czwartek, 2 lutego 2012

Anty nazi-gej.

Z góry uprzedzam, że niniejszy wpis będzie jarmarczny i głupawy, choć i tak nie dorówna w tym względzie takim pajacom w mundurach jak pewien kiepski komediant usiłujący zabić się strzałem w policzek albo doradca wojskowy Króla Bula wygrażający hakerom stanem wyjątkowym [ jak widać stara szkoła ''tępych sowieckich trepów'' im. gen. Jaruzelskiego trzyma się dobrze ], zresztą na te i podobne tematy napisali już wystarczająco wiele foxmulder, brulionman czy A. Ścios, polecam też przy okazji wpis wolnych kielc o naszym lokalnym granitowo-betonowym Midasie. Ja natomiast oddam się teraz niefrasobliwemu sowizdrzalstwu, które dedykuję tym zwłaszcza, którzy uważają ten blog za przeintelektualizowany [ tych natomiast, którzy z kolei sądzą iż stoczył się na tabloidowy pysk odsyłam do najnowszego posta na moim drugim blogu, ''papierowym tygrysie'' gdzie w nieco bardziej wyszukany acz dobitny sposób dokonuję intelektualnego rozbioru zbrodniczych głupot Lenina-ludojada, przy okazji dostaje się też Marksowi i Kuroniowi ]. Zdecydowanie nie będzie tu potrzebna głowa, zajmę się za to niższą częścią ciała, jej by tak rzec symetrycznym odpowiednikiem... Ale, dodam dla jasności, wyłącznie jej żeńską wersją i to wydatnie, oraz jedynie kolorową, żółtą lub czarną postacią, z czego wynika iż grupą która najbardziej może się wskutek tego poczuć wykluczona i represjonowana są nazi-geje - sorry chłopaki, nie mam fotek Ernsta Rohma w akcji i nie chcę mieć, więc bez obrazy ale wypierdalajcie !

Tytułem wstępu coby pokrótce wyjaśnić skąd taki pomysł zaświtał w mej obłąkanej łepetynie : gdzieś pod koniec zeszłego jeszcze roku byłem na dobrym koncercie Belzebonga w kieleckim ''Woorze'' - nie sądziłem, że może istnieć metal dla palących zioło a jednak : potężne, zapętlone riffy, hipnotyczna, rytualna perkusja, zero niemal solówek, pogłosy i mnóstwo dymu, jednym słowem odurzający grom wprost z czarciego tyłka ! Po powrocie do domu jąłem więc buszować po Jutubie w poszukiwaniu koncertowych ujawnień kapeli a siłą prostego skojarzenia nasunęła mi się myśl o nieodżałowanym Kobongu, że warto byłoby przypomnieć sobie utwory tej kapitalnej polskiej formacji, która onegdaj zdewastowała mocno rodzimą scen[k]ę, toteż wklepałem ich nazwę w wyszukiwarkę i oprócz paru znanych dobrze kawałków niespodziewanie gdzieś u dołu wyskoczył jakiś ''anoman kobong'' - ?! Zaintrygowany kliknąłem na filmik i oto co za widok ukazał się mym zdumionym oczętom [ radzę zacząć od 1.50 bo się trochę rozkręcają ] :



- cóż, z tej strony ich nie znałem... Najwidoczniej wokalista zgolił obfitą brodę, postanowił zmienić płeć a nawet rasę i w dodatku przeszedł przyspieszony kurs kręcenia biodrami - ? Jednak kiedy mój oszołomiony umysł ocknął się poczęło mi świtać iż coś tu jest nie tak, więc postanowiłem sprawdzić kto zacz ta pani co potrafi wprawiać swe krągłości w ruch wirowy przeczący niemal fizyce i okazało się, że to niejaka Inul Daratista, prawdziwa gwiazda z tego co zdołałem się zorientować indonezyjskiej odmiany popu zwanej ''dandut'' [ - to onomatopeja od charakterystycznego odgłosu tabli w ścieżkach muzycznych do bollywoodzkich filmów skąd pochodzi ten gatunek ]. Oto pokaz jej ''możliwości'', blisko siedmiominutowa kompilacja mogąca przyprawić o zawrót głowy i oczopląs - mnie najbardziej rozwalił ten pląsający karzeł ok. 3.50 min. i tuż po tym miejsca dla vip-ów pod sceną : nie, to nie pomyłka bo w tym akurat przypadku z tej właśnie perspektywy najlepiej widać to o co chodzi...



- teraz rozumiem co mieli na myśli nasi tłumacze przekładając ''Dirty danZing'' jako ''Wirujący seks''... Rzecz jasna trza pamiętać, że to tylko insza muzyka pop [ na pewno nie bardziej kretyńska od naszej za to o ile bogatsza, że tak powiem, wizualnie ! ] i byłoby krzywdzące sprowadzać do niej tamtejszą wyrafinowaną tradycję muzyczną, chodzi mi oczywiście przede wszystkim o gamelan w jego odmianie balijskiej jak i jawajskiej itp. - skądinąd umiejętne połączenie jej z bardziej złożonymi gatunkami zachodniego popu, rocka, jazzu czy muzyki współczesnej mogłoby zapewne dać wspaniałe efekty, niestety póki co nic mi o tym nie wiadomo, na razie wiem tylko iż na Jutubie można znaleźć sporo indonezyjskiego punka. A właśnie - natrafiłem przy okazji na blog Polaka pracującego i pomieszkującego w Indonezji, oto co pisze na ten temat :

''W Indonezji, wśród młodzieży słucha się raczej rocka, nawet częściej niż popu. Od lekkich gitarowych brzmień, aż po haevy metal. Aczkolwiek słuchanie heavy metalu jest często uważane za „anarchistyczne”, wbrew religii muzułmańskiej. Część piosenek o treściach niezgodnych z religią jest tam całkowicie zabroniona (nie znaczy, że nie słuchana).''

[ całość - sporo lokalnych, nieco egzotycznych dla nas smaczków ]  I na koniec tego wątku jeszcze jedno zaskakujące odkrycie - szukając informacji o Inul niespodziewanie dowiedziałem się, że jedną z głównych indonezyjskich celebrytek za przeproszeniem jest pani o swojsko brzmiącym nazwisku, niejaka Tamara Bleszynski : bez szału ale to ciekawe wiedzieć że na drugim końcu świata robi prawdziwą karierę Polka po, hm, mieczu i to taka całkiem całkiem...

Nie jestem natomiast w stanie odtworzyć jakimż to sposobem natrafiłem niedawno na Jutubie na profil ''Butterfly models'' promujący czarne brytyjskie modelki, tutaj ważne jest tylko, że moją uwagę przykuła zwłaszcza jedna z nich - Rozina Zira [ de domo Mwanahiba ]





- czy muszę jeszcze tłumaczyć czemu... Podobni mi czekoladowi zboczeńcy mogą podziwiać jej piękną sesję zdjęciową, oblukać kulisy innej gdzie się pręży i uroczo uśmiecha lub oszałamiające profile jej i koleżanki tego co jest właściwym tematem tego wpisu [ wiem, że coś nie tak z gramatyką ale trudno mi się skupić... ], wreszcie wejść - nie w, ale na jej stronę by tam np. obaczyć taką oto zacną serię fot. A tu już kompletny killer - te obfite czarne poślady pochłoną każdego nazistowskiego, aryjskiego kutasa, nawet Whitezilla chyba nie dałby im rady, co najwyżej trza by przywołać z zaświatów na ratunek Johna Holmesa, człowieka-legendę ps. ''35 cm'' : patrzcie i podziwiajcie ! Jakby tego było mało insza czarna pani, kawał kobity, nie może się doczekać białaskiego kochasia i marzy o jego wstrętnych owłosionych łapskach na swoim pokaźnym biuście - koniec świata... Czarna rasa nie przetrwa, biała zresztą też - przepadnie w piździe Matki Ziemi [ to zresztą chyba nie najgorszy koniec, prawda ? ].

Teraz dopiero przyszło mi do głowy [ a jednak ! ], że ten wpis mógłby nosić równie dobrze tytuł ''O d... kolorowej Maryni'' - ale nie wiem, czy w tym wypadku jakaś policja myśli nie mogłaby się do mnie dopieprzyć o rasizm - ? Inna sprawa iż teraz po uchwaleniu odpowiednich przepisów będą mogli dopierniczyć się praktycznie o wszystko, ale nie kalajmy rozpominaniem tych chujów tego poświęconego krągłym damskim pupom posta.