...czyli o sworzniowej istocie Rosji - ponieważ ostatnio gadaliśmy o d... niestety bynajmniej Maryni dziś nieco poważniej by odczynić fekalne odory, choć niniejszy wpis należy traktować jedynie jako zbiór luźnych uwag, swobodnych rozważań i pytań raczej stawiających pewne kwestie pod publiczny namysł niż jednoznacznych wniosków do formułowania których nie posiadam ni niezbędnych kompetencji, powołania a nade wszystko ochoty ku temu [ kontynuujemy tym samym wątek podjęty w poście o ''magislamie'' turańsko-sarmackim ]. Niemniej zajęcie się nimi jest wręcz wymogiem chwili w dobie eskalacji globalnego konfliktu między mocarstwem Stanów Zjednoczonych Ameryki Płn. a Chinami tzw. ''Ludowymi'', gdzie kluczową rolę przysłowiowego ''języczka u wagi'' odgrywać będą kraje o ''sworzniowym'' statusie w tej geopolitycznej układance jak Indie, Japonia czy właśnie Rosja wraz z Azją Centralną co sama jej nazwa wskazuje. Nie łudźmy się więc, że nas ten problem nie dotyczy i ''nasza chata z kraja'', gdyż wystarczy zdać się jeśli idzie o nasz przyszły los na globalistyczną banksterkę jak mniema skurwiałe mentalnie polactwo np. wyborcy Czaskosky'ego czyli wszawa Warszawa, tym bardziej kiedy ''Europa jako osobny byt polityczny kończy żywot wchłaniana przez Eurazję'' jak oświadczył podczas jednego ze spotkań autorskich dr Bartosiak, co wprawdzie dla mnie i paru jeszcze znanych mi bezpośrednio lub z netu osób nie jest żadnym novum, bo takie rzeczy głosimy już od dobrych paru lat, ale skoro wypowiada je ktoś taki jak pan Jacek znaczy, iż nareszcie przebijają się z internetowej niszy do przestrzeni publicznej [ nie można tych kwestii odpuścić także dlatego, że niestety wygląda na to, iż w perspektywie ''nowego wspaniałego świata'' tzw. ''internetu wszechrzeczy'' czyt. masowej inwigilacji doświadczenie post-sowieckiej tajnej policji w duraczeniu i zastraszaniu mas będzie cenione i ma przyszłość ]. Stąd cieszy, że Polacy w ostatnich latach wreszcie zaczynają nadrabiać braki w trzeźwym rozpoznaniu rzeczywistości sylabizując póki co jeszcze z geopolitycznego elementarza, który stanowi podstawę polityki państw poważnych co oczywiście musi wywoływać wściekły ból dupy naszych dotychczasowych skundlonych mentalnie wielkorządców z cudzej łaski - najlepiej o ich nędzy świadczą pożal się zarzuty jakie geopolityce stawiają np. wykorzystania idei Haushofera w zbrodniczej polityce nazistów bo to jakby z faktu niewątpliwego uwikłania wielu naukowców, zwłaszcza biologów i lekarzy, po stronie totalitarnych reżimów wyprowadzać wniosek o gremialnym potępieniu nauki jako takiej, do podobnego numeru zdolne mogą być jedynie spierdoliny umysłowe bredzące o ''logo-'' czy wręcz ''fallocentryzmie'':). Nieco już poważniej brzmi wytknięcie nieuwzględniania przez geopolitykę narastającej roli czynników trans-narodowych i ponad-państwowych, konglomeratu globalistycznej szulerni formującej się na styku gremiów finansowych, korpo, części masońskich elitarnych mafii i bytów politycznych o niejasnym statusie i kompetencjach pokroju ONZ czy UE, tyle że dość łatwo go zbić przypomnieniem elementarnego faktu, że mondializm [ od łac. ''mundus'' i franc. ''monde'' - ''świat'' ] z zasady nie może abstrahować od geograficznych i lokalnych uwarunkowań jeśli dąży do skutecznej implementacji swych zamiarów. O nikczemnym poziomie umysłowym posiadających pretensje do przewodzenia Polakom najlepiej świadczy historia przytoczona niedawno przez prof. Andrzeja Nowaka na wspólnym spotkaniu z Bartosiakiem pochodząca sprzed paru lat, gdy podczas wręczania kolejnego doktoratu honoris causa ''Bolkowi'' jeden ze zgromadzonych intelektualistów zadał mu pytanie o katastrofalny stan demograficzny obecnej Polski, niestropiony tym Lechu palnął, iż ''Polaków wystarczy 20 mln do obsługiwania CPN-ów na linii Wschód-Zachód'' - sama z siebie ta kurwia tego nie wysrała, ktoś jej musiał to zasuflować, zapewne jeden z ustosunkowanych w dotychczasowym nadwiślańskim establiszmęcie ''doradców'', ot i cała nasza elyta w pigułce, dno i siedem warstw mułu. Podobnie co się tyczy bezczelnego pyszczenia Bartosiakowi przez Bartłomieja Sienkiewicza, że ''takie rzeczy to on wyczytał u Dugina'' - raczej należałoby wstydzić się, że na tle Rosjan jesteśmy karłami jeśli idzie o trafne rozpoznanie globalnych uwarunkowań obecnej polityki i za to skandaliczne zapóźnienie utrzymujące nas w stanie mentalnej podległości ponoszą odpowiedzialność właśnie takie kanalie jak Bartuś ''piroman''. Owszem, tak właśnie jest w rzeczy samej, rządzą nami ludzie o mentalności kundla - doskonałą ilustracją tego jest autentyczna historia, którą z kolei przytaczam za nie pomnę już dokładnie czy Radosławem Pyfflem lub Michałem Lubiną, w każdym razie którymś z nich na pewno, jak to przed paroma laty zawitał do naszego kraju na specjalnie dlań zorganizowane spotkanie z udziałem naszych pożal się elit politycznych George Friedman, który zaczął im z wdziękiem amerykańskiego komiwojażera żenić miraże rzekomo imperialnego statusu przyszłej Polski - bardzo dobrze, iż został grzecznie spuszczony na drzewo niestety jednak nie wskutek trzeźwego rozpoznania przyrodzonym nam ''chłopskim rozumem'', że to prawda ''bujać to my a nie nas, dej misiu poważną kasę na stół, broń i jakieś sensowne gwarancje byśmy znowu nie musieli spierdalać szosą na Zaleszczyki jak w '39, a jak nie szukaj se frajerów gdzie indziej'' oczywiście wyrażoną bardziej oględnym, dyplomatycznym językiem aby nie urazić szanownego gościa, bynajmniej : otóż Jan Krzysztof Bielecki, ówczesna szara eminencja rządu Tuska miał zdumionemu Amerykaninowi wprost oświadczyć ku aprobacie zgromadzonych na sali polskich oficjeli, iż ''nas interesuje tylko absorbowanie unijnych funduszy''... W takim właśnie horyzoncie operują te kurwie i dalej nie śmią wykraczać, nawet jeśli to efekt wojennej katastrofy państwa i narodu oraz blisko pół wieku sowieckiego kolonializmu zamienionego jedynie w nowszych czasach na globalistyczno-unijny w niczym nie stanowi usprawiedliwienia dla podobnie nędznego stanu rzeczy, nie łudźmy się także, że ''nasz naród jak lawa, z wierzchu [ tylko ] plugawa'' bowiem wspomniana patologia tyczy również całkiem sporej rzeszy post-Polaków, szczególnie wielu inteligentów za przeproszeniem, którzy nawet nie kryją się z tym, że donosicielstwo uznają za swój ''obywatelski obowiązek''. Nie znaczy to wszakże bezkrytycznego całkiem w kontrze spojrzenia na geopolitykę i ślepoty na realne ograniczenia metody i jej przedstawicieli np. Bartosiak podpadł mi mocno zadziwiającą admiracją dla elukubracji głupiego Jasia Sowy [ temat dobry na osobną rozprawę ] zaś Sykulski jeszcze niecałą dekadę temu bredził coś o ''trójkącie kaliningradzkim'' jawnie suflując nam współpracę z Rosją i Niemcami łudząc się, że kiedykolwiek będą nas one traktowały partnersko a nie co najwyżej jako przedmiot rozgrywki między sobą jak to zwykle w naszych dziejach bywało. Podstawowym jednak błędem geopolityki jako nauki z gruntu materialistycznej jest programowe nieuwzględnianie zasadniczej roli czynników ideologicznych i religijnych, gdy dla każdego tradycjonalisty trzeźwo rozpatrującego sprawy w przeciwieństwie do mitomańskich ''postępowców'' jasnym jest, że wszystkie problemy ekonomiczne i polityczne mają swe źródło w kwestiach cywilizacyjnych i kulturowych a te zaś religijnych, bowiem metafizyka to nie jakieś wydumane ''zaświaty'' jak powszechnie mniema się dziś w naszej cierpiącej na iluzję ''odczarowania świata'' epoce, lecz absolutnie podstawowy wymiar rzeczywistości wobec którego biologiczny, społeczny czy psychiczny są wtórne [ choć i tak nawet przy swoim płaskim materializmie lepsze to i o niebo bliższe rzeczywistości niż zatrute opary prawoczłowieczego ''liberałozamordyzmu'', które niemal do spodu przeżarły już tkankę społeczeństw Europy Zach. a i u nas poczynają siać spustoszenie ].
Do ad remu więc jako ojcowie powiedali : Cezary Wodziński, zmarły przed paru laty polski filozof, badacz min. myśli rosyjskiej, tłumacz Szestowa i autor nowego przekładu ''Braci Karamazow'', którą to powieść całkiem słusznie brał za traktat filozoficzny prozą, szczególnie wiele namysłu poświęcił problemowi tzw. raskoła czyli ''schizmy w schizmie'', rozłamu w rosyjskim prawosławiu, kwestii mało u nas raczej znanej a o niesłychanie ważnych implikacjach cywilizacyjnych i politycznych wręcz dla dziejów najnowszych Rosji. Jeśli nie uświadomimy sobie tego oto faktu, że dla szerokich rzesz Rosjan [ nawet jeśli dane, z konieczności szacunkowe przy braku wiarygodnych statystyk, podawane przez niektórych badaczy mówiące o blisko połowie ludności są przesadzone to z całą pewnością nie mamy do czynienia w kontrze z jakimiś marginalnymi sekciarzami ] wskutek niezwykle okrutnych represji godnych moskiewskiej satrapii carat stał się uosobieniem konkretnego władztwa Antychrysta na tym padole, zaś jego obalenie drogą do ustanowienia Królestwa Bożego, nie pojmiemy obojętności, często wręcz entuzjazmu z jakim spotkało się w tychże masach zniszczenie samodzierżawia a nawet mord popełniony przez bolszewików na carze i jego rodzinie, przyjęty za wyraz sprawiedliwości dziejowej przez co radykalniejszych raskolników [ do rangi symbolu urasta tu złożenie abdykacji Mikołaja II na ręce A.I. Guczkowa, starowiera z tzw. Cerkwi Białokrynickiej ]. Na podkreślenie zasługuje iż nieproporcjonalna do rzeczywistej liczebności rola jaką odgrywali heretycy prawosławia w społeczeństwie brała się stąd oto, że rekrutowały się spośród nich najbardziej aktywne, przedsiębiorcze warstwy ludności, powodowało to ich nadreprezentację wśród robotników a zwłaszcza kapitalistów - szacuje się, że blisko 60% stricte rosyjskich fabrykantów i finansistów na pocz. XX w. stanowili starowiercy co tłumaczy choćby fenomen Sawwy Morozowa, raskolnika a jakże, jednego z głównym sponsorów partii Lenina przed wybuchem I-ej wojny światowej, sekciarze zapewniali także kolportaż bolszewickiej ''Iskry'' i to o wiele skuteczniejszy, mniej podatny na infiltrację ze strony carskiej ''Ochrany'' niż socjalistyczna konspiracja, bo prowadzony przez bardziej zdeterminowane jednostki napędzane sięgającą znacznie dalej, poza horyzont doczesności, eschatologiczną nadzieją. Istotne iż raskolnictwo stanowiło niezbędne iunctim między głośnymi lecz marginalnymi w stosunku do ogółu radykałami politycznymi a niemałą rzeszą cierpiących prześladowania ze strony caratu Rosjan, stąd wielu z nich szukało porozumienia i inspiracji wśród starowierców by wymienić choćby czołowego konspiratora terrorystycznej ''Narodnej Woli'' A.D. Michajłowa czy Dymitra Mereżkowskiego, który wprost napisał, że ''dotarcie do ludu będzie prostsze, bardziej naturalne - poprzez sekciarzy''. Obojętny na to nie mógł pozostać także przyszły przywódca bolszewików, który już zimą 1889/90 r. prowadził z nimi długie razgawory, co przywiodło go do wniosku, że nie warto mimo wyznawanego przez się fanatycznie prostackiego materializmu poświęcać dla niego wpływów wśród staroobrzędowców i możliwości politycznego wyzyskania ich nienawiści do carskiego reżimu, pogłębiło zasadność tegoż taktycznego rozpoznania, jakiego co tu kryć Leninowi raczej nie brakło, opadanie ''fali rewolucyjnej'' po stłumieniu buntu 1905 r. - rzecz jasna większość raskolników nie dała się nabrać i dość szybko rozpoznała w nim biesa, równie a nawet bardziej potwornego co car, niemniej faktem jest, iż niemała grupa ''anabaptystycznych'' wręcz w swym radykalizmie religijnych wywrotowców otoczyła bałwochwalczym niemal kultem ''wodza rewolucji'' [ być może tu też tkwi źródło przedziwnego na gruncie programowo, zaciekle ateistycznego komunizmu ''świeckiego ceremoniału'', iście chocholego tańca wokół jego mumii i mauzoleum godnego nowego faraona ]. Biorąc to wszystko ''zusammen do kupy'' jak raczył wyrazić się ''rozgrzany'' sędzia Czyżewski na procesie Kelthuza, powyższe zasadnym czyni jednak mówienie o ''rewolucji rosyjskiej'', przynajmniej w istotnym jej aspekcie, której nie da się przez to sprowadzić mimo potężnego, sprawczego wręcz udziału mniejszości etnicznych represjonowanych przez carat, li tylko do machinacji Żydów, masonów i obcych agentur, jakie owszem miały miejsce, niemniej żadna nie wiem nawet jak misterna prowokacja nie uda się jeśli nie padnie na podatny grunt, ten zaś zapewniły obok realnych problemów społecznych i politycznych także prześladowania na tle religijnym i to nie tylko wyznawców innych konfesji typu islam czy buddyzm - czynnik skądinąd niebagatelny a niestety zwykle marginalizowany w popularnych analizach bolszewickiego przewrotu - co śmiem twierdzić w decydującym stopniu heretyków samego prawosławia. W ten sposób można także zasadnie wytłumaczyć fenomen ''narodowego bolszewizmu'', faktycznie oddolnego, anarchicznego buntu mas jaki miał wówczas w Rosji miejsce obok i równolegle do przeprowadzanej z zimną krwią sekcji na żywym organizmie narodu przez międzynarodówkę rewolucyjnych prowokatorów, agentów i zwykłych szubrawców, potwornego zaprawdę przebudzenia nowego Stieńki Razina i Pugaczowa w jednym, eurazjatyckiego, ''scytyjskiego'' chama, które swój poetycki wyraz znalazło w późnej twórczości Błoka, Jesienina a zwłaszcza starowiera Klujewa, ''chłopopedała'' co swoje gorzkie żale poniewczasie nad zagładą rosyjskiej wsi podczas kolektywizacji przypłacił egzekucją za Wielkiego Terroru lat 30-ych - tu właśnie tkwi źródło popularnego do dziś wśród moskali konceptu ''ludowej rewolucji'' zdradzonej i zawłaszczonej jakoby przez ''jewriejów'', Niemców, Polaków, kaukaskich ''czornożopców'' etc.
Roztrząsanie genezy samego ''raskoła'' wykracza daleko poza obraną w niniejszym wpisie tematykę, dość jedynie powiedzieć, iż wbrew popularnej egzegezie nie chodziło bynajmniej ''tylko'' lecz aż o kwestie rytualne ściśle powiązane z ortodoksyjną chrystologią, najlepszym dowodem na poparcie takowej tezy jest, iż czołowy przeciwnik reformy cerkiewnej przedsiębranej przez patriarchę Nikona protopop Awwakum, który przypłacił to w końcu męczeńską śmiercią na stosie jak zresztą wielu starowierców, nie był żadnym ''ciemnym popem'' lecz subtelnym znawcą niuansów teologii wschodniego chrześcijaństwa i autorem traktujących o tym opasłych dzieł. Nas będzie interesować filozoficzny aspekt ''schizmatyckiej schizmy'' jakim zajął się zgodnie ze swą profesją Wodziński - otóż ta herezja w obrębie prawosławia była dlań najpełniejszym wyrazem ''transowej istoty Rosji'', opętanego wiru ''różnicy aksjologicznej'' między Dobrem a Złem [ centralne zagadnienie jego refleksji ] w jakie wprawiała je ''aporia'', tu pojęcie kluczowe, nieznośne i nierozstrzygalne zarazem napięcie między tymiż przeciwieństwami, podobnie jak między Bytem a Nicością organizujące całość ''naszego codziennego postrzegania i pojmowania świata, stanowiąc zarazem dla nas jego metafizyczny fundament'' jak pisze Piotr Augustyniak w poświęconym polskiemu myślicielowi artykule pod znamiennym, wstrząsającym wręcz tytułem ''Dobro zabija''. Bo też i wnioski stąd płynące w inspirowanych mroczną refleksją Szestowa rozważaniach Wodzińskiego są iście otchłanne - nierozstrzygalność sprzeczności powoduje ich przechodzenie wzajem w siebie i niemożność ustalenia co jest słuszne lub nie, gdzie dupa a twarz itd. od takiego pomieszania zaś niedaleko już oczywiście do obłędu, stąd emblematyczną figurą staje się tu jurodiwy, prawosławny ''boży szaleniec'', którego analizie fenomenu poświęcił pracę ''św. Idiota'' [ czytelne nawiązanie do znanego arcydzieła rosyjskiej literatury ] a może jeszcze bardziej następną o wymowniejszym tytule ''Dostojewski czyli o filozofowaniu siekierą'' lub jakoś tak. Tamże na marginesie poczynił niezwykle trafne jak sądzę rozpoznanie omawianej tu ambiwalencji kryjącej się również w samej idei samodzierżawia - otóż jego fundator, pierwszy Car Wszechrusi z Bożej Łaski i obrońca prawosławnej ortodoksji okazuje się paradoksalnie zarazem pierwszym rewolucjonistą i herezjarchą obalającym carat dokonawszy aktu swoistej auto-detronizacji i odprawiając wraz ze swym dziwacznym, upiornym zakonem opryczników bluźniercze, satanistyczne wręcz rytuały, w rezultacie Iwan Groźny bo o nim tu oczywiście mowa przez swój rozpasany obłędny terror, krwawe bachanalia niszczy niebagatelne osiągnięcia początkowych lat własnych rządów staczając kraj w otchłań politycznej smuty, wykorzystanej jedynie przez obcych najeźdźców z Polakami na czele za wywołanie której nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności. Dodać należy, że obserwację tę można spokojnie rozciągnąć na ogół Rosjan wobec których próby narzucenia jarzma z zewnątrz okazują się zwykle nieskuteczne a nade wszystko niepotrzebne bo nikt tak jak oni nie potrafi sam się zajebać, dobrowolnie poddawać się potwornym przeciążeniom, torturom wręcz ciała i umysłu, wikłać bezsensownie w nierozwiązywalne sprzeczności miotawszy niczym pijany u płota - doprawdy nie wiem czy jest druga taka nacja o monstrualnie rozwiniętym, niemal do szaleńczego paroksyzmu, ''genie autodestrukcji'', gdzie ''różnica aksjologiczna'' między katem a ofiarą jest równie znikoma i tak łatwo dochodzi tu do zamiany ról, co wprawdzie dotyczy właściwie każdej jednostki bez wyjątku ale chyba nigdzie na podobną skalę [ niektórzy nazywają to ''duszą rosyjską'' aczkolwiek Iwan Bunin w spisywanych na dnie historycznej otchłani rozpaczy podczas apogeum rewolucji i wojny domowej refleksjach określił to mniej poetycko ''zbiorową neurozą'' ]. Uczenie zwie się to prawem enancjodromii sformułowanym po raz pierwszy przez Heraklita podług którego wszystko przechodzi we własne przeciwieństwo i doń uporczywie dąży, choć wbrew sobie paradoksalnie gnane li tylko ślepą koniecznością, by znaleźć w tym zaprzeczne spełnienie, a co jawi się w świetle powyższego arcyrosyjską zasadą bytu państwowego i narodowego [ można także sformułować to banalniej jako istotną prawdę człowieczej egzystencji, iż każdy z nas dostaje od losu to czego chce, ale naprawdę nie zaś tylko jakim mu się wydaje, a więc marzy np. o szczęściu, pieniądzach, karierze, zdrowej kopulacji i co tam ludziska sobie jeszcze roją a w rzeczywistości jego nieuświadomionym celem jest to życie sobie jedynie koncertowo spier...ć ].
Z kolei wybitny krytyk i teoretyk sztuki współczesnej Boris Groys w znakomitym eseju pomieszczonym w nr 3 z 2015 r. pisma ''Kronos'' traktującym o ''postkomunistycznym Innym'' celnie wytknął zachodnim estetom ignorancję, brak zrozumienia i niemal jawnie neokolonialną pogardę mimo deklarowanej ''postępowości'' dla procesów zachodzących w najnowszych dziejach Rosji, ale też całej post-sowieckiej zony. Otóż dlatego, że restytucja kapitalizmu w krajach byłego ZSRR i całej reszty poddanej jego władztwu była właśnie powrotem do zapoznanego już doświadczenia zamieszkujących je narodów odbyły one tym samym podróż w czasie i to wielce paradoksalną bo z przyszłości do przeszłości, także w dziedzinie obyczajowej : rewolucja seksualna, parady pederastów, powszechne zażywanie narkotyków itp. to wszystko miało już miejsce w Rosji lat rewolucji bolszewickiej i drugiej dekady zeszłego stulecia, stalinowski socrealizm wbrew do dziś utrzymującym się postępowym przesądom wcale nie stanowił aż tak radykalnego zaprzeczenia tegoż a raczej zgodnie z przyjętą przez marksistów dialektyczną triadą wypełnienie jej na wyższym poziomie co Groys wykazał rozprawiając się z drogim lewicy mitem rzekomo niewinnej politycznie awangardy w przełomowym, rozbudowanym eseju ''Stalin jako totalne dzieło sztuki''. Towarzyszyć temu odwróconemu biegowi dziejów musiał swoisty ''postępowy regres'' w sferze estetyki uosobiony odbudową zniszczonej z woli komunistycznego satrapy gargantuicznej cerkwi Chrystusa Zbawiciela i faktycznie często koszmarnie kiczowatych monumentów fundowanych w Moskwie przez mera Łużkowa, których odpowiednikiem u nas była wówczas rozbuchana architektoniczna kwaśniewszczyzna epoki ''golenia ruchomego''. W kontekście poruszanej przez nas problematyki istotna jest wszakże inna refleksja poczyniona przez Groysa w pomienionym eseju - wedle niego dla stalinowskiego komunisty zupełnie wbrew ''ortodoksyjnie marksistowskiemu'' diamatowi przejętemu jakoby od Hegla sprzeczność zachodząca między tezą i antytezą wcale nie znajdowała spełnienia w jakowejś wyższej syntezie, lecz stanowiła właśnie pewną magiczną zaiste ''unię przeciwieństw'' [ pozwalało mu na to swoiste zawieszenie czasu, spełnienie dziejów w budującym doczesne Nowe Jeruzalem ''najlepszego ustroju na świecie'' ZSRR - nie bez powodu kominternowcy określali między sobą Moskwę mianem ''Mekki'':) ]. Na marginesie zupełnie pozostawiamy kwestię czy aby takowy schemat w ogóle występował u Hegla czemu zdecydowanie przeczą rodzimi [wy]znawcy jenajskiego filozofa jak tłumacz jego pism, astrolog Światosław czy Katarzyna Guczalska [ ten pierwszy wprost oświadcza iż mowa o antycypującym kabalistyczne spekulacje opisie relacji zachodzących w obrębie samego Absolutu zaczerpniętym od neoplatonika Proklosa, a co jak co, ale czarownik na okultystycznych sofizmatach zjadł zęby, dosłownie:) ], dla nas ważne jest tylko, iż wspomniana ''wirówka nonsensu'' w postaci równoważności wykluczających się wzajem twierdzeń pozwalała staliniście wbrew wszelkiej logice z równą żarliwością głosić coś co jeszcze wczoraj tak samo gorliwie potępiał i na odwrót, nazywało się toto w oficjalnej nomenklaturze ''mądrością etapu''. Niebagatelną, zasadniczą wręcz rolę w tym procesie maceracji myśli odgrywał wszechobecny terror na bezprecedensową skalę wraz z upadlającym rytuałem składania publicznych ''samokrytyk'', wyciągania sobie wzajem wstydliwych przypadłości przez członków kompartii o sekowanych ''wrogach ludu'' już nie wspominając typu alkoholizm, zdrady małżeńskie, zboczenia seksualne etc., całe to bolszewickie kołtuństwo, które poszło niestety w zapomnienie a szkoda, przydałoby się zafundowanie sobie takowego seansu nienawiści zwłaszcza przedstawicielom obecnego lewicowego ''kulturkampfu'' nad Wisłą i nie tylko, niósłby on przynajmniej dla części terapeutyczne, ozdrowieńcze skutki.
I tu wreszcie przechodzimy do clou naszych rozważań : czy wszystkie analizowane wcześniej paradoksy Rosji nie są aby duchowym wyrazem jej ''sworzniowego'' statusu polegającym na tym oto, iż kraj ten będąc zarazem Europą i Azją nie jest do końca ani tym ani tym, co prowadzi do iście ''aporycznego twierdzenia'' [ by nie rzecz ''stuporu refleksyjnego'' malującego się na twarzach sióstr Godlewskich ], że jego tożsamość stanowi właśnie dzieląca je różnica, nieustanne napięcie między jedną a drugą - ? [ oboma krańcami kontynentu, nie wspomnianym rodzeństwem:) ]. Oznacza to ni mniej ni więcej, że to co zwie się ''postmodernizmem'' jest naturalnym rosyjskim stanem, i było takim na długo zanim komukolwiek przyszło do głowy podobne miano, to również powoduje iż tamtejsza sztuka tego okresu, zwłaszcza literatura, jest tak zajebista - [de]''Generacja P'' Wiktora Pielewina to najlepsza powieść znakomicie, w brawurowym stylu nieznanym niestety obecnym polskim pisarzom opisująca cały chaos ''transformacji'' jaką znam, przy niej taki Shuty to nędza uskarżającego się płaczliwie na swój los nieudacznego alkoholika-onanisty, to samo tyczy twórczości znajdującego się na antypodach ideologicznych Zachara Prilepina i wielu innych literatów współczesnej Rosji [ przynajmniej tak kojarzę z czasów, gdy jeszcze interesowała mnie beletrystyka ]. Niewątpliwie rozmachu myśli i konceptów przydaje im doświadczenie tamtejszych przestrzeni niepojęte kompletnie dla tkwiących w euro-grajdole - wszędzie sprawowanie władzy polega z grubsza na wyważeniu sprzecznych tendencji i jakimś ich zbalansowaniu, ale bodaj nigdzie nie jest ona poddana równie dużym przeciążeniom mierząc się w podobnym stopniu z tak nieproporcjonalnie rozmieszczonymi zasobami surowcowymi i ludnością, stąd każdy rosyjski reżim jest podatny na destabilizację i zmuszony przez to uciekać się do mniej lub bardziej drastycznych rozwiązań aby zachować jako taką choćby równowagę. Znajomy, który dobrych parę lat spędził w Rosji opowiadał mi, że dopiero tam pojął amerykańskie ''kino drogi'' - autentycznie cieszył się widząc światła nadjeżdżającego samochodu, zwyczajna wydawałoby się w naszych warunkach podróż nim od miasta do miasta w tych szerokościach stawała się hipnotycznym doświadczeniem, dotarło też doń z całą mocą, że w przypadku awarii na środku stepu czy syberyjskiej głuszy w takowych pustkowiach jeśli nie będzie miał w bagażniku siekiery, bańki nafty i czegoś na rozpałkę realnie grozi mu niemal pewna śmierć, przyjdzie ''miszka'' i go wpierdoli zajebując pierwej łapą, o ile wcześniej nie zamieni się już w zlodowaciały kloc mięsa [ posłać tam wszystkich co pieprzą o ''globalnym ociepleniu'' i zwłaszcza sprawstwie w nim człowieka, niech poczują na własnej skórze dosłownie potęgę żywiołów natury by obaczyli się taacy mali w ich obliczu, -50 stopni C i gorący oddech na karku polarnego niedźwiedzia uleczyłby zafajdanych mieszczuchów wychowanych w cieplarnianych pieleszach, którym można przez to ożenić najbardziej ordynarny kit ]. Wiele też wskazuje, że przy wszystkich zasadniczych różnicach podobne postrzeganie może być udziałem mieszkańców Stanów Zjednoczonych zajmujących wprawdzie niemal dwukrotnie mniejszy obszar, ale również rozciągających się na ogromnych połaciach przestrzeni - widać to choćby w naznaczonej piętnem tymczasowości tamtejszej architekturze, ''kiczowatej'' i ''tandetnej'' wedle europejskiego gustu, mocno przy tym eklektycznej będącej wypadkową najróżniejszych stylów nacji zamieszkałych tam od wieków, endemicznych jak i pochodnych kolonializmu hiszpańskiego czy francuskiego oraz przywiezionych na kontynent przez emigrantów świeższej daty z Europy, znacznej liczbie ''ghost-town'', porzuconych przez mieszkańców ''miast-widm'' i przyzwyczajonej raczej do ''nomadycznego'' trybu życia ludności przemierzającej cały kraj za pracą, ogólnie w otwartym charakterze państwa ''in statu nascendi'', ogromnego eksperymentu politycznego i społecznego wciąż jak wiele na to wskazuje niezakończonego. Artur Międzyrzecki tak oto opisywał tę swoistą ''ahistoryczność'' Ameryki Płn. boleśnie ją przy tym jako Europejczyk doświadczając :
''w Polsce zbawia nas ekran historyczny […] i boleść i rozpacz jest obywatelska, wpisana w historię. Tutaj – nie. Ginie się bez odwołań do czegokolwiek – i nie patrzy współczujące oko dziejów. Wskutek czego czepiają się natury. […] Mój Boże, przecież to jest tampon naiwnych.''
- dodać należy, iż autor tych słów miał realne widoki na karierę dobrze znając język a nade wszystko stosunki panujące wśród elit opiniotwórczych USA, więc nie są to zabarwione resentymentem uwagi typowego ''polskiego nieudacznika'', jakąś prawdę stąd być może zawierają, rzecz do rozpatrzenia. W każdym razie sami Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę z ''obrotowego'' charakteru swojej ojczyzny co najbardziej klarowny znany mi wyraz znalazło w dziele jednego z najwybitniejszych twórców post-sowieckiego postmodernizmu [ coś dużo tych post-ów:) ] Eryka Bułatowa genialnie wyrażającym prawdziwy obłęd ''postępu'', gdzie gigantyczne litery układające się w rosyjskie słowo ''вперёд'' czyli ''naprzód !'' tworzą okrąg... I tak oto maszerujemy wiecznie w rytm ''lewa ! lewa !'' kręcąc się w błędnym kole niczym jakiejś cholernej historycznej Samsarze łudzeni wciąż ''progresywnym'' mirażem, co zresztą nie odbiega od uniwersalnej kondycji współczesnego człowieka, lecz w Rosji widać to bardziej i dogłębniej, pewnie dlatego, że rozmach tamtejszych przestrzeni i panujące w nich surowe warunki wyostrzają percepcję zmuszając przy tym do zwiększonej czujności, pomylony krok tutaj kosztuje więcej i ma bardziej katastrofalne skutki niż pod niejedną, znaczniej szczęsną szerokością geograficzną.
ps.
Poniewczasie przyszło mi na myśl, że doskonałym przykładem tej eurazjatyckiej, ''sworzniowej'' specyfiki Rosji jest też Armia Konna Budionnego w skład której wbrew nieco mylącej nazwie wchodziły także pociągi pancerne, oddziały piechoty wraz z silnym wsparciem artylerii, a nawet samoloty, razem tworząc przedziwną hybrydę jakby gigantycznej tatarskiej ordy z najbardziej zaawansowanymi technologicznie na owe czasy środkami zniszczenia, to co archaiczne i nowoczesne płynnie tu ze sobą współgrało np. łączność radiowa umożliwiała koordynację przemieszczania i uderzeń masami konnicy w ogromnych przestrzeniach w jakich przyszło operować zarówno ''czerwonym'' jak i ''białym'' wymagających szybkości ataku i maksymalnego jak to tylko możliwe zaskoczenia przeciwnika, stąd tak kluczowa rola kolei jak i kawalerii w toczącej się wówczas ''wojnie domowej'' - po szczegóły odsyłam do prac Aleksandra Smolińskiego, tamże również o licznych pogromach i gwałtach na ludności chłopskiej i żydach popełnianych przez bolszewickich ''wyzwolicieli''.
Do ad remu więc jako ojcowie powiedali : Cezary Wodziński, zmarły przed paru laty polski filozof, badacz min. myśli rosyjskiej, tłumacz Szestowa i autor nowego przekładu ''Braci Karamazow'', którą to powieść całkiem słusznie brał za traktat filozoficzny prozą, szczególnie wiele namysłu poświęcił problemowi tzw. raskoła czyli ''schizmy w schizmie'', rozłamu w rosyjskim prawosławiu, kwestii mało u nas raczej znanej a o niesłychanie ważnych implikacjach cywilizacyjnych i politycznych wręcz dla dziejów najnowszych Rosji. Jeśli nie uświadomimy sobie tego oto faktu, że dla szerokich rzesz Rosjan [ nawet jeśli dane, z konieczności szacunkowe przy braku wiarygodnych statystyk, podawane przez niektórych badaczy mówiące o blisko połowie ludności są przesadzone to z całą pewnością nie mamy do czynienia w kontrze z jakimiś marginalnymi sekciarzami ] wskutek niezwykle okrutnych represji godnych moskiewskiej satrapii carat stał się uosobieniem konkretnego władztwa Antychrysta na tym padole, zaś jego obalenie drogą do ustanowienia Królestwa Bożego, nie pojmiemy obojętności, często wręcz entuzjazmu z jakim spotkało się w tychże masach zniszczenie samodzierżawia a nawet mord popełniony przez bolszewików na carze i jego rodzinie, przyjęty za wyraz sprawiedliwości dziejowej przez co radykalniejszych raskolników [ do rangi symbolu urasta tu złożenie abdykacji Mikołaja II na ręce A.I. Guczkowa, starowiera z tzw. Cerkwi Białokrynickiej ]. Na podkreślenie zasługuje iż nieproporcjonalna do rzeczywistej liczebności rola jaką odgrywali heretycy prawosławia w społeczeństwie brała się stąd oto, że rekrutowały się spośród nich najbardziej aktywne, przedsiębiorcze warstwy ludności, powodowało to ich nadreprezentację wśród robotników a zwłaszcza kapitalistów - szacuje się, że blisko 60% stricte rosyjskich fabrykantów i finansistów na pocz. XX w. stanowili starowiercy co tłumaczy choćby fenomen Sawwy Morozowa, raskolnika a jakże, jednego z głównym sponsorów partii Lenina przed wybuchem I-ej wojny światowej, sekciarze zapewniali także kolportaż bolszewickiej ''Iskry'' i to o wiele skuteczniejszy, mniej podatny na infiltrację ze strony carskiej ''Ochrany'' niż socjalistyczna konspiracja, bo prowadzony przez bardziej zdeterminowane jednostki napędzane sięgającą znacznie dalej, poza horyzont doczesności, eschatologiczną nadzieją. Istotne iż raskolnictwo stanowiło niezbędne iunctim między głośnymi lecz marginalnymi w stosunku do ogółu radykałami politycznymi a niemałą rzeszą cierpiących prześladowania ze strony caratu Rosjan, stąd wielu z nich szukało porozumienia i inspiracji wśród starowierców by wymienić choćby czołowego konspiratora terrorystycznej ''Narodnej Woli'' A.D. Michajłowa czy Dymitra Mereżkowskiego, który wprost napisał, że ''dotarcie do ludu będzie prostsze, bardziej naturalne - poprzez sekciarzy''. Obojętny na to nie mógł pozostać także przyszły przywódca bolszewików, który już zimą 1889/90 r. prowadził z nimi długie razgawory, co przywiodło go do wniosku, że nie warto mimo wyznawanego przez się fanatycznie prostackiego materializmu poświęcać dla niego wpływów wśród staroobrzędowców i możliwości politycznego wyzyskania ich nienawiści do carskiego reżimu, pogłębiło zasadność tegoż taktycznego rozpoznania, jakiego co tu kryć Leninowi raczej nie brakło, opadanie ''fali rewolucyjnej'' po stłumieniu buntu 1905 r. - rzecz jasna większość raskolników nie dała się nabrać i dość szybko rozpoznała w nim biesa, równie a nawet bardziej potwornego co car, niemniej faktem jest, iż niemała grupa ''anabaptystycznych'' wręcz w swym radykalizmie religijnych wywrotowców otoczyła bałwochwalczym niemal kultem ''wodza rewolucji'' [ być może tu też tkwi źródło przedziwnego na gruncie programowo, zaciekle ateistycznego komunizmu ''świeckiego ceremoniału'', iście chocholego tańca wokół jego mumii i mauzoleum godnego nowego faraona ]. Biorąc to wszystko ''zusammen do kupy'' jak raczył wyrazić się ''rozgrzany'' sędzia Czyżewski na procesie Kelthuza, powyższe zasadnym czyni jednak mówienie o ''rewolucji rosyjskiej'', przynajmniej w istotnym jej aspekcie, której nie da się przez to sprowadzić mimo potężnego, sprawczego wręcz udziału mniejszości etnicznych represjonowanych przez carat, li tylko do machinacji Żydów, masonów i obcych agentur, jakie owszem miały miejsce, niemniej żadna nie wiem nawet jak misterna prowokacja nie uda się jeśli nie padnie na podatny grunt, ten zaś zapewniły obok realnych problemów społecznych i politycznych także prześladowania na tle religijnym i to nie tylko wyznawców innych konfesji typu islam czy buddyzm - czynnik skądinąd niebagatelny a niestety zwykle marginalizowany w popularnych analizach bolszewickiego przewrotu - co śmiem twierdzić w decydującym stopniu heretyków samego prawosławia. W ten sposób można także zasadnie wytłumaczyć fenomen ''narodowego bolszewizmu'', faktycznie oddolnego, anarchicznego buntu mas jaki miał wówczas w Rosji miejsce obok i równolegle do przeprowadzanej z zimną krwią sekcji na żywym organizmie narodu przez międzynarodówkę rewolucyjnych prowokatorów, agentów i zwykłych szubrawców, potwornego zaprawdę przebudzenia nowego Stieńki Razina i Pugaczowa w jednym, eurazjatyckiego, ''scytyjskiego'' chama, które swój poetycki wyraz znalazło w późnej twórczości Błoka, Jesienina a zwłaszcza starowiera Klujewa, ''chłopopedała'' co swoje gorzkie żale poniewczasie nad zagładą rosyjskiej wsi podczas kolektywizacji przypłacił egzekucją za Wielkiego Terroru lat 30-ych - tu właśnie tkwi źródło popularnego do dziś wśród moskali konceptu ''ludowej rewolucji'' zdradzonej i zawłaszczonej jakoby przez ''jewriejów'', Niemców, Polaków, kaukaskich ''czornożopców'' etc.
Roztrząsanie genezy samego ''raskoła'' wykracza daleko poza obraną w niniejszym wpisie tematykę, dość jedynie powiedzieć, iż wbrew popularnej egzegezie nie chodziło bynajmniej ''tylko'' lecz aż o kwestie rytualne ściśle powiązane z ortodoksyjną chrystologią, najlepszym dowodem na poparcie takowej tezy jest, iż czołowy przeciwnik reformy cerkiewnej przedsiębranej przez patriarchę Nikona protopop Awwakum, który przypłacił to w końcu męczeńską śmiercią na stosie jak zresztą wielu starowierców, nie był żadnym ''ciemnym popem'' lecz subtelnym znawcą niuansów teologii wschodniego chrześcijaństwa i autorem traktujących o tym opasłych dzieł. Nas będzie interesować filozoficzny aspekt ''schizmatyckiej schizmy'' jakim zajął się zgodnie ze swą profesją Wodziński - otóż ta herezja w obrębie prawosławia była dlań najpełniejszym wyrazem ''transowej istoty Rosji'', opętanego wiru ''różnicy aksjologicznej'' między Dobrem a Złem [ centralne zagadnienie jego refleksji ] w jakie wprawiała je ''aporia'', tu pojęcie kluczowe, nieznośne i nierozstrzygalne zarazem napięcie między tymiż przeciwieństwami, podobnie jak między Bytem a Nicością organizujące całość ''naszego codziennego postrzegania i pojmowania świata, stanowiąc zarazem dla nas jego metafizyczny fundament'' jak pisze Piotr Augustyniak w poświęconym polskiemu myślicielowi artykule pod znamiennym, wstrząsającym wręcz tytułem ''Dobro zabija''. Bo też i wnioski stąd płynące w inspirowanych mroczną refleksją Szestowa rozważaniach Wodzińskiego są iście otchłanne - nierozstrzygalność sprzeczności powoduje ich przechodzenie wzajem w siebie i niemożność ustalenia co jest słuszne lub nie, gdzie dupa a twarz itd. od takiego pomieszania zaś niedaleko już oczywiście do obłędu, stąd emblematyczną figurą staje się tu jurodiwy, prawosławny ''boży szaleniec'', którego analizie fenomenu poświęcił pracę ''św. Idiota'' [ czytelne nawiązanie do znanego arcydzieła rosyjskiej literatury ] a może jeszcze bardziej następną o wymowniejszym tytule ''Dostojewski czyli o filozofowaniu siekierą'' lub jakoś tak. Tamże na marginesie poczynił niezwykle trafne jak sądzę rozpoznanie omawianej tu ambiwalencji kryjącej się również w samej idei samodzierżawia - otóż jego fundator, pierwszy Car Wszechrusi z Bożej Łaski i obrońca prawosławnej ortodoksji okazuje się paradoksalnie zarazem pierwszym rewolucjonistą i herezjarchą obalającym carat dokonawszy aktu swoistej auto-detronizacji i odprawiając wraz ze swym dziwacznym, upiornym zakonem opryczników bluźniercze, satanistyczne wręcz rytuały, w rezultacie Iwan Groźny bo o nim tu oczywiście mowa przez swój rozpasany obłędny terror, krwawe bachanalia niszczy niebagatelne osiągnięcia początkowych lat własnych rządów staczając kraj w otchłań politycznej smuty, wykorzystanej jedynie przez obcych najeźdźców z Polakami na czele za wywołanie której nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności. Dodać należy, że obserwację tę można spokojnie rozciągnąć na ogół Rosjan wobec których próby narzucenia jarzma z zewnątrz okazują się zwykle nieskuteczne a nade wszystko niepotrzebne bo nikt tak jak oni nie potrafi sam się zajebać, dobrowolnie poddawać się potwornym przeciążeniom, torturom wręcz ciała i umysłu, wikłać bezsensownie w nierozwiązywalne sprzeczności miotawszy niczym pijany u płota - doprawdy nie wiem czy jest druga taka nacja o monstrualnie rozwiniętym, niemal do szaleńczego paroksyzmu, ''genie autodestrukcji'', gdzie ''różnica aksjologiczna'' między katem a ofiarą jest równie znikoma i tak łatwo dochodzi tu do zamiany ról, co wprawdzie dotyczy właściwie każdej jednostki bez wyjątku ale chyba nigdzie na podobną skalę [ niektórzy nazywają to ''duszą rosyjską'' aczkolwiek Iwan Bunin w spisywanych na dnie historycznej otchłani rozpaczy podczas apogeum rewolucji i wojny domowej refleksjach określił to mniej poetycko ''zbiorową neurozą'' ]. Uczenie zwie się to prawem enancjodromii sformułowanym po raz pierwszy przez Heraklita podług którego wszystko przechodzi we własne przeciwieństwo i doń uporczywie dąży, choć wbrew sobie paradoksalnie gnane li tylko ślepą koniecznością, by znaleźć w tym zaprzeczne spełnienie, a co jawi się w świetle powyższego arcyrosyjską zasadą bytu państwowego i narodowego [ można także sformułować to banalniej jako istotną prawdę człowieczej egzystencji, iż każdy z nas dostaje od losu to czego chce, ale naprawdę nie zaś tylko jakim mu się wydaje, a więc marzy np. o szczęściu, pieniądzach, karierze, zdrowej kopulacji i co tam ludziska sobie jeszcze roją a w rzeczywistości jego nieuświadomionym celem jest to życie sobie jedynie koncertowo spier...ć ].
Z kolei wybitny krytyk i teoretyk sztuki współczesnej Boris Groys w znakomitym eseju pomieszczonym w nr 3 z 2015 r. pisma ''Kronos'' traktującym o ''postkomunistycznym Innym'' celnie wytknął zachodnim estetom ignorancję, brak zrozumienia i niemal jawnie neokolonialną pogardę mimo deklarowanej ''postępowości'' dla procesów zachodzących w najnowszych dziejach Rosji, ale też całej post-sowieckiej zony. Otóż dlatego, że restytucja kapitalizmu w krajach byłego ZSRR i całej reszty poddanej jego władztwu była właśnie powrotem do zapoznanego już doświadczenia zamieszkujących je narodów odbyły one tym samym podróż w czasie i to wielce paradoksalną bo z przyszłości do przeszłości, także w dziedzinie obyczajowej : rewolucja seksualna, parady pederastów, powszechne zażywanie narkotyków itp. to wszystko miało już miejsce w Rosji lat rewolucji bolszewickiej i drugiej dekady zeszłego stulecia, stalinowski socrealizm wbrew do dziś utrzymującym się postępowym przesądom wcale nie stanowił aż tak radykalnego zaprzeczenia tegoż a raczej zgodnie z przyjętą przez marksistów dialektyczną triadą wypełnienie jej na wyższym poziomie co Groys wykazał rozprawiając się z drogim lewicy mitem rzekomo niewinnej politycznie awangardy w przełomowym, rozbudowanym eseju ''Stalin jako totalne dzieło sztuki''. Towarzyszyć temu odwróconemu biegowi dziejów musiał swoisty ''postępowy regres'' w sferze estetyki uosobiony odbudową zniszczonej z woli komunistycznego satrapy gargantuicznej cerkwi Chrystusa Zbawiciela i faktycznie często koszmarnie kiczowatych monumentów fundowanych w Moskwie przez mera Łużkowa, których odpowiednikiem u nas była wówczas rozbuchana architektoniczna kwaśniewszczyzna epoki ''golenia ruchomego''. W kontekście poruszanej przez nas problematyki istotna jest wszakże inna refleksja poczyniona przez Groysa w pomienionym eseju - wedle niego dla stalinowskiego komunisty zupełnie wbrew ''ortodoksyjnie marksistowskiemu'' diamatowi przejętemu jakoby od Hegla sprzeczność zachodząca między tezą i antytezą wcale nie znajdowała spełnienia w jakowejś wyższej syntezie, lecz stanowiła właśnie pewną magiczną zaiste ''unię przeciwieństw'' [ pozwalało mu na to swoiste zawieszenie czasu, spełnienie dziejów w budującym doczesne Nowe Jeruzalem ''najlepszego ustroju na świecie'' ZSRR - nie bez powodu kominternowcy określali między sobą Moskwę mianem ''Mekki'':) ]. Na marginesie zupełnie pozostawiamy kwestię czy aby takowy schemat w ogóle występował u Hegla czemu zdecydowanie przeczą rodzimi [wy]znawcy jenajskiego filozofa jak tłumacz jego pism, astrolog Światosław czy Katarzyna Guczalska [ ten pierwszy wprost oświadcza iż mowa o antycypującym kabalistyczne spekulacje opisie relacji zachodzących w obrębie samego Absolutu zaczerpniętym od neoplatonika Proklosa, a co jak co, ale czarownik na okultystycznych sofizmatach zjadł zęby, dosłownie:) ], dla nas ważne jest tylko, iż wspomniana ''wirówka nonsensu'' w postaci równoważności wykluczających się wzajem twierdzeń pozwalała staliniście wbrew wszelkiej logice z równą żarliwością głosić coś co jeszcze wczoraj tak samo gorliwie potępiał i na odwrót, nazywało się toto w oficjalnej nomenklaturze ''mądrością etapu''. Niebagatelną, zasadniczą wręcz rolę w tym procesie maceracji myśli odgrywał wszechobecny terror na bezprecedensową skalę wraz z upadlającym rytuałem składania publicznych ''samokrytyk'', wyciągania sobie wzajem wstydliwych przypadłości przez członków kompartii o sekowanych ''wrogach ludu'' już nie wspominając typu alkoholizm, zdrady małżeńskie, zboczenia seksualne etc., całe to bolszewickie kołtuństwo, które poszło niestety w zapomnienie a szkoda, przydałoby się zafundowanie sobie takowego seansu nienawiści zwłaszcza przedstawicielom obecnego lewicowego ''kulturkampfu'' nad Wisłą i nie tylko, niósłby on przynajmniej dla części terapeutyczne, ozdrowieńcze skutki.
I tu wreszcie przechodzimy do clou naszych rozważań : czy wszystkie analizowane wcześniej paradoksy Rosji nie są aby duchowym wyrazem jej ''sworzniowego'' statusu polegającym na tym oto, iż kraj ten będąc zarazem Europą i Azją nie jest do końca ani tym ani tym, co prowadzi do iście ''aporycznego twierdzenia'' [ by nie rzecz ''stuporu refleksyjnego'' malującego się na twarzach sióstr Godlewskich ], że jego tożsamość stanowi właśnie dzieląca je różnica, nieustanne napięcie między jedną a drugą - ? [ oboma krańcami kontynentu, nie wspomnianym rodzeństwem:) ]. Oznacza to ni mniej ni więcej, że to co zwie się ''postmodernizmem'' jest naturalnym rosyjskim stanem, i było takim na długo zanim komukolwiek przyszło do głowy podobne miano, to również powoduje iż tamtejsza sztuka tego okresu, zwłaszcza literatura, jest tak zajebista - [de]''Generacja P'' Wiktora Pielewina to najlepsza powieść znakomicie, w brawurowym stylu nieznanym niestety obecnym polskim pisarzom opisująca cały chaos ''transformacji'' jaką znam, przy niej taki Shuty to nędza uskarżającego się płaczliwie na swój los nieudacznego alkoholika-onanisty, to samo tyczy twórczości znajdującego się na antypodach ideologicznych Zachara Prilepina i wielu innych literatów współczesnej Rosji [ przynajmniej tak kojarzę z czasów, gdy jeszcze interesowała mnie beletrystyka ]. Niewątpliwie rozmachu myśli i konceptów przydaje im doświadczenie tamtejszych przestrzeni niepojęte kompletnie dla tkwiących w euro-grajdole - wszędzie sprawowanie władzy polega z grubsza na wyważeniu sprzecznych tendencji i jakimś ich zbalansowaniu, ale bodaj nigdzie nie jest ona poddana równie dużym przeciążeniom mierząc się w podobnym stopniu z tak nieproporcjonalnie rozmieszczonymi zasobami surowcowymi i ludnością, stąd każdy rosyjski reżim jest podatny na destabilizację i zmuszony przez to uciekać się do mniej lub bardziej drastycznych rozwiązań aby zachować jako taką choćby równowagę. Znajomy, który dobrych parę lat spędził w Rosji opowiadał mi, że dopiero tam pojął amerykańskie ''kino drogi'' - autentycznie cieszył się widząc światła nadjeżdżającego samochodu, zwyczajna wydawałoby się w naszych warunkach podróż nim od miasta do miasta w tych szerokościach stawała się hipnotycznym doświadczeniem, dotarło też doń z całą mocą, że w przypadku awarii na środku stepu czy syberyjskiej głuszy w takowych pustkowiach jeśli nie będzie miał w bagażniku siekiery, bańki nafty i czegoś na rozpałkę realnie grozi mu niemal pewna śmierć, przyjdzie ''miszka'' i go wpierdoli zajebując pierwej łapą, o ile wcześniej nie zamieni się już w zlodowaciały kloc mięsa [ posłać tam wszystkich co pieprzą o ''globalnym ociepleniu'' i zwłaszcza sprawstwie w nim człowieka, niech poczują na własnej skórze dosłownie potęgę żywiołów natury by obaczyli się taacy mali w ich obliczu, -50 stopni C i gorący oddech na karku polarnego niedźwiedzia uleczyłby zafajdanych mieszczuchów wychowanych w cieplarnianych pieleszach, którym można przez to ożenić najbardziej ordynarny kit ]. Wiele też wskazuje, że przy wszystkich zasadniczych różnicach podobne postrzeganie może być udziałem mieszkańców Stanów Zjednoczonych zajmujących wprawdzie niemal dwukrotnie mniejszy obszar, ale również rozciągających się na ogromnych połaciach przestrzeni - widać to choćby w naznaczonej piętnem tymczasowości tamtejszej architekturze, ''kiczowatej'' i ''tandetnej'' wedle europejskiego gustu, mocno przy tym eklektycznej będącej wypadkową najróżniejszych stylów nacji zamieszkałych tam od wieków, endemicznych jak i pochodnych kolonializmu hiszpańskiego czy francuskiego oraz przywiezionych na kontynent przez emigrantów świeższej daty z Europy, znacznej liczbie ''ghost-town'', porzuconych przez mieszkańców ''miast-widm'' i przyzwyczajonej raczej do ''nomadycznego'' trybu życia ludności przemierzającej cały kraj za pracą, ogólnie w otwartym charakterze państwa ''in statu nascendi'', ogromnego eksperymentu politycznego i społecznego wciąż jak wiele na to wskazuje niezakończonego. Artur Międzyrzecki tak oto opisywał tę swoistą ''ahistoryczność'' Ameryki Płn. boleśnie ją przy tym jako Europejczyk doświadczając :
''w Polsce zbawia nas ekran historyczny […] i boleść i rozpacz jest obywatelska, wpisana w historię. Tutaj – nie. Ginie się bez odwołań do czegokolwiek – i nie patrzy współczujące oko dziejów. Wskutek czego czepiają się natury. […] Mój Boże, przecież to jest tampon naiwnych.''
- dodać należy, iż autor tych słów miał realne widoki na karierę dobrze znając język a nade wszystko stosunki panujące wśród elit opiniotwórczych USA, więc nie są to zabarwione resentymentem uwagi typowego ''polskiego nieudacznika'', jakąś prawdę stąd być może zawierają, rzecz do rozpatrzenia. W każdym razie sami Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę z ''obrotowego'' charakteru swojej ojczyzny co najbardziej klarowny znany mi wyraz znalazło w dziele jednego z najwybitniejszych twórców post-sowieckiego postmodernizmu [ coś dużo tych post-ów:) ] Eryka Bułatowa genialnie wyrażającym prawdziwy obłęd ''postępu'', gdzie gigantyczne litery układające się w rosyjskie słowo ''вперёд'' czyli ''naprzód !'' tworzą okrąg... I tak oto maszerujemy wiecznie w rytm ''lewa ! lewa !'' kręcąc się w błędnym kole niczym jakiejś cholernej historycznej Samsarze łudzeni wciąż ''progresywnym'' mirażem, co zresztą nie odbiega od uniwersalnej kondycji współczesnego człowieka, lecz w Rosji widać to bardziej i dogłębniej, pewnie dlatego, że rozmach tamtejszych przestrzeni i panujące w nich surowe warunki wyostrzają percepcję zmuszając przy tym do zwiększonej czujności, pomylony krok tutaj kosztuje więcej i ma bardziej katastrofalne skutki niż pod niejedną, znaczniej szczęsną szerokością geograficzną.
ps.
Poniewczasie przyszło mi na myśl, że doskonałym przykładem tej eurazjatyckiej, ''sworzniowej'' specyfiki Rosji jest też Armia Konna Budionnego w skład której wbrew nieco mylącej nazwie wchodziły także pociągi pancerne, oddziały piechoty wraz z silnym wsparciem artylerii, a nawet samoloty, razem tworząc przedziwną hybrydę jakby gigantycznej tatarskiej ordy z najbardziej zaawansowanymi technologicznie na owe czasy środkami zniszczenia, to co archaiczne i nowoczesne płynnie tu ze sobą współgrało np. łączność radiowa umożliwiała koordynację przemieszczania i uderzeń masami konnicy w ogromnych przestrzeniach w jakich przyszło operować zarówno ''czerwonym'' jak i ''białym'' wymagających szybkości ataku i maksymalnego jak to tylko możliwe zaskoczenia przeciwnika, stąd tak kluczowa rola kolei jak i kawalerii w toczącej się wówczas ''wojnie domowej'' - po szczegóły odsyłam do prac Aleksandra Smolińskiego, tamże również o licznych pogromach i gwałtach na ludności chłopskiej i żydach popełnianych przez bolszewickich ''wyzwolicieli''.