piątek, 12 czerwca 2020

Przywilej białych lewackich świń.

Dajemy póki co pokój anarchokapitalistycznej kucerii podszywającej się pod ''prawicę'', i przerywamy na moment ''łacińską'' serię blogową powracając do starego dobrego orania lewactwa, bo mnie podkurwiło swym bredzeniem o rzekomym ''białym przywileju''. Od biedy można było jeszcze o tym prawić na Zachodzie, ale od dawna jest to już nieprawdą, natomiast trzeba wyjątkowego skurwysyństwa i bezmiaru podłości zmiksowanej z mamucią wręcz głupotą, aby mówić o tym akurat w Polsce, kraju białych ludzi który padł w swej historii niejednokrotnie niestety ofiarą kolonialnej eksploatacji, i to przez innych białych! Czym innym bowiem były zabory, jak nie wyzyskiem niewolniczym miejscowej ludności, który przybierał postać czy to monstrualnego wprost fiskalizmu z jakiego słynął zwłaszcza rzekomo ''liberalny'' zabór austriacki [ stąd przysłowiowa już ''nędza galicyjska'' ], czy też wojskowej ''branki'' szczególnie uciążliwej w kacapskiej despotii, zmuszającej setki tysięcy Polaków z wszystkich warstw społecznych od szlachty po chłopów do walki za nie swoją sprawę, w imię oddawania pod jarzmo Moskali ludów kaukaskich i azjatyckich - nie wątpię jednak, że bezmózgie lewackie spierdoliny i o to ich obwinią. Tym bardziej tyczy to obu okupacji, szczególnie niemieckiej co wynikało ze zbrodniczego założenia jakie legło u podstaw hitleryzmu, iż zdobycie ''przestrzeni życiowej'' na wschodzie Europy wymaga ''germanizacji ziemi'', a nie ''krwi'', oznaczając w praktyce zniewolenie i eksterminację zamieszkujących na tych terenach głównie słowiańskich nacji z polską na czele. To samo rzec można o sowieckiej, z tą wszakże różnicą, iż przybrała ona bardziej perfidne formy, stąd pod pewnymi względami nawet groźniejsze, bo bardziej długotrwałe niż niemiecka, musimy więc do dziś borykać się z jej skutkami - przykra prawda wygląda tak, iż mieliśmy swoich nader licznych kolaborantów, tyle że komunistycznych, a nie nazistowskich jak tępe dzidy próbują bezczelnie przeinaczać historię, i do dziś rzetelnie się z fenomenem prosowieckich renegatów nie rozliczyliśmy. Moja wściekłość ma swe źródła stąd, iż nie jestem w stanie zachować dystansu emocjonalnego do podobnych nikczemnych oskarżeń jako tak się składa potomek polskich ofiar hitlerowskiej okupacji, którym banda chamskich parchów [ nie mylić z Żydami! ] wmawia rzekomą uległość wobec Hitlera, a wręcz czynną kolaborację. Przypomnę, bo jak nie to kto, iż jeden z moich dziadków, polski robotnik wzięty musem w 1941 r. jako pracownik miejscowej Huty ''Ludwików'' do niemieckiego obozu pracy o idiotycznej nazwie ''Diana'', zmarł tam dwa lata później wskutek chorób i głodowych, niewolniczych warunków jakie w nim panowały [ do tego dochodziło brutalne traktowanie szczególnie robotników przymusowych ze Wschodu jakiego padł ofiarą jako Polak i Słowianin, a więc przedstawiciel ''gorszej rasy'' wedle nazioli ]. Z kolei drugi, robotnik tartaczny, cudem omal przeżył alianckie bombardowania Saksonii, wprawdzie nie w Dreźnie jak mylnie onegdaj podawałem, a w sąsiednim Halle, niemniej - nie pojechał tam bynajmniej na saksy, wzięty także musem podczas ulicznej łapanki w '44. Ich żony, a moje babcie jakie ostały się na miejscu przeszły prawdziwy horror pod niemiecką okupacją np. jedna z nich pomnę opowiadała jak była świadkiem, gdy pewien niemiecki esteta w mundurze żandarma złapał w dzikiej furii za włosy jej koleżankę, polską robotnicę, i tak długo tłukł jej głową o metalową siatkę, aż dostała od tego pomieszania zmysłów. Z kolei inni przedstawiciele niemieckiego ''narodu malarzy i poetów'', oraz obrońcy cywilizacji europejskiej przed azjatycką ''turańską dziczą'', urządzili na jej oczach oraz innych polskich robotników zakładu gdzie pracowała, bestialską pokazówkę terroryzując widokiem więźniów żywcem rozszarpywanych przez napuszczane na nich psy bojowe. Mam gdzieś, że może i zabrzmi to patetycznie, ale fakty są takie, iż ojciec podczas ostatniej rozmowy na szpitalnym łożu śmierci wyznał mi z goryczą, że miał takie dzieciństwo jak dzieci w Syrii, i nie było w tym za grosz przesady... Pytam więc jak mam się niby czuć, kiedy pierdolony lewacki burżuj z ''Razem'', przeważnie rozpuszczony niczym dziadowski bicz synalek lub chamica jakim ich rodzice, Janusze i Mariole byznesu zafundowali elitarne licea i studia, zasrana patointeligencja z tzw. ''dobrych domów'' śmie mówić mi, potomkowi polskich proletariuszy i chłopów pańszczyźnianych, jakobym cieszył się ''białym przywilejem'', i stąd mam klękać przed byle czarnym żulem, ćpunem i degeneratem, który sterroryzował ciężarną kobietę przystawiając jej pistolet do brzucha z dzieckiem w łonie, i jakiego jedynym życiowym dorobkiem jest rola w pornosie? - K[urwa]J[ebana]WD[upę]M[mać]D[o]Ch[uja]W[acława]!!! Najchętniej zarżnąłbym to komusze ścierwo tępym nożem, gdyby nie to iż szkoda brudzić sobie rąk takim gównem, lepiej więc byłoby wynająć do tego kanibala z nigeryjskiego gangu, on już wiedziałby jak sprawić się z ''białym mięskiem'' lewaków, i jeszcze przyprawić je odpowiednio do smaku.

Nie będę już szczegółowo obalał bredni o rzekomym ''kolonializmie'' szlacheckiej Rzeczpospolitej, bom wystarczająco napisał się na tenże temat przy okazji merytorycznego orania żeńskiego tumana jakim jest Tokarczukowa. Przywołam więc tylko pokrótce argumenty znakomitego historyka Hieronima Grali, jakich użył on do wykazania nicości głupiego Jasia Sowy i jego bełkotu o rzekomych ''polskich rugach'' na Wschodzie, tak się składa że w rzeczywistości będących dziełem głównie rusińskiej szlachty i magnaterii, oraz takiegoż chłopstwa. Badacz przypomina te oto nieodparte fakty, iż I RP miała w swych dziejach jedynie dwóch stricte polskich władców: Sobieskiego i Leszczyńskiego, Jagiellonowie zaś wywodzili się z rzekomo ''kolonizowanych'' przez to państwo ludów będąc zruszczonymi Litwinami. Wazowie po kądzieli potomkowie tychże Jagiellonów nie mieli w sobie ani kropli polskiej krwi, podobnie niemiecka dynastia saska czyli Wettynowie, wreszcie ''Kluchosław'' Poniatowski wywodzący się po ojcu wprawdzie z małopolskiej szlachty, zawdzięczał jednak wyniesienie na tron nie tylko niemieckiej carycy, ale i protekcji na miejscu potężnej wówczas ''Familii'' Czartoryskich - ruskich kniaziów. Możnowładcy o takichże korzeniach dochodzili do najwyższych stanowisk w tym rzekomo ''imperialnym na brytyjsko-francuską modłę'' państwie, by wymienić choćby prawosławnego kniazia Konstantego Ostrogskiego, hetmana wsławionego pogromem wojsk moskiewskich pod Orszą [ co zresztą wywołało ból dupy stricte litewskiego możnowładztwa, że polski król honoruje ''schizmatyka'':) ], albo Chodkiewicza również dzierżącego buławę triumfatora spod Kircholmu, gdzie wspaniałą szarżą husarii wprost rozniósł Szwedów, jakiego nazwisko wskazuje na rusińskie pochodzenie - jego dziadek wyznawał jeszcze ''grecką wiarę''. Na pewno ofiarą ''polskiego kolonializmu'' wedle Jasia był Józef Sołtan[owicz], prawosławny biskup Smoleńska, który jednak podczas oblężenia miasta przez wojska moskiewskie dochował wierności Jagiellonom, i hojnie za to przez nich wynagrodzony, późniejszy metropolita kijowski wbrew posądzeniom Moskali niechętny unii z Rzymem, dbający o zachowanie autonomii i podniesienie rangi prawosławia w RzPlitej, łącząc to z lojalnością wobec jej władz. Nawiasem polityka takowa wzmocnienia rodzimego prawosławia w kontrze do konkurencyjnego moskiewskiego, byłaby zapewne skuteczniejsza z punktu widzenia interesów państwowych szlacheckiej Rzeczpospolitej, niż forsowany na siłę i co gorsza niekonsekwentnie ''unityzm'', skądinąd z inicjatywy części miejscowej hierarchii prawosławnej, ale bez należytego wsparcia jako się rzekło ze strony króla przede wszystkim, niepotrzebnie tylko antagonizujący resztę wyznawców obrządku wschodniego pchając ich tym samym w carskie łapy, jego ''łacinizacja'' i tak by postępowała naturalnie tworząc ciekawy mariaż doktrynalny, ale to temat do osobnej dyskusji. Żaden ''koroniarz'' nie mógł się poszczycić tak rozległymi latyfundiami, jak wywodzące się spośród litewskich i ruskich kniaziów oraz szlachty ówczesne kresowe ''królewięta'', których polski chudopachołek z szablą jako często jedynym majątkiem mógł być jak pisałem jedynie klientem, pytam się więc kto tu kogo w takim razie do kurwy nędzy ''kolonizował''?!

Nie przypominam sobie jakoś aby w brytyjskim imperium któryś z indyjskich radżów, czy afrykański królik plemienny zasiadł w ichnim parlamencie, albo został uhonorowany tytułem lorda lub para dajmy na to, o wchodzeniu w jakieś koligacje z domem panującym już nie wspominając, toż samo tyczy masońsko-rasistowskiej republiki francuskiej, tej od ''Liberte, Egalite, Fraternite''. Podobny mechanizm panował nawet w kieszonkowych imperiach kolonialnych Holandii czy Belgii, jedyny bodaj wyjątek stanowiła Hispanoameryka, gdzie konkwistadorzy z racji szczupłości własnych sił musieli dla dokonania podboju pójść na daleko idące koncesje dla tamtejszych indiańskich elit plemiennych, ale nawet pod władzą katolickich królów istniał dla nich ''szklany sufit'' co wywoływało rzecz jasna rozgoryczenie owocując w końcu buntami, z największym z nich powstaniem Tupaca Amaru na czele. Poza tym skoro lewica akurat trąbi, że ówczesna RP była jakowymś ''obozem koncentracyjnym'' dla chłopów, to co mi do tego jako potomkowi ciemiężonych w niej plebejuszy? A co w takim razie z uszlachconymi muzułmańskimi Tatarami obdarzonymi władzą nad chrześcijańskimi pańszczyźnianymi, co zresztą wywoływało niemałe kontrowersje w owym czasie - oni też mają klękać za to przed Ukraińcami, Białorusami czy polskimi plebejami przepraszając za ''wyzysk'' i ''islamską niewolę'' sprawowaną nad tamtymi przez ich przodków? Toż samo tyczy potomków spolonizowanej szlachty niemieckiej, szkockiej, węgierskiej, włoskiej etc.? I zakładając nawet fałszywie, że mieliśmy do czynienia z ''polskim kolonializmem'' to jak w takim razie bredzić o rzekomym ''białym przywileju'' wobec niewolonych jakoby tak się składa równie białych ludów czy warstw społecznych nie tylko rusińskiego, ale i polskiego chłopstwa? Pomijam już jakim to cudem ''fantomowe'' wedle głupiego Jasia Sowy państwo miałoby prowadzić tąż ekspansję - wirtualnie?! Mamy więc wedle tego zjeba czy równie durnej Tokarczukowej [ choć przy tym cwanej jak na pazerną babę przystało ] realnie odpowiadać za urojone ''podboje'' i ''wyzysk'' - nie powinno to jednak dziwić, gdyż lewactwo programowo kontestuje logikę jako przejaw ''fallogocentryzmu'', zastępując przy tym fakty ''faktyszami'', i będzie tak czynić u nas przynajmniej dopóty liberalna kanalia Gówin oraz jego następcy hojnie sypią im kasą z budżetu [ ta menda to współczesny Kiereński torujący nowej bolszewii drogę do władzy, póki co nad polskimi już chyba tylko z nazwy uczelniami ]. Jasiu przyznał to zresztą otwarcie w swej pożal się odpowiedzi na koncertową wprost refutację jego bredni w wykonaniu dwóch badaczy ustroju dawnej RzPLitej - Jacka Matuszewskiego i Wacława Uruszczaka, w kontrze strzelił jednego wielkiego focha jak na pseudointelektualną ciotę z pretensjami przystało, ale przyparty do muru argumentami mógł jedynie bezradnie wybełkotać:

''...ani nie jestem historykiem, ani nigdy nie aspirowałem do instytucjonalnego rozpoznania jako historyk. Nie mam też ambicji, aby moje teksty były częścią historiografii. A nawet więcej: żadna z moich prac nie jest historyczna w ścisłym sensie, ponieważ jej przedmiotem nie jest ustalanie, co stało się w przeszłości rozumianej jako zamknięty zbiór faktów. Z tego powodu nie mam obowiązku dokonywać przeglądu całej istniejącej w historiografii literatury na jakikolwiek temat ani tym mniej odwoływać się do niej...''

- doprawdy jak wypierdolone w kosmos ego ta kreatura posiada, a przy tym monstrualną dozę arogancji i zadufanej w sobie głupoty, aby przyznając się do braku argumentów, nicości warsztatowej oraz [nad]zwyczajnej ignorancji, mieć czelność pouczać jeszcze tych co obnażyli merytorycznie śmieszność Jasia o ''standardach naukowych''!!! Typowe: cham prowokuje agresywnymi wygłupami fachowców poświęcających mnóstwo czasu i wysiłku na rzetelne poznanie tego, co on ostentacyjnie wprost lekceważy mając w dupie jak widać, po czym gdy traktują go odpowiednio jako pętaka sprzedając mu orzeźwiającego liścia biegnie z płaczem, że mu się krzywda kurwa dzieje kreując się na ofiarę ''opresji'', i wygrażając na odchodne piąstką pod adresem rzekomych ''prześladowców'', co za przegryw i psychopata przy tym.

Wedle zakompleksionych spierdolin pokroju Sowy&towarzyszy centra cywilizacji istnieją jedynie na Zachodzie, sam więc grzeszy i jemu podobni tak potępianym niby przez lewicę, a skądinąd faktycznie ohydnym ''orientalizmem'', dla którego Wschód - w tym również Europy! - jest synonimem barbarii, ''turańskiej dziczy'', niewolnictwa, despotii i w ogóle wszystkiego co najgorsze. Czyni go to paraintelektualnym ''kompradorem'', rodzajem kapo utwierdzającego bezpośrednio władzę swych panów nad rzeszami miejscowych niewolników - czyż trzeba lepszego dowodu na to, że socjalizm, podobnie zresztą jak liberalizm, jest wrogim nam Polakom przeszczepem ideologicznym, narzędziem upokarzającego poddaństwa obcym wpływom, perfidnym w dodatku, bo wmawiającym jarzmo jako ''wyzwolenie''? Co do bredni o szlacheckiej Rzeczpospolitej jako rzekomo jednym wielkim ''obozie koncentracyjnym'' dla chłopów rzec jedynie można, iż byłby to pierwszy w dziejach Gułag, lub Oświęcim do którego ludzie ochoczo sami zdążali, a nie szukali zeń ucieczki. Szkoda strzępić ozora na kłamstwa komunistów i peezelowców, przesądy niestety do dziś utrzymujące się w powszechnej świadomości, bowiem nikt nie czyta fachowych prac rozprawiających się z nimi merytorycznie badaczy takich jak Piotr Guzowski, poza jedynie specjalistami i pasjonatami historii jak niżej podpisany. Nikt więc poza tym wąskim kręgiem nie zna jego nazwiska, podobnie jak i przywoływanych już tutaj Grali, Anusika, Litwina czy Uruszczaka oraz ich dorobku - a po co, lepiej klepać bezmyślnie farmazony po ignoranckich tumanach jak Tokarczukowa czy głupi Jaś Sowa, skończony miastowy dureń. Owszem, nikt nie mówi, że było sielankowo, zdarzali się psychopaci pokroju Marcina Mikołaja Radziwiłła, który założył sobie harem z porywanych przez się, i przy tym często mocno nieletnich nawet jak na ówczesne standardy wiekowe chłopek, zmuszał je do aborcji owoców gwałtu jaki na nich czynił, po czym preparował płody. Do tego cierpiał na okultystyczny zajob, otaczał kabalistami i sam uznał w końcu za Żyda - tego już było dość utytułowanej rodzinie, podobnie jak i jego dzikich i bezprawnych zajazdów na sąsiednie folwarki skąd brał seksualne niewolnice, więc ubezwłasnowolniła go siłą wtrącając do aresztu domowego, co było i tak surową sankcją na owe czasy w porównaniu z równie krwawymi ekscesami zachodnich arystokratów, o moskiewskiej despotii już nie wspominając, jakie zwykle nie doczekały się żadnej kary. Nie można jednak uogólniać przypadku pojeba i pedofila w stosunku do całej grupy społecznej, tak jak i nie każdy przedsiębiorca w Polsce jest nieudacznym Januszem byznesu pokroju Tołajno, ''człowieka sukcesu'' co dorobił się firmy zatrudniającej ''aż'' kilku pracowników, oczywiście na śmieciówkach a jakże, wyjebanego z poprzedniego interesu przez współwłaścicieli, bo ich okradał znęcając się przy tym nad podwładnymi jak typowy przegryw. Jako potomek pańszczyźnianych nie będę przecież piał peanów na cześć dybów, aczkolwiek i tu należy zachować proporcje, bowiem na owe czasy była to ''humanitarna'' kara zastępująca dość powszechnie wtedy wymierzane ćwiartowanie żywcem, łamanie kołem etc. wywodzące się z prawa niemieckiego - już Szymon Starowolski celnie szydził, iż charakteryzuje się ono germańskim systemowym, a bezmyślnym okrucieństwem, tak że ''wpierw cię powieszą, a dopiero później zastanawiają się za co'':). Natomiast rodzime znając niniejsze dzikie metody wymierzania sprawiedliwości cechowało się jednak naciskiem na kary cielesne i finansowe, zaś sędzia był tu raczej arbitrem polubownie rozsądzającym spory sąsiedzkie na mocy niepisanego autorytetu jaki posiadał w swojej wspólnocie, niż surowym i bezlitosnym czynownikiem jak to miało miejsce później w pruskiej lub ruskiej despotii.

Ciekawie pisze na ten temat zmarły niedawno historyk prawa Stanisław Grodziski, który przebadał zachowane akta sądów wiejskich z czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej, dochodząc do zdumiewających wniosków z punktu widzenia ignoranta, czyli przeciętnego Polaka niestety, a szczególnie ''postępowego inteligenta'' za przeproszeniem, co do rzekomej ''chłopskiej niewoli'' jaka miała panować za I RP. W niczym nie deprecjonuje ich fakt, że autor był esbeckim kapusiem, jak i nazistowskie uwikłanie Carla Schmitta nie przekreśla dorobku tego znakomitego jurysty, na który powołują się nawet lewicowi intelektualiści pokroju Chantal Mouffe, a prace jak ''Teoria partyzanta'' wydaje ''Kretynyka Polityczna'' - cóż, powtórzę: nie trzeba być masonem, aby słuchać Mozarta, to iż ktoś był świnią polityczną i w codziennym obcowaniu nie przeczy, że może być znakomity w swoim fachu. A więc jak pisze w recenzji jego pracy badacz Andrzej Wyczański:

''Dla przeciętnego historyka, przyzwyczajonego do obrazu gnębionego chłopa i rujnującej go pańszczyzny, obserwacje, jakie autor wyprowadził z wiejskich ksiąg sądowych, mogą stanowić zaskoczenie. Wprawdzie wiejskie księgi sądowe zachowały się głównie z Małopolski, ale są dostatecznie liczne i Stanisław Grodziski zna je zbyt dobrze, by jego obraz i wnioski mogły być łatwo zakwestionowane. Po pierwsze księgi wiejskie z ich kompetencjami procesowymi i notarialnymi prezentują się nie jako sądy pańskie, pilnujące głównie interesów dworu, ale jako wyraz samorządu wiejskiegoRzadko widać ingerencję pańską w ich działania, a pracowały one przede wszystkim na podstawie wiejskiego prawa zwyczajowego. Według autora sąd nie był wprawdzie profesjonalny, ale działał racjonalnie, znał dobrze środowisko i dbał o jego dobro i interesy. Autorytet gromady, która stanowiła zaplecze dla tego sądu, prowadził do podporządkowania się stron jego decyzjom, czyli do efektywności jego działania, wreszcie do humanitarnego podejścia do winnego, od którego wymagano poprawy, a nie dokonywano odwetu. Bliższa analiza ksiąg wiejskich, w tym przypadku od strony zapisów notarialnych, pozwoliła autorowi na odnotowanie jeszcze jednego, zaskakującego zjawiska. Otóż historycy powszechnie przyjmują, że właściciel dóbr był jedynym niepodzielnym właścicielem gruntów, a chłop tylko czasowym, warunkowym użytkownikiem swej działki. Zapisy w księgach pozwalają na stwierdzenie, że chłop posiadał dziedziczne uprawnienia do gruntu, na którym gospodarował, że mógł go przekazać w spadku, dawać krewnym, sprzedawać, obciążać długiem itp. Według prawa zwyczajowego chłop czuł się właścicielem swego gospodarstwa i ingerencja dworu w tym zakresie by­ła praktycznie ograniczona tak interesem pana (obawa zbiegostwa), jak i stanowiskiem gromady wiejskiej, uznającej dziedziczne prawo chłopa do uprawianej przez niego ziemi.''

Pastwię się nad patologią, bowiem nie jest to niestety bynajmniej przypadłość jedynie lewicy, aczkolwiek dzierży ona jeśli o to idzie palmę głupoty niewątpliwie - np. wujek ''Szarpanki z życiem'' z tubowego kanału dla inceli pojechał w czasie kwarantannowej posuchy w tym [bez]guście. Najwidoczniej znudziło mu się już ciśnięcie chamowatym i psychopatycznym karynom, co i owszem należy się, sęk w tym, iż gość bezzasadnie rozciąga swe niewesołe obserwacje na ogół kobiet, a konkretnie zwłaszcza naszych rodaczek, przez co przyciąga beznadziejnych stulejarzy wyżywających się w komentarzach bredząc nikczemnie o rzekomych ''p0lkach'' pisanych jak widać z małej litery i przez ''zero''. Cóż, typowa samonienawidząca się tłuszcza zakompleksionych ''polaczków'', białych ''czarnuchów'', ale nie o tym mowa - facet jak wspomniałem zmienił nieco tematykę na moment, i zaczął cisnąć starym ludziom, że łażą po sklepach poza wyznaczonymi dla nich specjalnie godzinami otwarcia, co i faktycznie ma prawo irytować, nie ukrywam iż miałem nie raz podobnie w czasie pandemii, czy tam ''plandemii'' jak kto woli. Podkurwił mnie jednak pierdoleniem o jakowychś ''boomersach'' i ''zoomersach'' w obecnej Polsce, powołując się jeszcze przy tym na jakiegoś pedała, że to nieodpowiedzialne pokolenie ''baby boomers'' obciążyło długami swe dzieci i wnuków z ''pokolenia Z'' obecnej młodzieży, pozbawiając ją w ten sposób perspektyw itd. Takowe kategorie faktycznie mogą pasować do opisu tego co wyczyniało się na szeroko pojętym Zachodzie w okresie kontrkultury i później, a i to od biedy jedynie bowiem i tam nie było znowu tak różowo, nie wszyscy wówczas puszczali bańki mydlane, łykali kwasy i ruchali się z kim popadnie - czytałem kiedyś wywiad z gitarzystą R.E.M., który był wtedy amerykańskim prolem, stąd wspominał, że ''lato miłości'' przeżył zapierdalając w kieracie przez większość tygodnia, a za całą rozrywkę służyła mu oraz jego kolegom z pracy skrzynka ichnich jaboli jakimi uchlewali się łyk-end, dosłownie, by z nastaniem poniedziałku wrócić do roboty na trzymającym ich jeszcze ciężkim kacu, takie proletariackie rozrywki. Niemniej rzeczywiście spora część pokolenia ''baby boomers'' dobrze się bawiła, straceńczo nie raz, korzystając z ówczesnego dobrobytu i prosperity Okcydentu, tyle że gdy po tamtej stronie ''żelaznej kurtyny'' panował niepodzielnie w pewnych przynajmniej kręgach społecznych ''sex, drugs&r'n'roll'', u nas w sowieckich de facto demoludach była za to co najwyżej ''wóda, dupa i harmonia'', a poza tym ciężki zapierdol i kombinowanie jak tu związać koniec z końcem do pierwszego. Kogo więc tumanie jeden z drugim nazywasz polskimi ''boomersami'' - dziadków i babcie wypruwających sobie nieraz żyły w PRL-owskiej gównorobocie, ciułających liche oszczędności na ''książeczkach mieszkaniowych'', które i tak ukradła im ''ludowa'' władza, a resztę zeżarła inflacja, wegetujących teraz na bieda-emeryturach i rentach?! Owszem, nie tyczy to zazwyczaj dobrze uposażonych byłych ubeków jak i solidaruchów, przeważnie byłych agentów tychże uboli jak ''Bolo'', ale ilu takich jest nad Wisłą, i robią oni zakupy w bieda-marketach?

Powyższe stanowi objaw głębokiej choroby polskiego ducha nie waham się rzec, być może jako efekt wojennej traumy, którą jak wiadomo dziedziczy się, a polegającej na potwornym wręcz zakompleksieniu i niewolniczym uleganiu obcym wpływom. Rozpatrywana z tej perspektywy polskość faktycznie może jawić się jako ''nienormalność'', tyle że to jedynie patologiczne skrzywienie optyki wskutek oglądu naszych spraw w krzywym zwierciadle - większość nieszczęść Polaków [ i Polek ] bierze się z patrzenia na siebie cudzymi oczami i przykładania obcych nam zupełnie miar. Nie idzie w kontrze zaznaczam, aby kreślić sielankowe wizje przeszłości, bo skoro niby było tak wspaniale czemu w takim razie skończyło się chujowo katastrofą państwowości, i narodową niewolą z której skutkami borykamy się do dziś, a jedynie zaprzestać należy wreszcie tego niewolniczego pierdolenia, aby tutaj ''było jak na Zachodzie'' czy gdziekolwiek indziej. Polacy jako naród Europy Wschodniej, orientalnej więc poniekąd, posiadają swoją specyfikę odmienną tak od Zachodu jak i Azji, podobnie zresztą jak Węgrzy czy Rumuni dajmy na to [ pisałem o tym w poświęconym im poście ], pora więc fakt ten uświadomić sobie zdobywając tym samym mentalną przynajmniej niepodległość. Stwierdzenie powyższego nie czyni mnie bynajmniej wrogiem Okcydentu, ani też zwolennikiem kacapskiej despotii, akurat Moskwa jest germano-mongolskim tworem, czy raczej ściśle mówiąc chińskim, bowiem takowi urzędnicy w służbie chana byli kreatorami wielu jej instytucji. Rosja w swej istocie stanowi przedziwną imperio-kolonię na równi Zachodu jak i Azji, jednak dostrzeżenie tego pierwszego komponentu obecnego choćby w murach Kremla wybudowanych przez włoskich ''wolnych mularzy'', stanowi nieodmiennie problem dla naszych okcydentalistów. Zgadzam się z Markiem Cichockim, iż Polacy są zromanizowanymi Słowianami i nikim innym nie będą, cywilizacyjnie związani przez to z łacińskim Południem, z pochodzenia zaś Wschodem zapewne, gdzieś z dorzecza Dniepru, a niektórzy badacze jak Andrzej Piskozub twierdzą nawet, że uralskiej Kamy. W każdym razie nie przeszkadzałoby mi, gdyby prawdziwą okazała się teza, iż nasi dalecy przodkowie przybyli tu wskutek ekspansji Hunów, którzy rozgromili leżące na obecnych ziemiach polskich królestwo gocko-sarmackie, a może wręcz wraz z protoplastami Attyli. Jeszcze większą radochę zaś budzi we mnie świadomość, że te słowiańskie ''dzikusy'' przyjęły religię a przez to i cywilizację z Rzymu, nie bez oporu wprawdzie brutalnie tłumionego przez Chrobrego co w końcu wywołało pogańską reakcję, niemniej - choćby ze względu na ból dupska jaki tenże ''turanołaciński'' mariaż wywołuje u wyznawców Konecznego:).

Jak tam było tak było, jedno jest pewne: nasza natura, podobnie jak i innych narodów tej części Europy, nie mieści się ani w stricte azjatyckich, ale też i okcydentalnych formach, i to iż rodzima patointeligencja roszcząca sobie pretensje do przywództwa nie zdobyła się na stworzenie własnej, ograniczając w zdecydowanej większości do biernego kopiowania cudzych wzorców napływających zwykle z Zachodu, ochoczo kibicując narzucaniu ich nam z wściekłym fanatyzmem, dowodzi jej całkowitego bankructwa ideowego przesądzając o jej losie. Mówiąc wprost ta banda pasożytów niezdatnych nawet do pracy przy frytkownicy, i co gorsza szkodników najpodlejszego gatunku powinna wyzdychać czego jej rzecz jasna serdecznie życzę, a co i tak wedle wszelkich znaków niechybnie nastąpi. Nadzieję paradoksalnie pokładam w procesach antykulturowych jak rzekłby Karoń, które obok wielu negatywnych konsekwencji o jakich będzie jeszcze mowa, niosą przynajmniej taki pozytywny skutek, iż czynią zbędnymi uczelnie i teatry opanowane dziś przez prawdziwą dzicz z doktoratami, lewacki motłoch gorszy od kanibali z nigeryjskich gangów, lub islamistycznych bojówek, bo ryjący jako zdeklarowani niszczyciele Logosu u podstaw naszej cywilizacji, czy raczej tego co z niej wskutek ich kreciej roboty pozostało. Doprawdy byle Czukcza pojony kumysem ma więcej RiGCzu niż takie spierdoliny jak Hartman, Środzina czy inszy genderowy pomiot, być może więc wcale tak dystopijnymi nie są wizje przyszłości rodem z performansów nie pomnę już którego to polskawego artychy, o nomadach pomykających na wierzchowcach między blokami po zrujnowanych osiedlach naszych miast - jeśli tylko wzięliby na powróz wspomniane kanalie, lub jeszcze lepiej z właściwą sobie brutalnością, ale i zdecydowaniem jakiego brak tak bardzo jest obecnie nad Wisłą odczuwalny, zlikwidowaliby ich ''ślad węglowy'' zamieniając je w ''nekropersony'', ludzki kompost użyźniający swym ścierwem glebę, byłoby to nie tylko dobre i pożyteczne dla planety, ale wręcz cnotliwe. Idą takie czasy, wszystko zdaje się na to wskazywać, gdy z jednej owszem postępować będzie odklejenie od realiów coraz bardziej wirtualnej ekonomii, ale zarazem najprawdopodobniej w cenie i to na wagę złota dosłownie staną się podstawowe dobra jak dostęp do wody, ziemia i żywność, o zdrowiu biologicznym już nie mówiąc, a te dwa sprzeczne z pozoru trendy spotykają się w handlu powietrzem przynoszącym dziś największe zyski. Czy to dobrze czy źle to osobny temat, w każdym razie nie ulega dla mnie wątpliwości, że przyszło nam żyć w epoce jakowegoś ''biokapitalizmu'' [ niektórzy nazywają to wprost ''kapitalizmem somatycznym'' ] - tacy jak Czaskosky i jego globalistyczni mocodawcy wyciągają z tego jak widać po ich działaniach i deklaracjach wniosek o konieczności zbudowania planetarnego ''zielonego ładu'', z nimi jako rzecz jasna tegoż przywódcami z czym wcale się nie kryją podkreślam jeszcze raz. Co do mnie jednak sądzę iż przeliczą się, bowiem ''archeofuturystyczny'' duch neobarbarzyństwa jakie temu procesowi towarzyszy, obok wielu negatywów niesie chociaż ten oto pozytywny w mojej ocenie skutek, że pozwala na odradzanie się przeżytych już wydawałoby się całkiem form i instytucji jak państwo narodowe właśnie, choćby w postaci jego pierwocin jako plemiennej hordy, dobre i to:). Teza zaś o rzekomo ''podzielonym narodzie'' jest z gruntu fałszywa, gdyż nie ma obecnie żadnych ''dwóch narodów'', bowiem część Polaków, a wygląda nawet, że ich większość jest nimi jedynie z nazwy, uważając się za ''Europejczyków'' [ jakby jedno wykluczało drugie, ale najwidoczniej w ich opinii owszem tak ] lub wręcz ''obywateli świata'' i ''kosmopolitów'', albo zwyczajnie ma na to wyj... za przeproszeniem, byle pełna micha była to dadzą tyłka każdemu kto lepiej zapłaci, więc to nie ja wykluczam ich arbitralnie ze wspólnoty narodowej, lecz oni sami to czynią. Dlatego Polska powinna być tylko dla Polaków, bo niby dla kogo innego - ziemniaków? Cała reszta zaś winna stulić mordy, skoro sama gdzieś ma los tego kraju, więc tym samym pozbawiła się prawa do zabierania głosu w jego sprawie, ot co.

Tyle na dziś - w następnym wpisie postaram zająć się głębszym nieco namysłem nad fenomenem wykreowania takiej nicości jak Dżordżu na ''antysystemowego'' męczennika, i co to mówi o niewesołym oględnie zowiąc stanie Okcydentu, którego jesteśmy daleką eurazjatycką de facto peryferią [ na szczęście! ]. Wprawdzie Martin Looter King także był kurwiarzem i złodziejem, ale przy tym miał gadane przynajmniej i dobrze ściemniał, tak iż do dziś wielu ma problem z przyznaniem prawdy o tym komuszym bydlaku, tu zaś już nawet nikt nie udaje specjalnie, że z Floyda był menel i skończona kanalia, a wręcz poczytuje mu się to za powód do chwały!