sobota, 18 września 2021

Socjalistyczny plan Balcerowicza.

Opisując uprzednio mało znane aspekty Kamp-usu Przeszłości nie wspomniałem o najgłośniejszym występie jaki miał podczas niego miejsce - mam tu na myśli niesławny już popis arogancji w wykonaniu Balcwerowicza, który przyćmił nawet monstrualne ego pozerów Czaskosky'ego i Shitkorskiego. Znamienne, że spotkał się on z falą mocnej krytyki nie tylko ze strony prawicy, ale i rugać poczęli niegdysiejszego ''świeckiego świętego'' lewacy, właściwie Baal-cerowicz pozostał ''ziemskim bogiem'' krajowej ekonomii już tylko dla miejscowych wolnorynkowców nie tylko z młodzieżówki ''Nowoczesnej'' czy PO, ale i wcale licznych Kucfederatów. Otóż zarówno socjaluchy jak i libki narobiły sobie tym jednako na łeb, co niniejszym zaraz wykażemy, bowiem ich guru czy też ''czarny charakter'' w zależności od zapatrywań, na prawie dekadę przed burzliwym okresem ''transformacji'' już wtedy sygnował swym nazwiskiem inny plan gospodarczy, którego istotą był - proszę się nie śmiać - wolnorynkowy socjalizm. A co więcej, wcale nie odstawał on tak bardzo od tego, z którego zasłynął na przełomie lat 80/90-ych jak mogłoby się wydawać, po kolei jednak. Zwykle biogramy Bitcherowicza skupiają się na opisie w tonie przychylnym lub wcale jego działalności jako ''Mengele polskiej ekonomii'' vel ''zbawcy narodu'', tudzież początkach kariery w roli PZPR-owskiego ekonomisty, co nie przeszkadzało mu w wyjazdach na ''zgniły Zachód'' i korzystaniu z hojnych grantów od wrażych kapitalistów [ a im z kolei dawać je komuchowi ]. Natomiast epizod doradzania przezeń ''Solidarności'' w sferze ekonomii na pocz. lat 80-ych traktowany jest pobieżnie, półgębkiem odnoszę wrażenie, stąd aby zapełnić nieco lukę historyczną skupimy się właśnie na nim, gdyż śmiem twierdzić jest wbrew pozorom kluczowy. Coby zaś nie być posądzonym o cytowanie li tylko śmiertelnych wrogów ''boga'' Baalcerowicza, przywołamy świadectwo tym razem anty-PiSowskiego Kurskiego:

''W Hucie Warszawa 17 marca przed jedenastu laty zawiązano „Sieć Organizacji Zakładowych »S« Wiodących Zakładów Pracy”. Jej animatorami byli Jerzy Milewski i Jacek Merkel. Doradcą ekonomicznym był Leszek Balcerowicz.

Sieć zajmowała się najpierw reformą gospodarczą, później domagała się powołania samorządów pracowniczych. Z inicjatywy Milewskiego stała się podstawą tworzenia partii politycznej wzorowanej na brytyjskiej Partii Pracy. W sierpniu 1981 roku opublikowano projekt statutu Polskiej Partii Pracy, a trzy miesiące później upowszechniono dokument „Elementy programu PPP”. Podstawowymi ogniwami partii miały być rady fabryczne.''

- dodajmy, że ówcześni towarzysze Balcerowicza Milewski i Merkel okazali się z czasem agentami komunistycznej bezpieki a jakże. Nie będziemy się jednak dziś zajmować tym aspektem sprawy, opis jej rezerwując na kiedy indziej, gdy podejmiemy próbę ustalenia sensu ''transformacji ekonomicznej'' lat 90-ych, której pan Leszek dał gębę - dodam jedynie, że na pewno jej celem nie była poprawa losu krajowego pospólstwa, jak do dziś mniemają mylnie co poniektórzy naiwni, by nie rzec wprost durni rozwolnościowcy. Wracając do programu ekonomicznego forsowanego przez solidarnościową ''sieć'', bazującego na ówczesnym planie Balcerowicza, tak oto jego zasadnicze postulaty referuje historyk gospodarki Jacek Luszniewicz, mylnie zresztą interpretując sedno całej operacji z nim związanej:

''W rzeczywistości jednak projekty Sieci składały się na program całkowicie sprzeczny z konstytutywnymi cechami gospodarki socjalistycznej; zmierzały bowiem do daleko idącej dezetatyzacji układu własności (choć nie w drodze prywatyzacji, a „usamorządowienia” sektora państwowego), faktycznej likwidacji centralnego planowania (przez sprowadzenie go do procedury wyznaczającej scenariusze polityki gospodarczej rządu, a nie działania przedsiębiorstw) i marginalizacji centralnego zarządzania (dzięki eliminacji nakazowych i adresowych instrumentów bieżącego interwencjonizmu). Zanegowanie podstaw systemu gospodarki socjalistycznej samo w sobie nie jest wszakże równoznaczne z opowiedzeniem się za liberalizmem ekonomicznym i ustrojem kapitalistycznym. Pominięcie postulatu prywatyzacji, operowanie kategorią kolektywnego przedsiębiorcy w postaci samorządu pracowniczego, scedowanie funkcji zarządzania na wybieralne rady pracownicze, spora jeszcze doza opiekuńczości socjalnej, rozmaite „poprawnościowe” koncesje na rzecz socjalistycznej frazeologii itd., wszystko to – niezależnie od determinacji, z jaką dopominano się o samodzielność i samofinansowanie przedsiębiorstw oraz odpowiedzialność załóg pracowniczych za decyzje organów samorządowych (łącznie z dopuszczaniem możliwości bankructw i bezrobocia) – każe kwalifikować program Sieci wprawdzie jako proliberalny, a nawet obiektywnie prokapitalistyczny, ale jeszcze dość daleki od pełnej i świadomej afirmacji wolności ekonomicznej i własności prywatnej.''

- otóż tak się składa, że na tym właśnie polega prawdziwy socjalizm: samorządności pracowniczej i deetatyzacji gospodarki, co wcale nie wyklucza swoistej ''liberalizacji'', gdyż jak żeśmy to już tu wykazywali i to nieraz, socjalizm jest tylko schizmą liberalizmu. Obie doktryny bowiem łączy głęboka niechęć do państwa jako takiego, stąd jedynie skrajny ignorant jakim zazwyczaj jest przeciętny korwinozjeb, stawiać będzie znak równości między socjalizmem a etatyzmem. Rozrost uprawnień państwa, pozorny w istocie jak zaraz się przekonamy, do jakiego doprowadziło przejęcie władzy przez bolszewików, podyktowany był względami pragmatycznymi. Lenin rychło przekonał się, że głoszone przezeń marksistowskie zasadniczo koncepty z ''Państwa i rewolucji'' o sterowaniu produkcją przemysłową przez zmilitaryzowane kolektywy robotnicze, nijak się mają do praktyki gospodarczej i politycznej. Rolę tę więc w obliczu likwidacji wielkiej własności prywatnej przejąć musiało państwo, wszakże jako instrument jedynie w ręku samych komunistów, których władza nie miała żadnego formalnoprawnego umocowania. Stała więc ponad państwem i prawem, jako oparta li tylko na ''niczym nieskrępowanej przemocy, nawet swymi własnymi prawami'' wedle formuły prawnika Lenina. W gruncie rzeczy więc nie wyrzekł się on swych anarchicznych, typowo komunistycznych zapatrywań, tyle że narzucał je z góry w paradoksalnie biurokratycznej postaci, a nie praktykował oddolnie jak to czynili jego stricte anarchistyczni adwersarze: Kropotkin czy Machno. Jak więc z tego widać, po dorwaniu się do rządów komunistów marksizm zaczął uwierać - za co winę ponosił sam Marks swą programową negacją polityki i państwa w projektowanym przezeń, utopijnym komunistycznym [bez]ładzie, bo rzekomo zbędnych po zaniknięciu wszelkich klas społecznych. Dobrze uchwycił absurd ufundowanej w ten sposób konstrukcji ustrojowej niesłusznie zapomniany, post-marksistowski filozof polski i także jeden z doradców ekonomicznych pierwszej ''Solidarności'' Leszek Nowak:

''W interesie systemu [komunistycznego] leży zatem, by marksizm, z jego optyką antagonizmu, walki klasowej, solidarności uciśnionych, zepchnąć jeszcze bardziej z palety ideowej. [...] aparat partyjny ustanowił monopol na decyzje we wszystkich sferach życia społecznego, gospodarczego i kulturalnego. Stał się nową klasą panującą, która skupiła w jednych rękach trzy zasadnicze elementy władzy: własność, przymus i propagandę. Zamiast obiecanego społeczeństwa bezklasowego zbudowano najbardziej klasowe społeczeństwo w dziejach, społeczeństwo, na którego jednym biegunie skupiona jest władza polityczna, gospodarcza i doktrynalna, a na drugim – pozbawione wszystkiego masy ludowe.''

Samym komunistom sprzyjała tu powszechna ignorancja względem podstaw doktrynalnych ''pracowniczej'' ideologii i bierność panująca wśród proletariuszy, tak w ZSRR jak innych demoludach z PRL na czele, gdzie w dupie generalnie mieli oni socjalizm i wcale nie garnęli się do brania odpowiedzialności za kierownictwo swymi zakładami pracy, w ramach postulowanej przez lewicę ''społecznej własności środków produkcji''. Tak pisał o tym trzeźwo niepodległościowy socjalista i mason, przyszły ''pierwszy antykomunistyczny premier III RP'' Jan Olszewski, na łamach tygodnika ''Solidarność'' w opublikowanym jesienią '81 r. artykule pod wymownym tytułem ''To utopijna idea'':

''...samorząd robotniczy po 1956 r., w moim przekonaniu, załamał się nie dlatego, że Gomułka, ówczesne kierownictwo partii miało inne koncepcje, że się przeciwstawiało ruchowi samorządów. Samorząd nie znalazł po prostu odzewu. [...] Samorząd nie budził zainteresowania. Budził obawy. Dlaczego ten ruch mógł być wtedy oswojony, a później zlikwidowany, przekształcony w zupełną fikcję? Bo właściwie nie objął żadnych szerszych grup pracowniczych. To była instytucja, która interesowała pewną stosunkowo wąską grupę inteligencji technicznej i ekonomistów w zakładach pracy.''

- wychodził tu więc na jaw inteligencki zasadniczo, nieproletariacki charakter socjalizmu. Inna sprawa, że w ''realnym socjalizmie'' robotnicy i ogólnie warstwy ludowe zostały pozbawione jakichkolwiek szans nawet samostanowienia ekonomicznego i politycznego przez nową ''klasę panującą'', składającą się z aparatu partyjnego oraz funkcjonariuszy służb specjalnych i wojska, proletariackich tylko z nazwy. Niemniej jedynie wyobcowane politycznie i hm, kulturowo powiedzmy niedobitki autentycznych pasjonatów marksizmu, jak Modzelewski i Kuroń coś tam buczeli jeszcze o ''samorządności robotniczej'' w swych ''otwartych listach do partii'', cała reszta włącznie z nominalnymi komunistami u władzy gremialnie rzecz olewała jako się rzekło. Ostatni posuwali się wprost do otwartych szyderstw z poronionej doktryny ''marksizmu-leninizmu'', wszakże tylko we własnym gronie, za to samo gnojąc bezwzględnie oficjalnych antykomunistów. Nie dziwota zresztą, bowiem brane serio socjalistyczne postulaty uderzały w podstawy ich władzy, stąd ''Solidarność'' ożywiając je o ironio ugodziła celnie, delegitymizując tym samym ostatecznie ''robotnicze'' z nazwy jedynie rządy ''czerwonych''. Uwidoczniło to ''grzech pierworodny'' socjalizmu jakim był jego zasadniczo nieproletariacki rodowód, jako tworu ideologicznego kapitalistów i ogólnie ''klas posiadających'', o czym otwarcie pisał obszarnik Lenin w swym programowym manifeście ''Co robić?''. Przypartym do muru tak zwanym komuchom pozostało więc przyznać otwarcie, że wcale nimi nie są co stworzyło warunki dla zblatowania ich z potępianymi tak dotąd przez się kapitalistami Zachodu, by jako ''czerwona burżuazja'' wspólnie przedsięwziąć złodziejską prywatyzację rzekomo ''państwowego'' majątku, w zjednoczonym froncie przeciwko ''światu ludzi pracy''. To jednak kwestia drugiego, neoliberalnego tym razem planu Balcerowicza, aczkolwiek wspólny liberalizmowi i właściwie rozumianemu socjalizmowi antypaństwowy charakter obu doktryn, pozwolił PZPR-owskiemu ekonomiście przejść płynnie od wychwalania ''przedsiębiorstwa uspołecznionego'' do peanów na cześć ''prywatnej inicjatywy''. Nie musiał on zresztą nawet specjalnie modyfikować w tym celu swych dawnych konceptów - jak się zaraz przekonamy podstawowe zręby balcerowiczowskiej ''doktryny szoku'' były już wtedy dane, jako to swoista monetarystyczna opresja finansowa dusząca ekonomię, przeświadczenie o jakoby ''odpolitycznieniu'' gospodarki i zastąpieniu interwencjonizmu państwowego wolną grą sił rynkowych, czy wreszcie rzekomej konieczności poniesienia przez społeczeństwo kosztów ''transformacji'', na czele z ogromnym bezrobociem i pauperyzacją i bez tego pogrążonej już w biedzie, często autentycznej nędzy ludności. Tak oto rzecz otwarcie wykładał wspomniany ubecki kapuś Milewski, forsując pierwszy quasi-socjalistyczny jeszcze plan Balcerowicza na parę miesięcy zaledwie przed zaprowadzeniem ''stanu wojennego'' i to gdzie - w doświadczonej rychło wówczas tragicznie kopalni ''Wujek'', przed tamtejszym kolektywem ''Solidarności''! Cytat za obszernym opracowaniem związkowej myśli ekonomicznej współautorstwa wspomnianego już Jacka Luszniewicza, ze stron odpowiednio 445 i 448/9:

''Wytypowano nowy zespół przedstawicieli Sieci do zaprezentowania na forum KKP NSZZ „Solidarność” stanowiska Sieci w sprawie reformy gospodarczej. Skład zespołu: Edward Nowak, Adam Swinarski i Bolesław Sojka oraz eksperci Leszek Balcerowicz i Edmund Kitłowski. [...] Obecny stan gospodarki sprawia, że nie jesteśmy w stanie uniknąć poważnych kosztów społecznych reformy gospodarczej, jednakże nie wprowadzenie reformy niosłoby skutki nieporównywalnie kosztowniejsze i trwalsze. Reforma gwarantuje, po przejściowym okresie, w którym społeczeństwo odczuje koszty jej przeprowadzenia, wzrost stopy życiowej, poprawę zaopatrzenia rynku i wzrost siły nabywczej pieniądza. Główne koszty reformy wiążą się z redukcją zatrudnienia, zmianami cen i zasadą samofinansowania przedsiębiorstw. Koszty te częściowo można i należy złagodzić przez system odpowiednich zabezpieczeń socjalnych.''

- nie brzmi aby znajomo? Ależ tak! - remedium na główną bolączkę socjalistycznej ekonomii, jaką była generalnie niska wydajność pracy wskutek braku zastosowania efektywnej organizacji oraz zaawansowanych technologii, dla ''wizjonera'' socjal-liberalnej ''transformacji ustrojowej'' stało się... masowe pozbawienie ludzi pracy, pogłębiając i tak już dotkliwy chaos gospodarczy. Rzekomo konieczne ''schładzanie'' rozbabranej całkiem i bez tego gospodarki restrykcyjnym monetaryzmem, przypominało ''gaszenie'' błota, ale też i nie na tym polegał już wtedy jak i dekadę prawie później rzekomy ''plan Balcerowicza'', a opchnięciu za długi po-PRL-owskiej masy spadkowej zachodniemu kapitałowi, urywając przy tym co się tylko da na miejscu przez postkomunę i jej agenturę. Wprawdzie udało się dzięki temu zbić kapitał także niemałej grupie osób spoza układu, ale nie oni grali główne role w gigantycznej jumie jaka wówczas, na pocz. lat 90-ych odchodziła nad Wisłą, chyba że dołączono ich do kierowniczego grona drogą kooptacji, nie inaczej. Wybiegliśmy jednak zanadto w przyszłość, o tym jako się rzekło kiedy indziej, powracając zaś do meritum: celowo wskazaliśmy na pozorny nieco charakter obu ''planów Balcerowicza'', gdyż tak w jednym jak i drugim przypadku firmował je on jedynie swym nazwiskiem i osobą, będąc co najwyżej współautorem i to głównie pierwszej, omawianej tu koncepcji. Co nie znosi wszakże jego współodpowiedzialności za nie, skoro brał je na gębę że tak powiem, a w końcu wcielił w życie nieco tylko modyfikując - tak pisze o tym kolejny już z pomienionych historyk ekonomii Dariusz Grala:

''W drugim półroczu 1980 r. stworzono kilka niezależnych od rządu całościowych projektów reformy gospodarczej. Najważniejsze z nich opracowali: zespół pod kierunkiem dr. Leszka Balcerowicza z Instytutu Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (Reforma gospodarcza: główne kierunki i sposób realizacji, wydane w listopadzie 1980 r.); [...] Najwcześniej, bo już od października 1978 r. prace teoretyczne nad reformą gospodarczą prowadził zespół dr. L. Balcerowicza w składzie: L. Balcerowicz (SGPiS), Henryk Bąk (SGPiS), Barbara Błaszczyk i Marek Dąbrowski (Instytut Organizacji Zarządzania i Doskona­lenia Kadr), Jerzy Eysymontt (Instytut Planowania), Wincenty Kamiński (SGPiS), Stanisław Kasiewicz (SGPiS), Adam Lipowski (Instytut Planowania), Ryszard Michalski (Instytut Pod­stawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu), Andrzej Parkoła (SGPiS) oraz Piotr Pysz (Politechnika Śląska). Zespół ten pracował przy Instytucie Rozwoju Gospodarczego SGPiS, często korzystając z pomocy wielu innych uczonych. Owocem tych badań był ponadstustronicowy projekt zmian systemowych w gospodarce. [...] Niektórzy przedstawiciele tworzącej się na przełomie lat 1980 i 1981 ogólnopolskiej „Soli­darności” opowiadali się za tym, aby strategię rozwojową przedsiębiorstw wytyczały organy sa­morządu pracowniczego. Miały one też nadzorować dyrekcję, do której zadań należałoby wy­konywanie planów Rady Pracowniczej. Doradcy „Solidarności” nie zgadzali się na inną inter­wencję państwa w wewnętrzne sprawy przedsiębiorstwa, jak tylko poprzez ustawy sejmowe (Sejm miałby określać kierunki polityki gospodarczej i kontrolować realizację). Wyrazem pewnego zdystansowania się od rządowego projektu ''Podstawowych założeń...'' stało się opracowanie tzw. społecznego programu reformy, tj. ustawy o przedsiębiorstwie społecznym, przygo­towanej przez zespół ekonomistów pod kierunkiem dr. L. Balcerowicza dla organizacji „Sieć” NSZZ „Solidarność”, skupiającej wielkie zakłady przemysłowe, a powstałej 17 III 1981 r. z ini­cjatywy Stoczni im. Lenina z Gdańska i WSK Mielec. Przedstawiciele tej organizacji zbierali się regularnie, by dyskutować o problemach dotyczących reformy gospodarczej i roli przedsię­biorstwa społecznego. W ramach swojego projektu ustawy liderzy „Sieci” uwzględniali silną władzę samorządu pracowniczego w zakładzie pracy (naczelnymi organami zarządzającymi w przedsiębiorstwie uspołecznionym miały być ogólne zebranie pracowników i rada pracowni­cza), wybór dyrektora przedsiębiorstwa przez organy samorządu, całkowite powierzenie mie­nia państwowego załodze przedsiębiorstwa uspołecznionego, a także ograniczenie interwencji państwa w wewnętrzne sprawy przedsiębiorstwa tylko do ustaleń wynikających z ustaw prze­głosowanych przez Sejm. Początkowo władze centralne „Solidarności” traktowały „Sieć” ja­ko konkurencyjną strukturę, działającą na własną rękę, ale istotne zbliżenie nastąpiło szybko, bo już po 6 VIII 1981 r., kiedy to wicepremier Mieczysław Rakowski zerwał negocjacje z kie­rownictwem związku. L. Balcerowicz, przygotowując projekt gospodarczy o przedsiębiorstwach samorządowych dla „Sieci”, nie wstąpił do „Solidarności” ani też nie działał w jej strukturach. Po prostu w okresie 1981 r. jego poglądy ekonomiczne były zbieżne z poglądami niektórych przywódców „Solidarności”.'' 

- tak jest, partyjny ekonomista ''po prostu'' objawił się jako jeden z czołowych doradców ekonomicznych ''Solidarności'', u boku jakoś dziwnie się złożyło współpracowników komunistycznej bezpieki. Zwyczajnie docenili talent chłopaka, nie inaczej - mówiąc zaś serio widać z powyższego, iż już wtedy Balcerowicz kombinował jak rozparcelować krajową ekonomię, tyle że jeszcze pośród kolektywy pracownicze a nie resortowych ''przedsięmbiorcuf'', ogólny zarys gospodarczego rozpiedolu w jego wykonaniu był jednak zasadniczo gotowy. Można by rzec: prawdziwy ''człowiek demolka'', spec od ''brudnej roboty'' w dziedzinie finansów i dewastacji ładu społecznego, jak przystało na adepta socjal-liberalnej doktryny ''walki klas'' [ przypominam, że Marks zaczerpnął ją, jak zresztą wiele innych konceptów, od liberałów właśnie ]. W każdym razie jeśli pierwszy plan Baal-cerowicza można uznać za nie całkiem socjalistyczny, a to przez nacisk położony weń na odpowiedzialność finansową ''kolektywnych przedsiębiorców'' za podejmowane błędne decyzje ekonomiczne, włącznie z bankructwem i widmem bezrobocia, to jednak zawarta w nim afirmacja ''społecznej własności środków produkcji'' i odrzucenie ingerencji państwowej w działalność zarządzanych przez robotników zakładów pracy,  są co do zasady lewicowe. I tak oto po nakreśleniu szerszego tła społeczno-politycznego, możemy przejść wreszcie do przywołania obszernych fragmentów pierwszego ''solidarnościowego'' planu Balcerowicza, który bazował na zdecentralizowanej ekonomii zarządzanej przez kolektywy proletariackie - niemal tak, jak chciał tego wpierw Lenin... Ponownie odwołam się w tym celu do opracowania ''Sprawy gospodarcze w dokumentach pierwszej Solidarności'' pod red. Andrzeja Zawistowskiego i Jacka Luszniewicza a wydanego przez IPN - tym razem dokumentów ze str. 339 i dalej:

''Dnia 21 maja 1981 r. w Ministerstwie Finansów, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, odbyło się drugie spotkanie Zespołu Ekonomicznego [Komitetu] Rady Ministrów do spraw Związków Zawodowych z Grupą Negocjacyjną KKP NSZZ „Solidarność” do Spraw Gospodarczych i Zatrudnienia, w skład której wchodziło pięciu członków KKP. Stronie rządowej przewodniczył minister finansów Marian Krzak [ - b. ważny cizio, komuszy bankier i patron do dziś post-PRL-owskiej finansjery w kraju - przyp. mój ], zaś związkowej Jan Rulewski i Bogdan Lis, członkowie Prezydium KKP. Obu grupom towarzyszyli eksperci. [...] Strona związkowa przedstawia swoje tezy o reformie gospodarczej oparte o projekt programu NSZZ „Solidarność”, projekt Leszka Balcerowicza oraz o materiały dotyczące rzemiosła i drobnej wytwórczości. Stwierdzono zbieżność co do docelowego kształtu reformy gospodarczej, natomiast zarysowały się różnice co do czasu i trybu wprowadzania w życie poszczególnych elementów reformy. Obie strony są zgodne co do tego, że reforma gospodarcza powinna być kompleksowa i zasady tej nie powinny naruszać odcinkowe regulacje prawne. [...] Stanowisko Grupy Negocjacyjnej Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” ds. Programu Stabilizacji i Rekonstrukcji Gospodarki w sprawie pożądanych kierunków i sposobów przeprowadzenia reformy gospodarczej opracowane przez Stefana Kurowskiego, przedstawione w rozmowach z delegacją rządową 21 maja 1981 r. : [...] 4. Reforma gospodarcza powinna w nowy sposób ukształtować strukturę i funkcjonowanie planowania centralnego oraz zmienić dotychczasową pozycję przedsiębiorstw. 5. Planowanie centralne powinno utracić dotychczasowy charakter dyrektywno-adresowy, tzn. że nie może przenosić swoich zadań do przedsiębiorstw za pomocą nakazów i zakazów. Narzędziem przenoszenia ustaleń planu centralnego do przedsiębiorstw winny być instrumenty ekonomiczne. Likwidacja dotychczasowego nakazowo-rozdzielczego systemu kierowania gospodarką wymaga i umożliwia przekształcenie dopasowanej do dotychczasowego systemu struktury organizacyjnej gospodarki. 6. Plany centralne powinny mieć charakter strategiczny, a nie operatywny i powinny być ustalane w trybie planowania uspołecznionego, zapewniającego udział społeczeństwa w ustalaniu zadań i kierunków planu oraz kontrolę nad jego realizacją. 7. Przebudowa struktury organizacyjnej gospodarki powinna objąć szczebel centralny i szczeble pośrednie. Powinno to przyjąć formę zmniejszenia zatrudnienia w Komisji Planowania, scalenia ministerstw gałęziowych i radykalne ograniczenie zatrudnienia na tym szczeblu oraz likwidację służbowej zależności dyrektorów przedsiębiorstw od organów administracji. Wymaga to również likwidacji dotychczasowych zjednoczeń i kombinatów przy jednoczesnym umożliwieniu przedsiębiorstwom tworzenia dobrowolnych ugrupowań o charakterze usługowym z zabezpieczeniem rynku przed ich monopolistycznym i kartelowym wypaczeniem. 8. Przedsiębiorstwa uspołecznione powinny uzyskać samodzielność w zakresie ustalania programu produkcji i określania metod produkcji. Wymaga to zlikwidowania odgórnego rozdzielnictwa surowców i innych czynników produkcji i zastąpienia go bezpośrednimi stosunkami umownymi między dostawcami i odbiorcami. Sieć powiązań poziomych między dostawcami i odbiorcami – usamodzielnionymi przedsiębiorstwami – będzie tworzyć rynek, na którym trzeba zapewnić warunki konkurencji. Odgórne rozdzielnictwo środków finansowych należy ograniczyć wyłącznie do tych dziedzin, które są finansowane z budżetu. Zasilanie w środki finansowe pozostałych dziedzin, a więc całej gospodarki, powinno się odbywać na zasadzie samofinansowania. 9. Samodzielne przedsiębiorstwa uspołecznione powinny być oparte o samorządność pracowniczą, realizowaną przez rady załogi, które będą miały prawo powoływania i odwoływania dyrektora, wyposażonego w określone kompetencje. Przedsiębiorstwo powinno opracowywać samodzielnie swoje plany, które nie będą sumowane w zbiorczy plan centralny, a stopień ich wykonania nie będzie podstawą do oceny przedsiębiorstwa przez centralną administrację. 10. Samodzielność i samorządność przedsiębiorstw wymaga ponoszenia przez nie odpowiedzialności ekonomicznej, co może być zapewnione tylko przez rygorystyczne przestrzeganie samofinansowania. Przedsiębiorstwo powinno mieć swobodę dysponowania wygospodarowanymi środkami, w tym również w zakresie przeznaczania ich na inwestycje oraz remonty i konserwacje urządzeń. Trzeba przewidzieć odpowiedni tryb działania, aż do likwidacji – w stosunku do przedsiębiorstw, które nie sprostają zasadzie samofinansowania. 11. Usunięcie nakazowo-rozdzielczego mechanizmu kierowania gospodarką stworzy konieczną podstawę dla nadania pełnej roli pieniądzu, którego posiadanie powinno być koniecznym, ale także w pełni wystarczającym warunkiem do nabycia dóbr – czynników produkcji i podejmowania wszelkich działań gospodarczych pozostających w ramach prawa. Dla wzmocnienia złotego potrzebne są zmiany w systemie bankowym, które zapobiegną inflacyjnemu zasilaniu gospodarki w pieniądz. Wymaga to wyposażenia banku centralnego w odpowiednią autonomię. Zmiany systemu gospodarczego i idące w ślad za tym zmiany struktury produkcji powinny otworzyć drogę do zagranicznej wymienialności złotego, co jest warunkiem określenia efektywności handlu zagranicznego. 12. Usamodzielnione przedsiębiorstwa mogą działać racjonalnie tylko w ramach właściwego systemu cen. Zmiana cen zaopatrzeniowych i idąca w ślad za tym zmiana cen detalicznych musi poprzedzać wprowadzenie głównego pakietu działań reformatorskich. Ceny równoważące popyt z podażą i proporcjonalne do kosztów produkcji i uwzględniające w zakresie części dóbr relacje międzynarodowe będą tworzyć istotne elementy rynku, którego sygnały – obok instrumentów ekonomicznych planu centralnego – będą wskazywać przedsiębiorstwu pożądane społecznie kierunki i metody produkcji. Dla zapewnienia trwałości tej sytuacji należy zdecentralizować mechanizm cenotwórstwa. Zmiana cen detalicznych wymaga kompensaty w dochodach ludności. Wysokość i rozdział tej kompensaty a muszą być skonsultowane a ze Związkiem. Związek podejmie także konsultacje pod warunkiem, że zmiana cen detalicznych nie będzie wprowadzana wyłącznie dla doraźnego zrównoważenia popytu z podażą, lecz będzie elementem reformy gospodarczej i będzie prowadzić do samodzielności przedsiębiorstw. 13. Zapewnienie elastycznego dostosowania struktur produkcji do potrzeb i konkurencyjności rynku wymaga dopuszczenia na szerszą skalę inicjatywy gospodarczej ludności w przemyśle drobnym i w usługach, a w rolnictwie i w rzemiośle wzmocnienia i rozszerzenia sektora prywatnego i gospodarstw rodzinnych. Należy również umożliwić w ramach sektora prywatnego działalność w dziedzinie nauki, oświaty i wynalazczości oraz dopuścić zagraniczne kapitały do działalności produkcyjnej w kraju. [...] Opracował doc. dr Stefan Kurowski na podstawie tez dr. Leszka Balcerowicza i dokumentu Związku „Kierunki działania Związku w obecnej sytuacji Kraju”.''

- i to tyle jeśli idzie o pierwszy, socjal-liberalny jeszcze ''plan Balcerowicza'' z pocz. lat 80-ych, mało komu znany w przeciwieństwie do tego z okresu ''transformacji ustrojowej'' po tzw. ''upadku komuny''. Na koniec jako niezbędny dodatek wypada poświęcić jeszcze trochę uwagi wspomnianemu tu Stefanowi Kurowskiemu, kim zacz był ten pan co referował wówczas PRL-owskim oficjelom tezy rodzimego ''boga ekonomii'' para-wolnorynkowej. Bowiem przez kontrast losów i zyskanej później pozycji obu, dowodnie okazuje fałsz rzekomej ''bezalternatywności'' kształtu reform gospodarczych i politycznych, jaki w końcu przybrały w następnej dekadzie nad Wisłą i ciąży nam on do dziś. Tym bardziej, że Kurowski jest postacią niemal całkiem zapoznaną - przyznaję, iż sam odkryłem go dopiero kompilując materiały do niniejszego tekstu - a przecież w swoim czasie była to ważna figura pierwszej ''Solidarności''. Nie będę wdawał się w referowanie jego drogi życiowej, jaką bez trudu poznać można przez umieszczony w sieci biogram, czy poświęcone mu hasło w Wikipedii. Dla mnie najistotniejsze jest, iż przeciwstawił się wraz z Macierewiczem obozowi skupionemu wokół Kuronia - w przeddzień ''stanu wojennego'' doszło między nimi do ostrego sporu na tle strategii politycznej, jaką miał przybrać związek wobec władz PRL. Znawca ''solidarnościowej myśli społeczno-politycznej'' Krzysztof Brzechczyn w swym opracowaniu poświęconym temu zagadnieniu, definiuje to jako konflikt między opcją ''prawicowo-niepodległościową'' a ''lewicowo-solidarnościową''. Nie wchodząc w szczegóły z grubsza rzecz polegała na tym, iż Kurowski zdał sobie sprawę z połowiczności postulatów ekonomicznych postawionych przez pierwszą ''Solidarność'', nie tylko tych sprowadzających się wpierw do prostych rewindykacji płacowych na samym początku protestów, ale i późniejszych ''sieciowych'' opartych o stricte socjalistyczne koncepty szerokiej ''autonomii robotniczej'' i ''pracowniczej demokracji'' ograniczonej po marksistowsku do sfery gospodarczej. Jak referuje jego ówczesne stanowisko Brzechczyn:

''Kurowski dostrzegał również niewystarczalność reformy gospodarczej opartej wyłącznie na samorządzie pracowniczym, gdyż jak podkreślał: [...] samorząd [...] nie będzie mógł załatwić sprawy globalnej polityki gospodarczej kraju. [...] Również nie zdoła zmienić tego stanu, jeżeli my osiągniemy jakąś nadbudowę nad tym samorządem i nazwiemy go drugą izbą, to będzie werbalne załatwienie sprawy''. Można to zrobić – argumentował Kurowski – dopiero wtedy, gdy będzie można wywierać efektywny wpływ na politykę państwa. Aby to w ogóle móc uczynić, należy przystąpić do formułowania konkretnych i wyraźnych postulatów politycznych. Złudzeniem jest bowiem koncepcja wyizolowania obszaru działania Związku z pozostałego obszaru życia publicznego. Kurowski przekonywał, że niemożliwe jest zawarcie z PZPR paktu o neutralności: uznanie przewodniej roli tej organizacji w zamian za uznanie prawa Związku do suwerenności działania w obszarach, które są jego wyłączną domeną. Jest to złudzenie, gdyż po pierwsze sprawy bytowe 10 mln osób zawsze mogą przekształcić się w kwestię polityczną, po drugie – dotyczą one relacji z państwem, które ma strukturę totalitarną.''

- stąd jego postulat wyłonienia nowych władz w pełni wolnych wyborach, przeciwko czemu ostro oponował Kuroń i jego akolici, osobliwie głównie żydowskiego pochodzenia jak Jan Lityński czy Paweł Śpiewak, jednako obsrani groźbą wskutek tego militarnej interwencji ZSRR. Przy czym nie wylewający za kołnierz ''świecki święty'' sam sobie poniekąd przeczył, wysuwając bardzo ciekawy, ''eurazjatycki'' właściwie kontrargument, rozważając szanse sowieckiego najazdu w artykule opublikowanym jeszcze jesienią '80-ego roku. Otóż pisał tam co następuje:

''Wskutek interwencji w Polsce: Rosjanie utraciliby prawdopodobnie możliwość prowadzenia swojej imperialistycznej polityki w Azji, ekspansji w stronę Oceanu Indyjskiego. A być może – na skutek polityki zbrojeń, którą musieliby prowadzić przy odcięciu pomocy z Zachodu – doszłoby do rewolty w różnych krajach naszego obozu, na które spadłyby koszty zbrojeń. To zaś mogłoby oznaczać koniec Związku Radzieckiego.''

- no właśnie, można by rzec, więc skąd ten ból dupy panie Jacku? Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z Kuronia wyłaził tu dawny komuch, drżący mimowolnie o byt drogiej wciąż jego ''czerwonemu'' sercu ''ojczyzny światowego proletariatu''... Trzeba mu zresztą oddać, iż przynajmniej zdawał sobie dobrze sprawę, że los radzieckiej wersji komunizmu rozstrzyga się na drugim krańcu Eurazji, a sam fenomen ''Solidarności'' jest ściśle sprzężony z wypadkami zachodzącymi wówczas w odległych od Polski nie tylko geograficznie, ale nade wszystko kulturowo krajach jak Afganistan czy Kambodża [ co żeśmy już tu opisywali, i to nieraz ]. Wszakże kalkulacje Kuronia oparte były na błędnych przesłankach, wykładał je w napisanym latem 80-ego roku tekście pt. ''Ostry zakręt'':

''Związek Radziecki i jego armia wciąż jeszcze istnieją. Musimy się z tym faktem liczyć. Możemy jednak założyć, że władze ZSRR nie odważą się na zbrojną interwencję w Polsce, dopóki Polacy nie zaczną obalać narzuconej im przez „przyjaciół” władzy. Nie powinniśmy więc na razie tego robić.''  - bowiem: ''rzucić hasło wolnych wyborów jako zadanie na dziś to przystąpić do otwartej walki z rządem, bo to jest hasło obalenia władzy. Jest to także pójście, w gruncie rzeczy, na rękę władzy, oznacza bowiem zasadniczą polaryzację społeczeństwa.''

- tak jakby i bez tego nie było ono wówczas ostro skonfliktowane, i dobrze zresztą bo spór polityczny jest ożywczy dla narodu, o ile jak wtedy sprzyja jego upodmiotowieniu. Poza tym jak wiadomo podobne chowanie głowy w piasek nic nie dało, ''towarzysze radzieccy'' nie musieli wcale brudzić łap dławieniem oporu Polaków, sowieccy agenci na miejscu Jarucwelski z Czekiszczakiem poradzili sobie z nimi sami. Tymczasem pan Jacek na ciężkiej chyba bani roił o jakowymś neojakobińskim Komitecie Ocalenia Narodowego [tak!], w którego skład obok członków kompartii i skłonnych do ugody z władzami PRL związkowców ''Solidarności'', mieliby też wchodzić... przedstawiciele Episkopatu. Oto macie wasze ''państwo wyznaniowe'' lewacy, i to postulowane przez ''świeckiego świętego'' i za przeproszeniem ''autoryteta'' krajowej lewicy! Czekam więc, kiedy Kuroń zostanie w końcu zdemaskowany przez jakiegoś ''tęczawego'' hunwejbina, jako ukryty ''klerofaszysta'':))). Chłop musiał zachlać ostro jak to miał we zwyczaju, aby pierdolić równie srogie farmazony, jego ''political fiction'' poczętym wskutek alkoholowego zatrucia, Macierewicz przeciwstawił całkiem trzeźwe uwagi, iż - jak referuje je Brzechczyn:

''Po pierwsze, powoływanie Komitetu Ocalenia Narodowego w sytuacji, gdy podstawowe instrumenty władzy: wojsko policja, administracja, informacja i polityka gospodarcza znajdują się poza społeczną kontrolą, zamroziłoby obecny układ społeczny. Po drugie, spowodowałoby powrót do sytuacji z końca XVIII wieku, gdy koterie magnackie, aby rządzić Polską, ubiegały się o rosyjski mandat. Alternatywą było przeprowadzenie wolnych i powszechnych wyborów, które wyłoniłoby przedstawicielstwo narodowe.''

- przy czym dodać należy, że:

''Sformułowanie postulatów wolnych wyborów do Sejmu powinno poprzedzać określenie stosunku do PZPR i ZSRR. Według Kurowskiego PZPR, ponosząca odpowiedzialność za kryzys społeczno-gospodarczy, winna zostać pozbawiona władzy, a wyłonione w wolnych wyborach władze – gwarantować ZSRR geopolityczne interesy.''

- tak więc żaden z  ówczesnych ''niepodległościowców'' nie zamierzał iść na faktycznie straceńczą konfrontację ze Związkiem Radzieckim, ani też występować zaraz z Układu Warszawskiego, chodziło im jedynie o ułożenie relacji na bardziej partnerskich warunkach z Moskwą, na modłę ''finlandyzacji'' czy choćby Węgier późnych rządów Kadara. Na Kremlu nikt jednak nie zamierzał układać się z polskimi ''warchołami'', tym bardziej jego miejscowe sługusy, którym zaczęło palić się pod tyłkiem, stąd zdławili brutalnie polityczną konkurencję ''Solidarności'' jako masowego ruchu społecznego oporu. O tyle wszakże fenomen antykomunistycznego związku zawodowego nie był daremny, że dowodnie okazał do bólu fasadową ''robotniczość'' PZPR, ideologiczna legitymizacja jej władzy poszła się wskutek tego czochrać. Nawet Urban z Rakowskim przyznawali, iż po tym kompartia przestała się prawdziwie liczyć jako siła rządząca w Polsce ''ludowej'' jedynie z nazwy, zmuszając Sowietów do przejścia na ręczne sterowanie za pomocą lojalnych wobec nich armii i bezpieki. Obnażyło to pierwotnie militarny charakter reżimu, narzuconego wskutek zbrojnego najazdu zwanego dla niepoznaki ''wyzwoleniem'', w istocie drugiej okupacji o innym wszakże charakterze, nie tak morderczej jak niemiecka i nade wszystko perfidniej zakamuflowanej. Sprzyjało zresztą temu paradoksalnie dążenie w samym ZSRR tamtejszego aparatu wojska i ogólnie służb mundurowych do zrzucenia coraz bardziej ciążącego im balastu ideologii, kontroli ze strony partii komunistycznej - i być może w tym celu min. sprokurowały one u nas ''Solidarność''... Nie wchodźmy jednak w podobne ''teorie spiskowe'', snucie jakich niegodne jest poważnych, dorosłych ludzi:). Wracając do Kurowskiego i Macierewicza - gwoli uczciwości nadmienić należy, że ten ostatni w zmienionych radykalnie wprowadzeniem ''stanu wojennego'' warunkach, począł głosić niemal identyczne koncepty co wcześniej Kuroń, i równie daremnie o kooptacji do junty Jaruzelskiego lojalistycznie nastawionych wobec reżimu niedobitków pierwszej ''Solidarności'', wraz z ''księżmi patriotami'' cośmy już onegdaj obszernie referowali. Również bracia Kaczyńscy w przełomowym okresie lat 1980/81 należeli do stronnictwa ''realistów'' powściągającego związkowych ''radykałów'', opowiadając się za samoograniczeniem robotniczych postulatów i jakąś formą ułożenia z władzami PRL, powodowani zresztą pragmatyczną obserwacją, iż kluczowe dla sprawowania prawdziwych rządów koszary i komisariaty wciąż znajdowały się w ręku agentów Moskwy. Jakkolwiek by nie oceniać dziś ich ówczesnej postawy, trudno odmówić racji patrząc trzeźwo uwagom Macierewicza, gdy już w ''wolnej Polsce'' prawie dwie dekady temu będzie, rekomendował z trybuny sejmowej kandydaturę swego niegdysiejszego współpracownika do Rady Polityki Pieniężnej takimi oto słowy:

''Sprawa własności i dróg prywatyzacji to jedna z kluczowych i najbardziej spornych kwestii dyskutowanych w ostatnich 14 latach. Sprawa jest tym bardziej aktualna po dziś dzień, że wciąż własność państwowa obejmuje majątek, którego minimalne obliczenia przekraczają 100 mld zł. I wciąż prywatyzacja, także obecnej koalicji, polega na bezrozumnym szabrowaniu polskiego majątku. Konieczność i oczywistość oparcia gospodarki na własności prywatnej była przez dziesięciolecia odrzucana przez rządzących, establishment naukowy, ale także i przez część opozycji, trzeba to tutaj jasno powiedzieć. Przedstawiciele wszystkich tych grup są tu, na tej sali i ponoszą współodpowiedzialność za wyprzedaż polskiego majątku narodowego w ostatnim dziesięcioleciu. Warto więc przypomnieć, że w sierpniu 1980 r., wtedy, kiedy wybuchał strajk w Stoczni Gdańskiej, ukazały się dwa znaczące artykuły w polskiej prasie niezależnej. W kwartalniku ˝Krytyka˝ pan Waldemar Kuczyński, późniejszy minister, jeden z promotorów rabunkowej prywatyzacji, opublikował wówczas pochwałę samorządu robotniczego jako jedynej słusznej drogi dla zmian gospodarczych w Polsce. Konsekwencją tego artykułu był później tzw. samorządowy kierunek rozwoju myśli grupy środowisk socjalistycznych w NSZZ ˝Solidarność˝. W tym samym czasie w miesięczniku ˝Głos˝ profesor Kurowski wskazywał, że tylko prywatyzacja gospodarki może stworzyć podstawy rozwoju Polski. Ten artykuł, ten kierunek myślenia stał się punktem wyjścia dla tej myśli, tej części NSZZ ˝Solidarność˝, która miała świadomość, iż odbudować Polskę można tylko w oparciu o własność prywatną. Kurowski nie zmienił zdania, nie zmienił go po dziś dzień, ale to nie znaczy, by zgadzał się z rozkradaniem majątku narodowego. [...] Gdyby chcieć krótko scharakteryzować poglądy gospodarcze prof. Kurowskiego, to trzeba by się odwołać do tradycji wielkich polskich ekonomistów: Władysława Grabskiego, Romana Rybarskiego, Eugeniusza Kwiatkowskiego. Kurowski nie jest ani liberałem, ani socjalistą. Nie wywodzi się ze szkoły monetarystycznej ani keynesowskiej. Jest ekonomistą służącym swoją wiedzą narodowi polskiemu i jego niepodległości. W jednej z najkrótszych, ale i najważniejszych swych prac ˝Gospodarcze podstawy i zagrożenia niepodległości˝ pisał m.in.: Fakt niepodległości państwowej ma tak ogromne znaczenie dla życia całego społeczeństwa, że wpływa na wszystkie jego przejawy, w tym i na gospodarkę. Aby państwo było niepodległe, gospodarka musi dostarczyć środki na utrzymanie ludności na poziomie zgodnym z ukształtowanym stanem potrzeb społecznych, dostarczyć środki na utrzymanie państwa, mieć zdolność do co najmniej zrównoważonej wymiany z zagranicą. Dziś państwo polskie nie spełnia już żadnego z tych warunków i dlatego jesteśmy na progu utraty niepodległości. Jest charakterystyczne, że podczas wczorajszej debaty na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych Kurowski był jedynym kandydatem, który jasno opowiedział się za niewstępowaniem Polski do strefy euro. Jego argumentacja była oczywista. Rezygnacja z własnego pieniądza to rezygnacja z kształtowania własnej polityki finansowej i gospodarczo-społecznej, a to oznacza także rezygnację z samodzielnego kształtowania centralnej części polityki państwa w ogóle. Państwo bez pieniądza przestaje być państwem. Warto też przytoczyć argumentację pozostałych kandydatów, bo przecież będziemy wybierali, zwolenników wejścia do strefy euro. Jeśli po wejściu do Unii, mówili oni, chcemy mieć wpływ na kształtowanie jej polityki, powinniśmy dążyć do maksymalnej integracji, a więc i wejścia jak najszybciej do strefy euro. To tak, Wysoka Izbo, jakby Szwecja, Dania, nie mówiąc już o tym, że Wielka Brytania, nie odgrywały żadnej roli w Unii Europejskiej. To po prostu są argumenty ludzi niekompetentnych. Mamy więc do wyboru program kapitulacji narodowej i państwowej lub program odbudowy państwa polskiego i jego niepodległości.''

- święta racja panie Antoni, tylko jak to wszystko ma się do obecnej polityki w wykonaniu PiS? No właśnie, a niestety nie jest żadną wobec tego alternatywą stojąca libkami Kucfederacja - tak jak Grzegorz Braun nikogo nie powiesi, wyżywając się jedynie w retorycznych szarżach jak to on, tak i skrajnie nieautentycznie wypada w roli obrońcy granic PAŃSTWA zadeklarowany wolnorynkowy ANARCHISTA Jakub Kulesza, dajcie spokój. To już taki Kundziu, opisywany tu onegdaj ''tęczawy'' anarchokomunista, jest bardziej konsekwentny, drąc znowu ryja: ''żadnych granic, żadnych państw!'' i ''uchodźcy mile widziani!''. Durny wprawdzie jak zawsze, bo sprowadza tym zagładę na takich jak on i jego ''niebinarne płciowo'' wyznawczynie z kolorowymi czubami, niemniej. Sam Kurowski zaś miał gorzko żałować forsowania pierwszych, mocno ''socjalnych'' jeszcze ''planów Balcerowicza'' po tym, jaki kształt przybrały one prawie dekadę później - jak pisał ekonomista Eugeniusz Rychlewski w poświęconym jego pamięci wspomnieniu:

''Rezultaty tej zmiany były bowiem inne niż oczekiwał. Sfera socjalna znalazła się w głębokim regresie, obszary biedy objęły szerokie kręgi społeczeństwa, interes narodowy w polityce gospodarczej jest demonstracyjnie lekceważony, a duże bezrobocie przeczy makroekonomicznej efektywności systemu. W związku z tym mawiał: jestem już coraz mniej „liberałem”, ale nadal jestem „narodowym”.''

- zwolenników wśród dawnych, przecwelonych politycznie kolegów z ''Solidarności'' nie przysparzały mu również pryncypialna postawa i poglądy, wybitnie niepoprawne wobec obecnej ''mądrości etapu''. Wścieku dupy z tego tytułu dostawali nie tylko tacy, jak gejzetowybiórczy leberał Witold Gadomski, ale i osobliwie autor otwarcie ciotowskiego portalu, tak o tym piszący:

''W grudniu 2004 "Nasz Dziennik" zamieścił osobliwą analizę sytuacji politycznej w USA. Stefan Kurowski pisze w niej o "nowym zderzeniu cywilizacji", którego areną stała się amerykańska polityka wewnętrzna. "Cywilizacja śmierci", propagowana zwłaszcza przez "środowiska dewiacyjne ulokowane w Partii Demokratycznej", usiłuje zniszczyć klasyczną cywilizację zachodnią opartą na rodzinie i wartościach konserwatywnych, spychając ją "do ograniczonych enklaw terytorialnych". Ofensywą kieruje "lobby żydowskie", stanowiące "główną siłę" wśród Demokratów. Ale i w Partii Republikańskiej znacznym wpływem cieszą się środowiska żydowskie, które - choć tymczasowo wstrzymały swoje działania na froncie obyczajowym - w istocie mają (jako byli trockiści, jak wyjaśnia autor) te same cele co liberałowie: zniszczenie lub osłabienie chrześcijaństwa, narodu i państwa narodowego, a przede wszystkim zniszczenie rodziny poprzez legalizację aborcji i związków homoseksualnych. Artykuł ten stanowi doskonały przykład obowiązującej na łamach "Naszego Dziennika" wyobraźni. Polityczne współdziałanie amerykańskich Żydów i gejów, sugerowane przez gazetę powiązania gejów i komunistów ("ruch homoseksualny jest odnogą ruchu komunistycznego" - M. Pabis, Uznać zagrożenie, "Nasz Dziennik" z 11.02.2004) oraz stereotyp "żydokomuny" (notabene zastosowany tym razem wobec ważnych postaci administracji Busha) łączą się w jedną złowrogą całość. Nad światem krąży widmo żydowsko-gejowsko-komunistycznej konspiracji, w której - jakżeby inaczej - to Żydzi pociągają za sznurki.''

- sęk w tym, iż powyższe idealnie opisuje kulisy spędu Czaskosky'ego, naświetlone przeze mnie poprzednio: nadto dobitnie wykazałem, że stało za nim min. wściekle wrogie Trumpowi ''neokoszerwatywne'' lobby w samej Partii Republikańskiej, w którym wiodącą rolę odgrywają nastawieni globalistycznie Żydzi, wysługujące się aborterkami oraz pedałami w celu promocji ''transhumanizmu'' już, zasadniczej przemiany ludzkości w postczłowieczą, posłuszną ich woli biomasę ''gojów''. Jeśli to nie jest ''żydo-gejowsko-lewacki'' spisek imperialnego kapitału, to doprawdy nie wiem co jeszcze zasługiwać może na toż miano. Trudno też patrząc trzeźwo odmówić Kurowskiemu racji, gdy w artykule ''Polacy i Żydzi po Jedwabnem'' oskarża tych ostatnich, że stali się w miejsce komunistów nową ''klasą panów'' w post-PRL-owskiej III RP, kumulując w swym ręku władzę polityczną, gospodarczą i propagandową o jakiej wspominał Leszek Nowak. Ludzie o ''koszernym'' pochodzeniu zmonopolizowali właściwie polską jedynie z nazwy politykę zagraniczną, dominując też w ekonomii a szczególnie finansach, kierują polityką pieniężną oraz mediami, gdzie kreują fałszywy obraz ''upupionej'' polskości, hodując sobie w ten sposób zakompleksionych niewolników. Wszystko to z grubsza przynajmniej prawda, tylko jak się ma do wieloletniej współpracy Kurowskiego z proizraelskim Porozumieniem Centrum, jak zresztą niemal wszystkie formacje na krajowej scenie politycznej, i odebraniem jednego z najwyższych odznaczeń państwowych, orderu Polonia Restituta od prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który przecież zablokował ekshumację w Jedwabnem, uniemożliwiając tym samym zdemaskowanie antypolskiej, żydowskiej chucpy? Niemniej zachęcam na koniec do odsłuchania archiwalnej rozmowy, jaką przeprowadziło z panem Stefanem ''maryjne radio'' - szczególnie passus o ''emigrantach, którzy nigdy nie zasymilowali się pozostając zawsze ciałem obcym, a w pewnych sytuacjach wręcz wrogim'' brzmi w obecnym kontekście niczym jakże aktualna przestroga... Materiał w rzeczywistości o połowę krótszy, nie wiem czemu ktoś go zdublował wrzucając w sieć, ale dzięki mu i za to.