piątek, 17 maja 2019

Pastelowy mesjasz 2.0 czyli ezoteryczny Szydłów [ rzecz o mistycznej śliwce ].

...abo pożytkach z bycia paranoikiem - podczas niedawnej wizyty w rzeczonym urokliwym całkiem świętokrzyskim miasteczku porównywanym w głupawy, krzywdzący dlań sposób do ''polskiego Carcassonne'' [ dlaczego w takim razie Paryżewa dajmy na to nie nazywa się ''francuskim Bukaresztem'', przecież Cyganów tam równie dużo, o ile nie więcej ] w lekką konfuzję wprawiła mnie dość niecodzienna jak na katolicką świątynię symbolika umieszczona na odrzwiach tamtejszego późnogotyckiego kościoła św. Władysława :

 

- ale to jeszcze by uszło, ostatecznie wyznawcy judaizmu nie dzierżą monopolu na heksagram, natomiast już na serio zaniepokoiły mnie pastelowe malowidła umieszczone na ścianach w nawie bocznej :


- bowiem do złudzenia przypominają osobliwy wystrój świątyń inspirowanego ''antropozofią'' Rudolfa Steinera parachrześcijańskiego ruchu Christengemeinschaft czyli tzw. ''Wspólnoty Chrześcijan'' nie uznawanej za takowych zarówno przez katolików co i protestantów, gdyż hołdują mocno ekscentrycznym dla religii chrystusowej konceptom jak wiara w reinkarnację czy zwłaszcza istnienie dwóch Jezusów, a tak się składa, że jak widać z powyższego mamy tu właśnie oba wizerunki Zbawiciela... Dla naocznego porównania :


Nie będę w tym miejscu roztrząsał szczegółowo zagadnienia steinerowskiej neognozy, bo zaintrygowany tematyką znajdzie bez trudu potrzebne mu informacje w tekstach czołowego jej propagatora w Polsce Jerzego Prokopiuka jak choćby artykuł traktujący o doktrynie ww. ''tęczowych chrystianitów'', zwrócę więc jedynie uwagę na prowadzone przez jej entuzjastów także w naszym kraju ''przedszkola waldorfskie'' [ w samym Krakowie jest ich chyba ze cztery ], szkoły i licea, stąd odpowiedzialnym rodzicom radziłbym zastanowić się poważnie czy aby dobrym wyborem jest powierzanie edukacji własnych dzieci w ręce sekciarzy [ wszelkie porównania z katolicyzmem są durne i nieuprawnione, bo księża i zakonnice nie są depozytariuszami żadnej ''tajemnej wiedzy'' niedostępnej rzekomo ''profanom'', nikt tu nie traktuje procesu wychowywania jako quasi-orfickiego misterium i przygotowywania od maleńkości do jakowychś ''wyższych wtajemniczeń'' czyli rycia bani ich adeptom i wstępnej selekcji leszczy, znaczy przyszłych wyznawców ]. Wystarczy, że wiedziony nieomylną zwykle paranoiczną intuicją jąłem sprawdzać czy gdzieś w okolicy nie zbierają się aby polscy wyznawcy ''tęczowego mesjasza'' i owszem, w pobliskim Sichowie we dworze będącym w przeszłości jak i obecnie własnością najznaczniejszych polskich rodów szlacheckich [ min. urodziła się tam Anna Radziwiłł, notoryczna UW-olska ''ministra'' edukacji w kolejnych rządach III RP związana personalnie z fundacją im. Elżbiety Batory ] spotkają się oni na początku sierpnia :

http://wspolnotachrzescijan.pl/event/letnie-spotkanie-wspolnoty-chrzescijan-w-sichowie/

Co ciekawe termin letniej konferencji zazębia się z świętem słynnej na cały kraj szydłowieckiej śliwki, tak więc po koncercie Brathanków i zakupie w miejscowym sklepie na rynku dostępnej tam wybornej koszernej śliwowicy :


...jej uczestnicy racząc się nią będą mogli już zrelaksowani w pełni oddać się ''grze w tenisa i jodze'' pod przewodnictwem swych ''trenerów duchowych''. Samo miejsce nie wybrano przypadkiem, i nie mam tu na myśli, że jak podaje wyżej przywołane źródło w czasie wojny miało być siedzibą ''kuzyna samego Himmlera'' barona von Schweinichena ze zgermanizowanego śląskiego rodu Świnków [ w rzeczywistości brat jego był adiutantem szefa SS ] ani dlatego, iż ponoć mieścił się tam później sztab marszałka Koniewa, lecz wystarczy rzucić okiem na biogramy pary obecnych zarządców szumnie zwanego dla niepoznaki ''Domu Dziedzictwa Języka i Kultury Polskiej'' mającego siedzibę w sichowskim dworze Radziwiłłów panie kochanku :

''Paul Kieniewicz - ur. w Szkocji. Posiada wyższe wykształcenie w dziedzinie astronomii i geofizyki. Jego badania obejmują różne tematy, takie jak astronomia, geologia, hipoteza Gai, badania świadomości oraz chrześcijaństwo gnostyczne. [...] Wraz z żoną Amber, jest obecnie zarządcą Domu i Biblioteki Sichowskiej, znajdującej się 20 km od Wójczy, miejsca urodzenia jego matki, Róży Popiel.

Amber Poole Kieniewicz - przez długi czas studiowała psychologię Junga i była menedżerem programowym Centrum Junga w Houston. [...] Jej głównym zainteresowaniem i kluczowym punktem jej pracy jest ochrona estetyki, zwłaszcza poezji przed silną falą materializmu.''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/biografia/ 

''Paweł Kieniewicz BSc: St. Andrews i MA (Astronomy): UCLA; MSc (Geophysics): UC Santa Barbara. wykładał astronomię, geologię, filozofię i fizykę. Jest specjalistą w grawimetrii i polu magnetycznym Ziemi. Przez dwadzieścia lat pracował jako geofizyk przy poszukiwaniach ropy naftowej i gazu. [...] Jest członkiem zarządu Scientific and Medical Network, gdzie często publikuje artykuły dotyczące nowego rozumienia relacji pomiędzy nauką a religią.''


Nie może więc dziwić, że mr. Kieniewicz duraczy ''globalnym ocipieniem'' na łamach wspomnianego ''sajentifkendmedikalnetłork''  :


- skądinąd ciekawy symbol sobie obrali... A patronują przedsięwzięciu takie tuzy nauki jak Roger Penrose czy w przeszłości Ilja Prigogine, oj coś mi więc tu zalatuje współczesnym ''niewidzialnym kolegium'' różokrzyżowców, którego idea legła u podstaw The Royal Society. Tym bardziej nie budzi zdumienia lansowanie przez Kieniewiczów ''ekozofa'' Henryka Skolimowskiego, którego panteistyczne brednie poddałem miażdżącej krytyce w końcowych partiach wpisu o ''zrównoważonym rozwoju jako politycznej neognozie'' z której wyznawcami mamy najwidoczniej tu do czynienia :

''Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, musimy przezwyciężyć niską mentalność nacjonalizmu, antysemityzmu, populizmu i innych form fundamentalizmu poprzez edukację w dziedzinie kultury. [...] Fundacja Edukacyjna Sichów zajmuje się promowaniem edukacji holistycznej, która zawiera uniwersalne wartości oparte na estetyce, godności człowieka, psychologii głębi i uznaniu świata za sanktuarium, które należy szanować. [...] Ekolog i filozof Henryk Skolimowski pisze: ''Człowiek został porzucony, jeśli nie uciśniony w większości systemów nowoczesnej filozofii …. Stąd pilna potrzeba Sokratycznego renesansu, aby doprowadzić i zaaranżować oś mundi człowieka jako punkt alfa wszystkich naszych poszukiwań; ciągle pamiętając, że ten człowiek nie jest samolubną jednostką, ale kosmiczną istotą''.

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/dlaczego-edukacja/ 

''Nasze życie i nasza psychika kształtowane są przez wpływy, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Nasza historia, kultura, ludzie, których spotykamy, systemy Ziemi, a nawet pola planetarne odgrywają istotną rolę w naszym życiu. Idea kształtujących nas wpływów sięga co najmniej czasów Arystotelesa i jego pojmowania duszy jako formy ciała, idei przekładającej się na pola współczesnej fizyki, idea ta odzwierciedlona jest także w badaniach Iana Stevensona, które sugerują, że może istnieć coś takiego jak fizyczne i psychologiczne wpływy z poprzedniego życia. Archetypy sięgają nawet dalej i są związane z formami Platona.''

https://pl.sichow.pl/wydarzenia/siec-naukowo-medyczna/ 

- to tyle może co się tyczy wgłębionego w ciało astralne Matki Ziemi pana małżonka, oddajmy więc głos wielkiej och!mistrzyni Amber Poole :

''Dzięki uprzejmości kuzyna Pawła, Stefana Dunina-Wąsowicza, goszczę w posiadłości majątku rodziny Radziwiłłów [...] Nie przyjechałam do Polski, aby odtworzyć ani gloryfikować przeszłość. Przyjechałam, bo coś zostało pozostawione, coś, co musi zostać odtworzone w naszej wyobraźni. Dzieci, starsi mężczyźni i kobiety, młodzi poeci, kobiety w ciąży, uczeni, księża, rabini, Żydzi, katolicy, nauczyciele, sklepikarze i bibliotekarze wszyscy podobnie zostali pozbawieni prawa do życia z powodu psychozy, która nadal utrzymuje się w sercu człowieka i może z łatwością uformować się na nowo. Czy jesteśmy w stanie odnowić potencjał, który został utracony? Przyjechałam do Polski i połączyłam siły z podobnymi umysłami, aby zbudować centrum edukacyjne, gdzie psychologowie głębi, naukowcy, artyści i historycy mogliby się bezpiecznie zbierać, aby przedyskutować kondycję człowieka. Jeżeli możemy przyczynić się do podniesienia świadomości człowieka, tak aby te zbrodnie nigdy nie zostały powtórzone, moje powołanie wypełniło się.''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/amerykanka-w-polsce/ 

http://english.raven.edu.pl/about-the-insitute/raven-board/isar-amber-poole-kieniewicz-1/ 

''Dlatego też jako reprezentację idei Instytutu wybraliśmy symbol kruka, który w mitologiach wielu różnych kultur łączy rozmaite aspekty rzeczywistości, jasne i ciemne strony życia. Jako posłaniec bogów łączy świat ludzki ze światem idei, niosąc na sobie odpowiedzialność za przekaz zarówno dobrych jak i złych nowin. Jako psychopomp eskortuje dusze zmarłych do zaświatów, choć w naszej rodzimej tradycji przedchrześcijańskiej sprowadzał nowe lub reinkarnujące się dusze na ten świat z Wyraju. Jako reprezentacja samego bóstwa, ofiarowuje ludziom słońce lub pomaga je odzyskać.''

https://raven.edu.pl/o-instytucie/ 

''Mając w pamięci ludobójstwo, nie można już żyć jakby nic się nie stało,” powiedział Konstanty Gebert, założyciel polsko-żydowskiego miesięcznika Midrasz. „To tak jakby straciło się kończynę. Polska cierpi z powodu bólu fantomowego po utracie Żydów”. Krajobraz, lasy, architektura i wspomnienia o tych wsiach kuszą nas do powrotu do nich z modlitwą na ustach ku czci ich codziennego życia, kiedy pili kawę, kłócili się ze współmałżonkiem, zastanawiali się nad sensem istnienia, uczyli się i czytali komiksy [ ?! - w ówczesnych gettach raczej trudno byłoby uświadczyć chałaciarza z historią obrazkową o przygodach Myszki Miki w ręku, no i czy ona jest w ogóle koszer ? ]. Życie naszych żydowskich rodzin [ sic! ] zostało im i nam tragicznie odebrane. Ludzie ci byli prawdziwi, mieli marzenia, nadzieje i lęki nie inaczej niż my sami. Wizyta w ich naturalnym otoczeniu jest również sposobem obcowania i wspomnienia życia tych, których potencjał doprowadzono do okrutnego końca. Jeszcze większym powodem, by odbyć taką podróż jest szokujący fakt, że większość młodych Polaków nigdy nie spotkała Żyda [ rzeczywiście nie mają oni innych problemów na głowie ty arogancka, tępa jankeska cipo ! ]. W jaki sposób my, jako rodzina ludzka, mamy pozbyć się uprzedzeń i ignorancji, jeśli nie nauczymy się szanować siebie nawzajem, a zwłaszcza różnic pomiędzy nami?''

https://pl.sichow.pl/sichowska-fundacja-edukacyjna/historia-zydowska/ 

Gdyby mistress Kjenewycz zamiast nurzać się w mętnej podziemnej brei archetypów jungowskiej ''ariognozy'' zaczęła wreszcie rzetelnie poznawać dzieje najnowsze swej przybranej Ojczyzny i w ogóle Europy dotarłoby może do niej jak fundamentalnie się myli - owszem nazizm bazował niewątpliwie na szowinizmie wielkoniemieckim, ale zdecydowanie wykraczał poza niego w swym rasistowskim zacietrzewieniu [ osobliwym zresztą, bo wykluczającym Polaków i ogólnie Słowian ] a nade wszystko był ruchem paneuropejskim stanowiąc w tym jedynie wewnętrzną konkurencję w obozie ówczesnych globalistów pokroju przypomnianego w dobie inwazji nachodźców różokrzyżowca Kalergiego, który w gruncie rzeczy był takim samym rasistą co hitlerowcy tylko a rebours stosując ich terminologię do ''żydowskiego duchowego narodu panów'', dokładnie takich właśnie sformułowań - ''das geistige Herrenvolk der Juden'' - podobnie jak bliźniaczych określeń ''Führernation'', ''Herrenrasse'', ''Herrenmensch'' itd. w stosunku do Semitów użył w pisanej jeszcze na pocz. lat 20-ych zeszłego stulecia, dobrych parę lat przed ''Mein Kampf'', pracy pt. ''Adel'', gdzie kreślił wizję Żydów jako szlachty przyszłości pod której przewodem powstanie Paneuropa jego marzeń. Najwidoczniej tym pomylonym konceptom hołdują późne wnuki polskich arystokratów czego świadectwem niemożebne kocopoły pana Pawła z wyżej zalinkowanego artykułu, świadczące o haniebnej ignorancji autora w materii o jakiej się wypowiada, przytoczmy na dowód fragment tylko tyczący Polski:

"Małgorzata Kalinowska dyskutuje polski mesjanistyczny kompleks kulturowy „cierpiącego bohatera”. Można w tym świetle rozumieć znaczną część dzisiejszej polskiej polityki. Wielu Polaków głęboko wierzy w ideę „narodu wybranego” i w to, że wskutek boskiego zrządzenia ich szczególnym przeznaczeniem jest ratunek świata przed ostatecznym upadkiem. Powszechnym epitetem wśród Polaków jest określenie „zepsuty Zachód”. Mesjanizm prowadzi do izolacji kulturowej, potwierdzanej rządową odmową przyjęcia uchodźców, w obawie przed rozrzedzeniem lub dywersyfikacją kultury polskiej. Kompleks pojawia się w służbie ochrony zbiorowego ego w momencie zagrożenia tożsamości narodowej. [...] Jednak gdy jest się nieświadomym kompleksu, wówczas ten zachowuje się jak niezależny podmiot, dający ujście skrajnemu nacjonalizmowi, paranoi i ksenofobii. Przytłaczająca kraj rozpacz nad katastrofą smoleńską i powszechna niezgoda na przyjęcie faktu, że był to raczej nieszczęśliwy wypadek niż zmowa, to typowy przykład działania kompleksu kulturowego.''

Jeśli ktoś nie pojmuje zasadniczej różnicy między imperialistycznym i zbrodniczym rasizmem Niemców, Rosjan czy Żydów a polskim nacjonalizmem, który z drobnymi wyjątkami w dziejach przyjmował zwykle obronny charakter [ lub nastawiony był na dobrowolną inkluzję elit obcych nacji jak to miało miejsce w czasach świetności a nawet upadku I-ej RzPlitej o czym akurat potomek polskiej szlachty, niechby późny, powinien doskonale wiedzieć ] a zamiast podtrzymywać choćby z racji swych korzeni rodzime dziedzictwo funduje nam ''warsztaty terapeutyczne'' mające uleczyć z ''narodowych traum'' i ''polskiego kompleksu kulturowego'' w imię jakowegoś ''uniwersalnego człowieczeństwa'', wręcz ''obywatelstwa kosmicznego'', wszystko zaś perfidnie ukryte i bezczelnie praktykowane pod dumnym szyldem ''Domu Dziedzictwa i Języka Kultury Polskiej'', tym samym hańbi jedynie w nikczemny sposób pamięć o rodakach, którzy z ogromnym wysiłkiem ponosili ofiary z największą własnego i bliskich życia włącznie dla zachowania niepodległości Ojczyzny i podtrzymania bytu swojej nacji, doprawdy herr Kieniewicz okazał się w tym nieodrodnym duchowym bękartem Bogusława Radziwiłła, nie neguję wprawdzie jego naukowych kompetencji, ale zakładając nawet ich ważność w pełni zasłużył on tym samym na miano ''fachidioten''. Niewiele lepiej na tym tle wygląda wspomniany wyżej Dunin-Wąsowicz, ''były dyrektor finansowy w dużych korporacjach międzynarodowych w Europie i Stanach Zjednoczonych'' i ''członek Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego od jego początku'', która to organizacja została ufundowana przez jakowyś kuriozalny ''Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową'', gdzie w radzie tegoż z kolei przewijają sie nazwiska znanych aferzystów o mętnych powiązaniach jak Janusz Lewandowski, abp Gocłowski czy Jacek Merkel... :

https://www.kongresobywatelski.pl/osoby/stefan-dunin-wasowicz/ 

http://www.ibngr.pl/O-Instytucie/Ludzie/Rada-Fundacji 

Cieszy wprawdzie, że do kraju powracają ludzie o polskich korzeniach odbudowując obrócone w ruinę dwory i pałace, inwestując tutaj swe kapitały czego wyposzczony pod tym względem nasz region świętokrzyski łaknie niczym kania dżdżu, ale patrząc na to co za tym idzie czasami... W kontrze jednak, by nie powstało fałszywe wrażenie powielające PRL-owski agitprop jakoby ''szlachta nie pracuje'' a wszyscy arystokraci to sprzedajne kurwy, przytoczmy refleksje Adama Czartoryskiego na temat niepodległości narodowej, które tak oto referuje Żurawski/Grajewski [ skądinąd facet mógłby się wreszcie zdecydować jak się nazywa ] :

''Zdaniem księcia każdy naród ma przyrodzone, naturalne prawo do niepodległości. Jeśli zatem nie jest niepodległy, oznacza to, że został z tego prawa ograbiony, ale mimo to owo prawo nie wygasa. Jako że jest prawem naturalnym (wypływającym z poczucia moralności), zawsze będzie mu ono przysługiwało. Jeśli jakiś naród utracił niepodległość, to stało się to przez niesprawiedliwość, która nic nie znaczy wobec prawa naturalnego. Prawa państw – nawet tych najsilniejszych – mogą być według Czartoryskiego zniweczone, podczas gdy prawa narodów mogą być podeptane, zakwestionowane, nawet na jakiś czas w wyniku przemocy fizycznej przekreślone, ale nigdy nie mogą być zniweczone: nie znikają i z żadnego powodu nie mogą ulec przedawnieniu – dopóki dany naród żyje. Jednocześnie przejawem owego życia jest każdy, nawet najmniejszy gest, sprzeciw wobec narzuconego porządku czy manifestacja woli własnej egzystencji wykonana przez zniewolony naród. Akt ten natychmiast przywraca mu pełnię praw, nawet gdyby został ich pozbawiony przed wiekami. Książę zwraca także uwagę, że przedstawiciele narodu nie mogą w jego imieniu zrzec się niepodległości i odrębności, gdyż to przekracza ich plenipotencje. Nie ma takiej reprezentacji, która mogłaby w imieniu całości podejmować podobne decyzje. Umowa tego rodzaju, nawet oficjalnie zawarta, byłaby od początku nieważna, gdyż przedstawiciele narodu nie mogą w tego typu kwestii podejmować zobowiązań za innych, ponieważ łamaliby przyrodzone prawo naturalne.Według księcia w relacjach między narodami za obowiązujące należy uznać dwie zasady: zasadę nieprzemienności narodu, która głosi, że narodu nie da się wynarodowić, oraz zasadę legitymizmu narodów – przeciwstawianą legitymizmowi władców. Mimo to, zdaniem Czartoryskiego, narody nie są wieczne. Uważa on, że naród może zniknąć tylko wskutek jego fizycznej zagłady, tj. eksterminacji, lub w wyniku długotrwałych prześladowań, podejmowanych planowo i z premedytacją, które mają na celu zlikwidowanie uczuć narodowych i moralną śmierć narodu. Prawa naturalne narodu umierają więc z nim, ale nigdy wcześniej. Działa tu bowiem „zasada prawowitości narodu”, z której wynika nieprzedawnione prawo narodu do niezawisłości i odrębnego bytu, nieulegające przedawnieniu, jak wspomnieliśmy, nawet po wiekach niewoli. W opinii Czartoryskiego prawo międzynarodowe za swą podstawę powinno przyjąć fakt istnienia narodów i tylko do tego się odnosić, tylko to brać pod uwagę jako podstawę konstruowanego systemu stosunków międzynarodowych. „To narody tworzą na naszej Ziemi – w obliczu całej ludzkości – masy równe w prawach i obowiązkach. Jedynie one tworzą pospołu społeczeństwo rodzaju ludzkiego” – pisał książę. Twierdził też, że istnieje podobieństwo między sytuacją jednostki ludzkiej i narodu. Tak jak najwięcej dobra przynosi przyznanie każdemu człowiekowi wolności osobistej, tak przyznanie suwerenności poszczególnym narodom w efekcie da najwięcej szczęścia ludzkości.''

http://dspace.uni.lodz.pl:8080/xmlui/bitstream/handle/11089/19496/12-297_309-%c5%bburawski%20vel%20Grajewski.pdf?sequence=1&isAllowed=y 

- w pełni podpisuję się obiema rękami, jedynie gryzie mnie wątpliwość czy aby nie był to ze strony księcia Adama taktyczny wybieg, ówczesna ''mądrość etapu'' każąca wspierać zasadę suwerenności narodowej by zniszczyć oparte na monarchicznym legitymizmie Święte Przymierze w czym sprawa polska odgrywała niebagatelną, kluczową wręcz rolę, a wszystko w myśl masońskiej formuły ''dziel i łącz'', paradoksalnego jednoczenia poprzez podział, bowiem przecież ''ordo ex chao''. Dlatego nie łudźmy się, wspierający nieraz ofiarnie przyznajmy walkę o odzyskanie niepodległej Rzeczpospolitej ''żuawi nicości'' nigdy nie mieli jej na celu tak naprawdę, była ona dla nich tylko narzędziem budowy planetarnej jedności ta zaś z natury rzeczy preferuje imperia służące jej za słupy milowe na których się opiera, dążąc do ich odtworzenia jedynie na innej, demokratycznej podstawie kryjącej niewidzialną tyranię ''oświeconych'' w swym mniemaniu. W tak pomyślanym porządku nie ma miejsca na realną suwerenność pomniejszych nacji jak nasza, mogą one co najwyżej pędzić pół-autonomiczny żywot z łaski ''niewidzialnych zarządców'', o ile nie całkiem ulec zmiażdżeniu i jak wszystko na to wskazuje w tę właśnie fazę niepostrzeżenie wkraczamy... Dlatego każdy polski patriota, nawet tak letni i pełen krytycznego dystansu do własnej ojczyzny jak niżej podpisany, zwyczajnie musi być wrogiem globalistów, choćby w imię obrony tego co poszczególne i nie poddające się zglajszlachtowaniu przez wznoszony na jego ruinach ''nowy wspaniały świat'', czego pod żadnym pozorem nie należy mylić z wyjątkowo perfidną odmianą współczesnego ''globalizmu oddolnego'' transnarodowej sieci regionów, samorządów lokalnych i organizacji pozarządowych. Nie wyklucza to wchodzenia czasami w taktyczne sojusze, gdy akurat nasze interesa okazują się zbieżne, tak jak czynił to Piłsudski, którego stosunek do masonerii był wbrew endeckiej propagandzie mocno ambiwalentny, z braku niezbędnej wiedzy nie podejmuję się jednak rozstrzygać czy dotyczy to również Czartoryskiego.

Jakiś głupek może śmieszkować jakobym brnął w spiskowe teorematy zrównując mnie z szurami [ ? ] tropiącymi symbolikę iluminatów na okładkach płyt i w tekstach przebojów Modern Talking, że to niby jakieś sekretne kahały zbierają się po piwnicach i pieczarach by knuć przeciw ludzkości itd., dowcip polega jednak na tym śmieszku, iż różokrzyżowe synagogi naprawdę odstawiają swe sabaty po jaskiniach i nawet z tym specjalnie się nie kryją... :



O Matko Boża, Pani Łaskawa Jasnogórska, jak ja nie cierpię tego natchnionego bełkotu jaśnie oślepionych swymi ''głębokimi wtajemniczeniami'', pełnego emfazy zadęcia sugerującego urojoną wzniosłość okraszoną do tego mdłą muzyką - chyba już wolałbym z dwojga złego aby kogoś tam rytualnie zarżnęli w oprawie piekielnej kakofonii bębnów i trąb. Podejrzewam zresztą, że takowe orgie są zarezerwowane jedynie dla satanistycznej gimbazy i prawdziwy lucyferianie nie zniżają się do ich poziomu, co najwyżej jako niezbędnego etapu ''nigredo'' czyli ''przejścia przez mrok'' by wspiąć się ku ''wyższemu poznaniu'', w każdym razie, gdy wyobrażam sobie satanistę to nie jako obscenicznego pajaca pokroju Nergeja, a właśnie takiego szlachetnego zjeba co to w życiu przysłowiowej muchy by nie skrzywdził, tyle że hołdującego zasadom wysranym wprost z czarciego tyłka. Przypomnę więc jedynie, że Lucyfer jest nade wszystko kusicielem, a nie mógłby raczej zwodzić w odrażającej postaci przyciągającej tylko skończonych patoli i prymitywów, stąd zwłaszcza dla wrażliwych duszyczek ma coś ekstra - dlatego np. nie znam bardziej diabelskiej muzyki jak istne uosobienie belle epoque, które stanowi koronkowa, pełna właśnie pastelowych barw i delikatnych harmonii twórczość różokrzyżowca i martynisty Debussy'ego, członka kabalistycznego zakonu o znamiennym emblemacie i pomysłodawcy ''ezoterycznego towarzystwa muzycznego'', przy której perfidnym satanizmie bledną najdziksze dysonanse death-metalu jak i ''warszawskojesiennej'' awangardy : dość powiedzieć, że występujący w tytule jego najsłynniejszej bodaj kompozycji Faun jest w okultystycznej symbolice synonimem Antychrysta, prometejskiego ''demonizmu istnienia'' tak charakterystycznego dla dekadenckiej atmosfery fin de siècle'u, ''wcieleniem bezimiennej postaci bóstwa wszechistnienia - Pantheosem'' jak z typowo młodopolską emfazą pisał jeden z czołowych ideologów tego ruchu i poeta Antoni Lange [ nie może więc dziwić, że Aleister ''Bestia 666'' Crowley poświęcił satyrowi hymn zawierający histeryczne inwokacje na jego cześć : ''O przybądź ! Diable lub boże''... ]. Dlatego bynajmniej niebezpodstawnie wbrew temu co się zwykle na ten temat bredzi Św. Oficjum wciągnęło na indeks dzieł zakazanych zaś arcybiskup Paryża obłożył anatemą pedalskie ni to oratorium ni to balet ''Męczeństwo św. Sebastiana'' stworzony przez francuskiego kompozytora, a to ze względu na bluźnierczy, ewidentnie antychrześcijański tegoż utworu charakter - jak pisał sam Debussy w liście do przyjaciela o libretcie autorstwa czołowego dandysa epoki i prawdziwego ''duchowego duce'' Gabriele D'Annunzio, które posłużyło za kanwę jego ''misterium muzycznego'' : ''kult Adonisa łączy się tam z kultem Jezusa - jest to bardzo piękne z samego założenia''... Faktycznie więc wcielająca się na premierze tego arcydzieła różokrzyżowej estetyki w tytułową postać uosabiającą lucyferyczną figurę Chrystusa-Dionizosa ówczesna słynna tancerka baletowa, a przy tym biseksualna Żydówka, Ida Rubinstein była wręcz stworzona do tej roli i zapewne nie wybrano jej tu przypadkiem, nie można też jednak wymagać od katolików, aby ze spokojem mieli przyjąć tak jawne poniżenie chrześcijańskiego męczennika a właściwie głównie ich Zbawiciela za wiarę w którego oddał tamten życie, i to jeszcze przybrane z iście szatańską perfidią w wyrafinowany kostium nasyconej bogactwem barw muzycznych orkiestracji oraz zmysłowych, prawdziwie syrenich śpiewów w partiach chóralnych, a wszystko po to by niepostrzeżenie sączyć jad poprzez uszy do umysłów niczego nieświadomych słuchaczy. Powyższe tłumaczy czemu na niepokojąco obłym w swym perfekcyjnie zimnym minimalizmie nagrobku kompozytora zamiast krzyża znalazł się spiralny emblemat zawierający pierwszą literę jego nazwiska :


A gdy jeszcze dodamy do tego ''prascytyjskie voodoo'' jakim w istocie jest powstałe mniej więcej w tym samym czasie genialne ''Święto wiosny'' Strawińskiego do którego libretto współtworzyl wraz z kompozytorem i zaprojektował scenografię baletu słynny rosyjski okultysta i późniejszy sowiecki szpieg Mikołaj Roerich, czy prawdziwe satanistyczne misterium jakie stanowi ''Czarodziejski flet'' Mozarta... Kto by pomyślał, że niewinna wydawałoby się, rodem wręcz z paryskiego kabaretu lekka muzyczka takiego Erica Satie może zawierać ukryty, ezoteryczny przekaz i nie są to żadne paranoiczne wymysły, bowiem sami różokrzyżowcy nie czynią z tego tajemnicy, podobnie jak genezy twórczości Cage'a czy Harry'ego Partcha należy upatrywać w przenikniętej okultyzmem atmosferze Kalifornii lat 20/30-ych XX w., która już wtedy była kolebką kontrkultury, wszystkie niemal ekscesy amerykańskich ''sześćdziesiątników'' powielały jedynie na monstrualną skalę to co parę dekad wcześniej wyczyniało się wśród tamtejszej artystycznej i intelektualnej socjety, tak samo rzec można o wspomnianej wyżej ''faunomanii'' findesieclowych elit jaka uległa z czasem masowemu ''upop-owieniu'' znamionując nieodmiennie cywilizacyjny dekadentyzm [ łaknących szczegółów w tej materii odsyłam na blog Spiskologa ]. Tak więc jesteś w błędzie naiwny czytelniku/słuchaczu jeśli sądzisz, iż ''satanistyczna muzyka'' musi oznaczać prymitywizm dźwięków i przekazu, obsceniczny ryk wprost z głębi trzewi, gitarową rzeźnię i ogłuszającą perkusyjną kanonadę - takowe orgie i estetyczne pandemonium odpowiednie są dla plebejów, którym z racji przyrodzonego prostactwa pozostaje rytualne całowanie czarciego zadu, bo cóż taki cham pojmie skoro nawet nie wie co to ''złoty podział'' ani chce to w ogóle poznać, trzeba mu więc rzecz wyłożyć wprost niczym krowie na granicy, dla wyższych kast zaś zarezerwowano o niebo czy piekło raczej bardziej wyszukane środki zwodzenia jak widać z powyższego, nie zmienia to jednak faktu, że jedno i drugie co do zasady jednako g... Tłumaczę jednak ''alternatywnie kumatym'', że nie postuluję bynajmniej od razu palenia na stosie ni zakazu dzieł wspomnianych twórców, a jedynie uwrażliwiam na ukryte w nich i często szkodliwe dla odbiorcy sensy, by nie podchodzić do nich tak całkiem bezkrytycznie jak to zwykle się czyni - to, że coś brzmi lub wygląda ładnie nie przesądza jeszcze sprawy, bo nader często odrażająca w istocie treść przyobleczona zostaje w kusząco estetyczną formę [ choć przyznaję, iż w pewnych ściśle określonych przypadkach cenzura by się jednak przydała, a i tak ma miejsce tyle że z innych nieco powodów ].

Rozgadałem się na z pozoru tylko nie związane z tematem wpisu kwestie, gdyż informacja o seminarium w sichowskim dworze poświęconym mistrzowi Eckhartowi przypomniała mi sylwetkę innego równie rasistowskiego co Kalergi choć tym razem już stricte nazistowskiego różokrzyżowca Heideggera, który umieścił kabalistyczną merkawę akurat przy źródle studni obok swej słynnej górskiej Hütte :


Co ciekawe ''mistyczna róża'' w postaci oktagramu symbolizująca właśnie źródło wszelkiego istnienia wypływającego z siebie samego, jak prawił w swym ''Wprowadzeniu do metafizyki'' z poł. lat 30-ych, znalazła się także na jego nagrobku :


...wyraźnie przez to kontrastując z krzyżami na cmentarnych pomnikach pochowanych obok jego katolickich rodziców :


I jeszcze te kamyki na grobie naziola kładzione żydowskim zwyczajem zamiast świeczek - czyżby kolejny ''sabbatejczyk'' ? Jeden czort wie... [ a może oni tam u podnóży Schwarzwaldu już tak mają:) ] :


''Moreover, the well hadgreat significance for him. He found metaphoric power in the absence of avisible provenance for the spring that supported life. On top of the well was fixed a carved relief star. For Heidegger, it stood for the wandering thinker, abright trace against a dark sky. This iconic star, whichwas repeated on Heidegger’s gravestone, was also of great symbolic importance to the Jewish poet andconcentration camp survivor Paul Celan whose visitto the hut in 1967was recorded by his poem ''Todtnauberg''.

https://is.muni.cz/el/1423/podzim2014/ENS210/um/51272721/Heideggeruv_domek.pdf 

Podobną symbolikę można znaleźć na ścianach świątyni Jazydów w irackim Kurdystanie, ale to przypadek rzecz jasna... :


https://www.flickr.com/photos/mytripsmypics/16148551629

https://en.wikipedia.org/wiki/Lalish 

Z braku czasu i ochoty nade wszystko nie zamierzam w tym i tak przesyconym informacjami poście brnąć w tłumaczenia zawiłości kabalistycznej ''mistyki merkawy'', znaczenia okultystycznej symboliki różokrzyżowego ''kwiatu życia'' czyli Metatrona zwanego przez wtajemniczonych w misteria ''pomniejszym Jahwe'' [ czyli znowu typowy gnostyczny, przysłowiowo manichejski dualizm bóstwa ] i pitagorejskie spekulacje, bo kto ciekaw sam sobie wygugla/wyczyta co mu potrzebne - ważne jedynie w tym kontekście by zaznaczyć, iż Heidegger wyrasta z tradycji typowo germańskiej ''mrocznej gnozy'' zasadzającej się na przeświadczeniu, iż u spodu wszystkiego kryje się otchłań, ''Ungrund'' jak pisał za Boehmem niemiecki filozof, a nicość z której poczyna się istnienie jest przez to paradoksalnie bardziej niż to co jest, stąd programowo ciemny, ezopowy język heideggerowskiej myśli przenikniętej lucyferyczną metaforyką ''prześwitu'', który nie zakorzeniony w niczym traci swój referencyjny charakter zapadając się w siebie, zaczyna pożerać własny ogon niczym gnostyczna figura węża Uroborosa i płodzi asemantyczne monstra typu słynnej już ''nicościującej nicości'' czy mojej ulubionej ''drożącej wszystko drogi''. Niemniej popełnia gruby błąd kto lekceważyłby wpływ jowialnego tylko z pozoru a w istocie demonicznego ''mędrca z gór'' i schwarzwaldzkiego paramistyka, bo wbrew temu co głosi Karoń a za nim inni mądrale Heidegger jest równie ważną jak Marks postacią dla dyskursu jaki zdominował europejską przestrzeń publiczną i toczone w niej debaty, owszem jednym z głównych patronów zajmującej hegemoniczną pod tym względem pozycję nowej-starej lewicy jest ''duchowy nazista'', do tego stopnia, że właściwie należałoby mówić wręcz o neomarksistach-postheideggerystach - to od niego wywodzi się radykalny projekt zakwestionowania niemal całej dotychczasowej myśli europejskiej w imię mitycznego powrotu do zapoznanych ''źródeł Bycia'', stąd pochodzi programowe niszczenie Logosu a więc Słowa jako się rzekło, wreszcie jego koncepty ''reformy'' a tak naprawdę destrukcji uniwersytetu z czasu nazistowskiego rektoratu do złudzenia wręcz antycypują ekscesy goszystów paryskiego maja '68 [ nic więc dziwnego, że taki Foucault uznawał odkrycie jego pism za formatywne dla siebie stawiając je na równi z Nietzschem, niechby czytanym na lewacką modłę zupełnie na opak ]. Dokładnie na tej samej zasadzie faszyści i niemieccy narodowi socjaliści wnieśli czy to się komu podoba lub nie fundamentalny wkład w budowę podwalin dla paneuropejskiej ponadnarodowej wspólnoty UE, i z tej racji porównania jej do III Rzeszy nie są aż tak grubą przesadą jak mogłoby się z pozoru wydawać, temat godny osobnej rozprawy. W każdym razie faktem jest obecność w bibliotece Heideggera dzieł Paracelsusa i śląskiego gnostyka Jacoba Boehme zwanego przez Hegla trafnie ''pierwszym niemieckim filozofem'' a Marksa ''wielkim'' oraz piętno jakie odcisnęły one na jego myśli, podobnie jak i wpływ nań Lutra, ogólnie ''Teologii niemieckiej'' zasadzającej się z grubsza na wierze w ''mrok istnienia'' czego doskonałym niemal przykładem skażona panteizmem mistyka wspomnianego wyżej mistrza Eckharta, nie dziwi więc, że lokalni wyznawcy ''ekozofii'' tak jej hołdują. I nie przeczy bynajmniej temu metafizycznemu ponuractwu mdląco pastelowa gnoza również niemieckich różokrzyżowców od którychśmy zaczęli naszą opowieść, bowiem jak to wykazano tutaj kryje ona także iście upiorną treść, czyż więc nie nabiera symbolicznego znaczenia, że emblemat ''mistycznej róży'' przez którą i dla niej wszystko ma się poczynać posiada dokładnie tyle samo ramion, czyli osiem, co ''gwiazda chaosu'' - znak samopochłaniającej się wiecznie nicości, typowa ambiwalencja dla manichejskiego teozoficznego dualizmu : dwóch mesjaszy, dobry i zły, dwie zasady w obrębie tej samej boskiej jedności, przenikające się a zarazem oddzielne, pęknięcie w samym bycie czyniące zeń bezgraniczną otchłań, wciągające w wir niekończących się paradoksów itd. 

Komuś powyższe rozważania mogą wydać się nazbyt oderwane od bieżących realiów, jednak dowiedzie on tym samym jedynie, że spoza drzew nie widzi lasu, tymczasem idzie tu właśnie o to, by zza nawały ''bieżączki'' dostrzec ukryty puls historii, ogarnąć szerszą perspektywę obecnych wydarzeń, gdy zaś tak uczynimy jasnym stanie się, iż kryzys dziejowy jaki przeżywamy jest tylko symptomem a nie przyczyną jak to zwykle się mniema. Idzie konkretnie o uświadomienie sobie tego oto upiornego faktu i gorzkiej prawdy, że Europę zniszczyli i niweczą ją nadal sami Europejczycy a nie hordy obcych nachodźców, jakowaś ''turańska dzicz'', która co najwyżej wchodzi jedynie na gotowe, spaloną ziemię, istny ''wasted land'' [ tak właśnie, bo nie piję do ściemniacza Eliota ] obrócony w perzynę przez ''oświeconych'' w swoim mniemaniu obywateli naszego kręgu cywilizacyjnego, i to nie tylko w znaczeniu jakie temu się zwykle nadaje czyli swoistej ''religii rozumu'', ale i nade wszystko może głębszym, jako ''wtajemniczonych''... Co warte podkreślenia działali oni i dziś kontynuują swe dzieło nie tylko w szeregach jawnych wewnętrznych wrogów narodów i kultur jakie ich wydały, lecz także rzekomych obrońców zagrożonego dziedzictwa np. okultystyczna geneza i udział masonerii w powołaniu do życia nazizmu a pośrednio i faszyzmu jest historycznym faktem a nie żadną ''teorią spiskową'', histeryczne zakrzykiwanie ich bredniami jakoby ''towarzystwo Thule'' nie było takową bo nie posiadało glejtu ''loży matki'' w Londynie są absurdalne, bowiem w takim razie i francuski ''Wielki Wzwód'' nie mógłby być za masonerię uznany - należy zbyć te sekciarskie podziały widząc rzeczy jakimi są : masonerią jest każda sekretna, czy jak to ''bracia'' i ''siostry'' lubią mawiać ''dyskretna'' i elitarna organizacja łącząca okultyzm z polityką oraz jak to ukazaliśmy wpływem na szeroko pojętą kulturę, by kreować pożądane przez się zmiany cywilizacyjne i obyczajowe, a czy oni tam już oddają hołd Faunowi-Bafometowi czy też Izydzie-Pramacierzy, przyjmują kobiety lub nie, tylko białych czy jedynie czarnych, pogardzają Żydami czy wręcz przeciwnie uznają ich za ''rasę panów'' itd. to są kwestie tak naprawdę nawet nie drugo- ale wręcz dziesięciorzędne, bo istota tych stowarzyszeń praktykujących mroczne misteria wszędzie pozostaje jednaka - i biorąc pod uwagę jak znaczne postacie spośród władców, artystów czy intelektualistów miały w tym swój udział tylko skończony idiota i ignorant może je lekceważyć. Mój Boże - przecież ostatnią deską ratunku dla upadającej już wtedy Europy miała być III Rzesza ! Czy nie znaczy to aby, że czas jej wreszcie zejść całkiem ze sceny dziejów ? Tak radykalnych wniosków bym nie wyciągał, w każdym razie na pewno nie w Polsce, dla której w tym paneuropejskim projekcie nazistów zwyczajnie nie było miejsca, bo tylko kompletny tuman i mentalny folksdojcz może łudzić się, że posiadając ambitne plany ekspansji po Ural i Kaukaz co najmniej przewodzący na kontynencie Niemcy tolerowaliby jakąkolwiek formę polskiej autonomii choćby te 100 kilometrów z okładem od Berlina, możemy więc bez żalu rozstać się z mrzonkami o ''festung Europa'' przystając na fakt, iż prawdopodobnie na zawsze utraciła ona suwerenność polityczną, biorąc pod uwagę niedostatek umiejętności przywódczych jej wiodących potęg, że tak oględnie to ujmę, żadna właściwie strata.

Należy więc naświetlić ideowe źródła upadku naszej cywilizacji, które sięgają znacznie dalej niż to sobie wyobraża prof. Roszkowski [ skądinąd współautor podręczników do historii wraz ze wspomnianą wyżej ''ministrą'' z Radziwiłłów co wystarczająco dyskredytuje go w moich oczach ], dlatego podkreślę jeszcze raz z naciskiem, że wszyscy wyżej wymienieni niemieccy myśliciele od Eckharta i Lutra począwszy, poprzez Jacoba Boehme, Hegla, Marksa na Heideggerze skończywszy mimo ostrych między nimi różnic jednako hołdowali mrocznej, otchłannej panteistycznej gnozie [ jak trafnie ujął to Levinas u ''starca z Czarnolasu'' : ''ontologia staje się ontologią przyrody, bezosobowej płodności, szczodrej matki bez twarzy, matrycy bytów szczegółowych, niewyczerpanej materii rzeczy'' ], dotyczy to również tylko z pozoru wyłamującego się z tego schematu ''pastelowego'' Steinera, a także niewymienionych tu Schellinga, Schopenhauera i nawet po prusacku kostycznego Kanta w jego upiornej filozofii dziejów - trzeba mieć to na uwadze, jeśli nie chcemy być duraczeni przez syrenie śpiewy różnych zwodzicieli prawiących pięknie brzmiące frazesy takich choćby jak para różokrzyżowców, masonów, antropozofów czy kim oni tam są, którzy zagnieździli się w świętokrzyskim Sichowie. Na dowód, że nie powziąłem tego o czym tu mowa z dupy odsyłam do wykładu pod znamiennym tytułem ''Róża i krzyż u Heideggera'' znawcy jego myśli i filozofa Andrzeja Serafina [ hm, nazwisko zobowiązuje ], uprzedzam jedynie, iż rzecz jest wyłożona hermetycznym językiem przy którym moja zawiła narracja stanowi wzorzec klarowności, ale też inaczej być nie może, gdy przedmiotem refleksji czynimy takowy ciemny dyskurs, mała próbka dla oglądu - w ''Co zwie się myśleniem?'' czytamy :

''Wyistaczanie wywołuje nieskrytość i jest wschodzeniem z niej. Ale nie tylko w ogóle, lecz tak, że wyistaczanie jest zawsze wchodzeniem w chwilę nieskrytości. (...) Spoczynek w wyistaczaniu wyistaczającego się jest skupieniem. Skupia wschodzenie w występowanie ze skrytą nagłością stale możliwego odistaczania w skrytość.''

- jak przez ciemne zwierciadło... W tym kontekście symbolicznego znaczenia nabiera Czarny Las [ Schwarzwald ] otaczający ''w swym umiejscowieniu'' górską chatę Heideggera, gdzie tworzył swe dzieła :



- komu mało [ a są tu w ogóle tacy intelektualni zboczeńcy ? ] odsyłam do traktującej o politycznych aspektach myśli Heideggera pracy wybitnego polskiego filozofa Cezarego Wodzińskiego ''Metafizyka i [ jako ] metapolityka'', jeśli zaś ktoś nie ma czasu ni ochoty wgłębiać się w jej lekturę [ a szkoda ] polecam choćby krótki artykuł autorstwa Jerzego Kierula specjalizującego się w biografiach uczonych, w dosadny i nazbyt jednak powierzchowny sposób traktujący o nazistowskim zaangażowaniu filozofa, nie ryzykowałbym wygłaszania w autorytatywny sposób twierdzeń jakoby ''wraz z Żydami Niemcy straciły większość swego potencjału duchowego'' bo to cuchnie wspomnianymi wyżej rasistowskimi bredniami Kalergiego o rzekomej ''duchowej rasie panów'', poza tym mimo całego bełkotu ''czarnolaskiego wizjonera'' wiele jego rozpoznań jest godnych uwagi np. tyczących wszechwładnej w naszej epoce ''technicznej wykładni bytu'' przemieniającej człowieka w jakowegoś biorobota, materiał do obróbki biotechnologicznej. Dla uniknięcia nieporozumień należy objaśnić, że istota typowo niemieckiej ''ciemnej gnozy'' o której tu mowa przesądzająca o tym, że jest właśnie tak mroczna zasadza się na tym oto paradoksalnym odkryciu, iż nie ma czego poznawać, gdyż za zasłoną rzeczywistości kryje się Nic czyli nic się nie skrywa, świat jest otchłanią, pozostaje więc tylko wieczne błądzenie po omacku w ciemnym lesie na zarastających wciąż ścieżkach wiodących donikąd, gdzie liczyć można co najwyżej na WYDARZAJĄCE SIĘ CZASEM drobne prześwity pomiędzy [ stąd nie przypadkiem taką właśnie metaforą w swym ''Holzwege'' posługiwał się Heidegger ], wszystko nabiera charakteru continuum ''symulakrów'' czyli samopowielających się w nieskończoność znaków bez znaczenia, jest ''pozorem pozoru'' nie odsyłającym do niczego poza nim samym, wieczną tautologią, bełkoczącym Anty-Logosem jako pra-źródłem całkowicie płaskiej ezoterycznej symboliki pod którą to rozumieć można cokolwiek bowiem nie zawiera tak naprawdę żadnej treści, pojęcia jako czasowe stają się tedy płynne a ich kontury niejasne funkcjonując co najwyżej jako produkty kantowskich ''form naoczności'', język plącze się i zapomina w gębie... Ideologicznym wymiarem tego jest triumfalny pochód heglowskiego Ducha przez dzieje, który nie jest bynajmniej jakimś transcendentnym, bytującym poza światem Absolutem, gdyż dopiero w Człowieku i jego Historii [ duże litery jak najbardziej na miejscu ] znajduje swe spełnienie, co prowadzi do całkiem heretyckiej na gruncie tradycyjnej metafizyki konkluzji, iż nie tyle ludzki grzesznik potrzebuje tu Boga co nade wszystko tak pojmowany ''Bóg'', czy raczej jego parodia, człowieka... stąd zaś już niedaleko do XI tezy o Feuerbachu, która legła u podstaw lucyferycznego prometeizmu ''filozofii uczestniczącej'' Marksa z którą łączy tajemne, lecz istotowe jak sądzę pokrewieństwo heideggerowskie Dasein jako ''strażnikiem Bycia'' [ tłumaczyłoby to fenomen intelektualnej plagi neomarksistów-postheideggerystów ]. Wspólnym mianownikiem i wytłumaczeniem zarazem pozornej [ ? ] sprzeczności między antropocentrycznym satanizmem wyżej zarysowanej wizji a panteistycznym roztopieniem się w jakowymś ''wszechbycie'' byłoby tu przeświadczenie, że człowiek jest Wszystkim, a więc i Niczym zarazem bowiem tak kończą się wszelkie próby utożsamienia z Absolutem - starożytni Grecy określali to mianem ''hybris'' a u chrześcijan zwie się grzechem pychy, korzeniem wszelkiego Zła. Czyż więc można zaprzeczyć, iż figurą takowego świata jest Uroboros a jego panem Aryman, bowiem jak śpiewał klasyk ''tam nic nie ma/ta planeta jest nasza/gwiazdy milczą/a Kosmos nie wybacza'' ? W każdym razie co do mnie choć daleko mi doprawdy do naiwnych hurraoptymistycznych wizji człowieka i jego świata ja to serdecznie... chromolę, tak to oględnie określmy.

Na dowód, że nie postradałem całkiem rozumu i moje intuicje są zasadniczo słuszne przytoczę opinię pewnej ''postsekularnej'' wiedźmy odstawiającej chocholi taniec na grobie Boga - możecie jeszcze się zdziwić śmieszki, słyszeliście aby coś o Zmartwychwstaniu ?! :

''Od dwunastowiecznych proroctw Joachima da Fiore, przez kabałę Izaaka Lurii, Kartezjusza, Spinozę, Kanta, Hegla, Marksa aż po szkołę frankfurcką, której dziedzicem okazuje się także Derrida, ciągnie się zatem linia specyficznie nowoczesnej „nienormatywnej religijności”, w której gnoza, judaizm i chrześcijaństwo współpracują ze sobą, by stworzyć dogłębnie humanistyczny paradygmat, czyniący wolność ludzką jedynym celem i tematem.''


- cóż, Rosjanie mają Dugina, a nam musi wystarczać Bielik-Robson...

...ale ja tu o podszydłowskich różokrzyżowcach, a przecież tuż pod nosem niemal mam ''karczókowski czakram'' - na liście protestacyjnym w obronie ''tęczowej'' Maryi czyli Boskiej Szechiny znalazło się aż osiem podpisów z Kielc, nazwisko Białka o którym tu była mowa niedawno w kontekście ''prawdy kreowanej'' nie dziwi, natomiast warto przyjrzeć się panu ''ikonopisowi'' :

''Michał Płoski rozpoczął studia teologiczne i podjął na jakiś czas pracę katechety w parafii św. Józefa Robotnika. W latach 1985-89 był nieformalnym sekretarzem bp. Mieczysława Jaworskiego. [...] Jesienią 1982 r. w Kielcach Michał Płoski uczestniczył w ogólnopolskim spotkaniu ekumenicznym ze Wspólnotą Braci z Taizé na Karczówce. Podczas gdy komunistyczna władza lansowała model konfrontacji, grupa ekumenistów w Kielcach wspólnie z Michałem Płoskim, Andrzejem Mochoniem i Juliuszem Braunem zainicjowała modlitwy o pokój i pojednanie między narodami. W tym roku mija 30. rocznica modlitewnych czuwań organizowanych co wtorek w kościele ojców kapucynów. Inicjatywę poparł wtedy bp Mieczysław Jaworski, który był otwarty na sprawy ekumenizmu i na zaproszenie brata Rogera odwiedził Taizé.'' 

W tym lucyferycznym świetle nie mogą więc szokować białkowe rekolekcje chanukowo-adwentowe, owszem miał takowy sabat miejsce parę lat temu w jednym z kieleckich kościołów, fotoreporter miejscowej gadzinówki ''Echo Dna'' nieświadomie zapewne [ ? ] trafnie go podsumował publikując zdjęcie zeń do góry nogami :


Przypomnę więc na koniec by domknąć rzecz niezbędną kodą, iż dla wyznawców wspomnianego na wstępie ''chrześcijaństwa graalowego'' siedmioramienny świecznik symbolizuje ''kosmiczną sekwencję'' eonów czyli cyklicznego procesu ''upadku Ducha w Materię'', msza jest ''konsekracją Człowieka'', Chrystus zaś inkarnacją ''Wielkiego Ducha Słonecznego'' co tłumaczy pastelowe barwy towarzyszące gnostycznym misteriom różokrzyżowców.

Nie amen, nie nie.

ps.

A, byłbym zapomniał - nie sposób pominąć w tym kontekście ''prywatną inicjatywę'' kandydatki kieleckiego ''Razem'' do PE pani towarzyszki Szmit-Morze czyli gnostyczną biżuterię w sam raz dla sióstr wiedźm i braci wiedźminów z takowymi intrygującymi wzorkami jak luterska róża, krzyż kalwiński, skrzydełko anioła... To nie żadne lewactwo a zwykła ezoteryczna szuria, w dodatku jeszcze drobny burżuj i ''Mariola byznesu'', którą porządny materialista jak Lenin kazałby orać pola w kołchozie albo zapierdalać w kołymskiej kopalni złota i to na przodku, bo jak równość to równość.