środa, 7 lipca 2010

WSIowy prezydent

... i PO wyborach - tytuł wpisu nie kryje bynajmniej żadnych obraźliwych intencji w stosunku do pana [ a jakże : przecie to szlachcic ! całą gębą... ] Komorowskiego : skoro gajowy to musi być ze WSI... swój chłopak, nie ? I swojski zapach unosi się wokół niego... ''what ? a łot krów i od świń'' - taa...

Na portalu ''Kretynyki'' znalazłem ciekawy wywiad z Moniką Strzępką, reżyserką teatralną o lewicowych poglądach, która otwarcie zadeklarowała przed wyborami głosowanie na Kaczyńskiego [ tak, tak ! ], a raczej na jego elektorat - dużo smakowitych fragmentów, aż prosi się, żeby niektóre choć tutaj zacytować :

''Kaczyński wie, jak się zmienił jego elektorat i jakie są możliwości transferowe podczas najbliższych wyborów. PO w czasie tej kampanii jest w tyle. Oni mieli nadzieję na odrestaurowanie języka poprzedniej kampanii i nie przewidzieli, że Kaczyński z tego języka zrezygnuje, że nie da się sprowokować. Nie musi mówić o układzie, nie musi straszyć lustracją. On ten komunikat już wysłał, może nawet jest tak, że radykalizm i brutalność tych działań były zaplanowane i nieodzowne. Tak, układu nie da się unicestwić elegancko i w dobrym guście. A układ - tak wiem, na salonach nie wypada tak tego nazywać - niewątpliwie był i jak sądzę jest. W jakiś łagodny i miękki sposób opowieść o styku biznesu i lokalnych polityków jest skrzętnie zamiatana pod dywan. Jak sądzę, zrobienie o tym spektaklu zostałoby zaplute argumentami o doraźności i obśmiane jako spiskowe, oszołomskie itd. Metody działania władz widać dobrze na szczeblu lokalnym, choćby przy okazji afer z odwoływaniem dyrektorów teatrów, to jest totalitarne wykorzystywanie władzy przez urzędników, która kieruje się często nie dobrem instytucji, ale kilku osób związanych z tą instytucją bądź ostrzących sobie na nią zęby. I to jest codzienność życia publicznego w Polsce, a nie ekscesy.

[...] Szczerze mówiąc, strasznie mnie wkurwia, że Komorowski jest zawsze na pozycji uprzywilejowanej, od niego wymaga się mniej, więcej mu się wybacza. Bez względu na pozycje, z jakich się krytykuje. To oznacza, że niestety my ciągle poruszamy się w kategoriach estetycznych. Dokonujemy wyboru estetycznego, głosujemy na lepszy garnitur i na własne aspiracje. Nawet nie na obietnice ich spełnienia, tylko na lepszą polszczyznę, na tęsknoty za arystokracją, dworkami, kominkami, na biblioteki pełne Gombrowicza, Miłosza i Szymborskiej, na dobre wychowanie, klasę, profesurę i inteligencką fajkę Geremka.  To jest efekt legitymizacji przez „autorytety”. Znajomy dziennikarz skomentował mój zamiar głosowania na Kaczyńskiego w ten sposób: „Naprawdę chcesz głosować na tego żałosnego człowieka?”. On nie poda żadnego argumentu, dlaczego Kaczyński jest żałosny, a Komorowski już nie. Nie widzi takiej konieczności, a zapytany oburzy się, że mam czelność pytać.   
Ten bezrefleksyjny ton jest normą klasy średniej pretendującej do miana elit - sierot po Unii Wolności. Tylko do kogo ci ludzie mają się odwołać? Do artystów, którzy po 1989 roku mogli w kulturze zrobić wszystko, a jedyne co robili, to chodzili i nadal chodzą pod rękę z władzą!? Gdzie są te zajebiste, wielkie filmy Andrzeja Wajdy czy Agnieszki Holland, opowiadające o polskiej rzeczywistości pierwszych lat transformacji? Gdzie są nowi bohaterowie wywalczonej wolności? Nie ma! A gdzie są ich niedoszli twórcy? W obozie władzy. Czemu nie ma filmu o strajkach z lat dziewięćdziesiątych? Bo ich niedoszli twórcy takim filmem zrobiliby przykrość swoim kolegom z opozycji. Wiesz co polski kulturalny establishment wie na przykład o tym, co się teraz dzieje w polskim teatrze? Nic nie wie, znają może ewentualnie gruby mainstream. Jakiś czas temu była debata w Agorze. Temat: świat nieprzedstawiony, czyli ostatnie dwudziestolecie w kulturze. Na sali wszyscy święci - Kutz, Michnik, Holland, Łubieński i w ramach wtłoczenia w establishmentowy krwioobieg odrobiny świeżej krwi - Grzegorz Kowalski. W tej establishmentowej dyskusji elit Agnieszka Holland powiedziała, że nie znajduje w ciągu ostatnich 20 lat niczego, co by rzeczywistość ostatnich dwudziestu lat przedstawiało, nie mówiąc już o tym, żeby coś zostało dla przyszłych pokoleń - bo jak wiadomo podstawową funkcją kultury jest muzealnictwo i wykopaliska. W teatrze rzeczywiście nie zdarzyło się nic. Nie było Nowaka, Klaty, Wojcieszka, Zadary, Demirskiego itd. Michnik zapytał Holland, dlaczego nie warto zrobić filmu o zjawisku radia Maryja albo o Farfale. Wiesz jak brzmiała odpowiedź? Mniej więcej tak: „Farfał jest nudny, nudny, nie. Rydzyk? Przecież Rydzyk to żenada, żenada”. To jest wyraz odpowiedzialności albo rozumienia roli artysty w społeczeństwie? To wyznanie niewiary w gusty i opinie, które samemu się ukształtowało. Słuchałam tego i przypomniałam sobie filmy z pierwszego dziesięciolecia III RP, o beneficjentach pierwszego okresu transformacji - agencje reklamowe, milionerzy, zblazowani ale uznani artyści, znów agencje reklamowe. Nawet nie tyle mnie wkurwia obecność tych filmów, tylko nieobecność filmów o ofiarach transformacji. Czy chociażby o Rydzyku - opowieść o nim jest opowieścią o części tego społeczeństwa - możemy się z nimi nie zgadzać, ale nie możemy mówić, że są nudni.[...]

W Polsce wybuchały strajki z powodu podwyżek cen mięsa, a teraz ludzie jedzą kiełbasę z krowich ogonów z Biedronki i uważają, że to normalne, że nie mają prawa żądać więcej.

Może mój wyborczy gest bierze się nie stąd, że jest mi po drodze z Kaczyńskim, ale z jego elektoratem. Czuję silniejszy związek z opiekunką mojego syna z Wałbrzycha, niż z uważającym się za elitarnego kolegą z Warszawy, wyborcą Komorowskiego, który niedawno potrafił powiedzieć: „Jak możesz powierzać dziecko prostaczce z marginesu”?

[ całość ]

- mimo wszystkich różnic ideowych podzielam odrazę autorki do naszego pożal się Boże neo-mieszczaństwa, tej całej TVN-owskiej republiki fajnych ludzi, którym pop-estetyka wyżarła mózgi. Jak napisała na tymże portalu Kinga Dunin [ którą przecież można posądzić o wszystko, tylko nie o sympatię dla PiS ] : ''czy naprawdę panie z Rodzin Radia Maryja są równie groźne jak kolesie z nieograniczonym apetytem na kasę i brakiem skrupułów ?'' - no właśnie... Z powyższym dobrze koresponduje analiza aPOlitycznego elektoratu, który zdaje się zadecydował o wyniku tych wyborów, dokonana przez Sierpińskiego, zacytujmy :

''Platforma wie (co moim zdaniem umyka wielu komentatorom sceny politycznej), że znaczną część jej najwierniejszego, “najtwardszego” elektoratu stanowią ludzie (tak - zwykle młodzi, wykształceni, z wielkich miast) w zasadzie apolityczni - mało interesujący się polityką i generalnie nie mający złudzeń co do klasy politycznej jako takiej. Takich ludzi nie interesują afery i korupcja (”bo wszyscy kradną”), nierealizowanie obietnic przed- i powyborczych (”bo wszyscy kłamią”) czy niekompetencja rządzących. Tacy ludzie nie interesują się niuansami polityki gospodarczej czy zagranicznej, Unią Europejską, Irakiem, Afganistanem, deficytem budżetowym, międzynarodowymi umowami na dostarczanie i wydobywanie gazu, prywatyzacją, komercjalizacją, dopłacaniem do ZUS czy KRUS. Tacy ludzie nie odczuwają najczęściej związku między podatkami a cenami towarów czy swoimi wypłatami. Tacy ludzie nie interesują się historią, PRL-em, stanem wojennym, Jaruzelskim ani tym, co wyrabiały komunistyczne tajne służby, a hasła patriotyczne są dla nich pustym dźwiękiem. Takich ludzi interesuje tylko jedno - żeby politycy dali im spokój i nie wtrącali się im przynajmniej w ich życie prywatne.
Normalnie tacy ludzie na wybory nie chodzą. W dzisiejszej Polsce ludzie ci stanowią jednak elektorat Platformy. Stanowią go tylko z jednego powodu - ze strachu przed PiS, które kojarzą właśnie jako siłę chcącą głęboko ingerować w ich życie prywatne.[...] Dopóki PiS będzie stanowiło główną siłę opozycyjną i prezentował takie oblicze, dopóty PO nie ma co się martwić o poparcie, choćby nie realizowała żadnych obietnic, a afera goniła aferę. Bo apolityczny elektorat stanowiący o sile Platformy ma to gdzieś.
No, chyba że PiS da tym ludziom sygnał, że nie mają się czego bać - na przykład poprzez zadeklarowanie i aktywne popieranie wolnościowych projektów w rodzaju twardej obrony wolności w Internecie (sprzeciw wobec pomysłów cenzury, zakazu hazardu w Sieci, a także ścigania i odcinania od sieci osób ściągających pirackie pliki), dekryminalizacji posiadania narkotyków (choćby marihuany) na własny użytek czy konsekwentnej obrony wolności wypowiedzi i manifestacji - nie tylko tej konserwatywnej, ale i tej antyklerykalnej, “godzącej w uczucia religijne” lub nasyconej treściami seksualnymi.
Tylko czy partia Jarosława Kaczyńskiego jest do tego zdolna?''

[ całość ]

- no właśnie... [ że powtórzę ] Kończąc temat wyborów [ bo już mnie od tych swojskich oszałamiających zapachów zaczyna mdlić ] polecam jeszcze tylko dobry komentarz Wildsteina, bynajmniej nie włazidupny wobec Kaczyńskiego [ zresztą stracił przecież przez tą ''niedyspozycyjność'' onegdaj prezesurę w TV ], którego słusznie ochrzanił za jego dusery wobec towarzysza Edwarda - przyznam, że gdybym rzecz całą znał wcześniej [ bo by oszczędzić nerwy olałem kampanię w merdiach ] poważnie bym się zastanowił, czy rzeczywiście warto nań głosować... Jak to słusznie ktoś zauważył w tejże ''Rzepie'', zamiast walczyć o 3 mln elektoratu Napierdalalskiego lepiej byłoby przekonać do siebie przynajmniej część z tych kilkunastu milionów, które w ogóle nie poszły do urn, zadać pytanie o przyczyny ich absencji. Dorzucam napisany ''na gorąco'' tekst Korwina, o dziwo całkiem trzeźwy, choć wspomina tam coś o 2-óch butelkach wina wypitych podczas... [ jak widać wino mu służy ]

- a właśnie : przechodząc do przyjemniejszych tematów to w międzyczasie odbyła się kolejna ''Hasarapasa'' [ o poprzedniej wspominałem tu kiedyś ], nauczony doświadczeniem minionych nie napalałem się na nią zbytnio, traktując to raczej jako okazję do spotkań towarzyskich i dlatego nie zawiodłem się [ jak co poniektórzy ] a nawet oceniam ją jako pod tym względem właśnie bardzo udaną, choć muszę przyznać, że nie mogę ręczyć za obiektywizm tej opinii, bowiem mocno na nią wpłynęło 6 butelek białego wina wypitych podczas niej wespół ze znajomym... Nie będę się na ten temat rozpisywał tym bardziej, że już uczynił on to wystarczająco na swoim blogu, dodam jedynie, iż dumą napawa mnie fakt, że zdecydowana większość prezentowanych tam win została wypita w moim towarzystwie i z moim udziałem... Wspomina tam także nasze wspólne wizyty na organizowanych przez J. Keniga spotkaniach z Henrykiem Pająkiem [ przyznam, że tylko przyniesiona przezeń i wypita wcześniej 20 % ''miodówka'' pozwoliła mi tam wytrwać zapewniając rozkoszną, promilową barierę chroniącą doskonale przed pająkową siecią wysnutą z jakichś Moczar albo inszych endokomunistycznych bagien ] oraz ze Sławomirem Cenckiewiczem [ tu już w większym towarzystwie ] promującym jego świeżo opublikowaną książkę o Annie Walentynowicz - ale to rzecz o zdecydowanie większym ciężarze i z zupełnie innej, wyższej półki, więc może o tym kiedy indziej, by nie deprecjonować go umieszczaniem w tym nie całkiem poważnym kontekście...