piątek, 19 czerwca 2009
czwartek, 18 czerwca 2009
Elliott Sharp and...
... a to, co przy okazji znalazłem : bliżej mi nieznana dotąd [ niestety ] japońska formacja Shibusashirazu Orchestra [ czyż nie można połamać sobie na tym język ? i to jest właśnie piękne... ] - powiem tylko tyle, że jeśli ktoś uważa nadal, iż Japończycy to naród pracoholików, sztywniaków w garniturach nie umiejących się bawić, to po zobaczeniu tego dozna gorzkiego, bolesnego rozczarowania, wręcz wstrząsu, biedaczek[-czka]...
...to zaś przypomniało mi o wesołym kolektywie rosyjskich żulików, kapeli ''Leningrad'' [ nie mylić z ''Leningrad cowboys'' !!! ], którą też niedawno przypadkiem odkryłem gdym słuchał sobie sporo rosyjskiej muzyki [ mniejsza teraz z jakiej okazji, być może bardziej szczegółowo o tym wkrótce ] żeby odreagować obrzydliwą histerię jaką wzniecono wokół książki Zyzaka o Wałęsie [ napomknę tylko, że historia dopisała do tego wkrótce fajną puentę, gdy Lechu pokazał wała swoim niedoszłym ''obrońcom'' występując na kongresie ''Libertasu'' - ach, jak pięknie było zobaczyć minę Niesiołowskiego, tudzież innych kanalii, które jeszcze niedawno tak zawzięcie gardłowały... ], miałem dość polityki, rzygać mi się chciało od tego zalewu nikczemności [ ten podskakiwacz synuś Mazowieckiego opluwający swym jadem prof. Nowaka, któremu nawet butów nie mógłby czyścić ! ] ; wracając do kapeli : zwróćcie zwłaszcza uwagę na tego łysego grubasa, który wygląda jak archetypowy wręcz ruski gangster [ i taka jest jego tu rola - nie gra, nie śpiewa, tylko puszcza dyma, przybija piątkę z kimś z publiczności lub ściska jakąś panienkę, ewentualnie coś rozpierdoli na scenie czyli po prostu robi show ! i jak tu ich nie kochać... ] - akurat tutaj widać ich w bardziej melancholijnym wydaniu, ale zapewniam, że potrafią skocznie przygrzać, oj potrafią !
...na koniec jacyś pojebani Japońcy : nie mam pojęcia co to jest, ale brzmią jak punkowy Brian Ferneyhough - genialne !
wtorek, 16 czerwca 2009
Remanent .
Na razie sygnalizuję otwarcie nowego działu poniżej na blogu : ''Osobliwości'' - umieściłem tam takie cymesy jak strona zwolenników gen. Jaruzelskiego, której szata graficzna mnie rozpierdala [ dlatego nazwałem ją ''Jaruzel a la Warchol'' ; przy okazji należy wspomnieć, że link do niej dostałem niejako w prezencie na urodziny, i chociaż za wszystkie z nich, i za pamięć, dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mnie nimi obdarowali, to ten był chyba najlepszy - dzięki FreeKielce ! ], gdzie można np. poczytać prawdziwy poemat o generale, przy którym jakiś ''Konrad Wallenrod'' to nędzna grafomania [ zwłaszcza przypadł mi do gustu zwrot : ''tłusty i konserwatywny Breżniew'' - co za poetyka ! ], lub dowiedzieć się o zasługach Ślepowrona w popularyzacji w Polszcze myśli Muammara Kadafiego... [ również w dziale ]. Poza tym min. strona ambasady Korei Północnej, gdzie oślepi was uśmiech Wielkiego Sternika i Przywódcy Kim Ir Sena [ czy Kim Dzong Ila - jeden chuj ], lub dysze startującej rakiety z głowicą nuklearną [ niewiadomo co bardziej ], będziecie mogli zapoznać się ze spisem narodowo-socjalistycznych lektur [ czyli co każdy prawdziwy narodowy socjalista wiedzieć winien - zaintrygował mnie tam szczególnie jakiś A.H. i ''jego walka'' - ?! znajomy powiada, że chodzi o Alfreda Hitchcoka : zupełnie możliwe, tym bardziej, że wiadomo kto rządzi w Hollywood... chłopak widocznie musiał odreagować traumatyczne przejścia z żydowskimi producentami filmowymi, dlatego np. jak dobrze się przyjrzeć widać wyraźnie, że ptaki w ''Ptakach'' mają charakterystycznie zakrzywione dzioby - niedługo pewnie zakażą ten film jako antysemicki ], zajrzeć na bloga sierpomłotów czyli polskich trockistów ''Dyktatura Proletariatu'', zobaczyć nazi-komunistyczne dziewczyny [ to polecam chyba najbardziej ], poczytać Lenina, lub teksty skinów zainspirowanych postacią Mietka Moczara, przekonać się że Kaczyński jest Żydem [ który ? ], dowiedzieć o roli palca w procesie wyzwolenia kobiet [ z mózgu ], itd. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę, że listę tąż dumnie otwiera kultowa w pewnych kręgach zdegenerowanych miłośników wyjątkowo złego humoru kapela ''Necrophil'', ale to już temat na dłuższy wpis, zbyt ważny by profanować go jakąś krótką i przez to lekceważącą uwagą, dlatego wkrótce pewnie poświęcę mu więcej miejsca, a na razie życzę wielu niezapomnianych wrażeń, których rzeczone strony niewątpliwie wam dostarczą !
''Czech, kurwa !!!''
[...] Pisze jednak ten tekst w innym celu − po to, by stanowczo zaprotestować przeciwko demagogii, której, niestety, także mój redakcyjny kolega uległ. Argument „co by dziś o nas sądził świat, gdybyśmy w drugiej wojnie (zakładając taki sam jej przebieg i skutek, co, nawiasem mówiąc, jest ryzykowne) walczyli po stronie człowieka powszechnie uznawanego za największego zbrodniarza i potwora w historii” jest nie tylko ahistoryczny, ale przede wszystkim − absurdalny.
Otóż odpowiedź jest krótka: świat sądziłby o nas dokładnie to samo, co sądzi. Co i tak sądzi − mimo, iż to my pierwsi stawiliśmy Hitlerowi czoła, walczyliśmy z nim na wszystkich frontach, ponieśliśmy potworne straty, na granicy zagłady narodowej, możemy poszczycić się licznymi dowodami wielkiego bohaterstwa i tak dalej. Nikt na Zachodzie, poza żyjącą w swojej niszy polonią, i garstką polonofilów, nie postrzega nas przez pryzmat udziału Polaków w Bitwie o Anglię, w Bitwie o Atlantyk, przez Tobruk czy Falaise. Mało kto w ogóle o tym wie. Jedyne znane światu powstanie warszawskie to powstanie w getcie, w czasie którego Polacy jakoby beztrosko bawili się na karuzeli. „Enigmę” rozpracowali Anglicy. Znam szereg dzieł zachodniej popkultury poświęconych tej sprawie i w żadnym nie ma nic o Polakach − poza jednym, popularnym filmem, w którym jedyny polski kryptolog jest hitlerowskim szpiegiem. O Wrześniu, o „ORP Orzeł”, Narwiku, kampaniach Andersa, Maczka, nikt nigdy nie słyszał. Wszyscy wiedzą natomiast, że Polacy ochoczo mordowali Żydów w „polskich obozach koncentracyjnych”. I że „polscy naziści” wcale się przed Hitlerem nie bronili; jako notoryczni katolicy wręcz zaprosili go do swego kraju, by im pomagał w Holokauście.
Ja naprawdę nie przesadzam. Oczywiście, część winy spada na nas samych, na nasze zaniedbania, nieumiejętność i niechęć do prowadzenia „polityki historycznej”, którą tak znakomicie potrafią uprawiać Niemcy. Ale nawet, gdyby państwo polskie stanęło tu na wysokości zadania − nie wiem, czy zdołałoby to coś zmienić.
[...] A teraz proszę zwrócić uwagę na przykłady przeciwne. Dajmy na to, Francja − przecież Francuzi pobili wszelkie rekordy kolaboracji z Hitlerem, sami ochoczo wyłapali swoich Żydów, by własnym transportem odwieźć ich do Auschwitz, i znacznie liczniej walczyli w tej wojnie po stronie Niemiec, niż Anglii i Ameryki. Czy ktoś im to pamięta i wypomina? Albo Austriacy − nie stawiali Hitlerowi najmniejszego oporu, stanowili lojalną część III Rzeszy i jej machiny wojennej oraz eksterminacyjnej. A świat uważa ich za pierwszą ofiarę Hitlera.
A kto w jednym z najsławniejszych filmów wszechczasów, „Casablance”, jest symbolem bohaterskiego, niezłomnego oporu przeciwko Hitlerowi i nazizmowi?!
C z e c h, kurwa!!!
Z czego to wynika? Z potrzeb politycznych, oczywiście. Skoro Polacy zostali w 1945 potraktowani nie jak zwycięzcy, ale jak przegrani w tej wojnie, to znaczy, że trzeba ich tak właśnie pokazywać, jakby, podobnie jak Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy i inne ofiary Stalina, byli właśnie po stronie Hitlera. Nawet jeśli nie byli. Fakty mówią co innego? Tym gorzej dla faktów, jak mawiał Mark Twain. To jest właśnie coś, czego nie potrafimy pojąć, i dlatego ciągle dostajemy w… powiedzmy, w skórę. To, jak świat widzi nas (ale też wspomnianych Francuzów czy Austriaków) w najmniejszym stopniu nie zależy od tego, jak naprawdę było, tylko jak, w świetle politycznych interesów, być powinno. Polityka każe zablokować wszystko, co świadczy na naszą korzyść, za to wytwarza ogromny popyt na wszystko, co dowodzi, że Polacy nie byli ofiarami wojny, tylko sojusznikami Hitlera. Dlatego kiedy Jan Tomasz Gross napisał bardzo dobrą książkę o martyrologii Polaków w Sowietach, przysłowiowy pies z kulawą nogą nie zwrócił na nie uwagi. A gdy nawypisywał bzdur i kłamstw o Jedwabnem, „New York Times” natychmiast ogłosił go wielkim historykiem, sypnęła się kasa, a uniwersytet Princeton przyznał prestiżową profesurę.
Utraciliśmy połowę terytorium kraju, miliony obywateli, całą elitę, niepodległość, stolicę, większość majątku trwałego… a co obroniliśmy? „Honor”!? Nie róbmy sobie jaj, proszę!
Na koniec jeszcze jedno: w tej sprawie nie chodzi o Becka, Rydza i innych morderców Polski, niech im będzie ziemia możliwie najcięższą. Chodzi o przyszłość. Od dwudziestu lat, korzystając ze znakomitej międzynarodowej koniunktury, jesteśmy wolnym krajem. Wykorzystajmy tę chwilę, by wreszcie rozprawić się z narodowymi mitami i zacząć myśleć − albo sprawią te mity, że znowu w chwili próby obce mocarstwa rozegrają nas, wedle swoich potrzeb, jak idiotów.