motto : ''... jakże smutne jest odcinanie jaj...''
[ Roman Kostrzewski - ''Kat'' ]
Zbliżają się święta, więc aby odreagować - żeby było jasne nie należę do mentalnych ''palikociąt'' czyli trzody samosprzedawalnych narzędzi mówiących zahipnotyzowanych przez ''maga z Biłgoraja'', więc nie same Boże Narodzenie budzi moją odrazę, choć ich duch jest mi obcy bo nie uważam się nie tylko za katolika, ale chrześcijanina w ogóle, ile komercyjna i obyczajowa, iście obłąkana w swym gorączkowym, niezdrowym podnieceniu otoczka, która do reszty już chyba przytłoczyła metafizyczny wymiar tego święta [ o ile rzecz jasna w ogóle takowy miało kiedykolwiek ] - postanowiłem zaserwować sobie równie radykalną odtrutkę na to całe szaleństwo w postaci serii seansów złych, nieudanych nowych polskich filmów [ ktoś powie, że to żadna sztuka znaleźć takowe obrazy, ale mowa tu o filmach kiepskich nawet na tle współczesnego polskiego kina... a więc naprawdę już hardkorr ! ]. Na pierwszy ogień poszedł twór na który od dawna miałem chrapkę, a którego już sam tytuł stanowi obietnicę rozkoszy dla każdego miłośnika złego gustu : ''Nieruchomy poruszyciel'' Łukasza Barczyka z 2008 r. - chyba najlepszym określeniem tego filmu będzie ''manieryczne g...''. Manieryzm, a nawet gargantuizm wręcz to słowa dobrze opisujące to, co dzieje się tam na ekranie, totalna przesada i brak umiaru we wszystkim niemal czyli kwintesencja kiczu. Jedyne co dobrego można powiedzieć o ''poruszycielu'' to obrazy i może muzyka, napisana przez współczesną polską kompozytorkę, uczennicę Louisa Andriessena [ kto wie, ten wie ], Hannę Kulenty - to rzeczywiście rzadkość we współczesnym, nie tylko polskim, kinie aby ścieżka dźwiękowa została stworzona przez profesjonalistę, to jedno, ale tylko jedno, akurat poczytuje się twórcy na plus. Próbuje on wprawdzie ratować swe dzieło podpierając się jakąś mętną pseudo-filozofią a nawet usiłując mu nadać radykalne przesłanie społeczne [ ! ], ale powiększa tym samym tylko śmieszną pretensjonalność całości : kto chce się przekonać niechże zapozna się z elukubracjami p. Barczyka w formie pisanej [ przyznam, że chyba od czasu posmoleńskich dywagacji mistrzyni przecież w sztuce pieprzenia smutów czyli Manuelli Ghrethkowskiej nie spotkałem się z równym stężeniem bredni, gość wali takie kocopoły, że aż [nie]miło ] lub krótkim dość zapisem wideo wywiadu z nim - przy okazji warto by sprawdzić ile razy wymienia w tym ostatnim słowo ''forma'', coś koło setki co najmniej, natomiast ani razu bodaj nie wspomina o treści : znamienne... Zresztą nawet z tej strony film się nie broni a tłumaczenia reżysera, że nie chciał opowiadać zwykłej linearnej fabuły kładąc nacisk bardziej na odzwierciedlenie i wywołanie bezpośrednio u widza skrajnych emocji są kompletnie nieprzekonujące, bo mimo użycia rzeczywiście dość radykalnych środków budzą one śmiech lub co najwyżej zażenowanie [ ten ''poruszyciel'' nie porusza... ]. Oto dowód - moja ulubiona scena z Janem Fryczem, którego kreacja w roli Generała rozpierdala wszystko i dla niego, oraz specyficznie pojmowanych jaj, warto zobaczyć ten nieudany twór, występującym tutaj wraz Marietą Żukowską, owszem ładną aktorką aczkolwiek jak na mój gust zbyt szczupłą [ a to ważne w tym pełnym nagości i perwersyjnego, pojebanego seksu obrazie ] :
- ''och majteczki!... jestem zdefraudowan / sromota, żenada i hańba na wiekix'' że aż chce się zacytować zacną piosenkę Tymonowych ''Kur'' z zeszłego stulecia...
Następnym nieudałym dziełem rodzimych tfurców, które skonsumowałem, przetrawiłem i... tak dalej, była ekranizacja ''Nienasycenia'' Witkacego z 2003 r. z Cezarym Pazurą w kilku aż rolach, jeśli nie głównych to wiodących - nie wchodząc w szczegóły rzecz przypomina raczej rozbudowaną adaptację teatru telewizji a nie film [ pewnie to kwestia finansów ] i nie umywa się niestety do ''Pożegnania jesieni'' w reżyserii Mariusza Trelińskiego z '89 r. bodajże. Owszem Cezarry błysnął w paru momentach pokazując aktorski pazur, cóż z tego jednak, skoro gubi go skłonność do szarżowania a sam reżyser nie panuje zbyt nad filmową materią i po pierwszej niezłej części gdzieś w połowie, przynajmniej dla mnie, wątek rwie się i siada napięcie. Nie będę się już czepiał nagromadzenia perwersji i obrzydliwości w fabule, bo u Witkaca w oryginale z tego co pamiętam przynajmniej było tak samo, chociaż mogliby jednak darować sobie scenę w której Czarek przebrany w niemowlęce bety w ramach jakiejś zwyrodniałej ''praktyki seksualnej'' wsuwa kupę nasraną przez Persy Zwierżontkowskają graną tu przez jego ówczesną żonę Weronikę Marczuk... Z całego filmu zapamiętuje się tylko kilka kapitalnych tekstów [ ale to zasługa autora literackiego pierwowzoru ] i parę scen, w których Pazura pokazuje, że mógłby być świetnym aktorem, gdyby tylko nie wierzył tak w swoją genialność, broni się też kreacja Katarzyny Gniewkowskiej jako samiczo-demonicznej księżnej Iriny Wsiewołodownej Ticonderoga, może jeszcze uroda paru aktorek, zwłaszcza ochoczo obnażających jędrne biusty ww. Weroniki Marczuk [ to jeszcze przed tym jak wpadła, a właściwie sama wepchnęła się w sidła agenta Tomka... zresztą cóż to dla niej za sztuka, skoro jak wieść gminna niesie przybyła ze stepów do naszego pięknego kraju na pocz. lat 90-ych by wywijać huculskie zapewne hołubce na rurce w jednym z pierwszych nadwiślańskich sex-klubów... ] i nieznanej mi dotąd - nie powiem, że bliżej, bo to byłoby dwuznaczne - niejakiej Anny Wendzikowskiej [ - nie wiem kto zacz ona, ale cyce ma zacne owszem ], natomiast muzyka Możdzera nie powala. Dość o tem - nie zamierzam zaśmiecać sobie bloga fragmentami tego ''dzieła'' - kto ciekaw może zobaczyć na zachętę pochodzący zeń krótki filmik [ - puenta w wykonaniu Pazury : bomba ] a jeśli mu mało obszerniejszy wybór scen, ale ostrzegam, że w tym ostatnim nagromadzenie perwersji, złego smaku i zwyczajnej głupoty może przekraczać dla kogoś dopuszczalną dlań miarę [ ja tam byłem ''zachwycony''... ], jeszcze pokaźny zbiór zdjęć i koniec : jestem nasycony.
No i ostatnie ''dziwadło'' - beznadziejny polski horror ''Pora mroku'' sprzed dwóch [ jeszcze ] lat : myślę, że nie warto rozpisywać się nad tą katastrofą, bo i cóż tu można powiedzieć ? Chyba tylko to, co zauważył jeden z internautów, że o wiele adekwatniejszym tytułem dla tego czegoś byłaby ''pomroczność jasna'' [ jest to zapewne najlepszy opis stanu jego twórców, gdy go kręcili ] - dla chcących dowiedzieć się czegoś więcej fajna recenzja, całość filmu można też zobaczyć na Youtube, niestety od 2-iego fragm. jebie się synchronizacja obrazu z dźwiękiem [ - ten drugi mocno wyprzedza pierwszy ], z drugiej strony może być to powodem dodatkowej uciechy czerpanej z oglądania tego zaiste ''strasznego filmu'', choć nie w zamierzonym przez reżysera sensie, zwłaszcza dla takich miłośników wszelkiego nieudactwa i pokraczności jak niżej podpisany na przykład. Zastanawiające przy tym, że twórca tego żałosnego gniota, zdolny ponoć operator Grzegorz Kuczeriszka również podobnie jak p. Barczyk od ''Nieruchomego'' co-nie-porusza, usiłuje podpierać się Arystotelesem... cóż to może znaczyć ? - że dyletanci filozoficzni nie powinni zabierać się za robienie filmów [ ani cokolwiek w ogóle ] ?
Szukając informacji o ''zamroczeniu'' natrafiłem na coś chyba jeszcze gorszego od powyższych bzdetów [ wiem, trudno w to uwierzyć ] - niech wstrząsająco wyczerpujący opis wystarczy za wszystko... Przyznam, że nie mam odwagi zaordynować sobie tego, trza dbać jakoś o elementarną psychiczną higienę, to podobnie jak słynny w ''pewnych kręgach'' ''Nekromantic'' przekracza nawet moją, i tak mocno ''permisywną'', normę. Gdyby ktoś, dla kogo wciąż nie jest to jasne zapytał : ''po jaką cholerę dobrowolnie fundować sobie takie g... ?!'' - najlepszym myślę dlań objaśnieniem będzie wypowiedź znaleziona na jakimś forum na temat wspomnianego przed chwilą badziewu :
''Ożesz w mordę! Totalnie rozbrajający, absolutnie niepoprawny, ekstremalnie komiczny i maksymalnie tandetny. Fantom Kiler przełamał wszelkie granice; aktorki rozbierają się w każdej sytuacji, morderca identyczny jak w Blood and Black Lace, niektóre sceny powiewają bajeranckim czarem Jessa Franco. Ale jest wszystko, nawet zamglony las i cmentarz, prawie jak w Nekromantiku ha ha. Dubbing rozwala prawie tak mocno jak dialogi wytwórni Skurcz, w Fantom Kilerze po prostu powklejano dialogi z innych filmów jak Tato, Przesłuchanie, Nic Śmiesznego itd.. Kompletnie nie ma to nic wspólnego z tym co się dzieje na ekranie, zatem można polec ze śmiechu. Nawet się za bardzo nie nudziłem, cuciła mnie głupota wylewająca się z ekranu! Na prawdę, dawno tak dobrze się nie bawiłem ''
- Wesołych [ ?! ] i przede wszystkim SPOKOJNYCH świąt życzę !
p.s. dzięki rekomendacji znajomego obejrzałem jeszcze ''Czarne słońca'', film Jerzego Zalewskiego z 1992 r., moim zdaniem to zajebista komedia, przy paru scenach wręcz popłakałem się ze śmiechu... nie wiem kto pisał tam kwestie ale scenariusz chyba powstawał na ciężkim przepiciu, to była epoka przeddopalaczowa spiritu przemycanego ze Wschodu, chuj wi jakie świństwa tam dodawali, pewnie mieszali wódę ze spermą albo pędzili ją na martwych łagiernikach, oczywiście procenty od szły na konto Putina - gość zarobił miliony na utylizacji ludzkich odpadów, czyż to nie interes godny czekisty ? Dobra, pierdolę jak po martwych słońcach... tak czy siak polecam - całość do zobaczenia w niezłej jakości na Youtube.
czwartek, 23 grudnia 2010
poniedziałek, 6 grudnia 2010
Narkowybory.
Na początek krótko o wyborach samorządowych : co do kupy, którą walnął Gierada o gejach i kozach, to chciałbym tylko z goryczą zauważyć, że kiedy wypierdalał nas [ czyli przedstawicieli ''mniejszości mentalnej'' ] z centrum, ze szpitala na Grunwaldzkiej na zadupie na Kusocińskiego [ gdzie naprawdę trudno się dostać - ja sobie dotąd jakoś radzę, ale znajoma mieszkająca pod Kielcami po trzecim nieudanym podejściu do zarejestrowania się u psychiatry poddała się i po prostu przestała brać leki, zresztą nie ma co dziwić się tym problemom skoro w mojej przychodni rejonowej jest więcej miejsca niż tam ] to wtedy pies z kulawą nogą nie zainteresował się tym bezczelnym przykładem dyskryminacji osób cierpiących na takie czy inne schorzenia psychiczne, nie słyszałem by ktoś się tym oburzał lub urządzał jakieś akcje protestacyjne, natomiast teraz zrobiła się chryja na cały kraj, na krótko wprawdzie ale jednak - cóż, jak widać mniejszość mniejszości nierówna... Wariaci są raczej mało ''zabawowi'', w przeciwieństwie do gejów, a w szaleństwie tak naprawdę nie ma nic ekscytującego, to kwintesencja potwornej i śmiertelnej w pełnym tego słowa znaczeniu nudy - obłęd to adekwatne słowo bo to błędne koło, kilka zapętlonych motywów powtarzających się z szaleńczą prędkością stwarzającą złudzenie intensywności [ znacie ten motyw z karuzelą, której nie można zatrzymać ? na początku jest zabawnie ale z czasem... ]. No, dlatego nie ma co się dziwić, że my pojeby nie jesteśmy w przeciwieństwie do pedałów ulubieńcami ''elyt'' [ jak to słowo śmierdzi ! ], Powiatowy nie zaprosi przecież takiego do swego szoł bo po co - żeby przynudzał o jakimś popierdolonym diabelskim kole w swojej głowie ? I przypominał, że jest ból, samotność, rozpacz... Nie k..., zawsze będziemy piękni, zdrowi i ''myłodzi'', nawciągamy się koksu, zrobimy se operację, zerżniemy 14-latkę albo -latka wedle gustu i będzie zajebiście, a jak nam już do reszty odjebie od tych świństw to pójdziemy do ''specjalisty'', jakiegoś Santorskiego czy inszego warszawkowego buddysty-satanisty i ch... ! Wracając do wyborów : spodziewałem się zwycięstwa Lubawskiego niestety, choć po cichu liczyłem jednak na trochę mniejszą jego przewagę nad rywalami - cóż, pocieszmy się, że gdzie indziej bywa jeszcze gorzej. Poza tym spośród banerów wyborczych moją uwagę zwróciły dwa wizerunki - wiszący na moim osiedlu niejaki Jakub Tamborski z PO, idealny platfusowy leming z wyrazem bydlęcego samozadowolenia na pysku nie zdradzającym najmniejszych oznak refleksji ani skrupułów, blondi w stylu wczesnego Rubika, 100% aryjskości, myślę że w mundurze SS byłoby mu do twarzy, heteroseksualny [ chyba ] ale nieortodoksyjnie [ pewnie ] oraz Katarzyna Tupaj startująca z listy PSL, którą ''wspierał'' [ a może napierał ? ] na imponujących rozmiarów banerze hiperprzystojny marszałek Jarubas, zauważyłem też że pani Kasia ''lubieła'' bardzo fotografować się ze słuchawką, co w świetle powyższego a także w połączeniu z jej nieco ''blondynkowatą'' urodą i tym, co sama napisała o sobie na stronie ''zielonej partii'' iż jej hobby stanowi ''uszczęśliwianie ludzi'' [ w jaki sposób ? ] nadawało temu wszystkiemu mocno dwuznaczny posmak, mówiąc wprost wyglądała jak jakaś jeb... ''różowa landrynka'', na jej plakatach brakowało tylko numeru 009... Nic jej to zresztą nie pomogło jak słyszę i przerżnęła [ za przeproszeniem... ] wybory a żona marszałka była ponoć zazdrosna - wcale się jej nie dziwię skoro jakaś obca siksa wisi na ramionach mężusia i to jeszcze na rogach największych ulic w mieście, żeby wszyscy widzieli, co za wstyd ! Tyle w tej tomacie : wyglądając z zaduchu lokalnego podwórka proponuję spojrzeć szerzej na inne zadupia do czego najlepiej będzie się moim nieskromnym zdaniem nadawać cudne kuriozum podesłane mi niedawno przez znajomego [ dzięki, małe a ] czyli mazurska blondynka w akcji [ ch... że z LSD, zagłosowałbym na te wspaniałe cyce, i zero mózgu w łepetynie - idealna kombinacja, przynajmniej dla onanisty... albo Simona Mola ] oraz już znaleziony przeze mnie na @CIA przykład na to jak wygląda etyczna polityka w wydaniu PO [ a jak nauczał onegdaj wielki kanclerz Bismarck o tym jak się robi politykę, podobnie jak kiełbasę, lepiej nie wiedzieć... ].
Dobra, teraz pora wyjaśnić o co chodzi z tym ''narko'' w tytule : w ubiegłą niedzielę słuchałem sobie na programie II PR tematycznej audycji ''Słuchaj świata'', jej formuła polega z grubsza na tym, że zaproszony gość opowiada o danym kraju, jego kulturze, historii itp. czemu towarzyszy muzyka pochodząca również stamtąd, tym razem omawiany był Meksyk - w drugiej części była bardzo ciekawa rozmowa z mieszkającym tam od dobrych paru lat Polakiem w miejscowości, która jest jedną z największych mekk surferów na świecie [ nie pamiętam jej nazwy ], on sam również pływa na desce i żyje z nauczania tej umiejętności innych [ niezły fach, co ? ]. Wśród wielu mniej lub bardziej interesujących historii, które przytaczał moją uwagę zwrócił szczególnie fenomen o nazwie ''narcocorrido'' - niezwykle popularny wg jego słów w Meksyku gatunek muzyki tanecznej opiewający ichnią gangsterkę, dilerów, walki karteli mafijnych itd. Nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie to, że nie jest to bynajmniej jakaś lokalna odmiana gangsta-rapu jak można by się spodziewać, ale muzycznie przypomina bardziej... disco-polo, albo wręcz muzykę weselną ! Zestaw instrumentów jest ten sam : perka, harmonia, jedna czy dwie gitary i jakaś trąbita na dokładkę, rytmy i melodie zaś polki, tyle że zamiast noży i sztachet są karabiny i granatniki przeciwpancerne... Wygląd grających tą muzykę gości jest równie pocieszny : niski kolo, przeważnie z nadwagą, w kapeluszu i butach kowbojskich, z prawdziwym gwiazdozbiorem na koszuli występujący często w otoczeniu lasek, którym pałęta się koło kolan, i wąsaty rzecz jasna. I to jest w tym właśnie najbardziej rozpierdalające, dla mnie przynajmniej - kontrast między budzącą uśmiech politowania formą a niestety upiornym wręcz tematem, bo myliłby się i to śmiertelnie w dosłownym tego słowa znaczeniu, kto lekceważyłby powyższych panów : dość wspomnieć, że na północy Meksyku [ to ważny szczegół, iż problem nie dotyczy całego kraju i większości jego zwykłych mieszkańców, jak gość wspominał tam gdzie żyje jest spokój, natomiast takiej muzyki słuchają tam wszędzie i niemal wszyscy, jest ponoć niezmiernie popularna ] w walkach karteli narkotykowych toczonych z policją i między sobą zginęło już blisko 30 tysięcy ludzi ! W dodatku jest to walka prowadzona ze szczególną bezwzględnością i na całego : goście tłuką na dragach tyle kasy, że stać ich na wspomniane wyrzutnie rakiet i ciężkie karabiny maszynowe, tak że policja jeździ tam w hełmach i kamizelkach kuloodpornych patrolując ulice w pojazdach opancerzonych jak wojsko, które zresztą też sobie z tymi mafiami nie radzi - przy okazji ostatniej afery z Wikileaks wyszło min. na jaw, że rząd Meksyku w poufnych rozmowach z USA przyznał, iż utracił kontrolę nad całymi rejonami w kraju i poprosił Amerykanów o pomoc bo sam nie jest w stanie w żaden sposób ich pokonać... Na tym tle szczególnie uderzająca jest dla mnie typowo polska niestety wtórność i głupie zakompleksienie cechujące wszystkich rodaków i warstwy społeczne, nie tylko wyalienowane elity, ale nawet zwykłych drechów - dlaczego nie przyszło im do tych wygolonych łbów, że po co importować jakieś buractwo z drugiego końca świata w postaci gangsta skoro mamy własne ? Nawet nasze chamstwo jest nieautentyczne... A przecież o ile ciekawiej byłoby, gdyby goście ''krótko z przodu - długo z tyłu'' zamiast śpiewać pedalskimi głosikami o miłości i innych duperelach opiewaliby te wszystkie Słowiki, Perszingi, Masy, Salcesony czy insze Dziady - wyobraźcie sobie : muzyczka i wokal jak z disco-polo tylko teksty o wywożeniu i zakopywaniu ludzi w lesie, masakrach w agencjach towarzyskich, przewałach finansowych, podziemnych laboratoriach fety, podkładaniu bomb w samochodach, chlastaniu niepokornych dziwek... Jak wtedy brzmiałyby słynne ''Majteczki w kropeczki'' - ''Kuleczki w główeczki'' ?! Cóż, pomarzyć można... Kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym jak by nie było barwnym fenomenie może poczytać w poświęconym mu tekście Domosławskiego z ''Gie-Wu'' lub artykule w ''Polityce'', czy pochodzącym z jakiegoś forum bliżej mi nieznanego albo z magazynu ''Forum'', ale chyba najbardziej w tym wszystkim rozpierdolił mnie krótki tekst z ''Rzepy'' o jednym ze zastrzelonych w porachunkach karteli gwiazdorze narcocorridos, szanowne państwo pozwolą, że zacytuję sam wstęp : ''Opiewający życie gangsterów piosenkarz Sergio Vega zdementował w wywiadzie plotki, że został zamordowany. Kilkanaście godzin później rzeczywiście zginął'' - ...
Dość pitolenia, parę choć konkretnych przykładów żeby dać jakie pojęcie o całości bo żadne gadanie nie zastąpi muzyki - na początek moi faworyci bo muzycznie z tego co udało mi się usłyszeć brzmią najlepiej, zwłaszcza trąbita w tle nadaje temu bezpretensjonalnemu kawałkowi lekko dixielandowy klimat, kombo o wdzięcznej nazwie El Compa Chuy, za przeproszeniem...
Poniżej zaś El Tigrillo Palma [ cudowne nazwy, nie ? ] : wokalista - tak go nazwijmy z braku lepszego określenia - ma garniturek ze skóry zdartej chyba z wroga, proszę też zwrócić uwagę na ludowy, indiański jakby motyw na jego płaszczu [ to jak gdyby u nas gość miał tam pasiaki łowickie ], ale za to pan dmuchający w trąbę naprawdę wzbudza mój szacunek [ to chyba najmocniejszy muzyczny element tego typu kapel ] :
Teraz natomiast proszę przygotować się na totalny hardkorr, będzie jazda bez trzymanki - grupa Los Amos de nuevo Leon : w poniższym klipie zawarte są niemal wszystkie podstawowe elementy ''stylu'' tej kapeli - lanie tequili wprost do otwartej paszczy oraz dupiaste i cycate Latynoski skaczące na scenie i klejące się do wokalisty spaślaka, który mię zachwyca, zwłaszcza jego wiecznie spocona łysina i kark, którego nie przebije pewnie nawet maczeta [ kolo stanowi zapewne ichni wzorzec przystojniaka, to krzepiące - pozwalam tu sobie podśmiewywać tylko dlatego, że mam nadzieję iż chroni mnie Atlantyk, w przeciwnym wypadku już dawno nakarmiono by moimi członkami psy i świnie... ] :
Dobra, nie zamierzam sobie zaśmiecać tym bloga - kto nabrał ochoty na więcej niechże więc zobaczy w następujących odnośnikach klipy takich gigantów sceny narcocorridos jak Los Tucanes de Tijuana [ - tu mamy buractwo w pełnej, czystej postaci : karabiny, drogie-tanie garnitury, dziwki, szampan, cygara, dekapitacje i zabijanie wrogów, kowbojskie kapelusze i oczywizda wąąąsy ! ], El Komander w powalającym kawałku ''Mafia nueva'' [ - kolo wysypał na siebie z worek kokainy, drugi ma we łbie ], Andres Marquez [ - o tym jak gangsterzy potrafią ''kochać'', to zresztą muzycznie całkiem sympatyczna, melodyjna meksykańska fiesta, polecam ], czy prawdziwą supergrupę złożoną z nich czyli wszystko w jednym [ abstrahując od wylewającego się z ekranu wieśniactwa radzę nastrzyc uszy na pracę perki pod spodem ].
Na koniec z dupy całkiem aczkolwiek a propos Meksyku pragnę powiadomić, że w dziale ''osobliwości'' od dawna już umieszczony jest odnośnik do strony meksykańskich synarchistów : mówiąc w największym skrócie jest to katolicki anarchizm, który jest kompletną antytezą anarchii - takie rzeczy to tylko w Meksyku... [ dla chcących podrążyć temat traktujący o tym obszerny i świetny jak zwykle esej prof. Bartyzela ]
p.s. Aby szanowny czytelnik -czka nie odniósł przygnębiającego wrażenia, że współczesną latynoską muzykę wykonują jedynie pajace strzelające do wszystkiego co się rusza i rżnące wszystko co na drzewo nie ten tego, pozwolę sobie jeszcze dorzucić króciutki acz sympatyczny bardzo kawałek kapeli Los Pikadientes de Caborca - tym razem żadnych mordów, karabinów ze złotymi kolbami ani machoizmu, za to wspaniały klimat meksykańskiej ''maniany'', swoistej ichniej filozofii życiowej, którą można streścić słowami ''co masz zrobić jutro zrób pojutrze'' [ albo w wersji mniej eleganckiej ''wszystko mam w piździe i na wszystko kładę lachę'' ] :
Dobra, teraz pora wyjaśnić o co chodzi z tym ''narko'' w tytule : w ubiegłą niedzielę słuchałem sobie na programie II PR tematycznej audycji ''Słuchaj świata'', jej formuła polega z grubsza na tym, że zaproszony gość opowiada o danym kraju, jego kulturze, historii itp. czemu towarzyszy muzyka pochodząca również stamtąd, tym razem omawiany był Meksyk - w drugiej części była bardzo ciekawa rozmowa z mieszkającym tam od dobrych paru lat Polakiem w miejscowości, która jest jedną z największych mekk surferów na świecie [ nie pamiętam jej nazwy ], on sam również pływa na desce i żyje z nauczania tej umiejętności innych [ niezły fach, co ? ]. Wśród wielu mniej lub bardziej interesujących historii, które przytaczał moją uwagę zwrócił szczególnie fenomen o nazwie ''narcocorrido'' - niezwykle popularny wg jego słów w Meksyku gatunek muzyki tanecznej opiewający ichnią gangsterkę, dilerów, walki karteli mafijnych itd. Nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie to, że nie jest to bynajmniej jakaś lokalna odmiana gangsta-rapu jak można by się spodziewać, ale muzycznie przypomina bardziej... disco-polo, albo wręcz muzykę weselną ! Zestaw instrumentów jest ten sam : perka, harmonia, jedna czy dwie gitary i jakaś trąbita na dokładkę, rytmy i melodie zaś polki, tyle że zamiast noży i sztachet są karabiny i granatniki przeciwpancerne... Wygląd grających tą muzykę gości jest równie pocieszny : niski kolo, przeważnie z nadwagą, w kapeluszu i butach kowbojskich, z prawdziwym gwiazdozbiorem na koszuli występujący często w otoczeniu lasek, którym pałęta się koło kolan, i wąsaty rzecz jasna. I to jest w tym właśnie najbardziej rozpierdalające, dla mnie przynajmniej - kontrast między budzącą uśmiech politowania formą a niestety upiornym wręcz tematem, bo myliłby się i to śmiertelnie w dosłownym tego słowa znaczeniu, kto lekceważyłby powyższych panów : dość wspomnieć, że na północy Meksyku [ to ważny szczegół, iż problem nie dotyczy całego kraju i większości jego zwykłych mieszkańców, jak gość wspominał tam gdzie żyje jest spokój, natomiast takiej muzyki słuchają tam wszędzie i niemal wszyscy, jest ponoć niezmiernie popularna ] w walkach karteli narkotykowych toczonych z policją i między sobą zginęło już blisko 30 tysięcy ludzi ! W dodatku jest to walka prowadzona ze szczególną bezwzględnością i na całego : goście tłuką na dragach tyle kasy, że stać ich na wspomniane wyrzutnie rakiet i ciężkie karabiny maszynowe, tak że policja jeździ tam w hełmach i kamizelkach kuloodpornych patrolując ulice w pojazdach opancerzonych jak wojsko, które zresztą też sobie z tymi mafiami nie radzi - przy okazji ostatniej afery z Wikileaks wyszło min. na jaw, że rząd Meksyku w poufnych rozmowach z USA przyznał, iż utracił kontrolę nad całymi rejonami w kraju i poprosił Amerykanów o pomoc bo sam nie jest w stanie w żaden sposób ich pokonać... Na tym tle szczególnie uderzająca jest dla mnie typowo polska niestety wtórność i głupie zakompleksienie cechujące wszystkich rodaków i warstwy społeczne, nie tylko wyalienowane elity, ale nawet zwykłych drechów - dlaczego nie przyszło im do tych wygolonych łbów, że po co importować jakieś buractwo z drugiego końca świata w postaci gangsta skoro mamy własne ? Nawet nasze chamstwo jest nieautentyczne... A przecież o ile ciekawiej byłoby, gdyby goście ''krótko z przodu - długo z tyłu'' zamiast śpiewać pedalskimi głosikami o miłości i innych duperelach opiewaliby te wszystkie Słowiki, Perszingi, Masy, Salcesony czy insze Dziady - wyobraźcie sobie : muzyczka i wokal jak z disco-polo tylko teksty o wywożeniu i zakopywaniu ludzi w lesie, masakrach w agencjach towarzyskich, przewałach finansowych, podziemnych laboratoriach fety, podkładaniu bomb w samochodach, chlastaniu niepokornych dziwek... Jak wtedy brzmiałyby słynne ''Majteczki w kropeczki'' - ''Kuleczki w główeczki'' ?! Cóż, pomarzyć można... Kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym jak by nie było barwnym fenomenie może poczytać w poświęconym mu tekście Domosławskiego z ''Gie-Wu'' lub artykule w ''Polityce'', czy pochodzącym z jakiegoś forum bliżej mi nieznanego albo z magazynu ''Forum'', ale chyba najbardziej w tym wszystkim rozpierdolił mnie krótki tekst z ''Rzepy'' o jednym ze zastrzelonych w porachunkach karteli gwiazdorze narcocorridos, szanowne państwo pozwolą, że zacytuję sam wstęp : ''Opiewający życie gangsterów piosenkarz Sergio Vega zdementował w wywiadzie plotki, że został zamordowany. Kilkanaście godzin później rzeczywiście zginął'' - ...
Dość pitolenia, parę choć konkretnych przykładów żeby dać jakie pojęcie o całości bo żadne gadanie nie zastąpi muzyki - na początek moi faworyci bo muzycznie z tego co udało mi się usłyszeć brzmią najlepiej, zwłaszcza trąbita w tle nadaje temu bezpretensjonalnemu kawałkowi lekko dixielandowy klimat, kombo o wdzięcznej nazwie El Compa Chuy, za przeproszeniem...
Poniżej zaś El Tigrillo Palma [ cudowne nazwy, nie ? ] : wokalista - tak go nazwijmy z braku lepszego określenia - ma garniturek ze skóry zdartej chyba z wroga, proszę też zwrócić uwagę na ludowy, indiański jakby motyw na jego płaszczu [ to jak gdyby u nas gość miał tam pasiaki łowickie ], ale za to pan dmuchający w trąbę naprawdę wzbudza mój szacunek [ to chyba najmocniejszy muzyczny element tego typu kapel ] :
Teraz natomiast proszę przygotować się na totalny hardkorr, będzie jazda bez trzymanki - grupa Los Amos de nuevo Leon : w poniższym klipie zawarte są niemal wszystkie podstawowe elementy ''stylu'' tej kapeli - lanie tequili wprost do otwartej paszczy oraz dupiaste i cycate Latynoski skaczące na scenie i klejące się do wokalisty spaślaka, który mię zachwyca, zwłaszcza jego wiecznie spocona łysina i kark, którego nie przebije pewnie nawet maczeta [ kolo stanowi zapewne ichni wzorzec przystojniaka, to krzepiące - pozwalam tu sobie podśmiewywać tylko dlatego, że mam nadzieję iż chroni mnie Atlantyk, w przeciwnym wypadku już dawno nakarmiono by moimi członkami psy i świnie... ] :
Dobra, nie zamierzam sobie zaśmiecać tym bloga - kto nabrał ochoty na więcej niechże więc zobaczy w następujących odnośnikach klipy takich gigantów sceny narcocorridos jak Los Tucanes de Tijuana [ - tu mamy buractwo w pełnej, czystej postaci : karabiny, drogie-tanie garnitury, dziwki, szampan, cygara, dekapitacje i zabijanie wrogów, kowbojskie kapelusze i oczywizda wąąąsy ! ], El Komander w powalającym kawałku ''Mafia nueva'' [ - kolo wysypał na siebie z worek kokainy, drugi ma we łbie ], Andres Marquez [ - o tym jak gangsterzy potrafią ''kochać'', to zresztą muzycznie całkiem sympatyczna, melodyjna meksykańska fiesta, polecam ], czy prawdziwą supergrupę złożoną z nich czyli wszystko w jednym [ abstrahując od wylewającego się z ekranu wieśniactwa radzę nastrzyc uszy na pracę perki pod spodem ].
Na koniec z dupy całkiem aczkolwiek a propos Meksyku pragnę powiadomić, że w dziale ''osobliwości'' od dawna już umieszczony jest odnośnik do strony meksykańskich synarchistów : mówiąc w największym skrócie jest to katolicki anarchizm, który jest kompletną antytezą anarchii - takie rzeczy to tylko w Meksyku... [ dla chcących podrążyć temat traktujący o tym obszerny i świetny jak zwykle esej prof. Bartyzela ]
p.s. Aby szanowny czytelnik -czka nie odniósł przygnębiającego wrażenia, że współczesną latynoską muzykę wykonują jedynie pajace strzelające do wszystkiego co się rusza i rżnące wszystko co na drzewo nie ten tego, pozwolę sobie jeszcze dorzucić króciutki acz sympatyczny bardzo kawałek kapeli Los Pikadientes de Caborca - tym razem żadnych mordów, karabinów ze złotymi kolbami ani machoizmu, za to wspaniały klimat meksykańskiej ''maniany'', swoistej ichniej filozofii życiowej, którą można streścić słowami ''co masz zrobić jutro zrób pojutrze'' [ albo w wersji mniej eleganckiej ''wszystko mam w piździe i na wszystko kładę lachę'' ] :
Subskrybuj:
Posty (Atom)