zawarcia w końcu ugody z muzułmańskimi państwami regionu. Mam na myśli nie tylko Saudów czy Egipt, ale i Turcję co wprawdzie jawi się niemożliwym póty u rządów pozostaje Erdogan, natomiast istnieje nań szansa, jeśli władzę ponownie obejmą kemaliści. Ku memu żalowi zwycięstwo Trumpa ratuje tyłek Netanjachujowi, bo obiór Kamallah zapewne oznaczałby dlań nieuchronną dymisję a być może nawet więzienie, gdzie też ów zbrodniczy chucpiarz i aferzysta dawno już powinien gnić. Będzie mógł więc bez przeszkód kontynuować czystkę etniczną w Gazie pod pretekstem zwalczania terroryzmu, gdyż nikt we władzach USA nie zablokuje mu teraz wsparcia militarnego ni gospodarczego, ani ośmieli się choć sugerować, że jest ono marnowaniem pieniędzy potrzebnych w kraju. Nigdy bowiem dość powtarzać, że prawdziwe hasło MAGA winno brzmieć nie ''America'' lecz ''Israel first!'', niestety głównie kosztem Ukrainy i nie ma przy tym znaczenia, iż także nią włada Żyd. Najwidoczniej dla stronników Trumpa są jakieś lepsze i gorsze handełesy, albo też odziedziczył on po swych niemieckich przodkach pogardę do wschodnioeuropejskich ''Ost-Juden'', ceniąc jedynie kulturowo zgermanizowanych tzw. ''Yekke''? Dlatego w jego otoczeniu roi się od protestanckich syjonofilów, jak sen. Ron Johnson sprzeciwiający się pomocy zbrojnej dla Ukrainy, bo wedle jego słów rzekomo toczy się tam ''wojna zastępcza Zachodu z Rosją'', której jakoby nie sposób wygrać. Podobnych obiekcji nie ma wszakże menda przed słaniem miliardów dolarów z amerykańskiego budżetu Izraelowi, by ów masakrował Palestyńczyków w strefie Gazy, co rzecz jasna skurwiel w pełni popiera. Łże bogobojny hipokryta jak to niby rosyjski kompleks militarny ''ma się wspaniale'', gdy niedawno szef największego w nim koncernu zbrojeniowego ''Rostiech'' Czemiezow alarmował w wystąpieniu przed deputowanymi Dumy, że jeśli Bank Centralny kraju podwyższy stopę procentową powyżej 20% uwali mu to faktycznie produkcję. Co też i rychło nastąpiło wywołując istny pożar w tyłku jego i podobnych mu wojskowych magnatów, acz i tak zakłady ''Rostiechu'' są w lepszej kondycji finansowej od innych przedsiębiorstw branży, gdyż nie mają jak one zaległych płatności z budżetu państwa bywa że nawet od roku i dłużej. Generalnie rzygać się chce patrząc na obecną amerykańską prawicę, bo poza nielicznymi szlachetnymi wyjątkami MAGA to ruskie i zarazem izraelskie kurwy - dlatego trzeba być niespełna rozumu, aby w Polsce radować się gromko reelekcją Trumpa!

Co wszakże niepokoi bardziej, iż głos nań oznaczał w praktyce poparcie Vance'a, bo choć krzepko się trzyma na tle Bidena, jednak ma swoje lata i można zasadnie podejrzewać, że nie będzie już w stanie realnie dzierżyć władzy w tym stopniu, jak za czasu swej pierwszej kadencji prezydenta. Kiedy więc Trump będzie robił sobie coraz dłuższe przerwy na partyjkę golfa, opanowawszy jego otoczenie syjonofile wespół z LGBTariańskimi autorytarianami pokroju Thiela, zapewne postarają się wyręczać go jak najczęściej w prowadzeniu realnej polityki za pomocą swej kreatury, jaką jest ''DJ''. Ma on zaś na koncie nikczemne wypowiedzi nie tylko na temat Ukrainy, ale i Rosji oraz samego Putina, którego zwał oględnie bardziej ''przeciwnikiem'' i ''konkurentem'', niż wrogiem USA. Z którym ma się rozumieć można ''negocjować'', rad bym więc chętnie obaczyć, jakim sposobem znajdzie porozumienie z kimś, kto nie wie nawet kim tak naprawdę jest i o co mu kurwa idzie? Przywódcą chorego kraju, jaki pod trójkolorowym sztandarem własowców, hitlerowskich kolaborantów święci zwycięstwo nad III Rzeszą? Faktycznie derusyfikującego Ukrainę w imię haseł obrony ''ruskiego miru'', stawiając zwycięskie czerwone flagi z sierpomłotem na ruinach obróconego przezeń w perzynę poradzieckiego przemysłu? Celebrującego własne samobójstwo w symbolicznym geście uroczystej odsłony pomnika, przedstawiającego figurę ruskiego sołdata ''specoperacji'' rozrywającego się granatem? Trudno o mocniejszą ilustrację przegrywizmu, ale lepsza byłaby ''wideoinstalacja'' odtwarzająca scenę uderzenia dronem prosto w zad rosyjskiego żołnierza, przebił go tylko inny co chciał odeprzeć podobny atak bańką z benzyną, dzięki temu doznał przynajmniej spektakularnego zgonu, iście wybuchowego! Powodzenia więc życzę Vence'owi w dogadywaniu się z Putinem, który obecnie każdym czynem zaprzecza swym deklaracjom będzie już sprzed ćwierć wieku, gdy nader rzeczowo tłumaczył, iż zabór Krymu odbije się na samej Rosji. Otworzy bowiem drogę rewizjonizmowi terytorialnemu w jej granicach, co i na całym obszarze poradzieckim, a od siebie dodam ogólnie Eurazji. Putin również wtedy najzupełniej słusznie głównego zła upatrywał w obciążeniu jego kraju mocarstwowym dziedzictwem, jakie trawi go od wewnątrz stanowiąc zarazem groźbę dla sąsiednich państw. Niewątpliwie więc należy dawać wiarę słowom rosyjskiego przywódcy, na pewno nie złamie zawartej przezeń umowy, boć przecie to nie żaden podstępny wróg Ameryki, a jeno godny ''przeciwnik'' wedle deklaracji samego Vence'a. Dobrze stąd, że w gestii owego durnia mają być tylko kwestie z zakresu polityki wewnętrznej, w tym czuwanie nad masową migracją i dobrymi relacjami z biznesem zaawansowanych technologii, gdyż trzeba mu jakoś odpłacić się mocodawcom z Doliny Krzemowej. Zresztą wypowiadał się już w podobnym duchu podkreślając buńczucznie, że Tajwan jest pod tym względem ważniejszy dla USA niż Ukraina, najwidoczniej stąd nie dotarło jeszcze doń, że jego były [?] protektor Thiel sądzi jednak inaczej. Bowiem firma tegoż ''Palantir'', specjalizująca się min. w militarnym i szpiegowskim zastosowaniu ''sztucznego intelektu'', niemal od początku wojny na pełną skalę jest silnie zaangażowana w ukraiński konflikt. Dlatego otworzyła swą siedzibę w Kijowie, co zresztą jest tylko częścią szerszego programu rozbudowy potencjału zbrojeniowego Ukrainy na miejscu, przeto Rosjanie łudzą się pokładając nadzieje w ograniczeniu amerykańskiej pomocy wojskowej. Palantir nie jest jedynym tech-gigantem z USA, jaki bierze czynny udział w wojnie z Rosją na peryferiach Europy, co dobrze wróży nawet gdyby ów bubek Vence nie daj przejął rządy od, lub po Trumpie. Pozostaje mu stąd życzyć, by mimo swych lat pełnił urząd w dobrej kondycji, a tym bardziej nie dokonał nań ponownie tym razem skutecznego zamachu jakiś lewacki prowokator, czy kierowany ''sztuczną inteligencją'' dron idąc, raczej zaś lecąc z duchem czasu. Paradoksalnie bowiem pocieszenie niesie jego tyrańska natura, jaka nie pozwoli Trumpowi wchodzić sobie na głowę i rychło każe zapewne przeczołgać swym zwyczajem Muska czy Vence'a [ oby, nie mogę się wprost doczekać ]. Sęk w tym, że facet jest już stary, wyraźnie dziadzieje, stąd władza pocznie sama wymykać mu się z rąk, lub ktoś z jego otoczenia może spróbować w tym nieco ''pomóc''...

Pora na jakie podsumowanie: otóż stawiam celowo przerysowaną tezę, iż niestety ale obecnie Trump stał się amerykańskim Tuskiem, tyle że o konserwatywnej agendzie obyczajowej, a i to nieprzesadnie. Przeto iż zaprzedał się libertariańskim autorytarianom wespół z syjonofilami, będziemy za jego drugiej prezydentury świadkiem łamania praw pracowniczych, oraz niweczenia i tak wątłych jak na standardy Zachodu osłon socjalnych w USA. Wszystkiemu towarzyszyć zaś ma jakże dobrze znany teraz nad Wisłą chaotyczny sposób zarządzania sprawami kraju i niezborność w prowadzeniu polityki zewnętrznej. Groźną jawi się zwłaszcza służalczość wobec interesów Izraela, jaka oby nie prowadziła ku wojnie z Iranem. Katastrofalnej w skutkach, chyba że Trump pocznie ''drill, baby, drill'' już na pełnej zalewając rynki światowe ropą i gazem tak bardzo, iż nie zda się to na nic putinowskiej Rosji. Lewacy fundamentalnie mylą się posądzając MAGA o ''faszyzm'', gdyż jego istotą jest statolatria, czyli etatyzm totalny. Natomiast libertariańscy ''autorytarianie'', jacy teraz zapewne mieć będą decydujący głos przynajmniej w polityce ekonomicznej za oceanem, dążą przeciwnie do prywatyzacji państwa i jego przepoczwarzenia w korporację, gdzie obywatel stanie się udziałowcem prowadząc do odtworzenia cenzusu majątkowego w nowej formie. Pomijam już, że dla wielu ślepo wspierających MAGA fanatycznych protestantów rząd jako taki jest bluźnierstwem, gdyż stawia człowieka w miejsce Boga przecząc władzy tegoż nad ludźmi, sprawowanej w ich wizji restrykcyjnym prawem mojżeszowym karzącym śmiercią czarownice i pederastów, oraz sankcjonującym niewolnictwo. Ideałem są tu patriarchalne wspólnoty, zrzeszone oddolnie w zbory z obieralnymi przez nie pastorami, gdzie ''państwo minimum'' służy jedynie egzekwowaniu publicznej chłosty bałwochwalców. Na pewno nie edukacji dzieci zamiast rodziców czy tym bardziej zarządzaniu ekonomią, gdyż owszem twardy kalwinizm łączy się u tych ''judeochrześcijan'' z misesologią stosowaną, tworząc wyjątkowo jadowitą ideologicznie miksturę. W Polsce zaś przyjdzie nam kalkulować zyski i straty płynące z politycznej rezurekcji Trumpa, albowiem na plus trzeba poczytać wygnanie z ambasady szkodnika Brzeziowego synalka i przeto zapewne mocny cios w lewacką agenturę. Sęk w tym, iż można się obawiać, że jego następca pocznie wywierać srogą presję do zajęcia przez nas bardziej spolegliwej postawy wobec Rosjan, a zwłaszcza okupującego palestyńskie ziemie ''Gudłajstanu''. Kto zaś sądzi, że faktyczny status niemiecko-rosyjskiego kondominium pod wiadomym zarządem to cena warta marginalizacji kreatur pokroju Barta Staszewskiego, radzę mu nie tylko wywiedzieć się kim jest Peter Thiel i jaka to relacja łączy go z Vancem, ale i obadać ''orientację seksualną'' przywódczyni AFD Alice Weidel. Nade wszystko jednak sprawdzić liczbę klubów dla swingersów czy pedałów czynnych obecnie w Moskwie - a następnie wreszcie zamknąć kurwa mordę! Bardzo chciałbym się mylić i oby ów tekst źle się zestarzał, ale wolę dmuchać na zimne niż głupio radować na wyrost. Póty co bowiem wciąż realnym jawi się zawiązanie syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': MAGA-Izrael-Rosja, nawet uwzględniając wspomniane interesy gigantów tech-biznesu na Ukrainie. Wszystko bowiem zależy od tego czy Kreml odrzuci ewentualną ofertę Trumpa, gdyż jeśli nie możemy spodziewać się i najgorszego. W ogóle zamrożenie konfliktu na Ukrainie nie leży w naszym interesie, tym bardziej nawet kiedy za nią nie przepadamy, gdyż lepiej właśnie jeśli zajęta jest wojną z ''bratnim narodem''. Wizja ''trójjedynej Rusi'' zjednoczonej wrogością min. do ''Lachów'', to obok ''paneuropejskiej Rzeszy'' istny koszmar geopolityczny dla Polski, jaki nigdy nie powinien się spełnić! PiS już przyszło gorzko rozczarować się Orbanem i wizją ''Budapesztu w Warszawie'', a takoż Netanjachujem wraz z całym polakożerczym IZSRRaelem, pora stąd na otrzeźwienie także co do amerykańskiej i ogólnie zachodniej prawicy, z pewnymi jedynie szlachetnymi wyjątkami. Oczywiście dla uniknięcia politycznej izolacji koniecznym są doraźne sojusze, wszakże bez złudzeń co do ich trwałości opartej na pryncypialnych zasadach czy choćby tylko interesach. Na pewno zaś nie ma co brnąć w gówniarskie egzaltacje demonstrując faktyczną służalczość wobec obcych potęg i ugrupowań, jakie by one tam nie były. Powtórzę stąd na koniec - w tym co tutaj omówiono prezes Kaczyński baza, szkoda jedynie iż otacza go tylu głąbów.

ps.

Wymieniając grupy wyborców, jakie nieoczekiwanie tak mocno wsparły Trumpa, zapomniałem o amerykańskich muzułmanach wśród których również uzyskał znaczące wyniki mimo swego ''arabożerczego'' stanowiska. Paradoks ów stosunkowo łatwo wytłumaczyć, bowiem wzięli oni tym sposobem odwet na kandydatce Demokratów za jej nie dość propalestyńskie w ich mniemaniu stanowisko. Swoją rolę odegrała też zapewne niechęć do nachalnego wciskania im LGBT i ''transgenderów'', podobnie jak i u Latynosów. Acz nie przeszkodziło to Trumpowi posłać do nich jako swego lobbystę wspominanego tu już nie raz Grenella, jawnego przecież pederastę:). Od siebie dodam, że Stany Zjednoczone muszą wyzwolić się z ucisku ośmiornicy proizraelskiego lobby, jakim jest AIPAC, winien być on traktowany jako faktyczna agentura wpływu obcego państwa. Przy czym w Polsce mamy niestety skłonność ku przecenianiu roli bez wątpienia nadających mu ton żydowskich miliarderów, a to przez zwycięstwo Kontrreformacji w naszym kraju. Nie pojmujemy stąd syjonistycznego odjebu anglosaskich protestantów, jaki do dziś stanowi głęboką matrycę kulturową Amerykanów na której żerują bliskowschodnie gudłaje. W każdym razie póty owa bestia nie zdechnie, grozi nam dalsze pogrążanie się w ''alternatywnej nierzeczywistości'', gdzie rasistowskie burdy wzniecane przez izraelskich kiboli w Holandii media ''wolnego świata'' przedstawiły jako... żydowski pogrom. Trudno również o lepszą ilustrację cichego porozumienia między Izraelem a Rosją, jak oskarżenie na dniach o ''molestowanie seksualne'' prokuratora Międzynarodowego Trybunału w Hadze, który akurat postawił zarzuty popełnienia zbrodni przeciw ludzkości tak Fiutinowi, co i Netanjachujowi. Skoro bowiem Trump uznał ''prawo'' Gudłajstanu do okupowanych wzgórz Golan, a zapewne teraz uczyni to samo wobec Zachodniego Brzegu i Gazy, czemuż miałby postąpić inaczej z Krymem oraz resztą terytoriów Ukrainy zagarniętych przez Kacapię? Obaczymy, jedno wszak jest pewne: pozimnowojenny ład światowy nie przetrwa drugiej kadencji staro-nowego prezydenta USA. Dlatego też Demokraci ponieśli tak sromotną porażkę, bo chcieli go utrzymać wprowadzając doń jedynie pewne korekty, natomiast Trump odpowiada najwidoczniej głębokiej potrzebie wywrócenia dotychczasowego porządku na nice. Czyżby więc syjonofilska ''oś zła'' spustoszyć miała bez przeszkód Okcydent, perfidnie niby to dla jego ''obrony''?