piątek, 22 listopada 2019

Ch... z OWPL.

Przykro mi, ale zmusza mnie do bycia obcesowym to co odpierdala Obóz Wielkiej Polski Liberalnej [ sformułowanie made in Rękas, który jeśli nie pieprzy akurat o Rosji zdarza się gada zwykle do rzeczy ], bo przechodzi to już wszelką miarę i żąda wręcz nazwania rzeczy po imieniu. Jak przewidywałem ''opozycję merytoryczną'' właśnie szlag trafił, choć nie spodziewałem się, że nastąpi to aż tak szybko, i zastąpiła ją pieniacka a la KOD tyle że w ''prawackim'', narodowo-liberalnym wydaniu. Konkretnie idzie mi o histerię jaką te polityczne cioty rozpętały wokół nominacji lewackiej ''gościni'' na przewodniczącą sejmowej komisji ds. rodziny - k... mać, za poprzedniej kadencji Schetyna był takimż od polityki zagranicznej, nie kto inny jak sławetny ''koperciarz'' Stasiek Gawłowski odpowiadał bodajże za środowisko, Arłukowicz zdrowie itd. a wszystko to dzięki poparciu także koalicji rządzącej, i jakoś nikt nie kręcił porównywalnego skalą shitstormu z tego tytułu jakoby PiS oddawał PO MSZ na ten przykład. Nominacja lewackiego ścierwa na szefową jest najlepszą możliwą opcją i już to widać, bo dzięki temu jak najszerszy krąg wyborców ma okazję przekonać się wreszcie z jaką napawającą grozą psychopatią polityczną mamy tu do czynienia, ''niech hrabina pokaże swoją rasę''. Grzegorz Braun jako ''prawy ojciec i katolik'' najlepszym nominatem na przewodniczącego komisji ds. rodziny? Dobre sobie:

''W lecie roku 2014, po prawie trzydziestu latach życia razem, rozstaje się ze swoją partnerką. Ta nie podziela jego radykalnych poglądów, nie chce ślubu kościelnego i dzieci. On tymczasem zaczyna uczęszczać na msze po łacinie. Już w grudniu tego samego roku, w kościele na ul. Karolkowej na warszawskiej Woli, bierze ślub w rycie trydenckim z Aleksandrą G. swoją wieloletnią montażystką. Nowa żona jest mu już zupełnie podporządkowana. Szybko rodzi im się syn.''

https://krytykapolityczna.pl/kraj/grzegorz-braun-witkowski/ 

- lewacki paszkwil paszkwilem, ale przytoczonym tu faktom akurat nikt nie przeczy włącznie z Braunem, a niektórzy jak choćby wylansowany przezeń Coryllus wprost je potwierdzają przy całej swej odrazie, uzasadnionej jak najbardziej, do lewackiego półmózga Witkowskiego. Kończąc temat komisji sejmowych mam niezły ubaw obserwując wściek dupy u kucnaroli z tytułu członkostwa nomen omen Sośnierza w takowej zajmującej się kwestią LGBT, ich zacietrzewienie i naiwne rojenia jakoby jego zamiarem było lewackich śmiszków ''pocisnąć'' i ''zaorać'' wbrew jasnym deklaracjom samego Dobromira, iż nie idzie tam bynajmniej uprawiać ideologicznego sabotażu i politycznego trollingu. Bowiem tumany nie kumają, że jako konsekwentny trza przyznać libertarianin nie ma on nic przeciwko postulatom ''tęczawych'' jako takim, a jedynie sprzeciwia się nadawaniu im nadzwyczajnego statusu jakowychś ''świętych krów'' - wiem, że korwinistom nie mieści się to we łbie, ale ''wolnościowizm'' i prokapitalistyczne podejście jest najzupełniej do pogodzenia z jawnie manifestowanym zboczeniem seksualnym. Dowodem choćby niejaki/a Deidre McCloskey, libertariańska ''naukowczyni'', której peany na cześć burżuazji jako ''klasy przodującej'' wychwala z kolei i promuje na rodzimym gruncie założyciel Instytutu Misesa Mateusz Machaj - otóż ''pani'' Deidre urodziła się i przeżyła blisko 50 pierwszych wiosen swego życia pod męskim imieniem Donald, mówiąc wprost to chłop przebierający się za babę i uważający się za takową, rzecz jasna jako trans czynnie wspiera ruch LGBT o czym jako żywo w poświęconym mu/''jej'' polskim haśle na wiki ni ździebka informacji nawet nie uświadczysz.

Szczytem zaś wszystkiego był niedawny wywiad Sommera z Pińskim, gdzie Jasiu popłynął na całego i nie idzie tu wcale o przytaczane przezeń przykłady postępującej gwałtownie degeneracji obozu rządowego, czemu niestety przeczyć trudno, zwłaszcza tego co mówi o Kurskim i jego prymitywnym, nieudolnym agitpropie jakim zniechęcił do PiS nawet znaczną część dotychczasowego ''żelaznego elektoratu'' tejże partii [ na marginesie czyni ciekawą uwagę wyjaśniającą dziwną tolerancję ze strony prezesa wobec tego nieudacznika - powszechna nienawiść jaką budzi on nawet wśród polityków własnej formacji pozbawia go możliwości zagrożenia pozycji Kaczyńskiego ]. Jednak ktoś robiący de facto za przydupasa skończonej kanalii o mętnych powiązaniach jakim niewątpliwie jest Giertych nie ma prawa wypominać komukolwiek niechby i faktycznego ''skurwienia'', a jeśli prawdą jest to co piszo, że - cytuję: ''Największym ciosem w działalność środowiska Jana Pińskiego była nagła śmierć jego głównego sponsora czyli hazardowego gangstera Sławomira Janowicza w lutym 2019 roku''... to wiadomym stałoby się skąd taki ból zadu u pana Jana [ inaczej należałoby uznać, że jego legendarne już ego całkiem wyjebało w kosmos ]. Ja p..., jakim zjebem trzeba być aby mianując się ''wolnościowcem'' przepędzać po faszystowsku, w bolszewickim duchu kogoś, w tym wypadku Ziemkiewicza, z wolnorynkowej niby-prawicy - i ktoś taki robi u was za samozwańczego rzecznika i machera od mediów?! Przy okazji skoro już bawimy się w wyciąganie sobie kwitów i Kondomici zaczynają drapować się w szaty politycznych cnotek i jakowychś ''autorytetów moralnych'' rozliczających z urojonego piedestału przeniewierstwa PiS: może na ten przykład Winnicki opowie wpierw coś o swoich kontaktach z zajeżdżającym WSIą byznesmenem Oparą, przecie nie ma się czego wstydzić bo wszystkie Ryśki to fajne chłopaki som, zaś Braun wspomni choć o smrodzie afer ciągnącym się za jego pryncypałem, by nie rzec ''resortowym mentorem'', zwłaszcza dziwnym aresztowaniem tegoż ''na chwilę'', hm? Bo zgodzimy się chyba, że nie ma prawa wypominać zafajdanego podwórka sąsiadowi ktoś unurzany niemal po kolana w g..., w każdym razie gratuluję sobie, że jednak nie oddałem głosu na Bosaka!

Widać bowiem wyraźnie, iż z tej zrobaczywiałej mąki chleba nie da rady upiec nawet Mentzen, który jako pierwszy w historii kuc zaproponował sensowną strategię wyborczą ''marszu przez instytucje'' czego żadną miarą nie da się pogodzić z korwinową pogardą wobec ''urzędasów'' - jakikolwiek pieprzony nieudacznik polityczny nie ma prawa narzekać, że skarbówka go okrada jeśli nie zadbał by mieć w niej swoich ludzi i co najważniejsze zachowali oni tam wierność głoszonym przez się ideałom [ a tego bez swojej spółki ''Srebrna'' nijak nie da się zagwarantować ]. Dlatego nie wystarczy nieuchronna i tak ponowna teleportacja Ozjasza w inny wymiar skąd przybył na nasz padół, należy jeszcze pozbyć się złogów którymi zainfekował mózgi swych wyznawców a to robota na lata jeśli nie dekady, i co najważniejsze koniecznym do tego jest posiadanie porównywalnej do niego charyzmy na którą tak podatne są co słabsze na umyśle kuce, a czego niestety żadną miarą nie da się rzec o panu Sławomirze i to choćby się naspidował. Korwin to już marka na lokalnym rynku politycznym, wprawdzie politycznego idioty i pajaca, niemniej jak widać starcza by zyskać poklask odpowiedniej na dojechanie do emerytury liczby zaślepionych ''rozwolnościowym'' kultem bałwochwalców. Cieszy stąd, że zaledwie parę dni po tym jak napisałem, iż socjalizm i libertarianizm, a liberalizm w gruncie rzeczy też, to tylko dwie strony tego samego antypaństwowego nihilizmu, zbrodniczego w polskich warunkach w kontekście rozbiorów i zwłaszcza katastrofalnych skutków hitlerowsko-sowieckiej okupacji jakie do dziś odczuwamy, para anarchokapitalistów Myszka i Miodek [ czyli upupiony Kelthuz ] potwierdzili to poniekąd co do joty podczas strimu na swym tubowym kanale, a mimo swego aspergerowego spierdolenia inteligencji i znajomości tematu odmówić im nie sposób. Konkretnie Mycha powołała się na artykuł czołowego chyba obecnie libertariańskiego ideologa H.H. Hoppego na temat uwiądu państwa, który wedle jej słów ''dokładnie pokrywa się z analizą marksistowską, tyle że finał jest inny'', wolnorynkowy rzecz jasna. Bowiem liberałom jak i socjalistom jednako idzie o ustanowienie w ''okresie przejściowym'' ograniczonego rządu, z tą wszakże różnicą, że dla pierwszych ma się on nie wpierdalać w ekonomię skupiając na wojsku, policji i służbach jak na nocnego ciecia przystało, natomiast w wizji drugich zajmować wyłącznie regulacją gospodarki i niczym innym - zarówno rozwolnościowcy co i lewica powtórzę dążą do zastąpienia myślenia politycznego kategoriami ekonomicznymi, aczkolwiek diametralnie inaczej pojmowanymi, stąd tak zażarty konflikt o to między nimi jak to w ideologicznej rodzinie bywa. Nie zmienia to w niczym faktu, że łączy ich niechęć co najmniej, a w radykalnych postaciach wręcz skrajna nienawiść do państwa, dlatego dziwaczny mariaż minarchistów niechby, czyli zwolenników ''ograniczonego  rządu'' z nacjonalizmem jest poroniony od zarania, podkreślam to nie tyle kwestia takich czy innych dysfunkcji i uwikłań przywódców Konfederacji a nade wszystko ich wolnorynkowego zjebania - do naprawy państwa nie są zdolni z zasady ludzie, dla których stanowi ono co najwyżej ''zło konieczne'', zaś uprawiana przez nich polityka jest niemożliwa, idiotyczna dosłownie, bo tam gdzie nie ma państwa czyli w ''czystym'' kapitalizmie jak i komunizmie, tam i polityka przestaje być potrzebna, a to jest pożądany cel obu doktryn, liberalnej i lewicowej bez względu na dzielące je różnice wyłącznie na tle ekonomicznym.

Przydałaby się zaś jaka formacja autentycznych reformatorów, bo zgodzimy się chyba, że obecna Rzeczpospolita jest takową jedynie z nazwy, zaś obóz ''dobrej zmiany'' zaczyna wyraźnie buksować, widomym tego świadectwem choćby rozrośnięty do absurdalnych rozmiarów i poprzez to dysfunkcyjny nowy rząd, a szczególnie świeżo mianowany minister finansów, jak wszystko na to wskazuje pół na pół kreatura wojskowego wywiadu PRL czyli de facto Moskwy i londyńskiego City [ stanowiłby więc dowód międzysystemowej ''konwergencji'' komuno-kapitalistycznej jakiej serię blogową pt. ''Matrioszka'' poświęcił ostatnio Fox ]. Oczywiście by to przesłonić zaczęła się w ''wolnych'' jedynie z nazwy mediach dezinformacyjna gadka, wypominanie że facet ma ''niepełne wyższe'' czyli jest nieukiem jak Kwaśniewski, albo zeń ''parch'' w wersji dla naroli, a ponoć i pedał przy tym. Tymczasem stokroć ważniejszym jest, iż zaczynał karierę jako szef w kluczowej dekadzie '79-'89 londyńskiego oddziału Banku Handlowego, który dysponował monopolem w PRL na obsługę i rozliczanie transakcji międzynarodowych przez co robił de facto za przybudówkę komunistycznych służb, cywilnych jak i wojskowych. Nie przeszkodziło mu to wszakże w zrobieniu kariery w międzynarodowych, zachodnich instytucjach finansowych tudzież i krajowych jak Bank Zachodni WBK, gdzie zapoznał się z przyszłym premierem ''VATeuszem'' Morawieckim - pan Kościński miał tam pełnić funkcję człowieka ''do specjalnych poruczeń'', stąd przylgnęła ponoć doń z tego tytułu wśród pracowników banku ksywa ''Tadek zielone ucho'':))). Internety piszo, nie wiadomo na ile to prawda, jakoby wyznaczył go do tego niejaki Jacek Kseń, szara eminencja lokalnego świata finansów rzekomo stojąca jeszcze mocniej w hierarchii ''zielonych'' służb komunistycznych, jak i zachodniej finansjery. Jeśli do tego doliczymy, że jak sugeruje Ziemkiewicz głośna ostatnio sprawa szefa NIK-u Banasia posiada drugie dno, konkretnie ostrej rywalizacji służb i to nie tylko krajowych [ choćby dlatego, że klientami nieformalnego zamtuza mieszczącego się w jego kamienicy miały być różne prezesy i insze znaczne persony, co rzecz jasna stanowi wymarzone żerowisko dla szukających na nich rozmaitych ''haków'' tajniaków ], zaś wszystko ''ujawniła'' wyjątkowa dziennikarska kanalia, de facto jawny agent służący do operacji dezinformacyjnych, ten sam od dętej afery ''Wafel SS'', wszystko zaczyna układać się w dość klarowny scenariusz walki buldogów o podział łupów i wpływy w obliczu nowego rozdania po wyborach parlamentarnych. Tak czy siak skoro już zabraliśmy się za skromne nakłuwanie balonów nadętych pychą warto może jednak pokusić się chociaż o pytanie jakim to cudem syn radykalnie antykomunistycznego działacza politycznego zrobił spektakularną karierę w instytucjach finansowych najeżonych komunistyczną, moskiewską de facto agenturą cieszącą się dziwną tolerancją co najmniej ze strony londyńskiego City i Wall Street?! Powtórzę więc com napisał poprzednio: sądzę iż korzenie tego nieprawdopodobnego z pozoru sojuszu zachodniej finansjery z radzieckimi przydupasami tkwią najpóźniej w poł. lat 80-ych, dobie ''paktu Rockefeller-Jaruzelski'' przypieczętowanego aferą założycielską III RP czyli FOZZ, na tym gigantycznym przewale ufundowano min. obecne imperia medialne TVN i Polsatu, zaś obie te stacje ''prywatne'', w tym jedna będąca własnością Amerykanów, podżyrowały mocno kucnaroli i zapewne nie raz jeszcze w razie potrzeby to uczynią, to tak do namysłu zarówno naiwnie zapatrzonym w ''wujka Sama'' co i żarliwym wyznawcom ''słowiańskiego braterstwa'' z Rosją. Zapewne jakąś wskazówkę stanowi także esbecki zapis wideo ekstradycji Kornela Morawieckiego umieszczony niedawno na oficjalnym tubowym profilu IPN, tym razem w pełnej wersji co zmienia postać rzeczy bo zaczyna to wyglądać na kiepską ustawkę, przywódca ''Solidarności Walczącej'' jakoś niespecjalnie opiera się wnoszącym go na pokład samolotu tajniakom, szkoda też, iż ''zawieruszyła się'' gdzieś fonia, bo niestety nie każdy jest specjalistą od czytania z ruchu warg a rad bym dowiedzieć się o czym rozmawia wyraźnie stremowany w dość familiarnej jednak atmosferze z otaczającymi go funkcjonariuszami [ może już wtedy omawiali jego późniejsze ekscentryczne koncepty ''Europy od Atlantyku po Pacyfik''? ]. Jedno jest pewne: Polska jako należąca do kluczowych w obecnej globalnej rozgrywce ''punktów węzłowych'' będzie, już właściwie jest polem harcowania rozmaitych agentur, nie tylko tradycyjnie krajów ościennych i zamorskiego hegemona + Izraela, ale i egzotycznych wciąż dla nas a coraz śmielej rozpychających się nad Wisłą jak chińska czy nawet niektórych krajów muzułmańskich. W związku z tym mam przykrą wiadomość: niestety będzie tu kurwa wesoło, dlatego by uniknąć losu frajerów i pijanych dzieci we mgle pora zakodować sobie wreszcie do łbów co wykładał śp. Guy Debord, nieważne że ''lewak'', iż żyjemy w społeczeństwie spektaklu, którego inscenizatorami są tacy czy insi tajniacy.

W obliczu nieuchronnej jak sądzę mimo pozornych sukcesów klęski poronionego mariażu ideologicznego liberalizmu z nacjonalizmem, oraz przewartościowań w lokalnym mejnstrimie, przede wszystkim przesądzonej zdaje się dekompozycji obozu rządzącego, warto przyjrzeć się na koniec obrzeżom rodzimej sceny politycznej, szczególnie tej po prawej stronie najbardziej nas interesującej, a dzieją się tam wbrew pozorom bardzo ciekawe rzeczy, nawet jeśli tyczące póki co planktonu. Jak pisałem ostatnio trwa od jakiegoś już czasu ferment wśród radykalnych narodowców na tle działań Bąkiewicza i s-ki, który zaowocował odejściem tegoż z ONR wraz z Kalinowskim i Jelonkiem jeszcze pod koniec zeszłego roku, oraz w kontrze wypchnięciem działaczy tej organizacji ze straży niedawnego Marszu Niepodległości. Ostra różnica zdań, obok nieuniknionych konfliktów personalnych zwłaszcza w walce o władzę nawet niechby marginalną, powstała także na tle wyboru strategii politycznej, poszło nie tylko o swoisty konformizm liderów MN, ale i sprzeciw wobec łajdaczenia się części zezujących w kierunku mejnstrimu narodowców z pseudo-prawicowymi liberałami, co nie ukrywam budzi mą sympatię. Cóż z tego skoro i tu nie brak patologii, choćby zjebów pałujących się Degrellem, który piał peany na cześć Hitlera jako ''człowieka starożytnej Hellady o klasycznym systemie wartości, oddanego pięknu, naturze, prawom ducha i harmonii'', albo wyznawczyń osobliwie identarystycznej wersji ''zrównoważonego niedorozwoju'', prawdziwych eko-furii nacjonalizmu jak Maryśka Pilarczyk. Działacze jej macierzystej ''Pracy Polskiej'' wprawdzie punktują trafnie ruchy LGBT jako awangardę globalistycznego imperializmu antykulturowego, ''narzędzie w grze globalnego kapitału, który dąży do brutalnego przeforsowania swoich interesów ekonomicznych oraz narzucenia państwom narodowym decyzyjności w formie ponadnarodowej'', stąd posługuje się on min. ''tęczystami'' by ''doprowadzić do rozbicia monolitów, stojących na drodze'' do osiągnięcia tegoż celu. Nie dostrzegają jednak najwidoczniej, że tyczy to również antysmogowej i klimakteryjnej histerii, której hołdują a grzanej przecież dokładnie przez te same ośrodki jawnie już dążące do budowy planetarnego New World Order - czyżby więc nacjonalistycznym antykapitalistom po drodze było z bankami zachęcającymi do brania kredytów w zamian za posadzenie ''tlenowego drzewka''? Owszem, serio traktowany patriotyzm oznacza także szacunek dla przyrody ojczystej, pod żadnym pozorem nie może to jednak równać się uleganiu zabobonom politycznej neo-gnozy, którą niewątpliwie jest ''zrównoważony rozwój'' co właśnie czyni Pilarczykowa, więc ogarnij się dziewucho!:) [ jak ktoś trafnie podsumował na ''ćwierkaczu'': ''Marysia to stracony przypadek. Oświeceni przywykli patrzeć na rzeczywistość z piedestału Niosącego Światło, toteż próżno próbować trafić do nich z argumentacją etyczną. My maluczcy z dołów zaściankowości i zabobonów nijak nie jesteśmy dla niej partnerami do dyskusji.'' ]. Niemniej narodowy solidaryzm o nie tyle antykapitalistycznym, co antyliberalnym jak i antykomunistycznym ostrzu, wyzbyty złogów w postaci autentycznych fanów Hitlera czy zajeżdżającej oddolnym globalizmem wersji ''zielonego nacjonalizmu'', bez rusofilstwa oraz naiwnej jankesofilii, wreszcie obsesji na punkcie nacji w swoim mniemaniu jedynie wybranej obojętnie pro czy kontra, zdolny wszakże do taktycznych, powodowanych realistyczną oceną sojuszy bez dawania przy tym d..., jawi się mimo wszystko jako sensowna alternatywa dla poronionej z zasady ideologicznej fuzji, którą stanowi obecna Konfederacja. Nie widzę szans by jej formuła mogła utrzymać się na dłuższą metę choćby w obliczu nabrzmiewającej z każdym rokiem kwestii masowej migracji niosącej nieuchronnie zmiany kulturowe, a co za tym idzie polityczne i dla gospodarki krajowej, czy równie palącą obyczajówkę na których to sprawach Kondomici w końcu się wypierdolą, to pewne [ już Janusz o to zadba ]. W każdym razie solidaryzm o jakim tu mowa nie ma nic ale to nic wspólnego z socjalizmem, choćby dlatego, iż marksowski proletariusz, podobnie zresztą jak wolnorynkowy idealny przedsiębiorca i konsument jednako nie posiadają narodowości, rasy, płci, wyznania etc., są abstrakcyjnym ''człowiekiem w ogóle'' istniejącym jedynie na kartach pism lewicowych i liberalnych doktrynerów. Tym bardziej nie należy go mylić z niemieckim nazizmem, bowiem nie o faszystowską statolatrię się tu rozchodzi, lecz właśnie prawdziwie wolnościowy, republikański z ducha, rodzimy ideał państwa jako dobra wspólnego, ''rzecz-pospolitą'' w źródłowym tegoż słowa znaczeniu.