sobota, 22 lutego 2020

Tриста respublik.

Kontynuujemy wątek podjęty w poprzednim wpisie tym razem nadając mu szerszy historyczny kontekst, bowiem skandaliczna ignorancja panująca w tej materii, powszechna dziś niestety, skazuje na egzaltowanie się zleżałymi i dawno już skompromitowanymi ideami - tak więc libki wpadły w zachwyt nad wspomnianym mini-dokumentem Siryka, zwłaszcza Trader 21 wraz z Wapniakiem rozpływali się w komplementach ten pierwszy dodając przy tym, iż marzy mu się Europa i cały świat przemieniony w ''tysiąc Liechtesteinów'', takich wolnorynkowych kurników, globalny system mini-państewek stanowiących ''szare strefy'' oparte na niczym nieskrępowanej przedsiębiorczości, bez wojen za które rzecz jasna w tej porażającej infantylizmem wizji odpowiadają jedynie ''ci źli politycy'' i ściśle powiązana z nimi interesami, a wyklęta przez libertarian bankowość centralna. Kuce jakie w ogóle coś czytają [ co wśród nich wcale nie jest normą wbrew nazbyt wygórowanemu mniemaniu jakie mają o sobie ] wiedzą, że to koncept rodem z pism Hansa Hermanna Hoppego, czołowego obecnie teoretyka ''anarchokapitalizmu'', idę jednak o zakład, że niemal nikt z tych intelektualnych prowincjuszy pojęcia nie ma, iż równo 250 lat temu już niemal bliźniaczo podobne fantasmagorie snuł zapoznany polski myśliciel polityczny Adam Wawrzyniec Rzewuski. W swym dziełku ''O formie rządu republikańskiego'' będącym łabędzim śpiewem szlacheckiej ''złotej wolności'' kreślił wizję ''Europy 300 Rzeczpospolitych'' prowadzących pokojową koegzystencję dzięki wolnościowemu ustrojowi i swobodnej wymianie handlowej między nimi, bez wojen uniemożliwionych przez brak posiadania niezbędnych ku temu stałych armii itd. Wszystko to bardzo piękne jest i z grzybkami można by nawet podać, gdyby nie tragiczny kontekst dziejowy towarzyszący szlachetnym rojeniom i czyniący z nich pośmiewisko - otóż pan doktryner ogłosił drukiem swe zacne koncepta w 1790 roku... zaledwie na parę lat przed ostateczną katastrofą republikańskiej państwowości i wolnościowego ustroju, którego mienił się był obrońcą. A więc za moment zrobią wjazd na chatę bezwzględni reketierzy stawiając gospodarzy przed brutalną alternatywą - ''wypad z kasy skurwysyny, albo złamiemy rękę dziecku lub zgwałcimy żonę'' wobec której to przemocy będą zupełnie bezbronni, bowiem na przepędzenie kanalii trzeba by mieć państwo z prawdziwego zdarzenia wraz ze stałą, odpowiednio dużą armią co nie obeszłoby się bez ponoszenia znacznych ciężarów podatkowych, a przecież jak głosi wolnościowe credo ''państwo to złodzieje a podatki to kradzież!'' [ bezlitośnie gwałconym i grabionym pozostaną więc na obronę liberalne frazesy wraz z ustępami z dzieł Cycerona i trwanie w stuporze bezsilnego moralnego oburzenia ]. Co więcej lada chwila cała Europa stanie w ogniu, przetaczać się będą przez nią wzdłuż i wszerz gigantyczne na owe czasy wojska, setki tysięcy, miliony nieledwie mężczyzn ginąć w bitwach wojen rewolucyjnych i napoleońskich, które rozmiarami masakr przewyższą dopiero rzezie XX-wiecznych konfliktów, dotychczas panujący porządek zostanie przeorany i wywrócony na nice, a ten proto-libertariański polityczny idiota w obliczu apokaliptycznej zawieruchy dziejowej jak gdyby nigdy nic sadzi rozwolnościowe farmazony! [ bo też i był zdeklarowanym masonem wierzącym jak przystało na fartuszkowego zjeba w ''szczęście zjednoczonej ludzkości'' i nie wyleczył się z niniejszej przypadłości do końca żywota ]. Trzysta Rzeczpospolitych czy tysiąc Liechtensteinów jeden ch... za przeproszeniem, równie to infantylne i durne, całkiem oderwane od współczesnych jak i historycznych już realiów politycznych, społecznych, ekonomicznych zresztą także, stąd nie pojmuję jak można w ogóle dysponując choć odrobiną RiGCzu traktować serio podobne brednie?!

Dobre chociaż, że z pana Wawrzyńca nie była zdradziecka kurwia jak jego stryj, niesławnej pamięci czołowy ideolog obozu Targowicy Seweryn Rzewuski upatrujący w carskim zamordyzmie rękojmi dla wolnościowego porządku Rzeczpospolitej. Polecam lekturę pism tegoż i jemu podobnych wszystkim ewentualnym krytykom stawiającym zarzut ekstrapolacji obecnych uwarunkowań i nieuprawnionego mieszania porządków historycznych, że to niby dawno było i nieprawda - pomijając archaiczną formę językową co i rusz dopada przy tym nieodparte wrażenie deja vu niczym jakieś pierdolone flashbacki: toż samo puste rezonatorstwo, histeryczna obrona ''demokracji'' ograniczonej w praktyce do warstwy uprzywilejowanych w imię tego, aby ''było tak jak było''. Oczywiście historia nigdy nie powtarza się 1 : 1, co to jednak za różnica ostatecznie, że współcześni jurgieltnicy nie biegają z donosem i skarżą do Petersburga a Brukseli, skoro uprawiane przez nich polityczne kurewstwo w imię zachowania ich dotychczasowych swobód i wolności panoszenia się jednakie? Aktualność historycznych odwołań wyraża się także w fakcie, iż skoro targowiczanie stanowili bandę zaprzedanych dziwek i skompromitowanych przegrywów dokładnie jak dzisiejsza ''totalen opozyszyn'' nie oznacza wcale, że obóz patriotyczny także nie popełniał wielu fatalnych błędów podobnie co PiS np. z uporem godnym lepszej sprawy ówcześni reformatorzy forsowali dziedziczność tronu zupełnie niepotrzebnie antagonizując rzesze przywiązanej do idei wolnej elekcji szlachty. Tymczasem obieranie króla w powszechnych wyborach, należycie tylko zmodyfikowane i usprawnione by wraz z poszerzającą się z biegiem czasu nieuchronnie grupą elektorów odpowiadać aktualnym wyzwaniom, posiadało w perspektywie potencjał przekształcenia się w system prezydencki jaki panuje choćby w USA - prezydent Stanów Zjednoczonych jest de facto monarchą elekcyjnym, tyle że kadencyjnym a nie dożywotnim, ale o prerogatywach tych samych jak nie większych co król. W ten sposób zapewniono by za jednym zamachem godziwie mocną władzę wykonawczą i mandat demokratyczny dla niej chroniący przed osunięciem się w rzeczywiście absolutystyczną czy oligarchiczną tyranię, bez wyrzekania się porządku republikańskiego i prawdziwie wolnościowego - przypomnę tylko, że dla jego ochrony starożytni Rzymianie ustanowili urząd republikańskiego dyktatora, bynajmniej nie przyczynił się on wbrew powszechnemu mniemaniu do obalenia republiki, a właśnie zapewnił jej sukces w morderczych zmaganiach z Kartaginą pozwalając na bezprecedensową jak na owe czasy ekspansję, paradoksalnie zahamowało ją dopiero powstanie Imperium, zaś faktyczna populistyczna tyrania sprawowana przez Cezara była już tylko zwyrodniałą formą tejże instytucji. A już całkiem dopada wrażenie osuwania się w bezdziejową ''czarną dziurę'' wręcz z jej ''tunelem czasoprzestrzennym'' czytając opinie Adama Wawrzyńca na temat jurystów jego epoki, mimo swego wolnościowego zaślepienia przenikliwie trzeba przyznać zdiagnozował demoralizację ówczesnych prawników gubiących swym łajdactwem i zaprzedaniem Rzeczpospolitą, trutni gotowych dla zaspokojenia prywaty za byle ochłap zalegalizować nawet unicestwienie własnej ojczyzny. W obliczu trawiącego obecnie nasze państwo i podsycanego przez wrogie potencje ''kryzysu konstytucyjnego'' a stąd i histerycznej obrony ''wolności sędziowskiej'', która każe sfanatyzowanym kanaliom antyszambrować na obcych dworach siejąc przy tym w ich interesie chaos i zgorszenie w kraju, nie mogę oprzeć się pokusie przywołania paru przynajmniej jego wypowiedzi traktujących o tym palącym problemie - jak pisze Barbara Jedynak w poświęconym mu opracowaniu:

''A. W. Rzewuski widział dalekosiężne skutki I rozbioru i analizował przyczyny tej sromotnej klęski demokracji. Dostrzegał uwarunkowania zewnętrzne, (gromił Rosję na forum dyplomatycznym, cesarza Józefa II nazwał łajdakiem), ale też upowszechniał przekonanie, że Sejm zdradził Polskę, gdyż posłowie nie mieli prawa podpisywać traktatu. Ujawniał niebezpieczeństwa, jakie płyną z rozchwiania władzy ustawodawczej i sądowniczej. Posłów, a zwłaszcza prawników obciążał winą za I rozbiór, toteż w jego planie zabezpieczeń znalazł się nawet punkt zabraniający prawnikom zasiadania w Sejmie:

[...] na Sejmie 1775, gdy ojczyzna sprawę swoją przegrała, każdy przychodził po dekret pewny i zyskowny, a wzięte za przedaż ojczyzny od obcych pieniądze, były mu razem u przekupnego sądu wpisem, rejestrem i patronem; późniejsze Sejmy sądziły Radę Nieustającą, która nawzajem sądziła Sejmy, sądy prawa i ludzi.

A. W. Rzewuski, czytelnik ''O skutecznym rad sposobie'' S. Konarskiego, wreszcie sam poseł i obserwator, znał potęgę monety zaborców wspierającą agenturalną rolę państw ościennych. W czasie Sejmu Czteroletniego rozchodziły się pogłoski o zagrożeniu traktatowym; A. W. Rzewuski żądał od Deputacji Interesów Zagranicznych publicznego udostępnienia depesz, ale w końcu musiał odstąpić od swoich żądań po wpływem uspokajających zapewnień członków Deputacji. Czasy I rozbioru pokazały, jak tragiczną siłą destrukcyjną może stać się Sejm, jeśli posłowie nie zostaną ograniczeni bardzo szczegółowymi instrukcjami wyborców, co do zachowań i uprawnień. Taki Sejm, miast być gwarantem wolności, może ją sprzedać, traktując swoich obywateli jak „masę przetargową”. Zaborcy, zabezpieczeni traktatem, a więc niejako w glorii prawa popełnią „zbrodnię przeciwko ludzkości” (tak nazywał S. Staszic zachowania zaborcy pruskiego wobec Polaków). Sejm „podziałowy”, udający procedury prawne (pseudotraktat rozbiorowy), w istocie stał się despotą, który przypieczętował rozerwanie całości ziem Rzeczypospolitej: „[...] cóż albowiem jest despotyzm, jeśli nie moc wyższa nad prawa i wszelkie ustawy?” Rzewuski odróżniał prawdziwy despotyzm, który jest samowładny i lekceważy literę prawa, od „rzetelnego” despotyzmu, który nie jest w istocie niczym więcej jak respektowaniem zasad pisania i respektowania praw. W instytucji sejmu zawiodło „pierwsze wojsko Rzeczpospolitej”. [...] Problem zabezpieczenia pracy sejmu, aby była zgodna z wolą narodu jest w traktacie Rzewuskiego interesujący. Oto niektóre propozycje autora: 1) posłowie mogą podejmować decyzje tylko w zgodzie z instrukcjami wyborców, nie wolno im przekraczać kompetencji i uprawnień, 2) posłów obowiązuje zakaz poruszania się i kontaktowania, zwłaszcza z cudzoziemcami w czasie pracy Sejmu,a zwłaszcza ustalania praw, 3) ławy posłów z danych województw powinny być zamykane, 4) w Sejmie powinno być miejsce dla niezależnych arbitrów, którzy byliby świadkami i sędziami naturalnymi swych reprezentantów, 5) posłowie mają prawo uchwalać tylko to, czego żąda naród, 6) prawnicy nie mogą być posłami, gdyż demoralizują procedury prawne i służą korupcji, sprowadzają niebezpieczeństwo na państwo, 7) nad posłami mają czuwać specjalne sądy.''

- jakże to aktualnie brzmi dziś, gdy trwa cichy rozbiór Polski, podobnie jak poprzednie zaprowadzany w atmosferze ''praworządności'': czy więc ktoś jeszcze śmie twierdzić, że zajmujemy się jakimiś całkiem zdezaktualizowanymi pierdołami?! Powyższym uwagom Adama Wawrzyńca nie sposób patrząc trzeźwo odmówić słuszności, cóż z tego jednak skoro nie towarzyszyło im u twórcy konceptu ''trzystu rzeczpospolitych'' przekonanie o potrzebie radykalnego wzmocnienia instytucji państwowych, szczególnie armii i to nawet w obliczu jawnej już agresji i panoszenia się zaborców, oraz realnej groźby utraty tych resztek niepodległości, które do tego czasu Rzeczpospolita jeszcze zachowała, a wszystko przez widmo zastąpienia obcych despotii rodzimą i zniszczenia wskutek tego ''złotej wolności''. Remedium upatrywał więc w położeniu nacisku na edukację i kształtowanie młodych obywateli w duchu ''cnoty republikańskiej'' tak jakby sama moralność niechby i żywa, serio traktowane zasady przyzwoitości mogły zastąpić brak niezbędnego ku istnieniu niepodległego i rzeczywiście wolnego bytu narodowego ładu instytucjonalnego państwa. Podejście to, dość typowe niestety dla tradycyjnego polskiego republikanizmu do dziś, poraża infantylizmem, nie mam pojęcia skąd się ono bierze - być może w jakiejś mierze fatalnie zaciążyła tu recepcja dzieł nazywanego przez Dorotę Pietrzyk-Reeves ''nauczycielem stylu politycznego naszych mężów stanu'' Cycerona, niewątpliwie wybitnego myśliciela politycznego, lecz beznadziejnego w praktyce i przegranego polityka, który poniósł w końcu klęskę daremnie próbując powstrzymać proces przekształcania systemu władzy starożytnego Rzymu w cesarski imperializm. Na pewno znaczenie miało tu, iż gros swej działalności publicznej poświęcił zwalczaniu zwyrodniałej postaci dyktatury sprawowanej przez Sullę a później Cezara, które w małym stopniu przypominały swój republikański pierwowzór, z drugiej formuła jego autorstwa ''Salus populi Romani suprema lex esto'' czyli ''Dobro ludu rzymskiego niechaj będzie najwyższym prawem'', gdzie lud można traktować jako synonim Rzeczpospolitej, służyła jako uzasadnienie stanów nadzwyczajnych i czasowego zawieszenia swobód w imię zachowania ładu państwowego. Zdawał sobie też sprawę, iż wolnościowa treść będzie pozbawiona znaczenia jeśli nie znajdzie wyrazu w instytucjonalnej formie, stąd w duchu starorzymskiego pragmatyzmu kładł nacisk na istotną rolę jaką w etosie republikańskiego obywatela stanowiło pełnienie przezeń funkcji publicznych. Dlatego żadną miarą nie sposób pogodzić takowej postawy z pogardą wobec ''urzędasów'' rozpowszechnioną niestety do dziś wśród Polaków, dowodzącą jedynie ich niewolniczej wprost niedojrzałości, by nie powiedzieć wprost głupoty politycznej na której żeruje korwinizm i zupełnego pomylenia wolności z anarchiczną samowolą, tym wiecznym źródłem wszelkiej tyranii. Nie usprawiedliwiają tego najbardziej nawet traumatyczne doświadczenia z biurokracją państwową, bo faktyczna patologia wszelkich mafii i sitw jakimi niewątpliwie jest ona przeżarta powinna stanowić pobudkę do maksymalnego jak się da oczyszczenia jej z nich, a nie poronionych u swego zarania, nihilistycznych rojeń o ''ładzie bezpaństwowym'' obojętnie w wersji wolnorynkowej czy też anarchokomunistycznej, jednako zdradzieckich wobec rzetelnie pojętego republikanizmu. Jak trafnie zauważyła w przywołanym wyżej artykule Barbara Jedynak wolnościowe napuszenie A. W. Rzewuskiego, niechby powzięte ze szlachetnych i szczerze patriotycznych pobudek:

''Było zgodne z duchem pierwszego dziesięciolecia porozbiorowego, w którym chętnie pod sztandarami reform edukacyjnych i gospodarczych popularyzowano wzory dobrych obywateli, jak gdyby kompensując w ten sposób brak dyskusji na temat przyszłości państwa, w zasadzie pozbawionego silnego wojska, które byłoby w stanie ochronić pozostałe granice Rzeczypospolitej. Na pytanie o możliwość zachowania egzystencji państwowej bez prestiżu militarnego — i po odpisaniu „traktatowym” części ziem — przyszłość niebawem dała tragiczną odpowiedź.''

W efekcie twórca konceptu ''Europy 300 Rzeczpospolitych'', gdy klęskę poniosły reformy ustanowionej wskutek faktycznego zamachu stanu Konstytucji 3 Maja na którą to niechętnie wszakże przystał w przeciwieństwie do swego zdradzieckiego stryja, zmuszony był pogodzić się z brutalnie narzuconą obcą despotią skoro tak bardzo obawiał się widma rodzimej, i złożył w końcu przysięgę na wierność carycy. Na tym właśnie polega mój główny bodaj zarzut wobec libertarian wszelkich epok: przez to że tak fetyszyzują wolność kończą zwykle jako ordynarni niewolnicy, a sama swoboda myli im się w praktyce z ''róbta co chceta'', zaś rzetelnie pojmowana wolność wymaga dyscypliny, folgowanie własnym zachciankom prowadzi do zniewolenia, zmagający się z własnymi nałogami przekonują się o tym na własnej skórze. Nowi władcy w swej łaskawości pozwolili temu ''wolnościowcowi'' kompensować sobie rzeczywistą im podległość w rosnącym z biegiem lat zaangażowaniu w wolnomularstwo - historycy mają kłopot w wyliczeniu lóż masońskich gdzie zasiadał pełniąc rozliczne honory z tytułem wielkiego mistrza włącznie, noszących tak pompatyczne nazwy jak ''Rozproszona Ciemność'', ''Orzeł Biały na Wschodzie Petersburga'', ''Szczęśliwe Oswobodzenie'' czy ''Przyjaciel Ludzkości'' [ ich nabzdyczenie maskowało realne zniewolenie narodowe jakie się za tym kryło ]. Wszystko zaś w duchu ''pruskiego liberalizmu'' tak klarownie wyłożonego w programowym dziełku jego naczelnego ideologa, wybitnego królewieckiego filozofa Immanuela Kanta pt. ''Czym jest Oświecenie'' :

''Ale tylko ten panujący, który, sam oświecony, nie obawia się swego własnego cienia, a jednocześnie dla zapewnienia spokoju publicznego dysponuje liczną dobrze zdyscyplinowaną armią - tylko ten panujący może stawiać sprawę w taki sposób, na jaki nie może sobie pozwolić republika (ein Freistaat): myślcie ile chcecie i o czym chcecie, ale bądźcie posłuszni !''

- nie sposób oprzeć się wrażeniu, że libertarianie obecnej doby przygotowują jako pożyteczni idioci grunt dla takowego ''wolnościowego zamordyzmu'' swymi infantylnymi rojeniami o świecie bez granic ni państw... Jedno wszakże jest pewne: wszystko zdaje się wskazywać na to, iż Rzeczpospolita uległa rozbiorom przez ościenne mocarstwa, gdyż nie zdołała zmodyfikować swej struktury odpowiednio do zmieniającej się, korzystnej dotąd dla niej koniunktury geopolitycznej wzmacniając instytucje państwowe, co wcale nie oznaczało wyrzekania się republikańskiego paradygmatu ustrojowego i zaprowadzenia absolutystycznych porządków, anachronicznych już w dobie Konstytucji 3 Maja, bo wystarczyła w tym celu dyktatorska forma rządów i jakiś rodzaj powszechnej mobilizacji, której towarzyszyłby etos ''żołnierza-obywatela'' jak miało to miejsce w starożytnym Rzymie. Nawiasem: kontrast między ekspansjonistycznym i militarystycznym rzymskim republikanizmem, a raczej defensywno-pacyfistycznym kształtem jaki przybrał w rodzimym wydaniu i skłonnym przez to do toczenia wojen obronnych niż zaborczych jest wręcz uderzający, rozważanie domniemanych przyczyn tegoż stanu rzeczy, który tak fatalnie zaciążył na losach I RP to rzecz godna osobnego potraktowania. Dlatego oddając sprawiedliwość fenomenowi szlacheckiego ''sarmatyzmu'' sprowadzonemu do groteskowej wizji ''rubasznych czerepów'' przez ślepo zapatrzonych w Zachód reformatorów doby stanisławowskiej [ o ironio wywodzących się przeważnie spośród tejże szlachty ], nie jestem wszakże jego bezkrytycznym chwalcą, a staram się rozpatrywać go w swych blaskach jak i cieniach, które powinny stanowić dla nas przestrogę na przyszłość. Tyczy to również obozu patriotycznego, który nawet jeśli ze szlachetnych pobudek zaprowadzenia koniecznych reform ustrojowych nie ustrzegł się poważnych błędów, takich jak wspomniana dziedziczność tronu czy niepotrzebnie antagonizujące szlachtę pozbawienie praw obywatelskich ''gołoty'' przy jednoczesnym przyznaniu ich mieszczaństwu, w którym jak słusznie akurat podnosili to przedstawiciele obozu zachowawczego dominowały żywioły obce, przede wszystkim niemieckie - nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie oględnie zowiąc w kontekście przysłowiowo nieudolnych rządów Sasów, i groziło zupełnie realnie obraniem na króla pruskiego Fryca, gdyby nawet byt Rzeczpospolitej dało się utrzymać, a więc i tak mogłoby dojść do zagarnięcia jej wskutek tego przez żarłoczny Berlin i to rękami miejscowych obywateli! Należy też oddać ogółowi szlachty, że choć początkowo oponowała przeciwko wprowadzanym zmianom, nie całkiem bez racji jak widać, postawiona przed faktem dokonanym uznała jednak gremialnie zaprowadzoną wskutek zamachu stanu konstytucję powodowana patriotycznym wzmożeniem, mobilizacją w obliczu realnej zatraty Ojczyzny, co wymusiło na targowiczanach szukanie ratunku w obcej protekcji skoro nie mogli liczyć na wystarczające poparcie wśród miejscowej opinii publicznej. Było już jednak za późno i to grubo: sądzę, że ostatnia realna szansa na naprawę państwa zaprzepaszczona została jeszcze tuż po skumulowanej katastrofie powstania Chmielnickiego, najazdu Moskali i szwedzkiego ''potopu'', gdy wstrząśnięta tym szlachta była gotowa na daleko idące reformy ustrojowe - choćby postulat podejmowania uchwał 2/3 głosów został przez nią wysunięty na sejmie w 1658 - wszakże w ramach republikańskiego paradygmatu, niestety Janowi Kazimierzowi, niepozbawionemu talentów wojskowych, lecz fatalnemu władcy upierdzieliło się za podszeptem małżonki, ówczesnej agentki wpływu Ludwika XIV przepychać kolanem ''absolutum dominium'' niwecząc tym możliwość uratowania RzPlitej jak okazały dzieje jej późniejszego upadku za Sasów i ostatecznej katastrofy rozbiorów. Szlacheckim ''wolnościowcom'' pozostało więc przyjąć w końcu na kark jarzmo obcej despotii skoro tak bardzo obawiali się zaprowadzenia rodzimej, jak uczynił to właśnie złotousty obrońca ''aurea libertas'' i głosiciel prekursorskiego konceptu ''Europy 300 Rzeczpospolitych'' Adam Wawrzyniec Rzewuski, wyznawany przezeń żarliwy ''republikantyzm'' nie przeszkodził mu wszakże w pełnieniu stanowiska senatora i tajnego radcy petersburskiego dworu, faktyczną podległość carskiemu samodzierżawiu kompensując sobie jako się rzekło masońskimi frazesami i groteskowo napuszoną lożową tytulaturą. Przyznajmy uczciwie, że nie wszyscy wolnomularze byli podobnymi konformistami, i część z nich napsuła sporo krwi zaborcom, cóż z tego jednak skoro uprawiane przez nich ''liberum conspiro'' nie mogło zrekompensować katastrofalnych skutków braku własnej niepodległości, i fatalnie zaciążyło na kolejnych formach odrodzonej polskiej państwowości praktycznie do dziś - mam na myśli perwersyjny związek łączący wszelkich spiskowców ze zwalczającymi ich tajnymi policjami, w których buty wszakże ochoczo włażą, gdy tylko sami dorwą się do władzy [ dowodem pewien były działacz antykomunistycznej opozycji o nazwisku na K. jaki zamiast zabrać się za zwalczanie lokalnych mafiozów i jawnych zdrajców woli załatwiać aresztami porachunki z konkurentami w swoim obozie władzy ].

Ryzykując miano ''ruskiego agenta'' należy powiedzieć prawdę, że omawiana tu zaraza antypaństwowego nihilizmu nie napływa do nas bynajmniej tylko od wrogich nam tradycyjnie mocarstw ościennych [ upadłych, lecz wciąż groźnych ] - jak trafnie zauważył Carl Schmitt w swym opracowaniu poświęconym zagadnieniu dyktatury:

''Z odwrócenia przedstawionego przez Mably'ego wynika pogląd, że państwo i rząd stanowią zło konieczne, które należy ograniczyć do minimum. U Amerykanów widać to najwyraźniej. Thomas Paine wyraził myśl, która całkowicie oddaje ducha północnoamerykańskiego liberalizmu, ale jest tak sformułowana, że mogłaby pochodzić z XIX w. kiedy odróżniano państwo i społeczeństwo [ zupełnie niezgodnie z duchem republikańskim - przyp. mój ], a w państwie widziano mechaniczny aparat nałożony na organicznie wzrastające społeczeństwo: społeczeństwo jest [ w tej wizji ] produktem rozsądnego współżycia ludzi, ludzkich potrzeb i ich zaspokajania, a państwo [ naturalnie Paine powiedział: government ] stanowi produkt naszych wad.''

- dziś dokładnie te same pierdoły kładzie się do głów kucom na miltoniadach finansowanych bynajmniej przez Moskwę, a różne ''prodżekty Arizona'', na które uczęszcza min. obecny poseł Konfederacji Jakub Kulesza, ''anarchokapitalista'' jak sam się określa. Przy czym libertariańska trzódka bierze za dobrą monetę gadki o wolnym handlu i swobodach obywatelskich nie dostrzegając przy tym, że pozostałyby one pustym hasłem, gdyby nie stała za nimi potęga militarna USA, nade wszystko floty kontrolującej odbywającą się nadal głównie szlakami morskimi globalną wymianę handlową, oraz kapitału bynajmniej zgromadzonego wskutek li tylko niczym nieskrępowanej przedsiębiorczości. W tym kontekście jakże złowieszczo aktualnie prezentuje się fascynacja świeżo powstałą za oceanem republiką u obrońców dogorywającej szlacheckiej RzPlitej, tak jeśli idzie o tych co niechętnie wprawdzie, jednak wsparli ostatecznie z pobudek patriotycznych program reform wnoszonych przez Konstytucję 3 Maja jak omawiany tu Adam W. Rzewuski czy Wojciech Turski, co i targowiczan pokroju Leonarda Olizara i Szczęsnego Potockiego - ten ostatni, jakobin, mason i główny macher obozu zdrady narodowej snuł nawet plany przekształcenia rodzimej monarchii w zdecentralizowany federalny ustrój na wzór ówczesnego USA. To tak do namysłu dla polskich patriotów obecnej doby, którym nader często powodowana trzeźwą oceną sytuacji opcja proamerykańska myli się niestety z naiwną jankesofilią, ślepą idealizacją ogólnie pojętego Zachodu - jak widać można takową postawę pogodzić z zaprzaństwem i niewolniczym wysługiwaniem się kontynentalnym zamordyzmom, mniejsza już czy to moskiewskie samodzierżawie czy też pruska militarystyczna mętownia. Nie wszystko co płynie do nas zza oceanu jest dobre i przynosi nam pożytek, ani da się uzgodnić z rodzimym wzorcem republikańskiego ustroju w jego pożądanej, czyli wzmocnionej instytucjonalnie postaci. Owszem, wiele z tego niesie potężny ładunek tendencji rozkładowych, zabójczy dla naszego trwania i rozwoju, stąd należy się im przeciwstawiać unikając wszakże mielizn równie naiwnej ruso- czy germanofilii, ordynarnego dawania d... ościennym imperializmom pomstując przy tym głośno jedynie na amerykański. Przyznam w największych koszmarach nie sądziłem, że gdzie jak gdzie ale w Polsce akurat pocznie się kwestionować masowo wręcz sens narodowej niepodległości, mimo iż nasze dzieje dostarczają aż nadto przykładów na zatrważające skutki katastrofalnej zapaści państwa, żywy to dowód powiedzenia, że Polak - polaczek chyba raczej - nie tylko przed, ale i po szkodzie durny. Przy czym uprzedzając zarzut zaznaczam, iż nie oznacza to ślepego lojalizmu wobec każdej formy państwowości, choćby tak wasalnej wobec Sowietów jak PRL, bo też i ustanowionej na bagnetach czerwonoarmistów. Uczciwie należy przyznać, że związki z tym parapaństwowym tworem obciążają i obecną III RP, niestety ale ''opcja zero'' nie była możliwa z róznych powodów, nade wszystko zbyt wiele środowisk tworzących ówczesną elitę władzy, nie tylko komunistów, podjęło w takim czy innym zakresie kolaborację z ZSRR, stąd pragmatyczny Zachód ukontentował się odsunięciem od rządu najbardziej skompromitowanych, resztę zaś zwyczajnie przekupił, i przykro mi, ale żadne patriotyczne frazesy temu nie zaradzą dopóki bycie suwerennym nie stanie się nad Wisłą opłacalne. Rasowy kuc zakrzyknie na to: ''no właśnie, a więc bogaćmy się!'' - sęk w tym, iż budowa ogarniającego jak największą rzeszę ludzi dobrobytu bez instytucjonalnej otoczki gwarantującej stabilność porządku i jego ochronę przed zakusami obcych agresorów oraz towarzyszącemu temu realnego solidaryzmu społecznego jest możliwa jedynie w onanistycznych fantazjach jebawczan. Dlatego tak niesłychanie istotną kwestią decydującą o naszym być lub nie być jest naprawa kompletnie dysfunkcyjnej struktury obecnej polskiej państwowości [ dowodem zbliżająca się prezydencka elekcja: może mi ktoś wytłumaczyć na ki chuj urządzać powszechne wybory ''strażnika żyrandola''? ], do której programowo niezdolni są wyznawcy ordynarnego wolnorynkowego anarchizmu w myśl hasła - ''państwo to złodzieje, a podatki kradzież!'' Na skrajną głupotę i zatratę instynktu samozachowawczego ze strony liderów Konfederacji zakrawa, że brną oni w tę stronę jak pajacujący z korwinową bródką Bosak, gdy zwalnia się właśnie z wolna na krajowej scenie politycznej miejsce dla propaństwowej i narodowej prawicy w obliczu narastającej kompromitacji PiS i dekompozycji obozu władzy. Nie w podatkach bowiem problem, lecz skandalicznym marnotrawstwie środków publicznych na wskutek panującego tutaj permanentnie apaństwowego rozpierdolu do którego naprawy, nie mam już złudzeń, nie są zdolne nieudolne lokalne elity jak i przeżarta anarchistycznym nihilizmem tubylcza ludność [ przykro mi, ale stopień społecznej anomii w jakim jest pogrążona sprawia, iż nie zasługuje ona na miano narodu z prawdziwego zdarzenia ]. Stawiając więc rzecz brutalnie - jeśli amerykański imperator nie zrobi na miejscu porządku we własnym interesie rzecz jasna, dotychczasowy burdel będzie trwał dalej aż do nowego rozbioru, pytanie tylko, czy zamorski hegemon ma zamiar na serio zaangażować się tutaj i nade wszystko posiada niezbędne ku temu środki, bo wcale nie stanowi takiej potęgi jak jeszcze niedawno wydawało się, tym bardziej, że jak widać i stamtąd napływa do nas zgnilizna ustrojowego rozkładu. Pozostaje więc powtarzać z uporem maniaka, nawet jeśli oznacza to jedynie głos wołającego na puszczy: ch... z Obozem Wielkiej Polski Liberalnej!!! Niech żyje ''opcja bannonowska'' w ruchu narodowym!:)

W następnych wpisach postaramy się wykazać, że wbrew globalistycznemu walcowi państwo narodowe ma przyszłość, a jedyną sensowną formę instytucjonalną stanowi republikański autorytaryzm unikający pułapek zbrodniczego, bandyckiego chaosu anarchii jak i ludobójczej tyranii totalizmu. Na finał zaś, skoro już przywołujemy zapoznanych, a jakże aktualnych polskich myślicieli politycznych, przytoczmy choć parę zdań traktujących o czołowym przedstawicielu i ideologu przedwojennego OZN Wacławie Makowskim, twórcy konceptu ''państwa społecznego'' o antykomunistycznym co i antyliberalnym nastawieniu - ''tfu! socjalizm'' jak rzekłby Ozjasz co winno stanowić wystarczającą rekomendację, bo wiadomo, że diabeł boi się święconej wody:

''Wacław Makowski przede wszystkim zwątpił w państwo liberalno-indywidualistyczne. Uczył, że ono „opierało się na metafizycznych przesłankach absolutnego znaczenia prawa i nieskrępowanej woli jednostki”, ale nie chciał zlikwidować inicjatywy jednostki. Pragnął „państwa społecznego”. [...] Makowski wychodził od przeświadczenia, że społeczeństwo nie jest bierną, podatną na działania władzy masą, ale realnym podmiotem politycznym. „Państwo społeczne” musi czynnie kształtować życie społeczne, musi go podejmować świadomie i planowo. Ale ustrój „państwa społecznego” nie jest oparty na dyktaturze monopartii. Utrzymanie wolności i równości ludzi uważał Makowski za potrzebne i możliwe, ale chciał „zorganizowanej demokracji”, z „władzą jednolitą i niepodzielną” głowy państwa. Odrzucenie faszyzmu i bolszewizmu jako dyktatur [ nowożytnych tyranii raczej - przyp. mój ] usiłujących realizować przebudowę społeczną przemocą jest dla Makowskiego charakterystyczne. Jego krytyka ustrojów totalitarnych nie dziwi. Przecież całkowicie odbierają one wolność jednostkom. Państwo wkracza głęboko w tkankę życia społecznego i sfery zastrzeżonej dla jednostki. Monopartia staje ponad prawem. [...] Makowski był i prawnikiem, i politykiem. Uprawiał naukę prawa, którą pojmował jako naukę i służbę społeczną. Zabiegał o „nową Polskę w „nowej Europie”, jak zresztą zatytułował jedną ze swych programowych książek. Jaka to miała być Polska? Odpowiedzieć można jednym zdaniem: państwo solidarystyczne w ramach autorytarnego porządku. [...] Państwo nie jest środkiem „na wszystkie niedomagania życia” – uczył Makowski. Nie stanowi ono ani „wymysłu szatana”, ani nie ucieleśnia „Królestwa Bożego na ziemi”. Jest tylko wytworem ludzkim, a więc z konieczności bytem niedoskonałym. Ów pragmatyczny stosunek do państwa zasługuje na uwagę, co autor komentowanej rozprawy wyraźnie podnosi. Kulesza widzi w osobie warszawskiego profesora jednego z najwybitniejszych teoretyków państwa autorytarnego w XX-wiecznej Europie. Był koronnym jurystą i legislatorem „pomajowej Polski”. [...] Autorytaryzm polski zrodził się z zamachu stanu. Wyłoniony w następstwie zamachu stanu przywódca nie chciał dyktatury bez ograniczeń. Późno przyszła nowa konstytucja — długo trwało prowizorium ustrojowe. Reforma konstytucyjna zniosła liberalną demokrację. Utrzymano wszakże zasadę odpowiedzialności parlamentarnej ministrów. Umiarkowana była represyjność państwa [ przynajmnej w porównaniu z tym co się wyprawiało za zachodnią granicą ówczesnej Polski a zwłaszcza na wschód od niej - przyp. mój ]. Nastąpiła przebudowa administracji i jej centralizacja. Doszło do ograniczenia uprawnień samorządu terytorialnego, ale go utrzymano (wraz z instytucją wolnych wyborów — dodałbym na marginesie). Rządy marszałka Piłsudskiego — powiedziałbym od siebie, czytając rozważania Kuleszy — były rodzajem samoograniczającej się dyktatury.''

http://orka.sejm.gov.pl/przeglad.nsf/0/FDB54A62978DA6DBC1258122004EB5AA/$file/14_PS2_2017%20nr%202%20s206-211_%20rec%203%20Marek%20Kornat.pdf