piątek, 12 października 2012

Recenzja październikowa [ 3 w de ].

Ponieważ ostatnio mocno hula zimny wiatr więc dzisiaj od sasa do lasa - o Korwinie, winie i dziewczynie, nie nie, filmie.

Co tyczy się afery wywołanej wpisem pana Janusza o niepełnosprawnych poczekałem aż opadnie kurz bitewny i emocje by w spokoju, na zimno przeczytać go [ w przeciwieństwie chyba do większości krytyków ] i nie znalazłem tam nic szczególnie bulwersującego, obraźliwego wobec ludzi do których sam przecież się zaliczam a w każdym razie na pewno nie uzasadniającego tak histeryczną nagonkę, wyzywanie od ''faszystów'' itp. [ zresztą cała sprawa wygląda mi na ubecką ustawkę by przykryć jawną już kompromitację obecnie rządzących ], być może jej prawdziwym powodem było zwrócenie w tym tekście uwagi na fakt, że paraolimpada staje się narzędziem politpoprawnej manipulacji i stwarza okazję do nadużyć : tak to jest, gdy lewica bierze się za szlachetną nawet ideę wcześniej czy później uczyni z niej karykaturę. Niestety jednak jest się o co przyczepić choć z zupełnie innych powodów - oprócz kilku niefortunnych sformułowań pada tam jedna za to fundamentalna głupota, otóż Korwin pisze :

''para-olimpiadę forują ci sami, którzy odbierają pieniądze dobrym pracownikom i dają je nierobom. Socjaliści. Ludzie żywiący nienawiść do naszej cywilizacji: do tych najlepszych, najwydajniejszych, najsprawniejszych. Kochający za to nieudaczników wszelkiej maści.''

- to kompletna brednia !!! Odsyłam tutaj do znakomitych książek o eugenice, które ukazały się w ostatnich latach w Polsce autorstwa Macieja Zaremby czy Magdaleny Gawin lub choćby dokumentu Grzegorza Brauna na ten temat - jednoznacznie wynika z nich, że zwolennikami jej byli głównie lewicowcy [ wyjątkiem byli brytyjscy konserwatyści ] mimo, że godziła właśnie w biednych i upośledzonych, feministki choć ofiarami jej były przeważnie ubogie kobiety. Bowiem lewicy wbrew jej krzykliwym deklaracjom na które do dziś niestety nabierają się pożyteczni idioci nigdy nie chodziło o żadną sprawiedliwość, nawet ''społeczną'' itp. frazesy lecz o stworzenie nowego, doskonałego człowieka i raju ziemskiego w którym oczywiście nie ma miejsca na jakąkolwiek ułomność, biedę, wreszcie śmierć. I tak właśnie należy rozumieć jej osławioną ''wrażliwość społeczną'' w imię której postępowy eutanazista Singer nieprzypadkowo lansowany przez Madzię Środę postuluje mordowanie niepełnosprawnych dzieci długo po narodzeniu, oczywiście, a jakże, dla ''dobra i szczęścia ludzkości'' a herr Kuc Kazimierz, najlepszy obok Urbaha kumpel Palikmiota, otwarcie nawołuje do abortowania ''nieprzystosowanych społecznie'' nad czym banda wywnętrzających się nad Korwinem hipokrytów przechodzi do porządku dziennego gdyż jest z ich mafii - ''to pedofil, ale nasz''. Najlepiej prześledzić tą patologię na przykładzie opisanego we wspomnianych wyżej książkach Tomasza Janiszewskiego, pierwszego ministra zdrowia w odrodzonej po rozbiorach Rzeczpospolitej i prawdziwej zaiste kanalii - trzeba to sobie jasno powiedzieć, że tylko nasze zacofanie cywilizacyjne i opór ze strony ''klerofaszystów'' ochroniły nas przed jego zamordystycznymi pomysłami jak powołanie ''policji higienicznej'' do egzekwowania przymusowej sterylizacji czy posyłaniem kalek i starców na pierwszą linię frontu by w ten sposób spłacili ''dług wobec społeczeństwa'' łaskawie pozwalającego im [ jeszcze ] żyć. Tym co mną najbardziej wstrząsnęło w tej sprawie jest, że ponoć miał on być pierwowzorem ''doktora Judyma'' - Zaremba świetnie pokazuje jak w motywacjach tak wydawałoby się szlachetnego bohatera ''Ludzi bezdomnych'' walka z biedą niepostrzeżenie zamienia się w walkę z biednymi... Gdyż do takich okrutnie logicznych wniosków doszło postępactwo w swym żarliwym pragnieniu usunięcia nędzy a więc nędzarzy z tego świata, różniły ich tylko metody i skala działania, jedni woleli polegać na wersji ''soft'', szerzeniu depopulacyjnych wzorców kulturowych czyli mówiąc wprost demoralizacji zaś ''hardkorowcy'' wybrali drogę na skróty znaczy się eksterminację. Ostateczne wnioski z tej polityki, choć będące tylko o krok-dwa dalej wobec rozwiązań praktykowanych w rządzonej już wówczas przez socjalistów Szwecji czy co bardziej postępowych stanach USA, wyciągnął narodowy socjalista Adolf H. ze swoim programem masowej sterylizacji i w końcu tzw. ''akcją T4'' na początku wojny czyli wymordowaniem kalek i wariatów, przy czym warto pamiętać tutaj o dwóch ważnych sprawach : 1. o ile na terenie Polski zabijano pacjentów szpitali psychiatrycznych i przytułków często wraz z personelem medycznym o tyle na terenie Rzeszy Hitler nie tyle nakazał co pozwolił lekarzom na mordowanie kalek, w każdym razie na pewno program eksterminacji nigdy nie miałby takiego zasięgu gdyby w niemieckich środowiskach lekarzy i uczonych istniał wystarczający opór wobec niego, choćby bierny na który pozostawało większe pole niż w warunkach panujących w Rosji sowieckiej, trudno się jednak dziwić ich gorliwości wiedząc, że była to grupa zawodowa wśród której jeszcze przed 1933 r., a więc gdy w grę nie wchodził konformizm, było bodaj najwięcej członków NSDAP... po 2. rzeczona ''akcja T4'' była prototypem ludobójczych metod praktykowanych później na szerszą skalę wobec Cyganów, Żydów, Polaków i ogółem Słowian np. ta sama ekipa, która zajmowała się gazowaniem w Oświęcimiu wypróbowała jeszcze jesienią '39 r. działanie ''cyklonu B'' na grupach dzieci z lekkim zaledwie upośledzeniem wzroku czy słuchu... Dla dopełnienia obrazu należy jeszcze wspomnieć o radzieckiej psychiatrii represyjnej i wiekopomnym wkładzie jej uczonych  w tę dziedzinę jakim było wynalezienie ''schizofrenii bezobjawowej'' czyli schorzenia psychicznego w którym wprawdzie nie występują najmniejsze nawet jego objawy ale na pewno musisz być wariatem skoro nie podoba ci się najlepszy ustrój pod słońcem ! Na podstawie  tej absurdalnej ''naukawej'' kategorii wtrącono co najmniej setki tysięcy ludzi do tzw. ''psychuszek'' czyli ''psychotiurm'' wg oficjalnej nomenklatury a więc psychowięzień, gdzie przeżyli prawdziwą gehennę, wielu zaś spotkała straszna śmierć.

To może tyle jeśli chodzi o rzekomą  ''miłość socjalistów do nieudaczników wszelkiej maści'' - tego typu idiotyczne sformułowania nagminne w publicystyce JKM są odbiciem szerszego problemu : wiara pana Janusza w darwinizm społeczny i dobroczynne skutki ''pozytywnej selekcji'' jest zaiste rozczulająca, rodem z XIX w. i zajeżdża naftaliną. Pękam w duchu ze śmiechu gdy np. czytam kocopoły Hawkinga, tego fizyka na wózku, o tym jakoby wysokie IQ wpływało korzystnie na możliwość przetrwania i ''przekazywania swoich genów'' znaczy się rozmnażania - wygląda mi to na żałosne pocieszenia ''nerdów'', kujonów : kogo u cholery podnieca inteligencja ?! To mógłby zresztą być świetny tekst na podryw : ''wiesz, mam świetnie wyrzeźbioną korę mózgową'' - która laska na to poleci ? Podobnie z facetami : jeśli jakiś będzie miał do wyboru dobrze zbudowaną idiotkę i błyskotliwą zmorę bez wahania wybierze tą pierwszą - wprawdzie przez jej głupotę nie da się z nią dłużej żyć będzie jednak można przynajmniej przeżyć parę upojnych chwil. Dokładnie tak samo jest z kobietami - jeśli ktoś przypisuje im w tym względzie jakieś altruistyczne ciągoty to, hm, mówiąc delikatnie nie ma o nich zbyt wielkiego pojęcia : jakby feministki nie deklarowały żarliwie, że wolą czułych, wrażliwych, ciepłych itp. mężczyzn gdy tylko na horyzoncie pojawi się jakiś agresywny cham i psychopata 9 na 10 wcześniej czy później nadstawi mu zad ile by nie zarzekały się, że nie, w ogóle i absolutnie. I tylko jakiś jakobiński zjeb i świętoszek może mieć o to do nich czy wspomnianych wcześniej mężczyzn pretensje, bowiem człowiek jest tylko człowiekiem z naciskiem na ''TYLKO'' wielkie jak napis ''Hollywood'' - rozumiem, że nasza przyrodzona niestety egzystencjalna nędza i małostkowość bywa tak przytłaczająca iż ludzie szukają pocieszenia w megalomańskich rojeniach na własny i swego rodzaju temat, niemniej każdy dorosły, trzeźwo myślący człowiek powinien wiedzieć, że takie mrzonki nie mogą i co więcej nie powinny się spełnić bo ich realizacja prowadzi do tragedii, tymczasem Korwin jest bardzo infantylny w tej kwestii. Otóż to - wśród paru dziwacznych, rażących uproszczeniami sformułowań w tym felietonie pada i takie : 

''Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinnismy ogladac ludzi zdrowych, pieknych, silnych, uczciwych, madrych - a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów - i inwalidów, niestety. ''

- hmm, bez obrazy ale tak jakby przyganiał kocioł garnkowi : wprawdzie JKM dobrze się trzyma jak na swoje lata niemniej jest w podeszłym wieku i widzę jak czasami cieknie mu ślinka z kącika ust, zapluwa się, mamrocze coś niewyraźnie pod nosem a i chyba z kojarzeniem faktów już nie tego, więc może by tak ''dla dobra cywilizacji'' dać sobie spokój, przejść w końcu na emeryturę i zająć szachami, dybami, sado-maso czy co tam pana Janusza kręci bo jego happeningowy styl polityki odpowiada jedynie mentalnej gówniażerii czy takim infantylnym i niepoważnym osobnikom jak ''niemagister'', który w obronie swego guru napłodził ze 40 filmików w tej tylko sprawie [ tytuł jednego z nich : ''Hitler i Kaligula jako patroni paraolimpiad'' mówi za siebie ]. Zapewne te jego ''kosmiczne zaślubiny'' z Alfem czy zawody w podnoszeniu ciśnienia miały być zabawne, w praktyce jednak stanowią smutne i budzące niesmak przedstawienie - być może pan Zarzycki faktycznie jest inteligentnym człowiekiem ale najwidoczniej zatrzymał się na poziomie emocjonalnym 10-latka, doprawdy nie ma nic żałośniejszego niż nieśmieszny pajac tak więc spadaj na Melmak kmiocie ! Niestety to również przypadek Korwina choć jest postacią znacznie większego formatu - ktoś może oczywiście mi zarzucić, że nie mam prawa pchać się z takimi radami skoro sam nieszczególnie się prezentuję ale ja w przeciwieństwie do wymienionych panów nie mam [za]parcia na szkło i nie rażę niczyjego zmysłu estetycznego widokiem mojej wyblakłej gęby z plakatów i ekranów tv jak oni.


Przechodząc do filmów, których parę wartych odnotowania widziałem w ostatnim czasie - bezsprzecznie najlepszym z nich był rosyjski ''Portret o zmierzchu'' : rzecz, która podziałała na mnie jak ozdrowieńczy obuch siekierą w łeb. Po szczegóły odsyłam do recenzji, powiem tylko że najbardziej spodobał mi się jego irracjonalizm i nieschematyczność - wbrew politpoprawnemu, świętoszkowatemu w jakobińskim duchu zachodniemu kinu o ''mężczyznach nienawidzących kobiet'' [ będącemu zwykle projekcją lewackich niedojebańców obojga płci ] bohaterka zamiast wyrwać jaja swemu oprawcy wdaje się z nim w szalony, chory romans. To w ogóle przykład prawdziwego historycznego paradoksu : w czasach mojego dzieciństwa kino ''radzieckie'' oraz krajów ''sojuszniczych'' było przeważnie synonimem nudnej politgramoty, gdy tymczasem teraz to z Zachodu głównie płynie do nas szerokim strumieniem ściek politpoprawnej propagandy walczącej o prawa kobiet, gejów, srejów itp. lub wręcz ordynarnego g..., tych wszystkich wieczorów kawalerskich, panieńskich, chujów w majonezie od których naokoło wszystkim mózg zdaje się lasować - łot da fak ?! W każdym razie gratulacje dla reżyserki za odwagę pokazania kilku prawd o kobiecej i ogólnie ludzkiej naturze, na uznanie zasługuje też odtwórczyni głównej roli oraz jej ''partner'', prawdziwy post-sowiecki cyborg - aż trudno uwierzyć, że to naturszczyk a nie zawodowy aktor, gość zagrał jak zresztą wszyscy w tym filmie znakomicie, z drugiej nie ma co się dziwić, był wręcz ''predestynowany'' do tej roli skoro wcześniej był milicjantem... Oto pochodząca zeń scena ''miłosna'' - nie ma to jak seks z ''przedstawicielem władzy'' drogie panie :



Postanowiłem pójść za ciosem w tym pozytywnym ryciu sobie bani i skonfrontować go z głośnym ''Wstydem'', wynik zdecydowanie przeważa na korzyść rosyjskiego obrazu. Nie, to nie jest zły film, już choćby to, że przełamuje współczesne tabu w zachodnim w świecie jakim jest paradoksalnie jawność i pozorna ''bezproblemowość'' seksu, postępowa hipokryzja polegająca na przeświadczeniu, że wszystkie związane zeń męki są jedynie wynikiem jakichś zewnętrznych ograniczeń a nie jego integralną częścią, zasługuje na uznanie. Również odtwórca głównej roli Michael Fassbender w przejmujący sposób pokazuje zrozpaczonego człowieka dla którego kompulsywny, obsesyjny aż do autodestrukcji seks jest ucieczką przed traumą którą w sobie nosi, problem jednak w tym, że reżyser nie daje nawet najmniejszych wskazówek na czym miałaby ona polegać - wątek kazirodczy domniemywany przez niektórych recenzentów może budzić tylko śmiech i więcej mówi o plewach z jakich składają się ich umysły, każdy by się wk... mając taką siostrę i doprawdy nie trzeba zaraz do tego angażować paranaukę ćpuna Freuda - w rezultacie obserwujemy histeryczną i niezrozumiałą szamotaninę emocjonalną toksycznego rodzeństwa. Jak widać znakomici aktorzy, obraz i muzyka to za mało by zrobić dobry film, niemniej choć rzecz nie zasługuje na aż takie zachwyty, miano ''arcydzieła'' jakim niektórzy je obdarzali to jednak warto poświęcić mu czas, na pewno nie będzie stracony. Jedna tylko sprawa budzi tu moją wątpliwość : reżyser, podobnie jak odtwórczyni jedynej jako tako pozytywnej postaci są czarni, więc całość jawi się trochę jako film o zdegenerowanych białasach - gdybym był złośliwy, mógłbym powiedzieć, że pokazuje stereotypowy i krzywdzący obraz białych jaki mają Murzyni, przepraszam, Afroafrykanie [ teraz dobrze ? ]. No ale to jaja. Pozostając w tych klimatach obejrzałem też w końcu polecany już ponad rok temu przez brulionmana ''Precious'' w idiotycznym jak to zwykle bywa polskim tłumaczeniu ''Hej, skarbie'' bardziej odpowiednim dla debilnych komedii [anty]romantycznych i kompletnie kolidującym z ciężarem tego obrazu, dosłownie i w przenośni. Kto ciekaw w czym rzecz niech zajrzy do powyższej znakomitej recenzji, ze swej strony dodam jedynie, że kto nie widział niech obejrzy koniecznie bo to kawał dobrego i odważnego kina, pokaźnego jak dupsko głównej bohaterki, nieszczęsnej obżerającej się murzyńskiej nastolatki, nawet obecna w nim dydaktyka, co zarzucali mu niektórzy recenzenci i zresztą typowa dla ''czarnoamerykańskich'' filmów, jest w tym kontekście jak najbardziej na miejscu i nie tak nachalna jak np. u Spike Lee, choć fakt, mogliby sobie darować wątek ze szlachetną wychowawczynią-lesbijką oczywiście ale niech tam. Najsmutniejsze, że podobny, równie wstrząsający obraz można by nakręcić i w Polsce - patologia wszędzie jest mniej więcej ta sama, przybiera różne formy zależne od rasy, narodowości, kultury i danego czasu ale co do istoty jest jednym egzystencjalnym g...em i rozpaczą.

Co się natomiast tyczy rzeczy lżejszego kalibru to przyznam, że całkiem nieźle bawiłem się na ''Dyktatorze'' ku mojemu zaskoczeniu, bo nigdy nie byłem fanem obscenicznego humoru ''Borata'', zwłaszcza w jego filmowym wydaniu, tym razem jednak mamy do czynienia z dobrą komedią, mimo paru jazd po bandzie generalnie trzymającą poziom. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie czepił się jak rzep do wiadomego ogona wypominając jej jednak, że jest antymuzułmańską [ Chińczykom też się trochę dostaje ] i proizraelską w swej istocie agitką w slapstickowej formie, jakoś też w finalnym, zalatującym lewactwem przemówieniu pan Cohen nie ma odwagi konsekwentnie dopowiedzieć, że pokaźną część mniejszości w rękach której spoczywa ogromne bogactwo USA stanowią przedstawiciele jego własnej konfesji... Jeśli ktoś nie wierzy w ''żydowskie lobby w Hollywood'' niechże obaczy ''This must be the place'' [ polski tytuł : ''Wszystkie odloty Cheyenne'a'' - no comment ] - zapowiada się nawet interesująco : grany przez Seana Penna podstarzały rockman wzorowany na wokaliście The Cure przeżywa kryzys wieku średniego, nieoczekiwanie jednak po jakiejś pół godzinie film zamienia się w kino drogi w poszukiwaniu jego żydowskich korzeni, podróż uwieńczoną pomstą jaką bierze na oprawcy ojca. Patrząc na tą finalną scenę nie mogłem oprzeć się przed porównaniem coby to było, gdyby u nas nakręcono podobny film tylko zamiast starego esesmana bohater wygnałby na mróz nagiego ubeka, by choć przez chwilę poczuł upokorzenie i ból, które zadawał kiedyś swym ofiarom - ileż by wówczas miotał pod jego adresem wściekłych szyderstw i wyzwisk na przemian ubecki pomiot w rodzaju Jakuba W. czy Tomasza L. zaś mendialne ałturytety rozwodziły się w nieco bardziej wyszukanym stylu nad ''relatywizmem dobra i zła'' oraz ''bolszewickimi ew. faszystowskimi metodami zemsty'' itp. Ale spokojna kiepełe : żyjemy przecież w postPRLu, gdzie czerwoni kaci o spasionych mordach dożywają nie nękani przez nikogo swych dni i jedyne zagrożenie dla ich sytej, spokojnej egzystencji może stanowić co najwyżej nasłany przez kolegów ''seryjny samobójca'' zaś synalkowie i córki-kurwy swobodnie brylują w biznesie, mediach, na uniwersytetach... Eh, jebał to pies, taki pożytek przynajmniej z tego filmu, że odkryłem dzięki niemu świetny kawałek Dawida Byrne, nigdy nie byłem specjalnym fanem Talking Heads ale ten akurat bardzo mi się podoba, oto kapitalna koncertowa scena z nim :



Dobra, miało być jeszcze o winie ale już mi się nie chce i przede wszystkim nie mieści się - trza mieć litość nad sobą i czytelnikami o ile jeszcze jacyś do tego miejsca dobrnęli, dlatego na koniec już tylko krótko wspomnę, że ostatnie tygodnie września przyniosły niezwykle smutne wydarzenie, ale o tym szerzej bardziej odpowiednią listopadową porą.