poniedziałek, 26 marca 2018

Radziecki marzec '68.

Od kociej muzyki marcowego wycia propagandowego z okazji wiadomej rocznicy bebech wywraca się na lewą stronę, dosłownie - mamy uwierzyć w ordynarną chucpę kreowania zgrai koszernych komunistów i ubeckich bękartów na rzkomo bojowników o ''wolność i demokrację'', nieledwie ''polskich patriotów''. Przypomnę więc, że Kuroń z Modzelewskim, cadycy chazarskiej sekty ''komandosów'' pokroju sztetlowego głupka Blumsztajna, zaledwie parę lat wcześniej gromko potępiali partię komunistyczną w liście otwartym za odejście od ''ideałów'' postulując w nim militaryzację proletariuszy przy zgodzie na walkę frakcyjną między nimi co skończyłoby się masowymi rzeziami jakie miały miejsce mniej więcej w tym samym czasie w maoistowskich Chinach podczas ''rewolucji kulturalnej'', gdzie rekrutujący się spośród studentów właśnie i robotników sfanatyzowani hunwejbini szybko podzielili się na zaciekle zwalczające się stronnictwa na początku za pomocą pięści, noży i kamieni, potem przyszło do karabinów a skończyło regularnymi niemal starciami z użyciem dział przeciwpancernych, czołgów a nawet samolotów i okrętów wojennych ponoć bo taką skalę to przybrało [ dlatego należy zgodzić się z Kisielewskim, bynajmniej pałającym jak wiadomo sympatią do powojennego ustroju, rządów komunistów i samego Gomułki, który akurat wyjątkowo pochwalił go w zapiskach za przyskrzynienie tych idiotów i gówniarskich rewolucjonerów ]. Sama inscenizacja ''Dziadów'' zaś o którą niby poszło a tak naprawdę stała się jedynie pretekstem i to mocno naciąganym, miała ''uczcić'' rocznicę bolszewickiego przewrotu zwanego potocznie ''rewolucją październikową'', kreujący w nim główną rolę Gustawa/Konrada Holoubek debiutował na dużym ekranie rolą ludobójcy Dzierżyńskiego w socrealistycznym gniocie ''Żołnierz zwycięstwa'' na cześć innego komunistycznego zbrodniarza, nieudolnego dowódcy przy tym, którego pijaństwo kosztowało życie wielu żołnierzy, gen. Świerczewskiego, wreszcie twórca spektaklu Dejmek był partyjnym politrukiem zaczynającym karierę w stalinowskich awangardowych kolektywach teatralnych - z jaką kanalią mieliśmy do czynienia w jego wypadku wystarczy przypomnieć, że 2 lata wcześniej na tysiąclecie chrztu Polski wyreżyserował równie prowokatorskie przedstawienie, które wywołało protesty Episkopatu z kolei bowiem jawnie zarzucało klerowi katolickiemu bierność w obliczu ludobójstwa Żydów o ile nie współudział wręcz, rzecz bardzo na czasie pokazująca iż obecni reżyserzy -rki teatralni, którzy uczynili ze ''świątyni sztuki'' kloakę posiadali już wówczas swych prekursorów. Owszem, większość uczestników zajść marcowych nie miała z czerwoną swołoczą nic wspólnego, wspomnimy o tym pokrótce choć w podsumowaniu, niestety nie oni jednak wykreowali narrację na temat ówczesnych wydarzeń z którą należy się do dziś liczyć - skądinąd stanowi to pouczający przykład jak niewielka lecz faworyzowana w gruncie rzeczy mimo pewnych represji przez władze jak i nade wszystko opiniotwórcze kręgi poza obozem komunistycznym grupa powiązana rodzinnie, towarzysko i, ehm, etnicznie zdolna jest dokonać ''wrogiego przejęcia'' masowego ruchu społecznego pozbawionego wszakże tych wpływów, amorficznego jak wszystkie oddolne inicjatywy stąd i bez organizacyjnej kontynuacji do której brak mu warunków powodzenia.

W tym kontekście sensacyjnie wręcz brzmi oświadczenie jednego z marcowych emigrantów, żydowskiego ubeka i późniejszego ''autoryteta moralnego'' lewicy :

''Niektórzy emigranci, np. Zygmunt Bauman, starali się przedstawiać szerszą panoramę wydarzeń i oddzielać politykę władz od nastrojów społecznych. W izraelskim dzienniku „Maariw” Bauman pisał: „Polscy robotnicy nie są antysemitami, również inteligencja jest daleka od tego. Reżym opiera się wyłącznie na antysemityzmie nowej burżuazji, którą stanowią oficerowie wojska, urzędnicy rządowi i partyjni. Naród jest w przeważającej większości dobry i zdrowy”.''

[ przyp. 30 na str 7 ] :


- I CO TERAS antypolskie kurwie ?!

Mały a jakże znamienny przykład jak w praktyce wyglądały rzekome ''antysemickie'' czystki :

''Według danych SB, w 1968 r. z Krakowa i innych miejscowości województwa krakowskiego wyemigrowało 58, a do końca 1970 r. łącznie 306 Żydów. Emigrowali do Izraela, Danii, Szwecji, Austrii i innych państw. Zgodę na wyjazd otrzymywali po zrzeczeniu się polskiego obywatelstwa.''


- ''porażające'' wręcz liczby, pomijam już, że zdecydowana większość z pozostałych w kraju gojów mogła wówczas jedynie pomarzyć o paszporcie.

A zresztą co tu gadać - przywołajmy świadectwo nie byle kogo bo oberpolitruka PRL Adama Schaffa, któremu z racji pochodzenia i poglądów marcowa swołocz, znaczy weterani ruchu komunistycznego przeflancowani na ''diermokratów'' zarzucić ''antysemityzmu'' nie mogą, tego co ''dyskutował z Bierutem, przekomarzał się z Gomułką, rozmawiał o fundamentalnych sprawach tego świata z Janem Pawłem II, pertraktował z rządem USA o możliwości finlandyzacji Polski w imieniu dyktatury Jaruzelskiego...'' :

''Dlaczego twierdzę, że w Marcu szło o "zbrodnię na zamówienie", jak w powieściach Agathy Christie? Gdyż przyczyną główną tej niesłychanej sprawy była potrzeba stworzenia w Polsce atmosfery takiego zamętu, który, w ramach wymuszonej emigracji ludności pochodzenia żydowskiego, pozwalał na szmuglowanie za granicę - Izrael stanowił tylko etap podróży w takich wypadkach, jeśli nie była możliwa emigracja wprost do kraju docelowego na Zachodzie - nowych rezydentów radzieckiej siatki szpiegowskiej, co było konieczne dla Związku Radzieckiego wobec "spalenia się" jego starej siatki. To była główna przyczyna tego tornado.''

http://www.racjonalista.pl/ks.php/k,1569

- na to wskazuje charakter pomarcowej emigracji :

''Liczną i godną uwagi grupę emigrantów stanowiło ponad 520 byłych urzędników centralnej administracji państwowej. Wśród nich było 176 byłych pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w tym 12 zajmowało w przeszłości stanowiska dyrektorów departamentów lub Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa. 28 emigrantów zajmowało wcześniej odpowiedzialne stanowiska w MSZ. Spośród 998 emigrantów-rencistów aż 204 otrzymywało przed wyjazdem renty specjalne za szczególne zasługi dla PRL. W żadnej fali emigracji z PRL nie było tak znacznego udziału byłych członków aparatu władzy i establishmentu.''


''O trzeciej fali, z lat 1968–1969, mówiono, że wyjechała nie tyle z Polski, co z ulicy Rakowieckiej (siedziba MSW). [...] Większość trafiła do USA i krajów skandynawskich.''


Jednoznacznie demaskuje w moich oczach marzec '68 jako ustawkę o nie tylko lokalnym zasięgu, potwierdzając słowa Schaffa ów szokujący w panujących wówczas okolicznościach fakt, iż bodaj największe poza stolicą zamieszki miały miejsce w... Legnicy, ''radzieckich Salonikach'' z takim rozrzewnieniem do dziś wspominanych przez poczętego tamże niekoronowanego władcę Judeopolonii Lejba Fogelmana. Mamy uwierzyć więc, że trwająca 3 dni antykomunistyczna rozpierducha do stłumienia której trzeba było ściągać posiłki milicjantów z innych miast, wydarzyła się tuż pod nosem kilkudziesięciu tysięcy stacjonujących tam krasnoarmiejców, nieopodal kwatery głównej powziętej wtedy właśnie inwazji, jaka za niecałe pół roku miała spaść na Czechosłowację ?! [ ktoś tu chyba ma nas za stado głupich gojów... ] : 

''Przygotowania do interwencji podjęto w sztabie generalnym Armii Radzieckiej na pewno przed naradą w Dreźnie. Stwierdzono wówczas, że w kierownictwie KPCz są już na tyle silne rozdźwięki, że frakcja prawdziwych komunistów może przegrać. Już podczas tego spotkania, które miało miejsce 23 marca, na pytanie wicepremiera rządu CSRS, Odrzicha Czernika, co oznacza obecność radzieckiej generalicji, Breżniew odpowiedział: „obecność tych dowódców może oznaczać także i to, że jeżeli będziecie potrzebować pomocy w rozwiązywaniu waszych problemów, może być ona natychmiast udzielona”. Na początku kwietnia do sztabów generalnych armii Układu Warszawskiego (oprócz Rumunii i Czechosłowacji) wpłynęły dyrektywy zawierające informacje o tym, jakie zadania miały realizować wydzielone kontyngenty tych wojsk...''

[ ''ZA WASZĄ I NASZĄ NIEWOLĘ. O INTERWENCJI WOJSK UKŁADU WARSZAWSKIEGO W CZECHOSŁOWACJI W 1968 r. str. 18 pdf ] :


- a jeszcze w lutym tegoż samego roku Gomuła ostro zrugał podczas osobistego spotkania Dubczeka, którego nazwisko wymawiał i pisał nie inaczej jak przez ''p'', za rzekome tolerowanie ''kontrrewolucji'' cisnąc na inwazję bodaj bardziej niż Breżniew. Posunął się nawet przy tym do wygrażania, iż gdyby co PRL w przypadku wahania sowietów jest gotowy dokonać jej w pojedynkę - czy aby jego postawa była podyktowana jedynie ideologicznym zaślepieniem tępego komunisty i tak całkiem pozbawiona podstaw, o tem potem. Wracajmy do zajść w Legnicy - podczas nich głoszono intrygujące w kontekście późniejszych o parę lat wydarzeń hasła... :

''Zarówno w trakcie demonstracji, jak i w następnych dniach w Legnicy licznie pojawiały się ulotki. Głosiły one m.in. „Precz z Gomułką”, „Solidaryzujemy się ze studentami warszawskimi”, „Precz z Moczarem i Gomułką”, „Gomułka kłamie, precz z jego dyktaturą, chcemy Edwarda Gierka za I Sekretarza PZPR, milicja gestapo [...]”.


- podobne okrzyki miały miejsce w gorącej atmosferze podczas niesłynnego przemówienia tow. Wiesława w Sali Kongresowej co wskazywałoby na podgotowkę pod zamach stanu jakim był w rzeczywistości grudzień '70 z kolei i towarzyszące mu tym razem brutalne masakry zbuntowanych robotników - kontrastuje to z ówczesnymi przemówieniami samego Gierka, stalinowskimi niemal w wymowie, gdzie jak Cyrankiewicz w '56 groził uczestnikom marcowych zajść odrąbaniem rąk podniesionych na ''ludową'' władzę. Dziwów nie koniec przy tym :

''Około godziny 17:00 na placu Wilsona zaczęli gromadzić się ludzie, głównie młodzież. Nie brakowało również gapiów. Gdzieś około godziny 18:00 uformował się pochód, który ulicą Witelona ruszył w stronę Placu Słowiańskiego. [...] Obserwujące całą tą sytuacje oddziały milicji na razie nie interweniowały. Zabezpieczony został jednak Pomnik Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na Placu Słowiańskim. [...] Rankiem 16 marca do Legnicy skierowano posiłki ze Słupska – pięćdziesięciu funkcjonariuszy z tamtejszej Szkoły Podoficerskiej Milicji Obywatelskiej. Jednocześnie do miasta wróciło dwudziestu milicjantów wysłanych wcześniej do Wrocławia. [...] Pierwsi manifestanci pojawili się na Placu Wilsona około godziny 16:00. Większość z nich stanowiła młodzież w wieku od 12 do 18 lat. Wśród nich był Krzysztof Kosierb, wówczas uczeń ósmej klasy szkoły podstawowej, który jak wspomina przybył na plac niesiony zwykłą ciekawością. Jak dodaje, takich „gapiów” było o wiele więcej [...] Gdzieś około godziny 18:00 na placu zebrało się już około trzech lub nawet czterech tysiące osób. Wznoszono „wrogie okrzyki”. Milicja wzywała zgromadzonych ludzi do rozejścia się. Bezskutecznie. [...] Drugi dzień z rzędu doszło na ulicach Legnicy do walk. Przeciwko manifestującym został wysłany 120-osobowy oddział MO. W ruch poszły pałki. Broniący się ludzie odpowiedzieli kamieniami, butelkami, słoikami czy nawet żelaznymi prętami. Z okien pobliskich domów rzucano czym popadnie, np. cegłami czy doniczkami. W niektórych miejscach doszło do budowy barykad z kubłów na śmieci. Jednakże demonstrujący dosyć szybko zostali rozproszeni – największa grupa, licząca około 500 osób, przeszła w rejon ulicy Rosenbergów (obecnie ul. Najświętszej Marii Panny). Mniejsze grupki ludzi szukały schronienia w bramach kamienic. Dalszy opór był jednak daremny. O godzinie 20:20 komenda MO w Legnicy poinformowała o opanowaniu sytuacji w mieście. W celu utrzymania porządku po mieście krążyły wzmożone patrole MO i ORMO. Do milicyjnego aresztu trafiły trzy osoby. [ - tylko ?! ] Noc z 16 na 17 marca 1968 roku nie należała do najspokojniejszych. Miasto znajdowało się pod ścisłą kontrolą funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Pojawiły się jednak kolejne ulotki wzywające do manifestacji. [ - to jakaż to ''ścisła kontrola'', psiakrew ]. Jednocześnie, lokalne komórki PZPR pracowały nad uspokojeniem nastrojów wśród swoich członków, starając się przywołać ich do porządku – jak się bowiem okazało, niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, w których dzieci osób należących do PZPR miały brać udział w manifestacjach. [...] Brak czujności ze strony lokalnych władz pozwolił na powstanie następnego zgromadzenia, które około godziny 19:00 zablokowało ruch samochodowy na Placu Wilsona. Większość przybyłych stanowili gapie – aktywny udział w manifestacjach miało brać około czterystu osób. Doszło do kolejnych aktów wandalizmu: wybito szybę wystawową w sklepie tekstylnym „Adaś i Ewunia” i zdemolowano drogowskaz na środku placu. Na jezdnię wyrzucono dużą ilość kamieni, a w wyniesionych z podwórek śmietnikach wzniecono ogień. Obrzucano przejeżdżające samochody – autobus PKS-u, samochód należący do wojsk radzieckich oraz samochód sekretarza KP PZPR w Legnicy. Do akcji skierowano 120-osobowy oddział milicji. Manifestantów dosyć szybko rozpędzono. [...] Brak jednolitych danych, ile osób zostało łącznie zatrzymanych w związku z manifestacjami marcowymi w Legnicy. Wedle danych komendanta powiatowego MO w Legnicy z 18 marca 1968 roku, było ich 133 w tym cztery kobiety, 84 małoletnich oraz 45 osób powyżej 21 roku życia. Inne dane podają wysłannicy Komendy Głównej MO w Warszawie, którzy w notatce z 21 marca 1968 roku odnotowali, że zatrzymano 168 osób, w tym 107 osadzono w areszcie.

Kwestią priorytetową było dla władz miasta jak najszybsze pociągnięcie do odpowiedzialności aresztowanych manifestantów. Miał zostać zastosowany wobec nich tzw. tryb przyśpieszony. [...] Jednakże większość zatrzymanych dosyć szybko opuściła areszt. W sumie zarzuty prokuratorskie usłyszało jedenaście osób.''


- zaledwie ! Spośród blisko 200 zatrzymanych uczestników zajść w de facto radzieckim miasteczku wojskowym jakim wówczas była Legnica stanowiąca zarazem kwaterę główną powziętej wtedy właśnie powtarzam w marcu '68 inwazji na Czechosłowację - jakąż w obliczu tych niesłychanych faktów zadziwiającą łagodność wykazała w rezultacie mimo gromkich pohukiwań tow. Gierka władza ''ludowa'', która przecież niejednokrotnie wcześniej ale i później dowiodła, że potrafi do kontrrewolucji strzelać, gdy taka potrzeba. Robią sobie z nas ordynarne jaja i tyle - warto jednak rozpatrzeć rzecz nie tylko w lokalnym kontekście i nie mówię tu o zwykle przy tej okazji wymienianym konflikcie między Żydami a Arabami, gdzie komuniści tym razem opowiedzieli się po stronie nie tych Semitów co trzeba [ a dotąd przeważnie obstawiali pierwszych ] lecz bliższej nam i śmiem twierdzić stokroć ważniejszej z polskiej perspektywy ''praskiej wiośnie''. Pozwolę sobie postawić heretycką tezę iż stanowiła ona poprzedniczkę prokurowanych przez zachodnie służby ''kolorowych rewolucji'' jak i nade wszystko może monitowanej od podstaw przez KGB z kolei ''pierestrojki'' do której wykazuje wiele uderzających wręcz podobieństw, tym bardziej że badacze owych wydarzeń podkreślają wewnątrzpartyjny, odgórny charakter powziętych w Czechosłowacji reform i rozgrywek w obozie władzy, także na tle narodowościowym - nie bez znaczenia pozostawał fakt iż Dubcek był Słowakiem. Czyż więc obawy Gomuły wobec podsycania ''praskiej kontrrewolty'' na bazie realnych problemów przez czynniki zewnętrzne nie były jednak dość uzasadnione, co nie przeczy bynajmniej wewnętrznym konfliktom tu i tam wykorzystywanym jednak przez obce potencje tak na Wschodzie jak i Zachodzie ? :

''Warto jeszcze dodać, że w zdławieniu "czechosłowackiej zarazy" Gomułka widział też własny interes. Wszelkie rewizjonistyczne siły wspierane przez Zachód, wg niego, miałyby inspirować niektóre siły w Polsce, aby znowu wystąpiły przeciwko władzy. [...] W dniach 19-23 kwietnia w Warszawie przebywał marsz. Iwan Jakubowski. Prowadził on rozmowy z przedstawicielami Węgier, Polski i NRD na temat udziału armii tych państw w ćwiczeniach wojskowych na terenie CSRS w maju 1968 r. Znów głos zabrał Gomułka, który podkreślał niebezpieczeństwo, jakie stwarza sytuacja w Czechosłowacji, przekonując zebranych, że naprawdę doszło tam do kontrrewolucji: Jeśli rozumieć kontrrewolucję jako wychodzenie z bronią na ulice, napadanie na lokale partyjne itp. - w tym sensie nie ma tam kontrrewolucji. Nie jesteśmy jednak dziećmi, lecz politykami, i wiemy, że imperialistyczne ośrodki wywiadowcze w żadnym z krajów socjalistycznych nie będą się uciekały do takich środków (...) Kontrrewolucja działa pod szyldem socjalizmu, rozszerzania demokracji socjalistycznej. [...] Po zakończeniu ćwiczeń "Szumawa", w dniach 11-17 lipca w północnej części Oceanu Atlantyckiego oraz na Morzach Bałtyckim, Norweskim i Barentsa odbyły się wspólne ćwiczenia flot ZSRR, NRD i Polski pod kryptonimem "Północ". Ich celem było sprawdzenie możliwości morskiej osłony interwencji. [ ?! ] Ostatnią próbą kompromisu z Czechosłowacją były rozmowy rozpoczęte 29 lipca w Czernej nad Cisą. Gomułka stale informowany o przebiegu obrad, miał podobno stwierdzić, iż jeśli nie będzie interwencji, to on nie wie jak potoczą się sprawy w Polsce. [...] W ćwiczeniu brało udział kilkuset wojskowych z kontrwywiadu, którzy mieli za zadanie sprawdzić polityczno-moralną postawę żołnierzy biorących udział w operacji. Rozpoznawali oni także sytuację polityczną i wewnętrzną w przygranicznym pasie Czechosłowacji. Organa WSW odpowiedzialne były za prowadzenie punktów izolacyjnych w Kłodzku i Prudniku, na zasadzie obozów jenieckich dla obywateli CSRS. Zarząd II rozpoczął akcję rozpoznawczo-wywiadowczą, z uwagi na palącą potrzebę uzyskania danych o sytuacji polityczno-wojskowej. Oficerowie wywiadu przebywający w Czechosłowacji jako "turyści" rozpoczęli penetrację, uzyskując dane o nastrojach społeczeństwa i lokalizacji jednostek CzAL. [...] Pozostałe Siły Zbrojne PRL niebiorące udziału w operacji zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Marynarka wojenna wraz z Flotą Bałtycką ZSRR i Ludową Marynarką NRD patrolowały codziennie Cieśniny Duńskie.''


- zapewne poszło tu o ''czeski dostęp do morza'':)))

[ Poniewczasie bloger Fox/dziennikarz Hubert Kozieł zwrócił mi trafnie uwagę, że stłumienie kabaretowej czeskiej rewolty mogło być pretekstem do wprowadzenia dużego zgrupowania sowieckich wojsk na teren Czechosłowacji ze względu na jej strategiczne położenie wbijające się klinem w RFN pozwalające wyprowadzić uderzenie oskrzydlające stacjonujące tam na pierwszej linii potencjalnego konfliktu armie NATO, taką wersję miał przedstawić jeden z radzieckich pułkowników zbiegłemu na Zachód ambasadorowi PRL Zdzisławowi Rurarzowi - brzmi całkiem sensownie, tym bardziej że to był czas marszałka Grieczki prącego do starcia by wykorzystać ostatni moment przewagi zwłaszcza jeśli idzie o miażdżącą wręcz dysproporcję w broni pancernej jaką dysponował wtedy Układ Warszawski oraz intensyfikacji terrorystycznej polityki Kremla na globalną skalę wspierającej wszelkie antyamerykańskie reżimy i partyzantki w myśl taktyki rozpalenia ''tysiąca Wietnamów'', której hasło rzucił Che Gównovara ale prawdziwym twórcą był generał KGB Sacharowski. Z kolei Spiskolog, którego blog również polecam, naprowadził mnie na ''kwasowy'' trop w sprawie godny pociągnięcia przez jakiego specjalistę w tej dziedzinie, idzie o zarzucanie Zachodu produkowanym w hurtowych ilościach na terenie Czechosłowacji LSD, za operacją na podobną skalę rzecz jasna musiała stać ichnia bezpieka a więc tym bardziej i sowiecka - ''czeskim łącznikiem'' jest tu Stanislaw Grof zalegendowany zidiociałym lewakom jako ''Timothy Leary bloku wschodniego'' i tamtejszy ''dysydent polityczny'', w rzeczywistości szkodnik podrzucony jako kukułcze jajo podobnie jak wypromowana w równie podejrzanych okolicznościach dęta sława Milosz Forman : to już taki Karel Gott był uczciwszy bo jawnie dawał de na dwa baty Niemcom jak i Sowietom nie dorabiając sobie do tego ideologii ani drapując jeszcze przy tym bezczelnie na ''autoryteta moralnego'' za przeproszeniem jak co poniektórzy opozycjoniści z tamtych lat, często gęsto kapusie jak się później okazuje ].

Do tego dochodził osławiony ''rewizjonizm niemiecki'', uzasadniona jak najbardziej obsesja Gomułki mimo towarzyszącego jej propagandowego zadęcia skoro dziś już wiadomo, że czechosłowackie władze powzięły pierwsze kroki ku zbliżeniu z RFN jeszcze przed Dubcekiem a i ZSRR od czasu Berii zaczął wykazywać daleko idącą spolegliwość w tej materii zagrażając śmiertelnie geopolitycznym warunkom bytu Polski, niechby i ''Ludowej'' :

''U podstaw aktywizacji polityki PRL w kwestii niemieckiej w drugiej połowie lat 60. leżała przede wszystkim obawa przed możliwością złagodzenia konfliktu między ZSRR i RFN, a także NRD i RFN. Obawiano się, że stanie się to bez wcześniejszego uzyskania przez PRL gwarancji w sprawie ostatecznego charakteru jej zachodniej granicy. Za niepokojące uznała Warszawa
wypowiedzi Aleksieja Adżubeja, zięcia Chruszczowa, który w lipcu 1962 r. odwiedził RFN. W 1964 r. ambasador ZSRR w Bonn, Andriej Smirnow, podjął rozmowy z Ludwikiem Erhardem, które miały doprowadzić do spotkania kanclerza z Chruszczowem. Józef Węc sugeruje, że Polska nie mogła wykluczyć „zdrady ZSRR", gdyby ten zdecydował się na politykę ruchu w stosunkach z RFN i w zamian gotów byłby porzucić dotychczasowe stanowisko w kwestiach terytorialnych w Europie Środkowej. Także podpisanie w 1964 r. układu o przyjaźni między ZSRR i NRD, w którym o ewentualnym zjednoczeniu Niemiec wspominano nie jako o akcie jednorazowym, lecz raczej procesie historycznym, przez część ówczesnych analityków było traktowane jako rezygnacja ZSRR z podpisania separatystycznego traktatu pokojowego z NRD oraz zaznaczenie gotowości do prowadzenia aktywniejszej polityki wobec RFN. [...] Wiele obaw strony polskiej budziła polityka Czechosłowacji. Wprawdzie w czasie rozmów delegacji partyjno-rządowych w Wiśle w styczniu 1966 r. Antonin Novotny, I sekretarz Komitetu Centralnego partii czechosłowackiej, podkreślał konieczność podjęcia wspólnych ustaleń wobec problemu niemieckiego, ale gdy rozmowy takie podjęto, okazało się, że różnice są dość znaczne. Niepokoje pojawiły się już w marcu 1966 r., gdy w bloku wschodnim przeprowadzono konsultacje w związku z koniecznością udzielenia odpowiedzi na notę RFN w sprawie rozbrojenia i zapewnienia pokoju. Także informacje przekazane przez polskich korespondentów prasowych Zdzisława Szymańskiego i Karola Szyndzielorza, którzy 26 maja 1966 r. odbyli w Pradze rozmowę z dyrektorem departamentu niemieckiego Rudolfem Rezkiem, potwierdzały obawy. Rezek powiedział, że strona czechosłowacka pragnie zmusić RFN do aktywnej koegzystencji i myśli o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych. Na pytanie o to, na jakich warunkach stosunki takie mogłyby być nawiązane, Rezek odpowiedział, że „Czechosłowacja nie stawia żadnych warunków sine qua non. Zadeklarowanie przez RFN, że układy monachijskie nigdy nie miały ważności, zupełnie by wystarczyło”. Poinformował też, że Praga prowadziła już w tej sprawie rokowania z Bonn. Gdy redaktorzy przypomnieli, że rząd PRL jako warunek wstępny nawiązania stosunków wysuwa uznanie granicy na Odrze i Nysie oraz wyrzeczenie się broni atomowej, dyrektor Rezek odpowiedział, że w stanowiskach PRL i Czechosłowacji istotnie jest pewna różnica. Dodał też, że prowadzone są z RFN rozmowy gospodarcze. Redaktor Szymański zwrócił uwagę, że jest to polityka, która daje RFN wszystko, nic w zamian nie otrzymując, podobna nieco do taktyki monachijskiej. Odpowiedź brzmiała, że między Warszawą i Pragą istnieje różnica „w podejmowaniu taktyki pierwszych kroków”.''

http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Dzieje_Najnowsze_kwartalnik_poswiecony_historii_XX_wieku_/Dzieje_Najnowsze_kwartalnik_poswiecony_historii_XX_wieku_-r2005-t37-n3/Dzieje_Najnowsze_kwartalnik_poswiecony_historii_XX_wieku_-r2005-t37-n3-s19-45/Dzieje_Najnowsze_kwartalnik_poswiecony_historii_XX_wieku_-r2005-t37-n3-s19-45.pdf

Nacisk ówczesnych władz PRL na interwencję byłby więc podyktowany realnym zagrożeniem zbliżenia między ZSRR a RFN śmiertelnym dla naszych zachodnich granic i spacyfikowaniem go w rezultacie kosztem Pragi wyraźnie zerkającej ku zachodnim Niemcom by poratować swoją upadłą ekonomię, tak jak z kolei sprokurowany przez służby ''marzec '68'' stanowił uprzedzającą kontrę wobec możliwości wewnętrznej irredenty na wzór czechosłowackiej, oczywiście na ile pozwalał polityczny i militarny dyktat Moskwy w ramach którego musiał poruszać się Gomułka wraz ze współpracownikami bo do ówczesnego hegemona należało tu ostatnie słowo, ryzykowną taktykę uwieńczył zaś przemyślny zwrot w polityce niemieckiej i porozumienie z nowym kanclerzem Brandtem, które jednak przypieczętowało w końcu los I sekretarza - póki co wszakże tym sposobem zażegnał frondę w partii bo legnicką zadymą ''ludzie radzieccy'' dali mu zapewne do zrozumienia, że nie jest znowu z niego taki cud i mają już na jego miejsce śląskiego następcę a tak odsunął widmo utraty łaski imperatora, wyczesał konkurencję awansując na pierwszego przydup... wasala w obozie załatwiając przy tym geopolityczne interesy PRL. Nawet CIA w tajnym raporcie oceniała, że ''gdyby nie wydarzenia w Czechosłowacji i gorliwy udział w inwazji byłby skończony'' już w owym roku więc tow. Wiesław wcale nie był takim tumanem jakim się prezentował a całkiem cwanym chłopkiem-roztropkiem przyznajmy przy całym dystansie doń należnym komuszemu zbrodniarzowi [ choć ceną za to było pewnie sprzedanie na zlecenie ZSRR zidiociałemu Zachodowi żydowskich ubeków i ich pomiot jako ''bojowników o wolność i demokrację'' a przy tym ofiary rzekomego ''antysemityzmu'' co do reszty zszargało i tak już kiepską opinię o Polsce na świecie, przekreśla go to jako ''patriotę'', którego gębę usilnie niektórzy próbują mu dorobić, więc równie dobrze można uznać, że g... miał do gadania posłusznie wykonując prikaz kremlowskiego politbiura co najwyżej próbując ugrać coś przy okazji na boku ] :

''Przyjmuje się, iż z inicjatywą podpisania umowy w RFN wystąpił Władysław Gomułka w przemówieniu wygłoszonym 17 maja 1969 w Warszawie. Impuls dla tego przyjętego z zakłopotaniem w obozie państw socjalistycznych „wyjścia przed szereg” stworzyły jednak sygnały płynące niemal półtora roku wcześniej [ a więc wiosną 68 właśnie ! ] poufnymi kanałami dyplomatycznymi z Niemiec, w których Egon Bahr informował o założeniach nowej polityki wschodniej tworzonej pod kierunkiem Willi Brandta. Na czele rządu w Bonn stał jeszcze wówczas chadecki kanclerz Kurt Georg Kiesinger, a wchodzący w skład rządu przywódca CSU Franz Joseph Strauss oskarżany był przez Gomułkę w tym samym przemówieniu o pragnienie „zaprzęgnięcia całej Europy Zachodniej do bońskiego wozu, by ciągnąć go mocniej traktem do odwetu”. Retoryka zarzucająca Niemcom destrukcyjne zamiary zmierzała do wniosku, że „dla Polski nie ma problemu granic. Istnieje tylko problem pokoju, który dotyczy całej Europy”. Wybory nad Renem jesienią 1969 roku przyniosły zmianę koalicji i wyniosły na fotel kanclerza Willego Brandta, którego Gomułka zaliczał do grona realistów na scenie politycznej RFN. Negocjacje przygotowujące układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków trwały od 5 lutego 1970; układ został parafowany przez szefów dyplomacji w Bonn 18 listopada i podpisany 7 grudnia 1970 w Warszawie przez prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza i ministra spraw zagranicznych Stefana Jędrychowskiego oraz kanclerza Willego Brandta i ministra spraw zagranicznych Waltera Scheela. W sferze polityki zewnętrznej był bez wątpienia najważniejszym osiągnięciem Gomułki i jego ekipy. [...] Sprawa uznania granicy traktowana była tak dalece priorytetowo, iż instrukcjach negocjacyjnych zalecane było nieobciążanie rozmów innymi kwestiami, takimi jak odszkodowania czy sytuacja mniejszości niemieckiej w Polsce. [...]  Wbrew bezwarunkowym sformułowaniom zawartym w korpusie układu, kontrowersje związane z uznawaniem granicy przetrwały aż do 1991 roku. Doktryna państwowa RFN uformowana m.in. przez rezolucję Bundestagu z 17 maja 1972 towarzyszącą debacie ratyfikacyjnej oraz późniejsze orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego wiązały ostateczne uznanie granic z przyszłym traktatem pokojowym, a jako podmiot kompetentny do wyrażenia takiego uznania wskazywała zjednoczone Niemcy. Stąd umowy zawarte przez RFN w sprawach granic traktowano jako prowizorium na czas istnienia republiki bońskiej w jej kształcie z 1949 roku. Takie, diametralnie różne od polskiego, podejście do oceny zawartego układu oraz jego konsekwencji dla stanowiska prawnego Niemiec odbierane było w Polsce w kategoriach politycznych, co pozwalało nadal wykorzystywać czynnik niemieckiego zagrożenia w propagandzie wewnętrznej oraz w stosunkach sojuszniczych z państwami członkowskimi Układu Warszawskiego. Układ o podstawach normalizacji stosunków z RFN oceniany jest często w kontekście schyłku epoki Władysława Gomułki i towarzyszących mu wstrząsów politycznych, aż po tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu. Próba spojrzenia na to przełomowe w relacjach polsko-niemieckich wydarzenie oraz jego oceny pochodzące nie tylko z kręgów ówczesnego establishmentu pozwala ocenić zawarcie układu jako rzadki przykład niemal suwerennego kroku władz PRL. Sam architekt układu zdołał jeszcze ocenić go podczas VI Plenum KC PZPR w swym ostatnim przemówieniu jako formalnoprawne uznanie przez RFN granicy na Odrze i Nysie, które ostatecznie zamyka kwestię nieodwracalności i nienaruszalności linii wyznaczonej w umowie poczdamskiej. Niemieckie interpretacje, poczynając od wykładni opublikowanej w biuletynie rządowym dzień po podpisaniu umowy, wskazywały nadal na brak kompetencji RFN do reprezentowania całych Niemiec, a także konieczność uregulowań traktatem pokojowym, którego układ nie wyprzedzał ani nie zastępował, choć Willy Brand przypominał, że „układ nie oddaje niczego, co nie zostało już przegrane”.
Oczywiście dla negocjującego ze zjednoczonymi już Niemcami traktat graniczny Skubiego nie było problemu, ale pieprzyć tego pedała [ co jo godom, co jo godom:) ] :

''Dla Niemiec układy poczdamskie w sprawie granicy i wysiedleń stały się wiążące, mimo że nie noszą podpisu niemieckiego. Wobec całkowitej – faktycznej i prawnej – zależności Niemiec od mocarstw okupacyjnych, wobec braku rządu niemieckiego, podpis taki nie wchodził w ogóle w rachubę i nie był potrzebny, aby zobowiązać Niemcy do tego, co w Poczdamie postanowiono. W 1945 r. Niemcy były legalnie przedmiotem władzy sojuszników, nie zaś kontahentem i partnerem wspólnie zawieranych traktatów. Oficjalny pogląd RFN wyrażony wkrótce po jej powstaniu, wypowiadany także przez różnych polityków i prawników zachodnioniemieckich, jakoby układy poczdamskie były dla Republiki Federalnej bez znaczenia prawnego i jakoby nie wynikały z nich żadne skutki prawne dla Niemiec (res inter alios gesta), nie wytrzymuje krytyki. Pogląd ten bowiem ignoruje położenie Niemiec w roku 1945, również na płaszczyźnie prawa międzynarodowego.''


Dlaczego jednak Moskwa zdecydowała się w końcu na zwinięcie testowej wersji pierestrojki i to w tak obcesowy sposób godzący w jej wizerunek u zachodniej lewicy ? Ano by pokazać kombinującym na boku wasalom jak i próbującemu wykorzystać okazję Zachodowi kto tu rządzi - tego akurat nie pojął chyba sprytnie dotąd lawirujący tow. Wiesław ''wychodząc przed szereg'' tym razem swoim porozumieniem z RFN za co rychło zapłacił obalony de facto przez posłusznego rozkazom ZSRR Jaruzelskiego [ poza tym chodziło o uwiarygodnienie w oczach Zachodu rezydentury wywiadu jako ''represjonowanych przez sowiecki reżym dysydentów'' i ''ofiary antysemityzmu'' co ochoczo kupili nie tylko zidiociali lewacy ale i lansujące politykę ''odprężenia'' w imię budowy NWO Rockefellery, Fordy i ich przydupasy w typie Brzezińskiego, wreszcie rzecz odegrała swą rolę jako się rzekło robiąc za pretekst do wyprowadzenia armii czerwonej na przedpola NATO ]. Jak pisze przywołana w umieszczonym na wstępie artykule badacz PRL-owskiej dyplomacji Wanda Jarząbek :

''W konsekwencji takiego rozumowania można pokusić się o wskazanie kilku grupowych adresatów wystąpienia Breżniewa. Byli nimi przywódcy bloku wschodniego, którym przypomniano o tym, że nie są samodzielni. Niektórzy, niezainteresowani daleko idącymi reformami systemu w swoich krajach, chcieli np. prowadzić bardziej samodzielną politykę zagraniczną, jak Rumunia i Polska. Adresatami wystąpienia Breżniewa mogły być potencjalne siły reformatorskie wewnątrz bloku wschodniego — Kreml dał im do zrozumienia, że bez Moskwy nie mają szans na realizowanie swoich planów. Wskazanie to dotyczyło zresztą też przywódców bę­dących u władzy. Adresatami mogły być też państwa zachodnie, szczególnie ci politycy, którzy chcieli prowadzić politykę rozluźniania spoistości bloku wschodniego, w tym jego podstaw ideologicznych, oraz środowiska intelektualne na Zachodzie. Pokazywano im, jak duża odpowiedzialność na nich spoczywa, gdy starają się wspierać siły odśrodkowe w bloku. Nie należy lekceważyć adresata wewnętrznego. Pozycja Breżniewa nie była zbyt silna, miał on oponentów i w partii, i w armii. Decyzja o interwencji w Czechosłowacji być może miała pokazać, że jest prawdziwym przywódcą — silnym, niebojącym się ryzyka i potrafiącym walczyć.''

- ''reformatorzy'' odebrali lekcję i ich następcy dwie dekady później posłusznie już realizowali program ''zmian'' pod dyktando Kremla [ za wyjątkiem nadal wierzgającego tym razem z pozycji ''reakcyjnych'' Ceausescu, którego trzeba było w końcu dla przykładu odstrzelić ], nade wszystko jednak autorka trafnie podkreśliła wagę ostatniego czynnika, choćby dlatego, że wówczas Ukrainą władał ''narodowy komunista'' do pozycji którego aspirował u nas Moczar, bez powodzenia w rezultacie jak wiadomo :

''Petro Juchymowycz Szełest jako I sekretarz KC KPU był zwolennikiem szybkiego wzrostu liczebnego partii i zwiększenia procentowego udziału Ukraińców wśród członków KPU. Podjął nieudaną próbę wprowadzenia ukraińskiego jako obowiązkowego języka wykładowego we wszystkich szkołach wyższych w Ukraińskiej SRR. Poza tym bronił bogactw naturalnych, jego zdaniem nadmiernie eksploatowanych przez centralne władze ZSRR. W 1966, gdy wystąpił na V Kongresie Związku Pisarzy Ukraińskich wsparł starania mające na celu odrodzenie języka narodowego, a 1970 wydał książkę "Nasza Ukraino radziecka", w której m.in. ocenił pozytywnie kozacką przeszłość Ukraińców i sprzeciwił się nadmiernemu wychwalaniu roli odegranej przez Rosjan w historii Ukrainy, za co centralne władze ZSRR w Moskwie surowo go skrytykowały, a w maju 1972 odsunęły od pełnionych stanowisk; po jego odejściu w Ukraińskiej SRR nasilono rusyfikację.''


- znamienne iż on także cisnął na interwencję w Czechosłowacji zapewne z podobnych motywów co Gomułka na co wskazuje i to, że popłynął niedługo po nim :

''28 lipca do Czernej nad Cisą, miejscowości położonej tuż przy granicy z ZSRR, przybyła delegacja czechosłowacka, w której znajdowali się m.in. Dubček, prezydent Svoboda, premier Černík oraz Smrkovský i Bil’ak . Ten ostatni, jako przeciwnik reform, był sojusznikiem ZSRR. Na spotkanie ostatniej szansy przybyli m.in. Breżniew, Kosygin oraz sekretarz partii na Ukrainie Piotr Szelest, jeden z radzieckich „jastrzębi”. Od 29 lipca toczyły się ciężkie, pełne napięcia rozmowy pomiędzy obiema partiami. Ostatecznie towarzysze radzieccy zdecydowali, że dadzą Dubčekowi ostatnią szansę. [...] 3 sierpnia w Bratysławie zwołano naradę na szczycie partii bloku socjalistycznego: ZSRR, Czechosłowacji, Polski, NRD, Węgier i Bułgarii. Rozmowy były nadal ciężkie, ale sprawiały wrażenie zażegnywania sporu. [...] Nie wiedziano o tym, że to podczas narady bratysławskiej Vasil Bil’ak przekazał konspiracyjnie (w toalecie) Piotrowi Szelestowi list do towarzyszy radzieckich z prośbą o „bratnią pomoc”.''


Z powyższego płynie bardzo niepoprawny w świetle obowiązującej wykładni wniosek, że mimo wszystko nasz udział w interwencji w Czechosłowacji w '68 podobnie jak ten 30 lat wcześniej były uzasadnione polską racją stanu nawet jeśli odbywało się to pod auspicjami ZSRR albo III Rzeszy i mam gdzieś, że może wywołać to ból d... patologicznych czechofilów oraz obrońców prawoczłowieczyzmu podtrzymujących histeryczny mit ''praskiej wiosny'' - to nie kwestia czy to nam przynosi chlubę czy też bynajmniej, bowiem w realnej polityce nie ma miejsca na sentymenty a wszystkie szlachetne hasełka obojętnie internacjonalistycznej lub narodowowyzwoleńczej proweniencji robią w niej jedynie za użyteczny sztafaż dla rozgrywających nimi cynicznie swą partię uczestników, ile są warte przekonaliśmy się podczas ostatniej wojny i wystarczy. Nie obchodzą mnie też idiotyczne zarzuty o rzekome ''podtrzymywanie tez komunistycznej propagandy'' - geopolityczne uwarunkowania dyktowały wręcz rządzącym Polską pewne rozwiązania niezależnie od wyznawanej przez nich ideologii, nawet podległym Moskwie komunistom jeśli chcieli utrzymać władzę i stan posiadania, należy to uznać stając twardo na ziemi przy całym dystansie podkreślam jeszcze raz wobec mającego na koncie wiele zbrodni i antypolskich bredni Gomułki wraz z towarzyszami. Zresztą w świetle przytoczonych faktów widać wyraźnie co kryło się za gromkimi hasłami o ''internacjonalizmie'' i ''przyjaźni w obozie socjalistycznym'' - wszyscy tu byli realnie nacjonalistami włącznie z Żydami i próbowali wzajem ograć się w imię swych narodowych interesów przywoływani jedynie do porządku brutalnie przez imperialny po staremu Kreml [ oczywiście ''narodowy komunizm'' czy sprzeciw wobec Moskwy nie stanowią żadnej taryfy ulgowej - Tito czy zwłaszcza Mao byli takimi samymi zbrodniarzami co Lenin, Trocki i Stalin, ''Wielki Sternik'' nawet przewyższył radzieckich mistrzów w ludobójczym fachu ].

Nie przekreśla to świadectwa antykomunistycznych uczestników zajść marca '68, a tych była zdecydowana większość, którzy dali się sprowokować w wewnątrzpartyjnej i geopolitycznej ustawce bowiem ich motywacje w przeciwieństwie do ''komandosów'' były czyste a młody wiek i brak dostępu do prawdziwych informacji usprawiedliwia naiwność jaką wówczas okazali. Na ich postawę miały zapewne wpływ też podwyżki cen żywności wprowadzone pod koniec '67 i wcześniejsza antykościelna kampania władz podczas Millenium Chrztu Polski, zresztą znakomicie opisał to Bohdan Urbankowski w jednym z przywołanych na początku tekstów prezentując ówczesne wydarzenia w innej, mniej znanej niż ''ubecko-komandoska'' perspektywie.

ps. pisząc niniejszy post nie miałem pojęcia iż :

''Już w maju 1965 r. Gierek wyrósł do roli pośrednika między zwalczającymi się frakcjami w PZPR i był uważany przez sowiecką ambasadę za „jedynego ewentualnego pretendenta na stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR”. Na taką pozycję i opinię w Moskwie Gierek pracował niewątpliwie przez wiele lat. Pierwsze kontakty z „towarzyszami radzieckimi” nawiązał przypuszczalnie podczas swojej działalności w Belgii w latach czterdziestych. Po objęciu w 1954 r. pierwszego samodzielnego stanowiska w aparacie partyjnym PZPR, tj. kierownika Wydziału Przemysłu Ciężkiego KC, spotykał się regularnie z sowieckimi dyplomatami w Polsce. Był to jeden z czynników, który przyczyniły się do jego awansu na sekretarza KC w marcu 1956 r. Z notatki sporządzonej po rozmowach Chruszczowa z kierownictwem PZPR w Warszawie 19 października 1956 r. wynika, że już wtedy był uważany (obok Konstantego Rokossowskiego, Franciszka Jóźwiaka i Zenona Nowaka) za jednego najważniejszych „przyjaciół Związku Sowieckiego” w Polsce. W następnych latach Gierek stał na czele najsilniejszej organizacji wojewódzkiej PZPR w Katowicach, a od marca 1959 r. zasiadał także w Biurze Politycznym KC PZPR. Biesiadując z sowieckimi konsulami w Krakowie i jeżdżąc z przyjacielskimi wizytami na wschód (głównie do Zagłębia Donieckiego), konsekwentnie umacniał swoje notowania na Kremlu.''


- czyli po raz kolejny potwierdziły się moje paranoiczne intuicje:)))