środa, 30 listopada 2011

Mentalny koktajl Mołotowa.

Do poruszenia problemu będącego tematem niniejszego wpisu z którym nosiłem się od dłuższego czasu skłoniło mnie ostatecznie orzeczenie niepoczytalności Breivika i komentarze wywołane przez nie - otóż nie będę ukrywał, że do pasji doprowadza mnie i boleśnie dotyka z przyczyn osobistych szeroko rozpowszechniona niestety przypadłość naszego życia publicznego jaką jest stygmatyzowanie, zwłaszcza przez polityków i publicystów, swoich przeciwników poprzez wmawianie im takich czy innych schorzeń psychicznych oraz nagminne używanie obelżywych epitetów typu ''schizol'', ''świr'' itp. Nagle narobiło nam się mnóstwo samozwańczych ''psychiatrów'', specjalistów z bożej łaski, którzy z wielką pewnością siebie naburmuszeni obwieszczają swe ''diagnozy'', że ktoś jest ''wariatem'', cierpi na ''schizofrenię polityczną'' itd. najśmieszniejsze zaś, że takie opinie często wygłaszają ludzie, którym samym brakuje piątej klepki. Rozumiem oczywiście, że patrząc np. na takiego Niesiołowskiego trudno uwierzyć, że jest to człowiek zrównoważony psychicznie wiele jednak wskazuje iż tak naprawdę jest to cynik, który celowo prowokuje swoje wybuchy furii - gdzieś czytałem o znamiennej sytuacji jaka miała miejsce w programie red. Liza podczas którego jechał ostro po będącym jeszcze wtedy w PiS-ie Kurskim po czym gdy zgasły kamery podszedł do niego jak gdyby nigdy nic pytając : ''nie za bardzo ci przywaliłem ?'' na co on miał odpowiedzieć ''nie, spoko'' a następnie razem odjechali zgodnie samochodem Niesioła być może na wódeczkę a kto wie czy nie dziewczynki do tej samej agencji, gdzie ''uczę-szczał'' Endrju [ o Dworzec Centralny w Wawie, gdzie prostytuują się chłopcy, ulubione skądinąd ponoć miejsce pewnego naszego słynnego reżysera filmowego, póki co ich nie posądzam ]. Gdyby faktycznie taka rzecz się wydarzyła byłoby to kolejnym dowodem, że nasza polityka jest niesmacznym teatrzykiem i plugawą grą żerującą na najniższych emocjach i instynktach ludzkich, którą dla zdrowia psychicznego należy całkowicie ignorować. Co zaś tyczy się Breivika szereg kwestii wzbudza moje wątpliwości : po pierwsze osoba niezrównoważona psychicznie z definicji nie jest w stanie skupić się przez tak długi okres czasu na jednym celu i konsekwentnie go realizować jak on bowiem działa to tak, że w fazie depresyjnej człowiek nie jest w stanie często nawet podnieść się z łóżka mimo iż jest fizycznie zdrowy, gdyż wysiada mu ośrodek woli lub też w fazie maniakalnej robi z kolei trzydzieści rzeczy naraz i oczywiście żadnej przez to nie kończy [ obsesja nie ma tu nic do rzeczy bo jest to krążenie, nieustanne nawracanie do jednego tematu choćby nawet w innym wydaniu będące na antypodach perspektywicznego, przynoszącego jakiekolwiek realne skutki działania, powiedziałbym wręcz, że jego istotą jest brak przyszłości właśnie ]. Poza tym w Norwegii obowiązuje dość restrykcyjne prawo dostępu do broni i gdyby faktycznie cierpiał na tak poważne schorzenie musiałoby coś wyjść w testach, którym przecież się poddawał aby je uzyskać. Jego zachowanie na wyspie wbrew pozorom również nie znamionuje jakoś szaleńca : obłąkaniec zacząłby strzelać w amoku gdzie popadnie tymczasem nie trzeba być żadnym specjalistą od broni by wiedzieć, że nie wiem jak gęsty ale chaotyczny ogień nigdy nie przyniesie tylu ofiar co krótkie za to precyzyjne serie a na takie właśnie miał nastawiony karabin Breivik, co potwierdzają świadkowie, którym udało się przeżyć masakrę. Do przekształcenia się w podobną maszynę do zabijania konieczna jest maksymalna koncentracja i skupienie woli tymczasem schizofrenia oznacza właśnie niemożność uzyskania takowej bowiem nie jest ona tak naprawdę rozdwojeniem lecz rozpadem jaźni, formuła odpowiadająca za jako taką organizację naszych myśli, wewnętrznych impulsów i wrażeń oraz [ złudne w dużej mierze ] poczucie naszej tożsamości ulega wtedy rozkładowi, świat zamienia się w chaos nie powiązanych z sobą w żaden sposób elementów, stąd fundamentalna niezborność wypowiedzi i ruchów schizofreników itd. [ mówimy tutaj rzecz jasna o ciężkich stadiach, ale wg diagnozy dotyczyłoby to również przypadku Breivika ]. Wreszcie to jego dzwonienie po policję [ kuriozum skądinąd ] żeby przyleciała w końcu po niego bo już się nawystrzelał, grzeczne poddanie się gliniarzom gdy desperat słyszący głosy dawno włożyłby sobie lufę do ust i pociągnął za cyngiel lub rzucił się na komandosów aby go poszatkowali no i cyniczny uśmieszek po aresztowaniu, to wszystko moim zdaniem wskazuje jednoznacznie na zimnego, wyrachowanego skurwiela a nie paranoicznego szaleńca. Rzecz jasna o ile w ogóle było tak, jak przedstawiają to w mediach, gdyż jakoś nie chce mi się wierzyć iż w takim kraju jak Norwegia, który ma jedną z najlepszych jednostek antyterrorystycznych na świecie ciż komandosi nie mogli znaleźć przez półtorej godziny żadnej łodzi czy helikoptera z powodu jakichś biurokratycznych procedur i to jeszcze w czasie stanu wyjątkowego ! Dodatkowo tezę o ''montażu'' w tej sprawie uprawdopodabnia, o czym wspominałem poprzednio, iż megalomański i bełkotliwy manifest ''blond bestii'' okazał się w dużym stopniu plagiatem analogicznego ''Unabombera'' choć oczywiście równie dobrze może to świadczyć, że facet należy do ''inteligencji wytnij - wklej'' wg określenia Ziemkiewicza. Samo orzeczenie wydane przez biegłych nie jest dla mnie rozstrzygające bowiem wielokrotnie zdarzało się, że różne uznane ''autorytety'' medyczne celowo orzekały fałszywe diagnozy np. w ZSRR, gdzie pakowano ludzi do ''psychuszek'' [ dosł. psychowięzień ] w imię słynnej już ''schizofrenii bezobjawowej'' - oczywiście Norwegia to nie ''Raj Krat'', ale chyba tylko ktoś naiwny do zidiocenia może utrzymywać iż i tam nie można by znaleźć cynicznych i przekupnych lekarzy, którzy bez zmrużenia okiem sfingowali by co trzeba, aby np. odsunąć podejrzenia od ewentualnych mocodawców Breivika. W każdym razie gdyby jednak prawdą było, że jest on  szaleńcem podważyłoby to ostatecznie wszelkie polityczne i ideologiczne interpretacje jego czynu, tak jeśli chodzi o ''skrajną prawicę'' i rzekomy ''fundamentalizm'' jak i ''masonerię'' oraz ''filosemickość''.

Wspominam o tym wszystkim dlatego, że podobna łatwość formułowania niczym nie popartych ocen, przypinania łatek i miotania obelg dotyczy mnie bezpośrednio, gdyż wpływa na społeczny odbiór schizofrenii powodując lekki szok i niedowierzanie wśród ludzi gdy otwarcie mówię o swej chorobie bowiem nie pasuję im za bardzo do wizerunku wariata skoro potrafię w miarę składnie wypowiadać się, a przecież w potocznym mniemaniu jest on synonimem głupka co jest niedopuszczalnym myleniem upośledzenia psychicznego z umysłowym, to dwie zupełnie różne sprawy, lub też zarzuty z ich strony, że się w ten sposób ''lansuję'' [ CZYM, na litość boską ?! ] ewentualnie skomlę o jakieś współczucie : skoro moja choroba stanowi część mnie w najgłębszym tego słowa znaczeniu to jak niby do cholery mam mówić o swoim życiu nie wspominając o niej choćby słowem ?! Podobne postrzeganie osób cierpiących na schorzenia psychiczne utrudnia im też wybitnie przyznanie się do nich, co jest podstawowym warunkiem skutecznej terapii i skłania do dalszego mistyfikowania swojego stanu, które rzecz jasna tylko go pogłębia - niestety znam podobne przypadki ludzi co w niczym ich nie usprawiedliwia, ale jednak jakaś część odpowiedzialności spoczywa tutaj także na ogólnej niezdrowej atmosferze towarzyszącej temu. Chcę być tylko dobrze zrozumiany : nie wypowiadam się w imię jakiejś ''politycznej poprawności'' nakazującej mówić o szaleńcach jako ''mniejszości mentalnej'' i tego typu bzdurach, to zresztą miotanie się między skrajnymi postawami wobec tego zjawiska będących w rzeczy samej dwiema stronami tego samego - albo chamskie : ''dzi, zobacz ale ma garbia ! po co ty żyjesz zjebie, nie nadajesz się do niczego, takich jak ty należałoby abortować'' itp. lub też : ''nie, ty nie masz żadnego garbia, to jest twoja ''inność'', odmienność, dar niedostrzegany przez faszystowskie, represyjne społeczeństwo'' itd. - g... prawda : garb jest garbem, choroba chorobą, kalectwo kalectwem a zboczenie zboczeniem i żadne zaklinanie rzeczywistości neo-szamańskimi formułkami, postmodernistyczne przewrotki umysłowe czy nawet najbardziej absurdalne i restrykcyjne przepisy tego brutalnego faktu nie zmienią, ale to że ktoś jest garbusem, chorym, kaleką czy zboczeńcem nie oznacza zaraz że nie ma w ogóle prawa żyć ! [ o ile rzecz jasna nie szkodzi innym bo wspominanie o ''okolicznościach łagodzących'', jakiekolwiek by one nie były, w przypadku tak potwornej zbrodni jak Breivika jest nieporozumieniem : krew się rozlała, nikt nie wróci już życia tym kilkudziesięciu pomordowanym i kara śmierci w tej sytuacji zwyczajnie się należy, jest jedynym dostępnym nam bo symbolicznym chociaż za to zadośćuczynieniem choć mam nadzieję iż istnieje piekło i ta gnida niechybnie tam trafi na wieczne męki, oby ]. W gruncie rzeczy nie ma żadnej istotnej różnicy między oboma wyżej wymienionymi podejściami czego najlepszym przykładem są postępowi eutanaziści w rodzaju manifaszystki Środziny i jej guru Singera uzurpujących sobie prawo, oczywiście w imię mitycznego ''szczęścia'' do decydowania o życiu i śmierci innych w swym kretyńskim i zbrodniczym zadufaniu ignorując, że nie da się objaśnić upartego trwania np. takiej schizofrenii właśnie jako wady genetycznej przenoszonej drogą inercji, ślepego przypadku z pokolenia na pokolenie bowiem zwykle utrudnia ona, uniemożliwia wręcz rozmnażanie się [ coś o tym wiem i nie o impotencję tu chodzi choć i takie objawy bywają tak jak i hiperaktywność seksualna z kolei oraz wiele, wiele innych, których ludzie normalni nawet nie przeczuwają choćby nie wiem jakie zboczenia tu wymyślali, ale nie w tym rzecz ] dlatego schizofrenicy już dawno powinni wyginąć a tymczasem niezależnie od okoliczności stanowią ok. 1% każdej społeczności i zawsze tak było i będzie choćby  nawet Madzia Ś. z wściekłości zafajdała się na śmierć ! [ aby przekonać się do czego prowadziły podobne pomysły ''poprawiania Natury'' i ''zabawy w Boga'' nie tylko w nazistowskich Niemczech ale też w Szwecji czy USA polecam lekturę niedawno wydanej po polsku książki Macieja Zaremby ''Higieniści'' ]. Dlatego nie chodzi mi o nieużywanie w ogóle pewnych epitetów czy ich, boże broń, zakaz - bo wariata trzeba nazwać po imieniu - tylko o ich nienadużywanie, bezmyślne szafowanie nimi, pomyślenie dwa razy czy są zasadne zanim się kogoś nimi obrzuci. Jedyne czego chcę i domagam się to odrobina empatii i kultury osobistej nie mająca nic wspólnego z jakimś '''tolerancjonizmem'' - to że lewactwo uzurpowało sobie takie akurat hasełka tylko po to zresztą aby zamaskować swą nieuleczalną agresywność nie usprawiedliwia chamstwa i prymitywnych zachowań w kontrze po drugiej stronie, podobnie jak nie trzeba być zaraz lewakiem aby być ''ekologiem'', można nim zostać z pobudek jak najbardziej patriotycznych czy nacjonalistycznych : jeśli kochamy faktycznie naszą ojczyznę to i podobny stosunek powinniśmy mieć do ziemi a więc przyrody ojczystej i w związku z tym ma prawo nie podobać się nam, że jakiś pazerny i głupi cham w rodzaju Sobiesiaka ogołaca z drzew cały stok w parku narodowym dla własnych potrzeb, czyż nie ? Nie oznacza to również obłudnej ślepoty na podstawowe fakty bo tylko dzięki temu, że mam jasną świadomość iż jestem chory mogę z tym żyć i jakoś sobie radzić ale też nikt nie ma prawa z tego powodu ze mnie szydzić ani mi tego wypominać !

Nie cierpię typowej niestety dla blogosfery ''bebechowatości'', wywlekania na jaw swoich różnych intymnych spraw i staram się tego unikać ale skoro już poruszyłem tak osobiste wątki, czego nie można było pominąć z wyżej wymienionych przyczyn, pozwolę sobie jeszcze na koniec na kilka uwag pod adresem tych znajomych, którzy powodowani dobrymi chęciami zapewne udzielają mi niestety nieproszeni pewnych rad co do mego życia. Odpowiem w ten sposób : dzięki uprzejmości Witolda Gąski zapoznałem się ostatnio z dwiema prozatorskimi książkami kieleckiego pisarza Zdzisława Antolskiego, są to ''Karta choroby'' i ''Ściąga z miłości'' [ polecam skądinąd, sporo smacznych lokalnych historii, dla miłośników Kielc obok powieści Andrzeja Lenartowskiego lektura obowiązkowa ], w neurotycznym bohaterze zwłaszcza tej drugiej, alter ego samego autora, rozpoznałem niestety wiele znajomych mi cech choć były też istotne różnice, przede wszystkim w przeciwieństwie do niego nigdy NA SZCZĘŚCIE W NIKIM SIĘ NIE ZAKOCHAŁEM, inaczej podobnie jak on w stanie ciężkiej psychozy wylądowałbym z tego powodu w psychiatryku, zryło by mi to banię już do reszty. Nie będę tego wątku w tym znowu ponad miarę rozrośniętym poście rozwijał, po szczegóły odsyłam do wspomnianych książek, natomiast zauważę tylko ogólnie, że choroba dotykająca czegoś tak intymnego jak psychika musi też wykoślawiać i tą sferę żywota naszego jebanego, dlatego coś co dla większości ludzi odgrywa raczej konstruktywną i pozytywną rolę, mimo nieuniknionego shitu, który wraz z sobą ciągnie, tutaj przybiera wybitnie [auto]destrukcyjny charakter rozpierdalając zazwyczaj od środka mózg i życie takiego człowieka, innymi słowy spuszczone z łańcucha świadomości, niekontrolowane emocje i namiętności tworzą w głowie wariata kompletnie niestrawny koktajl a raczej należałoby powiedzieć bełt, toksyczny jak cholera. Tu niestety takie proste metody jak seks, miłość, alkohol czy dragi nie działają, najwyżej na krótką metę a później jest jeszcze gorzej [ np. alko mogę pić tylko dlatego, że mam do niego dystans, jest dla mnie dodatkiem do sytuacji a nie UCIECZKĄ, gdybym tylko poczuł że tak się zaczyna dziać natychmiast go odstawiam ], w ten sposób tego mentalnego odbezpieczonego granatu który tłucze się w wariackim czerepie nie rozbroi się. Tak więc proszę sobie powyższe zakodować i przestać mnie irytować [ bez złych intencji, wiem ] dobrymi radami, którymi jak głosi wyjątkowo mądre przysłowie wybrukowana jest droga do piekła - ja wiem co mam robić, natomiast czy starczy mi niezbędnej do tego siły woli i samozaparcia to już inna sprawa ale, bez obrazy, nikomu nic do tego.

Aby zakończyć jakimś mocnym, ''rozrywkowym'' akcentem ten nieco ponury wpis, skoro mowa już o świrach - oto niejaki Julek, ''kielecki mistyk'' : ponieważ znam trochę osobę, powiedzmy dość blisko z nim związaną, więc powstrzymam się przed mocniejszymi uwagami na jego temat, gdyż nie obyłoby się bez obelżywego orania tego osobnika [ nie poczuwam się do żadnej wariackiej solidarności względem niego, wręcz przeciwnie, tego typu ludzie kompromitują całą naszą psychotyczną brać ] dlatego ograniczę się tylko do spostrzeżenia, że gość jest chodzącą karykaturą hippisa [ tak jak niestety stała się nią w wydaniu żeńskim Kora ] i jeśli choć część z tego co na jego temat słyszałem od ludzi nieskłonnych raczej do obmowy jest prawdą to w takim razie ten pajac w następnym życiu odrodzi się jako hiena, ma to k... w karmicznym banku !



- czy muszę jeszcze dodawać, że widziano tego hipokrytę jak wpierdalał jakąś chabaninę aż mu się uszy trzęsły ? [ skądinąd jak on teraz funkcjonuje w obecnej szarówie ? przecież ''silnik fotonowy'' może mu przez to wysiąść... chyba ponownie przestawił się na węglowy i pewnie dlatego jak słyszałem ostro dorzuca do pieca ] ''Doszedłem do poziomu uświadomienia sobie całego tego całokształtu o co chodzi i tak dalej czyli spojrzenie na życie jakby z innego poziomu'' : uderzające jest to zapętlenie i to podwójne - te ''poziomy'' jako spinające klamry i ''cały ten całokształt'' pośrodku - a jakby tego mało facet DOSZEDŁ na początku... Tak właśnie działa długotrwałe palenie haszyszu : koniec łączy się z początkiem, wszystko tego prawda ze wszystkim, jednym słowem holizm panie dziejku jak ta lala ! Jakby się tak zastanowić to wszystko to ma sens, tylko że tak powiem ''WSOBNY''.