Do niniejszego wpisu asumpt dały kocopoły Tradera21 na którego już od jakiegoś czasu zagiąłem parol, konkretnie tyczy to jego wizji wyłaniającego na naszych oczach świata ''nowej normalności'', gdzie nie tylko Janusze byznesu, ale wszyscy poczujemy się ''zaopiekowani'' przez transpłciowego Wielkiego Brata i Siostrę w jednym [ coś jak zmultiplikowani Wachowscy 2.0 czego fioletowe dredy Piotra UOP Niemczyka stanowią widomą antycypację ]. Wprawdzie wygląda na to, że facet ma sporo racji przyznajmy, dobiło mnie jednak powołanie się przezeń w finale na wątpliwy autorytet anarchokomunisty Chomsky'ego, owszem mi także zdarza
się przywoływać świadectwo ludzi fundamentalnie poza tym obcych ideowo,
ale nigdy nie napisałbym jak on, że ich ''cenię'' i to ''bardzo'' [ co innego wybitny artysta, którego muzykę lub obrazy mogę podziwiać mając go zarazem za skończonego politycznego durnia ]. Czy naprawdę nikogo z tych rozwolnościowych tumanów nie dziwi jakim to cudem tak radykalny ''antysystemowiec'' może mieć lukratywną
fuchę na jednej z najbardziej prestiżowych i strategicznych zwłaszcza
teraz uczelni świata jaką jest słynny M.I.T. - ?! [ o tym jak traktuje się w USA ''wolność badań naukowych'' i ''swobodę opinii'' przekonał się na własnej skórze choćby Norman Finkelstein ]. Jak wielką pustkę we
łbie trzeba mieć i być zaślepionym aby nie dostrzegać, iż to kolejna
resortowa pacynka, kapłan wykreowanej od podstaw przez tajniaków ''free
zony''? Skoro taki zeń rewolucyoner jakże może ścierpieć towarzystwo, a
wręcz wdawać się w przyjacielskie publiczne pogawędki z globalistami
pokroju Howarda Gardnera, twórcy pokupnej ściemy jaką stanowi koncept
''inteligencji wielorakiej'' - skądinąd facet zawitał dekadę temu prawie będzie do Kielcowa, tak to u nas w Świętokrzyskiem porobiło się ''światowo''. Oto mała próbka zaledwie bredni autorytetu Tradera21, typowych dlań elukubracji:
''“The ‘crisis of democracy’ was that in the 1960s there was too much
democracy,” Chomsky said. Groups in the United States seeking
“liberation” — such as African-Americans, women, Latinos, and gays —
“needed to be subdued,” he said.''
https://news.harvard.edu/gazette/story/2013/05/subversive-education/
Po
zastanowieniu jednak aż tak to nie szokuje: od jakiegoś już czasu żywię
podejrzenie graniczące z pewnością, że całe to libertariańskie
pieprzenie stanowi perfidnie zamaskowany bolszewizm w ''wolnościowym''
przebraniu, najlepiej widać to po ślepym kulcie Ayn Rand w wykonaniu
''obdżektywistów'', ale i u H.H.Hoppego, który nie wyleczył się wbrew
pozorom całkiem z młodzieńczych fascynacji neomarksizmem. Powyższe
tłumaczy czemuż to zadeklarowany ''wolnościowiec'' Trader21 popiera
bolszewickich katalońskich szowinistów i tak ceni anarchokomunistę
Chomsky'ego, tak to już jest z tymi libertarianami i na poparcie tezy nie trzeba mi daleko szukać dowodów - ot ''ekspert ds. bezpieczeństwa'' z lokalnej ubeckiej, to jest chciałem napisać kieleckiej uczelni, doktor-mason Witek Sokała jawnie już obnosi się ze swoim radykalnym wolnorynkowym zboczeniem paradując na pejsiku w koszulce z libertariańskim logo [ z dumą więc donoszę - jak to brzmi w tym kontekście! - iż rekomendował on tam poświęcony swej osobie i jego mundurowych kolegów wpis z mego drugiego bloga szydząc wprawdzie lekko przy tym, znaczy jednak że cios był celny i zabolał nieco, gut ]. Jakże aktualnie w obecnych okolicznościach wygląda wypowiedź pana Witolda sprzed ponad roku będzie podczas konferencji zorganizowanej przez środowisko ''Nowej Konfederacji'', gdzie otwartym tekstem oznajmił iż przewagę w globalnej przepychance o dominację osiągnie ten, kto do minimum ograniczy wpływ mas na procesy decyzyjne, a ponieważ facet niespecjalnie ukrywa swe związki z sadomasonami jak i tajniakami, zresztą to jedno i to samo towarzystwo, więc chyba wie co mówi:
- ''prorok'' jakowyś czy co? A może zwyczajnie dobrze poinformowany... Intrygująco także prezentuje się poczyniona przezeń na końcu wzmianka o wiodącej roli ''podmiotów niepaństwowych'' w tym kształtującym się właśnie nowym wspaniałym świecie, gdyż aktualny kryzys dowodnie okazał, że podejmowanie kluczowych decyzji politycznych i gospodarczych na skalę globalną nie ma nic ale to nic wspólnego z demokracją i tak wysławianą w dyskursie publicznym ''transparentnością'', sprawowana jest stąd de facto przez struktury niejawne. Czyżby więc miał tu na myśli takie ''dyskretne'' organizacje jak ryt mieszany niewstrząśnięty ''Le Droit Human'', którego jest ''oficerem lożowym''? Oznacza to ni mniej ni więcej konieczność zaprowadzenia wolnościowego zamordyzmu w imię ''praw człowieka'' ze szczególnym uwzględnieniem mniejszości seksualnych i rasowych, ''zrównoważonego niedorozwoju'' oraz swobody reglamentowanego handlu, nad wszystkim zaś najwidoczniej czuwać mają bracia i siostry ''świeckiego zakonu'' z najróżniejszych lóż, mafii i służb a wszystko ku chwale Wielkiego Architekta, ''zegarmistrza światła purpurowego''. Strach się bać tych resortowych wolnościowców i szykowanej nam przez
nich ''nowej normalności'' - co do mnie serio traktuję możliwość, że wpakują
mnie w końcu do psychuszki boć przecie takie pyskate mądrale jak niżej podpisany wyśmienicie do
urządzenia jakiej pokazówki się nadają, tym bardziej skoro na mym
grzbiecie spoczęło czujne oko ''przyjaciela wolności'' z fartuszkowej
bezpieki, mam więc chyba przerąbane [ zresztą od dawna powtarzam, że i tak w końcu wszyscy spotkamy
się na tym samym korytarzu:) ].
Wracając do nieszczęsnego trajdera tłenty łon zanim się całkiem zesram - miary kompromitacji dopełniają jego peany pod adresem Kopaczowej co to rzekomo bohatersko oparła się globalistycznej mafii szczepionkowej nie ulegając histerii wokół ''ptasiej grypy'' sprzed dekady prawie będzie - a jak to było naprawdę:
''Polska rzeczywiście, jako jedyny kraj w Europie, nie kupiła szczepionek
przeciwko nowemu wirusowi [...] Tyle że jednocześnie Polska, jako jedyny kraj na świecie,
na podstawie decyzji Ewy Kopacz kupiła i na masową skalę zastosowała
szczepionki przeciwko zwykłej grypie sezonowej – kompletnie nieskuteczne wobec wirusa świńskiego, który wyparł wówczas inne wirusy grypy.''
https://niezalezna.pl/60083-setki-ofiar-klamstw-ewy-kopacz
- zwyczajnie ówczesna ekipa nierządu spier... sprawę i zbrakło jej hajsu, więc opchnięto frajerom tańszy i kompletnie przeciwskuteczny, szkodliwy wręcz towar wykręcając przy tym propagandowo kota ogonem, skutecznie jak widać po durnych lemingach jak i kucerii powtarzającej te brednie do dziś. Tępy babsztyl żadną miarą nie nadaje się na ikonę ruchu ''antyszczepiennego'':
https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24005115,ewa-kopacz-wracacie-do-czasow-gdy-leczylo-sie-pijawkami-i.html
Absolutnie nie neguję tym samym kompetencji Tradera21 w dziedzinie finansów, niech on jednak zajmie się tym na czym się wyznaje [ chyba ] zamiast błaźnić się pieprzeniem na tematy o których nie ma bladego nawet pojęcia.
Powyższe wyjaśniałoby też dziwny z pozoru fenomen pielgrzymujących po kolei do salonu Monisi Jaruzelskiej konfederackich liderów, a ostatnio nawet Bartosiaka i Karonia - przewidywałem dobry ponad rok temu w tekście
traktującym o mocno nieortodoksyjnych znajomych Grzegorza Brauna jak na
tradsa jakim się kreuje, że w obliczu narastającej kompromitacji PiS
idzie na nowe polityczne rozdanie, gdzie dla towarzyszki panienki
umyślano najwidoczniej rolę hetmanki, która poprowadzić ma do marszu po
władzę ''ułanów rakowieckich'' w wersji 2.0, hufce kucerzy i PRLowskich
trepów co ''pedałów nie lubio'', i co najważniejsze przy cichym poparciu
zamorskiego hegemona. Stany Zjednoczone jak
każde porządne imperium stosują politykę ''dziel i rządź'', do nich
przecież należy jedyna tak naprawdę obecnie antypisowska opozycja serio
jaką jest TVN, gdzie jest więc powiedziane, że nie mogą wymienić Dudę i
sam PiS na nowy lepszy model, a przynajmniej sprawić im bardziej
''wolnorynkowego'' czyli spolegliwego wobec ekspansji ekonomicznej
amerykańskich koncernów koalicjanta? Przecież Sommer z NCzasu otwarcie
chwalił na swym profilu tweeterowym jankeskiego wiceprezydenta Pence'a
za wymuszenie na obecnie rządzących rezygnacji z ''podatku cyfrowego'',
który
uderzyłby głównie w korporacje zza wielkiej wody - obaczymy, nie mam
szklanej kuli ni zamierzam pozować na pajaca
Jackowskiego, coś mi jedynie mówi, że jak tak dalej pójdzie zarówno
naiwnie proamerykańscy PiSowcy jak i zajadle antyjankescy kucerze i
narole mogą
się wkrótce bardzo ale to bardzo zdziwić rozwojem wypadków. Póki co
Monisia zaliczyła polityczny falstart, bo ją zawistny towarzysz
mikroprzedsiębiorca czyli Zandberg uwalił, więc konkurencyjna w obozie
neobolszewii wobec reprezentowanych przez nią mundurowych frakcja
''tęczystów'' górą, ale nie wiadomo jak będzie w obliczu obecnego
srogiego tąpnięcia - gdy ludzie masowo potracą pracę i dochody głupoty
typu ''adopcja dzieci przez pary homoseksualne'' czy ''walka ze
smogiem'' [ tłumaczenie obecności tego ostatniego mimo zamarcia
praktycznie ruchu aut w miastach rzekomo ''pyłami nawianymi znad
Karakorum'' świadczy o srogim pożarze tyłka ] zejdą
na dalszy plan o ile nie zanikną w ogóle, bo ważniejsze będzie
elementarne ''co do gara włożyć''. Otwiera to szansę powrotu do łask dla ''frakcji ludowo-narodowej'' w PZPR, wprawdzie przeszkadza temu nieco jej mariaż z
gimbazą o zrytej wolnorynkizmem mózgownicy, ale nieuchronna pauperyzacja
bieda-kapitalistów aspirujących do statusu pożal się ''klasy średniej'' wymusi zapewne przynajmniej na części z nich większą
niż dotąd spolegliwość wobec haseł lewicowych - i tak oto proletarJanusze
wejdą w buty znienawidzonych jeszcze niedawno ''socjalistów'', a wtedy
hetmanka Monisia Jarucwelska poszarżuje triumfalnie na kucach po urząd
prezydenta ''wolnej Polski''... Straszna wizja i oby pozostała
groteskowym koszmarem, inaczej stanowiłoby to widomą oznakę, iż Finis
Poloniae - tak czy siak radzę wolnościowcom przebranżowić się, bo idą
takie czasy, że będą żreć gruz, dosłownie, i bynajmniej pozamyka ich w
więzieniach ''opresyjna władza'' jakiej się tak obawiają [ zupełnie
niepotrzebnie, bo grozi nam co najwyżej paździerzowy totalitaryzm ], za
to linczować przy najmniejszej wzmiance o ''wolnym rynku'' zaczną zwykli
ludzie, konsumenci i zbiedniali wskutek obcej agresji ekonomicznej byli
przedsiębiorcy w pierwszej kolejności.
Uprawdopodabnia karkołomną z pozoru hipotezę niemożliwego wydawałoby się socjalno-libertariańskiego mariażu ideologicznego w krajowym wydaniu prawdziwy chaos ekonomiczny panujący zwłaszcza w głowach młodych Polaków i Polek podatnych zarówno na lewacką jak i wolnorynkową indoktrynację. Otóż jak wynika z ostatnich badań przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie skazanego na prekariat ''straconego pokolenia'' jej przedstawiciele pragną obniżenia a jakże i tak niskich w skali Europy podatków, likwidacji znienawidzonego słusznie skądinąd ZUS-u i w ogóle przymusu ubezpieczeń społecznych, oraz prywatyzacji służby zdrowia, boć przecie wszystko co państwowe i publiczne śmierdzi, jest nieefektywne a lekarstwem na wszelkie zło mityczny ''wolny rynek''. Niech im będzie skoro uparli się ostać sam na sam z własnym gównem, byle byliby w tym konsekwentni, sęk jednak w tym, że ta nie waham się rzec banda tumanów chciałaby jednocześnie aby postulowana przez nich sprywatyzowana całkiem opieka zdrowotna była bezpłatna... Najwidoczniej nie dotarła do ich zakutych łbów mantra korwinistów, że ''nie ma darmowych obiadów'', do tego jeszcze znienawidzony tak, uciskający przecież przedsiębiorców rząd, opresyjne państwo-bestia ma w ich opinii dofinansowywać im zakładanie własnych firm [ !!! ] - z czego się kurwa pytam, skoro ''podatki to kradzież''?! Nie może więc dziwić, iż prawie 90% respondentów sławiących głośno pozostawanie na ''swoim'', oraz pomstujących na rządowy fiskalizm marzy zarazem o ciepłej posadzie na państwowym etacie zamiast nieuchronnie związanym z ryzykiem losie przedsiębiorcy. Dostanie mi się za to, ale patrząc na spierdolenie mentalne nie tylko młodego pokolenia dochodzę do wniosku, że ci ludzie zasługują na bycie prekariuszami zapierdalającymi do końca życia jako telemarketerzy za niecałe dwa koła na rękę, przykro mi, ale w świetle powyższego nie czeka nas nic ponad bycie białymi niewolnikami ''turańskiej dziczy'' i to na własne życzenie poniekąd. Pojmuję jednak skąd się to bierze, bowiem typowe wolnościowe pierdolenie że nie potrzebujemy nawisu administracyjnego ''bestii'' i sami sobie
poradzimy jako jednostki, gdyż każdy jest ''kowalem
własnego losu'' itd. jest w gruncie rzeczy bardzo wygodne dla rządzących zwalniając ich z
odpowiedzialności za dbanie o dobro ogółu i zapewnienie jako takiego
choćby porządku publicznego, stąd po cichu temu sprzyjają kładąc młodym jak i starym już, siwym kucom do łba, skutecznie niestety co widać. Wprawę w tym posiada bezpieka zamorskiego hegemona, pisałem już o tym lecz nie zaszkodzi powtórzyć, że największe widoki na nominację kandydata na prezydenta amerykańskiej Partii Libertariańskiej ma absolwent czołowych tamtejszych wojskowych uczelni i wieloletni żołnierz U.S. Army Reserve jak głosi jego oficjalny biogram, co nie przeszkadza mu głośno
wyrzekać na agresywny imperializm rządu Stanów Zjednoczonych jak
przystało na resortowego wolnościowca. Nie on jeden bynajmniej w
gronie libertariańskich kandydatów wywodzi się z wojska, by wymienić
odpowiednio byłego ''NATO base commander'' czy weterana
wojny w Iraku ''nawróconego'' na pacyfizm, jeśli do tego dodamy faceta łażącego z gumiakiem na łbie, oraz niewiele ustępującego mu w pajacowaniu innego z kolei w groteskowym cylindrze
z napisem, a jakże: ''podatki to kradzież'' mamy już pełen zestaw typowy dla kreatur ''głębokiego państwa'', czyli mundurowi wolnościowcy + resortowe szury pokroju Podleckiego. Widać stąd, że nie są oni wynalazkiem komunistycznej ubecji, a zapewne ukradła ona jak wszystko patent na nich kapitalistycznej konkurencji, dlatego zmuszony jestem przyznać, iż zupełnie niepotrzebnie żołądkowałem się, że kumpel Sokały a może i ''lożowy brat'' ubek Severski mieni się być libertarianinem, faktycznie w świetle powyższego resortowy wolnościowiec zeń pełną gębą a nawet rzekłbym całym ryjem, i nie może dziwić, że prowadzona przez tegoż absolwenta esbeckiej szkoły wywiadu w Starych Kiejkutach rocznik '82 fundacja PO.INT cieszy się współpracą z CIA...
Dlatego wyrażoną przed chwilą przepowiednię co do nieszczęsnego losu libertarian należy uściślić, iż czeka on jedynie frajerów traktujących serio rozwolnościowe kity, natomiast jestem spokojny o liberalizm jako taki w świecie ''nowej normalności'' która lada moment nastanie, mowa rzecz jasna o tym realnym wymuszającym posłuch dla zasad ''wolnego handlu'' i swobód jednostkowych ze szczególnym uwzględnieniem praw homoseksualistów, kobiet i przedstawicieli preferowanych przez system grup rasowych i religijnych za pomocą nalotów dywanowych, bomb z białym fosforem wyżerającym żywcem mięso do kości i ''higienicznego'' ostrzału z dronów. Spełni się zapewne liberalny sen o ''ograniczonym rządzie'' do enklaw całkiem już ubezwłasnowolnionych korpoludków, których nie trzeba będzie nawet specjalnie przymuszać do dyscypliny, bo sami skutecznie trzymać się będą wzajem za twarz przerażeni perspektywą stoczenia do otaczającego zamieszkane przez nich wyspy cywilizacji interioru pełnego neobarbarzyńców, dzikusów z iphone'ami pędzących nędzny żywot niczym z jakowejś ''archeofuturystycznej'' dystopii. Jak ulał pasuje tu koncept ''konwergencji katastrof'' głoszony przez niedawno zmarłego przedstawiciela francuskiej ''nowej prawicy'' Guillaume'a Faye'a, bo to nie kryzys a rezultat: wieszczył on, że upadek Europy nie nastąpi bynajmniej wskutek ''islamizacji'' jaką nas straszą, owszem potworzyły się tu jak przewidywał semi-państwowe nowotwory quasi-kalifatów i bantustanów rządzące się swoimi prawami, ale decydujący wedle niego będzie upadek klasy średniej i jej gwałtowna pauperyzacja jaka właśnie ma miejsce. Nam to akurat nie grozi w kraju, gdzie za ''middle class'' robią ludzie, których pułapem aspiracji jest zarabiać 4 kafle jak trafnie zauważył świeży wiceminister finansów, i nie pojmuję skąd to oburzenie, chłopina jedynie stwierdził fakt - miarą nędzy naszego bieda-kapitalizmu są ''sukcesy'' polskich przewoźników, wmawia się nam, iż stanowimy przez to wręcz ''europejską potęgę'' i nikomu jakoś nie przyjdzie do łba, że to my powinniśmy eksportować swoje produkty oparte na naszych technologiach, a nie robić dla innych za tragarzy! W każdym razie wygląda na to, iż zdemolowanie dotychczasowej ekonomii paniką wywołaną koronawirusem i podział wskutek tego gospodarki
światowej na bloki kontynentalne poszczególnych krajów zgrupowane wokół
hegemonów jakim są podporządkowane, prowadzi najwyraźniej do ustanowienia czegoś w rodzaju ''cyfrowego grossraumu'',
gdzie nowe technologie będą służyć ścisłej reglamentacji ludzkiej
działalności, a nie jak to nam wmawiano jeszcze niedawno budowaniu
planetarnej ponadnarodowej sieci połączeń [ nie jest więc przypadkiem
obserwowalny już od jakiegoś czasu renesans myśli Carla Schmitta,
czołowego teoretyka idei ''wielkiej przestrzeni'' gospodarczej, którego
wszystkie bodaj główne prace doczekały się polskich tłumaczeń ]. Zarazem
kuceria nie ma co płakać, gdyż spełnią się jej onanistyczne fantazje o
''tysiącu Liechtensteinów'', aczkolwiek nie w takiej formie o jakiej
roiła, lecz jako wentyli bezpieczeństwa systemu, swoistych wolnorynkowych rezerwatach gdzie będzie
można pohulać i wyżyć się do woli także w interesach poza kontrolą
możnych tego świata wszakże w dopuszczonych przez nich granicach, spekulując swobodnie wycofaną z
oficjalnego obiegu papierową walutą czy niby-crypto. Najprawdopodobniej
więc świat rodzącej się właśnie na naszych oczach nowej postaci
globalnej ekonomii będzie rozpięty między autarkią i marazmem
''zamkniętego państwa handlowego'' o jakim niedawno pisałem, a
szaleństwem i rozpustą ''tymczasowych stref autonomicznych''
stanowiących skrzyżowanie kasyna z burdelem, a okresowo i krwawą jatką, o
statusie przypominającym Dzikie Pola dawnej Rzeczpospolitej, albo
pirackie republiki na Karaibach i opartych na takichże płynnych i
niepisanych regułach. Dlatego kształt ustrojowy tych bandyckich
parapaństwowych tworów będzie zapewne przybierał najbardziej pomylone i
hybrydalne formy, od faszystowskiego libertarianizmu po rasistowski
anarchokomunizm, może też dojść do paradoksalnego odwrócenia relacji:
przyszłe neoimperialne struktury z racji swej zachowawczości i rozmiarów
mogą być mniej agresywne i skłonne do wszczynania wojen zaborczych niż
takowe ''wolnościowe enklawy''. Wszystkim libertarianom i anarchistom
rojącym o ''ładzie bezpaństwowym'' rzekomo gwarantującym pokój i ogólny
dobrobyt polecam lekturę ''Wojny Peloponeskiej'' Tukidydesa z którego to
dzieła płynie wyraźna nauka, iż najazd perski nie poczynił takich
spustoszeń w Helladzie co morderczy konflikt wśród samych Greków toczony
między blokami luźnych konfederacji i siecią drobnych ''polis'', nie
tyle mikropaństewek co samorządnych ''społeczności obywatelskich'' w
pełnym tego słowa znaczeniu, popełniających na sobie wszelkie możliwe
zbrodnie wojenne, gwałty i okrucieństwa z ludobójstwem włącznie,
sankcjonowanym bywało nader często w powszechnym głosowaniu przez
''demokracje oddolne'' równych i wolnych obywateli [ wiadomo, że
historia nigdy nie powtarza się 1/1, niemniej reguły rządzące ludzkimi
społecznościami są niezmienne, nie ma żadnego postępu w dziejach a
jedynie rozwój, stąd nie da się wyrugować polityki ekonomią jak majaczą
rozwolnościowcy pokroju wyłysiałego kuca Bożydara Wiśniewskiego ].
Zarazem należy zaznaczyć, iż powrót na scenę dziejów narodowego
suwerencjonizmu jak i ''ponadpaństwowych'' wszakże skupionych wokół
jednego hegemona ''gospodarek wielkiej przestrzeni'' nie oznacza końca
globalizmu jako takiego, a odwrót od jego ''multilateralnej'' postaci
skupionej na kładzeniu podwalin pod uniwersalistyczny ład światowy [ bo
niestety NWO nie jest wymysłem pomylonych ''konspiracjonistów'' ], gdyż wszystkie te duże i pomniejsze podmioty walczyć będą o prymat w
skali planety. I stąd pożar w tyłku dzierżących dotąd monopol na to środowisk, czego widomym świadectwem ich histeryczne wrzaski o rzekomo ''przestarzałej wierze w państwo narodowe'', pochwały pod adresem skompromitowanego całkiem WHO i jawne już nawoływania do ustanowienia ''rządu światowego''.
Na
planie politycznym oznaczać to powinno odchodzenie od i tak gwałtownie
korodującej fasady ''demokracji liberalnej'', bo niby jak urządzać
powszechne głosowanie w czasach zarazy? Skończenie z farsą publicznych
mityngów, puszenia się przed opłaconą publiką marionetkowych kandydatów i
świeckim rytuałem oddawania głosów należy ocenić jednoznacznie
pozytywnie, choć oczywiście ''show must go on'' więc wymogi
''społeczeństwa spektaklu'' dyktują przeniesienie wszystkiego w sferę
wirtualnej rzeczywistości i transmisji on-line jak to miało miejsce
podczas ''beta-testowej'', prekursorskiej konwencji Bosaka co trzeba
przyznać całkiem porządnie wyszło [ brawo za śmiały nie tylko na naszym
gruncie koncept i odwagę jego realizacji, serio, oznaka to iż jakowaś ''niewidzialna ręka'' sprawnie prowadzi ten typowo postmodernistyczny projekt polityczny jakim jest Konfidencja, i bynajmniej nie mam przez to na myśli mitycznej już ''ruskiej agentury'' ]. Widzę w tym znamię ewolucji
systemu władzy pod wpływem wdrażania nowych technologii w rodzaj ''cyber-autorytaryzmu''
jak pisałem uprzednio, z zachowaną fasadą już czysto wirtualnej
dosłownie parlamentarnej demokracji - jeśli doprowadziłoby to do
usprawnienia kulejącego dotąd mocno nad Wisłą aparatu zarządzania
zapewniając mu tak konieczną dla uzyskania podmiotowości decyzyjność i
''rządność'' byłby to proces jak najbardziej pozytywny. Natomiast gdyby
spełnił się czarny scenariusz ustanowienia rządu okupacyjnego nowego
typu w interesie obcych mocarstw i globalnej finansjery alternatywą na
pewno nie byłyby żadne poronione ''oddolne ruchy'' i gówniany z zasady
''antysystem'', lecz współczesna wersja ''państwa podziemnego''
dostosowanego rzecz jasna do obecnych realiów i z pełną świadomością
bolesnej lekcji z wtopą aresztowania Grota-Roweckiego i prowokacji V-ej
komendy WiN.
Powtórzę jeszcze raz z całą mocą, że jeśli płynie jaka nauka z obecnego dziejowego zawirowania to ta oto, iż widać jak na dłoni, że tryb podejmowania kluczowych decyzji w dziedzinie polityki jak i ekonomii nie ma nic, ale to nic wspólnego z demokracją.
Nie pojmuję stąd całej histerii, że zaraz zaprowadzą globalny
totalitaryzm, poszczepią nas musem i zaczipują, odbiorą ostatnie ''prawa
obywatelskie'' itede - ocknij się bando durnych panikarzy, naprawdę
jesteście aż tak ślepi, iż nie widzicie, że nawet gdyby wasze fatalne proroctwa miały się spełnić niczego w rzeczywistości nie
stracimy? Przecież demoliberalizm wraz z jego ''prawoczłowieczyzmem'' i
wolnorynkowymi kocopołami od początku miał fasadowy jedynie charakter:
już Edzio Bernays wraz z kumplem Walterkiem Lippmannem doszli dawno do
wniosku, że lepiej oduraczyć niewolnika wmawiając mu, iż jego kajdany
oznaczają dlań swobodę, niż utrzymywać kosztowny i mało w gruncie rzeczy
efektywny aparat terroru by zaganiał go do roboty batem. Realna
demokracja więc to nie żadne tam ''rządy ludu'', a rządzenie ludźmi tak,
by wydawało im się, że sami sobą rządzą i posłusznie wykonywali to
czego od nich chcemy wierząc przy tym, iż robią to z własnej woli i dla
siebie, boć przecież są ''kowalami własnego losu'' ble ble. Jedna
znajoma, ogarnięta poza tym kobita ale niestety przy tym feministka -
cóż, każdy cierpi na jakąś przypadłość - oburzyła się onegdaj wielce,
gdym w mejlowej korespondencji pozwolił sobie na krytyczne uwagi pod
adresem jej ulubionej opcji ideologicznej, stąd zapytałem z pewną taką
nieśmiałością skąd tak przesadna reakcja, boć przecie użyłem argumentów bardziej wyrafinowanych od bredni ubeka Sklepowicza o
''brzydkich niedorżniętych''. Na to odpisała, że dzięki feministkom ma
''prawo głosu'' - omal nie oplułem monitora, i szczerze odpisałem, iż
czytając to parsknąłem śmiechem, bowiem jeśli idzie o moje bez żalu zeń
zrezygnuję: od dawna chodzę na wybory z pełną świadomością, iż
uczestniczę w świeckim rytuale, a czynię tak, bo nie stać mnie na
uprawianie fikcji ''antysystemowości'', gdy jestem czy mi się to podoba
lub nie od niego zależny i bez reszty w nim zanurzony. To jak z
anarchizmem, który kończy się przy kupnie flaszki od której odprowadzasz
''państwowej bestii'' haracz, a byłoby tak nawet gdybyś robił to ''na
lewo'' bo przemyt nie jest możliwy bez sutych łapówek dla celników,
strażników granicznych etc, pokątne pędzenie także nie stanowi żadnego
wyjścia wbrew pozorom, a co najwyżej nędzną partyzantkę, podobnie
abstynencja skoro mechanizm ten tyczy także innych, jeszcze bardziej
niezbędnych do życia produktów.
Ewidentnie widać, że komuś zamieszanie z koronawirusową pandemią posłużyło za pretekst do wywalenia stolika i poskładania globalnych klocków na nowo - jednym z tego efektów jest przyspieszenie nieuchronnego i tak w perspektywie
postępującej ''cyfrozy'' procesu odchodzenia od papierowego pieniądza
jako wybitnie ''niehigienicznego'' środka płatności, z drugiej sygnały
tego typu płynące ze strony globalnej finansjery jak i rządów
poszczególnych państw mają zapewne na celu zapobiec runowi na banki,
panicznemu wycofywaniu depozytów przez ich klientelę czemu zresztą
wirtualizacja waluty położyłaby skutecznie kres, bo wtedy co niby można
wypłacić z konta by schować w portfelu czy przysłowiowej skarpecie -
elektroniczne impulsy? Jeśli kryzys przedłuży się wymagać będzie
zastosowania tak w planie globalnym jak i na poziomie poszczególnych
państw jakiejś formy centralnego zarządzania gospodarką, oczywiście nie w
tak toporny sposób jak to miało miejsce w krajach realnego socjalizmu,
lecz z wykorzystaniem najbardziej zaawansowanych technologicznie metod
jakimi dysponuje współczesny świat, niemniej. Wolnościowcy już bóldupią z
tego powodu, ale sprawa nie wygląda tak jednoznacznie i nie musi
owocować zaraz totalitarną kontrolą - z jednej owszem może oznaczać
konieczność ograniczenia fetyszyzowanej przez libertarian prywatnej
inicjatywy jednostek i wdrożenia jakichś form reglamentacji działalności
ekonomicznej, z drugiej wszakże niezbędne urealnienie anachronicznych
już całkiem systemów ubezpieczeń społecznych i znaczące obniżenie
ponoszonych na ich rzecz uciążliwych opłat: perspektywa dziadowskich
emerytur lub w ogóle ich braku dla prekariuszy wręcz to wymusza. Zarazem
jak by to okrutnie nie zabrzmiało jeśli prawdą jest, że wirus kosi
głównie starców oraz ludzi cierpiących na przewlekłe schorzenia i
faktycznie mamy do czynienia z epidemią będzie to stanowić niewątpliwie
pewną ulgę dla tychże aparatur administracyjnych przeciążonych wypłatami
świadczeń i emerytur... Niektórzy już z tego tytułu wpadają w amok jak choćby narol Kaźmierczak sikający wprost po kostkach od wizji powrotu wskutek załamania się dotychczasowego porządku do ''jungerowskiej
sfery elementarnej, gdzie nie wystarczą już przemyślane narracje,
chwytliwe spiny'' lecz liczy się skuteczność ''mas ludzi w walce z
wrogiem'', która ''wymaga
mobilizacji czy to do działań, czy to do
okopania się i rezygnacji z zaspokajania wielu potrzeb wykształconych w
toku naszego dotychczasowego konsumpcjonistycznego życia'' np. picia
osławionego sojowego latte. Cóż, tak to jest gdy komuś wolność jebie się
z samowolą, ratunku szuka więc w skoszarowanym nacjonal-komunizmie: tylko ktoś nie mający pojęcia co się wyprawia w koszarach może upatrywać
w powszechnym militaryzmie ascezy, i nie idzie tylko o powszechnie znany fakt, że ''za
mundurem kurwy sznurem'', ale rozliczne patologie seksualne jakie rodzi
koncentracja w jednym miejscu i dłuższe przebywanie ze sobą ogromnej
liczby młodych, w pełni sił mężczyzn lub kobiet jeśli i je obejmie
obowiązek służby wojskowej. Nie mam nic przeciwko powrotowi doń, ale
miejmyż świadomość, iż w takowych warunkach jeśli nie zachowa się
odpowiedniej dyscypliny pedalstwo szerzy się niczym pożar, nie od dziś
wiadomo, że szkoły kadetów były wylęgarnią homoseksualnej pedofilii,
więc mylenie hipermaskulinistycznych zazwyczaj pederastów ze
zniewieściałymi ciotami może srogo zemścić się na niejednym naiwnym w
swej ''homofobii'' rekrucie, gdy poczuje w ustach władczą knagę
dowódcy:))). Kaźmierczak zaś na osiłka mi nie wygląda, raczej typowego
zabiedzonego inteligenta kompensującego sobie najwidoczniej wizją
społecznej ''totale Mobilmachung'' własne niedostatki, a może właśnie
chodzi o ledwo skrywane gejowskie napinki, wizję ''twardego pedała'' w
czarnej skórze i z pejczem, kto wie?
Wtóruje
mu w tym wolnorynkowy z kolei tuman Cezary Graf, naganiacz na bitcoiny
robiący ostatnio za Wernyhorę kryzysu, a może nawet i Pytię w jednym -
dobił mnie autorytatywnym stwierdzeniem, że nie będzie już popytu na
laski z instagrama, te wiecie szczujące cycem. Akurat o ich los jestem
spokojny, najwyżej się przebranżowią, bowiem gdyby pan Czarek zamiast
się wymądrzać odrobił lekcję historii wiedziałby, że czasy poprzedniego
Wielkiego Kryzysu były okresem złotych żniw dla filmowych producentów
Hollywood. Ludziska walili wtedy drzwiami i oknami do kin na komedie
muzyczne i taneczne rewie kręcone z iście bizantyjskim przepychem, o
pretekstowej fabule byle pokazać wesoło machające nogami girlsy czy
święcący wówczas swoje największe triumfy stepujący duet Ginger i Fred, a
wszystko po to, by choć na chwilę zapomnieć o parszywej rzeczywistości i
biedzie w jakiej tkwili widzowie. Dlaczegoż więc teraz niby miało być
inaczej, i to przy niepomiernie rozwiniętych od tamtej epoki
technologicznie formach konsumpcji czego widomą oznaką, iż tąpnięcie na
giełdach bodaj w najmniejszym stopniu tyczyło akcji firm produkujących
gry komputerowe, tym bardziej że cyfrowe strzelanki idealnie współgrają z powszechną militaryzacją wyrabiając u graczy mentalne dyspozycje przydatne później na realnym polu walki. Wróżę również prosperity pornobiznesowi oferującemu
idealnie ''higieniczną'' postać cyber-seksu, jak znalazł na czasy
pandemii, z drugiej ponieważ człowiek w samej rzeczy jest irracjonalną
istotą miotaną sprzecznymi impulsami, na przemian pożądaniem i strachem w
jednym co histeria wokół koronawirusa dowodnie okazuje, więc może
wzrosnąć także wskutek tego popyt na usługi prostytutek, bowiem gdy
jedni powodowani paranoiczną obawą przed zakażeniem będą nawet gruchę
walić w rękawiczkach przed kompem w samotności, innych za to podnieci
właśnie ryzyko załapania choróbska bezpośrednim kontaktem z niedomytym
kapskiem byle kurwiszcza. Konsumeryzm jest zbyt wygodnym narzędziem kontroli społecznej by rządzący tak łatwo zeń zrezygnowali, kwestie gospodarcze choć istotne rzecz jasna są tu drugorzędne i nie one odegrają decydującą rolę, czeka nas więc raczej ostre przeformatowanie dotychczasowego modelu socjo-ekonomicznego, niż jego fundamentalne załamanie - za wiele sił czerpie zeń wymierny zysk finansowy, i nade wszystko polityczny. Jakby tego było mało pajac duraczy leszczy
gotowych płacić mu dwa koła za godzinę ''konsultacji'' typową dla
wolnorynkowych zjebów socjaldarwinowską gadką a la Korwin, że przetrwają
najsilniejsi, ci co zabezpieczyli się odpowiednio inwestując a jakże w
krypto czy złoto, reszta zaś głupców bez oszczędności zginie, i
dokładając na końcu rytualne: ''myślcie mądrze o swoich pieniądzach'' -
jakich k... ''swoich''?! Biedny człowieku, serio wierzysz, że
posiadasz realnie jakąś gotówkę odłożoną na koncie, która czeka
tylko by poratować cię na ''czarną godzinę'' - a coś o ''rezerwie
cząstkowej'' czy pieniądzu jako długu aby słyszał, a? Jeśli tych
pieniędzy, pomijam już że w większości wirtualnych, będzie potrzebował
twój bank by odsunąć widmo swego bankructwa, to je sobie zwyczajnie
przywłaszczy i nic na to nie poradzisz nawet dysponując bronią - co najwyżej odjebiesz Bogu ducha winne kasjerki przy okienkach, bo
raczej marne szanse abyś przedarł się do samego dyrektora skrytego za
uzbrojoną po zęby ochroną i pancernymi drzwiami gabinetu. A nawet gdyby
jakimś trafem wkurwionej klienteli udało się zlinczować tego czy owego
bankstera istoty systemu nie zmieni to ani na jotę, bo gdy naprawdę
przyjdzie grube tąpnięcie nie ostaną się nawet raje podatkowe na
Kajmanach, więc tylko jakiś tuman sądzić może, iż dzięki ulokowanym tam
zasobom będzie mógł popijać sobie drinki pod palmą śmiejąc się z masy
niezapobiegliwych przegrywów. Znaczy to jedynie, iż nie tyle dawno pożegnał
się z rozumem co właściwie nigdy go nie posiadał: jak nie ograbią go
zawiadujący całym tym biznesem to zarżnie miejscowa dzicz, rozjuszeni
kryzysem kanibale przy których nasze proletarJanusze to jowialne
bydlątka. Realnie pieniądz posiadają jedynie ci co sami go kreują
dzierżąc nań monopol, czyli światowa finansjera i co potężniejsze
mocarstwa wymuszające swą potęgą militarną i ekonomiczną respekt dla
własnej waluty, cała reszta zaś wisi na ich łasce zależna od rzucanych
przez tamtych ochłapów. Do tego w gruncie rzeczy sprowadza się możliwa całkiem perspektywa wprowadzenia ''dochodu gwarantowanego'', który wbrew pieprzeniu kucerii nie ma nic wspólnego z socjalizmem bo ten oznaczać ma przynajmniej w teorii ''społeczną własność środków produkcji'' czyli masowe uwłaszczenie i utopijne kolektywne zarządzanie majątkiem, a nie wegetację na dziadowiźnie od banksterów.
Nie
zaradzą temu zachwalane tak przez Grafa kryptowaluty - pieprzenie
podobnych mu naganiaczy przypomina jako żywo gadki o ''infoanarchizmie''
jakie pamiętam z lat 90-ych, wtedy też ''rozproszona sieć'' miała
uwolnić nas spod dyktatu monopoli rządów i korporacji, patrząc z obecnej
perspektywy człeka ogarnia już tylko pusty śmiech na wspomnienie tych
bredni. Jeden z czołowych w kraju propagatorów bitcoina Lech Wilczyński
właściwie zdemaskował się oznajmiając na pytanie ''wapniaka'' czy aby to
nie twór jakich tajnych agencji otwartym tekstem, że ''nie ma to
żadnego znaczenia'' [ !!! ]. Jasne, to nic że jakowaś bezpieka stworzyła
ci frajerze kontrolowaną przez się ''freezonę'' dając do ręki dużym
chłopcom nową zabawkę do przetestowania zanim zdecyduje się wprowadzić
ją do powszechnego obiegu, a też wykreować wentyl bezpieczeństwa dla
coraz bardziej zamykającego się, reglamentowanego rynku kapitałowego,
finansowy odpowiednik również penetrowanego przez różnorakie służby
''dark netu'' by ukryć przed opinią publiczną przeprowadzane tamże
szemrane operacje i przelewy. Owszem, z tego powodu bitcoin i inne
kryptowaluty faktycznie mogą mieć przyszłość, ale przestańcie pierdolić,
że ma to coś wspólnego z rzeczywiście ''wolnym'' obiegiem finansowym,
bo to jedynie odwrotna strona oficjalnego systemu, i jego niezbędne
uzupełnienie dla równowagi. Poza tym Wilczyński uczciwie trzeba mu oddać
zastrzegł, że jeśli ktoś ''nie umie w cyfrę'' i to na poważnie a nie,
iż sobie poklika tylko na pejsiku czy tik toku, to niech lepiej nie
zabiera się za spekulację elektroniczną walutą, bo się srogo sparzy.
Nawet w przypadku zaprowadzenia obrotu bezgotówkowego zdecydowana
większość pozostanie tak jak to ma miejsce z tradycyjnym pieniądzem
fiducjarnym jej biernymi użytkownikami, bez głębszej wiedzy niezbędnej
do przeprowadzania nań bardziej złożonych operacji, i żywić z tego
tytułu do nich pogardę to jak pomiatać wszystkimi co nie zapierdalają
jak Usain Bolt, skaczą niczym Małysz, mają chuja po kolana i zaliczyli
tyle cipek co John Holmes itd. rzecz godna wyjątkowo ciężkiego chama.
Wycofanie depozytu i żywa gotówka w ręku także nie daje gwarancji,
bowiem jeśli dojdzie do hiperinflacji ostanie z tego kupa
bezwartościowego już papieru zdatnego jedynie do skręcania zeń blantów
lub oczyszczania odbytu z resztek kału. Poza tym nie wiem
jak zapobiegliwa dywersyfikacja oszczędności, trzymanie hajsu
obojętnie w złocie czy bitcoinach, a nawet strzeżone przez
uzbrojone po zęby prywatne agencje ochrony domy-twierdze kryjące
prawdziwe arsenały nie ocalą bogaczy, gdy dojdzie do pauperyzacji
mas i zdesperowani osobnicy zaczną grupować się w bandy gotowe na
wszystko by dorwać byle ochłap, a
zwłaszcza kiedy wskutek tego do władzy dojdą neobolszewickie ruchy
terrorystyczne dążące do wywłaszczenia domniemanych
''wyzyskiwaczy'' - skończą wtedy jak carska arystokracja z kulą we
łbie lub jako nędzarze na emigracji. Przywołanie komunistycznej rewolucji w Rosji będzie jak znalazł, skoro
już Graf straszy powrotem historycznych apokalips, bo dobrze okazuje ile
warte są jego rady co do zabezpieczenia się w obliczu tego typu
dziejowych katastrof: był to okres gigantycznej jumy usankcjonowanej
leninowskim ''grab nagrabione'', co znakomicie opisał historyk Sean
McMeekin w pracy pod znamiennym tytułem ''Największa grabież w historii:
jak bolszewicy złupili Rosję''. Ogromnych bywało depozytów poukrywanych
w bankach nie ochroniły przed zawłaszczeniem obstrukcja zarządzeń nowej
uzurpatorskiej władzy i strajk bankowców - środki na pierwszy budżet
Rosji sowieckiej zdobyto iście bandyckim rajdem kronsztadzkich
marynarzy, którzy na rozkaz Lenina zwyczajnie sterroryzowali bronią kasjerów, po czym napchawszy zrabowanymi
pieniędzmi przywiezione walizki, kufry i tym co pozostało swe kieszenie
wrócili raźno jak gdyby nigdy nic na Kreml. Bolszewicy zatrudnili też
profesjonalnych kasiarzy, którym płacili prowizję od rozprutych sejfów i
skrytek bankowych, nie wspominając już o zawłaszczonych przez nich gigantycznych na owe
czasy ilościach carskiego złota w czego upłynnieniu na rynkach pomogła
światowa finansjera. Z kolei ci rosyjscy kapitaliści
jakim udało się w porę wycofać pieniądze z rodzimego systemu
finansowego i w ten sposób uchronić choć resztki dawnego majątku
lokowali je w zachodnich bankach, a przecież to ich właściciele i
zarządcy byli głównymi sponsorami bolszewickiej rewolucji obok Niemców,
którzy tym nasrali sobie swym zwyczajem na głowę w dalszej perspektywie,
więc przypominało to ucieczkę wprost w paszczę lwa. Owszem, dziś to sytuacja nie do powtórzenia, gdyż były to czasy standardu złota i fiducjarnej wprawdzie, lecz przeważnie cieszącej się solidnymi państwowymi gwarancjami waluty, a nie czysto wirtualnego szmelcu robiącego teraz za pieniądz, niemniej i obecnie nie brak neobolszewickich informatyków [ i informatorów ] gotowych czyścić do goła elektroniczne konta w czym najbardziej przemyślne ''blokczejny'' im nie straszne. Sam mogę przytoczyć na dowód dwóch takich z lokalnego Ubekowa o których mi wiadomo, jednemu nadaliśmy wraz ze znajomym ksywę ''szyfrant'' bo przechwala się na stronie swej kancelarii prawnej stosowaniem ''najwyższych standardów bezpieczeństwa'' polegających na szyfrowaniu danych i ich przesyłaniu poprzez wyłącznie prywatne [ sic! ] systemy informatyczne, w wolnej chwili zaś ''monitoruje'' czyli zbiera haki na miejscowych ''faszystów'' tak realnych jak i domniemanych przez się. Jego towarzysz natomiast, mimo jowialnej powierzchowności wściekła czerwona świnia, która wyrosnąć może na drugiego brata Michnika, za dnia robi min. jako ekspert od ''smart city'' a po nocach pisze płomienne manifesty jak tu wywłaszczyć ''wyzyskiwaczy'' i ucinać ręce ''homofobom''. Prawda wygląda tak więc,
że dopóty grasz na cudzych warunkach cokolwiek poczniesz będziesz miał
przeje..., dopiero radykalne zakwestionowanie samych reguł stanowi
wyjście, ale jak to niby zrobić gdy jesteś drobnym, a niechby i znacznym
ciułaczem czy przeciętnym inwestorem na rynku i to nie ty wyznaczasz
rządzące nim prawidła? Jeśli jednak chcesz marnować cenne zwłaszcza
teraz ograniczone zasoby na doradztwo finansowe, by dać zarobić panu
ekspertowi wolna wola - przecież to są ''twoje'' pieniądze.
Jednym słowem wygląda na to, że nie ma jak uciec o własnych siłach przed światem ''nowej wspaniałej normalności'' szykowanej nam przez resortowych wolnościowców pokroju Sokały, czas więc chyba szykować sobie kaftan... I doń się przyzwyczajać - jedyne co mnie pociesza, iż nic co ręką ludzką uczynione doskonałym być nie może, stąd globalną wieżę Babel nieuchronnie czeka los jej biblijnego pierwowzoru, oby.
sobota, 25 kwietnia 2020
niedziela, 12 kwietnia 2020
Edek Bernays patronem operacji ''koronawirus''?
Z góry uprzedzam, że nie zamierzam brnąć w rozważania o rzekomym sprawstwie Amerykanów w całym tym zamieszaniu - zwolenników takowych teorii odsyłam na tubowy kanał Mateusza Jarosiewicza, gdzie łączy on kropki w idealną paranoiczną całość [ podejrzewam zresztą, że wzorem papy, psychologa biznesu, przeprowadza jakowyś socjocybernetyczny eksperyment, szkoda tylko, że cudzym kosztem: nie będę także łamał sobie głowy tym, czy robi to z własnej inicjatywy lub też w czyimś interesie, bo od ustalenia tego są odpowiednie instytucje ]. Równie dobrze można by uznać, że za wszystkim stoją post-komunistyczne Chiny i nade wszystko może ich globalistyczni pomagierzy - Trump w podsłuchanej rozmowie, której przeciek kontrolowany zapewne parę miesięcy temu zaledwie nagłośniono w mediach wywołując nielichy skandal, wprost nazwał CHRL kreaturą Światowej Organizacji Handlu [ WTO ] i słusznie, przecież nikt lepiej w interesie kapitalistycznych wyzyskiwaczy nie nadzoruje batem roboli jak ich rzekomi socjalistyczni ''obrońcy'', więc w sumie czemuż by nie? Dopiero co zaś na profilu w mediach społecznościowych bez ogródek swoim zwyczajem oskarżył inną agendę globalistycznej szajki WHO, że spieprzyła sprawę ustawiając zalecane wytyczne ewidentnie pod interesy Pekinu, może więc nareszcie USA przestaną łożyć na utrzymanie tej bandy darmozjadów i szkodników od pedofilskiej seksualizacji dzieci i tego typu ohydztw, a nie skończy się jak zwykle na tweeterowych pogróżkach. Echa tego konfliktu możemy obserwować też na lokalnym podwórku w całkowicie sprzecznych komunikatach płynących z obozu rządzącego, bo wygląda na to, że Kaczyński jedno a Maowiecki z Szumowskim drugie, Gówin także ale ponieważ nadto wyszedł przed szereg więc słusznie zebrał po łbie. Ostatni prą do przemycenia pod pozorem betonowego koła ratunkowego dla polskiego biznesu 5G w interesie komunokaptalistycznych Chin, bo cóż z tego, że w oficjalnych enuncjacjach premier sroży się na Pekin, kiedy drugą ręką wydaje zgodę dla Huawei na uruchomienie eksperymentalnej sieci tegoż 5G na strategicznym polskim Wybrzeżu, a to nie bagatela, gdyż technologia ta ma nade wszystko militarne znaczenie. Przypominam, iż niedawno zmarły papa szefa rządu, ''antykomunistyczny bohater'' wykreowany przez sowiecką bezpiekę głosił od dawien dawna koncept zaprowadzenia kontynentalnego imperium od Atlantyku po Pacyfik co łacno sprawdzić, a realne działania syna i skupionej wokół niego kamaryli idealnie wpasowują się w tak zarysowaną strategię. Jeśli dodamy amerykańskie ćwiczenia wojskowe ''Defender 20'' zablokowane przez koronawirusa, i sprytnie podmienioną dekadę temu ponad przez wspomniane WHO definicję ''pandemii'' na okazję ''świńskiej grypy'', gdzie od tego momentu liczy się potencjalne zagrożenie jej rozmiarami, a nie realna liczba zachorowań i zgonów, wszystko zaczyna układać się w pewną logiczną całość, może nazbyt bo w tym problem z wszelkimi ''teoriami spiskowymi''. Dlatego szczerze mówiąc mam wyj... na podobne spekulacje, bowiem gdyby co nie daj przyszło zdychać na jaką zarazę raczej mało obchodziłoby nas czy konamy od sprokurowanej w takich lub innych laboratoriach sztucznie broni biologicznej, czy też jakowegoś cholerstwa, które naturalnie zalęgło się w trzewiach opancerzonego szczura na drugim końcu świata. Wszakże z ogólnego punktu widzenia ma to oczywiście swe znaczenie, i to zasadnicze sęk jednak w tym, że jak głosi trafnie znane powiedzenie ''pierwszą ofiarą wojny jest prawda'', zwłaszcza informacyjnej jak dziś, stąd dopóki nie będzie dane nam spojrzeć na wszystko z dystansu wolę zawiesić osąd, niż brnąć w jałowe spekulacje powodując tylko sobą różnym szemranym typom jak wymieniony na wstępie. Nie posiadawszy wiedzy co do przyczyn ewentualnymi reperkusjami jakie niewątpliwie poczujemy na własnej skórze zajmę się inną porą, teraz zaś odniosę się jedynie do zbiorowej psychozy jaka wskutek tego opanowała post-nowoczesne społeczeństwa. Dlatego tytuł niniejszego wpisu należy traktować jako intelektualną prowokację mającą na celu pobudzić do myślenia, a nie głos na rzecz tej czy innej ze ścierających się obecnie w mediach ostro opcji politycznych i światooglądowych.
Stan dziejowego zawieszenia w jakim bez kozery orzec można znaleźliśmy się skłonił mnie do sięgnięcia po pracę Mirosława Lakomego o ''doktrynie Bernaysa'', autor wprawdzie na demoliberalną modłę niepotrzebnie i irytująco wręcz obesrany krygując się niczym grzeczna panienka z dawnych dobrych czasów [ tak, wiemy kochanie, że nie jesteś ''faszystą''! ], niemniej zawarte w niej uwagi pana Edwarda B. porażają aktualnością w swym przenikliwym cynizmie. Lektura jak znalazł więc na obecne czasy - by przybliżyć sylwetkę tytułowego bohatera wystarczy powiedzieć, że na jego losie zaważyło bliskie pokrewieństwo z Freudem, i to wręcz ''krzyżowe'', gdyż ojciec Bernaysa wziął sobie za żonę siostrę ojca psychoanalnizy, ten zaś z kolei ożenił się z jego siostrą... Zafascynowany perwersyjnymi ideami wuja Edek, gdy dorósł w duchu amerykańskiego pragmatyzmu jął stosować je w działalności komiwojażera, a w końcu twórcy biznesowego PR-u jakim się ostał, z sukcesem zazwyczaj niestety. Otóż studiując pisma Freuda, ale i ''psychologa mas'' Gustawa Le Bona i im podobnych odkrył smutne realia praw rządzących ludzką wspólnotą niezależnie od panującego w niej ustroju politycznego i ekonomicznego: okazało się, że ''umysł grupowy'', który jest faktem a nie żadną hipostazą, posiada cechy odmienne od indywidualnych i motywowany jest przez impulsy, emocje i nawyki, stąd bardzo łatwo nim powodować. Innymi słowy nawet jeśli ludzie jako jednostki są z grubsza przynajmniej racjonalni [ co jest bardzo dyskusyjne oględnie zowiąc ], to jednak nie ma to żadnego przełożenia na formy ich życia zbiorowego, w tym uprawianą przez nich działalność gospodarczą, która przybiera przez to zazwyczaj irracjonalną bywa całkiem formę, i stąd generuje permanentne kryzysy niezależne od interwencjonizmu państwowego jaki może je co najwyżej osłabiać lub wzmacniać w zależności od zapatrywań danej szkoły ekonomicznej. Mechanizm ten działa co warto podkreślić nie tylko w tłumie, ale nawet gdy jak teraz siedzimy pozamykani w swoich domach każdy z osobna i na dobrowolnej często kwarantannie - mamy właśnie okazję nie tylko obserwować co samemu doświadczać na własnej skórze potęgi czynników irracjonalnych i odruchów stadnych na wyobcowane jednostki w całkiem zatomizowanym społeczeństwie! W tej sytuacji jako skuteczne i realistyczne metody zarządzania ludzką wspólnotą zwykle jawią się zasadniczo tylko dwie opcje: albo napierdalanie ludzi batem jak w rusko-pruskim drylu w daremnej na dalszą metę próbie całkowitego okiełznania społecznego żywiołu, co rzecz jasna owocuje tępą martwotą poddanych opresji rzesz na przemian z cyklicznymi nawrotami wściekłych rewolt w których znajduje desperacki wyraz ich tłumiona energia, lub też preferowany przez Anglosasów ''soft management'', czyli manipulacja zbiorowymi emocjami i odruchami przez ''niewidzialny rząd'' o jakim otwarcie mówił Bernays, używał on tu eufemistycznej metafory ''kołysania'' opinią publiczną dla opisu praktyki przypominającej dosiadanie rozjuszonej bestii. W mojej opinii istnieje też ''trzecia droga'', a jest nią polityczny i gospodarczy autorytaryzm, tym bardziej, że jest on efektywny ekonomicznie czego dowodem Singapur, a nade wszystko uczciwszy, bo tu rząd jest widzialny, hierarchia jawna, zaś obywatele dysponują wprawdzie ograniczonym, za to realnym zakresem swobód. Nikt przynajmniej nie żeni nam tutaj ordynarnego niewolnictwa jako ''wolności'' tak jak w sprokurowanej przez Bernaysa, a emblematycznej dla demoliberalizmu akcji z ''Torches of Freedom'', gdzie posługując się wyzwolonymi z mózgu babami wciśnięto im uzależnienie od tytoniowego nałogu i nabijanie tym kabzy producentom papierosów jako rzekomą ''emancypację''. Zwykła wydawałoby się lufka w ustach kobiety stała się tu ilustracją perfidnie zaszczepionego społeczeństwu freudowskiego ''kompleksu zazdrości o penisa'' trawiącego rzekomo wiele niewiast, rzecz jasna nie chodziło tu o sam organ ile to co sobą symbolizuje, czyli władzę, dominację i takie tam - tego właśnie nie pojmują nędzni stulejarze, iż babska nawet te najbardziej wredne stały się w ten sposób jedynie nieświadomym narzędziem w rękach cynicznych, wyzutych z emocji facetów, to mężczyźni za ich pomocą zgotowali innym mężczyznom piekło [ co bynajmniej nie zdejmuje winy z kobiet, które ochoczo temu uległy ]. W każdym razie zarówno libertarianie jak i ich socjalistyczni adwersarze na równi zdają się ignorować tę oto smutną prawdę o prawach rządzących ludzkimi zbiorowościami, jednako hołdując ''organicznej'' wizji społeczeństwa radykalnie odmienne tylko wyciągając z tego wnioski: lewicy marzy się kolektywne zarządzanie działalnością gospodarczą, wolnościowcy zaś preferują swobodne interakcje jednostek i dobrowolnych zrzeszeń konstytuujących sieć w pełni wolnego rynku, tak czy siak pokładają wiarę w ''powszechny rozum'' jawiący się w świetle powyższych konstatacji jako oksymoron. Pryncypialne trzymanie się zasad skazuje więc jednych i drugich na polityczną przegraną z racji programowego ignorowania realiów, albo też ceną za sukces staje się gigantyczna hipokryzja i wyrzeczenie się ideałów - dlatego nie tylko socjaliści w swym dążeniu do ustanowienia bezpaństwowej komuny tworzą mordercze totalitaryzmy, ale i liberałowie zazwyczaj po dorwaniu do władzy ostają się ordynarnymi zamordystami. Moralne więc byłoby uczciwe postawienie sprawy jak to ma miejsce w autorytarnym porządku rzeczy, zamiast kultywowanie zakłamania lub jałowej iluzji socjalistycznej czy wolnorynkowej.
Świadom podskórnego dramatu nowożytnej historii był Stachniuk, co by o nim nie gadać wybitny i przenikliwy umysł, bowiem trafnie rozpoznał w pisanych w okresie cywilizacyjnej zapaści ''Zagadnieniach totalizmu'' przyczyny szalejącej wokół wojennej zawieruchy, jak i triumfu komunizmu i nazizmu: wejście na arenę dziejów mas demokratycznych oznaczało erupcję ''emocyj utajonych'', rządzących nimi chtonicznych sił, które zmiotły tradycyjne formy społeczne i kulturowe jakie nie były już w stanie ich okiełznać. Na tym w istocie polegała katastrofa epoki totalitaryzmów ''czerwonego'' i ''brunatnego'' mimo wszelkich dzielących je różnic, stanowiły one apokaliptyczny na historyczną miarę paroksyzm zwyrodniałej energii zakumulowanej w ludzkich tłumach - przy całym moim zasadniczym sceptycyzmie dla Stachniuka chylę czoła przed heroicznym, i daremnym jak się okazało wysiłkiem jaki podjął, by przeciwstawić tym patologiom jakiś pozytywny projekt polityczny, konkretnie ''narodowej wspólnoty tworzącej'' całkowicie poroniony szczególnie w ówczesnych realiach, za co zapłacił złamanym w ubeckiej katowni życiem. To zresztą dylemat nie nowy, pierwszy bodaj raz pojawia się jako kontrowersja między dwoma wybitnymi filozofami nie tylko politycznymi Thomasem Hobbesem a Baruchem Spinozą już w poł. XVII w., akurat wtedy, gdy z impetem masy wchodzą na europejską scenę dziejów. Nie był to miły widok oględnie zowiąc, pierwszy z nich napatrzył się wiele pod tym względem podczas rewolucji w Anglii i wojny domowej, które to zawieruchy historyczne zawsze stanowią wypiętrzenie g... tkwiącego w człowieku i najbardziej odrażających cech naszego gatunku. Drugi zaś jako związany ze stronnictwem braci de Witt walczących w ówczesnej Holandii o prymat władzy przeżył ciężko ich bestialski lincz jakiego dopuścił się podpuszczony przez rywali politycznych motłoch: pokłosiem tego słynny obraz z epoki przedstawiający nieszczęsne ofiary rozgrywek jako zmasakrowane połcie mięsa niczym świńskie półtusze w rzeźni. Wszakże obaj wyciągnęli z tego skrajnie odmienne wnioski - Hobbes jak to zwykle się czyni w razie gorzkich rozczarowań uznał, że skoro ludzie to bestie zwyczajnie trza ich wziąć za mordę, a raczej sami powinni nałożyć sobie kaganiec na pysk w swym dobrze pojętym, egoistycznym interesie by się wzajem nie powyrzynali, stąd konieczność ustanowienia nad sobą państwowego Lewiatana czuwającego, aby społeczność na powrót nie osunęła się w barbarzyński ''stan natury''. Inaczej Spinoza: z budzącego grozę odkrycia irracjonalnej natury człowieka wyrozumował, że nie ma co tłumić dzikich instynktów tkwiących w każdym z nas, bo przyniesie to jedynie skutek podobny desperackiemu przyciskaniu pokrywki na gotującym się garnku, za to należy je wykorzystać umiejętnie kanalizując tak, by miotające jednostką ambicje, żądze, skrajne emocje etc. zaprząc w służbie ogółu, i nie przypadkiem za najlepszy ku temu ustrój uznał demokrację, wszakże nie pojmowaną naiwnie jako rzekome ''rządy ludu'', ale jak pisał już wtedy: ''rządzenie ludźmi w taki sposób, by wydawało im się, że rządzą sobą sami''. Doskonałą tego ilustracją był inny projekt Bernaysa ''Democracity'' z 1939 r. stanowiący manifestację paternalistycznego kapitalizmu, gdzie przeciętny konsument jest zaledwie pionkiem i narzędziem w przestrzeni zorganizowanej przez połączone siły wielkiego biznesu i rządu, a wszystko to w oprawie haseł o ''wolnym handlu'' i ''prawach jednostki'':
Stan dziejowego zawieszenia w jakim bez kozery orzec można znaleźliśmy się skłonił mnie do sięgnięcia po pracę Mirosława Lakomego o ''doktrynie Bernaysa'', autor wprawdzie na demoliberalną modłę niepotrzebnie i irytująco wręcz obesrany krygując się niczym grzeczna panienka z dawnych dobrych czasów [ tak, wiemy kochanie, że nie jesteś ''faszystą''! ], niemniej zawarte w niej uwagi pana Edwarda B. porażają aktualnością w swym przenikliwym cynizmie. Lektura jak znalazł więc na obecne czasy - by przybliżyć sylwetkę tytułowego bohatera wystarczy powiedzieć, że na jego losie zaważyło bliskie pokrewieństwo z Freudem, i to wręcz ''krzyżowe'', gdyż ojciec Bernaysa wziął sobie za żonę siostrę ojca psychoanalnizy, ten zaś z kolei ożenił się z jego siostrą... Zafascynowany perwersyjnymi ideami wuja Edek, gdy dorósł w duchu amerykańskiego pragmatyzmu jął stosować je w działalności komiwojażera, a w końcu twórcy biznesowego PR-u jakim się ostał, z sukcesem zazwyczaj niestety. Otóż studiując pisma Freuda, ale i ''psychologa mas'' Gustawa Le Bona i im podobnych odkrył smutne realia praw rządzących ludzką wspólnotą niezależnie od panującego w niej ustroju politycznego i ekonomicznego: okazało się, że ''umysł grupowy'', który jest faktem a nie żadną hipostazą, posiada cechy odmienne od indywidualnych i motywowany jest przez impulsy, emocje i nawyki, stąd bardzo łatwo nim powodować. Innymi słowy nawet jeśli ludzie jako jednostki są z grubsza przynajmniej racjonalni [ co jest bardzo dyskusyjne oględnie zowiąc ], to jednak nie ma to żadnego przełożenia na formy ich życia zbiorowego, w tym uprawianą przez nich działalność gospodarczą, która przybiera przez to zazwyczaj irracjonalną bywa całkiem formę, i stąd generuje permanentne kryzysy niezależne od interwencjonizmu państwowego jaki może je co najwyżej osłabiać lub wzmacniać w zależności od zapatrywań danej szkoły ekonomicznej. Mechanizm ten działa co warto podkreślić nie tylko w tłumie, ale nawet gdy jak teraz siedzimy pozamykani w swoich domach każdy z osobna i na dobrowolnej często kwarantannie - mamy właśnie okazję nie tylko obserwować co samemu doświadczać na własnej skórze potęgi czynników irracjonalnych i odruchów stadnych na wyobcowane jednostki w całkiem zatomizowanym społeczeństwie! W tej sytuacji jako skuteczne i realistyczne metody zarządzania ludzką wspólnotą zwykle jawią się zasadniczo tylko dwie opcje: albo napierdalanie ludzi batem jak w rusko-pruskim drylu w daremnej na dalszą metę próbie całkowitego okiełznania społecznego żywiołu, co rzecz jasna owocuje tępą martwotą poddanych opresji rzesz na przemian z cyklicznymi nawrotami wściekłych rewolt w których znajduje desperacki wyraz ich tłumiona energia, lub też preferowany przez Anglosasów ''soft management'', czyli manipulacja zbiorowymi emocjami i odruchami przez ''niewidzialny rząd'' o jakim otwarcie mówił Bernays, używał on tu eufemistycznej metafory ''kołysania'' opinią publiczną dla opisu praktyki przypominającej dosiadanie rozjuszonej bestii. W mojej opinii istnieje też ''trzecia droga'', a jest nią polityczny i gospodarczy autorytaryzm, tym bardziej, że jest on efektywny ekonomicznie czego dowodem Singapur, a nade wszystko uczciwszy, bo tu rząd jest widzialny, hierarchia jawna, zaś obywatele dysponują wprawdzie ograniczonym, za to realnym zakresem swobód. Nikt przynajmniej nie żeni nam tutaj ordynarnego niewolnictwa jako ''wolności'' tak jak w sprokurowanej przez Bernaysa, a emblematycznej dla demoliberalizmu akcji z ''Torches of Freedom'', gdzie posługując się wyzwolonymi z mózgu babami wciśnięto im uzależnienie od tytoniowego nałogu i nabijanie tym kabzy producentom papierosów jako rzekomą ''emancypację''. Zwykła wydawałoby się lufka w ustach kobiety stała się tu ilustracją perfidnie zaszczepionego społeczeństwu freudowskiego ''kompleksu zazdrości o penisa'' trawiącego rzekomo wiele niewiast, rzecz jasna nie chodziło tu o sam organ ile to co sobą symbolizuje, czyli władzę, dominację i takie tam - tego właśnie nie pojmują nędzni stulejarze, iż babska nawet te najbardziej wredne stały się w ten sposób jedynie nieświadomym narzędziem w rękach cynicznych, wyzutych z emocji facetów, to mężczyźni za ich pomocą zgotowali innym mężczyznom piekło [ co bynajmniej nie zdejmuje winy z kobiet, które ochoczo temu uległy ]. W każdym razie zarówno libertarianie jak i ich socjalistyczni adwersarze na równi zdają się ignorować tę oto smutną prawdę o prawach rządzących ludzkimi zbiorowościami, jednako hołdując ''organicznej'' wizji społeczeństwa radykalnie odmienne tylko wyciągając z tego wnioski: lewicy marzy się kolektywne zarządzanie działalnością gospodarczą, wolnościowcy zaś preferują swobodne interakcje jednostek i dobrowolnych zrzeszeń konstytuujących sieć w pełni wolnego rynku, tak czy siak pokładają wiarę w ''powszechny rozum'' jawiący się w świetle powyższych konstatacji jako oksymoron. Pryncypialne trzymanie się zasad skazuje więc jednych i drugich na polityczną przegraną z racji programowego ignorowania realiów, albo też ceną za sukces staje się gigantyczna hipokryzja i wyrzeczenie się ideałów - dlatego nie tylko socjaliści w swym dążeniu do ustanowienia bezpaństwowej komuny tworzą mordercze totalitaryzmy, ale i liberałowie zazwyczaj po dorwaniu do władzy ostają się ordynarnymi zamordystami. Moralne więc byłoby uczciwe postawienie sprawy jak to ma miejsce w autorytarnym porządku rzeczy, zamiast kultywowanie zakłamania lub jałowej iluzji socjalistycznej czy wolnorynkowej.
Świadom podskórnego dramatu nowożytnej historii był Stachniuk, co by o nim nie gadać wybitny i przenikliwy umysł, bowiem trafnie rozpoznał w pisanych w okresie cywilizacyjnej zapaści ''Zagadnieniach totalizmu'' przyczyny szalejącej wokół wojennej zawieruchy, jak i triumfu komunizmu i nazizmu: wejście na arenę dziejów mas demokratycznych oznaczało erupcję ''emocyj utajonych'', rządzących nimi chtonicznych sił, które zmiotły tradycyjne formy społeczne i kulturowe jakie nie były już w stanie ich okiełznać. Na tym w istocie polegała katastrofa epoki totalitaryzmów ''czerwonego'' i ''brunatnego'' mimo wszelkich dzielących je różnic, stanowiły one apokaliptyczny na historyczną miarę paroksyzm zwyrodniałej energii zakumulowanej w ludzkich tłumach - przy całym moim zasadniczym sceptycyzmie dla Stachniuka chylę czoła przed heroicznym, i daremnym jak się okazało wysiłkiem jaki podjął, by przeciwstawić tym patologiom jakiś pozytywny projekt polityczny, konkretnie ''narodowej wspólnoty tworzącej'' całkowicie poroniony szczególnie w ówczesnych realiach, za co zapłacił złamanym w ubeckiej katowni życiem. To zresztą dylemat nie nowy, pierwszy bodaj raz pojawia się jako kontrowersja między dwoma wybitnymi filozofami nie tylko politycznymi Thomasem Hobbesem a Baruchem Spinozą już w poł. XVII w., akurat wtedy, gdy z impetem masy wchodzą na europejską scenę dziejów. Nie był to miły widok oględnie zowiąc, pierwszy z nich napatrzył się wiele pod tym względem podczas rewolucji w Anglii i wojny domowej, które to zawieruchy historyczne zawsze stanowią wypiętrzenie g... tkwiącego w człowieku i najbardziej odrażających cech naszego gatunku. Drugi zaś jako związany ze stronnictwem braci de Witt walczących w ówczesnej Holandii o prymat władzy przeżył ciężko ich bestialski lincz jakiego dopuścił się podpuszczony przez rywali politycznych motłoch: pokłosiem tego słynny obraz z epoki przedstawiający nieszczęsne ofiary rozgrywek jako zmasakrowane połcie mięsa niczym świńskie półtusze w rzeźni. Wszakże obaj wyciągnęli z tego skrajnie odmienne wnioski - Hobbes jak to zwykle się czyni w razie gorzkich rozczarowań uznał, że skoro ludzie to bestie zwyczajnie trza ich wziąć za mordę, a raczej sami powinni nałożyć sobie kaganiec na pysk w swym dobrze pojętym, egoistycznym interesie by się wzajem nie powyrzynali, stąd konieczność ustanowienia nad sobą państwowego Lewiatana czuwającego, aby społeczność na powrót nie osunęła się w barbarzyński ''stan natury''. Inaczej Spinoza: z budzącego grozę odkrycia irracjonalnej natury człowieka wyrozumował, że nie ma co tłumić dzikich instynktów tkwiących w każdym z nas, bo przyniesie to jedynie skutek podobny desperackiemu przyciskaniu pokrywki na gotującym się garnku, za to należy je wykorzystać umiejętnie kanalizując tak, by miotające jednostką ambicje, żądze, skrajne emocje etc. zaprząc w służbie ogółu, i nie przypadkiem za najlepszy ku temu ustrój uznał demokrację, wszakże nie pojmowaną naiwnie jako rzekome ''rządy ludu'', ale jak pisał już wtedy: ''rządzenie ludźmi w taki sposób, by wydawało im się, że rządzą sobą sami''. Doskonałą tego ilustracją był inny projekt Bernaysa ''Democracity'' z 1939 r. stanowiący manifestację paternalistycznego kapitalizmu, gdzie przeciętny konsument jest zaledwie pionkiem i narzędziem w przestrzeni zorganizowanej przez połączone siły wielkiego biznesu i rządu, a wszystko to w oprawie haseł o ''wolnym handlu'' i ''prawach jednostki'':
-
w tak zarysowanej wizji konsumeryzm miał nie tylko zgodnie z duchem
ówczesnej keynesistowskiej ekonomii ożywić tkwiącą w zastoju
gospodarkę, ale nade wszystko angażując barbarzyńskie instynkty
mas kanalizować je w bezpieczny dla systemu sposób, by nie znalazły
one ujścia w totalitaryzmach, obojętnie komunistycznym czy
nazistowskim [ stąd dziejowy kontekst wystawy jest kluczowy ]. Z tej
perspektywy patrząc nie jest przesadą stwierdzenie, iż ówczesne gwiazdy
filmu, sportu czy estrady miały pełnić rolę ersatzu Hitlera czy
Stalina - skoro już ludzie tak uwielbiają oddawać się
bałwochwalstwu czcząc bożyszcza tłumów, niech robią to w formie
rozgrywek baseballowych czy koncertów jazzowych na wolnym powietrzu,
a nie podczas nazistowskich parteitagów lub bolszewickich masówek. Śmiem
twierdzić, iż na tym polega istotny sens konsumeryzmu do dziś jako nieodzownego dla sprawowania realnej władzy w społeczeństwie masowym mechanizmu politycznej kontroli,
wobec którego jego wymiar ekonomiczny jest drugorzędnym co najwyżej, podobnie jak i towarzyszących mu strategii ''emancypacyjnych'' kobiet, pederastów, mniejszości etnicznych i rasowych służących jak wygodne narzędzie w rękach globalistów do terroryzowania większości. Widać to choćby na przykładzie przemysłu pornograficznego jako kapitalnym aparacie mapowania zbiorowej nieświadomości, i ustalania skrytych, boć przecież nie ''intymnych'' już preferencji całych populacji, czy w biznesie gamingowym nawiasem idealnie zgrywającym się z powszechną militaryzacją, bowiem cyfrowe strzelanki sprzyjają wyrobieniu mentalnych dyspozycji przydatnych później na realnym polu walki. Dlatego zapaść ekonomiczna nie będzie oznaczać całkowitej likwidacji konsumpcji jak niektórzy mądrale już tokują, a co najwyżej jej ograniczenie i nade wszystko przeformatowanie np. ludzie zaczną kupować mniej, za to paradoksalnie preferując droższe, lecz trwalsze towary tak by posłużyły im dłużej w ciężkich czasach, może dzięki temu przynajmniej skończy się wreszcie obłęd sztucznego ''postarzania produktów'' itd. - zagadnienie to postaram się rozwinąć w kolejnych wpisach. Oczywiście na tak zarysowany istotny sens konsumeryzmu całkiem ślepi są wolnorynkowcy, usiłujący jeszcze przy tym rozerwać naturalny związek bogactwa i władzy, jak i przeceniający w pełnym tego słowa znaczeniu pracę socjaliści, nie kumający jednako czemu to wszystko ma służyć.
W każdym razie korzeni tej praktyki upatrywałbym w ''rozproszonym'' angielskim konstytucjonalizmie, gdzie z braku spisanej ustawy zasadniczej stanowi o niej to co za nią uchodzi w danym momencie dziejowym w powszechnej opinii, oczywiście bazującej na tamtejszej tradycji na którą składa się masa rozmaitych aktów prawnych, orzeczeń, uchwał parlamentu itd. Nacisk jednak położony jest tu na ich interpretację zależną w dużej mierze od kontekstu epoki, co otwiera pole dla siły perswazji, i stąd pewnie typowa dla wyspiarzy ''inżynieria zgody'' uprawiana przez takich PR-owców jak Bernays, zamiast kontynentalnego zamordyzmu. A cóż to jest wyjaśniał onże sam w wydanym tuż po zakończeniu II wojny światowej dziełku o tym samym tytule:
''Inżynieria zgody powinna opierać się teoretycznie i praktycznie na całkowitym zrozumieniu [tematu, którym się zajmuje] tych, których stara się pozyskać. Czasami jednak nie jest możliwe osiągnięcie wspólnych decyzji opartych na zrozumieniu faktów przez wszystkich ludzi. Przeciętny dorosły Amerykanin ma za sobą tylko sześć lat szkoły. Lider, spotykając się z naglącymi kryzysami i decyzjami do podjęcia, często nie może czekać aż ludzie osiągną choćby ogólne zrozumienie. W niektórych przypadkach, demokratyczny lider musi spełnić swoją rolę w doprowadzeniu społeczeństwa — poprzez inżynierię zgody — do społecznie konstruktywnych celów i wartości. [...] Przede wszystkim jednak, inżynier zgody musi stworzyć wiadomość. Wiadomość nie jest rzeczą nieożywioną. To jawny akt, który tworzy wiadomość, a wiadomość z kolei kształtuje postawy i działania ludzi. Dobrym kryterium oceny czy coś stanowi wiadomość lub też nie, jest sprawdzenie czy zdarzenie wychodzi poza ramy rutyny. Rozwijanie zdarzeń i okoliczności, które nie należą do rutynowych jest jedną z podstawowych funkcji inżyniera zgody. Zdarzenia tak zaplanowane mogą być emitowane poprzez systemy komunikacji do nieskończenie większej liczby ludzi niż ci, którzy rzeczywiście w nich uczestniczą i barwnie przedstawiają idee tym, którzy nie są ich uczestnikami. Pomysłowo zaaranżowane wydarzenie może z powodzeniem rywalizować o uwagę z innymi zdarzeniami. Wydarzenia interesujące dla mediów, z udziałem ludzi zwykle nie dzieją się przez przypadek. Są planowane świadomie by osiągnąć cel, by wpłynąć na nasze idee i działania. Wydarzenia mogą być także ustawione w reakcji łańcuchowej. Wykorzystując siłę liderów grup, inżynier zgody może ich stymulować do inicjowania swoich własnych działań. Zorganizują oni dodatkowe, wyspecjalizowane, zależne wydarzenia, które będą lepiej przedstawiać podstawowy temat.''
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10069
Znamienne, że polski przekład fundamentalnej pracy Bernaysa pod wymownym tytułem: ''Krystalizacja opinii publicznej'' ukazał się w zeszłym roku nakładem nie byle jakiej oficyny, bo samego Narodowego Centrum Kultury...
W podsumowaniu niniejszych rozważań zauważyć należy, iż to co obecnie się wokół wyprawia nie da się ukryć dziwnie współgra z wypowiedziami sprzed paru laty przyszłego jeszcze wtedy premiera Morawieckiego nagranymi przez ''karczmarzy'' w zajeździe ''Sowa'': otóż wykładał on tam w prywatnej rozmowie ze szczerą dosadnością na którą nie mógłby sobie pozwolić jako dyrektor banku a już szczególnie szef rządu w oficjalnych enuncjacjach, iż kończy się nieubłaganie dotychczasowe ''dolce vita'' obrzydliwie bogatych społeczeństw Okcydentu, którego jesteśmy de facto eurazjatycką peryferią. Sprawowanie przywództwa w tym świecie sprowadzało się dotąd do zarządzania oczekiwaniami mas, tymi słynnymi już wymienionymi przezeń ''menejdżment of ekspektejszynz'', nielichą więc sztuką jawi się wyklarowanie im teraz konieczności radykalnego obniżenia standardów do jakich przywykły, zwłaszcza gdy jeszcze niedawno samemu wmawiało się tym nieszczęśnikom najbardziej wydumane i autodestrukcyjne wręcz potrzeby podkręcając je do absurdalnych rozmiarów. Uczynić zaś to bezwzględnie należy, bowiem doszliśmy do ściany, i nie da się już dłużej jechać na samych jutuberach i szafiarkach w sytuacji, kiedy model taniej siły roboczej z Azji dostarczającej tym głupkom technologii i towarów w jakie mogli się modnie odziać kończy się. Dzieje się zaś tak, gdyż komunistyczni przywódcy Chin zapatrzeni w marksowski projekt bezklasowego ładu jako wyższej postaci kapitalizmu postanowili przejść do następnego etapu jego realizacji, a wielu globalistów zdaje się temu cicho sprzyjać. Omówieniem możliwych implikacji tego zajmiemy się kiedy indziej, teraz wypada nadmienić jedynie, iż jako się rzekło konsumeryzm stanowiąc przydatne narzędzie zawiadywania masami bynajmniej nie zaniknie w świecie rodzącej się na naszych oczach ''nowej normalności'', więc o los tępych a cwanych karyn szczujących cycem na instagramie jestem akurat spokojny, najwyżej się przebranżowią. Natomiast nie zmienia to faktu, że w ramach współczesnego ''totale Mobilmachung'' Okcydentu trzeba będzie zaprowadzić weń radykalną reglamentację i obostrzenia do czego najlepiej nadaje się totalitaryzm i wojna, a tego rzecz jasna nie chcemy jak słusznie zauważył Maowiecki, cóż jednak przeszkadza w tym celu wykorzystując siłę rażenia mediów tradycyjnych i elektronicznych wprawić masy w stan zbiorowej psychozy sztucznie nakręcaną ''pandemią'' dajmy na to... Tak sobie gdybam jedynie, w każdym razie wygląda na to, że będziemy jak klarował wówczas proroczo ''zapier... za miskę ryżu, jedni będą kopać rowy, inni je zasypywać, i będziemy zadowoleni poprzestając na mniejszych emeryturach, pensjach i firmach, byleśmy obniżyli odpowiednio dotychczasowe standardy naszych oczekiwań'', a wszystko oczywiście higienicznie i w maseczkach na twarzy. Przyznajmy uczciwie, że świat, który bardziej ceni świecenie publicznie gołym tyłkiem i insze obscena nad poszerzanie zakresu ludzkiej wiedzy, a zamiast nauczaniu elementarnej wydawałoby się logiki woli oddawać się studiowaniu takich gówien jak ''gender'' nie zasługuje na nic innego, a wręcz to zbytek łaski dlań.
Niestety o ile dla rozpasanego Zachodu mogą to być wręcz konieczne sole trzeźwiące, to już na tej naszej jego rubieży rzeczy przedstawiają się zgoła inaczej. Przedłużający się stan ''kwarantanny'' kraju będzie oznaczał rzeź tutejszego bieda biznesu i tysięcy zatrudnionych w nim ludzi, pozbawieni wskutek tego majątków i pracy, a często z ogromnym długiem na plecach jakiego możliwość spłacenia odjęto im nie z własnej winy, obrócą się przeciwko rządzącym wściekli wychodząc na ulice zasiliwszy także szeregi Konfy czy lewicy, i doprawdy trudno się temu dziwić. Kolejne obostrzenia zaprowadzane przezpajaca ''świeckiego świętego'' Szumowskiego stanowią dla nich wyrok, w każdym razie niedługo będzie tu sporo majątku i firm tanio do przejęcia, zapowiada się gigantyczna wyprzedaż nad Wisłą, i jeśli wypadki przyjmą takowy obrót palcem nawet nie kiwnę w obronie PiS, gdy rozjuszone pospólstwo weźmie ich w efekcie na widły [ insza inszość, że przy tym stopniu ''indywiduacji'' czyli anomii społecznej, i wydoskonaleniu technik kontroli oraz inwigilacji rządzący raczej nie mają się czego obawiać ]. Moje poparcie dla tej formacji od początku było warunkowe o czym łacno przekonać się z licznych archiwalnych wpisów na tym blogu, nigdy nie zapisywałem się do żadnej sekty politycznej obojętnie lewicowej, prawicowej czy libertariańskiej, całym sercem ich nie cierpię i zwalczam zajadle jak tylko potrafię. Reprezentowana więc przeze mnie postawa propaństwowca tylko zaczadzonemu swymi ideologicznymi dogmatami anarchiście może wydawać się ślepym posłuszeństwem najbardziej bzdurnym nakazom rządzących w myśl zasady: ''słuszna linię nasza władza ma''. Nie, gdy okaże się, iż oni sami zaczynają anarchizować własny kraj niczym Iwan Groźny zaprowadzając jakowąś ''cyber-opriczninę'' instalując przy każdym elektronicznego pastucha, przykro mi, ale są jakieś granice. Zasadnicza różnica w porównaniu z rekomendowanymi przeze mnie ostatnio singapurskimi rozwiązaniami polega na tym, iż groteskowym zamordyzmem i towarzyszącym mu propagandowym napuszeniem polskie państwo pokrywa swą fundamentalną słabość i nieudolność rządzących - tego należy się obawiać a nie jakowegoś widma ''autorytaryzmu'' nad Wisłą [ co nie wyklucza przy tym obrocie spraw ofiar śmiertelnych reżimu, wręcz przeciwnie: spanikowany desperat może urządzić masakrę strzelając na oślep ]. Warto stąd przypomnieć, że wbrew temu co bredzą parahistorycy pokroju red. Ziemkiewicza rokosz Lubomirskiego nie był buntem przeciwko królowi, inaczej jak wytłumaczyć ten oto kuriozalny z pozoru fakt, iż niecały miesiąc po pogromie, prawdziwej rzezi wojsk Jana Kazimierza pod Mątwami przywódca rzekomej ''rebelii'' złożył mu upokarzający hołd padając przed nim na kolana, i błagając cały we łzach o przebaczenie na oczach zgromadzonej tłumnie szlachty - ? Bowiem w ustroju rzeczywiście wolnościowym czyli republikańskim, gdzie rządność jest wręcz warunkiem swobód obywatelskich, poddani mają obowiązek przywołać władcę do porządku, gdy zbiesi się tracąc rezon jak właśnie wtedy stało się z polskim monarchą, któremu wskutek podszeptów małżonki stręczącej mu francuski jurgielt uwidziało się wmuszać RzPlitej absolutystyczny reżim. Żadną miarą nie zabezpieczyłby nas on przed dziejową katastrofą rewolucyjnego obalenia monarchii jaką de facto były rozbiory, a dokonaną o ironio przez innych władców mocarstw ościennych i to właśnie absolutystycznych! Tak jak nie ocalił samej Francji przed kataklizmem rewolucji, który uruchomił ciąg wypadków po których w rezultacie kraj ten już się nie podniesie, prędzej zamieniając w eurokalifat i bantustan w jednym.
W każdym razie najbliższe miesiące dowodnie okażą czy administrująca Polską ekipa posiada jeszcze jakieś resztki choć samodzielności, bo na nic innego rozpatrując rzecz trzeźwo od początku nie liczyłem, czy też okaże się jedynie kolejną ''trzymającą za władzę'' grupą nadzorców miejscowej ludności w obcym interesie, kierującej się zasadą ''rząd się sam wyżywi'' przywołując niesłynnego ''klasyka''. Zwyczajnie nie można budować postulowanego tutaj kapitalizmu państwowego zarzynając nawet tak niedoskonałą postać burżuazji narodowej jak ten nasz nieszczęsny bieda-biznes, a z pracownika na powrót czyniąc niewolnika gotowego znosić pomiatanie nim w robocie, i gównianą pensję byle mieć co do gara włożyć - jak pisałem już jestem przekonany, że eurazjatyzm jest naszym przeznaczeniem, wszakże nigdzie nie powiedziano, iż zamiast namiastki choć Singapuru nad Wisłą nie będziemy mieć tu drugi Bangladesz... I z tą oto cierpką jak dobre wino refleksją ostawiam licząc, że czas świąt Wielkanocnych stanie się okazją dla trzeźwej refleksji czy droga jaką dotąd zdążaliśmy jako jednostki i cały naród była aby właściwa, bo wszystko zdaje się wskazywać, iż stanowiła jedynie miraż z którego właśnie boleśnie się budzimy: nadzieję pokładam w naszej mówiąc Gombrem cywilizacyjnej ''młodszości'', czyli wspomnianym statusie eurazjatyckiej peryferii Zachodu jak i Wschodu, z drugiej przez to właśnie jesteśmy szczególnie narażeni jako państwo frontowe położone na geopolitycznym ''uskoku'', więc na dwoje babka wróżyła, obaczymy. Ten brak solidnych podwalin decyduje o fundamentalnej słabości polskiej państwowości czyniąc zarazem idiotycznymi wszelkie próby przeszczepienia anarchizmu czy libertarianizmu na nasz grunt, ruchome piaski na jakich przyszło nam żyć - pomstowanie na wszechwładzę rządu ma sens tam, gdzie Lewiatan jest faktycznie potężny, a nie kiedy desperacko usiłując złapać równowagę chwyta się dosłownie brzytwy jak teraz pararzeczpospolita nr. 3. Stanowić to powinno jednak asumpt do jej rzeczywistego wzmocnienia, nie zaś samobójczego w naszych warunkach bełkotu, że ''państwo złodzieje, a podatki kradzież'' czy ślepego zapatrzenia w poronione globalistyczne struktury typu UE co powiela jedynie postawę ''wolnościowców'' z Targowicy, którzy tak bardzo obawiali się zaprowadzenia rodzimego zamordyzmu, że wybrali posłuszeństwo cudzemu.
ps. rekomenduję jeszcze lekturę znakomitej pracy historycznej autorstwa Franka Dikottera pt. ''Rewolucja kulturalna. Historia - powinno być raczej ''tragedia'' - narodu 1962-76'', bowiem jak ulał na teraz, gdyż traktuje o gigantycznym eksperymencie socjotechnicznym kontrolowanego chaosu w jaki wprawił wówczas własny kraj Mao. Sztucznie rewoltując chińskie pospólstwo przeciwko swojemu aparatowi władzy każąc go tym za niedostateczną w jego mniemaniu służalczość i ''zdradę'' wręcz, mógł zachować wygodną pozycję superarbitra szczując wzajem frakcje partyjne w obozie komunistów, wojsko i całe grupy społeczne przeciwko sobie. Pozwalało mu to żeglować swobodnie niczym Wielki Sternik jakiego tytuł przybrał na wzburzonych falach krwawej anarchii w której pogrążyły się wtedy Chiny, przeorawszy tym tamtejsze społeczeństwo dokumentnie wywracając dotychczasowy porządek na nice. Szczególnie wstrząsające wrażenie robią zawarte w pracy opisy łatwości z jaką rozumni i cywilizowani wydawałoby się ludzie, zwłaszcza uczniowie i studenci elitarnych szkół stanowiący tamtejszą inteligencję, poddawali się orgii przemocy i psychozie bestialskiego linczowania ''wrogów klasowych'' samemu chętnie wymierzając takowym razy. To tak do sztambucha naiwnym, by nie powiedzieć wprost idiotom sądzącym, że totalitarne ''chińskie porządki'' stanowią jakąś alternatywę dla demoliberalnego miękkiego zamordyzmu Okcydentu, gdzie to każdy sam bierze się za twarz jak i swych współobywateli zahipnotyzowany sugestiami ''niewidzialnego rządu'', no i na odwrót... Mimo wszystko wolę preferowane przez Zachód ''strategiczne zarządzanie ludzką percepcją'', wszakże jedynie na zasadzie ''mniejszego zła''.
W każdym razie korzeni tej praktyki upatrywałbym w ''rozproszonym'' angielskim konstytucjonalizmie, gdzie z braku spisanej ustawy zasadniczej stanowi o niej to co za nią uchodzi w danym momencie dziejowym w powszechnej opinii, oczywiście bazującej na tamtejszej tradycji na którą składa się masa rozmaitych aktów prawnych, orzeczeń, uchwał parlamentu itd. Nacisk jednak położony jest tu na ich interpretację zależną w dużej mierze od kontekstu epoki, co otwiera pole dla siły perswazji, i stąd pewnie typowa dla wyspiarzy ''inżynieria zgody'' uprawiana przez takich PR-owców jak Bernays, zamiast kontynentalnego zamordyzmu. A cóż to jest wyjaśniał onże sam w wydanym tuż po zakończeniu II wojny światowej dziełku o tym samym tytule:
''Inżynieria zgody powinna opierać się teoretycznie i praktycznie na całkowitym zrozumieniu [tematu, którym się zajmuje] tych, których stara się pozyskać. Czasami jednak nie jest możliwe osiągnięcie wspólnych decyzji opartych na zrozumieniu faktów przez wszystkich ludzi. Przeciętny dorosły Amerykanin ma za sobą tylko sześć lat szkoły. Lider, spotykając się z naglącymi kryzysami i decyzjami do podjęcia, często nie może czekać aż ludzie osiągną choćby ogólne zrozumienie. W niektórych przypadkach, demokratyczny lider musi spełnić swoją rolę w doprowadzeniu społeczeństwa — poprzez inżynierię zgody — do społecznie konstruktywnych celów i wartości. [...] Przede wszystkim jednak, inżynier zgody musi stworzyć wiadomość. Wiadomość nie jest rzeczą nieożywioną. To jawny akt, który tworzy wiadomość, a wiadomość z kolei kształtuje postawy i działania ludzi. Dobrym kryterium oceny czy coś stanowi wiadomość lub też nie, jest sprawdzenie czy zdarzenie wychodzi poza ramy rutyny. Rozwijanie zdarzeń i okoliczności, które nie należą do rutynowych jest jedną z podstawowych funkcji inżyniera zgody. Zdarzenia tak zaplanowane mogą być emitowane poprzez systemy komunikacji do nieskończenie większej liczby ludzi niż ci, którzy rzeczywiście w nich uczestniczą i barwnie przedstawiają idee tym, którzy nie są ich uczestnikami. Pomysłowo zaaranżowane wydarzenie może z powodzeniem rywalizować o uwagę z innymi zdarzeniami. Wydarzenia interesujące dla mediów, z udziałem ludzi zwykle nie dzieją się przez przypadek. Są planowane świadomie by osiągnąć cel, by wpłynąć na nasze idee i działania. Wydarzenia mogą być także ustawione w reakcji łańcuchowej. Wykorzystując siłę liderów grup, inżynier zgody może ich stymulować do inicjowania swoich własnych działań. Zorganizują oni dodatkowe, wyspecjalizowane, zależne wydarzenia, które będą lepiej przedstawiać podstawowy temat.''
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10069
Znamienne, że polski przekład fundamentalnej pracy Bernaysa pod wymownym tytułem: ''Krystalizacja opinii publicznej'' ukazał się w zeszłym roku nakładem nie byle jakiej oficyny, bo samego Narodowego Centrum Kultury...
W podsumowaniu niniejszych rozważań zauważyć należy, iż to co obecnie się wokół wyprawia nie da się ukryć dziwnie współgra z wypowiedziami sprzed paru laty przyszłego jeszcze wtedy premiera Morawieckiego nagranymi przez ''karczmarzy'' w zajeździe ''Sowa'': otóż wykładał on tam w prywatnej rozmowie ze szczerą dosadnością na którą nie mógłby sobie pozwolić jako dyrektor banku a już szczególnie szef rządu w oficjalnych enuncjacjach, iż kończy się nieubłaganie dotychczasowe ''dolce vita'' obrzydliwie bogatych społeczeństw Okcydentu, którego jesteśmy de facto eurazjatycką peryferią. Sprawowanie przywództwa w tym świecie sprowadzało się dotąd do zarządzania oczekiwaniami mas, tymi słynnymi już wymienionymi przezeń ''menejdżment of ekspektejszynz'', nielichą więc sztuką jawi się wyklarowanie im teraz konieczności radykalnego obniżenia standardów do jakich przywykły, zwłaszcza gdy jeszcze niedawno samemu wmawiało się tym nieszczęśnikom najbardziej wydumane i autodestrukcyjne wręcz potrzeby podkręcając je do absurdalnych rozmiarów. Uczynić zaś to bezwzględnie należy, bowiem doszliśmy do ściany, i nie da się już dłużej jechać na samych jutuberach i szafiarkach w sytuacji, kiedy model taniej siły roboczej z Azji dostarczającej tym głupkom technologii i towarów w jakie mogli się modnie odziać kończy się. Dzieje się zaś tak, gdyż komunistyczni przywódcy Chin zapatrzeni w marksowski projekt bezklasowego ładu jako wyższej postaci kapitalizmu postanowili przejść do następnego etapu jego realizacji, a wielu globalistów zdaje się temu cicho sprzyjać. Omówieniem możliwych implikacji tego zajmiemy się kiedy indziej, teraz wypada nadmienić jedynie, iż jako się rzekło konsumeryzm stanowiąc przydatne narzędzie zawiadywania masami bynajmniej nie zaniknie w świecie rodzącej się na naszych oczach ''nowej normalności'', więc o los tępych a cwanych karyn szczujących cycem na instagramie jestem akurat spokojny, najwyżej się przebranżowią. Natomiast nie zmienia to faktu, że w ramach współczesnego ''totale Mobilmachung'' Okcydentu trzeba będzie zaprowadzić weń radykalną reglamentację i obostrzenia do czego najlepiej nadaje się totalitaryzm i wojna, a tego rzecz jasna nie chcemy jak słusznie zauważył Maowiecki, cóż jednak przeszkadza w tym celu wykorzystując siłę rażenia mediów tradycyjnych i elektronicznych wprawić masy w stan zbiorowej psychozy sztucznie nakręcaną ''pandemią'' dajmy na to... Tak sobie gdybam jedynie, w każdym razie wygląda na to, że będziemy jak klarował wówczas proroczo ''zapier... za miskę ryżu, jedni będą kopać rowy, inni je zasypywać, i będziemy zadowoleni poprzestając na mniejszych emeryturach, pensjach i firmach, byleśmy obniżyli odpowiednio dotychczasowe standardy naszych oczekiwań'', a wszystko oczywiście higienicznie i w maseczkach na twarzy. Przyznajmy uczciwie, że świat, który bardziej ceni świecenie publicznie gołym tyłkiem i insze obscena nad poszerzanie zakresu ludzkiej wiedzy, a zamiast nauczaniu elementarnej wydawałoby się logiki woli oddawać się studiowaniu takich gówien jak ''gender'' nie zasługuje na nic innego, a wręcz to zbytek łaski dlań.
Niestety o ile dla rozpasanego Zachodu mogą to być wręcz konieczne sole trzeźwiące, to już na tej naszej jego rubieży rzeczy przedstawiają się zgoła inaczej. Przedłużający się stan ''kwarantanny'' kraju będzie oznaczał rzeź tutejszego bieda biznesu i tysięcy zatrudnionych w nim ludzi, pozbawieni wskutek tego majątków i pracy, a często z ogromnym długiem na plecach jakiego możliwość spłacenia odjęto im nie z własnej winy, obrócą się przeciwko rządzącym wściekli wychodząc na ulice zasiliwszy także szeregi Konfy czy lewicy, i doprawdy trudno się temu dziwić. Kolejne obostrzenia zaprowadzane przez
W każdym razie najbliższe miesiące dowodnie okażą czy administrująca Polską ekipa posiada jeszcze jakieś resztki choć samodzielności, bo na nic innego rozpatrując rzecz trzeźwo od początku nie liczyłem, czy też okaże się jedynie kolejną ''trzymającą za władzę'' grupą nadzorców miejscowej ludności w obcym interesie, kierującej się zasadą ''rząd się sam wyżywi'' przywołując niesłynnego ''klasyka''. Zwyczajnie nie można budować postulowanego tutaj kapitalizmu państwowego zarzynając nawet tak niedoskonałą postać burżuazji narodowej jak ten nasz nieszczęsny bieda-biznes, a z pracownika na powrót czyniąc niewolnika gotowego znosić pomiatanie nim w robocie, i gównianą pensję byle mieć co do gara włożyć - jak pisałem już jestem przekonany, że eurazjatyzm jest naszym przeznaczeniem, wszakże nigdzie nie powiedziano, iż zamiast namiastki choć Singapuru nad Wisłą nie będziemy mieć tu drugi Bangladesz... I z tą oto cierpką jak dobre wino refleksją ostawiam licząc, że czas świąt Wielkanocnych stanie się okazją dla trzeźwej refleksji czy droga jaką dotąd zdążaliśmy jako jednostki i cały naród była aby właściwa, bo wszystko zdaje się wskazywać, iż stanowiła jedynie miraż z którego właśnie boleśnie się budzimy: nadzieję pokładam w naszej mówiąc Gombrem cywilizacyjnej ''młodszości'', czyli wspomnianym statusie eurazjatyckiej peryferii Zachodu jak i Wschodu, z drugiej przez to właśnie jesteśmy szczególnie narażeni jako państwo frontowe położone na geopolitycznym ''uskoku'', więc na dwoje babka wróżyła, obaczymy. Ten brak solidnych podwalin decyduje o fundamentalnej słabości polskiej państwowości czyniąc zarazem idiotycznymi wszelkie próby przeszczepienia anarchizmu czy libertarianizmu na nasz grunt, ruchome piaski na jakich przyszło nam żyć - pomstowanie na wszechwładzę rządu ma sens tam, gdzie Lewiatan jest faktycznie potężny, a nie kiedy desperacko usiłując złapać równowagę chwyta się dosłownie brzytwy jak teraz pararzeczpospolita nr. 3. Stanowić to powinno jednak asumpt do jej rzeczywistego wzmocnienia, nie zaś samobójczego w naszych warunkach bełkotu, że ''państwo złodzieje, a podatki kradzież'' czy ślepego zapatrzenia w poronione globalistyczne struktury typu UE co powiela jedynie postawę ''wolnościowców'' z Targowicy, którzy tak bardzo obawiali się zaprowadzenia rodzimego zamordyzmu, że wybrali posłuszeństwo cudzemu.
ps. rekomenduję jeszcze lekturę znakomitej pracy historycznej autorstwa Franka Dikottera pt. ''Rewolucja kulturalna. Historia - powinno być raczej ''tragedia'' - narodu 1962-76'', bowiem jak ulał na teraz, gdyż traktuje o gigantycznym eksperymencie socjotechnicznym kontrolowanego chaosu w jaki wprawił wówczas własny kraj Mao. Sztucznie rewoltując chińskie pospólstwo przeciwko swojemu aparatowi władzy każąc go tym za niedostateczną w jego mniemaniu służalczość i ''zdradę'' wręcz, mógł zachować wygodną pozycję superarbitra szczując wzajem frakcje partyjne w obozie komunistów, wojsko i całe grupy społeczne przeciwko sobie. Pozwalało mu to żeglować swobodnie niczym Wielki Sternik jakiego tytuł przybrał na wzburzonych falach krwawej anarchii w której pogrążyły się wtedy Chiny, przeorawszy tym tamtejsze społeczeństwo dokumentnie wywracając dotychczasowy porządek na nice. Szczególnie wstrząsające wrażenie robią zawarte w pracy opisy łatwości z jaką rozumni i cywilizowani wydawałoby się ludzie, zwłaszcza uczniowie i studenci elitarnych szkół stanowiący tamtejszą inteligencję, poddawali się orgii przemocy i psychozie bestialskiego linczowania ''wrogów klasowych'' samemu chętnie wymierzając takowym razy. To tak do sztambucha naiwnym, by nie powiedzieć wprost idiotom sądzącym, że totalitarne ''chińskie porządki'' stanowią jakąś alternatywę dla demoliberalnego miękkiego zamordyzmu Okcydentu, gdzie to każdy sam bierze się za twarz jak i swych współobywateli zahipnotyzowany sugestiami ''niewidzialnego rządu'', no i na odwrót... Mimo wszystko wolę preferowane przez Zachód ''strategiczne zarządzanie ludzką percepcją'', wszakże jedynie na zasadzie ''mniejszego zła''.
Subskrybuj:
Posty (Atom)